Atrakcje Białegostoku. Co zwiedzić w kilka godzin? Zobacz zdjęcia i mapę.

Atrakcje Białegostoku. Co zwiedzić w kilka godzin? Zobacz zdjęcia i mapę.

Zwiedzanie Białegostoku i okolic ma różne wymiary. Fanatycy historii szukają czegoś innego, weekendowi przyjezdni jeszcze czegoś innego, mieszkańcy, którzy mają miasto na co dzień także zwiedzają inaczej. Podobnie jak osoby, które mają na to kilka godzin oraz kilka dni. Każdy wolny dzień jest idealny, by poznać miasto. My przygotowaliśmy specjalnie dla Was taki spacer, który zajmie od godziny do trzech (zależy kto jak szybko chodzi i czy będzie wchodzić do budynków. Polecamy zwiedzić miasto w ten sposób zarówno dla osób, które są po raz pierwszy jak i dla tych, które znają je doskonale. Na samym dole mapa. Jeżeli przejdziecie się trasą, to zostawcie w komentarzu jakiś ślad o swoich odczuciach.

Zwiedzanie miasta w kilka godzin

Żeby na szybko obejrzeć Białystok warto przejść konkretną trasę. Załóżmy, że właśnie przyjechaliście do miasta i znajdujecie się na dworcu PKP lub PKS, które stoją obok siebie. Gdzie iść dalej? Najpierw polecamy wycieczkę po centrum. Idziemy do góry w ul. Wyszyńskiego. Mijając osiedle Przydworcowe na początku nie napotkamy nic ciekawego, ale im dalej tym ciekawiej. Pierwsza okazja przy Biedronce. Obok stoi ceglana kamienica o wyjątkowym wyglądzie. Następnie idąc dalej prosto możemy zobaczyć plac, na środku którego znajduje się gwiazda Dawida i miejsca do siedzenia w kształcie… zębów. Właśnie znajdujemy się na dawnym cmentarzu żydowskim, który powstał w tym miejscu, gdy w Białymstoku zapanowała epidemia przez co wielu mieszkańców zmarło. Jak to miejsce wyglądało w przeszłości zobaczymy na tablicy pamiątkowej.

Po odwiedzeniu tego miejsca musimy wyruszyć w lewo ul. Młynową. To dawne żydowskie osiedle Chanajki. Mieszkali tam biedni, przestępcy, biznesmeni i prostytutki. Drewniane chaty i ceglane kamienice wymieszały się ze sobą, a ciasne uliczki przeplatały się. Dziś z Chanajek już prawnie nic nie zostało. Tylko kilka budynków, ale warto je obejrzeć z przodu i z tyłu. Na Młynowej znajduje się obecnie przygotowywany jako miejsce pamięci dawny cmentarz ewangelicki. Póki co nic tam nie zobaczymy, ale gdy prace zostaną ukończone – będzie tam stać pomnik. Może się wydawać, że Białystok to miasto cmentarzy. To mylące, gdyż poruszasz się po miejscach, które znajdowały się dawniej poza miastem. Wejdź w stronę Mariańskiego – tam kiedyś zaczynało się miasto. Przed sobą masz Plac NZS, przy którym stoi pomnik bohaterów Ziemi Białostockiej z napisem „Bóg Honor Ojczyzna”. Napis ten został dostawiony przez antykomunistyczne środowisko już długo po upadku PRL jako „dekomunizację”. Jest także napis „Niepodległość”, który został dostawiony przez inne środowisko z okazji 100 rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Warto wspomnieć, że autorzy ani pierwszego ani drugiego napisu nie mieli pozwolenia by je umieścić, ale Polska to wolny kraj i każdy może do pomnika dopisać co chce.

Wchodzimy do ścisłego centrum

Wróćmy do zwiedzania. Obok pomnika stoi wielki budynek z ogromnym tarasem. To Uniwersytet w Białymstoku – wydział historyczno-socjologiczny. Dawniej siedziba komitetu PZPR. Idąc prosto w ul. Suraską zobaczymy pomnik z maską, miniemy też budynek z napisem „Solidarność”, w którym dawniej mieściła się Gazeta Współczesna – organ prasowy PZPR, a po transformacji gazeta należąca do „Solidarności”. Gdy nie było jeszcze internetu, to pod budynkiem gromadzili się kibice Jagiellonii, gdy ta grała na wyjeździe. W jednym z okien redaktorzy gazety pokazywali aktualny wynik. Idźmy dalej. Doszliśmy do najściślejszego centrum miasta. To Rynek Kościuszki. Na jego środku stoi ratusz, który nigdy nie pełnił siedziby Urzędu Miejskiego. W dawnych czasach była to wielka „galeria handlowa”. Kupcy na swoich kramach handlowali w budynku oraz wokół budynku.

Idąc prosto miniemy fontannę „wędrowniczkę”. Stoi ona obecnie obok oryginalnego miejsca. Na początku stała przy zbiegu 4 ulic. Teraz pozostała tylko jedna. Pozostałe 3 znikły na rzecz nowoczesnego rynku. „Wędrowniczka” po II Wojnie Światowej, gdy miasto zostało praktycznie całe zniszczone, została odbudowana ale już w innym miejscu – bliżej ratusza. Przy okazji przebudowy Rynku Kościuszki wróciła obok miejsca, gdzie znajdowała się przed II Wojną Światową. Nasza wycieczka dalej trwa. Pójdziemy teraz w prawo od fontanny. Kilka kroków i jesteśmy w przepięknym parku Planty. Można tu się schronić przed upałami. Przechodząc przez przejście dla pieszych warto pójść w prawo. Miniemy wtedy pomnik psa Kawelina. Tak nazywał się carski pułkownik, który przyjechał na Podlasie pod koniec XIX wieku i zrobił dla miasta wiele dobrego. Legenda głosi, że pułkownik był bardzo brzydki stąd też pies został stworzony w 1936 roku na jego podobieństwo. Pomnik został skradziony przez Niemców podczas II Wojny Światowej. W 2005 roku zrekonstruowano go na podstawie odkrytych zdjęć przedwojennego fotografa Bolesława Augustisa. Dziś stoi przy wejściu dla parku Planty. Dawniej stał w miejscu, do którego dojdziemy później.

Przejdźmy się teraz szeroką aleją na Plantach. Po drodze możemy kupić lody. Dojdźmy do końca drogi czyli do schodów. Miniemy po lewej Pałac Branickich, do którego potem wejdziemy. Teraz idźmy prosto na największą perłę Plant czyli fontanny. Są one po lewej stronie za schodami. Przejdźmy przez plac z fontannami, a potem skręćmy w prawo idąc ścieżkami przy stawie „serce”. Dojdziemy do pomnika Praczek przy kolejnym zbiorniku wodnych. Co ciekawe – pomnik ten został kiedyś ukradziony. Teraz stoi drugi.

 

Od Praczek pójdźmy w lewo ul. Mickiewicza w stronę bramy wjazdowej Pałacu Branickich. Jest ona bardzo okazała, a w jej konstrukcję wmontowany jest zegar, który mimo kilkuset lat działa znakomicie. Na szczycie znajduje się gryf. Wchodzimy na dziedziniec Pałacu Branickich. Jego obecny wygląd zawdzięczamy staraniom wielu władz. Gdy miasto zostało przejęte przez zabiorcę rosyjskiego usunął on wszelkie zdobienia ukazujące polską kulturę. Budynek wówczas stanął się Instytutem Panien Szlacheckich, gdzie rosyjskie nastolatki uczyły się obycia na salonach. Podczas II Wojny Światowej dawny pałac był mocno zniszczony. Na szczęście ten budynek oraz wiele innych został odwzorowany i odbudowany dzięki architektowi Stanisławowi Bukowskiemu. Obecnie budynek należy do Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. W prawym skrzydle znajduje się Muzeum Farmacji. Sam budynek główny można zwiedzać bezpłatnie. Można wchodzić śmiało, byleby nie zakłócać pracy ludziom. Warto wejść na piętro i wyjść na balkon, z którego spojrzymy z góry na cały przepiękny ogród. W oryginale był on dwa razy dłuższy i jeszcze bardziej okazały. Warto też następnie zejść na dół i obejrzeć rzeźby, rośliny, fontanny i czarną konstrukcję, gdzie dawniej chodziły piękne ptaki. Zejdźmy z mostu na dół i przejdźmy się obok stawu. Dojdźmy do budynku pałacu i wyjdźmy przez boczną wąską bramkę. Właśnie znajdujemy się przy pomniku ks. Jerzego Popiełuszki, gdzie dawniej stał właśnie pomnik psa Kawelina nim go skradli Niemcy.

Luksusowa dzielnica

Idźmy teraz w prawo do przejścia dla pieszych. Po drugiej stronie ulicy będzie stał dawny Dom Koniuszego, a dziś okazały Pałacyk Ślubów. Dawniej stał tu hotel Ritz. Przejdźmy wąską ul. Kilińskiego, a następnie zatrzymajmy się przy Katedrze. Wejdźmy do środka. Jest on tylko dobudówką do białego kościołka obok, chociaż mogłoby się wydawać że jest odwrotnie. Ten biały kościółek pamięta jeszcze czasy Branickich. W krypcie pochowana jest Izabela Branicka. Tam niestety nie można wejśc. Ale kościół możemy obejrzeć. Następnie przejdźmy w lewo tyłem kościoła do ul. Kościelnej. Idźmy cały czas prosto. Na przejściu dla pieszych dalej prosto. Dojdziemy do rzeki. Przejdźmy przez most idąc cały czas prosto. Miniemy stary, ceglany budynek. Na górze ulicy znajdziemy się na Warszawskiej – historycznym osiedlu bogatych białostoczan. Mieszkały tutaj same znakomite osobistości, które pozostawiły po sobie wiele wspaniałych budynków. Po lewej zobaczymy VI Liceum Ogólnokształcące, a po drugiej stronie Pałac Tryllingów (obecnie w remoncie). Idźmy w prawo. Na horyzoncie zobaczymy wieżę kościoła. To katolicka parafia św. Wojciecha, a dawniej kościół ewangelicki. Idąc w jego stronę miniemy jeszcze Centrum Ludwika Zamenhofa – twórcy międzynarodowego języka Esperanto. Możemy wstąpić do środka.

Za skrzyżowaniem miniemy jeszcze wiele okazałych budynków. Warto wstąpić do Muzeum Historycznego, gdzie znajduje się makieta dawnego Białegostoku. Naprawdę fascynująca ekspozycja! Następnie wejdźmy do kościoła Św. Wojciecha. Obejrzyjmy go w środku i na zewnątrz. Następnie przejdźmy na drugą stronę ulicy cofając się do budynku z numerem 57 obok przystanku. Wejdźmy w bramę, a następnie prosto wchodząc w wąską drogę. Wyjdziemy do ul. Koszykowej, przy której stoi wiele wspaniałych drewnianych domów przypominających dawne osiedle Bojary. Na końcu ulicy idźmy w lewo i wstąpmy jeszcze w ulicę obok o nazwie „Wiktorii”. Wrócimy do ul. Stanisława Staszica. Idźmy tą ulicą w prawo (mając z tyłu ul. Wiktorii). Dojdziemy do ul. Piasta. Dalej idźmy w lewo do ul. Słonimskiej. Tu możemy zakończyć wycieczkę. Do centrum wrócimy autobusem linii – 5. Można wysiąść przy „Lipowej” bądź też przy kościele Św. Rocha z dużą, białą wieżą.

 

Partnerzy portalu:

Boże Ciało w Białymstoku to piękne wydarzenie. Ludzie ze sztandarami, dzieci sypiące kwiaty oraz orkiestra.

Boże Ciało w Białymstoku to piękne wydarzenie. Ludzie ze sztandarami, dzieci sypiące kwiaty oraz orkiestra.

Gdy było okres między wojenny to w Białymstoku na jednej ulicy przechodziła procesja Bożego Ciała, manifestacja Żydów oraz prawosławny kondukt żałobny. Dziś już tak barwnie nie jest, ale na główną procesję warto przyjść. Tradycyjnie najpierw uroczysta msza w Katedrze, a potem droga wiernych do kościoła Św. Rocha. Odświętnie ubrani ludzie niosący sztandary, dzieci sypiące kwiaty i dzwoniące dzwonkiem oraz orkiestra grająca podniosłe pieśni w tym jedną z najbardziej kojarzących się z Bożym Ciałem czyli „Panie dobry jak chleb”.

 

Boże Ciało przyszło do nas z Niemiec. Świętujemy je od 1246 roku. Wówczas tylko w jednej niemieckiej diecezji. Później rozszerzono obchody na całą Germianię. Papież Urban IV w 1264 roku jako zadośćuczynienie za znieważenie Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, błędy heretyków oraz uczczenie pamiątki ustanowienia Najświętszego Sakramentu ustanowił Boże Ciało jako święto całego kościoła. W Polsce dotarło ono w 1320 roku.

 

Mszę w Białymstoku celebrować będzie abp Tadeusz Wojda. Początek o godz. 10. Sama procesja potrwa do godz. 14.

Partnerzy portalu:

Wcale nie tak dawno

Wcale nie tak dawno

Oto zdjęcia z niedalekiej przeszłości…

 

Partnerzy portalu:

Domki z pszczołami staną w mieście. Pozytywna akcja powinna pokazać, jakie są priorytety.

Domki z pszczołami staną w mieście. Pozytywna akcja powinna pokazać, jakie są priorytety.

Co trzecia łyżka spożywanego pokarmu zawdzięczamy pracy owadów zapylających – między innymi pszczołom, które w ostatnich latach masowo wymierają na świecie. Żeby temu w jakiś sposób przeciwdziałać – w Białymstoku powstaną domki dla owadów, w których będą znajdować się pszczoły, trzmiele oraz inne gatunki zapylające, ale też biedronki, złotooki oraz muchówki. Wszystko w ramach akcji „Miasto przyjazne pszczołom”.

 

Domki z owadami nie będą jednak stały na zabetonowanej części miasta, bo tam nie miałyby co robić. Dlatego ustawione będą w parkach i w pobliżu łąk kwietnych, a także na pasach drogowych, gdzie również zasadzono kwiaty. Owady będą mieszkały w domku z naturalnych materiałów. Wewnątrz będą znajdować się kawałki cegieł, szyszki, słoma. W jednej konstrukcji będzie mieszkać kilka różnych gatunków. Budowle zostały zabezpieczone siatką, by nie mogły się do nich dostać szerszenie. Domki zostały wykonane przez dzieci i młodzież przedszkoli i szkół z Białegostoku, Studzianek i Dobrzyniewa Dużego.

 

Jest to pozytywne działanie na rzecz przyrody. A dbanie o nią w mieście powinno należeć do priorytetów. Globalne ocieplenie, które coraz bardziej odczuwamy i odczuwać będziemy, zabetonowanie rynków w miastach, regulacja rzek i zabudowywanie ich bliskich okolic, smog i spaliny coraz większej ilości samochodów, a do tego wszędobylski plastik, który finalnie spożywamy z jedzeniem i piciem. To wszystko brzmi jak przepis na katastrofę, a jest dzisiejszą naszą rzeczywistością. Dlatego też jak to się mówi jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale od czegoś trzeba zacząć. Łąki kwietne, domki z pszczołami i innymi owadami, a także wkrótce zielone przystanki dzięki którym latem będzie chłodniej to coś dobrego na początek. Działań na rzecz przyrody powinno być zdecydowanie więcej, ale co najważniejsze nie możemy tego wymagać tylko od władz. Sami musimy świecić przykładem i dbać o przyrodę. Inaczej nasze życie za 20 lat stanie się koszmarem. 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Kamera nagrała niedźwiedzia w Puszczy Białowieskiej! Zobacz film.

Po wczorajszej publikacji okazało się, że jest niezbity dowód na to, że w polskiej części Puszczy Białowieskiej był niedźwiedź. Otóż misia zarejestrowała foto-pułapka. Badacze dają duże prawdopodobieństwo, że na filmie widać samca. Nie wiadomo czy zostanie w naszej części Puszczy Białowieskiej czy też wróci do siebie. Badacze z PAN na swojej stronie internetowej wyrazili nadzieję, że te odwiedziny niedźwiedzia w polskiej części to początek odtwarzania się jego populacji.

 

Na nagraniu widać, że niedźwiedź jest bardzo ciekawski. Natrafił na wypełniony pojemnik i postanowił zajrzeć co znajduje się pod nim. Po jego reakcjach widać też, że jest bardzo czujny i ostrożny. To dobry znak. Jeżeli zostanie u nas, to przypadkowo idący człowiek spłoszy misia. Zatem nie ma czego się obawiać. Tak jak pisaliśmy wczoraj – niedźwiedzie w Podlaskiem nie będą nikomu przeszkadzać o ile nikt nie będzie nimi straszyć ludzi. Puszcza to idealne miejsce do życia dla tych osobników… o ile tej puszczy nikt nie wytnie.

 

Jedyne przypadki, gdy niedźwiedź zaatakował człowieka w Polsce wynikały z winy tego drugiego. Na przykład mężczyzna został poturbowany, gdy próbował odstraszyć zwierzę kijem. Machający i krzyczący człowiek nie pomaga sobie podczas kontaktu z jakimkolwiek dzikim zwierzęciem. Wiadomo, że spotkanie z dużymi niedźwiedziem może napędzić stracha, ale trzeba naprawdę mocno zapuścić się głęboko w las, by jakiegokolwiek dzikiego zwierza spotkać.

Partnerzy portalu:

Tramwaje konne w Białymstoku

Tramwaje konne w Białymstoku

 

 

 

   Zdjęcie przedstawia widok, który także wielu współczesnym białostoczanom może sprawić nie lada problem identyfikacyjny – widzimy na nim parterowe, murowane garaże i piętrowy dom mieszkalny, otoczone drewnianym płotem, które zostały podpisane „Zajezdnia konno-żelaznej drogi”.
  To położona dawniej na obrzeżach miasta, a dziś przy zbiegu ul. Świętojańskiej i M. Skłodowskiej-Curie, zajezdnia tramwajów konnych, które zaczęły kursować w naszym mieście zaledwie rok przed tym, jak zawitał tu car Mikołaj II.
  Można przyjąć, że to przypadek, ale wydaje się bardziej prawdopodobne, że Sołowiejczyk intencjonalnie niemal na każdym zdjęciu uwiecznił jadący tramwaj konny – od nowego wiaduktu, przez ul. Lipową, Plac Bazarny i ul. Mikołajewską wszędzie widzimy wagoniki najnowszego urządzenia komunalnego miasta, które uplasowało Białystok w gronie dużych metropolii w Cesarstwie Rosyjskim zaopatrzonych w komunikację publiczną.
  Budowa konki wpisuje się w kluczowy etap rozwoju infrastruktury komunalnej Białegostoku. W okresie trzech dekad wyznaczonych latami 1879- 1915 podjęto prace wokół budowy wodociągów i oświetlenia gazowego (1879-1886), otwarto nowe cmentarze zamiejskie (1886 – ewangelicki, 1887 – katolicki i prawosławny; 1890 – żydowski); założono telefon i rozpoczęto starania o budowę rzeźni miejskiej (1891), utworzono miejski park (1890-1891), uruchomiono wodociągi (1892), przystąpiono do prac przy budowie stałego oświetlenia Białegostoku i rozbudowy parku miejskiego poprzez zasypanie starego stawu pałacowego (1897), wreszcie uruchomiono elektrownię (1910) i nowoczesną rzeźnię miejską (1914).
  W ten właśnie kontekst wpisują się prace w latach 1893-1895 nad budową tramwaju konnego oraz jego uruchomienie w 1896 r. Każde z działań,poprzedzone długimi przygotowaniami i często niepowodzeniami, podnosiło standard życia w Białymstoku, czyniło je bardziej wielkomiejskim i przyjaznym.
  Ogólnym problemem związanym z inwestycjami komunalnymi był ich duży koszt, którego budżet ówczesnego miastanie był w stanie udźwignąć, stąd realizacje najczęściej przeciągały się mocno w czasie, zanim uwieńczone zostały sukcesem.
  Nie dotyczyło to wyłącznie wielkich przedsięwzięć, ale także drobnych działań władz miasta. W przypadku dużych inwestycji normalną praktyką było oddawanie ich w ręce prywatnych przedsiębiorców na zasadzie koncesji – tak się stało z wodociągami, elektrownią i tramwajami.
 

