Wołano za nimi Lipki, Muślimy. Są z nami od kilkuset lat

Wiele się mówi o Podlasiu jako miejscu wielokulturowym. Najczęściej wspomina się o symbiozie katolików i prawosławnych. Warto jeszcze przypomnieć o polskich muzułmanach, których najwięcej jest… w Białymstoku. 

 

W ostatnim czasie muzułmanie Polakom kojarzą się raczej źle, za sprawą wszystkich wydarzeń, które mają miejsce za granicą. Natomiast polscy muzułmanie czyli Tatarzy powinni kojarzyć się wyłącznie dobrze. Nasi muzułmanie są w Polsce od XIV wieku – na początku osiedlali się w okolicach Wilna, Trok, Grodna i Kowna. Natomiast od XVII wieku także na terenie Wołynia, Podola, później na Suwalszczyźnie. Na Tatarów mówiono wówczas Lipki lub Muślimy. Ta pierwsza nazwa pochodziła od tureckiej nazwy Litwy.

 

Brama wejściowa na cmentarz w Bohonikach

 

Na przełomie XVII i XVIII wieku szlachta tatarska spolonizowała się, zaś mieszczaństwo uległo wpływom białoruskim. W międzywojniu Tatarów żyło w Polsce około 5,5 tysiąca. Zamieszkiwali województwo wileńskie, nowogrodzkie a także białostockie.

 

Cmentarz w Bohonikach

 

Zapewne wiele osób zadaje sobie pytanie o wspólnotę religijną polskich i zagranicznych muzułmanów – szczególnie tych, o których w mediach mówi się wyłącznie negatywnie. W 1936 roku uchwalona została przez parlament ustawa o stosunku państwa do Muzułmańskiego Związku Religijnego (która obowiązuje do dziś), w której to jest napisane, że polscy muzułmanie pozostają w łączności religijno-moralnej ze swoimi współwyznawcami za granicą, tworzą własny związek religijny niezależny od żadnych władz obcokrajowych świeckich i religijnych (tzn. Muzułmański Związek Religijny). Ponadto w ustawie ustanowiono obowiązek odmawiania modlitw za pomyślność Rzeczypospolitej i jej Prezydenta, a także Rządu i Wojska w każdy piątek oraz dnie uroczystych świąt.

 

Meczet w Bohonikach

 

Po II Wojnie Światowej działalność Muzułmańskiego Związku Religijnego w RP została wznowiona w 1947 roku. Od tego czasu organizacja nieprzerwanie działa na rzecz społeczności tatarsko-muzułmańskiej w Polsce. Tylko w samym Białymstoku żyje około 2000 Muzułmanów. Mieszka tu także Mufti (czyli przewodniczący Muzułmańskiego Związku Religijnego).

 

 

W Białymstoku są dwa miejsca związane z Tatarami – pierwsze to dom modlitwy przy ul. Hetmańskiej, drugi to zabytkowy dom drewniany ukryty pomiędzy blokami na osiedlu Piasta. Jest to parterowy, przedwojenny dom. Parter nawiązuje do wystroju meczetu. Ponadto Tatarów spotkamy oczywiście w Kruszynianach oraz Bohonikach. Od niedawna także w Suchowoli, gdzie powstało Centrum Kultury Muzułmańskiej.

 

Centrum Kultury Muzułmańskiej w Suchowoli

Podlasie ma własną Górę czarownic!

Każde dziecko z lekcji geografii wie, że najbardziej znanym miejscem spotkań czarownic w Polsce jest Łysa Góra w Świętokrzyskim. Tymczasem województwo Podlaskie ma własną górę czarownic. Znajduje się ona w Siemiatyczach niedaleko od zalewu. Mowa tu o “Wilczej Górze” Miejsce jest zarośnięte gęstym lasem i trzeba naprawdę wiele sił włożyć w to, by je odszukać. W końcu XIX wieku etnograf Oskar Kolberg w swoich pracach etnograficznych napisał, że według wierzeń tutejszej ludności na Wilczej Górze kobiety zwane potocznie czarownicami odprawiały swoje rytualne obrzędy. Wokół wzniesienia znajdowało się wielkie składowisko tajemniczych głazów.

 

fot. A. Nowaczuk

 

Tajemnicze miejsce odkrył pewien turysta. Legenda głosi, że wszedł  na jedną z gór i zachwycił się pięknem krajobrazu jaku ujrzał oraz poczuł zapach kwiatów. To sprawiło, że zasnął. Drzemiąc śniło mu się, że stał na wzgórzu, wśród wielkich, rozłożystych dębów, z których widać było dolinę Bugu oraz średniowieczny gród. Na wierzchołku góry pełno było dużych głazów, przy których turysta widział grupę rozmodlonych ludzi, mówiących niezrozumiałym dla niego językiem. Jedna z tych osób miała jednak powiedzieć (zrozumiale rzecz jasna), że jest to miejsce święte, a obcym wstęp wzbroniony. Po przebudzeniu turysta wyciągnął mapę i stwierdził, że znajduje się w miejscu, gdzie jest największa góra w okolicy.

 

Gdy zwiedzający zszedł na dół do Siemiatycz, to dowiedział się, że lokalsi nazywają to miejsce “Górą czarownic” właśnie ze względu na te kamienie. W świętokrzyskiej Łysej Górze podczas sabatu czarownice rozniecały wielki ogień, kłaniały się wielkiej czarownicy, a następnie zasiadały do uczty. Po wieczerzy zaś następowały tańce. W czasie sabatu czarownice doskonaliły swe umiejętności przygotowując nowe czary i mikstury. A gdy rano kogut zapiał wszystkie wsiadały na miotły i odlatywały do swych chatek. Zapewne nie inaczej było w Siemiatyczach.

 

O tajemniczym miejscu powiedział nam Adam Nowaczuk, który odwiedził miejsce i je sfotografował. Za fotografie i informację bardzo dziękujemy!

 

fot. A. Nowaczuk

Do Puszczy Białowieskiej dojedziemy weekendowym pociągiem!

Lewki to mała miejscowość pod Bielskiem Podlaskim. Jest ważnym punktem na kolejowej mapie Podlasia bowiem wkrótce będzie tam rozwidlenie na dwa kierunki. Pierwszy z nich prowadzi do Czeremchy, drugi zaś do Hajnówki. Przez ostatnie 25 lat było tak, że działał tylko ten pierwszy. Pasażerowie jechali na przykład z Białegostoku do Czeremchy, a następnie pociąg “wracał” do Hajnówki. W połowie przyszłego roku pociągi pojadą z Lewek prosto do Hajnówki, a podróż na 27-kilometrowym odcinku zajmie 24 minuty. Dzięki temu podróże Białystok – Hajnówka skrócą się. To o tyle ważna informacja, że tamte rejony odwiedza sporo turystów ze względu na Puszczę Białowieską.

 

Do samej Białowieży póki co dojechać możemy drogą wojewódzką. Jako, że po drodze mijamy Puszczę, to o rozbudowie infrastruktury drogowej nie może być raczej mowy, więc rozwój infrastruktury kolejowej jest jak najbardziej wskazany. Dlatego dojazd przez Lewki do Hajnówki jest pierwszym zwiastunem tego, co może być dalej. Bowiem zgodnie z zapowiedziami droga do Białowieży ma być także odnowiona w 2019 roku. Następnie pojawią się pociągi weekendowe z Warszawy (być może też Siedlec) i Białegostoku do Białowieży właśnie.

 

Wspaniała to wiadomość dla turystów, którzy nie będą musieli już jechać samochodem czy busem. Szczególnie, gdy kochają wycieczki rowerowe. Jazda przez Puszczę rowerem to naprawdę wielka przyjemność. Dodać należy do tego fakt, że można pojechać bez wizy również na białoruską stronę kompleksu leśnego. Dlatego na przyszłe wakacje można już powoli planować wielkie zwiedzanie Puszczy Białowieskiej niezależnie gdzie mieszkamy. Stanie się ona dostępna jeszcze bardziej. Warto zaznaczyć, że przedsięwzięcie może powstać z opóźnieniem, gdyż bardzo ważnym elementem inwestycji są uwarunkowania środowiskowe inwestycji. Puszcza to bardzo ważne miejsce. Dlatego wykonanie rewitalizacji musi odbyć się z jak najmniejszą szkodą dla przyrody.

Na tej ulicy historia zatoczyła koło. Miejmy nadzieję, że po raz ostatni

Ul. Jurowiecka w Białymstoku stanie się na całej długości dwupasmowa po obu stronach z pasem zieleni i buspasem. Przy tej okazji warto dawną ulicę powspominać gdyż w historii Białegostoku przewijała się wielokrotnie. Tereny leżące przy dzisiejszej ul. Jurowieckiej w XVIII i XIX wieku należały do wsi Bojary oraz wsi Białostoczek. Gdy w XIX wieku włączono je do Białegostoku, to prawdopodobnie właśnie wtedy dzisiejsza Jurowiecka otrzymała swoją pierwszą nazwę czyli była ul. Pocztową. Najstarszy dokument odnaleziony dotyczący tej ulicy datujemy na 1871 rok. Jest to dokument notarialny z nazwą ul. Pocztowa właśnie. Dokument podpisany jest przez Starszego Notariusza Sądu Okręgowego w Grodnie.

Brudny strumyk

Na początku XX wieku, bo w 1902 roku powstała charakterystyczna kamienica, która jest jednym z wielu przykładów białostockiej szkoły muratorskiej. Warto przypomnieć, ze władze Białegostoku w pewnym momencie chciały ją wyburzyć! bo znajdowała się w pasie drogowym. Na szczęście durniowi, który na to wpadł stanął na drodze konserwator zabytków, który objął budynek ochroną. Kamienica ta była świadkiem wielu wydarzeń. Ul. Pocztowa była alejką przy której rosło bardzo wiele drzew. Stały też inne kamienice oraz drewniane domy. Za nimi zaś płynęła rzeka Biała, która różniła się od tej, którą można zobaczyć dziś. Do 1922 roku rzeka Biała była pogardliwie nazywana małym, brudnym strumykiem. Wszystko się zmieniło w nocy 26 lipca. Rzeka wylała tak, że pod wodą znalazło się centrum miasta. Jak widać historia lubi się powtarzać, bo znów po większych ulewach pod wodą jest choćby Jurowiecka.

 

Krwawa rzeź

16 sierpnia 1943 roku kamienica (już przy ul. Jurowieckiej) była świadkiem likwidacji getta. Noc przed akcją Niemców księżyc pięknie świecił nad miastem. Nad ranem Niemcy rozwiesili na terenie getta plakaty, w których poinformowali o wywózce całej ludności getta do pracy na Lubelszczyźnie. Teren getta był otoczony przez wojsko. Przy płocie getta na ul. Smolnej, tuż obok Jurowieckiej Żydzi zorganizowali punkt samoobrony. Ponad 100 młodych osób z karabinami, rewolwerami a nawet jednym karabinem maszynowym. Do tego mieli granaty-samoróbki, siekiery, młoty, noże i “coctaile Mołotowa”. Plan był tak, by podpalić płot getta, a następnie próbować uciec. Gdy parkan spłonął Żydzi ujrzeli niemiecki czołg i żandarmerię. Nikt nie zdołał uciec. Kilka godzin później mały chłopak nieoczekiwanie rzucił w twarz niemieckiego oficera żarówkę z kwasem solnym, co go raniło i oślepiło. Przy sąsiadującej z Jurowiecką ulicą Ciepłą zaczęła się prawdziwa rzeź. Niemcy strzelali do tłumów czekających na wywózkę przy bramie. Chłopiec, który rzucił żarówką od razu został zabity. Niemcy strzelali z kilku stron. Żydowscy bojownicy próbowali walczyć, ale nie mieli szans. Aczkolwiek w walkach podczas likwidacji getta 100 Niemców straciło życie, wielu też było rannych. 

 

 

Stadion i PKS

Między 1962 a 2008 rokiem przy Jurowieckiej znajdował się stadiom im. Janusza Kusocińskiego oraz hala sportowa. Cały obiekt należał do Jagiellonii. Ówczesne władze Jagiellonii na początku XXI wieku planowały w miejsce starego obiektu wybudować “nowy”, który na wizualizacjach jak na tamte czasy, prezentował się całkiem nieźle. Na szczęście skończyło się tylko na dobudowaniu bocznych trybun za bramkami, zaś później Jaga przeniosła się na wspaniały obiekt, jaki obecnie znajduje się przy ul. Słonecznej.

 

Historia Jurowieckiej to także dworzec PKS, który powstał w 1968 roku. Funkcjonował on tam przez ponad 20 lat. Plac dworcowy miał stanowiska odjazdowe. Sam budynek dworca później służył jako dom pogrzebowy, potem warzywniak, a na koniec sklep z odzieżą używaną. Ostatecznie zniknął. Sam dworzec PKS także zniknął, gdyż wybudowany nowoczesny budynek jak na tamte czasy przy ul. Bohaterów Monte Cassino. Na Jurowieckiej zaś powstał “Plac Inwalidów”, na którym przez wiele lat znajdował się bazar.

 

Najnowsze dzieje Jurowieckiej to odremontowanie wspomnianej kamienicy, która miała zostać wyburzona, ale dzięki staraniom mieszkańców została wyremontowana i dziś służy między innymi Radiu Racja, które tam ma swoją siedzibę. Jest też stary dom, który stoi przy rondzie i ul. Poleskiej i miejmy nadzieję, że stać będzie jeszcze długo. Dzisiejsza Jurowiecka to także galeria Jurowiecka, która powstała na miejscu bazaru, a także apartamenty Jagiellońskie, które powstały zamiast galerii Jagiellońskiej.

 

Przebudowa i poszerzenie ul. Jurowieckiej będzie wiązać się również z tym, że wytnie się sporo drzew, które być może pamiętają jeszcze ul. Pocztową. Miejmy nadzieję, że tak jak historia zatoczyła koło i sprawiła, że Jurowiecka po każdej większej ulewie znajduje się pod wodą, to jednak nie powtórzy dalszych losów, jakie miały miejsce na Jurowieckiej. Oby nigdy już nie było tu żadnych strzelanin ani żołnierzy.

Parking pod ziemią, a nad park kulturowy. Jak zagospodarować Plac NZS?

Wielki, pusty i niezagospodarowany. Politycy mają na niego chrapkę, zaś w internecie przewijają się wizualizacje dotyczące zmian. Mowa tu o Placu NZS, a wcześniej Placu Uniwersyteckim w Białymstoku. Choć to jest normalne skrzyżowanie, gdzie panuje zasada prawej ręki, to wiele osób myśli że jest to rondo. I tak od lat setki samochodów dziennie objeżdża go raz tak, raz tak. Na szczęście miejsce nie jest to niebezpieczne, ale chyba każdy widzi w nim większy potencjał.

 

Przed wyborami samorządowymi oczywiście nie zabrakło miejsca na dyskusje także o zagospodarowaniu Placu NZS. Pojawiły się takie pomysły by stworzyć parking podziemny, na górze zrobić prawdziwy plac z ławeczkami. Można było zobaczyć też wizualizację, na której obok placu przebudowane zostanie miejsce tak, by dodać do niego jeszcze pomnik Lecha Kaczyńskiego. Jedno jest pewne, zagospodarowanie tego wielkiego terenu jest konieczne. Jest to zwyczajne marnotrawstwo terenu.

Podziemny parking

Obok mamy wiecznie zatkane dwa małe parkingi – na Suraskiej oraz na Rynku Kościuszki. Niezależnie od pory dnia i pory roku znalezienie wolnego miejsca w ścisłym centrum graniczy z cudem. Nie jest to tylko problem Białegostoku, ale w zasadzie wszystkich dużych miast. Są tacy magicy w rządzie co upatrują rozwiązanie tego problemu w podniesieniu cen za postój do 20 zł za godzinę, jednak to nie o zdzieranie pieniędzy tu chodzi.

 

Nawet gdyby prezydent Białegostoku dostał od rządu możliwość podniesienia cen do tak drakońskich cen (obecnie limit to 3 zł za godzinę), to przecież problem z ilością samochodów by nie zniknął. Zatem skoro każdy chce mieć w dzisiejszych czasach samochód, to trzeba reagować nie walką ale pomocą. Stąd też budowa parkingu podziemnego jest bardzo pożądana. Pytanie tylko – gdzie go zbudować. Wiele lat obowiązywała koncepcja by taki parking wcisnąć między budynkami na tyłach Rynku Kościuszki, Suraskiej i Liniarskiego.

 

Pod ziemią miał być parking, na pierwszym piętrze toalety, zaś na samej górze siedziba Straży Miejskiej. Koncepcja była bardzo ciekawa lecz ostatecznie nic z niej nie wyszło. Nie oznacza to, że nie można do tej lub podobnej wrócić, tyle że przy Placu NZS, gdzie miejsca jest zdecydowanie więcej.

Park kulturowy

Parking rzecz jasna miałby być pod ziemią. A co nad nią? Przede wszystkim plac jest otoczony z każdej strony ulicą, więc trzeba by było stworzyć do niego bezpieczne dojście. Malowanie pasów dla przechodniów to raczej pomyłka. Sensowna by była kładka nad jezdnią prowadząca od strony parku, dzięki czemu, na plac wchodziłoby się właśnie z parku. Sam teren placu zaś można by było zagospodarować jako park kulturowy, pokazujący jak dawniej wyglądało nasze miasto. Przeniosłoby się tam wszystkie wartościowe drewniane domy, których nie zdążyli spalić… sami wiecie kto. Oprócz tego wszystkie uliczki ułożyć by można z kocich łbów, a nad drewnianym mini-osiedlem zawiesić dawne latarnie. Wszystkie domy powinny być otwarte, tak by można było wejść do środku i poczuć klimat sprzed 100 lat.

 

Takim rozwiązaniem byśmy nie tylko sensownie zagospodarowali plac, lecz także pozbylibyśmy się problemu drewnianych domów rozrzuconych pojedynczo po całym dawnym mieście.

Tylko nie pomnik

Obserwując propozycje Budżetu Obywatelskiego można zauważyć, że każdego roku mieszkańcy mają ciągoty by postawić jakiś pomnik. Na Rynku miał stać pomnik św. Floriana, teraz propozycja jest by pojawiła się ławeczka z Franciszkiem Karpińskim. A to Lech Kaczyński przy Placu NZS własnie. I tak ciągle jakieś pomniki. Dlatego przy dyskusji o zagospodarowaniu Placu NZS na pewno nie zabraknie zaraz głosów, by stawiać także tam jakiś pomnik.

 

My tradycyjnie jesteśmy przeciwni, gdyż pomników u nas jest już wystarczająco dużo.

Tajemnicza krypta pod kościołem. Kto się znajduje w trumnie?

Zabytkowe świątynie bardzo często przyciągają turystów dzięki swojemu wyglądowi, historii czy też wyjątkowym zdobieniom wewnątrz. Są też miejsca zwykle dla turystów niedostępne lub dostępne bardzo rzadko, owiane tajemnicą, budzące największą ciekawość – to podziemne krypty. Wielokrotnie spoczywają w nich nie tylko księża czy zakonnicy, ale także królowie, inni władcy czy też szlachta. Na przykład w Białymstoku w krypcie białostockiej katedry spoczywa Izabela Branicka, Katarzyna Poniatowska (nastoletnia bratanica Stanisława Augusta Poniatowskiego – ostatniego króla Polski), a z doczesnych abp Edward Kisiel.

 

Jednak warto pamiętać, że to na południu naszego województwa rozgrywały się najciekawsze historie. Dlatego też jeżeli uwielbiamy zwiedzać krypty, to warto wybrać się do Siemiatycz. Tam spoczywają przedstawiciele rodu Sapiehów – Kazimierz Karol, Michał Józef, Jerzy Felicjan oraz Benedykt Paweł. Oprócz nich w krypcie pochowany został także zasłużony dla Siemiatycz hr Heryk Ciecierski, autor popularnych pamiętników. I to właśnie z przekazów ustnych po pogrzebie tego ostatniego zachowała się informacja, że krypty w Siemiatyczach istnieją. Kilka lat temu młoda historyczna Natalia Andrzejewska próbowała je zobaczyć, lecz proboszcz kościoła pokazał jej tylko dwie małe piwniczki i stwierdził, że niczego innego nie ma.

 

Przeczyło to temu co mówią starsi mieszkańcy miasta pamiętający własnie pogrzeb Ciecierskiego. Zatem albo proboszcz urzędując kompletnie nie interesował się co jest pod ziemią albo zwyczajnie nie chciał nikomu tego pokazywać. Do podziemi udało się zejść naszemu Czytelnikowi Adamowi Nowaczukowi, który postanowił podzielić się z nami zdjęciami z tego miejsca za co dziękujemy. Jak widać na tych fotografiach – żadnych trumien nie widać. Wszystko dlatego, że zwyczajnie ich tam nie ma…

 

 

Gdzie więc są? Tego nie było wiadomo. 2 lata temu wspomniana Natalia Andrzejewska, historyczka przeprowadziła poszukiwanie grobowców. Razem z ekipą TV Lublin oraz ze Stowarzyszeniem Historycznym Exploatorzy.pl po otrzymaniu zgody od konserwatora zabytków oraz proboszcza zaczęła prace poszukiwawcze, do których przygotowywała się przez rok. Zadanie nie było zbyt łatwe. Na początku historyczka próbowała ustalić ile osób zostało pochowanych w podziemiach kościoła. Niestety źródła były niekompletne, ani nie było ciągłości w ich spisie. Nie wiadomo kompletnie nic, co się działo między 1822 a 1933 rokiem. Właśnie w 1933 pochowany był hr. Henryk Ciecierski. Łącznie ustalono, że pochowanych jest łącznie 17 osób. Wiadomo też było, że jedna (ale nie jedyna) krypta znajduje się pod ołtarzem.

 

Podziemia kościoła kryć powinny szczątki Ciecierskiego, czterech osób z rodu z Sapiehów oraz dwunastu proboszczów i zakonników. W piwnicach nie było śladu po pochówku, jedynie tylna ściana wyglądała na dobudowaną. Historyczka miała fotografię z 1967 roku, na której było widać dwie trumny pod głównym ołtarzem. Zaginęły zaś trumny Sapiehów oraz 11 księży. Nie było też trumny hr. Ciecierskiego. 

 

Żeby nie rozmontowywać całego zabytkowego kościoła w poszukiwaniu trumien należało zrobić to bezinwazyjnie czyli georadarem. Poszukiwania głównej nawy nic jednak nie dały. Jednak na bocznej nawie odnaleziono przestrzeń, która mogła być kryptą. Następnie odkryto puste przestrzenie także w północnej nawie i przy wejściu do kościoła. Ostatecznie udało się odnaleźć kryptę pod południową nawą kościoła. Pod cegłami znajdowała się zdobiona trumna z metalowymi obiciami (zdj. główne). Krypta jest jednak zabudowana i tylko decyzją konserwatora zabytków oraz proboszcza może stworzyć z tego wspaniała atrakcję turystyczną. 

 

Materiał TVP Historia (od 7 minuty 30 sekundy, same poszukiwania od 14 minuty)

https://vod.tvp.pl/video/bylo-nie-minelo,na-kaplicznej-gorze,27919121

 

Co z pozostałymi trumnami? W czasie okupacji sowieckiej prawdopodobnie znienawidzone ślady Rzeczpospolitej magnackiej były masowo niszczone i wyrzucane. Tak też mogło stać się z trumnami. Jeden z czytelników Głosu Siemiatycz z przekazów rodzinnych wie, że szczątki z wyrzuconych trumien mogły zostać podczas sowieckiej okupacji uratowane przez Antoniego Nowickiego i Wacława Szyszko. Obaj zebrali i z powrotem ułożyli szczątki w trumnach ratując je. Czy to właśnie uratowane szczątki znajdują się pod ziemią?

 

Historia siemiatyckich, podziemnych krypt jest jeszcze niedokończona. Czy kiedyś uda się ustalić dokładnie losy wszystkich 17 osób pochowanych w podziemiach kościoła? Czas pokaże.

 

Zdjęcie główne – klatka z programu “Było nie minęło” TVP Historia
Zdjęcia: Adam Nowaczuk
Źródła: esiemiatycze.pl, podlasiemniejznane.wordpress.com, TVP Historia

Gródek istnieje już 520 lat. Sprawdź dlaczego to miasteczko jest wspaniałe!

Znany głównie z festiwalu Basowiszcza, trochę mniej z zalewu z plażą, a najmniej – bo tylko przez wtajemniczonych i miejscowych – z lasów przepełnionych grzybami. Mowa tu o Gródku. Miasteczko ukończyło 520 lat istnienia. Gródek był zaznaczany już na starych mapach. Jego historia sięga XV wieku i związana jest z rodem Chodkiewiczów. W 1498 r Aleksander Chodkiewicz ufundował tu klasztor prawosławny, który później został przeniesiony do Supraśla. W Połowie XVI wieku Gródek otrzymał prawa miejskie. W późniejszych czasach miejscowość przechodziła kolejno w ręce Paców, Sapiehów oraz Radziwiłów. W 1897 r. utracił prawa miejskie.

 

Historia Gródka to także historia podlaskich Żydów. Przed II wojną światową stanowili oni połowę mieszkańców. W miejscowości znajdowało się kilka! drewnianych synagog. W 1941 r. Niemcy utworzyli tam getto, do którego trafiło ok. 2,5 tys. Żydów. Pracowali m.in. przy budowie dróg oraz wyładunku i załadunku wagonów na pobliskiej stacji kolejowej w Waliłach. Getto zostało zlikwidowane 2 listopada 1942, a jego mieszkańcy wywiezieni do obozu przejściowego w Białymstoku.

Dzisiaj Gródek jest znany z festiwalu Basowiszcza oraz imprezy Siabrouskaja Biasieda. Do Gródka można dojechać samochodem, rowerem (przez Puszczę Knyszyńską) oraz w sezonie letnim pociągami w weekendy, które dojeżdżają do Walił malowniczą linią kolejową także przez serce Puszczy Knyszyńskiej. Mało kto wie, ale w lasach pod Gródkiem jest bardzo dużo grzybów, dlatego jego okolice to wręcz raj dla grzybiarzy. Jedno jest pewne, warto odwiedzić Gródek przy każdej możliwej okazji. Jest to małe, wspaniałe miasteczko, któremu życzymy co najmniej kolejnych 520 lat istnienia!

 

fot. K. Kundzicz / Wikipedia

Centrum Białegostoku przed wojną było przepełnione restauracjami i kawiarniami jak dziś!

Przedwojenny Białystok to nie tylko Chanajki, których klimat można by było porównać do dzisiejszych osiedli “socjalnych” na obrzeżach miasta. Tak samo jak dzisiaj, tak też przed wojną bardziej majętni białostoczanie lubowali się w odwiedzaniu lokali gastronomicznych, których w dzisiejszym centrum nie brakowało – zupełnie jak dziś.

 

Kiedy w latach 90-tych i kolejnych na Rynku i w okolicach rozwijały się banki i apteki mieszkańcy nie byli z tego faktu zadowoleni, stąd też, gdy do władzy doszedł Tadeusz Truskolaski, to pod jego władzą powoli wypierano z lokali miejskich wszystko, co nie było gastronomią. Później reszta musiała się dostosować do dzisiejszego rynku, by nie splajtować. I tak dziś wychodząc na Rynek nie wyobrazimy sobie, że dawniej były tylko Puby Strych, Gryf, kawiarnia Ratuszowa (w budynku ratusza) czy pizzeria Savona. Dzisiejszy Rynek pełen jest wszelkiej maści lokali gastronomicznych.

 

 

Przed wojną wykwintna restauracja mieściła się w hotelu Ritz. W każdą sobotę i niedzielę odbywały się tam “Fajfy” czyli imprezy dla elit. Warto dodać, że scena z kultowego filmu Miś “nie mamy Pana płaszcza i co Pan nam zrobi” jest żywcem wyjęta właśnie z przedwojennego Ritza. Szatniarz miał u siebie taki bałagan, że często oddawał garderobę nie temu komu trzeba. W Ritzu można było nie tylko potańczyć, ale też dobrze zjeść. Restauracja słynęła ze swojej kuchni. Dodatkowo raz na jakiś czas odbywały się tam pokazy paryskiej mody. Naprawdę światowe miejsce!

 

Inną restauracją z ul. Kilińskiego w Białymstoku, która była prestiżowa był Ermitaż. Można było zjeść tam śniadania, obiady i kolacje. Wszystko ze świeżych produktów. Kuchnia była “ruska” i “francuska”. Restauracja słynęła także z możliwości zamawiania jedzenia… na dowóz. I to nawet pod miasto! Przy Kilińskiego były jeszcze restauracja Leśniewskiego i restauracja Renaissance. Dodatkowo w dawnej loży masońskiej, znanej dzisiejszym białostoczanom jako dawna Książnica Podlaska – była piekarnia, gdzie można było kupić takie cuda jak chlebek turecki oraz Rachatłukum – także turecki wyrób przypominający galaretki w cukrze.

 

 

Przy Sienkiewicza można było odwiedzić kawiarnię Buzna Orient, gdzie częstowano napojem Buzna – jest to lekko fermentowany, słodko kwaskowy napój z… kaszy jaglanej z dodatkiem rodzynek. Taka egzotyczna nazwa wzięła się od efektu po wypiciu – wszystko buzuje w żołądku. Kolejnym ciekawym miejscem była restauracja Akwarium na Rynku Kościuszki. Można było tam zaznać kuchni żydowskiej oraz z całego świata.

 

W restauracjach nie tylko jedzono. Bardzo często występowały różne orkiestry, które przygrywały niejedną wspaniałą melodię. Na przykład w restauracji Renaissance można było posłuchać orkiestry złożonej z samych młodych dziewczyn. Jednak ceny były tam dużo wyższe niż w konkurencyjnym Ermitażu. Dlatego też właściciel tego pierwszego przybytku razem ze szwagrem postanowili spalić konkurencję. Przez co trafili do kryminału. Ermitaż zaś po pożarze nie podniósł się już. Ritz zniknął razem z wojną tak jak i wiele innych wspaniałych miejsc przedwojennego Białegostoku.

 

Na szczęście życie nie znosi próżni. Po wojnie znów w Białymstoku otworzyło się wiele lokali, a dzisiaj Rynek Kościuszki i Kilińskiego każdego weekendu tętnią życiem.

 

Za rzeką było już inne Państwo. Ta dzielnica Białegostoku ma 100 lat!

Za rzeką Dolistówką znajdowaliśmy się już w innym kraju. Ulica Skorupska i dzisiejsze osiedle Skorupy było granicą pomiędzy Koroną a Wielkim Księstwem Litewskim. To mało znany fakt dotyczący tego regionu dzisiejszego Białegostoku. Jeszcze mniej osób wie o tym, że w granicach miasta Skorupy leżą od 100 lat podobnie jak Antoniuk, Białostoczek, Dojlidy, Dziesięciny, Marczuk, Ogrodniczki, Pieczurki, Starosielce czy Wysoki Stoczek. Zaś np. osiedle Piasta zostało wybudowane w latach 70-tych. Wcześniej uprawiano tam zboże.

 

Patrząc na Skorupy z tej perspektywy można zauważyć, że są one ważną częścią historii naszego miasta. Dziś Skorupy to zabudowane blokami przez deweloperów osiedle mieszkaniowe, do którego prowadzą nowe asfaltowe drogi. 100 lat temu zaś drogi były z kocich łbów, zaś domy z drewna. Każde miasto żyje i rozwija się dynamicznie – dlatego też taki fakt nikogo raczej nie dziwi. Warto jednak pamiętać o tej starej dzielnicy Białegostoku i wybrać się do niej na wycieczkę. Gdyż za kilka lat dawne Skorupy całkowicie znikną, tak jak znikały Bojary.

 

Co dokładnie warto zwiedzić? Najwięcej zobaczymy na ul. Nowowarszawskiej, a także na ulicach od niej odchodzących. Najlepiej odnajdą się tu fani dawnej architektury, której w Białymstoku już jest jak na lekarstwo. Nie brakuje też eleganckich kamienic. Warto dodać, że są też punkty na Skorupach, z których widoczny jest krajobraz jak dawniej – czyli niezagospodarowane łąki. Wszystkich sekretów dzisiejszych Skorup zdradzać nie będziemy, gdyż warto wędrować tym osiedlem i odbierać je subiektywnie. Niech Was jednak nie zwiodą kiczowate rodzinne budynki-klocki. Pomiędzy nimi często znajdziecie coś ciekawego.

Mural na Białostoczku wywołał gigantyczne kontrowersje. Kim był ks. Michał Sopoćko?

Ksiądz Michał Sopoćko to najbardziej znany białostoczanin na świecie. Ostatnio jego wizerunek został uwieczniony na jednym z bloków osiedla Białostoczek w postaci gigantycznego muralu, co z miejsca Wywołało gigantyczną dyskusję wśród naszych Czytelników. Wiele głosów było w tonie wyrażającym sprzeciw tego typu inicjatywom, by religijne murale były na blokach. Czytelnicy podnosili, że takie powinni znajdować się na… kościołach. Swoją drogą ciekawie wyglądałaby świątynia z muralem.

 

Znalazło się także sporo Czytelników, którzy muralu bronili podnosząc, że ks. Michał Sopoćko jest patronem Białegostoku i że wiary wstydzić się nie trzeba. Dla jednych i drugich warto przypomnieć kim był ks. Michał Sopoćko. Wbrew pozorom nikim kontrowersyjnym, zaś emocje, które wywołał mural są ogólnym negatywnym nastawieniem do kościoła za nierozliczoną, gigantyczną aferę pedofilską, przez co obrywa się każdemu księdzu – nawet temu, który został beatyfikowany – czyli otoczony lokalnym kultem.

 

Ksiądz Sopoćko urodził się na Wileńszczyźnie w 1888 roku. W 1914 roku został kapłanem. Do Białegostoku trafił już, gdy Polska odzyskała niepodległość – bo w 1928 roku. Między czasie kapłan spowiadał św. Faustynę Kowalską – siostrę zakonną, która miała boskie objawienia, które skrzętnie spisywała. Sopoćko zaś zaczął głosić kult miłosierdzia bożego, które właśnie zainteresowało go podczas rozmów ze św. Faustyną Kowalską. Do dziś nierozerwalnie wiąże się z tym znany obraz Jezusa Chrystusa Miłosiernego – z napisem “Jezu Ufam Tobie”.

 

Sopoćko najaktywniej działał na Wileńszczyźnie, jednak w Białymstoku spędził 30 lat życia i tutaj też został pochowany. Jego szczątki spoczywają w kościele pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego, który znajduje się niemalże na przeciwko bloku, na którym został namalowany gigantyczny mural, który wywołał tyle kontrowersji. Co ciekawe, w Białymstoku są także trzy inne miejsca nierozerwalnie związane z ks. Michałem Sopoćko. Archidiecezjalne Wyższe Seminarium Duchowne, gdzie kapłan był wykładowcą. Drugie miejsce to dzisiejszy zakon przy ul. Poleskiej gdzie Sopoćko pełnił posługę. Kapłan mieszkał w domu przy ul. Złotej.

 

Ks. Sopoćko jest najbardziej znanym białostoczaninem na świecie. Jego relikwie znajdują się w sześciuset kościołach i kaplicach na wszystkich kontynentach. Do Białegostoku za jego sprawą przyjeżdża dziesiątki tysięcy pielgrzymów, zaś bardzo wiele katolików na świecie kultywuje “godzinę miłosierdzia”, przez co codziennie o godz. 15 modlą się. Co ciekawe w Zgromadzeniu Jezusa Miłosiernego w kaplicy przy ul. Polskiej, gdzie kiedyś mieszkał ks. Sopoćko – znajduje się stary zegar, który pamięta jeszcze czasy kapłana. Zegar ten kiedyś stanął wskazując kilka minut przed godz. 15. Postanowiono, że mechanizm nie będzie ponownie uruchamiany.

 

Z ks. Michałem Sopoćko wiąże się także historia “ocalenia Białegostoku”. 9 marca 1989 roku doszło do katastrofy pociągu właśnie w pobliżu zgromadzenia przy ul. Polskiej. Kiedy wszystko szczęśliwie się zakończyło przypisano wstawiennictwo własnie księdzu Sopoćko. Do dziś tamto “ocalenie” upamiętnia krzyż z napisem “Jezu Ufam Tobie”, co symbolizuje wiarę białostoczan w Boże Miłosierdzie i orędownictwo ks. Sopoćko.

 

 

Niezwykłe znalezisko na bagnach. Niedźwiedzie pod Waliłami?

Czy w okolicach Walił żyły niedźwiedzie? Jeden na pewno, gdyż fragment jego żuchwy leśnicy odnaleźli w bobrzej tamie. Znalezisko może mieć nawet 5 tysięcy lat. Wiadomo, że na pewno nie jest to żuchwa współczesnego niedźwiedzia, gdyż ostatni osobnik w Puszczy Knyszyńskiej wyginął 400 lat temu. Ile lat ma znaleziona żuchwa? To będzie dokładnie wiadomo za 3 miesiące. Jej fragment trafi do analiz. Żuchwa niedźwiedzia zachowała się w dobrym stanie dzięki temu, że przez cały czas znajdowała się w torfowisku.

 

Leśnicy z Walił razem z białostockimi archeologami planują przeszukać cały teren wokół bobrzej tamy, gdzie znaleźli kawałek szczęki. Być może okaże się, że niedźwiedzi w tym miejscu żyło dużo więcej.

 

Cały materiał wideo tutaj:
https://bialystok.tvp.pl/38984029/wyjatkowe-odkrycie

Rozkład jazdy MPK Białystok

Rewolucja w komunikacji miejskiej! W Białymstoku pojawią się biletomaty.

Jeszcze tej jesieni miasto zaczyna robić spore zakupy transportowe i w sumie nie byłoby o czym pisać, gdyby nie fakt, że przy ich okazji Białystok planuje zakupić biletomaty. To w naszym mieście nowość. Gdy tylko ekipa Truskolaskiego dostała władze to wzięła się za likwidację drobnych przedsiębiorców. Na pierwszy ogień poszedł bazar na Jurowieckiej, kolejnym celem prezydenta były wolno stojące kioski. W konsekwencji było coraz mniej miejsc, gdzie można kupić bilet. W sklepach takowych często nie posiadali, bo miasto nie dawało zbytnio zarobić na hurtowej sprzedaży. Problem w zasadzie narastał od około 10 lat. W pewnym momencie sprawa stała się tak poważna, że bilet (drożej) można było kupić u kierowcy.

 

Dlatego ktoś, kto jechał autobusem miał do wyboru: szukać po całym mieście punktów z biletami, kupić drożej u kierowcy lub po prostu jechać na gapę. Warto wspomnieć, że jest jeszcze możliwość zakupienia biletu przez internet czy też telefonem komórkowym, ale jest tak skomplikowana, że szkoda czasu, by ją opisywać. Kolejną rewolucją było wprowadzenie “kart miejskich”. Miały one głównie służyć jako bilet miesięczny, ale też można było przy jej pomocy kupić bilet jednorazowy. Problem w tym, że trzeba wcześniej było doładować konto. Dlatego jeżeli chcielibyśmy gdzieś podjechać, bo “akurat coś musimy załatwić” lub wyjazd nie był wcześniej planowany, to nie dla nas była ta opcja.

 

Białystok nie dawno wprowadził bilety czasowe, dzięki którym można się przesiadać. Od wielu lat to było normą w wielu miastach, a u nas to dopiero nowość. Podobnie z biletami. Truskolaski i jego ekipa obejrzeli się przed wyborami i dzięki temu na 24 przystankach pojawią się biletomaty oraz w 255 autobusach. Brawo panie Prezydencie, szkoda że czekaliśmy 12 lat aż Pan zrobi coś w tej sprawie. Jeszcze trochę i może dogada się Pan w końcu z PKP (zapłaci) by zainstalować kasowniki w pociągach i uruchomić ze dwie albo trzy linie Szybkiej Kolei Miejskiej. Miejmy nadzieję, że nie będziemy na to czekać kolejnych 12 lat.

Featured Video Play Icon

3 powody, dla których warto odwiedzić Czarną Białostocką

Trwające lato jest okazją, by odwiedzić dawno zapomniane lub dawno nie odwiedzane miejsca. Takim z pewnością dla niektórych może być Czarna Białostocka, a także jej wyśmienite okolice. Do wszystkiego można dojechać pociągiem, samochodem i rowerem.

Szlak Rękodzieła Ludowego

To bardzo ciekawe miejsce, w którym możemy odwiedzić Kowala, Garncarza, Tkaczki. To wszystko w Czarnej Wsi Kościelnej. We wsi Zamczysk można zajrzeć do pracowni wyrobu drewnianych łyżek. Wieś Niemczyn natomiast to Centrum rękodzieła ludowego. Zwiedzając samochodem warto zajrzeć jeszcze do Janowa, gdzie są pracownie Tkackie.

Zalew Czapielówka

Zalew Czapielówka to główna atrakcja Czarnej Białostockiej. To o tyle dobre miejsce, że odnajdą się tu zarówno osoby, które szukają spokoju jak i te, które wolą aktywnie wypoczywać. Wokół zalewu jest aż kilka zejść do wody. Znajduje się też wspaniały pomost.

Zalew Czapielówka latem to dobre miejsce na plażowanie, wieczorem na palenie ogniska, zaś w nocy na campingowanie pod namiotem. Latem działa też wypożyczalnia sprzętu wodnego.

Zbiornik to także raj dla wędkarzy. Można wyciągnąć lina, szczupaka, sandacza, karpia, okonia czy karasia.

Droga przez bagna do Supraśla

Ostatnią atrakcją Czarnej Białostockiej jest leśna droga prowadząca do Supraśla. Najlepiej piechotą (15 km) lub rowerem wybrać się w drogę, by słuchać w Puszczy Knyszyńskiej śpiewu ptaków i oddychać leśnym powietrzem. Po drodze miniemy urocze bagna. Sami nie musimy się martwić, droga, którą będziemy szli jest utwardzona. Warto jednak pamiętać, że pomiędzy Czarną Białostocką a Supraślem nie ma kompletnie nic innego niż Puszcza, zatem lepiej zabrać ze sobą wodę i jakieś jedzenie.

Białystok Fabryczny – stacja kolejowa z piękną historią

Nieopodal centrum Białegostoku znajduje się zapomniana stacja kolejowa Białystok-Fabryczny. Co jakiś czas usłyszeć można o planach wznowienia ruchu na stacji, jednak pociąg osobowy zatrzymywał się tam raz na jakiś czas. Mało kto wie, że owa stacja barwną ma historię. Zaś ta skończyła się wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Jak to się stało, że przez ostatnie 100 lat w Białymstoku uchował się dworzec bez znaczenia strategicznego?

 

Dziś Białystok Fabryczny to opuszczony budynek, w miarę odnowiony peron i nowa tablica informacyjna. Jest także kładka nad torami, która na starą nie wygląda. Jak to możliwe, że PKP utrzymuje dworzec, na których ruch pasażerski jest “od święta”? Dworzec kolejowy znajdujący się przy ul. Romualda Traugutta powstał w 1886 roku. Wówczas rosyjski zaborca rozbudowywał linię łączącą Białystok z Moskwą. Trasa ta biegła przez Baranowicze, Wołkowysk, Mińsk, Smoleńsk aż do Moskwy. Co ciekawe na trasie tej pasażerów było jak na lekarstwo, zaś połączenie służyć miało przede wszystkim do transportu wojska. Budynek dworca wybudowano nieopodal rosyjskich koszarów wojskowych. Sam budynek wyglądał jak miniaturka dworca głównego. Co ciekawe przy obsłudze dworca pracowało bardzo wiele osób! Co najmniej dwadzieścia osób! Naczelnik, rewizor, pomocnicy, kasjerzy, agenci, telegrafiści i inni.

 

W 1919 roku w Białymstoku zaraz za całą Polską przyszła niepodległość. Naturalnie kierunek Moskwa przestał się liczyć, zatem węzeł kolejowy w tamtą stronę przestał mieć znaczenie. W 1930 roku doszło do zmian organizacyjnych, skutkiem których po raz pierwszy pojawiła się tablica Białystok Fabryczny. Wynikało to z tego, że na stacji zaczął koncentrować się ruch towarowy. I tak pozostało do dziś.

 

Widok z kładki dworca Fabrycznego

Białystok Fabryczny jest obecnie bocznicą dla Elektrociepłowni oraz dla jednej ze spółek PKP. Wcześniej z bocznicy korzystały jeszcze “Uchwyty”, Gazownia, Huta Szkła oraz centralna składnica żywnościowa na Węglówce. W późniejszych latach funkcjonowała jeszcze Linia kolejowa nr 37. Już nie do Moskwy, lecz do Zubek Białostockich. W PRL dobudowano przystanki Sokole, Zajezierce i Straszewo. W 1987 roku miał miejsce kapitalny remont torów na trasie Białystok Fabryczny – Zubki Białostockie.

 

Do dziś jednak Białystok upamiętnia “ocalenie miasta”, gdy 9 marca 1989 roku przy ul. Poleskiej w pobliżu dworca wykoleił się pociąg towarowy, który jadąc z ZSRR do NRD przewoził cysternę chloru. Pięć wielkich cystern leżało i w każdej chwili mogło zacząć się ulatniać. Przez całą dobę jednak służby ratunkowe stawiały na tory przewrócone wagony. Gdyby doszło do zniszczenia tylko jednej cysterny, to strefa skażenia zabiłaby 10 tysięcy osób, zaś zaszkodziłaby 40 tysiącom. Na szczęście nic takiego się nie stało, jednak raz do roku w rocznicę katastrofy kolejowej mieszkańcy zbierają się, by pomodlić się i podziękować opatrzności za ocalenie miasta.

 

Linia nr 37 została zlikwidowana w 2000 roku. Od tamtej pory pociągi pasażerskie na Fabrycznym zatrzymują się już tylko “od święta”. A to z okazji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a to przy okazji kursowania turystycznego pociągu do Walił. Przy okazji Białystok Fabryczny niszczeje. Budynek pozostaje w rękach prywatnych.

 

Oto wszystkie nazwy stacji:
1886 – 1915 – Białystok Poleski
1915 – 1918 – Bialystok Ostbahnhof
1918 – 1930 – Białystok Towarowy
1931 – 1939 – Białystok Fabryczny
1939 – 1945 – Białystok Industriebahnhof
od 1945 – Białystok Fabryczny

 

Zdjęcie główne, autor: Paweł Szrajber

Ten budynek mógłby służyć ludziom. Kolejny zapuszczony zabytek w mieście.

Okazały 2-piętrowy budynek nie rzuca się białostoczanom w oczy. Wszystko dlatego, że schowany jest w podwórku między ulicami Sienkiewicza a Al. Piłsudskiego. Mowa tu o kamienicy z Sienkiewicza 26A. Dawniej zamieszkiwały tu rodziny żydowskie, po II Wojnie Światowej był to posterunek milicji. Zabytek to tak zwana białostocka szkoła muratorska. Piękna kamienica powstała najprawdopodobniej w 1889 roku!

 

– W tym roku planujemy zlecić wykonanie dokumentacji projektowej. Później poszukamy pieniędzy. Remont mógłby się rozpocząć najszybciej w przyszłym roku – to słowa Andrzeja Ostrowskiego z Zarządu Mienia Komunalnego dla Kuriera Porannego… z 2013 roku. Minęło 5 lat od tamtych słów, a kamienica niszczeje jak niszczała a miasto podobnie jak inne wspaniałe zabytki ma w d… Tak podsumować można politykę Tadeusza Truskolaskiego względem białostockich zabytków. Stoją opuszczone i zapuszczone a mogłyby wspaniale służyć. Niestety nie w Białymstoku. Tutaj konserwatorem zabytków są prawdopodobnie developerzy. Historia niszczenia Bojar czy Młynowej, a także bierne podejście do drewnianych domów np. z ul. Mazowieckiej tylko to potwierdza.

 

To że Białystok jako miasto to dynamiczna tkanka społeczna i nieustannie się zmienia jest wiadome. Jednak nie można zaakceptować faktu, że prezydent kompletnie nic nie robił tyle lat, by ratować zabytki, które płonęły i niszczały. Jedynie co się robi, to zabija się je deskami. To Panie Prezydencie trochę za mało. Jeżeli nie będziemy dbali o dziedzictwo własnego miasta, to utraci ono swoją tożsamość. Już raz tak się stało, gdy Niemcy w 95 procentach zniszczyli Białystok podczas II Wojny Światowej. Niech ten fakt da do myślenia osobom odpowiedzialnym za to, że dawny Białystok kompletnie znika.

Kościół św. Wojciecha. Charakterystyczna świątynia o zaskakującej historii

Kościół św. Wojciecha w Białymstoku jest charakterystycznym punktem Białegostoku. Mieści się przy ul. Warszawskiej. Jedyny budynek w mieście w stylu neoromańskim. Dawniej był świątynią ewangelicko-augsburska w 1910 roku. Na początku XX wieku w Białymstoku społeczność ewangelików liczyła aż 5000 osób, w związku z czym potrzebowali swojego miejsca modlitw. I tak powstała “Kircha św. Jana”. Z dawnych czasów w obecnym kościele zachował się krzyż i ołtarz, a także boczne balkony zwane emporami.

 

Po wojnie, już w kościele katolickim miało miejsce wiele wydarzeń historycznych. Był to kościół seminaryjny, gdzie kardynał Karol Wojtyła odprawiał rekolekcje. Z tym kościołem związany jest także patron nowej ulicy (przedłużenia Sitarskiej) – ks. Michał Sopoćko. W 2013 roku wybuchł pożar na wieży kościoła, przez co kościół przez jakiś czas nie miał jej wykończenia. Na dziedzińcu przed kościołem można napotkać krzyż, który wtedy spadł podczas gaszenia pożaru.

 

Kościół św. Wojciecha w Białymstoku bez wątpienia jest jednym, który wpisał się w centrum miasta. Wysoka budowla widziana jest z wielu punktów Białegostoku. Dlatego też zwiedzając miasto warto świątynię odwiedzić.

 

fot. Xorik / Wikipedia

Odkryto starodawną osadę na Podlasiu. Tak mogła wyglądać

To odkrycie spod Suchowoli wstrząsnęło dotychczasową wiedzą historyczną. W ostatnim czasie archeolodzy w miejscowości Jatwieź Duża wykopali osadę, która powstała między VIII a VI wiekiem przed naszą erą. Do tej pory najstarszą osadą w Polsce była uznawana ta w Biskupinie – to właśnie o niej uczyliśmy się na lekcjach historii. Czy niedługo uczniowie będą słyszeć o Jatwiezi Dużej? O tym, że osada jest naprawdę z epoki brązu świadczy fakt, że do wzniesienia dużej osady (mając do dyspozycji jedynie prymitywne narzędzia) potrzebna by była stabilna struktura społeczna – czyli musiałby być ktoś, kto budowę osady zaplanował, przeprowadził “inwestycję”, a także zarządzał ludźmi by to zbudowali.

 

Odkrycie osady wyszło przypadkiem. Naukowcy analizowali zdjęcia satelitarne i badali teren w celu wykrycia potencjalnych obszarów zalewowych. Co dalej z wykopaną osadą? Nic. Miejsce prac zostanie zasypane.

 

Osada mogła wyglądać podobnie jak ta w Biskupinie. Ludzie mieszkali w dorzeczu, więc mieli dostęp do wody, zaś na terenie dzisiejszego Biebrzańskiego Parku Narodowego panował podobny klimat jaki mamy dziś w Bieszczadach… tyle, że bez gór. Za to mogły występować tak egzotyczne dziś zwierzęta jak renifery – na które polowano. Ludzie posługiwali się już prymitywnymi narzędziami, wiedzieli też co to pasterstwo, hodowla bydła i rolnictwo. Budowa wielkiej osady oznaczała też, że musi ona posiadać funkcje obronne przed obcymi. Na co dzień jednak występował tradycyjny podział ról – mężczyźni zajmowali się łowiectwem, zaś kobiety zbieractwem.

 

Na zdjęciu osada w Biskupinie

 

 

Featured Video Play Icon

“Jak się dowiedziałem o tym raku, że jest nieuleczalny, płakałem w nocy żeby dzieci nie widziały”

Jarosław Dziemian był człowiekiem, który nierozerwalnie kojarzy się nie tylko z Białymstokiem, ale też z tym wszystkim co po sobie pozostawił – Najpopularniejsze radio w Białymstoku – Jard, Hotel Turkus, Zajazd Wiking, Klub Rozrywki Krąg, Hotel nad Zalewem w Wasilkowie, a także wiele wiele innych przedsięwzięć. W wieku 68 lat, 15 sierpnia zmarł po długiej i ciężkiej chorobie, której nigdy się nie wstydził. O tym, że cierpi na raka prostaty wiedzieli nie tylko członkowie rodziny, ale też jego współpracownicy, pracownicy czy koledzy. – Ja już przeżyłem śmierć, płakałem. Jak się dowiedziałem o tym raku, że jest nieuleczalny, płakałem w nocy żeby dzieci nie widziały. Poduszka była mokra rano – wspominał Jarosław Dziemian w wywiadzie przeprowadzonym 2 lata temu przez Krystiana Skowrona, który możecie obejrzeć powyżej.

 

Mało kto już pamięta, że w 2002 roku Jarosław Dziemian startował w wyborach na prezydenta Białegostoku. Chciał, by jego doświadczenie i umiejętności można było wykorzystać w rozwoju miasta i regionu. Współpracownicy Jarosława Dziemiana wspominają go jako kreatora, który nigdy nie był odtwórcą. – Żył marzeniami, większość z nich udało mu się spełnić dzięki ciężkiej pracy i konsekwencji w działaniu. Kochał życie, ludzi, świat. Nie potrafił przejść obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia. Był kimś niespotykanym. Łamał kanony, nie działał sztampowo, nie lubił schematów. Kochany mąż, ojciec, dziadek. Nietuzinkowy pracodawca, który spędzał z pracownikami większą część każdej doby. Miłośnik muzyki i motoryzacji. Człowiek wielu pasji. Z każdym potrafił znaleźć wspólny język, właściciel firmy, którą prowadził całym sercem. Spełniał marzenia licznego grona dzieci i młodzieży, chcących prowadzić audycje w radiu i telewizji. – przeczytać możemy na stronie Facebookowej Radia Jard.

 

– Lepiej się dwa razy zapytać o drogę niż błądzić po lesie – powiedział Jarosław Dziemian w wywiadzie 2 lata temu. I taki właśnie był. Nigdy nie podejmował pochopnych decyzji. Jarosław Dziemian miał 68 lat.

Podlaska Korona Królów. Tu było historyczne “trójmiasto” Podlasia Podlasia

Tak zwany rdzeń Podlasia to jego dawna stolica i okolice – to tam dawniej toczyło się dworskie życie. Trzy najważniejsze miejscowości Podlasia na mapie leżały tuż przy Bugu. Mielnik, Drohiczyn oraz Granne. W Drohiczyn to właśnie dawna stolica Podlasia – które leżało na terytorium Królestwa Polskiego. Po odkupieniu grodu przez Jagiellonów – na rynku w Drohiczynie tętniło życie. Damy mogły tam zdobyć piękne ubrania, można było skorzystać z łaźni czy też zakupić świece. Nie zabrakło oczywiście budynku ratusza i wagi. XVI wiek to okres największego rozkwitu Drohiczyn. Później w mieście pojawiły się trzy kościoły, cerkwie unickie i prawosławne oraz cztery klasztory. Był też szpital, apteka i szkoła. Dopiero Potop szwedzki sprawił, że miasto zostało zniszczone i utracono 68 proc. ludności. 

 

Nieopodal Drohiczyna w Mielniku do dziś stoją ruiny kościoła, który był częścią zamku. Wszystko to oczywiście na wzgórzu – by doskonale z daleka widać czy nie czai się wróg. 23 października 1501 roku na zamku w Mielniku podpisano Unię mielnicką między Królestwem Polski i Wielkim Księstwem Litewskim. Wieża zamkowa miała aż trzy kondygnacje i dodatkową wieżyczkę, a także na specjalny ganek z widokiem na dziedziniec. Druga kondygnacja była połączona z basztami. Na dziedzińcu znajdowało się też więzienie. W XVI wieku niestety zamek spłonął, a pozostał tylko kościół i wieża wjazdowa. To co pozostało i to co naprawiono zniszczone zostało podczas Potopu szwedzkiego.

 

Granne było prywatną osadą należącą do Niemirowiczów-Szczyttów. Znajdowała się tam kamienna przeprawa przez rzekę Bug, którą stanowiła najkrótszą drogę z Królestwa Polskiego do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Prowadziła od Warszawy do Wilna. Do dziś – gdy niski jest poziom wody resztki przeprawy odsłaniają się i można je zobaczyć na własne oczy.

 

Dlatego też wybierając się na południe województwa podlaskiego warto własnie zwiedzić te historyczne “trójmiasto” i jeszcze bardziej zagłębić jego historię.

