Ostatnio w Podlaskiem intensywnie pada, dzięki czemu natura mocno się odradza. Zbliżający się długi czerwcowy weekend oraz głód pięknej słonecznej pogody spowoduje, że wiele osób zechce gdzieś wyjechać. Najlepiej tam, gdzie ludzi nie będzie zbyt wiele coby nie drażnić koronawirusa. Jednym z takich miejsc, które warto odwiedzić w długi czerwcowy weekend jest wieś Smolniki. Przepiękne tereny, akurat po ostatnich deszczach będą prezentować się wyjątkowo pięknie (o ile nie będzie dalej padać). Wieś pamięta jeszcze XVII wiek, której istnienie (i dzisiejszą nazwę) zapoczątkowali osadnictwem smolarze trudniący się wyrobem smoły.
Smolniki dziś to węzeł szlaków turystycznych – pieszych oraz rowerowych. Dzięki czemu będąc na miejscu kilka dni, będziemy mogli zwiedzać okolice chociaż na miejscu też jest na co popatrzeć. Wystarczy wybrać się na kraniec wsi, gdzie znajduje się punkt widokowy o wysokości 225 metrów. Z miejsca tego zobaczymy Suwalski Park Krajobrazowy, jeziora Kojle, Perty, Purwin. Dobry wzrok dostrzeże też góry Jesionową, Cisową oraz Krzemieniuchę. Te widoki można było zobaczyć w dwóch filmach – Pan Tadeusz – Andrzeja Wajdy oraz Dolina Issy – Tadeusza Konwickiego.
Warto też podkreślić, że w okolicy jest mnóstwo miejsc, które oferują noclegi. Wieś chociaż jest praktycznie „na końcu świata”, to niczego na niej nie brakuje. Oprócz pięknych widoków przy jeziorach oczywiście są też plaże. Dlatego musi tylko dopisać pogoda, a przyjemności związane z pobytem na miejscu zaczną dziać się same. Smolniki znajdują się w powiecie suwalskim, a dokładnie w gminie Rutka-Tartak. Warto też dodać, byście wcześniej sprawdzili trasę, bo nieopodal znajduje się potężny radar NATO, który swoim swoim działaniem najprawdopodobniej zagłusza różne fale. Dlatego też może Wam nie działać w telefonie GPS, a nawet radio w samochodzie!
Uwielbiamy dni, gdy są dobre wiadomości i możemy je Wam przekazać. Tak jest i tym razem. Jeszcze kilka tygodni temu alarmowaliśmy, że sytuacja w lasach jest dramatyczna. Ziemia była jak popiół i w zasadzie wszędzie wystarczyła iskierka by stała się taka tragedia jak w Biebrzańskim Parku Narodowym. Na szczęście ostatnie tygodnie były deszczowe i obecna sytuacja, choć jeszcze nie jest idealna, to już dużo lepsza.
Skąd to wiemy? Z badań IMGW, które prowadzone są w sposób ciągły. Obszary o wilgotności poniżej 30-40 proc. wskazują na deficyt wody. Na Podlasiu pierwsze 7 centymetrów gleby ma nawodnienie na poziomie 45 – 85 procent. Jak widać na mapie przeważają te górne granice. Gleba od 7 do 28 cm na południu i wschodzie województwa jest jeszcze sucha. Szczególnie niepokojący jest fragment zaznaczony na czerwono i pomarańczowo tam, gdzie jest Puszcza Białowieska. Pozostała część województwa jest już nawodniona powyżej 40 procent. I kolejna mapa od 28 do 100 cm równie pokazuje dobre dane bo nawodnienie jest w okolicach 50 procent. Powyżej 100 centymetrów jest już bez problemu. Można wywnioskować, że gleba na 3 metrach – czyli na takiej głębokości, gdzie mieszczą się w zasadzie wszystkie korzenie od najmniejszych roślin do największych drzew ma wystarczające zasoby wody. Warto dodać, że poziom 100 procent oznacza, że mamy do czynienia z błotem.
0-7 cm, graf. IMGW
7-28 cm, graf. IMGW
28-100 cm, graf. IMGW
100-289 cm, graf. IMGW
Z suszą jednak trzeba walczyć systemowo. I tu mamy kolejne dobre wiadomości. Wcześniej informowaliśmy, że w Polsce inwestycje wodne potrwają aż 7 lat. Na szczęście urzędnicy wystraszyli się suszy i mocniej nacisnęli pedał gazu. Dlatego w ciągu trzech lat w Polsce zrealizowanych zostanie 640 inwestycji wodnych. Kwota to 160 milionów złotych. Także i Podlaskie dostanie coś z tej puli. Bowiem 40 inwestycji o wartości 18 milionów złotych przypadnie na nasz region.
Za tę kwotę naprawione zostaną przepusty, jazy, zastawki, progi piętrzące wodę. To wszystko pozwoli zatrzymywać wodę po opadach. Teraz 94 procent tego co spadnie z nieba, leci błyskawicznie do morza. Dodamy tylko, że nasza cywilizacja nie potrafi odsalać wody na masową skalę. Potrafimy to robić od tysięcy lat. Wiemy o tym, że odparowana, a następnie ponownie ostudzona woda morska nie jest już słona. Pisał o tym starożytny grecki filozof – Arystoteles. Ale zmienić właściwości całego morza? Tego już nie potrafimy. Ogromne ulewy potrafi zrobić tylko natura. Oznacza to, że gdy woda wpłynie do morza, to nie da się już jej odzyskać. Ludzkość ma do dyspozycji tylko niecałe 3 procent całej wody jaka jest na planecie (z czego większość jest zamrożona). Gdybyśmy zaczęli pić wodę morską, to więcej jak jej litr na dobę by nam szkodził. Dlatego tak bardzo ważne jest, by nie wylewać całej wody od razu do morza tylko rozlewać ją w sposób kontrolowany po polach.
W PRL zniszczono koryta rzek po to, by ludzie mieli więcej pól do dyspozycji, na których rolnicy mogli uprawiać. Teraz rolnicy będą dostawać wysokie dotacje, by tworzyć zbiorniki retencyjne. Dodatkowo odtwarza się stare koryta rzek. Nie wszędzie jest to możliwe. Na przykład duże miasta zostały tak przebudowane, że przywrócenie koryt wiązałoby się z ich zalaniem. Na przykład w Białymstoku Rzeka Biała jest praktycznie od początku do końca wyprostowana. W rozumieniu przyrodniczym – całkowicie zniszczona, bo przerobiona na rynnę, która dostarcza szybko wody do Supraśli.
Wracając jeszcze do inwestycji Wód Polskich – warto tutaj dodać, że jest ona przeprowadzania nie z miłości do przyrody, ale z obawy przed rolnikami. To oni skorzystają najbardziej na inwestycjach. Dzięki kontrolowaniu przepustowości wody będzie można nawadniać pola. Jednak bez przywracania naturalnych koryt rzek tam gdzie się da, będziemy marnować spory potencjał wody. Tak jak teraz wylewamy do morza 94 procent, tak dopiero w 2027 po wszystkich inwestycjach wodnych zatrzymamy nie 6 a 15 procent wody. Nie zmienia to faktu, że 85 procent trafi do morza. Dla porównania – Hiszpania magazynuje aż 45 procent wody. Istnieje tam 1969 zbiorników retencyjnych. A w Polsce oprócz jezior mamy… 69 sztucznych zbiorników.
Rząd znosi obostrzenia dopiero po majówce właśnie po to, by Polacy nie szturmowali wszystkiego jak leci z powodu dni wolnych. Są jednak miejsca, gdzie można się wybrać i bez kłopotu trzymać się z dystansem do innych. Oto nasze bezpieczne, majówkowe propozycje.
Kładka Śliwno-Waniewo
Kładka została ponownie otwarta. Pamiętać jednak należy, że jest na niej wąsko i będziemy mijać się z wieloma osobami. Dlatego podczas przepraw promem nie wchodźmy, gdy nie będzie gdzie stanąć w oddali oraz na drogach przepuszczajmy ludzi, by nie mijać się z nimi na wąskich odcinkach tylko na szerokich miejscach. Kładkę warto odwiedzić jeszcze dlatego, że idzie ogromna susza. To kwestia czasu, gdy poziom Narwi spadnie na tyle, że znów kładkę trzeba będzie zamykać. Korzystajcie póki można!
Puszcza Knyszyńska
Przepiękny kompleks leśny jest pełen szlaków. Warto pojechać do Supraśla i pospacerować bularami. Jeżeli ktoś preferuje dłuższą wycieczkę to warto przejść szlakiem przez rezerwaty Krzemienne i Surażkowo. Można też odwiedzić Kołodno i Królowy Most oraz tamtejszą wieżę widokową na Wzgórzach Świętojańskich. Można również przejść się leśną trasą do Czarnej Białostockiej, by wrócić potem pociągiem do Białegostoku. Puszcza Knyszyńska oferuje również Silvarium w Poczopku, Arboretum w Kopnej Górze oraz przepiękne bagna obok zbiornika Wyżary.
Suwalszczyzna i tamtejsze jeziora
fot. Krzysztof Mizera / Wikipedia
Nie trzeba jechać na Mazury, by odpocząć nad jeziorem. Równie dobrze można zajechać do Augustowa oraz do pobliskiej Przewięzi, Suchej Rzeczki, Serw, Płaskiej czy Mikaszówki. Warto też pojechać do miejscowości Giby i pobliskie Kukle, które są w powiecie sejneńskim. Na deser zostawmy sobie Wigry oraz tamtejszy Park Narodowy wraz z klasztorem.
Te wszystkie miejsca w majówkę na pewno znajdą sporo chętnych do odwiedzenia, jednak są na tyle obszerne, by móc skutecznie trzymać dystans.
Można powiedzieć, że zniknięcie wielu samochodów z ulic miast nie zmieniło jakości powietrza. Wszystko przez pogodę. Wciąż jest zimno, więc ludzie siedząc w domach nadal palą w piecach. To, czym palą pozostawia wiele do życzenia. Nierozwiązany problem z przeszłości wraca jak bumerang. A ten problem jest złożony. Nie chodzi tylko o to, że ludzie palą byle czym, ale dlaczego to robią. Niektórzy dlatego, że są idiotami, ale zdecydowana większość robi to z biedy. Nie stać ich na wymianę pieców ani na opał. A „dofinansowanie” to za mało. Bo zero z dofinansowaniem to nadal zero.
Władze powinny się zastanowić – czy lepiej przeznaczyć pieniądze na wymianę ludziom pieców i zapewnienie ekologicznego opału najbiedniejszym, czy też wolą te same pieniądze przeznaczać na leczenie chorób dróg oddechowych oraz innych powodowanych przez to, że mieszkańcy wdychają te trujące opary z kominów. Mamy już wiosnę, ale to nie znaczy, że problem znika. Wróci znowu zimą. Trzeba go w końcu rozwiązać.
Odnosimy jednak wrażenie, że wszystkie władze, które były rozrzutne, a teraz ich gminy, powiaty czy województwa mają problemy finansowe będą powtarzać jak mantrę, że to koronawirus wydrenował budżety. Tak jakby płacili nam za siedzenie w domach. A tutaj trzeba zauważyć, że to dla wszystkich oszczędności. Zaczynając od mniejszych wydatków w na komunikację miejską z powodu zmienionych rozkładów jazdy. Teraz temat jest jeden, ale nie zapomnijcie, że zimą znów wróci temat ogrzewania, które truje ludzi. Nie dajcie sobie wtedy wmówić, że nic się nie dało od wiosny zrobić.
Koronawirus w ostatnim czasie zdominował nasze życie praktycznie w całości. Świat, który znaliśmy do tej pory się skończył i obecnie trwa adaptacja do nowych warunków. To wszystko nie jest oczywiście dla wszystkich zrozumiałe. Wielu próbuje udawać, że nic się nie stało, mimo że rzeczywistość i całe otoczenie się zmieniło. Obecnie zaciągnęliśmy wielki hamulec i nie wiemy kiedy znów ruszymy i jak to ruszenie będzie wyglądać.
Wirus nie zniknie od samej kwarantanny tylko od szczepionki. Tej przecież nie ma. Co najmniej przez najbliższy rok, a może i dłużej będzie funkcjonować wiele ograniczeń, by szpitale nie były zatkane pacjentami, szczególnie że są także osoby chore na różne schorzenia a nie tylko zarażeni. Utrzymywanie „optymalnej” liczby zakażonych w jednym czasie będzie więc priorytetem, któremu podporządkowane będzie cała reszta. Dlatego już teraz trzeba się zastanowić co dalej.
Jedną z takich kwestii jest – co z wychodzeniem z domu. W ostatnim czasie – z powodu ładnej pogody – wszystkie nasze dobra przyrodnicze przeżywały „oblężenie”. Ludzie nie wychodzą do miasta, więc wyjeżdżają do lasów. Rezerwat „Krzemianka” będący na uboczu zaraz za Jurowcami, ostatnio w dzień powszedni miał zapełniony parking. Możecie sobie wyobrazić co się działo w miejscach „bardziej” popularnych. Tłumy po prostu przeniosły się gdzie indziej. Można się denerwować, apelować, prosić, a nawet zakazywać. Wszystkich ludzi niestety nie zamknie się w domach. Chyba, że rząd wyprowadzi wojsko na ulice, które tego dopilnuje.
Obecnie jednak nie można bezpiecznie wyjść z domu. Nie można nigdzie dostać rękawiczek, maseczek czy płynów do dezynfekcji. A jeżeli już to po bardzo wysokich cenach. Każde wyjście do sklepu naraża nas na zakażenie. W Polsce robi się też za mało testów. Na domiar złego nagle mieszkający za granicą Polacy zaczęli masowo wracać do kraju. Przyjechało już 20 tys. osób. Powinny przebywać w kwarantannie. Myślicie jednak, że nie wychodzą do sklepów? Nie bądźcie naiwni. Jest trochę jak na wojnie. Nikt nie strzela, ale są ranni i zabici. Wróg nie jest widoczny i można go jedynie unikać siedząc w „schronie”. Każdy napotkany człowiek może być po stronie „przeciwnika”.
Podlaskie ma wiele atrakcji turystycznych i miejsc, które warto odwiedzić, jednak co najmniej do Wielkanocy życie będzie toczyło się wokół przebywania „w schronie”. Niestety wkrótce ludziom zaczną kończyć się pieniądze. Dlatego obecnie lepiej oszczędzać i czekać. Warto wiedzieć, że Główny Inspektorat Sanitarny nie zakazuje ludziom wychodzenia do lasu, jednak trzeba spacerować tam, gdzie nie ma ludzi. Dlatego jeżeli wybierzecie się gdzieś z rodziną, to widząc kilka samochodów na parkingu, jedźcie dalej. Puszcza Knyszyńska jest ogromna, Puszcza Białowieska to nie tylko Białowieża. Można wybierać i przebierać. Byleby unikać skupisk ludzi nawet w lesie, bo wirus utrzymuje się również w powietrzu i to przez kilka godzin.
Jeziora w Polsce wysychają, na samym Podlasiu to samo dzieje się z bagnami zaś poziom w rzekach jest coraz niższy. W tym roku prognozuje się drugi rok z rzędu suszę. Jaka może być przyszłość Podlaskiego? Nieciekawa.
Zmiany klimatyczne na Ziemi mają wpływ także na Podlaskie, gdzie nie mamy rozwiniętego przemysłu, jest nas „tylko” nieco ponad milion (dwa razy mniej niż sam Górnośląski Okręg Przemysłowy), zaś mieszkańcy – szczególnie wsi – nie przyczyniają się zbytnio do niszczenia klimatu. Jedyne większe miasto w województwie to Białystok, który najmocniej oddziałowe na środowisko. To tutaj zimą mamy do czynienia ze smogiem, latem z powodziami z powodu zabetonowania miasta i także tutaj wylewa się z tego samego powodu bezsenownie wodę, by chłodzić Rynek Kościuszki od nagrzania. Można zakładać, że pogoda w kolejnych latach będzie coraz bardziej dokuczać. Ulewy będą jeszcze większe, tak jak upały latem, zaś śnieg zimą będziemy widzieć tylko na filmach.
Tego roku w Polsce pogoda różniła się niewiele od tej jaką mieliśmy choćby we Włoszech. Tyle, że u nas mniej świeci słońce. Podlaskie natomiast jak wiadomo zawsze pogodowo nieznacznie różni się. Jest u nas po prostu chłodniej, dzięki czemu nie odczuwamy zmian klimatycznych tak jak odczuwają je mieszkańcy miast na południu kraju. W ciągu najbliższych lat to się będzie zmieniać. Wygląda na to, że możemy biernie się przyglądać jak świat płonie i liczyć na to, że tam gdzie najchłodniej – czyli także u nas – zacznie płonąć na samym końcu. Nie jest to jednak pocieszające. Szczególnie, że i nawet sama Polska w świecie generuje 1 procent globalnego ocieplenia. Największymi światowymi trucicielami są Stany Zjednoczone oraz Chiny. Najgorsze jest to, że to co robią wpływa także na takie Podlaskie, które współdzieli tą samą planetę i jest odbiorcą tej samej pogody.
Póki co możemy po prostu oszczędzać wodę, by nie zużywać jej w nadmiarze. Dzięki temu kupimy sobie więcej czasu na przeprowadzenie inwestycji, dzięki którym podniesie się stan wód. Jak to zrobić w dłuższej perspektywie?
Przede wszystkim po szkodliwych decyzjach urzędników zbyt wiele wody ucieka do morza. Przerobiono koryta rzek w taki sposób, że obecnie woda po opadach spływa jak w rynnie – bardzo szybko, zaś rzeka powinna meandrować, by woda płynęła wolno i zasilała okoliczne gleby.
Za dużo betonu powoduje, że woda nie może zasilać gleby. Wszystko ucieka do kanałów zaś dalej oczywiście do rzeki, a potem tak jak wyżej – jak najszybciej do morza.
Za dużo trawy, za mało łąki. Ostatnio wiele miast buduje domki dla pszczół zapominając, że te owady potrzebują także kwiatów do zapylania. Dlatego też wiele zwykłych trawników powinniśmy zamienić w łąki kwietne. Zmiana ta będzie nie tylko pożyteczna, ale też estetyczna. Do tego, rośliny te będą lepiej pochłaniać wodę niż zwykła trawa. Odpada też problem z koszeniem.
Za dużo samochodów na ulicach. Bez dobrze zorganizowanej komunikacji miejskiej na ulicach miast będzie bardzo dużo samochodów, co możemy zauważyć każdego dnia. Każdy z nich emituje ciepło, a razem przez cały dzień nagrzewają miasto. Wiele osób chętnie by zrezygnowało z aut, gdyby mogło szybciej dojeżdżać do pracy czy na uczelnię komunikacją miejską. Ponadto wytworzyła się okropna moda – podwożenia dzieci do szkoły. To już nie potrafią same chodzić? Chyba aż tak niebezpiecznie na ulicach nie jest?
Dajcie działać bobrom. Te zwierzęta to prawdziwi sprzymierzeńcy człowieka. Choć teren, gdzie działają wygląda jak pobojowisko, to tamy, które budują na rzekach zamieniają się w lokalne mokradła, gdzie woda zasila okolicę. Właśnie ze względy na „pobojowisko” ludzie są niechętni tym zwierzętom. Warto dodać, że wodę magazynują również drzewa, więc im ich jest więcej, tym lepiej dla człowieka.
Wygląda prawie tak samo jak kot, tylko że jest dużo większy. Mowa tu o Rysiu – dzikim, pięknym zwierzęciu, które mimo iż prowadzi żywot samotnika, to każdego roku pamięta o tym, by się rozmnażać. Jeszcze przez miesiąc potrwa okres godowy. To daje większą szansę na spotkanie tego zwierzęcia, gdyż nie jest ono tak ostrożne. Później napotkanie zwierzęcia jest niemal niemożliwe.
Ryś jest przeciwieństwem wilka tak jak kot jest przeciwieństwem psa. Wilk to zwierzę, które tworzy watahę. Basior spędza swoje życie z waderą, jej siostrami, braćmi oraz swoimi dziećmi. Tylko w ten sposób mogą podtrzymać swój gatunek oraz sprawić, że nikomu nie zabraknie jedzenia. U Rysia natomiast jest zupełnie odwrotnie. Samiec prowadzi samotny tryb życia. Raz do roku, gdy zaczyna się okres godowy, to Ryś zaczyna szukać swojej samicy. Jeżeli odnajdzie jakąś w gęstych podlaskich lasach i jest między nimi „chemia” czy jak kto woli nie drą ze sobą kotów, to dochodzi do zapłodnienia. Pani Ryś po 70 dniach zostaje mamą jednego, dwóch, trzech a nawet czterech rysi. A tatuś? No cóż, w poczuciu spełnionej misji ulatnia się czym prędzej do lasu nie dając więcej znaku życia.
Żeby jednak nie było że panie rysice są takie święte. Gdy tylko odchowają swoje młode natychmiast je porzucają, by być gotowe na kolejne urodzenia. Młode rysie muszą zaś zacząć radzić sobie same. Nauczyć się polować, a potem dobrać się w pary, by na koniec prowadzić życie samotnika. To wszystko niemalże brzmi jak życie wbrew naturze, a jednak ma miejsce i działa. Rysie mają jednak mają z wilkami coś wspólnego. Zarówno jedne i drugie zwierzęta to drapieżniki, które jedzą mięso. Przysmakiem rysia są nie tylko ptaki, myszy, zające, a niekiedy i sarny. Jest jeszcze coś. Tak jak wilki, także rysie trzymają się z dala od ludzi. Wszystko po to, by potomstwo było bezpieczne.
W Podlaskich lasach żyje około 40 rysi. W całej Polsce jest około 200 sztuk. Zwierzę można zobaczyć w białowieskim rezerwacie. Na wolności praktycznie nie jest to możliwe. Udaje się to tylko nielicznym i to bardzo rzadko. Ryś prowadzi swoją aktywność głównie nocą. Nie ma problemu wtedy z widzeniem w ciemności. Od stycznia do marca trwa natomiast okres godowy. Wówczas zwierzę staje się mniej czujne i można je napotkać również w dzień.
Pierwsze bociany pojawiły się w Wigierskim Parku Narodowym. Do Polski powróciły również żurawie, dzikie gęsi oraz inne ptaki. Kalendarzowa wiosna za niecały miesiąc, za oknem coraz cieplej. Podlaskie budzi się do życia po szarej, bezśnieżnej i ponurej zimie. Na pozostałe bociany jeszcze poczekamy.
Na Suwalszczyźnie zwykle zima przychodzi najwcześniej zaś odchodzi najpóźniej. Tym razem jednak również i tam było bardzo ciepło. To jednak nie skusiło bocianów by pozostać. Zarówno z Suwalszczyzny jak z reszty województwa podlaskiego odleciały do Afryki. W tamtym roku o tej samej porze bociany były w Turcji. W tym roku są dużo dalej bo w Etiopii, zatem na nasze wspaniałe ptaki jeszcze sobie poczekamy. W ubiegłym roku większość bocianów wracała dopiero w maju.
Dla wszystkich tych, którzy bliżej lata chcieliby na żywo poobserwować bociany mogą wybrać się na Podlasie w szczególności na Podlaski Szlak Bociani. Przebiega on przez całe nasze województwo. Zaczyna się w Białowieskim Parku Narodowym. Tam mając szczęście możemy dostrzec czarnego bociana. Warto także zajrzeć do Pentowa – Europejską Wieś Bociana – gdzie znajduje się aż 26 gniazd tych ptaków! Szlak kończy się w Stańczykach, gdzie są dawne, wielkie akwedukty kolejowe – tuż za granicami województwa.
W ostatnim czasie Suwałki rozwijają swoje możliwości transportowe szybciej i dużo lepiej niż Białystok. Przypomnijmy na pewno tam wystartuje szybciej lotnisko niż w Białymstoku. Planowane zakończenie certyfikacji jest na I kwartał tego roku i póki co nie ma żadnych nieprawidłowości, które by to opóźniły. Tymczasem w Białymstoku Tadeusz Truskolaski postanowił liczyć drzewa. Może w 2021 coś u nas w końcu wyląduje. Ale to nie wszystko. Białostocka Komunikacja Miejska to dramat od wielu lat. Funkcjonowała źle jeszcze zanim Tadeusz Truskolaski obejmował magistrat. Problem w tym, że od 2006 roku – gdy został wybrany – niewiele się zmieniło. Oczywiście z miasta poznikały rozpadające się ikarusy i jelcze, a bilety stały się elektroniczne ale w zasadzie można powiedzieć, że na tym zakończono.
W wielu dużych miastach, gdzie jest problem z punktualnością autobusów likwiduje się szczegółowe rozkłady jazdy, a zamiast nich wiemy że autobus kursuje w danej godzinie na przykład „co 10 minut”. U nas natomiast rozkłady jazdy nadal są bardzo konkretne zaś autobusy mają „fory” w korkach, bo mogą jeździć buspasami. Problem w tym, że buspasów nie tworzono u nas tam, gdzie rzeczywiście byłyby potrzebne lecz tam, gdzie remontowano drogi i trzeba było brać dotacje (a bez buspasów by nie dali). W efekcie buspasy najczęściej stoją puste. W Suwałkach buspasów nie ma, a wyremontowane drogi są. Kolejną sprawą jest paliwo. W Suwałkach autobusy będą na gaz CNG, dzięki czemu utrzymanie autobusów będzie dużo niższe. W Białymstoku natomiast postanowiono podwyższyć ceny biletów, by zrekompensować straty jakie przynosi komunikacja.
Ostatnią kwestią są rowery miejskie. W Białymstoku zajmuje się tym firma, która wygrała przetarg. Jakość rowerów pozostawia wiele do życzenia. Mimo, że są serwisowane na bieżąco to niemalże przy każdej stacji stoi kilka popsutych rowerów. Oczywiście wiemy, że rowery psują użytkownicy, ale warto dodać, że najłatwiej popsuć tandetę. Jeździliśmy białostockimi rowerami i nie mamy żadnej wątpliwości, że to tandeta – w dodatku za astronomiczną cenę. W Suwałkach poszli krok do przodu w stosunku do Białegostoku.
Tam rowery miejskie dopiero będą. Będzie 12 stacji rowerowych, w każdej po 10 sztuk rowerów. Oprócz tego będą 3 stacje na rowery elektryczne, których będzie 10 sztuk. Jest to miły gest w stosunku do ludzi starszych, dla których jazda rowerem elektrycznym jest niemalże bez wysiłku (szczególnie, gdy trzeba jechać pod górę). W rowerze takim również trzeba pedałować, jednak nie jest to w żaden sposób męczące, zaś jazda równie przyjemna jak na zwykłym rowerze. W Białymstoku mamy natomiast nikomu niepotrzebne tandemy (podwójne rowery), które przez to że są takie długie i mają utrzymać dwie osoby – są niestabilne i niebezpieczne.
Białystok jest miastem dużo większym niż Suwałki, ma większy budżet i większe możliwości. Tymczasem nie potrafi sobie poradzić od lat z lotniskiem, komunikacją miejską zaś rowery miejskie to bardziej prowizorka aniżeli dobra usługa. Akurat za brak lotniska należy obwiniać wszystkich polityków po kolei, którzy najpierw kłócili się latami gdzie ono będzie. Najpierw miało być pod Zabłudowem w Topolanach, potem wbijano szpadel na Krywlanach, by następnie zmienić lokalizację na Saniki (pod Tykocinem). Później zamiast budować postanowiono, że kasa jednak pójdzie na drogi, bo lotnisko niepotrzebne. Gdy wrócono do lotniska pod Tykocinem, zrobiono bardzo drogą dokumentację to minister Bieńkowska ogłosiła, że więcej unijnej kasy na lotniska rozdawać nie będzie. Politycy PiS gdy byli w opozycji huczeli, że wybudujemy za własne pieniądze lotnisko regionalne. Jednak gdy są obecnie u władzy – milczą.
Tadeusz Truskolaski będąc w opozycji do rady miasta przeforsował budowę lotniska w Krywlanach na raty – najpierw pas, potem wieża i stacja paliw, a na koniec terminal. I gdy udało się już wybudować, to nagle prezydent Białegostoku zaczął robić dziwne ruchy. Mianowicie robić wszystko, by lotnisko na Krywlanach ruszyło jak najpóźniej – najpierw próbując szukać innego organu do wydania decyzji o wycince lasu, potem postanowił liczyć drzewa i tak czekamy nie wiadomo na co, a lotnisko mimo że gotowe nie może funkcjonować i dalej się rozwijać.
Komunikacja Miejska o tym jak jest zła to temat na książkę. Jednak najgorsze jest to, że po stosunkowo małym Białymstoku autobusy jeżdżą jak na wycieczce krajoznawczej. Ktoś się kiedyś uparł, że mieszkaniec nie musi dotrzeć jak najszybciej tylko musi dotrzeć jednym autobusem. Bardzo długo nawet bilety czasowe nie pozwalały na przesiadki. Takich kretynizmów można by było wymieniać bardzo dużo, lecz te które wymieniliśmy najbardziej bolą. Drogie bilety, autobusy jeżdżące bardzo długimi trasami i puste buspasy. Do tego jeszcze tandetne rowery miejskie i brak Białostockiej Kolei Miejskiej (mimo że mamy możliwości) to kompletna porażka komunikacyjna naszego miasta.
Nie było zimy oraz śniegu to i szansa na jego ujrzenie w podlaskich lasach była niewielka nawet dla zapalonych i cierpliwych. Warto jednak wiedzieć, że w naszym regionie żyje aż 200 osobników, więc cień szansy na spotkanie ich w środowisku naturalnym zawsze jest. Tym razem zabierzemy Was do królestwa wilka.
W całym kraju żyje około 500 osobników – w tym prawie połowa na Podlasiu. Wilki zamieszkują lasy, bagna oraz równiny. Mało kto wie, że gdyby bajka o Czerwonym Kapturku nie była bajką, to wilk nie zjadłby babci, bo wilki ludzkiego mięsa zwyczajnie nie lubią. Dla tych wspaniałych zwierząt – człowiek po prostu śmierdzi. A twarz wydaje się być okropna! Dlatego płochliwy wilk, gdy ujrzy człowieka ucieka czym prędzej. Wilki nie są samotnikami tylko zwierzętami stadnymi. Trzon rodziny składa się z basiora – samca oraz wadery – samicy. Na początku, gdy para ma młode, to uczy je na pasącym się bydle jak polować, przez co rolnicy często domagają się ich odstrzałów. Gdy już młode wilczki trochę dorosną – to przychodzi czas na rodzinne polowania na dorodne jelenie. To, co się dzieje w lesie można nazwać „efektem motyla”.
Czym on jest? Trzepot skrzydeł motyla, np. w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie burzę piaskową. Podobnie jest w podlaskich lasach. Dzięki wilkom rosną drzewa. Jak to możliwe? Gdy drzewka są jeszcze młode to często padają ofiarą roślinożernych jeleni. Te jednak muszą być czujne, bo w każdej chwili może na nie zapolować wilcza rodzina. Dlatego tam gdzie jest wilk, jeleń nie żeruje w jednym miejscu, tylko ciągle poszukuje pożywienia na dużym obszarze. Czasem zdarza się tak, że przechadzając się leśnymi ścieżkami natrafia na swojej drodze na basiora. W panice zaczyna uciekać, lecz za plecami czeka wadera z młodymi. Jeleń nie ma szans. Właśnie stał się obiadem na 2 lub 3 tygodnie. Z taką częstotliwością bowiem odżywiają się wilki. Ponadto żeby ułatwić sobie życie – polują na stare i schorowane zwierzęta. Zatem wykonują robotę za myśliwych. Są jednak zwierzęta, które wilków aż tak bardzo się nie boją. To żubry.
Wilki mają również zaawansowany system komunikowania się poprzez różnego rodzaju odgłosy, wydzielanie feromonów i oznaczanie terenu poprzez pozostawianie odchodów. Ponadto warto wiedzieć, że wilcza rodzina to nie tylko basior, wataha i ich młode. W stadzie często żyją jeszcze starsze siostry, bracia, ciocie, wujkowie. Gdyby każda z wilczyc miała młode, to całe stado narażone byłoby na śmierć głodową. Dlatego zawsze tam gdzie wataha – tylko jedna para wilków dominuje.
Mała jest szansa na to, że spotkamy wilka w środowisku naturalnym. Trzymają się one z dala od człowieka. Najwytrwalsi czekają na nie zimą wiele godzin w ambonach myśliwskich i specjalnych namiotach tylko po to by zrobić zdjęcie. Czasem jakiś osobnik przemknie przez wieś czy pole, albo w oddali w lesie. Jest jednak możliwość zobaczenia wilka z bliska w Białowieskim Rezerwacie Pokazowym oraz w białostockim ZOO. Jako ciekawostkę dodamy iż w USA żyją… czarne wilki. Jak wiadomo psy wyewoluowały z wilków. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych doszło do czegoś odwrotnego. To znaczy kilkanaście tysięcy lat temu psy ponownie stały się wilkami, bo zmieszały się z nimi, gdy przybyły razem z człowiekiem, który zasiedlał Amerykę. Naturalna selekcja doprowadziła do tego, że czarna sierść wilka stała się coraz bardziej popularna w USA. Tymczasem w Europie na skutek ocieplenia się klimatu (nie obecnego tylko tego, gdy stopniał lód i pojawiły się jeziora) wilki poszarzały.
Zbudowali w 2018 roku i nadal hula tam wiatr! Mowa o lotnisku Krywlany. Tadeusz Truskolaski tłumaczył się zmianą prawa, które spowodowało, że już nie Urząd Lotnictwa Cywilnego wyda zgodę na użytkowanie lotniska tylko sam Tadeusz Truskolaski. Sytuacja teoretycznie jak prezent – wydać samemu sobie zgodę powinno być formalnością. Tymczasem prezydent Białegostoku najpierw pytał Samorządowe Kolegium Odwoławcze czy by kto inny się tym nie mógł zająć, a potem postanowił liczyć drzewa.
W Suwałkach takich problemów sobie nie robili. Zbudowali identyczny pas jak u nas i już w marcu nastąpi certyfikacja zaś latem nastąpi oficjalne otwarcie. Teraz będą zajmować się budową drogi dojazdowej oraz stacji paliw. Z lotniska będą mogły skorzystać samoloty pasażerskie, które przewożą do 50 osób. Zupełnie jak u nas.
W Białymstoku jak Truskolaski nie będzie wymyślać sam sobie nowych problemów to może oficjalne otwarcie będzie w 2021 roku. Póki co do końca maja ma być gotowy dokument, w którym oficjalnie napiszą ile drzew i krzewów chcą wycinać. Mimo to nikt z piłami do lasu pod Krywlanami od razu wejść nie będzie mógł gdyż między 1 marcem a 15 październikiem trwa okres lęgowy ptaków. Zakładając, że nie będzie pod koniec 2020 roku srogiej zimy ze śnieżycami, to może Pan Tadeusz Truskolaski już nie będzie szukać kolejnych problemów tylko zezwoli w końcu wycinać, a potem sam sobie certyfikuje lotnisko.
Mimo wszystko i tak ciągle chwalimy Tadeusza Truskolaskiego za inwestycję, która jak już ruszy – to na pewno będzie funkcjonować z dużym pożytkiem dla Białegostoku i okolic. Trzeba na to patrzeć przyszłościowo. Będziemy coraz bogatsi – nawet w takim Białymstoku, będziemy chcieli latać z miasta a nie z Warszawy, zaś przewoźników z małymi samolotami będzie coraz więcej. Pas będzie można również wydłużyć pod większe samoloty, dobudować też wieżę kontroli lotów, stację paliw czy terminal. Nie trzeba tego robić na raz, można stopniowo z biegiem lat. Pamiętajmy, że to będzie rozwijanie zupełnie martwego rynku na Podlasiu.
Niestety działania Tadeusza Truskolaskiego oceniamy jako kuriozalne. Najpierw mimo, że nie miał większości w radzie miasta – przeforsował budowę Krywlan stawiając opozycyjny PiS pod ścianą. Potem szybko wybudowano pas. Aż tu nagle zaciągnięto wielki hamulec, gdy pozostało wycięcie drzew. Swoją drogą dlaczego nie zrobiono tego kompleksowo z całą inwestycją? Tylko dopiero zajęto się tym po zbudowaniu pasa? Ktoś czegoś chyba do końca nie przemyślał.
W dzisiejszych czasach smartfony są niemalże jak część ciała – nieodłączone. Już dawno minęły czasy, gdy do pełni szczęścia potrzeba było Wi-Fi. Dziś urządzenie jest podłączone do internetu przez 24 godziny na dobę bez żadnych limitów. U niektórych świadomość, że możemy być gdzieś „odłączeni” przez rozładowanie baterii wywołuje wręcz strach. Każdemu przydałby się jednak cyfrowy odwyk. Można go szukać gdzieś tam w górnych partiach Bieszczad, ale można też na Podlasiu. Oto 3 miejscówki, gdzie nawet telefon z pełną baterią na niewiele się przyda.
Jezioro Szczęścia
Odbiornik radiolokacyjny czyli inaczej radar to takie urządzenie, które służy do wykrywania za pomocą fal radiowych – samolotów, śmigłowców, rakiet i wiele wiele innych. Tak się składa, że jedno takie wielkie urządzenie stoi na Suwalszczyźnie. Jest tak wielkie, że pochłania wszelkie fale radiowe z okolicy. Możecie tam zapomnieć o internecie z komórki, GPS-ie a nawet zwykłym radiu! Zupełnie obok wielkiego radaru znajduje się Jezioro Szczęścia. Idealne miejsce, gdzie można siedzieć, patrzeć na wodę, piknikować, relaksować się i być offline czy tego się chce czy nie. Żeby tam dojechać należy kierować się drogą krajową nr 8 na granicę Polski z Litwą, a następnie skręcić w lewo na miejscowość Przejma Wielka. Tuż za miejscowością Szury dotrzemy do Jeziora Szczęścia. Obok jest jeszcze jedno jezioro – dużo większe Szelment – prawdziwe cudo natury.
Niemirów
Trójstyk granic. To właśnie w okolicy Niemirowa łączą się ze sobą województwa Podlaskie, Lubelskie i Mazowieckie. Ponadto miejscowość leży na samej granicy z Białorusią. Siedząc nad brzegiem Bugu możemy odpoczywać w otoczeniu wspaniałej natury. Z racji bliskości z Białorusią – lepiej wyłączyć internet. W każdej chwili może przełączyć nas na białoruską sieć komórkową. Wtedy bycie online bardzo zaboli nasz portfel. W Niemirowie możemy również przeprawiać się promem na drugą stronę rzeki. Nie zawsze jest to jednak dostępna atrakcja, jednak spacer wzdłuż Bugu – dostępny jest 365 dni w roku!
Nad Świsłoczą
Spacer między miejscowościami Gobiaty, Świsłoczany, Mostowlany, Dublany, Jałówka dobrze zrobi wszystkim tym, którzy zbyt dużo siedzą przed komputerem. Nie dość, że wprawimy w ruch nasze ciało, to jeszcze ani przez moment nie będziemy mogli skorzystać przez internetu. Nie dość, że tak jak powyżej będziemy przy samej granicy, to jeszcze są to takie krańce Polski, gdzie nawet i zwykły zasięg telefoniczny ledwo dochodzi. Idealne miejsce, by się wyciszyć. Szczególnie, że w Jałówce w pobliżu ruin kościoła znajduje się przyjemne miejsce do posiedzenia w lesie. Wystarczy iść w stronę granicy. Przy szlabanach można piknikować.
Koniec roku to także czas podsumowań. W związku z tym postanowiliśmy przypomnieć nasze najlepsze teksty z tego roku i opatrzeć je liczbami i dodatkowym komentarzem. W tym roku mieliśmy aż 194 148 unikalnych użytkowników. Jak na portal, który nie zieje sprawami kryminalnymi, patologią, nie uprawia polityki oraz nie stosuje chwytliwych tytułów, po których Czytelnik czuje się oszukany, to jest to całkiem przyzwoity wynik.
Kto jeszcze nie widział może obejrzeć na własne oczy dramatyczne sceny z miasta. Jest także nasz nowy materiał, gdzie film z życia w Białymstoku podczas II Wojny Światowej jest dłuższy: /bialystok-1939-1944-film/
Mnóstwo udostępnień tego artykułu w internecie pokazało, że presja ma sens. Zaraz po naszej publikacji nadleśnictwo usunęło swoje „przemyślenia” z Facebooka. Do dziś jednak nie przeprosiło. Jednak Lasy Państwowe będące nad nadleśnictwem – stanowczo stwierdziły – wilk to nie jest szkodnik.
Podejrzewamy, że popularność tego artykułu wynika przede wszystkim z faktu, że w innych częściach Polski usłyszano o naszym regionalnym trunku i postanowili sprawdzić cóż to za wynalazek.
Ostatni tekst, który zdobył popularność dotyczy tożsamości osób prawosławnych. Zrobiliśmy bardo dokładną analizę w oparciu o statystyki ze spisów powszechnych, a także innych źródeł by odpowiedzieć na pytanie dlaczego prawosławni są akurat na Podlasiu i kim właściwie są (tożsamościowo).
Dziękujemy, że byliście z nami w tym roku a także w poprzednich. Pokazaliście, że w polskim internecie jest miejsce również na tematy, które nie wywołują niepotrzebnych, fałszywych i chwilowych sensacji. Miejsce, w którym można wzajemnie dyskutować z poszanowaniem drugiej osoby. W przyszłym roku będziemy się starać pokazać i napisać jeszcze więcej. Nie jest to łatwe zadanie, gdyż nie stoją za nami wielkie korporacje ze swoimi wielkimi budżetami, stąd też Podlaskie.TV nie jest czymś co przynosi stałe dochody. Zatem, by mogło funkcjonować autorzy najpierw zarabiają pieniądze w swoich pracach, a dopiero potem przygotowują kolejne materiały do publikacji. Jeżeli zależy Ci tak jak nam ażeby portal się rozwijał jeszcze bardziej możesz wesprzeć nas dodatkowymi środkami, które przeznaczone będą na utrzymanie serwera, domeny, a także na produkcję kolejnych filmów i zdjęć oraz przyczynią się do powstawania kolejnych artykułów: /wsparcie/
Zauważaliśmy pewną prawidłowość. PKP od jakiegoś czasu intensywnie remontuje dworce także w naszym regionie. Trwają właśnie prace w Białymstoku by wrócić do dawnego świetnego wyglądu, będą też remonty w Szepietowie i Jabłoni Kościelnej w powiecie wysokomazowieckim. Nie inaczej będzie w Siemiatyczach, Suwałkach, Czeremsze wielu innych. Remonty te na pewno cieszą jednak praktycznie wszędzie w nich brakuje istotnego elementu.
