Mała wioska przy granicy. Zaskakująca historia tego miejsca!
Nowe Leśne Bohatery, fot. Pudelek (Marcin Szala) / Wikipedia

Mała wioska przy granicy. Zaskakująca historia tego miejsca!

Tuż przy granicy polsko-białoruskiej, na granicy Suwalszczyzny i Ziemi Sokólskiej leży mała wioska o bardzo wdzięcznej nazwie – Stare Leśne Bohatery. Są też Nowe Leśne Bohatery. Historia tego miejsca jest zaskakująca. Kim może być leśny bohater? Ktoś kto uratował jakąś osobę w lesie? Takie może być pierwsze skojarzenie. Niestety jest ono błędne. Wystarczy sobie przypomnieć lekturę szkolną „Nad Niemnem”. Pamiętacie Bohatyrowiczów? Okazuje się, że między nimi a Starymi Leśnymi Bohaterami jest pewien związek.

 

W języku białoruskim na osobę bogatą mówi się „bahatyja”. Wiele słów w tym języku przekłada się w ten sam sposób. Tzn. gdy tamtejszą litera „h” występuje w jakimś w wyrazie, to po polsku zamienia się ją na „g”. Dlatego żeby zrozumieć nazwę wsi należałoby ją wypowiedzieć po białorusku co by dosłownie znaczyło „Stare Leśne Bogacze”. Jest także druga wersja, w której uznaje się iż nazwa pochodzi od nazwiska Bohatyrowiczów (co wcale nie wyklucza pierwszej). Był to bowiem ród drobnej szlachty, który osiadł na tych terenach w XVI wieku ażeby w imieniu monarchy chronić królewską puszczę, by nikt w niej nie polował. To było zarezerwowane tylko dla władcy i jego świty. Bohatyrowicze mieli chronić lasu aż do rozbiorów.

 

Stare Leśne Bohatery, fot. Pudelek (Marcin Szala) / Wikipedia

W Starych Leśnych Bohaterach znajduje się wiele kapliczek i krzyży, które upamiętniają 1905 roku. Wówczas we wsi miał miejsce zaskakujący akt „tolerancji religijnej”. Bowiem Car – rosyjski zaborca ziem polskich – miejscowej ludności zezwolił wybierać czy chcą być katolikami czy prawosławnymi. Niemalże wszyscy wybrali katolicyzm. Można powiedzieć, że wówczas narodziło się coś co dziś nazywamy rdzeniem Podlasia – tego z historii najnowszej. Przed rozbiorami ziemie te należały do Wielkiego Księstwa Litewskiego, a po złączeniu z Polską do Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Następnie przyszły rozbiory, a po nich właśnie XX wiek, w którym mieliśmy schyłek monarchii. To właśnie wtedy miejscowi, którzy mogli wybierać między religią mimo że byli pochodzenia ruskiego, mimo że używali gwary białoruskiej, to identyfikowali się z katolicyzmem i uważali się za Polaków. Dziś wystarczy wybrać się choćby do Sokółki by zobaczyć na własne oczy, że z tego rdzenia do dziś przetrwało wiele rodzin, które jako Polacy i katolicy mówią gwarą białoruską.

 

Co ciekawe Nowe Leśne Bohatery wcale takie nowe nie są. Powstały na przełomie XVIII i XIX wieku po tym gdy Stare Leśne Bohatery strawił pożar. Część osób po pożarze przeniosła się również do sąsiedniej wsi Wołkusz. Zanim osada zamieszkana była przez Bohatyrowiczów (i nie tylko, bo w XIX wieku stało tam 40 domów i mieszkało 239 osób) to w czasach wczesnośredniowiecznych znajdowało się tam grodzisko, które odkryto dosyć niedawno.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Babka ziemniaczana. Ukochana potrawa na Podlasiu.

 

 

Babka ziemniaczana jest tradycyjną potrawą kuchni białoruskiej. Jednak to na Podlasiu w ostatnim czasie ma swoje pięć minut. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe restauracje oferujące to danie. A wydawałoby się, że skoro jest ono mało skomplikowane, to każdy może sobie je zrobić sam. Z myślą o tych osobach postanowiliśmy przybliżyć babkę ziemniaczaną od kuchni.

 

Babka ziemniaczana to nic innego jak tarkowane ziemniaki z dodatkiem kawałków boczku (skwarek) lub słoniny. Kartoflak, pyrczok, kugel – to wszystko to samo danie. Warto dodać, że raz do roku w Supraślu na Podlasiu co roku organizowane są mistrzostwa świata w pieczeniu kiszki i babki ziemniaczanej. Jak zrobić przygotować takie danie? Bardzo prosto – potrzebować będziemy przede wszystkim ziemniaków (co oczywiste), tarki, boczku, czosnku, cebuli, jajek, mąki i oleju lub innego tłuszczu, a także pieprzu, soli i piekarnika. Warto też zaopatrzyć się w siadłe mleko, kefir, jogurt naturalny. W połączeniu z wypieczoną babeczką smakują wyśmienicie.

Babka ziemniaczana – składniki:

1,5 kg obranych ziemniaków

2 duże cebule (300 g)

3 jaja – 1 na każde pół kilo ziemniaków

150 g mąki – 50 g na każde pół kilo ziemniaków

3 ząbki czosnku

500 g – mięsa (boczek, kiełbasa, podgardle itp)

sól, pieprz, tłuszcz (olej) do pieczenia

Przygotowanie składników

Po obraniu ziemniaków, zetrzyj je na tarce o średnich oczkach lub użyj maszynki do mielenia mięsa. Następnie delikatnie odciskaj nadmiar wody z tarkowanych ziemniaków za pomocą gazety lub czystej ściereczki kuchennej. Pokrój boczek lub słoninę w drobną kostkę, a cebulę i czosnek posiekaj drobno. Na rozgrzanej patelni rozpuść olej lub smalec, a następnie podsmaż na nim pokrojony boczek lub słoninę, aż stanie się lekko złocisty. Dodaj posiekaną cebulę i czosnek, i smaż wszystko razem przez kilka minut, aż warzywa będą miękkie i lekko zrumienione. Odstaw masę do ostygnięcia.

Babka ziemniaczana – przepis

W dużej misce połącz tarkowane ziemniaki z podsmażonym boczkiem (lub słoniną) z cebulą i czosnkiem. Dodaj jajka, mąkę pszeniczną oraz sól i pieprz do smaku. Jeśli używasz, dodaj również inne przyprawy według własnych upodobań. Później dokładnie wymieszaj wszystkie składniki, aż powstanie jednolita masa. Przełóż masę do formy do pieczenia, wcześniej wysmarowanej tłuszczem lub wyłożonej papierem do pieczenia. Wyrównaj wierzch masą, aby uzyskać równomierne pieczenie. Potem piecz babkę ziemniaczaną w nagrzanym piekarniku do temperatury około 180°C przez około 60-70 minut, aż stanie się rumiana i chrupiąca na wierzchu, a w środku będzie dobrze przypieczona i elastyczna. Gdy babka ziemniaczana będzie gotowa, wyjmij ją z piekarnika i pozostaw do ostygnięcia przez kilka minut. Później, po ostudzeniu możesz pokroić babkę ziemniaczaną na kawałki i podawać jako samodzielne danie lub jako dodatek do dań głównych.

Partnerzy portalu:

Wierszalin – niedoszła stolica świata
fot. czaswlas.pl / Lasy Państwowe

Wierszalin – niedoszła stolica świata

Obecny czas to najlepszy moment by wybrać się w okolice Krynek. Można tam podglądać wielkie stada żubrów. Jednak przy okazji warto zajrzeć do Wierszalina – niedoszłej stolicy świata. Przynajmniej w oczach proroka Eliasza Klimowicza, który właśnie tam urzędował razem ze swoją sektą. Po niej nie ma już śladu jednak osada pozostała do dnia dzisiejszego.

 

Wierszalin położony jest na niewielkiej polanie. Wokół niej rośnie stary świerkowy las. Na samym środku polany stoi drewniany dom zamieszkiwany przez Ilję. Obok płynie rzeka Nietupka. Jest też stara studnia. To wszystko znajduje się pod opieką nadleśnictwa Krynki. Warto tam się wybrać by poczuć wyjątkową atmosferę tego miejsca. Żeby tam dojechać trzeba kierować się na miejscowość Grzybowszczyzna Stara.

 

We wschodniej Białostocczyźnie, we wsiach prawosławnych, proces upadku tradycyjnej kultury ludowej na początku XX w. miał szczególnie dramatyczny przebieg. Zachowana tu przez wieki w nienaruszonym prawie stanie kultura – poddana została nagłej, drastycznej próbie. Stało się to wówczas, gdy w 1915 r. prawie wszyscy mieszkańcy wiosek i osad zagubionych w lasach zostali deportowani przez ustępujące wojska carskie w głąb Rosji. Zetknęli się tam z innymi zwyczajami, z ludźmi o odmiennej kulturze. Były to bowiem wsie prawosławne, dla których w tym czasie, w warunkach nierzadkiej dyskryminacji wyznaniowej i narodowościowej, przekroczenie progu polskości było niezwykle trudne. I wtedy pojawił się on. Eljasz Klimowicz.

 

Samozwańcy prorok nie był jedyny. Z powodu braku duchownych w kościele prawosławnych na wsiach pojawiał się co raz jakiś cudotwórca, uzdrowiciel, samozwańczy mesjasz oraz fałszywy car. Klimowicz pochodził ze wsi Grzybowszczyzna. Co ciekawe nie potrafił czytać ani pisać. Znalazł jednak wyznawców, z którymi wspólnie zaczął wyznawać Nowe Jeruzalem. Osada w Wierszalinie miała być stolicą świata. Setkami ściągali do niego mieszkańcy Ziemi Bielskiej, Nowogródczyzny i Wołynia. Przyjeżdżali też ci, którzy wierzyli w uzdrawiającą moc Eliasza. Klimowicz zmarł w 1939 r. w okolicach Krasnojarska, wywieziony przez władze sowieckie. Jednak legenda proroka Ilji i Wierszalina – stolicy nowego świata, którą zamierzał stworzyć, przerosła rzeczywistość. Ilja natomiast stał się z czasem symbolem ludowej, kresowej religijności – prostej i naiwnej, ale niejednokrotnie nieporównywalnie głębszej niż ta, z jaką na co dzień mamy do czynienia.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Dolina Górnej Narwi. Wyjątkowe miejsce, gdzie żyją półdzikie konie.

Żadne przewodniki turystyczne ani inne publikacje o tym nie wspominają. A szkoda, bo Dolina Górnej Narwi to miejsce wyjątkowe i w zasadzie pomijane przez wszystkich. Żyją tam półdzikie konie, czerwone krowy będące gatunkiem w odbudowie (w rolnictwie zanikła na rzecz bardziej wydajnych) oraz takie ptaki jak czajki, rycyki, dubelty i krwawodzioby. Warto tam się wybrać zwiedzając wschodnią Białostocczyznę.

 

Kalitnik to wieś ukryta gdzieś między Michałowem, Siemianówką, Gródkiem i takimi wsiami, że pewnie nigdy o nich nie słyszeliście. To takie Podlasie, do którego mało kto zagląda. A szkoda, bo jest przepiękne. Na nadnarwiańskich łąkach Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków dbając o różne gatunki prowadzi stację terenową. To właśnie tam zimuje niemal sto koni, które w inne pory roku żyje półdziko. Mają one nietypowe zadanie do wykonania. Razem z krowami dają lepsze szanse bytowe ptakom.

 

To wszystko dzieje się na kilkuset hektarach. Wystarczy zobaczyć na filmie, że zwierzęta mają tam jak w raju. One jak i ptaki żyją ze sobą w symbiozie. To wszystko warto zobaczyć na własne oczy odwiedzając Kalitnik. Można to zrobić przy okazji jadąc do Michałowa czy nad Siemianówkę właśnie. Miejsce niezwykłe i unikalne. Nawet jak na Podlasie, gdzie pełno jest ciekawych atrakcji turystycznych i przyrodniczych.

Partnerzy portalu:

Puszczańskie Olbrzymy. Te dęby są wielkie jak wieżowce! Rosną u nas.
fot. Zubron / Wikipedia

Puszczańskie Olbrzymy. Te dęby są wielkie jak wieżowce! Rosną u nas.

Puszcza Białowieska kojarzy się głównie z żubrami. Warto jednak przyjechać tutaj także dla dębów. Olbrzymie drzewa mają kilkadziesiąt metrów długości. Człowiek przy nich wydaje się maleńki. To trzeba zobaczyć na własne oczy! Warto dodać, że w żadnym miejscu w Europie dęby nie osiągają takich rozmiarów jak w Puszczy Białowieskiej. Najpotężniejszy jest dąb „Maciek”, który mierzy 40,8 metra a w obwodzie ma 741 cm! Najwyższe drzewo mierzy 43,6 metra wysokości. W obwodzie ma 398 cm. Prawdziwe wieżowce!

 

Jeżeli ktoś myśli, że to tylko 2 giganty to może się pomylić. Ogromnych dębów, które mają co najmniej 400 cm w obwodzie jest około 3 tysięcy! Warto dodać, że w całym XX wieku człowiek wyciął około 13 tysięcy drzew, które dziś zaliczałyby się do gigantów. Dlatego w Puszczy Białowieskiej pozostało tylko 20 procent tego co mogłoby dziś rosnąć. Człowiek wycinał nawet drzewa o obwodzie 300-450 cm.

 

Dlatego też warto wiedzieć, że za kilkadziesiąt lat gdy większość gigantów prawdopodobnie uschnie nie będzie miała już „następców”. Wasze wnuki a być może i dzieci nie zobaczą tych wspaniałych, majestatycznych drzew. Wy macie jeszcze szansę i lepiej z niej skorzystajcie póki możecie. Wspaniałe dęby oglądać możemy w rezerwacie ścisłym Puszczy Białowieskiej.

Partnerzy portalu:

Tatarskie przysmaki, których warto spróbować

Tatarskie przysmaki, których warto spróbować

Tatarskie przysmaki to nie tylko wyjątkowe potrawy, lecz także odzwierciedlenie bogatej historii i kultury Tatarów, którzy od wieków mieszkają na terenie Polski. Znane z wykwintnych i aromatycznych dań, tatarskie kuchnie oferują niezapomniane doznania kulinarne, które łączą w sobie smaki Orientu z europejską tradycją.

Odkryj tatarskie przysmaki

Polscy Tatarzy mieszkający na Podlasiu są głównie znani w kraju głównie za sprawą Kruszynian. Mała wioska pod granicą Polski i Białorusi każdego roku gości turystów z całej Polski. Na miejscu można zobaczyć piękny (szczególnie w środku), drewniany meczet, cmentarz oraz przede wszystkim spróbować tatarskiej kuchni. Najpopularniejsze miejsce to Tatarska Jurta prowadzona przez Dżennetę Bogdanowicz. Jest także Zajazd Tatarski „Na końcu świata”. Mało kto jednak wie, że Tatarzy na Podlasiu mieszkają również w innych miejscach.

Tajemnicze tatarskie przysmaki u Pani Elżbiety Muchli

Warto wybrać się choćby do Suchowoli. Tam Pani Elżbieta Muchla wraz z mężem Stefanem kultywują również religię, zwyczaje oraz kulinarne dziedzictwo tatarskie. Tutaj możemy spróbować na miejscu złotych pierogów czyli Czebureków. Gdy ich zapach roznosi się po domu, to wszyscy goście już nie mogą się doczekać aż te zostaną podane. Tatarskie pierogi można zjeść na słodko zz jabłkami, z białym serem lub z mięsem. Najważniejszym składnikiem Czebureków jest niepasteryzowana śmietana.

Listkowiec – smak Podlasia w sercu Kruszynian

Listkowiec to wielowarstwowe ciasto przekładane różnymi masami – najczęściej makiem. Żeby się udało trzeba mieć naprawdę duży stół. Tworzenie Listkowca to długi proces, ale smak jest niepowtarzalny. Ciasto przypomina trochę makowiec. Z tatarskiej kuchni warto spróbować również baraniny. Mięso znacznie różni się w smaku od drobiu, wołowiny czy wieprzowiny – dominujących w polskiej kuchni. Takie danie możemy zjeść właśnie w Zajeździe Tatarskim „Na końcu świata” w Kruszynianach.

Pierekaczewnik: tajemnica smaku z Kruszynian

Pierekaczewnik najbardziej znany jest przede wszystkim z Kruszynian. To właśnie Pani Dżenneta Bogdanowicz upowszechnia o nim wiedzę występując często w telewizji. Wypiek z zewnątrz wygląda jak upieczony, wielki ślimak. Efekt taki powstaje dzięki nałożeniu na siebie sześciu warstw rozwałkowanego ciasta. Podobnie jak w listkowcu. Tu jednak zamiast maku jest farsz. Pierekaczewnik może być pikantny a może być również słodki.

Klejnot kultury tatarskiej

Zwiedzając miejsca związane z polskimi Tatarami warto również zajrzeć do Bohonik. Tam również można zwiedzić meczet i wyjątkowo piękny tatarski cmentarz, do którego prowadzi niesamowita aleja.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Król Biebrzy i Kiermusy. Kim są kolekcjonerzy przeszłości?

To już ostatni z sześciu filmów autora Cząstki Podlasia Pawła Jankowskiego, który po raz kolejny zabrał swoich widzów w mniej znane zakątki naszego regionu przy okazji pokazując swój warsztat od kuchni. Tym razem zobaczyć można targ staroci w Kiermusach oraz muzeum Króla Biebrzy, który to w swoich zbiorach ma sporo rękodzieła, książek czy filmów. Na koniec autor jedzie ze swoim kompanem Zdzichem do biebrzańskich lasów.

 

Zarówno ten film jak i pozostałe pięć pokazują niesamowite miejscówki na Podlasiu, do których niekiedy można dotrzeć tylko jeżeli ma się wysoko zawieszony samochód i dobrą orientację w terenie. Autor musi nie tylko się nagimnastykować żeby nagrać wspaniałe ujęcia lecz także być bardzo cierpliwym. Realizacja kultowego filmu „Cząstka Podlasia” trwała od kwietnia 2012 roku. Premiera byłą w 2014 roku. Twórców było trzech – Paweł Jankowski, Zdzisław Folga oraz Marek Kubik – kompozytor.

Partnerzy portalu:

Prezydent szuka oszczędności. Obciął kasę na zabytki.

Prezydent szuka oszczędności. Obciął kasę na zabytki.

Jakiś czas temu zarzucaliśmy prezydentowi rozrzutność podobną do Wilka z Wallstreet. Później wskazywaliśmy, że miasto pożycza pieniądze na spłatę kredytów, a oznacza to że może nigdy nie wyjść z zadłużenia. Prezydent w 2020 roku postanowił zacząć oszczędzać… na zabytkach. Łączna pula dotacji na remonty zabytkowych budynków w tym roku to 100 000 zł. Każdy kto robił remont w zwykłym mieszkaniu na pewno wie jak niska to jest kwota. To teraz proszę sobie wyobrazić, że remont zabytku pochłania gigantyczne pieniądze bo musi zostać wykonany według wskazówek konserwatora zabytków. Za 100 000 zł można będzie jedynie najwyżej nakupić płyt OSB i zabić nimi wszystkie okna i drzwi.

 

O negatywnym stosunku jaki obecna władza miejska ma do zabytków można napisać całą książkę opisując studium upadku i traktowanie tego co zostało po kompletnie zniszczonym Białymstoku po II Wojnie Światowej. Sporo jest XIX-wiecznych i XX-wiecznych zabytków, które wymagają remontów i które warto wyremontować. Największą wizytówką miasta jest Pałac Branickich. Sam budynek należy do uczelni, ale reszta nie. Taśmy budowlane na murach przy bramie wjazdowej od dłuższego czasu straszą przechodniów czy turystów. Gdyby trwał remont ogrodzenia, to byśmy o tym nie wspominali. Problem w tym, że te taśmy wiszą tam żeby mur zabezpieczyć przed dalszym sypaniem się.

 

To, że prezydent powinien oszczędzać ile się da to jest jasne. Czy powinien na zabytkach? Jak nazwać społeczeństwo, które nie szanuje własnego dziedzictwa i własnej historii? Co więc mamy myśleć o reprezentancie tego społeczeństwa, gdy czeka aż dziedzictwo te się samo rozpadnie? Szczególnie to jest irytujące, gdy widzi się ile prezydent przeznaczył pieniędzy na przykład na nie działający system kamer, który miał rejestrować wjazd na czerwonym świetle (30 milionów złotych), albo ile planuje przeznaczyć na Intermodalny Węzeł Komunikacyjny (180 mln zł), który może i byłby potrzebny gdyby komunikacja miejska nie była drogim koszmarem, z którego korzystają tylko te osoby, które muszą. Przykładów można wymieniać jeszcze wiele, ale te 100 000 zł na dotacje remontów zabytków przy tych sumach to śmiech przez łzy.

Partnerzy portalu:

Pociągi z Białegostoku do Berlina, Pragi, Budapesztu, Moskwy, Mińska, Rygi, Tallina i Helsinek? To możliwe!

Pociągi z Białegostoku do Berlina, Pragi, Budapesztu, Moskwy, Mińska, Rygi, Tallina i Helsinek? To możliwe!

Trwają inwestycje kolejowe w ramach projektu Rail Baltica. Gdy zostaną ukończone wszystkie odcinki to teoretycznie będzie można pojechać koleją z Helsinek do Berlina przez Białystok już w 2023 roku. W praktyce nas interesowało jedynie połączenie z Warszawą – by było szybciej. To poważny błąd.

 

Nie oszukujmy się. Budowa Rail Baltica dla samego połączenia Białegostoku z Warszawą nie miałaby większego sensu. Przed remontem pociąg jechał 30 minut dłużej. Gdy inwestycja będzie ukończona ten czas się skróci jeszcze bardziej, bo pociąg na całym odcinku pojedzie 160 km/h. Patrząc na inwestycję szerzej należy sobie zadać pytanie – czy będzie można pojechać ekspresowo z Białegostoku do Berlina, Rygi, Tallina, Helsinek tak jak można z Warszawy do Wiednia, Pragi czy Budapesztu?

 

Jakiś czas temu pisaliśmy, że Białystok mógłby być kolejową bramą na wschód. By otworzyć zamkniętą linię 37 by wszystkie ważne pociągi międzynarodowe jeździły ponownie do Mińska, Smoleńska i Moskwy jak dawniej, a także by właśnie można było dojechać do Rygi, Tallina i Helsinek. Czy tak będzie? Bardzo wątpliwe. Polityków od lat interesuje wyłącznie połączenie do Warszawy. Ich horyzont nie sięga dalej.

 

Warto wiedzieć to już dziś co będzie w 2023 roku, gdy Rail Baltica będzie gotowa. Czy nadal będzie interesować nas tylko połączenie do Warszawy? Jeżeli działać będzie ktoś „bardziej zainteresowany” to może wywalczy parę zmian. Obecnie z Warszawy do Berlina startują 4 pociągi dziennie. Mogłyby startować z Białegostoku. Podobnie mogłoby być ze startem i końcem trasy jeżeli chodzi o połączenia z Wiedniem, Budapesztem i Pragą. Skoro technicznie będziemy gotowi, to nic nie powinno stać na przeszkodzie, by międzynarodowy odcinek wydłużyć.

 

Na wschód obecnie możemy dojechać tylko do Kowna – szynobusem w weekendy. Co ciekawe jest takie połączenie krajowe, które nie kończy się w Białymstoku a w Grodnie. To pociąg Hańcza z Krakowa, który w Białymstoku jest rozdzielany na wagony do Suwałk i do Grodna właśnie. Po co to? W Grodnie można się przesiąść na pociąg do Moskwy, Petersburga, Mińska i Homela (na wschodzie Białorusi). Jak widać gdyby komuś zależało to te same pociągi mogłyby startować z Białegostoku. Wystarczy trochę pieniędzy, umiejętności zawierania porozumień oraz wpływy w Warszawie. Tego ostatniego podlaskim politykom wszystkich opcji brakowało od zawsze. Bezpośrednie pociągi z Białegostoku do Berlina, Pragi, Budapesztu, Moskwy, Mińska, Rygi, Tallina i Helsinek są możliwe, ale politycy chyba są tylko zainteresowani Warszawą.

Partnerzy portalu:

Spadł śnieg i Podlasie znów stało się magiczne! Te zdjęcia to pokazują.

Spadł śnieg i Podlasie znów stało się magiczne! Te zdjęcia to pokazują.

Dla wielu z nas brak śniegu w grudniu to wciąż anomalia. Mimo iż taki stan rzeczy ma miejsce już od wielu lat, to wciąż trudno się przyzwyczaić do braku klasycznej, kilkumiesięcznej zimy na Podlasiu. W ostatnich latach śnieg padał dopiero w styczniu i utrzymywał się do marca lub kwietnia. Teraz również się pojawił lecz niestety prawdopodobnie wkrótce zniknie i w tym roku więcej się nie pojawi. Idzie spore ocieplenie i nie wiadomo czy nie będziemy mieli wiosny… już w lutym.

 

Co będzie to czas pokaże. Jednak gdy tylko spadł śnieg, to postanowiliśmy ten moment wykorzystać, by jeszcze raz pokazać Wam jak piękne i magiczne jest Podlasie, gdy prezentuje się w prawdziwej, zimowej odsłonie. Przemierzyliśmy Wysoczyznę Białostocką i się nie zawiedliśmy. Wiejskie tereny pomiędzy Krynkami, Sokółką a Supraślem wyglądają bajecznie! Po drodze napotkaliśmy żubry (o czym więcej poniżej), napotkaliśmy też trop wilka, a także kapliczki znane z filmu U Pana Boga za Piecem. Przede wszystkim zobaczyliśmy jednak niesamowite krajobrazy! Poniżej galeria zdjęć. Serdecznie zapraszamy do oglądania:

/zubry-krynki-wschod-slonca/

 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Podlaskie Żubry wyłoniły się o wschodzie. To lokalna atrakcja!

Żubry to przede wszystkim symbol województwa podlaskiego. Choć kojarzone są głównie z Puszczą Białowieską, to występują również w Puszczy Knyszyńskiej. To właśnie tam na wielu polach są lokalną atrakcją. Nam również udało się uchwycić piękno tych majestatycznych zwierząt o wschodzie słońca. Niestety nie ma jednego miejsca, gdzie można żubry napotkać. Jest to wypadkowa dobrej pogody i łutu szczęścia. Zwierzęta te żyją dziko i przebywają tam gdzie mają ochotę.

 

Najczęściej są w lesie. Jednak, gdy tylko spadnie śnieg i zrobi się chłodniej to żubry wychodzą poszukując pożywienia na polach. Wówczas jest to również czas, gdy można je zobaczyć na przykład jadąc samochodem przez okoliczne wsie Puszczy Knyszyńskiej. W tym wypadku zwierzęta napotkaliśmy pod Krynkami. Były to tylko cztery osobniki. Niekiedy można w jednym miejscu napotkać kilkadziesiąt osobników na raz!

Warto pamiętać, że to dzikie zwierzęta i nie można do nich podchodzić czy podjeżdżać samochodem. Możemy narazić się na niebezpieczeństwo lub spłoszyć żubry narażając w ten sposób innych na niebezpieczeństwo. Bezpieczna odległość to 300 metrów. Wówczas zwierzęta nie będą się nami nawet interesować. Gdy zaczniemy podchodzić bliżej, te zostaną już zaniepokojone i bacznie będą nam się przyglądać. Wówczas jeden „fałszywy” ruch może doprowadzić do nieszczęścia.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Młody wilk został uratowany. Jest już na wolności!

Nadleśnictwo Nurzec w powiecie siemiatyckim nie obfituje w wilki. Są one dość rzadko widywane w tych okolicach. Jednak ostatnio właśnie tam postanowiono wypuścić wyleczonego wilka. Czy zostanie czy jednak uda się w dalszą podróż szukając nowego domu?

 

Wilk Nuko po dwóch miesiącach rehabilitacji został wypuszczony do lasu. W październiku leśniczy z Nadleśnictwa Nurzec w pobliżu leśniczówki zauważył ranne zwierzę. Był to młody wilk, który prawdopodobnie został potrącony przez samochód. Zwierze było przytomne, jednak nie mogło się ruszyć. Leśniczy powiadomił odpowiednie służby, a w uratowanie wilka zaangażowało się wiele osób. Najpierw zwierzę trafiło do Krynek, gdzie w „Przytulisku” zszyto mu ranę. Po kilku dniach przetransportowano wilka do Olsztynka, gdzie jest specjalny ośrodek rehabilitacji, który specjalizuje się w leczeniu wilków. 

 

Po dwóch miesiącach wyleczone zwierzę postanowiono wypuścić na wolność. Przed wilkiem stoi bardzo trudne zadanie. Te wspaniałe zwierzęta na co dzień żyją w grupach zwanych watahami. Składają się one z jednej pary rodziców oraz potomstwa – najwyżej do dwóch poprzednich sezonów. Dlatego jedna wataha może liczyć nawet 12 wilków. Systematycznie jednak z rodziny odchodzi najstarsze potomstwo, by założyć własne rodziny. Młody wilk Nuko może być jeszcze zbyt młody, by założyć własną rodzinę. Zatem może będzie miał szczęście i zostanie przyjęty do watahy. Może też nie przetrwać zimy. To zależy od tego czy przed potrąceniem został nauczony przez rodziców polowania. Warto wiedzieć, że wilki potrafią nie jeść nawet 3 tygodnie. Więc wyleczone i nakarmione zwierzę ma obecnie czas na adaptację w nowych warunkach.

 

Za wilka Nuko oraz inne drapieżniki trzymamy mocno kciuki. Warto wiedzieć iż im więcej wilków tym bujniejszy las. Takie zwierzęta jak jelenie często obgryzają drzewka do tego stopnia, że te obumierają. Gdy w pobliżu są wilki, to jelenie i inne roślinożerne są bardzo czujne. Wówczas więcej drzew ma szansę na przeżycie. Wilki natomiast w pierwszej kolejności polują na zwierzynę starą i chorą tym samym wzmacniając gatunki roślinożerne.

Partnerzy portalu:

Podlaskie zimą bez śniegu? Oto 3 wyjątkowe miejscówki!

Podlaskie zimą bez śniegu? Oto 3 wyjątkowe miejscówki!

Styczeń to zwykle czas, gdy na Podlasiu jest biało. Tak było nawet w tamtym roku. Tym razem jednak za oknami jedynie szaro, a prognozy pogody pokazują, żeyb na śnieg nie czekać. Bo raczej go nie będzie. Oczywiście w pogodzie wszystko się zmienia, ale trzeba być gotowym na brak białego puchu. W związku z tym chcielibyśmy zaproponować 3 miejsca zimą, w których cudownie jest nawet wtedy gdy nic białego z nieba nie pada.

Puszcza Białowieska

To miejsce, które cały rok roztacza nad sobą fantastyczną aurę, również teraz. Warto tutaj dodać, że gdy ktoś wybierze się na spacer po lesie porankiem to z dużym prawdopodobieństwem ujrzy szron. Będzie to jakaś namiastka białych dni. Ponadto w lesie nie przeszkadza brak słońca, które również i zimą bardzo wpływa na nasze samopoczucie i odbiór otoczenia.

Żubry pod Krynkami

Zima nawet taka bez śniegu to czasu, gdy trudniej o pożywienie w lesie. Wówczas przyzwyczajone żubry wychodzą na pola, gdzie czekają na nie przygotowane stogi siana. To wszystko po to ażeby nie niszczyli pól rolnikom. Dzięki temu jest wiele miejsc na Podlasiu, gdzie można napotkać te majestatyczne zwierzęta nie wchodząc do lasu. A to ważne, bo niektórzy turyści są tak zdesperowani, że potrafią jeździć samochodem po lesie i płoszyć zwierzęta. Dlatego też jeżeli chcemy z bezpiecznej odległości obserwować całę stado symbolu Podlasia to warto wybrać się pod Krynki. Zwierzęta o świcie możemy napotkać na drodze Krynki – Sokółka.

Wzgórza Świętojańskie

Mało kto wie, lecz w okolicy Białegostoku znajdują się góry. W małej, zapomnianej wsi Kołodno można wspiąć się na najwyższy szczyt na Białostocczyznie. Mówimy tutaj dokładnie o Wzgórzach Świętojańskich składających się z Góry Kopnej, Góry Św. Jana oraz Góry Św. Anny. Ta druga jest najwyższa, bo znajduje się 209 metrów n.p.m. Ostatnia góra jest 7 metrów niższa. Trafić na górę jest bardzo łatwo. Można to zrobić aż trzema drogami. Pierwsza znajduje się jeszcze w Królowym Moście, a w zasadzie na jego granicy. Idziemy szeroką drogą, a w pewnym momencie w lewo wydeptaną ścieżką zaczynamy się wspinać w górę. Druga droga znajduje się w Kołodnie i prowadzi prosto na górę Św. Anny, do mogiły Powstańców. Stamtąd już blisko do wieży widokowej. Trzecie wejście jest lepsze jako zejście – gdyż prowadzi leśną drogą do asfaltowej ulicy. Niestety jest ona kręta i idąc pod górę łatwiej się zgubić. Na pierwszy raz warto wybrać wejście w Kołodnie. Widoki z dwupiętrowej wieży są piękne przez cały rok.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Unikalny film z tragicznych momentów Białegostoku!

Archiwalne filmy Białegostoku, fragmenty ujęć z propagandy niemieckiej oraz propagandy rosyjskiej oraz inne archiwalne materiały – to wszystko postanowiliśmy połączyć w spójną całość, by pokazać smutne czasy II Wojny Światowej w Białymstoku. Film zaczyna się latem 1939 roku, gdy życie w mieście płynie spokojnie. Niestety lata 1939 – 1944 to najtragiczniejsze chwile Białegostoku.

 

Do polskiego miasta wkroczyli Niemcy, następnie przekazali Białystok Rosjanom. Ci mianowali miasto stolicą Zachodniej Białorusi ZSRR. Ostatni akt przekazania miasta w ręce sowieckie odbył się na dziedzińcu Pałacu Branickich. Jego przebieg tak opisywał: M. Czajkowski naoczny świadek tamtych wydarzeń: Kompanie honorowe obu obcych wojsk dzielił (a może lepiej byłoby powiedzieć łączył) wysoki maszt, na którym po­wiewała czerwona flaga z czarnym, o złamanych ramionach, krzyżem na białym polu. Orkiestra grała „Deutschland, Deutschland uber Alles”. Obie kompanie sprezentowały broń i flaga ze swastyką zaczęła się opuszczać. Do masztu podszedł oficer sowiecki i założył inną, czerwoną flagę, z sierpem i młotem. Obie sojusznicze kompanie prezentowały broń, grano hymn Związku Sowieckiego. Kiedy zawisła flaga na szczycie masztu, podeszli do siebie oficerowie obu wojsk. Odsalutowali wyciągniętymi szablami, schowali je do pochew i podali sobie przyjaźnie ręce. Wreszcie poklepali się poufale. Za chwilę padły komendy z obu stron, kompanie raz jeszcze spre­zentowały broń. Po chwili odmaszerowali w swoich kierunkach, a czarne limuzyny zaczęły opuszczać dziedziniec. Za nimi w równych odstępach po­ruszały się motocykle z żołnierzami Wehrmachtu. Relacja ta została zawarta przez Wojciecha Śleszyńskiego w książce Okupacja sowiecka na Białostocczyźnie w latach 1939–1941. Propaganda i indoktrynacja. W tym czasie, w Białymstoku represjonowano Polaków, wywożono ich również na Syberię.

 

Po dwóch latach, w 1941 roku Hitler postanowił przeprowadzić inwazję na Związek Radziecki. Do Białegostoku wkroczyli ponownie Niemcy. Zagoniono białostockich Żydów by obalili pomnik Lenina stojący przy Pałacu Branickich. Następnie, by zrywano portrety Stalina. Na koniec około tysiąc Żydów zostało przez Niemców zagonionych do synagogi w centrum miasta. Budynek podpalono z ludźmi w środku, nie dając im żadnych szans. „…gdy weszli Niemcy poszukując mężczyzn – uciekłem do drugiego pokoju, gdy schowałem się, szwagra Arona Zelmanowicza zabrali. Siostra pobiegła za mężem. Wprowadzili ich do Synagogi na rogu ul. Suraskiej – Szkolnej. Widzieliśmy to ze strychu domu, w którym ukrywaliśmy się. Było ze mną dużo osób. (…) Gdy synagogę zapełniono ludźmi – widziałem jak Niemcy pozamykali wyjścia i kordonem otoczyli budynek i podpalili go…” – to fragment wspomnień świadka wydarzeń. Fragment pochodzi z Kuriera Porannego.

 

W 1943 roku Niemcy zamordowali w getcie około 800 osób. Zaś kolejne 30 tys. wywieziono do niemieckiego obozu zagłady w Treblince oraz Auschwitz-Birkenau. W Białymstoku Niemcy zgotowali piekło w ciągu 2 lat okupacji. Życie straciło bardzo wiele osób. Po wojnie w Białymstoku żyło tylko 1100 żydów. Przed okupacją Niemiecką 60 000. W 1944 roku Armia Czerwona rozpoczęła marsz na Berlin. Niemcy zaczęli uciekać z Białegostoku podpalając wszystko co się da – łącznie z Pałacem Branickich. Miasto pozostało ruiną. Większość mieszkańców międzyczasie wywieziono do niemieckich obozów koncentracyjnych. Już z nich nie wrócili. Po II Wojnie Światowej mieszkańcy okolicznych wsi przeprowadzili się do Białegostoku, by pracować w tutejszych fabrykach odradzającej się Polski. Białystok jak i cały kraj do 1989 roku był pod kontrolą ZSRR.

Partnerzy portalu:

Ta piękna kamienica ma 125 lat. Niszczeje choć nie musi.

Ta piękna kamienica ma 125 lat. Niszczeje choć nie musi.

Wybudowany w 1894 roku piękny budynek schowany między blokami al. Piłsudskiego w Białymstoku jeszcze w 2011 roku miał ostatnich lokatorów. Potem złomiarze wynieśli z niego co się dało. Po interwencjach mieszkańców zabito go deskami. I tak stoi choć mógłby komuś służyć.

 

Zabytkowa kamienica dawniej przy Częstochowskiej 11 a dziś przy Al. Piłsudskiego 20B. Od początku istnienia była miejscem, gdzie mieszkało wiele osób. Nie wiadomo kto był pierwszym właścicielem. Wiadomo jednak, że jeszcze przed I Wojną Światową została odkupiona przez Reisel Weinreich. W dwudziestoleciu międzywojennym w kamienicy wynajmowano mieszkania różnym ludziom. Jeszcze przed II Wojną Światową kamienica należała już do innej rodziny – Machajów. Gdy wybuchła II Wojna Światowa, to w 1941 roku Niemcy w Białymstoku utworzyli getto. W jego obrębie znajdowała się również ta piękna kamienica. Krwawa likwidacja getta miała miejsce pod koniec sierpnia 1943 roku. Sam Białystok po Niemieckiej okupacji był kompletnie zniszczony. Sama kamienica jednak przetrwała.

Jak większość budynków, które przetrwały i których los właścicieli był nieznany – również i kamienica przy Częstochowskiej 11 została własnością miasta. W latach 50-tych XX wieku wybudowano Aleję 1 Maja. Później nazwę zmieniono na Al. Piłsudskiego, zaś kamienica zamiast jedenastki zyskała numer 20B. Do 2011 roku mieszkali w niej jeszcze ludzie. Później w coraz gorszym stanie stała się miejscem schadzek meliniarzy i złomiarzy. Po skargach mieszkańców zabito deskami wszystkie możliwe wejścia. I tak stoi do dziś niszczejąca i odrapana.

 

Czy budynek może liczyć na remont? W Białymstoku o zabytki się nie dba. Kto by się tam przejmował jakąś kamienicą między blokami skoro nawet mury Pałacu Branickich stoją odrapane. Co ciekawe obok stoi jeszcze jeden budynek. Wybudowany został trochę później bo w 1909 roku. Jest odrapany, zniszczony i zabity deskami. Ten również nie miał co liczyć na remont, bo miasto próbowało go wielokrotnie sprzedać. Ostatni raz w tym roku. Niestety chętnych brak. Co ciekawe w archiwum nie ma ani jednego słowa o próbie sprzedaży kamienicy Piłsudskiego 20B. Nie remontują, nie chcą też sprzedać. Czekają aż się rozpadnie?

 

Piękna kamienica ma już 125 lat. Drugie tyle mogłaby służyć za mieszkania, biura, hotel lub chociażby jakiejś instytucji. Niestety takich kamienic w mieście jest wiele. Wybudowane w czasach rozkwitu miasta dziś mogą służyć co najwyżej jako plener do horrorów. Potrzebują remontu i drugiego życia.

Partnerzy portalu:

Białystok na święta stał się magiczny. Te zdjęcia dobitnie to pokazują!

Białystok na święta stał się magiczny. Te zdjęcia dobitnie to pokazują!

Można ubolewać, że choć mamy koniec grudnia to wciąż nie ma śniegu. To już kolejny rok z rzędu nie będą białe święta. Niestety chyba trzeba się z tym pogodzić. Na szczęście przystrojone miasto choć trochę zmieniło smutne oblicze. Po szarych dniach wieczory dzięki ozdobom są przyjemne. Wystarczy wybrać się na spacer po centrum. Tak też zrobiliśmy i my. Wszystko po to, by pokazać Wam ten przepiękny krajobraz, który króluje w centrum. Dlatego też, gdy już skończą się świąteczne spotkania z rodziną, to pamiętajcie że możecie się przejść. Bo jest gdzie. Gdy zbyt wiele zjemy – a na Podlasiu kuchnia wyjątkowa – trochę ruchu nam się przyda. Szczególnie w tak bajecznej scenerii.

Z okazji świąt Bożego Narodzenia,
składamy Państwu najserdeczniejsze życzenia
miłości, zdrowia i spełnienia marzeń oraz
abyście każdego dnia byli otwarci na drugiego człowieka
oraz pielęgnowali wszelkie relacje
Wesołych Świąt!
Kamil Gopaniuk
Podlaskie.TV

Partnerzy portalu:

Oto lista radnych, którzy podnieśli ceny biletów. Wesołych Świąt!

Oto lista radnych, którzy podnieśli ceny biletów. Wesołych Świąt!

Na wstępie zaznaczymy iż nie angażujemy się w żadne konflikty polityczne. Ta sprawa jednak nie daje nam spokoju. Najbiedniejsi przed świętami dostali właśnie wiadomość. Będziecie płacić jeszcze więcej. Tak wygląda lista osób, które przyłożyły do tego rękę:

Dlaczego ta podwyżka uderza w najbiedniejszych? W dzisiejszych w rodzinach każdy z członków potrafi mieć samochód. Na taki luksus jednak nie mogą sobie pozwolić osoby starsze, studenci, bezrobotni. Radni powinni robić wszystko, by jak najwięcej osób korzystało z komunikacji, by można było nim dojechać szybciej niż samochodem. Tymczasem w Białymstoku wszystko jest odwrotnie. Komunikacja miejska to dramat. Autobusy nie jeżdżą najszybszą drogą, tylko objeżdżają wszystkie osiedla. Nie stawia się na przesiadki tylko na siedzenie w jednym autobusie. Na buspasach hula wiatr. O punktualności autobusów wspominać nie będziemy.

 

Teraz do tego dramatu jakby było mało radni dokładają podwyżki biletów. Wiadomo, że każdy chciałby podejmować tylko łatwe decyzje. Tutaj jednak nie ma mowy o tym, że to „trudna, ale potrzebna decyzja”. Do komunikacji miejskiej białostoczanie dokładają i tak i tak. To nie jest dziedzina, do której należy podchodzić biznesowo. Komunikacja ma rozwiązywać konkretny problem – możliwość przemieszczania się po mieście bez samochodu. Czy w Białymstoku rozwiązuje?

 

W Warszawie wiele osób ma samochody, ale na co dzień jeździ komunikacją miejską. W innych stolicach i metropoliach podobnie. W Białymstoku jednak cały czas urzędnicy nie czują, że nasze miasto może być metropolią. Nie przeszkadza im nawet fakt, że od jakiegoś czasu jesteśmy 10 miastem w Polsce pod względem liczby ludności.

Ceny biletów od 1 marca 2020:

Bilet normalny – 4 zł (obecnie 2,80 zł)

Bilet ulgowy – 2 zł (obecnie 1,40 zł)

Wycofane będą bilety 20- i 40-minutowych, które zastąpi bilet 30-minutowy. Jego koszt, to 3,60 zł – normalny oraz – 1,80 zł ulgowy.

Bilety miesięczne:

Normalny – 100 zł

Ulgowy – 50 zł

Partnerzy portalu:

Oto najstarsze budynki w Białymstoku. Jest ich tylko 5.

Oto najstarsze budynki w Białymstoku. Jest ich tylko 5.

Może to być dla Was zaskoczeniem, ale najstarszych budynków w Białymstoku jest tylko 5. Ewidencja zabytków liczy prawie 600 pozycji. Najwięcej budynków pochodzi z XIX wieku oraz początków XX. Nie oznacza to jednak, że są najstarsze. W ewidencji są również budynki, które powstały jeszcze w XVIII wieku. Jeżeli jednak odejmiemy z ewidencji te, które już nie istnieją lub istnieją w formie powojennej rekonstrukcji, to okaże się że naprawdę najstarszych czyli takich, które nieprzerwanie, od samego początku stoją w mieście – jest tylko 5.

Stary Kościół Farny

Na cześć Boga Najwyższego Trójcy Świętej, Najświętszej Marii Panny i Wszystkich świętych, świątynię od fundamentów wzniósł Piotr Wiesiołowski marszałek Wielkiego Księstwa Litewskiego, starosta kowieński, tykociński – taki napis w języku łacińskim widnieje na jednej z tablic wiszących na ścianie starego kościoła farnego. To jest najstarszy budynek w mieście. Formalnie stoi nieprzerwanie od 1626 roku (budowa zaczęła się w 1617 roku). W 1752 roku kościół został przebudowany ze stylu renesansowego na barokowy. W takim też stylu kościół zyskał wyposażenie.

 

W 1751 roku ściany świątyni zostały pokryte polichromią czyli przepięknymi malunkami na ścianach. Po obu stronach ołtarza znajdują się dwie rzeźby – świętych Piotra i Pawła z 1751 roku. Z tamtego okresu pochodzą również organy, które Jan Klemens Branicki ufundował kościołowi. Zostały one wybudowane w 1753 roku. W podziemnej krypcie kościoła jest pochowana między innymi Izabela Branicka.

 

Pierwszy kościół w tym miejscu został zbudowany w 1547 roku. Powstał, gdy Białystok był jeszcze wioską należącą do Raczkowiczów.

Brama wjazdowa do Pałacu Branickich

Nieprzerwanie od 1758 roku przetrwała wszystkie zawieruchy. Brama przechodziła jedynie remonty, jednak nigdy nie została zniszczona. Warto też dodać, że zegar w niej umieszczony to mechanizm, który nigdy nie był wymieniany. Zegar ten jest nie tylko mieści się w jednym z najstarszych budynków miasta, ale też sam w sobie jest najstarszym wieżowym zegarem w Polsce! Co ważne, nigdy nie odmówił posłuszeństwa. Pracuje od setek lat z małymi przerwami. Zegar w bramie wjazdowej zamówił Jan Klemens Branicki. Warto dodać, że sam Pałac został zniszczony i spalony, a obecny budynek jest rekonstrukcją.

Oranżeria w zespole pałacowo-ogrodowym

Dokładna data powstania nie jest znana, ale jest to połowa XVIII wieku. Budynek jest kompletnie niepozorny. Stoi przy ul. Mickiewicza. Setki osób dziennie obok niego przechodzi bez świadomości, że jest tak stary. Wszystko dlatego, że długo stał zapuszczony. Nie tak dawno patrząc na niego widzieliśmy wyblakłe kolory, odpadający tynk oraz pomazaną przez grafficiarzy elewację. To wszystko na szczęście w 2016 roku zostało odnowione przez Uniwersytet Medyczny.

 

Oranżeria to inaczej pomarańczarnia. Dawniej służyła do hodowli roślin egzotycznych (takich jak pomarańcze, cytryny) oraz kwiatów i krzewów. Kwitły w drewnianych donicach, a latem były przenoszone do ogrodu. Oranżerie były oczkiem w głowie Branickiego. Dlatego też jego zbiory należały do największych w kraju. Budynki pełniły również rolę ogrodów zimowych. Magnateria spotykała się tam i bawiła.

Cerkiew na wzgórzu

Budynek stoi między ulicami Kalinowskiego oraz Kijowską. Dawniej jeszcze przylegała do niej ul. Odeska (dziś jest kilkadziesiąt metrów dalej) a od południa Ołowiana. W 1760 roku powstała jako katolicka kaplica. Międzyczasie została cerkwią prawosławną. Mieszkańcy ulicy Kalinowskiego pamiętają jeszcze cmentarz wokół cerkwi. Później stał tam amfiteatr, a obecnie gmach Opery. Otoczenie wokół świątyni się mocno zmieniało. Sama Cerkiew św. Marii Magdaleny jednak nie. Warto dodać, że gdy powstawała to była jeszcze poza miastem. Jeszcze jako katolicką kaplicę ufundował ją Jan Klemens Branicki.

 

Mniej więcej 100 lat później świątynia była już prawosławna. Dokładne okoliczności zmiany nie są jednak znane. Wiadomo jedynie, że w 1860 roku z inicjatywy prawosławnej parafii św. Mikołaja przeprowadzony był remont i rozbudowa kaplicy. Samo wyświęcenie miało miejsce 25 lipca 1861 roku. Zmiana właściciela kaplicy była również przedmiotem sporu sądowego. Kościół katolicki sądził się bowiem o własność z Cerkwią prawosławną. W 1958 roku zapadł wyrok, który przyznał 2/3 cmentarza oraz świątynie katolikom. Obie strony odwołały się jednak od tego wyroku. Zanim jednak te odwołania zostały rozpatrzone, to nieruchomość przejęło miasto. Dopiero w 1991 roku część wzgórza przekazano Polskiemu Autokefalicznemu Kościołowi Prawosławnemu. Decyzja ta została zatwierdzona dopiero w 2006 roku.

Plebania parafii Wniebowzięcia NMP

Ostatnim z XVIII-wiecznym budynkiem w mieście jest plebania najstarszego kościoła (i budynku) w mieście. W latach 70-tych XX wieku została przebudowana. Pierwszy budynek powstał prawdopodobnie ok. 1746 roku (w ewidencji zabytków widnieje rok 1761, dlatego wymieniamy go na końcu) i został ufundowany przez Jana Klemensa Branickiego. Magnat sprowadził do Białegostoku duchownych ze Zgromadzenia Księży Wspólnego Życia, którzy przez pół wieku zarządzali parafią i prowadzili duszpasterstwo.

Partnerzy portalu:

Remontują dworce w regionie. Prawie wszędzie brakuje najważniejszego.

Remontują dworce w regionie. Prawie wszędzie brakuje najważniejszego.

Zauważaliśmy pewną prawidłowość. PKP od jakiegoś czasu intensywnie remontuje dworce także w naszym regionie. Trwają właśnie prace w Białymstoku by wrócić do dawnego świetnego wyglądu, będą też remonty w Szepietowie i Jabłoni Kościelnej w powiecie wysokomazowieckim. Nie inaczej będzie w Siemiatyczach, Suwałkach, Czeremsze wielu innych. Remonty te na pewno cieszą jednak praktycznie wszędzie w nich brakuje istotnego elementu.

 

Tym istotnym elementem jest zadaszenie peronów. W Białymstoku od lat tylko na jednym peronie stoją maleńkie wiaty jak na przystanku autobusowym. Nie mamy pojęcia skąd to wynika, że pieniądze na remont budynku, ba nawet na budowę przejść podziemnych zamiast kładek w Białymstoku się znalazły, a na zadaszenie peronów już nie. Nie są to bowiem zbyt wielkie koszty. Dach przecież nie musi być gigantyczny. Wystarczy spojrzeć jak to wygląda w pobliskich Łapach. Tam zadaszenie już jest od dawna. Szansa na dach w Białymstoku pojawi się wraz z budową Rail Baltica, która ma być ukończona w 2025 roku. Sam Białystok ma być ukończony wcześniej. Przy dobrych wiatrach pod dachem będziemy stali gdzieś w 2022-2023 roku. Jakby nie było można tego zrobić wcześniej. A inne miasta Podlaskiego, przez które nie przebiega Rail Baltica?

 

Problemu w zasadzie nie ma tam gdzie jest tylko jeden peron. Zawsze można powiedzieć, że tam gdzie nie ma dachu można czekać w budynku. Chyba każdy jednak lubi wsiąść do pociągu bez pośpiechu czyli w sytuacji, gdy stoi na peronie. Wsiadanie na ostatnią chwilę to nie jest najlepszy pomysł.

Partnerzy portalu:

Kończy się pewna epoka. Wielka inwestycja zmieni okolice dworców.

Kończy się pewna epoka. Wielka inwestycja zmieni okolice dworców.

Kończy się pewna epoka. Centrum Park przy dworcu będzie znikać. Kompleks sklepików zostanie zburzony. W przyszłym roku miasto rozpoczynać będzie budowę węzła intermodalnego. Ludzie otrzymali od miasta pisma, by się wyprowadzali.

 

Bazar przy Jurowieckiej, skwerek przy Ratuszu oraz Centrum Park – to chyba trzy najbardziej charakterystyczne miejsca w Białymstoku z „lat 90-tych”. Pierwsze dwa za sprawą Tadeusza Truskolaskiego już znikły. Najpierw przeprowadził wojnę z kupcami na Jurowieckiej, potem spotkałem się z oporem przed likwidacją skwerku (czego efektem było pozostawienie kilku drzew i przesadzenie innych w okolice spodków). Teraz znów prezydent będzie miał przeciwko sobie kupców. Wiedzieli, że są w miejscach tymczasowych jednak otrzymali pisma nakazujące do niemalże natychmiastowej przeprowadzki. Trochę to komiczne.

 

Prezydent budując lotnisko na Krywlanach nie chce go uruchamiać, bo zażądał liczenia drzew tym samym mocno opóźniając otwarcie inwestycji. Tymczasem z węzłem intermodalnym można powiedzieć, że wyskoczył jak filip z konopi. O wszelkich inwestycjach w mieście było wiadomo często mocno z góry. O węźle tylko tyle, że kiedyś powstanie. A tu nagle pisma do kupców i do widzenia. To jest nie tylko niepoważne, ale również zwykły brak szacunku. Ludzie muszą w bardzo szybkim czasie przenosić biznes co może się skończyć dla nich stratami, zwolnieniami pracowników lub zamknięciem biznesu. Gdyby dostali kilka miesięcy mogliby wszystko na spokojnie zaplanować.

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Wracając do samych pawilonów Centrum Park. Pierwsze pojawiły się między dworcami w 1991 roku, gdy w Polsce zaczął raczkować kapitalizm. Pierwotnie w tym miejscu miał znajdować się parking. W imieniu kupców handlujących na białostockich bazarach i targowiskach utworzenie kolejnego miejsca negocjował z miastem Ryszard Mazurek. W efekcie przed świętami Bożego Narodzenia w 1991 roku można było zrobić pierwsze zakupy w Centrum Park zwanym wówczas „Stary Park”. W 1995 roku było już 91 lokali. W 1996 roku powstał pomysł budowy nowego kompleksu handlowego. Budynek pomieścił 57 kolejnych lokali. I tak przy dworcu łącznie funkcjonowało 148 lokali. Dziś to miejsce wieje pustkami. Jego czas dobiega końca i nikt pretensji do prezydenta o inwestycję nie ma. Jednak o styl w jakim ją zaczyna.

 

Cała inwestycja będzie kosztować aż 183 miliony złotych. Najpierw miasto zacznie od przebudowy dróg. Jak niektórzy zauważyli pierwsze zmiany już nastąpiły. Na przeciwko galeriowca dorobiono dodatkowy pas ruchu dla autobusów. W planach drogowych jest jeszcze rozbudowa skrzyżowania Kopernika – Łomżyńska – Młynowa, rozbudowa ulicy Łomżyńskiej, a także stworzenie nowej „Łomżyńskiej”, która jeszcze nie istnieje. W kolejnym etapie będą jeszcze prowadzone rozbudowy ulicy w okolicy Bohaterów Monte Cassino oraz Św. Rocha. Częścią całej inwestycji będzie też centrum przesiadkowe, które zajmie miejsce Centrum Park.

Partnerzy portalu:

Wojna o plażę. Karpie na wigilię czy letnie kąpielisko? Dojlidy były oczkiem w głowie prezydenta.

Wojna o plażę. Karpie na wigilię czy letnie kąpielisko? Dojlidy były oczkiem w głowie prezydenta.

Wraz z rozwojem Białegostoku coraz więcej mieszkańców szukało miejsc, gdzie mogłoby się ochłodzić w upalne dni. Jeżdżono lub chodzono do Jurowiec oraz do Supraśla. Była to jednak spora wyprawa gdyż w latach dwudziestych miasto kończyło się na skrzyżowaniu Sokólskiej i Białystoczek (teraz 1000-lecia P.P). Większość białostoczan mieszkała w bliższej lub dalszej okolicy dzisiejszego Rynku Kościuszki. Zatem by dostać się na plaże musieli pokonać około 8 km. W dwie strony to już sporo. Na Dojlidy zaś było dużo bliżej. Dlatego już w latach 30. XX wieku było to bardzo oblegane miejsce. Szczególnie, że na uporządkowanym terenie nie było można spożywać alkoholu co czyniło je bezpieczniejsze w przeciwieństwie do Jurowiec.

 

Porządek na stawie w Dojlidach zaprowadzono już w 1933 roku. Powstanie w tym miejscu plaży było oczkiem w głowie prezydenta miasta Seweryna Nowakowskiego. Dlatego też w trzy lata przeprowadzono wszystkie prace, by ruszyć z miejską plażą w Białymstoku. Wraz z nią w Białymstoku pojawiły się stroje kąpielowe odsłaniające ciało oraz wybory miss najzgrabniejszych nóg, miss z najładniejszą opalenizną oraz miss całego sezonu letniego. Dodatkowo na Dojlidach obchodzono noc świętojańską. Wzdłuż plaży ciągnął się chodnik. Między nim a taflą wody był złociutki piasek, na którym stały też boiska do siatkówki oraz innych gier plażowych. Wybudowano również kawiarnię. Już w 1937 roku dobudowano skocznię oraz zakupiono kajaki i rowery wodne.

 

Po II Wojnie światowej Dojlidy były zapuszczonymi, zarośniętymi stawami. Miejsce to zostało wykorzystane przez Technikum Rolnicze, które postanowiło hodować karpie. O żadnym wznowieniu plaży w tym miejscu nie było nawet mowy. Zapotrzebowanie na plażowanie jednak rosło, bo mieszkańców Białegostoku przybywało. Miasto szukało sposobu by wznowić „Dojlidzki kurort”. Tymczasem dyrekcja technikum szła w zaparte. W 1958 roku postanowiono zaproponować „kompromis”. Technikum Rolnicze zaproponowało podzielenie stawów i zapłacenie gigantycznych pieniędzy każdego roku. W mieście nie przeszli koło tego obojętnie. Wybuchł skandal. Białostoczanie na łamach prasy zaczęli żywo dyskutować o tym co ważniejsze hodowla karpi czy jednak plaża dla 100 tysięcy obywateli. Sprawa odbiła się tak dużym echem, że Najwyższa Izba Kontroli postanowiła sprawdzić Technikum Rolnicze. Okazało się, że szkoła na hodowli ryb wcale nie zarabia, a ponadto niemalże rozdaje za darmo karpie swoich pracownikom i urzędnikom. W wyniku tego Ministerstwo Rolnictwa, któremu podlegało technikum podjęło w 1958 roku decyzję o tym ażeby stawy przekazać miastu. Ostatecznie jednak miało miejsce to w 1959 roku. W 1962 roku na terenie kompleksu zaczęto prace, które miały przywrócić rekreację.

 

Dzisiejsze Dojlidy to trzy sztuczne zbiorniki o łącznej powierzchni 34 hektarów. Mało kto wie, że dzisiejsza plaża to tylko kawałeczek całości. Z drugiej strony zalewu można udać się do wspaniałego świata natury. Występuje tam około 200 gatunków ptaków! Sprawny obserwator może zauważyć czaplę białą, czaplę nadobną, kormorany, pelikany, orły a nawet mewy! Niektóre z ptaków, które występują na stawach dojlidzkich nie są obecne nawet w największej podlaskiej dziczy – Biebrzańskim Parku Narodowym. Spacerując tamtędy możemy również napotkać wiele płazów. Przede wszystkim żaby, ale też ropuchy, kumaki, rzekotki czy traszki.

https://www.youtube.com/watch?v=vo_zIxWQB38

Druga strona Dojlid to ciekawe miejsce również zimą. Idąc tym cichym i spokojnym miejscem nieraz można zapomnieć, że nadal jest się w Białymstoku! Jeżeli wybierzemy się wcześnie rano to bardzo prawdopodobne będzie, że spotkamy sarny i inne dzikie zwierzęta. We współczesnych Dojlidach oprócz popularnej plaży jest również inne ciekawe miejsce. Dawniej intrygowało wielu, gdyż niewielu potrafiło tam dopłynąć. Dziś prowadzi tam kładka. Mowa tu o wyspie, która znajduje się kilkaset metrów od plaży. Można tam się wybrać piechotą bądź podjechać rowerem. Miejsce to jest poza Białostockim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji stąd też latem, gdy wejście na plażę jest płatne, to do wyspy można dojść drogą prowadzącą z cerkwi.

Partnerzy portalu:

Dawne fabryki Silberblata, Zillberblatta, Majerny, Steina przetrwały do dziś. Co się z nimi dzieje?

Dawne fabryki Silberblata, Zillberblatta, Majerny, Steina przetrwały do dziś. Co się z nimi dzieje?

Włókiennicza 7/9, Włókiennicza 16, Częstochowska 14/2, Poleska 85 – to wszystko adresy dawnych, XIX-wiecznych fabryk, które przetrwały mimo totalnego zniszczenia Białegostoku przez Niemców podczas II Wojny Światowej. Gdy Białystok był zwany Manchesterem Północy, tamte rejony były gęsto zabudowane takimi fabrykami. Konstrukcji stawiano tak dużo, że w pewnym momencie pod koniec XIX wieku na rynku… zabrakło cegieł. Wiele kolejnych niedokończonych kamienic i fabryk zostało porzuconych. Dlatego też te 4 fabryki, które przetrwały są niezwykłą pamiątką po tamtych czasach i należałoby je traktować z szacunkiem. A jak jest teraz? Na pewno przydałoby się odświeżenie wszystkich elewacji.

 

Najlepiej ze wszystkich ma się Poleska 85. Zespół fabryk Steina składa się z dawnego młynu parowego oraz magazynu. Dziś pod tym adresem funkcjonuje studio tańca oraz sklepy. Same budynki przypominają beczki. Izaak Stein na początku XX wieku w swoim przedsiębiorstwie realizował zamówienia żywnościowe. Stąd też młyn. Niestety W 1915 roku fabrykant został wywieziony w głąb Rosji. Do Białegostoku powrócił po 7 latach. Niestety już swojej dawnej fabryki nie uruchomił. Na zapleczu dzisiejszego zabytku od ul. Artyleryjskiej znajduje się willa Izaaka Steina, zbudowana na przełomie XIX i XX wieku.

 

Przy Włókienniczej 7/9 (dawniej ul. Białostoczańska) oraz Częstochowskiej 14/2 funkcjonował zespół fabryk powstały w 1892 roku. Produkowano tam tekstylia, sukno, koce oraz kołdry. Właścicielami byli Mojżesz Silberblat oraz Wolf Zylberblatt, a także pani Chana Marejn. Zatrudniano tam wiele robotników. Raz, jednego dnia 40 osób porzuciło pracę. Powodem był konflikt związany z zarobkami. Otóż Mojżesz Silberblat postanowił takowe swojej załodze obniżyć. Ogólnie fabryki nie cieszyły się dobrą sławą. Urzędnicy kontrolowali produkcję. Do sądu skierowano sprawy w sprawie przekroczenia przepisów sanitarnych oraz inspekcji pracy. Warto też dodać, że takich fabryk w mieście było mnóstwo, stąd też tracąc zatrudnienie w jednej – szybko można było odnaleźć je w innej. Gdy pewnego dnia postanowiono unieruchomić drugą zmianę w fabryce, to bez pracy zostało 100 osób. Jednak do wyboru mieli wiele innych zakładów pracy.

 

Jako ciekawostkę możemy dodać iż w fabryce był zamontowany jeden z pierwszych telefonów w mieście. Numer do fabryki to… 91. W latach trzydziestych XX wieku, gdy telefonów już było więcej – do fabryki można było się dodzwonić także na 2 inne numery – 435 oraz 563. Kłopotów z zapamiętaniem zbyt wiele nie było. Warto też odnotować że w latach trzydziestych XX wieku w fabryce wybuchł pożar. Zapaliło się przegrzane łożysko przy szarparni szmat. Robotnicy pożar ugasili sami zanim jeszcze przybyli na miejsce strażacy. Strat nie było.

 

O właścicielach fabryki niewiele wiadomo. Jedynie można napisać o Mojżeszu Zylberblacie iż mieszkał on na terenie swojej fabryki. Obecnie przy Włókienniczej 7/9 znajduje się komis. Oddzielnym tematem należy traktować fabrykę z Częstochowskiej 14/2. Mimo, że należała do tego samego zespołu, to od wielu lat jest to zupełny pustostan. Jeszcze w 2014 roku lokalne media pisały, że może tam powstać centrum nauki. Jeszcze wcześniej mieszkali tam anarchiści prowadzący squat DeCentrum. Dziś jak wiele innych zabytków w mieście dawna fabryka niszczeje. Mimo upływu lat wciąż nie ma pomysłu na zagospodarowanie tego miejsca.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Krzysztof Kononowicz jak Ojciec Mateusz? Tak obecnie wygląda promocja miasta.

Zauważyliśmy w ostatnim czasie pewną tendencję. Jakaś jednostka samorządu albo instytucja albo powiązana z którąś z tych organizacja (nie będziemy wymieniać nazw, bo nie o to chodzi) zamawia film w telewizji albo u znanego YouTubera tak żeby jedno albo drugie szepnęło o Białymstoku dobre słowo albo ogólnie pokazało Białystok. I co pokazują wtedy? Za każdym razem to samo. Kościoły, Pałac Branickich, ratusz, Opera, kampusy uczelniane.

 

https://www.youtube.com/watch?v=kbU2qyHBpTc

 

Powiedzcie teraz czy pamiętacie jakiś konkretny film o Białymstoku? Nam przychodzi w pierwszej kolejności klip Wschodzący Białystok. W ciągu 30 sekund praktycznie w ogóle nie widać w nim kadrów z całego miasta lecz poszczególne kadry Pałacu Branickich. Jak to jest jednak, że po wielu latach od premiery pierwszy przychodzi na myśl właśnie ten? Ano dlatego że wyróżniał się od pozostałych i to dość mocno. Na tyle mocno, że ludzie wówczas dzielili się na tych, którzy go chwalili oraz mocno krytykowali. Najgorzej, gdy nie można zrobić ani tego ani tego.

 

 

Czy znacie serial Ojciec Mateusz? Na pewno tak. Gdzie się dzieje akcja wiecie? Oczywiście. Cała Polska wie, że w serialu ogląda się Sandomierz. Wyobraźcie sobie, że miasto ma reklamę w telewizji już od 11 lat. Nawet jeżeli akcja dzieje się gdzie indziej to i tak jest kojarzone wszystko z Sandomierzem. Oto cytat z portalu Echo Dnia z kwietnia 2019 roku:

Ekipa Ojca Mateusza pracę rozpoczęła w sobotę. Zdjęcia tym razem potrwają do wtorku – odbywają się głównie na Rynku. W sobotę i niedzielę z kręceniem poszczególnych scen były nie małe kłopoty. Do Sandomierza przyjechało na weekend mnóstwo turystów, którzy… mocno przeszkadzali filmowcom. Poszczególne ujęcia były często po kilka razy powtarzane ze względu na to, że ktoś niepowołany do tego znalazł się na planie. (…) O niesłabnącej popularności „Ojca Mateusza” świadczy chociażby ostatnie wyróżnienie statuetką Telekamery „Tele Tygodnia” 2018 w kategorii serial cotygodniowy. (…) W Sandomierzu można znaleźć wiele śladów obecności Ojca Mateusza. Jest Muzeum Figur Woskowych, Dworek Ojca Mateusza i wiele innych. Atrakcje te przyciągają do Sandomierza tysiące turystów.

 

To teraz wróćmy do Białegostoku. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę ale w naszym mieście „Ojcem Mateuszem” póki co jest jedynie Krzysztof Kononowicz, który w internecie co raz daje show ze swoim kolegą „Majorem Suchodolskim”. W efekcie wszyscy młodzi wielbiciele kojarzą nasze miasto właśnie z tym duetem. Możecie się zdziwić, ale wielu z młodych „widzów” przyjeżdża do Białegostoku by osobiście spotkać Kononowicza, zrobić z nim fotkę lub wrzucić coś śmiesznego do internetu. Nie wierzycie? Przejrzyjcie YouTube. Na razie jest to zjawisko, które dopiero się rozkręca. Na popularność Kononowicza nie mamy wpływu, ale gdy jest on jedynym kojarzonym z Białymstokiem na masową skalę przez dosłownie każdego, to znaczy, że te wszystkie filmiki promocyjne nie są nic warte. Białystok mógłby być jak Sandomierz. Problem w tym, że ktoś kiedyś nie wykorzystał szansy jaką było „U Pana Boga za piecem”. Gdyby po wielkim sukcesie filmu ktoś wpadł na pomysł ażeby hojnie zapłacić twórcy, by stworzył serial z akcją głównie w Białymstoku, to dziś byłoby u nas tak samo jak w Sandomierzu. No cóż wówczas powstał tylko miniserial będący jedynie rozszerzeniem filmu. Na serialu i filmie jednak najbardziej zyskały Sokółka, Tykocin czy Supraśl.

 

W ostatnich latach realizowano także w Białymstoku jeden odcinek jakiegoś średnio znanego, kryminalnego serialu TVN. Był też realizowany serial Kruk. Tyle że Białymstokiem była… Łódź oraz Czarna Białostocka. No i ostatni przykład: Serial Rodzinka.pl i wyjazd głównego bohatera do Białegostoku. Na pewno lepsze to niż nic, ale szczerze, to po obejrzeniu tego mocno się rozczarowaliśmy. Białystok w odcinku był pokazany raczej na siłę. Dlatego też jedyny, długotrwający serial o Białymstoku to Pan Kononowicz. Dlaczego nikt w Białymstoku nie potrafi dogadać się z dobrym, rozpoznawalnym artystą oraz z ogólnopolską telewizją (lub platformą VOD), by wspólnie zrealizowano dobry scenariusz, dobrego serialu, tak żeby cały sezon akcja działa się w Białymstoku i okolicach? W Białymstoku i ogólnie regionie nie rozumieją pewnej prostej zasady:

Ostatnio na świecie gigantycznym hitem stał się serial „Czarnobyl”. Wycieczki z całego świata ignorując fakt, że nadal występuje tam promieniowanie a miasto nadal jest zamknięte, masowo przyjeżdża by zobaczyć na żywo miejsce katastrofy. Kiedyś możemy się obudzić w dniu, w którym całe wycieczki będą przyjeżdżać do Krzysztofa Kononowicza. Jeżeli dalej nic nie będziemy robić z porządną promocją miasta.

Partnerzy portalu:

Czy jest jakaś szansa dla Sejn? Miasto od lat się nie rozwija.
ul. Piłsudskiego w Sejnach, fot, Polimerek / Wikipedia

Czy jest jakaś szansa dla Sejn? Miasto od lat się nie rozwija.

Sejny oraz okolice tego miasteczka to przepiękne miejsce, które jest trochę pomijane z racji sąsiedztwa z Augustowem. Jak wiemy te drugie to tak zwana letnia stolica Polski. Każdego lata przyjeżdża tu mnóstwo osób. Tymczasem Sejnom i okolicom niczego nie brakuje. Nie są one jednak tak popularne. Mało tego miasteczko od wielu lat jest w sporym kryzysie finansowym przez co ma związane ręce.

 

W przypadku samorządów ważna jest wysokość dochodu. Zarabianie na różnego rodzaju podatkach pozwala nie tylko finansować szkoły, szpitale czy komunikację miejską. To także możliwość przeprowadzania inwestycji, które doprowadzą do zwiększania dochodów. Około połowę podatku PIT (dochodowego), który co miesiąc wpłacają działalności gospodarcze oraz mieszkańcy, którzy otrzymują swoje wypłaty po okrojeniu z podatku trafia do gminy, w której płacimy podatek. Dlatego każdy samorząd zabiega o to, by właśnie tam mieszkało jak najwięcej osób i jak najwięcej osób prowadziło firmy – szczególnie zatrudniające jak najwięcej osób i zarabiające jak najwięcej pieniędzy. Firmy jednak nie powstają w przypadkowych miejscach tylko tam, gdzie jest jakiś interes. Dlatego jeżeli Augustów jest popularny turystycznie, to wokół pojawia się mnóstwo firm, które chcą na tych turystach zarobić oferując im noclegi, jedzenie oraz atrakcje.

 

By zwiększyć swoje możliwości, po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej gminy zaczęły aktywnie korzystać z funduszy europejskich. Układ do dziś jest prosty. Jest określony katalog spraw, które Unia Europejska finansuje. Wystarczy napisać projekt (opisać swój pomysł), by dostać dofinansowanie. Ważne jest jednak, że trzeba mieć wkład własny. Zatem jeżeli gmina realizuje pomysł za miliony złotych to też miliony musi posiadać. A co jeśli nie ma? No cóż wszyscy pożyczali. W Sejnach pożyczali tak dużo, że przekroczyli dozwolony limit. Teraz realizują plan naprawczy i są pod kontrolą Ministerstwa Finansów po to by nie mogły się pogrążyć finansowo. Oczywiście w pierwszej kolejności oznacza to brak inwestycji. A to natomiast oznacza odpadnięcie z rywalizacji między samorządami. Mamy więc oto taką sytuację: popularny Augustów vs zablokowane Sejny.

 

W ostatnim czasie Sejny zaczynają wychodzić na prostą. Jednak jeszcze do 2022 roku będą spłacać długi i realizować program naprawczy. Kasy nie było nawet na realizację Dni Sejn. Tymczasem w Augustowie co roku organizowana jest wielka impreza – Pływanie na byle czym. Na dniach otwarta będzie w Sejnach pierwsza galeria handlowa. Zawsze to coś – nowe miejsca pracy i jak już pisaliśmy – więcej pieniędzy z podatków. To jednak za mało. Miasteczko powinno się bić z Augustowem o każdego turystę. Nie da się jednak wyjść do walki z motyką na karabin. Potrzeba inwestycji, których realizować nie można.

 

Czy jest właściwie jakaś nadzieja dla Sejn? Problemem jest rozdrobnienie w samorządzie. Sejny jako miasto to odrębny byt aniżeli gmina (wiejska) Sejny. Gdyby je połączyć – terenem rządziłby jeden burmistrz. Obecnie rządzą burmistrz i wójt. Każdy z nich musi mieć zastępcę, sekretarza oraz skarbnika. Oprócz tego zwykli urzędnicy. Tyle osób do wykarmienia. Warto podkreślić, że Sejny – miasto ma 5472 mieszkańców, zaś gmina Sejny 4085. Zatem po połączeniu byłoby prawie dwa razy więcej mieszkańców. Mało tego, dochód miasta to prawie 23 miliony natomiast wsie dysponują 15 milionami. Jak widać razem można więcej. Problem w tym, że o tym zadecydować powinni oddolnie mieszkańcy. Trudno się bowiem spodziewać, że wójt albo burmistrz dobrowolnie oddaliby władzę na rzecz tego drugiego. Jeśli Sejny jednak chcą zmienić swój los, to droga jest tylko jedna.

Partnerzy portalu:

Gumisiowa Zatoka w nieistniejącej wiosce. Takie rzeczy tylko na Podlasiu!

Gumisiowa Zatoka w nieistniejącej wiosce. Takie rzeczy tylko na Podlasiu!

Choć na mapie nadal jest zaznaczona to faktycznie nie istnieje. Mowa tu o dawnej wsi Łuka nad zalewem Siemianówka. Z powodu budowy tego wielkiego zbiornika wodnego mieszkańcy zostali przesiedleni w 1986 roku do miejscowości Nowa Łuka. Ta pierwotna istniała od 1632 roku. Jednymi z dawnych mieszkańców byli państwo Kuczyńscy – agentka pocztowa oraz nauczyciel, którzy pod koniec lat dwudziestych XX wieku los rzucił do wsi Łuka nad Narwią.

 

Dawna miejscowość Łuka położona była na lekkim wzgórzu, które ciągnęło się wzdłuż rzeki Narew. Wioskę można obejrzeć w filmie i serialu Nad Niemnem. Dawne zwyczaje w miejscowości, a także łuczańskie pieśni zostały przekazane kolejnym pokoleniom. Można o nich poczytać w książce pt. Łuka nad Narwią. Pamięć jest skarbem bezcennym autorstwa córki państwa Kuczyńskich – Danuty. Obecnie po wsi pozostał pół spróchniały krzyż oraz jeden dom, który zachował pierwotny wystrój.

 

Dawna Łuka jest pod wodą, ale nad nią znajduje się obecnie także „Gumisiowa Zatoka” – bardzo ciekawe miejsce, gdzie można napotkać dzikie zwierzęta, ale też w ciszy i spokoju odpocząć w otoczeniu wspaniałej przyrody i samego zalewu Siemianówka. Nazwa „Gumisiowa Zatoka” oczywiście nie jest oficjalna, ale miejscowi ją znają.  Przyjeżdżając w te tereny napotkamy nie tylko jedyny dom, ale też głaz pamiątkowy, który upamiętnia wjazd do byłej wsi. Same okolicy Łuki są również ciekawe do zwiedzania. Obok znajduje się popularne miejsce turystyczne – Stary Dwór. W Nowej Łuce jest też pole namiotowe oraz prawosławna kaplica. Warto też się wybrać nad Tamę na Zalewie. To miejsce, w którym woda z zalewu płynie już normalną rzeką.

 

Warto też objechać zalew Siemianówkę dookoła zajeżdżając do wszystkich wsi. Niektóre miejsca wyglądają tak jakby czas się tam zatrzymał. Ogólnie to miejsce staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem turystycznym. Dzika przyroda, żubry, bliskość granicy z Białorusią, a także słynne ruiny w pobliskiej Jałówce – to jedne z wielu atutów tego miejsca. Warto tam pojechać także zimą. Uroku temu miejscu nie brakuje cały rok!

 

Polecamy również obejrzeć film dokumentalny ukazujący los mieszkańców wsi, którzy musieli opuścić swoje domostwa z powodu budowy zbiornika Siemianówka oraz filmu, który pokazuje jak zniszczono przyrodę w tych okolicach:

 

https://www.youtube.com/watch?v=KBdwCG3VeKM

 

Partnerzy portalu:

Wspaniała atrakcja na wiosnę. Żaby, ropuchy czy rzekotki urządzą przedstawienie.
fot. Wigierski Park Narodowy

Wspaniała atrakcja na wiosnę. Żaby, ropuchy czy rzekotki urządzą przedstawienie.

Płazy – szczególnie gdy jest ich dużo obok siebie wytwarzają ciekawą atmosferę poprzez wydawanie swoich dźwięków. Namnożenie ich w jednym czasie powoduje, że miejsce gdzie to się dzieje jest prawdziwym teatrem, w którym głównymi aktorami są żaby, ropuchy czy rzekotki. O czym rechoczą i kumkają? To ich głosy godowe. Oznajmiała wszem i wobec, że to czas rozmnażania. Wiosną będzie można wybrać się na specjalną kładkę do Wigierskiego Parku Narodowego, gdzie będziemy mogli na własne uszy je usłyszeć, a nawet zobaczyć, bo płazy od człowieka nie uciekają. Oczywiście warto wiedzieć, by płazów nie dotykać.

 

W Parku wyremontowano edukacyjną kładkę „Płazy”. Postawiono 6 tablic informacyjnych, odnowiono wielki stół raz samą 47-metrową kładkę. Korzystać z niej można już teraz jednak płazy najbardziej aktywne są właśnie wiosną. Gdy dni będą robić się coraz cieplejsze, to znak że można już się wybierać. Dla miłośników przyrody, ale też dla całych rodzin z dziećmi będzie to wspaniale spędzony czas. Co ważne, kładka nie jest zbyt długa, więc zabranie ze sobą na miejsce dzieci nie wymęczy ich nadto. A czegoś będą mogły się dowiedzieć.

 

Warto podkreślić, że w Wigierskim Parku Narodowym jest wiele kładek edukacyjnych. Warto przejść się nie tylko po tej jednej, ale właśnie po wszystkich. Po wszystkim możemy wybrać się nad klasztor. Cały teren jest wart zwiedzania.

Partnerzy portalu:

Piękna cerkiew ukryta w lesie. Tutaj objawiła się kobiecie Matka Boża.
fot. Dorota Ruminowicz / Wikipedia

Piękna cerkiew ukryta w lesie. Tutaj objawiła się kobiecie Matka Boża.

Piękna drewniana cerkiew ukryta w lesie oraz źródełko. Tu doszło do objawienia maryjnego, lecz nie zostało ono uznane przez Rosyjski Kościół Prawosławny. To wszystko możemy zobaczyć i poczuć na samym końcu drogi w gminie Mielnik. Zwiedzając południe Podlaskiego oraz rejony stolicy historycznego Podlasia warto właśnie również zajrzeć nie tylko do Drohiczyna, Siemiatycz i Mielnika ale też właśnie do Koterki.

 

Najpierw małe wyjaśnienie. Dawniej Koterka była częścią innej wsi – Tokary. Wszystko się zmieniło w 1948 roku, gdy Polska i ZSRR oficjalnie ustanowiły granice. Piękna, drewniana i niebieska świątynia to obecnie Cerkiew Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” w Koterce. Sama miejscowość Tokary jest podzielona granicą dlatego też występuje po obu stronach mapy. W 1852 roku doszło do objawienia maryjnego w Koterce.

 

Matka Boża miała objawić się Eufrozynie Iwaszczuk, gdy kobieta w święto Trójcy Świętej na uroczysku zbierała szczaw zamiast iść do świątyni w Tokarach. Maryja podczas objawienia miała kobiecie powiedzieć, że święto zostało ustanowione, by w tym dniu oddawać się modlitwie, a nie pracować. Mieszkańcy mieli zostać ukarani za grzechy „morowym powietrzem”. Chłopka miała udać się do proboszcza i razem ze wszystkimi modlić się o wybaczenie win. Po tym wydarzeniu na uroczysku postawiono krzyż. Zaczęli pojawiać się pielgrzymi, którzy mieli cudownie ozdrowieć. To wzystko jednak zostało zanegowane przez Rosyjski Kościół Prawosławny. Oficjalnie cudu nie było. Krzyż przeniesiono na cmentarz. Pielgrzymki jednak nie ustawały. Nadal miało dochodzić do uzdrowień w tym miejscu. Mało tego – tam gdzie wcześniej stał krzyż wybiło źródełko. Wszystkie prośby o budowę kaplicy w tym miejscu zostały odrzucane. Dopiero w 1906 roku biskup grodzieński Michał pozwolił na wybudowanie świątyni. Powstała ona w 1912 roku. Stoi do dziś przy samej granicy polsko-białoruskiej.

 

Warto też wybrać się w okolice wsi. Klimat tego miejsca jest naprawdę wyjątkowy. Piękne malowane, drewniane domy, wystrojone przydrożne kapliczki oraz pewna aura w pobliżu cerkwi sprawiają, że wycieczka w te rejony będzie udana. Szczególnie, gdy połączymy ją z wypadem nad Mielnik, Drohiczyn i Siemiatycze.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Ten film pokazuje jak zmienił się Białystok w ciągu 18 lat. Parę miejsc wygląda teraz zupełnie inaczej.

Białystok w 2001 roku to miejsce, do którego z pewnością wracać nie chcemy. Inaczej ubrani ludzie, inne samochody, inne elewacje budynków oraz szyldy na sklepach. Do tego skwerek na Rynku Kościuszki, bazar na Jurowieckiej oraz ulica zamiast deptaka, plac dla samochodów zamiast dla pieszych przez Teatrem Dramatycznym oraz Młynowa przepełniona drewnianymi domami. Nie brakuje też budek telefonicznych na ulicach. To największe zmiany jakie można zauważyć na filmie. Czy jedyne? Niektóre miejsca wyglądają identycznie jak dziś, lecz tylko z zewnątrz gdyż w środku mają już zupełnie inny wystrój niż w 2001 roku.

Zmieniło się jednak coś jeszcze. Kolory miasta. Dawniej były szaro-bure, niekiedy pstrokate. Teraz wszystko wygląda po prostu dużo lepiej. Białostoczanie chyba są w porównaniu z 2001 rokiem także szczęśliwsi. Nie tak odległe to czasy by nie pamiętać jak ludzie masowo wyjeżdżali do Warszawy za lepszym życiem. Później weszliśmy do Unii Europejskiej zaczęły się masowe wyjazdy do Niemiec, Wielkiej Brytanii, a później też Holandii. Czy obecnie też wyjeżdżają? Na pewno nie jest to taka skala jak dawniej.

 

Jedno jest zauważalne, że w mieście jest coraz mniej studentów. Dawniej było ich tu około 50 000 każdego roku. Teraz 25 000. Połowa nie jest już zainteresowana Białymstokiem. Tak jak dawniej lepiej było jechać do Warszawy, tak teraz kilka godzin możemy być w Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku czy Krakowie które biją pod względem rozwoju Białystok na głowę. Tak też się dzieje. Nie jeździmy już za granicę, ale też wiele osób, gdy tylko może ucieka do innych miast. Białystok mimo tych wszystkich zmian w wyglądzie dalej nie jest atrakcyjny. Nawet te słynne powietrze nie jest już takie świeże jak kiedyś. Zarobki w mieście są nadal niskie, a dostępność specjalistycznych stanowisk pracy (dobrze płatnych) praktycznie żadna. Dlatego też jest wiele jeszcze do zrobienia w mieście. Pytanie tylko czy jest jeszcze na co czekać zanim ostatni zgasi światło.

 

Partnerzy portalu:

Artykuł Czytelnika: Książnica Podlaska: zrezygnuj z prywatności, aby skorzystać z czytelni

Artykuł Czytelnika: Książnica Podlaska: zrezygnuj z prywatności, aby skorzystać z czytelni

Tydzień temu Białostocka Książnica Podlaska przy ul. Skłodowskiej wprowadziła nową zasadę: jeżeli chcesz wejść do czytelni, musisz wypróżnić zawartość swoich torebek lub plecaków do przezroczystych, plastikowych worków. Plecaki i torebki muszą zostać w szatni, na której widnieje napis, że „za pozostawione rzeczy, książnica nie ponosi odpowiedzialności”.

 

Masz laptopa w specjalnej tobie? Nic nie szkodzi, wrzuć do worka, razem ze wszystkim innym. Masz leki? Nic nie szkodzi, wrzuć do worka, gdzie wszyscy je będą widzieli. Masz ze sobą artykuły higieny osobistej? Te też musisz wrzucić do przezroczystego worka, aby wszyscy mieli na nie wgląd. To samo dotyczy dokumentów, ładowarek, większych portfeli, itp. Prikaz przyszedł na życzenie dyrekcji, która jest przekonana, że osoby korzystające z placówki powinny rezygnować ze swojej prywatności, aby… wypożyczyć książkę. Czy wracamy do czasów, gdy człowiek był dla państwa, a nie państwo dla człowieka?
Autor: zw

/info-od-czytelnika/

Partnerzy portalu:

Ostatnie takie osiedle w Białymstoku. Wąskie uliczki i drewniane domy. Za kilka lat może tam być już zupełnie inaczej.

Ostatnie takie osiedle w Białymstoku. Wąskie uliczki i drewniane domy. Za kilka lat może tam być już zupełnie inaczej.

Przechodziliśmy tamtędy setki razy. Zarówno z jednej jak i drugiej strony nic nie wskazywało, że coś tam się zmienia. Dziś postanowiliśmy zajrzeć do środka i byliśmy w szoku. Połowy dawnego osiedla już nie ma. Zostało wyparte przez nowe budownictwo. Mowa tutaj o drewnianej części os. Przydworcowego – bardzo wąskie uliczki między Młynową a Bema dawniej wypełnione drewnianymi domami. A dziś… no cóż zostało już niewiele.

 

Na wstępie trzeba obiektywnie przyznać. Wartość historyczna tego miejsca nie jest zbyt wielka. Skrupulatnie sprawdzaliśmy. Jest dosłownie kilka domów jeszcze sprzed I Wojny Światowej. Nawet dwa z XIX wieku! Jednak większość to budynki, które powstały przed samą II Wojną Światową. Nie ma co tego miejsca porównywać do Bojar, ale można do Chanajek. Jak wiadomo te słynęły z wąskich uliczek, przy których stały drewniane domy i kamienice. Zupełnie jak właśnie na Toruńskiej, Angielskiej, Kieleckiej, Kurpiowskiej czy Kochanowskiego czyli drewniane Przydworcowe. Z tym, że w ostatnich latach te drewniane domy zaczęły znikać. W ich miejsce pojawiły się nowoczesne domy, a ostatnio także bloki. Nie mamy wątpliwości, że przyszłość tego miejsca jest już przesądzona. Jednak póki jeszcze istnieje to zachęcamy wszystkich bez wyjątku do spaceru tamtymi uliczkami. Poczujecie się dokładnie tak jakbyście byli na przedwojennych Chanajkach. Podczas naszego spaceru byliśmy zachwyceni domami, które napotkaliśmy. Mają w sobie niezwykły urok. Szczególnie, gdy idziemy bardzo ciasną i cichą uliczką. Czasem tylko jakiś pies zaszczeka.

Ta część Białegostoku zaczęła się rozwijać stosunkowo późno. Studiując dawne mapy widać, że najpierw było dzisiejsze centrum z Pałacem Branickich, ulicą Kilińskiego i ratuszem na czele. Później miasteczko zaczęło się rozwijać na północ. To tam powstawać zaczęły jedna przy drugiej fabryki. Pierwsze domy oddalone od centrum i to w sporych odległościach od siebie powstawały na początku XX wieku przy Angielskiej, Grunwaldzkiej, Sosnowej czy Młynowej. Dopiero w kolejnych 40 latach czyli do II Wojny Światowej ulice te zaczęły się zagęszczać domami. Wtedy też pojawiać się zaczęły domy przy wspomnianych ulicach Kieleckiej, Toruńskiej, Kochanowskiego, Kurpiowskiej, Mohylowskiej i Witebskiej oraz Angielskiej, Młynowej czy Bema.

 

Za kilka lat z pewnością będzie już tam zupełnie inaczej. Pojawiły się pierwsze bloki przy Młynowej. Ogólnie całe os. Przydworcowe obecnie mocno wypiera drewniane domy. W okolicy prowadzonych jest kilka budów. Dźwigi rozstawione są co krok. Cóż, zawsze powtarzamy że miasto jest tkanką dynamiczną, która się rozwija i zawsze nowe będzie wypierać stare (byleby z rozsądkiem). Warto zwrócić uwagę, że w tych nowych blokowiskach uchował się jeden dom – przy Angielskiej 2. Cała jego okolica dosłownie znikła na rzecz blokowisk właśnie. Oby ten drewniany dom pozostał jak najdłużej. Wybudowano go bowiem w 1885 roku. Warto dbać o taką perełkę.

Dźwigi na os. Przydworcowym to obecnie bardzo częsty widok. Można je spotkać na każdym kroku. Powstaje wiele nowych bloków w miejscu, gdzie dawniej stały drewniane domy. Na zdjęciu widok z ul. Młynowej na bloki powstające w okolicy Angielskiej i Wyszyńskiego.

Partnerzy portalu:

Białystok w starych klipach disco polo. To był dopiero klimat! Piękna policjantka, więzienie, bitwy w parku i balony!
Selavi - Stare Kalendarze

Białystok w starych klipach disco polo. To był dopiero klimat! Piękna policjantka, więzienie, bitwy w parku i balony!

Sobota wieczór oraz niedziela rano. O tych porach w każdy weekend Polsat gromadził rzeszę widzów przy swoich programach Disco Polo Live oraz Disco Relax. To właśnie one były przepustką do wielkiego świata show biznesu dla Zenona Martyniuka i jego Akcentu czy też Marcina Millera i zespołu Boys. Byli jednak też tacy, których muzyka była popularna tylko w tamtych czasach – szalonych latach 90. Dziś pozostało tylko sentymentalne wspomnienie. Postanowiliśmy przypomnieć o dawnych gwiazdach, które milionom Polaków w swoich klipach pokazywały między innymi Białystok – swoje miasto.

Skaner – Nadzieja

Pozytywny wariat biega po całym Białymstoku, by na koniec pojechać autobusem z ludźmi w kolorowych przebraniach. Tak można streścić Nadzieję zespołu Skaner. Możemy między innymi zobaczyć jak wokalista wychodzi z Teatru Dramatycznego, później poznaje dziewczynę przy skrzyżowaniu ul. Słonecznej oraz 11 Listopada. W kolejnej scenie chłopaki śpiewają siedząc na murku oddzielającym ogród Pałacu Branickich od dolnej części ze stawem. Później biegiem przez Planty i środkiem ul. Mickiewicza. Kadry są na tyle wąskie, że tylko ktoś kto mieszka w Białymstoku rozpozna te miejsca. Na koniec jest jeszcze jazda autobusem KPK w charakterystycznych dla Białegostoku malowaniu. Później można zobaczyć jeszcze jak wokalista biega pomiędzy polonezami na ul. Lipowej. Piękna wycieczka po Białymstoku!

Janusz Laskowski – Świat nie wierzy łzom

Ten kawałek to absolutny klasyk, na którym można zobaczyć jak Janusz Laskowski jeździ na początku przez dawne osiedle Piasta, gdzie było wiele drewnianych domów oraz przez Rynek Kościuszki, gdy ten był jeszcze przejezdny. Oprócz tego można rozpoznać jeszcze wielkie rondo przy Piastowskiej. Artysta przemierza prawdopodobnie też osiedle Przydworcowe i dawne Chanajki. Tu jednak pewności nie mamy, bo kadry są dość ciasne. Można też zobaczyć jak Janusz Laskowski spaceruje po amfiteatrze, który już nie istnieje gdyż jego miejsce zajęła Opera przy Odeskiej.

MIG – Co ty mi dasz

Ten teledysk to absolutny hit internetu za sprawą efektów specjalnych. MIG pokazuje również Białystok w dość… ciekawy sposób. Stojąc na dachu hotelu Gołębiewski, stojąc na wówczas nowym wiadukcie przy Produkcyjnej oraz idąc pod nim, dołem po wyłączonym odcinku ruchliwej ulicy. Zespół śpiewa też z dachu jakiegoś budynku, na którym widać w tle osiedle. Niestety nie podejmiemy się aż tak głębokiej analizy, która nam powie gdzie to było. Tu bowiem również królują ciasne kadry.

Boys – Gdzie moja wolność

Na bazie hitu „Niech żyje wolność” rok później Marcin Miller i Boys nagrywają „Gdzie moja wolność” jako kontynuację poprzedniego kawałka. Ta sama melodia, ale nowe słowa. Akcja dzieje się w celu aresztu śledczego przy ul. Kopernika. Później jednak wokalista wychodzi na wolność, o której śpiewa. Z radości tańczy przy Pałcu Branickich oraz idzie ulicami miasta.

Classic – Jolka, Jolka

Ta piosenka to był prawdziwy hit. Jolka Jolka to dziewczyna… piękna policjantka przypomina nam czym jeździła dawniej policja. Sam teledysk pokazuje nam Praczki (oryginalne, które ktoś potem ukradł). Wokalista z piękną policjantką spaceruje po Planach, ale też w jednej scenie widać dawny plac przed Teatrem Dramatycznym. Obecnie jest cały wybetonowany z fontanną. Dawniej była tam wyspa dla autobusów, na środku której rosły kwiaty. W kolejnych scenach można zauważyć jeszcze spacer Rynkiem Kościuszki oraz jak para wchodzi do Urzędu Stanu Cywilnego w Białymstoku, który znajduje się w Domu Koniuszego (Pałacyk Gościnny). Ostatnie sceny to wnętrza tegoż pałacyku.

Casanova – Nikt na świecie nie wie

Casanova to stary i zapomniany zespół. Dawniej autorzy wielkich hitów – w tym jednego pod tytułem „Nikt na świecie”, którego sceny zostały nagrane w „dawnym ogrodzie” Pałacu Branickich oraz na „dawnych Plantach”. Dawnych, bo widać to po charakterystycznych roślinach, których ani w Pałacu Branickich ani na Plantach już nie ma. 

Selavi – Stare kalendarze

Ten zespół to już tylko mogli znać wielcy fani. Selavi śpiewa o starych kalendarzach, a w tle przewija się lot balonem. Widać jak wokalista z pewną panią udają się na podniebną wycieczkę startując w miejscu dzisiejszego Skateparku przy spodkach, a dawniej w parku przed ACK. W tle widać też wieżę kościoła Św. Rocha. 

Tropical – w Parku

Ostatni kawałek jaki udało nam się odnaleźć w sieci to także wędrówka po Rynku Kościuszki, na którym jeszcze były samochody i… budki telefoniczne. Kolejne sceny to Planty i knajpka, która wielokrotnie zmieniała swoją nazwę, ale wtedy to była jeszcze Kasztelanka. Możemy zobaczyć także trzech kolorowo ubranych panów z kolorowymi parasolami, którzy tańczą z paniami przed fontanną na Plantach. Tylko jakby inaczej tam wtedy jest.

 

Ale nie tylko tam jest inaczej. Dziś Białystok to zupełnie inne miasto. Nawet jeżeli niektóre miejsca pozostały to ich otoczenie też już się zmieniło. Wycieczka w szalone lata 90. po Białymstoku dobiega końca. A my zostajemy z wielkim sentymentem, bo te wszystkie piosenki to gigantyczna kopalnia wspomnień. Na zakończenie możemy tylko dodać, że warto obejrzeć stare klipy zespołu Boys. Oczywiście największą uwagę skupia na sobie Marcin Miller, jednak zawsze gdzieś tam w tle przewija się Marszałek Województwa Podlaskiego Artur Kosicki. Dawniej członek tegoż zespołu. Nam przypadł do gustu w roli piekarza w kawałku „Dlaczego”…

Partnerzy portalu:

Kamienica pani Nachtigal. Piękny budynek do dziś cieszy oko, ale tylko z przodu.

Kamienica pani Nachtigal. Piękny budynek do dziś cieszy oko, ale tylko z przodu.

Dziś mieści się tam Zakład Doskonalenia Zawodowego. Przepiękna kamienica z czerwonej cegły znacząco się wyróżnia na tle innych budynków przy Sienkiewicza. Jaka jest jej przeszłość? Kamienica przy Sienkiewicza 77 kiedyś tak piękna nie była. Okazale się prezentuje od około dekady, gdy została wyremontowana. Dlatego każdy, kto przechodzi obok niej może podziwiać bogaty detal z czerwonej cegły.

 

O początkach historii tego budynku wiadomo niewiele, gdyż w tamtych czasach miejscowi kupcy i fabrykanci kupowali często puste działki lub takie, gdzie stały budynki łatwe do rozebrania, a następnie stawiali kamienice, które później służyły im jako zastaw pod kolejne kredyty na inwestycje. Tak też i było w tym przypadku. W 1890 roku Wincenty Trochimowicz oraz Maria Zakrzewska posiadali działkę, którą odsprzedali kupcowi Aleksandrowi Kochowi. Nie wiadomo jednak co dokładnie kupił Koch, wiadomo jedynie że w 1893 roku sprzedał nieruchomość – murowany parterowy dom. Kupiło go małżeństwo – Jankiel Kryplański oraz Chaja Ajzenszmidt. Nieruchomość została rozbudowana do trzech kondygnacji. Warto tu zaznaczyć iż małżeństwo musiało być bardzo majętne by taką inwestycję zrealizować gdyż w tamtych czasach był w Białymstoku kryzys i wiele nieruchomości zostało porzuconych w trakcie budowy z powodu braku cegieł. Dlatego też doprowadzić do końca wówczas dużą inwestycję było nie lada sztuką.

W 1909 roku właścicielką posesji była już Magdalena Nachtigal, która pożyczyła pieniądze i postanowiła przy Sienkiewicza 77 przeprowadzić inwestycję. Trudno powiedzieć czy przebudowywała obecną kamienicę czy budowała tam zupełnie od nowa, jednak to właśnie pani Nachtigal zawdzięczamy okazały wygląd budynku. Gdy tylko ukończono inwestycję to w budynku zamieszkali różni urzędnicy, fabrykanci i inne znamienite osobistości zaś na parterze funkcjonowały lokale usługowe. Na miejscu można było skorzystać z farbiarni, manufaktury. A już po odzyskaniu niepodległości niejaka Józefa Tylicka prowadziła przy Sienkiewicza 77 skład win i wódek. Później funkcjonował tam sklep spożywczy. Właścicielką budynku była cały czas pani Nachtigal. Dopiero II Wojna Światowa to zmieniła. Po 1939 roku nie wiadomo co się z właścicielką stało. Sam budynek podczas wojny został zniszczony.

W 1949 roku budynek odremontowano i przeznaczono jako miejsce edukacji. Najpierw funkcjonował tam Naukowy Instytut Rzemiosła, a potem już Zakład Doskonalenia Zawodowego. Można jedynie żałować, że budynek prezentuje się okazale tylko z przodu. Bok i jego tył nie przypominają w ogóle zabytku. Nie jest to jedyny taki budynek w mieście. Są też inne, gdzie tylko front prezentuje się okazale. To jednak już temat na inny artykuł.

Partnerzy portalu:

Rowerzyści mogą poczuć ulgę. Ważna ścieżka rowerowa jest już otwarta.

Rowerzyści mogą poczuć ulgę. Ważna ścieżka rowerowa jest już otwarta.

Ta inwestycja była długo wyczekiwana przez rowerzystów. Nareszcie jest ukończona. Mowa tu o ścieżce łączącej Białystok z Juchnowcem Kościelnym. Wcześniej rowerzyści jeździli jezdnią razem z kierowcami, którzy w tamtym miejscu urządzili sobie autostradę. Jazda rowerem obok nich zawsze wiązała się z niebezpieczeństwem. Co prawda to jeszcze nie koniec, bo z Juchnowca Kościelnego do Wojszek nadal jest niebezpiecznie, ale zawsze to już coś, gdy jadąc nie trzeba się obawiać chociaż na połowie trasy. Teraz z samego Białegostoku dojedziemy gotową oddzieloną od jezdni ścieżką rowerową.

 

Warto przypomnieć, że za Juchnowcem Kościelnym do Wojszek trasą jeździ mnóstwo samochodów. Dlaczego? Na krajowej 19 biegnącej nieopodal zamontowano odcinkowy pomiar ruchu, który automatycznie rejestruje wszystkie samochody i przesyła do ukarania rejestracje tych, które średnio przekraczają dozwoloną prędkość. W efekcie nawet wszystkie nawigacje radzą omijać krajową 19 właśnie trasą przez Juchnowiec. Ktoś, kto jedzie tamtędy samochodem 90 km/h będzie wyprzedzony przez wszystkich. Bezpieczeństwo na tej drodze nie obchodzi właściwie nikogo.

 

To ma oczywiście skutek w postaci zagrożenia dla rowerzystów. Kierowcy mają dziwną manierę, że gdy wyprzedzają samochód to zmieniają pas. Natomiast jeżeli widzą rower to większość manewruje tak, by rowerzysta poczuł niemal dotknięcie samochodu z boku. Im bliżej rowerzysty tym kierowca bardziej zadowolony. Oczywiście cały manewr jest wykonywany przy prędkości minimum 120 km/h dla poniesienia „atrakcyjności” rozrywki.

 

Upadek rowerzystów, potrącenia i wywołanie strachu to codzienny chleb każdego kto jedzie jednośladem po drodze. Wszystko przez właśnie takich kierowców. A potem kierowcy samochodów mają pretensje, że taki rowerzysta nie jedzie na skraju pasa tylko jego środkiem. A on to robi ze względu na bezpieczeństwo. Dlatego też nie ma co liczyć, że mentalność kierowców się zmieni, tak jak na na to, że ktoś zainteresuje się nielegalną autostradą na wiejskich drogach. Trzeba się cieszyć, że chociaż trochę ulżono rowerzystom, którzy jeżdżą w tamtym rejonie.

Partnerzy portalu:

Prezydent miasta chce podwyżek. Po kieszeni dostaną najbiedniejsi!
Tadeusz Truskolaski, fot. Platforma Obywatelska / Wikipedia

Prezydent miasta chce podwyżek. Po kieszeni dostaną najbiedniejsi!

Komunikacja miejska w Białymstoku od wielu lat działa fatalnie. Tymczasem prezydent miasta chce podwyższyć ceny za bilety. Nie tędy droga. Wysoka cena powinna iść w parze z wysoką jakością usługi.

 

Weźmy do porównania dwa miasta Białystok i Warszawę. Małe miasto, gdzie autobusem dojazd trwa więcej czasu co w ogromnej Warszawie. To chyba coś jest nie tak, nieprawdaż? Oto przykład: Z ul. Łodygowej w Warszawie będącej na obrzeżach dojedziemy do Dworca Centralnego (Centrum Miasta) w 35 minut. Pokonamy 13 km w 35 minut. Tymczasem w Białymstoku dla przykładu z innych obrzeży – a konkretnie z przystanku Fasty/Giełda do przystanku Malmeda w samym centrum mamy 11 km. Jaki jest czas jazdy? 44 minuty. Wszystkie czasy podawane są z serwisu „jakdojade.pl”, który pokazuje jak najszybciej dotrzeć w dane miejsce komunikacją.

 

Prezydent Truskolaski proponuje podwyżkę cen biletów. Muszą się na to zgodzić radni. Warto jednak zaznaczyć, że włodarz miasta ma w radzie większość. Ile będą kosztować bilety jeżeli dojdzie do podwyżki? 4 zł – bilet papierowy i 3 zł bilet elektroniczny. Ma być zmiana biletów z 20 do 30 minutowych, które będą odpowiednio droższe – bo już nie po 2 zł a po 3,6 zł. Warto tutaj dodać, że w ogóle bilet czasowy w Białymstoku to jest pomyłka. Jeszcze do nie dawna nie było można z niego korzystać podczas przesiadania. Czy teraz jest bardziej potrzebny? Raczej nie. Wszystko przez to, że komunikacja w Białymstoku jest tak skonstruowana, by się nie przesiadać.

 

To właśnie jej największa wada. W Białymstoku trasy wszystkich linii są tak ułożone by jeździć dłużej ale bez przesiadek. To już archaizm, który powoduje, że nikt nie wybiera jazdy autobusem kto ma samochód. A w Warszawie ludzie z samochodami jeżdżą autobusami. Bo są one konkurencyjne. Dożyliśmy takich czasów, że w 4-osobowej rodzinie są 4 samochody. Wolnych miejsc parkingowych nie ma ani w centrum ani na osiedlach. W efekcie ludzie coraz bardziej się grodzą szlabanami i bramami.

 

Czy budowa większej ilości parkingów by pomogła? Podamy Wam przykład najbliższy. Przy ul. Kaczorowskiego stoi pusty plac po markecie ABC. Stanowi on dziki parking. Do tego obok niego jest legalny parking. Mimo, że łącznie zmieści się tu spokojnie ponad 100 samochodów to postanowiono jeszcze bardziej rozbudować ten legalny parking. Powstało kilkadziesiąt nowych miejsc postojowych. Czy od tej pory łatwiej tu zaparkować? Nic z tych rzeczy. Nic się nie zmieniło. To tylko przykład, ale pokazuje to o czym można przeczytać w wielu opracowaniach – zwiększanie miejsc postojowych wcale nie wpływa na rozwiązanie problemu z brakiem parkowania. Po prostu miejsca te zajmują wszyscy ci, którzy parkowali gdzie popadnie. Budowa nowych parkingów spowoduje jedynie uporządkowanie przestrzeni od samochodów zostawianych byle gdzie.

 

Dlatego też ważnym kluczem jest tu komunikacja miejska. Jeżeli ona funkcjonuje prawidłowo i można nią dotrzeć szybciej niż samochodem, to wtedy jest realną alternatywą, na którą decydują się także kierowcy. Podnoszenie cen biletów dla dotychczasowych pasażerów to zwyczajna grabież najbiedniejszych, bo dziś w komunikacji jeżdżą przede wszystkim osoby, które pieniędzy za wiele nie mają. Uczniów do szkoły podrzucają rodzice, studenci mają własne auta. Kto zostaje? Chyba tylko sami emeryci.

Partnerzy portalu:

Jaka będzie przyszłość Młynowej? To ostatnia pamiątka po Chanajkach.

Jaka będzie przyszłość Młynowej? To ostatnia pamiątka po Chanajkach.

Ostatnio na naszym portalu cieszył się ogromnym zainteresowaniem tekst z działu EXTRA dotyczący Chanajek – dawnej dzielnicy burdeli, bandytów i biznesmenów. Dziś po niej pozostało już tylko kilka miejsc, które są świadkami dawnej historii miasta. Jaka będzie ich przyszłość?

 

Na kanwie rozwoju znikły takie ulice jak Piesza, Cicha, Orlańska, Siedlecka, Wołkowyska, Jerozolimska, Palestyńska, Sjońska, Berdyczowska, Zastawska, Sienna czy Mińska czy Odeska (ta nowa jest w innym miejscu). W ich miejsce pojawiły się Dom Partii (Uniwersytet w Białymstoku), przedszkole oraz mnóstwo bloków, gdzie wprowadzili się głównie ludzie z okolicznych wsi po to by pracować w PMB, Birunie, Uchytach, Sklejkach, Hucie czy w Fastach oraz ludzie, których domy znikły przez budowę Al. 1 Maja (dziś Al. Piłsudskiego).

fot. Muzeum Podlaskie

Około 20 lat temu przeszła kolejna fala, która masowo zamieniała drewniane domy w „nowoczesne” bloki. Krajobraz centrum Białegostoku się zmieniał. Przed dwoma dekadami spotkać w Białymstoku konia ciągnącego drewniany wóz nie było niczym zaskakującym. Poranne pianie koguta przy Krakowskiej też nikogo nie dziwiło. Później te obrazki znikały na rzecz nowych, kolorowych budynków. Obecnie trwa kolejna fala. Tym razem resztki dawnego Białegostoku znikają na rzecz „apartamentowców”. Ul. Młynowa, Kijowska, Mławska Czarna, Żółta, Angielska, Jasna, Grunwaldzka, Sosnowa, Brukowa, Marmurowa, Krakowska, Stołeczna czy Sukienna to miejsca gdzie nieustannie trwają jakieś budowy. Warto podkreślić, że to wszystko jest całkiem normalnym zjawiskiem, gdyż miasto to dynamiczna tkanka, która cały czas się zmienia.

Warto jednak pamiętać ażeby w tych zmianach się nie zapędzić za daleko. Jeżeli nie będziemy szanować własnego dziedzictwa oraz własnej historii to tak jakbyśmy nie szanowali siebie samych. Jeszcze w 2012 roku w lokalnej Gazecie Wyborczej czytaliśmy, że Chanajki giną, a konserwator nie wie jak je chronić. Jeszcze 10 lat temu miasto planowało przeorać dawne osiedle. W planach była nie tylko wymiana nawierzchni z kocich łbów na kostkę brukową, ale też poszerzenie ulicy. Wówczas w obronie Chanajek stanęli historycy.

 

Należy podkreślić, że Chanajki to nie Bojary. Utrzymywanie w centrum wszystkich zabudowań, które stały przy Młynowej nie miałoby żadnego sensu. Wystarczy popatrzeć jak to wszystko wyglądało na dawnym teledysku Janusza Laskowskiego z 1995 roku. Czy naprawdę chcielibyśmy, by to wszystko nadal tak wyglądało?

Obecnie w gminnej ewidencji zabytków znajdują się Młynowa 2 i 4 (przy rondzie z ul. Piękną), Młynowa 18 (jeden z trzech domów przy MotoPub), a także Młynowa 28 (przy Camelocie) oraz Młynowa 30 (bliżej Kijowskiej). Do tego mamy Młynową 19 i 23 – na przeciwko Wodociągów. Warto zauważyć, że na liście adresów brakuje Młynowej 20 i 20a. Gdyby były to razem z Młynową 18 tworzyłyby kompleks trzech domów. Nie ma lepszego symbolu dawnych Chanajek niż właśnie te 3 domy razem stojące obok siebie.

Czy Chanajki nadal giną? Z pewnością jest zdecydowanie lepszy klimat dla zabytków niż w 2012 roku. Ale to jeszcze za mało. Jak widzicie domy są opustoszałe, odrapane. A mogłyby być wyremontowane i służyć ludziom, organizacjom i instytucjom. Na to wszystko jednak trzeba pieniędzy, których na zabytki w Białymstoku ciągle jest za mało. Już kiedyś to pisaliśmy i przypomnimy znów. Wszystko to wygląda tak jakby ktoś czekał aż problem sam się rozwiąże czyli „zabytek” się rozpadnie. Czy musimy czekać na powolną śmierć Chanajek? Niekoniecznie. Żeby jednak coś „wykrzesać” z obecnej Młynowej potrzeba kogoś z pomysłem i kogoś kto za te pomysły zapłaci.

Partnerzy portalu:

Biwak na Podlasiu. Można legalnie bawić się w surwiwal w lesie!

Biwak na Podlasiu. Można legalnie bawić się w surwiwal w lesie!

Wyjście do lasu to nie tylko atrakcja dla grzybiarzy czy miłośników spaceru. Jest spora społeczność, która dostała od Lasów Państwowych specjalny prezent. Możliwość legalnego obozowania w lesie. Są to specjalnie wyznaczone obszary, gdzie można spędzać czas bez obaw o mandat od straży leśnej.

 

W całym kraju są wyznaczone 43 takie tereny. Pod Białymstokiem w Puszczy Knyszyńskiej wystarczy wybrać się do Nadleśnictwa Czarna Białostocka. Tam za Horodnianką jest taki wyznaczony teren. Drugi teren znajduje się na terenie Nadleśnictwa Dojlidy. Póki co to obszary pilotażowe. Będzie można tu sobie obozować przez najbliższy rok. Co potem? To zależy. Jeżeli ludzie zostawią po sobie chlew to pewnie wszystko szybko się skończy. Nie ma jednak co roztaczać czarnych wizji. Ludzie, którzy interesują się biwakowaniem to najczęściej osoby, które mają wpojoną miłość do lasu, więc nie będą po sobie zostawiać negatywnych pamiątek.

 

Co warto wiedzieć przed wyjściem na biwak do Puszczy Knyszyńskiej?
1. Grupa może składać się z najwyżej 4 osób
2. Można być nie dłużej niż 2 noce z rzędu bez zgody nadleśnictwa
3. Należy wysłać e-mail z powiadomieniem biwakowania
4. Nie można palić otwartego ognia w lesie
5. Na koniec trzeba po sobie dokładnie posprzątać

Jeżeli ludzie swoim biwakowaniem przez najbliższy rok nie będą sprawiać kłopotów, to po okresie pilotażowym będzie można zapewne biwakować w większej ilości nadleśnictw.

Tutaj możecie przeczytać o klimacie jaki nocą panuje w puszczy:

/zobaczyc-wilka-nocna-wyprawa-puszczy-knyszynskiej-prawdziwa-przygoda/

Partnerzy portalu: