Nowa atrakcja turystyczna w regionie. Pociąg przewiezie na plażę przez Puszczę!

To niezwykła atrakcja turystyczna. Od dziś można jeździć przez całe wakacje pociągiem z Hajnówki nad Zalew Siemianówka. Podobnie jak z Białegostoku do Walił będą jeździć 2 pary pociągów w soboty i niedziele oraz jedna w piątek wieczorem do Siemianówki a z samego rana w sobotę powrót. Pociąg będzie jechać przez Narewkę. Bilet na całej trasie kosztuje 5 zł. Rozkład został ułożony w taki sposób aby można było bez przeszkód do Siemianówki dojechać z Czeremchy i Siedlec. Z Białegostoku nie ma torów prowadzących bezpośrednio do Hajnówki, dlatego też należy wpierw przesiąść się w Czeremsze. Jeżeli linia będzie cieszyć się zainteresowaniem turystów, to być może w przyszłości zostanie wydłużona tak by przejeżdżać torami przez nasyp na środku zbiornika aż do granicy państwa. Trzeba by było jednak wyremontować tory, gdyż za zbiornikiem nie są w najlepszym stanie.

 

Rozkład jazdy (ważny do 31 sierpnia 2019):

 

Piątki: Hajnówka – 20.40 – Narewka – 20.57 – Siemianówka – 21:04
Soboty: Siemianówka – 4:51 – Narewka – 4:58 – Hajnówka – 5:15

 

Soboty i niedziele:
Hajnówka – 10:44 – Narewka – 11:01 – Siemianówka – 11:08
Siemianówka – 12:39 – Narewka – 12:46 – Hajnówka – 13:03

 

Hajnówka – 15:40 – Narewka – 15:57 – Siemianówka – 16:04
Siemianówka – 16:12 – Narewka – 16:19 – Hajnówka – 16:36

fot główne. Phil Richards / flickr.com

“Widziałem jak Niemcy pozamykali wyjścia i kordonem otoczyli budynek i podpalili go”

27 czerwca 1941 roku Niemcy spędzili do Wielkiej Synagogi przy ul. Suraskiej (wówczas Bożniczej) białostockich Żydów. Budynek następnie został przez nich szczelnie zamknięty i podpalony. Niemcy dowodzeni przez Gothara Burknera spalili także dzielnicę żydowską. Historycy szacują, że zginęło 2000 -2500 osób. Ponadto w kolejnych latach II Wojny Światowej wielu mieszkańców wywieziono do obozów koncentracyjnych, skąd już białostoczanie nie wrócili.

 

„…gdy weszli Niemcy poszukując mężczyzn – uciekłem do drugiego pokoju, gdy schowałem się, szwagra Arona Zelmanowicza zabrali. Siostra pobiegła za mężem. Wprowadzili ich do Synagogi na rogu ul. Suraskiej – Szkolnej. Widzieliśmy to ze strychu domu, w którym ukrywaliśmy się. Było ze mną dużo osób. (…) Gdy synagogę zapełniono ludźmi – widziałem jak Niemcy pozamykali wyjścia i kordonem otoczyli budynek i podpalili go…” – to fragment wspomnień świadka wydarzeń. Fragment pochodzi z Kuriera Porannego.

 

Po II Wojnie Światowej kompletnie zniszczone i wyludnione miasto zostało odbudowane, zaś dawnych mieszkańców zastąpili nowi. To właśnie ci drudzy mogą dziś obchodzić kolejną rocznicę tragedii, po to by nie zapomnieć kto zamordował białostoczan i zrujnował miasto. O godz. 12 przy pomniku upamiętniającym synagogę odbędą się uroczystości.

 

Wielka Synagoga, która znajdowała się przy ul. Bożniczej (obecnie Suraskiej), została wzniesiona w latach 1909-1913. W okresie międzywojennym była najokazalszą synagogą białostocką i cieszyła się największym prestiżem wśród wszystkich bożnic Białegostoku. Została wybudowana według projektu Samuela J. Rabinowicza. Była świątynią reformowaną, w której kobiety modliły się obok mężczyzn, choć na osobnych galeryjkach. W okresie międzywojennym, podczas świąt i uroczystości państwowych, w synagodze grała orkiestra Gimnazjum Hebrajskiego.

Ul.Św.Rocha 9

OD ŚRODY 26-06-2019 SOBOTY 29-06-2019 (WŁĄCZNIE) ROZPOCZYNAMY WYPRZEDAŻ ASORTYMENTU NA MASOWĄ SKALĘ , NAWET 50% UPUSTU NA WYBRANY ASORTYMENT:-)

OD LIPCA SKLEP ZAMKNIĘTY.

O naszych dalszych losach po wyprowadzce ze Św. Rocha: Drodzy przyjaciele, sympatycy i podglądacze  nie rezygnujemy całkowicie z działalności. Generalnie przeniesiemy się do Internetu i na giełdy staroci i antyków. Sklep internetowy jest już postawiony, ale na razie ma puste półki – brak motywacji do zdjęć i opisów. Po całym zamieszaniu z wyprowadzką i reorganizacją profilu działalności nastąpią spore zmiany. W związku z tym zachęcam do dalszego śledzenia fanpage’u, gdyż właśnie tu poznacie Państwo jego adres i odkryjecie nas na nowo.

TYMCZASEM CHCIAŁBYM PROSIĆ O UDOSTĘPNIANIE TEGO POSTU NA SWOICH PROFILACH.

Zasady i „złote rady” obowiązujące na wyprzedaży:

– po pierwsze proponujesz swoje ceny i targujesz się w sposób kulturalny, pamiętając o naszych słabych sercach 

– jeśli coś się Ci podoba zaproponuj cenę ( sam ze sobą nie będę się targował mimo tego, że jestem gadułą )

– proszę wierzyć, że jesteśmy skorzy do ustępstw. Zawsze lepiej rzeczy pakować zacnym i miłym ludziom niż do swego magazynu.

Kobieta-instytucja z Podlasia. Stworzyła tu dzieło, które przetrwało zabory, wojny i komunizm.

Życiorys Stefanii Karpowicz, o której mowa, to doskonały scenariusz na film. Miała majątek, solidne wykształcenie, talent plastyczny, znała wielkich. Mogła być, kim tylko zapragnęła i brylować w świecie. Wybrała skromne życie, które w pełni oddała drugiemu człowiekowi. Jej wielkie, ponadstuletnie dzieło – stworzone z własnych pieniędzy, bez pomocy państwa – przetrwało zabory, obie wojny światowe i komunizm. Dziś trud Stefanii Karpowicz może pójść na marne.

 

Stefania Karpowicz urodziła się 11 stycznia 1876 roku w Wilnie. Rodzice posiadali majątek ziemski w Janowiczach koło Zabłudowa, gdzie pani Stefania spędziła dzieciństwo. Do nauki sprowadzono francuską guwernantkę, która nauczyła dziewczynę języka francuskiego. 8 maja 1893 roku, kiedy miała 17 lat, zmarł jej ojciec. Pochowano go w Białymstoku. W Warszawie pobierała nauki na prestiżowej pensji u pani Jadwigi Sikorskiej, a następnie w szkole średniej również w stolicy. W Warszawie poznała Stefana Żeromskiego i Władysława Reymonta oraz Marię Skłodowską-Curie, z którą się zaprzyjaźniła.

 

Podczas pobytu w Paryżu pomagała materialnie przyszłej noblistce. Na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie uczęszczała na wykłady z historii Polski, historii powszechnej i historii sztuki. Malarstwa uczyła się u Jacka Malczewskiego i Włodzimierza Tetmajera. Kurs, w szkole sztuk pięknych Teofili Certowicz, ukończyła ze srebrnym medalem. Następnie, w latach 1900-1901, kontynuowała studia malarskie w Monachium, Paryżu oraz Szwajcarii. Po powrocie do majątku Janowicze postanowiła zagłębić się w życie ludu. Po sprzedaży w 1903 roku majątku w Janowiczach matka pani Stefanii kupiła około 400-hektarowy majątek Krzyżewo, w którym był skromny dom mieszkalny. Ten zakup miał być posagiem córki, jednak ta nigdy nie wyszła za mąż.

 

W Krzyżewie kobiety postanowiły zbudować szkołę rolniczą dla synów średnich i zamożniejszych rolników. Chciały, aby placówka przygotowywała ich do samodzielnej i nowoczesnej pracy we własnych gospodarstwach. Żeby stworzyć jak najlepsze warunki do kształcenia, wyjechały do Szwecji i Danii, gdzie odwiedziły wiele nowoczesnych szkół rolniczych i gospodarstw. Do Krzyżewa powróciły ze sprecyzowaną wizją szkoły. Między wiosną 1911 roku a jesienią 1912 roku powstała w Krzyżewie szkoła rolnicza z internatem i mieszkaniami dla nauczycieli oraz zabudowania gospodarcze. 28 stycznia 1912 roku umarła matka Stefanii Karpowicz, która spoczęła na cmentarzu w Waniewie koło Krzyżewa.

 

Po stracie najbliższej osoby pani Stefania dalej realizowała swoją misję. 15 stycznia 1913 roku nastąpiło otwarcie szkoły, w której założycielka przez 47 lat nauczała między innymi języka polskiego, francuskiego, historii, ogrodnictwa, a także kultury towarzyskiej i właściwych manier. Była to pierwsza w regionie północno-wschodnim i trzecia na ziemiach polskich placówka oświatowa tego typu. Ze światłem elektrycznym, centralnym ogrzewaniem, wodociągiem, napędzanym konnym kieratem. Szkoła – co ciekawe – posiadała łaźnię, szpitalik i mleczarnię. Masło i sery wysyłano do polskich miast oraz eksportowano do Anglii. Placówka szybko zyskała opinię jednej z najlepszych w Europie.

 

Za okupacji radzieckiej pani Karpowicz musiała opuścić dwór i pomieszkiwać u okolicznych mieszkańców. Bardzo z tego powodu cierpiała, uważała, że w takiej sytuacji nie ma po co żyć. Po II wojnie światowej szkoła została upaństwowiona i po 1950 roku przeniesiono ją do Karolewa koło Kętrzyna. A pani Stefania przeszła na emeryturę w wieku 75 lat. Ostatnie 23 lata życia spędziła w pobliskich Roszkach-Ziemakach. Placówkę przywrócono do Krzyżewa w 1958 roku. Natomiast w latach 60. społeczniczce przyznano rentę dla zasłużonych. W 1967 roku rozpoczęto rozbudowę szkoły, a pani Stefania nadal interesowała się losem swojego dzieła. Zapraszana była na ważne uroczystości szkolne jako gość honorowy.

