Ponownie można podglądać orlika krzykliwego

Podglądanie ptaków przez internet staje się coraz modniejsze. Dla wielu to jedyna forma relaksu. Szczególną popularnością cieszą się bociany. W nadleśnictwie Rudka ponownie zainstalowano zaś kamery obserwujące orliki krzykliwe w ich gnieździe. Wszystko stało się pod czujnym okiem pracowników Instytutu Biologii Uniwersytetu w Białymstoku.

 

W zeszłym roku przed ekranami komputerów popisy orlików zgromadziły kilkanaście tysięcy widzów. Orlik krzykliwy to gatunek chroniony, wymieniony w Polskiej czerwonej księdze zwierząt jako wymagający szczególnej uwagi. W Polsce według szacunków odnajdziemy 2700 par tych ptaków, co stanowi 15% światowej populacji. Na zimę emigruje na południowe krańce Afryki, a do naszego kraju nad Wisłą wraca w okolicach kwietnia.

Korniki mnożą się na potęgę w Puszczy

Kwiecień i maj to ulubione miesiące kornika. Przypada bowiem wówczas okres jego rui. Jej początek uzależniony jest od pogody. Owad rozmnaża się powyżej temperatury 14 stopni. Jako że jeszcze na początku maja mieliśmy przymrozki, ruja musiała być odłożona w czasie. 

 

W ciągu tylko trzech ostatnich dni leśnicy odłowili ponad 164 litry korników. Przekłada się to na ponad 6, 5 mln owadów. Warto wspomnieć, że w całym poprzednim roku do pułapek trafiło 205 litrów korników. Wnioski nasuwają się same. Populacja kornika zwiększa się. Należy więc szybko usuwać drzewa opanowane przez owady. Inaczej pozostałe rośliny będą w wielkim zagrożeniu.

 

Jak leśnicy przechwytują korniki? Do tego celu używają pułapek z feromonami. Nasączona nimi płytka działa jak magnes. Jednak zwabienie owadów do pułapki nie rozwiąże problemu. Wiele z nich zimuje w ściółce i pod korą drzew. Dlatego też pułapki służą bardziej do obserwacji niż to bezpośredniej walki ze szkodnikiem.

Jak nazwać ulicę? Rzućmy monetą!

W całym kraju trwają zmiany nazw ulic. Na samorządach wymusza to bowiem ustawa dekomunizacyjna. Do niecodziennej sytuacji z tym związanej doszło w Suwałkach. O nowej nazwie ulicy zdecydował bowiem rzut monetą.

 

Zarówno mieszkańcy ul. Mareckiego jak i Paweckiego zażyczyli sobie, aby od tej pory bytować przy ulicy Pogodnej. Taką propozycję nazwy zgłosili w czasie konsultacji społecznych. Była to jedna z wielu opcji, ale wyniki głosowania były jednoznaczne. Pogodna przypadła większości zainteresowanych do gustu. Problemu można byłoby uniknąć, gdyby władze nie pozwoliłyby na dublowanie się propozycji. Mądry Polak po szkodzie.

 

Urząd zorganizował z mieszkańcami obu ulic specjalne spotkanie. Spór trzeba było rozstrzygnąć. Zainteresowani nie zgodzili się na ponowne głosowanie, przedłużenie ulicy i zmianę numeracji czy zwykłe ustępstwo. Postanowiono zdać się na ślepy los. Zdecydowano się na rzut monetą. Wszyscy wstrzymali oddech. Czas jakby stanął w miejscu. Po chwili u jednych zagościła euforia, u drugich gorycz i rozczarowanie. Zwyciężyli mieszkańcy ulicy Paweckiego. Przegrani od tej pory zamieszkają na ulicy…Zgodnej.

 

Bociany najeżdżają wieś

Kiedyś we wsi Nowogrodzkie w powiecie wysokomazowieckim było tylko jedne bocianie gniazdo na stodole jednego z gospodarzy. Teraz zajęte są słupy elektryczne, kominy czy latarnie. Jednym słowem – inwazja! Takiego zlotu bocianów nie pamiętają najstarsi mieszkańcy miejscowości. Dlatego też proponują zmienić nazwę osady na ”Bocianogrodzkie”.

 

Sąsiednie wsie nie cieszą się taką popularnością wśród ptaków. W czym tkwi fenomen miejscowości ciężko powiedzieć. Uważa się, że wszystko to zasługa licznych ekologicznych gospodarstw. Nie mamy pojęcia czy przekłada się to w jakiś sposób na to, czy żaby są smaczniejsze. Tak czy siak, bocianom deserów na wsi nie zabraknie.

 

Nikt nie ma nic na przeciwko nieco większej ilości bocianów niż zwykle. Trzeba jedynie trochę po nich posprzątać. Na ulicach bowiem pełno jest patyków z gniazd.  Warto wspomnieć, że przeciętne gniazdo waży ok. pół tony.  Naukowcy uważają, że w środowisku bocianów mamy do czynienia z wyżem demograficznym. Czy ich obecność przyczyni się do zwiększenia populacji wsi? Miłośnicy wierzeń ludowych z pewnością zacierają ręce. Ciekawe co na to kobiety…

Młodzi poszli na Grabarkę

Od wczoraj trwają spotkania tegorocznych maturzystów na Świętej Górze Grabarce. Ich organizatorem jest Bractwo Młodzieży Prawosławnej.  Uczestniczą w nim nie tylko pielgrzymi z Polski, ale także z Gruzji, Rosji Estonii, Rumuni, Słowacji oraz z Syrii i Islandii. Jest to dobra okazja do wymiany poglądów i doświadczeń. Myślą przewodnią 38. spotkań są słowa apostoła Tymoteusza “…wiem, komu zawierzyłem i pewien jestem tego, że On jest w mocy zachować to, co mi powierzono do owego dnia”.

 

Spotkanie rozpoczęło się wspólnym nabożeństwem oraz poświęceniem wody w studni przy Świętej Górze. Został ustawiony wielki drewniany krzyż w intencji wszystkich przybyłych. Sobota to czas dyskusji w ramach warsztatów ”100 pytań do..”. Hierarchowie odkryją przed zainteresowanymi wszystkie tajemnice.

 

Jako że cerkiew pod wezwaniem ikony Matki Bożej Wszystkich Strapionych Radość, przeszła generalny remont,w niedzielę nastąpi jej ponowne wyświęcenie. Będzie to doskonale zwieńczenie pielgrzymki. Spotkania maturzystów są najważniejszą inicjatywą młodzieży prawosławnej w Polsce, odbywającą się nieprzerwanie od 35 lat. W latach 80-tych gromadziła ponad 3000 uczestników i była największym spotkaniem młodzieży prawosławnej w Europie i na świecie. W ciągu 35 lat historii w Paschalnej pielgrzymce wzięło udział blisko 50 tys. młodych osób.

W Białymstoku dbają o jeże

To jedyne takie miejsce w Polsce a drugie w Europie. Stowarzyszenie ”Nasze Jeże” od kilku lat prężnie działa w Białymstoku. Choć nie posiada wielu członków, swym entuzjazmem zarazi nie jednego miłośnika przyrody.

 

Jeże w teorii znajdują się pod ścisłą ochroną. No właśnie, w teorii! Praktyka wygląda całkowicie inaczej. Setki zwierząt ginie pod kołami samochodów, gdy chcą przejść przez ulicę. Zagranicą bez trudu odnajdziemy znaki drogowe informujące o przebiegających jeżach. U nas próżno ich szukać.

 

Niebezpieczeństwa czyhają ich również na podwórkach. Kosiarki czy nawet środki chemiczne to dla jeży ogromne zagrożenie. Zranione zwierzę na szczęście może liczyć na pomoc stowarzyszenia. Powołano bowiem do życia Ośrodek Rehabilitacji Jeży gdzie mogą pod opieką fachowców dojść do siebie. Pracownicy przenoszą również zwierzęta to bardziej przyjaznych warunków. Tylko zabezpieczenie naturalnych siedlisk jeży może je ochronić przed działaniami człowieka. Każdy nowo wybudowany odcinek drogi to dla nich kolejny cios w plecy.

Jak zaoszczędzić w Augustowie? Wyrób Kartę Turysty!

Rewelacyjna wiadomość dla wszystkich odwiedzających kurort. Jeśli planujemy pobyt dłuższy niż 3 dni i wniesiemy opłatę uzdrowiskową możemy ubiegać się o Kartę Turysty. Wystarczy tylko udać się do Centrum Informacji Turystycznej.  Parę chwil i gotowe! W naszym portfelu zostanie więcej środków, które przeznaczymy na przyjemności. Opłatę uzdrowiskową lub miejscową należy wnieść za pobyt z góry w obiekcie noclegowym, w którym dany turysta się zatrzymuje. Maksymalny koszty takiej opłaty to 4 zł.

 

Jakie korzyści płyną z posiadania Karty? W lipcu i sierpnia czekać będzie na nas bezpłatna komunikacja miejska. Skorzystamy też z rabatów na przejażdżkę katamaranem czy statkiem Żeglugi Augustowskiej. Dużo taniej wynajmiemy sprzęt wodny i zwiedzimy muzeum. Również restauracje i kina oferują korzystne zniżki dla posiadaczy karty. Nic tylko korzystać.

 

Każda Augustowska Karta Turysty posiada nadrukowany indywidualny numer, imię i nazwisko użytkownika, termin pobytu oraz numer kwitariusza, na podstawie którego została wydana Karta. Do każdej Karty dołączona zostanie dwustronna broszura informacyjna z listą Partnerów i informacją o wysokości zaoferowanych przez nich zniżek i rabatów.

 

5 ciekawostek o Brańsku, o których mogłeś nie słyszeć

Brańsk to niespełna czterotysięczne miasteczko, oddalone od Bielska Podlaskiego o 24 km. Posiada niezwykłą bogatą historię, której niejedna większa miejscowość może pozazdrościć.

 

1.  Z Brańska pochodzi najstarszy pochówek szkieletowy w tej części Polski. Na tereny obecnego miasta człowiek zawędrował 10 tys lat temu. Osadnictwo istniało przez cały okres starożytności. Do tej pory w Brańsku i jego okolicach odkryto kilkadziesiąt stanowisk archeologicznych. Na kilku z nich prowadzone były krótkotrwałe prace badawcze. W samym regionie nie przeprowadzono jednak do tej pory kompleksowych badań wykopaliskowych.

 

2. W 1264 pod Brańskiem rozegrała się wielka bitwa między Jaćwingami a wojskami księcia sandomierskiego Bolesława Wstydliwego. Trwała ona kilkanaście godzin. W jej wyniku zginął wódz Jaćwingów nazywany Komatem. Został on przebity sztyletem. Tym samym zakończyły się czasy łupieżczych wypraw tego plemienia. Na przylegającym do miasta wzgórzu prawdopodobnie pochowano Komata, a od jego imienia nazwano uroczysko. Miejsce to upamiętnia polny głaz i tablica informacyjna.

