Aura ostatnio za oknem taka, że nad ranem dominują mgły. Jest to doskonała okazja, by wstać przed świtem i wybrać się nad jakieś większe wzniesienie, by upajać się widokami. Oczywiście jadąc na miejsce trzeba być bardzo ostrożnym, bo mgła na drodze to nie są żarty. Jednak, gdy już bezpiecznie dojedziemy, to piękne widoki przed nami! Gdzie znaleźć najlepsze wzniesienia?
Wieża widokowa w Kołodnie
Nie dość, że możemy wybrać się tam na grzybki, to jeszcze podziwiać piękną Puszczę Knyszyńską od góry, z której bagien będą unosić się mgły. Wystarczy wybrać się na Wzgórza Świętojańskie i ta tamtejszą wieżę widokową znajdującą się na górze Św. Anny. Wejść na nią jest kilka, jednak najlepiej iść z drogi żwirowej niedaleko cmentarza, prowadzącej do lasu. W pewnym momencie będzie wejście na górę po lewej stronie.
Góra Strękowa
To nie tylko miejsce historyczne związane z dzielnym kpt. Raginisem, który heroicznie bronił Wiznę przez co umożliwił uformowanie się sił obrony Warszawy. To także przepiękne miejsce przyrodnicze, gdzie możemy obserwować Narew płynącą w okolicy Biebrzańskiego Parku Narodowego. A jeżeli dodamy do tego poranne mgły, to będziemy mogli widzieć niesamowite przyrodnicze show.
Góra Zamkowa
Kolejne miejsce znajduje się w Mielniku na tamtejszej Górze Zamkowej, z której doskonale widać rzekę Bug oraz można podziwiać ruiny dawnego kościoła, do których prowadzą charakterystyczne drewniane schody. Wszystko w połączeniu z porannymi mgłami daje niesamowity wygląd. Dodajmy jeszcze, że nad Bugiem jest wiele innych miejsc, gdzie można zrobić wyjątkowe zdjęcia z mgłą. Jest ona wszędzie tam, gdzie jest woda – a więc rzecz jasna i na rzece.
Warto pamiętać, by na taką wyprawę ciepło się ubrać, szczególnie dbając o buty, gdyż chodząc przed świtem po lesie czy też po łąkach będziemy mieli je zwyczajnie mokre, a podziwianie widoków z mokrymi stopami nie jest ani przyjemne ani dobre dla naszego zdrowia. Gdy jednak zaopatrzymy się w odpowiednie obuwie, to tylko nastawiać budzik i ruszać!
Partnerzy portalu:
Kopalnia torfu Karaska, fot. Sylwester Górski / Wikipedia
Wójt gminy Czyże godzi się na dewastację swojej lokalnej ojczyzny, a w konsekwencji większego obszaru Podlasia! I to wszystko dodatkowo wbrew mieszkańcom gminy, wbrew rolnikom. Nie możemy pozwolić na katastrofę! Ta inwestycja musi zostać zablokowana. Żadnych kopalni na Podlasiu!
Gmina Czyże (okolice Narwi i Bielska Podlaskiego) chce sprowadzić na swoich mieszkańców katastrofę oraz zniszczyć przepiękne tereny? Jak podało Radio Białystok na terenach gminy Czyże ma być zorganizowana gigantyczną, 170 hektarową kopalnia torfu! Miejmy nadzieję, że nigdy to się nie stanie. Jakiekolwiek kopalnie na Podlasiu to całkowita pomyłka! Gdy przeczytaliśmy informację o planach kopalni to załamaliśmy ręce. Każdy kto zwiedzał choćby tatarskie Bohoniki pod Sokółką na pewno widział jak zniszczony został krajobraz przez tamtejsze kopalnie żwiru. I chociaż od lat tam się dyskutuje o szkodliwości przedsięwzięcia, to proceder trwa w najlepsze… bo jest legalny. Ponadto wydobywający ponoszą opłaty eksploatacyjne, podatki od wielkich nieruchomości (kopalnia to duży teren) oraz dodatkowo płaci podatek dochodowy – przez co pieniądze trafiają w połowie do gminy, gdy to w niej zarejestrowana jest firma. Czysty biznes, ale jakim kosztem?
Teraz gmina Czyże ostrzy sobie apetyt na kopalnie torfu u siebie. Istnienie kopalni oznacza zagładę przepięknych terenów Doliny Górnej Narwi. Ale to nie wszystko każda kopalnia to degradacja środowiska. Spowodować to może wyschnięcie wody w Narwi innych okolicznych wodach i przede wszystkim studniach! A warto dodać, ze obecnie od lat stan wody w rzece Narew jest niski, więc kopalnia ją tylko dobije. Wtedy zlikwidować będzie można także i Narwiańśki Park Narodowy, bo bez wody nie będzie ani kładek ani ptaków, które prowadzą życie na podmokłych terenach. W promieniu kilku kilometrów od kopalni może po prostu być pustynia, co też będzie skutkować zmianami w przyrodzie na kolejnych kilkudziesięciu kilometrach. Doprowadzi to do upadku rolnictwa w tamtych rejonach. Do wypasania bydła potrzeba zarośniętych łąk i wody. Na pustyni to nie będzie możliwe.
Mało tego, w okolicy mieszka też wiele żubrów, bocianów i innych dużych ptaków. Istnienie kopalni to skazanie ich na śmierć, bo bez wody nie ma życia. Patrzymy na tą inwestycję z przerażeniem i mamy nadzieję, że poruszymy tysiące ludzi, by słali protesty do gminy Czyże, do ministerstw Środowiska i ministerstwa Klimatu, a także do wszystkich po kolei instytucji i organizacji zajmujących się ochroną środowiska. Jeżeli nic nie zrobimy w tej sprawie, to nasze piękne, malownicze Podlasie będzie niedługo wielką pustynią.
W województwie podlaskim grzybów nie brakuje. Jak widać na powyższym filmie przepysznych grzybów nie brakuje! Zebrać dwa 10-litrowe wiadra to naprawdę wyczyn! Jeżeli macie czas choćby w weekend, to warto go wykorzystać na zbieranie grzybków.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, że nasz region obfiutuje w lasy. Największe to oczywiście Puszcza Knyszyńska, Puszcza Białowieska oraz Puszcza Augustowska. Można też wybrać się do Biebrzańskiego Parku Narodowego, gdzie oprócz łąk są także lasy. To wszystko jednak rozległe kompleksy leśne. My skupimy się na Puszczy Knyszyńskiej i dokładnie wytłumaczymy gdzie grzybów w tym ogromnym kompleksie leśnym szukać. Powiedzieć o pojechaniu do Puszczy Knyszyńskiej to jak nic nie powiedzieć. Dlatego w określaniu miejsc pomoże nam pięć dróg, które przecinają las. Jedna z nich oznaczona jest nr 65 i ma status krajowej (Białystok – Bobrowniki), druga to 676 i ma status wojewódzkiej (Białystok – Krynki), kolejna ma numer 19 i jest krajowa (Białystok – Kuźnica), następna to krajowa 8 z Białegostoku do Augustowa oraz ostatnia także ma numer 65 ale prowadzi w drugą stronę czyli z Białegostoku do Knyszyna.
Zacznijmy od pierwszej drogi z Białegostoku do Bobrownik. Jadąc nią możemy skręcić jeszcze na drogę wojewódzką 686 do Michałowa. Po drodze znajduje się Żednia i Sokole. I to właśnie pierwszy z lasów, gdzie możemy nazbierać dużo grzybów. Do Żedni możemy dojechać samochodem a do Sokola nawet pociągiem weekendowym relacji Białystok – Waliły Stacja. Kolejne grzybowe miejsce znajduje się za Waliłami. Jak już sama nazwa sugeruje czyli Grzybowce. Idąc lasem – najlepiej trzymając się nieużywanych torów aż do Zubek i Zubrów nazbieramy ogromne ilości! Podobnie będzie jeżeli wybierzemy się do Kruszynian, gdzie ugoszczą nas Tatarzy. W pobliskich lasach również grzybów nie brakuje.
Jadąc od drugiej drogi na Krynki możemy zatrzymać się w Supraślu. A raczej trochę za miasteczkiem kierując się na osadę leśną Cegielnia. Tam na parkingu możemy zostawić samochód i dalej ruszyć w pieszą wycieczkę z wiaderkami czy koszami. Możemy dojść tylko do kładki przez rzekę Supraśl i wrócić do miasteczka a możemy zapuścić się głębiej – trzymając się szlaku, zbierając grzyby dochodząc aż do Krzemiennych.
Kolejna możliwość to droga z pod Supraśla na Surażkowo. Po drodze napotkamy galerię leśnych rzeźb. Z Krzemiennych też tam dojdziemy, ale pamiętajmy że to ogromny teren i przejdziemy około 20 kilometrów! Dlatego lepiej rozbić sobie to na 2 razy czyli oddzielnie Krzemienne, oddzielnie Surażkowo. Do tego drugiego zresztą można dojść także przez Turo – co jest kolejnym miejscem, gdzie znajdziemy mnóstwo grzybów.
Bardzo dobrym miejscem, odwiedzanym przez Grzybiarzy jest także las po drugiej stronie od drogi Supraśl – Krynki. Możemy zbierać kierując się na Jałówkę drogą do Czarnej Białostockiej. Najlepiej zajechać pociągiem do tej drugiej i dojść piechotą do Supraśla właśnie przez Budzisk, Zacisze i Jałówkę. Potem tylko kwestia zorganizowania sobie powrotu z pełnymi wiadrami grzybów. Ostatnią miejscówką w tej części Puszczy Knyszyńskiej jest Lipowy Most, do którego dojedziemy z Kopnej Góry.
Popularnym miejscem do zbierania Grzybów jest także droga z Czarnej Białostockiej do Machnacza oraz z Czarnej Białostockiej przez Czarną Wieś Kościelną, Ratowiec do Zaścianka. Swoją wędrówkę możemy zakończyć w Jurowcach i stamtąd wrócić do Białegostoku. Ostatnia cześć Puszczy, gdzie można zbierać to Kopisk do którego dojechać możemy zarówno przez Białystok i Rybniki lub Knyszyn i Chraboły. Możemy także zbierać w okolicach Knyszyna i miejscowości Kozińce.
Jak widzicie miejscówek nie brakuje. Pamiętajcie jednak o kleszczach! Żyją one powszechnie na terenie całego kraju w miejscach wilgotnych pełnych roślinności. Kleszcze są aktywne do późnej jesieni. Pamiętajmy, by do lasu podczas grzybobrania mieć na sobie odpowiednią odzież, która zakryje jak najwięcej części ciała. Można też stosować środki odstraszające kleszcze. Po powrocie zmienić i dokładnie wytrzepać odzież którą mieliśmy na sobie w lesie. Także po powrocie dokładne obejrzeć całe ciało. Po zauważeniu ukąszenia należy natychmiast usunąć kleszcza. W tym celu należy użyć pęsety. Nie ściskać kleszcza mocno, by nie wycisnąć jego wydalin, nie wykręcać, nie wyciskać. Chwycić pęsetą i szybkim ruchem wyciągnąć. Po usunięciu kleszcza miejsce ukłucia należy zdezynfekować. Następnie w razie wystąpienia rumienia skontaktować się z lekarzem rodzinnym.
Chociaż jest w Białymstoku, to przez wielu pomijany. Mowa tu o Rezerwacie Antoniuk. Wspaniałe miejsce na jesienne spacery. Jako że nasze miasto jest małe, to można tam dojść piechotą z centrum. Można też dojechać autobusem linii 102. Wejście do rezerwatu znajduje się przy drodze krajowej nr 8 – Białystok – Augustów.
Rezerwat został objęty ochroną dopiero w 1995 roku. Las znajduje się między osiedlem Dziesięciny oraz Zawady. Spacerując tamtędy dowiemy się z tablic informacyjnych o występujących tam gatunkach fauny i flory. Przede wszystkim będziemy sobie spacerować wśród sosen, świerków, dębów i lip. Nie brakuje również starych drzew, które już dawno przekroczyły setkę. Jest to część dominująca w rezerwacie.
Spacerując po rezerwacie możemy również natrafić na strumień wody. Niestety jego kondycja jest coraz gorsza, bo człowiek zniszczył rzeki – także i u nas – prowadząc szkodliwą meliorację. To wpłynęło na poziomy wód, które są dużo niższe niż kiedyś, a niekiedy zanikły. Po obfitych opadach i zimach ze śniegiem w rezerwacie tworzy się też jeziorko. Jeżeli mało nam będzie spaceru nieopodal znajduje się Białostockie Muzeum Wsi. Warto je przy okazji zobaczyć. Stoją tam drewniane chaty i cała spuścizna kultury ludowej regionu.
Każdy z nas potrzebuje piękna, by oderwać się od życia codziennego i zapatrzeć się na cuda przyrody, które daje nam nasze ukochane Podlasie. Właśnie w tym filmie dokumentalnym to jest – wolni ludzie, piękna przyroda i „postęp”, który chce wkroczyć w ich życie. Rodzina staje do walki o ochronę przyrody.
Ludzie z bagien to opowieść o rodzinie mającej odwagę realizować swoje marzenia, która zgiełk wielkiego miasta zamieniła na życie w zgodzie z naturą pośrodku Biebrzańskich Bagien. O ojcu, który miłością do przyrody stara się zarazić swoją córkę. To także historia ludzi, którzy podejmują walkę o to co najbardziej kochają – dziką przyrodę. Walkę, która na pierwszy rzut oka wydaję się przegrana od samego początku. Czy można bowiem powstrzymać “rozwój” cywilizacji ? Czy kiedy na szali stawiamy życie małego szarego ptaka i wygodę ludzi, ten pierwszy ma w ogóle szanse?
Taki opis od autora wskazuje niejako na początku, że rozwój cywilizacji może być uznawany za ważniejszy, że wszyscy chcą mieć więcej wszystkiego, że chcemy mieć kolejne nowoczesne inwestycje. Tylko kosztem czego? Kosztem tego piękna właśnie, w którym każdego dnia możemy się zatracać. Dokument jest niejako proroczy, bo z 2016 roku a pokazuje dobitnie nam w 2020 roku, że życie w zgodzie z naturą daje prawdziwą wolność, której można tylko pozazdrościć. A jednak żeby jej zasmakować trzeba najpierw oddać wygodę i trzeba szanować przyrodę.
Chemicy z Uniwersytetu w Białymstoku zbadali miody z dwóch pasiek – postawionej przez miasto, położonej na skwerze przy ul. Augustowskiej, a także tej usytuowanej na dachu uczelnianego kampusu przy ul. Ciołkowskiego. W obu przypadkach parametry miodu okazały się znakomite – zawartość metali ciężkich jest w nich niemal tysiąc razy mniejsza, niż przewidują normy. Oznacza to, że miód jest pyszny i zdrowy. Wymagania dotyczące jakości handlowej miodu są zdefiniowane zarówno w przepisach europejskich, jak i polskich. Chemicy z Uniwersytetu w Białymstoku badając miody przeanalizowali zawartość kadmu i ołowiu. Okazało się, że kadmu nie było w nich wcale, ołowiu prawie tysiąc razy mniej, niż wynosi dopuszczalna norma.
Pierwsze miodobranie w białostockiej pasiece miejskiej miało miejsce pod koniec czerwca. Czternaście kilogramów pozyskanego miodu trafiło do 72 słoiczków, które zostaną wykorzystane do celów promocyjnych miasta. W tym roku z miejskiej pasieki miasto spodziewa się łącznie około 60, a może nawet 70 kilogramów miodu. Pasieką na zlecenie Miasta opiekuje się doświadczony pszczelarz Mikołaj Mak.
Najbliższe noce warto spędzić na powietrzu. A konkretnie gdzieś, gdzie jest bardzo ciemno, bo na niebie zapowiada się niesamowity spektakl. Jak co roku Ziemia będzie ułożona w taki sposób, że będzie można oglądać rój meteorów – Perseidy. Gołym okiem będzie widać mnóstwo spadających gwiazd. Ktoś, kto kiedykolwiek widział to na żywo doskonale wie, jak bardzo fascynującee jest oglądanie Perseidów. Ktoś, kto tego nie robił – koniecznie musi spróbować!
Perseidy czyli noce spadających gwiazd są każdego roku w połowie lipca i widać je prawie do końca sierpnia. Najwięcej meteorów dostrzeżemy z 12 na 13 i 13 na 14 sierpnia. Trzeba tylko znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest bardzo ciemno a światła miasta nie dochodzą. Polecamy Puszczę Białowieską, Narwiański Park Narodowy, Biebrzański Park Narodowy, Puszczę Knyszyńską albo którąś z górek na Suwalszczyźnie. Kawałek polany, koc, wino na rozgrzanie, druga osoba do towarzystwa. To wszystko zagwarantuje Wam niezapomnianą noc!
Wiele osób próbuje sfotografować choć jeden meteoryt. Jest to jak błyśnięcie podczas burzy, więc nie liczcie na refleks. Da się jednak to zrobić ustawiając w aparacie lub komórce fotografowanie interwałem. Wtedy co sekundę aparat wykonuje fotografię, a my liczymy na to, że po kilkuset próbach trafi chociaż raz. Dobrze jest też mieć obiektyw szerokokątny lub taki, który polem widzenia obejmuje 180 stopni. Wtedy da się złapać wszystko, co na niebie się dzieje. Życzymy powodzenia w obserwacjach!
Zwykle słyszymy ich śpiew, widzimy jak siedzą na drzewach lub przelatują w pobliżu. Rzadko kiedy możemy przyjrzeć się im z bliska, stąd warto obejrzeć powyższy film, by zobaczyć jak wygląda życie ptaków. Jest ono fascynujące, a także niezwykle potrzebne naturze. Gdyby nie one, to owady sprawiłyby, że lasy nie byłyby tak piękne. Ponadto także i ludzie by mieli problemy z normalnym funkcjonowaniem.
Jednym z bohaterów lasu jest Głuszec, który wydaje bardzo charakterystyczne dźwięki i można je spotkać czasem w lesie. Klapanie, trelowanie, korkowanie i szlifowanie to cała pieśń godowa tego ciekawego ptaka. Ludzie mogą go spotkać bardziej przypadkiem. Już szybciej spotkamy w naszych puszczach i parkach narodowych orły bieliki czy myszołowy. Innym ptakiem, którego spotkać to jak wygrać w totolotka to czarny bocian. Zwykle na wsiach napotykamy te białe. Gdyby tak zapuścić się w Puszczę Białowieską to może i byśmy ujrzeli czarnego.
Co ciekawe, ptaki w lasach występują cały rok. Zatem jeżeli na spacer będziemy szli także zimą, to jest opcja że usłyszymy ich śpiew. Jednym ze „śpiewaków” jest kos. Czarny ptak z pomarańczowym dziobem. Ich menu to głównie dżdżownice, pajęczaki i inne bezkręgowce. Na powyższym filmie warto zobaczyć jak radzą sobie inni, latający mieszkańcy lasu. Można też po prostu przejść się do lasu i zacząć obserwować ich życie. Zanurzenie się w śpiewie na pewno nas zrelaksuje.
W PRL masowo sadzono topole, bo bardzo szybko rosły. Niestety także latem mocno rozwiewało puch z takich drzew, który to był dosłownie wszędzie i przylepiał się do wszystkiego. Jako dziecko pamiętam, że puch bardzo łatwo się palił, a topola ogromna dzięki wiatrowi przyjemnie szumiała. Gdyby dawniej zrobić pocztówkę z Polski, to w krajobrazie takiego drzewa zabraknąć by nie mogło. Niestety topola to także katorga dla alergików, których zaczęło pojawiać się coraz więcej, a wręcz występować masowo. Okazało się też, że wielkie drzewa to zwyczajne chwasty. Dziś trudno takie dostrzec w miejskim krajobrazie.
Tymczasem zamiast zazieleniać całe miasta, by było jak najwięcej tlenu i chłodu latem, to testuje się genetyczne mieszanki – drzewa tlenowe. Taka roślina daje 10 razy więcej tlenu niż normalne drzewo, przez co jest w mieście bardzo pożyteczna. Ale to też chodzenie na skróty. By posadzić mniej, by było więcej betonu. 50 takich drzew posadzono w Łomży w ramach eksperymentu pod okiem Wyższej Szkoły Agrobiznesu w Łomży.
Drzewo powstało w 2011 roku w warunkach laboratoryjnych. Osiąga wysokość 16 metrów w 6 lat, a po ścięciu odrasta od pozostawionego pnia jeszcze przez kilkanaście lat. Może wyprodukować nawet do 10 razy więcej tlenu w porównaniu z innymi gatunkami rodzimych drzew liściastych, a to dzięki liściom o ogromnej powierzchni sięgającej nawet 3000 centymetrów kwadratowych (czyli o średnicy 70 cm). Topola bis? Drzewa posadzono przy trasach z dużym ruchem samochodów. Teraz trzeba będzie sprawdzić co gromadzi się w ich liściach i w glebie pod wpływem intensywnego ruchu drogowego. W dalszej perspektywie także to jaką mają wartość opałową takie drzewa. Ważna dla naukowców i ekologów jest także ocena jak drzewo tlenowe wpływa na rodzime ekosystemy i gatunki roślin.
Miejmy nadzieję, że cała ta genetyczna mieszanka po prostu nie wypali i wrócimy do normalnych drzew. W przyrodzie nie ma drogi na skróty. Nawet jak przez 10 czy 20 lat nie będzie widać różnicy, to ta różnica może występować. A jako pierwsze odczują ją zwierzęta, a potem być może ludzie. Tak było, gdy wyregulowano rzeki, a w praktyce je zniszczono i mamy suszę oraz podtopienia, tak było z pryskaniem upraw i wybiciem mnóstwa pszczół. Można wymienić jeszcze dużo, co człowiek zniszczył próbując przerabiać naturę. Dlatego genetycznie modyfikowane drzewa z Łomży nie powinny być sadzone już nigdzie indziej, gdy tylko eksperyment się zakończy.
Województwo Podlaskie jest przepiękne, to wiadomo nie od dziś. Jednak dzięki rozwojowi technologii, każdy kto chce może dziś kupić drona i spojrzeć na swoje otoczenie z góry. Jako, że fascynatów naszego regionu nie brakuje, to i w serwisach społecznościowych nie brak niesamowitych zdjęć i filmów, które dawniej można było wykonać lecąc samolotem, helikopterem czy balonem. Zaletą drona jest jego rozmiar – dzięki czemu urządzenie może nam pokazać wiele miejsc, których nie zobaczylibyśmy z pokładu statku powietrznego.
I tak na powyższym filmie możemy zobaczyć na przykład jak wygląda z góry rzeka Supraśl, jak wygląda Pałac Branickich w Choroszczy i jego otoczenie, oraz jak niesamowity efekt dają poranne mgły, zakręcone rzeki i kolorowe pola. To wszystko z ziemi wygląda równie atrakcyjnie, ale z powietrza jest dodatkowo wyjątkowe. Szczególne wrażenie robi ujęcie z ogromną mgłą, która unosi się nad rzeką.
Film jest krótki, bo trwa minutę, ale jest w nim bardzo wiele wartościowej treści. Szczególnie pokazuje, że warto zwiedzać nasz region o wschodzie i godzinę przed zachodem słońca. To wtedy niebo staje się wyjątkowo piękne, a słońce sprawia, że wszystko okrywa się złotym blaskiem. Wtedy też mamy okazję dojrzeć mgły w pięknej i ulotnej krasie. Szczególnie latem wyjątkowo przyjemnie obserwować to wszystko, gdy można wybrać się jeszcze nocą, by powitać dzień lub zabrać się po pracy, by go pożegnać. Ten film niech Wam o tym przypomina, iż warto kończyć i zaczynać dni podglądając naturę.
Grzybów na Podlasiu u nas co niemiara. Mało tego po weekendzie grzybów będzie jeszcze więcej. Dlatego, jeżeli jesteście fanami leśnych przysmaków, to warto zaplanować sobie wyjazd. Tylko gdzie? W Puszczy Knyszyńskiej będzie idealnie! Lasów na Podlasiu nie brakuje, ale to nie znaczy, że wszędzie gdzie pójdziemy, to na pewno coś znajdziemy. Po prostu są lepsze i gorsze „miejscówki”. Każdy grzybiarz ma swoją, ale niektórzy dopiero zaczynają przygodę lub nie dawno przeprowadzili się do naszego regionu. Albo z innych powodów nie znają Podlasia na tyle, ale chcieliby coś zebrać. Dla wszystkich tych przedstawiamy najlepsze miejscówki na grzyby w 2020 roku. Wszystkie znajdują się w Puszczy Knyszyńskiej.
Pociąg do grzybów
Nie bez powodu, co roku w Michałowie organizuje się święto grzyba. To właśnie pobliskie lasy są idealne do zbierania leśnych przysmaków. Na grzyby możemy dojechać pociągiem weekendowym kursującym do Walił. Wystarczy wysiąść na stacji Sokole. Jeżeli jesteśmy wprawnymi zbieraczami, to nasze kosze będą pełne. Kolejnym miejscem na tej samej trasie pociągu to właśnie Waliły. Wystarczy kierować się lasem na Piłatowszczyznę. Po drodze zbierzemy bardzo dużo pyszności. Możemy też zapuścić się wzdłuż torów. Pociąg kończy bieg w Waliłach. My jeżeli będziemy szli dalej w kierunku granicy torami, to między Straszewem a Zubkami napotkamy bardzo dużo grzybów.
Miejscówki grzybów
Kolejne miejsce, gdzie możemy zbierać przepyszne leśne przysmaki znajduje się w Supraślu. Wystarczy ruszyć lasem na Krzemienne. Można także kierować się z drogi wojewódzkiej 676 na Krynki w kierunku miejscowości Konne. Ostatnia miejscówka, w której warto szukać grzybów zaczyna się w Czarnej Białostockiej. Kierujemy się leśną drogą na Budzisk, następnie na Zacisze i Jałówkę. Kończymy w Supraślu. Gigantyczne ilości leśnych przysmaków czekają!
Porady i ostrzeżenia
Oczywiście pamiętajmy, że w ostatnim czasie w lasach jest mnóstwo kleszczy. Wchodzenie w krzaki i zarośla po grzyby to prawie pewny kontakt z tymi owadami. Dlatego nie wychodźmy do lasu odsłonięci. Najlepiej zainwestować w solidne buty, długie nogawki i rękawy, a także rękawiczki. Dobrze też mieć kapelusz, by przy okazji nie dostać udaru, jeżeli będziemy przebywać na słońcu przechadzając się leśnymi drogami. Po powrocie domu koniecznie powinien ktoś nas dokładnie obejrzeć. Kleszcze potrafią zniszczyć człowiekowi zdrowie i o tym trzeba pamiętać. Miejmy jednak nadzieję, że wypad na grzybki będzie udany!
Wygląda na to, że w Białymstoku nikt nie przejmuje się potężnymi ulewami oraz zapobieganiem suszy. Wiadomo, że nie od razu można wszystko naprawić, co przez wiele lat, od czasów PRL popsuto, ale jest coś co można od ręki zrobić, co bardzo by pomogło. Wystarczy przestać kosić trawę. Tymczasem w stolicy województwa podlaskiego ta czynność trwa w najlepsze. Od razu zaznaczymy, że wiele terenów należy do spółdzielni mieszkaniowych, które w ten sposób „dbają” o mieszkańców. Jednak przykład powinien iść z góry. Miasto ma możliwość i powinno z niej skorzystać ażeby zakazać koszenia trawników od czerwca do września. Oczywiście potrzebna jest tylko wola radnych, by taką uchwałę przyjęli.
Co to da? Trawniki są elementami małej retencji. Gdy spadnie ulewa, to bujna roślinność spowolni odpływ wód opadowych. Dzięki czemu kanalizacja będzie odciążona, przez co ulice nie będą podtapiane. Ponadto tam gdzie jest bujna roślinność, to utrzymuje się niższa temperatura po opadach. Ostatnim najważniejszym plusem braku koszenia jest czyste powietrze. Zarośnięte trawy pochłaniają dwutlenek węgla i wydzielają tlen. Gdyby tak nie kosić zieleni przy drogach, to w godzinach szczytu może byśmy się tak nie dusili przechodząc w pobliżu.
Po co się kosi trawniki? Tylko i wyłącznie dla walorów estetycznych. Alternatywnym sposobem jest zasadzanie łąk kwietnych. Jak wiemy w mieście poszli tą drogą. Tylko jest jeden minus tego rozwiązania. Gdyby wymienić wszystkie zielone trawniki na łąki kosztowałoby to fortunę. Można to zrobić na raty przez wiele lat. Do tego czasu trawa w najgorętsze miesiące nie powinna być koszona.
To taki temat, który warto powtarzać, bo gołym okiem widać że z roku na rok problem jest coraz większy. Być może niektórzy z Was sobie myślą, że jakiś czas temu straszyliśmy suszą, a w ostatnie dni przyroda dała popalić tak bardzo, że o suszy nie ma mowy. To tylko jednak złudzenie. Wystarczy spojrzeć na twarde dane z czujników pomiarowych, by zobaczyć, że nadal jest źle. Jak to możliwe? Poniżej tłumaczymy.
Jest wiele osób, które mimo przedstawiania twardych, naukowych danych negują zmiany klimatyczne. Na niepodlegające dyskusji liczby mają opinie. I teraz jest trochę podobnie. W ostatnim czasie była niemiłosierna susza. Przypomnijmy sobie, jak Biebrzański Park Narodowy zapłonął niczym zapałka, gdy zostały podpalone trawy na czyimś wysuszonym polu. Ostatnie dni natomiast to ogromne ulewy, ściany deszczu, nieustające burze. Tak dużo wody, że ulice i zabetonowane place tradycyjnie zamieniły się w rzeki i jeziora. Podlało przy okazji wszystkie rośliny. Więc o co chodzi? Czy nie ma suszy? Tak może się wydawać, ale to że czegoś nie widzimy to jeszcze nie znaczy, że to nie istnieje. Tak jak boleśnie możemy się przekonać o istnieniu niewidzialnej grawitacji, gdy skoczymy na przykład z wysokości pierwszego piętra.
Wystarczy zrobić samodzielnie prosty eksperyment, by naocznie zobaczyć, że jak po suszy spadnie dużo deszczu na raz, to nie zlikwiduje to suszy. Jeżeli macie doniczkę z kwiatami, a następnie przez kilka tygodni nie będziecie podlewać ziemi, to stanie się ona bardzo twarda. Gdy wlejecie do doniczki nagle wiaderko wody, to ciecz zamiast wsiąkać rozleje się na boki. W ogromnej skali działa to dokładnie tak samo. Zabetonowane chodniki i ulice wody nie wchłoną w ogóle, zaś twarda ziemia wchłonie tylko trochę. Reszta rozleje się na boki, aż trafi do rzek. Wtedy woda przez zmiany jakie wywołał człowiek, szybko spłynie do morza i stanie się słona – ani nam ludziom ani roślinom nieprzydatna. Dopiero wyparowanie wody i powrót do chmur spowoduje, że woda zostanie odsolona. Nie ma jednak gwarancji, że to znów u nas spadnie deszcz.
Teraz spójrzmy na poniższe mapy, gdzie wszystko potwierdzają twarde dane z czujników. Oto badanie z 21 czerwca 2020. Południe Polski jest kompletnie pod wodą. Pierwsze 7 centymetrów to jedno wielkie błoto. Na Podlasiu natomiast jest grząsko, zaś w okolicach Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej – ilość wody jest w normie.
graf. IMGW
Jednak, gdy zajrzymy głębiej można zauważyć, że ilość wody Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej jest już poniżej normy. To dlatego, że woda z nieba nie wchłonęła się w całości tylko spłynęła dalej.
graf. IMGW
Gdy zajrzymy poniżej 28 centymetrów to zaczyna robić się już dramatycznie. Ziemia jest bardzo sucha. Dopiero poniżej metra sytuacja wraca do normy. Wniosek jest taki, że woda znajduje się tylko powierzchownie.
graf. IMGW
Zapewne zadajecie sobie teraz pytanie. Co mnie obchodzi ziemia poniżej 28 centymetrów. Otóż w uproszczonym skrócie – jeżeli powstają niedobory wody w ziemi jak obecnie, to skład chemiczny gleby ulega zmianie. Oznacza to, że rolnicy muszą nawozić swoje pola, by utrzymać właściwe proporcje pierwiastków i minerałów w glebie. Jednak jak spojrzymy na mapy – to problem suchej gleby na głębokości 28-100 cm dotyczy Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej. To właśnie na takich głębokościach znajdują się korzenie. Wyjałowiona gleba powoduje, że ziemia traci swoje potrzebne właściwości i staje się jałowa. Teren na powierzchni powoli obumiera i staje się pastwiskiem.
A pomaga w tym kornik, który pojawia się właśnie gdy panuje susza. Obecnie 25 procent drzew w Puszczy Białowieskiej jest już martwa. Na pewno pamiętacie nie tak odległą awanturę o kornika. Jedni chcieli wycinać martwe drzewa, drudzy na to się nie godzili. Nie będziemy do tego wracać, ale chyba dla każdego jest jasne, że pozbycie się problemów z kornikiem trzeba zacząć z uporaniem się z suszami. Czyli, by woda, która spadnie nie uciekała do morza. Na szczęście w Polsce otworzono oczy na problem, ale jego minimalistyczne rozwiązanie planuje się na 2027 rok. Obecnie 97 procent wody spuszczamy do morza, a za 7 lat ma to być 85 procent. W tym tempie to jeszcze za naszego życia Puszcza Białowieska zacznie stawać się pastwiskiem, zaś Puszcza Knyszyńska zacznie obumierać.
„Można panikować” to przepełniony nostalgią portret 62-letniego fizyka atmosferycznego, prof. Szymona Malinowskiego, dyrektora Instytutu Geofizyki Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Profesor zajmuje się zjawiskami prowadzającymi do zmian klimatycznych i od lat ostrzega o nadchodzącym zagrożeniu. Szymon, który przez całe życie zawodowe edukuje innych, jest ukazany w momencie kiedy musi poradzić sobie z osobistą tragedią, która skłania go do oceny dokonań życia.
Uwielbiamy dni, gdy są dobre wiadomości i możemy je Wam przekazać. Tak jest i tym razem. Jeszcze kilka tygodni temu alarmowaliśmy, że sytuacja w lasach jest dramatyczna. Ziemia była jak popiół i w zasadzie wszędzie wystarczyła iskierka by stała się taka tragedia jak w Biebrzańskim Parku Narodowym. Na szczęście ostatnie tygodnie były deszczowe i obecna sytuacja, choć jeszcze nie jest idealna, to już dużo lepsza.
Skąd to wiemy? Z badań IMGW, które prowadzone są w sposób ciągły. Obszary o wilgotności poniżej 30-40 proc. wskazują na deficyt wody. Na Podlasiu pierwsze 7 centymetrów gleby ma nawodnienie na poziomie 45 – 85 procent. Jak widać na mapie przeważają te górne granice. Gleba od 7 do 28 cm na południu i wschodzie województwa jest jeszcze sucha. Szczególnie niepokojący jest fragment zaznaczony na czerwono i pomarańczowo tam, gdzie jest Puszcza Białowieska. Pozostała część województwa jest już nawodniona powyżej 40 procent. I kolejna mapa od 28 do 100 cm równie pokazuje dobre dane bo nawodnienie jest w okolicach 50 procent. Powyżej 100 centymetrów jest już bez problemu. Można wywnioskować, że gleba na 3 metrach – czyli na takiej głębokości, gdzie mieszczą się w zasadzie wszystkie korzenie od najmniejszych roślin do największych drzew ma wystarczające zasoby wody. Warto dodać, że poziom 100 procent oznacza, że mamy do czynienia z błotem.
0-7 cm, graf. IMGW
7-28 cm, graf. IMGW
28-100 cm, graf. IMGW
100-289 cm, graf. IMGW
Z suszą jednak trzeba walczyć systemowo. I tu mamy kolejne dobre wiadomości. Wcześniej informowaliśmy, że w Polsce inwestycje wodne potrwają aż 7 lat. Na szczęście urzędnicy wystraszyli się suszy i mocniej nacisnęli pedał gazu. Dlatego w ciągu trzech lat w Polsce zrealizowanych zostanie 640 inwestycji wodnych. Kwota to 160 milionów złotych. Także i Podlaskie dostanie coś z tej puli. Bowiem 40 inwestycji o wartości 18 milionów złotych przypadnie na nasz region.
Za tę kwotę naprawione zostaną przepusty, jazy, zastawki, progi piętrzące wodę. To wszystko pozwoli zatrzymywać wodę po opadach. Teraz 94 procent tego co spadnie z nieba, leci błyskawicznie do morza. Dodamy tylko, że nasza cywilizacja nie potrafi odsalać wody na masową skalę. Potrafimy to robić od tysięcy lat. Wiemy o tym, że odparowana, a następnie ponownie ostudzona woda morska nie jest już słona. Pisał o tym starożytny grecki filozof – Arystoteles. Ale zmienić właściwości całego morza? Tego już nie potrafimy. Ogromne ulewy potrafi zrobić tylko natura. Oznacza to, że gdy woda wpłynie do morza, to nie da się już jej odzyskać. Ludzkość ma do dyspozycji tylko niecałe 3 procent całej wody jaka jest na planecie (z czego większość jest zamrożona). Gdybyśmy zaczęli pić wodę morską, to więcej jak jej litr na dobę by nam szkodził. Dlatego tak bardzo ważne jest, by nie wylewać całej wody od razu do morza tylko rozlewać ją w sposób kontrolowany po polach.
W PRL zniszczono koryta rzek po to, by ludzie mieli więcej pól do dyspozycji, na których rolnicy mogli uprawiać. Teraz rolnicy będą dostawać wysokie dotacje, by tworzyć zbiorniki retencyjne. Dodatkowo odtwarza się stare koryta rzek. Nie wszędzie jest to możliwe. Na przykład duże miasta zostały tak przebudowane, że przywrócenie koryt wiązałoby się z ich zalaniem. Na przykład w Białymstoku Rzeka Biała jest praktycznie od początku do końca wyprostowana. W rozumieniu przyrodniczym – całkowicie zniszczona, bo przerobiona na rynnę, która dostarcza szybko wody do Supraśli.
Wracając jeszcze do inwestycji Wód Polskich – warto tutaj dodać, że jest ona przeprowadzania nie z miłości do przyrody, ale z obawy przed rolnikami. To oni skorzystają najbardziej na inwestycjach. Dzięki kontrolowaniu przepustowości wody będzie można nawadniać pola. Jednak bez przywracania naturalnych koryt rzek tam gdzie się da, będziemy marnować spory potencjał wody. Tak jak teraz wylewamy do morza 94 procent, tak dopiero w 2027 po wszystkich inwestycjach wodnych zatrzymamy nie 6 a 15 procent wody. Nie zmienia to faktu, że 85 procent trafi do morza. Dla porównania – Hiszpania magazynuje aż 45 procent wody. Istnieje tam 1969 zbiorników retencyjnych. A w Polsce oprócz jezior mamy… 69 sztucznych zbiorników.
Za około 1,5 miesiąca białostoczanie będą mogli się cieszyć kolejnym miejscem, gdzie będzie można w przyjemnych okolicznościach przyrody odpocząć. Mowa tu stawach przy ul. Mickiewicza. Po jednej stronie od Galerii Białej są bulwary, zaś drugi staw był zaniedbany. Zimą ruszyły prace rewitalizacyjne. Ich koniec jest zapowiadany w czerwcu 2020 roku. Jak widać już niewiele zostało do zrobienia.
Do tej pory zakończono oczyszczenie i pogłębienie stawu oraz budowę nowych obiektów, takich jak wieża dla nietoperzy, kładka czy umocnienia brzegowe. Wzdłuż północnego brzegu stawu zbudowano sześć pomostów wędkarskich i odbudowano zniszczone schodki. Wkrótce zostaną utwardzone ścieżki i zagospodarowana strefa rekreacyjna (ławki, kosze na śmieci, oświetlenie kładki). Odbędzie się instalacja pływających wysp, nasadzenia zieleni, instalacja budek dla jerzyków, innych ptaków i wiewiórek oraz montaż tablicy informacyjnej o jeżach. To jedna z inwestycji realizowana z Budżetu Obywatelskiego.
Jak wspomnieliśmy to kolejne miejsce do rekreacji. Pierwsze znajduje się na Słonecznym Stoku. Stawy Marczukowskie po rewitalizacji cieszą się dużym zainteresowaniem mieszkańców. Tam również można wypoczywać w przyjemnych okolicznościach przyrody. Warto zauważyć, że w mieście jest więcej takich „zapuszczonych” zbiorników wodnych, które warto by było odświeżyć. Jeden z nich mieści się przy ul. Octowej, inny przy ul. Niskiej. Niewielkim kosztem mogłyby być zagospodarowane do rekreacji.
Chyba po raz pierwszy w życiu tak wielu ludzi zainteresowało się w Polsce pożarem. Gdy pali się jakiś budynek to zwykle wzbudza to lokalne zainteresowanie – najbliższych sąsiadów budynku. Sprawni strażacy dosyć szybko załatwiają sprawę. Czasem jest trudniej – mam tu na myśli nawracający „tajemniczy” pożar na wysypisku w Studziankach pod Wasilkowem. I tu przechodzimy do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ogromny ogień przerósł wszystkich. Garstka strażaków desperacko walczyła z żywiołem dopóki sprawy nie nagłośniły media ogólnopolskie. Nagle znaleźli się dodatkowi strażacy, żołnierze, samoloty, helikoptery i pieniądze na akcje gaśniczą. A wszystko to zaczęło się od wypalania traw.
Różne informacje przekazuję ludziom od 2006 roku. Przez te 14 lat akcji strażaków, którzy wyjeżdżali by gasić trawy było tak wiele, że trudno byłoby już to zliczyć z pamięci. Zainteresowanie tym tematem jednak zawsze było bliskie zeru. Gdy nie było kryzysu klimatycznego, gdy nie było pandemii koronawirusa to ludzie bezmyślnie konsumowali. Jeszcze w latach 90-tych mówiło się o masowym wycinaniu drzew. Nikt jednak nie patrzył na to serio. O wirusie, który zarazi cały świat mówiono gdzieś koło 2000 roku w telewizji w programie „Nie do wiary”. Czy ktoś to brał na poważnie? A pamiętacie kryzys z uchodźcami? To było tak niedawno w temu. Gdyby tak można było to „przewidzieć”. Gdyby ktoś tylko czytał opracowania naukowe, to by wiedział o problemie dekadę wcześniej. Tu jest właśnie problem. Co czytamy i kogo słuchamy.
Jest takie przysłowie „Polak mądry po szkodzie”. Chciałbym, by nastał dzień, byśmy mówili „Polak mądry przed szkodą”. Z drugiej jednak strony wiem, że nie da się zmienić całego świata. Że tak jak ten pożar – nasz hałas w jakiejś sprawie będzie słyszany tylko lokalnie. Chyba, że wydarzy się niewyobrażalna tragedia. W Biebrzańskim Parku Narodowym na pogorzelisku odrasta już trawa. Jeszcze trochę deszczu i przyroda zagoi świeże rany, jakie po raz kolejny zadał jej człowiek. I znów jesteśmy mądrzy po szkodzie. W Parku pracę zaczęli naukowcy, a efektem ich prac ma być odpowiedź – kiedy po takim pożarze przyroda całkowicie wróci do stanu „przed”. Na wiosnę przyszłego roku ma być też gotowy plan przeciwpożarowy, który uwzględni zmiany klimatu czy suszę. Bo obecne procedury udają, że takich zjawisk nie ma.
Problemów, które trzeba pilnie rozwiązać jest mnóstwo. Niestety rządzący – i mam tu na myśli prawie wszystkich polityków, wszystkich opcji, którzy zajmują jakieś stanowisko czy to w samorządzie czy rządzie. Mentalnie dalej są w latach 90-tych, ignorują zmiany klimatyczne, suszę i wiele innych problemów. Problem w tym, że ich ignorancja uderza w nasze życie. Nie mam wątpliwości, że potrzebujemy głębokich zmian i to natychmiast, bo inaczej będziemy ostatnim pokoleniem, które żyło pośród pięknej przyrody.
10-letni, bardzo zdrowy i najedzony wilk padł ofiarą kolejnego kretyna. Jeden otruł orły, bociany i inne ptaki w okolicach Drohiczyna, drugi podpalił Biebrzański Park Narodowy, a teraz trzeci. A to wszystko w przeciągu ostatniego miesiąca. A kretynów będzie jeszcze więcej – wszystko dlatego, że ich przestępstw nikt nie traktuje poważnie.
Sprawą pierwszego, drugiego i trzeciego kretyna bada prokuratura. I co? I nic. Będą tak badać, badać, badać aż najprawdopodobniej uznają, że już wystarczy i zostanie ona umorzona z powodu nie wykrycia sprawców. A te sprawy nie są skomplikowane – w przypadku Biebrzańskiego Parku Narodowego – w grę wchodzą 3 małe wsie, gdzie ktoś wypalał łąki. Ponadto z tych terenów wcześniej było 12 zgłoszeń dotyczących pożarów. Dla sprawnej Policji to byłaby szybka sprawa. Z jakiegoś powodu nie jest. Z trucicielem ptaków mogłoby być trudniej, bo Drohiczyn i wsie w okolicy to sporo mieszkańców, jednak przypadki trucia ptaków w tamtym rejonie powtarzają się. Wystarczy porządnie zabrać się za tą sprawę, by złapać winnego.
Wilk został zastrzelony we wsi Przybudki w gminie Narew 25 kwietnia. Sprawa wyszła na jaw dopiero 5 maja. Minęło 10 dni i znana już jest przyczyna śmierci zwierzęcia. Zabezpieczono także fragment kuli. Miejmy nadzieję, że sprawcę poznamy szybko, aczkolwiek gdy patrzymy na podejście organów ścigania do pozostałych spraw, to można mieć wątpliwości. Zastrzelone zwierzę było w bardzo dobrej kondycji, aktywnie polowało. Prawdopodobnie był to „ojciec” wilczej rodziny. Jego śmierć osłabia całą watahę, co będzie miało wpływ również na środowisko. Gdy nie ma wilków to w lasach pojawia się więcej roślinożernych jeleni czy saren. A te ogołacają drzewa – szczególnie te młode. Gdy są wilki, to roślinożerne są bardzo czujne i nie żerują w jednym miejscu zbyt długo. Dlatego osłabienie watahy może spowodować w dłuższej perspektywie mniejszą ilość drzew, a więc i ptaków. Ich brak natomiast poskutkuje większą liczbą wszelkiej maści owadów, które prędzej czy później dotrą w dużych ilościach do domów okolicznych mieszkańców.
Widać jak na dłoni jak bardzo natura jest ze sobą związana, a każda ingerencja człowieka powoduje, że człowiek sam na siebie sprowadza nieszczęście. Dlatego tak ważne jest by kretynów ścigać tak jak groźnych przestępców, bo czynią szkody, które są niewidoczne gołym okiem, ale które odczujemy za jakiś czas.
Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym został już na szczęście ugaszony, ale nie oznacza to, że można o nim zapomnieć. Pozostała jeszcze jedna ważna kwestia – złapanie podpalacza i jego ukaranie. Sprawą zajęła się już Policja lub prokuratura, nawet zostali przesłuchani pierwsi świadkowie, ale nie oznacza to, że inni mogą czekać z założonymi rękami. Im szybciej złapiemy winnego, tym bezpieczniejszy będzie Biebrzański Park Narodowy. Przed nami suche lato, niewykluczone że mogą być kolejne podpalenia. Bo ten pożar, który miał miejsce, nie był pierwszy. Łąki podpalano w jego rejonie tylko w tym roku 12 razy! Głównie na terenie gminy Sztabin.
Co już wiadomo
O tym, że to było podpalenie było wiadome już od początku. Ogień został rozdmuchany przez porywisty wiatr, po tym gdy ktoś wypalał łąki. Kto? Nie wiadomo, ale można przypuszczać, że osoba ta wypalała własne łąki, a nie cudze. Jest to logiczne. Zatem jest określona liczba łąk i ich posiadaczy do sprawdzenia. Co jeszcze wiadomo? Pożar zaczął się w okolicach trzech miejscowości: Polkowo, Kopytkowo oraz Jasionowo Dębowskie (wszystkie na terenie gminy Sztabin, na powyższej mapie zaznaczone najjaśniejszym kolorem). Zatem krąg podejrzanych zawęża się do tych, którzy tam mają swoje ziemie. Oczywiście pamiętać należy, że jest to wiele osób, a podpalacz jeden. Prawdopodobnie może być to ta sama osoba, która stoi za pozostałymi pożarami.
Osoba, która wskaże podpalacza otrzyma nagrodę 10 tys. złotych od dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego. Nie dla pieniędzy jednak warto złapać sprawcę, ale po to by został surowo ukarany, po to byśmy wszyscy mocno go napiętnowali, by inni wiedzieli, że to koniec tolerancji dla wypalania łąk. Ten, kto będzie tak robił – powinien czuć opór społeczeństwa, niezależnie czy to okolice Parku Narodowego czy mała wieś daleko od przyrodniczych skarbów.
Dotrzeć do tych, co mogą coś wiedzieć
Jeżeli zależy Wam tak jak nam na złapaniu tego, kto spowodował tą gigantyczną tragedię, to pomóżcie nam dotrzeć z tym tekstem do jak największej liczby osób, które mogą coś wiedzieć – czyli do mieszkańców Polkowa, Kopytkowa oraz Jasionowa Dębowskiego oraz innych nadbiebrzańskich, okolicznych miejscowości: Goniądz, Dawidowizna, Wroceń, Dolistowo Stare, Dolistowo Nowe, Grzędy, Jagłowo, Mogilnice, Jaziewo . Osoby te mogą z różnych powodów nie chcieć dzielić się informacjami z dyrekcją parku ani z Policją, a my gwarantujemy całkowitą anonimowość.
Wszystkie osoby, które mogą przekazać jakieś informacje – nawet anonimowo – prosimy o kontakt: [email protected]lub poprzez wiadomość na Facebooku.
Dobre wiadomości z Biebrzańskiego Parku Narodowego. Sytuacja została opanowana, trwa dogaszanie pożaru. Jest na tyle stabilnie, że wielu strażaków może już wracać do domu. Spłonęło 6000 hektarów czyli 10 proc. Parku, którego powierzchnia to 60 000 hektarów. Pożar miał dwa oblicza – od niedzieli do środy oraz od środy do czwartku wieczór. Przez pierwsze dni było dramatycznie. 130 strażaków desperacko walczyło z ogniem, który był rozdmuchiwany przez porywisty wiatr. Pieniądze na akcje ratowniczą skończyły się w poniedziałek. Dyrekcja zwróciła się do ludzi z prośbą o pomoc finansową. W dobę uzbierano milion złotych (łącznie ponad 2 miliony, a wpłacających było 25 000 osób).
Po wtorkowej nocy było wiadomo, że straty są ogromne. W środę no parku przyjechał minister środowiska, ale chyba tylko po to by uniknąć wizerunkowej katastrofy. Najpierw mówił, że sytuacja jest opanowana (chociaż nie była), a potem zakomunikował, że park dostanie pół miliona złotych. Za ministrem przyjechały media ogólnopolskie i zainteresowanie tematem nie było już tylko lokalne, ale ogólnopolskie. Podwojono liczbę strażaków, ściągnięto dodatkowe samoloty, helikopter. Następnego dnia premier dorzucił jeszcze 6 milionów złotych. Szkoda, że tak późno. Gdyby zareagował w poniedziałek, a nie czwartek to straty byłyby 4 razy mniejsze.
Do parku zjechało też mnóstwo, nie wiemy jak to ująć… może pajaców? Robili sobie selfie, robili „dramatyczne fotoreportaże”, zadeptywali gniazda ptaków, generalnie swoją obecnością przeszkadzali tym, którzy na miejscu walczyli z żywiołem. Potem jeszcze przyjechali politycy, którzy także udawali zatroskanych. Na szczęście byli też ludzie dobrej woli, co przywieźli dodatkowy sprzęt, samochodami terenowymi dowozili strażaków w trudno dostępne miejsca, sami pomagali w gaszeniu, przywozili napoje, jedzenie. Sytuacja tym razem naprawdę była już opanowywana.
W czwartek wieczorem było już na tyle stabilnie, że strażacy-ochotnicy mogli wracać do domu, zaś na miejscu dogaszali już tylko zawodowcy. Wkrótce będą liczone straty. Tymczasem nadal nie wiadomo czy Policja traktuje sprawę standardowo czy priorytetowo. Na stronie podlaskiej Policji jest tylko lakoniczny komunikat o wspomaganiu strażaków. My jednak tej sprawy nie zostawimy. Sprawca tej tragedii musi zostać szybko złapany i surowo osądzony!
Gdy pisaliśmy ostatni tekst wczoraj późnym wieczorem, to podawaliśmy, że we wtorek ogień strawił około 1500 hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego. Gdy piszemy obecny tekst jest środa rano, a po nocy są nowe informacje. Spłonęły już 3000 hektarów. Poniżej widać zdjęcia satelitarne, które pokazują pierwszy dzień walki z żywiołem – czyli poniedziałek oraz wczorajszy drugi dzień. Nie ma jeszcze zdjęć satelitarnych z dzisiaj. Gdy tylko będą dostępne opublikujemy je na naszym profilu Facebook..
Obecnie jest prowadzona zbiórka na akcję gaśniczą. Pieniądze przeznaczone na ten cel skończyły się już w poniedziałek. Wyjaśnijmy, że pełne finansowanie akcji jest z Ministerstwa Środowiska i Lasów Państwowych. Akcję zaś prowadzi Państwowa Straż Pożarna. Zbiórka dotyczy Ochotniczych Straży Pożarnych, które równie ciężko walczą, ale nie mają sprzętu gaśniczego. Ochotnicy dniem i nocą z narażeniem życia walczą z ogniem w dolinie Biebrzy. Ale rozmiar tragedii i ilość wyjazdów powoduje zużycie najpotrzebniejszych sprzętów do gaszenia. Zebrane środki przeznaczone zostaną na zakup:
– tłumic do ręcznego gaszenia
– małych motopomp, które można przenosić w niedostępny teren, służących do pobierania i gaszenia wodą z bagien, cieków wodnych
– paliwa na dojazdy, niezbędnych kosztów gaszenia pożarów
Na koniec pokażemy jeszcze najsmutniejsze obrazy. Oto ofiary tej ogromnej katastrofy, gdyby ktoś pomyślał, że pali się jakaś trawa, która odrośnie… Zdjęcia zostały wykonane przez strażaków na potrzeby kampanii informacyjnej dot. skutków wypalania traw.
fot. OSP Cerkiew – zdjęcia straży pożarnej ramach kampanii „Nie wypalaj traw”
fot. OSP Cerkiew – zdjęcia straży pożarnej ramach kampanii „Nie wypalaj traw”
fot. OSP Cerkiew – zdjęcia straży pożarnej ramach kampanii „Nie wypalaj traw”
Największy Park Narodowy w Polsce, położony na Podlasiu – nad Biebrzą płonie. Co rusz wiatr roznieca gigantyczny ogień, a pieniądze przeznaczone na akcję gaśniczą… już się skończyły. Biebrzański Park Narodowy miał odłożone na ten cel 150 tys. złotych. Ludzie wysyłają darowizny, do czego zachęcamy i Państwa. Zapewne w tym momencie zapaliła się Wam lampka i zadajecie sobie pytanie – jak mogą skończyć się pieniądze na akcję gaśniczą. W tym miejscu uspakajamy – nie oznacza to, że strażacy się zwinęli. Na miejscu akcją dowodzi Państwowa Straż Pożarna, a wspomagają sprzętem Wojska Obrony Terytorialnej. Pieniądze natomiast są na dodatkowy sprzęt, bo na bagna i zarośnięte łąki nie da się wjechać wozem strażackim oraz na to, by móc gasić pożar z powietrza. Jeden wylot samolotu z wodą to koszt 10 000 zł. Politycznego aspektu tej sprawy nie komentujemy.
Stado wystraszonych łosi wbiegło do wsi
Dane z 21.04.2020
Za to spróbujemy Wam najdokładniej oddać rozmiary tej tragedii. Z wczorajszych wieczornych danych wynika, że do tej pory spaliło się już 1458 hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego. Dla osób, które nie operują taką miarą tłumaczymy – to tyle co 2000 boisk piłkarskich. Roślinność się odrodzi, ale na tych bagnach i łąkach mieszka 280 gatunków ptaków – w tym wiele rzadkich. To miejsce, gdzie mieszka mnóstwo łosi, rysi i wilków. To te pierwsze zwierzęta zaalarmowały ludzi, że dzieje się coś złego. Stado wystraszonych łosi wbiegło do wsi.
Ci, którzy na co dzień zapewniają sobie ciepło przy pomocy pieca zapewne wiedzą co to pellet. Mieszkańcy bloków być może też. Są to odpady drzewne oraz odpady roślin, które się pali w kotle. Pellet ma około 20 proc. wilgotności. Obecnie tyle samo mają kompletnie wysuszone łąki, które są takie przez zmiany klimatu. Miejsce, które się pali – jest jak jedno wielkie paliwo, które roznieca wiatr. Przez co akcja strażaków jest bardzo trudna. Przede wszystkim ratowano ścisły rezerwat, zaś w nocy gdy ogień zaczął się zbliżać do Goniądza i pobliskich wsi, to akcja przeniosła się w te rejony, by zabezpieczyć również ludzi! Pożar jest potężny i przemieszcza się na kilkudziesięciu kilometrach. Łuna z pożaru widoczna była wieczorem w oddalonym 60 km Białymstoku!
Kto jest winny?
Skupmy się na winnych. Bez wątpienia ktoś podpalił trawy na swoich łąkach. Wiosną mimo apeli oraz kar, rolnicy wypalają trawy. Jest to ohydna „tradycja”, której do dziś nie udało się wyplenić. Rolnicy uważają, że w ten sposób przygotują najlepiej pole do zasiewu, pozbyć się chwastów, uzyskać nawóz popiołu oraz spulchnić glebę. Ogień na podpalonych łąkach rozdmuchał wiatr. Suche łąki zajęły się bardzo szybko ogniem, zaś ten błyskawicznie się rozprzestrzenił na kilkunastu kilometrach trawiąc wszystko po drodze.
Miejsce, gdzie zaczął się pożar to łąki w pobliżu 3 wsi – Polkowo, Jasionowo Dębowskie, Kopytkowo. To właśnie w pobliżu tej trzeciej wsi znajduje się ścisły rezerwat „Czerowne Bagno”, który wczoraj w dzień ratowali strażacy. Wieczorem ogień dotarł aż kilkanaście kilometrów dalej w okolice Goniądza. Jeżeli polska Policja nie zignoruje tej gigantycznej tragedii, to ustalenie sprawcy nie powinno być aż takie trudne. To najprawdopodobniej przecież ktoś, do kogo należy jedna z wypalonych łąk w pobliżu tych maleńkich wsi. Pytanie tylko, czy sprawa ta zostanie potraktowana poważnie. Jeżeli śledzicie uważnie media, to co roku możemy na wiosnę przeczytać niemalże wszędzie „Rozpoczął się sezon na wypalanie traw, strażacy interweniowali tu i tu” – i tak co kilka dni. W ciągu ostatnich 10 lat takich newsów w Polsce były zapewne setki. Czy ktoś tym się przejął? Dopiero, gdy doszło do gigantycznej katastrofy w Biebrzańskim Parku Narodowym, to nagle się okazało, że jest źle. Dopiero, gdy miejscami znikła woda w Wiśle – ludzie zauważyli, że jest gigantyczna susza w Polsce.
Czy musimy zacząć umierać z pragnienia, by ktoś serio potraktował problem?
Obudzenie się z letargu to jednak za mało. Trzeba działać, o czym pisaliśmy już wielokrotnie. Nie może być tak, że 94 procent wody spuszczamy do Bałtyku, nie może być tak że pitną wodą spuszczamy wodę w ubikacji, nie może być tak, że w tym trudnym układzie – rolnik – zwierzęta – rośliny – górą jest rolnik. To chyba oczywiste, że musimy jeść, ale musi być równowaga. Inaczej natura brutalnie upomniała się o swoje. Czy naprawdę musimy zacząć umierać z pragnienia, by w końcu na serio zajęto się problemem braku wody w Polsce i tego, że zamieniamy się w pustynię? Czy naprawdę nie widzimy, że tak nagrzaliśmy wszystko, że przestał padać śnieg i susza będzie się pogłębiać?
Jeżeli ktoś myśli, że pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym to nieszczęśliwy wypadek, to niestety nie mamy dobrych wieści. Wysoki stopień zagrożenia pożarowego obowiązuje niemalże we wszystkich polskich lasach. Jak już wspomnieliśmy „sezon na wypalanie traw” dopiero się zaczyna. Jeżeli Policja nie zacznie tak gorliwie „pilnować” przestrzegania prawa przez rolników jak gorliwie „pilnowała”, by ludzie nie wchodzili do lasów, to może idioci nie puszczą Polski z dymem. A w tym przypadku chodzi o bezkarność. Teoretycznie rolnik, który wypala trawy może trafić nawet na 12 lat do więzienia, stracić dotacje. Może także dostać mandat od kilkuset do 5000 zł. Z wypalaniem traw walczy Unia Europejska, walczą strażacy, ale to wszystko ogranicza się do apeli czy straszenia karami.
Przyroda województwa podlaskiego jest ogromnym darem, dzięki któremu wszyscy mieszkańcy mają blisko swoich domów czyste jeziora, 3 ogromne puszcze, unikalne w skali światowej bagna, wspaniałe rzeki, a także mieszkające tam wilki, rysie, łosie, orły, sokoły czy bociany. Na co dzień nie dostrzega się tego wszystkiego, bo to po prostu jest. Jednak, gdy spojrzy się z jakimi problemami zmagają się mieszkańcy innych miast dopiero ukazuje jaki skarb mamy na miejscu.
W województwie małopolskim jeżeli nie zawieje porywisty wiatr, to mieszkańcy mają problem ze smogiem. Województwo śląskie natomiast ma natomiast 5 razy więcej mieszkańców niż podlaskie. Przez rozbudowany przemysł ludzie cierpią na wiele chorób. W Polsce jest to najbardziej zanieczyszczony region. Łódzkie jest największym producentem enegretycznym w kraju, co wiąże się również z emisją zanieczyszczeń. Tylko te regiony zajmują całkiem spory kawałek kraju.
Podlaskie nie ma w zasadzie żadnego przemysłu, ma za to bogatą przyrodę, dzięki której mamy czyste powietrze, brak zanieczyszczeń gleby, a zatem możemy pić czystą wodę oraz jeść czyste uprawy. Do tego bogaty świat zwierząt i ptaków powoduje, że nie zmagamy się ani z robactwem, ani szczurami. A takie problemy występują właśnie tam, gdzie człowiek wypędził naturę ze swojego otoczenia. Trzeba z problemem walczyć chemicznie, a potem tą chemię przyjmować na siebie. Tak jak mieszkańcy innych województw w Polsce muszą wdychać pyły, zanieczyszczone gazy oraz smog. Dodatkowo w ostatnich latach zapanowała idiotyczna „moda” na pozbywanie się drzew z miast. Ludzie na własne życzenie zmniejszyli sobie ilość czystego powietrza w otoczeniu.
Nie licząc Białegostoku, to ze smogiem i zanieczyszczonym powietrzem w Podlaskiem problemu nie ma. Nie ma też (także w Białymstoku) problemu ze szczurami czy robactwem. Niestety nasz region zmaga się z całą masą różnych idiotów. W Biebrzańskim Parku Narodowym strażacy walczą z gigantycznym pożarem. Wszystko dlatego, że od lat idioci (mimo próśb i apeli) nadal wypalają trawy na swoich łąkach. Ogromna susza – za którą odpowiadają inni idioci, którzy wiedzą o problemie od lat, a nic jeszcze nie zrobili – oraz porywisty wiatr rozdmuchały ogień na wiele stron.
Inny idiota lub idioci w ostatnim czasie zaczęli natomiast w pobliżu Drohiczyna nad Bugiem truć ptaki. Ich ofiarą padł orzeł bielik, bocian oraz jedenaście kruków. Gdy sprawa została nagłośniona, okazało się, że w ubiegłych latach również w okolicy dochodziło do podobnych czynów. Kolejny raz nikt nic z tym nie zrobił. O sprawie szerzej wiadomo tylko dlatego, że idioci otruli ściśle chroniony gatunek i Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków skutecznie nagłośniło problem.
Nie należy zapominać jeszcze o innych idiotach – kłusownikach, którzy tak rozmiłowali się w zabijaniu zwierząt będąc jednocześnie myśliwymi, że przestały starczać im te gatunki, których populację regulują bronią. Zaczęli zastawiać w lasach wnyki skazując zwierzęta na okropne męczarnie. Ich ofiarą padały niejednokrotnie ściśle chronione wilki, rysie a w styczniu nawet żubr, który udusił się we wnykach! Są też tacy, co jeżdżą na Białoruś, by nie tylko móc zastawiać wnyki, ale też móc legalnie zabijać żubry czy wilki. Wszystko po to, by na koniec rytualnie odciąć głowę martwemu zwierzęciu nożem i zdobyć kolejne „trofeum”.
Na koniec nasuwa się pytanie. Co robić z tymi wszystkimi idiotami? Izolować i leczyć? Kłusowników i trucicieli ptaków – na pewno. Natomiast te osoby, które odpowiadają za ogromne straty w Biebrzańskim Parku Narodowym powinni dodatkowo na zawsze stracić całą swoją ziemię. To może nauczy innych, by przestali wypalać łąki. Problem w tym, że przyrodę wszyscy ignorują. Dopiero teraz, gdy koronawirusa opanował cały świat, wszystko wyhamowało i dało odetchnąć naturze. Niestety to za mało. Gdy uporamy się z pandemią, to problemy braku ochrony środowiska wrócą. Susza nadal postępuje i postępować będzie skoro w Polsce 94 proc. wody wylewamy do Bałtyku zamiast ją magazynować. Jeżeli wszyscy będziecie ignorować niszczenie przyrody, to za 20 lat cała Polska będzie wyglądała jak pustynia, gdzie będzie mnóstwo robactwa i szczurów. Zobaczycie to na własne oczy o ile wcześniej nie umrzecie z pragnienia.
Jako, że nie zajmujemy się na tym portalu polityką, to nie będziemy komentować zasadności tego zakazu, który od dziś przestał obowiązywać. Można znów spacerować po lesie i to bez maseczki. To świetna wiadomość, bo jest to jakiś powiew normalności. Nie można siedzieć cały czas w domu, a wychodzenie do sklepu naraża nas bardziej niż wychodzenie do pustego lasu. Aczkolwiek – ten po zniesieniu zakazu taki pewnie nie będzie, więc dla wszystkiego pamiętajcie, by mijać ludzi z 2 metrowym odstępem. Dla własnego bezpieczeństwa. Pandemia cały czas trwa i każdy zastanawia się, kiedy to się skończy.
Na szczęście województwo podlaskie ma do zaoferowania Puszczę Białowieską, Puszczę Knyszyńską oraz Puszczę Augustowską. Lasu starczy dla każdego z pewnością. Jednak pamiętajcie, że brak zakazu nie zwalnia was z myślenia. Jeżeli będziecie widzieć wiele zaparkowanych samochodów, to pojedzcie po prostu dalej. Nie jedzcie na żadne kładki, bo istnieje ryzyko że będziecie się mijać w bardzo bliskiej odległości z innymi. A gdy zobaczycie, że ktoś idzie niewzruszony tym, że jesteście blisko i nie wygląda jakby miał zachować odstęp, to ustąpcie mu. To wszystko, by nie zachorować.
Po lesie można chodzić bez maseczki. Tym bardziej wybierajcie miejsca, gdzie nie ma ludzi. Warto skierować się na przykład na Wzgórza Świętojańskie w Kołodnie czy jeden z wielu leśnych szlaków. Najbliższy Białegostoku zaczyna się tuż przy wylocie na Augustów, zaraz za obwodnicą miasta. Wystarczy skręcić w prawo do lasu i iść zgodnie ze znakami na drzewach. Dojdziemy wpierw do Wasilkowa, a dalej do Nowodworców. Jeżeli będzie Wam mało, to szlakiem dojdziemy do Supraśla. Idealna trasa do spacerów.
Można też zacząć w Supraślu, a następnie idąc przez Jałówkę dojść do Czarnej Białostockiej. Z powrotem do miasta nie będzie problemu – można skorzystać choćby z pociągu. Warto tylko sprawdzić rozkład jazdy, bo teraz z powodu koronawirusa połączeń jest mniej. Najlepiej jest poprosić kogoś, by nas do Supraśla zawiózł zaś z Czarnej Białostockiej odebrał. Wtedy ryzyko zarażenia jest małe, a przyjemność z długich spacerów po lasach – duża.
Oto miejsce, które warto będzie odwiedzić, gdy zniosą już zakaz wchodzenia do lasów, parków i na bulwary. A to stanie się lada moment. Natura, cisza i spokój. Oto co nas czeka na wyspie pomiędzy stawami w Ośrodku Edukacji Leśnej „Cyraneczka” Nadleśnictwa Rudka pod Surażem. Już sama nazwa wskazuje, że to musi być gdzieś daleko od cywilizacji. Idealne miejsce, by uniknąć tłumów – a zatem zmniejszyć ryzyko zarażenia się (lub nieświadomie kogoś), a zarazem by zażyć trochę natury.
Najpierw postaramy się wyjaśnić jak trafić w te magiczne miejsce, gdzie pełno pięknych ptaków i widoków. Szczególnie warto wybrać się tam o poranku, gdy zastaniemy mgły oraz wschód słońca. Jeżeli jedziemy z Białegostoku to wpierw kierujemy się drogą na Łapy. Następnie skręcamy na Suraż. Kolejny kierunek to Brańsk. W Pietkowie skręcamy na Pietkowo Drugie, a następnie jedziemy prostą drogą mając po obu stronach pola. Na rozstaju dróg przed lasem skręcamy w lewo. Dojeżdżamy do końca drogi. Prawda, że łatwy dojazd? Jeżeli zbyt skomplikowany – użyjcie nawigacji, na pewno Wam pomoże.
Tuż za otwartym szlabanem będzie wiata. Tam możemy zostawić samochód, by dalej wybrać się pieszo. Można iść na kładkę, można do wieży widokowej, można też do czatowni. Trochę dalej jest kolejna wieża widokowa. Będziemy wędrować pomiędzy takimi stawami jak Elżbieta I, Elżbieta II, Michał I, Michał II, Maria, Marylka, Zofia, Józef, Witold oraz Gabriela. Skąd te wszystkie imiona? To dzieci. Stawy Pietkowskie w leśnictwie Zwierzyniec, które zajmują łącznie 208 hektarów zbudował hrabia Starzeński na przełomie XIX i XX wieku. Wcześniej znajdowały się tam naturalne rozlewiska. Nazwy stawów pochodzą od imion dzieci Starzeńskich oraz ich spadkobierców Krasickich oraz Komarów.
Z wieży widokowej możemy podziwiać między innymi rozległe tereny wilgotnych łąk pomiędzy Surażem i Zawykami. To słynne „Taplary” z kultowej powieści Edwarda Redlińskiego „Konopielka”. „Na zebraniu przeczytała uczycielka z gazety, co pisano o bagnie i Taplarach: że za rok woda będzie spuszczona i zaczno się melioracje, układanie szosy i stawianie słupów do elektryczności. I pokazała narysowane w gazecie: u góry było tak jak jest teraz, Narew ze wszystkimi odnogami i Taplary. A u dołu jak będzie: jedna rzeka koło Zawykow i Suraża, a na bagnie łąki i drogi”. Gdy już będziecie na miejscu przeczytajcie jeszcze raz ten fragment, a następnie się rozejrzyjcie.
Kilkadziesiąt tysięcy lat temu wilki poczuły, że czerpią korzyści koegzystując w pobliżu człowieka. Dzięki niemu zwierzęta te mogły korzystać z odpadków żywnościowych. Zaś człowiek otrzymywał korzyść, bo czujne zwierzęta ostrzegały go przed niebezpieczeństwem. I takim to sposobem, krok po kroku udomowiono wilka, który to ewoluował do postaci psa. A wspominamy o tym, bo być może kiedyś w podobny sposób będą koegzystować ludzie i orły bieliki. Jeden właśnie założył gniazdo w Kalinowie pod Łomżą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gniazdo znajduje się w środku wsi. Tak jak wilk dawniej wybrał sobie człowieka, tak teraz wybrał go sobie bielik. Co może przynieść ta bliskość zamieszkania?’
Zacznijmy od tego, że bielik jest drapieżnikiem. Jego obecność we wsi zmienia porządek w naturze. Już inne ptaki w okolicy zaczęły zachowywać się nieswojo. Jeżeli drapieżnik pozostanie na dłużej, to z pewnością inne gatunki się przeniosą. Szczególnie musi mieć się na baczności ptactwo wodne oraz ryby, bo to podstawowa dieta tego dużego ptaka. Obecność drapieżnika sprzyja istnieniu sadów owocowych czy ogólnie sadzeniu roślinności, bo nie trzeba się martwić odganianiem ptaków od owoców czy nasion.
Wracając jednak do koegzystencji z człowiekiem, to warto wspomnieć że od dawnych lat w Polsce i na świecie drapieżniki pomagały w zdobywaniu pokarmu ludziom. W dzisiejszych czasach natomiast takich ptaków używa się na lotniskach i ogromnych stadionach, by nie zalęgały się tam inne ptaki. Być może kiedyś bieliki i inne drapieżniki spotka podobny los co wilka. A mianowicie przejdą proces udomowienia i będą towarzyszyć człowiekowi w codziennym życiu. Dziś to brzmi abstrakcyjnie, ale rzeczywistość zmienia się tak szybko, że wszystko jest możliwe.
Póki co polecamy (gdy już będzie można) wybrać się do Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej między Białymstokiem a Jurowcami. Tam znajduje się Ośrodek Edukacji Ekologicznej Sokolarnia. To właśnie w nim możemy z bliska przyjrzeć się drapieżnikom i dokładnie poznać ich umiejętności i zwyczaje. Bielika z Kalinowa natomiast za jakiś czas będzie można podglądać. W pobliżu jego gniazda zostanie zamontowany dyskretny punkt obserwacyjny.
Żubry pod Augustowem to już od prawie 2 lat „nowość”. Jeszcze do niedawna w Puszczy Augustowskiej takich zwierząt w ogóle nie było. A gdy mieszkańcy usłyszeli, że mają się pojawić za sprawą nowej zagrody, to nie byli chętni. Gdy to zaczęło przyciągać turystów, to szybko zmienili zdanie. Ostatnio wypuszczono kolejne 4 zwierzęta na wolność powiększając liczbę osobników w tym rejonie. Czy dołączą do pozostałych?
Nim żubr trafi na wolność przebywa jakiś czas w specjalnej zagrodzie aklimatyzacyjnej. W ostatnim czasie przebywały tam 3 krowy i jeden byk (tak nazywamy samice i samca żubra). W pobliżu zagrody natomiast przebywało 9 osobników, które cieszą się od dawna wolnością. Wypuszczono więc osobniki z zagrody uznając, że dołączą do pozostałych. Warto wiedzieć, że wśród żubrów panuje matriarchat. Oznacza to, że przewodnikiem stada jest krowa.
Obecną przewodniczką wolnego stada jest 10-letnia osobniczka. Za jej „kadencji” na świat przyszły już 2 młode. Po jakimś czasie do stada dołączył dotychczas dziko żyjący samotny żubr. Niestety skończyło się to śmiercią młodego żubra, który starł się z dzikim przybyszem. Miejmy nadzieję, że nowe żubry jeżeli dołączą do pozostałych, to bez żadnych konfliktów. Utworzenie stada żubrów w Puszczy Augustowskiej ma ograniczać rozprzestrzenianie się chorób tych zwierząt oraz ma służyć zwiększaniu zasięgu występowania żubrów w Polsce. Docelowo augustowskie stado ma rozmnożyć się do około 50 zwierząt. Trzymamy kciuki.
Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi to iście zaczarowane miejsce, co pokazał na swoim filmie Zdzisław Folga, a opowiadała o nim Dorota Sokołowska. Bohaterami tego filmu są dzikie ptaki i zwierzęta. Można oglądać naturę z bardzo bliska, słuchając niezwykłej opowieści o tym wspaniałym miejscu tuż pod Łomżą. Na ekranie zobaczymy życie żurawi, bielików, a także łosi, jeleni czy wilków.
Film posiada jeszcze jedną zaletę – ma wszystko to za co kochamy Podlasie czyli magiczne miejsca, piękne wschody i zachody oraz naturę tak dziką, że aż nie jest to pojęte, że mieszkamy koło niej tak blisko! Jak już nas wypuszczą z tych domów, to czym prędzej popędzimy tam, by zobaczyć na żywo wschód słońca, śpiew ptaków, a także wieczorem posłuchać odgłosów zwierząt. Jeżeli trafimy na pełnię księżyca, to będzie też szansa, że usłyszymy wycie wilków.
W takich miejscach nie brakuje wież widokowych, które można zająć i sobie po prostu siedzieć. A po zachodzie słońca – patrzeć na przepełnione niebo gwiazdami. W takich miejscach, jest nocą wystarczająco ciemno, by je dojrzeć. No chyba, że księżyc odbija światło na całego. Dlatego warto wybrać się tam kilka razy – latem oraz jesienią. W tą cieplejszą porę roku zostać na noc, zaś w tę drugą przyjechać przed świtem, by obserwować mgły. Już nie możemy się doczekać! A tymczasem życzymy udanego seansu.
Dziś w nocy, na niebie będzie można zaobserwować niesamowite widowisko. Czeka nas bardzo jasna noc. Można tylko żałować, że ma być chłodno, ale warto ubrać się ciepło. Na początku, gdy nastanie późne popołudniu na niebie ujrzymy piękne zachodzące słońce, które sprawi, że wszystko wokół nabierze pomarańczowej poświaty. Gdy nasza gwiazda będzie już bardzo nisko – na niebie dostrzeżemy jasny pas różowego nieba, a zaraz po tym znad horyzontu wyłoni się będzie bardzo jasny punkt. To planeta Wenus. Zanim zapadnie zmrok, będzie królować na niebie i przyciągać wzrok.
Razem z nią będzie również pełny księżyc. Każdy, kto będzie na niego patrzył – będzie miał wrażenie, że jest wyjątkowo ogromny. Wszystko dlatego, że będzie bliżej naszej planety. Jeżeli nie możecie (pełnia czasem tak działa na człowieka) lub nie planujecie spać, to warto również obejrzeć na niebie zachód księżyca. Około 4:30 zacznie robić się czerwony, by ostatecznie zniknąć około 6:30. Cały spektakl na niebie zakończony będzie wschodem słońca.
Jak wiemy, sytuacja jest trudna, więc widowisko w miarę możliwości oglądajmy ze swoich balkonów, tarasów lub po prostu przez okno. Chociaż chciałoby się wymknąć wieczorem gdzieś pod miasto, gdzie nie ma świateł i ludzi. To właśnie tam wszystko będzie widać jak najlepiej. Niestety nie będziemy wskazywać konkretnych miejsc, bo nie chcemy by się tak gromadzili ludzie. Jednak jeżeli jesteście zdeterminowani, to szukajcie po prostu naturalnych wzniesień. Tak, by całą noc widok był przedni!
Jeszcze w styczniu żyliśmy ogromnymi pożarami w Australii, patrząc na dramatyczne obrazy z tamtego kontynentu. Wydaje się, że to co działo się tam jest takie odległe. Tymczasem w Podlaskiem możemy niedługo zmagać się z tym samym! Nieprawdopodobne, ale prawdziwe i realne jeszcze w tym roku. Rok 2020 może być jeszcze bardziej katastrofalny niż nam się wydaje. Epidemia, kryzys gospodarczy i jeszcze duże prawdopodobieństwo wielkich pożarów. Nie chcemy pisać czarnych scenariuszy, ale wszystko co się dzieje – układa się w całość.
Już w tamtym roku pisaliśmy, że rzeka Biała w Białymstoku wsiąka i za jakiś czas może jej już nie być. Każdy, kto przechodzi koło niej może gołym okiem zauważyć jak niski jest jej stan. Zaś latem podczas ogromnych ulew – rzeka potrafi wylać jak 100 lat temu. Wszystko dlatego, że po powodzi w 1920 roku postanowiono rzekę uregulować, by więcej miasta nie zalała. Zadziałało, ale po kilkudziesięciu latach zaczął się zmieniać klimat. My zaś zamiast dać przestrzeń rzece – kompletnie ją zabudowaliśmy. Przebudowana rzeka działa jak rynna. Woda spływa szybko, a następnie wpada do Supraśli za Dobrzyniewem.
Wielką atrakcją turystyczną jest sztuczny zbiornik Siemianówka. Jest on naprawdę ogromny. Dawniej w jego miejscu było kilka wsi. Ludzie z nich zostali przeniesieni, zaś ogromne tereny zalano wodą. Ogromny zalew pozwala regulować stan rzeki Narew. Dzięki temu można było zmniejszyć jej poziom, by odsłoniło się na przykład więcej pól uprawnych. Pamiętajmy, że zbiornik postał w czasach PRL, gdy był duży nacisk na rolnictwo. Nikt wtedy jednak nie przewidział zmian klimatu. W konsekwencji – dzisiaj stan rzeki jest stale niski. Problem jest też z inną rzeką w okolicy. Od lat w opracowaniach naukowych pisze się o problemach z brakami wody w gruntach Puszczy Białowieskiej. Są one zasilane przez wody rzeki Narewki, która wypływa za bagien Dzikiego Nikoru i Kuty na Białorusi. Potem wpływa do Narwi. Problem z tym, że w XVIII wieku wyprostowano rzekę, by łatwiej spławiać nią drewno.
Z dzisiejszej perspektywy wszystkie te działania mają nie tylko negatywny wpływ na okoliczne środowisko, ale są również niebezpieczne. W tym roku drugi rok z rzędu będziemy mieli suszę. Nie było opadów śniegu, więc ten nie wsiąkł podczas roztopów i nie zasilił rzek oraz gruntów w ich pobliżu. W konsekwencji ogromne tereny są wysuszone. Wystarczy iskra, by doszło do wielkiej tragedii. I tu dochodzimy do sedna problemu. W ostatnim czasie kilka razy na szczęście udało się zapobiec pożarom w Puszczy Białowieskiej. W ubiegły weekend natomiast płonęły trzcinowiska w Narwiańskim Parku Narodowym. Spaliło się aż 15 hektarów trzcinowisk. Susza i silny wiatr spowodowały, że ogień rozprzestrzenił się bardzo szybko po całej okolicy.
Do pożaru doprowadził człowiek. Jakiś idiota podpalił łąki doprowadzając do jeszcze większego niszczenia środowiska. Trzcinowiska to bowiem dom dla wielu gatunków ptaków i zwierząt. Obecnie trwa okres lęgowy. W przypadku Puszczy Białowieskiej – mimo, że udało się zapobiec pożarom, to też mieliśmy do czynienia z podpaleniami. Nie ma jednak wątpliwości, że przez idiotów możemy stracić nasze wielkie atrakcje. Zagrożenie jest ogromne, bo za oknami jest coraz cieplej. Skoro do pożarów dochodzi w miejscu, gdzie powinny być rozlewiska oraz na terenach, które powinny być podmokłe, to wyobraźcie sobie co się będzie działo latem.
Zapewne zastanawiacie się kto jest takim idiotą, by podpalać Narwiański Park Narodowy czy Puszczę Białowieską. Najczęściej zaczyna się od wypalania traw. Niektórzy rolnicy wierzą, że od tego ich gleba będzie bardziej żyzna a uprawy lepsze. Problem w tym, że podpalonych traw nie da się kontrolować. Wiatr może rozdmuchać wszystko w suche okolice. A wtedy może dojść do prawdziwej katastrofy. Od wielu lat co roku strażacy apelują, by traw nie wypalać. Niestety co roku jest to samo – pożary na łąkach dalej się pojawiają. Niereformowalni idioci doprowadzą w końcu do katastrofy, a susza, która jest drugi rok z rzędu w tym pomoże. Mimo, że nie chcemy pisać czarnych scenariuszy, to niestety, ale w tym roku może dojść do niewyobrażalnych pożarów w Puszczy Białowieskiej oraz w Parkach Narodowych. To co się działo do tej pory było dopiero „preludium”.
Udało się już policzyć żubry w województwie Podlaskim, co w tym roku było trudne ze względu na brak śniegu. Na wolności łącznie żyje 2048 osobników. Dodatkowo są jeszcze zwierzęta w zagrodach. To 221 sztuk czyli 2269 żubrów. Warto wiedzieć, że na wypadek jakiegoś kataklizmu – żubry w zagrodach służyć mają do tego, by ewentualnie przywrócić osobniki naturze. Póki co na szczęście – liczba wolnych żubrów systematycznie rośnie. Najwięcej zwierzą znajduje się oczywiście w Puszczy Białowieskiej, która leży w Polsce i na Białorusi. Po naszej stronie żyje 1363 osobników zaś u sąsiadów 593.
Żubry można spotkać szczególnie zimą. Wtedy chętniej szukają pożywienia poza lasem. Szczególnie zainteresowane są paśnikami – przygotowanymi przez leśników. Zwierzęta te są ostatnio popularnym tematem fotografów. Szczególnie duże wycieczki tej zimy jeździły w okolice Krynek i Szudziałowa, gdzie można było w dogodnych warunkach napotkać spore stadko. Żubry to symbol naszego regionu nie przypadkowo. Nigdzie indziej tak licznie nie występuje.
Warto przytoczyć także przykład Puszczy Augustowskiej, gdzie takich zwierząt nie było, ale w ostatnich latach założono tam nowe stadko. Te chętnie zaadaptowało się do nowych warunków. Zwierzęta poczuły się tam na tyle pewnie, że urodziły się już pierwsze młode. Co ciekawe mieszkańcy okolicznych wsi początkowo niechętni byli pomysłowi zakładania stada, jednak bardzo szybko się przekonali jak bardzo żubry przyciągają turytów. Dlatego też założenie stada miało wpływ na rozwój turystyki. Z tego samego powodu Puszcza Białowieska przyciąga przyjezdnych, zaś Puszcza Knyszyńska – fotografów.
Łoś nagrany w Białymstoku w 2016 roku. Teraz to coraz częstszy widok i nie tylko na obrzeżach, ale również bliżej centrum.
Opustoszałe miasta spowodowały, że dzikie zwierzęta z okolicznych lasów śmielej wychodzą do miast. Na Słonecznym Stoku między ul. Skrajną a Al. Jana Pawła II jest ogromna polana. To tak zwana „strefa przewietrzenia miasta”. Celowo niezabudowana powoduje, że mimo ruchliwych ulic, w okolicy nie gromadzi się smog. Spaliny są wywiewane przez naturę. Miejsce to jednak upodobały sobie również dzikie zwierzęta – sarny czy łosie. Już w przeszłości zdarzało się, że bladym świtem można było w tamtej okolicy napotkać jedno czy drugie. Teraz, gdy ludzie pozamykali się w domach, zwierzęta wychodzą do miasta jeszcze śmielej, bo nawet w dzień.
To nie jest jedyne miejsce, gdzie w mieście można napotkać dzikie zwierzęta. Sarny czy dziki można było w ostatnim czasie napotkać również przy ul. Świerkowej. Znajduje się tam Las Zwierzyniecki. Widok łosi nie dziwi mieszkańców Bagnówki czy Jaroszówki. Wielokrotnie się zdarzało, że zwierzęta te próbując przeskoczyć ogrodzenie nadziewały się na nie. Musiały wówczas pomagać służby. Nie tak dawno temu kamery monitoringu nagrały jak przy ul. Św. Rocha czyli w samym centrum kręci się sarna. Skąd doszła tak daleko, nie wiadomo. Być może z Lasu Zwierzynieckiego.
Teraz te osiedla – szczególnie, które mają w sąsiedztwie las – będą jeszcze częściej odwiedzane przez dzikie zwierzęta. Ludzie są w domach, na ulicach jest mniej samochodów, a to powoduje, że zwierzęta jeszcze lepiej czują zapachy i obserwują pustki. To skłania je, by chętniej eksplorować nowe tereny w poszukiwaniu jedzenia. Na pewno nie wzgardzą tym, co ludzie wyrzucają do śmietników. Szczególnie tych przepełnionych, z których odpady się wysypują. Dlatego jeżeli podczas porannych spacerów z psami czy w drodze na zakupy natraficie na dzikie zwierze, to nie wpadajcie w panikę. Wystraszone i zaskoczone, w bliskiej odległości może zaatakować. Zaś stojąc dalej – będzie jedynie obserwować, a wystraszone ucieknie.
Koronawirus w ostatnim czasie zdominował nasze życie praktycznie w całości. Świat, który znaliśmy do tej pory się skończył i obecnie trwa adaptacja do nowych warunków. To wszystko nie jest oczywiście dla wszystkich zrozumiałe. Wielu próbuje udawać, że nic się nie stało, mimo że rzeczywistość i całe otoczenie się zmieniło. Obecnie zaciągnęliśmy wielki hamulec i nie wiemy kiedy znów ruszymy i jak to ruszenie będzie wyglądać.
Wirus nie zniknie od samej kwarantanny tylko od szczepionki. Tej przecież nie ma. Co najmniej przez najbliższy rok, a może i dłużej będzie funkcjonować wiele ograniczeń, by szpitale nie były zatkane pacjentami, szczególnie że są także osoby chore na różne schorzenia a nie tylko zarażeni. Utrzymywanie „optymalnej” liczby zakażonych w jednym czasie będzie więc priorytetem, któremu podporządkowane będzie cała reszta. Dlatego już teraz trzeba się zastanowić co dalej.
Jedną z takich kwestii jest – co z wychodzeniem z domu. W ostatnim czasie – z powodu ładnej pogody – wszystkie nasze dobra przyrodnicze przeżywały „oblężenie”. Ludzie nie wychodzą do miasta, więc wyjeżdżają do lasów. Rezerwat „Krzemianka” będący na uboczu zaraz za Jurowcami, ostatnio w dzień powszedni miał zapełniony parking. Możecie sobie wyobrazić co się działo w miejscach „bardziej” popularnych. Tłumy po prostu przeniosły się gdzie indziej. Można się denerwować, apelować, prosić, a nawet zakazywać. Wszystkich ludzi niestety nie zamknie się w domach. Chyba, że rząd wyprowadzi wojsko na ulice, które tego dopilnuje.
Obecnie jednak nie można bezpiecznie wyjść z domu. Nie można nigdzie dostać rękawiczek, maseczek czy płynów do dezynfekcji. A jeżeli już to po bardzo wysokich cenach. Każde wyjście do sklepu naraża nas na zakażenie. W Polsce robi się też za mało testów. Na domiar złego nagle mieszkający za granicą Polacy zaczęli masowo wracać do kraju. Przyjechało już 20 tys. osób. Powinny przebywać w kwarantannie. Myślicie jednak, że nie wychodzą do sklepów? Nie bądźcie naiwni. Jest trochę jak na wojnie. Nikt nie strzela, ale są ranni i zabici. Wróg nie jest widoczny i można go jedynie unikać siedząc w „schronie”. Każdy napotkany człowiek może być po stronie „przeciwnika”.
Podlaskie ma wiele atrakcji turystycznych i miejsc, które warto odwiedzić, jednak co najmniej do Wielkanocy życie będzie toczyło się wokół przebywania „w schronie”. Niestety wkrótce ludziom zaczną kończyć się pieniądze. Dlatego obecnie lepiej oszczędzać i czekać. Warto wiedzieć, że Główny Inspektorat Sanitarny nie zakazuje ludziom wychodzenia do lasu, jednak trzeba spacerować tam, gdzie nie ma ludzi. Dlatego jeżeli wybierzecie się gdzieś z rodziną, to widząc kilka samochodów na parkingu, jedźcie dalej. Puszcza Knyszyńska jest ogromna, Puszcza Białowieska to nie tylko Białowieża. Można wybierać i przebierać. Byleby unikać skupisk ludzi nawet w lesie, bo wirus utrzymuje się również w powietrzu i to przez kilka godzin.
Jeziora w Polsce wysychają, na samym Podlasiu to samo dzieje się z bagnami zaś poziom w rzekach jest coraz niższy. W tym roku prognozuje się drugi rok z rzędu suszę. Jaka może być przyszłość Podlaskiego? Nieciekawa.
Zmiany klimatyczne na Ziemi mają wpływ także na Podlaskie, gdzie nie mamy rozwiniętego przemysłu, jest nas „tylko” nieco ponad milion (dwa razy mniej niż sam Górnośląski Okręg Przemysłowy), zaś mieszkańcy – szczególnie wsi – nie przyczyniają się zbytnio do niszczenia klimatu. Jedyne większe miasto w województwie to Białystok, który najmocniej oddziałowe na środowisko. To tutaj zimą mamy do czynienia ze smogiem, latem z powodziami z powodu zabetonowania miasta i także tutaj wylewa się z tego samego powodu bezsenownie wodę, by chłodzić Rynek Kościuszki od nagrzania. Można zakładać, że pogoda w kolejnych latach będzie coraz bardziej dokuczać. Ulewy będą jeszcze większe, tak jak upały latem, zaś śnieg zimą będziemy widzieć tylko na filmach.
Tego roku w Polsce pogoda różniła się niewiele od tej jaką mieliśmy choćby we Włoszech. Tyle, że u nas mniej świeci słońce. Podlaskie natomiast jak wiadomo zawsze pogodowo nieznacznie różni się. Jest u nas po prostu chłodniej, dzięki czemu nie odczuwamy zmian klimatycznych tak jak odczuwają je mieszkańcy miast na południu kraju. W ciągu najbliższych lat to się będzie zmieniać. Wygląda na to, że możemy biernie się przyglądać jak świat płonie i liczyć na to, że tam gdzie najchłodniej – czyli także u nas – zacznie płonąć na samym końcu. Nie jest to jednak pocieszające. Szczególnie, że i nawet sama Polska w świecie generuje 1 procent globalnego ocieplenia. Największymi światowymi trucicielami są Stany Zjednoczone oraz Chiny. Najgorsze jest to, że to co robią wpływa także na takie Podlaskie, które współdzieli tą samą planetę i jest odbiorcą tej samej pogody.
Póki co możemy po prostu oszczędzać wodę, by nie zużywać jej w nadmiarze. Dzięki temu kupimy sobie więcej czasu na przeprowadzenie inwestycji, dzięki którym podniesie się stan wód. Jak to zrobić w dłuższej perspektywie?
Przede wszystkim po szkodliwych decyzjach urzędników zbyt wiele wody ucieka do morza. Przerobiono koryta rzek w taki sposób, że obecnie woda po opadach spływa jak w rynnie – bardzo szybko, zaś rzeka powinna meandrować, by woda płynęła wolno i zasilała okoliczne gleby.
Za dużo betonu powoduje, że woda nie może zasilać gleby. Wszystko ucieka do kanałów zaś dalej oczywiście do rzeki, a potem tak jak wyżej – jak najszybciej do morza.
Za dużo trawy, za mało łąki. Ostatnio wiele miast buduje domki dla pszczół zapominając, że te owady potrzebują także kwiatów do zapylania. Dlatego też wiele zwykłych trawników powinniśmy zamienić w łąki kwietne. Zmiana ta będzie nie tylko pożyteczna, ale też estetyczna. Do tego, rośliny te będą lepiej pochłaniać wodę niż zwykła trawa. Odpada też problem z koszeniem.
Za dużo samochodów na ulicach. Bez dobrze zorganizowanej komunikacji miejskiej na ulicach miast będzie bardzo dużo samochodów, co możemy zauważyć każdego dnia. Każdy z nich emituje ciepło, a razem przez cały dzień nagrzewają miasto. Wiele osób chętnie by zrezygnowało z aut, gdyby mogło szybciej dojeżdżać do pracy czy na uczelnię komunikacją miejską. Ponadto wytworzyła się okropna moda – podwożenia dzieci do szkoły. To już nie potrafią same chodzić? Chyba aż tak niebezpiecznie na ulicach nie jest?
Dajcie działać bobrom. Te zwierzęta to prawdziwi sprzymierzeńcy człowieka. Choć teren, gdzie działają wygląda jak pobojowisko, to tamy, które budują na rzekach zamieniają się w lokalne mokradła, gdzie woda zasila okolicę. Właśnie ze względy na „pobojowisko” ludzie są niechętni tym zwierzętom. Warto dodać, że wodę magazynują również drzewa, więc im ich jest więcej, tym lepiej dla człowieka.
Wygląda prawie tak samo jak kot, tylko że jest dużo większy. Mowa tu o Rysiu – dzikim, pięknym zwierzęciu, które mimo iż prowadzi żywot samotnika, to każdego roku pamięta o tym, by się rozmnażać. Jeszcze przez miesiąc potrwa okres godowy. To daje większą szansę na spotkanie tego zwierzęcia, gdyż nie jest ono tak ostrożne. Później napotkanie zwierzęcia jest niemal niemożliwe.
Ryś jest przeciwieństwem wilka tak jak kot jest przeciwieństwem psa. Wilk to zwierzę, które tworzy watahę. Basior spędza swoje życie z waderą, jej siostrami, braćmi oraz swoimi dziećmi. Tylko w ten sposób mogą podtrzymać swój gatunek oraz sprawić, że nikomu nie zabraknie jedzenia. U Rysia natomiast jest zupełnie odwrotnie. Samiec prowadzi samotny tryb życia. Raz do roku, gdy zaczyna się okres godowy, to Ryś zaczyna szukać swojej samicy. Jeżeli odnajdzie jakąś w gęstych podlaskich lasach i jest między nimi „chemia” czy jak kto woli nie drą ze sobą kotów, to dochodzi do zapłodnienia. Pani Ryś po 70 dniach zostaje mamą jednego, dwóch, trzech a nawet czterech rysi. A tatuś? No cóż, w poczuciu spełnionej misji ulatnia się czym prędzej do lasu nie dając więcej znaku życia.
Żeby jednak nie było że panie rysice są takie święte. Gdy tylko odchowają swoje młode natychmiast je porzucają, by być gotowe na kolejne urodzenia. Młode rysie muszą zaś zacząć radzić sobie same. Nauczyć się polować, a potem dobrać się w pary, by na koniec prowadzić życie samotnika. To wszystko niemalże brzmi jak życie wbrew naturze, a jednak ma miejsce i działa. Rysie mają jednak mają z wilkami coś wspólnego. Zarówno jedne i drugie zwierzęta to drapieżniki, które jedzą mięso. Przysmakiem rysia są nie tylko ptaki, myszy, zające, a niekiedy i sarny. Jest jeszcze coś. Tak jak wilki, także rysie trzymają się z dala od ludzi. Wszystko po to, by potomstwo było bezpieczne.
W Podlaskich lasach żyje około 40 rysi. W całej Polsce jest około 200 sztuk. Zwierzę można zobaczyć w białowieskim rezerwacie. Na wolności praktycznie nie jest to możliwe. Udaje się to tylko nielicznym i to bardzo rzadko. Ryś prowadzi swoją aktywność głównie nocą. Nie ma problemu wtedy z widzeniem w ciemności. Od stycznia do marca trwa natomiast okres godowy. Wówczas zwierzę staje się mniej czujne i można je napotkać również w dzień.
Pierwsze bociany pojawiły się w Wigierskim Parku Narodowym. Do Polski powróciły również żurawie, dzikie gęsi oraz inne ptaki. Kalendarzowa wiosna za niecały miesiąc, za oknem coraz cieplej. Podlaskie budzi się do życia po szarej, bezśnieżnej i ponurej zimie. Na pozostałe bociany jeszcze poczekamy.
Na Suwalszczyźnie zwykle zima przychodzi najwcześniej zaś odchodzi najpóźniej. Tym razem jednak również i tam było bardzo ciepło. To jednak nie skusiło bocianów by pozostać. Zarówno z Suwalszczyzny jak z reszty województwa podlaskiego odleciały do Afryki. W tamtym roku o tej samej porze bociany były w Turcji. W tym roku są dużo dalej bo w Etiopii, zatem na nasze wspaniałe ptaki jeszcze sobie poczekamy. W ubiegłym roku większość bocianów wracała dopiero w maju.
Dla wszystkich tych, którzy bliżej lata chcieliby na żywo poobserwować bociany mogą wybrać się na Podlasie w szczególności na Podlaski Szlak Bociani. Przebiega on przez całe nasze województwo. Zaczyna się w Białowieskim Parku Narodowym. Tam mając szczęście możemy dostrzec czarnego bociana. Warto także zajrzeć do Pentowa – Europejską Wieś Bociana – gdzie znajduje się aż 26 gniazd tych ptaków! Szlak kończy się w Stańczykach, gdzie są dawne, wielkie akwedukty kolejowe – tuż za granicami województwa.
Przełom lutego i marca to najlepszy cas na to, by wybrać się do lasu i wrócić z niesamowita pamiątką. Bowiem o tej porze roku jelenie zrzucają poroża. Dzieje się tak przed każdą wiosną. Zbieranie poroży jest dozwolone jednak należy przestrzegać pewnych zasad!
W trakcie poszukiwań poroży nie wolno płoszyć zwierząt, zmuszając ich do biegu, licząc że podczas ucieczki odpadnie stare poroże. Należy także unikać miejsc, które są pod ochroną i oznaczone jako ostoja zwierząt. Jeżeli znajdziemy poroże – staje się ono naszą własnością. Możemy je zabrać do domu na pamiątkę lub sprzedać. Z poroży tworzy się między innymi biżuterię. Im okazalsze poroże – tym większa cena. Podlaskie obfituje w lasy – możemy wyjechać do Puszczy Białowieskiej, Puszczy Knyszyńskiej oraz Puszczy Augustowskiej.
Dlaczego jelenie zrzucają poroże? Co roku jesienią odbywają się gody jeleni, czyli rykowisko. To wtedy byki chcą zdobyć uznanie łań. Ich największym atrybutem jest potężne poroże, dumnie noszone na głowie mniej więcej do końca lutego. Po okresie godów „stary oręż” staje się zbędny. Proces jego zrzucania jest związany ze zmianami zachodzącymi w tkankach u podstawy poroża. W tkance kostnej tworzą się jamy, które z czasem się powiększają i w końcu poroże się odłamuje.
Są z nami od zawsze, chętnie na nie polowano w czasach królewskich. Mięso z żubra spławiane było rzekami w pobliże pogranicza Królestwa Polski i Litwy z Zakonem Krzyżackim. Tam szykowano się do wielkiej bitwy, która w 1410 roku dała wielkie zwycięstwo Polakom pod wodzą Jagiełły. Kilkaset lat później po dwóch wojnach światowych żubry niemalże wyginęły. Na szczęście udało się rozmnożyć te piękne zwierzęta. Dziś zachwycają i przyciągają coraz więcej turystów. Żubry w Podlaskiem liczą łącznie ponad 1000 osobników.
Chwilę po nadejściu niepodległości Polski bo w 1919 roku okazało się, że żubry niemalże wyginęły. Obecnie na świecie żyje ponad 3 tysiące tych zwierząt – z czego w Polsce jedna czwarta. By ratować wymierający gatunek zaczęto odtwarzać populację zaledwie z 12 przodków. Dlatego zwierzęta są ze sobą mocno spokrewnione. W Białowieży, gdzie dokonywano odrodzenia – pierwsze żubry opuściły rezerwat w 1952 roku. Łącznie do 1966 roku wypuszczono 38 osobników. W całej Puszczy Białowieskiej (łącznie po stronie białoruskiej) żyje około 1000 osobników.
W Puszczy Knyszyńskiej pierwszy osobnik pojawił się dopiero w 1969 roku w okolicach Walił. Samotny wędrowiec przybył z Puszczy Białowieskiej. Cztery lata później postanowiono mu dobrać towarzystwo. Odłowiono 5 osobników – również z Puszczy Białowieskiej i wypuszczono w okolicach Walił. Od tego momentu stado rozrosło się znacznie i liczy sobie obecnie około 100 sztuk. Najwięcej żubrów napotkać można w okolicach Krynek i Szudziałowa.
Obecnie stado żubrów rozrasta się także w Puszczy Augustowskiej, gdzie początkowo niechętnie patrzono na te zwierzęta jednak szybko doceniono, że przyciągają turystów. W 2018 roku przywieziono w okolice Augustowa małe stadko – dwa samce i cztery samice. Potem jeszcze dowieziono jeszcze jedną samicę. Z tego stada przyszły już na świat dwa młode żuberki. Do stada dołączył także wcześniej dziko żyjący żubr, który starł się z innym młodym osobnikiem, co doprowadziło do śmierci tego drugiego. Docelowo opiekunowie stada liczą, że rozrośnie się ono do 50 sztuk.
Nie było zimy oraz śniegu to i szansa na jego ujrzenie w podlaskich lasach była niewielka nawet dla zapalonych i cierpliwych. Warto jednak wiedzieć, że w naszym regionie żyje aż 200 osobników, więc cień szansy na spotkanie ich w środowisku naturalnym zawsze jest. Tym razem zabierzemy Was do królestwa wilka.
W całym kraju żyje około 500 osobników – w tym prawie połowa na Podlasiu. Wilki zamieszkują lasy, bagna oraz równiny. Mało kto wie, że gdyby bajka o Czerwonym Kapturku nie była bajką, to wilk nie zjadłby babci, bo wilki ludzkiego mięsa zwyczajnie nie lubią. Dla tych wspaniałych zwierząt – człowiek po prostu śmierdzi. A twarz wydaje się być okropna! Dlatego płochliwy wilk, gdy ujrzy człowieka ucieka czym prędzej. Wilki nie są samotnikami tylko zwierzętami stadnymi. Trzon rodziny składa się z basiora – samca oraz wadery – samicy. Na początku, gdy para ma młode, to uczy je na pasącym się bydle jak polować, przez co rolnicy często domagają się ich odstrzałów. Gdy już młode wilczki trochę dorosną – to przychodzi czas na rodzinne polowania na dorodne jelenie. To, co się dzieje w lesie można nazwać „efektem motyla”.
Czym on jest? Trzepot skrzydeł motyla, np. w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie burzę piaskową. Podobnie jest w podlaskich lasach. Dzięki wilkom rosną drzewa. Jak to możliwe? Gdy drzewka są jeszcze młode to często padają ofiarą roślinożernych jeleni. Te jednak muszą być czujne, bo w każdej chwili może na nie zapolować wilcza rodzina. Dlatego tam gdzie jest wilk, jeleń nie żeruje w jednym miejscu, tylko ciągle poszukuje pożywienia na dużym obszarze. Czasem zdarza się tak, że przechadzając się leśnymi ścieżkami natrafia na swojej drodze na basiora. W panice zaczyna uciekać, lecz za plecami czeka wadera z młodymi. Jeleń nie ma szans. Właśnie stał się obiadem na 2 lub 3 tygodnie. Z taką częstotliwością bowiem odżywiają się wilki. Ponadto żeby ułatwić sobie życie – polują na stare i schorowane zwierzęta. Zatem wykonują robotę za myśliwych. Są jednak zwierzęta, które wilków aż tak bardzo się nie boją. To żubry.
Wilki mają również zaawansowany system komunikowania się poprzez różnego rodzaju odgłosy, wydzielanie feromonów i oznaczanie terenu poprzez pozostawianie odchodów. Ponadto warto wiedzieć, że wilcza rodzina to nie tylko basior, wataha i ich młode. W stadzie często żyją jeszcze starsze siostry, bracia, ciocie, wujkowie. Gdyby każda z wilczyc miała młode, to całe stado narażone byłoby na śmierć głodową. Dlatego zawsze tam gdzie wataha – tylko jedna para wilków dominuje.
Mała jest szansa na to, że spotkamy wilka w środowisku naturalnym. Trzymają się one z dala od człowieka. Najwytrwalsi czekają na nie zimą wiele godzin w ambonach myśliwskich i specjalnych namiotach tylko po to by zrobić zdjęcie. Czasem jakiś osobnik przemknie przez wieś czy pole, albo w oddali w lesie. Jest jednak możliwość zobaczenia wilka z bliska w Białowieskim Rezerwacie Pokazowym oraz w białostockim ZOO. Jako ciekawostkę dodamy iż w USA żyją… czarne wilki. Jak wiadomo psy wyewoluowały z wilków. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych doszło do czegoś odwrotnego. To znaczy kilkanaście tysięcy lat temu psy ponownie stały się wilkami, bo zmieszały się z nimi, gdy przybyły razem z człowiekiem, który zasiedlał Amerykę. Naturalna selekcja doprowadziła do tego, że czarna sierść wilka stała się coraz bardziej popularna w USA. Tymczasem w Europie na skutek ocieplenia się klimatu (nie obecnego tylko tego, gdy stopniał lód i pojawiły się jeziora) wilki poszarzały.
Mamy za sobą wspaniałą pełnię księżyca. Jednak jeszcze zanim srebrny glob zniknie z pola widzenia na jakiś czas, to aż do Walentynek będzie prezentować się praktycznie w całej okazałości. Najlepszy efekt daje obserwacja wschodów i zachodów księżyca gdy jest pełnia. Wówczas światło słoneczne powoli zanika, a niemalże w tym samym czasie na niebie pojawia się ogromny księżyc. Tak było właśnie wczoraj. Już bez zachodu słońca, ale jeszcze wielki, wynurzający się zza horyzontu księżyc będzie można obserwować do Walentynek czyli 14 lutego.
Jest takie miejsce, gdzie można to zjawisko obserwować w niezwykle romantycznej scenerii. To Białostockie Dojlidy. Stojąc z ukochaną na pomoście możemy nad wodą wyznawać jej miłość w blasku wielkiego księżyca. Żeby Wam ułatwić sprawę – podpowiadamy kiedy należy się wybrać. 10 lutego – o godz. 18.20, 11 lutego o godz. 19:47, 12 lutego o 21:12, 13 lutego o 22:36 zaś w Walentynki 14 lutego 23:58. Godzina bardzo romantyczna. Najpierw jednak Panowie powinni się upewnić czy nie umówili się z Kopciuszkiem, bo o północy Wam ucieknie pozostawiając tylko pantofelek.
Księżyc w lutym podobno jest nazywany śnieżnym księżycem. Jedno jest pewne – znajduje się blisko Ziemi i robi ogromne wrażenie. Niektórzy podobno nie mogą spać z tego powodu. Kto by jednak spał w Walentynki – święto miłości!
W Łomżyńskim Parku Krajobrazowym Doliny Narwi zbudowano wieżę widokową. Można z niej podglądać na przykład drapieżne bieliki. Ptaki te rozpoczęły budowę gniazda w okolicy. Wieża widokowa znajduje się w miejscowości Rakowo-Czachy niedaleko Łomży. Na wyprawę warto zabrać ze sobą lunetę lub lornetkę. W marcu trwają gody bielików i jest to prawdziwe widowisko. Choć to amory, dzięki którym ptaki łączą się w pary, to wygląda jak bitwa. Ptaki z charakterystycznymi żółtymi dziobami robią niesamowite rzeczy w powietrzu!
Warto dodać, że oprócz wieży widokowej w Łomżyńskim Parku Krajobrazowym Doliny Narwi powstał również Ośrodek Rehabilitacji Ptaków, w którym specjaliści opiekują się przede wszystkimi bocianami oraz wodno-błotnymi gatunkami ptaków, a także drapieżnikami. Ponadto w ośrodku gotowi są tymczasowo nieść pomoc również ssakom – sarnom, łosiom, jeleniom a nawet jeżom.
Trzeba zauważyć, że w Podlaskiem powstaje coraz więcej wież widokowych. Najciekawsze możemy spotkać choćby w Bondarach z widokiem na Zalew Siemianówka czy na górze Św. Anny obok Królowego Mostu i Kołodna z widokiem na Puszczę Knyszyńską. Wieża znajduje się również w Nadleśnictwie Browsk, gdzie możemy podglądać żubry na polanie. Przyjemnym miejscem do obserwacji jest również kładka Waniewo-Śliwno, gdzie na jej środku można odpocząć i również podglądać naturę. W samym Waniewie również jest wieża. Jak widać drewnianych obiektów nie brakuje. Świetne miejsca do relaksu – wiosną – gdy natura budzi się do życia, a także latem czy jesienią.
Ostatnio pisaliśmy o złej sytuacji w Dolinie Górnej Narwi, gdzie panuje susza mimo iż zimą powinno być tam dużo śniegu, który na wiosnę powinien się roztopić i wsiąknąć w grunty. Będzie miało to konsekwencje w przyszłości. Ptaki nie założą siedlisk i nie będą się tam rozmnażać. Susza to także straty w rolnictwie, które przełożą się na wysokie ceny w sklepach. Przy okazji poprzedniej publikacji opublikowaliśmy poniższą mapę hydrologiczną. Tak jak pisaliśmy tam gdzie czerwono – jest źle. Zatem pomyślcie sobie co się dzieje tam, gdzie jest bordowo! Tak, jest jeszcze gorzej. Mowa tutaj o Biebrzańskim Parku Narodowym, w którym wysychają bagna! Może Wam się wydawać, że nie ma to żadnego znaczenia dla Waszego życia. Otóż niestety ma.
graf. Wody Polskie
Wysuszone bagno spowoduje, że zaczną na nim wyrastać krzewy oraz drzewa. Przez to zagrożone będzie funkcjonowanie łosi, które żerują na torfowiskach. Krzewy i drzewa natomiast przyciągną jelenie, które konkurują z łosiem. To doprowadzi do wyginięcia wielu ptaków wodno-błotnych. Warto wiedzieć, że brak ptaków może istotnie wpłynąć na brak roślin, gdyż wiele gatunków zarówno bierze udział w zapylaniu kwiatów jak i w rozsiewaniu nasion. Ponadto odchody ptaków stanowią nawóz w rolnictwie. Od lipca ubiegłego roku poziom wody bardzo mocno spadł bo o cały metr, a przez brak zimy nie wzrośnie. Obszar Biebrzańskiego Parku Narodowego to 592 km kw. Wyobraźcie sobie ile metrów wody jest tam mniej.
Zmiany klimatyczne, brak zimy to jedno. Drugim ważnym czynnikiem jest zniszczenie przez człowieka naturalnych koryt Biebrzy. Te w przyszłości mają zostać przywrócone. Miejmy nadzieję, że nie za późno. Od lat badania mówią jasno – Polska zamienia się w pustynie – jeżeli teraz nie zadbamy o cały ekosytem, to nasze dzieci w przyszłości będą musiały uciekać tam gdzie woda jeszcze będzie. Ekosystemy bagienne to jedne z najważniejszych układów pod względem wartości tzw. usług ekosystemowych. Do najważniejszych z nich należą usługi regulacyjne, związane z powstrzymywaniem zmian klimatycznych. Inaczej mówiąc – nie będzie bagien to będzie pustynia.
Tak wygląda Narew. Wokół bardzo sucho! Czekają nas katastrofalne konsekwencje!
Niestety nie mamy dobrych wieści. Póki co śnieg w województwie podlaskim leżał najwyżej kilka dni. W konsekwencji sytuacja hydrologiczna Polski się pogarsza. Drugi rok z rzędu w Narwi jest coraz mniej wody. Przypomnijmy – w tamtym roku otworzono wyremontowaną kładkę Waniewo – Śliwno. Szybko ją zamknięto po wypadku na przeprawie promowej. Gdy działalność atrakcji została wznowiona to za chwilę znów została zakończona. Powód? Za mało wody w Narwi. Wszyscy liczyli, że po zimie wszystko wróci do normy. Teraz wszystko wskazuje na to, że jest tak źle, że nawet ptaki z doliny zaczęły uciekać!
graf. Wody Polskie
Tak obecnie wygląda hydrologiczna mapa Polski. Tak – dobrze myślicie tam gdzie na czerwono – to znaczy że jest bardzo źle. Chociaż Wody Polskie uspokajają, że takie zjawiska jak susza są obserwowane od setek lat, to już teraz wiadomo, że czeka nas poważny kryzys. Mimo, że specjaliści przygotowywali tereny na ewentualność suszy, to zrobiono za mało. Żeby zapobiegać suszy buduje się zbiorniki retencyjne. Budują je zarówno ludzie jak i bobry. Te obecnie są wyjątkowo aktywne. Duże zbiorniki retencyjne zapewniają stabilność poziomu wód podziemnych przez cały rok. Takim zbiornikiem dla Narwi jest Siemianówka. Jak wynika z danych Wód Polskich obecna retencja jest 2 razy za mała aby zgromadzone zasoby wody zaspokoiły wszystkie potrzeby ludzi, gospodarki i środowiska.
Kolejnym problemem jest zniszczenie w ubiegłych latach koryt rzek przez urzędników, którzy doprowadzili do tego, że woda w rzekach spływa bardzo szybko. Obecnie pracuje się nad przywracaniem naturalnych koryt rzekom. Na to jednak poczekamy co najmniej kilka lat. A nie ma na co czekać. Już niedługo nadejdą wiosenne burze. Potężne ulewy najpierw spowodują powodzie, by woda zniszczonymi korytami szybko spłynęła do Bałtyku. Wówczas wody będzie jeszcze mniej. Coś jak spuszczenie wody w toalecie bez dolania nowej. Później przyjdzie kolejne upalne lato, które doprowadzi najprawdopodobniej do klęski żywiołowej. W konsekwencji ceny w sklepach będą jeszcze wyższe niż dotychczas. Aż strach pomyśleć ile w 2020 roku będą kosztować warzywa skoro w 2019 roku kosztowały już gigantyczne pieniądze!
Tak zła sytuacja to także krzywda dla przyrody. W Dolinie Narwi bez wody ptaki nie założą siedlisk, przez co nie będą się rozmnażać. Jeżeli nie znajdą innych miejsc to wiele gantunków zacznie ginąć. Cała sytuacja jest absolutnie poważna.
Żadne przewodniki turystyczne ani inne publikacje o tym nie wspominają. A szkoda, bo Dolina Górnej Narwi to miejsce wyjątkowe i w zasadzie pomijane przez wszystkich. Żyją tam półdzikie konie, czerwone krowy będące gatunkiem w odbudowie (w rolnictwie zanikła na rzecz bardziej wydajnych) oraz takie ptaki jak czajki, rycyki, dubelty i krwawodzioby. Warto tam się wybrać zwiedzając wschodnią Białostocczyznę.
Kalitnik to wieś ukryta gdzieś między Michałowem, Siemianówką, Gródkiem i takimi wsiami, że pewnie nigdy o nich nie słyszeliście. To takie Podlasie, do którego mało kto zagląda. A szkoda, bo jest przepiękne. Na nadnarwiańskich łąkach Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków dbając o różne gatunki prowadzi stację terenową. To właśnie tam zimuje niemal sto koni, które w inne pory roku żyje półdziko. Mają one nietypowe zadanie do wykonania. Razem z krowami dają lepsze szanse bytowe ptakom.
To wszystko dzieje się na kilkuset hektarach. Wystarczy zobaczyć na filmie, że zwierzęta mają tam jak w raju. One jak i ptaki żyją ze sobą w symbiozie. To wszystko warto zobaczyć na własne oczy odwiedzając Kalitnik. Można to zrobić przy okazji jadąc do Michałowa czy nad Siemianówkę właśnie. Miejsce niezwykłe i unikalne. Nawet jak na Podlasie, gdzie pełno jest ciekawych atrakcji turystycznych i przyrodniczych.
Puszcza Białowieska kojarzy się głównie z żubrami. Warto jednak przyjechać tutaj także dla dębów. Olbrzymie drzewa mają kilkadziesiąt metrów długości. Człowiek przy nich wydaje się maleńki. To trzeba zobaczyć na własne oczy! Warto dodać, że w żadnym miejscu w Europie dęby nie osiągają takich rozmiarów jak w Puszczy Białowieskiej. Najpotężniejszy jest dąb „Maciek”, który mierzy 40,8 metra a w obwodzie ma 741 cm! Najwyższe drzewo mierzy 43,6 metra wysokości. W obwodzie ma 398 cm. Prawdziwe wieżowce!
Jeżeli ktoś myśli, że to tylko 2 giganty to może się pomylić. Ogromnych dębów, które mają co najmniej 400 cm w obwodzie jest około 3 tysięcy! Warto dodać, że w całym XX wieku człowiek wyciął około 13 tysięcy drzew, które dziś zaliczałyby się do gigantów. Dlatego w Puszczy Białowieskiej pozostało tylko 20 procent tego co mogłoby dziś rosnąć. Człowiek wycinał nawet drzewa o obwodzie 300-450 cm.
Dlatego też warto wiedzieć, że za kilkadziesiąt lat gdy większość gigantów prawdopodobnie uschnie nie będzie miała już „następców”. Wasze wnuki a być może i dzieci nie zobaczą tych wspaniałych, majestatycznych drzew. Wy macie jeszcze szansę i lepiej z niej skorzystajcie póki możecie. Wspaniałe dęby oglądać możemy w rezerwacie ścisłym Puszczy Białowieskiej.
To już ostatni z sześciu filmów autora Cząstki Podlasia Pawła Jankowskiego, który po raz kolejny zabrał swoich widzów w mniej znane zakątki naszego regionu przy okazji pokazując swój warsztat od kuchni. Tym razem zobaczyć można targ staroci w Kiermusach oraz muzeum Króla Biebrzy, który to w swoich zbiorach ma sporo rękodzieła, książek czy filmów. Na koniec autor jedzie ze swoim kompanem Zdzichem do biebrzańskich lasów.
Zarówno ten film jak i pozostałe pięć pokazują niesamowite miejscówki na Podlasiu, do których niekiedy można dotrzeć tylko jeżeli ma się wysoko zawieszony samochód i dobrą orientację w terenie. Autor musi nie tylko się nagimnastykować żeby nagrać wspaniałe ujęcia lecz także być bardzo cierpliwym. Realizacja kultowego filmu „Cząstka Podlasia” trwała od kwietnia 2012 roku. Premiera byłą w 2014 roku. Twórców było trzech – Paweł Jankowski, Zdzisław Folga oraz Marek Kubik – kompozytor.
Żubry to przede wszystkim symbol województwa podlaskiego. Choć kojarzone są głównie z Puszczą Białowieską, to występują również w Puszczy Knyszyńskiej. To właśnie tam na wielu polach są lokalną atrakcją. Nam również udało się uchwycić piękno tych majestatycznych zwierząt o wschodzie słońca. Niestety nie ma jednego miejsca, gdzie można żubry napotkać. Jest to wypadkowa dobrej pogody i łutu szczęścia. Zwierzęta te żyją dziko i przebywają tam gdzie mają ochotę.
Najczęściej są w lesie. Jednak, gdy tylko spadnie śnieg i zrobi się chłodniej to żubry wychodzą poszukując pożywienia na polach. Wówczas jest to również czas, gdy można je zobaczyć na przykład jadąc samochodem przez okoliczne wsie Puszczy Knyszyńskiej. W tym wypadku zwierzęta napotkaliśmy pod Krynkami. Były to tylko cztery osobniki. Niekiedy można w jednym miejscu napotkać kilkadziesiąt osobników na raz!
Warto pamiętać, że to dzikie zwierzęta i nie można do nich podchodzić czy podjeżdżać samochodem. Możemy narazić się na niebezpieczeństwo lub spłoszyć żubry narażając w ten sposób innych na niebezpieczeństwo. Bezpieczna odległość to 300 metrów. Wówczas zwierzęta nie będą się nami nawet interesować. Gdy zaczniemy podchodzić bliżej, te zostaną już zaniepokojone i bacznie będą nam się przyglądać. Wówczas jeden „fałszywy” ruch może doprowadzić do nieszczęścia.
Nadleśnictwo Nurzec w powiecie siemiatyckim nie obfituje w wilki. Są one dość rzadko widywane w tych okolicach. Jednak ostatnio właśnie tam postanowiono wypuścić wyleczonego wilka. Czy zostanie czy jednak uda się w dalszą podróż szukając nowego domu?
Wilk Nuko po dwóch miesiącach rehabilitacji został wypuszczony do lasu. W październiku leśniczy z Nadleśnictwa Nurzec w pobliżu leśniczówki zauważył ranne zwierzę. Był to młody wilk, który prawdopodobnie został potrącony przez samochód. Zwierze było przytomne, jednak nie mogło się ruszyć. Leśniczy powiadomił odpowiednie służby, a w uratowanie wilka zaangażowało się wiele osób. Najpierw zwierzę trafiło do Krynek, gdzie w „Przytulisku” zszyto mu ranę. Po kilku dniach przetransportowano wilka do Olsztynka, gdzie jest specjalny ośrodek rehabilitacji, który specjalizuje się w leczeniu wilków.
Po dwóch miesiącach wyleczone zwierzę postanowiono wypuścić na wolność. Przed wilkiem stoi bardzo trudne zadanie. Te wspaniałe zwierzęta na co dzień żyją w grupach zwanych watahami. Składają się one z jednej pary rodziców oraz potomstwa – najwyżej do dwóch poprzednich sezonów. Dlatego jedna wataha może liczyć nawet 12 wilków. Systematycznie jednak z rodziny odchodzi najstarsze potomstwo, by założyć własne rodziny. Młody wilk Nuko może być jeszcze zbyt młody, by założyć własną rodzinę. Zatem może będzie miał szczęście i zostanie przyjęty do watahy. Może też nie przetrwać zimy. To zależy od tego czy przed potrąceniem został nauczony przez rodziców polowania. Warto wiedzieć, że wilki potrafią nie jeść nawet 3 tygodnie. Więc wyleczone i nakarmione zwierzę ma obecnie czas na adaptację w nowych warunkach.
Za wilka Nuko oraz inne drapieżniki trzymamy mocno kciuki. Warto wiedzieć iż im więcej wilków tym bujniejszy las. Takie zwierzęta jak jelenie często obgryzają drzewka do tego stopnia, że te obumierają. Gdy w pobliżu są wilki, to jelenie i inne roślinożerne są bardzo czujne. Wówczas więcej drzew ma szansę na przeżycie. Wilki natomiast w pierwszej kolejności polują na zwierzynę starą i chorą tym samym wzmacniając gatunki roślinożerne.
Płazy – szczególnie gdy jest ich dużo obok siebie wytwarzają ciekawą atmosferę poprzez wydawanie swoich dźwięków. Namnożenie ich w jednym czasie powoduje, że miejsce gdzie to się dzieje jest prawdziwym teatrem, w którym głównymi aktorami są żaby, ropuchy czy rzekotki. O czym rechoczą i kumkają? To ich głosy godowe. Oznajmiała wszem i wobec, że to czas rozmnażania. Wiosną będzie można wybrać się na specjalną kładkę do Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie będziemy mogli na własne uszy je usłyszeć, a nawet zobaczyć, bo płazy od człowieka nie uciekają. Oczywiście warto wiedzieć, by płazów nie dotykać.
W Parku wyremontowano edukacyjną kładkę „Płazy”. Postawiono 6 tablic informacyjnych, odnowiono wielki stół raz samą 47-metrową kładkę. Korzystać z niej można już teraz jednak płazy najbardziej aktywne są właśnie wiosną. Gdy dni będą robić się coraz cieplejsze, to znak że można już się wybierać. Dla miłośników przyrody, ale też dla całych rodzin z dziećmi będzie to wspaniale spędzony czas. Co ważne, kładka nie jest zbyt długa, więc zabranie ze sobą na miejsce dzieci nie wymęczy ich nadto. A czegoś będą mogły się dowiedzieć.
Warto podkreślić, że w Wigierskim Parku Narodowym jest wiele kładek edukacyjnych. Warto przejść się nie tylko po tej jednej, ale właśnie po wszystkich. Po wszystkim możemy wybrać się nad klasztor. Cały teren jest wart zwiedzania.
Szanowni Czytelnicy dowiedliście, że presja ma sens. Ponad 1300 udostępnień naszego poprzedniego artykułu o skandalu z udziałem Nadleśnictwa Browsk pokazało jak wielką siłą jesteście, gdy trzeba działać w dobrej sprawie.
Przypomnijmy – przed ubiegłym weekendem Nadleśnictwo Browsk wchodzące w skład przyrodniczej perły jaką jest Puszcza Białowieska napisało na swoim Facebooku pytanie, które zmroziło nie tylko nas. „Czy jeszcze sprzymierzeniec czy już szkodnik ???”. Chodziło o wilka, który został umieszczony na zdjęciu. Takie postawienie sprawy przez nadleśnictwo – wchodzące w skład instytucji państwowej wywołało lawinę oburzenia. Wilk należy bowiem do gatunków chronionych tak jak na przykład żubr, który również wchodzi rolnikom na pola i niszczy uprawy. Nikt jednak nie nazywa żubra szkodnikiem.
Napisaliśmy na Podlaskie.TV o sprawie, a nasz artykuł został udostępniony 1300 razy. Łącznie oburzająca wiadomość dotarła do wielu tysięcy osób. To spowodowało, że Nadleśnictwo Browsk usunęło skandalicznego posta z Facebooka. Niesmak jednak pozostał – szczególnie, że zamiast przeprosin pojawiło się kolejne zdjęcie wilka z dorysowaną chmurką, gdzie było napisane „Leśnicy to mają tematy do dyskusji… Raz wilk coś mieszkańcom zniszczy i od razu, że szkodnik”. Taki „humor” nie spodobał się jednak ludziom gdyż w komentarzach posypały się kolejne wyrazy oburzenia. Było ich na tyle dużo, że i ten obrazek został usunięty.
Ostatecznie przeprosin nie było. Nadleśnictwo napisało tylko, że „Z dzisiejszej dyskusji warto zapamiętać, że wilk jest gatunkiem chronionym i jest bardzo ważny dla środowiska”, a następnie „pamiętajcie także, że macie prawo ubiegać się o odszkodowanie w przypadku szkody wyrządzonej przez dzikie zwierzę. Później pojawił się jeszcze kolejny post już w zupełnie innym tonie. Tym razem udostępniono rozmowę o tym, że wilk nie jest zagrożeniem dla człowieka.
Chcieliśmy zapytać Nadleśnictwo Browsk o całą sytuację. Niestety w piątek kierownik jednostki był nieuchwytny, dziś natomiast usłyszeliśmy, że „Z polecenia Dyrekcji Regionalnej (Lasów Państwowych – dop. red) nie możemy się w tej sprawie wypowiadać”. Po takiej informacji postanowiliśmy zapytać u źródła. Rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku Jarosław Krawczyk zaprzeczył ażeby był w tej sprawie jakiś zakaz. Natomiast dyrekcja uznała, że dyskusja była niepotrzebna z punktu widzenia dobrego imienia Lasów Państwowych i nie ma sensu dalej prowadzić tej dyskusji. Jarosław Krawczyk podkreślił, że Lasy Państwowe na pewno nie traktują wilka jako szkodnika. Jest dzikim zwierzęciem, które występuje w naturalnym środowisku.
Dyskusja była oczywiście niepotrzebna, a sama teza w pytaniu była skandaliczna. To nie ulega wątpliwości. Jednak warto wiedzieć dlaczego takie pytanie w ogóle mogło paść. Dlaczego chciało o tym dyskutować Nadleśnictwo Browsk już zostawmy, jednak ogólnie na wilki skarżą się rolnicy. Tak jak pisaliśmy powyżej – żubry potrafią zniszczyć im uprawy zaś wilki zagryźć bydło na polu. Można ubiegać się o odszkodowanie ale tu jest większy problem.
Rolnik traci zwierzę, traci pieniądze, a odszkodowanie nie zawsze dostaje. Bowiem te nie przysługuje, jeżeli szkoda wyrządzona przez wilki powstała od zachodu do wschodu słońca, a zwierzęta pozostawały bez bezpośredniej opieki. Ponadto zagryzione bydło i wniosek o odszkodowanie rozpatruje Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Odszkodowanie obejmuje cenę rynkową za padłe zwierzęta, koszt utylizacji padliny, koszt wizyty lekarza weterynarii oraz ewentualne koszty leczenia, gdy zwierzę padnie w trakcie leczenia.
Warto jednak dodać, że nim taka decyzja zapadnie – najczęściej przeprowadzane jest postępowanie administracyjne, podczas którego urzędnik musi znaleźć dowody na to, że zwierzę rzeczywiście zostało zagryzione przez wilka, a nie na przykład dzikiego psa. Nim to wszystko się ustali mija sporo czasu. A pieniędzy do tego czasu nie widać. To jeszcze nie wszystko! Nawet, gdy dostaniemy decyzję o przyznaniu odszkodowania to pieniędzy możemy nie zobaczyć… wiele miesięcy. Wszystko dlatego, że RDOŚ ma bardzo mało pieniędzy na odszkodowania i są one dzielone nie tylko na wilki lecz na wszystkie zwierzęta. Jak wytłumaczyła nam Beata Bezubik z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku, gdy pula pieniędzy się wyczerpie to dodatkowe pieniądze musi przyznać Ministerstwo Środowiska. A to wszystko trwa.
Kontynuując przeglądanie strony, zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu. Ustawienia prywatnościOK
Polityka prywatności i cookies
POLITYKA PRYWATNOŚCI
Szanujemy prawo użytkowników do prywatności. Dbamy, ze szczególna troską, o ochronę ich danych osobowych oraz stosuje odpowiednie rozwiązania technologiczne zapobiegając ingerencji w prywatność użytkowników osób trzecich. Chcielibyśmy, by każdy Internauta korzystający z naszych usług i odwiedzający nasze strony czuł się w pełni bezpiecznie.
Dane osobowe po 25.05
25 maja 2018 roku wchodzi w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 roku tzw. RODO. Nowe prawo nakłada na nas obowiązek uzyskania Twojej zgody na przetwarzanie przez nas danych osobowych podawanych przez Ciebie w zaszyfrowanych plikach cookies.
Przetwarzamy dane użytkownika, za jego zgodą, m. in. w celu analitycznym. Dane te pomagają nam w określeniu upodobań użytkowników, a tym samym – doskonaleniu kierowanej do nich artykułów.
Cookies – jak działają
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.
Zaufani partnerzy
Dane o Użytkownikach przetworzone w postaci profili marketingowych są udostępniane podmiotom trzecim, jednak żadne dane umożliwiające bezpośrednie zidentyfikowanie osób nie są przechowywane ani analizowane. W zakresie, w jakim Dane udostępniane są podmiotom trzecim, Użytkownik, który nie chce aby dane o ich odwiedzinach były przekazywane temu podmiotowi może w dowolnym momencie wyłączyć.
Lista zaufanych partnerów
1. Google Ireland Limited (usługa AdSense, usługa Analytics)
2. Facebook.com (komentarze pod artykułami)
Na naszej stronie używane są ciasteczka firmy Google Ireland Limited będącej naszym partnerem. Ciasteczka te służą przede wszystkim do analizy oglądalności stron internetowych w Polsce i oceny skuteczności działań reklamowych. Użytkownik może w każdym czasie zrezygnować z korzystania z tego rodzaju plików wybierając odpowiednie ustawienia w swojej przeglądarce.
Wyświetlanie reklam
Zasadą działania Portalu jest możliwość darmowego czytania artykułów dla użytkowników. Aby zapewnić sprawne działanie systemu musimy zapewnić odpowiedni poziom usług (serwery, administracja itp.) co niestety wiąże się ze sporym kosztem. Dlatego na portalu obecne są reklamy. Staramy się, aby profil reklam odpowiadał zainteresowaniom użytkowników, aby były one użyteczne i przyczyniały się do możliwości zdobycia dodatkowej wiedzy o interesujących produktach i usługach.
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.