 

Stefania Karpowicz zmarła 7 stycznia 1974 roku w wieku 98 lat. Spoczęła na cmentarzu w Płonce Kościelnej, w skromnej mogile obok swojej siostry. W uroczystościach pogrzebowych brali udział okoliczni mieszkańcy, byli pracownicy i członkowie ich rodzin, absolwenci, uczniowie oraz grono pedagogiczne szkoły. Od czerwca 1981 roku Zespół Szkół Rolniczych w Krzyżewie nosi imię Stefanii Karpowicz. W szkole stworzono izbę pamięci poświęconą patronce z zachowanymi po niej pamiątkami, które przywiozła z Janowicz, a może nawet i z Wilna. Jest też tablica pamiątkowa, umieszczona na budynku dawnej szkoły. W 2018 roku uczczono Stefanię Karpowicz, nadając rondu w Sokołach jej imię.

 

Bohaterka z Krzyżewa leczyła bezpłatnie ziołami, sprowadzała na własny koszt lekarza, kupowała lekarstwa dla ubogich, dbała o higienę na wsi. Zwalczała pijaństwo, pomagała dotkniętym wypadkami losowymi, przekazywała drewno na dom lub budynek gospodarski, wyposażała nowożeńców. Jako przedstawicielka inteligencji aktywnie działała w Polskim Towarzystwie Krajoznawczym, radzie opiekuńczej szkół ludowych i ochronek. Propagowała zakładanie kół gospodyń wiejskich, a okolicznej ludności służyła radą i pomocą. Po latach pokojówka wspominała, że Stefania Karpowicz modliła się po francusku i prowadziła rozmowy z gośćmi przybyłymi do Krzyżewa w tym języku. 1931 i 1937 roku została odznaczona przez Prezydenta RP Ignacego Mościckiego Złotym Krzyżem Zasługi.

 

Stefania Karpowicz została zapamiętana jako dziedziczka o dobrym sercu, która swoją ciężką pracą i determinacją dążyła do polepszenia warunków mieszkańców wsi. Własnymi pieniędzmi finansowała budowę i rozwój szkoły, nigdy nie odmawiała pomocy tym, którzy o nią prosili. Pani Karpowicz stała się wzorem społeczniczki, filantropki i patriotki. Była skromną i niedbającą o zaszczyty kobietą. Nie przywiązywała wagi do wygód osobistych. Mogła zostać wielką, znaną postacią, wybrała proste życie, oddając je w całości służbie społecznej i pedagogicznej. Dzięki swojemu oddaniu to życie było bogate w idee i bardzo wartościowe. Dla Krzyżewa to wielki dar i duma ze wspaniałej historii. Pani Karpowicz powtarzała: Najważniejsze to pracować dla tych, którzy nas potrzebują oraz Zapragnęłam wejść głęboko między lud i dźwigać przed nim kaganek oświaty.

 

Dzieło pani Stefanii rozwijało się przez wiele dekad, by dziś stać się najlepszą placówką swego typu w województwie podlaskim, posiadającą bogate zaplecze, niezbędne do nauki. W 2019 roku magazyn Perspektywy przyznał szkole w Krzyżewie Złotą Tarczę dla najlepszego technikum. Jednak dziś Zespół Szkół Rolniczych walczy o przetrwanie. Problemem instytucji jest brak naboru przez ostatnie trzy lata. Zresztą miejscowi decydenci też mają swoje wizje dotyczące szkoły, z którymi nie zgadzają się obrońcy szkoły. Twierdzą, że nie ma to nic wspólnego z oświatą. Nie przekonują sukcesy ani wieloletnia tradycja placówki. Radni powiatu wysokomazowieckiego zagłosowali za likwidacją. Nadzieją jest obecnie prowadzony nabór. Oby los uśmiechnął się do szkoły w Krzyżewie, a włodarze zastanowili się nad swoimi decyzjami i pomogli, bo – jak widać po fundatorce – jedna osoba może zdziałać wiele. Szkoda byłoby zatracić to dziedzictwo.

Autor: Rafał Górski

znany kucharz

Znany kucharz upodobał sobie Podlaskie

Znany kucharz, Karol Okrasa, nie tylko dzielił się swoją wiedzą i doświadczeniem podczas warsztatów, ale również inspirował uczestników do eksperymentowania z nowymi smakami i technikami kulinarnymi. Jego entuzjazm i pasja do gotowania przekładały się na zaangażowanie uczestników, którzy z radością angażowali się w proces przygotowywania potraw pod okiem mistrza. W trakcie spotkania nie brakowało także rozmów o znaczeniu tradycji kulinarnej i roli, jaką odgrywa w zachowaniu dziedzictwa kulinarnego. Dla wielu uczestników było to nie tylko okazja do nauki. Także do odkrywania pasji i fascynacji kuchnią, które mogą towarzyszyć im przez całe życie.

Znany kucharz wprowadza w świat wędzenia

Ostatnio wydarzyła się sytuacja godna komedii, kiedy pewien uczeń, skuszony radością nadejścia wakacji, postanowił pozbyć się swoich zeszytów szkolnych… poprzez spalenie ich w piekarniku. Nieszczęśliwy wybór miejsca, kuchni w bloku, skutkował natychmiastowym powstaniem gęstego dymu. Skłoniło to do interwencji strażaków, którzy przybyli na ulicę Wyszyńskiego w Białymstoku, aby uporać się z sytuacją. Niemniej, zupełnie inną perspektywę na wykorzystanie dymu przedstawili uczniowie szkół rolniczych z Podlasia. Brali oni udział w warsztatach z Karolem Okrasą w majątku Howieny w Pomigaczach. Mistrz kuchni, Okrasa, przekazał im nieocenione wskazówki dotyczące prawidłowego wykorzystania dymu w procesie wędzenia. Zamiast zatruwać sąsiadów, uczniowie poznawali sztukę wędzenia, co stanowiło nie tylko formę nauki, ale i zabawy z nowymi smakami. “Dym jest przyprawą, którą jesteśmy w stanie sami zrobić”, zapowiedział Okrasa, podkreślając wagę tej umiejętności.

Zastosowanie dymu w kuchni: od wędzenia do nowych smaków

Podczas warsztatów, Okrasa nie tylko instruował, jak prawidłowo używać dymu. Także pokazał, jak przygotować różne potrawy z wołowiny, wykorzystując różne części mięsa. Uczniowie dowiedzieli się m.in., jak przyrządzić wyśmienite policzki wołowe, tatara wołowego, polędwicę marynowaną, górkę cielęcą oraz stek wołowy. Doświadczenie to otworzyło przed nimi nowe możliwości kulinarne i pogłębiło ich wiedzę na temat obróbki mięsa. Uczestnicy obserwowali również, jak Okrasa używał dymu pochodzącego z palonego siana, aby dodać aromatu i smaku potrawom. Wyjaśniał, że siano łąkowe nadaje się doskonale do tego celu, ponieważ daje lekki, aromatyczny dym przy niskiej temperaturze spalania. Ta nietuzinkowa lekcja nie tylko pokazała, jak dym można wykorzystać w kuchni. Także uświadomiła uczniom znaczenie tradycyjnych technik kulinarnych i ich potencjał w tworzeniu wyjątkowych dań.

fot. Wrota Podlasia

Supraśl i jego najpopularniejsza odsłona. Oto 5 miejsc, które trzeba zobaczyć!

Zgodnie z naszymi przewidywaniami – Supraśl to jeden z najpopularniejszych kierunków zwiedzających województwo podlaskie. Na taki stan rzeczy wpływa także fakt, że w miasteczku ostatnio dużo się dzieje. Dlatego też chcielibyśmy przedstawić 5 najważniejszych miejsc Supraśla (wszystkich jest dużo więcej), których pomijać przy zwiedzaniu nie można.

Cmentarz

fot1. Lilly M | fot. 2 Athantor / Wikipedia

Wjeżdżając do Supraśla od strony Białegostoku na początku będziemy mijać cmentarz. To właśnie tam warto zacząć zwiedzanie miasta – od odwiedzenia okazałych kaplic osób, które zmieniły oblicze miasteczka. To właśnie te dwie rodziny wywarły największy wpływ na miasto i tchnęły w niego swoją duszę.

Prawosławny Monaster i Muzeum Ikon

Monaster to miejsce, dzięki któremu Supraśl zawdzięcza swoje istnienie. Bowiem istnieje od czasów, gdy nie było to jeszcze miasto, a maleńka osada. Jedną z najważniejszych wydarzeń, jakie miało miejsce w klasztorze było powstanie drukarni. To właśnie tam wydrukowano przepiękne pieśni Franciszka Karpińskiego – kolęda “Bóg się rodzi”, czy też zaczynająca się od słów “Kiedy ranne wstają zorze” – czyli Pieśń poranna. Na terenie monasteru znajduje się także Muzeum Ikon, gdzie możemy podziwiać przepiękną sztukę, jaką jest pisanie prawosławnych ikon. Od razu zaznaczamy, że to nie jest jakieś starodawne muzeum, gdzie po prostu obejrzymy święte obrazki. Muzeum Ikon jest nowoczesne, gdzie spotkamy się ze sztuką przez duże “S”.

Pałac Bucholtzów

fot. Lilly M / Wikipedia

Przepiękny budynek, w zasadzie najpiękniejszy w całym Supraślu to właśnie Pałac Bucholtzów, a obecnie Liceum Plastyczne. W skład całego kompleksu wchodzi eklektyczny budynek z elementami neorenesansowymi oraz z ornamentyką secesyjną. Do tego dawna stajnia i wozownia. Wszystko robi przeogromne wrażenie.

Bulwary im. Wiktora Wołkowa

To wspaniałe miejsce na spacer tuż przy rzece Supraśl. Można tam wypocząć na ławkach, na trawie, ale też poćwiczyć na siłowni pod chmurką. Można też pograć w siatkówkę plażową oraz wypożyczyć kajaki, by popływać rzeką. Generalnie bulwary są miejscem, tłumnie odwiedzanym latem – gdyż znajduje się tam plaża.

Kuchnia regionalna

Tłumy zajeżdżają do Supraśla także dla walorów smakowych. To właśnie stamtąd do białostockich knajp przywędrowała moda na babkę ziemniaczaną, kartacze i pierogi. W centrum miasta znajduje się kilka miejsc, gdzie możemy posmakować tych wybornych potraw. Najpopularniejszym przez wiele lat była “Jarzębinka”, aczkolwiek już dziś (oczywiście naszym zdaniem) powstało wiele lepszych restauracji.

Atrakcje Białegostoku. Co zwiedzić w kilka godzin? Zobacz zdjęcia i mapę.

Zwiedzanie Białegostoku i okolic ma różne wymiary. Fanatycy historii szukają czegoś innego, weekendowi przyjezdni jeszcze czegoś innego, mieszkańcy, którzy mają miasto na co dzień także zwiedzają inaczej. Podobnie jak osoby, które mają na to kilka godzin oraz kilka dni. Każdy wolny dzień jest idealny, by poznać miasto. My przygotowaliśmy specjalnie dla Was taki spacer, który zajmie od godziny do trzech (zależy kto jak szybko chodzi i czy będzie wchodzić do budynków. Polecamy zwiedzić miasto w ten sposób zarówno dla osób, które są po raz pierwszy jak i dla tych, które znają je doskonale. Na samym dole mapa. Jeżeli przejdziecie się trasą, to zostawcie w komentarzu jakiś ślad o swoich odczuciach.