  W 1893 r. Franciszek Gliński komentował na łamach „Kraju”, że „miasto nasze, pod pewnym względem, ma wielkie podobieństwo do starzejącej się panny. Im więcej śladów pozostawia na jej przekwitających wdziękach ząb czasu, im więcej przybywa jej zmarszczeki bliższą jest ruina dawnej piękności, tem więcej się mizdrzy, kryguje, stroi, braki wszelkie pokryć usiłuje sztuką.
  Tak też jest i z Białymstokiem. Rozchody rosną nad miarę, dochody nie zwiększają się wcale, w kasie miejskiej wieczne pustki, miastu grozi bankructwo, a tymczasem miasto się rozszerza, upiększa, pozyskuje wiele rzeczy, których mu brakło oddawna, a których wszakże dawniejszy gospodarz miasta, ze względu na znaną maksymę o zgodzie rozchodu z przychodem, wprowadzać nie ryzykował.
  Dziś zaś odbywa się tu u nas istny taniec na wulkanie”. Najnowszym przykładem tego stanu było zawarcie kontraktu z Lwem Feldzerem na urządzenie w Białymstoku tramwajów, które według wstępnych ustaleń miały być poruszane za pomocą elektryczności, ale ostatecznie w 1896 r. na białostockie ulice wyjechały tramwaje konne.
  W krótkiej notce opublikowanej w „Kurierze Warszawskim” z lipca 1893 r. odnotowano, że projekt budowy kolei konnej w Białymstoku był od dawna poruszany, zapewne więc swoją ofertę Feldzer złożył w ramach szerszej akcji poszukiwania inwestora.
  Musiało to nastąpić przed czerwcem 1893 r., gdy Rada Miasta na posiedzeniu 14 czerwca uchwałą nr 65 zgodziła się na zawarcie z nim umowy na budowę miejskich linii tramwajowych. Zapewne fakt ten poprzedziły długie negocjacje i proces konstruowania szczegółowej  umowy.
  Ostatecznie 4 sierpnia 1893 r. w Białymstoku pełnomocnik Rady Miasta prezydent Aleksander Prawiednikow oraz miejscowy inżynier Jerzy Mowszenson, pełnomocnik mieszkającego w Odessie Feldzera, złożyli swoje podpisy na umowie określającej warunki budowy białostockich tramwajów oraz prawa i obowiązki inwestora.

Wiesław Wróbel
Biblioteka Uniwersytecka
w Białymstoku

 

Partnerzy portalu:

Niedźwiedzie coraz częściej odwiedzają Podlaskie. Czy wkrótce tu zostaną?

Niedźwiedzie coraz częściej odwiedzają Podlaskie. Czy wkrótce tu zostaną?

Pod Białowieżą kilka dni temu widziano niedźwiedzia. Przywędrował z Białorusi, która wspólnie z Polską dzielą Puszczę Białowieską. Osobnik był już widziany u sąsiadów. Tym razem wypuścił się w odwiedziny do nas. Czy coś z tego wynika. Otóż więcej niż może się wydawać. Czy wkrótce drapieżniki zasiedlą Podlaskie?

 

2 lata temu na łamach naszego portalu snuliśmy hipotezę o tym czy niedźwiedzie mogą osiedlić się w Puszczy Białowieskiej na stałe. Generalna konkluzja była taka, że szansa taka jest. Przywrócenie populacji nie byłoby żadnym problemem, bo knieja na południu województwa spełnia idealnie warunki, jakie potrzebują te drapieżniki – szczególnie, że jeden po białoruskiej stronie żyje i zajrzał właśnie do Polski. Pojawienie się jednak na Podlasiu niedźwiedzi na stałe byłoby decyzją polityczną. Zwierzęta te podobnie jak wilki nie mają jednak dobrego PR. Ludzie się ich boją, chociaż te same z siebie nie atakują człowieka. Musiałyby poczuć się zagrożone lub zaskoczone jego obecnością. Póki co niedźwiedzie Podlasie odwiedzają regularnie. Żyły tutaj w XVIII wieku. W kolejnym stuleciu wybijano je jeszcze podczas polowań aż znikły na przełomie XIX i XX wieku.

 

W 2010 niedźwiedź z Białorusi przywędrował w rejonie Siemianówki. W 2013 roku Polacy niemalże wpadli w panikę, gdy podobno planowano przywieźć 50 niedźwiedzi z Rosji do białoruskiej części Puszczy Białowieskiej. Ostatecznie tak się nie stało. W 2015 roku niedźwiedź odwiedził Czarną Białostocką i został zaobserwowany przez leśniczego, które na terenie jednej z firm korzystał z basenu przeciwpożarowego. Zaalarmowana policja niedźwiedzia jednak już nie zastała. Rok temu niedźwiedź odwiedził Puszczę Augustowską. Przywędrował tam z kniei między Białorusią a Litwą. Przypadek sprzed kilku dni to kolejna wizyta niedźwiedzia w województwie Podlaskim. To już czwarty taki przypadek w ciągu dekady.

 

Czy z jego odwiedzin coś wynika? Otóż może to potwierdzać, że niedźwiedzie jak każde inne zwierzęta migrują za pokarmem. Póki co raz na jakiś czas zajrzy do nas pojedynczy osobnik. Pewnego dnia może to być cała rodzina, a potem kilka. W naszym województwie są aż 3 puszcze, gdzie mogą zamieszkać. Byleby nie straszyć ludzi niedźwiedziami. Wtedy żaden polityk nie wpadnie na głupi pomysł, by z tymi zwierzętami walczyć. Wszak mieszkają w Bieszczadach oraz Tatrach i nikomu krzywda z tego powodu się nie dzieje. Warto pamiętać, że jeżeli migracja niedźwiedzi z Białorusi czy Ukrainy na Podlasie miałaby miejsce, to nie stanie się to z dnia na dzień tylko na przestrzeni dekad. O ile tej puszczy nikt nie wytnie.

Partnerzy portalu:

Konkurenci mennicy państwowej

Konkurenci mennicy państwowej

 

   Kiedy wiosną 1924 roku ówczesny premier rządu II RP Władysław Grabski, będący jednocześnie ministrem
skarbu, wprowadził w życie swoją reformę walutową, w rękach Polaków pojawiły się nie tylko nowe banknoty, ale również srebrny bilon – 1, 2, 5, i 10 złotówki.
  W całym kraju od razu do dzieła przystąpili amatorzy podrabiania błyszczących pieniędzy. W przedwojennym Białymstoku owi domorośli mincerze stali się istnym utrapieniem miejscowych stróżów prawa.
  W sklepikach i na bazarach co i rusz pojawiły się fałszywe monety,zwłaszcza te o niższych nominałach. Wyrabiane zwykle chałupniczym sposobem, nawet udane, trafiały do obiegu i psuły handlową atmosferę.
Nic dziwnego, że policja nadzwyczaj pilnie poszukiwaławszystkich nielegalnych konkurentów państwowego monopolu.
  W drugiej połowie lat 20. znanym fałszerzom złotówek był na bruku białostockim niejaki Czesław Bruzdo. Kierował on kilkuosobową szajką, która do perfekcji doprowadziła kolportowanie podrobionych pieniędzy. W tłoczne dni targowe kupowano w wybranym sklepiku jakąś drobną rzecz, płacono fałszywką,  a resztę dostawano prawdziwymi grosikami.
 Jednak kupcy, zwłaszcza żydowscy, stali się z biegiem czasu bardziej czujni, oglądali podawane sobie monety z każdej strony i rozpoznawali trefne pieniądze. W końcu Bruzdo wpadłi poszedł na odsiadkę do więzienia przy Szosie Baranowickiej.
  W 1932 rok białostocki wydział śledczy, mieszczący się przy ul. Warszawskiej 5, zaczął przyjmować częste
zgłoszenia o pojawieniu się w różnych punktach miasta dobrze podrobionych 1-złotówek. Posługiwali się nimi handlarze na Rybnym Rynku, trafiały się u dorożkarzy z postoju przy Rynku Kościuszki czy ul. Świętego Rocha, wydał nimi resztę nawet kelner od Ritza.
  Agenci ustalili także, że fałszywki kursują nagminne wśród graczy odwiedzających nielegalne kasyna. Właśnie nalot na taki przybytek mieszczący się przy ul. Polskiej dał pożądany rezultat. Zatrzymano tam Zygmunta Osińskiego z ul. Łąkowej, robotnika z huty szkła i znaleziono przy nim garść podejrzanych monet. Osiński został aresztowany.
  W kartotece policyjnej miał juz kilka spraw karnych. Rewizja w jego mieszkaniu ujawniła całkiem zgrabny warsztacik odlewniczy, zaś jego matka trzymała na przechowaniu woreczek z 60 sztukami fałszywego bilonu. Z wyroku Sądu Okręgowego Zygmunt Osiński trafił na dwa lata do więziennej celi.
  W marcu został zatrzymany przez policję drobny złodziejaszek białostocki Jakub Ostropowicz. Rewizja jego zimowego palta wykazała obecność jedno – i dwuzłotowych monet wyraźnie sfałszowanych. Ostropowicz twierdził,
że znalazł je na Rynku Kościuszki, gdzie jako dozorca trudnił się zamiataniem okolic domu nr 30. Policjanci
oczywiście nie dali wiary.
  I słusznie!. W domu delikwenta przy ul. Śledziowej wykryli kompletny warsztacik do wyrobu złotówek. Wtedy opryszek pękł i wszystko opowiedział. Okazał się, że Ostropowicz został pomagierem dwóch znanych hochsztaplerów białostockich – Józefa Urbanowicza i Władysława Malinowskiego, którym odnajmował do ich procederu swoje mieszkanie. Ci ostatni specjalizowali się w naciąganiu naiwnych ludzi na rozmaite kantmaszynki.
  Tymrazem była to „mennica” do produkcji srebrnego bilonu. Oszuści szukali frajerów, zaś ich gospodarz skorzystał z okazji i sam wyprodukował parę monet i fatalnie się zasypał.
  Rozprawa całej trójki odbyła się w sierpniu 19 37 r. przed Sądem okręgowym przy ul. Mickiewicza 5. Ostatecznie Urbanowicz i Malinowski dostali po 3 lata, zaś Ostropowicz o rok mniej. Zdziwiony był zwłaszcza
Urbanowicz, który już wcześniej ze podobne kanty zostałskazany przez sąd warszawski na 1,5 roku więzienia.
Temida białostocka okazała się surowsza. Cóż recydywa.

Włodzimierz Jarmolik

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

22-latka z Hajnówki nagrała swój debiutancki singiel. Jej kariera muzyczna jest w rozkwicie!

Podlasianka – Julita Wawreszuk – opublikowała swój debiutancki singiel. Długo wyczekiwany utwór nosi tytuł Nasza bitwa o… Tekst piosenki jest inspirowany osobistymi przeżyciami piosenkarki, a także obserwacją przypadkowych ludzi, spotkanych w autobusie. Do współpracy zaprosiła Krzysztofa Kulikowskiego – pianistę, który przez kilka lat był jej akompaniatorem. Produkcją muzyki zajął się Slava Romanov, który współpracował wcześniej między innymi z rosyjskim raperem Egorem Kridem (Егор Крид) i stworzył dla niego muzykę do piosenki Берегу. Natomiast PR managerem został Mikita Arlou. Współpracował ostatnio z Neveną Božović (Serbia), która w tym roku była w finale Eurowizji. Utwór będzie osiągalny na platformach streamingowych od 27 czerwca. Aktualnie dostępny jest w przedsprzedaży w Sklepie Play i iTunes. Artystka zapowiedziała, że niedługo poda informacje dotyczące teledysku.

 

Dwudziestodwulatka pochodzi z Hajnówki, gdzie ukończyła między innymi II Liceum Ogólnokształcące z Dodatkową Nauką Języka Białoruskiego. W swoim rodzinnym mieście uczęszczała do Studia Piosenki Estradowej oraz do szkoły muzycznej, w której pobierała lekcje gry na pianinie i śpiewu klasycznego. Podczas nauki w liceum zadebiutowała przed kamerą, grając w fantastyczno-komediowym filmie Magnaci i Czarodzieje. Artystka jest absolwentką Policealnego Studium Wokalno – Aktorskiego w Białymstoku, które ukończyła z wyróżnieniem, uzyskując tytuł zawodowy aktora scen muzycznych. Z powodzeniem zagrała główną rolę w spektaklu dyplomowym MAM CIĘ, czyli doświadczanie rzeczywistości w reżyserii Bernardy Bieleni.

 

W 2017 roku wzięła udział w 38. Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Zaśpiewała Ciche mieszkanko, Na kolana i Łoł. Zdobyła wtedy nagrodę pieniężną Niemiecko-Polskiego Towarzystwa Kulturalnego Polonica. Ponadto wokalistka otrzymała zaproszenie do udziału w Festiwalu Rock & Chanson w Kolonii. Zdobyła tam II miejsce. 11 listopada 2017 roku wystąpiła w koncercie Studia Piosenki Teatru Polskiego Radia pod tytułem Między nami z utworami Jacka Kaczmarskiego. Koncert ten odbył się w Studiu im. Władysława Szpilmana i był emitowany na żywo w Programie Pierwszym Polskiego Radia. W listopadzie 2018 r. zadebiutowała jako współtwórczyni scenariusza i asystent reżysera w spektaklu muzycznym Nasza Niepodległa (reż. Marcin Ozga) w Hajnówce, w którym również grała. 26 stycznia 2019 roku ponownie wystąpiła w ramach Studia Piosenki Teatru Polskiego Radia, tym razem z piosenkami zespołu Skaldowie. Julita Wawreszuk jest wokalistką w zespole coverowym Live Orkiestra oraz uczestniczką Akademii Menedżerów Muzycznych w Warszawie. Współpracowała z białostockimi raperami: Hukosem, Maximem i Praktisem.

 

Julita Wawreszuk charakteryzuje się na scenie dojrzałością, swobodą, wrażliwością i ogromnym profesjonalizmem. Obdarzona jest około trzyipółoktawową skalą głosu z możliwością wykonywania partii koloraturowych, co udowodnia, śpiewając m.in. wyżej wymieniony utwór pod tytułem Ciche mieszkanko. Młoda wokalistka sięga po różne gatunki, style i nastroje muzyczne, w których doskonale się odnajduje. Podlasianka, niczym wielka gwiazda piosenki, skupia na sobie publiczność od początku do końca swoich występów. Oczarowuje umiejętnościami wokalnymi, interpretacyjnymi, wdziękiem i urodą.

 

Wokalistka posiada sporą kolekcję nagród, które zdobywała w konkursach i na festiwalach. Między innymi jest laureatką pierwszego miejsca na Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Białoruskiej 2017 w Hajnówce, otrzymała Grand Prix w Ogólnopolskim Konkursie Piosenki 2015 w Kaliszu oraz uzyskała trzecie miejsce w Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Bułata Okudżawy. Poza śpiewem interesuje ją taniec, gra na perkusji i matematyka (w serwisie YouTube prowadzi kanał Blondynka uczy matmy).

Rafał Górski

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Bimber Podlaski. Oto najpopularniejsze regionalne trunki.

Bimber Podlaski jest trunkiem specyficznym. Na Podlasiu i być może w całej Polsce najbardziej rozpoznawalny jest „Duch Puszczy”. Warto jednak dodać, że to nie jedyny produkt jaki można skosztować w naszym regionie. Przedstawiamy Wam najpopularniejsze bimbry podlaskie.

Bimber Podlaski – a co to takiego?

Najpierw jednak zacznijmy od podstaw. Co to jest bimber? Jest to inaczej mówiąc wódka, która nie jest wytwarzana przez koncerny spirytusowe tylko przez prywatne osoby przy pomocy specjalnej aparatury. Różnica między wódką a bimbrem jest też taka, że trunek ten jest dużo mocniejszy. Wódka ma 40 proc. alkoholu, natomiast bimber od 50 do nawet 70 proc. W podlaskiej gwarze regionalny trunek nazywamy również „samogonem” od zbitki słów „samo – gonić” czyli samemu pędzić. Bowiem piwo się warzy zaś wódkę pędzi. Dodatkowo bimber jest przyprawiany różnymi ziołami, dzięki czemu można uzyskać fascynujące smaki. To tyle w teorii.

Produkcja bimbru

W praktyce produkcja samogonu jest nielegalna. Trudno powiedzieć właściwie dlaczego. Wyroby koncernowe są dodatkowo opodatkowane akcyzą. To nie oznacza jednak, że bimbrownicy nie chcieliby jej płacić. Po prostu państwo nie pozwala im produkować i już. Nie bo nie. Dlatego też cała produkcja działa w ukryciu. Warto tutaj dodać, że podczas pędzenia wytwarza się para wodna. Dlatego też zauważona może zdradzić miejsce produkcji. Tak się jednak nie dzieje. Bimbrownie są ukryte głęboko w Puszczach – Knyszyńskiej, Białowieskiej oraz w Biebrzańskim Parku Narodowym, który także jest rozległym kompleksem. Warto też dodać, że we wszystkich wspomnianych lasach jest dużo bagien. Dlatego przypadkowo raczej na bimbrownię w lesie nie natrafimy.

Hipokryzja w polskiej polityce i prawie

Jak więc regionalni producenci wpadają? No cóż – od wielu lat największym sprzymierzeńcem wszelkich polskich służb był donos. Do dziś urzędy skarbowe mają pełne teczki donosów. Jest to dla nich cenne źródło informacji. Jeżeli kogoś kłuje w oczy, że sąsiad ma dużo pieniędzy, a w każdej wiosce przecież wszyscy wiedzą kto pędzi bimber, to często Krajowa Administracja Skarbowa, która likwiduje leśne bimbrownie – ma wszystko na tacy. Kwestia jedynie dookreślenia konkretnego miejsca. Warto jednak tutaj dodać, że przed Podlaskie przewinęła się cała masa polityków z całego kraju, którzy chętnie bimber pili. Nawet odwiedzający Białowieżę Książę Karol chciał go skosztować. Nigdy jednak nie udało się doprowadzić do legalizacji. Taka hipokryzja.

Bimber Podlaski – gdzie jest produkowany?

  1. Najbardziej rozpoznawalny produkt na Podlasiu i chyba też w Polsce powstaje na bagnach Puszczy Białowieskiej. Gdzie konkretnie oczywiście nie napiszemy. Nie polecamy też szukać, bo może to się skończyć utonięciem w bagnie. Szczególnie, że ze względu na parę wodną produkcja często odbywa się wtedy, gdy sprzyjają do tego warunki atmosferyczne – mgła, deszcz, noc. Jak dostać produkt? Wystarczy popytać we wsiach okalających Puszczę. Produkt można dostać również w Hajnówce.
  2. Kolejnym popularnym produktem regionalnym jest Kopnięcie Łosia. Oczywiście produkcja ma miejsce w Biebrzańskim Parku Narodowym. Jest to teren mocno bagnisty. Jednak w Goniądzu czy Mońkach produkt powinniśmy dostać bez problemu. Wystarczy popytać.
  3. Czarna Białostocka ma dwa bardzo chwalone produkty – jeden to „Old Bimber”, drugi zaś to „BimBer”. Trunki powstają w Puszczy Knyszyńskiej. Produkt naturalnie dostaniemy w Czarnej Białostockiej, być może również w Supraślu.
  4. Kolejnym produktem regionalnym, który warto spróbować jest Zew Natury produkowany w Dobrzyniewie Dużym. Tutaj jednak żadnych lasów nie ma. Jednak nieopodal jest spory obszar Puszczy Knyszyńskiej. To właśnie tam mieści się produkcja.
  5. Ostatnim, mniej znanym szeroko produktem jest Szwędaczek. Bimber z papryczką chili. Wbrew pozorom nie kopie mocniej niż pozostałe, ale papryczka dodaje pikanterii smaku. Trunek powstaje w Puszczy Knyszyńskiej w okolicach Gródka.

Odpowiednie proporcje bimbru to klucz

Oczywiście musimy podkreślić, by nie przesadzać z ilością, bo co prawda bimber jest łagodniejszy w skutkach niż wódka, to jednak debiutanci mogą przy zbyt dużej ilości bardzo szybko odpłynąć. Natomiast zaprawionych w boju uczyć nie będziemy.

Partnerzy portalu:

Chcieli puścić ekspresówkę przez cenne przyrodnicze tereny. Jest dużo lepsze rozwiązanie.

Chcieli puścić ekspresówkę przez cenne przyrodnicze tereny. Jest dużo lepsze rozwiązanie.

Ten plan nie może się udać. Według bardzo wstępnych planów w regionie miałaby powstać nowa droga ekspresowa, która biegłaby przecinając w połowie Biebrzański Park Narodowy. Tylko po to by połączyć nieistniejącą jeszcze ekspresową 19 – Via Carpatia z Drogą Krajową nr 16 (a w przyszłości ekspresową Via Balticą prowadzącą przez Ełk do Olsztyna. Oba punkty oddalone są od siebie o 70 kilometrów. Wiadomo, że jakaś droga musi powstać. Jednak tworzenie wielkich estakad w parku narodowym jest idiotyczne i trzeba to powiedzieć wprost. Wystarczy przejechać się z Białegostoku do Supraśla, by zobaczyć czy na pewno chcemy wielkie betonowe konstrukcje pośród przyrody.

 

Przypomniały się dawne czasy, gdy nie było jeszcze obwodnicy Augustowa. Wówczas rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość (jeszcze gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz a potem Jarosław Kaczyński) forsowała na siłę przebijanie się przez tereny cenne przyrodniczo. Skończyło się to wydaniem dużych pieniędzy na drogę, którą należało rozebrać. Miliony złotych poszło w błoto. W tym przypadku może być podobnie. Próba przeprowadzania drogi przez park narodowy mogłaby się skończyć tak samo. Jednak mieszkańcy okolic parku są o tyle mądrzy, że bardziej doceniają walory przyrodnicze aniżeli ekspresówkę. Przy budowie obwodnicy Augustowa natomiast emocje były nakręcone do granic możliwości. Ludzie popierali wariant siłowy. Nawet w tej kwestii było (nieważne) referendum.

 

Warto podkreślić, że ekspresowa szesnastka to dopiero szukanie koncepcji. Inwestycja ma być rozpoczęta w 2023 roku, a ukończona w 2027. Na szczęście ludzie już do pierwszego pomysłu złożyli bardzo dużo protestów. Kolejne koncepcje powinny być dzięki temu lepsze. Ekspresowa 19 ma prowadzić od granicy Polski i Białorusi przez okolice Sokółki na zachód. Następnie będzie skręcać na południe w Knyszynie. To właśnie tam ma zaczynać się ekspresowa 16 prowadząca do Ełku. Jak niedawno pisaliśmy – wszystkie wielkie inwestycje omijają Augustów. Być może warto więc zmodernizować odcinek z podbiałostockiej Katrynki do Augustowa przy okazji tworząc obwodnice Korycina i Suchowoli, przez które codziennie przejeżdża setki tirów. To rozwiązanie wydaje się najrozsądniejsze.

Partnerzy portalu:

Jak musi być fatalnie w innych miastach, skoro Białystok dostaje nagrody.

Jak musi być fatalnie w innych miastach, skoro Białystok dostaje nagrody.

Jak musi być fatalnie w innych miastach skoro Białystok przepełniony pustymi lokalami „do wynajęcia” jest na 3 miejscu w klasyfikacji Forbes w kategorii miast przyjaznych dla biznesu. Być może dlatego, że to w kategorii – miasta do 299 tys. mieszkańców. Całe szczęście, że nie jest nas o tysiąc więcej, bo mogłoby nie być zbyt wesoło Tadeuszowi Truskolaskiemu, który w imieniu miasta odbierał dyplom, ale zupełnie jak Jerzy Brzęczek, który nic konkretnego nie zrobił, by Białystok był dla biznesu rzeczywiście przyjazny. No chyba, że chodzi o developerów. Tutaj bezapelacyjnie pierwsze miejsce!

 

Białystok według Forbesa znajduje się na 10 miejscu wśród najbardziej innowacyjnych miast w Polsce. Ciekawe co u nas jest najbardziej innowacyjne. Być może świadczy o tym całkowicie zabetonowane centrum miasta, które trzeba chłodzić kurtynami wodnymi, a podczas ulew wyciągać łódki. Jak fatalnie musi być w innych miastach, skoro tylko 9 przed nami jest jeszcze bardziej innowacyjne. To całkowite szaleństwo, że jednocześnie segregujemy śmieci, by uprawiać recykling oraz wylewamy potężne ilości wody bo zabetonowaliśmy centrum i podczas upałów wszystko się nagrzewa jak w piekarniku. Może jednak niepotrzebnie zlikwidowano zieleń na Rynku Kościuszki? Jeżeli termometry pokazują 32 stopnie – to jest to temperatura w cieniu. A gdzie on jest? Na pewno nie na deptaku. Warto przypomnieć, że kiedyś był.

Brak wody

Tak to już jest, że gdy narobimy głupot to nie zawsze od razu widać, czasem wychodzi to po jakimś czasie. To tak samo jak z Białymstokiem zrobił Tadeusz Truskolaski. Na Lipowej i Alei Piłsudskiego w godzinach szczytu nie da się oddychać od tych jego innowacji. W upały nie da się chodzić wszędzie tam gdzie wyrzucono zieleń, a zamiast drzew i trawników mamy „innowacyjne” płyty. Nowocześnie też zgodzono się na zabudowanie okolic rzeki Białej, przez co po każdej ulewie wszystko mamy podtopienia!

 

Aż strach pomyśleć co się dzieje w innych miastach, skoro to my dostajemy nagrody. Tam musi być prawdziwe piekło. Klimat się zmienia. Udawanie, że nie ma problemu może skończyć się tak samo jak w Skierniewicach. Brakiem wody. Dalej bezmyślnie wylewajmy ją na beton. Tak w ogóle czy nie jest go za mało w mieście? Przypomnijmy więc o pomysłach, które włodarze chcieli realizować w 2016 roku. Wówczas otrzymali zgodę na wysypanie kruszywa na ścieżki w… rezerwacie jakim jest Las Zwierzyniecki. Miało tam się również pojawić oświetlenie. Te wszystkie głupoty, które Tadeusz Truskolaski zafundował w Białymstoku będą widoczne dopiero po jakimś czasie.

Białystok za 15 lat

Rzeka Biała wtedy może przestać istnieć. Bowiem istotną rolę w gromadzeniu wody odgrywają rzeki. Im bardziej są one naturalne tym lepiej. Poprzedni mieszkańcy Białegostoku regulując rzekę spowodowali, że nurt jest szybszy, a woda się nie gromadzi na danym obszarze. Nie ma też naturalnych terenów zalewowych. Warto też pamiętać, że na rzece tworzą się siedliska zwierząt i roślin. Te drugie są swoistym filtrem. Rośliny absorbują fosfor i azot. Dla człowieka to zanieczyszczenie, zaś dla rośliny to pokarm.

 

Już teraz zmagamy się ze smogiem. Jeżeli będziemy dalej biernie się przyglądać, to za 15 lat bez maski zimą nie będzie można wyjść na ulicę. Latem zaś upały będą jeszcze większe niż obecnie. 40 stopni w cieniu, a dużo więcej na słońcu również spowoduje że nie będzie można wyjść z domu – gdzie obowiązkowo będzie zamontowana klimatyzacja. Za 15 lat dzisiaj nowa kanalizacja deszczowa będzie już stara. Coraz większe ulewy spowodują, że podtopienia będą coraz częstsze oraz coraz bardziej dokuczliwe. Białystok może nie być zdatny do życia. Ciekawe czy te wszystkie „zacofane” miasta też. Być może im gorzej tym lepiej?

 

fot. główne: Wschodzący Białystok. Tadeusz Truskolaski odbiera dyplom.

Partnerzy portalu:

Jaka przyszłość czeka Pałac Lubomirskich? Komornik zorganizuje licytację.

Jaka przyszłość czeka Pałac Lubomirskich? Komornik zorganizuje licytację.

Niszczejący, piękny Pałac Lubomirskich w końcu wróci do czasów świetności? Już wkrótce jego sprzedażą zajmie się komornik sądowy. Okazały budynek należy do Wyższej Szkoły Administracji Publicznej w Białymstoku, która jest w likwidacji.

 

Zacznijmy od najważniejszego w tej historii. W 1998 roku za tylko 155 tysięcy złotych WSAP odkupiło od miasta pałac. Ówczesne władze uczelni dostały od magistratu aż 80 proc zniżki. Już w 2013 roku uczelnia próbowała sprzedać budynek za ponad 7,3 mln zł. Zabytku sprzedać się nie udało, ale przeprowadzono w nim gruntowny remont. W 2016 roku podjęto kolejną próbę sprzedaży za 6,9 mln zł. Wówczas pałac miał stać się hotelem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło.

 

Najważniejsze w tej historii jest pytanie dlaczego ówczesne władze miejskie nie sporządziły bardziej korzystnej umowy dla siebie, skoro była 80 procentowa bonifikata. Skoro miasto oddało pałac za grosze, to powinno mieć możliwość również odkupienia go za grosze. Korzyści jakich zażądały ówczesne władze były wręcz śmieszne:

– Bezpłatne udostępnienie raz w miesiącu pomieszczeń budynku wraz z pokojami gościnnymi

– 50 proc. zniżki przy częstszym udostępnianiu

– W przypadku sprzedaży przed upływem 10 lat utrata zniżki – 620,5 tys. zł

– Prawo pierwokupu

 

Nikt nie wpadł na to, by utworzyć łatwą drogę odzyskania nieruchomości po niskiej cenie? Skoro jest wysoka bonifikata to i powrót również z takową powinien nastąpić. Z perspektywy czasu widać komu transakcja się bardziej opłacała. Po 10 latach okazały zabytek był warty dużo więcej. Szczególnie, że już po 15 latach był na sprzedaż. Należy jednak tutaj zaznaczyć, że WSAP również zainwestował w nieruchomość. Nim nastąpiła pierwsza próba sprzedaży, to wydano 4,6 mln zł. Warto też przypomnieć, że WSAP dysponuje działką (do 2038 roku) wokół Pałacu – 11 tys. m2.

 

Pałac Lubomirskich, a wcześniej Krusensternów i Rüdigerów zbudował Aleksander Krusenstern w połowie XIX wieku. Podczas II wojny światowej była to główna siedziba naczelnika okręgu Prus – Ericha Kocha. W 1944 roku budynek został spalony razem z innymi budynkami w mieście (o czym pisaliśmy wczoraj). Pałacyk został odbudowany w latach – 1956-1957. Wokół budynku roztacza się XIX-wieczny park.

fot główne. XoRiK / Wikipedia

Partnerzy portalu:

To były czarne dni w dziejach Białegostoku. Kilka tysięcy budynków legło w gruzach.

To były czarne dni w dziejach Białegostoku. Kilka tysięcy budynków legło w gruzach.

1944 rok kojarzy się wszystkim przede wszystkim z Powstaniem Warszawskim, po którym Warszawa została kompletnie zniszczona. Mało kto wie, że nim 1 sierpnia wybiła godzina „W”, to najpierw został kompletnie zniszczony Białystok.

 

Dzisiejsza stolica województwa podlaskiego pierwszy raz ucierpiała już w 1941 roku. Wówczas urządzili oni rzeź na mieszkających tutaj Żydach – paląc ich w synagodze na ul. Suraskiej, mordując na ulicach, drugi raz w 1943 roku, gdy postanowili zlikwidować getto w Białymstoku – wywożąc Żydów do niemieckiego obozu zagłady w Treblince pod Warszawą. Za trzecim razem w 1944 roku miasto zostało dosłownie spalone przez Niemców. Wydawało się, że wówczas III Rzesza jest na krawędzi upadku. Wojska niemieckie ponosiły porażka za porażką na wszystkich frontach. Na domiar „złego” doszło do zamachu na Hitlera w „Wilczym Szańcu”. Niestety przywódca Rzeszy przeżył, a piekło wojny trwało.

 

Dzień później Niemcy wiedząc, że zbliża się Armia Czerwona – zaczęli się wycofywać z Białegostoku w stronę Niemiec. Na „pożegnanie” zaczęli podpalać dosłownie całe miasto. Wysadzony został gmach dworca, most przy ul. Dąbrowskiego, koszary (dziś okolice ul. Skłodowskiej), Pałac Branickich oraz fabryki przy ul. Warszawskiej, fabrykę Beckera przy Świętojańskiej (dziś część Galerii Alfa) oraz fabryki przy Cieszyńskiej i Sosnowej. Ucierpiały też budynki przy ul. Mickiewicza – fabryka włókiennicza Nowika oraz Liceum. Dodatkowo całkowicie Niemcy zniszczyli centrum Białegostoku – ul. Piłsudskiego (dziś Lipowa), Sienkiewicza, Rynek Kościuszki, Kilińskiego i Warszawska. Dwa dziś najbardziej charakterystyczne kościoły ucierpiały najmniej. Kościół św. Rocha ocalał w całości, zaś kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (fara) stracił tylko szyby w oknach. Ogólnie Niemcy zniszczyli 5837 budynków w całym Białymstoku.

Był to najczarniejszy dzień w historii miasta. Na domiar złego tego samego dnia powstał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego, który 27 lipca (wiele lat była ulica upamiętniająca to wydarzenie) przejął także panowanie także w kompletnie zniszczonym Białymstoku. Warto tutaj dodać, że ów komitet polski był tylko z nazwy. W praktyce był on całkowicie podporządkowany Stalinowi. Komuniści zainstalowali się w mieście z Armią Czerwoną, NKWD oraz Miejską Radą Delegatów Ludu Pracującego. Żołnierze rosyjscy po wkroczeniu do spalonego miasta rozpoczęli wielki rabunek tego co przetrwało. Rosjanie kradli w szpitalach, fabrykach. Dodatkowo ścinano słupy elektryczne by ściągnąć drut. Wywieziono też tokarnie, maszyny stolarskie, obrabiarki. Mało tego, wycinać zaczęto drzewa w parkach! Przetrzebiono Zwierzyniec. W Teatrze Miejskim (dziś Dramatyczny) wyrwano okna i drzwi oraz podłogę. Nie przepuszczono też mieszkaniom. Rosyjscy żołnierze czuli się bezkarnie.

 

Dla Polski II Wojna Światowa skończyła się w maju, gdy Armia Czerwona wkroczyła do Berlina, a wkrótce po tym żyjący dowódcy III Rzeszy podpisali przed Rosjanami dokument całkowitej, bezwarunkowej kapitulacji. Warto też dodać, że tak jak Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego był polski tylko z nazwy, tak też powstały po wojnie Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej mimo że nie był uznawany przez wiele państw, to z poparciem Rosji, USA i Wielkiej Brytanii oraz Szwecji i Francji przetrwał do 1947 roku. A później władza komunistyczna w Polsce trwała aż do 1989 roku.

Partnerzy portalu:

Kim jest babcia z muralu? Zobacz film z panią Eugenią.

Kim jest babcia z muralu? Zobacz film z panią Eugenią.

Od kilku dni można zachwycać się nowym, pięknym, wielkim muralem przy ul. Skłodowskiej. Na dawnym budynku „ONZ” czyli rektoratu UwB należącym do Urzędu Marszałkowskiego powstało fantastyczne dzieło z wizerunkiem starszej pani i napisem „Wyślij pocztówkę do babci”. Jest to powiązane z Up To Date Festival organizowanym od wielu lat w Białymstoku. Kim jest babcia z muralu?

 

To Pani Eugenia, która 8 lat temu wystąpiła w filmie żartobliwie zapowiadającym imprezę. Warto zaznaczyć, że wówczas film ten zrobił gigantyczną furorę, a do dziś obejrzało go ponad 800 000 osób. Redaktor Andrzej Bajguz również w nim występujący chodził po mieście i pytał ludzi o Up To Date Festiwal. I to również on został przez Panią Eugenię zaproszony na herbatę i ciasto. Nie przypadkowo – to bowiem jest jego babcia!

 

Pani Eugenia mieszka w Białymstoku i jest prababcią jedenaściorga prawnucząt. Została sfotografowana przez Małgorzatę Żuk, a następnie przeniesiona na mural przez Jakub Żuk Good Looking Studio. Wielkie ścienne malowidło powstało z prostego powodu – Sami przed sobą zgrywamy wiecznie zabieganych i zajętych, przez co zapominamy o tym, co zbyt często uznajemy za niewarte zapomnienia. Czasem dotyczy to naszych najbliższych, czasem po prostu nas samych. Dbaj o bliskich, pamiętaj. To proste – można przeczytać przesłanie organizatorów na ich stronie internetowej.

Partnerzy portalu:

Słyszeliście o białostockim EGO? To były kiedyś wyludnione tereny…

Słyszeliście o białostockim EGO? To były kiedyś wyludnione tereny…

Zapewne starsi mieszkańcy pamiętają, że nim zaczął obowiązywać obecny podział terytorialny kraju, to przed 1999 rokiem nie było 16 województw tylko 49. Obecne Podlaskie składało się z białostockiego, łomżyńskiego, suwalskiego. Podział ten obowiązywał od 1975 roku. Wcześniej bo od 1945 roku istniało wielkie województwo białostockie. W jego skład wchodziły Białystok, Łomża, Suwałki oraz… EGO.

 

Po II Wojnie Światowej nasz kraj przestał być okupowany przez Niemcy, które przegrały wojnę. Jednak Polacy nie mieli za wiele do powiedzenia w sprawie własnego kraju. W Jałcie spotkali się – przywódca ZSRR – Stalin, premier Wielkiej Brytanii – Churchill, oraz prezydent USA – Roosevelt. To oni zdecydowali między innymi o tym – jakie granice będzie miała powojenna Polska. Stanęło na tym, że na pewno nie takie jak przed wojną. Stalin bowiem bardzo chciał mieć dla siebie kresy wschodnie. Polska na pocieszenie dostała ziemie zachodnie. Przesunięcie granicy na zachód wywołało wiele problemów, również natury społecznej. Wielu Polaków przestało mieszkać w Polsce. Postanowiono, że zostaną oni przesiedleni. Tylko gdzie?

 

7 lipca 1945 roku województwo białostockie zyskało EGO czyli powiaty Ełk, Gołdapski oraz Olecko. Była to forma zadośćuczynienia za utratę powiatów grodzieńskiego, wołkowyskiego oraz białowieskiego. Tereny EGO były praktycznie wyludnione i poniemieckie (więc praktycznie nie zniszczone). Postanowiono, że właśnie tam będą przesiedlać wszystkich Polaków z Wileńszczyzny i Grodzieńsczyzny. Nie było to specjalnie trudne, gdyż EGO ma linię kolejową.

 

fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku

 

Przed wojną tereny EGO zamieszkiwało 120 tys. osób. Obecnie to 150 tys. osób. Potęga samego Białegostoku także została zmniejszona. W 1975 roku wielkie województwo zostało podzielone zostało na białostockie, łomżyńskie i suwalskie. A w 1999 roku połączone ale bez EGO w województwo podlaskie.

 

Co ciekawe – z Ełku bliżej jest do Białegostoku o 50 km niż do Olsztyna. Bliżej jest także z Olecka. Jednak z najbardziej wysuniętej na północ Gołdapi jest bliżej o kilka kilometrów do Olsztyna. Ma to znaczenie przede wszystkim dlatego, że mieszkańcy powiatów, gdzie są małe miasteczka – prowadzą swoje życie w oparciu też o duże miasta. Czy mieszkańcy częściej jeżdżą do Białegostoku czy też do Olsztyna?

 

Jeżeli chodzi o studia – to olsztyński Uniwersytet Warmińsko-Mazurski stoi na podobnym poziomie co białostocki Uniwersytet. Jednak to w Olsztynie znajduje się legendarne „Kortowo”. Jeżeli chodzi o zarobki to Olsztyn średnio proponuje odrobinę niższe płace niż Białystoku. Dlatego trudno rozstrzygnąć czy EGO mentalnie jest dalej w województwie białostockim czy już na Warmii i Mazurach.

fot. główne: Ełk / autor: Ath29 – Wikipedia

Partnerzy portalu:

Miejsce straceń. 3000 białostoczan zostało tutaj rozstrzelanych.

Miejsce straceń. 3000 białostoczan zostało tutaj rozstrzelanych.

eII Wojna Światowa to okrutne czasy także dla Białegostoku. Oprócz spalenia całej synagogi z setkami ludzi w środku, Niemcy mordowali także wielokrotnie w lesie pomiędzy Bacieczkami a Leśną Doliną. Rozstrzelano tam 3000 osób pd 1941 do 1943 roku. Potem żeby zatrzeć ślady swoich zbrodni, wydobyli zwłoki osób i je spalili. Dziś znajduje się w tym miejscu symboliczny cmentarz wraz z pomnikiem upamiętniającym tamte wydarzenie.


Niemcy zabijali tutaj osoby z tak zwanego „podziemia”, ale też prosto z łapanki. Można było zginąć w lesie za to, że po prostu przechodziliśmy chodnikiem. Na potwierdzenie zbrodni niemieckich w Lasku Bacieczki był wyrok z 11 lipca 1943 roku.
Na tablicach ogłoszeń i ścianach domów w Białymstoku ukazały się ogłoszenia następującej treści: ,,W celu zadośćuczynienia rosnących w ostatnim czasie napadów na Niemców i ludność miejscową w Białymstoku, zarządziłem rozstrzelanie w dniu 10 lipca 1943 roku 85 osób z miejscowej ludności przeważnie inteligencji, jako wyrazicieli polskiej niepodległości”. Ogłoszenie zostało podpisane przez szefa bezpieczeństwa na okręg białostocki.

W ostatnim czasie miejsce to zostało odwiedzone przez naszego Czytelnika Adama Nowaczuka – za co bardzo dziękujemy. Przesłał nam fotorelację za co bardzo dziękujemy. Zachęcamy też inne osoby do korzystania z naszego formularza INFORMACJA OD CZYTELNIKA.

Partnerzy portalu:

Plażowanie w Białymstoku, okolicach i województwie. Zobacz, gdzie warto pojechać nad wodę.

Plażowanie w Białymstoku, okolicach i województwie. Zobacz, gdzie warto pojechać nad wodę.

Dojlidy, Jurowce, Nowodworce, Supraśl, Wasilków a może Czarna Białostocka? W tych miejscach mieszczą się najpopularniejsze plaże w Białymstoku i jego okolicach. W upalne dni warto się ochłodzić w wodzie. Tylko co z jej jakością?

 

Zapewne każdy przed wyborem miejsca, gdzie chciałby odpocząć zastanawia się czy woda jest czysta? Tylko co to właściwie oznacza? Odpowiednie instytucje badają wodę pod kątem bakterii tam występujących oraz wszystkiego tego, co może nam zaszkodzić. Jednak każdy, kto był choć raz na Suwalszczyźnie i kąpał się w tamtejszych jeziorach – zapewne widzi uderzającą różnicę między tamtymi wodami a białostockimi. Polodowcowe jeziora są tak czyste, że przejrzystość wody jest bardzo wysoka.

Trzeba jednak zaznaczyć, że jakość wody na zalewie w Dojlidach polepszyła się. W 2018 roku zbiornik przeszedł rewitalizację. Dzięki czemu możemy kąpać się tam bez żadnych obaw o swoje zdrowie. Nadaje się do kąpieli również rzeka Supraśl czyli możemy plażować zarówno na plaży miejskiej Supraśla, ale też w innych miejscowościach, przez które przepływa rzeka i jest bezpieczne zejście do wody tj w Nowodworcach przy moście, zalew w Wasilkowie oraz plaża w Jurowcach.

 

W ubiegłym roku nie było również zastrzeżeń do zalewów w Zarzeczanach (Gródek), Michałowie, Czarnej Białostockiej, Siemiatyczach oraz na rzece Bug w Drohiczynie oraz na rzece Brok w Czyżewie. Nic nie wskazuje na to, by w tym roku było inaczej. Jak widać, w całym województwie pełno jest zbiorników wodnych – jeziora, rzeki, zalewy. Nic tylko brać urlop i odpoczywać!

Partnerzy portalu:

Dawniej to był „koniec świata”. Teraz to początek czegoś nowego…

Dawniej to był „koniec świata”. Teraz to początek czegoś nowego…

Obecny tydzień zapowiada się upalnie. Warto to wykorzystać na przykład biorąc urlop. Jest wiele miejsc w Podlaskiem, które można zwiedzić albo dla odmiany – zajrzeć do sąsiadów na Białoruś. W ostatnim czasie pojawiła się ku temu naprawdę dobra okazja. Otwarto ścieżkę rowerową August Velo, którą dojechać możemy do Grodna. Przypomnijmy, że można także płynąć kajakiem, Kanałem Augustowskim przekraczając polsko-białoruską granice. W obu przypadkach nie trzeba mieć wiz.

 

Mieszkańcy naszego województwa mogą korzystać z wielu nowych miejsc turystycznych dzięki współpracy transgranicznej. To, co było dawniej nazywane „końcem świata” dziś jest bramą na wschód. Mowa tu o Śluzie Kurzyniec. Wspaniałe miejsce do odwiedzenia (nawet, gdy ktoś nie chce przekraczać granicy). A osoby, które chcą – mogą wybrać się rowerem przez Niemnowo do samego Grodna. Początek drogi w podaugustowskiej Mikaszówce. Wystarczy paszport, wykupienie usług turystycznych Parku „Kanał Augustowski” wydane przez certyfikowane białoruskie biuro podroży, świadczące usługi turystyczne na terenie strefy oraz ubezpieczenie i środki płatnicze. Wówczas można za granicą przebywać nawet 10 dni. Z tymi dokumentami wpuszczą nas na Białoruś nie tylko na śluzie, ale też w Kuźnicy Białostockiej (gdy pojedziemy koleją lub samochodem), a nawet od strony litewskiej na przejściu Švendubrė-Privalka, Raigardas-Privalka.

 

Pamiętajmy, że można także odwiedzić naszych litewskich sąsiadów ze Strefy Schengen: Kowno – pociągiem weekendowym, Wilno przy pomocy Eco Lines, Druskienniki – Biacomex oraz Sindbad, a także nadmorski kurort Kłajpeda przy pomocy Eco Lines. Ta sama firma zawiezie nas również do łotewskiej Rygi i estońskiego Tallina (jednak to już dłuższa podróż). Bez wizy na Białoruś możemy również dojechać do Brześcia. Warto jednak pamiętać, że nie można za jednym razem zwiedzić Grodna i Brześcia. Po zwiedzeniu jednego z obwodów należy wrócić do Polski, a następnie ponownie wjechać. Do obu stref bezwizowych służą inne przejścia graniczne.

fot główne: Wrota Podlasia

Partnerzy portalu:

Podlaskie miasto zostanie z niczym? Wszystkie ważne inwestycje je omijają.

Podlaskie miasto zostanie z niczym? Wszystkie ważne inwestycje je omijają.

Poniższe trzy mapy przedstawiają „Szprychy prowadzące do Centralnego Portu Komunikacyjnego” – czyli wielkiego lotniska w centralnej Polsce, Via Baltica – czyli wielka europejska droga prowadząca z Tallina do Warszawy oraz Rail Baltica – kolej szybkiego ruchu z Helsinek przez Warszawę do Berlina. Jeżeli podejmiemy się analizy można zauważyć, że każda z tych tras stawia jedno z podlaskich miast w bardzo złej sytuacji. Chodzi o Augustów – wszystkie te wielkie projekty omijają miasteczko. Przypomnijmy, że jest to „letnia stolica Polski”, co oznacza że dużo osób z Białegostoku i Warszawy (ale zapewne też innych miejscowości) szturmują to miejsce. Problem w tym, że dojazd drogowy jest koszmarny, pociągów kilka – ale powolnych. Mimo krótkiej odległości z Białegostoku podróż potrafi trwać nawet 1,5 godziny.

 

 

Augustów dzięki turystyce gospodarczo może się nie wybronić. Po co tłuc się właśnie tam, skoro z Warszawy błyskawicznie można będzie dojechać pociągiem do Giżycka? Samochodem z Warszawy jest już lepiej – ekspresową ósemką, a przyszłości ekspresową 61 do Raczek. Potem już dobrej jakości drogą do Augustowa. Z Białegostoku pozostanie dalej stara, niebezpieczna krajowa ósemka.

 

Wykluczanie Augustowa z wszelkiej dobrej infrastruktury nie skończy się dobrze. Turyści będą wybierać podobne miejsca, bo nikomu nie będzie się chciało długo jechać. Pływać statkiem można także po Mazurach, jeziora tam równie czyste (polodowcowe), a ceny podobne. Jeżeli miasteczko z podlaskiego będzie na uboczu wielkich inwestycji, to tak jakbyśmy wydali na nie wyrok.

Partnerzy portalu:

Urządzenie do ratowania życia w centrum miasta. Sprawdź, jak go używać, gdy ktoś przestanie oddychać.

Urządzenie do ratowania życia w centrum miasta. Sprawdź, jak go używać, gdy ktoś przestanie oddychać.

W ubiegły weekend w Siemiatyczach odbył się piknik rodzinny „Strefa Bezpieczeństwa Compensy”. Jest on częścią kampanii społecznej Bezpieczna Autostrada. Co takowa ma wspólnego z Siemiatyczami? Mieszkańcy także są jej użytkownikami. Przecież nie jest tak, że autostradami poruszają się tylko osoby, które mieszkają w ich pobliżu. Ponadto warto zwrócić uwagę, że przez sam środek miasta przebiega Droga Krajowa nr 19. I to właśnie na Placu Jana Pawła II odbył się piknik, zaś na budynku Urzędu Miasta w pobliżu apteki – zawisł defibrylator AED. Urządzenie ratujące życie przekazała w ręce burmistrza Compensa.

 

Celem akcji jest edukacja w zakresie bezpiecznego poruszania się po autostradach, nauka pierwszej pomocy oraz promocja zdrowia. Kampania prowadzona jest przez Compensę we współpracy z Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. W ramach kampanii Compensa organizowała dotychczas wiele eventów na tzw. MOP-ach przy autostradach A1, A2 i A4. W tym roku Compensa zawitała również do miast. Organizatorzy wierzą, że uczestnikami ruchu na autostradach są nie tylko osoby mieszkające w ich pobliżu. Osoby z mniejszych miast też poruszają się po autostradach – nawet jeśli sporadycznie – powinni wiedzieć, jak to robić. Tym bardziej, że nie są do tego nieprzyzwyczajeni.

 

– Od dwóch realizujemy wspólnie z Compensą kampanię Bezpieczna Autostrada. Ta kampania ma na celu edukować, ale nie tylko mówić, lecz przede wszystkim uczyć w praktyce, jak prawidłowo zachować się na autostradzie, jak reagować w sytuacji zagrożenia życia. Uczymy dzieci i dorosłych, bo to wiedza na całe życie. Podczas pikników rodzinnych szerzymy ideę współodpowiedzialności: widzisz? Reaguj właściwie, bezpiecznie – mówi Tadeusz Zagajewski z Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.

 

Warto też pamiętać, że zdrowy kierowca to bezpieczny kierowca. Dlatego edukacja zdrowotna i promowanie badań profilaktycznych też się do tego przyczyniają. Stąd w Siemiatyczach można było zmierzyć ciśnienie, skorzystać z urządzeń do ćwiczeń oraz zrelaksować się podczas masażu.

Siemiatycze otrzymały defibrylator AED

W ramach akcji Compensa przekazuje miastom defibrylatory AED. Zapewniając dostęp do tych urządzeń, zwiększa poczucie bezpieczeństwa mieszkańców. W Siemiatyczach urządzenie ufundowane przez Compensę znajduje się na ścianie budynku Urzędu Miasta. Na ręce pana burmistrza Piotra Siniakowicza defibrylator przekazał przedstawiciel Compensy – Paweł Pura, kierownik Filii Compensy w Siemiatyczach oraz Tadeusz Zagajewski, przedstawiciel Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. – Defibrylator w Siemiatyczach jest bardzo potrzebny, choć oczywiście życzę nam wszystkim, by do sytuacji, w których będzie trzeba go użyć nie dochodziło. Dotąd takiego urządzenia w mieście nie było. Jestem bardzo zadowolony i wdzięczny, że Siemiatycze urządzenie AED otrzymały – skomentował burmistrz Piotr Siniakowicz.

Jak ratować życie?

Wykwalifikowani ratownicy z Centrum Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w ramach Strefy Bezpieczeństwa Compensy w praktyce uczyli pierwszej pomocy, nie tylko instruując, jak ratować życie, ale dając szansę aktywnego przećwiczenia na fantomach. Dodatkowo ratownicy pokazali jaka jest różnica – gdy ratujemy życie sami oraz gdy robimy to z defibrylatorem AED. W tym drugim przypadku jest to zdecydowanie łatwiejsze. Urządzenie podpowiada nam co w danym momencie robić oraz w bezpieczny sposób przeprowadza elektrostymulacje osoby, która nie oddycha.

 

Gdy napotkamy osobę, która nie oddycha należy doprowadzić do tego, by krew cały czas była dostarczana do mózgu tej osoby. Wtedy jest szansa, że gdy przyjedzie pogotowie – uratujemy komuś życie. Dlatego należy wykonywać poniższe czynności aż do momentu, gdy pojawi się profesjonalny ratownik i przejmie od nas obowiązki. Należy też pamiętać, że ratując komuś życie działamy w stanie wyższej konieczności. Dlatego nie bójmy się podejmować działania. Na pewno nie zostaniemy za nie ukarani, a nagrodzeni.

 

  1. Wezwij karetkę dzwoniąc pod numer 112
  2. Jeżeli są inne osoby w pobliżu – poproś je o pomoc
  3. Jeżeli działasz sam lub sama – przede wszystkim nie panikuj. Zachowaj maksymalny spokój i skup się na swoim zadaniu.
  4. Nadstaw ucho do nosa i ust osoby poszkodowanej. Jeżeli nie oddycha, przystąp do działania.
  5. Rozepnij ubranie, a w razie konieczności (i możliwości) rozetnij. Osoba może mieć różne urazy, jeżeli leży na plecach, to nie zmieniaj jej pozycji.
  6. Znajdź mostek między piersiami
  7. Tak wygląda:
  8. Uciskaj obiema rękami te miejsce 30 razy pod rząd (a gdy ratujesz dziecko – jedną ręką)
  9. Następnie musisz dwa razy wdmuchnąć dużo powietrza w usta poszkodowanej osoby. Ważne jest, by usta się stykały. Jeżeli poszkodowany brzydko pachnie, albo ogólnie czujemy odrazę na myśl o dotknięciu jego ust – własnymi ustami możemy użyć przedziurawionej kartki papieru, chusteczki, folii lub innej osłony. Bezwzględnie usta muszą się stykać, by powietrze nie uciekało bokiem.
  10. Powtarzaj czynności aż do przyjazdu karetki. Jeżeli nie jesteś sam / sama – rób te czynności na zmianę – jest to energiczne zajęcie

 

  1. Nie przerywając powyższych czynności:
  2. Jeżeli macie defibrylator AED, to po otwarciu należy go włączyć i wysłuchać poleceń głosowych
  3. Następnie należy podłączyć dwie elektrody do osoby poszkodowanej. Jedną pod prawym obojczykiem wzdłuż tułowia, drugą pod lewą pachą wzdłuż tułowia.
  4. Przerwij masaż i wdmuchiwanie powietrza. Odsuń się od osoby poszkodowanej. AED musi zmierzyć rytm. Wtedy nie można dotykać osoby poszkodowanej.
  5. Jeżeli usłyszysz „Wyładowanie elektryczne wskazane”, odsuń się od poszkodowanego i wciśnij przycisk wstrząs.
  6. Podczas wyładowania nie wolno dotykać poszkodowanego.
  7. Po wyładowaniu natychmiast rozpocznij uciskanie klatki piersiowej oraz oddechy ratownicze.
  8. Jeżeli tym razem usłyszysz „Wyładowanie elektryczne jest niewskazane”, kontynuuj masaż i wdmuchiwanie powietrza.
  • Jeżeli się zdarzy, że osoba poszkodowana jest mokra – należy ja dokładnie wytrzeć całą klatkę piersiową
  • Jeżeli się zdarzy, że osoba jest mocno owłosiona – musisz znaleźć sposób, by usunąć owłosienie w miejscach, gdzie przykleisz elektrody
  • Jeżeli osoba ma rozrusznik serca (widoczny), naklej elektrody 10 cm niżej

 

Z ankiety przeprowadzonej wśród odwiedzających Strefę Bezpieczeństwa Compensy”, jednoznacznie wynika, że takie pikniki edukacyjne są potrzebne. Organizatorzy wspólnie chcą angażować się w poprawę bezpieczeństwa. Niezależnie od tego, czy jesteśmy kierującym czy pasażerem, zgodnie deklarują, że Polakom taka edukacja jest niezbędna.

Materiał partnerski

Partnerzy portalu:

Centrum Białegostoku zaczęło się zmieniać. Na lepsze!

Centrum Białegostoku zaczęło się zmieniać. Na lepsze!

Centrum Białegostoku delikatnie zaczęło się zmieniać. Opustoszały plac na Rynku Siennym został ogrodzony, zaś Plac NZS „wyłysiał”. Od kilku tygodni postępuje również modernizacja dawnej kamienicy przy ul. Kijowskiej.

Dawny cmentarz

Na Rynku Siennym w XVIII wieku znajdował się cmentarz ewangelicki. Pochowanych było tam około 2000 osób. Pod koniec XIX wieku postanowiono cmentarz zlikwidować, by przenieść go na obrzeża miasta. Natomiast na nekropolii urządzono targowisko miejskie (które z przerwami przetrwało do lat dziewięćdziesiątych XX wieku!

Więcej tutaj:

/dawne-cmentarze-bialymstoku-zamienione-bazary-parkingi-miejsca-rozrywki/

W 2010 roku przebudowano ul. Młynową, przy której cmentarz się znajduje. Wówczas odkopano również dawne szczątki, które później zostały pochowane ponownie ale już innym cmentarzu ewangelickim przy ul. Produkcyjnej. Przy Młynowej natomiast nadal pod ziemią znajduje się wiele dawnych grobów. W końcu zabrano się za tą sprawę. Teraz teren jest całkowicie odgrodzony, a wkrótce pojawi się tam instalacja artystyczna, która upamiętni te miejsce w sposób bardziej godny niż było to dotychczas. Na miejscu stoi już barak i deski. Zdemontowano również fragment dawnej żółtej barierki.

Plac NZS „wyłysiał”

Bliżej Rynku Kościuszki w ostatnim czasie debatowano nad głębokimi zmianami przy Placu NZS. Była grupa aktywistów, która chciała ograniczyć tam ruch samochodowy oraz jakoś plac na środku skrzyżowania zagospodarować. Nic z tego nie wyszło. Prezydent Truskolaski zorganizował konsultacje społeczne, z których wynikło, że ludzie nie chcą zmian w organizacji ruchu samochodowego w tym miejscu.

Więcej tutaj:

/plac-nzs-ludzie-nie-chca-zmian-i-co-teraz-ktos-tu-nie-moze-sie-pogodzic-ze-to-koniec/

Temat jest zamknięty, ale plac w ostatnim czasie „wyłysiał” (co można zauważyć na głównym foto). Tzn. usunięto z niego trawę. Po co? Coś na Placu NZS jednak się zmieni. Mianowicie powstanie tam łąka kwietna. Co wyrośnie na Placu NZS? Pole słoneczników oraz inne rośliny sezonowe. Dodatkowo oba przystanki autobusowe będą wymienione na takie, które porosną roślinnością. Stanie się to na przełomie czerwca i lipca. Został ogłoszony przetarg w tej sprawie.

 

Jest to część opracowanego w tym roku „Miejskiego Planu Adaptacji do Zmian Klimatu dla Miasta Białegostoku”. Zielony przystanek to dodatkowa zieleń w przestrzeni miejskiej. Roślinny dach obniży temperaturę i uprzyjemni oczekiwanie na autobus w upalny dzień. Zatrzyma także nawet 90% spadającego na niego deszczu w ciągu roku. Woda opadowa gromadzona pod przystankiem będzie wykorzystywana do nawadniania pnączy na ścianie. Rośliny posadzone wokół przystanku produkują w ciągu roku nawet 10 kg tlenu, poprawiają jakość powietrza, zmniejszają ilość pyłów zawieszonych i innych zanieczyszczeń. To oznacza zdrowsze powietrze.

Znikający budynek

Kamienica przy ul. Kijowskiej 2 to dość ciekawy przypadek. Jest zabytkiem, a od pewnego czasu zaczęła „znikać”. W końcu pojawili się na niej robotnicy, którzy zaczęli… jeszcze bardziej rozbierać budynek. Oczywiście po to, by odbudować. Obecnie z budynku pozostały 3 maleńkie ściany. I to w zasadzie tyle, co pozostanie w odbudowanym budynku. Wszystkie stare domy i kamienice przy ul. Młynowej stały na żydowskim osiedlu „Chanajki”.

Więcej tutaj:

/chanajki-bialystok/

Gdyby, ktoś w odpowiednim momencie zadbał o ochronę tego miejsca, to byłoby wspaniale zachowane historyczne miejsce. Niestety – dawne osiedle znajduje się w ścisłym centrum miasta. Jak już wyżej pisaliśmy w 2010 roku wyrzucono dawne „kocie łby” zamieniając ją na brukowaną kostkę. Ulica wypiękniała. Nie oszukujmy się, to co było dawniej – w takim samym kształcie przetrwać nie mogło. Miasto to dynamiczna tkanka, która musi się rozwijać. Nie było zgody na tolerowanie drewnianych ruder. Nie było też nikogo, kto by głośno mówił o wyremontowaniu wszystkich domów i ich zachowania jako elementu historycznego. Dawne Chanajki znikały w oczach przy biernej postawie wszystkich. Dziś pozostało już tylko kilka domów. Warto jednak się zastanowić co dalej. Czy chronić to co pozostało, czy czekać aż wszystko zniknie na rzecz bloków. Bo nie ma co ukrywać, że jak tylko gdzieś znikają drewniane domy, to developerzy już się z tego powodu cieszą. Niedługo później bowiem pojawia się tam nowy blok.

 

Przy ul. Kijowskiej 2 mieszkało przez całe jej istnienie bardzo wiele osób. Historyk Wiesław Wróbel napisał książkę na temat ul. Kijowskiej. To w niej możemy przeczytać, że jeszcze w XIX wieku mieszkał tam Icko Cygiel. W międzywojniu natomiast mieszkały tam takie osoby jak Kalman Rubinsztejn, Mowsza Błoch czt Lejb Nowokolski, Abram Kawa. Po wojnie właścicielem kamienicy był Lejb Okoń, który budynek sprzedał Bronisławowi i Henrykowi Gaweł spod miejscowości Jałówka.

 

Obecny właściciel budynku to prywatny inwestor, który budynku rozebrać nie może, ale może go nadbudować i przebudować. Po remoncie jednak forma, wysokość, detal i układ okien muszą się zgadzać. Miejmy nadzieję, że kamienica zostanie przepięknie odnowiona. Na efekt końcowy jednak trzeba będzie trochę poczekać.

Partnerzy portalu:

To będzie hit tegorocznego sezonu? Zainteresowanie tym miejscem jest ogromne.

To będzie hit tegorocznego sezonu? Zainteresowanie tym miejscem jest ogromne.

Przed sezonem wymienialiśmy je w gronie faworytów, teraz wszystko wskazuje że Kruszyniany mogą być liderem jeżeli chodzi o wybór turystów. Czy tatarska wioska przy granicy, tego lata będzie odwiedzana najczęściej? Jedno jest pewne. Po incydencie na kładce Śliwno-Waniewo – popularność tego miejsca zmalała. Zaś chęć przyjazdu na Podlasie wcale nie. O naszym regionie w ostatnim czasie jest dosyć głośno z różnych powodów.

Gejowskie logo i Kononowicz

Jest coś takiego jak mimowolna promocja. Nie jest ona jednak taka zła. W myśl zasady – „niech mówią wszystko, byleby nazwiska nie przekręcali”. W tym przypadku nieustające żarty z Podlasia w dłuższej perspektywie opłaciły się. Zasadniczym problemem było to, że głównego podlaskiego miasta – Białegostoku nie było na mapie… od pogody. Od wielu lat ludzie oglądając telewizję nie wiedzieli, że oprócz Suwałk coś tam leży. Potem przyszedł z pomocą internet. Mamy rok 2006 – w wyborach startują Tadeusz Truskolaski, jacyś inni kandydaci oraz on – Krzysztof Kononowicz. Postać tak barwna, że nie trzeba jej przedstawiać. O tym, że Białystok istnieje – wiedzą już chyba wszyscy w Polsce. Wybory wygrywa ten pierwszy.

 

Nowy prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski postanowił także dorzucić od siebie cegiełkę w celu promocji miasta (a zatem też regionu). Wynajmuje do tego specjalistów za wielkie pieniądze. Oni robią wiele szumu… wokół swojej pracy, na przykład przekonując białostoczan byśmy promowali się śledzikowaniem. To jednak nie przeszło. W końcu szef grupy promocyjnej pokazuje nowo logo Białegostoku i hasło „Wschodzący Białystok”. Zaraz po tym wybucha ogromny skandal. Okazuje się, że nowe logo jest bardzo łudząco podobne do innego logo. Na domiar złego – reprezentujące słynne dziś LGBT (tyle że z Nowego Jorku). W obawie o wizerunkową tragedię (konserwatywne Podlasie nie wyobraża sobie być kojarzone z homoseksualizmem) logo zostaje przepołowione i rusza cała kampania. Trudno powiedzieć czy coś dała, bo na efekty takich działań czeka się bardzo długo. Na pewno jest już jakiś punkt zaczepienia.  

Czytaj też:

/tatarzy-polska-podlaskie/

Filmy promocyjne i memy

Kolejne lata to wysyp filmów promocyjnych. A to wspominany wyżej Wschodzący Białystok promował się aniołem, województwo podlaskie różnorodnością, innym razem Białystok walorami turystycznymi zaś podlaskie pikselowym żubrem. Tutaj też trudno powiedzieć czy efekt był, bo to nie jest tak że jak ktoś zobaczy reklamę to wsiada w pociąg i przyjeżdża. Szczególnie, że w tamtych czasach do Białegostoku nie było łatwo dojechać. Aż tak wielu połączeń nie było.

 

Internet rozwijał się w zawrotnym tempie. Ludzie mogli posiadać coraz większą wiedzę, rozwiązywać dzięki temu różne cywilizacyjne problemy, a tymczasem zrobił się boom na kupowanie wszystkiego co się da przez internet oraz pojawiły się memy. Okazało się, że te drugie jest poza jakąkolwiek kontrolą. I tak zaczęła się promocja tych, którzy nie chcieli oraz w taki sposób w jaki nikt by sobie nie życzył. Jednym z pierwszych, który wtedy oberwał był policjant z Elbląga. Dziś zastąpiony „Noszaczem” był wizerunkiem typowego Polaka. Sumiasty wąs i naburmuszona mina na biało-czerwonej fladze z dodanymi „śmiesznymi tekstami”. Policjant przeżył wstrząs, gdy się o tym dowiedział. A stało się to w dość niewybredny sposób. Młodzież zaczęła go wytykać na ulicy i się z niego śmiać. Pewnego dnia padło również na Podlasie. I się zaczęła cała fala.

 

Przedstawiono nas tam jako dzikusów z dżungli, którzy w kółko powtarzają „Dla mnie się podobasz”. Było śmieszne, nikomu krzywda się nie stała. Ale wieść o naszej krainie znów się rozeszła po całym kraju. Ponadto reaktywował się Krzysztof Kononowicz, który dołączył do nowego trendu w internecie jakim są „patostreamy” czyli transmitowanie na żywo obrazu i dźwięku z własnego domu, gdzie często odbywają się libacje. Nie przesądzamy o tym co się dzieje u dawnego kandydata na prezydenta miasta, ale razem z „Majorem” czynią duet na tyle popularny, że Białystok i Podlasie jest bardzo popularne wśród młodzieży.

Czytaj też:

/dla-mnie-sie-podobasz-czyli-jak-memy-loga-i-powiedzenia-zawladnely-emocjami-polakow/

Telewizja śniadaniowa i blogerzy

Dużo dobrego robi dla kontrastu telewizja śniadaniowa, która pokazuje nas z dużo lepszej strony. W ostatnim czasie wszędzie był niemalże wysyp zachęt, by odwiedzić Kruszyniany. Tatarska wioska w tym sezonie letnim może przeżyć oblężenie. Wszyscy będą chcieli zobaczyć piękny meczet na własną stronę oraz wysłuchać od Pana Dżemila – skąd są na Podlasiu Tatarzy. Oczywiście nie obejdzie się od skosztowania ichniejszej kuchni o co zadba Pani Dżanetta.

 

Konkurencję nieco przegrała kładka Śliwno-Waniewo, która przez incydent została na jakiś czas zamknięta. Teraz jest otwarta, ale z jednej wsi do drugiej nie da się przejść między rozlewiskami. Dlatego też po intensywnej kampanii w mediach zachęcającej – raczej nic nie zostanie. Co innego Kruszyniany. W ostatnim czasie gotował tam Karol Okrasa, a także zajechali popularni blogerzy „Busem przez świat”. Warto dodać, że tatarska wioska jest również chyba we wszystkich przewodnikach. 

 

Partnerzy portalu:

Wspaniały widok na niebie! Także na Podlasiu widać pas 60 satelitów „Starlink”.

Wspaniały widok na niebie! Także na Podlasiu widać pas 60 satelitów „Starlink”.

To niesamowite jakich czasów dożyliśmy. Wystarczy spojrzeć w niebo, by zobaczyć gołym okiem niesamowity, przemieszczający się pas jasnych punktów. To 60 satelitów komunikacyjnych wystrzelonych niedawno z ziemi. Ich zadaniem będzie dostarczanie internetu z kosmosu. Obecnie są jeszcze nisko nad Ziemią oraz w trakcie „ustawiania się”. Ponadto prawdopodobnie celowo – ułożono je tak, by można je na całym świecie wtedy, gdy jest noc. Warto skorzystać z okazji, bo satelity oddalają się od naszej planety.

 

Żeby wiedzieć kiedy spojrzeć wystarczy pobrać aplikację ISS Detector. Program rozpozna naszą aplikację i wskaże najbliższą godzinę, gdy będzie można obserwować pas satelit. Warto jednak pamiętać, by zacząć obserwację około 10 minut wcześniej, gdyż mogą następować opóźnienia w podawaniu aktualnej pozycji urządzeń. Dobrze jest też wiedzieć, że konstelacja Starlink będzie lepiej widoczna, gdy obserwować ją będziemy z dala od miasta, ale w mieście również zauważymy ją bez problemu.

 

Gdy Starlink nie będzie już zauważalny, to kolejne fantastyczne zjawisko na podlaskiej części nieba będzie można oglądać w sierpniu. Wtedy Ziemia jest tak ustawiona, że można obserwować Perseidy. Jest to rój spadających gwiazd, których w ciągu godziny zauważymy naprawdę bardzo dużo! Warto interesować się astronomią, świat nas otaczający staje się wtedy bardziej fascynujący nie tylko dzięki wschodom i zachodom słońca, ale też w nocy!

Partnerzy portalu:

Zapuszczony pawilon w Pałacu zostanie wyremontowany!

Zapuszczony pawilon w Pałacu zostanie wyremontowany!

Zapuszczony pawilon w Pałacu Branickich wreszcie będzie wyremontowany! Obecnie odgrodzony, wyraźnie zniszczony straszy, a niedługo będzie znów częścią najważniejszej wizytówki miasta.

 

Na początku trzeba będzie pawilon w jakiejś części rozebrać, odkopać fundamenty, wykonać nowe mury, całość otynkować, pomalować. Inaczej mówiąc przeprowadzić generalny remont. Oprócz tego odnowione zostanie ogrodzenie w przesmyku między Plantami a ul. Mickiewicza (od strony budynków Uniwersytetu Medycznego). Wykonawca będzie miał 5 miesięcy od podpisania umowy na przeprowadzenie remontu. Miejmy nadzieję, że planowo do końca miesiąca znajdą się firmy, które złożą swoje oferty. Pawilon jest w opłakanym stanie i szpeci.

 

Warto zaznaczyć, że w Pałacu Branickich potrzeba zrobić jeszcze wiele remontów. Niestety są to gigantyczne koszta. Jednak jeżeli popatrzymy na to jak Wersal Podlaski prezentował się kilkanaście lat temu, to można zauważyć, że przeszedł gigantyczną metamorfozę.

Partnerzy portalu:

Z fałszywym paszportem do amerykańskiego sądu

Z fałszywym paszportem do amerykańskiego sądu

 

    W przedwojennym województwie białostockim, tak samo zresztą jak w całej II RP, panowało ogromne zainteresowanie wyjazdami do mitycznej Ameryki.
  Kusiły nie tylko Stany Zjednoczone, ale też Brazylia, Argentyna, Kanada, a nawet Kuba. Emigranci zarobkowi liczyli na lepszy los dla siebie i swoichrodzin. Za granicą chcieli skryć się poszukiwani przestępcy i dezerterzy z wojska, a prześladowanych Żydów nęciła nie tylko Palestyna.
  Nie wszyscy ci uchodźcy mogli i potrafili zdobyć niezbędną wizę. Tutaj pojawiali się zwykle usłużni osobnicy proponujący fałszywe dokumenty i gwarancję dostaniasię ma statek w Gdańsku czy Hamburgu. Koszt takiej operacji wynosił zazwyczaj od 100 do 500 dolarów.
  Chętnych na lipne paszporty nigdy nie brakowało. Centrum działalności różnej maści kombinatorów i fałszerzy dokumentów stanowił na naszym terenie oczywiście Białystok, choć zorganizowane szajki parające się przerzutem ludzi za granicę grasowały również w Łomży, Ostrołęce, Sokółce, Grajewie czy Ciechanowcu.
  W 1924 roku „Dziennik Białostocki” donosił: „Policja wpadła na ślad szajki pośredników uprawiających
nielegalny szmugiel pasażerów Stanów Zjednoczonych. Na razie aresztowano trzy osoby: Nissena i Rozę
Jungelców oraz Gienię Chwałkowską z ul. Syjońskiej. Są poszlaki wskazujące na duże rozgałęzienie tej organizacji, daleko poza granice Białegostoku”.
  Szczególną obrotnością w przemytniczym procederze wykazali się w latach 1926-1927 dwaj młodzi pracownicy białostockiego oddziału towarzystwa okrętowego Loyd: Chaim Rabinowicz i Tejchel Owsiejewicz. Wyprawiali oni w tym czasie nielegalnie do Stanów Zjednoczonych co najmniej kilkadziesiąt osób. Sposób był całkiem prosty. Dzięki znajomościom w szemranych kręgach miasta pomysłowi młodzieńczy najęli złodzieje, który wykradł dla nich w jednym z urzędów państwowych plik czystych blankietów paszportowych. Znajomy fałszerz sporządził odpowiednie pieczątki oraz wzory podpisów, no i produkcja ruszyła.
  Chętni emigranci za jeden paszport musieli się wykosztować,ale towar był gwarantowany. Konsulat amerykański w Warszawie na dokument z firmy „Rabinowicz i spółka” bez zastrzeżeń wydawał wizy. Ponieważ zapotrzebowanie rosło, a naszym spryciarzom kończyły się oryginalne blankiety paszportowe (z dostawą nowej partii były kłopoty, gdyż różnie odpowiednie urzędy coraz lepiej zabezpieczały reglamentowane dokumenty), postanowiono całkowicie przestawić się na tzw. lipę. Do spreparowanego dokumentu dodawano także własnej produkcji wizę.
  Był to zabieg jednak bardzo ryzykowny, gdyż służby graniczne szybciej nabierały podejrzeń do kontrolowanych osób. I rzeczywiście, na pierwszą wpadkę nie trzeba było długo czekać.
 

W marcu 1927 roku policja gdańska aresztowała Cylę Skalską z Białegostoku i Rubina Chazena z miejscowości Narew w powiecie bielskim oboje chcieli dostać się z Wolnego Miasta Gdańsk do Niemiec na podstawie fałszywych paszportów.
  Ponieważ dokumenty pochodziły z Białegostoku, prezydium policji miasta Gdańska zawiadomiło o sprawie białostocki Urząd Śledczy. Po kilku dniach przysłano także oboje niefortunnych
amatorów amerykańskiego raju.
  Na początku kwietnia 1927 roku władze policyjne w Białymstoku wiedziały juz na pewno, że emigrantów w „lewe papiery” zaopatruje ktoś z miejscowej ekspozytury „Lloyda”. Wszystkich pracowników poddano obserwacji. Gdy pewnego razu Rabinowicz z koleżką udali się do Warszawy po fałszywe książeczki paszportowe, mieli za sobą „ogon” w postaci dwóch agentów policyjnych. Zostali zatrzymani podczas targu ze stołecznym fałszerzem.   Niebawem trafili do więzienia w rodzinnym mieście. Sąd Okręgowy przy ulicy Warszawskiej 63 wycenił usługi dla ludności oferowane przez Rabinowicza i Owsiejewicza na dwa lata pobytu za kratkami.

Włodzimierz Jarmolik

Partnerzy portalu:

Okrasa Karol w Kruszynianach. Gotował tatarskie dania

Okrasa Karol w Kruszynianach. Gotował tatarskie dania

Okrasa Karol, wykorzystując swój talent kulinarny i zamiłowanie do eksploracji różnorodności kulinarnej, nie tylko prezentuje smaki Podlasia, ale także stara się zrozumieć głębsze konteksty kulturowe i społeczne związane z tatarską kuchnią. Poprzez swoje działania, Okrasa inspiruje do poszukiwania i doceniania różnorodności kulturowej, przyczyniając się do budowania otwartego i tolerancyjnego społeczeństwa.

Odkrywanie kultury Tatarów w Kruszynianach

W sercu malowniczego Podlasia, w miejscowości Kruszyniany, znajduje się niezwykła społeczność Tatarów, którzy osiedlili się tu wiele wieków temu. Ich obecność w tym regionie ma bogatą historię i świadczy o wieloletnim współistnieniu różnych kultur i tradycji. Dzięki swojej otwartości i gościnności, Tatarzy z Kruszynian są chętni do dzielenia się swoją kulturą, zwyczajami i przede wszystkim – kuchnią.

Okrasa Karol i jego przygoda z tatarską kuchnią

Karol Okrasa, znany i ceniony polski kucharz, w programie „Okrasa łamie przepisy” poświęcił odcinek właśnie kuchni tatarskiej. Rozpoczął od przyrządzenia jagnięciny z lekko kiszoną kapustą, podkreślając unikalność smaku tego dania i jego głębokie zakorzenienie w tradycji tatarskiej kuchni. Kolejnym potrawą, którą przygotował, były kołduny – charakterystyczne pierogi tatarskie, wypełnione aromatycznym farszem. Następnie Okrasa zajął się przygotowaniem tatarskiej zapiekanki, podkreślając specyficzny sposób przyrządzania potraw w tatarskim stylu. Każdy składnik potrafią zawinąć w delikatne ciasto. Jednak nie tylko Okrasa przyczynił się do promocji kuchni tatarskiej w odcinku. Dżemil Bogdanowicz, który był przewodnikiem kucharza po wiosce tatarskiej, podkreślał w programie dlaczego warto odwiedzić Kruszyniany i poznać tę unikalną społeczność. Opowiedział o możliwości zwiedzenia meczetu, pod warunkiem zachowania odpowiedniego ubioru, co stanowi ciekawy element kulturowy i religijny. Warto zaznaczyć, że Bogdanowicz, mimo swojego pochodzenia tatarskiego, ma żonę wyznającą katolicyzm, co pokazuje otwartość i tolerancję tej społeczności.

Podlaskie przez gastronomiczne okno: tajniki kuchni tatarskiej

Cały odcinek programu „Okrasa łamie przepisy” stanowi doskonałą okazję do poznania tatarskiej kuchni. Dzięki staraniom takich kucharzy jak Karol Okrasa i przewodników jak Dżemil Bogdanowicz, widzowie mogą odkrywać tajemnice i smaki Podlasia. Obejrzenie tego odcinka nie tylko pozwala na delektowanie się kulinarnymi doznaniami. Także na poszerzenie wiedzy o tradycji i historii Tatarów oraz ich wkładzie w kulturę polską.

https://vod.tvp.pl/video/okrasa-lamie-przepisy,w-tatarskim-kociolku,42395775

Partnerzy portalu:

Te drewniane cuda stoją w Podlaskiem. Jedna ze świątyń przetrwała od 1610 roku!

Te drewniane cuda stoją w Podlaskiem. Jedna ze świątyń przetrwała od 1610 roku!

W województwie podlaskim mamy 115 kościołów oraz 67 cerkwi. Wiele z tych budynków przyciąga do naszego regionu turystów. Obecnie w wielu filmach i materiałach promocyjnych można znaleźć zachęty, by odwiedzać Podlaskie na przykład po to, by zobaczyć na własne oczy piękne, drewniane kolorowe cerkwie. To fakt – warto je zobaczyć na własne oczy zarówno od zewnątrz jak i w środku. Jednak mimo wszystko nie warto zapominać również o zwiedzaniu kościołów. Tym razem chcemy się skupić na świątyniach zbudowanych z drewna. Mają one swój wyjątkowy urok. Dlatego, jeżeli planujecie wycieczki tematyczne w naszym regionie – to warto uwzględnić również i zwiedzanie pod takim kątem. Żałować nie będziecie, gdyż Podlaskie ma do zaoferowania prawdziwe cuda architektoniczne.

Drewniane kościoły na Suwalszczyźnie

fot. Witia / Wikipedia

Jednym z takich cudów jest kościół Św. Anny w Gibach w powiecie sejneńskim. Pierwotnie była to molenna, przez co stylem przypomina budynek w Wodziłkach czy Gabowych Grądach. Z tym, że te dwa należą do staroobrzędowców. Budynek w Gibach także do nich należał jeszcze przed II Wojną Światową.

fot. E.giedraitis / Wikipedia

Kolejnym, drewnianym cudem jest katolicki kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Berżnikach (powiat sejneński). Parafia w tym miejscu powstała już w 1447 roku. Obecny budynek pochodzi natomiast z 1819 roku. Później był jeszcze restaurowany.

fot. Marek i Ewa Wojciechowscy / Wikipedia

Następna świątynia również leży na Suwalszczyźnie a konkretnie w Jeleniewie. Jest to Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa. Świątynia została wzniesiona w 1878 roku, a poświęcona w 1899 roku. Warto tutaj dodać, że ołtarz oraz konfesjonały pochodzą z innego kościoła i są w stylu rokoko. We wnętrzu obejrzymy również XIX wieczne obrazy oraz przepiękne stacje drogi krzyżowej także z tamtego wieku. Jako ciekawostkę można dodać iż na strychu kościoła znajduje się bardzo wiele nietoperzy objętych ścisłą ochroną gatunkową.

fot. Ejkum / Wikipedia

Kolejny drewniany kościół stoi w Mikaszówce. Przypomina wyglądem molennę. Wiadomo o nim tylko tyle, że został wybudowany na początku XX wieku.

fot. Thebleeding / Wikipedia

Drewniane kościoły na Podlasiu

Warto również na własne oczy zobaczyć Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Sokołach (powiat wysokomazowiecki). Świątynia została wzniesiona pierwotnie jako cerkiew unicka w 1758 roku w Tykocinie. Następnie w 1833 roku przeniesiono ją na cmentarz w Sokołach (tak – drewniane budynki można przenosić) i tam została kościołem katolickim. Aż do dzisiaj.

fot. Simpledot / Wikipedia

Grzechem byłoby nie zobaczenie wspaniałego kościoła św. Anny w Kalinówce Kościelnej. Świątynia została wybudowana w 1774 roku na bazie innej, spalonej w 1761 roku. Rzeźby w środku datowane są na XVII wiek. Warto także zobaczyć obraz św. Mikołaja z XIX wieku oraz XVII wieczne renesansowe tabernakulum (czyli szafki na eucharystię). Przy kościele stoi także wspaniała dzwonnica.

fot. Yarl / Wikipedia

Warto także wybrać się do Starej Kamiennej, gdzie znajduje się Kościół Św. Anny – najstarszy drewniany budynek na Podlasiu, zachowany do dnia dzisiejszego. Świątynia została ufundowana przez Piotra Wiesiołowskiego (który w Białymstoku wzniósł zamek, z którego powstał Pałac Branickich). Drewniana świątynia znajduje się w powiecie sokólskim.