 

mapa z 1665 roku

Anna Omielan zdobyła wiele medali. Podlasianka marzy o powrocie do sportu

Ania Omielan to 25-latka urodzona w Dąbrowie Białostockiej, znakomita pływaczka białostockiego klubu, która osiągnęła w życiu już bardzo wiele. Brała udział w mistrzostwach świata, igrzyskach, zdobywając wiele medali na arenie krajowej i międzynarodowej. Mało kto w tak młodym wieku może się pochwalić własną stroną na Wikpedii. Jednak przy swoich osiągnięciach, te wydaje się najmniejsze. Między 2007 a 2013 rokiem zdobyła w Tajwanie, Berlinie, Pekinie, Islandii, Niemczech, Holandii, Grecji i też wiele razy w Polsce – medale.

 

– Pływanie wiele mnie nauczyło, ukształtowało mój charakter, nauczyło wytrwałości i przezwyciężania słabości. – pisze sama o sobie. Jednak mimo odwagi i pogody ducha Anna nie jest w stanie poradzić sobie ze wszystkimi problemami. A jej największy to brak nogi, którą utraciła podczas wypadku rolniczego w wieku 2 lat. – Zawsze starałam się żyć bez ograniczeń, 2 treningi na basenie, dodatkowo 1 trening na siłowni, jednak brak nogi, złej jakości proteza, stale okaleczony kikut i kolejne operacje sprawiły, iż sport musiałam odstawić na drugie miejsce, a rozpocząć walkę o zdrowie. 

 

Anna Omielan marzy o powrocie do sportu. Nie jest to jednak możliwe bez odpowiedniej protezy, bez której nie da się normalnie funkcjonować a tym bardziej trenować. Za każdym razem otarcia na kikucie wykluczają dziewczynę z normalnego życia. 25-latka postanowiła wziąć sprawę w swoje ręce. Próbuje uzbierać 60 000 zł na odpowiednią protezę. Prawie jedna trzecia tej kwoty już jest. Jeżeli ktoś ma wątpliwości, czy jej pomóc niech tylko spojrzy na jej osiągnięcia i zastanowi się czy nie warto, by dziewczyna osiągała dla Polski znów znakomite wyniki.

 

Pieniądze na protezę można przekazać przy pomocy portalu:
https://pomagam.pl/plywaniedlaani

 

Osiągnięcia:
Mistrzostwa Świata Juniorów IWAS Tajwan 2007 – I i II miejsce;
Otwarte Mistrzostwa Niemiec – Berlin 2009 – I i II miejsce;
Igrzyska Paraolimpijskie Pekin 2008 – udział w 5 konkurencjach; IX miejsce
Zimowych i letnich Mistrzostwa Polski 2009 – II miejsce;
Integracyjne zawody pływackie, Warszawa 2008 – I miejsce;
Mistrzostwa Europy w pływaniu na Islandii, Reykjavik 2009 – II i III miejsce;
Otwarte Mistrzostwa Niemiec, Berlin 2009 – I, II, III miejsce;
Zimowe Mistrzostwa Polski w Pływaniu, Kalisz 2009 – II miejsce II miejsce;
Puchar Białegostoku w pływaniu, Białystok 2009 – I miejsce;
Zimowe Mistrzostwa Polski w Pływaniu, Białystok 2010 – II miejsce ;
Letnie Mistrzostwa Polski w Pływaniu, Gorzów Wielkopolski 2010 – II miejsce;
Otwarte Mistrzostwa Niemiec w pływaniu, Berlin 2010 – III miejsce;
Zawody Nadziei Paraolimpijskich, Warszawa 2010 – I miejsce;
Mistrzostwa Świata w Pływaniu, Eindhoven 2010 – VI, VII, VIII miejsce;
Letnie Mistrzostwa Polski w Pływaniu, Szczecin 2011 – II miejsce;
Otwarte Mistrzostwa Grecji w Pływaniu, Naoussa 2012 – 3 złote medale;
Letnie Mistrzostwa Polski w Pływaniu, Szczecin 2013 – I i II miejsce;

 

fot. Facebook Anny Omielan

Ludwik Waryński przetrwał dekomunizację ulic. Niewiele osób wie dlaczego

W całej Polsce miała miejsce dekomunizacja, w związku z czym wiele ulic zmieniło swoją nazwę. Bardzo wiele osób jednak zastanawia się dlaczego mamy wciąż w Białymstoku, Suwałkach czy Augustowie ulicę Waryńskiego oraz w przypadku Białegostoku Proletariacką. Przecież Ludwik Waryński widniał na starym banknocie 100 zł i jest jednoznacznie kojarzony z PRL. Żeby wytłumaczyć to – trzeba się zagłębić w szczegóły – gdyż jak mówi stare porzekadło – tam tkwi diabeł.

 

Oddajmy głos najpierw samemu Waryńskiemu. Twierdził on, że przyczyną nędzy i wszelkiego ucisku w społeczeństwach dzisiejszych jest nierówność i niesłuszność przy podziale bogactw między rozmaite społeczeństw onych klasy. Jakkolwiek bogactwa są rezultatem pracy, nie przypadają jednak w udziale tym, którzy pracowali nad ich wytworzeniem. Przy dzisiejszym ustroju społecznym klasy uprzywilejowane (klasy posiadające), nie pracując wytwórczo (produkcyjnie), zagarniają przeważną część bogactw pracą zdobytych, klasa zaś robotnicza (klasa nieuprzywilejowana, nieposiadająca), ograbiana z owoców swej pracy, nędzę i upodlenie znosić musi.

 

Takie słowa to wypisz wymaluj Lenin czy Dzierżyński. Mimo wszystko, to kojarzenie Waryńskiego z PRL-em ubóstwiających dwóch wyżej wymienionych panów jest efektem propagandy. Komunistyczne władze PRL zwyczajnie sobie wzięły Waryńskiego na “autorytet” przez zbieżność poglądów, jednak Ludwik Waryński żył w XIX wieku, zaś PRL był wytworem XX wieku. Więc można jedynie spekulować czy gdyby Waryński żył to wspierałby Lenina i Dzierżyńskiego. Poważni historycy jednak nie mają wątpliwości – tego typu snucie wizji byłoby działaniem ahistorycznym i oderwanym od faktów.

 

Stąd też, mimo zbieżności poglądów – jasna jest interpretacja obecnej dekomunizacji. Samo posiadanie poglądów komunistycznych nie jest propagowaniem ustroju totalitarnego. Dopiero czynny udział w tym zbrodniczym systemie spowodował, by patron ulicy zniknął. Dlatego też zmiana ulic Waryńskiego czy Proletariackiej byłoby zwyczajną nadgorliwością ze strony urzędników, gdyż nie można było propagować systemu totalitarnego nie żyjąc w tych czasach.

Pociągi Białystok – Warszawa pojadą 160 km/h

Jeszcze 3 lata poczekamy na to, by do stolicy z Białegostoku można było jechać 160 km/h. Nie wygląda to zbyt rozwojowo, szczególnie że już teraz pociągi jeżdżą na tej trasie 120 km/h. W Warszawie Wschodniej obecnie wysiądziemy po równo 2 godzinach podróży. W 2021 roku podróż potrwa jeszcze krócej. Oczywiście należy się cieszyć z tego co mamy, ale warto sobie uświadomić, że obecny rekord prędkości osiągnięty na świecie to 603 km/h.

 

Żeby w Polsce w ogóle było można marzyć o podobnych prędkościach musi się zmienić myślenie. Mimo, że komunizmu formalnie nie ma od 1989 roku, to mentalnie jest on w urzędnikach cały czas. Niczym w piosence Perfectu – Nie Płacz Ewka – w głowach urzędników telewizor, meble, mały fiat – oto marzeń szczyt. Dlatego potem wszystko co inwestujemy, to nie robimy tego perspektywicznie. Drogi mają po 2 pasy ruchu (gdzie samochodów przybywa), pociągi osiągają zawrotną prędkość 160 km/h zamiast budować takie tory jak we Francji czy Japonii i tak dalej…

 

Jeżeli chcemy rzeczywiście dogonić zachód, to musimy przyspieszyć i to mocno, a my będziemy gonić jeszcze 50 lat i i tak nie dogonimy. Polska dziś jest tam, gdzie zachód był, gdy rozszerzono Unię Europejską o nowe kraje. Tak – nasz rozwój obecnie to 2004 rok w Niemczech, Francji, Holandii czy Anglii. Jesteśmy zapóźnieni prawie o 20 lat. To teraz spójrzmy na jeszcze bardziej zastopowane Podlasie – o ile jesteśmy cofnięci? Dlatego z inwestycji PKP można się cieszyć przez łzy.

Święto grzyba grzyby

Grzyby w naszych lasach! Zobacz, gdzie je zbierać

Grzyby pojawiły się w lasach! To bardzo dobra informacja dla miłośników tych owoców leśnych. Szczególnie bogate w grzyby tereny Puszczy Knyszyńskiej stają się teraz prawdziwym rajem dla miłośników grzybobrania. Zanim jednak wyruszymy na poszukiwania, ważne jest zabezpieczenie się przed kleszczami, które również aktywują się po deszczach. Ale gdy już mamy odpowiednią ochronę, możemy śmiało wyruszyć w drogę! Każdy grzybiarz ma swoje ukochane “miejscówki”, których tajemnic nie zdradzi nawet w najbardziej intymnych sytuacjach.

Odkrywanie grzybowych tajemnic Puszczy Knyszyńskiej

Jednakże dzielenie się informacjami na temat miejsc, gdzie można znaleźć pyszne okazy grzybów, to prawdziwa przyjemność – zwłaszcza gdy możemy zarazić kogoś pasją do zbierania grzybów. Dlatego też, z radością “podpowiemy”, gdzie warto szukać grzybów w Puszczy Knyszyńskiej, zaczynając od mapy terenu, a następnie opisując konkretne miejsca, które są znane ze swojej obfitości w grzyby. Niezależnie od tego, czy jesteśmy doświadczonymi grzybiarzami czy też dopiero zaczynamy swoją przygodę z tym fascynującym hobby, poszukiwanie grzybów w Puszczy Knyszyńskiej obiecuje niezapomniane doznania i niezliczone odkrycia przyrody.

 

 

Grzyby w Żednia (Kozi Las)

To miejsce, w którym napotkać można sporo innych grzybiarzy, więc tutaj obowiązuje zasada – kto pierwszy ten ma kurki. Wjazd jest przy samej miejscowości Żednia. Wystarczy wejść do lasu i zbierać. Przy odrobinie szczęścia możemy napotkać Rysia. Nie przestraszmy się tego dużego kota.

 

Grzyby w Ruda (Waliły Stacja)

To mały lasek, ale sporo w nim grzybów. Wystarczy dobrze się rozejrzeć. Dojeżdżamy do Walił, a następnie skręcamy na Waliły-Stacja. Kilkaset metrów dalej po prawej stronie szukamy wejścia do lasu i można zaczynać zbiory.

 

Zubry

Miejsce najbardziej odległe, ale najlepsze bo mało tam grzybiarzy, więc sporo możemy zebrać tylko dla siebie. Zubry znajdują się niedaleko granicy z Białorusią. Dojeżdżamy do wsi i po prostu wchodzimy do lasu.

 

Grzyby w Krzemienne

Tutaj miejsce dla osób z dobrą kondycją, gdyż znajdziemy się w górach Krzemiennych. Dlatego nasza przechadzka zajmie nam dużo więcej czasu. Ale dla grzybków warto, prawda?

 

Wyżary

Najmniej dostępne miejsce. Trzeba iść kładką przez bagna. Dopiero za nimi w lesie możemy zacząć spokojnie zbierać grzybki.

 

Udanych znalezisk!

Niedźwiedź odwiedził Puszczę! Dlaczego na Podlasiu nie ma już tych zwierząt?

W Polsce ostatnio nie ma klimatu dla dzikich zwierząt – minister Kowalczyk najchętniej wybiłby wszystko co się rusza. Tymczasem w Puszczy Augustowskiej prawdopodobnie pojawił się niedźwiedź! Zwierzę odwiedziło tylko knieję. Jak wynika z obserwacji – na co dzień urzęduje między Białorusią a Litwą. 

 

Mało kto wie, że na Podlasiu, bo w Puszczy Białowieskiej do XVIII wieku żyły normalnie niedźwiedzie brunatne. Ich pożywieniem były żubry i jelenie. I to właśnie dieta misia narobiła mu tyle kłopotów. Niedźwiedzie bowiem “konkurowali” z władającymi terenami, którzy także lubili polować na dziczyznę. Sytuacja bardzo podobna z tym, co się dzieje nad polskim morzem – rybacy mordują foki, bo te wyjadają ryby z siatek. Myśliwi pragną strzelać do wilków, bo te polują na dziczyznę i odbierają przyjemność zabijania – konkurując z myśliwymi. Dlatego mało prawdopodobne by niedźwiedzie zechciały wrócić. Po prostu Polacy “swoje niedźwiedzie” wybili. Pozostałe osobniki zaś nie przeprowadzają się jeżeli nikt ich nie nęka. Białorusini musieliby po prostu wypędzić je do nas.

 

Jedyną szansą na to, by móc dzielić Puszczę Augustowską, Knyszyńską lub Białowieską z niedźwiedziem jest reintrodukcja. Z ministrem, który chce robić dobrze myśliwym jednak w ogóle nie ma co zaczynać na ten temat dyskusji.

Czy Białystok ma coś do zaoferowania?

Mieszkańcy Białegostoku to nie jest szara masa. Mamy do czynienia z różnorodnością. Żyją tutaj studenci – uniwersytetów – medycznego, muzycznego i tego “w Białymstoku”, a także politechniki białostockiej. Stolicę województwa podlaskiego zamieszkują także ludzie, którzy zajmują się pracami – umownie nazywanymi prostymi (choć wcale takie nie są!) – produkcja, sprzedaż, gastronomia. Kolejna grupa to urzędnicy – urzędów miejskiego, marszałkowskiego i wojewódzkiego, a także innych “urzędzików”. Na samym końcu należy wymienić tych, którzy zajmują się dziedzinami specjalistycznymi. To tak zwani “ostatni Mohikanie” – czyli osoby, które mieszkają w Białymstoku mimo, że na identycznym stanowisku pobliskiej Warszawie zarobiliby co najmniej 2 razy tyle i mogliby zrobić “karierę”. Wszystkie te osoby mają zupełnie inne oczekiwania od miasta, w którym mieszkają. Są jednak uniwersalne rozwiązania, które powodują, że nie tylko lokalni patrioci pokochają to miasto. W swojej historii Białystok tylko 2 razy był mocnym ośrodkiem, gdzie zjeżdżano z całego świata. Gdy Izabela Branicka dbała o kulturę i edukację – Wersal Podlaski był modnym miejscem. Drugi raz – pod koniec XIX wieku, gdy fabrykanci masowo przenosili się z Łodzi i stworzyli u nas “Manchester Północy”. 

 

Białystok jest na 10 miejscu pod względem liczby mieszkańców w Polsce. Wydaje się, że aspirujemy do tego, by być metropolią, ale drugą nogą cały czas stoimy w Polsce powiatowej. Takie coś jak kultura u nas praktycznie nie istnieje. Oto prosty przykład: w 2006 roku zaczął materializować się pomysł wybudowania nowej Opery w Białymstoku. Krzykom, wiskom i krytyce nie było końca. Na szczęście politycy dopięli swego i wybudowali “wielkiego kloca”, który diametralnie różnił się od tego co na projekcie. Jednak z biegiem lat zaczął przypominać już inwestycję z obrazka. Przepiękne wnętrza są jednak bardziej zachęcające. Najbardziej jednak to co na scenie. Kiedyś żeby obejrzeć musical na żywo trzeba było jechać od Warszawy. Teraz nie. Warto dodać, że odbywają się tu także koncerty i tradycyjne opery. Generalnie, by dostać się np. na musical trzeba zarezerwować miejsce kilka miesięcy wcześniej. To tylko dobrze świadczy o tej instytucji – jest prestiżowa i chętnie odwiedzana.

 

Teraz przeskoczmy o 10 lat. Właśnie kończy się kilkudziesięcioletni serial pod tytułem “lotnisko”. Sytuacja jest identyczna – ci którzy chcą by Białystok dalej był powiatowy cały czas krytykują Krywlany. Że to nie będzie lotnisko, a tylko pas, że nikt tu nie będzie chciał lądować ani startować, że blisko do Warszawy więc po co tutaj. Prawda jest zupełnie inna. To czy ktoś tu będzie startować i lądować i jak szybko rozbudujemy pas i dobudujemy halę odlotów zależy od tego samego co w Operze – kto będzie zarządzać. Jeżeli będzie to sprawny, dobrze opłacany manager, który jest mocnym nazwiskiem w swoim środowisku i nie będzie układać się z politykami – to będzie sukces. Jeżeli wepchniemy na to stanowisko polityka – katastrofa murowana.

 

Jeżeli spróbujemy porównać Białystok z Warszawą pod względem możliwości, to pomijając skalę (w Warszawie wszystkiego jest po prostu więcej) widać od razu, że wielu rzeczy u nas brakuje.

 

Komunikacja miejska – tutaj Warszawa jest bezkonkurencyjna. W Białymstoku żeby gdziekolwiek dojechać trzeba ciągać się autobusami objeżdżając 5000 przystanków po drodze. Stolica ma do dyspozycji metro, tramwaje i autobusy – zwykłe i pospieszne. U nas można by było stworzyć Szybką Kolej Miejską, lecz prezydent nie potrafi dogadać się z PKP w sprawie kasowników (naprawdę!). Mamy też wiecznie zepsute bikery, którymi ledwo można dojechać od stacji do stacji. W Warszawie rowerów miejskich – nie testowaliśmy.

 

Kolejna kwestia to dostęp do kultury. Tutaj już wymienialiśmy przykład krzyku z operą, na którą niektórzy mieszkańcy nie byli gotowi. Bo po co wydawać pieniądze? Lepiej dziadować na wszystkim! Lotnisko? Lepiej jechać do Warszawy. Kultura? W Warszawie są wszyscy aktorzy z telewizji. Tylko, że jakby Białystok miał czym płacić to by wielu aktorów z Warszawy grało w naszych teatrach i do Warszawy by sobie jeździli. Jest jeszcze jedna kwestia – mamy 3 kina od jednego właściciela, teatr, operę i filharmonię – wojewódzkie oraz jeden teatr miejski. Imponująca liczba jak na wielkie miasto. A no i pewnie zdziwieni jesteście, że ceny biletów są koszmarnie drogie.

 

To teraz dla równowagi dwie rzeczy, które pokazują że z Warszawą można konkurować: gastronomia i sport. Jagiellonia z Legią gra na podobnym poziomie – rok w rok ścigając się do końca o mistrzostwo, zaś centrum (pomijając skalę) pod względem gastronomicznym i rozrywkowym ma do zaoferowania równie dużo w obu miastach.

 

Warszawa niestety bije nas na głowę pod względem korporacji. U nas pod tym względem jest mizeria i to chyba za mało powiedziane. Ktoś zaraz powie, że jesteśmy małym miastem, a Warszawa stolicą. Jeżeli popatrzymy na mapę szerzej niż do własnych granic miasta, to tak naprawdę Kraków czy Poznań mają większe możliwości niż Warszawa ze względu na bliskość do granic z innymi krajami. Dlaczego więc tej bliskości Białystok nie potrafi wykorzystać? Zobaczcie, że w Warszawie wszystko jest droższe i koszta prowadzenia firmy wyższe. Dlaczego mimo to, wielkie firmy wybierają drogą Warszawę, a nie tani Białystok? Dlatego, że w korporacjach pracują specjaliści od zarabiania pieniędzy, więc koszta im nie straszne. Dlatego argumentem przemawiającym jest danie im większych możliwości. A takie są właśnie u nas – szybkie dojazdy do pracy, taka sama rozrywka co w Warszawie… tylko jest pewien problem. Nie można stąd nigdzie polecieć samolotem, nie odjeżdża stąd Pendolino, tylko ekspresówkę zbudowali, bo w końcu zlitowali się nad nami, jak zginęło kilkanaście młodych osób w katastrofie pod Jeżewem.

 

Ostatnią kwestią ważną do poruszenia jest akademickość miasta. Jesteśmy tak marnym ośrodkiem, że plany połączenia się uniwersytetu z politechniką cały czas wiszą w powietrzu, zaś byle reforma zmiotłaby akademicki Białystok w mgnieniu oka. Z tęsknotą w oczach można spoglądać na miasto, gdy było tu 50 000 studentów. Dziś nie ma połowy. Nie ma czemu się dziwić – tylko 2 wydziały liczą się w kraju – lekarski oraz prawa. Reszta? Służy jedynie mieszkańcom całego Podlasia. A to za mało, by studentów było w mieście dużo. Czy da się coś zrobić? Tak – zainwestować w wyższą jakość, co zaprocentuje, gdy tylko pojawimy się w rankingach.

 

Wniosek jest prosty – musimy bez kompleksów rozbudowywać komunikację, kulturę, akademickość i tworzyć najlepsze warunki do biznesu. Wtedy będziemy mogli zaoferować co najmniej tyle samo co Warszawa, z tym że my mamy więcej – bo pod samym nosem mamy Puszcze Białowieską, Supraśl, Augustów, Suwalszczyznę, Biebrzański Park Narodowy i wiele innych wspaniałych miejsc. A z Warszawy trzeba tu długo jechać…

To były charakterystyczne miejsca w Białymstoku. Dziś nie ma po nich śladu

Kiedy dziś spacerujemy po Białymstoku nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo zmieniło się to miasto. Najczęściej można usłyszeć, że w ostatnich latach stolica województwa podlaskiego wypiękniała. Bardzo wiele osób chwali przede wszystkim deptak. Są też inne charakterystyczne miejsca – choćby nowa Opera i jej ogród, wieżowiec zwany “Maczugą” na Kaczorowskiego czy też białostockie Planty i tamtejsze fontanny. Zanim do Białegostoku dotarło piekło II wojny światowej, to miasto również miało swoje charakterystyczne miejsca. Dziś przedstawimy 5 takich miejsc.

Staw przy Elektrycznej – Argentyna

Nim powstał budynek Teatru Dramatycznego i jego plac, to w tym samym miejscu znajdowała się “Argentyna” czyli staw z intensywnie niebieską wodą. Niestety nie było to spowodowane stopniem zasolenia, lecz regularnym wlewaniem tam chemikaliów z okolicznych fabryk. Staw mimo wszystko regularnie zarastał. W końcu podjęto decyzję, że się go zasypie.

Hotel Ritz

Zupełnie obok “Argentyny” znajdował się prestiżowy Hotel Ritz. Była to najbardziej reprezentacyjna budowla przedwojennego Białegostoku. Budynek miał 4 kondygnacje oraz drewniane windy! Goście oprócz wypoczynku w pokojach mogli zagrać w bilard czy napić się piwa. Hotel zniknął w 1944 roku, gdy Niemcy zniszczyli większość miasta. Dziś w tym miejscu są po prostu tereny zielone.

Ul. Zamkowa

Mało kto wie, że tuż obok dzisiejszej ul. Kilińskiego – fragment drogi którą dziś nazywamy placem Jana Pawła II (choć to nie jest plac) nazywał się ul. Zamkową. Zaś zamiast parkingu przy boku Pałacu Branickich znajdował się okazała kamienica, w której mieszkali ludzie. O tym miejscu niewiele wiadomo, gdyż prawdziwe życie toczyło się zupełnie obok – przy ul. Kilińskiego.

Ul. Nadrzeczna

Było to miejsce wyjątkowe. Przede wszystkim dlatego, że jak sama nazwa wskazuje ulica znajdowała się nad rzeką. Oczywiście naszą “Białką”. Ulicę od rzeki odgradzał drewniany płotek po obu stronach, który dzięki temu nadawał całej ulicy wielkiego uroku. Przypominało to bowiem 2 pasy drogi oddzielone rzeką. Nadrzeczna znajdowała się pomiędzy Kościelną a Sienkiewicza.

 

Synagoga przy Suraskiej

Wielka Synagoga przy ul. Bożniczej (dziś Suraska) gdyby dziś istniała, to z okien wysokich budynków byłaby tak samo zauważalna jak cerkiew Św. Mikołaja, Katedra czy Kościół Św. Rocha. Niemcy jednak spędzili Żydów do bożnicy i spalili ją razem z nimi. Po synagodze został dziś jedynie pomnik będący odwzorowaniem spalonej kopuły. Świątynia przy Suraskiej była bardzo charakterystycznym budynkiem, aczkolwiek architekci uważali że jest kiczowata. Budynek był murowany i posiadał blaszany dach oraz wspomnianą wcześniej kopułę o średnicy 10 metrów oraz 4 mniejsze kopuły w rogach kwadratowego budynku.

 

Białystok cały czas się zmienia. Dziś już prawie znikły Bojary, wkrótce pewnie znikną stare domy na Młynowej, Angielskiej oraz na dzisiejszym osiedlu Przydworcowym i Bema. Za jakiś czas pewnie nie będzie też żółtego domku przy Mazowieckiej, a wszystko to zostanie obudowane blokami. I tak w pewnym sensie historia zatacza koło. Dzisiaj czasy są takie, że pozbywamy się wszystkiego co “PRL-owskie”, więc nie zdziwcie się, gdy za jakiś czas nie będzie już takiego budynku na Placu Uniwersyteckim (dziś plac NZS), nie zdziwcie się gdy znikną też inne monumentalne budynki z centrum – jak np ten, który zajmuje dzisiaj sąd przy ul. Skłodowskiej. Tak samo znikały wcześniej “stare drewniane chaty”, by zastąpiły je “nowoczesne bloki”, tak samo zniknęła synagoga wraz z Żydami, by zastąpili ich “nowi mieszkańcy”, tak samo hotel Ritz nie został odbudowany po wojnie, bo pierwowzór powstał rękami zaborcy. Tak samo jak znikła Nadrzeczna na rzecz wielkiej “Alei Piłsudskiego” i tak dalej. To, że nowe wypiera stare wiemy od dawna. To że nie da się tego zatrzymać, bo zawsze towarzyszy temu jakaś ideologia też wiemy. Musimy się więc przyzwyczaić, że “To se ne vrati pane Havranek”.

Featured Video Play Icon

Kolorowe Jarmarki dostały “zero”. Janusz Laskowski i tak rozkochał publiczność

 

Kiedy w 1977 roku Janusz Laskowski wykonał w Opolu “Kolorowe Jarmarki”, to wręcz został przez jury “zniszczony”. Nikogo z nich nie przekonywało, że publiczność bardzo dobrze przyjęła jego piosenkę. “Eksperci” uznali, że Laskowski śpiewa kiczowate, banalne kawałki. Zaś “Kolorowe Jarmarki” otrzymału 0 punktów! Mało tego – krytyk muzyczny Andrzej Wróblewski przyznający tak druzgocącą ocenę przed kamerami i widzom ostentacyjnie zaprezentował “Zero”.

 

Piosenka stała się jednocześnie wielkim sukcesem artysty jak i przekleństwem. Jej popularność spowodowała, że latami Janusz Laskowski nie mógł przebić się z nowymi piosenkami. Wcześniej znany był z “Żółtego jesiennego liścia” i oczywiście “Beaty z Albatrosa” – hitu, który do dziś nuci się w każde wakacje w Augustowie.

 

Prawdziwy przełom nadszedł dopiero w 1995 roku. Wówczas Telewizja Polsat zaczęła nadawać dwa programy – w sobotę – Disco Polo Live, zaś w niedzielę Disco Relax. Oba programy przed telewizory przyciągnęły miliony Polaków, zaś artyści pokazywani tam z miejsca stawali się gwiazdami. Wtedy też swoją ponowną szansę dostał Janusz Laskowski, który w teledysku jadąc renaultem po Białymstoku śpiewał, że “Świat nie wierzy łzom”. W teledysku mogliśmy zobaczyć dawne białostockie “Chanajki”, “Amfiteatr”, a także wiele innych miejsc.

 

Na początku 2018 roku Janusz Laskowski znów przypomniał o swoim istnieniu. Tym razem wystąpił w świetnej piosence z białostockim raperem Lukasyno, a takżę Niziołem. Utwór “Bez sentymentu” pokazuje Młynową, okolice aresztu śledczego, białostocką Węglówkę, a także zajazd w Czarnej Białostockiej.

 

Pan Janusz Laskowski nagrał bardzo wiele piosenek, jednak prawdziwe szczyty zdobywał tylko kilka razy. Nie przeszkodziło mu to koncertować w wielu krajach. Pochodzący z Wileńszczyzny, a mieszkający w Białymstoku piosenkach jest także działaczem charytatywnym, który mocno udziela się w instytucjach powiązanych z Kościołem katolickim. Jego występy można często obejrzeć podczas koncertów i uroczystości religijnych, które pokazuje TV Trwam.

 

To wyjątkowa atrakcja. Kolejka wąskotorowa w Puszczy Białowieskiej

Ten artykuł jest już nieaktualny, zapraszamy do przeczytania aktualnego:

/kolejka-waskotorowa-hajnowka-topilo

Kiedyś służyły do transportu drewna, dzisiaj przewozi turystów. Mowa tu o kolejce wąskotorowej z Hajnówki. Podróż kolejką przez Puszczę Białowieską to wyjątkowa atrakcja.

 

Kolejkę wąskotorową mamy w spadku zaborze. W 1916 roku, gdy Polski jeszcze nie było na mapie na terenie Puszczy Białowieskiej urzędowali Niemcy. Potrzebowali drewna, więc wybudowali w Białowieży tartaki i stolarnie, zaś w Hajnówce fabrykę półproduktów chemicznych z drewna. Stąd też potrzeba było przewozić drewno. Kiedy na terenach zaborczych nastała już Rzeczypospolita Polska to do II Wojny Światowej państwo polskie rozbudowało sieć kolejek leśnych. W 1939 roku było ich łącznie 360 km! Dopiero w 1992 roku zakończono eksploatację kolejek.

 

 

Dziś kolejka służy turystom. Dzięki niej z Hajnówki można pojechać do miejscowości Topiło lub w wersji skróconej do Doliny Leśnej. Jest to wyjątkowa podróż. Przez godzinę zwiedzamy Puszczę Białowieską od środka, przejeżdżając niemal przez dzikie tereny, gdzie nie spotkamy ludzi. Kolejki funkcjonują od 12 maja do 30 czerwca w każdą sobotę o godz 10.00 oraz 14.00. Zaś od 1 lipca do 31 sierpnia we wtorki, czwartki, soboty i niedziele także w godzinach 10.00 oraz 14.00. Od 1 września do 29 września w czwartki i soboty. Wyjazdy 10.00 oraz 14.00. Kolejka funkcjonuje także w niektóre długie weekendy.

 

Bilet normalny kosztuje 30 zł. Ulgowy 20 zł. Przewóz roweru i psa – 5 zł. Dzieci do lat 4 za darmo. Bilety kupimy na dworcu przy stacji kolejek. Płatność gotówką.

 

Dodatkowe informacje: tel. 693 337 290 lub [email protected]

Sensacyjne odkrycie w Puszczy Knyszyńskiej! O Żelaznej Żabie na Podlasiu już zapomnieli…

Niesamowite odkrycie w Puszczy Knyszyńskiej. Marta Potocka z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków zaobserwowała żółwia błotnego w rezerwacie przyrody “Jezioro Wiejki”! Jezioro jest nieco ukryte, a dzięki temu zapomniane przez człowieka. Prawdopodobnie właśnie dzięki temu żółw błotny założył tam siedlisko. Żółwie błotne nie były widziane w tych rejonach od wielu lat! Ogólnie mówiąc – rejony jeziora Wiejki (czyli okolice Gródka) to trochę dzikie miejsce. Oprócz żółwia błotnego, napotkać tam możemy żubra, wilki, jastrzębia, a także jelenie, sarny i dziki. Są to już “głębokie” rejony Puszczy, gdzie przyrodę można chłonąć dużymi ilościami.

 

Żółw błotny to jedyny gatunek żółwia, który żyje w Polsce i dożywa powyżej 100 lat! Gatunek jest pod ścisłą ochroną od 1935 roku. Na Podlasiu błotnego żółwia, gdy jeszcze tutaj był dawniej widywany, nazywano “Żelazną Żabą”. Osobniki można też napotkać w Puszczy Augustowskiej na Suwalszczyźnie.

 

Odkrycie tego osobnika oznacza, że Podlaskie to coraz lepsze miejsce do życia dla różnych zwierząt. Żółw błotny jest przykładem takiego, który trzyma się z dala od ludzi. Im bardziej dzikie miejsca tym bardziej egzotyczne osobniki możemy napotkać. Ciekawi tylko czy żółw przywędrował czy cały czas w rezerwacie niezauważony przebywał. To bardzo możliwe – bo Jezioro Wiejki jest ukryte między drzewami. Nie da się tam wejść przypadkowo, należy się natrudzić.

 

fot. Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków

Więcej zdjęć: https://web.facebook.com/PTOP-Polskie-Towarzystwo-Ochrony-Ptak%C3%B3w-171836891682/

Niemcy urządzili w Białymstoku rzeź. Tak wybili prawie wszystkich Żydów w mieście

Niemcy, którzy okupowali nasz kraj podczas II Wojny Światowej przebywali też w Białymstoku. 27 czerwca 1941 roku spędzili Żydów z okolicznych Chanajek (dziś ul. Młynowa i okoliczne) do wielkiej synagogi, która stała w miejscu, w którym dziś stoją bloki i budynek Krajowej Izby Rozliczeniowej (okolice Suraskiej). Następnie Niemcy zamknęli świątynie i podpalili ją ze wszystkimi ludźmi w środku.

 

„…gdy weszli Niemcy poszukując mężczyzn – uciekłem do drugiego pokoju, gdy schowałem się, szwagra Arona Zelmanowicza zabrali. Siostra pobiegła za mężem. Wprowadzili ich do Synagogi na rogu ul. Suraskiej – Szkolnej. Widzieliśmy to ze strychu domu, w którym ukrywaliśmy się. Było ze mną dużo osób. (…) Gdy synagogę zapełniono ludźmi – widziałem jak Niemcy pozamykali wyjścia i kordonem otoczyli budynek i podpalili go…” – to fragment wspomnień świadka wydarzeń. Fragment pochodzi z Kuriera Porannego.

 

W synagodze spłonęło około 700 osób. Następnie Niemcy zgotowali rzeź na ulicach miasta. Zginęło kolejne 1000 osób. Łącznie w “czarny piątek” w Białymstoku Niemcy zabili ponad 2000 osób. Niemcy spalili synagogę, dzielnice Chanajki, a także wiele budynków z Rynku Kościuszki, Suraskiej, Rynku Siennego, a także to co napotkali na Legionowej i Akademickiej. W kolejnych dniach Niemcy dalej masowo mordowali Żydów. Do 12 lipca zamordowano łącznie prawie 8000 osób. 2 tygodnie później utworzono w mieście getto. To prawie 20 proc. wszystkich Żydów z miasta.

 

2 lata później Niemcy zamordowali w getcie około 800 osób. Zaś kolejne 30 tys. wywieziono do niemieckiego obozu zagłady w Treblince oraz Auschwitz-Birkenau. W Białymstoku Niemcy zgotowali w ciągu 2 lat okupacji zgotowali piekło, w którym straciło życie bardzo wiele osób. Po wojnie w Białymstoku żyło około 1100 żydów. Przed okupacją Niemiecką 60 000.

To jedna z najpiękniejszych rzek w Polsce. Zarówno z wody jak i powietrza

Rzeka Bug jest jedną z najpiękniejszych w Polsce. Zarówno z góry jak i poziomu tafli wody. Dorzecze biegnące slalomem, a także piękna przyroda wokół sprawia, że Bug warto zobaczyć na własne oczy. Można to zrobić na 2 sposoby. Przyjeżdżając na Podlasie i jadąc wzdłuż rzeki bądź wybrać się na kajaki i przepłynąć się. Naszą wycieczkę zacząć powinniśmy w Niemirowie – czyli na trójgraniczu województw podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego. W tym samym miejscu jest także granica Polski i Białorusi. To wszystko powoduje, że miejsce na styku tylu granic na raz ma w sobie pewną dozę magii oraz aurę tajemniczości.

 

Jadąc wzdłuż Bugu kolejnym przystankiem powinien być Mielnik. Tak zwiedzić możemy Odkrywkową kopalnię kredy oraz Górę Zamkową. Jest też wieża widokowa. Następnie powinniśmy zatrzymać się w Maćkowiczach. Tam znajduje się wyspa, przez którą przebiega most kolejowy. Jadąc wzdłuż Bugu kolejny przystanek powinniśmy sobie zrobić nieopodal miejscowości Turna Mała. Tam znajduje się Wyspa Kózki, na której stoi osobliwy zamek z kamieni, który własnymi rękami zbudował jeden człowiek!

 

Kolejne trzy wyspy po drodze to Wyspa Dzika i Wyspa Judasza. Skąd taka nazwa dokładnie nie wiadomo, jednak w tych rejonach nie topi się po zimie Marzanny lecz Judasza. Jest to jakaś wskazówka. Wszak warto wybrać się na miejsce i popytać miejscowych – dlaczego Judasz ma swoją wyspę. Trzecia wyspa zwana jest Krąpia. Jadąc dalej powinniśmy odwiedzić Drohiczyn, niegdyś stolicę województwa podlaskiego. Było to bardzo ważne miejsce w naszym regionie. Dziś znajduje się tam Góra Zamkowa oraz wiele budynków sakralnych, które warto zobaczyć.

 

Następny przystanek znajduje się w miejscowości Tonkiele. Tam zbudowany jest most, który jest też miejscem widokowym. Warto się rozejrzeć. Kolejne ciekawe miejsce jest w miejscowości Granne. Tam Bug tworzy przepiękne rozlewisko, które zakończy naszą wycieczkę. Jeżeli chcemy natomiast przepłynąć podlaski Bug kajakiem, to potrzebujemy 4 dni. Odcinek mierzy bowiem 85 km. Gdy będziemy chcieli przepłynąć cały Bug (czyli aż do Zalewu Zegrzyńskiego), to potrzebować będziemy około 10 dni gdyż odcinek wtedy będzie miał odległość około 200 km.

 

Rzeka Bug kajakiem:

Asfaltowa droga w środku Puszczy Białowieskiej? Takie mają plany

Puszcza Białowieska krzyżuje dwa interesy. Jeden z nich to interes mieszkańców drugi to interes środowiska. Ich połączenie to jak próba połączenia wody i ognia, o czym mogliśmy się przekonać nie raz, gdy ktoś podejmował decyzję w interesie mieszkańców lub właśnie przeciwko nim. Jak bowiem pogodzić fakt, że stuletnie drzewo (skarb przyrodniczy) wisi nad drogą i może w każdej chwili runąć i kogoś zabić? Co z takim drzewem zrobić musiał zadecydować wójt Białowieży. Nakazał drzewo ściąć za co “z Polski” posypały się na wójta gromy, a mieszkańcy byli wdzięczni. Warto też przypomnieć różne protesty w Puszczy Białowieskiej dotyczące wycinki. To że jest takowa prowadzona poza obszarem rezerwatu, dla mieszkańców nie jest niczym nowym, bowiem pozyskują oni drewno na własny użytek właśnie z przydomowego lasu. Z ich perspektywy nakaz importu drewna brzmi kuriozalnie. Dla “reszty Polski” brak cięć i utworzenie rezerwatu na całym obszarze Puszczy to konieczność.

 

Najnowszy problem to tak zwana “droga Narewkowska” czyli leśna, szeroka droga prowadząca z północy Puszczy Białowieskiej na Południe. Droga biegnie przez sam środek polskiej części lasu. Teraz dla wygody mieszkańców, którzy drogi tej używają najczęściej (także po deszczu i gdy leży śnieg) władze chcą wyasfaltować. Co na to “reszta Polski”? Zacytujmy białostocką Gazetę Wyborczą: „Jej wyasfaltowanie to karygodne lekceważenie wymogów ochrony przyrody i prawa środowiskowego” – napisali do ministra Kowalczyka przed kilkoma dniami naukowcy i organizacje pozarządowe.

 

Tak naprawdę ten problem nie dotyczy asfaltu. To problem znacznie głębszy, bowiem należy zadać sobie pytanie – ile mogą mieszkańcy Puszczy Białowieskiej? Czy mają takie same prawa jak mieszkańcy innych gmin? Na pierwszy rzut oka widać, że nie. Od razu rodzi się pytanie – “skoro im to przeszkadza, to po co tam mieszkają”. Otóż należy jeszcze raz powtórzyć – co nie jest zabronione, jest dozwolone. Mieszkanie w Puszczy Białowieskiej jest tak samo dozwolone jak mieszkanie w Warszawie. Nie ma żadnych formalnych zakazów ani ograniczeń dla mieszkańców z tego powodu, że tam mieszkają. Skoro Puszcza Białowieska w całości nie jest rezerwatem, to mieszkańcy mają prawo żyć tak, jak inni.

 

Czy powinniśmy na to się zgodzić? To trudne pytanie. Gdybyśmy zrobili referendum – czy Puszcza Białowieska w całości powinna stać się rezerwatem, to czyja siła głosu byłaby ważniejsza – mieszkańców, których dotyczy interes czy “reszty Polski”? Problem jest trudny do rozwiązania. Warto jednak zauważyć, że od 1915 roku obszar Puszczy – a dokładnie Hajnówka stała się obszarem przemysłowym, w którym przetwarzano drewno. Rozpoczęli to jeszcze Niemcy, którzy okupowali tamte tereny. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości praktycznie cały przemysł przeszedł w ręce państwa, zaś w rejony Hajnówki zaczęli napływać ludzie z całego kraju, którzy chcieli tam pracować.

 

W tym roku mija 100 lat od odzyskania przez Polskę Niepodległości. Jak widzimy, eksploatowanie przez człowieka Puszczy i środowiska w ciągu 100 ostatnich lat nie jest aż tak szkodliwe jakby się “reszcie Polski” wydawało. Na zakończenie warto jako przeciwwagę do zdania “reszty Polski” zacytować też samych mieszkańców, którzy powtarzają: “Nikt nie zadba o Puszczę tak, jak ludzie, którzy mieszkają tu od zawsze”.

 

 

Białystok w TVP1. Czy jest się w czym zakochiwać?

Tomasz Bednarek odwiedził Białystok – stolicę Podlasia, w której zachowało się wiele pamiątek po dawnej wielokulturowej Rzeczypospolitej. Tak zaczyna się wstęp do programu “Zakochaj się w Polsce” wyemitowanego w TVP1. Widzowie z całego kraju zostali zabrani na wycieczkę po mieście. Autor programu chciał przede wszystkim pokazać wielokulturowość miasta. Jaki był efekt?

 

Wycieczka Tomasza Bednarka zaczyna się w Pałacu Branickich, później widzimy ratusz, katedrę, cerkiew, następnie trochę o historii Żydów w mieście, potem o Tatarach, by na koniec opowiedzieć o Zamenhofie i Operze i pożegnać się widokiem z okna hotelu w galerii Jurowieckiej. Efekt przedstawienia Białegostoku w 20-kilku minutach w taki sposób był nudny. Przede wszystkim program zdominowali urzędnicy. Autor programu poszedł na łatwiznę. Przez co tylko przedstawiciel cerkwi oraz przedstawicielka Tatarów opowiadali bardzo ciekawie. Pozostali? Klepali wyuczone formułki, które wypowiadali zapewne setki razy przy każdej możliwej okazji. Motyw przewodni był widoczny – wielokulturowość, która miała szansę zostać połączona językiem Esperanto. Jest to powtarzane przez urzędników od promocji miasta / województwa od lat niczym wielka legenda, która tak naprawdę jest już nudna. Białystok naprawdę miał ciekawsze epizody w swojej historii, które spowodowały, że dziś jesteśmy takim miastem właśnie, a nie innym. Choćby ten o Manchesterze Północy – gdy masowo przenoszono się z Łodzi do Białegostoku, albo o drugim największym po warszawskim powstaniu w Getcie. 

 

Ogólne wrażenie jest średnie. Pokazywanie w letnią pogodę zaśnieżonego miasta może wywołać poczucie, że u nas naprawdę chodzą białe niedźwiedzie po ulicach.  Ogólnie gdybyśmy byli turystami, to po tym programie do Białegostoku raczej byśmy nie przyjechali. Już więcej ciekawych rzeczy o mieście można znaleźć na Wikipedii niż w programie “Zakochaj się w Polsce”. Nie ma co oczekiwać od autora programu jakiejś specjalnej znajomości Białegostoku, ale wszystko wygląda tak jakby pan Bednarek zadzwonił nie tam gdzie trzeba, by potem pokazać wszystko bez polotu. 

 

Dostaliśmy w ogólnopolskiej telewizji prawie półgodzinną reklamę. Nie wykorzystaliśmy niestety tego, by pokazać się z jak najlepszej strony. Pokazaliśmy się jako kolejne miasto, w którym są jakieś zabytki, jakieś kościoły, jako ciekawostka – cerkiew i meczet, a także mamy Operę, pomnik (po zgładzonych Żydach) oraz pomnik po Ludwiku Zamenhofie i centrum jego imienia. Fascynujące!

 

Odcinek do obejrzenia tutaj:
https://vod.tvp.pl/video/zakochaj-sie-w-polsce,bialystok,37280448

 

 

 

Uroczysko Dębiec – kompletna dzicz, gdzie można spotkać łosia

Uroczysko Dębiec to takie miejsce w dolinie Biebrzy, którego nie ma na mapie, nie da się dotrzeć samochodem, lecz warto tam pojechać. Biebrzański Park Narodowy słynie z bagien. Jest tam wiele ciekawych miejsc do zobaczenia. Jednym z nich jest Uroczysko Dębiec położone nad rzeką Ełk. Rzeka ta łączy się z Jegrznią i wpada do Biebrzy. Razem z Kanałem Woźnawiejskim tworzą tak zwany Biebrzański Trójkąt – to właśnie powoduje, że uroczysko znajduje się na wyspie.

 

Na miejscu można obserwować łosie i ptaki, ale też możemy natrafić na wiele innych zwierząt na przykład wilki. To wymarzona okazja, by wyjechać, wyciszyć się i kontemplować naturę. Z wieży można zobaczyć Brzeziny Ciszewskie, a także cały Biebrzański Trójkąt. W uroczysku Dębiec można natrafić na ślady dawnej osady, gdzie mieszkali ludzie! Można zobaczyć pozostałości trzech gospodarstw, a także krzyż. Codzienność była ciężka. Wokół bagna, woda. Wiosną wszystko zalane, a mieszkańcy poruszali się łódką. Uroczysko Dębiec było głęboko ukryte wśród mokradeł, teraz można dotrzeć tam dzięki renaturyzacji sieci hydrograficznej.

 

Uroczysko Dębiec znajduje się na szlaku pieszym Goniądz ruda (oznaczony kolorem czerwonym), a także na szlaku Osowiec – Twierdza – Kuligi oznaczone kolorem zielonym. Z racji tego, że są to bagna to najbezpieczniej wybrać się do uroczyska właśnie teraz czyli w czerwcu i lipcu. Cały szlak ma 29 km. Jeśli jednak nie chcecie przechodzić całego, to należy jechać do wsi Kapice. Tam odszukać szlak czerwony. Jest on za wsią, gdzie zaczyna się też Biebrzański Park Narodowy z dużym kompleksem leśnym zwanym Brzeziny Kapickie.

Modlitwę łączyli z wysiłkiem, wycieczka rowerowa

Green Velo to ściema? Postawili tabliczki i myślą, że wystarczy

Gdy mówiono o tym, że powstanie Green Velo, to chyba wszyscy myśleli, że na całej długości będzie można przejechać jedną wielką ścieżką rowerową – przez 5 województw. Nadzieje okazały się złudne. Projekt zrealizowano, kasę z Unii wyciągnięto, zaś co dostali rowerzyści? Nie chcemy pisać brzydkich słów, ale jedno na “g…” można by tu przytoczyć. Green Velo to praktycznie przede wszystkim to samo co było, tyle że dostawiono pomarańczowe tabliczki z rysunkiem roweru. W kilkunastu miejscach jest też asfalt (kilka dłuższych odcinków) i tak zwane “MOR-y” – czyli budka, ławki i kosz na śmieci. Tak żeby sobie odpocząć.

 

Każdy, kto przejeżdżał Green Velo od razu widzi, że cały pomysł powstał nie w głowie rowerzysty tylko jakiegoś urzędnika, który prawdopodobnie nie wstaje od biurka. Zapewne to ten sam, który wymyślił kiedyś by robić ścieżki dla rowerów brukowane. Wiele wody w Białce, Narwi, Supraśli, Bugu i innych rzekach upłynęło zanim zaczęto robić asfaltowe.

 

Na poniższym filmie można zobaczyć trasę Green Velo, która zaczyna się w Elblągu, a kończy się w Białymstoku (normalnie kończy się na Podkarpaciu)

 

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny brak. Na mapie między Augustowem a Tykocinem nie zaznaczono żadnych atrakcji. Czy takowych tam nie ma? Oczywiście że są, ale zza biurka ich nie widać. Jeżeli chcecie się przejechać Green Velo – to proszę bardzo, ale my polecamy wam drogi asfaltowe – jedzie się dużo przyjemniej i szybciej. Ruch na wiejskich drogach też nie za wielki. A to ważne, gdy robi się dłuższy dystans. Wiadomo, że wszelkie wytyczne szlaku urzędników będziemy czuli pod siodełkiem.

Te budynki kryją niesamowitą historię. Kino, katownia UB i inne

W jednym budynku mieściła się masarnia, w innym urzędowało UB, a w jeszcze innym zachwycano się filmami w kinie Chrobry. Dziś po nich pozostały tylko pustostany.

 

Kamienica przy ul. Drohiczyńskiej powstała 1927 roku. Przed II wojną światową należała do rodziny Peretko. Znajdowały się w niej nie tylko mieszkania, ale także biura. Po wojnie budynek przeznaczono pod działalność Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bielsku Podlaskim. Budynek był świadkiem niejednego katowania, mordowania, torturowania i grzebania więźniów. W 1956 skończył się w Polsce okres stalinizmu, a kamienicę oddano prawowitym właścicielom. Do lat 90-tych. XX wieku mieszkali tam ludzie. Teraz budynek stoi pusty i niszczeje.

 

Kamienica Peretków przy ul. Drohiczyńskiej fot. Adam Nowaczuk

 

Kino Chrobry to dosyć znane miejsce siemiatyczanom. Przed wojną budynek należał do żydowskiej rodziny, później podczas okupacji służył wojskowym jako magazyn. W latach 50 tych na miejscu wyremontowano budynek i utworzono w nim kino. Najpierw „Sojusz”, a później zmieniono na „Chrobry”. I taka nazwa utrwaliła się u mieszkańców do dziś. Ostatni film można było obejrzeć w „Chrobrym” pod koniec 2000 roku. Kino przegrało oczywiście z rewolucją cyfrową i wielkimi multipleksami w dużych miastach. Kogo było stać jeździł do Białegostoku na premiery, kogo nie – czekał trochę i ściągał z internetu. Chętnych na film w „Chrobrym” było coraz mniej, aż przestało to być rentowne.

 

Kino Chrobry fot. Adam Nowaczuk

 

 

Być może kiedyś budynek jeszcze posłuży jakiejś inicjatywie. W Białymstoku były 4 małe kina. W Syrenie obecnie znajduje się kawiarnia, w kinie Pokój mamy Chińskie Centrum Handlowe, Kino Ton stoi puste i okazjonalnie otwierane jest na wykłady różnych osób. Kino Forum należące do Białostockiego Ośrodka Kultury nie zamknęło się. Kupiło nowoczesny projektor i wyświetla filmy niszowe. Miejmy nadzieję, że do „Chrobrego” w jakiejś postaci będzie można się jeszcze kiedyś wybrać. Czy to na kawę, do sklepu albo do restauracji? Podobnie w pozostałych budynkach. To źle się dzieje, gdy jakiś stoi opustoszały. Zaniedbane szybko niszczeją, a później są wyburzane.

 

Drewniany, komunalny budynek przy ul. Krótkiej.  fot. Adam Nowaczuk

 

Bardzo dziękujemy za nadesłanie zdjęć i inspirację tematem Czytelnikowi, Panu Adamowi Nowaczukowi. 

Długi weekend wzdłuż Kanału Augustowskiego. Zobacz nasze propozycje

Przed nami kolejny długi weekend w tym roku. Tym razem będzie bardzo upalnie, zatem propozycja z naszej strony może być jedna! Wszyscy nad wodę! Jak wiadomo Augustów, to letnia stolica Polski i właśnie ten kierunek najlepiej obrać. Oczywiście wiadomo, że miasteczko nie pomieści wszystkich chętnych (szczególnie last minute), lecz na szczęście w okolicy Augustowa mamy jezioro Sajno, Przewięź, Serwy, Płaską, Perkuć czy Mikaszówkę. Wybór jest niesamowity. A czas spędzony w ty ch wszystkich miejscach to czysta przyjemność. Dziś zabieramy Was w podróż wzdłuż Kanału Augustowskiego, w samo serce Puszczy Augustowskiej. Przybliżymy Wam poszczególne miejsca, gdzie można dobrze wypocząć.

 

Augustów

W samym Augustowie możemy polecić zajechanie na ul. Turystyczną. Tam posilimy się bardzo świeżą rybką, a następnie możemy ruszać nad Necko. Dokładnie to na drugą stronę ulicy, gdzie możemy plażować lub wypożyczyć sprzęt wodny (kajaki, rowerki) by popływać po wielkim jeziorze lub zwiedzić Rospudę (wypływając Necko w lewo, Rospuda w prawo).

Przewięź

W Przewięzi znajduje się słynna “Patelnia”. Tutaj możemy kąpać się w jeziorze Białym lub jeziorze Studzienicznym. Przy okazji w okolicy możemy zwiedzić zespół budynków kościelnych w Studzienicznej.

Sucha Rzeczka

Kolejne miejsce uwielbiane przez turystów. Sucha Rzeczka różni się od Augustowa przede wsyzstkm dużym spokojem. Tutaj czas płynie wolniej, a pogoda tak samo wspaniała.

Płaska

Jezioro Płaska i Śluza Paniewo to miejsce, które ma wsspaniałą zaletę. Jest Karczma Starożyn, gdzie właściciele są bardzo gościnni i przyjaźni – serdecznie pozdrawiamy! W okolicy wieczorem można napotkać wiele ognisk z kiełbaskami. Zaś na samym końcu drogi za Śluzą znajduje się pole namiotowe. Wokół jest tylko las, jezioro oraz normalna toaleta. W Karczmie jest możliwość wynajęcia sprzętów wodnych.

Mikaszewo

Nad Mikaszewem w Jazach znajduje się pole namiotowe i kamperowo. To kolejne miejsce dla osób, które kochają nocować w ten sposób.

Rygol

W Rygolu mieszają się ze sobą Kanał Augustowski oraz rzeka Czarna Hańcza. Wokół tego miejsca można spędzić czas na Kempingu oraz relaksować się przy napojach chłodzących w Barze Rygol.

Rudawka

Ostatnim przystankiem w polskiej części Kanału Augustowskiego jest Rudawka. Możemy tam wypożyczyć kajaki, spędzić czas na agroturystycznych kwaterach, a także zobaczyć Śluzę Kurzyniec, która jest jednocześnie przejściem granicznym. Po spełnieniu pewnych formalności, bez wizy możemy się dostać do kraju sąsiada. Oczywiście kajakiem.

 

Dla mnie się podobasz – czyli jak memy, loga i powiedzenia zawładnęły emocjami Polaków

 

Podlasie jest ostatnio na fali wznoszącej. Wszystko za sprawą mema, który całej Polsce – niczym szybko rozprzestrzeniająca się reklama – pokazuje coś, co nie wzbudza w nas Podlasianach aż tak wielkich emocji. A mianowicie nie mówienie “Tobie” tylko “Dla Ciebie” i tak dalej… Oczywiście są tacy, którzy się tak bardzo wstydzą “dla”, że popełniają błąd w drugą stronę – unikając “dla” za wszelką cenę. Na przykład pod Topolanką na Wasilkowskiej w Białymstoku możemy zobaczyć napis na znaku “parking klientom baru”.

 

Pytanie brzmi – czy jest się czego wstydzić? A może warto “dla” promować? Kiedyś w Białymstoku wymyślono, że będzie nowe logo miasta. Skończyło się to potwornym skandalem na całą Polskę, gdy nowe logo było niemalże identyczne jak logo organizacji osób homoseksualnych z Nowego Jorku. Ostatecznie logo przepołowiono i teraz “Wschodzący Białystok” już mógł odetchnąć od całego szumu. Wracamy do tamtych wydarzeń, bo przy okazji powstawania logo – szef grupy zajmującej się cała koncepcją forsował promowanie “śledzikowania”, nawet pokusił się o stwierdzenie, że “śledzikowanie jest sexy”. Finał tego pomysłu był taki, że każdy obśmiał propozycję i szybko o niej zapomniano.

 

Czy taki sam los powinien spotkać podlaskie “dla”? Przede wszystkim nie wywołuje ono negatywnych emocji tylko pozytywne, więc dlaczego by tego nie wykorzystać? Wiele lat temu znany do dziś Krzysztof Kononowicz w swoim sławnym spocie reklamowym wielokrotnie używał podwójnego “się” np. mówiąc “co się stało się”. Te stwierdzenia i popularność kandydata na prezydenta spowodowały, że wiele osób myślało, że u nas tak mówią wszyscy.

 

Zatem skoro pojawił się ten mem i wzbudza powszechnie uśmiechy na ustach, może by temat “Dla” kontynuować? Wszak każdy region z czegoś słynie? Nasz z tego, że jest tu bieda. Może warto zmienić to na jakieś bardziej wartościowe skojarzenia? Co sądzicie? Piszcie w komentarzach.

Tutaj ostatnie chwile spędził król. Czy warto odwiedzić Knyszyn?

Knyszyn dzisiaj to jedno z wielu podlaskich miasteczek, w których czas płynie spokojnie. Dawniej jednak mieścił się tutaj Zamek, w którym od czasu do czasu rezydował Król Zygmunt August. Czy dzisiaj warto jeszcze odwiedzić Knyszyn? 

 

Gdy zajedziemy do Knyszyna i się rozejrzymy, to w życiu byśmy nie powiedzieli, że to jedno z najstarszych miast w województwie podlaskim. Wszystko dlatego, że podczas II wojny światowej w 80 proc. zostało zniszczone. Dzisiejszy Knyszyn to gmina miejsko-wiejska. Tutaj umarł w 1572 roku Król Zygmunt August, a Jan Matejko uwiecznił to na obrazie.

 

 

Dziś jednak warto pojechać do Knyszyna, by zobaczyć kilka ciekawych zabytków. Układ miasta jest jeszcze XVI wieku. Kościół z 1520 roku (rozbudowany w 1902 roku), a także inne budynki z XVII i XIX wieku. Jest także cmentarz żydowski z XVIII wieku. Także, gdy dotrzemy do miasta, możemy tam parę ciekawostek znaleźć dla siebie. Idealnie na wypad rowerem, pociągiem (stacja Knyszyn-Zamek) czy samochodem choćby w najbliższy weekend. Po zwiedzaniu warto zajść do lodziarni, która stoi tuż przy ratuszu.

 

fot. Henryk Borawski

Wielki Gościniec Litewski – nowy szlak turystyczny wiedzie przez Podlasie

Wielki Gościniec Litewski – to nowy szlak turystyczny, który prowadzi z Warszawy przez historyczne Podlasie i Białoruś aż do Wilna. Czyli tereny, które należały do Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Szlak ten istniał od XI wieku, lecz największą rolę odgrywał w XV wieku, gdy Polska i Litwa miały unormowane stosunki w postaci unii obu państw. Wtedy na trasie tej przewożono towary na handel, podróżowali posłowie, a także przewożono pocztę.

 

Szlak zaczynał się na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, gdzie znajdowała się poczta. Następnie wiódł przez Liw, gdzie była granica pomiędzy Mazowszem a Wielkim Księstwem Litewskim. Kolejny punkt to Sokołów Podlaski, gdzie swoje majątki mieli Kiszkowie i Radziwiłłowie. W XVIII wieku powstały kolejne stacje, gdy funkcjonowała już regularna poczta królewska. Wówczas na znaczeniu zyskały stacje w Grannem na Bugu, Bielsku Podlaskim i Białymstoku, w którym zachwycano się Wersalem Podlaskim – rządzonym przez Jana Klemensa Branickiego.

 

Kolejne przystanki wiodły przez Wasilków z odnogą do Supraśla, Czarną Białostocką, Sokółkę i Kuźnicę. Później Grodno, Druskienniki, Troki i Wilno. Wielkie Gościniec Litewski stracił na znaczeniu, gdy pojawiła się na tej samej trasie kolej. Dziś szlak turystyczny ma się odrodzić. Ministerstwo Sportu i Turystyki chce go oznaczyć specjalnymi tabliczkami. Po drodze powinniśmy napotkać zabytki, które zachowały się, a pełniły rolę w obsłudze traktu.

U Pana Boga za piecem po 20 latach. Te miejsce wciąż jest magiczne [ZDJĘCIA]

20 lat temu na ekranach kin mogliśmy oglądać “U Pana Boga za piecem” w reżyserii Jacka Bromskiego. Film ten dziś już jest kultowy, tak jak i jego niektóre sceny. Sama historia filmowa też urzeka. Jednak, to za co kochamy pierwszą część trylogii, to za ukazaną magię Podlasia, która bije już od pierwszej sceny, gdy to ksiądz jedzie na rowerze po polu otoczonym unikalnymi, drewnianymi płotami. Dwie dekady później postanowiliśmy pojechać do Wierzchlesia, by znów zobaczyć kultowe miejsce. Musimy przyznać, że zostaliśmy oczarowani magią płotów. Gdybyśmy mieli rower, sami byśmy się przejechali tamtą drogą, by poczuć się jak w filmie.

 

Sami zobaczcie jak dzisiaj wygląda miejsce z pierwszej sceny filmu “U Pana Boga za piecem”

 

 

A tą drogą pod górę wjeżdżał Krzysztof Dzierma odgrywający rolę księdza. Niestety po prawej stronie został już tylko fragment płotu…

 

Las Pietrasze. Skrywa wiele tajemnic, rozgrywało się tu wiele historii

Las Pietrasze kryje bardzo wiele tajemnic. Na jego terenach w historii rozgrywało się bardzo wiele wydarzeń. Fruwały sterowce, miały miejsce zbiorowe egzekucje, znajdowała się tam stara wojskowa strzelnica, a przechadzając się ścieżkami natrafimy na doły, rowy, nasypy czy wykopy. Przez Pietrasze prowadzi także pieszy szlak turystyczny. W lesie znajduje się także najwyższy punkt w mieście – tak zwana “górka miłości”. Kiedyś znajdowała się także inna górka, z której mogliśmy podziwiać z oddali Wasilków. Ta została jednak rozkopana, gdyż trwa tam zabudowa mieszkaniowa.

 

W 1898 odbywały się tam manewry wojskowe, mieszkańcy Getta Białostockiego uciekali do tego lasu, ale też ginęli tam, zaś w czasach komunizmu UB-ecy wywozili tam ofiary represji, gdzie mordowano je bez wyroków. Dziś można natrafić po tych wydarzeniach miejsca pamięci. Bardzo ciekawie jednak wyglada Las Pietrasze po prześwietleniu lidarem (narzędzie
podobne do georadaru).

 

Zaznaczone elementy znajdują się pod ziemią. Oznacza to, że w tych miejscach tereny są nienaturalnie odkształcone. Co robili ludzie, gdy Las Pietrasze był jeszcze bardzo młody i słabo zarośnięty? Mogą to być dawne miejsca walk lub miejsca, gdzie masowo chowano ludzi. Mogą być tam też ślady dawnych osad? Żeby to wyjaśnić potrzebne byłoby rozkopanie tych miejsc i stworzenie stanowisk archeologicznych. Miejmy nadzieję, że kiedyś tak się stanie. Zaś teraz pozostają nam tylko domysły.

 

fot. Geoportal

Białystok może zostać półmilionową metropolią? Da się to zrobić!

O całe 1026 mieszkańców więcej ma Białystok niż Katowice. Według najnowszych danych statystycznych stolica województwa podlaskiego stała się jednym z dziesięciu największych miast w Polsce. Co prawda nie sprawi to, że w końcu zaczną nas pokazywać na mapach pogody albo że masowo zjadą się do nas inwestorzy, którzy na rozwój miasta wyłożą gigantyczne pieniądze, ale udział w każdym rankingu zobowiązuje. Na przykład do zadania sobie pytania czy mamy szansę być na przykład półmilionową metropolią? I tak i nie. W mieście rządzi ten sam prezydent od 12 lat. Czy jeżeli będzie rządzić dalej, to czy w Białymstoku zacznie przybywać mieszkańców? Raczej nie. Szczególnie, że za kadencji Tadeusza Truskolaskiego kilka wsi chciało przyłączyć się do Białegostoku. Ten jednak odmówił, a cała sprawa ostatecznie upadła.

 

Białystok może jednak się powiększyć i nie chodzi o sztuczne wcielanie małych miejscowości. Jest to cała machina, która uruchomiona sprawi, że Białystok będzie gdzieś pomiędzy Wrocławiem, Poznaniem i Gdańskiem. Zacznijmy od podstaw – Poznań i Gdańsk pod względem powierzchni są 2,5 raza większe od Białegostoku, Wrocław zaś 3 razy większy. Dlatego też jeżeli chcemy być metropolią musimy “zwiększyć masę”, a także zyskać wiele terenów inwestycyjnych. Tutaj od razu pojawia się drugi problem. Musimy stworzyć odpowiednie warunki do inwestowania. Przede wszystkim – na Krywlanach oprócz krótkiego pasa startowego, powinniśmy zadbać też rozbudowę pasa, dobudowanie terminala pasażerskiego – ale przede wszystkim o rozbudowę cargo. Białystok może być wschodnim centrum logistycznym. Mamy dobre połączenia z krajami bałtyckimi, Białorusią, a gdybyśmy zadbali o drogi w regionie to i z Ukrainą oraz Obwodem Kaliningradzkim. Kolejną inwestycją jakiej nam brakuje to cargo kolejowe. Mamy infrastrukturę, mamy nieużywany dworzec fabryczny, dlatego też pociągi mogłyby tu przywozić kontenery prosto z portu w Gdyni. Dlaczego tego nie robią? Bo nikomu na tym nie zależy.

 

Białystok w swojej historii swego czasu sprawił, że kupcy z Łodzi przeprowadzili się do Białegostoku. Wszystko dlatego, że byliśmy miastem na granicy dwóch krajów. Dzisiaj również pod tym względem Białystok korzysta na swoim położeniu względem granicy. Problem w tym, że politycy obłożyli podatkami wszystkich tak mocno, że tylko wielkie zagraniczne koncerny zarabiają na przyjezdnych. Na bazarze na Kawaleryjskiej też można zarobić, ale oprócz normalnych podatków, handlujący muszą płacić wysoką opłatę targową oraz czynsz za zajmowane miejsce, które nie oszukujmy się – odbiega od standardów XXI wieku. Oczywiście mogliby zainwestować w coś lepszego. Ale za co? Skoro ciągle ledwo zawiązują koniec z końcem. Biedny konkurując z bogatym nie ma żadnych szans. Dlatego urzędnicy powinni zrobić wszystko aby białostoczanie się wzbogacili. Rosnąca fala “wzbogacających się” przyniosłaby falę nowych mieszkańców, którzy też chcieliby się wzbogacić.

 

Dlatego też jeżeli chcemy się w przyszłości mierzyć z Poznaniem, Wrocławiem czy Gdańskiem – musimy postawić na te 3 czynniki: powiększenie miasta, kluczowe inwestycje, umożliwienie wzbogacenia się obywateli. Bez tego będziemy mogli co najwyżej walczyć z Katowicami, by szczęśliwie zdobytego 10 miejsca nie stracić. Nie oszukujmy się też, że da się to zrobić natychmiast. Białystok może dogonić powyższe miasta w ciągu kolejnych 12 lat. O ile znajdzie się u władzy ktoś, komu będzie na tym zależało.

 

Oto liczba mieszkańców w największych miastach Polski:

 

1. Warszawa – 1 764 615
2. Kraków – 767 348
3. Łódź – 690 422
4. Wrocław – 638 586
5. Poznań – 538 633
6. Gdańsk – 464 254
7. Szczecin – 403 833
8. Bydgoszcz – 352 313
9. Lublin – 339 850
10. Białystok – 297 288
11. Katowice – 296 262

Majówka 2018. Poczuj “podlaskiego ducha” na tej trasie

Od trójstyku do trójstyku – to ostatnia nasza propozycja na Majówkę, ale nie tylko. Każdy wolny czas wszystkie nasze propozycje – będą tak samo aktualne. Tym razem proponujemy przejechanie samochodem z Niemirowa do Wiżajn czyli od styku granic Polskiej, Białoruskiej, a także województw podlaskiego, mazowieckiego i lubelskiego do styku granic podlaskiego i warmińsko-mazurskiego oraz granicy Polski z Rosją i Litwą. Cała podróż żeby była “efektowna” powinna przebiegać wschodnimi granicami kraju. Jeżeli zaczniemy o wschodzie słońca, to w pogodne dni (jake z pewnością nas czekają) powinniśmy po drodze napotkać bardzo wiele wspaniałych widoków.

 

 

Podróż powinniśmy zacząć w Niemirowie. Następnie powinniśmy kierować się na Mielnik, a później na Adamowo-Zastawa. Następny kierunek to Tokary, Klukowicze, Czeremcha, Dobrowoda, Hajnówka, Olchówka, Siemianówka, Bondary, Jałówka, Mostowlany, Bobrowniki, Kruszyniany, Krynki, Grzybowszczyzna, Zubrzycka Wielka, Tołcze, Kuźnica, Nowy Dwór, Lipszczany, Skieblewo, Gruszki, Płaska, Giby, Puńsk, Szypliszki, Rudka-Tartak, Wiżajny i na koniec Jodoziory – gdzie znajduje się kolejny trójstyk.

 

Wszystkie te miejscowości nie są przypadkowe, w każdej z nich znajdziecie coś ciekawego – wspaniałe widoki, charakterystyczne punkty, lokalne atrakcje, dziką naturę, a być może i leśne zwierzęta. Cała droga to około 400 km, więc to wycieczka na 1-2 dni. Warto jednak przejechać się tamtędy, by poczuć “podlaskiego ducha” w całej okazałości, poczuć magię tego miejsca i jego wyjątkowość. Jadąc będziecie mijać malownicze cerkwie, kościoły i meczety, a także drewniane domy, lasy, zbiorniki wodne i wiele wiele innych.

 

Najbardziej powinny Was przekonać te zdjęcia:

 

Udanej zabawy!

Majówka 2018. Gdzie na grilla, ognisko i kiełbaski?

Grill, kiełbaski, piwo to chyba nieodłączny element każdej majówki. Niestety mamy prawo jakie mamy i o ile na własnej posesji możemy rozpalać, to w pobliżu bloku już nie. Jeżeli nie możemy liczyć na znajomych, to warto skorzystać z ogólnodostępnych miejsc, gdzie bez obaw o mandaty za grillowanie będziemy mogli spędzić czas ze znajomymi.

 

Zacznijmy od samego Białegostoku. Tutaj z kocykiem, grillem i piwem możemy przyjść na białostockie “Murki” czyli kampus Politechniki Białostockiej. Jest tak wyznaczona “strefa rekreacyjna”, na której bez obaw o Straż Miejską czy policję będziemy mogli spędzić czas ze znajomymi. Swoją drogą dobrze by było, gdyby takie miejsca znajdowały się również nie tylko w Centrum. Przecież na wielu osiedlach są miejsca, gdzie bez przeszkadzania komukolwiek można by było zezwolić mieszkańcom na więcej.

Grill i ognisko w Puszczy Knyszyńskiej

Zostawiając strefę marzeń. Bez przeszkód możemy też grillować na specjalnie przygotowanym do tego miejscu w Królowym Moście nad samą rzeką Płoską. Podobnie zupełnie obok w Kołodnie. Tyle, że najpierw trzeba wdrapać się na Wzgórza Świętojańskie położone 200 m. n.p.m. Mimo wszystko warto, bo widok z wieży widokowej jest naprawdę ładny. A tuż przy wieży własnie jest zorganizowane miejsce dla piknikowiczów podobne jak w Królowym Moście. Kolejnym miejscem, które jest dalej – nie dojedziemy tam bezpośrednio samochodem (jest zakaz) – jest zbiornik Wyżary. Tam równiez pod specjalną wiatą możemy urządzić sobie ucztę. Do zbiornika od znaku zakazu trzeba iść 2 km. Dla samych widoków jednak warto!

Profesjonalnie zorganizowane z noclegiem

Jeżeli lubimy mieć wszystko “gotowe”, to warto skorzystać z kilku opcji “komercyjnych”. W Jurowcach koło Białegostoku, obok stadniny znajduje się zajazd “Wiking”, na którego posesji można “zamówić” ognisko z kiełbaskami. Podobnie jest, gdy wybierzemy się do Surażkowa pod Supraślem lub Bobrowej Doliny pod Zabłudowem. Inne miejsca to dworek Kiermusy niedaleko Tykocina oraz Majątek Howieny po drodze z Białegostoku do Suraża.

Grill i ognisko nad wodą

Pierwsze miejsce, które przychodzi nam do głowy to Śluza Paniewo pod Augustowem. Tam na prywatnym terenie można grillować, palić ogniska, a także nocować pod namiotem. Wszystko to w otoczeniu przepięknego i bardzo czystego jeziora Paniewo. Opłata za pobyt nie jest zbyt wygórowana. Kolejnym miejscem – bliżej jest Zalew Czapielówka w Czarnej Białostockiej. Tu też można palić ogniska i grillować, a także nocować pod namiotem. Ostatnimi miejscami obok siebie, jakie możemy zaproponować do majówkowego grillowania to Zalewy w Gródku i Michałowie. W tym pierwszym mamy stoliki i miejsce do grillowania, zaś w drugim sami takowe sobie musimy zorganizować lecz także warto. Przede wszystkim – jest wiele różnych miejsc przy zbiorniku – zarówno na trawie czy złotym piasku. Jest także plac zabaw.

 

Z pewnością w Podlaskiem takich miejsc, gdzie można grillować i palić ogniska jest dużo więcej. Podawajcie swoje typy w komentarzach.

Miłej zabawy!

Majówka 2018 nad wodą. 5 najlepszych jezior w Podlaskiem

Wyprawa na Mazury z Podlasia nie jest zbyt wymagająca. Na przykład do popularnego Giżycka z Białegostoku dojedziemy w prawie 3 godziny. Nie jest to zbyt wiele, ale warto się zastanowić po co marnować czas na dojazd, gdy równie przyjemnych jezior nie brakuje również w Podlaskiem. Przedstawiamy 5 najciekawszych jezior w województwie, do których dojedziemy w podobnym czasie lub jeszcze szybciej niż na Mazury. Wszystkie znajdują się na północy województwa.

 

fot. UM Rajgród

 

Jezioro Rajgrodzkie znajduje się 1,5 godziny drogi od Białegostoku. Leży na granicy Podlaskiego i Mazur. Jest połączone z jeziorem Stackim, a także sąsiaduje z jeziorem Dręstwo. Na miejscu znajdziemy bardzo dużo ośrodków wypoczynkowych, w których na pewno spędzimy miłe chwile. Na jeziorze Rajgrodzkim znajduje się wyspa Sacin, o której niewiele wiadomo. Jest porośnięta trzciną, lecz w kilku miejscach da się do niej dostać. Dla żądnych przygód – na pewno będzie to ciekawa ekspedycja.

 

Nad Neckiem – poznałem Cię… śpiewał Janusz Laskowski. Mowa tu oczywiście o Beacie z Albatrosa, która jest bohaterką historii miłosnej z Augustowa. Właśnie tam znajduje się między innymi jezioro Necko, które jest jednym z popularniejszych jezior w Polsce. Nie bez przyczyny mówi się, że Augustów to letnia stolica Polski. Rodacy upodobali sobie to miasteczko tak samo – jak uwielbiają Zakopane zimą. Warto przyjechać do Augustowa i zobaczyć czym zachwycają się tłumy…

 

 

Chyba że nie lubimy tłumów – to warto wybrać się do oddalonej o parę kroków Przewięzi. Tam na słynnej “Patelni” jest równie ciekawie a i tłumy nie takie ogromne. Przewięź charakteryzuje się przede wszystkim bardzo dużym urokiem osobistym. Ponoć – kto tam pojechał od razu się zakochał i na pewno nie raz powróci. 

 

Kolejne jezioro, które może przyciągnąć to oddalone o parę kilometrów od wyżej wymienionego – jezioro Serwy. Możemy odpoczywać w Suchej Rzeczce, Serwach lub Mołowistych. Tłumów tam nie będzie, gdyż jezioro te znajduje się w samym sercu Puszczy Augustowskiej.

 

Ostatnim jeziorem, jakie możemy polecić to jezioro Gieret w Gibach. Ta mała miejscowość znajduje się tuż przy granicy z Litwą. Obok jest wiele jezior do wyboru, ale to właśnie Gieret ma największy urok. Nie jest zbyt wielkie, ale wystarczająco w nim wody by dobrze się bawić.

 

Warto dodać, że wszystkie jeziora które wymieniliśmy są polodowcowe. Oznacza to, że woda w nich jest niesamowicie czysta. Na potwierdzenie naszych słów – możemy tylko zdradzić, że w każdym z wymienionych mieszkają raki, które jak wiadomo – w brudzie by życia nie układały.

Majówka 2018 aktywnie. Propozycje dla tych, co nie lubią leżeć

Dla niektórych czas wolny w majówkę, nie oznacza że chcą leżeć do góry brzuchem, grillować i popijać piwko. Wtedy biorą się za nadrabianie formy. Przedstawiamy 5 propozycji na aktywne spędzenie majówki, dla tych co nie lubią leżeć.

Na Kajaki przez Narew

Sprawa wygląda bardzo prosto. Zajeżdżamy do Suraża, tam odnajdujemy Centrum Turystyki Aktywnej Bajdarka. Następnie po załatwieniu formalności uprzejmy Pan ładuje ilość kajaków na specjalną przyczepkę, następnie wiezie całą grupę w miejsce docelowe. Wtedy Narwią wracamy do Suraża. Oto możliwe warianty:

 

1. Doktorce – Suraż, 17 km około 4 godzin spływu

 

2. Zawyki – Suraż, 6 km około 1,5 godziny spływu

 

3. Suraż – Uhowo, 10 km około 2,5 godziny spływu

 

4. Suraż – most za miejscowością Bokiny, 18 km około 4 godziny spływu

 

5. Suraż – Kolonia Topilec, 24 km około 6 godzin spływu

 

6. Suraż – Waniewo, 32 km około 8 godzin spływu

 

Na rowerek wodny w Dojlidach

Jak ktoś nie ma w rękach, to może ma w nogach. Białostocki zalew Dojlidy to idealne miejsce, by spokojnie popedałować na wodzie. Dla chętnych BOSiR ma do wypożyczenia rowerki wodne. Można wypłynąć na środek i się opalać, a można popływać od jednego krańca na drugi. Możliwości jest wiele. Tylko potrzebne chęci i dobra pogoda. Do dyspozycji klientów są dwu- i czteroosobowe rowery wodne, kajaki, łodzie canoe, łodzie wiosłowe, łodzie żaglowe klasy Omega, deski windsurfingowe i smocze łodzie na 10 wioślarzy. Wypożyczalnia czynna jest codziennie w godz. 9.00-18.00. Sprzęt można wypożyczać do godz. 17.00. 

Narty wodne Szelment

Na majówkę startuje wyciąg nart wodnych w podsuwalskim Szelmencie. Chętni będą mogli na jeziorze uprawiać wodne akrobacje. Świetnie przygotowany elektryczny wyciąg linowy umożliwia jazdę po torze o długości 1000 metrów. Tor ma kształt prostokąta o bokach 300×200 metrów. Po jego obwodzie rozciągnięta jest stalowa lina z zaczepami dla 13 narciarzy. Zabawa jest przednia. Zakładamy narty, łapiemy linkę, a następnie wyrywa nas do przodu! Tylko szczęście lub umiejętności spowodują, że zrobimy całe okrążenie bez nurkowania. Warto spróbować trochę szaleństwa! Korzystać możemy w majówkę od godz. 12 .00 do 18.00. 

Rowerem po Puszczy Białowieskiej

Puszcza Białowieska ma to do siebie, że jest w niej wiele miejsc, które warto przejechać rowerem. Warto objechać leśnymi drogami ją całą. W środku jest wiele “przecinek” i szlaków. Do wyboru jest aż 57 różnych wariantów – odcinki różnych długości!  Wszystkie dostępne są tutaj: https://mojrower.pl/trasy/bialowieza

Bieganie, chodzenie i Nordic Walking w Knyszyńskiej

Supraśl i jego okolice to idealne miejsce na uprawianie długich spacerów, biegania i Nordic Walkingu. Jest tam wiele szlaków, a także dróg – w których możemy iść od wsi do wsi lub w głębokim lesie. Idąc z Supraśla możemy przejść przez Cieliczankę, Kołodno i Królowy most. Możemy zajrzeć do Surażkowa, albo odkryć góry niedźwiedzie. Do wyboru do koloru. Pamiętajmy o korzystaniu z mapy i nie zbaczaniu ze szlaków.

Miłej zabawy!

 

fot. WOSIR Szelment

Majówka 2018. Przedstawiamy kilkadziesiąt atrakcji Województwa Podlaskiego

W tym roku majówka będzie wyjątkowo długa. W wersji minimalnej 4 dni, w wersji maksymalnej 9. Zależy od tego – kto, kiedy dostanie urlop. Przedstawiamy najciekawsze miejsca i kilkadziesiąt atrakcji województwa podlaskiego.

 

Na południu województwa dobrze jest odwiedzić takie miejsca jak historyczną stolicę Podlasia czyli Drohiczyn i jego okolicę – Niemirów, Mielnik, Grabarkę, a także Białowieski Park Narodowy – po obu jego stronach – włączając w to pobliski Zalew w Siemianówce. Na wschodzie nie powinniśmy omijać Kruszynian, Krynek, Poczopka, Kopnej Góry, Supraśla, a także Królowego Mostu i Kołodna. Na północy koniecznie trzeba zajrzeć w takie miejsca jak Augustów, Giby, Wigierski Park Narodowy, a także Puńsk, Wiżajny i po sąsiedzku Stańczyki. Na zachodzie będzie do zwiedzenia Narwiański Park Narodowy – a tam Waniewo, Śliwno, Kurowo i Kruszewo, a takżę Tykocin, Kiermusy i Strękowa Góra. Później przejedźmy się carskim traktem – już w Biebrzańskim Parku Narodowym – dojeżdżając do Osowca-Twierdzy i Goniądza.

 

Co konkretnie zwiedzać?

Majówka 2018. Atrakcje województwo podlaskie – południe

Na południu, w Drohiczynie zobaczyć możemy Górę Zamkową, okazały kościół i klasztor – a także znajdujące się tam krypty. Dodatkowo 2 inne klasztory, cerkiew z końca XVIII wieku, zegar słoneczny, dąb papieski. Można też wykupić rejs statkiem po Bugu.

 

 

Dobrym pomysłem będzie zobaczenie Góry Zamkowej w Mielniku, ruiny kościoła przy tej górze, a także cerkiew z 1823 roku, kościół z 1720 roku, synagogę, kopalnię kredy, rezerwat przyrody, a także w okolicy Kurhany w Maćkowiczach i Osłowie, cmentarzysko, kościół z 1780 roku, a także punkty widokowe i sowieckie schrony w Niemirowie. Dodatkowo cerkiew i kościół w Tokarach. Do tego w Grabarce – oczywiście miejsce sacrum polskiego prawosławia – święta góra, na której wierni pozostawili tysiące krzyży wraz ze swoimi prośbami i modlitwami.

 

Białowieski Park Narodowy to przede wszystkim rezerwat pokazowy żubrów, muzeum, park pałacowy, Stara Białowieża (rezerwat ścisły), a także kilka interesujących szlaków. Nad Siemianówką warto zobaczyć oczywiście zalew. W Bondarach jest wieża widokowa, a także nowe pomosty – gdzie można się zrelaksować. Kąpieli na miejscu nie polecamy, gdyż woda w zalewie jest bardzo brudna.

 

Majówka 2018. Atrakcje województwo podlaskie – wschód

Na wschodzie w Kruszynianach możemy zobaczyć jak żyją polscy tatarzy. Na miejscu zwiedzić możemy meczet, a także zjeść tatarskie potrawy. W Krynkach napotkamy natomiast ogromne rondo, w środku którego znajduje się park. Dodatkowo warto zajrzeć na żydowski cmentarz. W Poczopku obejrzymy Silvarium – przepiękny ogród, w którym z bliska będzie można zobaczyć okazałe sowy. W Kopnej Górze natrafimy na ślad powstańców, zaś w Supraślu obejrzymy monastyr, zalew na rzece, pałac czy też wiele innych atrakcji. Będziemy mogli posilić się też typową podlaską strawą.

 

 

W Królowym Moście – obejrzymy przepiękną cerkiew, zaś w Kołodnie zdobyć możemy wzgórza świętojańskie – gdzie znajduje się wieża widokowa, z której zobaczymy panoramę Puszczy Knyszyńskiej.

 

Majówka 2018. Atrakcje województwo podlaskie – północ

Augustów to letnia stolica Polski – gdzie będziemy mogli wspaniale spędzić czas na rynku lub nad rzeką. Warto wybrać się też bulwarami na plażę lub popłynąć w rejs rzeką Rospudą. W Gibach natomiast – odpocząć można nad jeziorami. Jest ich tam w okolicy naprawdę bardzo dużo. Do wyboru do koloru. Wigierski Park Narodowy – to przede wszystkim klasztor, a także przepiękna okolica. W Puńsku możemy zobaczyć jak się żyje wspólnie Polakom i Litwinom. W Wiżajnach mamy kolejny trójstyk granicy – tym razem łączą się ze sobą granice Polski, Rosji i Litwy.

 

 

Stańczyki formalnie leżą już na Mazurach, jednak żal ich nie zobaczyć – bo są prawie na granicy z województwie podlaskim. Gigantyczne akwedukty robią wrażenie zarówno od góry jak i z dołu. Do dawnych mostów kolejowych prowadzi przepiękna aleja.

 

Majówka 2018. Atrakcje województwo podlaskie – zachód

Kruszewo, Waniewo, Śliwno i Kurowo – to cztery miejscowości obok siebie, w których można obserwować rozlewiska Narwii. W tej pierwszej miejscowości czas spędzić możemy nad zerwanym mostem, zaś w drugiej i trzeciej przejść się kładkami – aczkolwiek w tym roku jest to utrudnione, gdyż trwa tam remont. W Kurowie zaś znajdują się kolejne kładki i okazała siedziba Narwiańskiego Parku Narodowego.

 

 

W Tykocinie obejrzeć możemy przede wszystkim przepiękny kościół i synagogę. W dodatku cała okolica czyli Kiermusy, a także droga do Strękowej Góry będzie obfita w niesamowite widoki. We wspomnianej już Strękowej Górze możemy przede wszystkim obejrzeć niesamowite widoki. Jest tam także miejsce pamięci po Władysławie Raginisie – który bunkier chronił aż do wyczerpania zapasów amunicji. Później wysadził schron w powietrze oddając życie.

 

 

Carski Trakt to przepiękne miejsce, na którym znajdziemy kładki do podglądania łosi, a także wieże widokowe. W Osowcu-Twierdzy kolejne kładki i bunkry. W Goniądzu zaś obejrzeć możemy rozlewiska oraz ptasi raj.

 

 

Udanej zabawy!

100-letnia atrakcja w Korycinie. Powstaje tam Park Kulturowy

Korycin od lat próbuje przyciągać do siebie turystów. Jeszcze 15 lat temu to było typowe podlaskie miasteczo. Niedługo po wejściu do Unii Europejskiej – jego oblicze nieco odmieniło się. Dziś wjeżdżając do miasta przy drodze przywita nas murowany wiatrak. Obok znajdują się także szatnie i boisko, gdzie ćwiczy miejscowa drużyna – Kora Korycin. To wszystko w pobliżu zalewu, który latem jest wielką atrakcją.

 

Nie trzeba chyba wspominać, że produkuje się w miasteczku ser koryciński – na podstawie receptury szwajcarskich żołnierzy z czasów potopu. Korycin nie zatrzymuje się w zachęcaniu ludzi do przyjeżdżania tam – teraz będzie stawiać kolejny wiatrak – tym razem 100-letni. Gmina tworzyć będzie Park Kulturowy Korycin-Milewszczyzna. Obejrzymy tam codzienne życie mieszkańców. Drewniany wiatrak pochodzi z Jatwiezi Dużej – wsi, która znajduje się 20 km od Korycina. Jego konstrukcja została rozebrana, a teraz będzie drobiazgowo odtwarzana na terenie tworzącego się Parku.

 

Na pewno warto będzie zobaczyć przedsięwzięcie, gdy będzie już gotowe. Trzymamy kciuki za realizację!

 

fot. Wikipedia / Krzysztof Kundzicz

W kilka minut z obrzeży do Centrum. W Białymstoku rusza coś na kształt SKM!

Od jutra (20.04) po Białymstoku będzie można przemieszczać się pociągami jak autobusami. Choć do tej pory było to już możliwe, to do dyspozycji będziemy mieli “Bilet miejski” za 2 zł. Jest to realizacja pewnej idei – utworzenia Szybkiej Kolei Miejskiej – o którą zabiega wiele środowisk w mieście. Coś, czego oczekiwało wielu mieszkańców od dawna – zaczęło w końcu kiełkować. Na początku w wersji bardzo podstawowej. Jeśli się sprawdzi – warto będzie rozbudować Szybką Kolej Miejską o więcej przystanków.

 

SKM Białystok – tu kupisz bilety: 
https://www.biletyregionalne.plhttps://www.e-podroznik.plhttps://bilkom.plhttps://www.skycash.com

 

Formalnie Szybka Kolej Miejska nie należy do białostockiej komunikacji miejskiej, więc bilet należy kupować w POLREGIO, której właścicielem są Przewozy Regionalne. Jest to tak zwany “bilet miejski”, który kosztuje 2 zł. Bilety możemy kupić w kasie biletowej PKP, ale też u kierownika danego pociągu, przez internet, a na niektórych kierunkach w biletomacie. Postulat utworzenia SKM był poruszany od wielu lat, jednak zawsze brakowało woli politycznej do jej uruchomienia. Prezydenta Truskolaskiego takie rozwiązanie nigdy nie interesowało – nawet biorąc pod uwagę – że mamy gotową infrastrukturę. Na szczęście to czego nie chciał prezydent – chciał najwyraźniej marszałek, który Przewozy Regionalne dotuje. To kolejna, kolejowa dobra decyzja po utworzeniu letniego pociągu do Walił (który będzie zatrzymywać się także na stacji Białystok Fabryczny).

 

Formalnie rzecz biorąc – pociągi kursują jak dawniej, z tym że mamy nowy bilet miejski. Warto jednak zaznaczyć – że jeżeli mieszkańcy popularnie będą korzystać – to na pewno warto będzie wszystko rozwijać. Najważniejsze będzie także danie pasażerom możliwości używania biletów białostockiej komunikacji miejskiej. Wtedy – jazda SKM będzie bardzo powszednia. Dzisiaj najbardziej skorzystają z niej mieszkańcy Starosielc, Bacieczek i Kleosina – którzy nie będą musieli jechać do centrum niekiedy ponad pół godziny tylko kilka minut. 

 

SKM Białystok ma obecnie 6 przystanków:

– Białystok (Główny)
– Białystok Starosielce
– Białystok Bacieczki
– Białystok Stadion
– Białystok Wiadukt
– Białystok Fabryczny (w soboty i niedzielę)

 

Warto dodać, że wcześniej na Fabrycznym nie zatrzymywały się pociągi pasażerskie. W przyszłości będą też kolejne przystanki Białystok Zielone Wzgórza i Białystok Nowe Miasto. Jeżeli mieszkańcy będa aktywnie korzystać z SKM – warto by pokusić się także o przystanki na Białostoczku i Dojlidach. A wtedy już tylko krok od wprowadzenia regularnych, stałych pociągów kursujących przez cały dzień – tak jak autobusy.

 

Nie ukrywamy, że podoba nam się wizja wprowadzania w ostatnim czasie w Białymstoku pewnych nowości. Bez zbędnej szarży i rozbuchania finansowego – najpierw budujemy pas startowy na Krywlanach – a po sprawdzeniu jak to zadziała damy sobie wybór czy dobudować terminal i wydłużyć pas. W Szybkiej Kolei Miejskiej zaczynamy od biletu miejskiego, a być może skończymy z realizacją SKM w pełnym wydaniu – taką jak w dużych miastach – czyli dużo więcej przystanków i regularne połączenia co kilka(naście) minut przez cały dzień – adekwatnie do potrzeb pasażerów.

 

SKM Białystok – rozkład jazdy

 

Białystok Wiadukt – Białystok (czas jazdy 3 minuty)

 

5:04 – 5:07
6:10 – 6:13
7:12 – 7:15
8:03 – 8:07
9:47 – 9:50
12:56 – 12:59
15:32 – 15:35
16:28 – 16:32
17:53 – 17:56
19:11 – 19:15
21:07 – 21:10

 

Białystok Bacieczki – Białystok Starosielce – Białystok

 

7:16 – 7:20 – 7:24
13:38 – 13:42 – 13:46
16:23 – 16:26 – 16:30
18:19 – 18:22 – 18:26
19:45 – 19:49 – 19:53

 

Białystok Stadion – Białystok

 

6:11 – 6:18
8:17 – 8:24
11:33 – 11:40
17:29 – 17:37

 

Białystok Fabryczny – Białystok (tylko weekendy do 28 października)

11:14 – 11:20
17:37 – 17:42

Białystok – Białystok Wiadukt

6:07 – 6:11
7:31 – 7:35
10:45 – 10:49
12:45 – 12:49
15:47 – 15:51
16:55 – 16:59
18:48 – 18:52
20:59 – 21:03
22:45 – 22:49

 

Białystok – Białystok Starosielce – Białystok Bacieczki

10:20 – 10:24 – 10:28
12:35 – 12:39 – 12:43
15:05 – 15:09 – 15:13
16:40 – 16:44 – 16:48
18:55 – 18:59 – 19:03

 

Białystok – Białystok Stadion

6:48 – 6:55
13:51 – 13:58
15:58 – 16:05
18:52 – 18:59

 

Białystok – Białystok Fabryczny (tylko w weekendy do 28 października)
8:55 – 9:01
15:52 – 15:58