Tym istotnym elementem jest zadaszenie peronów. W Białymstoku od lat tylko na jednym peronie stoją maleńkie wiaty jak na przystanku autobusowym. Nie mamy pojęcia skąd to wynika, że pieniądze na remont budynku, ba nawet na budowę przejść podziemnych zamiast kładek w Białymstoku się znalazły, a na zadaszenie peronów już nie. Nie są to bowiem zbyt wielkie koszty. Dach przecież nie musi być gigantyczny. Wystarczy spojrzeć jak to wygląda w pobliskich Łapach. Tam zadaszenie już jest od dawna. Szansa na dach w Białymstoku pojawi się wraz z budową Rail Baltica, która ma być ukończona w 2025 roku. Sam Białystok ma być ukończony wcześniej. Przy dobrych wiatrach pod dachem będziemy stali gdzieś w 2022-2023 roku. Jakby nie było można tego zrobić wcześniej. A inne miasta Podlaskiego, przez które nie przebiega Rail Baltica?
Problemu w zasadzie nie ma tam gdzie jest tylko jeden peron. Zawsze można powiedzieć, że tam gdzie nie ma dachu można czekać w budynku. Chyba każdy jednak lubi wsiąść do pociągu bez pośpiechu czyli w sytuacji, gdy stoi na peronie. Wsiadanie na ostatnią chwilę to nie jest najlepszy pomysł.
Płazy – szczególnie gdy jest ich dużo obok siebie wytwarzają ciekawą atmosferę poprzez wydawanie swoich dźwięków. Namnożenie ich w jednym czasie powoduje, że miejsce gdzie to się dzieje jest prawdziwym teatrem, w którym głównymi aktorami są żaby, ropuchy czy rzekotki. O czym rechoczą i kumkają? To ich głosy godowe. Oznajmiała wszem i wobec, że to czas rozmnażania. Wiosną będzie można wybrać się na specjalną kładkę do Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie będziemy mogli na własne uszy je usłyszeć, a nawet zobaczyć, bo płazy od człowieka nie uciekają. Oczywiście warto wiedzieć, by płazów nie dotykać.
W Parku wyremontowano edukacyjną kładkę „Płazy”. Postawiono 6 tablic informacyjnych, odnowiono wielki stół raz samą 47-metrową kładkę. Korzystać z niej można już teraz jednak płazy najbardziej aktywne są właśnie wiosną. Gdy dni będą robić się coraz cieplejsze, to znak że można już się wybierać. Dla miłośników przyrody, ale też dla całych rodzin z dziećmi będzie to wspaniale spędzony czas. Co ważne, kładka nie jest zbyt długa, więc zabranie ze sobą na miejsce dzieci nie wymęczy ich nadto. A czegoś będą mogły się dowiedzieć.
Warto podkreślić, że w Wigierskim Parku Narodowym jest wiele kładek edukacyjnych. Warto przejść się nie tylko po tej jednej, ale właśnie po wszystkich. Po wszystkim możemy wybrać się nad klasztor. Cały teren jest wart zwiedzania.
Partnerzy portalu:
Rok temu, gdy zasypało Białystok było jak w bajce!
Nieprzejezdnych 9,5 tysiąca kilometrów linii kolejowych oraz 50 tysięcy kilometrów dróg, kilka tysięcy unieruchomionych samochodów oraz 200 pociągów. Uszkodzenia, awarie, przestoje w fabrykach, zimno w mieszkaniach i wiele innych utrudnień. Tak dała popalić zima stulecia w 1979 roku. 40 lat od tego wydarzenia media nadal, co roku nieustannie ogłaszają, że „zima stulecia wróci w tym roku”. Póki co nic na to nie wskazuje, ale zastanówmy się czy w czasach zmian klimatycznych jest to jeszcze możliwe. Ale najpierw przypomnijmy sobie jak to było w naszym regionie.
Zaczęło bardzo obficie padać. Zaspy śnieżne w niektórych rejonach dawnego województwa suwalskiego miały nawet po 6 metrów wysokości! To nie żart! Śniegu było tyle, że sięgał on prawie drugiego piętra. Gwałtownie też spadła temperatura. Na początku stycznia 1979 roku zanotowano -25 st. C w ciągu dnia. Nocą siarczysty mróz dawał w kość jeszcze bardziej. W blokach temperatura spadła poniżej 10 st. C. Pękały rury i niektóre instalacje grzewcze. Istny horror. A to był dopiero początek. Zasypało drogi przez co nie można było dojechać ani do pracy ani do szkoły. Uczniowie mieli wolne. Jednak przestoje w zakładach pracy to był czarny sen Gierka, Jaroszewicza i Jaruzelskiego. To na ich barkach spoczywała walka z zimą stulecia. A to wszystko w czasie ostrego kryzysu gospodarczego jaki wcześniej zafundował Polakom Edward Gierek szastając pożyczonymi pieniędzmi na lewo i prawo.
Na terenie województwa białostockiego za odśnieżanie wzięło się 17 tysięcy osób! W tym studenci oraz uczniowie szkół ponadpodstawowych. Niestety przez problemy z transportem nie docierało bardzo wiele produktów do naszego regionu. Brakowało węgla w Elektrociepłowni przez co ciężko było ogrzać ludziom mieszkania. Nie było też zimowych smarów do silników autobusów. Dlatego komunikację miejską gnębiły awarie. Zima stulecia była odczuwalna jeszcze… wiosną. 140 osób w województwie łomżyńskim trzeba było ewakuować gdyż duża część terenów znalazła się pod wodą. Od świata było odciętych prawie 1000 gospodarstw.
Czy kolejna zima stulecia, którą od 40 kolejnych lat straszą media jeszcze kiedyś wróci? Zacznijmy od tego, że od tego czasu wiele razy temperatura spadała nawet do -30 st. C. Nie powodowało to jednak paraliżu. Tak jak intensywne opady śniegu. Kilka pierwszych godzin choćby Białystok ma problemy jednak gdy przestaje padać, to na odśnieżenie głównych ulic raczej nie trzeba zbyt długo czekać. Aczkolwiek w przeszłości było z tym różnie. Ogólnie jednak od 40 lat nie było w naszym regionie długotrwałych mrozów i obfitych opadów. Czy kiedyś będą? To raczej wróżenie z fusów. Jednak zmiany klimatyczne są faktem. A te powodują różne anomalia pogodowe. Dla przykładu – w momencie powstawania tego tekstu w Jakucji (Syberia) jest obecnie -25 st. C. W najbliższych dniach będzie temperatura wahać się od -22 st. C do -30 st. C. Im dalej na zachód tym cieplej. Podobno jednak w grudniu powietrze stamtąd ma dotrzeć do Europy. Tak twierdzą amerykańscy i brytyjscy meteorolodzy. Stan taki ma się utrzymać do lutego. Wypisz wymaluj kolejna zima stulecia. Tyle prognozy.
Nie warto brać ich na poważnie gdyż długoterminowa prognoza jest jak wróżenie z fusów. Co nie oznacza, że syberyjskie powietrze nie może napłynąć na Podlasie. Póki co jednak nie ma co się martwić.
W 1999 roku województwo podlaskie zostało utworzone jako zlepek województw białostockiego, łomżyńskiego, suwalskiego. Między 1975 a 1998 rokiem w samym województwie białostockim były takie duże miasta (powyżej 10 tys. mieszkańców) jak Białystok, Bielsk Podlaski, Hajnówka, Łapy, Sokółka, Siemiatycze, Mońki, Czarna Białostocka. Wymieniliśmy te wszystkie ośrodki, by zwrócić uwagę na ważną rzecz. Tylko do jednego z nich nie da się dojechać koleją. I nie dlatego, że nie ma w nim torów tylko dlatego że nie ma połączeń. Dlaczego nie ma bezpośredniego, kolejowego połączenia Białystok – Siemiatycze? Jest tylko pośrednie tj. z przesiadką i trwa tyle samo co podróż do Warszawy. Brzmi kuriozalnie? Witajcie na Podlasiu. Na dokładkę możemy powiedzieć, że bezpośrednie połączenie kolejowe z Siemiatyczami ma… Warszawa.
Od wielu lat pasażerowie proszą samorządy by można było dojechać bezpośrednio z Białegostoku do Lublina, a nie jak obecnie przez Warszawę. Niestety władze – w tym województwa podlaskiego są głuche. Może by i chciały by taki pociąg był, ale problemem jest brak elektryfikacji. Zatem połączenia najczęściej spotykanym pociągiem, który jeździ dzięki trakcjom na razie być nie może. Ale przypomnijmy, że samorząd województwa podlaskiego dysponuje szynobusami, które nie potrzebują prądu tylko paliwa. Wystarczyłoby się więc dogadać. Tu mamy jednak kolejny problem – dogadać musiałyby się ze sobą aż 3 województwa – podlaskie, mazowieckie i lubelskie. Gdy chodzi o pieniądze to trudno na to liczyć. Szczególnie, gdy trzej marszałkowie nie są z tej samej opcji politycznej. Warto jednak zaznaczyć, że zarówno koleje mazowieckie jak i koleje podlaskie realizują połączenie Czeremcha – Siedlce. Przez cały dzień jeździ aż 6 par pociągów.
Marszałek Województwa Podlaskiego nie musi się oglądać na innych marszałków. Mógłby chociaż sypnąć groszem, by szynobusy jeżdżące z Białegostoku do Czeremchy dojeżdżały aż do Siedlec tak by nie trzeba było się przesiadać. Dobrze by było żeby dojeżdżały chociaż do Siemiatycz (najlepiej z Suwałk) – tak by poruszanie się pociągiem po całym województwie nie było problemem. Dlatego nie ma co się oglądać na innych, trzeba działać. Nie może być tak, że po 20 latach województwo podlaskie nadal jest tworem sztucznym na tyle, że nawet południowa część dawnego województwa białostockiego ma większe związki z Lubelszczyzną i Mazowszem niż ze stolicą własnego województwa.
Z Litwy do Grecji jedną drogą przez województwo podlaskie. W 2025 roku w całości ma być gotowa Via Carpatia. Nasz region do tego czasu powinien się przygotować, by jak najlepiej wykorzystać szansę. Droga nie tylko będzie służyła lokalnemu ruchowi oraz tranzytowi. Będzie też nią podróżować mnóstwo turystów.
Wracając do Via Carpatii. Jak się przygotować? Wszystkie podlaskie gminy, przez które będzie droga przebiegać mają kilka lat by przygotować i wdrożyć plan, dzięki któremu wszyscy przejeżdżający drogą turyści będą zatrzymywać się u nich. Wiejski sklepik może nie wystarczyć, być może warto postawić na więcej gastronomii i lokalne przysmaki, ale też pamiątki, mini-muzea, atrakcje dla dzieci czy miejsca noclegowe – w tym pola dla kamperów i namiotów.
W Podlaskiem Via Carpatia przebiegnie przez Budzisko na granicy Polski i Litwy, a dalej Suwałki do Ełku. Następnie prawdopodobnie przez obecną drogę do Knyszyna przez Białystok (na tym odcinku jest Biebrzański Park Narodowy, stąd nie wiadomo jak ta trasa dokładnie przebiegnie). Dalej między Białymstokiem a Bielskiem Podlaskim droga przebiegnie trasą, której jeszcze nie ma. Później obecnym odcinkiem z Bielska Podlaskiego do Siemiatycz. Zatem turyści będą mijać takie miejsca jak Suwalszczyznę, Biebrzański Park Narodowy, Białystok, a także południe województwa podlaskiego, które pod względem turystycznym ma wiele do zaoferowania, ale wciąż są to kierunki dopiero rozwijające się. Jak widać jest co robić, by przyciągnąć turystów.
Problem w tym, że póki co na rozwój turystyki w Podlaskiem nie ma dotacji. A dziś mało kto za własne pieniądze chce inwestować. Władze przyzwyczaiły ludzi, żeby brać dofinansowanie na każdą inicjatywę. Dlatego też może powstać wielka droga, którą wszystkie samochody będą szybko przemykać, a my nic z tego mieć nie będziemy poza nowocześnie zorganizowanym ruchem lokalnym i tranzytem. To jednak trochę za mało. Trzeba od takich inwestycji wymagać więcej.
Wielkie włochate prehistoryczne zwierzęta wyginęły 12000 lat temu, czyli wtedy gdy zakończyła się epoka lodowcowa. Mamuty żyły na terenie Europy, a także dzisiejszej Polski. Najwięcej odnalezionych szczątków znaleziono w Małopolsce. Stada mamutów jednak żyły także na terenach, gdzie dziś znajduje się Podlasie.
Najpierw należy sobie wyobrazić jak dawniej się żyło. Duże połacie Ziemi były pokryte grubymi płatami lodu. Taki stan rzeczy trwał przez tysiąclecia. Dziś po tych czasach pozostały między innymi jeziora na Suwalszczyźnie. Samo ukształtowanie terenów w dzisiejszych województwie podlaskim to także spuścizna epoki lodowcowej. Między innymi pola sandrowe czyli rozległe pola piasków, powstałe pod wpływem wody wypływającej spod lądolodu. Do najbardziej znanych sandrów należy Augustowski. Innym przykładem pozostałości po epoce lodowcowej jest jezioro rynnowe Wigry.
Jak życie przetrwało gdy wszystko było pod lodem? Warto sobie uświadomić, że Ziemia zamarzała dwa lub nawet trzykrotnie. Każdy z okresów zlodowacenia trwał 10 milionów lat. Skamieliny pokazują, że w okresie zlodowaceń istniało życie w postaci planktonu, który karmił się fotosyntezą. Epoka lodowcowa zaczęła się kończyć 33 000 lat przed naszą erą. Przez kolejne 13 000 lat zniknęło już tyle pokrywy lodowej, że południe Europy było odsunięte. Tymczasem na północy dalej było wszystko skute pokrywą lodową. Na południu Europy panowała już Tundra (tereny bez drzew, gdzie głównie rósł mech i porosty). Wtedy też zaczęły się pojawiać na Ziemi ssaki.
O tego momentu możemy ustalić co się działo również na terenach dzisiejszego województwa podlaskiego. A działo się sporo. Wraz ze znikaniem pokrywy lodowej człowiek wędrował coraz dalej od Afryki. Zamiast dzisiejszych Puszczy Knyszyńskiej wędrować można było po Tundrze, która przesuwała się z południa europy. W dorzeczu Biebrzy i Narwi pojawiły się renifery, a rzecz jasna od razu za nimi ludzie, którzy żywili się mięsem tych zwierząt.
Mamuty wyginęły 12 000 lat temu wraz z epoką lodowcową. Na terenie dzisiejszego Krakowa odkryto cmentarzysko mamutów. To właśnie tam zaganiano mamuty i zabijano (być może ogromne kości mamuta były podstawą do powstania legendy o Smoku Wawelskim). Obecne odkrycia szczątków mamuta w Polsce są mniej więcej w tym samym rejonie – Kraków, Wodzisław Śląski czy Dębica. Nie oznacza to, że tylko tam występowały te zwierzęta. Ostatnio szczątku mamuta wykopano podczas budowy metra w Warszawie. A to już duża przesłanka pozwalająca twierdzić, że i na terenie dzisiejszego województwa podlaskiego żyły mamuty. Gdyby tak zbadać dna naszych jezior, to kto wie co by się tam znalazło. Być może na Wigrach, a także pod Augustowem czy Rajgrodem żyły kiedyś mamuty. Póki co twardych dowodów w postaci szczątków brak, ale z pewnością sprawa jest jeszcze otwarta.
Chociaż minęło lato, to w Podlaskiem nie ma nudy. Wciąż można liczyć na wspaniałe atrakcje. Jedną z nich jest rykowisko. Czyli spędzenie nocy w lesie, by posłuchać godów jeleni. Można to zrobić na dwa sposoby – z leśnikami i samodzielnie. Wbrew pozorom noc w lesie nie jest taka straszna. Oczywiście lepiej wybrać się z kimś niż samemu. Wtedy nie będziemy bali się każdego szmeru. A tych nie zabraknie, bowiem gdy jest ciemno nasz zmysł słuchu wyostrzy się. Oczywiście to dobra okazja, by to wykorzystać do słuchania godów jeleni lub przy odrobinie szczęścia i umiejętności również obserwowania.
Czym właściwie jest rykowisko? Dorodne samce jak na facetów przystało spotykają się i zaczynają popisy przed innymi, próbując udowodnić sobie nawzajem kto jest mocniejszy. Robią to rycząc, co stanowi o ich wielkości czy sile. Gdy „samców-alfa” jest zbyt wiele w jednym stadzie, to dochodzi do bójek. Generalnie sceny przypominające zachowanie ludzi. Leśnicy i przyrodnicy wykorzystują czas rykowiska do obserwacji tych godów, a także do ich słuchania. Robią to także często turyści. Warto jednak pamiętać, że u jeleni hormony buzują i przez to mogą zaatakować również człowieka – dlatego nie należy absolutnie podchodzić do zwierzęcia zbyt blisko.
/napotkac-jelenia-lesie/
Jeżeli nie chcemy siedzieć w lesie samotnie lub nawet z kimś, to warto skorzystać z ofert nadleśnictw i parków narodowych, któe cyklicznie organizują wypady na rykowiska połączone z ogniskiem. Świetne przeżycie, dlatego polecamy!
Dawniej większość polskich filmów realizowano w Warszawie bądź w Łodzi. Każdorazowo realizacja pochłaniała gigantyczne kwoty. Z biegiem czasu technika jednak się zmieniła, dzięki czemu można zaoszczędzić wiele pieniędzy. Dziś żyjemy w czasach, gdzie filmy kręcić można telefonem komórkowym – co już w praktyce można było zobaczyć na przykład u Smarzowskiego w Drogówce. W czasach, gdy się kręciło filmy na taśmie mimo wspomnianych lokalizacji – byli tacy, co nagrywali także w dzisiejszym województwie podlaskim. Warto też wspomnieć o wielu wspomnieniach o naszych terenach w dialogach.
Filmy, gdzie wspominano o nas
Zacznijmy właśnie od tego. Na pewno wszyscy pamiętają kultowy film Miś. Jego bohaterem jest Ryszard Ochódzki (Stanisław Tym), który wciela się w role chytrego prezesa klubu sportowego „Tęcza”. Na swoim stanowisku może robić różne „wałki”. Film został zrealizowany przez Stanisława Bareję. Kiedy reżyser zmarł, to Sylwester Chęciński postanowił kontynuować „przygody” Ochódzkiego. Akcję filmu Rozmowy kontrolowane osadził w czasach stanu wojennego. Jednym z wątków była przeprowadzka Ochódzkiego do Suwałk, gdzie mówiąc krótko „narobił bigosu” tak dużego, że ponoć sam Jaruzelski nie spał. Kadry dotyczące Suwałk były dość ogólne lub w pomieszczeniach, więc raczej nie były realizowane w Suwałkach. Jednak najbardziej zapamiętanym tekstem z filmu było „Niech i Suwalszczyzna odznaczy się politycznie”.
Sam Bareja w „Nie ma róży bez ognia” robił nawiązania do Łomży. Mieszkała tam porzucona przez Dąbczaka żona. Samego miasta nie pokazano. Podobnie jak w serialu 07 zgłoś się. Realizowało go kilku reżyserów. Głównie jednak Krzysztof Szmagier, który był autorem scenariusza. W jednym z odcinków jest nawiązanie do Białegostoku. Podczas dialogu porucznika Borewicza z prostytutką rozmawiali o naszym mieście jako o miejscu przypominającym zesłanie. W innym odcinku akcja toczyła się rzekomo w Augustowie.
Filmy, gdzie nas pokazano
Sztandarowym produktem i jednocześnie ponadczasową laurką jest U Pana Boga za piecem. Nie będziemy po raz kolejny rozpływać się nad tym filmem, ale zachęcamy do przeczytania i obejrzenia zdjęć w naszym materiale, gdy odwiedziliśmy sceny filmu po 20 latach. Dodajmy tylko, że 3 filmy U Pana Boga za piecem były kręcone w Sokółce, Wierzchlesiu, Supraślu, Tykocinie i w Białymstoku.
Ekranizacja lektury szkolnej – Nad Niemnem również była częściowo realizowana u nas. Po drodze z Zabłudowa do Bielska Podlaskiego znajduje się miejscowość Koźliki. To tam została nagrana scena żniw. Ponadto tytułowy Niemen to tak naprawdę Bug. W miejscowościach Gnojno i Wasilewo. Trochę dalej bo w Bielsku Podlaskim realizowano natomiast kultowego Znachora. Dziś już miasteczko wygląda trochę inaczej.
Kolejny kultowy film – Piłkarski Poker – został także częściowo realizowany w Białymstoku. W jednej ze scen można zobaczyć jak przy dworcu kolejowym stoją… furmanki. W filmie padł również kultowy tekst „Co jak co, ale społeczeństwo białostockie jest ofiarne” – w kontekście tego, jak kibice zrzucili się na łapówkę dla sędziego, by ten nie skrzywdził fikcyjnej drużyny „Biała Białystok”.
Warto też wspomnieć o filmie Smarzowskiego – Wołyń. Reżyserowi tak przypadł do gustu most w podłomżyńskim Bronowie, że zrealizował tam jedną ze scen. Można też przypomnieć o tym, jak w kompletnej tajemnicy z samego Hollywood przyjechała ekipa nad Siemianówkę, by zrealizować jedną ze scen Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara szafa.
Seriale
Akcja kultowego serialu Blondynka dzieje się w Supraślu. Natomiast produkcja serialu Kruk była częściowo realizowana w Czarnej Białostockiej (także w charakterystycznym zajeździe), Kruszynianach oraz w Białymstoku. W TVN można było oglądać Chyłka – Zaginięcie. Akcja toczyła się w Kolnie i Augustowie. Białystok odwiedził też Tomasz Karolak i Małgorzata Kożuchowska gdzie nagrywano odcinek serialu Rodzinka.pl. Warto podkreślić, że to nie wszystkie produkcje. Było ich dużo więcej, ale są znane prawdziwym koneserom kina!
Lotnisko w Suwałkach jest już gotowe i prawdopodobnie wyruszy jeszcze szybciej niż w Białymstoku. Tam certyfikacja nie potrwa zbyt długo bo nie ma żadnych przeszkód lotniczych tak jak w Białymstoku. Jest to wstyd, że w tak wielkim mieście jakim jest stolica województwa podlaskiego – najpierw dyskutowano o lotnisku od kilkudziesięciu lat, by na koniec zbudować tylko skromny pas startowy, którego nie można jeszcze zagospodarować tylko dlatego, że Tadeusz Truskolaski zaczął przeciągać sprawę.
Warto dodać, że zanim w Białymstoku powstał w ogóle pas startowy z opcją rozbudowy do czegoś większego, to na Podlasiu pojawiło się prywatne lotnisko w Narwi. Teraz dochodzi pas startowy w Suwałkach a u nas nadal cisza. Warto też wiedzieć, że nawet jak już Truskolaski się zdecyduje działać i wyda decyzje określającą ile drzew trzeba wyciąć, to i tak trzeba będzie to zrobić wtedy, gdy nie będzie okresów lęgowych ptaków. A to też czas.
A jeżeli lotnisko nie będzie gotowe, to nikt z nami na poważnie nie będzie rozmawiać o tym czy regularnie tu lądować i startować. Nie będzie też możliwości wybudowania cargo oraz nigdy nie zorganizujemy żadnej wielkiej imprezy, bo największe gwiazdy nie będą chciały jechać do nas pociągiem czy autobusem. Jak tak dalej pójdzie to może szybciej na Białorusi zmieni się władza, która otworzy się na zachód i wtedy lotnisko w Grodnie będzie służyło także nam. Bo póki co mamy duży, bezużyteczny betonowy pasek bez żadnej konkretnej daty certyfikacji.
Są tylko 2 takie miejsca w województwie podlaskim – Puszcza Augustowska oraz Puszcza Białowieska. W obu przypadkach funkcjonuje niesamowita atrakcja turystyczna – kolej wąskotorowa. Warto przejechać się i tu i tu.
Kolejka Wigierska
Wigierska kolejka wąskotorowa już w 1991 roku została wpisana do rejestru zabytków jako cenny wytwór techniki. Pierwotnie kolejka leśna kursowała z Płocziczna do Zelwy. Trasa liczyła 36 km. Teraz niestety turyści mogą podróżować na krótszym szlaku, bo 10 km z Płociczna do Krusznika. Ale i tak warto to zrobić. Przejazd kolejką zabytkową przebiega przez malownicze tereny Puszczy Augustowskiej oraz Wigierskiego Parku Narodowego tuż nad brzegiem jeziora. W sierpniu 2019 można z atrakcji korzystać codziennie w godz. 10.00, 13.00 oraz 16.00. We wrześniu codziennie o godz. 13.00. Adres stacji początkowej to Płociczno-Tartak 40.
Bilet normalny kosztuje 30 zł. Dzieci do ukończenia 7 roku życia – 6 zł, starsze 20 zł. Można też przewozić rower za dopłatą 10 zł. Warto pamiętać, że przejazd odbywa się przez Wigierski Park Narodowy dlatego trzeba będzie dokuopić też kartę wstepu za 5 zł lub 2,5 zł jeżeli przysługuje nam ulga (uczniowie, emeryci i renciści). Dzieci do lat 7 w WPN wchodzą za darmo.
Telefon do organizatorów: 87 5639263, kom. 603 165 390, 697 075 906
Kolejka w Hajnówce
Wąskotorówka kursuje z Hajnówki do miejscowości Topiło. Można się przejechać do końca września. Wybudowana przez Niemców w czasie I Wojny Światowej służyła do transportu drewna. Dziś wozi turystów przez piękne zakątki Puszczy Białowieskiej. Warto się wybrać gdyż nie da się ich zobaczyć ze szlaku. Kolejka mknie przez rezerwat Głęboki Kąt oraz rzekę Leśną. Maszyna zatrzymuje się, by turyści mogli podziwiać piękno nie tylko przejazdem.
Cena biletów to: normalny 30 zł, ulgowy 20 zł, przewóz roweru lub psa – 5 zł. Dzieci do lat 4 podróżują bezpłatnie. Do końca sierpnia kursy odbywają się we wtorki, czwartki, soboty i niedziele o godz. 10.00 i 14.00. Przez cały wrzesień w czwartki i soboty o 10.00 i 14.00. Stacja znajduje się na uboczu Hajnówki. Główną ulicą w mieście jest 3 Maja. Powinniśmy nią przjechać całe miasto, aż do skrzyżowania z Reja i Celną. Skręcamy w tą drugą. Na jej końcu będzie stacja.
Zjeżdżalnia z górki prosto do jeziora. To nowa atrakcja na terenie WOSiR Szelment. Można korzystać z tej atrakcji codziennie od 11 do 18. Konstrukcja ma około 20 metrów długości i znajduje się tuż koło pomostu. Właśnie w tym miejscu zjedziemy do jeziora. Ze zjeżdżalni można korzystać do woli, jednak wstęp na nią jest płatny – 20 zł za każdą godzinę. Jest to wystarczająco dużo czasu, by dziecko się wyszalało aczkolwiek dorośli zapewne też chętnie skorzystają.
W całym ośrodku WOSiR Szelment znajduje się także wyciąg nart wodnych, plaża i oczywiście polodowcowe, bardzo czyste jezioro. Do tego na miejscu można się posilić i zostać na noc. Zimą zaś warto wpaść na zwykłe narty – jest kilka ścieżek do zjeżdżania. Warto jednak zarezerwować pobyt wcześniej, gdyż spontaniczny przyjazd zimą to gwarancja, że nie znajdziemy noclegu. Ośrodek, gdy jest śnieg jest oblegany.
A latem? No cóż Suwalszczyzna obfituje w wiele jezior, więc chętni na wypoczynek nad wodą rozpraszają się. Co oczywiście ma też dobre strony. Patrząc z perspektywy Dojlid, na których są gigantyczne tłumy, WOSiR w Szelmencie pod Suwałkami jest miejscem kameralnym. Warto tam pojechać i odpocząć.
Koleje regionalne w województwie podlaskim to bardzo ciekawy przypadek. Z jednej strony można nimi w weekendy pojechać do Kowna na Litwie, przez Puszczę Knyszyńską do Walił pod Gródkiem oraz przez Puszczę Białowieską z Czeremchy do Siemianówki. Z drugiej strony codzienne połączenia w zasadzie opierają się tylko o Białystok. Mimo, że województwo Podlaskie to także Suwałki na północy, Łomża na zachodzie i Siemiatycze na południu. Wszystko wskazuje na to, że Łomżę chyba oddamy Mazowszu. Obecnie, od lat nie można tam dojechać pociągiem. Niedługo to się zmieni. Tylko jest jeden szkopuł. Z Białegostoku dalej nie dojedziemy, bo tory poprowadzą z Mazowsza przez Łomżę na Mazury.
Gdzie można dojechać regionalną koleją z Suwałk? Do Białegostoku przez Augustów i Sokółkę. Natomiast z Siemiatycz dojedziemy do Siedlec, Czeremchy, Warszawy i Hajnówki. Gołym okiem widać, że czegoś tu brakuje. Z Białegostoku brak planów na bezpośrednie połączenie Białystok – Łomża. Nie wiadomo nawet kiedy zakończy się remont torów między Łapami a Łomżą. Z Suwałk brak połączenia z Siemiatyczami i vice-versa. Po drodze z Hajnówką i Bielskiem Podlaskim.
Za wzór należy postawić Koleje Dolnośląskie. Tam nie wszystkie połączenia odbywają się przez Wrocław. Takie miasta jak Jelenia Góra, Wałbrzych, Kłodzko, Głogów są ze sobą skomunikowane. Jelenia Góra, Wałbrzych i Wrocław – między tymi miastami można jeździć przez cały dzień. Jest bardzo dużo połączeń. Jest także połączenie między leżącymi na północy województwa Głogowem oraz Kłodzkiem na południu. Warto też dodać że nawet jeżeli jakieś połączenie zahacza o Wrocław, to nie jest to zawsze miasto końcowe. Ponadto ilość wszystkich połączeń na Dolnym Śląsku jest ogromna!
Oczywiście jest tam 3 razy więcej mieszkańców niż w Podlaskiem, ale połączeń kolejowych więcej jak trzy razy. Dlatego mamy od kogo się uczyć. Nie może tak być, że można dojechać tylko do Białegostoku. Powinno być wiele połączeń regionalnych kursujących na co dzień na trasie Suwałki – Augustów – Sokółka – Białystok – Bielsk Podlaski – Czeremcha – Siemiatycze. To bardzo źle, że ludzie w kwestiach transportu muszą liczyć tylko na siebie – co najczęściej kończy się kupowaniem samochodu. Efekt jest taki, że w rodzinie 3-osobowej są 3 samochody.
Osobną kwestią są połączenia krajowe. Zupełnie nie jest zrozumiałe dlaczego z Suwałk jest jedno połączenie do Krakowa (które miało być zlikwidowane) i jedno do Warszawy. Od dawna odcinek Sokółka – Suwałki nie jest zelektryfikowany. To główna przeszkoda, ale wszystkie pociągi, które kończą bieg w Białymstoku mogłyby w zasadzie dojeżdżać przynajmniej do Sokółki. Z tego miasta na północ mogłyby jeździć często szynobusy. Brakuje też połączenia Suwałki – Białystok – Siedlce – Lublin – Rzeszów. To kuriozalne, że na południe Polski musimy jeździć przez Warszawę.
Najgorsze, że nie ma nawet żadnych planów na zmiany. Nie wiadomo czy kiedykolwiek Białystok będzie połączony kolejowo z Łomża. Linia Suwałki – Sokółka prawdopodobnie może zostać w przyszłości zlikwidowana. Bowiem za kilka lat będzie połączenie Suwałki – Ełk – Białystok. Nie ma też żadnych planów, by jeździły pociągi do Lublina i Rzeszowa. Żal na to patrzeć.
Zapewne starsi mieszkańcy pamiętają, że nim zaczął obowiązywać obecny podział terytorialny kraju, to przed 1999 rokiem nie było 16 województw tylko 49. Obecne Podlaskie składało się z białostockiego, łomżyńskiego, suwalskiego. Podział ten obowiązywał od 1975 roku. Wcześniej bo od 1945 roku istniało wielkie województwo białostockie. W jego skład wchodziły Białystok, Łomża, Suwałki oraz… EGO.
Po II Wojnie Światowej nasz kraj przestał być okupowany przez Niemcy, które przegrały wojnę. Jednak Polacy nie mieli za wiele do powiedzenia w sprawie własnego kraju. W Jałcie spotkali się – przywódca ZSRR – Stalin, premier Wielkiej Brytanii – Churchill, oraz prezydent USA – Roosevelt. To oni zdecydowali między innymi o tym – jakie granice będzie miała powojenna Polska. Stanęło na tym, że na pewno nie takie jak przed wojną. Stalin bowiem bardzo chciał mieć dla siebie kresy wschodnie. Polska na pocieszenie dostała ziemie zachodnie. Przesunięcie granicy na zachód wywołało wiele problemów, również natury społecznej. Wielu Polaków przestało mieszkać w Polsce. Postanowiono, że zostaną oni przesiedleni. Tylko gdzie?
7 lipca 1945 roku województwo białostockie zyskało EGO czyli powiaty Ełk, Gołdapski oraz Olecko. Była to forma zadośćuczynienia za utratę powiatów grodzieńskiego, wołkowyskiego oraz białowieskiego. Tereny EGO były praktycznie wyludnione i poniemieckie (więc praktycznie nie zniszczone). Postanowiono, że właśnie tam będą przesiedlać wszystkich Polaków z Wileńszczyzny i Grodzieńsczyzny. Nie było to specjalnie trudne, gdyż EGO ma linię kolejową.
fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku
Przed wojną tereny EGO zamieszkiwało 120 tys. osób. Obecnie to 150 tys. osób. Potęga samego Białegostoku także została zmniejszona. W 1975 roku wielkie województwo zostało podzielone zostało na białostockie, łomżyńskie i suwalskie. A w 1999 roku połączone ale bez EGO w województwo podlaskie.
Co ciekawe – z Ełku bliżej jest do Białegostoku o 50 km niż do Olsztyna. Bliżej jest także z Olecka. Jednak z najbardziej wysuniętej na północ Gołdapi jest bliżej o kilka kilometrów do Olsztyna. Ma to znaczenie przede wszystkim dlatego, że mieszkańcy powiatów, gdzie są małe miasteczka – prowadzą swoje życie w oparciu też o duże miasta. Czy mieszkańcy częściej jeżdżą do Białegostoku czy też do Olsztyna?
Jeżeli chodzi o studia – to olsztyński Uniwersytet Warmińsko-Mazurski stoi na podobnym poziomie co białostocki Uniwersytet. Jednak to w Olsztynie znajduje się legendarne „Kortowo”. Jeżeli chodzi o zarobki to Olsztyn średnio proponuje odrobinę niższe płace niż Białystoku. Dlatego trudno rozstrzygnąć czy EGO mentalnie jest dalej w województwie białostockim czy już na Warmii i Mazurach.
W województwie podlaskim mamy 115 kościołów oraz 67 cerkwi. Wiele z tych budynków przyciąga do naszego regionu turystów. Obecnie w wielu filmach i materiałach promocyjnych można znaleźć zachęty, by odwiedzać Podlaskie na przykład po to, by zobaczyć na własne oczy piękne, drewniane kolorowe cerkwie. To fakt – warto je zobaczyć na własne oczy zarówno od zewnątrz jak i w środku. Jednak mimo wszystko nie warto zapominać również o zwiedzaniu kościołów. Tym razem chcemy się skupić na świątyniach zbudowanych z drewna. Mają one swój wyjątkowy urok. Dlatego, jeżeli planujecie wycieczki tematyczne w naszym regionie – to warto uwzględnić również i zwiedzanie pod takim kątem. Żałować nie będziecie, gdyż Podlaskie ma do zaoferowania prawdziwe cuda architektoniczne.
Drewniane kościoły na Suwalszczyźnie
fot. Witia / Wikipedia
Jednym z takich cudów jest kościół Św. Anny w Gibach w powiecie sejneńskim. Pierwotnie była to molenna, przez co stylem przypomina budynek w Wodziłkach czy Gabowych Grądach. Z tym, że te dwa należą do staroobrzędowców. Budynek w Gibach także do nich należał jeszcze przed II Wojną Światową.
fot. E.giedraitis / Wikipedia
Kolejnym, drewnianym cudem jest katolicki kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Berżnikach (powiat sejneński). Parafia w tym miejscu powstała już w 1447 roku. Obecny budynek pochodzi natomiast z 1819 roku. Później był jeszcze restaurowany.
fot. Marek i Ewa Wojciechowscy / Wikipedia
Następna świątynia również leży na Suwalszczyźnie a konkretnie w Jeleniewie. Jest to Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Świątynia została wzniesiona w 1878 roku, a poświęcona w 1899 roku. Warto tutaj dodać, że ołtarz oraz konfesjonały pochodzą z innego kościoła i są w stylu rokoko. We wnętrzu obejrzymy również XIX wieczne obrazy oraz przepiękne stacje drogi krzyżowej także z tamtego wieku. Jako ciekawostkę można dodać iż na strychu kościoła znajduje się bardzo wiele nietoperzy objętych ścisłą ochroną gatunkową.
fot. Ejkum / Wikipedia
Kolejny drewniany kościół stoi w Mikaszówce. Przypomina wyglądem molennę. Wiadomo o nim tylko tyle, że został wybudowany na początku XX wieku.
fot. Thebleeding / Wikipedia
Drewniane kościoły na Podlasiu
Warto również na własne oczy zobaczyć Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Sokołach (powiat wysokomazowiecki). Świątynia została wzniesiona pierwotnie jako cerkiew unicka w 1758 roku w Tykocinie. Następnie w 1833 roku przeniesiono ją na cmentarz w Sokołach (tak – drewniane budynki można przenosić) i tam została kościołem katolickim. Aż do dzisiaj.
fot. Simpledot / Wikipedia
Grzechem byłoby nie zobaczenie wspaniałego kościoła św. Anny w Kalinówce Kościelnej. Świątynia została wybudowana w 1774 roku na bazie innej, spalonej w 1761 roku. Rzeźby w środku datowane są na XVII wiek. Warto także zobaczyć obraz św. Mikołaja z XIX wieku oraz XVII wieczne renesansowe tabernakulum (czyli szafki na eucharystię). Przy kościele stoi także wspaniała dzwonnica.
fot. Yarl / Wikipedia
Warto także wybrać się do Starej Kamiennej, gdzie znajduje się Kościół Św. Anny – najstarszy drewniany budynek na Podlasiu, zachowany do dnia dzisiejszego. Świątynia została ufundowana przez Piotra Wiesiołowskiego (który w Białymstoku wzniósł zamek, z którego powstał Pałac Branickich). Drewniana świątynia znajduje się w powiecie sokólskim.
fot. Michal Gorski / Wikipedia
fot. Inetta / Wikipedia
fot. PanSG / Wikipedia
fot. Ewa Szewczyk / Wikipedia
fot. Wojsyl / Wikipedia
fot. Pankrzysztoff / Wikipedia
Pozostałe kościoły, które warto zobaczyć to XIX wieczny Kościół Matki Bożej Szkaplerznej w Studzienicznej, XVI-wieczne Sanktuarium Matki naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa w Domanowie (rozbudowywane w XIX wieku), XVIII-wieczny Kościół św. Stanisława w Milejczycach, Kościół Matki Bożej Anielskiej w Monkiniach z XX wieku, a także XVI-wieczny Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława w Narwi, XX-wieczny Kościół Trójcy Przenajświętszej w Pawłówce oraz Kościół św. Jana Chrzciciela w Turośli z XIX wieku.
Co robić podczas Majówki 2019? Trudno przewidzieć jaka będzie pogoda, ale może być jednego dnia kiepska, a innego słonecznie. Dlatego też najlepiej mieć do dyspozycji cały wachlarz możliwości. Dlatego też specjalnie dla Was przygotowaliśmy różne warianty w każdym powiecie!
Majówka w miastach:
Długi weekend w większym mieście wiąże się głównie z rozrywką w obiektach zamkniętych – kino, teatry, puby, restauracje, a gdy jest ładna pogoda to ewentualnie można odwiedzać place zabaw, parki czy nawet plaże. Tego typu atrakcji nie brakuje również w trzech największych miastach województwa podlaskiego. Białystok, Łomża, Suwałki mogą zaoferować to wszystko oprócz spacerów po centrach miast i okolicach.
A co można robić w mniejszych miastach na Majówkę?
Powiat augustowski
Kanał Augustowski, fot. Dainava / Wikipedia
Tutaj bezapelacyjnie rządzą plaża, bulwary i Rynek. W okolicach warto wybrać się nad Kanał Augustowski oraz do sanktuarium w Studzienicznej.
Powiat białostocki
Supraśl
Jest to rozległy obszar, który można podzielić aż na trzy części – pierwsza to tereny Puszczy Knyszyńskiej – Supraśl, Cieliczanka, Kołodno, Królowy Most, Gródek czy Michałowo. Druga zaś to Tykocin i wycieczka wzdłuż Narwi aż do Góry Strękowej. Warto też odwiedzić Choroszcz i zerwany most w Kruszewie oraz Czarną Białostocką i jej zalew. Każde z tych miasteczek ma coś do zaoferowania przyjezdnym. Od spaceru to ciekawe zabytki i inne miejsca, gdzie można zwyczajnie się zrelaksować.
Powiat bielski
Synagoga w Orli, fot. Emmanuel Dyan
Tutaj najciekawsze tereny to przede wszystkim wioseczki między Orlą a Ploskami. Po trasie możemy napotkać wiele elementów wielokulturowości. Jednym z elementów będzie synagoga w Orli oraz cerkwie.
Powiat grajewski
Jezioro Dręstwo pod Rajgrodem
Te tereny to przede wszystkim Biebrzański Park Narodowy oraz Rajgród. W tym pierwszym można spacerować po wspaniałym bagnistym lesie. W drugim przypadku to odpoczynek nad jeziorami.
Powiat hajnowski
Kolej wąskotorowa w Hajnówce
Bezapelacyjnie w powiecie hajnowskim rządzi Puszcza Białowieska. Warto ją odwiedzić oraz skorzystać z licznych atrakcji – takich jak kolej wąskotorowa, drezyny, zwiedzanie Parku Narodowego i rezerwatu. Oprócz tego warto spotkać żubry i stare dęby.
Powiat kolneński
Brama cmentarza żydowskiego w Kolnie, fot. PanSG / Wikipedia
Czy jest coś ciekawego w Kolnie i jego okolicach? Miasteczko ostatnio zasłynęło z tego, że TVN nagrywał tam jeden ze swoich seriali. W Kolnie możemy zwiedzić cmentarz żydowski i synagogę. Możemy też się dowiedzieć kim był Jan z Kolna, który podobno odkrył Amerykę jeszcze przed Kolumbem. Warto też przejść się po centrum miasta oraz na cmentarz z 1809 roku.
Powiat łomżyński
Ujście Biebrzy do Narwi,fot. SilverTree / Wikipedia
Tutaj przede wszystkim można zwiedzać Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. Miejsce, gdzie będzie można podziwiać wspaniałe rozlewiska Narwi. Warto też wybrać się do miejscowości Ruś pod Wizną. Tam obejrzeć możemy z bliska ujście Biebrzy do Narwi.
Powiat moniecki
Biebrzański Park Narodowy
Na tych terenach przy odrobinie szczęścia możemy napotkać łosia. Biebrzański Park Narodowy od strony powiatu monieckiego to przede wszystkim Osowiec-Twierdza, gdzie możemy zobaczyć bunkry oraz przejść się kładką. Warto też odwiedzić Goniądz i tamtejszy punkt widokowy. Warto też wdrapać się na górkę, by odpocząć przy św. Florianie. Jest też drugi punkt widokowy w Dawidowiznie. Można też wybrać się wzdłuż Biebrzy – od Dolistowa Starego do Jagłowa.
Powiat sejneński
Kukle, fot. Darek Sołtysiński / Wikipedia
Jeżeli powiat sejneński to jeziora w miejscowości Giby i Kukle. Można też wybrać inne jeziora na przykład leżące na granicy Polski i Litwy – Gaładuś.
Powiat siemiatycki
Niemirów
Okolice dawnej stolicy Podlasia czyli Drohiczyna to wspaniałe miejsce na dłuższą wycieczkę. Zachwycimy się w Niemirowie, Mielniku czy Drohiczynie właśnie. Dodatkowo warto obejrzeć z bliska klasztor na Grabarce. Można też wybrać się do Koterki, by zobaczyć piękną cerkiew na granicy polsko-białoruskiej. Powiat siemiatycki to także rzeka Bug, gdzie możemy popływać kajakiem.
Powiat sokólski
Meczet w Kruszynianach
Kruszyniany, Bohoniki to miejsca, gdzie możemy poznać Tatarów – polskich muzułmanów, mieszkających w naszym kraju od kilkuset lat. Czy różnią się od muzułmanów z krajów arabskich? Jeszcze jak! O tym wszystkim dowiecie się choćby odwiedzając meczet w Kruszynianach. Powiat sokólski to także miejsca związane z filmem „U Pana Boga za Piecem”, które mimo dwóch dekad nie zmieniły się zbytnio. W samej Sokółce znajduje się też kościół, w którym doszło do cudu. Pod samym miasteczkiem całkiem przyjemnie można spędzić czas nad zalewem.
Powiat suwalski
Klasztor w Wigrach fot. Krzysztof Mierzejewski / Wikipedia
Wigierski Park Narodowy to miejsce, którego specjalnie przedstawiać nie trzeba. Pisaliśmy na naszych łamach o nim wiele razy. Pokamedulski klasztor czeka! Oprócz tego oczywiście Szelment ze swoimi atrakcjami – wyciągiem nart wodnych, mini-golfem i parkiem linowym, do tego Wiżajny i trójstyk granic. A jakby komuś było mało, to niech zajrzy jeszcze na Stańczyki tuż za granicą województwa podlaskiego.
Powiat wysokomazowiecki
Muzeum w Ciechanowcu, to miejsce gdzie Donatan nagrywał swój znany kawałek „My Słowianie”. Zobaczcie te wyjątkowe miejsce na własne oczy. Żałować nie będziecie! Warto też zajechać do Waniewa – gdzie niestety nie skorzystamy ze wspaniałej kładki, ale miło spędzimy czas nad rozlewiskami. Do tego na liście „do zobaczenia” powinna znaleźć się siedziba Parku Narwiańskiego Parku Narodowego w Kurowie.
Powiat zambrowski
Popiersie Józefa Piłsudskiego w Paproci Dużej fot. Jolanta Dyr / Wikipedia
Tutaj najciekawszym miejscem jest „Paproć Duża”. Miejscowość, która znajduje się wewnątrz wielkiego ronda. W kościele znajdującym się w miejscowości żenił się Józef Piłsudski.
Jak widzicie na Majówkę jest wiele atrakcji. Nudzić się nie będzie kiedy. Byleby pogoda dopisała. Bo jak szklana pogoda, to szyby niebieskie od telewizorów. A tak – można zwiedzać i zwiedzać. Udanego wypoczynku!
Park linowy, mini-golf oraz wyciąg nart wodnych – między innymi te atrakcje czekają już na wszystkich turystów, którzy zechcą odwiedzić Wojewódzki Ośrodek Sportu i Rekreacji – Szelment na Suwalszczyźnie. Przy okazji można też zwiedzić Wigierski Park Narodowy i dosłownie obok województwa podlaskiego – Stańczyki.
Wigry
fot. Krzysztof Mizera / Wikipedia
Na początku warto wyruszyć do Wigierskiego Parku Narodowego. Zacznijmy od miejscowości Bryzgiel, a następnie podziwianie jeziora, mokradeł, torfowisk, lasów kontynuujmy jadąc przez Gawrych-Rudę, Płociczno-Tartak, Sobolewo docierając do Starego Folwarku i miejscowości Wigry, gdzie oczywiście warto zwiedzić Klasztor Kamedułów na półwyspie. Do klasztoru należy kościół, wieża zegarowa, ogrody, tawerna, przystań, galeria, restauracja oraz dawne domy zakonników. Nie ma żadnych ograniczeń w zwiedzaniu! Trzeba tylko wykupić bilet wstępu.
Szelment czeka
fot. Wrota Podlasia
Jedną z największych atrakcji latem na Szelmencie jest park linowy. Na chętnych czekają 3 różnorodne trasy – dla dzieci, trasa łatwa oraz trasa trudna. Organizatorzy parku zapewniają, że nie jest potrzebne żadne doświadczenie aby korzystać z atrakcji. Na miejscu są przeszkoleni instruktorzy, którzy o wszystko zadbają! Oprócz parku linowego na Szelmencie można spróbować swoich sił na nartach wodnych. Wyciąg zostanie otworzony na majówkę. Wtedy też na chętnych czeka możliwość przebycia aż 1000 metrów po tafli wody. Oczywiście należy tutaj wspomnieć, że ważny jest dobry start. Gdy wyciąg nas pociągnie – należy utrzymać równowagę. Gdy to się uda, to już będzie z górki.
Wielkie akwedukty
fot. Semu / Wikipedia
Przy Jesionowej Górze na Szelmencie można też przenocować, a także posilić się w restauracji. Można też pojechać dalej na przykład na dawne, gigantyczne akwedukty kolejowe w Stańczykach tuż za granicą województwa podlaskiego. Z Szelmentu to 40 km. Po drodze możemy minąć Trójstyk Granic Wisztyniec. Specjalne miejsce, gdzie znajdują się granice Polski, Litwy oraz Rosji.
20 lat temu rząd Jerzego Buzka wprowadził nowy podział terytorialny kraju. Z mapy zniknęło 49 województw, a w ich miejsce pojawiło się 16. W tym Podlaskie, które zlepione zostało z Białostocczyzny, Ziemi Łomżyńskiej oraz Suwalszczyzny. Mało kto pamięta, że eksperci ustalili, że dla Polski najlepiej będzie gdy będzie składać się z 10-12 województw. Politycy jednak nie mogli się z tym pogodzić i między sobą wynegocjowali właśnie 16 województw. Po 20 latach już wiemy, że Buzkowi nie wyszły reforma zdrowotna (nie ma już Kas Chorych), reforma edukacyjna (nie ma już gimnazjów), reforma emerytalna (praktycznie nie ma już OFE), ale też reforma administracyjna. Niestety chyba niewiele można z tym zrobić.
Spójrzmy na to z perspektywy Podlaskiego. Przyłączenie południowego Podlasia do Lublina, a północnego do mazowieckiej Łomży sprawiło, że obie strony czują się poszkodowane. Łomża jest pomijana przy największych inwestycjach, gdyż to Białystok jest stolicą województwa. To tutaj znajdują się wszystkie ważniejsze urzędy czy instytucje. Białystok natomiast nie jest nawet z Łomża solidnie połączony. Nie da się tam dojechać pociągiem. Zaś dojazd samochodem nie jest specjalnie komfortowy. Oba miasta nie są ze sobą kulturowo związane. Od zawsze były po dwóch różnych stronach granic.
Głównym miastem południowego Podlasia są Siedlce. Jest tez Biała Podlaska, Łuków i Radzyń Podlaski. Tereny te dawniej należały do Księstwa Warszawskiego, a w 1816 roku roku przekształcone zostały w województwo podlaskie. Dlaczego po reformie Buzka „zagrabiono” je na rzecz Mazowsza? Warto też przypomnieć, że historyczne Podlasie to także miasta Korony Polskiej – Drohiczyn, Mielnik czy Granne – leżące na szczęście w naszym województwie. Niewątpliwie brakuje tu uzupełnienia o Siedlce i Białą Podlaską.
Zabrać podlaskie ziemie lubelskiemu i mazowieckiemu, oddać Łomżę Mazowszu i co dalej? Przesunięcie granic województwa we właściwe miejsca byłoby jednak tylko uporządkowaniem historii. Z perspektywy mieszkańców Łomży, Białej Podlaskiej czy Siedlec nie miałoby to żadnego sensu, a jedynie utrudniłoby życie. Wszystko przez odległości – między Łomża a Białymstokiem jest 80 km, zaś miedzy Łomżą a Warszawą prawie 2 razy tyle. Biała Podlaska do Lublina ma 120 km, do Białegostoku 140 km. Siedlce do Warszawy prostą drogę i niecałe 100 km. Do Białegostoku natomiast 150 i to gorszą drogą. Pociągiem też nie lepiej. Ściana wschodnia kompletnie nie jest ze sobą skomunikowana. Do Lublina nie dojedziemy przez Czeremchę i Siedlce lecz przez Warszawę i Siedlce. Podobnie do Białej Podlaskiej. Ta miejscowość również nie ma lepiej z połączeniem do Lublina.
Przywrócenie dawnych granic nie miałoby sensu. Dlatego też musimy porzucić marzenia o powrocie wielkiego, historycznego Podlasia na rzecz ciężkiej pracy na to, byśmy nie byli takimi biedakami. Nie będzie to jednak takie łatwe. Mimo wspaniałych walorów turystycznych – nie przyjeżdża do nas tyle osób co choćby w biedne, podkarpackie Bieszczady. Pensje w naszym regionie względem innych są żenująco niskie. Najbliższe lotnisko jest pod Warszawą. Jedyne co mamy to jedną szybką drogę ekspresową i komfortowe połączenie kolejowe również z Warszawą. Niezbyt wiele jak na 20 lat istnienia województwa podlaskiego. Wystarczająco jednak, by stąd uciec na zawsze jeżeli natrafi się dobra okazja.
fot główne: Facebook – Nowy Podział Administracyjny Polski (koncepcja podziału na 10 województw
Niestety nie mamy dobrych wieści. Lotnisko na Krywlanach w tym roku może nie wystartować. Jedyna szansa to zima 2019, a to scenariusz bardzo mało realny.
Od dziesiątek lat dyskutowano na zmianę o lotnisku w Białymstoku oraz o porcie regionalnym w województwie Podlaskim. Kiedy wreszcie Tadeusz Truskolaski podjął męską decyzję, że trzeba kończyć dyskusję tylko robić przycisnął opozycyjnych radnych PiS i przeforsował odpowiednie uchwały. Radni poprzedniej kadencji byli „za, a nawet przeciw”. Krytykowali Truskolaskiego, ale gdy przyszło do głosowania to dali mu zielone światło. Potem kolejne dyskusje trwały nad tym czy przyjąć dodatkowe pieniądze od województwa podlaskiego. Znów były jakieś dyskusje, ale finał był szczęśliwy i przed wyborami wybudowano pas startowy na Krywlanach z opcją, że w przyszłości jest szansa na więcej.
Kolejnym etapem potrzebnym do uruchomienia lotniska jest pozytywna decyzja Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Zanim jednak taka zapadnie musi nastąpić certyfikacja, którą się otrzyma po spełnieniu pewnych warunków. ULC będzie musiało dać wytyczne Białemustokowi – co trzeba zrobić, by start i lądowanie było na Krywlanach bezpieczne. Nikt nie ukrywa, że wiąże się to z wycinką fragmentu lasów w okolicy Krywlan. Problem w tym, że drzew nie można wycinać kiedy się chce, gdyż są one domem ptaków. Gdy trwa okres lęgowy, to żadne prace nie mogą być wtedy wykonywane. Ptaki muszą bez obaw doczekać wyklucia się z jaj potomstwa. Okres lęgowy większości gatunków trwa od 1 marca do 15 października. Oznacza to, że nawet jeżeli ULC wyda wytyczne, to ich realizacja może nie być możliwa w tym roku.
Dlatego też pierwszy samolot pasażerski najprawdopodobniej wyląduje w Białymstoku najwcześniej w 2020 roku. Oczywiście zakładając wariant optymistyczny, że Tadeusz Truskolaski namówi jakąkolwiek firmę, by chciała z Krywlan transportować ludzi na inne lotniska. Wariant pesymistyczny jest taki, że nikt taki się nie znajdzie, a lotnisko będzie służyć doraźnie biznesmenom i piłkarzom Jagiellonii, którzy z pewnością nie zawsze będą tłuc się autobusem przez całą Polskę np. do Szczecina czy Zabrza (lub za granicę) tylko klub wynajmie im czarter. Na lotnisku w Białymstoku nie wyląduje też Prezydent RP ani nikt z rządu. Gulfstream G550 potrzebuje dłuższego pasa.
Warto zaznaczyć, że niemalże podobne lotnisko powstaje w Suwałkach. Tam jednak podeszli do sprawy bardziej pragmatycznie niż w Białymstoku i port lotniczy będzie zawierał również część cargo. Dzięki temu nikt nie powinien mieć pretensji jeżeli o korzystanie z lotniska tylko przez czartery. Gorzej jeżeli nikt nie będzie również chciał korzystać z cargo. Ale to już temat na inny artykuł o potencjale gospodarczym regionu. Warto też przypomnieć, że radni PiS poprzedniej kadencji dając zielone światło Truskolaskiemu – mówili o potrzebie budowania lotniska regionalnego na Podlasiu. Podczas kampanii prezydenckiej Jacek Żalek krytykował natomiast Truskolaskiego za zbyt krótki pas startowy. Teraz, gdy zarówno w kraju jak i w samorządzie województwa podlaskiego władze ma PiS – lokalni politycy tej partii jakoś milczą w sprawie lotniska regionalnego.
Kto by pomyślał, że obraz ze świętym może dosłownie uratować życie. Zwykle w religiach wierni modlą się do obrazu. Tym razem ksiądz proboszcz Marcin Kuczyński z kościoła katolickiego, ksiądz wikary Piotr Borowik z cerkwi prawosławnej oraz imam Meczetu w Kruszynianach wystąpili we wspólnej akcji Krajowej Izby Kominiarzy – „Znak Floriana”. Duchowni spotykając się z wiernymi edukują ich jak mają się ustrzec zatruciem tlenkiem węgla. Obrazek z wizerunkiem świętego Floriana rozdawany był w trakcie kolędy. Można nim było również sprawdzić drożność wentylacji w domu.
Pomysł na akcję jest zaskakujący. Wszelkie ekumeniczne działania duchownych pokazują, że Podlasie było wielokulturowe oraz że nadal jest. Nie ma co ukrywać, że antagonizmy pomiędzy wiernymi różnych religii zdarzają się do dziś. Jednak jak tłumaczy w filmie ks. Piotr Borowik – My tu na Podlasiu często razem się śmiejemy, ale też razem płaczemy. Jednak czad zabija wszystkich – wierzących, niewierzących – prawosławnych, katolików, bogatych, biednych. To zabójca wszystkich tych, którzy zapominają o swoim bezpieczeństwie.
Dlatego w 2019 roku duchowni podczas kolędy rozdawali obraz ze świętym Florianem – patronem strażaków. Jeżeli przyłożony obrazek do wentylacji zostanie przyssany, to znaczy że ta działa poprawnie. Jeżeli odpadnie – to znak, by zadzwonić do kominiarza. Ten prosty przekaz jest skuteczny. Zaś ludzie, którzy przyjmują duchownych mogą się przekonać o tym od razu sprawdzając jak jest z tym u nich w domu.
Wystarczy kilka minut by czad zabił mieszkańców. Co roku swoje życie traci trując się nim 2000 osób! Czad – czyli „cichy zabójca” (bo ani go nie czuć ani nie widać) zaczyna działać, gdy zaczyna się sezon grzewczy. Pierwsze objawy działania czadu na organizm to zawroty głowy, duszności, osłabienie, wymioty, szybszy oddech czy uczucie oszołomienia. Jak się nie dać czadowi? Warto pamiętać o tym, by wentylacja działała poprawnie. Zatem należy poddawać ją regularnym przeglądom. Można dodatkowo zainstalować czujnik.
Jak już niegdyś pisaliśmy – wówczas zatwierdzony plan dotyczący Centralnego Portu Komunikacyjnego zaczyna powoli być wprowadzany w życie. Dotyczy to nie tylko wsi pod Warszawą, która zyska ogromne lotnisko, ale też województwa podlaskiego. Plan bowiem zakładał, że do największego aeroportu w Polsce będzie można dojechać z Suwałk, Sokółki i Białegostoku koleją pędzącą od 120 do 200 km/h.
Jest jednak rzecz, która budzi nieco zdziwienie. Otóż do CPK i Warszawy będzie można dojechać również z Łomży, ale… połączeniem Giżycko – Pisz – Łomża – Ostrołęka – Warszawa. Dziś w Łomży żadnych pasażerskich pociągów nie ma. Jest trasa kolejowa biegnąca przez Łapy. Miała być wyremontowana, jednak PKP zarezerwowane pieniądze na ten cel przesunęła na inną inwestycję – pod Sokółką. Jeżeli inwestycja związana z CPK zostanie zrealizowana to może dojść do kuriozalnej sytuacji. W Łomży pojawi się ruch pasażerski, ale nie będziemy można dojechać tam z Białegostoku i odwrotnie. Dziwna to by była sytuacja, ale możliwa.
To, jakie inwestycje są w kraju kluczowe a jakie nie – jest w gestii polityków. Niestety podlascy parlamentarzyści od lat nie potrafili nic załatwić. Ekspresowa droga krajowa do Warszawy powstała w bólach przez bardzo wiele lat. Ekspresowej drogi do Lublina jak nie było tak jeszcze nie ma (niedługo będzie). Połączenie z Augustowem jak było fatalne, tak pozostanie fatalne – gdyż wszystkie ważne drogi ominą letnią stolicę Polski. Żaden pociąg nie jedzie trasą Suwałki – Sokółka – Białystok – Czeremcha – Siedlce – Lublin. O braku lotniska regionalnego już nie wspominając. Byliśmy infrastrukturalną dziurą. Obecnie można wyjechać w normalnych warunkach tylko do Warszawy.
Za chwile znów wybory parlamentarne, za chwile znów zacznie się żenujący festiwal w postaci pseudo obietnic bez pokrycia. Albo będą obiecywać to co jest w planach na najbliższe lata albo będą obiecywać niestworzone historie, a potem klasycznie słać pisma z pytaniami i nic więcej. A my tu w Podlaskiem nadal będziemy dziurą.
Prawdawna historia ziem Podlasia i Suwalszczyzny nierozerwalnie wiąże się się z Jaćwingami. Nasze tereny leżały na granicy Mazowsza i Sudowii, w której te plemię żyło pomiędzy rzekami, borami i moczarami. Nie wiadomo od jak dawna, ale wiadomo że w XIII wieku naród jaćwieski przestał istnieć. Jak do tego doszło?
Okrutnicy
Jaćwingowie byli plemieniem bardzo okrutnym, a w dodatku pogańskim. Wierzyli w coś w rodzaju reinkarnacji. Uważali, że dusze jednych po śmierci zajmują kolejne ciała, zaś innych ciała zwierząt. Nawet dla swojego plemienia nie mieli litości. Gdy rodziły się dziewczynki – zabijano je. Gdy kobiety chowały je po kryjomu, to odcinano im piersi, by nie mogły karmić. Plemię zapuszczało się na tereny Mazowsza, by grabić, palić i zabijać. Wyprawy te kończyły się powrotem z dużymi łupami. Po jednej z takich grabieży Sudowię najechał Bolesław Wstydliwy, książę krakowski i sandomierski. Jaćwingowie zostali przepędzeni aż na tereny Litwy. Po kilkunastu latach jednak zorganizowali odwet. Jednak gdy wracali z łupami, książę Leszek Czarny ponosząc minimalne straty wygrał z wojskami wroga. Jednak to inna bitwa była początkiem końca Jaćwingów. Miała ona miejsce na w okolicach dzisiejszego Brańska na rzece Nurzec.
Najpierw Polacy, potem Krzyżacy
Dowodzący wojskami Leszek i Bolko dowiedzieli się, że sojusznik Jaćwingów – władca litewski Trojnat nie żyje. Postanowili wtedy zaatakować plemię. Uderzyli ogniem od strony lądu zmuszając barbarzyńców do cofnięcia się w stronę rzeki. Po drugiej stronie jednak czekali polscy wojacy. Polacy puścili po wodzie płonące tratwy, czym rozcięli armię przeciwnika na dwie części i ostatecznie wygrali bitwę. Był to ogromny sukces militarny, który spustoszył dzisiejsze Podlasie i Suwalszczyznę na wiele lat. Po tych wydarzeniach Jaćwingowie zajmując tereny Litwy nie mieli jednak spokoju. Wciąż byli najeżdżani przez potężnych wtedy Krzyżaków. Powodem oczywiście było pogaństwo. Wojska zakonu były wówczas potężne co spowodowało, że w 1283 roku wybito ostatniego władcę Sudowii. Zakon krzyżacki, by ie dopuścić w przyszłości do powstań – zaczął przesiedlać Jaćwingów. Deportacje sprawiły, że naród jaćwieski rozpadł się.
Od kilku dni w serwisie YouTube można obejrzeć klip Podlaskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej promujący województwo podlaskie. Główne przesłanie jest do osób, rzecz jasna, które w Podlaskiem nie mieszkają. Dlatego całość zaczyna się zachętą „Dwie godziny drogi od Warszawy znajdziesz świat, który przywraca utraconą równowagę”. Następnie widzimy przepiękne kadry ukazujące najciekawsze miejsca województwa podlaskiego, które warto odwiedzić. Nie zabrakło takich atrakcji jak klasztor w Wigrach, Biebrzański Park Narodowy, Narwiański Park Narodowy, Łomżyński Park Krajobrazowy w Narwi, Puszcza Białowieska, Puszcza Knyszyńska, Tykocin, skit w Odrynkach, Kraina Otwartych Okiennic, meczet w Kruszynianach, Green Velo, Drohiczyn, Suwalski Park Krajobrazowy, Czarna Hańcza czy Kanał Augustowski. To wszystko pod hasłem „Podlaskie zasil się naturą”.
Klipowi nie można nic zarzucić. Tak samo jak i hasłu przewodniemu. Nie da się ukryć, że w Warszawie, Poznaniu czy Krakowie trudno zasilać się naturą. A to właśnie do mieszkańców dużych aglomeracji kierowana jest kampania. Należy sobie zadać pytanie – a gdzie konkretnie mają przyjechać? Żeby zwiedzić wszystkie wymienione – trzeba by było 2 dni jeździć samochodem po całym regionie. I tu jest pies pogrzebany. Białystok powinien być „hubem”, z którego będzie można wszędzie dotrzeć w sposób zorganizowany i logiczny. Brakuje połączeń turystycznych i ogólnie wszystkiego brakuje by można było zapewnić na przykład weekend pełen atrakcji w Podlaskiem – tylko przyjedź, kup jakiś karnet i korzystaj – wszędzie Cię dowieziemy, a na koniec przywieziemy do Białegostoku.
Jako region zrobiliśmy pierwszy krok – zaczęliśmy się promować jako wspaniałe, unikalne miejsce w Polsce, które jest trochę dzikie, przepełnione naturą, gdzie można poczuć slow-life. Teraz czas na krok drugi – osoby, które przekonaliśmy muszą się dowiedzieć jak to wszystko w sposób zorganizowany zwiedzić. Jest przewodnik „Podlaskie na weekend”. Są różne wersje – jeżeli chodzi o rejony Białowieży, to przewodnik zachęca do przyjechania w piątek do Krainy Otwartych Okiennic, gdzie mamy skosztować kuchni regionalnej i odprężyć się w ruskiej bani. Problem w tym, że nie wiadomo gdzie posmakujemy takiej kuchni i kto ma ruską banię w Krainie Otwartych Okiennic. Po próbie „wygooglowania” tych informacji – niestety dalej nie wiemy.
Na sobotę przewodnik proponuje wizytę w Odrynkach i wyjazd do Krynoczki. Jeżeli kogoś nie interesują religijne eskapady, to przewodnik proponuje mu „questowe trasy” – cokolwiek to znaczy. Bynajmniej nie dowiemy się tego z przewodnika. Propozycja na wieczór to ognisko, lokalna muzyka i śpiew. Gdzie? Nie wiadomo. Na ostatni dzień przewodnik znów proponuje religijną eskapadę – tym razem na Świętą Górę Grabarkę. Alternatywa? Rower lub kajak. A zimą, wiosną, późną jesienią? Trudno powiedzieć. Generalnie z przewodnika niewiele się dowiadujemy. Z propozycjami w okolicach Biebrzy jest jeszcze gorzej. Na piątek przewodnik proponuje jakieś warsztaty, a potem wypad na łąki i bagna. To brzmi trochę jak żart. Jeżeli ktoś nigdy tam nie był, to co – ma szukać jakichś konkretnych bagien czy może obojętnie? Na sobotę przewodnik proponuje podglądanie ptaków. Tutaj też nie wiadomo gdzie to robić. Na niedzielę wreszcie jakiś konkret – Twierdza Osowiec.
Cały przewodnik dzieli się na Puszczę Białowieską i Białowieżę, do tego Biebrza, Suwalszczyzna, Puszcza Knyszyńska, Augustów, a także Tykocin i rzeka Narew. Niestety, ale nie polecamy tego przewodnika. Mimo, że przygotowali go najlepsi fachowcy z Podlaskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, to w broszurze nie dowiemy się nic konkretnego. Same ogólniki, pseudopropozycje i przykładowe dane teleadresowe miejsc w pobliżu. Dlatego do tak pięknego filmu – przydałby się równie piękny przewodnik, bo ten obecny to gniot.
Ostatnio dużym echem odbiła się zapowiedź prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że zamierza reaktywować PKS-y. Zakładając, że zostanie to zrealizowane to warto się zastanowić czy w województwie podlaskim jest co reaktywować i czy jest po co. Obecna sytuacja wygląda następująco: Mamy firmę PKS Nova – która połączyła upadający PKS Białystok, z dobrze prosperującym PKS Suwałki oraz z PKS Łomża, PKS Siemiatycze, PKS Zambrów. Warto pamiętać, że oprócz PKS Nova na rynku są takie firmy jak Voyager, Arriva, Kurier czy Podlasie Express (Plus Bus) – które świadczą swoje usługi na różnych terenach. Należy też pamiętać – że funkcjonują w regionie też szynobusy. Zatem warto sobie zadać pytanie – gdzie w Podlaskiem w takim razie nie można dojechać niczym innym niż samochód?
W województwie podlaskim jest 40 miast (miastem nazywamy miejscowości zamieszkałe powyżej 1000 osób). Postanowiliśmy sprawdzić do których z nich można dojechać z Białegostoku czymkolwiek (autobusem bądź pociągiem). Okazało się, że do wszystkich. Zatem problemem jeżeli istnieje to tylko w relacji połączenia typu wieś – miasto. Jak nie trudno się domyślić – najbardziej poszkodowane są te wsie, które nie leżą przy głównej drodze między miastami. Sprawdziliśmy czy da się przykładowo dojechać do maleńkiej wsi Rudaki przy granicy z Białorusią. Niestety nie da się, ale do pobliskich Kruszynian (5 km) już tak. Zatem należy sobie zadać pytanie – czy PKS-y mają dojeżdżać do każdej wsi? Trudno to sobie wyobrazić.
W województwie podlaskim jest 3277 wsi. Najwięcej położonych jest w gminie Zambrów (70), zaś najmniej w gminie Białowieża (4). Utworzenie w każdej gminie siatki połączeń tak by dojechać do głównego miasta w gminie, tak by wydostać się dalej może być bardzo trudne gdy trzeba skomunikować 70 wsi. Komunikując 4 wsie już jest łatwiej. Dlatego prawdopodobnie ktoś, komu przyjdzie realizować plan Jarosława Kaczyńskiego (zapewne będzie to ktoś z Urzędu Marszałkowskiego) weźmie mapę do ręki i zobaczy, że skomunikowanie całego województwa ze sobą – od miasta po wieś będzie kosztować kosmiczne pieniądze. Wtedy też będzie trzeba wybierać – kogo przyłączyć, a kogo nie. Oczywiście ucierpią mieszkańcy najmniej zaludnionych wsi.
PKP Intercity wycofuje się z głupiego pomysłu jakim była likwidacja popularnego połączenia Suwałki – Kraków. Na początku grudnia popularna „Hańcza” zaczęła kursować do Gliwic. Mieszkańcy podlaskiego bieguna zimna jeżeli muszą więc wyruszając do Krakowa jeździć na raty. Każdorazowo trzeba dojechać do Białegostoku i tam się przesiąść. Nie tylko do Krakowa. Suwałk wyjeżdżają 2 pociągi dziennie – „Podlasiak” do Warszawy Zachodniej oraz wspomniana „Hańcza” na trasie Suwałki – Białystok – Warszawa – Katowice – Zabrze – Gliwice. Okazało się, że warto jest protestować. Masowe apele studentów, zbiórka 5 tysięcy podpisów poskutkowała. Do akcji włączyły się też władze Suwałk. PKP Intercity od 9 czerwca przywróci połączenie Suwałki – Kraków. Dlaczego w ogóle zostało zlikwidowane te połączenie? Według PKP Intercity jest ono nierentowne.
Teraz należy sobie zadać pytanie czy działalność spółki ma być rentowna jako całość czy na każdym odcinku. Wiadomo przecież, że im większe miasta tym więcej połączeń potrzeba, zaś Suwałki mają 70 000 mieszkańców, więc pod tym względem są 4 razy mniejsze od Białegostoku, z którego bezpośrednio nie dojedziemy z większych miast tylko do Lublina i Rzeszowa. Skoro stolica województwa podlaskiego jest tak dobrze skomunikowana z resztą kraju, to jaki byłby problem żeby te same pociągi zaczynały bieg już w Suwałkach? Pociąg startowałby tam 2 godziny wcześniej. Z perspektywy logistycznej nie ma to żadnego znaczenia. Bowiem to nie jest tak jak w samolocie, że jest jedna ekipa przez całą podróż. Drużyny konduktorskie zmieniają się w każdym województwie. Zatem żeby zrealizować taki pomysł wystarczyłoby powiększyć podlaską drużynę, by każdemu zgadzała się ilość przepracowanych godzin.
94 proc. badanych mieszkańców czuje się w Podlaskim bezpiecznie, 86 proc. ankietowanych ma zaufanie do ludzi, sąsiadów i nieznajomych, 83 proc. badanych mieszkańców województwa podlaskiego jest usatysfakcjonowana z ilości terenów zielonych, a 70 proc. jest zadowolona ze swoich warunków do życia. Niestety jest też nad czym pracować. W Podlaskiem jest jeden z najwyższych wskaźników relatywnego ubóstwa (czyli ludzie czują się biedni). Gorzej pod tym względem czują się mieszkańcy Lubelszczyzny. Także z zaufaniem do władz lokalnych jest kiepsko, bo takie deklaruje lekko ponad 50 proc. mieszkańców. Za to policja i kościół mogą się poszczycić zaufaniem na poziomie 70 proc. mieszkańców. Przy takich wynikach trudno podejrzewać mieszkańców o malkontenctwo. Ogólne zadowolenie z życia deklaruje aż 79 proc.
Takie dane pokazują przede wszystkim, że Podlaskie jest przyjemnym miejscem do życia, ale biednym. Najlepiej pod tym kątem czują się na Mazowszu. I to najbliższy kierunek dla osób mieszkających u nas, które nie zgadzają się na swoją obecną sytuację finansową. Miejmy nadzieję, że dożyjemy takich czasów, by nie trzeba było uciekać do Warszawy. Dzisiaj kierunki migracyjne są dosyć jasne. Osoby z małych miejscowości – przyjeżdżają do Białegostoku, Suwałk czy Łomży. Zaś osoby z tych miejscowości najczęściej uciekają już na studia do innych miast. Jeszcze inni po studiach w Białymstoku wyjeżdżają do innych miast. Jeżeli nikt nie zatrzyma tego procesu, to czeka nas prawdziwa katastrofa demograficzna.
Turyści mają swoje preferencje, ale też chęć poznawania czegoś nowego. Ten, kto myśli że znów odwiedzą w tym roku Białowieżę i Augustów może się grubo pomylić. Owszem tam zawsze warto przyjechać, ale tegoroczne kierunki turystyczne województwa Podlaskiego zapewne będą się różnić od tych z lat poprzednich. Przede wszystkim nasz region zaczął się profesjonalnie promować. Co to znaczy? Właśnie to, że Podlaskie to nie tylko Białowieża i Augustów, a cała gama różnych niesamowitych miejsc. Tak jak była swoista moda, by rzucić wszystko i jechać w Bieszczady, tak teraz powoli można zauważyć to samo w stosunku co do Podlaskiego. Ludzie chcą tu odnaleźć siebie w ciszy, spokoju i niezmąconej naturze. Gdańsk, Kraków, Warszawa czy Wrocław są wielkimi ośrodkami miejskimi, ale wokół nich nie ma gdzie pojechać, by odpocząć oraz się wyciszyć. Z tego pierwszego miasta najpopularniejsze i najbliższe są przepełnione Sopot czy Hel. Mieszkańcy stolicy Małopolski może sobie pozwolić na szybki wypad w Zakopane, które też jest pełne. W okolicach Warszawy jest Zalew Zegrzyński, zaś z Wrocławia można pojechać choćby do turystycznego Kłodzka. Białostoczanie zaś od lat odwiedzali Białowieżę i Augustów.
Zarówno lokalni turyści jak i krajowi są głodni nowych miejsc – a dzięki różnym inicjatywom i reklamom pojawia się wiele innych alternatyw dla tych dwóch turystycznych miasteczek. Jakie więc będą najpopularniejsze kierunki Podlaskie w 2019 roku?
Śliwno – Waniewo
Miejscowości oddzielone od siebie rozlewiskami Narwi, gdzie można dojść kładką i przeprawiając się rzecznymi promami w tym roku będą miały tłumy odwiedzających. Bowiem tam trwał remont. Poprzednie kładki zostały kompletnie rozebrane i zastąpione zupełnie nowymi. Na pewno bardzo wiele osób po ponad rocznej przerwie będzie chciało znów tam przyjechać. Pojawi się też wiele osób, które o tym miejscu dowiedziały się między czasie.
Supraśl
Nie ma co ukrywać, że Supraśl jest już popularny, ale nie miał jeszcze swego apogeum. W tym roku może je osiągnąć z dwóch powodów – przede wszystkim jest nowa, wyremontowana droga dojazdowa. Po drugie istnieje szansa, że pojawią się autobusy komunikacji miejskiej, które od 3 lat już do uzdrowiska nie dojeżdżają. Ostatni argument przemawiający za tym jest taki, że Supraśl dołączy do systemu rowerów miejskich, dzięki czemu będzie można dojechać tam BiKeR-em.
Ziemia Sejneńska
Tak, to nie żart. W tym roku Ziemia Sejneńska może również przeżyć oblężenie. Zacznijmy od tego, że to przepiękne miejsce, które nie jest tak bardzo znane dla większości. Ma bardzo wiele jezior i jest przy samej granicy z Litwą. Dlaczego w tym roku turyści mogą licznie odwiedzić właśnie tamte rejony? Augustów jest rokrocznie coraz bardziej przepełniony. Wiele osób, nie chcąc tracić uroku tego miejsca wybiera coraz częściej inne miejscowości w pobliżu. Dlaczego więc nie Giby, Kukle czy Sejny właśnie? Jeziora również są polodowcowe, a zatem bardzo czyste. Dodatkowo nie są aż tak tłumnie odwiedzane.
Województwo Podlaskie z roku na rok ma coraz więcej do zaoferowania. Mamy taką przewagę nad resztą kraju, że u innych atrakcyjne są pojedyncze miejsca, zaś u nas takich miejsc jest bardzo wiele, tyle że jeszcze nie zostały odkryte przez turystykę masową. Ma to oczywiście swoje plusy – jesteśmy nadal drugimi Bieszczadami. Czy lepszymi? To już kwestia gustu.
Czarna Hańcza to perła Suwalszczyzny. Każdego roku przyciąga wiele osób. Rzeka ta przepływa przez bardzo ciekawe tereny, nieraz o unikatowych walorach krajobrazowych, geologicznych, a także historycznych. Płynąc kajakiem można liczyć na niesamowite widoki. A pod wodą? Prezentuje się jeszcze lepiej! Wystarczy obejrzeć powyższy film, by to stwierdzić. Skąd się wzięła nazwa rzeki? By odpowiedzieć na to pytanie należy przenieść się do XIII w. Były to czasy walk Litwinów z plemieniem Mazowszan. Nad brzegiem rzeki toczono nie jedną walkę. Krew mogłaby wypełnić do pełna jej koryta. Podczas jednej z walk armia litewska popadła w kłopoty. Strzały z łuku Mazowszan zabijały Litwinów jednego po drugim. Wielki Książę Trojden już miał w planach odwrót wojsk, lecz niesiony honorem wypowiedział głośno słowa ”Gana cze”. Które oznaczają ”dosyć tutaj”. Niesione echem powtarzane były przez gęste lasy. Los zaczął od tej chwili sprzyjać dla wojownika. Choć bitwa nie została rozstrzygnięta, uratował on wielu swoich towarzyszy. Od tej pory ”Gane cze”powtarzane było z trwogą pośród Mazowszan. Po jakimś czasie wykształciło się określenie ”Hane cze”, a potem ”Hancze”. Tak też nazwano rzekę, która była niemym świadkiem odezwy księcia.
Od 4 lat wilki w Wigierskim Parku Narodowym nie rozmnażają się. Z 30 wilków zostało 6 lub 8 osobników. Co się stało z resztą? Jedne migrowały, bo doszło do walk w stadzie. Silniejsze przepędziły słabsze. Inne zapadły na epidemię świerzbowca, który sprawił, że te utraciły sierść i doszło do wychłodzenia organizmy, a jeszcze inne wpadły we wnyki lub zostały zastrzelone. Wilki są pod ścisłą ochroną.
Podoba Ci się nasza działalność? Możesz wesprzeć nasz pomysł. Dzięki!
Pozostałe wilki to kilka wilczych par. Naukowcy, którzy je obserwują uważają, że jedna z nich zachowuje się tak jakby przygotowywała się do godów. W jednym miocie zwykle rodzi się od 4 do 7 wilcząt. Zdarzają się też rekordowe mioty – do 12 małych szczeniąt. Tak mała liczba wilków w Wigierskim Parku Narodowym jest bardzo niepokojąca. Wilk jest strażnikiem w lesie. Selekcjonuje zwierzęta słabe i chore, a następnie poluje na nie. Czyli sprawia, że myśliwi są zupełnie zbędni. Zmorą Suwalszczyzny są także bobry. Ich działalność dla natury również jest bardzo potrzebna, jednak zbyt duża liczba bobrów na małym terenie może być kłopotliwa dla człowieka. Na szczęście mięso z bobra to przysmak dla wilka. Naukowcy zauważyli, że drapieżnik chętnie poluje na te małe zwierzęta.
Wilki w województwie Podlaskim mieszkają we wszystkich Puszczach – Augustowskiej, Knyszyńskiej i Białowieskiej. Nie brakuje ich także w Biebrzańskim Parku Narodowym. Człowiek ma bardzo małe szanse na spotkanie zwierzęcia. Jest ono bardzo ostrożne i bardzo boi się ludzi, wbrew temu co wpajano nam w bajce o Czerwonym kapturku. Mimo to na przełomie 2017 i 2018 roku zaczęła się kampania nienawiści skierowana w te zwierzęta. – Wilki terroryzują mieszkańców bieszczadzkich miejscowości. „Jeszcze nie chodzą po miastach, ale drogami, ulicami chodzą. Może dojść do dramatu. Dzieci nie chcą w tej chwili już chodzić do szkoły” – twierdził poseł PSL Mieczysław Kasprzak. Tego typu bzdury wygłaszał z trybuny sejmowej. W styczniu 2018 roku w branżowym czasopiśmie “Łowiec Polski” ukazał się na okładce wilk z podpisem “Święty drapieżnik”. “Kto chce wspierać wilki, musi popierać ich odstrzał”. Tak twierdził David Mech – przedstawiany przez czasopismo jako “jeden z największych ekspertów na świecie, który całe swoje życie poświęcił na badanie tego gatunku”. Później w Biebrzańskim Parku Narodowym gościł premier Mateusz Morawiecki, który również nie popisał się wiedzą na temat wilków. W ostatnim czasie jednak rząd zajął się dzikami.
Najpierw były zakusy na łosie i wilki na szczęście (póki co) nieudane. Teraz na Podlasiu ginąć mają żubry i dziki. Okazuje się, że to nie wszystko! Na czarnej liście obecnej ekipy są również bobry. Wszystko przez drzewka po 300 zł każde. W Suwałkach na zalewie Arkadia posadzono tam właśnie takie. Jednak bobry (co jest naturalne) ścięły te drzewka, co wzburzyło gospodarza terenu czyli OSiR. Dyrektor tej instytucji wystąpił o wybicie bobrów, które zniszczyły mu drzewka. Regionalna Dyrekcja Ochrony (hahaha) Środowiska zgodę na odstrzał wydała. Wiosną, gdy ustąpi lód na zalewie – bobry zostaną skazane na śmierć.
Dlaczego bobry są ważne? Jak wiemy ze ściętych drzew budują tamy i żeremia. Po co? By podwyższyć poziom wody w okolicy. To oczywiście nie podoba się rolnikom – bo woda zalewa im pola. Gryzonie jednak chronią naturę przed szkodliwą działalnością człowieka, który mocno przyczynia się do zmiany klimatu. Oprócz tego że do atmosfery emituje coraz więcej gazów cieplarnianych to także w wyniku jego działalności mokradła stają się coraz bardziej suche (Czytaj jak wsiąka rzeka Biała). Bobry zatem utrzymując wysoki poziom wody zatrzymują ten proces. Dodatkowo retencja wody, czyli zatrzymywanie jej i spowalnianie spływu, to najskuteczniejsze narzędzie walki z powodziami i suszą. Bobry są bardzo inteligentne! Stosunek masy mózgu bobra do reszty ciała jest najwyższy wśród gryzoni, a co za tym idzie, bobry potrafią zachowywać się niezwykle logicznie – potrafią budować sobie schody, żeby sięgnąć wyżej, oraz znacznie łatwiej idzie im pokonywanie przeszkód.
Obecna władza zwariowała. Trwa niekończący się serial z wybijaniem zwierząt. Czy ktoś powstrzyma to wariactwo? Ewidentnie widać, że wszystkie działania są ukierunkowane na tegoroczne wybory, by zdobyć jak najwyższe poparcie rolników. Władza się gotowa wybić cały ekosystem? Warto podkreślić jedną rzecz – nie jesteśmy przeciwnikami rolników. Jednak tak samo jak w przypadku energetyki (odejście od węgla), tak i w przypadku rolnictwa – należy tu pójść z duchem czasu. Od prawie 20 lat mamy nowe stulecie, a mentalnie jesteśmy cały czas w poprzednim. Ochrona przyrody jest ważniejsza niż przemysł i rolnictwo – to znaczy, że te pozostałe należy tworzyć w zgodzie z tym pierwszym. Inaczej doprowadzimy do zagłady własnej cywilizacji.
Przed nami rok wyborczy. Niestety nie wszystkie głosy da się załatwić pieniędzmi z 500 plus. Istnieje bowiem taka grupa, która ma pieniądze, bo przez lata otrzymała potężne sumy z dotacji unijnych. To rolnicy. Dlatego jeżeli rządzący chcą coś ugrać na wsi, to w inny sposób. W jaki? Wybijając dziki. Praktycznie wszystkie jakie są. Skalą przedsięwzięcia są nawet zszokowani myśliwi, którzy zabijać będą zwierzęta. Mają strzelać nawet do loch będących w ciąży! Mimo, że naukowcy alarmują, że to nie ma żadnego sensu. Owszem jest – dziki znikną z oczu rolników, a oni wtedy zagłosują na rządzących. Skalą przedsięwzięcia są nawet zszokowani myśliwi, którzy zabijać będą zwierzęta. Mają strzelać nawet do loch będących w ciąży!
Dlaczego dziki przeszkadzają rolnikom?
Odpowiedź jest bardzo prosta – dziki niszczą uprawy. Locha by w spokoju wychować młode uwija sobie miejsce gdzieś ukryte w polu właśnie ryjąc przy okazji. Drugim problemem jest wirus ASF, który nie jest żadnym zagrożeniem dla człowieka, ale dla świni owszem. Stąd też producenci trzody chlewnej ponoszą gigantyczne straty. Przyjmuje się, że nosicielami tegoż wirusa są dziki.
Dlaczego masakra dzików nie ma sensu?
Przede wszystkim w walce z ASF nic nie poskutkuje wybicie dzików. Wirus występuje na terenach w pobliżu z Białorusią, Ukrainą oraz Obwodem Kaliningradzkim. Oznacza to, że nawet po wybiciu wszystkich dzików w Polsce – te będą migrować dalej. Nie bez powodu były minister rolnictwa chciał stawiać siatki ochronne na granicy. Abstrahując od absurdalności tego rozwiązania, to jego myślenie było słuszne – nie o wybijanie tu chodzi lecz o powstrzymanie migracji zwierząt ze wschodu. Ponadto naukowcy podnoszą, że masowe wybijanie dzików spowoduje, że przestraszone dziki zaczną jeszcze bardziej migrować rozprzestrzeniając wirusa ASF.
ASF rozprzestrzeniany jest także przez rolników – np poprzez buty czy odzież. Jeżeli myśliwi wkroczą do lasów – to oni i ich psy będą kolejnym osobami, które rozprzestrzeniają wirusa. Zamiast tego w w ramach walki z ASF należałoby utworzyć kordon sanitarny.
Po co są dziki?
Dzik to bardzo pożyteczne zwierzę. Ryjąc glebę jednocześnie spulchniają ją i mieszają ze ściółką. Ponadto żywią się larwami i owadami, które zagrażają drzewom. Żywią się też chorymi ssakami i ptakami ograniczając rozprzestrzenianie się innych chorób. Dlatego też wybijając je rządzący poczynią głębokie szkody w naturze. Tylko po to by przed wyborami zrobić dobrze rolnikom.
Czy interes rolników i mieszkańców się nie liczy?
Zarówno w tej spawie jak i w wielu innych gdzie mieszkańcy wsi koegzystują ze środowiskiem naturalnym zawsze powstają konflikty. W ostatnich latach na przykład mieliśmy do czynienia na przykład z wycinką bardzo starych drzew na rzecz bezpieczeństwa lub inwestycji, budowa asfaltowej drogi w puszczy, zagryzanie krów przez wilki oraz wirus ASF właśnie. Sam fakt że Ministerstwo Ochrony Środowiska zmieniło nazwę na Ministerstwo Środowiska już o czymś świadczy. Ponadto warto się zastanowić czy za środowisko i rolnictwo nie powinna odpowiadać jeden a nie dwaj ministrowie. Wtedy zawsze należałoby poszukiwać kompromisu. A ten we wszystkich problemach na styku rolnictwa i ochrony przyrody jest zawsze potrzebny. Wszelka ingerencja w naturę powinna być minimalna jak tylko się da. Tylko wyjątkowe okoliczności powinny sprawiać, że będziemy w nią ingerować. Z drugiej strony nie należy zwyczajnie dziadować. Najczęściej zbyt mocna i krzywdząca ingerencja w naturę wynika z chęci przeprowadzenia jakiejś inwestycji tanio. Lepiej jednak zrobić coś drożej, lecz w taki sposób, by straty dla środowiska były minimalne.
Kiedy za oknem widać śnieg to od razu myślimy o aktywnościach z nim związanych. Czasy mamy takie, że zimą biało jest już nie zawsze. Przymrozki też już nie są tak intensywne i długotrwałe jak kiedyś. Oto nasze propozycje do spędzenia czasu na zimowych aktywnościach:
Narty i snowboard
fot. WOSiR Szelment
Dla miłośników jeżdżenia na nartach lub snowboardzie mamy dobrą wiadomość. Nie trzeba wyjeżdżać zbyt daleko. Niektórzy mają takie miejsca na zimowy sport praktycznie na miejscu. W Podlaskim 3 takie miejsca.
WOSiR Szelment
Fantastyczny ośrodek na Suwalszczyźnie, który działa cały rok. Latem – wyciąg nart wodnych i plaża, zimą wyciąg narciarski i możliwość zjeżdżania różnymi trasami. Do tego baza hotelowa i restauracja z bardzo dobrym jedzeniem. Od razu należy zaznaczyć, chętnych jest tak wielu, że jeżeli chcecie nocować na miejscu, to nie planujcie wyjazdu spontanicznie tylko z wyprzedzeniem. Z dojazdem łatwo się pomylić, gdyż jest miejscowość Szelment oraz Jezioro Szelment. Wpisywanie w nawigację pokaże nam miejscowość. Dlatego należy wpisać „WOSIR SZELMENT”. Tak czy inaczej na miejsce dojedziemy kierując się z Suwałk na granicę z Litwą. Gdy miniemy Żubryn, to 2 km dalej będzie skrzyżowanie. Wtedy jedziemy w lewo i już nie powinniśmy się dalej zgubić. Gdy pogoda będzie kapryśna w Szelmencie dośnieżają stok. Oczywiści na miejscu wypożyczymy sprzęt, a także będziemy mogli skorzystać z serwisu – gdy mamy własny. Atrakcje jakie oferuje WOSiR Szelment to Narty, snowboard, snowtubing (zjeżdżanie na dmuchanych kołach), a także sauna.
Dąbrówka
Kolejnym miejscem na narciarskie i snowboardowe szaleństwa jest podsuwalska Dąbrówka nad jeziorem o takiej nazwie. Ośrodek ten znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Wigierskiego Parku Narodowego. Latem organizowane są tam spływy kajakowe czy wyprawy rowerowe, a także regaty jazda konna, paintball i inne. Zimą zaś można zjeżdżać z 300 metrowej trasy. Stok tak jak w Szelmencie jest sztucznie dośnieżany. Jest też wyciąg o przepustowości 900 osób na godzinę. Na miejscu wypożyczymy sprzęt narciarski, snowboardowy, skorzystamy też z baru i sauny.
Rybno
Podłomżyńska miejscowość oferuje warunki do uprawiania białego szaleństwa dla całej rodziny. Tak jak w powyższych przypadkach w razie kiepskiej pogody dośnieżane jest wszystko sztucznie. Trasy narciarskie mają łączną długość 2300 metrów. Wszystkie są łatwe i sprzyjają narciarstwu rodzinnemu. Na miejscu dostępne są trzy wyciągi, wypożyczalnia sprzętu, a także instruktorzy jazdy na nartach. Nie brakuje oczywiście baru i… pięknych widoków na dolinę Narwi. Zimą jest tak jak w bajce!
Piesze wycieczki
Dla tych, co wolą za narty się nie brać to proponujemy zimowe wycieczki. W tym przypadku również w góry nie trzeba wyjeżdżać, gdyż Podlaskie ma własne. Co prawda mniejsze, ale na całodzienne spacery w zupełności wystarczy.
Góry Krzemienne
W Puszczy Knyszyńskiej pod Supraślem znajduje się wspaniały szlak, a w nim Góry Krzemienne. Trasa jest przede wszystkim ciekawa krajobrazowo. Szlak rozpoczyna się w Grabówce i wiedzie przez najciekawsze fragmenty Puszczy Knyszyńskiej, przez Supraśl – centrum turystyczne Puszczy Knyszyńskiej i skupisko zabytków XVII-XIX- wiecznych, a kończy się w Kopnej Górze, gdzie dodatkową atrakcją jest możliwość obejrzenia arboretum. Z uwagi na fakt, że jest on stosunkowo łatwy do przebycia (więcej trudności może sprawić jedynie pokonanie Krzemiennych Gór) mogą go przemierzać turyści zarówno zaawansowani jak i początkujący. Piękne bory w dorzeczu Supraśli oraz mocno pofałdowany teren w okolicach Krzemiennego to największe atuty tego szlaku.
Wzgórza świętojańskie
W małej, zapomnianej wsi Kołodno (gdzie kończy się droga) można wspiąć się na najwyższy szczyt w województwie podlaskim. Mówimy tutaj dokładnie o Wzgórzach Świętojańskich składających się z Góry Kopnej, Góry Św. Jana oraz Góry Św. Anny. Ta druga jest najwyższa, bo znajduje się 209 metrów n.p.m. Ostatnia góra jest 7 metrów niższa. Trafić na górę jest bardzo łatwo. Można to zrobić aż trzema drogami. Pierwsza znajduje się jeszcze w Królowym Moście, a w zasadzie na jego granicy. Idziemy szeroką drogą, a w pewnym momencie w lewo wydeptaną ścieżką zaczynamy się wspinać w górę. Druga droga znajduje się w Kołodnie i prowadzi prosto na górę Św. Anny, do mogiły Powstańców. Stamtąd już blisko do wieży widokowej. Trzecie wejście jest lepsze jako zejście – gdyż prowadzi leśną drogą do asfaltowej ulicy. Niestety jest ona kręta i idąc pod górę łatwiej się zgubić. Na pierwszy raz warto wybrać wejście w Kołodnie. Widoki z dwupiętrowej wieży są piękne przez cały rok.
Siemiatycze-Mielnik
Ostatnią propozycją jest wędrówka trasą Siemiatycze – Grabarka – Mielnik. Po drodze miniemy górzyste tereny, będziemy mogli podziwiać przepiękne widoki na Bug z góry zamkowej, klasztor przyciągający pielgrzymów z całej Polski, a także inne osobliwe miejsca jak miejscowość Końskie Góry. Cała trasa to lekko ponad 30 km – czeka nas cały dzień drogi, ale dla tych widoków warto!
Lodowiska
Należy pamiętać także o możliwości jazdy na Łyżwach. Lodowiska dostępne są w Białymstoku, Suwałkach i Łomży. Wszystkie obiekty są zadaszone i mają wypożyczalnie. Tylko korzystać! Warto pamiętać, by lepiej nie ryzykować i nie wchodzić na tafle jezior i innych zbiorników wodnych. Lód bywa zdradliwy, a wypadków i tragedii co nie miara.
Koniec roku 2018 zbliża się wielkimi krokami. Wiele osób planuje już co robić na Sylwestra. Dla tych, co nie przepadają za imprezami domowymi – Białystok zapewni jak co roku zabawę miejską. Gwiazdą wieczoru będzie De Mono. Zespołu nikomu nie trzeba przedstawiać. Impreza rozpocznie się już o 21.30. Jako pierwszy wystąpi zespół MegaBand. Zagrają znane i lubiane covery. Z zespołem wystąpi białostocki raper Cira. Zespół De Mono na scenie pojawi się o godz. 22.45 i zapewne zagra swoje największe przeboje. O północy na scenę wyjdzie prezydent miasta Tadeusz Truskolaski, by złożyć życzenia. Podobnie jak w poprzednim roku żadnych fajerwerków nie będzie. Na koniec białostoczanom zagra zespół Live Orkiestra. Impreza potrwa do godz. 1.30.
Dużo ciekawiej zapowiada się natomiast w Łomży. Na Starym Rynku mieszkańcy mogą liczyć na konkursy i zabawy, a przede wszystkim na koncerty zespołów Manchester oraz After Party. W Łomży fajerwerków nie zabraknie.
W Suwałkach nie wiadomo nic o imprezie pod chmurką. W Suwalskim Ośrodku Kultury natomiast ma odbyć się biletowana impreza „Sylwestrowy Wieczór Wiedeński”. Będzie można posłuchać w wykonaniu artystów najpiękniejsze arie, duety, walce i polki Johanna Straussa.
Na polskiej kolei jest bardzo wiele różnych spółek kolejowych zajmujących się różnymi aspektami działalności. Przewozy Regionalne, TLK, Cargo, Energeytyka – to wszystko nazwy spółek zreszonych dawniej pod nazwą PKP. Dlatego do dziś przyjęło się, że za błędy jednej spółki obrywają wizerunkowo wszystkie. To co się dzieje jednak w ostatnim czasie w województwie podlaskim i na ścianie wschodniej wymaga jednak stwierdzenia, że „Na PKP nadal obowiązuje hasło z podsłuchów poprzedniej ekipy rządzącej – „Ch** z tą Polską wschodnią”. Przyjrzyjmy się poniższej mapie.
Grubymi liniami zaznaczone są szlaki dwutorowe, zaś cienką – jednotorowe. Jak widać Podlaskie pod tym względem to dziura. Nie oczekujemy jednak, że jak za dotknięciem magicznej różdżki coś tu się zmieni. Wielokrotnie pisaliśmy o inwestycjach kolejowych i powoli się to zmienia na lepsze. To jedyny obszar, za który można pochwalić PKP (jako ogół firm kolejowych), Analizując jednak mapę można zauważyć, że:
1. Suwałki to absolutna dziura. Wyjazd gdziekolwiek zawsze odbywa się tylko i wyłącznie przez Białystok. Nawet do Olsztyna i dalej na północny zachód.
2. Z Białegostoku wydostać się można tylko przez Warszawę
3. Łomży nie ma nawet na mapie
Co ma w planach PKP? (jako ogół firm kolejowych)
1. Za kilka dni zlikwidowane zostanie popularne połączenie kolejowe „TLK Hańcza” z Suwałk do Krakowa. Tutaj ze względów oczywistych podróż odbywać się będzie przez Białystok, jednak już nie bezpośrednio tylko na raty (w zależności od połączenia Suwałki Białystok, Białystok – Kraków lub Suwałki – Białystok , Białystok – Warszawa, Warszawa – Kraków). Na pocieszenie – będzie więcej połączeń Białystok – Warszawa.
2. W ostatnim czasie pisaliśmy, że przesunięto środki na inwestycje pod Sokółką, zabierając z budowy połączenia kolejowego do Łomży. Miasto te mogłoby korzystać z siatki kolejowych połączeń. Niestety szanse na coś innego niż autobusy są póki co marne. Może za kilka lat… Póki co wykonana zostanie tylko dokumentacja projektowa.
3. Jak widać na mapie na południu województwa podlaskiego jest cienka niteczka pod granicę z Białorusią, a potem gruba linia. Potem znowu cienka do Lublina. Niżej już kilka wariantów. Warto zaznaczyć, że nie ma technicznych przeciwwskazań, by jeździł pociąg relacji Suwałki – Rzeszów (od niedawna można dojechać nawet w same Bieszczady). Oczywiście czegoś takiego w planach PKP (jako ogół firm kolejowych) nie ma. Chcecie bezpośrednio do Lublina czy Rzeszowa? Jedźcie przez Warszawę.
Dlaczego tak się dzieje, że jesteśmy wykluczeni? Tak jak pisaliśmy – poprzednia ekipa rządząca miała zdanie o Polsce wschodniej nienajlepsze. Najważniejsze inwestycje ciągnęły się latami. Mocno wypłakana ekspresową ósemkę w całości otwarto dopiero w tym roku, już w czasach innej władzy (co nie znaczy, że dzięki nim). Dzięki inwestycjom skrócił się też czas podróży pociągiem do Warszawy… o 30 minut. Ale co nam z nowej infrastruktury skoro PKP likwiduje kolejne połączenia?
Warto też zaznaczyć, że na Podlasiu wybiera się polityków różnych opcji, o różnych poglądach. Jednak mimo wszelkich różnic – jedno ich łączy – to nieudacznicy, którzy w Warszawie nie mają żadnej siły przebicia. Nic dla swego regionu nie załatwili. Nawet ministrowie!
Poniżej kilka przykładów, że można:
1. Euro 2012 – Gdańsk i Wrocław zyskały nowoczesne stadiony i możliwość organizacji imprezy. Przypadkowo to miasta Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska.
2. Między Warszawą a Krakowem jest Centralna Magistrala Kolejowa, na której pociągi mogą pędzić z maksymalnym dopuszczalnym w Polsce limitem – 160 km/h. Po drodze pociąg zatrzymuje się na stacji Włoszczowa. Gdzie??? To rodzinna miejscowość nieżyjącego już posła PiS – Przemysława Gosiewskiego, który nim zginął w katastrofie smoleńskiej skutecznie załatwił zatrzymywanie się pociągów (miasteczko ma 10 tys. mieszkańców).
3. Piotr Liroy-Marzec – swoim uporem załatwił wiele uproszczeń dla kierowców oraz najbardziej kontrowersyjną i głośną sprawę – możliwość leczenia medyczną marihuaną. I to kiedy? Za czasów konserwatywnej ekipy rządzącej.
Województwo podlaskie wybiera 15 posłów. Czy któryś z nich coś dla swego regionu załatwił? Jakieś mikroinwestycje może i tak. A rządowe? Dlatego też – spójrzcie jeszcze raz mapę i sami sobie odpowiedzcie – dlaczego jest tak jak jest. Dlaczego nie mamy lotniska regionalnego? Dlaczego w regionie jest tylko jedna ekspresówka? Dlaczego likwidują połączenia kolejowe? Bo wszyscy Podlaskie mają w d… Stawiamy dolary przeciwko orzechom, że jak przy każdej kampanii do Sejmu kandydaci na posłów będą jak przy każdych wyborach obiecywać: drogi ekspresowe, lotnisko, więcej połączeń kolejowych. Oni doskonale wiedzą, że tego brakuje. Lecz to nieudacznicy, którzy nie potrafią z tym nic zrobić. Nie potrafią z rządu wyszarpać ani grosza.
W Białymstoku kolejny sezon na smog można uznać za rozpoczęty. Pojawiły się pierwsze przymrozki, a razem z nimi ludzie zaczęli palić w piecach kopcąc na całą okolicę. Nie jest tajemnicą, że wiele osób pali śmieciami i innymi dziwnymi rzeczami. Nie można jednak do nich mieć pretensji – nie robią tego raczej z cwaniactwa lecz z biedy. Palą tym czym mają. Ukaranie ich na niewiele by się zdało. Raz, że i tak nie będą miały z czego tej kary zapłacić, a palić czym się da będą dalej. Dlatego też nie ma co ukrywać, że takim osobom należy pomóc wejść na wyższy poziom. Kiedy słyszymy o propozycji dofinansowania do nowoczesnych pieców to ogarnia nas śmiech. Skoro biedna osoba nie ma surowiec, którym będzie palić to tym bardziej nie będzie miała na nowy piec nawet z dofinansowaniem.
Gdzie nie ma smogu?
U naszych sąsiadów – w Finlandii, Estonii, Szwecji, Norwegii, ale też Islandii czy Kanadzie. Wszystkie te państwa kojarzą się z zimnem, więc teoretycznie powinny kojarzyć się ze smogiem. Jak to jest możliwe, że mieszkańcy tych krajów mogą oddychać pełną piersią? Warto dodać też, że gdy w polskim mieście stężenie smogu wynosi 50 µg/m3 (co w zimne dni jest notoryczne) to jest to uznawane za dopuszczalne. Natomiast w Finlandii podnosi się już alarm. Władze informują obywateli o zagrożeniu. Ile w Polsce wynosi stan alarmowy? 200 µg/m3.
Dlaczego smog jest groźny?
Skażone powietrze zwiększa ryzyko zachorowania na raka o 100 procent, zwiększa odczuwanie alergii, z którą zmaga się miliony ludzi na świecie, a szczególnie groźna jest astma, od której człowiek się dusi. Można powiedzieć, że smog to cichy morderca, którego ofiary nie są często nawet świadome zagrożenia.
Skąd się bierze smog?
Smog wytwarza się podczas ogrzewania domów węglem oraz paliwami stałymi. Dym wydobywający się z komina na zewnątrz zanieczyszcza powietrze. Kiedy więc całe osiedla domów jednorodzinnych ogrzewają domy – w powietrzu wisi wielka chmura zabójczego dymu. Problemem są także przestarzałe kotły, piece i kominki. Kolejnym powodem jest palenie mułem, miałem, tworzywami sztucznymi i śmieciami. Swoje też dokłada nieumiejętne rozpalanie ognia. Ostatnim istotnym czynnikiem wpływającym na smog jest transport drogowy. Polskie miasta są przepełnione samochodami.
Jak rozwiązać problem smogu?
Najłatwiej to zlikwidować problem. Jednak koszty tego są tak gigantyczne, że łatwiej byłoby chyba zlikwidować ZUS. Można też próbować edukować obywateli, ale tak jak pisaliśmy na wstępie większość problemów wynika z biedy, a nie ze złośliwości czy głupoty. Im człowiek jest bogatszy tym większa chęć u niego, by dbać o zdrowie. Białystok mógłby oprócz wymiany pieców w miarę finansowych możliwości przede wszystkim zacząć od rewolucji w komunikacji miejskiej. Gdyby ta była tania i sprawna kierowcy chętniej by się nią przemieszczali. W Białymstoku jeżdżenie autobusem, gdy się nie musi jest zupełnie bezsensowne. Nie istnieje tak jak w Warszawie efektywny system przesiadkowy. Autobusy krążą po wszystkich osiedlach z odległego punktu A do odległego punktu B w mieście wydłużając czas podróży. Nie mamy też alternatywnych środków komunikacji jak na przykład Szybka Kolej Miejska.
Konkluzja jest smutna. Zanim cokolwiek u nas się zmieni, to lepiej zapatrzeć się w maski. Wdychać pyły będziemy jeszcze długo. Zarówno władze miasta niewiele robią ze smogiem, jak też władze w kraju niewiele wykazały w tej sprawie.
Trwają militarne ćwiczenia „Anakonda-18”. Jednym z trenowanych epizodów była ewakuacja ludności z Gródka. I w tym miejscu należy sobie zadać pytanie co w rzeczywistości może się wydarzyć, gdyby napadła nas Rosja. Czy nasza skromna 100-tysięczna Armia (która teoretycznie ma być wzmocniona przez NATO) będzie wystarczająca, by obronić się przed napastnikiem? Czy też jak w Powstaniu Warszawskim – wszyscy mieszkańcy staną się żołnierzami? Ćwiczenia sugerują, że tereny przygraniczne mogą być miejscem walk, z których trzeba będzie ewakuować ludzi.
We współczesnych czasach ewentualna wojna nie będzie przypominać tej jaką znamy z historii. Przede wszystkim największe mocarstwa dysponują bronią masowego rażenia. Nie będą musieli wysyłać żołnierzy do walk, kiedy będą mogli załatwić sprawę potężnymi bombami. Warto jednak pamiętać, że im większa bomba tym gorsze możliwości jej transportu. Zatem mało realne jest, by ktoś na Polskę zrzucił bombę rozstrzygającą od razu wojnę. Do miniaturyzacji tego elementu zbrojenia jeszcze naukowcy nie doszli. Jednym słowem, nie ma czegoś takiego jak mała bomba atomowa.
Należy popatrzeć także na sprawę z drugiej strony. Doktryny wojenne nie zmieniają się zbyt często. Toteż Polska ma doktrynę obronną. Wobec czego należy zadać sobie pytanie czego będziemy bronić, a czego nie. Bo chyba tylko naiwny twierdzi, że będziemy w stanie utrzymać całe terytorium kraju. Kiedyś w sieci był nawet taki artykuł: Kto będzie umierać za Białystok? Z jego treści wynikało, że nikt.
Putin kilka lat temu powiedział „W 2 dni zajmę Warszawę”. Czy to zwykłe przechwałki? Nie oszukujmy się, że Polska jest w trakcie zmiany zbrojenia na nowe, które potrwa jeszcze wiele lat. Wiadomo, że na pierwszy ogień pójdzie największy szrot. Kto normalny rzuci co najlepsze na początek, by potem bronić się złomem? Dlatego też konkluzją gródeckich ćwiczeń „Anakonda-18” oraz faktu, że nasza armia nie jest zbyt mocna w porównaniu z rosyjską, powinno być stwierdzenie – że podczas ewentualnej wojny – każdy powinien uciekać z Podlasia – najlepiej na południowy zachód. Tam na wojska wszyscy poczekają na wojska napastnika najdłużej.
Na pocieszenie rzucimy tylko, że Rosja niechętnie wychylać się będzie jednak na zachód. Jedyne co może interesować potencjalnego agresora, to dostęp drogą lądową do Kaliningradu (przez przesmyk suwalski) oraz ziemie Ukrainy i Lubelszczyzny, które mają realną wartość rolniczą. Dalsza ekspansja nie ma ekonomicznego sensu. Poza tym Chińczycy tylko czekają by nastąpił odpowiedni moment, by zająć Syberię.
Z okazji zbliżającego się 100-lecia Niepodległości Polski chcielibyśmy przypomnieć 5 największych bitew, jakie miały miejsce w naszym regionie. Walczono z plemionami, które łupiły nasze ziemie, miała miejsce także „Gra o tron”, walczono z zaborcą, a także hitlerowcami oraz komunistami. Od setek lat Polska musiała z kimś walczyć, także Ziemie Podlaskie oraz te, które przylegają do dzisiejszego województwa podlaskiego były areną walk niejednokrotnie. My postanowiliśmy przypomnieć 5 największych zbrojnych walk, które miały miejsce w naszym regionie.
Ostatni najazd plemienia. Bitwa nad Narwią (1282)
Z racji czasów bardzo odległych o bitwie nie wiadomo zbyt wiele. Zapisy kronikarskie mówią, że stoczona ona została 13 października 1282 roku pomiędzy wojskami księcia krakowskiego Leszka Czarnego a połączonymi wojskami litewsko-jaćwieskimi, których było 14 tys. Najeźdźcy wtargnęli na ziemie lubelską, a następnie po jej spustoszeniu wycofały się z wielkimi łupami. Na terenach znajdujących się między Narwią a Niemnem dogoniły ich wojska polskie w liczbie 6 tysięcy. Przyjmuje się, że bitwa mogła mieć miejsce w jednym z pięciu miejsc:
– pod Brańskiem, nad rzeką Nurzec
– nad Narwią koło Długosiodła
– pod Wasilkowem nad rzeką Supraśl
– na polach wsi Łopiennik i Krzywe
– nad ujściem Czarnej Hańczy do Niemna, nieopodal wsi Jatwieź.
Polacy najpierw doprowadzili do rozdzielenia sił przeciwnika. Wpierw uciekli Litwini, a następnie rozbito wojska jaćwieskie. Polacy dodatkowo splądrowali Wysoczyznę Białostocką czyli dzisiejsze tereny między Ziemią Sokólską, Supraślem i Biebrzańskim Parkiem Narodowym. Jeżeli ten fakt przyjmiemy jako następstwo bitwy, to najprawdopodobniej ta miała miejsce pod Wasilkowem. Rozochoceni zwycięstwem Polacy dorwali się do terenów, które mieli pod ręką. Prawdopodobnie po tej walce plemienie Jaćwingów więcej w Polsce się nie pokazało.
Gra o tron. Wojna o Podlasie (1440 – 1444)
W tym miejscu należy najpierw przypomnieć kontekst historyczny. Książę mazowiecki Bolesław IV angażował się w walki stronnictw politycznych w Polsce, które były związane ze sprawą obsady tronu litewskiego i unii polsko-litewskiej. Bolesław IV został wciągnięty w konflikt, który wybuchł po zabójstwie przyjaciela Polski – wielkiego księżego litewskiego Zygmunta Kiejstutowicza. 20 marca 1440 roku ten został zamordowany, a następnie Polacy w odpowiedzi wysłali do Wilna Kazimierza Jagiellończyka, który był namiestnikiem Władysława III Warneńczyka. Litwini jednak zaplanowali co innego. Ogłoszono Kazimierza księciem dzielnicowym (udzielnym). Polacy w odpowiedzi na to poparli syna Zygmunta – Michała Kiejstutowicza. Ten zmuszony został do ucieczki na Mazowsze. Książę mazowiecki Bolesław IV postanowił to wykorzystać i zbrojnie zajął Podlasie. Litwini zagrozili mu wojną. Na całym konflikcie zyskali oczywiście Polacy, którzy zyskali nowe możliwości nacisku na magnatów litewskich w sprawach związanych z obsadzeniem tronu unii obu krajów.
Konflikt narastał, a w 1444 roku z rozkazu Kazimierza Jagiellończyka wojewoda trocki zajął Mielnik i Drohiczyn. Polacy zostali postawieni na ostrzu noża. Albo zbrojnie wesprą księstwo mazowieckie albo przegrają całą sprawę. Ostatecznie jednak doszło do ugody z Litwinami. Bolesław IV zdecydował zrzec się Podlasia wraz powiatem węgrowskim za 6 tys. kop groszy praskich. W 1453 roku Bolesław IV znów wystąpił z pretensjami o ziemię podlaską. Obecnie panujący król Kazimierz Jagiellończyk stanowczo jednak odrzucił pretensje i Bolesław IV ostatecznie musiał pogodzić się z utratą ziem wraz z Drohiczynem.
Spalone miasto. Bitwa pod Siemiatyczami (1863)
Przenosimy się w czasy powstania styczniowego. 6 i 7 lutego 1863 roku między rosyjskimi oddziałami a polskimi oddziałami powstańców doszło do największej bitwy w całym powstaniu. Po stronie polskiej było 4000 żołnierzy, zaś po rosyjskiej 2500. Mimo przewagi liczebnej Rosjanie stracili 70 żołnierzy, zaś Polacy 200.
Jak wiadomo w 1863 roku Polska była podzielona na 3 zabory – Pruski, Austriacki oraz Rosyjski. W 1860 roku w Siemiatyczach miały miejsce demonstracje patriotyczne. Po mszy śpiewano „Boże coś Polskę”, zaś młodzież chodziła w wojskowych konfederatkach (czapki z kwadratowym denkiem). Mieszkańcy uprzykrzali życie carskim urzędnikom oraz miejscowemu duchownemu prawosławnemu. W 1862 roku z Siemiatycz wycofał się rosyjski garnizon, co rozochociło polską konspirację.
Gdy w Polsce wybuchło powstanie styczniowe 22 stycznia, to na Białostocczyźnie oraz w Siemiatyczach walki wybuchły dopiero 6 lutego. Bitwa miała skutki tragiczne. Całe miasto było spalone. Przetrwały tylko 4 budynki. Powstańcy mieli przewagę liczebną, ale ogniową przeciwnik. Ostatecznie powstańcy uciekli na tereny Królestwa Polskiego, Puszczy Białowieskiej oraz na Białoruś.
4 dni bohaterskich działań. Obrona Wizny (1939)
Wizna to niewielka osada leżąca nieopodal Łomży. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą już z XI w. Na przestrzeni dziejów była gorzko doświadczana przez los, a to wszystko przez jej pechową lokalizację. Chroniąc wschodnie granicy Mazowsza narażała się wciąż na ataki nieprzyjaciół, w tym Zakonu Krzyżackiego. To właśnie oni spalili Wiznę po koniec XIII w. Cztery stulecia później do pożogi doprowadził potop szwedzki. Ogromne zniszczenia przyniosły też obydwie wojny światowe. Za każdym razem jednak Wizna podnosiła się z kolan.
W czasie kampanii wrześniowej na terenie Wizny ulokowano sieć umocnień ciągnących się na wschodnim brzegu Narwi i Biebrzy. Najcięższe walki trwały między 7 a 10 września. 42 tysiące żołnierzy niemieckich zmierzyło się z 720 Polakami. Mówimy więc tu o proporcjach sił 40:1. Sytuacja liczebna przywołuje na myśl słynną starożytną bitwę między niewielkim oddziałem 300-stu Spartan a Persami. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w schronach bojowych. Bohaterska obrona trwała 4 dni.
Niemcy w czasie szturmu po kolei wysadzali obiekty. Ostatnim z nich był bunkier w Górze Strękowej. Tam też walczył dowódca całego odcinka obronnego – kapitan Władysław Raginis. W chwili wyczerpania amunicji przez Polaków, prowadzący natarcie generał Hainz Wilhel Guderian zagroził rozstrzelaniem jeńców. Niemal cała załoga skapitulowała, oprócz kapitana Raginisa. Ten nie chcąc iść do niewoli, sam wybrał swój los, wysadzając się granatem.
Mały Katyń. Obława Augustowska (1945)
Ekshumacja w Gibach, fot. IPN
Giby, to mała miejscowość tuż przy granicy Polski i Litwy. To tam w lipcu 1945 roku odbyły się tragiczne wydarzenia. Miała tam miejsce tak zwana “Obława Augustowska” nazywana także „Małym Katyniem”.
Oddziały Armii Czerwonej i NKWD przeprowadziły akcję pacyfikacyjną na terenie Puszczy Augustowskiej. To tam znajdowali się polscy żołnierze podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego. Należy wskazać na bardzo smutny fakt, że rosyjskim żołnierzom pomagali także polscy żołnierze – między innymi pracownik Urzędu Bezpieczeństwa w Augustowie Mirosław Milewski. Swoimi zasługami dla Rosjan zbudował sobie karierę w Biurze Politycznym KC PZPR.
Obława Augustowska była bardzo długo ignorowana przez polskie władze. Dopiero w 2014 roku Sejm RP uczcił pamięć ofiar Obławy Augustowskiej. Natomiast w 2015 roku ustanowiono, że 12 lipca będzie Dniem Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej z lipca 1945 roku.
Nasz portal jest apolityczny, lecz nie sposób nie wspomnieć o tym, że doszło do wielu istotnych zmian we władzach. Co będzie miało wpływ na Białystok czy województwo podlaskie. Też warto napisać o tym choćby dla kronikarskiego obowiązku. Przede wszystkim nowym-starym prezydentem Białegostoku został Tadeusz Truskolaski. Z poparciem 59 proc. białostoczan uzyskał mandat na kolejne – tym razem 5 lat. Jednak jego sytuacja polityczna uległa znaczącej poprawie gdyż tym razem większość w białostockiej Radzie Miasta ma tym razem stronnictwo prezydenta – Koalicja Obywatelska. W ich rękach jest 16 mandatów, zaś w rękach opozycji tylko 12. Tak dużą przewagę osiągnięto przez słabość trzeciej i czwartej formacji – Białystok na Tak oraz Inicjatywa dla Białegostoku, które nie otrzymały żadnego mandatu. W przypadku tej drugiej zabrakło 22 głosów do uzyskania jednego miejsca.
W Sejmiku natomiast rządzić będzie PiS. Tam PO-PSL utraciła większość i obecnie będzie miała 14 mandatów. Zaś wygrany PiS – 16. Oznacza to tak samo zmianę. Ze stanowiska będzie musiał ustąpić obecny marszałek Jerzy Leszczyński i cały zarząd województwa. Ten zostanie wybrany między politykami PiS bez problemu. Co te zmiany oznaczają dla naszego województwa oraz dla jego stolicy? Bardzo wiele.
Przede wszystkim w Radzie Miasta nie będzie już ostrego sporu z prezydentem Truskolaskim, gdyż będzie jedna formacja. Obserwatorzy życia publicznego w mieście na pewno zauważyli, że w radzie było więcej polityki niż samorządności, co nigdy nie wpływa korzystnie na miasto. Mimo wszystko udało się przeforsować najbardziej kontrowersyjny projekt – pasa startowego na Krywlanach, który będzie aspirował do lotniska. Wybór Truskolaskiego to gwarancja kontynuowania tej inwestycji, która ma tyle samo przeciwników co zwolenników.
W Sejmiku zaś nie należy się spodziewać rewolucji. Ciekawe jednak czy nowy marszałek nie ogłosi, że chce budować lotnisko regionalne. Oczywiście bez rządowych pieniędzy nie jest to możliwe. Dlatego kluczowy będzie tu fakt czy podlascy politycy są dostatecznie wpływowi.
Ciekawe też czy nowy marszałek wsłucha się w głos mieszkańców, by uruchomić bezpośrednie połączenie kolejowe Białystok – Lublin lub nawet Suwałki – Rzeszów (obecnie możliwe jest tylko przez Warszawę). Z kolejowych połączeń jest jeszcze kwestia pociągów do Kowna, Walił oraz w przyszłości do Białowieży (po remoncie torów). Nie wiadomo jaki stosunek będzie miała nowa ekipa do tego typu połączeń.
Ostatnią kwestią jest drogi Białystok – Augustów. Po wybudowaniu „Via Baltici” w 2021 roku będzie można do granicy z Litwą dojechać nowiutką drogą, ale przez Suwałki, Szczuczyn, Łomżę oraz Ostrów Mazowiecką. Z perspektywy Białegostoku w połączeniu z Suwałkami ta droga jest bezużyteczna. Trochę lepiej będą mieli mieszkańcy Augustowa, którzy także zostali wykluczeni z tej inwestycji, ale do Via Baltici przebiegającej przez Raczki mają całkiem nie daleko.
Inną kwestią jest budowa „Via Carpatii”, która ma powstać do 2025 roku. Prowadzić ma od Choroszczy przez Dobrzyniewo, Knyszyn, a dalej „Via Balticą”. Jednak znów z Białegostoku do Augustowa będzie to „na około”. Dlatego na pewno w pewnym momencie zostanie poruszony temat dotyczący obecnej, kiepskiej krajowej ósemki, którą jazda między Katrynką a Augustowem to straszna męczarnia. I tutaj będzie mógł się wykazać zarząd województwa.
Infrastruktura jest bardzo ważna, lecz nie należy zapominać, że najważniejszy jest rozwój gospodarczy. A Podlaskie naprawdę ma kogo gonić, nie jesteśmy liderami, a nasze województwo to wciąż miejsce, z którego się wyjeżdża aniżeli przyjeżdża. Miejmy nadzieję, że nowa ekipa zacznie coś w tym kierunku robić.
Kontynuując przeglądanie strony, zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu. Ustawienia prywatnościOK
Polityka prywatności i cookies
POLITYKA PRYWATNOŚCI
Szanujemy prawo użytkowników do prywatności. Dbamy, ze szczególna troską, o ochronę ich danych osobowych oraz stosuje odpowiednie rozwiązania technologiczne zapobiegając ingerencji w prywatność użytkowników osób trzecich. Chcielibyśmy, by każdy Internauta korzystający z naszych usług i odwiedzający nasze strony czuł się w pełni bezpiecznie.
Dane osobowe po 25.05
25 maja 2018 roku wchodzi w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 roku tzw. RODO. Nowe prawo nakłada na nas obowiązek uzyskania Twojej zgody na przetwarzanie przez nas danych osobowych podawanych przez Ciebie w zaszyfrowanych plikach cookies.
Przetwarzamy dane użytkownika, za jego zgodą, m. in. w celu analitycznym. Dane te pomagają nam w określeniu upodobań użytkowników, a tym samym – doskonaleniu kierowanej do nich artykułów.
Cookies – jak działają
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.
Zaufani partnerzy
Dane o Użytkownikach przetworzone w postaci profili marketingowych są udostępniane podmiotom trzecim, jednak żadne dane umożliwiające bezpośrednie zidentyfikowanie osób nie są przechowywane ani analizowane. W zakresie, w jakim Dane udostępniane są podmiotom trzecim, Użytkownik, który nie chce aby dane o ich odwiedzinach były przekazywane temu podmiotowi może w dowolnym momencie wyłączyć.
Lista zaufanych partnerów
1. Google Ireland Limited (usługa AdSense, usługa Analytics)
2. Facebook.com (komentarze pod artykułami)
Na naszej stronie używane są ciasteczka firmy Google Ireland Limited będącej naszym partnerem. Ciasteczka te służą przede wszystkim do analizy oglądalności stron internetowych w Polsce i oceny skuteczności działań reklamowych. Użytkownik może w każdym czasie zrezygnować z korzystania z tego rodzaju plików wybierając odpowiednie ustawienia w swojej przeglądarce.
Wyświetlanie reklam
Zasadą działania Portalu jest możliwość darmowego czytania artykułów dla użytkowników. Aby zapewnić sprawne działanie systemu musimy zapewnić odpowiedni poziom usług (serwery, administracja itp.) co niestety wiąże się ze sporym kosztem. Dlatego na portalu obecne są reklamy. Staramy się, aby profil reklam odpowiadał zainteresowaniom użytkowników, aby były one użyteczne i przyczyniały się do możliwości zdobycia dodatkowej wiedzy o interesujących produktach i usługach.
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.