Zwiedzanie miasta w kilka godzin

Żeby na szybko obejrzeć Białystok warto przejść konkretną trasę. Załóżmy, że właśnie przyjechaliście do miasta i znajdujecie się na dworcu PKP lub PKS, które stoją obok siebie. Gdzie iść dalej? Najpierw polecamy wycieczkę po centrum. Idziemy do góry w ul. Wyszyńskiego. Mijając osiedle Przydworcowe na początku nie napotkamy nic ciekawego, ale im dalej tym ciekawiej. Pierwsza okazja przy Biedronce. Obok stoi ceglana kamienica o wyjątkowym wyglądzie. Następnie idąc dalej prosto możemy zobaczyć plac, na środku którego znajduje się gwiazda Dawida i miejsca do siedzenia w kształcie… zębów. Właśnie znajdujemy się na dawnym cmentarzu żydowskim, który powstał w tym miejscu, gdy w Białymstoku zapanowała epidemia przez co wielu mieszkańców zmarło. Jak to miejsce wyglądało w przeszłości zobaczymy na tablicy pamiątkowej.

Po odwiedzeniu tego miejsca musimy wyruszyć w lewo ul. Młynową. To dawne żydowskie osiedle Chanajki. Mieszkali tam biedni, przestępcy, biznesmeni i prostytutki. Drewniane chaty i ceglane kamienice wymieszały się ze sobą, a ciasne uliczki przeplatały się. Dziś z Chanajek już prawnie nic nie zostało. Tylko kilka budynków, ale warto je obejrzeć z przodu i z tyłu. Na Młynowej znajduje się obecnie przygotowywany jako miejsce pamięci dawny cmentarz ewangelicki. Póki co nic tam nie zobaczymy, ale gdy prace zostaną ukończone – będzie tam stać pomnik. Może się wydawać, że Białystok to miasto cmentarzy. To mylące, gdyż poruszasz się po miejscach, które znajdowały się dawniej poza miastem. Wejdź w stronę Mariańskiego – tam kiedyś zaczynało się miasto. Przed sobą masz Plac NZS, przy którym stoi pomnik bohaterów Ziemi Białostockiej z napisem “Bóg Honor Ojczyzna”. Napis ten został dostawiony przez antykomunistyczne środowisko już długo po upadku PRL jako “dekomunizację”. Jest także napis “Niepodległość”, który został dostawiony przez inne środowisko z okazji 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Warto wspomnieć, że autorzy ani pierwszego ani drugiego napisu nie mieli pozwolenia by je umieścić, ale Polska to wolny kraj i każdy może do pomnika dopisać co chce.

Wchodzimy do ścisłego centrum

Wróćmy do zwiedzania. Obok pomnika stoi wielki budynek z ogromnym tarasem. To Uniwersytet w Białymstoku – wydział historyczno-socjologiczny. Dawniej siedziba komitetu PZPR. Idąc prosto w ul. Suraską zobaczymy pomnik z maską, miniemy też budynek z napisem “Solidarność”, w którym dawniej mieściła się Gazeta Współczesna – organ prasowy PZPR, a po transformacji gazeta należąca do “Solidarności”. Gdy nie było jeszcze internetu, to pod budynkiem gromadzili się kibice Jagiellonii, gdy ta grała na wyjeździe. W jednym z okien redaktorzy gazety pokazywali aktualny wynik. Idźmy dalej. Doszliśmy do najściślejszego centrum miasta. To Rynek Kościuszki. Na jego środku stoi ratusz, który nigdy nie pełnił siedziby Urzędu Miejskiego. W dawnych czasach była to wielka “galeria handlowa”. Kupcy na swoich kramach handlowali w budynku oraz wokół budynku.

Idąc prosto miniemy fontannę “wędrowniczkę”. Stoi ona obecnie obok oryginalnego miejsca. Na początku stała przy zbiegu 4 ulic. Teraz pozostała tylko jedna. Pozostałe 3 znikły na rzecz nowoczesnego rynku. “Wędrowniczka” po II Wojnie Światowej, gdy miasto zostało praktycznie całe zniszczone, została odbudowana ale już w innym miejscu – bliżej ratusza. Przy okazji przebudowy Rynku Kościuszki wróciła obok miejsca, gdzie znajdowała się przed II Wojną Światową. Nasza wycieczka dalej trwa. Pójdziemy teraz w prawo od fontanny. Kilka kroków i jesteśmy w przepięknym parku Planty. Można tu się schronić przed upałami. Przechodząc przez przejście dla pieszych warto pójść w prawo. Miniemy wtedy pomnik psa Kawelina. Tak nazywał się carski pułkownik, który przyjechał na Podlasie pod koniec XIX wieku i zrobił dla miasta wiele dobrego. Legenda głosi, że pułkownik był bardzo brzydki stąd też pies został stworzony w 1936 roku na jego podobieństwo. Pomnik został skradziony przez Niemców podczas II Wojny Światowej. W 2005 roku zrekonstruowano go na podstawie odkrytych zdjęć przedwojennego fotografa Bolesława Augustisa. Dziś stoi przy wejściu dla parku Planty. Dawniej stał w miejscu, do którego dojdziemy później.

Przejdźmy się teraz szeroką aleją na Plantach. Po drodze możemy kupić lody. Dojdźmy do końca drogi czyli do schodów. Miniemy po lewej Pałac Branickich, do którego potem wejdziemy. Teraz idźmy prosto na największą perłę Plant czyli fontanny. Są one po lewej stronie za schodami. Przejdźmy przez plac z fontannami, a potem skręćmy w prawo idąc ścieżkami przy stawie “serce”. Dojdziemy do pomnika Praczek przy kolejnym zbiorniku wodnych. Co ciekawe – pomnik ten został kiedyś ukradziony. Teraz stoi drugi.

 

Od Praczek pójdźmy w lewo ul. Mickiewicza w stronę bramy wjazdowej Pałacu Branickich. Jest ona bardzo okazała, a w jej konstrukcję wmontowany jest zegar, który mimo kilkuset lat działa znakomicie. Na szczycie znajduje się gryf. Wchodzimy na dziedziniec Pałacu Branickich. Jego obecny wygląd zawdzięczamy staraniom wielu władz. Gdy miasto zostało przejęte przez zabiorcę rosyjskiego usunął on wszelkie zdobienia ukazujące polską kulturę. Budynek wówczas stanął się Instytutem Panien Szlacheckich, gdzie rosyjskie nastolatki uczyły się obycia na salonach. Podczas II Wojny Światowej dawny pałac był mocno zniszczony. Na szczęście ten budynek oraz wiele innych został odwzorowany i odbudowany dzięki architektowi Stanisławowi Bukowskiemu. Obecnie budynek należy do Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. W prawym skrzydle znajduje się Muzeum Farmacji. Sam budynek główny można zwiedzać bezpłatnie. Można wchodzić śmiało, byleby nie zakłócać pracy ludziom. Warto wejść na piętro i wyjść na balkon, z którego spojrzymy z góry na cały przepiękny ogród. W oryginale był on dwa razy dłuższy i jeszcze bardziej okazały. Warto też następnie zejść na dół i obejrzeć rzeźby, rośliny, fontanny i czarną konstrukcję, gdzie dawniej chodziły piękne ptaki. Zejdźmy z mostu na dół i przejdźmy się obok stawu. Dojdźmy do budynku pałacu i wyjdźmy przez boczną wąską bramkę. Właśnie znajdujemy się przy pomniku ks. Jerzego Popiełuszki, gdzie dawniej stał właśnie pomnik psa Kawelina nim go skradli Niemcy.

Luksusowa dzielnica

Idźmy teraz w prawo do przejścia dla pieszych. Po drugiej stronie ulicy będzie stał dawny Dom Koniuszego, a dziś okazały Pałacyk Ślubów. Dawniej stał tu hotel Ritz. Przejdźmy wąską ul. Kilińskiego, a następnie zatrzymajmy się przy Katedrze. Wejdźmy do środka. Jest on tylko dobudówką do białego kościołka obok, chociaż mogłoby się wydawać że jest odwrotnie. Ten biały kościółek pamięta jeszcze czasy Branickich. W krypcie pochowana jest Izabela Branicka. Tam niestety nie można wejśc. Ale kościół możemy obejrzeć. Następnie przejdźmy w lewo tyłem kościoła do ul. Kościelnej. Idźmy cały czas prosto. Na przejściu dla pieszych dalej prosto. Dojdziemy do rzeki. Przejdźmy przez most idąc cały czas prosto. Miniemy stary, ceglany budynek. Na górze ulicy znajdziemy się na Warszawskiej – historycznym osiedlu bogatych białostoczan. Mieszkały tutaj same znakomite osobistości, które pozostawiły po sobie wiele wspaniałych budynków. Po lewej zobaczymy VI Liceum Ogólnokształcące, a po drugiej stronie Pałac Tryllingów (obecnie w remoncie). Idźmy w prawo. Na horyzoncie zobaczymy wieżę kościoła. To katolicka parafia św. Wojciecha, a dawniej kościół ewangelicki. Idąc w jego stronę miniemy jeszcze Centrum Ludwika Zamenhofa – twórcy międzynarodowego języka Esperanto. Możemy wstąpić do środka.

Za skrzyżowaniem miniemy jeszcze wiele okazałych budynków. Warto wstąpić do Muzeum Historycznego, gdzie znajduje się makieta dawnego Białegostoku. Naprawdę fascynująca ekspozycja! Następnie wejdźmy do kościoła Św. Wojciecha. Obejrzyjmy go w środku i na zewnątrz. Następnie przejdźmy na drugą stronę ulicy cofając się do budynku z numerem 57 obok przystanku. Wejdźmy w bramę, a następnie prosto wchodząc w wąską drogę. Wyjdziemy do ul. Koszykowej, przy której stoi wiele wspaniałych drewnianych domów przypominających dawne osiedle Bojary. Na końcu ulicy idźmy w lewo i wstąpmy jeszcze w ulicę obok o nazwie “Wiktorii”. Wrócimy do ul. Stanisława Staszica. Idźmy tą ulicą w prawo (mając z tyłu ul. Wiktorii). Dojdziemy do ul. Piasta. Dalej idźmy w lewo do ul. Słonimskiej. Tu możemy zakończyć wycieczkę. Do centrum wrócimy autobusem linii – 5. Można wysiąść przy “Lipowej” bądź też przy kościele Św. Rocha z dużą, białą wieżą.

 

Boże Ciało w Białymstoku to piękne wydarzenie. Ludzie ze sztandarami, dzieci sypiące kwiaty oraz orkiestra.

Gdy było okres między wojenny to w Białymstoku na jednej ulicy przechodziła procesja Bożego Ciała, manifestacja Żydów oraz prawosławny kondukt żałobny. Dziś już tak barwnie nie jest, ale na główną procesję warto przyjść. Tradycyjnie najpierw uroczysta msza w Katedrze, a potem droga wiernych do kościoła Św. Rocha. Odświętnie ubrani ludzie niosący sztandary, dzieci sypiące kwiaty i dzwoniące dzwonkiem oraz orkiestra grająca podniosłe pieśni w tym jedną z najbardziej kojarzących się z Bożym Ciałem czyli “Panie dobry jak chleb”.

 

Boże Ciało przyszło do nas z Niemiec. Świętujemy je od 1246 roku. Wówczas tylko w jednej niemieckiej diecezji. Później rozszerzono obchody na całą Germianię. Papież Urban IV w 1264 roku jako zadośćuczynienie za znieważenie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu ustanowił Boże Ciało jako święto całego kościoła. W Polsce dotarło ono w 1320 roku.

 

Mszę w Białymstoku celebrować będzie abp Tadeusz Wojda. Początek o godz. 10. Sama procesja potrwa do godz. 14.

Wcale nie tak dawno

Oto zdjęcia z niedalekiej przeszłości…

 

Domki z pszczołami staną w mieście. Pozytywna akcja powinna pokazać, jakie są priorytety.

Co trzecia łyżka spożywanego pokarmu zawdzięczamy pracy owadów zapylających – między innymi pszczołom, które w ostatnich latach masowo wymierają na świecie. Żeby temu w jakiś sposób przeciwdziałać – w Białymstoku powstaną domki dla owadów, w których będą znajdować się pszczoły, trzmiele oraz inne gatunki zapylające, ale też biedronki, złotooki oraz muchówki. Wszystko w ramach akcji “Miasto przyjazne pszczołom”.

 

Domki z owadami nie będą jednak stały na zabetonowanej części miasta, bo tam nie miałyby co robić. Dlatego ustawione będą w parkach i w pobliżu łąk kwietnych, a także na pasach drogowych, gdzie również zasadzono kwiaty. Owady będą mieszkały w domku z naturalnych materiałów. Wewnątrz będą znajdować się kawałki cegieł, szyszki, słoma. W jednej konstrukcji będzie mieszkać kilka różnych gatunków. Budowle zostały zabezpieczone siatką, by nie mogły się do nich dostać szerszenie. Domki zostały wykonane przez dzieci i młodzież przedszkoli i szkół z Białegostoku, Studzianek i Dobrzyniewa Dużego.

 

Jest to pozytywne działanie na rzecz przyrody. A dbanie o nią w mieście powinno należeć do priorytetów. Globalne ocieplenie, które coraz bardziej odczuwamy i odczuwać będziemy, zabetonowanie rynków w miastach, regulacja rzek i zabudowywanie ich bliskich okolic, smog i spaliny coraz większej ilości samochodów, a do tego wszędobylski plastik, który finalnie spożywamy z jedzeniem i piciem. To wszystko brzmi jak przepis na katastrofę, a jest dzisiejszą naszą rzeczywistością. Dlatego też jak to się mówi jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale od czegoś trzeba zacząć. Łąki kwietne, domki z pszczołami i innymi owadami, a także wkrótce zielone przystanki dzięki którym latem będzie chłodniej to coś dobrego na początek. Działań na rzecz przyrody powinno być zdecydowanie więcej, ale co najważniejsze nie możemy tego wymagać tylko od władz. Sami musimy świecić przykładem i dbać o przyrodę. Inaczej nasze życie za 20 lat stanie się koszmarem. 

Featured Video Play Icon

Kamera nagrała niedźwiedzia w Puszczy Białowieskiej! Zobacz film.

Po wczorajszej publikacji okazało się, że jest niezbity dowód na to, że w polskiej części Puszczy Białowieskiej był niedźwiedź. Otóż misia zarejestrowała foto-pułapka. Badacze dają duże prawdopodobieństwo, że na filmie widać samca. Nie wiadomo czy zostanie w naszej części Puszczy Białowieskiej czy też wróci do siebie. Badacze z PAN na swojej stronie internetowej wyrazili nadzieję, że te odwiedziny niedźwiedzia w polskiej części to początek odtwarzania się jego populacji.

 

Na nagraniu widać, że niedźwiedź jest bardzo ciekawski. Natrafił na wypełniony pojemnik i postanowił zajrzeć co znajduje się pod nim. Po jego reakcjach widać też, że jest bardzo czujny i ostrożny. To dobry znak. Jeżeli zostanie u nas, to przypadkowo idący człowiek spłoszy misia. Zatem nie ma czego się obawiać. Tak jak pisaliśmy wczoraj – niedźwiedzie w Podlaskiem nie będą nikomu przeszkadzać o ile nikt nie będzie nimi straszyć ludzi. Puszcza to idealne miejsce do życia dla tych osobników… o ile tej puszczy nikt nie wytnie.

 

Jedyne przypadki, gdy niedźwiedź zaatakował człowieka w Polsce wynikały z winy tego drugiego. Na przykład mężczyzna został poturbowany, gdy próbował odstraszyć zwierzę kijem. Machający i krzyczący człowiek nie pomaga sobie podczas kontaktu z jakimkolwiek dzikim zwierzęciem. Wiadomo, że spotkanie z dużymi niedźwiedziem może napędzić stracha, ale trzeba naprawdę mocno zapuścić się głęboko w las, by jakiegokolwiek dzikiego zwierza spotkać.

Tramwaje konne w Białymstoku

Tramwaje konne w Białymstoku

 

 

 

   Zdjęcie przedstawia widok, który także wielu współczesnym białostoczanom może sprawić nie lada problem identyfikacyjny – widzimy na nim parterowe, murowane garaże i piętrowy dom mieszkalny, otoczone drewnianym płotem, które zostały podpisane „Zajezdnia konno-żelaznej drogi”.
  To położona dawniej na obrzeżach miasta, a dziś przy zbiegu ul. Świętojańskiej i M. Skłodowskiej-Curie, zajezdnia tramwajów konnych, które zaczęły kursować w naszym mieście zaledwie rok przed tym, jak zawitał tu car Mikołaj II.
  Można przyjąć, że to przypadek, ale wydaje się bardziej prawdopodobne, że Sołowiejczyk intencjonalnie niemal na każdym zdjęciu uwiecznił jadący tramwaj konny – od nowego wiaduktu, przez ul. Lipową, Plac Bazarny i ul. Mikołajewską wszędzie widzimy wagoniki najnowszego urządzenia komunalnego miasta, które uplasowało Białystok w gronie dużych metropolii w Cesarstwie Rosyjskim zaopatrzonych w komunikację publiczną.
  Budowa konki wpisuje się w kluczowy etap rozwoju infrastruktury komunalnej Białegostoku. W okresie trzech dekad wyznaczonych latami 1879- 1915 podjęto prace wokół budowy wodociągów i oświetlenia gazowego (1879-1886), otwarto nowe cmentarze zamiejskie (1886 – ewangelicki, 1887 – katolicki i prawosławny; 1890 – żydowski); założono telefon i rozpoczęto starania o budowę rzeźni miejskiej (1891), utworzono miejski park (1890-1891), uruchomiono wodociągi (1892), przystąpiono do prac przy budowie stałego oświetlenia Białegostoku i rozbudowy parku miejskiego poprzez zasypanie starego stawu pałacowego (1897), wreszcie uruchomiono elektrownię (1910) i nowoczesną rzeźnię miejską (1914).
  W ten właśnie kontekst wpisują się prace w latach 1893-1895 nad budową tramwaju konnego oraz jego uruchomienie w 1896 r. Każde z działań,poprzedzone długimi przygotowaniami i często niepowodzeniami, podnosiło standard życia w Białymstoku, czyniło je bardziej wielkomiejskim i przyjaznym.
  Ogólnym problemem związanym z inwestycjami komunalnymi był ich duży koszt, którego budżet ówczesnego miastanie był w stanie udźwignąć, stąd realizacje najczęściej przeciągały się mocno w czasie, zanim uwieńczone zostały sukcesem.
  Nie dotyczyło to wyłącznie wielkich przedsięwzięć, ale także drobnych działań władz miasta. W przypadku dużych inwestycji normalną praktyką było oddawanie ich w ręce prywatnych przedsiębiorców na zasadzie koncesji – tak się stało z wodociągami, elektrownią i tramwajami.
 

  W 1893 r. Franciszek Gliński komentował na łamach „Kraju”, że „miasto nasze, pod pewnym względem, ma wielkie podobieństwo do starzejącej się panny. Im więcej śladów pozostawia na jej przekwitających wdziękach ząb czasu, im więcej przybywa jej zmarszczeki bliższą jest ruina dawnej piękności, tem więcej się mizdrzy, kryguje, stroi, braki wszelkie pokryć usiłuje sztuką.
  Tak też jest i z Białymstokiem. Rozchody rosną nad miarę, dochody nie zwiększają się wcale, w kasie miejskiej wieczne pustki, miastu grozi bankructwo, a tymczasem miasto się rozszerza, upiększa, pozyskuje wiele rzeczy, których mu brakło oddawna, a których wszakże dawniejszy gospodarz miasta, ze względu na znaną maksymę o zgodzie rozchodu z przychodem, wprowadzać nie ryzykował.
  Dziś zaś odbywa się tu u nas istny taniec na wulkanie”. Najnowszym przykładem tego stanu było zawarcie kontraktu z Lwem Feldzerem na urządzenie w Białymstoku tramwajów, które według wstępnych ustaleń miały być poruszane za pomocą elektryczności, ale ostatecznie w 1896 r. na białostockie ulice wyjechały tramwaje konne.
  W krótkiej notce opublikowanej w „Kurierze Warszawskim” z lipca 1893 r. odnotowano, że projekt budowy kolei konnej w Białymstoku był od dawna poruszany, zapewne więc swoją ofertę Feldzer złożył w ramach szerszej akcji poszukiwania inwestora.
  Musiało to nastąpić przed czerwcem 1893 r., gdy Rada Miasta na posiedzeniu 14 czerwca uchwałą nr 65 zgodziła się na zawarcie z nim umowy na budowę miejskich linii tramwajowych. Zapewne fakt ten poprzedziły długie negocjacje i proces konstruowania szczegółowej  umowy.
  Ostatecznie 4 sierpnia 1893 r. w Białymstoku pełnomocnik Rady Miasta prezydent Aleksander Prawiednikow oraz miejscowy inżynier Jerzy Mowszenson, pełnomocnik mieszkającego w Odessie Feldzera, złożyli swoje podpisy na umowie określającej warunki budowy białostockich tramwajów oraz prawa i obowiązki inwestora.

Wiesław Wróbel
Biblioteka Uniwersytecka
w Białymstoku

 

Niedźwiedzie coraz częściej odwiedzają Podlaskie. Czy wkrótce tu zostaną?

Pod Białowieżą kilka dni temu widziano niedźwiedzia. Przywędrował z Białorusi, która wspólnie z Polską dzielą Puszczę Białowieską. Osobnik był już widziany u sąsiadów. Tym razem wypuścił się w odwiedziny do nas. Czy coś z tego wynika. Otóż więcej niż może się wydawać. Czy wkrótce drapieżniki zasiedlą Podlaskie?

 

2 lata temu na łamach naszego portalu snuliśmy hipotezę o tym czy niedźwiedzie mogą osiedlić się w Puszczy Białowieskiej na stałe. Generalna konkluzja była taka, że szansa taka jest. Przywrócenie populacji nie byłoby żadnym problemem, bo knieja na południu województwa spełnia idealnie warunki, jakie potrzebują te drapieżniki – szczególnie, że jeden po białoruskiej stronie żyje i zajrzał właśnie do Polski. Pojawienie się jednak na Podlasiu niedźwiedzi na stałe byłoby decyzją polityczną. Zwierzęta te podobnie jak wilki nie mają jednak dobrego PR. Ludzie się ich boją, chociaż te same z siebie nie atakują człowieka. Musiałyby poczuć się zagrożone lub zaskoczone jego obecnością. Póki co niedźwiedzie Podlasie odwiedzają regularnie. Żyły tutaj w XVIII wieku. W kolejnym stuleciu wybijano je jeszcze podczas polowań aż znikły na przełomie XIX i XX wieku.

 

W 2010 niedźwiedź z Białorusi przywędrował w rejonie Siemianówki. W 2013 roku Polacy niemalże wpadli w panikę, gdy podobno planowano przywieźć 50 niedźwiedzi z Rosji do białoruskiej części Puszczy Białowieskiej. Ostatecznie tak się nie stało. W 2015 roku niedźwiedź odwiedził Czarną Białostocką i został zaobserwowany przez leśniczego, które na terenie jednej z firm korzystał z basenu przeciwpożarowego. Zaalarmowana policja niedźwiedzia jednak już nie zastała. Rok temu niedźwiedź odwiedził Puszczę Augustowską. Przywędrował tam z kniei między Białorusią a Litwą. Przypadek sprzed kilku dni to kolejna wizyta niedźwiedzia w województwie Podlaskim. To już czwarty taki przypadek w ciągu dekady.

 

Czy z jego odwiedzin coś wynika? Otóż może to potwierdzać, że niedźwiedzie jak każde inne zwierzęta migrują za pokarmem. Póki co raz na jakiś czas zajrzy do nas pojedynczy osobnik. Pewnego dnia może to być cała rodzina, a potem kilka. W naszym województwie są aż 3 puszcze, gdzie mogą zamieszkać. Byleby nie straszyć ludzi niedźwiedziami. Wtedy żaden polityk nie wpadnie na głupi pomysł, by z tymi zwierzętami walczyć. Wszak mieszkają w Bieszczadach oraz Tatrach i nikomu krzywda z tego powodu się nie dzieje. Warto pamiętać, że jeżeli migracja niedźwiedzi z Białorusi czy Ukrainy na Podlasie miałaby miejsce, to nie stanie się to z dnia na dzień tylko na przestrzeni dekad. O ile tej puszczy nikt nie wytnie.

Konkurenci mennicy państwowej

Konkurenci mennicy państwowej

 

   Kiedy wiosną 1924 roku ówczesny premier rządu II RP Władysław Grabski, będący jednocześnie ministrem
skarbu, wprowadził w życie swoją reformę walutową, w rękach Polaków pojawiły się nie tylko nowe banknoty, ale również srebrny bilon – 1, 2, 5, i 10 złotówki.
  W całym kraju od razu do dzieła przystąpili amatorzy podrabiania błyszczących pieniędzy. W przedwojennym Białymstoku owi domorośli mincerze stali się istnym utrapieniem miejscowych stróżów prawa.
  W sklepikach i na bazarach co i rusz pojawiły się fałszywe monety,zwłaszcza te o niższych nominałach. Wyrabiane zwykle chałupniczym sposobem, nawet udane, trafiały do obiegu i psuły handlową atmosferę.
Nic dziwnego, że policja nadzwyczaj pilnie poszukiwaławszystkich nielegalnych konkurentów państwowego monopolu.
  W drugiej połowie lat 20. znanym fałszerzom złotówek był na bruku białostockim niejaki Czesław Bruzdo. Kierował on kilkuosobową szajką, która do perfekcji doprowadziła kolportowanie podrobionych pieniędzy. W tłoczne dni targowe kupowano w wybranym sklepiku jakąś drobną rzecz, płacono fałszywką,  a resztę dostawano prawdziwymi grosikami.
 Jednak kupcy, zwłaszcza żydowscy, stali się z biegiem czasu bardziej czujni, oglądali podawane sobie monety z każdej strony i rozpoznawali trefne pieniądze. W końcu Bruzdo wpadłi poszedł na odsiadkę do więzienia przy Szosie Baranowickiej.
  W 1932 rok białostocki wydział śledczy, mieszczący się przy ul. Warszawskiej 5, zaczął przyjmować częste
zgłoszenia o pojawieniu się w różnych punktach miasta dobrze podrobionych 1-złotówek. Posługiwali się nimi handlarze na Rybnym Rynku, trafiały się u dorożkarzy z postoju przy Rynku Kościuszki czy ul. Świętego Rocha, wydał nimi resztę nawet kelner od Ritza.
  Agenci ustalili także, że fałszywki kursują nagminne wśród graczy odwiedzających nielegalne kasyna. Właśnie nalot na taki przybytek mieszczący się przy ul. Polskiej dał pożądany rezultat. Zatrzymano tam Zygmunta Osińskiego z ul. Łąkowej, robotnika z huty szkła i znaleziono przy nim garść podejrzanych monet. Osiński został aresztowany.
  W kartotece policyjnej miał juz kilka spraw karnych. Rewizja w jego mieszkaniu ujawniła całkiem zgrabny warsztacik odlewniczy, zaś jego matka trzymała na przechowaniu woreczek z 60 sztukami fałszywego bilonu. Z wyroku Sądu Okręgowego Zygmunt Osiński trafił na dwa lata do więziennej celi.
  W marcu został zatrzymany przez policję drobny złodziejaszek białostocki Jakub Ostropowicz. Rewizja jego zimowego palta wykazała obecność jedno – i dwuzłotowych monet wyraźnie sfałszowanych. Ostropowicz twierdził,
że znalazł je na Rynku Kościuszki, gdzie jako dozorca trudnił się zamiataniem okolic domu nr 30. Policjanci
oczywiście nie dali wiary.
  I słusznie!. W domu delikwenta przy ul. Śledziowej wykryli kompletny warsztacik do wyrobu złotówek. Wtedy opryszek pękł i wszystko opowiedział. Okazał się, że Ostropowicz został pomagierem dwóch znanych hochsztaplerów białostockich – Józefa Urbanowicza i Władysława Malinowskiego, którym odnajmował do ich procederu swoje mieszkanie. Ci ostatni specjalizowali się w naciąganiu naiwnych ludzi na rozmaite kantmaszynki.
  Tymrazem była to „mennica” do produkcji srebrnego bilonu. Oszuści szukali frajerów, zaś ich gospodarz skorzystał z okazji i sam wyprodukował parę monet i fatalnie się zasypał.
  Rozprawa całej trójki odbyła się w sierpniu 19 37 r. przed Sądem okręgowym przy ul. Mickiewicza 5. Ostatecznie Urbanowicz i Malinowski dostali po 3 lata, zaś Ostropowicz o rok mniej. Zdziwiony był zwłaszcza
Urbanowicz, który już wcześniej ze podobne kanty zostałskazany przez sąd warszawski na 1,5 roku więzienia.
Temida białostocka okazała się surowsza. Cóż recydywa.

Włodzimierz Jarmolik

Featured Video Play Icon

22-latka z Hajnówki nagrała swój debiutancki singiel. Jej kariera muzyczna jest w rozkwicie!

Podlasianka – Julita Wawreszuk – opublikowała swój debiutancki singiel. Długo wyczekiwany utwór nosi tytuł Nasza bitwa o… Tekst piosenki jest inspirowany osobistymi przeżyciami piosenkarki, a także obserwacją przypadkowych ludzi, spotkanych w autobusie. Do współpracy zaprosiła Krzysztofa Kulikowskiego – pianistę, który przez kilka lat był jej akompaniatorem. Produkcją muzyki zajął się Slava Romanov, który współpracował wcześniej między innymi z rosyjskim raperem Egorem Kridem (Егор Крид) i stworzył dla niego muzykę do piosenki Берегу. Natomiast PR managerem został Mikita Arlou. Współpracował ostatnio z Neveną Božović (Serbia), która w tym roku była w finale Eurowizji. Utwór będzie osiągalny na platformach streamingowych od 27 czerwca. Aktualnie dostępny jest w przedsprzedaży w Sklepie Play i iTunes. Artystka zapowiedziała, że niedługo poda informacje dotyczące teledysku.

 

Dwudziestodwulatka pochodzi z Hajnówki, gdzie ukończyła między innymi II Liceum Ogólnokształcące z Dodatkową Nauką Języka Białoruskiego. W swoim rodzinnym mieście uczęszczała do Studia Piosenki Estradowej oraz do szkoły muzycznej, w której pobierała lekcje gry na pianinie i śpiewu klasycznego. Podczas nauki w liceum zadebiutowała przed kamerą, grając w fantastyczno-komediowym filmie Magnaci i Czarodzieje. Artystka jest absolwentką Policealnego Studium Wokalno – Aktorskiego w Białymstoku, które ukończyła z wyróżnieniem, uzyskując tytuł zawodowy aktora scen muzycznych. Z powodzeniem zagrała główną rolę w spektaklu dyplomowym MAM CIĘ, czyli doświadczanie rzeczywistości w reżyserii Bernardy Bieleni.

 

W 2017 roku wzięła udział w 38. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zaśpiewała Ciche mieszkanko, Na kolana i Łoł. Zdobyła wtedy nagrodę pieniężną Niemiecko-Polskiego Towarzystwa Kulturalnego Polonica. Ponadto wokalistka otrzymała zaproszenie do udziału w Festiwalu Rock & Chanson w Kolonii. Zdobyła tam II miejsce. 11 listopada 2017 roku wystąpiła w koncercie Studia Piosenki Teatru Polskiego Radia pod tytułem Między nami z utworami Jacka Kaczmarskiego. Koncert ten odbył się w Studiu im. Władysława Szpilmana i był emitowany na żywo w Programie Pierwszym Polskiego Radia. W listopadzie 2018 r. zadebiutowała jako współtwórczyni scenariusza i asystent reżysera w spektaklu muzycznym Nasza Niepodległa (reż. Marcin Ozga) w Hajnówce, w którym również grała. 26 stycznia 2019 roku ponownie wystąpiła w ramach Studia Piosenki Teatru Polskiego Radia, tym razem z piosenkami zespołu Skaldowie. Julita Wawreszuk jest wokalistką w zespole coverowym Live Orkiestra oraz uczestniczką Akademii Menedżerów Muzycznych w Warszawie. Współpracowała z białostockimi raperami: Hukosem, Maximem i Praktisem.

 

Julita Wawreszuk charakteryzuje się na scenie dojrzałością, swobodą, wrażliwością i ogromnym profesjonalizmem. Obdarzona jest około trzyipółoktawową skalą głosu z możliwością wykonywania partii koloraturowych, co udowodnia, śpiewając m.in. wyżej wymieniony utwór pod tytułem Ciche mieszkanko. Młoda wokalistka sięga po różne gatunki, style i nastroje muzyczne, w których doskonale się odnajduje. Podlasianka, niczym wielka gwiazda piosenki, skupia na sobie publiczność od początku do końca swoich występów. Oczarowuje umiejętnościami wokalnymi, interpretacyjnymi, wdziękiem i urodą.

 

Wokalistka posiada sporą kolekcję nagród, które zdobywała w konkursach i na festiwalach. Między innymi jest laureatką pierwszego miejsca na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Białoruskiej 2017 w Hajnówce, otrzymała Grand Prix w Ogólnopolskim Konkursie Piosenki 2015 w Kaliszu oraz uzyskała trzecie miejsce w Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Bułata Okudżawy. Poza śpiewem interesuje ją taniec, gra na perkusji i matematyka (w serwisie YouTube prowadzi kanał Blondynka uczy matmy).

Rafał Górski

Featured Video Play Icon

Bimber Podlaski. Oto najpopularniejsze regionalne trunki.

Bimber Podlaski jest trunkiem specyficznym. Na Podlasiu i być może w całej Polsce najbardziej rozpoznawalny jest “Duch Puszczy”. Warto jednak dodać, że to nie jedyny produkt jaki można skosztować w naszym regionie. Przedstawiamy Wam najpopularniejsze bimbry podlaskie.

Bimber Podlaski – a co to takiego?

Najpierw jednak zacznijmy od podstaw. Co to jest bimber? Jest to inaczej mówiąc wódka, która nie jest wytwarzana przez koncerny spirytusowe tylko przez prywatne osoby przy pomocy specjalnej aparatury. Różnica między wódką a bimbrem jest też taka, że trunek ten jest dużo mocniejszy. Wódka ma 40 proc. alkoholu, natomiast bimber od 50 do nawet 70 proc. W podlaskiej gwarze regionalny trunek nazywamy również “samogonem” od zbitki słów “samo – gonić” czyli samemu pędzić. Bowiem piwo się warzy zaś wódkę pędzi. Dodatkowo bimber jest przyprawiany różnymi ziołami, dzięki czemu można uzyskać fascynujące smaki. To tyle w teorii.

Produkcja bimbru

W praktyce produkcja samogonu jest nielegalna. Trudno powiedzieć właściwie dlaczego. Wyroby koncernowe są dodatkowo opodatkowane akcyzą. To nie oznacza jednak, że bimbrownicy nie chcieliby jej płacić. Po prostu państwo nie pozwala im produkować i już. Nie bo nie. Dlatego też cała produkcja działa w ukryciu. Warto tutaj dodać, że podczas pędzenia wytwarza się para wodna. Dlatego też zauważona może zdradzić miejsce produkcji. Tak się jednak nie dzieje. Bimbrownie są ukryte głęboko w Puszczach – Knyszyńskiej, Białowieskiej oraz w Biebrzańskim Parku Narodowym, który także jest rozległym kompleksem. Warto też dodać, że we wszystkich wspomnianych lasach jest dużo bagien. Dlatego przypadkowo raczej na bimbrownię w lesie nie natrafimy.

Hipokryzja w polskiej polityce i prawie

Jak więc regionalni producenci wpadają? No cóż – od wielu lat największym sprzymierzeńcem wszelkich polskich służb był donos. Do dziś urzędy skarbowe mają pełne teczki donosów. Jest to dla nich cenne źródło informacji. Jeżeli kogoś kłuje w oczy, że sąsiad ma dużo pieniędzy, a w każdej wiosce przecież wszyscy wiedzą kto pędzi bimber, to często Krajowa Administracja Skarbowa, która likwiduje leśne bimbrownie – ma wszystko na tacy. Kwestia jedynie dookreślenia konkretnego miejsca. Warto jednak tutaj dodać, że przed Podlaskie przewinęła się cała masa polityków z całego kraju, którzy chętnie bimber pili. Nawet odwiedzający Białowieżę Książę Karol chciał go skosztować. Nigdy jednak nie udało się doprowadzić do legalizacji. Taka hipokryzja.

Bimber Podlaski – gdzie jest produkowany?

  1. Najbardziej rozpoznawalny produkt na Podlasiu i chyba też w Polsce powstaje na bagnach Puszczy Białowieskiej. Gdzie konkretnie oczywiście nie napiszemy. Nie polecamy też szukać, bo może to się skończyć utonięciem w bagnie. Szczególnie, że ze względu na parę wodną produkcja często odbywa się wtedy, gdy sprzyjają do tego warunki atmosferyczne – mgła, deszcz, noc. Jak dostać produkt? Wystarczy popytać we wsiach okalających Puszczę. Produkt można dostać również w Hajnówce.
  2. Kolejnym popularnym produktem regionalnym jest Kopnięcie Łosia. Oczywiście produkcja ma miejsce w Biebrzańskim Parku Narodowym. Jest to teren mocno bagnisty. Jednak w Goniądzu czy Mońkach produkt powinniśmy dostać bez problemu. Wystarczy popytać.
  3. Czarna Białostocka ma dwa bardzo chwalone produkty – jeden to “Old Bimber”, drugi zaś to “BimBer”. Trunki powstają w Puszczy Knyszyńskiej. Produkt naturalnie dostaniemy w Czarnej Białostockiej, być może również w Supraślu.
  4. Kolejnym produktem regionalnym, który warto spróbować jest Zew Natury produkowany w Dobrzyniewie Dużym. Tutaj jednak żadnych lasów nie ma. Jednak nieopodal jest spory obszar Puszczy Knyszyńskiej. To właśnie tam mieści się produkcja.
  5. Ostatnim, mniej znanym szeroko produktem jest Szwędaczek. Bimber z papryczką chili. Wbrew pozorom nie kopie mocniej niż pozostałe, ale papryczka dodaje pikanterii smaku. Trunek powstaje w Puszczy Knyszyńskiej w okolicach Gródka.

Odpowiednie proporcje bimbru to klucz

Oczywiście musimy podkreślić, by nie przesadzać z ilością, bo co prawda bimber jest łagodniejszy w skutkach niż wódka, to jednak debiutanci mogą przy zbyt dużej ilości bardzo szybko odpłynąć. Natomiast zaprawionych w boju uczyć nie będziemy.

Chcieli puścić ekspresówkę przez cenne przyrodnicze tereny. Jest dużo lepsze rozwiązanie.

Ten plan nie może się udać. Według bardzo wstępnych planów w regionie miałaby powstać nowa droga ekspresowa, która biegłaby przecinając w połowie Biebrzański Park Narodowy. Tylko po to by połączyć nieistniejącą jeszcze ekspresową 19 – Via Carpatia z Drogą Krajową nr 16 (a w przyszłości ekspresową Via Balticą prowadzącą przez Ełk do Olsztyna. Oba punkty oddalone są od siebie o 70 kilometrów. Wiadomo, że jakaś droga musi powstać. Jednak tworzenie wielkich estakad w parku narodowym jest idiotyczne i trzeba to powiedzieć wprost. Wystarczy przejechać się z Białegostoku do Supraśla, by zobaczyć czy na pewno chcemy wielkie betonowe konstrukcje pośród przyrody.

 

Przypomniały się dawne czasy, gdy nie było jeszcze obwodnicy Augustowa. Wówczas rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość (jeszcze gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz a potem Jarosław Kaczyński) forsowała na siłę przebijanie się przez tereny cenne przyrodniczo. Skończyło się to wydaniem dużych pieniędzy na drogę, którą należało rozebrać. Miliony złotych poszło w błoto. W tym przypadku może być podobnie. Próba przeprowadzania drogi przez park narodowy mogłaby się skończyć tak samo. Jednak mieszkańcy okolic parku są o tyle mądrzy, że bardziej doceniają walory przyrodnicze aniżeli ekspresówkę. Przy budowie obwodnicy Augustowa natomiast emocje były nakręcone do granic możliwości. Ludzie popierali wariant siłowy. Nawet w tej kwestii było (nieważne) referendum.

 

Warto podkreślić, że ekspresowa szesnastka to dopiero szukanie koncepcji. Inwestycja ma być rozpoczęta w 2023 roku, a ukończona w 2027. Na szczęście ludzie już do pierwszego pomysłu złożyli bardzo dużo protestów. Kolejne koncepcje powinny być dzięki temu lepsze. Ekspresowa 19 ma prowadzić od granicy Polski i Białorusi przez okolice Sokółki na zachód. Następnie będzie skręcać na południe w Knyszynie. To właśnie tam ma zaczynać się ekspresowa 16 prowadząca do Ełku. Jak niedawno pisaliśmy – wszystkie wielkie inwestycje omijają Augustów. Być może warto więc zmodernizować odcinek z podbiałostockiej Katrynki do Augustowa przy okazji tworząc obwodnice Korycina i Suchowoli, przez które codziennie przejeżdża setki tirów. To rozwiązanie wydaje się najrozsądniejsze.

Jak musi być fatalnie w innych miastach, skoro Białystok dostaje nagrody.

Jak musi być fatalnie w innych miastach skoro Białystok przepełniony pustymi lokalami “do wynajęcia” jest na 3 miejscu w klasyfikacji Forbes w kategorii miast przyjaznych dla biznesu. Być może dlatego, że to w kategorii – miasta do 299 tys. mieszkańców. Całe szczęście, że nie jest nas o tysiąc więcej, bo mogłoby nie być zbyt wesoło Tadeuszowi Truskolaskiemu, który w imieniu miasta odbierał dyplom, ale zupełnie jak Jerzy Brzęczek, który nic konkretnego nie zrobił, by Białystok był dla biznesu rzeczywiście przyjazny. No chyba, że chodzi o developerów. Tutaj bezapelacyjnie pierwsze miejsce!

 

Białystok według Forbesa znajduje się na 10 miejscu wśród najbardziej innowacyjnych miast w Polsce. Ciekawe co u nas jest najbardziej innowacyjne. Być może świadczy o tym całkowicie zabetonowane centrum miasta, które trzeba chłodzić kurtynami wodnymi, a podczas ulew wyciągać łódki. Jak fatalnie musi być w innych miastach, skoro tylko 9 przed nami jest jeszcze bardziej innowacyjne. To całkowite szaleństwo, że jednocześnie segregujemy śmieci, by uprawiać recykling oraz wylewamy potężne ilości wody bo zabetonowaliśmy centrum i podczas upałów wszystko się nagrzewa jak w piekarniku. Może jednak niepotrzebnie zlikwidowano zieleń na Rynku Kościuszki? Jeżeli termometry pokazują 32 stopnie – to jest to temperatura w cieniu. A gdzie on jest? Na pewno nie na deptaku. Warto przypomnieć, że kiedyś był.

Brak wody

Tak to już jest, że gdy narobimy głupot to nie zawsze od razu widać, czasem wychodzi to po jakimś czasie. To tak samo jak z Białymstokiem zrobił Tadeusz Truskolaski. Na Lipowej i Alei Piłsudskiego w godzinach szczytu nie da się oddychać od tych jego innowacji. W upały nie da się chodzić wszędzie tam gdzie wyrzucono zieleń, a zamiast drzew i trawników mamy “innowacyjne” płyty. Nowocześnie też zgodzono się na zabudowanie okolic rzeki Białej, przez co po każdej ulewie wszystko mamy podtopienia!

 

Aż strach pomyśleć co się dzieje w innych miastach, skoro to my dostajemy nagrody. Tam musi być prawdziwe piekło. Klimat się zmienia. Udawanie, że nie ma problemu może skończyć się tak samo jak w Skierniewicach. Brakiem wody. Dalej bezmyślnie wylewajmy ją na beton. Tak w ogóle czy nie jest go za mało w mieście? Przypomnijmy więc o pomysłach, które włodarze chcieli realizować w 2016 roku. Wówczas otrzymali zgodę na wysypanie kruszywa na ścieżki w… rezerwacie jakim jest Las Zwierzyniecki. Miało tam się również pojawić oświetlenie. Te wszystkie głupoty, które Tadeusz Truskolaski zafundował w Białymstoku będą widoczne dopiero po jakimś czasie.

Białystok za 15 lat

Rzeka Biała wtedy może przestać istnieć. Bowiem istotną rolę w gromadzeniu wody odgrywają rzeki. Im bardziej są one naturalne tym lepiej. Poprzedni mieszkańcy Białegostoku regulując rzekę spowodowali, że nurt jest szybszy, a woda się nie gromadzi na danym obszarze. Nie ma też naturalnych terenów zalewowych. Warto też pamiętać, że na rzece tworzą się siedliska zwierząt i roślin. Te drugie są swoistym filtrem. Rośliny absorbują fosfor i azot. Dla człowieka to zanieczyszczenie, zaś dla rośliny to pokarm.

 

Już teraz zmagamy się ze smogiem. Jeżeli będziemy dalej biernie się przyglądać, to za 15 lat bez maski zimą nie będzie można wyjść na ulicę. Latem zaś upały będą jeszcze większe niż obecnie. 40 stopni w cieniu, a dużo więcej na słońcu również spowoduje że nie będzie można wyjść z domu – gdzie obowiązkowo będzie zamontowana klimatyzacja. Za 15 lat dzisiaj nowa kanalizacja deszczowa będzie już stara. Coraz większe ulewy spowodują, że podtopienia będą coraz częstsze oraz coraz bardziej dokuczliwe. Białystok może nie być zdatny do życia. Ciekawe czy te wszystkie “zacofane” miasta też. Być może im gorzej tym lepiej?

 

fot. główne: Wschodzący Białystok. Tadeusz Truskolaski odbiera dyplom.

Jaka przyszłość czeka Pałac Lubomirskich? Komornik zorganizuje licytację.

Niszczejący, piękny Pałac Lubomirskich w końcu wróci do czasów świetności? Już wkrótce jego sprzedażą zajmie się komornik sądowy. Okazały budynek należy do Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku, która jest w likwidacji.

 

Zacznijmy od najważniejszego w tej historii. W 1998 roku za tylko 155 tysięcy złotych WSAP odkupiło od miasta pałac. Ówczesne władze uczelni dostały od magistratu aż 80 proc zniżki. Już w 2013 roku uczelnia próbowała sprzedać budynek za ponad 7,3 mln zł. Zabytku sprzedać się nie udało, ale przeprowadzono w nim gruntowny remont. W 2016 roku podjęto kolejną próbę sprzedaży za 6,9 mln zł. Wówczas pałac miał stać się hotelem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło.

 

Najważniejsze w tej historii jest pytanie dlaczego ówczesne władze miejskie nie sporządziły bardziej korzystnej umowy dla siebie, skoro była 80 procentowa bonifikata. Skoro miasto oddało pałac za grosze, to powinno mieć możliwość również odkupienia go za grosze. Korzyści jakich zażądały ówczesne władze były wręcz śmieszne:

– Bezpłatne udostępnienie raz w miesiącu pomieszczeń budynku wraz z pokojami gościnnymi

– 50 proc. zniżki przy częstszym udostępnianiu

– W przypadku sprzedaży przed upływem 10 lat utrata zniżki – 620,5 tys. zł

– Prawo pierwokupu

 

Nikt nie wpadł na to, by utworzyć łatwą drogę odzyskania nieruchomości po niskiej cenie? Skoro jest wysoka bonifikata to i powrót również z takową powinien nastąpić. Z perspektywy czasu widać komu transakcja się bardziej opłacała. Po 10 latach okazały zabytek był warty dużo więcej. Szczególnie, że już po 15 latach był na sprzedaż. Należy jednak tutaj zaznaczyć, że WSAP również zainwestował w nieruchomość. Nim nastąpiła pierwsza próba sprzedaży, to wydano 4,6 mln zł. Warto też przypomnieć, że WSAP dysponuje działką (do 2038 roku) wokół Pałacu – 11 tys. m2.

 

Pałac Lubomirskich, a wcześniej Krusensternów i Rüdigerów zbudował Aleksander Krusenstern w połowie XIX wieku. Podczas II wojny światowej była to główna siedziba naczelnika okręgu Prus – Ericha Kocha. W 1944 roku budynek został spalony razem z innymi budynkami w mieście (o czym pisaliśmy wczoraj). Pałacyk został odbudowany w latach – 1956-1957. Wokół budynku roztacza się XIX-wieczny park.

fot główne. XoRiK / Wikipedia

To były czarne dni w dziejach Białegostoku. Kilka tysięcy budynków legło w gruzach.

1944 rok kojarzy się wszystkim przede wszystkim z Powstaniem Warszawskim, po którym Warszawa została kompletnie zniszczona. Mało kto wie, że nim 1 sierpnia wybiła godzina “W”, to najpierw został kompletnie zniszczony Białystok.

 

Dzisiejsza stolica województwa podlaskiego pierwszy raz ucierpiała już w 1941 roku. Wówczas urządzili oni rzeź na mieszkających tutaj Żydach – paląc ich w synagodze na ul. Suraskiej, mordując na ulicach, drugi raz w 1943 roku, gdy postanowili zlikwidować getto w Białymstoku – wywożąc Żydów do niemieckiego obozu zagłady w Treblince pod Warszawą. Za trzecim razem w 1944 roku miasto zostało dosłownie spalone przez Niemców. Wydawało się, że wówczas III Rzesza jest na krawędzi upadku. Wojska niemieckie ponosiły porażka za porażką na wszystkich frontach. Na domiar “złego” doszło do zamachu na Hitlera w “Wilczym Szańcu”. Niestety przywódca Rzeszy przeżył, a piekło wojny trwało.

 

Dzień później Niemcy wiedząc, że zbliża się Armia Czerwona – zaczęli się wycofywać z Białegostoku w stronę Niemiec. Na “pożegnanie” zaczęli podpalać dosłownie całe miasto. Wysadzony został gmach dworca, most przy ul. Dąbrowskiego, koszary (dziś okolice ul. Skłodowskiej), Pałac Branickich oraz fabryki przy ul. Warszawskiej, fabrykę Beckera przy Świętojańskiej (dziś część Galerii Alfa) oraz fabryki przy Cieszyńskiej i Sosnowej. Ucierpiały też budynki przy ul. Mickiewicza – fabryka włókiennicza Nowika oraz Liceum. Dodatkowo całkowicie Niemcy zniszczyli centrum Białegostoku – ul. Piłsudskiego (dziś Lipowa), Sienkiewicza, Rynek Kościuszki, Kilińskiego i Warszawska. Dwa dziś najbardziej charakterystyczne kościoły ucierpiały najmniej. Kościół św. Rocha ocalał w całości, zaś kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (fara) stracił tylko szyby w oknach. Ogólnie Niemcy zniszczyli 5837 budynków w całym Białymstoku.

Był to najczarniejszy dzień w historii miasta. Na domiar złego tego samego dnia powstał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który 27 lipca (wiele lat była ulica upamiętniająca to wydarzenie) przejął także panowanie także w kompletnie zniszczonym Białymstoku. Warto tutaj dodać, że ów komitet polski był tylko z nazwy. W praktyce był on całkowicie podporządkowany Stalinowi. Komuniści zainstalowali się w mieście z Armią Czerwoną, NKWD oraz Miejską Radą Delegatów Ludu Pracującego. Żołnierze rosyjscy po wkroczeniu do spalonego miasta rozpoczęli wielki rabunek tego co przetrwało. Rosjanie kradli w szpitalach, fabrykach. Dodatkowo ścinano słupy elektryczne by ściągnąć drut. Wywieziono też tokarnie, maszyny stolarskie, obrabiarki. Mało tego, wycinać zaczęto drzewa w parkach! Przetrzebiono Zwierzyniec. W Teatrze Miejskim (dziś Dramatyczny) wyrwano okna i drzwi oraz podłogę. Nie przepuszczono też mieszkaniom. Rosyjscy żołnierze czuli się bezkarnie.

 

Dla Polski II Wojna Światowa skończyła się w maju, gdy Armia Czerwona wkroczyła do Berlina, a wkrótce po tym żyjący dowódcy III Rzeszy podpisali przed Rosjanami dokument całkowitej, bezwarunkowej kapitulacji. Warto też dodać, że tak jak Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego był polski tylko z nazwy, tak też powstały po wojnie Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej mimo że nie był uznawany przez wiele państw, to z poparciem Rosji, USA i Wielkiej Brytanii oraz Szwecji i Francji przetrwał do 1947 roku. A później władza komunistyczna w Polsce trwała aż do 1989 roku.

Kim jest babcia z muralu? Zobacz film z panią Eugenią.

Od kilku dni można zachwycać się nowym, pięknym, wielkim muralem przy ul. Skłodowskiej. Na dawnym budynku “ONZ” czyli rektoratu UwB należącym do Urzędu Marszałkowskiego powstało fantastyczne dzieło z wizerunkiem starszej pani i napisem “Wyślij pocztówkę do babci”. Jest to powiązane z Up To Date Festival organizowanym od wielu lat w Białymstoku. Kim jest babcia z muralu?

 

To Pani Eugenia, która 8 lat temu wystąpiła w filmie żartobliwie zapowiadającym imprezę. Warto zaznaczyć, że wówczas film ten zrobił gigantyczną furorę, a do dziś obejrzało go ponad 800 000 osób. Redaktor Andrzej Bajguz również w nim występujący chodził po mieście i pytał ludzi o Up To Date Festiwal. I to również on został przez Panią Eugenię zaproszony na herbatę i ciasto. Nie przypadkowo – to bowiem jest jego babcia!

 

Pani Eugenia mieszka w Białymstoku i jest prababcią jedenaściorga prawnucząt. Została sfotografowana przez Małgorzatę Żuk, a następnie przeniesiona na mural przez Jakub Żuk Good Looking Studio. Wielkie ścienne malowidło powstało z prostego powodu – Sami przed sobą zgrywamy wiecznie zabieganych i zajętych, przez co zapominamy o tym, co zbyt często uznajemy za niewarte zapomnienia. Czasem dotyczy to naszych najbliższych, czasem po prostu nas samych. Dbaj o bliskich, pamiętaj. To proste – można przeczytać przesłanie organizatorów na ich stronie internetowej.

Słyszeliście o białostockim EGO? To były kiedyś wyludnione tereny…

Zapewne starsi mieszkańcy pamiętają, że nim zaczął obowiązywać obecny podział terytorialny kraju, to przed 1999 rokiem nie było 16 województw tylko 49. Obecne Podlaskie składało się z białostockiego, łomżyńskiego, suwalskiego. Podział ten obowiązywał od 1975 roku. Wcześniej bo od 1945 roku istniało wielkie województwo białostockie. W jego skład wchodziły Białystok, Łomża, Suwałki oraz… EGO.

 

Po II Wojnie Światowej nasz kraj przestał być okupowany przez Niemcy, które przegrały wojnę. Jednak Polacy nie mieli za wiele do powiedzenia w sprawie własnego kraju. W Jałcie spotkali się – przywódca ZSRR – Stalin, premier Wielkiej Brytanii – Churchill, oraz prezydent USA – Roosevelt. To oni zdecydowali między innymi o tym – jakie granice będzie miała powojenna Polska. Stanęło na tym, że na pewno nie takie jak przed wojną. Stalin bowiem bardzo chciał mieć dla siebie kresy wschodnie. Polska na pocieszenie dostała ziemie zachodnie. Przesunięcie granicy na zachód wywołało wiele problemów, również natury społecznej. Wielu Polaków przestało mieszkać w Polsce. Postanowiono, że zostaną oni przesiedleni. Tylko gdzie?

 

7 lipca 1945 roku województwo białostockie zyskało EGO czyli powiaty Ełk, Gołdapski oraz Olecko. Była to forma zadośćuczynienia za utratę powiatów grodzieńskiego, wołkowyskiego oraz białowieskiego. Tereny EGO były praktycznie wyludnione i poniemieckie (więc praktycznie nie zniszczone). Postanowiono, że właśnie tam będą przesiedlać wszystkich Polaków z Wileńszczyzny i Grodzieńsczyzny. Nie było to specjalnie trudne, gdyż EGO ma linię kolejową.

 

fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku

 

Przed wojną tereny EGO zamieszkiwało 120 tys. osób. Obecnie to 150 tys. osób. Potęga samego Białegostoku także została zmniejszona. W 1975 roku wielkie województwo zostało podzielone zostało na białostockie, łomżyńskie i suwalskie. A w 1999 roku połączone ale bez EGO w województwo podlaskie.

 

Co ciekawe – z Ełku bliżej jest do Białegostoku o 50 km niż do Olsztyna. Bliżej jest także z Olecka. Jednak z najbardziej wysuniętej na północ Gołdapi jest bliżej o kilka kilometrów do Olsztyna. Ma to znaczenie przede wszystkim dlatego, że mieszkańcy powiatów, gdzie są małe miasteczka – prowadzą swoje życie w oparciu też o duże miasta. Czy mieszkańcy częściej jeżdżą do Białegostoku czy też do Olsztyna?

 

Jeżeli chodzi o studia – to olsztyński Uniwersytet Warmińsko-Mazurski stoi na podobnym poziomie co białostocki Uniwersytet. Jednak to w Olsztynie znajduje się legendarne “Kortowo”. Jeżeli chodzi o zarobki to Olsztyn średnio proponuje odrobinę niższe płace niż Białystoku. Dlatego trudno rozstrzygnąć czy EGO mentalnie jest dalej w województwie białostockim czy już na Warmii i Mazurach.

fot. główne: Ełk / autor: Ath29 – Wikipedia

Miejsce straceń. 3000 białostoczan zostało tutaj rozstrzelanych.

eII Wojna Światowa to okrutne czasy także dla Białegostoku. Oprócz spalenia całej synagogi z setkami ludzi w środku, Niemcy mordowali także wielokrotnie w lesie pomiędzy Bacieczkami a Leśną Doliną. Rozstrzelano tam 3000 osób pd 1941 do 1943 roku. Potem żeby zatrzeć ślady swoich zbrodni, wydobyli zwłoki osób i je spalili. Dziś znajduje się w tym miejscu symboliczny cmentarz wraz z pomnikiem upamiętniającym tamte wydarzenie.


Niemcy zabijali tutaj osoby z tak zwanego “podziemia”, ale też prosto z łapanki. Można było zginąć w lesie za to, że po prostu przechodziliśmy chodnikiem. Na potwierdzenie zbrodni niemieckich w Lasku Bacieczki był wyrok z 11 lipca 1943 roku.
Na tablicach ogłoszeń i ścianach domów w Białymstoku ukazały się ogłoszenia następującej treści: ,,W celu zadośćuczynienia rosnących w ostatnim czasie napadów na Niemców i ludność miejscową w Białymstoku, zarządziłem rozstrzelanie w dniu 10 lipca 1943 roku 85 osób z miejscowej ludności przeważnie inteligencji, jako wyrazicieli polskiej niepodległości”. Ogłoszenie zostało podpisane przez szefa bezpieczeństwa na okręg białostocki.

W ostatnim czasie miejsce to zostało odwiedzone przez naszego Czytelnika Adama Nowaczuka – za co bardzo dziękujemy. Przesłał nam fotorelację za co bardzo dziękujemy. Zachęcamy też inne osoby do korzystania z naszego formularza INFORMACJA OD CZYTELNIKA.

Plażowanie w Białymstoku, okolicach i województwie. Zobacz, gdzie warto pojechać nad wodę.

Dojlidy, Jurowce, Nowodworce, Supraśl, Wasilków a może Czarna Białostocka? W tych miejscach mieszczą się najpopularniejsze plaże w Białymstoku i jego okolicach. W upalne dni warto się ochłodzić w wodzie. Tylko co z jej jakością?

 

Zapewne każdy przed wyborem miejsca, gdzie chciałby odpocząć zastanawia się czy woda jest czysta? Tylko co to właściwie oznacza? Odpowiednie instytucje badają wodę pod kątem bakterii tam występujących oraz wszystkiego tego, co może nam zaszkodzić. Jednak każdy, kto był choć raz na Suwalszczyźnie i kąpał się w tamtejszych jeziorach – zapewne widzi uderzającą różnicę między tamtymi wodami a białostockimi. Polodowcowe jeziora są tak czyste, że przejrzystość wody jest bardzo wysoka.

Trzeba jednak zaznaczyć, że jakość wody na zalewie w Dojlidach polepszyła się. W 2018 roku zbiornik przeszedł rewitalizację. Dzięki czemu możemy kąpać się tam bez żadnych obaw o swoje zdrowie. Nadaje się do kąpieli również rzeka Supraśl czyli możemy plażować zarówno na plaży miejskiej Supraśla, ale też w innych miejscowościach, przez które przepływa rzeka i jest bezpieczne zejście do wody tj w Nowodworcach przy moście, zalew w Wasilkowie oraz plaża w Jurowcach.

 

W ubiegłym roku nie było również zastrzeżeń do zalewów w Zarzeczanach (Gródek), Michałowie, Czarnej Białostockiej, Siemiatyczach oraz na rzece Bug w Drohiczynie oraz na rzece Brok w Czyżewie. Nic nie wskazuje na to, by w tym roku było inaczej. Jak widać, w całym województwie pełno jest zbiorników wodnych – jeziora, rzeki, zalewy. Nic tylko brać urlop i odpoczywać!

Dawniej to był “koniec świata”. Teraz to początek czegoś nowego…

Obecny tydzień zapowiada się upalnie. Warto to wykorzystać na przykład biorąc urlop. Jest wiele miejsc w Podlaskiem, które można zwiedzić albo dla odmiany – zajrzeć do sąsiadów na Białoruś. W ostatnim czasie pojawiła się ku temu naprawdę dobra okazja. Otwarto ścieżkę rowerową August Velo, którą dojechać możemy do Grodna. Przypomnijmy, że można także płynąć kajakiem, Kanałem Augustowskim przekraczając polsko-białoruską granice. W obu przypadkach nie trzeba mieć wiz.

 

Mieszkańcy naszego województwa mogą korzystać z wielu nowych miejsc turystycznych dzięki współpracy transgranicznej. To, co było dawniej nazywane “końcem świata” dziś jest bramą na wschód. Mowa tu o Śluzie Kurzyniec. Wspaniałe miejsce do odwiedzenia (nawet, gdy ktoś nie chce przekraczać granicy). A osoby, które chcą – mogą wybrać się rowerem przez Niemnowo do samego Grodna. Początek drogi w podaugustowskiej Mikaszówce. Wystarczy paszport, wykupienie usług turystycznych Parku “Kanał Augustowski” wydane przez certyfikowane białoruskie biuro podroży, świadczące usługi turystyczne na terenie strefy oraz ubezpieczenie i środki płatnicze. Wówczas można za granicą przebywać nawet 10 dni. Z tymi dokumentami wpuszczą nas na Białoruś nie tylko na śluzie, ale też w Kuźnicy Białostockiej (gdy pojedziemy koleją lub samochodem), a nawet od strony litewskiej na przejściu Švendubrė-Privalka, Raigardas-Privalka.

 

Pamiętajmy, że można także odwiedzić naszych litewskich sąsiadów ze Strefy Schengen: Kowno – pociągiem weekendowym, Wilno przy pomocy Eco Lines, Druskienniki – Biacomex oraz Sindbad, a także nadmorski kurort Kłajpeda przy pomocy Eco Lines. Ta sama firma zawiezie nas również do łotewskiej Rygi i estońskiego Tallina (jednak to już dłuższa podróż). Bez wizy na Białoruś możemy również dojechać do Brześcia. Warto jednak pamiętać, że nie można za jednym razem zwiedzić Grodna i Brześcia. Po zwiedzeniu jednego z obwodów należy wrócić do Polski, a następnie ponownie wjechać. Do obu stref bezwizowych służą inne przejścia graniczne.

fot główne: Wrota Podlasia