 

 

3. W 1526 r. ustanowiono dosyć nietypowy rekord. W ciągu kilkunastu minut, miejski kat o pieszczotliwym imieniu Michałko, ściął 26 głów. Taki los spotkał szlachciców, którzy lubili rabować i pozbawiać czci kobiety. Gdy pierwsze głowy zaczęły spadać, na horyzoncie pojawił się królewski wysłannik z listem ułaskawiającym.  W słońcu lśniły czerwone pieczęcie, na miejscu egzekucji zaś krew. Sędzia, mając świadomość, że jeździec niesie dla niego niekorzystne wieści, przybliżył się do kata i szepnął mu do ucha ”Śpiesz się Michałku”. Ten wziął sobie słowa do serca. Wieść o zręczności kata szybko obiegła kraj. Powstało nawet powiedzenie: ”A bodaj Cię kat brański oprawił”

 

 

4. W Brańsku doszło do jedynego na Podlasiu wystąpienia dekabrystów. Kim właściwie oni byli? Pod tą nazwą kryją się rosyjscy rewolucjoniści szlacheccy, w większości młodzi oficerowie, którzy dążyli do zniesienia jedynowładztwa cara i oparcia władzy w Rosji o zasady konstytucyjne. Pierwsze wystąpienie rewolucjonistów miało miejsce w grudniu 1825 r.  W Brańsku do zrywu dekabrystów doszło w styczniu.  Oficerowie i żołnierze stacjonującego tutaj batalionu saperów Samodzielnego Korpusu Litewskiego, odmówili złożenia przysięgi na wierność carowi Mikołajowi I. Bunt stłumiono, a przywódców, po złagodzeniu wyroków śmierci, zesłano na Syberię

 

5. To właśnie w Brańsku posłem na sejm walny został wybrany późniejszy król Polski, Stanisław August Poniatowski. Miasto przez wieki stanowiło istotny ośrodek administracyjny. Dzięki temu na przestrzeni dziejów gościło wielu monarchów – Władysława Jagiełłę, Kazimierz Jagiellończyka, Zygmunta I Starego z królową Boną. Ta ostatnia ufundowała szpital i przytułek dla ubogich.

 

Bestia z Puszczy atakowała w dzień i w nocy

Puszcza Białowieska od wieków pełna była dzikiej zwierzyny. Na polowania zjeżdżali ważne osobistości – królowie, carowie i inni. Jedną z najbardziej cennych zdobyczy był niedźwiedź. Mięso, sadło, cenna skóra, ale przede wszystkim satysfakcja z powalenia zwierza zachęcała do łowów.

 

Każde polowanie obarczone było wielkim ryzykiem. Bestia może być nieobliczalna, a że zwierzę nie dba o to czy atakuje króla czy zwykłego wieśniaka, to i monarchom nie raz mocno się obrywało. Tak też było z Augustem II, który tylko dzięki swej zwinności wyszedł cało z opresji.  W 1791 roku, polujący w Puszczy ks. Józef Poniatowski w pewnym momencie został zaatakowany przez rozjuszoną niedźwiedzicę. Z opresji wybawił myśliwego strażnik Marcin Hołota. W nagrodę otrzymał on 100 złotych dukatów. Odwaga się opłaciła.

 

 

Populacja niedźwiedzi zaczęła maleć pod koniec XVIII. Miało to związek z ochroną innej zwierzyny leśnej. Podjęto decyzję o odstrzale. Trwał on niemal ćwierć wieku. Urzędnicy wpłacając do kasy rządowej niewielką kwotę mogli bez problemu polować na każdego drapieżnika. Zwykli kłusownicy też dorzucili swoje cztery grosze. Musiało minąć wiele lat nim populacja mogła się odrodzić. Nie stało by się tak gdyby nie rosyjski rząd, który zakazał posiadania broni na terenie lasów.

 

W Puszczy nieraz dochodziło do starcia tytanów. Żubry nie znoszą gdy ktoś wchodzi na ich terytorium. Dlatego też walki z niedźwiedziami odnotowywano bardzo często. Być może, gdyby niedźwiedzie przetrwały, to one nosiłyby miano Króla Puszczy. Zdecydowana większość pojedynków to bowiem ich zwycięstwo. W 1846 jeden z nich w ciągu jednego dnia powalił ponad pięć żubrów. Każda walka pustoszyła okolicę. Połamane gałęzie, zagłębienia w ziemi, zniszczone krzaki – taki krajobraz pozostawiali po sobie drapieżniki. Niedźwiedzie z tego okresu uznaje się za niezwykle agresywne. Zabijały liczne sztuki bydła dla sportu, nie dla pożywienia. Ostatni niedźwiedź naturalnie występujący w Puszczy został powalony w 1878 r. 

 

Próby odtworzenia populacji podjęto przed II Wojną Światową. Sprowadzane z Białorusi ciężarne osobniki trzymano wpierw w klatkach. Dzięki dużym otworem młode mogły spokojnie wyjść z niej i zapuścić się w głąb lasu, gdzie uczyli się życia w dziczy. Dla mieszkańców okolicy wprowadzono zakaz zabijania zwierząt, jeśli te zbliżyłyby się do zabudowań. Na prośbach się jednak kończyło. Misie często zapuszczały się do domowych gospodarstw. Nie obyło się bez ofiar. 

 

Gdy nastała już wojna nowi niemieccy ”zarządcy” Puszczy wpuszczali do niej wszystkie niedźwiedzie, które odebrali wędrownym cyganom. Wzbudzały one strach. Nie były przystosowane do zdobywania pożywienia w sposób samodzielny. Uważano, ze okupanci w ten sposób chcą odstraszyć miejscowych od pomocy partyzantom. Drzwi nawet zawiązywano łańcuchami w obawie przed włamaniem. Brzęk przypominał zwierzętom czasy niewoli, przez co się oddalały w głąb Puszczy. Strach był jak najbardziej uzasadniony. Zwierzę zabiło bowiem matkę z dzieckiem gdy Ci zbierali maliny w lesie. Ludzie odpłacali im tym samym. W ruch szły siekiery i inne ostre narzędzia. 

 

 

Czasy Wojny przeżyły 4 osobniki – samiec, samica i cztery młode. Ostatnie polskie niedźwiedzie widziano w 1959 roku na terenie Puszczy Lackiej, która obecnie wchodzi w skład Puszczy Białowieskiej. Pojedyncze osobniki wkradały się do nas z głębi Związku Radzieckiego. W maju 1963 roku odnotowano przypadek przywędrowania jednego osobnika. Przekroczył on granicę państwową, pokręcił się  około tygodnia i następnie udał się na wschód.

 

Z nieba spadł deszcz krwi. Czy ma to związek z miejscem mocy?

Choć o Pana Eugeniusza upomniały się niebiosa, pamięć po nim żyje wśród mieszkańców wsi Skiwy Małe, leżącej nieopodal Siemiatycz. Długo przetrwa też jego dzieło – prywatne miejsce mocy. Oznak wyjątkowości działki rolnej było wiele. Mimo że w pobliżu nie ma dębów, na polu zasiały się same.  Dlatego też teren miejscowi nazywają ”dębitką”. Dziwnie zachowywało się też ptactwo. Stado bocianów niejednokrotnie raptownie zmieniało kierunek lotu, okrążając miejsce. Inne zwierzęta po prostu kochały się tam wylegiwać. 

 

Jako, że Pan Eugeniusz od lat zajmował się radiestezją, postanowił sprawdzić rozmiary promieniowania. Uznaje się, że miejsca mocy wykazują 18 tys jednostek w tzw. skali Bovisa. Na polu norma ta została znacznie przekroczona – 28 tys. jednostek. Z dnia na dzień, co dziwne,  promieniowanie jeszcze rosło. Coś było trzeba z tym zrobić.

 

Rozwiązanie przyszło we śnie. Tajemniczy głos nakazał mu usypać kopiec a z kamieni stworzyć spiralę. Tak też uczynił. Zajęło mu to kilka dni, mimo że kilka dni wcześniej wyszedł ze szpitala. Starannie wyselekcjonowane kamienie pan Eugeniusz sprowadził ze żwirowni. Największe z nich waży ponad 100 kg, ale nie sprawiały żadnego problemu przy transporcie. Budowa kręgu skończyła się 26 lipca, co jest pierwszym dniem w roku kalendarza Majów. Przypadek?

 

Promieniowanie wzrastało w szybkim tempie. W pewnej chwili zbliżyło się do poziomu, jaki znamy w czakramu na Wawelu – 120 tys. jednostek. Pan Eugeniusz postanowił skonsultować się ze specjalistami. Okazało się, że jego pomiary były całkowicie prawidłowe. Sytuację ustabilizowało dołożenie do kopca kolejnych warstw ziemi. Dołożone zostały też dodatkowe kamienie.

 

Gdy kopiec został usypany, w okolicy doszło do ciekawych zjawisk. Ze żwirowni zniknęła woda, na łąkach pojawiły się zaś lecznicze rośliny. Z pól pouciekały nawet krety. Na ptaki zaś miejsce działało jak magnes. Całe stada zlatywały bowiem nad kopiec. Często w pobliżu miejsca mocy przestawały działać urządzenia elektroniczne. Trudno było więc zrobić zdjęcie dla kręgu. Nad kopiec przychodzili oczywiście miejscowi, w celu naładowania akumulatorów. Niektórzy mieli nawet prorocze wizje.

 

Skąd pochodzi niespotykana siła miejsca. Przypuszcza się, że zamieszkujący dawniej owe tereny Celtowie, stworzyli tam miejsce kultu. Ziemia była więc świadkiem wielu rytuałów. Co ciekawe, Sikwy Małe znajdują się w jednej linii prostej z innymi cudownymi lokalizacjami. Jest to chociażby Koterka, gdzie ukazała się Matka Boska, czy też Grabarka, pełniąca rolę Jasnej Góry prawosławia. W niewielkim oddaleniu od wsi odnaleźć można wzgórek. Chodzą słuchy, że spoczywa tam celtycki książę. Inni są przekonani, że mogiła pochodzi z okresu szwedzkiego potopu.

 

Na owym wzgórku pewien mężczyzna wykopał miecz. Nocą przyśnił mu się właściciel oręża, rozkazując zanieść je na miejsce. Odkrywca skarbu nie zamierzał jednak tego czynić. Od tej pory nawiedzała go tajemnicza siła. Przedmioty latały, szafki same się przesuwały. Odpowiedź wysuwa się sama – to sprawka ducha. Mężczyzna nie mógł znieść życia w strachu i postanowił odnieść miecz na wzgórz. Poskutkowało. Hałasy ustały.

 

W okolicy obecnego kopca w latach 50. doszło do niewytłumaczalnego zjawiska. Stało się to 24 czerwca, w dniu św. Jana. W słoneczny dzień znikąd pojawiła się ciemna chmura, ale zamiast zwykłego deszczu, z nieba spadła gęsta krew. Opad był tak duży, że miejscowy potok cały zabarwił się na czerwono. Mieszkańcy uznali, że doszło do cudu. Na pamiątkę tego wydarzenia postawiono krzyż.

 

Na Podlasiu istnieje wiele miejsc mocy. Wiele z nich czeka na odkrycie. Być może jedno z nich znajduje się właśnie na twej działce! Szukajcie, a znajdziecie…

Chcieli sprawdzić, czy prorok mówi prawdę. Postanowili go ukrzyżować.

Co byście zrobili gdyby przemówił do Was tajemniczy głos? Czy byście go posłuchali? A może uznalibyście to za objaw szaleństwa? Wątpliwości nie miał w latach 20. Eliasz Klimowicz z Grzybowszczyzny. Usłyszawszy, że ma zbudować cerkiew, nie zawahał się. Dla prostego niepiśmiennego chłopa ukazywała wielokrotnie się Matka Boska, która miała powierzyć mu ważne zadanie.

Miejscowi nie skąpili datków na stworzenie świątyni. Po błogosławieństwo udał się aż do Zatoki Fińskiej. Tam bowiem rezydował Joan Kronsztadzki, który był spowiednikiem carów. Plany jednak musiały być szybko zweryfikowane. Nadeszła I Wojna Światowa. Mieszkańców wsi przesiedlono, a w rodzinne strony powrócili dopiero kilka lat po zakończeniu działań. Cerkiew stanęła na nogi dopiero w 1929 r.

Eliasz przez pewien czas był zakonnikiem, który przybrał imię Joan. Nie mogąc patrzeć na zepsucie dostojników zrzucił jednak habit i to w sposób widowiskowy. Otóż gdy usłyszał, że ma zakaz odprawiania nabożeństw, zrzucił swe szaty i ze złości zaczął po nich skakać. Cerkiew zamknął na amen. Zdecydował się postawić nową świątynię w nowym założonym przez siebie mieście.

Nową osadę nazwał Wierszalinem. Tam na 40 ha miała być stolica świata. Kiedy? Gdy już świat stanie w obliczu apokalipsy i utonie w morzu ognia. Nie każdy jednak mógł tam znaleźć schronienie. Trzeba było odznaczać się sprawiedliwością, wiernością i uczciwością. W planach była budowa domów, wiatraka, szpitala i cerkwi na wzgórzu. Na każdym rogu miały zaś stanąć klasztory. W rzeczywistości wszystko wyszło trochę skromniej.

Szukający ocalenia ludzie zjawiali się tłumnie przyciągani wiarą w przepowiednie. Przybywali choćby z Wołynia czy Gródka.  Mimo, że nigdy nie mówił o konkretnej dacie zagłady, przewijała się plotka, że koniec nastąpi w czerwcu 1936 r.  Gdy termin minął ludzi ogarnęła niepewność. Wielu z nich zostawiła bowiem cały swój majątek. Dowodem na to, że Eliasz mówił prawdę, miała być pewna próba.

Ciągnąca się polnymi drogami procesja szła ukrzyżować nowe wcielenie Chrystusa. Ludzie uznali, że pierwsze odkupienie nastąpiło już zbyt dawno. Dlatego też należy złożyć nową ofiarę. Pewnie ciężko to sobie wyobrazić. Żniwa, piękne krajobrazy i chęć dokonania krwawego rytuału. Brzmi jak scena z horroru. Do ukrzyżowania jednak nie doszło. Eliasz zdążył się ukryć w kopcu ziemniaków.

Minęły 3 lata a ”koniec świata” jednak nastąpił. Wybuch konflikt zbrojny na masową skalę. Prorok zaginął. Jedni uważają, że został rozstrzelany przez komunistów, drudzy skłaniają się do wersji z wywózką na Sybir. Jedna z teorii spiskowych mówi o tym, iż przeżył wojnę, stając się nawet doradcą Bieruta.

Gdzie podziało się serce króla? Trop prowadzi do Knyszyna.

Lato 1572 r. Nad centrum kraju nadciągnęło morowe powietrze. Na ulicach Mazowsza roi się od ciał. Cały orszak króla Zygmunta Augusta ucieka na wschód. Monarcha jest również ciężko chory. 16 koni ciągnie ile sił łoże królewskie do jego ulubionej rezydencji w Knyszynie. Tumany kurzu unoszą się na drogach. Wszyscy walczą z czasem. Z minuty na minutę głowa państwa słabnie.  Na miejsce docierają 6. lipca. Zaufany lekarz zwany Piotrem Fizykiem namawia króla do ostatniego namaszczenia. Wybija godzina 18. Ostatnia w życiu ostatniego z Jagiellonów.

 

Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki wszyscy zaufani doradcy króla rozpłynęli się w powietrzu. Nikt nawet nie przykrył ciała. Dopiero biskup krakowski zlitował się nad nieboszczykiem. Został zrobiony całun, na palec wsunięto drogi kamień, na szyi zawieszono zaś złoty krzyż. Ciało zostało przetransportowane do Tykocina, gdzie umieszczono je w …lochach. Wszystko przez szalejącą epidemię. Dopiero zimą przeniesiono trumnę do sali zamkowej. Tradycja zakazywała grzebać zmarłego monarchę, póki jego następca nie postawi nogi na polskiej ziemi. Zygmunt August spoczął obok swojego ojca na Wawelu.

Tam jednak nie odnajdziemy serca króla. Złożono je do specjalnej urny, umieszczonej w kamiennym sarkofagu ustawionym w knyszyńskim kościele, który mieścił się na rynku. Drewniana świątynia z czasem zaczęła się rozpadać. Konieczna była rozbiórka. Ze starego kościoła została właśnie urna z sercem monarchy. Sarkofag prawdopodobnie bywał wykorzystywany jako ołtarz. Obok niego pojawiły się drewniane krzyże, a także dzwonnica. Wokół powstało również targowisko, na którym co czwartek handlowali okoliczni mieszkańcy. Władze zaborcze widząc zamieszanie podjęły decyzję o uporządkowaniu rynku. Dzwonnicę zburzono a urna przepadła bez wieści.

 

Cześć historyków twierdzi, że urnę można odnaleźć w podziemiach murowanego kościoła w Knyszynie, który to zlokalizowany jest kilkadziesiąt metrów od starej drewnianej świątyni. Wszelkie tropy prowadzą do podziemi. Ponoć przed laty widniał tam napis: ”Kto mnie tu zamknął, ten mnie otworzy”.  W XIX w. w kościele pod naciskiem tłumu załamała się podłoga. W podziemiach odnaleziono jedynie trumnę zmarłego na początku wieku księdza. Natomiast w latach 80. XX w. w czasie prac remontowych odpadł ze ściany wielki kamień. Tym samym odsłonił wejście do krypty. Znajdowały się w niej resztki trumien szczątki ludzkie. Obecności urny nie odnotowano.

 

Inne ślady prowadzą do kościoła w Krypnie ufundowanego przez Krasińskich. W murze otaczającym świątynie znajdowała się tablica z informacją, że jego granitowe fragmenty pochodzą z sarkofagu Zygmunta…Starego. Do XIX w. krążył bowiem błędny przekaz, że w urnie znajduje się serce ojca ostatniego z dynastii. Ksiądz Walentynowicz, który zajmował się porządkowaniem otoczenia świątyni, mógł znaleźć urnę w pałacu Krasińskich. Uważa się, że to właśnie oni zaopiekowali się sarkofagiem po XIX – to wiecznym remoncie knyszyńskiego rynku. 

 

Czy urnę uda się kiedykolwiek odnaleźć? Tego nie wie nikt. Jeśli została zniszczona i wyrzucona szanse na to są niewielkie. Trzeba jednak mieć nadzieję.

 

Palestyna leży bliżej niż myślicie

Zbliżała się wielka wojna. Kilku Żydów z Sokółki, mieszczącej się tuż przy granicy z obecną Białorusią, założyło niewielką osadę. Nazwali ją…Palestyna. Ich głównymi zajęciami była uprawa ziemi i ogrodnictwo. Do dnia dzisiejszego przetrwały liczne sady.

 

Gdy nastały lata 30-te, wyznawcy judaizmu w obawie przed represjami wyemigrowali za Ocean i do właściwej już Palestyny. Ostatni Żyd opuścił wieś w 1937 r. Wielu mieszkańców jednak przez lata nie zapomniała języka swych przyjaciół.

 

Władzom komunistycznym nazwa kolonii nie była na rękę. Mieszkańcy jednak trwali przy swoim i za nic nie chcieli jej zmienić. Opór się opłacił. Co raz na wsi pojawiają się goście z Ameryki, którzy pragną odwiedzić swoich przodków.

Od 17 czerwca ruszają pociągi do Walił

W lipcu zeszłego roku po 16 – stu latach powrócił pociąg na linii Białystok – Waliły, kursujący przez Puszczę Knyszyńską. O wybuchu euforii nie ma co mówić, ale w ciągu niespełna trzech miesięcy z przejazdów skorzystało ponad 2500 osób. Teraz pociągi, a dokładnie dwie pary pociągów, będą jeździły już od 17 czerwca. Swą pracę zakończą w połowie października. Kursy zostały dofinansowane przez wszystkie gminy leżące na trasie. Liczą one na ożywienie turystyczne.

 

Cieszą się też oczywiście miejscowi. Łatwiej dojadą do weekendowej pracy czy na zakupy do stolicy Podlasia. Mają nadzieje, że już w następnych latach linia przybierze regularny charakter. Trasa liczy 36 km a jej przejechanie zajmuje niespełna 50 min.  Skład będzie zatrzymywał się na stacjach Białystok Fabryczny, Kuriany, Zajezierce, Żednia, Sokole i Waliły. Dodatkowe połączenia będą uruchomione 14 i 29 lipca. Ma to związek z muzycznymi festiwalami.

koń, bałachowcy

Bałachowcy. Skąd się oni wzięli?

Bałachowcy to byli żołnierze armii generała Stanisława Bułak-Bałachowicza. Był on generałem majorem Białej Armii oraz także dowódcą ochotniczych oddziałów białoruskich walczących w składzie Wojska Polskiego II RP w 1920 i 1939 r. Umarł w trakcie II wojny światowej w 1940 r.

Bałachowcy i ich pochodzenie

Na terenie Puszczy Białowieskiej została rozwiązana białogwardyjska dywizja gen. Stanisława Bułak-Bałachowicza. W jej szeregach byli głównie kozacy syberyjscy. Od imienia dowódcy nazwano nowych przybyszy. W tym właśnie czasie wytworzyło się też w Hajnówce społeczeństwo różnojęzyczne, wielogwarowe i zróżnicowane pod względem religijnym. Warto jednak wspomnieć, że przed wojną nie było tu ani jednej cerkwi – pierwsza hajnowska cerkiew została poświęcona 11 października 1942 r., a więc w czasie okupacji hitlerowskiej.

Zapewnione osiedlenie w Puszczy Białowieskiej

Generałowi, któremu przyznano obywatelstwo polskie, oraz jego żołnierzom zagwarantowano także możliwość osiedlenia się na stałe w Polsce. W początkowym etapie tego procesu, 12 tysięcy żołnierzy i oficerów zostało internowanych i umieszczonych w obozach. Wśród internowanych przeprowadzano działania agitacyjne. Ich celem było też zachęcenie ich do dołączenia do nowo tworzonych oddziałów robotniczych, które miały działać w Puszczy Białowieskiej. Te oddziały miały za zadanie prowadzić prace wyrębu drzew oraz wywózki surowca drzewnego. Agitacja prowadzona przez władze przyniosła pewne rezultaty, ponieważ część internowanych zdecydowała się na wyjazd i aktywne uczestnictwo w tych oddziałach, może widząc w tym szansę na lepszą przyszłość oraz integrację z społeczeństwem polskim.

Część bałachowców zgodziło się na osiedlenie

Na wyjazd zdecydowało się kilka tysięcy żołnierzy. W 1921 r. w okolicach Puszczy Białowieskiej osiedliło się 2200 Bałachowców. Zamieszkiwali i pracowali przy transporcie leśnym. Setki Bałachowców osiedliło się w Hajnówce, Czeremsze, Narewce i w innych miejscowościach Puszczy Białowieskiej. Osiedlając się w tych obszarach, przyczynili się do kształtowania lokalnej społeczności i kultury. Ich obecność wniosła do tych regionów także specyficzne elementy kulturowe, tradycje oraz język białoruski, który wpłynął na bogactwo etniczne regionu. W Hajnówce zasilali oni też załogi Fabryki Chemicznej, Terpentyny i Kolejek Leśnych. Zajmowali stanowiska najbardziej płatne i uprzywilejowane.

Rocznik Tatarski ma już 85 lat.

We wtorek obchodzono 85. rocznicę wydania pierwszego tomu Rocznika Tatarskiego. Obecnie funkcjonuje on pod nazwą Rocznik Tatarów Polskich. Do tej pory światło dzienne ujrzało kilkanaście publikacji.

Kalendarz muzułmański, wydany dzięki Muzułmańskiemu Związkowi Religijnemu, podaje informację, że prezentacja pierwszego rocznika miała miejsce w Wilnie 16 maja 1932 r. Praca nad nim trwała ponad 2 lata. Rocznik stanowi pismo o charakterze naukowym, literackim i społecznym. Zawiera teksty o kulturze, historii sporządzone przez wybitnych naukowców. Nie brakuje jednak teraźniejszych wątków. Mimo, że pismo przygotowywane jest z inicjatywy tatarskiej, mogą zainteresować wszystkich zainteresowanych  sprawami tatarskiej mniejszości.

Do wybuchu II Wojny Światowej ukazały się trzy tomy Rocznika. Reaktywacja nastąpiła dopiero w 1993 r. z inicjatywy Związków Tatarów RP. W 2006 r. wydania wstrzymano na skutek problemów finansowych. Wznowienie nastąpiło dzięki dotacji udzielonej przez Muzułmański Związek Religijny RP. Rocznik Tatarów Polskich to nie jedyne wydawnictwo tej społeczności. Ukazuje się także kwartalnik “Przegląd Tatarski” oraz “Życie Tatarskie”.

W kolonii mieszkało kilka osób i duch

Milewszczyzna to niewielka kolonia w gminie Korycin, składająca się tylko z trzech gospodarstw. Tylko w jednym z nich ktoś mieszka. Ale w osadzie zdaniem nielicznych mieszkańców był ktoś jeszcze – duch. Przeprowadzone w okolicy dawnego dworu wykopaliska odsłoniły szczątki 60-letniego mężczyzny.  Budujący dwór nie mieli pojęcia, że w miejscu tym spoczywają czyjeś zwłoki. Dlatego więc  na mogiłce stanął ganek. Jego grób został przeniesiony na cmentarz parafialny w Korycinie. Strachów więc nie będzie!

 

Prace archeologów wiążą się z planami utworzenia Parku Kulturowego Korycin. Ma on stanowić rekonstrukcje słowiańskiego  grodu, który istniał tam przed wiekami. W czasie wykopalisk na dnie fosy odnaleziono części drewna. Dzięki nim wiadomo, że pierwsza faza istnienia osady przypada 1000 lat wstecz.. Metr pod ziemią napotkano wykop na płody rolne pochodzący sprzed 300 lat. To jeszcze nie wszystko. Odnaleziono piwniczkę o dwumetrowej głębokości, a także naczynia ceramiczne.

 

W Korycinie wkrótce rozpocznie się budowa prasłowiańskiego grodziska. Będzie ono częścią parku kulturowego, którego łączny koszt powstania szacuje się na 4, 5 mln. zł. Osada powstanie dokładnie w miejscu gdzie według archeologów działali nasi przodkowie. Dzięki inwestycji przekonamy się, jak wyglądało ich codzienne życie. Zrekonstruowana zostanie brama wjazdowa, wały, mury z kamienia, a także najistotniejsze budowle. Nie zabraknie również ścieżek edukacyjnych.

 

 

Pomnik badacza i jego żon stanął w skansenie

W 50. rocznicę śmierci  Adama Chętnika, założyciela Skansenu w Nowogrodzie, na jego terenie postawiono pomnik-ławeczkę etnografa i jego dwóch żon. Data ich odsłonięcia to nie przypadek. Jako, że cała trójka była głęboko wierząca wybrano Święto Marki Bożej Fatimskiej. Warto przypomnieć, że obchodziliśmy okrągłą setną rocznicę objawień.

 

Adam Chętnik stawał na ślubnym kobiercu dwa razy. Pierwsza, Zofia Klukowska pomagała w budowie skansenu i w części go finansowała. Gdy A. Chętnik musiał się ukrywać mając dwa wyroki śmierci, sama zajęła się muzeum i robiła to doskonale. Zmarła w 1950 r. Pięć lat później związał się z Jadwigą Nowicką. Ona również kontynuowała dzieło, pełniąc funkcje kustosza. 

 

Pomnik Adama Chętnika przedstawia go trzymającego laseczkę i aparat fotograficzny. Tak właśnie został zapamiętany – chodził bowiem od domu do domu pytając i zbierając różne rzeczy. Pomniki ufundowały władze Łomży i powiaty: łomżyński i ostrołęcki, przy wsparciu marszałka województwa podlaskiego. Uroczystości przygotowało wspólnie z wieloma instytucjami i parafią w Nowogrodzie Towarzystwo Ochrony Dziedzictwa Kurpiowszczyzny im. A. Chętnika.

 

 

Przy urzędzie miasta znaleziono średniowieczną czaszkę

Jak to w życiu bywa, wiele znalezisk jest dziełem przypadku. Tak też było i tym razem. Jeden z mieszkańców Suraża, w czasie spacerów natrafił na niepokojący widok. Czaszka i kości nie jednego wprawiłyby w osłupienie, jednak mężczyzna zachował zimną głowę i wezwał policję. Co ciekawe szkielet znajdował się jedynie 200 m. od urzędu miejskiego.

Na miejscu pojawił się konserwator zabytków. Stwierdził on, że czaszka leżąca w niewielkim zagłębieniu zachowała się w bardzo dobrym stanie. Badania datują ją na XVI w. Znalezisko nie powinno jednak nikogo dziwić. Od wieków bowiem krążą pogłoski o istnieniu na tamtejszym obszarze kurhanów. W dokumentach można odnaleźć wzmianki, że cmentarzysko należało do Mazowszan.

Suraż to jedno z najstarszych miast na Podlasiu o bogatych dziejach. We wczesnym średniowieczu stanowił istotny ośrodek o charakterze administracyjnym. Świadczył o tym chociażby gród wzniesiony przez księcia Rusi Kijowskiej, Jarosława Wielkiego. Wielkość Suraża skończyła się na jakiś czas za sprawą najazdów krzyżackich, którzy to spalili zamek. Forteca została odbudowana dopiero pod koniec XVI w. dzięki staraniom Królowej Bony.

Miasto już w XIX w. zainteresowało archeologów. Wielkie prace miały miejsce w okresie międzywojnia a nadzorował je dyrektor muzeum w Grodnie. Ziemia kryła i nadal kryje wiele pochówków, lecz upłyną lata zanim wiele z nich zostanie odnaleziona. 

kumpia

Kumpia najlepiej smakuje z chlebem razowym

Kumpia wieprzowa jest staropolską potrawą będącą nieodłącznym elementem wielu świątecznych stołów. Nie tylko łączy pokolenia w tradycyjnym przygotowywaniu i spożywaniu, ale także przenosi nas w czasie do korzeni polskiej kultury kulinarnej. Jej historia sięga głęboko zakorzenionych zwyczajów wiejskich. Tam przemyślane wykorzystanie dostępnych surowców i technik konserwacji mięsa było niezbędne dla przetrwania w trudnych warunkach codzienności.

Symbol kunsztu i umiejętności

Sercem kumpii jest łopatka wieprzowa, której zanurzenie w solance, uważanej za kluczowy składnik, nadaje potrawie jej charakterystyczny smak i aromat. Sól, oprócz funkcji konserwującej, nadaje kumpii delikatnie słonawą nutę, która idealnie komponuje się z bogactwem przypraw. Wędzenie, z kolei, to kolejny etap procesu, który nie tylko przedłuża trwałość potrawy, ale również nadaje jej niepowtarzalny smak i zapach. Oczywiście sercem kumpii jest łopatka wieprzowa. Nadaje ona potrawie jej charakterystyczny smak i aromat. Proces wędzenia nadaje jej niepowtarzalny smak i zapach, przenikając każdą jej warstwę.

Kumpia – symbol przetrwania tradycji i budowania więzi

Ale kumpia to nie tylko potrawa – to symbol kunsztu i umiejętności, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie.  To także czas, kiedy wspólnie uczestniczymy w tradycyjnych obrzędach kulinarnych, które budują więzi rodzinne i wzmacniają poczucie tożsamości kulturowej. Oczywiście kumpia to nie tylko potrawa – to symbol kunsztu i umiejętności, przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Żywa historia polskiej kuchni

Nie sposób pominąć znaczenia kumpii jako elementu kulturowego, który odzwierciedla bogactwo i różnorodność polskiej kuchni tradycyjnej. Jej przetrwanie na przestrzeni wieków świadczy o odporności polskich tradycji kulinarnej na upływ czasu i zmieniające się trendy. Nie sposób pominąć znaczenia kumpii jako elementu kulturowego, który odzwierciedla bogactwo i różnorodność polskiej kuchni tradycyjnej, oraz jako symbol odporności tradycji kulinarnej na upływ czasu i zmieniające się trendy. Kumpia, jako symbol polskiej kuchni tradycyjnej, jest nie tylko smakowitą potrawą, lecz również nośnikiem historii, tradycji i lokalnej tożsamości. Jej przetrwanie i popularność przez wieki świadczą o głębokich korzeniach kulinarnych w naszym społeczeństwie oraz o umiejętności adaptacji do zmieniających się warunków i upodobań.

5 faktów o Dworku Gubernatora w Białowieży

Tzw. Dworek Gubernatora stanowi najstarszy budynek w polskiej części Puszczy Białowieskiej. Wybudowano go 1 1845 r. Od lat tłumnie odwiedzany jest przez turystów. 

 

1. Obiekt powstał w miejscu dworu króla Augusta III Sasa.  Zatrzymywali się w nim znane postacie polityki, w tym sam car Aleksander II. Pierwszym gościem był  generał-gubernator Fiodor J. Mirkowicz, który przybył do puszczy na polecenie cara w związku z planowanym polowaniem na żubry.

 

2. Aby upamiętnić polowania w budynku powstało muzeum. Albumu dokumentujące łowy czy pamiątkowe puchary zostały wywiezione do Rosji w 1915 r. 

 

3. W okresie I Wojny Światowej Dworek pełnił funkcję szpitala a potem kasyna oficerskiego. Po odzyskaniu wolności stał się gospodą. Przez 5 lat budynek używany był również jako przedszkole. Dziś mieści się tu Ośrodek Edukacji Przyrodniczej Białowieskiego Parku Narodowego.

 

4. Na początku lat 90. rozpoczęto gruntowny remont, który ujawnił, że Dworek nie posiada fundamentów. Ich rolę pełniły głazy.

 

5. Dworek cieszy się dużą popularnością jako miejsce fotograficznych ślubnych sesji. Jeśli nie macie pomysłu na ciekawe miejsce, warto rozważyć Dworek Gubernatora.

6 tysięcy złotych za najładniejszy drewniany dom

W tym roku odbędzie się już XIII edycja konkursu na Najlepiej Zachowany Zabytek Wiejskiego Budownictwa w Podlaskiem. Organizowany jest on przez Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu i Urząd Marszałkowski. Do tej pory napłynęło 30 zgłoszeń. Zdecydowana większość pochodzi ze wschodniej części województwa. Najczęściej są to całe zagrody, domy mieszkalne i obiekty użyteczności publicznej.

 

Konkurs ma za zadanie ochronę tradycyjnego, wiejskiego budownictwa drewnianego oraz propagowanie wiedzy na temat wartości zabytkowej i piękna dawnej wiejskiej architektury drewnianej. Organizatorzy chcą zachęcić władze gminne i właścicieli obiektów drewnianych budownictwa wiejskiego do dbałości o ich stan. Istotne jest także kształtowanie poczucia tożsamości regionalnej, dumy z dbałości o zachowane obiekty i potrzeby ich konserwacji i utrzymania. Dla zwycięzców przewidziane zostały nagrody pieniężne. Pierwsza nagroda – 6 000 zł., trzy drugie nagrody po 3.000 zł., pięć trzecich nagród po 1.500 zł. oraz dziesięć wyróżnień po 500 zł.

 

W lipcu zakończy się komisyjny objazd zgłoszonych obiektów. Konkurs zostanie tradycyjnie podsumowany na przełomie października i listopada, jednak w 2017 roku organizatorzy chcieliby zdążyć na Europejskie Dni Dziedzictwa we wrześniu.

Święto grzyba grzyby

Święto grzyba w Michałowie – walczą tam o tytuł władcy grzybów

Święto grzyba, coroczna impreza odbywająca się w malowniczej miejscowości Michałowo niedaleko Białegostoku, stanowi niezaprzeczalnie wyjątkową okazję do eksploracji bogactwa przyrodniczego regionu Podlasia. W Polsce wyróżnia się ponad 12 tysięcy gatunków grzybów. To tutaj, na Podlasiu, w atmosferze otaczającej przyrodę, odbywa się to wielkie święto zbieractwa, kulinarnych eksperymentów i miłych spotkań.

Święto grzyba w Michałowie: kulinarna uczta i festiwal lokalnych smaków

Odważni podróżnicy i lokalni mieszkańcy spotykają się na głównym placu, gdzie rozmieszczone są liczne stoiska prezentujące różnorodne przysmaki grzybowe oraz wytwory lokalnych rzemieślników. Świąteczne stoiska, zdobione naturalnymi elementami, kuszą smakoszy coraz bardziej wyszukanymi kulinarnymi kreacjami, takimi jak grzybowy tort czy wyśmienite risotto z borowikami. To prawdziwy festiwal smaków, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Niezwykłym punktem programu jest wybór najsmaczniejszego dania, do którego zaproszone jest specjalne jury, gotowe na kulinarne wyzwania. Od delikatnych zup po wykwintne dania główne, wszystko jest poddane próbie smaku i kunsztu kulinarnego. Uczestnicy festiwalu mają okazję do degustacji różnych potraw i poznania różnorodności przygotowania grzybów.

Smakowite potrawy, konkursy, i promocja zdrowego stylu życia

Oprócz kulinarnych atrakcji, Michałowskie święto grzyba to również doskonała okazja do uczestnictwa w konkursach i zabawach, które wzbogacają atmosferę imprezy. Oczywiście konkurs na władcę grzyba to wydarzenie szczególnie lubiane przez miłośników przyrody. Wszyscy wyruszają na poszukiwania w pobliskich lasach, próbując zgromadzić jak najwięcej okazów. Święto grzyba przyciąga również wielu turystów, którzy chętnie uczestniczą w lokalnych tradycjach i wydarzeniach kulturalnych. Również promocja imprezy poza regionem sprawia, że Michałowo staje się celem podróży dla wielu pasjonatów zbieractwa grzybów i miłośników kuchni. To okazja do poznania lokalnej kultury i tradycji. Także do skosztowania wyjątkowych potraw przygotowanych z naturalnych składników, które od wieków stanowią nieodłączny element kuchni podlaskiej.  Wspólna zabawa, eksploracja lasów i spotkania w przyrodniczej scenerii sprzyjają integracji społecznej i dbaniu o zdrowie. To także okazja do podzielenia się pasją do zbieractwa, wymiany doświadczeń i wspólnego spędzenia czasu w rodzinnej atmosferze.

Matka Boska zostawiła ślad stopy na kamieniu

Zajączki to mała wieś położona w gminie Juchnowiec Kościelny. Co ją wyróżnia? Otóż na jednym z pól sąsiadujących z miejscowością znajduje się kamień, i to nie byle jaki. Podobno ślad na nim pozostawiła Matka Boska. W obwodzie głaz ma kilkanaście metrów. Jeszcze większa jest tajemnica z nim związana.

Według legendy. Maryja, niosąc Jezusa na rękach widziana była również pod dzisiejszym Bielskiem Podlaskim czy we wsi Białki nieopodal Trześcianki. Co robiła na Podlasiu, tego raczej się nie dowiemy. Wracając jednak do samych Zajączek, tamtejsze ziemie są bardzo grząskie. Wędrówka musiała więc być ciężka. W pewnej chwili wspięła się na kamień by rozejrzeć się po okolicy. Na chropowatej powierzchni pozostał ślad jej stopy, który jednak stopniowo zatarł czas. Teraz by go dostrzec należy uruchomić wyobraźnię.

Na głazie dostrzec można za to bez trudu kilkanaście otworów. Właściciel pola chciał go bowiem pozbyć się ze swej ziemi, wysadzając kamień w powietrze. Eksplozja zakończyła się tragicznie. Głaz został nienaruszony, a mężczyzna stracił wzrok. Okoliczni mieszkańcy uznali to jako karę za pozbycie się świętego miejsca.

Od tego czasu głaz nie był przez nikogo niepokojony. Przez lata stanowił przedmiot kultu, stawiano przy nim świece i modlono się. Radiesteci odkryli skupisko olbrzymiej energii wokół głazu. Z kolei poszukiwacze zjawisk paranormalnych uznają go za jeden z diabelskich kamieni, służące do komunikacji z istotami z innego wymiaru.

Kino Pokój stanowiło niegdyś wzór postępu

Kino przy ulicy Lipowej istniało od pokoleń. W 1912 r.  uruchomiono obiekt o nazwie ”Modern”. Wytrzymał on niespełna ćwierć wieku. Na jego miejsce powstał ”Pan” , który na czas okupacji zmienił się na ”Capitol”. Po zakończeniu działań wojennych przy planach budowy ul. Lipowej nie mogło zabraknąć obiektu X Muzy. Jego otwarcie miało nastąpić 22 lipca 1952 r. Nazwa kina miała stanowić wezwanie do walki o…pokój.

Pewnie zastanawiacie się, co było na pierwszym seansie. Otóż zgromadzeni najlepsi miejscy robotnicy mieli przyjemność oglądania mieli przyjemność oglądania radzieckiego ”Wielkiego Koncertu”. Lokalne media zachwycały się nad kinem bez końca.

Oprócz seansów, na odwiedzających czekała bogato wyposażona czytelnia. Jej główną dekorację stanowił otoczony kwiatami portret Stalina. Swój żywot zakończyła wraz ze śmiercią towarzysza. Zresztą uginające się półki z radziecką prasą i literaturą i tak Białostoczanom do gustu nie przypadły. Na miejsce czytelni powstało coś na osłodę. Białostockie Zakłady Cukiernicze utworzyli tam filię Podlasianki. W lokalu pierwsi goście zjawili się 1 maja 1955 r. 

Kino było w stanie pomieścić 800 widzów. Zastosowano w nim wiele nowatorskich rozwiązań technicznych poprawiających akustykę i klimatyzację. Wszystko to było zasługą projektanta inż. architekta Zygmunta Rogulskiego. Ze względu na niezwykłe jak na tamte czasy wnętrza, kino zostało zaliczone do polskiej czołówki.

W połowie lat 50. wprowadzono kolejne wynalazki. Pojawił się panoramiczny ekran i stereofoniczny dźwięk. Normalnie Europa! Nie udał się za to pomysł z tzw. ”przechowalnią dla dzieci”. Uznano, że nie można na czas trwania seansu zgromadzić w jednym pomieszczeniu milusińskich ze względu na ryzyko epidemii. 

Tatarzy, kciuk, kontrowersyjne święto

Tatarzy doczekali się Centrum Kultury

Tatarzy to niezwykle fascynująca grupa ludów o bogatej historii i kulturze. Wywodzą się z terenów północno-wschodniej Mongolii oraz rejonu Bajkału, skąd rozprzestrzenili się na obszary Europy wschodniej i północnej Azji. Ich historię można śledzić aż do czasów imperium Czyngis-chana, gdy stali się istotną częścią wieloetnicznej armii mongolskiej. Uczestniczyli oni w wyprawach na Europę. Po rozpadzie imperium mongolskiego, Tatarzy uformowali wiele nowych państw. Do tych państw należały między innymi Chanat Kazański i Chanat Krymski, które były ważnymi podmiotami politycznymi na mapie regionu. W XIV wieku przyjęli sunnicką wersję islamu, co wpłynęło na dalszy rozwój ich społeczności i kultury. Zatem, mając na uwadze ich znaczenie historyczne i kulturowe, miejsce, które pozwala na głębsze poznanie historii i dziedzictwa Tatarów, jest niezwykle wartościowe.

Tatarzy mają swoje Centrum Kultury

To jedna z niewielu takich placówek w Polsce. W Suchowoli otwarto Centrum Kultury Islamu. To, że Centrum nie ogranicza się wyłącznie do aspektów religijnych, jest niezwykle istotne. Dzięki różnorodnym działaniom kulturalnym i edukacyjnym, takim jak różne pokazy i wystawy, otwiera ono drzwi do poznania bogactwa tradycji i zwyczajów społeczności tatarskiej. Jest to nie tylko okazja dla mieszkańców regionu, ale również dla turystów, by zanurzyć się w fascynującym świecie tej mniejszości narodowej. Turyści i mieszkańcy regionu będą mieli okazję choćby zwyczaje i kuchnię mniejszości tatarskiej. Władze miasta mają nadzieję na rozwój i promocję kultury tatarskiej. Wzmocni też współpracę między społecznością lokalną a muzułmanami.

Wygląd obiektu

Obiekt podzielono na 3 części, każda z nich informuje o czym innym. Parter stanowi część sakralną. Na pierwszym piętrze mieści się dział kulturalno-wystawowy, zaś na poddaszu część mieszkalna. Wszyscy chętni mogą też skorzystać z biblioteki i czytelni. Budynek został wykupiony w 2001 przez członków gminy muzułmańskiej Bohonikach. Jego przebudowa kosztowała 2 mln zł. Uroczystość otwarcia Centrum Kultury Islamu odbyła się w ramach 620-u lecia osadnictwa Tatarów w Wielkim Księstwie Litewskim. Do Suchowoli Tatarzy przybyli 400 lat później.

Legendarny pojazd trafił do Muzeum

Muzeum Rolnictwa im. Krzysztofa Kluka wzbogaciło się o cenny eksponat. Jest to legendarny ciągnik Rumely Oil Pull, który na linie produkcyjne trafił ponad 100 lat temu w stanie Illinois. Ciągnik dołączył do swoich 43 braci po fachu. 

Takich maszyn nie wyprodukowane za wiele. Szacuje się, że na przełomie lat 20. i 30. wytworzono ich niespełna 2, 4 tys. Losy wiele egzemplarzy są nieznane. Dlatego trzeba jak najbardziej docenić nowy nabytek Muzeum. Co więcej jest on w pełni sprawny, gdyż poprzedni właściciel przeprowadził gruntowny remont.  

Traktor posiada niezwykły napęd. Rozruch jest możliwy dzięki benzynie, a następnie rozgrzany silnik przeskakuje na naftę. Pełną moc maszyna osiąga po zasileniu…wodą. Pojazd na stalowych kołach osiąga prędkość do 5,6 km/h. Wyjątkowy ciągnik będziemy mieli okazję zobaczyć z okazji Nocy Muzeów 20 maja.

Panowie szykujcie się! Już za kilka dni Festiwal Piwa w Białymstoku!

Już 19 maja 2017 w Białymstoku odbędzie się Festiwal Piwa. Stanowi to doskonałą okazję na zapoznanie się ze smakami trunków z całego kraju, ale także z Litwy. W ramach imprezy zostanie zorganizowany III Podlaski Konkurs Piw domowych.

 

Fachowcy ocenią je w trzech kategoriach – American IP, piwo szampańskie i monachijskie ciemne. Przewodniczącym Jury będzie główny piwowar w Browarze Stary Rynek – Czesław Dziełak. Sam przyznaje, że warzenie piwa w domowym zaciszu to nie lada sztuka. Stanowi też świetne wprowadzenie do zostania zawodowym piwowarem.

 

Jedną z głównych atrakcji festiwalu będzie kasyno piwne. Przy stole jaki znamy z gry w ruletkę trzeba będzie odgadnąć smak, aromat i styl piwa. Jednym słowem – sama przyjemność. Ośmiu graczy w ciągu godzinnych potyczek zawalczy o nagrodę w postaci…piwa rzecz jasna. Zabawa odbędzie się na Rynku Kościuszki.

5 faktów o synagodze w Orli

Synagoga w Orli stanowi najstarszą świątynię takiego typu w powiecie bielskim. Odnajdziemy ją w samym centrum liczącej niespełna tysiąc mieszkańców wsi.

1. O pochodzeniu synagogi nie wiele wiadomo. Jako, że Orla w XVII w. stanowiła ośrodek kalwinizmu, mogła powstać w wyniku przebudowy zboru.

2. Legenda mówi, że żona Radziwiłła za sprzedaż budynku zażądała od gminy żydowskiej 10 tysięcy groszy. Suma miała być wpłacona w ciągu godziny samymi grosikami. Według innej wersji miało to być 2,5 tysiąca groszy dostarczonych w ciągu jednej nocy.

3. Świątynia znajduje się na niższym poziomie niż ulica. Stanowi to odzwierciedlenie słów psalmu: ”Z głębi wołam do Ciebie, Panie”.

4. Na froncie obiektu widniał przed laty napis w języku hebrajskim ”Jakimże lekiem napawa to miejsce”.

5. W czasie II Wojny Światowej synagoga pełniła funkcję szpitala i spichlerza. Magazynowano w niej chociażby zboże. Po zakończeniu działań dawała schronienie…owocom.

Pasjonaci szukają śladów po powstańcach

154 lata temu w sercu Puszczy Knyszyńskiej, pod Waliłami, rozegrała się jedna z największych bitew powstania styczniowego. Polskie oddziały nie miały szans z trzykrotnie większymi siłami Rosjan. Kilkudziesięciu pasjonatów historii, z inicjatywy nadleśnictwa Supraśl, ruszyło śladami tamtych wydarzeń, chcąc również odkryć nieznane fakty. W ziemi odnaleziono wiele prywatnych rzeczy – podkówkę od buta, obozowy toporek, metalową zapinkę od paska czy mały medalik. Dowody materialne są niezwykle cenne.

 

Przypuszcza się, że leśna mogiła, która utożsamiana jest z powstańcami tak naprawdę jest miejscem pochówku żołnierzy rosyjskich. Mogiła poległych 32 powstańców nadal nie została odnaleziona. Rozwiązać zagadkę ma pomóc georadar. Jako, że okolica pełna jest anomalii nie jest to takie łatwe zadanie. 

 

Pamięć po wydarzeniach z kwietnia 1863 r. przetrwała. Pielęgnują ją mieszkańcy okolicy i leśnicy.  W 150-tą rocznicę wydarzeń utworzono ścieżkę edukacyjną śladem powstańców.

Jadąc tą drogą zapomnij o GPS-ie. I tak nie zadziała.

Jeśli zapuściliście się autem w te rejony, radzimy wyłączyć GPS, a uzbroić się w tradycyjne papierowe mapy. W okolicach tzw. Przesmyku Suwalskiego elektronika płata bowiem figla i staje się zupełnie bezużyteczna. Wszystko przez systemy NATO w tym radar wczesnego wykrywania, który znajduje się w miejscowości Szypliszki. Oddziaływania wojskowych technologii jest tak duże, że przestają działać nawet telefony komórkowe. Jak żyć?

 

Przesmyk Suwalski to licząca 104 km granica polsko-litewska. Ma on znaczenie strategiczne. Jeśli doszłoby do ataku wojsk rosyjskich na kraje nadbałtyckie, zajęcie przesmyku przez siły wroga, uniemożliwiłoby przerzucenie sił NATO. Jedna trasa kolejowa i droga A5 / E67 to jedyna szansa dotarcia lądem do Bałtów. Pakt tak bardzo dba o bezpieczeństwo, że zabiera przejeżdżającym trasą dostęp do zdobyczy techniki.

Aplikacja zarejestruje nasze eskapady po Parku Narodowym

Wigierski Park Narodowy powstały w 1989 r.  jest jednym z największych w Polsce. Ponad 60% jego powierzchni stanowią lasy, więc czystego powietrza nie brakuje. Każdego roku władze Parku robią wszystko, co w ich mocy, aby jeszcze bardziej zachęcić turystów do odwiedzin. Na ten sezon przygotowano nowe liczne platformy widokowe czy kładki.

 

Goście coraz rzadziej korzystają z usług przewodnika, więc z myślą o samotnych wędrowcach stworzono aplikację na smartfona. Rejestruje ona ścieżki przemierzane przez turystów, które mogą być potem propozycją trasy dla innych. Oczywiście taka trasa zostaje zweryfikowana przez pracowników obsługujących serwis. Ścieżki różnią się długością czy stopniem trudności. Poruszać można się po nich zarówno pieszo, jak i rowerem. 

 

Wigierski Park Narodowy przygotowuje mnóstwo atrakcji na wakacje. W ramach Letniej Akademii Przygody odbędą się przykładowo zawody wędkarstwa ekologicznego. W ubiegłym roku park odwiedziło ponad sto dwadzieścia tysięcy turystów. W tych roku władze liczą na jeszcze więcej. 

Pod Suwałkami zobaczymy mamuta

Muzeum Wigier mieszczące się w podsuwalskim Starym Folwarku posiada wiele ciekawych eksponatów. Jednym z nich jest bez wątpienia fragment ciosu mamuta. Znaleziony on został w okolicy Filipowa a do muzeum trafił jako prezent od jednego z mieszkańców Wigierskiego Parku Narodowego.

Po dokładnych badaniach laboratoryjnych umieszczono go w dziale prezentującym działania lodowca. W obiekcie odnajdziemy również kości krokodyla sprzed kilku milionów lat oraz fragmenty rafy koralowej.

Cios mamuta, ma już od jakiegoś czasu również Muzeum Okręgowe w Suwałkach. Znaleziono je w latach 80-tych podczas prac ziemnych w Przerośli. Najwięcej ciosów mamuta odnajduje się w Rosji. Skamieliny transportowano drogą kolejową do chińskich zakładów rzemieślniczych. Mamuty wymarły ok. 13 tys. lat temu. Ich ciosy osiągały do 5 metrów długości i służyły do odkopywania roślin spod śniegu podczas zimy.

W Drohiczynie nadal walczą rycerze

Jednym ze średniowiecznych zakonów powstałym na polskich ziemiach byli tzw. Bracia Dobrzyńscy. Zaczął on działać w XII w. Bracia mieli na celu bronić Mazowsze i Kujawy przed pruskimi atakami. Przez kilka lat sprawowali władzę w Drohiczynie, a ich rządy zostały przerwane przez Daniela Halickiego, późniejszego króla Rusi.

 

Aby upamiętnić zakon, w miasteczku, co roku organizuje się turniej rycerski. Dzięki niemu możemy zobaczyć jak walczono na miecze kilkaset lat wstecz, ale i nie tylko. Zasady pojedynków są proste. Wygrywa ten, kto trzykrotnie trafi rywala. Wszyscy przybyli do obozowiska nad Bugiem są zawsze pod ogromnym wrażeniem.

 

Boje z Braćmi Dobrzyńskimi toczą Templariusze i Joanici. Oczywiście nie są to już przedstawiciele dawnych zakonów. Pasjonaci walk przyjeżdżają z Białegostoku, Warszawy, Lublina oraz Białej Podlaskiej.

Na Podlasiu pedałujemy szlakiem bocianów

Śnieg w końcu stopniał więc można udać się na wycieczkę rowerową. Nie dość, że spalimy kalorię, będziemy również bliżej natury. Jednym z najciekawszych szlaków rowerowych w Polsce jest bez wątpienia Podlaski Szlak Bociani, który przecina niemal całe województwo podlaskie ukazując jednocześnie jego najważniejsze walory.

 

Powstał on w 2002 r. a rok później otrzymał prestiżową nagrodę Polskiej Organizacji Turystycznej. Szlak przebiega przez najcenniejsze pod względem przyrodniczym tereny nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Łączy najpiękniejsze miejsca województwa podlaskiego, w tym 4 parki narodowe. 

 

Szlak Bociani stanowi najdłuższy znakowany szlak rowerowy województwa podlaskiego licząc 412,5 km. Poprzez tablice informacyjne można poznać życie i zwyczaje Bociana Białego oraz dowiedzieć się o miejscowościach i atrakcjach turystycznych na szlaku.

 

Podlaski Szlak Bociani należy do sieci Zielonych Szlaków – Greenways w Polsce. Greenways to szlaki dziedzictwa przyrodniczo-kulturowego, tworzone wzdłuż rzek, tradycyjnych, historycznych tras handlowych, naturalnych korytarzy przyrodniczych i kolei.

 

Król chciał mieć największy staw. Dworzanin wezwał nieczyste moce.

Knyszyn był ulubionym miejscem wypoczynku Zygmunta Augusta. Okolica przepełniona dziką zwierzyną zachęcała wręcz do organizacji polowań. Król musiał mieć wszystko, co najlepsze. Tuż obok posesji króla istniał staw, który wielkością nie zadowalał monarchy.

Na swym dworze posiadał wyjątkowego maga i astrologa, Jana Twardowskiego. Ten czuł się bardzo pewnie pod opieką króla. Twardowski otrzymał wyraźne polecenie – miał sprawić, że powstanie największy staw Europie. Nad Knyszyn nadciągnęły chmury. Dzień zamieniła się w noc.

Ludzie pochowali się w domach. Rozpętała się największa wichura jaką widzieli. Otóż Twardowski wezwał do pomocy nieczyste moce, którym wcześniej powierzył swą duszę. To dzięki nim staw powiększał się z sekundy na sekundę.  Ziemia z Knyszyna ponoć przez diabły została przeniesiona aż do Krakowa – z niej został usypany kopiec. Woda ze stawu dymiła jeszcze kilka dni. Po śmierci króla, Twardowski zginął z rąk dworzan. Staw pozostał zaś do dziś.

Stach Konwa, czyli człowiek – widmo.

Stach Konwa uważany jest za wielkiego bohatera Kurpiowszczyzny, z tym, że nikt nie wie czy istniał naprawdę. Nie zachowały się żadne dokumenty potwierdzające jego egzystencję. Postać do świata literatury wprowadził badacz Adam Zakrzewski.

 

Stach Konwa był chłopem z dziada pradziada. Podobno urodził się w Nowogrodzie. Uczestniczył w wielu bojach. Niebywała odwagą odznaczył się w walce ze Szwedami pod Myszyńcem. Kiedy Kurpie poparli Stanisława Leszczyńskiego w wojnie o sukcesję na tronie polskim, dowodził oddziałem strzelców kurpiowskich. Pod Jednaczewem, kilka kilometrów na zachód od Łomży, oddział Stacha został rozgromiony, a on sam trafił do niewoli. Stronnicy Augusta III Sasa proponowali mu przejście na ich stronę, na co jednak nie przystał. Został więc powieszony.

 

Wątpliwości budzi też fakt, że nazwisko Konwa nie występuje w regionie – być może był to jednak pseudonim przyjęty z obawy przed represjami wobec rodziny. W czasach zaborów i dążeń niepodległościowych Konwa stał się uosobieniem mitu wolnego i walecznego Kurpia, ludowego przywódcy. W międzywojniu legendarną postać spopularyzował Adam Chętnik. Z jego inicjatywy w 1922 r. w lesie pod Jednaczewem stanął nawet nagrobek Stacha. Zniszczony podczas wojny, został później odtworzony w nowogrodzkim skansenie

Kapitan Wysocki nie poddał się dekomunizacji

W ubiegłym roku sejm przyjął uchwałę, nakazującą samorządom zmianę ulic, które propagują ustrój komunistyczny. Zniknęła więc większość patronów spod czerwonego sztandaru. Nie inaczej jest w Bielsku Podlaskim. Do lamusa przeszła ulica Gomułki czy 30.lipca. Ostała się jedynie ulica Władysława Wysockiego. Ma to jednak swoje uzasadnienie.

 

Urodzony w Bielsku Podlaskim Wysocki po powrocie z kampanii wrześniowej został aresztowany przez NKWD. W 1943 r. wstąpił do 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Zginął w bitwie pod Lenino. Po śmierci przyznano mu tytuł bohatera Związku Radzieckiego i  Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari.

 

Choć była to decyzja propagandowa, to ów fakt budzi kontrowersje. Niektórzy  uważają, że przez sam fakt działań w armii radzieckiej, zdyskredytował się. Pracownicy IPN, uważają jednak, iż był tylko ofiarą komunistycznej polityki. Dlatego też nie ma przeciwwskazań aby przestał patronować ulicy. W Bielsku Podlaskim odnajdziemy również jego pomnik. Imię bohatera nosi również jedna ze szkół.

Białystok przez 7 dni był częścią Białorusi

Białoruś odzyskała niepodległość już w marcu 1918 r. Ziemię sokólską, bielską i białostocką traktowali jako swą własność. Większość mieszkańców tych powiatów mówiła w ich języku. W strukturze społecznej przeważali Żydzi i Polacy. Rodowitych Białorusinów było jednak niewielu.

Część z nich uciekła w głąb Rosji w obawie przed represjami. W 1915 r. propaganda rosyjska uruchomiła bowiem swą machinę. Niemcy mieli ponoć mordować, gwałcić wyznawców prawosławia. Dlatego też doszło do tzw. bieżeństwa.

Władze Białorusi postanowiły działać. Był początek 1919 r. Do Białegostoku z Grodna przyjechał Konstanty Jezowitow. Wysłannik rządu białoruskiego stał się samozwańczym naczelnikiem miasta. Jako, że wcześniej pracował jako nauczyciel, jedną z jego głównych misji było wprowadzenie nauczania języka białoruskiego.

Plan zrealizował częściowo. W Białymstoku żadna białoruska szkoła nie powstała, lecz za to w Augustowie czy Krynkach już tak. W styczniu miasto odwiedził komisarz polskiego rządu, Ignacy Mrozowski. To jemu Niemcy powierzyli władzę nad Białymstokiem. Samozwaniec z Białorusi uciekł w popłochu na wschód. Białystok jako część Białorusi istniał tylko tydzień.

W Kiermusach powiększyła się żubrza rodzinka

Ta wiadomość pewnie rozbudziła niejednego mieszkańca Kiermus pod Tykocinem. Nocą, z czwartku na piątek, na terenie Dworku Pod Łąkami przyszło na świat żubrzątko. Maluch czuje się ponoć znakomicie. Jedynym problemem, na szczęście, jest tylko wybór imienia.

 

”Ostoya Żubra”  stanowi pierwszą prywatną hodowlę króla Puszczy w Polsce. Stado sprowadzone z Białowieży w 2008 r. posiada komfortowe warunki na kilku hektarach zwierzyńca. Oprócz żubra odnajdziemy tam bowiem również kozy, owce czy osiołki. To nie lada atrakcja nie tylko dla najmłodszych.

 

Pensjonat Kiermusy Dworek nad Łąkami położony jest w okolicach Biebrzańskiego i Narwiańskiego Parku Narodowego. Jedynie 500 metrów dzieli go od brzegu rzeki Narew. Cały wystrój pensjonatu nawiązuje do motywów historycznych. Na terenie obiektu nie zaznamy nudy. Ogromne zainteresowanie wzbudza choćby Muzeum Oręża Polskiego z największą wystawą średniowiecznych narzędzi tortur.

łyżkarz

Jedyny łyżkarz na Podlasiu. Wytwarza łyżki blisko 50 lat.

Jedyny łyżkarz w okolicy może zostać odnaleziony w Zamczysku, które jest jednym z sześciu miejsc na Szlaku Rękodzieła Ludowego Podlasia. Ten szlak powstał w połowie lat 90. Działowi Etnografii Muzeum w Białymstoku przyświecała ochrona i promocja tradycyjnej twórczości ludowej. Zamczysk, malownicza wieś usytuowana w sercu Polski, w województwie podlaskim, to prawdziwy klejnot regionu. Położona w powiecie białostockim, w gminie Czarna Białostocka, wieś ta zachwyca swoim urokiem. Otoczona bujną przyrodą i pełnymi zieleni lasami, stwarza idealne warunki do wypoczynku i relaksu wśród natury.

Jedyny łyżkarz ma wielkie doświadczenie

Pan Mieczysław Baranowski łyżkarstwem zajął się na początku lat 70. Niegdyś zajęcie przynosiło niemałe dochody, dlatego też ową profesję wykonywała niemal cała wieś. Wszystkie wyroby odbierane były od twórców na bieżąco, więc w każdym domu pracowano jak najciężej. Łyżkarstwo to wyrób przedmiotów gospodarczych z drewna, głównie łyżek i warząchwi, a także innych przedmiotów kuchennych. W tym celu używa się drewna miękkiego, tzn. lipy, wierzby, topoli i olchy. Rzemiosło to wymagało dużego nakładu pracy i zdolności manualnych. Łyżkarstwem zajmowano się głównie na wsi i zimą kiedy było mniej pracy na polu. Praca łyżkarza była kilkuetapowa: ociosywano drewno według formy, żłobiono środek specjalnie do tego stworzonym dłutem i prawie gotowy przedmiot szlifowano. Zręcznemu łyżkarzowi wyrób jednej łyżki tą metodą zajmował około piętnastu minut.

Znikający zawód

Teraz to zawód praktycznie nieistniejący. W dzisiejszych czasach, kiedy większość produkcji masowej wypiera tradycyjne rzemiosło, rzemieślnicy tacy stają się coraz rzadszym widokiem. Pan Baranowski jest jednym z tych niewielu, którzy trzymają się starej szkoły rzemiosła z pasją i zaangażowaniem. Dlatego też łyżki Pana Baranowskiego to unikat. Jedni kupują je jako dekorację, drudzy do kuchni. Ze swoimi wyrobami jeździ po różnego rodzaju jarmarkach, ale również przyjmuje klientów u siebie w pracowni gdzie zainteresowani mogą podglądać proces powstawania jego produktów. Jego łyżki stają się symbolem nie tylko wyjątkowości i unikalności, ale także oddaniem hołdu dla rzemiosła, które kiedyś było fundamentem społeczeństwa.

Źródło zdjęcia: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/3/3b/Spoon_Carving_-_Shave_horse_-_Feast_of_the_Hunters_Moon_-_2006.jpg

W tej wsi wariuje nawigacja

Kontynuujemy wątek związany z miejscowością Paproć Duża. Ta wieś ma unikalną w skali kraju zabudowę. Od okręgu o długości blisko 2 km, odchodzi promieniście 9 ulic. W samym jego środku znajduje się kościół pw. Miłosierdzia Bożego. To właśnie w nim Józef Piłsudski wziął ślub z Marią Juszkiewiczówną. Unikalne rozwiązanie widać doskonale na zdjęciach satelitarnych.

 

Miejscowość na planie koła została założona przez Niemców pod koniec XVIII w., którzy mieszkali w niej do wybuchu II Wojny Światowej. Nazywała się ona pierwotnie Konigshuld. Swą obecną nazwę zawdzięcza prawdopodobnie otaczającym ją lasom. Niemały problem posiadają kierowcy. Ich nawigacja samochodowa pokazuje często rondo, co jest zwykłym wprowadzeniem w błąd. Sołtys radzi jednak zwracać uwagę na znaki i nie ufać zbytnio technologii. 

Mnisi skarżyli się na hałas. Nową siedzibę miał wskazać Bóg.

Wieki temu, 30 km od obecnego Supraśla, znajdowała cię cerkiew. Sąsiadowała ona z zamkiem. Mnisi, którzy przybyli ze Świętej Góry Athos,  nie chcieli jednak mieszkać w tamtejszym monasterze, skarżąc się na hałasy z fortecy. Duchowni w końcu potrzebują spokoju aby zagłębić się w modlitwie. 

Po dwóch latach, w związku z uciążliwością przebywania mnichów w ludnym i gwarnym Gródku, zakonnicy poprosili swojego dobroczyńcę, aby ulokował ich w innym miejscu nad tą samą rzeką. Fundator pozwolił przenieść siedzibę klasztoru z Gródka na nowe, spokojne miejsce, a o wyborze nowej siedziby zakonnej miał zdecydować Bóg.

Według legendy w 1498 roku zakonnicy puścili nurtem rzeki drewniany krzyż, a ten zatrzymał się na terenie ówczesnego uroczyska Suchy Hrud. W ten sposób krzyż wskazał miejsce na budowę monasteru. Dziś ten zabytek jest jednym z najchętniej odwiedzanych w Supraślu.

Tatarzy, kciuk, kontrowersyjne święto

Kontrowersyjne święto

Kontrowersyjne święto tzw. Kurban Bajram jest jednym z najważniejszych świąt w religii muzułmańskiej. Trwa ono 4 dni, mając na celu upamiętnienie złożenia ofiary przez Abrahama, który wybrał jagnię zamiast syna. W Polsce, największe skupisko społeczności muzułmańskiej znajduje się w województwie podlaskim. Są to Tatarzy, którzy stanowią grupę ludów tureckich z Europy wschodniej oraz północnej Azji. Ich historię można śledzić aż do terenów północno-wschodniej Mongolii i rejonu Bajkału. Tatarzy w Polsce, od wieków mieszkający na tych terenach, przyczynili się do różnorodności kulturowej i religijnej kraju, jednocześnie zachowując swoje tradycje i obyczaje, w tym obchody świąt islamskich, takich jak Kurban Bajram.

Kontrowersyjne święto a jego tradycje

Uroczystości odbywające się w zabytkowych meczetach w Bohonikach, Kruszynianach, a także w domu modlitw w Białymstoku stanowią niezwykłą okazję do celebracji dla społeczności Tatarów w Polsce. Po nabożeństwie, które jest centralnym punktem święta, wszyscy obecni składają sobie serdeczne życzenia i dzielą się słodyczami, tworząc atmosferę wzajemnego szacunku i wspólnoty. Nieodłącznym elementem obchodów jest również odwiedzenie cmentarzy przez Tatarów, znanych jako “mizary”. To czas pamięci o zmarłych, w którym społeczność oddaje hołd swoim przodkom. Kurban Bajram to doskonała okazja do spotkań z rodziną i przyjaciółmi. Z okazji uroczystości do Bohonik przyjeżdża też wielu Tatarów, którzy na co dzień mieszkają w różnych rejonach Polski i świata.

Konflikty z obrońcami praw zwierząt

Centralnym elementem obchodów jest również zabicie zwierzęcia ofiarnego. W ostatnich latach nie składa się tradycyjnej ofiary. Wszystko to z powodu niejasnej sytuacji z rytualnym ubojem. Wcześniej z tego powodu dochodziło do konfliktów. W 2014 r. rozgorzał konflikt między przedstawicielami społeczności muzułmańskiej a obrońcami praw zwierząt, którzy próbowali do uboju nie dopuścić.  Po uroczystościach działacze Muzułmańskiego Związku Religijnego (MZR) w RP poinformowali, że doszło jednak do uboju jednego barana. Do prokuratury trafiły wtedy dwa zawiadomienia: o dokonaniu nielegalnego uboju, ale i o zakłóceniu przebiegu muzułmańskich uroczystości religijnych. Oba postępowania zostały jednak przez śledczych umorzone.

W Białymstoku istniał ośrodek nawracania Żydów.

Budynek, w którym mieściło się jeszcze 10 lat temu kino ”Syrena” powstał ze środków Towarzystwa Krzewienia Chrześcijaństwa wśród Żydów. Tzw. Misja Barbikańska miała na celu nawracać liczną społeczność żydowską na wyznanie ewangelicko-reformowane. Białystok stać się miał głównym ośrodkiem owej misji. Wyszło jednak trochę inaczej. Zainteresowanie nową wiarą było jednak znikome.

W utworzonej kaplicy organizowano chociażby kursy przygotowawcze do chrztu czy katechetyczne. Z biegiem czasu w budynku uruchomiono drukarnię, która wydawała pisma w dwóch językach – polskim i jidysz. Następnie powstała czytelnia, biblioteka oraz bezpłatne ambulutorium, Misja zakończyła swą działalność wraz z wybuchem II Wojny Światowej.

Po wojnie wyburzono wieżę, która znajdowała się na froncie, a budynek przeznaczono na salę widowiskową. W przebudowanym obiekcie w 1956 r. uruchomiono kino ”Syrena”. Ostatni seans odbył się 2 marca 2008 r. Starano się wielokrotnie ożywić miejsce. Odbywały się tam koncerty, było też siedzibą  teatru dla dzieci.  Przez pewien czas historia zatoczyła koło i budynek pełnił religijną funkcję. Miały w nim miejsce spotkania baptystów. Obecnie mieści się tam kawiarnia ” W Starym Kinie”. Prowadzi ją Stowarzyszenie Ku Dobrej Nadziei.

Odnaleziono fragmenty nagrobków. Brakuje na nich napisów.

Przy jednym z pustostanów na osiedlu Bema w Białymstoku odnaleziono dwie macewy i trzy postumenty pod nagrobki. Jak to w życiu bywa, o znalezisko zadecydował przypadek. Mimo że czas starł inskrypcje, nikt nie ma wątpliwości co do ich pochodzenia.

 

Przy ulicy Bema jeszcze w latach 60. można było napotkać uporządkowany żydowski cmentarz. W jego miejsce stworzono bazar, a potem halę mięsną i obiekt zakładu ubezpieczeniowego. Dopiero w 2009. władze miasta zdecydowały się coś zrobić z miejscem pamięci. Powstał skwer, postawiono ławki, a z bukszpanów została uformowana gwiazda Dawida. Macewy trafią prawdopodobnie na cmentarz na ulicy Wschodniej. Tam też planowane jest budowa lapidarium.

Wesołe nowiny! W Białymstoku przyszły na świat trojaczki.

Ten dzień pracownicy oddziału ginekologicznego zapamiętają na długo. Taki poród zdarza się bowiem raz na osiem tysięcy przypadków. Szczęśliwą mamą trzech dziewczynek jest 26-letnia mieszkanka Białegostoku. Do szpitala wojewódzkiego trafiła będąc w 30. tygodniu ciąży. Maluchy na razie przebywają w inkubatorach. Zarówno ona, jak i dumna mama czują się dobrze. Cała redakcja naszego portalu składa najszczersze gratulacje. 

Na księżną rzucono klątwę.

Księżna Anna z Sapiehów była jedną z najznakomitszych postaci związanych z Siemiatyczami. Podupadającą miejscowość w XVIII. w zmieniła w tętniący życiem ośrodek. W 2012 r. w tym postawiono jej pomnik, jeden z nielicznych w całych Siemiatyczach.

 

Nie zawsze jednak cieszyła się szacunkiem i uznaniem.  Chcąc wybudować drogę z ratusza do pałacu, musiała ona zniszczyć żydowski cmentarz. Nie mogło to się oczywiście spodobać tej społeczności. Opowieści mówią, że w czasie spaceru ktoś w akcie zemsty ją uprowadził. Dochodziły również słuchy, że na księżną rzucono klątwę. W jej wyniku miał umrzeć jej syn. Zrozpaczona postanowiła więc udobruchać żydowskich mieszkańców, oferując im im wschodnią część miasta pod budowę cmentarza.

 

Największym zainteresowaniem księżnej były nauki biologiczne. Współpracowała z księdzem Janem Krzysztofem Klukiem, autorem pierwszej w Polsce książki o florze. Z licznych wypraw przywoziła ze sobą rośliny. Niektóre z nich musiano przewozić statkami. W swym pałacu posiadała nawet gabinet historii naturalnej.

 

W Pałacu gościła wiele znanych osobistości, jak Hugo Kołłątaja czy cesarza Austrii Józefa II. Dla wielu kobiet stanowiła wzór kobiety idealnej. Na jednym z balów organizowanych przez Stanisława Augusta Poniatowskiego została uznana na najlepiej ubraną. Aby dobrze wyglądać musiała też nie mało wydawać. Szał zakupów sprawił, że pod koniec życia narobiła sobie ogromnych długów.

Na ulicach wsi pojawiły się upiorne zjawy

Niedawno pisaliśmy o ślubie Józefa Piłsudskiego z Marią Juszkiewiczówną. Marszałek musiał zmienić swoje wyznanie na ewangelicko-augsburskie. Ceremonia odbyła się w małej wsi Paproć Duża. Z kościołem, w którym złożyli przysięgę, wiąże się ciekawa historia.

Świątynia przetrwała obydwie wojny, lecz w latach 60. zaczęła popadać w ruinę. W 1967 r. kościół wykupił miejscowy rolnik, po czym go zburzył. Od tej pory na wsi zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Gdy zapadał zmierzch na mieszkańców padał blady strach. Po wsi chodziły bowiem indory pozbawione oczu. Przerażające!

Ptaki jęczały jak konający ludzie. Wydarzenia te przypisano faktowi likwidacji świątyni. Aby przywrócić sytuację do normy konieczna była budowa nowego kościoła. Mając tylko jedną fotografię, stworzono replikę świątyni sprzed stu lat. Po jej wyświęceniu, upiornych ptaków już nie widziano.

5 faktów o Sanktuarium w Różanymstoku

12 km od granicy Białorusi odnajdziemy wyjątkowe Sanktuarium Maryjne. Różanystok w powiecie sokólskim od lat tłumnie odwiedzany jest przez wiernych. Przyciągani przez cudowny wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem szukają pomocy i wytchnienia. Najwyższa pora przybliżyć jego historię.

1. Pierwsze nietypowe zjawisko związane z obrazem miało miejsce w sypialni rodziny Tyszkiewiczów, którzy sprowadzili obraz z Grodna. Zaschnięte kwiaty oplecione wokół dzieła nabrały żywych kolorów, samoczynnie zapaliły się oliwne lampki, a pokój przepełniony został zapachem…róż. Do domu Tyszkiewiczów przybywali pielgrzymi. Wielu z nich zostało uzdrowionych z ciężkich chorób. Obraz postanowiono przenieść, by mogło zobaczyć go więcej osób.

2. Do weryfikacji cudów powołano specjalną komisję biskupią. Ponad 30 zjawisk uznano za autentyczne.

3. Obraz został oddany pod opiekę sprowadzonym z Sejn Dominikanom. To im zawdzięcza się obecną nazwę miejscowości. Mimo, że żyli tam przez 200 lat, znajome jest miejsce pochówku tylko jednego zakonnika. Był to ostatni proboszcz Kwiryn Medyński. Ponoć pod posadzką bazyliki ukryte są skarby zakonników. Dlatego też świątynia była wielokrotnie plądrowana przez łowców złota.

4. Obraz, który obecnie możemy podziwiać w bazylice, nie jest tym, od którego zaczęła się historia sanktuarium. Oryginał został wywieziony w 1915 r. przez prawosławne mniszki. Dzieło zaginęło. Warto nadmienić, że siostra przełożona była spokrewniona z carem. Dlatego też do miejscowości spływały ”złote ruble”.

5. Na miejsce cudownego obrazu próbowano wstawić inny. Wiele z nich się nie przyjęło. Dopiero dzieło Jana Sawczyka z Warszawy zachwyciło wiernych. Łaski znów zaczęły spływać.