Pozostałe kościoły, które warto zobaczyć to XIX wieczny Kościół Matki Bożej Szkaplerznej w Studzienicznej, XVI-wieczne Sanktuarium Matki naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa w Domanowie (rozbudowywane w XIX wieku), XVIII-wieczny Kościół św. Stanisława w Milejczycach, Kościół Matki Bożej Anielskiej w Monkiniach z XX wieku, a także XVI-wieczny Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Stanisława w Narwi, XX-wieczny Kościół Trójcy Przenajświętszej w Pawłówce oraz Kościół św. Jana Chrzciciela w Turośli z XIX wieku.

fot. Ludwig Schneider / Wikipedia

Partnerzy portalu:

Po co testują taki mały autobus? Za dwa lata będzie bardzo potrzebny.

Po co testują taki mały autobus? Za dwa lata będzie bardzo potrzebny.

Po Białymstoku jeździ mały elektryczny busik do testów. Zastanawiające było dlaczego magistrat sprawdza akurat pojazd o tak małych gabarytach. Przecież w mieście autobusy muszą pomieścić dużo więcej osób. Odpowiedzią na tą zagadkę jest zbliżający się 2021 rok i odpowiedzi samych zainteresowanych. Sam prezydent na portalu Urzędu Miejskiego w tej spawie postanowił tylko zamydlić oczy – Jesteśmy otwarci na nowe technologie, inwestujemy w nowoczesne, niskoemisyjne rozwiązania, dlatego uważnie przyglądamy się rozwojowi autobusów elektrycznych. I sprawdzamy, jak takie pojazdy radzą sobie w naszych warunkach – powiedział prezydent Tadeusz Truskolaski.

 

Jak widać to tylko ogólne słowa, z których niewiele wynika. Jednak to czego nie powie nam prezydent, przeczytamy w starym raporcie firmy PwC. Okazuje się, że raport sprzed roku jest nadal aktualny, gdyż nic w tej kwestii magistrat nie zrobił. Raport ten dotyczył komunikacji miejskiej, porównywał naszą do tej funkcjonującej w innych miastach. Ogólnie wnioski są złe – źle zarządzamy flotą autobusów, trasy są o wiele za długie niż dojazd z tego samego punktu A do B samochodem i na końcu elektromobilność – z raportu wynika, że Białystok najwyraźniej nie chce mieć z nią nic wspólnego.

 

Czas jednak działa na niekorzyść Truskolaskiego. W styczniu 2021 roku każde miasto będzie musiało spełniać wymagania ustawy o elektromobilności, która to nakazuje posiadanie we flocie komunikacji miejskiej 5 proc. pojazdów zeroemisyjnych. Już wiecie po co te małe busiki, kompletnie niepraktyczne w Białymstoku? – Mikrobus może być uzupełnieniem transportu zbiorowego zapewniając obsługę na ostatnich odcinkach podróży pasażerów – zapewnia producent. Otóż to. Gdy przyjdzie czas, by spełnić wymogi elektromobilności, zapewne tego typu małe busiki będą obsługiwać jakieś egzotyczne trasy. Na przykład linia 106 dojeżdżająca do Borsukówki i zahaczająca o trzy strefy zamiejskie. W Fastach wystarczy zamontować stację ładowania baterii, marketingowo nazwać to miejsce centrum przesiadkowym i rozbijać podróż mieszkańcom na 2 autobusy.

 

Gdyby Truskolaski myślał na poważnie o elektromobilności w Białymstoku i autobusach zeroemisyjnych, to w pierwszej kolejności zająłby się przygotowywaniem do wprowadzenia takich autobusów na wszystkich liniach jadących przez Aleję Piłsudskiego i Lipową – czyli miejsca, gdzie w godzinach szczytu nie da się oddychać od spalin. Tylko na takie działania potrzebne są pieniądze, które Truskolaski już przepuścił. Teraz każda większa inwestycja w mieście niebezpiecznie zadłużałaby Białystok.

fot. bialystok.pl

Partnerzy portalu:

Początki białostockiego sukiennictwa

Początki białostockiego sukiennictwa

 

   Wiemy już, że widoczna na zdjęciu Józefa Sołowiejczyka z 1897 r. fabryk „Hendrichsa i Izenbecka” należała do Ernesta Hendrichsa na mocy aktu kupna-sprzedaży zawartego z Hermanem Commichau, nestorem białostockiego włókiennictwa i jedną z najważniejszych postaci miejscowego przemysłu.

Stosowny dokument spisano w 1889 r., gdy Commichau – z racji sędziwego wieku – porządkował sprawy związane z posiadanym majątkiem, którego niektóre elementy składowe w tym czasie wyprzedawał. Wśród nich była omawiana fabryka, stanowiąca jeden z trzech głównych zakładów produkcyjnych Hermana (główny na Antoniuku, drugi przy ul. Aleksandrowskiej, tj. przy ul. Warszawskiej 59). Herman Commichau nabył ją w 1871 r. od Owsieja Michela Zabłudowskiego.

Kluczem do historii omawianego miejsca jest nazwisko Zabłudowskich. Owsiej Michel był synem Izaaka, postaci zapisanej w sposób bardzo wyraźny w dziejach Białegostoku. Był twórcą majątkowej i społecznej pozycji rodu. Dorobił się ogromnego majątku na handlu drewnem, dzięki czemu zdołał zgromadzić pokaźny majątek, w tym liczne nieruchomości na terenie Białegostoku: m.in. posesję na rogu ul. Wasilkowskiej i Rynku, gdzie zbudował duży dom, synagogę przy ul. Zielonej, kilka działek przy Rynku, ul. Niemieckiej (Kilińskiego) i Bojarskiej (Warszawskiej). Miał czterech synów: Markusa, Mejera, Dawida i wspomnianego Owsieja Michela oraz trzy córki: Chaję Frumę, żonę Nochuma Minca (właściciel posesji przy ul. Kilińskiego 6, gdzie założył fabrykę włókienniczą), Małkę Rejzlę, żonę Sendera Blocha i Fejgę, żonę Eliezera Halbersztrama. Izaak zmarł 29 marca 1865 r. i został pochowany na białostockim cmentarzu, gdzie dzieci wystawiły mu okazały grobowiec, który przetrwał do II wojny światowej. W kontekście historii omawianej fabryki istotne znaczenie ma nie tyle Owsiej Michel, ale jego siostra – Małka Rejzla. Trudno jednak dziś wskazać dokładnie, w jakich okolicznościach przejął on majątek siostry.

Sender (Aleksander) i Małka Rejzla Blochowie to postacie, które osobom dobrze znającym dzieje Białegostoku powinny od razu skojarzyć się z historią początków białostockiego przemysłu włókienniczego. Sender Bloch, bogaty mieszczanin wileński, po ślubie z Małką założył w 1841 r. jedną z pierwszych w Białymstoku fabrykę włókienniczą. Początkowo działała ona chyba w innej lokalizacji i dopiero w 1848 r. Sender zwrócił się do władz gubernialnych w Grodnie z prośbą o uruchomienie produkcji tekstylnej w zakładzie posadowionym na pustej dotychczas parceli przy drodze do Bielska. Do prośby dołączył także projekty budynków fabrycznych. Dzięki nim wiemy, że fabryka Blocha na uroczysku Nowe składała się w początkach istnienia z dwóch drewnianych domów przeznaczonych na mieszkania dla majstrów oraz trzech obiektów produkcyjnych: tkalni, suszarni i postrzygalni wełny. Tkalnia miała dwie kondygnacje, z których dolna była szersza od górnej, a wnętrze całego budynku oświetlały wysokie, prostokątne okna – patrząc na zdjęcie Józefa Sołowiejczyka wydaje się, że gmach ten istniał jeszcze nadal w 1897 r., chociaż w międzyczasie został znacznie rozszerzony.

Sender Bloch zmarł młodo w 1849 r., pozostawiając wdowę Małkę Rejzlę i trzynaścioro niepełnoletnich dzieci. Małka Rejzla przejęła rolę głowy rodziny oraz jednocześnie szefa świeżo uruchomionej fabryki, w czym niewątpliwie pomagali jej pozostali członkowie rodu Zabłudowskich, silnie zaangażowanych w tym czasie w organizację i rozwój własnych zakładów włókienniczych. Jeszcze w opisie miasta z 1863 r. wskazywano, że fabryka Małki Rejzli Bloch zlokalizowana była „przy bielskiej drodze”. W tym czasie oficjalne statystyki odnotowały, że firma Blochowej miała największe zatrudnienie (130 osób) i najwyższą wartość rocznej produkcji (170 tys. rubli) ze wszystkich fabryk działających w Białymstoku. Wkrótce powstały także oddziały firmy w Zelwie i Brodziszewie. Rozwój przedsiębiorstwa znaczony był także kolejnymi inwestycjami budowlanymi, m.in. budową domów przeznaczonych dla majstrów oraz nowych gmachów produkcyjnych. Kluczowe znaczenie miała mechanizacja zakładu przy użyciu maszyny parowej.

Małka Rejzla Bloch zmarła przed 1871 r., i jak wspomniałem, zakład produkcyjny przejął jej brat Owsiej Michel, który sprzedał go Hermanowi Commichau. Nie znamy okoliczności przejęcia oraz treści sporządzonego wówczas aktu, trudno więc powiedzieć, które z budynków widocznych na zdjęciu z 1897 r. jest efektem działalności Małki Rejzli Bloch, które powstały w latach 1871-1889 z inwestycji Hermana Commichau, a które wreszcie zrealizowali wspólnicy Hendrichs i Izenbeck.

W każdym razie w 1897 r. fabryka założona niespełna pół wieku wcześniej, została uwieczniona w swoim największym rozkwicie. Widzimy tu kilka drewnianych domów dla tkaczy, położonych od strony ul. Mickiewicza, dwa główne budynki produkcyjne, pomieszczenie maszyny i kotła parowego wraz z kominem oraz kilkanaście różnego typu budynków pomocniczych i gospodarczych.

Historia posesji, sięgająca 1848 r. i początków białostockiego sukiennictwa, wydaje się być więc główną przyczyną, dla której to właśnie ten zakład znalazł się w albumie ofiarowanym carowi Mikołajowi II. Ciekawe, czy postać widoczna na zdjęciu to przypadkowy spacerowicz, czy raczej ówczesny właściciel zakładu – Ernest Hendrichs? Biorąc pod uwagę jego centralną pozycję na fotografii, druga możliwość wydaje się bardzo prawdopodobna.

O losach fabryki Hendrichsa po 1889 r. i w okresie międzywojennym opowiem w kolejnych częściach.

Wiesław Wróbel

Partnerzy portalu:

Staroobrzędowcy z Podlaskiego potrzebują pomocy. Chcą ochronić budynek przed zniszczeniem.

Staroobrzędowcy z Podlaskiego potrzebują pomocy. Chcą ochronić budynek przed zniszczeniem.

Duchowni z Cerkwi Staroprawosławnej w Gabowych Grądach pod Augustowem chcą uchronić świątynię przed zniszczeniami jakie może wyrządzić burza. Do tego potrzebna jest im instalacja odgromowa. Dotychczasowe inwestycje – budowa dzwonnicy, droga dojazdowa oraz ogrodzenie pochłonęła bardzo dużo pieniędzy. Parafianie wspierali duchownych jak mogli. Ostatnią inwestycją, dzięki której świątynia będzie mogła bezpiecznie i komfortowo funkcjonować to zabezpieczenie przed burzą.

 

Wierzymy, że z Bożą pomocą uda nam się zrealizować ten plan. Niestety posiadane przez środki finansowe nam na to nie pozwalają. Dlatego też zwracamy się do Państwa z wielką prośbą. – napisał do Nas ojciec Mariusz Jefimow z Cerkwi Staroprawosławnej. Na wykonanie instalacji odgromowej potrzebujemy jeszcze kwoty około 9 000 – 10 000 zł. Bez potencjalnych darczyńców nie jesteśmy w stanie wykonać ważnej dla nas inwestycji, zabezpieczającej budynek Cerkwi. – dodał duchowny. W przyszłości staroobrzędowcy nie planują już żadnych poważniejszych inwestycji, które wymagałyby dużych nakładów finansowych.

Jak pomóc?

Wpłaty można dokonywać bezpośrednio na konto bankowe naszej parafii:

STAROPRAWOSŁAWNA CERKIEW STAROOBRZĘDOWCÓW
Gabowe Grądy 7A
16-300 Augustów

Bank BGŻ BNP Paribas S.A.

PL 88 2030 0045 1110 0000 0317 5950

a także poprzez płatności dotpay:
http://staroprawoslawie.pl/kontakt.html

Informacja od Czytelnika

Partnerzy portalu:

Ruszyła Polska Liga Husarska. Są także przedstawiciele Podlaskiego!

Ruszyła Polska Liga Husarska. Są także przedstawiciele Podlaskiego!

Pokazują prawność polskich jeźdźców, zachwycając publiczność a i przypominając chwałę polskiego oręża. Mowa tu o husarzach w zbrojach na przystrojonych koniach. Zawodnicy mierzą się ze sobą z kopią w dłoniach. Polska Liga Husarska składa się z 13 grup husarskich, do których należy 44 zawodników. Przed nimi pierwsze zawody po wakacjach. Obecnie to czas na przygotowania. Nasz region będzie reprezentować Podlaska Chorągiew Husarska. W ramach zawodów będzie można oglądać gonitwę z szablą, kopią, pałaszem lub koncerzem. Wielki finał odbędzie się 15 września na Zamku w Pułtusku.

Informacja od Czytelnika

Partnerzy portalu:

Tak komuniści walczyli z „cudem”. Czy Jadwiga ujrzała Matkę Boską?

Tak komuniści walczyli z „cudem”. Czy Jadwiga ujrzała Matkę Boską?

Kilka dni temu doszło w tym miejscu do pożaru. Ogień w rocznicę miał przypomnieć o dawnych wydarzeniach? Ponad pół wieku temu, bo w połowie maja 1956 roku doszło do „Cudu w Zabłudowie”. Czternastoletnia Jadwiga Jakubowska ujrzała na łące pod Zabłudowem Matkę Boską. Do dziś znajduje się tam miejsce upamiętniające tamto wydarzenie, mimo że nigdy oficjalnie nie zostało potwierdzone przez kościół, ale też zaprzeczone – na czym bardzo zależało władzom PRL. Komuniści bardzo szybko zareagowali na wydarzenie szkalując dziewczynkę wraz z jej rodziną przy pomocy swojej gazety. Pisano wówczas iż Jadwiga upodabnia się do „Ani z Zielonego Wzgórza” (bohaterka ma bujną wyobraźnię i jest bardzo gadatliwa).

Ludzie wykopali dziurę

Komuniści nie chcieli przy okazji cudu atakować kościoła, więc przestrzegali ludzi przed „brudną wodą”. Mieszkańcy i wszyscy, którzy o cudzie dowiedzieli się – na miejscu chcieli zabrać coś ze sobą. Najczęściej zabierano garść ziemi. Bardzo szybko wykopano dół, z którego wypłynęła woda bowiem rzecz wydarzyła się na bagiennym terenie. Ludzie jednak uznali iż na pamiątkę cudu na miejscu pojawiło się cudowne źródełko. Do Zabłudowa zaczęło zjeżdżać coraz więcej osób. Tłumy biwakowały na polu w oczekiwaniu na to, że być może wydarzy się coś jeszcze. Komuniści postanowili działać nie tylko przy pomocy prasy. Rozeszła się wieść o kolejnym objawieniu. Coraz więcej ludzi zaczęło zjeżdżać do Zabłudowa. Władze zatrzymywały samochody jadące w tamto miejsce oraz ograniczyły połączenia autobusowe.

Miała zostać cukiernikiem

Doszło do starć z ZOMO. 500 osób zaatakowało formację kamieniami. Milicja pojawiła się gdyż rozważano siłowe rozpędzenie tłumu. Na miejscu pojawiły się krzyże oraz kapliczka. Samo wydarzenie wpłynęło również na Jadwigę Jakubowską. Czternastolatka planowała zostać cukiernikiem, jednak pod presją społeczeństwa, które oczekiwało, że skoro ujrzała Matkę Boską to sama będzie święta, jednak poszła do klasztoru.

 

Cała sprawa odbiła się również na rodzinie. Dziennikarze raz po raz pisali o nich jak o patologii i ciemnocie. Pod domem Jakubowskich ciągle było dużo milicjantów. Zaś młoda dziewczynka była odbierana ze szkoły przez nieumundurowanych funkcjonariuszy. Swoją cegiełkę także dołożyła prokuratura – która planowała wystąpić do sądu o ukaranie matki dziewczynki o celowe wprowadzenie ludzi w błąd. Komuniści za wszelką cenę chcieli doprowadzić, by całe zdarzenie było odbieranie nie jako cud a jako przykład ciemnoty panującej na białostockiej wsi. Cały czas usuwano z tamtego miejsca krzyże, zaś ludzie stawiali kolejne. Kościół nigdy nie potwierdził cudu, ale też nigdy nie zaprzeczył. Do dziś jednak można odwiedzać miejsce po tym zdarzeniu. Jest bardzo charakterystyczne i widoczne z daleka.

 

Kilka dni temu w miejscu, gdzie miało dojść do cudu wybuchł pożar. Nie wiadomo z jakiej przyczyny. Na szczęście został szybko ugaszony. Czy to przypadek, że paliło się akurat w kolejną rocznicę „cudu”? Warto dodać, że wiosną często dochodzi do pożaru na łąkach – szczególnie, że ostatnio były suche dni. Podobnie można tłumaczyć wykopanie na bagiennym terenie „cudownego źródełka” zaś to co ponoć ujrzała 14-latka jako zwykłą fantazję nastolatki. Warto jednak pamiętać iż w religii nie chodzi o udowodnienie lecz o wiarę – także w symbole. Nie należy oczywiście przesadzać, ale jeżeli w tym samym miejscu dochodzi kilka razy do różnych wydarzeń, które można ze sobą powiązać, to warto się zastanowić dlaczego tak się dzieje. Przypadek?

fot. główne: IPN Białystok

źródło: Archiwum Państwowe w Białymstoku

Partnerzy portalu:

Ciemna strona miasta. Stróże prawa nie zawsze byli w porządku

Ciemna strona miasta. Stróże prawa nie zawsze byli w porządku

 

   Karol Hepner, szef policji kryminalnej, okazał się byłym współpracownikiem wywiadu i ochrony carskiej.
Polska olicja pojawiła się w Białymstoku już w lutym 1919 roku zaraz po wycofaniu się Niemców. Chaos panował wówczas ogromny. W blisko 80-tysięcznym, powojennym mieście znalazły się tłumy napływających ze wschodu uchodźców. Był to raj dla różnej maści złodziejaszków, oszustów i szulerów. Rozpanoszył się czarny rynek, a bandytyzm szerzył się nie tylko w nocy, ale w biały dzień. Nowa władza miała pełne ręce roboty. A przecież sama się kształtowała.

Widocznym symbolem nowych czasów stał się polski posterunkowy, w niczym nie przypominający carskiego stójkowego. Tak w maju 1919 roku opisywał go reporter „Dziennika Białostockiego”: Każdego, kto po raz pierwszy wjeżdża na ulice Białegostoku uderza widok nadzwyczajny, widok człowieka źle odzianego, w ubraniu zazwyczaj podartym i z karabinem na ramieniu. Orzełek biały na czapce, to zapewne przedstawiciel władzy polskiej. Człowiek ten stoi kilka godzin wśród zawieruchy, to znowu wśród deszczu i upału, i czuwa na spokojem publicznym”. Głodowe uposażenie (250 marek), wypłacane nieregularnie, nie zachęcało do gorliwej służby. Nieco lepiej powodziło się policjantom ze służby kryminalnej, którzy mogli przynajmniej zarekwirować coś zatrzymanym przemytnikom czy paskarzom.

W lipcu 1919 rok Sejm uchwalił ustawę o Policji Państwowej. Na jej podstawie utworzone w kraju 6 okręgów policyjnych. Okreg 5 obejmował województwo białostockie. Komenda Główna mieszcząca się w Warszawie, zaczęła czyścic własne szeregi. W Białymstoku polecono zwolnić wszystkich posterunkowych źle mówiących po polsku i nie mających kwalifikacji. Została zorganizowana szkoła policyjna, w której co roku miało kształcić się 70 adeptów. Mieli uczyć się fachowych przedmiotów, słuchać wykładów z prawa i procedury karnej, poznawać historię Polski. Nowym komendantem wojewódzkim został dr Henryk Jasiński, zaś komendę miejska i powiatową objął Leon Gallas. Dotychczasowy szef policji miejskiej, były pułkownik rosyjski Konstanty Songajłło poszedł w odstawkę. Karol Hepner, kierownik policji kryminalnej, został oddany w ręce prokuratura.

Okazało się, że Hepner, którego w Białymstoku zainstalowały jeszcze władze niemieckie, nie tylko w czasie wojny współpracował z Geheimpolizei, lecz był również agentem osławionej carskiej ochrany. Po aresztowaniu Hepner trafił do więzienia na warszawskim Mokotowie. Wyszedł szybko za poręczeniem danym przez włodarzy Mińska Mazowieckiego, gdzie wcześniej mieszkał. Do pracy w białostockiej policji już nie wrócił. Nie dość tego, wkrótce znowu poszedł za kratki. A to za sprawą nadużyć popełnionych w spółce akcyjnej handlującej artykułami skórzanymi . Kilka lat później kłopoty z prawem stały się udziałem Mieczysława Banneta, zastępcy kierownika białostockiej Ekspozytury Urzędu Śledczego. 11 kwietnia 1927 r. przed Sądem Okręgowym przy ul. Warszawskiej 63 odbyła się jego rozprawa. Akt oskarżenia zarzucał mu sfałszowanie świadectwa szkolnego, które stwierdzało ukończenie szkoły w Wiedniu. Tymczasem Bannet ukończył tylko trzy klasy. Poza tym, oskarżony napisał w swoim życiorysie, że jest katolikiem, urodzonym w Szwecji, gdy tymczasem był wyznania mojżeszowego i przyszedł na świat w małej mieścinie na południu Polski.

Zarzuty wydawały się dość błahe, ale nie wobec wysokiego funkcjonariusza policji. Początkowo sąd miał zamiar potraktować fałszerza z pełną surowością. Uwzględnił jednak jego bohaterską, wojenną kartę i nienaganną służbę i skazał na rok więzienia. Wyrok wypełnił w całości areszt prewencyjny, więc Bannet szybko odzyskał wolność.

Włodzimierz Jarmolik

Partnerzy portalu:

Historia szpitala ul.Warszawska 15

Historia szpitala ul.Warszawska 15

 

23 września 1921roku. Tego dnia, przy ul. Warszawskiej 15, w Białymstoku, odbyło się -jak pisały ówczesne gazety: „..solenne poświecenie i otwarcie szpitala żydowskiego”. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele rabinatu, władz komunalnych oraz wiceprezydent Rady Miejskiej Witold Łaszewski. Tak naprawdę na Warszawskiej szpital żydowski istniał już wcześniej, kiedy to w 1862 roku Izaak Zabłudowski podarował gminie żydowskiej mieszczący się tam dom z placem. Dziesięć lat później wyznawcy mojżeszowi wybudowali w tym miejscu nowoczesny dwupiętrowy budynek. W nim to siedzibę znalazł szpital, oficjalnie nazywany żydowskim. W tamtych czasach liczył 48 łóżek..Wię­kszą liczbę chorych mógł przyjąć dopiero w 1882 roku, kiedy z dotacji niejakiego Wołkowyckiego dobudowano obok kolejny budynek, a liczbę łóżek zwiększono do 86. Jeszcze przed końcem XIX w. Szpital, miał oddzielne sale do leczenia chirurgicznego i internistycznego. Jednak prawdziwą sławę zyskał w okresie międzywojennym. Po I wojnie i Białystok, i szpital rozpoczęły wręcz swoje „drugie” życie – uroczyste otwarcie w 1921 roku było tego niejako dowodem.
 

Do czasu, uruchomienia szpitala w Choroszczy pomoc mogli uzyskać tu też nerwowo i psychicznie chorzy, których po I wojnie przybyło w Białymstoku i całej Polsce. Podobno też niektóre operacje wątroby wykonywano tylko w nim i jeszcze w dalekiej Japonii, zaś jego wysoki poziom zaskoczył lekarzy niemieckich, którzy szpital zajęli w czasie wojny. Druga wojna światowa, niestety, nie pozostawiła śladu po świetnie wyszkolonym personelu szpitala.
Szczególna rola w zabezpieczaniu ochrony zdrowia społeczeństwa województwa białostockiego przypada Wojewódzkiemu Szpitalowi Zespolonemu.
Powstanie i rozwój Szpitala wiąże się z organizacją i rozwojem chirurgii, bowiem jeszcze w okresie międzywojennym odczuwano niedobór tego rodzaju usług.
W 1931 roku zbudowano i oddano do użytku wielooddziałowy na 240 miejsc, Szpital Miejski nazywany św. Rocha, w którym mieścił się 60-łóżkowy oddział chirurgiczny. Dyrektorem Szpitala a zarazem ordynatorem oddziału chirurgicznego został, przybyły z Kliniki Chirurgicznej Uniwersytetu w Astrachaniu, profesor Konrad Fiedorowicz. W zasadzie Profesorowi przypisuje się rozwój i umocnienie białostockiej chirurgii.

W czasie II wojny światowej, kolejni okupanci zmieniali nazwy i przeznaczenie istniejących przed wojną szpitali.
Po wkroczeniu w 1941 r. do Białegostoku, komendantura niemiecka nakazała opuszczenie szpitala św. Rocha personelowi z pacjentami, bez prawa naruszenia jakiegokolwiek wyposażenia. Personel medyczny z pacjentami chirurgicznymi znalazł miejsce w byłym radzieckim szpitalu wojskowym przy ul. Mickiewicza 2 (przed wojną mieściło się Gimnazjum Nauczycielskie), gdzie byli leczeni żołnierze polscy i rosyjscy.

Zorganizowane oddziały chirurgiczne w Szpitalu przy ul. Warszawskiej 15 i 29 przeznaczono na leczenie chorych cywilnych.
W 1942 r. przybyły z Berlina niemiecki lekarz objął dyrekturę wszystkich szpitali w Białymstoku i ordynaturę 50-łóżkowego oddziału chirurgicznego w Szpitalu „Żydowskim”przy ul. Warszawskiej 15, natomiast wszyscy lekarze Żydzi umieszczeni zostali w getcie. Część lekarzy polskich zatrudnił u siebie, profesorowi Fiedorowiczowi polecił prowadzenie 40-łóżkowego oddziału chirurgicznego przy ul. Warszawskiej 29.
Ponowne działania wojenne niemiecko-radzieckie, jakie przeszły przez Białystok, bardzo poważnie nadwyrężyły istniejące szpitale. Szpital św. Rocha został spalony. W trudnej sytuacji znalazła się chirurgia . Pozostały dwa małe oddziały przy Szpitalu PCK ul. Warszawska 29 i ul. Warszawska 15. Czynne były dwie sala operacyjne, brakowało jednak dostatecznego wyposażenia i narzędzi, a posiadane wypożyczano na czas operacji z jednej do drugiej sali.
W miejscu dawnego Szpitala św. Rocha wybudowano i oddano w 1948 r. do użytku nowy na 180 miejsc budynek przy ul. Piwnej (obecnie M. C. Skłodowskiej). Otrzymał nazwę Państwowego Szpitala Chirurgicznego. Posiadał trzy sale operacyjne, aparaturę diagnostyczno-radiologiczną i własne zaplecze gospodarcze, które w całości otrzymał z darów UNRRA (jak wiele innych szpitali). Obsadę ordynatorską stanowili lekarze z dawnych oddziałów chirurgicznych. W początkowym okresie ordynatorzy stanowili jednoosobową lekarską obsadę oddziałów. Operowano tu chorych z zakresu otolaryngologii, urologii, ortopedii, okulistyki oraz dzieci. Z chwilą oddania Szpitala Chirurgicznego zlikwidowano jednocześnie takie oddziały przy ul. Warszawskiej 15 i 29. Również w tym czasie rozpoczęto budowę szkoły pielęgniarskiej na placu po przeciwnej stronie chirurgii, jednak w niedługim czasie zmieniono plany i po modernizacji pierwotnego projektu wybudowano obiekt z przeznaczeniem na oddziały chorób wewnętrznych. Oddany do użytku w 1950 r. jako Miejski Szpital Wewnętrzny (obecnie ul. M. C. Słodowskiej 25) z oddziałami chorób wewnętrznych i neurologicznych.

Po odzyskaniu niepodległości, w związku z szerzeniem się chorób zakaźnych i wielkiej epidemii wśród dzieci choroby Hainego i Medina, odczuwano ogromny brak możliwości hospitalizacji tych pacjentów w Białymstoku. Ministerstwo Zdrowia w 1952 r. przyznało specjalny kredyt na budowę i wyposażenie oddziału dla dzieci chorych na tę chorobę. Przy wielkiej inicjatywie dr Ireny Białówny w ciągu dziewięciu miesięcy wybudowano i wyposażono pawilon z przeznaczeniem leczenia dzieci obserwacyjno-zakaźnych oraz budynek z przeznaczeniem, w okresie nieepidemicznym, na oddział wewnętrzny i chirurgiczny. Lokalizacja tych pawilonów była na placu za budynkiem Chirurgii (obecnie wewnątrz placu kompleksu budynków Wojewódzkiego Szpitala).
W związku z powołaniem Akademii Medycznej w Białymstoku zachodziła konieczność zorganizowania bazy szkoleniowej. Na wniosek ówczesnego Lekarza Wojewódzkiego i Rektora Akademii Medycznej, został powołany uchwałą Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej z dniem 1 stycznia 1953 r. Wojewódzki Szpital Zespolony im. J. śniadeckiego. Nastąpiło połączenie Miejskiego Szpitala Chorób Wewnętrznych, dwóch pawilonów dziecięcych z Państwowym Szpitalem Chirurgicznym w jeden kompleks administracyjny. Na dyrektora nowej placówki powołano dr Adama Dowgirda, który pełnił jednocześnie obowiązki ordynatora oddziału chirurgii ogólnej (funkcje te sprawował do chwili odejścia na emeryturę w 1981 r.).
Ciągłe braki szpitalnych miejsc specjalistycznych powodowały konieczność stałej rozbudowy Szpitala. W 1957 r. Dyrektor zorganizował przy Szpitalu własny Zakład Remontowo – Budowlany. Od tego okresu następuje intensywny rozwój Wojewódzkiego Szpitala, a jego Dyrektor otrzymuje przydomek „budowniczego”.
W 1955 r. przy ul. Wołodyjowskiego 3 wybudowano nowy na 60-łóżek pawilon z przeznaczeniem na chirurgię dziecięcą, który w 1969 r. rozbudowano i zmodernizowano umieszczając 135 łóżek dla małych pacjentów. Oddziały dysponowały 3 salami operacyjnymi, wydzieloną izbą przyjęć, a od 1972 r. przychodnią Chirurgiczną i Dziecięcym Pogotowiem Ratunkowym.
W 1964 r. zmodernizowano pawilon odserwacyjno-zakaźny, pierwotnie budowany na potrzeby hospitalizacji dzieci z chorobą Hainego i Medina.
W tym okresie wybudowany został budynek, w którym umieszczono zakład diagnostyki laboratoryjnej i laboratorium bakteriologiczne, a także dokonano modernizacji budynku administracji (w którym pierwotnie mieścił się oddział dla dzieci chorych na gruźlicę, następnie oddział dla dorosłych z chorobami płuc) oraz oddziałów laryngologii i okulistyki.
Rozbudowywane i modernizowane specjalistyczne oddziały były jednocześnie bazą 10 klinik i 2-ch zakładów Białostockiej Akademii Medycznej.
Szpital stał się placówką służby zdrowia świadczącą usługi przez wysoko kwalifikowaną kadrę medyczną dla mieszkańców województwa białostockiego i sąsiednich.
Usytuowanie klinik i zakładów akademickich w budynkach szpitalnych, uszczupliło nieco miejsca dla pacjentów, a jednocześnie mogło stwarzać trudności we współpracy („dwóch panów na jednym podwórku”). Przyjęto więc zasadę, że kierownik kliniki lub zakładu, będzie równocześnie etatowym ordynatorem oddziału podległym Dyrektorowi Szpitala.
Oddanie do użytku w 1962 r. Państwowego Szpitala Klinicznego i przejście części klinik, oprócz pediatrycznych, odciążyło w znacznym stopniu Szpital od działalności dydaktycznych. Pacjenci uzyskali lepsze warunki hospitalizacji, personel medyczny lepsze warunki pracy. Głównym zadaniem Szpitala było leczenie mieszkańców Białegostoku i województwa, pomoc specjalistyczna szpitalom powiatowym oraz szkolenie kadry specjalistów.
W roku 1973 do Wojewódzkiego Szpitala włączono pogotowie ratunkowe przekształcając w oddziały pomocy doraźnej. Zespoły karetek reanimacyjnych dla dorosłych „R”i dla niemowląt „N”udzielały wyspecjalizowanej pomocy chorym na terenie całego województwa.
Po wprowadzeniu podziału administracyjnego Kraju, Szpital Wojewódzki uzyskał status Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. J. śniadeckiego, w skład którego włączono Zespół Wojewódzkich Przychodni Specjalistycznych.
Na mocy aktów prawnych Szpital otrzymał nowe zadanie w zakresie nadzoru specjalistycznego oraz działalności metodyczno-organizacyjnej nad wszystkimi placówkami służby zdrowia w nowym województwie białostockim. Jednocześnie w bardzo szerokim zakresie pomagał nowopowstałym, słabym pod względem wyposażenia i kadry, województwom: łomżyńskiemu i suwalskiemu.
Nie zmniejszała się liczba pacjentów wymagających leczenia lecz obserwowano stały wzrost zachorowań na choroby serca, pokarmowe i nerwowe. Występowały ciągłe braki liczby łóżek. Wprowadzono jako metodę leczenia tzw. „hospitalizację domową”. Pacjentów po zdiagnozowaniu i ustaleniu leczenia lub po przeprowadzonym zabiegu wypisywano do domu gdzie dalej byli leczeni pod opieką personelu z oddziału.
W dalszym ciągu prowadzono rozbudowę. W latach 1979-1981 przeprowadzono przebudowę budynku, w którym mieściły się oddziały wewnętrzne, dobudowując nowe piętra i skrzydła.
W nowych pomieszczeniach usytuowano oddziały: kardiologiczny, gastrologiczny, reumatologiczny, dwa oddziały chorób wewnętrznych i dwa oddziały chorób neurologicznych.
W styczniu 1985 r. rozpoczął działalność zakład tomografii komputerowej, angiografii i ultrasonografii. W dobudowanym skrzydle „Rotunda”w 1992 r. zorganizowano dział rehabilitacji leczniczej z działem hydroterapii, obok istniejącego oddziału rehabilitacji leczniczej, który jest pierwszym w Kraju specjalistycznym oddziałem funkcjonującym w szpitalu stopnia wojewódzkiego i zarazem pierwszym powstałym w regionie północno-wschodniej Polski.
Na podstawie Zarządzenia Wojewody Białostockiego w skład Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego z dniem 1 stycznia 1992 r. włączono Specjalistyczny Zespół Opieki Zdrowotnej nad Matką Dzieckiem i Młodzieżą w Białymstoku, jako Wojewódzka Przychodnia Matki Dziecka i Młodzieży, a z dniem 1 stycznia 1993 r. został przyłączony Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. M. C. Skłodowskiej przy ul. Warszawskiej 15, uzyskując nazwę Szpitala nr 2 (z działu onkologii został utworzony Regionalny Ośrodek Onkologiczny jako jednostka samodzielna).
 
W końcu 1993 r. szpital dysponował 1240 łóżkami w 34 oddziałach i zatrudniał 2186 pracowników pełnoetatowych, w tym 346 lekarzy i 850 pielęgniarek i położnych. Stał się największą jednostką służby zdrowia w województwie i jednocześnie bardzo znaczącą placówką dydaktyczno-szkoleniową. Prowadzone jest nauczanie przeddyplomowe studentów wszystkich wydziałów Akademii Medycznej, nauczanie praktyczne uczniów średniego szkolnictwa medycznego oraz doskonalenie podyplomowe wszystkich zawodów medycznych w poszczególnych specjalnościach. Personel medyczny prowadzi ciągłe dokształcanie uczestnicząc w szkoleniach ośrodków medycznych w kraju i zagranicą. Prezentuje własne osiągnięcia na zjazdach naukowych oraz w czasopismach medycznych. Ciągle doskonalone i stosowane są nowoczesne metody leczenia (np.: leczenie kamicy żółciowej metodą laparaskopową itp.), diagnostyka prowadzona jest aparaturą najnowszej generacji. Prowadzono współpracę na zasadzie wymiany i szkolenia pracowników ze Szpitalem w Kownie.
W latach 1977-1984 Szpital Wojewódzki zorganizował i prowadził Szpital w Zliten w Libii.
Na terenie Szpitala prowadzą działalność medyczne towarzystwa naukowe.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Znani blogerzy na Podlasiu. Zachwyceni naszym regionem – „najbardziej niesamowite i egzotyczne”.

Blogerzy „Busem przez świat” postanowili przyjechać na Podlasie i pokazać swoim widzom 10 miejsc, które warto zobaczyć na Podlasiu. Warto obejrzeć film, by zobaczyć jakie podlaskie atrakcje przyciągają. Serce też się raduje, że robi się wreszcie moda na nasz region. Przestajemy być „dziurą”. Teraz jesteśmy „popularną dziurą”. Dalej ludzie stąd uciekają na rzecz bardziej rozwiniętych miejsc i tutaj raczej nic się nie zmieni, ale przynajmniej jesteśmy drugimi Bieszczadami. Rzadko zamieszkanym regionem, w którym jest dziko, niesamowicie i egzotycznie właśnie. A jak widzą nas blogerzy z „Busem przez świat”?

 

Na pierwszym miejscu wymieniają Kruszyniany oraz zamieszkałych tam Tatarów. Na drugim miejscu postanowiono ukazać prywatny zamek „Kasztelnik”. Oczywiście nie mogło zabraknąć podlaskich, kolorowych, drewnianych cerkwi. Kolor – niebieski oznacza powierzenie matce boskiej, zaś zielona świątynia powierzona duchowi świętemu bądź męczennikowi. Kolejna propozycja blogerów to Kraina Otwartych Okiennic. Kolejne miejsce to Święta Góra Grabarka pod Siemiatyczami.

 

Następnie blogerzy polecają wybrać się do Odrynek, gdzie znajduje się skit prawosławny. Tak samo jak podlaskich cerkwi, tak nie mogło zabraknąć w propozycjach Puszczy Białowieskiej. Kolejna wycieczka proponowana przez podróżników to kładka Waniewo i Śliwno. Kolejnym punktem na mapie był Supraśl. Ostatnie miejsce to Europejska Wieś Bociania.

 

Warto dodać, że blogerzy mają na kanale YouTube – 94 tys. subskrypcji. Właśnie tyle osób dzięki nim zobaczy piękno Podlasia i być może zdecyduje się na przyjazd do nas.

Partnerzy portalu:

Białystok ma jeszcze 6 lat. Potem zaprzepaścimy swoją największą szansę na rozwój gospodarczy.

Białystok ma jeszcze 6 lat. Potem zaprzepaścimy swoją największą szansę na rozwój gospodarczy.

Pojawienie się kolei żelaznych w Białymstoku nie tylko popchnęło miasto w intensywny rozwój gospodarczy, ale też dało możliwości podróżowania. Po ponad 150 latach wraca wielka szansa, by znów miasto rozwinęło się dzięki kolejom. W 2025 roku powstanie Rail Baltica łącząca nasze miasto z Litwą, Łotwą i Estonią. Politycy wszystkich opcji powinni zrobić wszystko, by przekonać rząd aby w stolicy województwa podlaskiego znajdował się międzynarodowy węzeł kolejowy. Szczególnie, że na większe regionalne lotnisko nie mamy co liczyć.

Rozwój kolei żelzanych

W 1862 roku białostoczanie mogli pojechać zarówno do Petersburga jak i do Warszawy. Po drodze do tego pierwszego miasta była stacja w Wilnie, Grodnie. Było można także przesiąść się po drodze i dojechać koleją do Rygi oraz innym połączeniem do Kowna. Oczywiście w tamtych czasach nikt turystycznie raczej nie podróżował, ale był to środek lokomocji dla fabrykantów, urzędników, żołnierzy oraz arystokracji.

 

Rok 1873 przyniósł kolejne połączenia. Z Białegostoku pociąg jechał aż do Królewca (dziś Obwód Kaliningradzki). Cała trasa prowadziła z Odessy, prze Kijów, Brześć, Białystok, a dalej znaną trasą Grajewo, Ełk. Następnie pociąg jechał przez Prusy i dojeżdżał aż do Królewca.

 

W 1886 roku Białystok zyskał połączenie z Moskwą. Dziś by dojechać do rosyjskiej stolicy trzeba najpierw zahaczyć o stolicę Polską. Dawniej zaś linia kolejowa prowadziła z Białegostoku przez Puszczę Knyszyńską do Wołkowyska, Baranowicze, Mińsk i Smoleńsk. Dzięki temu zyskały na tym przede wszystkim Gródek oraz Sokole, do których można dziś dojechać tylko w ramach atrakcji turystycznej.

Brama na wschód

Dziś niestety niewiele zostało z tych połączeń. Z Białegostoku, bezpośrednio przy okazji atrakcji turystycznej w weekend można dostać się tylko do Kowna oraz codziennie do Grodna. Gdyby nasze miasto było dziś bramą na wschód, to zyskalibyśmy na tym gospodarczo. Z Warszawy codziennie można dojechać do Pragi, Berlina, Wiednia, Brześcia, Budapesztu, Mińska, Moskwy, Kijowa, Ostrawy (Czechy), Bohumina (Czechy).

 

Zupełnie nie jest zrozumiałe dlaczego mimo istniejącej infrastruktury nie można by było postarać się o to, by z Białegostoku odjeżdżały wszystkie pociągi na wschód. Do Kijowa, Mińska, Moskwy, Wilna, Rygi oraz Petersburga. Takie połączenia nie tylko rozwinęłyby Białystok mocno turystycznie, ale przede wszystkim gospodarczo. A utworzenie takich połączeń nie jest fantazją. Tory na tych trasach przecież istnieją. Wystarczą wpływowi politycy, którzy potrafią „załatwiać” coś dla swego regionu. Skoro Warmia i Mazury dostały przekop Mierzei Wiślanej, zaś centralna Polska wielki port lotniczy CPK, to dlaczego Białystok nie może być międzynarodową stacją, z której dostaniemy się wszędzie na wschód tak jak 150 lat temu?

 

Utworzenie linii do wschodnich stolic to kwestia porozumień międzynarodowych. Trudno uwierzyć ażeby Litwa czy Łotwa nie chciały bezpośrednich połączeń kolejowych z Polską. Szczególnie, że do 2025 roku powstanie „Rail Baltica”. Nowoczesne tory poprowadzą aż do Tallina. Tak naprawdę to nasza jedyna szansa na to by coś znaczyć. Szansa na to ażeby nie być prowincją udającą metropolię. 6 lat to wystarczająco dużo, by przekonać kogo się da, że to Białystok, a nie Warszawa właśnie powinien być międzynarodową stacją na wschód. Jest to nie tylko logiczne, ale także korzystne. Zaś połączeń między Warszawą a Białymstokiem jest naprawdę dużo. Tak samo nie ma przeciwwskazań ażeby to właśnie nie z Warszawy a ze stolicy województwa podlaskiego odjeżdżały pociągi do Mińska i Moskwy. Wystarczy otworzyć bramę.

 

Oto jak wyglądałyby połączenia (nie trzeba budować torów, bo są):

Białystok – Suwałki – Kowno
Białystok – Suwałki – Wilno – Petersburg
Białystok – Suwałki – Ryga – Tallin
Białystok – Siedlce – Terespol – Brześć – Kijów
Białystok – Grodno
Białystok – Mińsk – Moskwa

Partnerzy portalu:

Tu znajduje się „Kwartał Kaczorowskiego”. Wszystkie 3 budynki w centrum mają wartość historyczną.

Tu znajduje się „Kwartał Kaczorowskiego”. Wszystkie 3 budynki w centrum mają wartość historyczną.

Obok siebie 3 budynki, wszystkie mają wartość historyczną. Jeden już wyremontowany, drugi właśnie remontowany… a trzeci zapuszczony, bo władza nie ma na niego pomysłu od lat. To wszystko zwane „kwartałem Kaczorowskiego”. Mazowiecka 33, Mazowiecka 35 i Mazowiecka 31/1 to budynki, które dawniej stały przy głównej ulicy, teraz na uboczu. Tym lepiej dla nich.

Mazowiecka 31/1

Ten budynek jest dobrze znany wielu mieszkańcom. Obecnie to zabytek, który czeka na jakiś pomysł. Miasto bezczynnie pozwala na jego degradację. Przez to może będzie za późno, by coś z nim zrobić i wtedy „problem” sam się rozwiąże. Miasto myślało, że komuś wciśnie prawie ruinę próbując ją wydzierżawić. Tak samo jak robi z zapuszczonym Domkiem Napoleona. A trzeba było zrobić odwrotnie – tak jak były piłkarz Tomasz Frankowski. Najpierw jego firma wyremontowała kamienicę przy ul. Sienkiewicza, a dopiero potem wynajęła lokale – a nie odwrotnie.

 

Dom przy ul. Mazowieckiej powstał w 1932 roku. Jego pierwsi właściciele to Freina Wałłach oraz Kiwa Wałłach. Byli też jednymi z wielu właścicieli budynku przy Mazowieckiej 33. Po II Wojnie Światowej jego właściciele to Maria Boruto i Piotr Borysienko.

Mazowiecka 33

Dawniej mieściła się tu szkoła wojskowa. To XIX wieczny, ceglany budynek w którym jeszcze w latach 70-tych XX wieku uczono szkolenia taktycznego, ogniowego oraz politycznego. W czasach współczesnych mieściła się tam „Chata Puchata” czyli jedna z lepszych restauracji w Białymstoku. Budynek powstał w 1890 roku i miał wielu żydowskich właścicieli (oprócz Wałłachów głównie z tej samej rodziny). Mieściła się w nim masarnia i sklep szewski. Po II Wojnie Światowej budynek stał się własnością miasta. Utworzono w nim szkołę podstawową i mieszkania.

 

W latach 80-tych budynek trafił w ręce Uniwersytetu Warszawskiego, a potem Uniwersytetu w Białymstoku. Dziś budynek stoi pusty, ale jest pięknie wyremontowany. Miejmy nadzieję że jeszcze będzie służyć ludziom.

Mazowiecka 35

Ten budynek znany jest przede wszystkim z tego, że dawniej uczył się w nim Ryszard Kaczorowski – ostatni prezydent na uchodźstwie. Ekipy remontowe właśnie zabrały się za jego renowację. Obecnie jest brzydko otynkowany. Po remoncie będzie przypominać swojego sąsiada gdyż będzie widoczna fasada z wyczyszczonych cegieł. O tym, że budynek jest w dobrych rękach świadczy, że to ten sam właściciel co budynku obok. W budynku urzęduje poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Dawniej była to Szkoła Podstawowa nr 11.

Partnerzy portalu:

Tuż przed wojną w Białymstoku było… bardzo podobnie jak jest teraz!

Tuż przed wojną w Białymstoku było… bardzo podobnie jak jest teraz!

Nie chcemy nikogo straszyć ani namawiać do ucieczki, ale 2 lata przed wybuchem II Wojny Światowej było bardzo podobnie jak jest teraz. Wiemy to z wydarzeń, które miały miejsce w 1937 roku w Białymstoku. Przypomina się słynny dialog z filmu „Miś”, w którym jedna pani się cieszy, że „Węgiel jest we wiosce”, a druga zapowiada wojnę, bo przed wojną też był węgiel. Nie można jednak nie zauważyć, że historia zatacza koło.

 

20 maja 1937 roku Białystok i jego odwiedził premier gen. Felicjan Sławoj-Składkowski. Wówczas dużym problemem było bezrobocie po mijającym światowym kryzysie gospodarczym. Teraz na szczęście znalezienie pracy nie jest takie trudne, ale… być może wkrótce nastąpi światowy kryzys gospodarczy. To co się dzieje na innych kontynentach ma także wpływ na Polskę i Białystok. USA nie dawno ogłosiły cła na chińskie produkty. W odwecie Chiny zrobiły to samo na produkty amerykańskie. Mimo, że wojna handlowa rozgrywa się pomiędzy mocarstwami i jest daleko, to uderza gospodarczo także w nas.

 

W 1937 roku premier odwiedził także pracujących. W Czarnej Wsi spotkał się z robotnikami, którzy zamieszkiwali baraki. Sławoj-Składkowski był przejęty, że mieszkali w warunkach urągającymi wszelkim normom sanitarnym. Po jego wizycie prezydenci Białegostoku, Łomży oraz Grodna oraz starostowie augustowski i szczuczyński otrzymali po 200 zł na zapomogi wszystkim potrzebującym. Warto tutaj przypomnieć o słynnym programie „500 plus”, który nie jest tylko dla potrzebujących, ale dla wszystkich, którzy posiadają dzieci. Pewna analogia jest jednak zauważalna.

 

Podczas pobytu premiera w 1937 roku w Białymstoku trwał powszechny strajk włókniarzy. 7 tys. robotników, którzy domagali się podwyżek. W tym samym czasie również strajkowali piekarze domagając się 40 proc. podwyżek. Strajk nauczycieli, a wcześniej lekarzy-rezydentów a obecnie przybierający na sile strajk fizjoterapeutów może utwierdzać niektórych, że rzeczywiście znów historia zatacza koło.

 

Jako ciekawostkę warto dodać, że przez pewien incydent na morzu w okolicach Gibraltaru mogło dojść do wybuchu II Wojny Światowej. Hitler był już u władzy i po incydencie był wściekły na Hiszpanów aż tak bardzo, że gotów był wypowiadać im wojnę. Wtedy być może los Polski nie byłby aż tak okrutny gdyż jak wiemy z historii – pierwszym celem 2 lata później Hitlera był nasz kraj. Czy grozi nam III Wojna Światowa? Być może tak, jednak jest to bardzo wątpliwe by wydarzyła się w Polsce. Hitler wywołał II Wojnę Światową, bo nie zgadzał się z rezultatem I Wojny Światowej (po której Polska odzyskała niepodległość także kosztem Niemiec).

 

Dziś główne rozgrywki mocarstw mają miejsce na Bliskim Wschodzie, w Korei Północne, a także w Ameryce Południowej. W Europie jest względny spokój. Wiele może się zmienić, gdy poznamy następce Władimira Putina. Wybory w Rosji odbędą się w 2024 roku czyli za 5 lat. Wtedy do władzy może dojść radykał, który będzie chciał powrotu do czasów ZSRR. Hitler doprowadził do wojny 6 lat po tym, gdy legalnie uzyskał pełnię władzy. Zatem gdyby przyjąć, że ktoś podobny do niego dojdzie do władzy w Rosji, to III Wojna Światowa wybuchnie w 2030 roku? Po II Wojnie Światowej Białystok był jednym wielkim gruzowiskiem. Jeżeli dojdzie do agresji ze strony wschodniej, to nasze miasto i Podlaskie nie mogą czuć się bezpiecznie. Jesteśmy bardzo blisko granicy, jednak największą rolę będzie pełnić tak zwany „Przesmyk suwalski” czyli granica polsko-litewska i terytorium oddzielające Białoruś od Obwodu Kaliningradzkiego.

Partnerzy portalu:

Kolorowe fontanny na Plantach zachwycają jak dawniej! Zobacz film i fotki.

Kolorowe fontanny na Plantach zachwycają jak dawniej! Zobacz film i fotki.

Po dłuższej przerwie wróciły kolorowe fontanny na białostockie Planty. Duża awaria, jaka spotkała urządzenia wytryskujące wodę została na szczęście zażegnana. Trochę to niestety trwało, ale na szczęście już po wszystkim. Białostoczanie znów mogą cieszyć się wspaniałym widokiem. Fontanny świecą na kolorowo wieczorami, jednak na wspaniały pokaz wodotrysków można liczyć w weekendy. Start po godz. 20 czyli tuż po zachodzie słońca.

Można tylko żałować, że wokół zbiornika jest tak mało ławek, mimo że jest sporo miejsca by takowe dostawić. Nie trzeba chyba mówić, że gdy zaczyna się pokaz na Plantach można spotkać bardzo dużo ludzi. Niestety nie wszyscy mogą usiąść bo ławek jest za mało, a każdy chce zobaczyć wspaniałe, kolorowe wodotryski w akcji ale też posiedzieć słuchając szumu wody. Kolorowe fontanny można w Białymstoku podziwiać od wielu lat, nie licząc ostatniej przerwy.

Partnerzy portalu:

Brzydka pogoda? Na Podlasiu można to wykorzystać

Brzydka pogoda? Na Podlasiu można to wykorzystać

Jak to się mówi, nie ma brzydkiej pogody tylko są źle ubrani ludzie. Nie będziemy jednak zachęcać nikogo do chodzenia po deszczu, bo nie każdy lubi. Jednak chcemy namówić Was na przemieszczanie się jakimś środkiem komunikacji. Tak, by na deszczu nie przebywać przez cały czas. Gdzie pojechać i co zobaczyć, gdy za oknem brzydko?

Wypady do Muzeum

Wbrew pozorom w Białymstoku jest kilka naprawdę ciekawych wnętrz do obejrzenia. Znajdzie się coś zarówno dla tych, co szukają nowoczesności jak i tradycyjnych eksponatów. Są takie miejsca jak: Muzeum Rzeźby, Muzeum Wojska, Centrum Ludwika Zamenhofa, ale my najbardziej polecamy dwie placówki: Muzeum Farmacji we wnętrzach Pałacu Branickich, by obejrzeć jak wyglądają naprawdę dawne eksponaty medyczne. Drugim miejscem jest Muzeum Historyczne, gdzie znajduje się makieta dawnego Białegostoku, którą warto obejrzeć z bardzo bliska i nie tylko w dziennym świetle.

fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Fiku-miku

Jumper Park trampolin i Strefa Wysokich Lotów to dwa miejsca gdzie możemy zaczerpnąć rozrywki ruchowej. Zarówno w pierwszym jak i drugim miejscu jest sporo miejsca na różnego rodzaju zabawy. Skoki na trampolinach, wspinaczka, gry ruchowe i wiele innych możliwości spróbowania akrobatyki.

fot. strefawysokichlotow.pl

Basen

Mimo, że jest tam dużo wody to na głowę nic nie pada. Warto podkreślić, że białostockie baseny mają bardzo wysoki standard nie tylko dla tych co chcą uprawiać sport, ale też dla tych co nie bardzo potrafią pływać. Na Włókienniczej można korzystać z pływalni sportowej, jacuzzi oraz ze strefy relaksu z saunami. Jeżeli ktoś chce więcej to znajdzie w Parku Tropikana w Hotelu Gołębiewskim. Tam oprócz wymienionych jest jeszcze basen z falą i masażami wodnymi.

fot. miejskoaktywni.pl

Nie ma wątpliwości, że najgorzej jest zamknąć się w domu i czekać na dobrą pogodę, bo ta wcale może nie nadejść tak szybko. Dlatego szkoda na to czasu. Lepiej coś zaplanować.

Partnerzy portalu:

To dlatego Podlasie jest takie wyjątkowe. Przypomina Australię.

To dlatego Podlasie jest takie wyjątkowe. Przypomina Australię.

Nie ma u nas kangurów, ale… Da się odczuć, że w ostatnim czasie Podlasie stało się „modne” w Polsce. Dawniej kojarzyło się z egzotycznym kandydatem na prezydenta oraz ze śledzikowaniem. Sami mieszkańcy uważali za przekleństwo to, że jest u nas tyle lasów, bagien i innych dzikich miejsc, przez które nie można budować dróg i się rozwijać. Dziś jest zupełnie inaczej – dzikość Podlasia to chluba, drogi jakoś udało się zbudować omijając cenne tereny, to co było przekleństwem stało się atutem. Podlaskie stało się miejscem, do którego przyjeżdża coraz więcej osób, by poczuć siebie, wyciszyć się i naprawdę odpocząć. Nie ma w tym żadnego przypadku. „Podlaskiego ducha” zostawili nam w spadku Jaćwingowie. Jesteśmy jak Aborygeni w Australii.

 

Każdy, kto mieszka na Podlasiu czuje pod skórą, że jest to miejsce wyjątkowe, ale nie zawsze potrafi odpowiedzieć dlaczego. Różnicę jednak czuć, gdy się wyjedzie. Zaraz człowiek chce wracać, bo nie może się odnaleźć. A nawet jak nie wraca, to zawsze tęskni. Dawniej podlaskie ziemie zamieszkiwali Jaćwingowie, którzy bardzo sobie cenili duchowy kontakt z naturą. Szczególną moc przypisywali dębom. Ich życie było przepełnione różnymi wierzeniami, zwyczajami, a także obrzędami związanymi właśnie z naturą. Chociaż po Jaćwingach właściwie nie pozostało śladu, to energia natury przeszła na kolejne pokolenia zamieszkujące podlaskie ziemie. Nie bez przyczyny sporo u nas szeptuch, zielarek i innych uzdrowicieli, do których z całej Polski przybywają wręcz pielgrzymki. Natomiast Aborygeni czcili Ziemię – matkę człowieka. Wierzyli, że duchy przodków nadały jej kształt w dalekiej przeszłości i to od nich pochodzą wszystkie elementy natury, ciała niebieskie, flora, fauna oraz potomstwo.

 

W czym kryje się moc mistycznego Podlasia? W żywiołach. Ziemia, woda, ogień i miłość – to właśnie taka mieszanka buduje naszą wyjątkowość.

Ziemia

Wystarczy przejść się gołymi stopami po trawie, posiedzieć pod drzewem lub nad rzeką, dotknąć wielkich kamieni i zamknąć oczy, wspiąć się na górkę, położyć i po prostu oddychać.

Woda

Wiele u nas w regionie „świętych” źródełek, z których ludzie czerpią wodę. Jest przecież miejscowość pod Wasilkowem – Święta Woda z takim źródełkiem, jest też studnia w Dobrowodzie pod Hajnówką. Wystarczy wydobyć ze studni, zimną, surową wodę. Jej moc będzie uzdrawiająca.

Ogień

Do dziś przetrwały obyczaje związane z paleniem ognia na Podlasiu – wystarczy wspomnieć Noc Kupały i palenie ognia. Dobrze się ma też tradycja puszczania wianków ze świeczką w środku. Dodatkowo w podlaskich chatach nadal stoją stare, kaflowe piece, z których smak potraw jest tak niesamowity, że trudno to opisać. Wyjątkowe właściwości przyrządzonych dań przypisuje się także palącemu się drewnu.

Miłość

W naszym regionie żyją obok siebie ludzie praktykujący różne religie, modlący się do innych Bogów. Nie zwalczają się nawzajem tylko miłują. Warto też wspomnieć o miłości do przyrody i zwierząt która sprawia, że na Podlasiu wymienia się dobra energia.

Partnerzy portalu:

5 ekscytujących miejsc, które w Podlaskiem nie są znane. Warto je odwiedzić.

5 ekscytujących miejsc, które w Podlaskiem nie są znane. Warto je odwiedzić.

Przeglądając różne przewodniki, blogi i inne miejsca gdzie ktoś coś napisał o Podlasiu najczęściej wymieniane były 3 miejsca – Meczet w Kruszynianach, kolorowe cerkwie między Bielskiem a Hajnówką oraz Białowieża. Nie ma wątpliwości, że są to miejsca fascynujące, ale nie oszukujmy się – dla tych co mieszkają na Podlasiu – prawdopodobnie się… przejadły, tak samo jak dla białostoczan – Pałac Branickich. Miło jest tamtędy przechodzić, ale specjalnie raczej nikt nie planuje tam wycieczek. Tak to jest, gdy ma się coś na co dzień.

Dlatego też tym razem postanowiliśmy napomnieć o takich miejscach, które nie są oczywiste, mało znane, ale zdecydowanie warto zobaczyć je na własne oczy. Znaleźliśmy specjalnie dla Was 5 takich miejsc.

Czerwone Bagno w Grzędach

Biebrzański Park Narodowy kryje w sobie wiele wspaniałych atrakcji, miejsc do odkrycia, a także przyrody do podziwiania. Grzędy – miejscowość na północ od Goniądza to zdecydowanie ciekawe, mało znane miejsce, w którym można drewnianą kładką wybrać się na spacer, po to by podziwiać torfowiska, lasy bagienne i ogólnie klimatyczne bagna. Po drodze miniemy też „świętą sosnę” z kapliczką. Można będzie także zobaczyć z bliska łosie, dziki, lisy i inne zwierzęta, które aktualnie przebywają w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt.

Pałac Starzeńskich w Ciechanowcu

fot. Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu

Osoby, które już tam były – polecają pałac. Dlaczego? Jest to budynek z XIX wieku, w którym możemy podejrzeć jak dawniej żyli polscy artystokraci. Obecnie pełni on siedzibę Muzeum Rolnictwa. Zaś wcześniej mieszkała tam Elżbieta Starzeńska, hrabina z Ożarowskich wraz mężem Michałem Konstantym, hrabim Starzeńskim. To własnie oni przeprowadzili przebudowę oraz modernizację całego pałacu będącego obecnie chlubą całego Ciechanowca. Każdy, kto odwiedzi pałac może podziwiać zabytkowe wnętrza oraz salonik. Można też poznać historię Ciechanowca. Naprawdę warto!

Biała Synagoga w Sejnach

fot. Andwieczor / Wikipedia

Bez wątpienia jest to miejsce, które warto zobaczyć w Sejnach. Biała Synagoga powstała w XVIII wieku! Wówczas z drewna. Obecny budynek to budowla z 1885 roku, który powstał za sprawą rabina Mojżesza Becalela Lurii. Podczas II Wojny Światowej żydowska świątynia została zdewastowana przez Niemców. Po wojnie natomiast budynek pełnił rolę remizy strażackiej, magazynu, a nawet zajezdni! Budynek prezentuje się naprawdę ciekawie zarówno na zewnątrz jak i w środku.

Wierszalin

fot. Krzysztof Maria Różański (Upior polnocy) / Wikipedia

Był sobie prorok Eljasz Klimowicz, który założył sektę. Razem ze swoimi wyznawcami mieszkał w drewnianej chacie w Wierszalinie. Tam też znajdują się fragmenty stawianej przez proroka świątyni. Wierszalin miał być nową stolicą świata. Warto tam zajrzeć, by poczuć niezwykły klimat tego miejsca. Może trochę straszny, może intrygujący? Bez wątpienia krąży tam jakaś dziwna moc. Szczególnie, gdy dowiemy się więcej o tym kim był prorok „Ilja”.

Kasztelik w Olendrach

Pod Siemiatyczami możemy napotkać kamienny „Kasztelik” czyli prywatny zamek wybudowany przez Pana Jurka. Jest to osoba otwarta, którą warto poznać i osobiście wysłuchać historii – po co budował ten zamek. Kamienny obiekt znajduje się w miejscowości Olendry. Wstęp jest bezpłatny, jednak warto wrzucić coś do puszki.

Partnerzy portalu: