Featured Video Play Icon

Leśnicy ujawniają sekrety grzybiarzy. Jak i gdzie zbierać, by mieć pełny kosz?

Wiedza o tym, gdzie zbierać grzyby, jest czymś w rodzaju wielkiej tajemnicy. Określone grono grzybiarzy ma swoje „miejscówki” i za nic w świecie nie chce się nimi dzielić. Mimo, że leśne przysmaki występują na Podlasiu bardzo powszechnie i praktycznie nie ma limitów w ich zbieraniu (tak jak w innych krajach).

Leśnicy Nadleśnictwa Żednia postanowili ujawnić sekrety grzybiarzy i w powyższym filmie podzielili się z widzami tym, gdzie trzeba zbierać leśne smakołyki, jak to poprawnie robić, a także od czego zależy miejsce rośnięcia danego grzyba.

Błędem początkującego zbieracza jest to, że wchodzi do lasu i… szuka grzybów. W ten sposób prawdopodobnie skończy z pustym koszykiem lub będzie miał zbiorów tyle co kot napłakał. Istotą zbierania darów lasu jest znajomość drzew. Gdy będziemy je rozpoznawać, to wtedy pod danymi gatunkami będziemy mogli znaleźć, to czego tak pragniemy. Jak tłumaczy się nam w filmie – niektóre grzyby lubią niektóre drzewa. I znajomość tych zależności jest kluczem do sukcesu.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Pod tym kątem Podlaskie jest unikalne. Stare, drewniane chatki ciągle istnieją.

Każdy, kto jeździ trochę po kraju doskonale sobie zdaje sprawę, że stare, drewniane chaty – i to jeszcze zamieszkałe – ciągle mają się dobrze w Podlaskiem. W pozostałych regionach być może natrafimy na pojedyncze sztuki, natomiast u nas drewniane potrafią być jeszcze niemalże całe wioski. To jeszcze i tak nic, bo gdyby nie szkodliwa działalność deweloperów, to i centrum Białegostoku mogłoby poszczycić się czymś, czego nie mają inne miasta.

Może się wydawać, że wszystko powinno być już nowoczesne. Spójrzcie jednak na dowolne zdjęcie Nowego Jorku. Totalnie zabetonowane, gigantyczne miasto z jednym dużym zielonym parkiem. A teraz zobaczcie na to jaki był Białystok dawniej. Zazielenione, przepełnione drzewami miasto, w którym budowano z cegły. To wszystko zaczęło w ostatnich latach bezpowrotnie mijać na rzecz wszędobylskiego betonu, przez który każdego lata mieszkańcy się smażą. „Nowoczesnym” to nie przeszkadza, bo w mieszkaniach, biurach i samochodach mają klimatyzację. Tymczasem dawni mieszkańcy mieli ją wszędzie – także na zewnątrz – bo natura samodzielnie, skutecznie obniżała temperaturę. Tymczasem jeszcze trochę konfliktów na świecie i znów być może wrócimy do czasów bez wszystkiego na prąd. Wtedy nie będzie w miastach ani klimatyzacji w domu, ani w biurze, ani w samochodzie. Drzew i zieleni też nie. Wtedy na takiej podlaskiej wsi, w drewnianym domu życie będzie toczyło się tak jak dotychczas. Natomiast w miastach życia nie będzie.

Dlatego tak popularnym miejscem w naszym regionie jest chociażby Kraina Otwartych Okiennic. Dlatego też całe wycieczki jeżdżą po maleńkich podlaskich wioskach, by zobaczyć jak tu wspaniale funkcjonuje się z drewnem zamiast betonu. Takim Podlasiem w pigułce jest Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej pod Białymstokiem. Dawniej nazywane było Muzeum Wsi. Jak na powyższym filmie można zobaczyć jak w innych regionach żyło się dawniej, a jak niekiedy żyje się dalej u nas. Drewniane domy, wystrojone izby, piece kaflowe które wpływają na niesamowity, unikalny smak zwykłych potraw, a także przepiękne ogrody i całe otoczenie. Warto tam pojechać. Jedni poczują smak dzieciństwa, inni smak utraconego świata, a jeszcze inni być może zobaczą coś, dzięki poczują się dobrze dlatego, że mieszkają w tych nowoczesnych miastach.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Ta Rzeka od setek lat jest ważnym miejscem na Podlaskiej mapie. Dziś mamy tu mnóstwo atrakcji.

Rzeka Narew to niesamowicie interesujący ciek wodny. Zaczyna się na Białorusi, przepływa przez Podlasie i Mazowsze, wpływa do Wisły. Po drodze ma bardzo ważne znaczenie na wielu odcinkach. Na odcinku polskim znajduje się w większości, bo 448 km z 484 km znajduje się właśnie w naszym kraju.

Pierwszym miejscem, które zasilane jest Rzeką Narew jest Zalew Siemianówka. Do dziś nie wiadomo po co w PRL został wybudowany kosztem zniszczenia kilku wsi. Z punktu widzenia przyrody robi więcej szkody niż pożytku. Woda jest w nim tak brudna, że od dawna lepiej się tam nie kąpać. Jedynie ptaki mają z niego prawdziwą uciechę. Nie brakuje tam również wędkarzy. Słynnym miejscem nad Siemianówką jest również terminal kolejowy. Pociąg jedzie nasypem prowadzącym przez zalew. Niestety z tej niewątpliwej atrakcji nie mogą korzystać pasażerowie.

Kolejnym interesującym miejscem nad Narwią jest Kraina Otwartych Okiennic. Najbardziej znane to oczywiście Soce, Puchły i Trześcianka, warto jednak podkreślić, że atrakcyjne przyrodniczo są tereny po obu stronach rzeki, która meandruje pomiędzy miejscowościami Narew, Ancuty, Kaczały, Puchły, Ciełuszki, Kaniuki. Każda z tych miejscowości bez wątpienia jest silnie związana z prawosławiem. Po drodze napotkamy malownicze, piękne drewniane cerkwie.

Kolejna część trasy rzeki jest już bardziej związana z katolicyzmem. A to dlatego, że dawniej przez wspominane tereny przebiegała granica Królestwa Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego. I tak możemy zwiedzić Strablę, Doktorce, Zawyki i jedno z najmniejszych miast w Polsce – Suraż. Warto dodać, że to naprawdę niesamowita, malownicza trasa kajakarska. Sam Suraż natomiast jest punktem, w którym zaczyna się Narwiański Park Narodowy.

To ojczyzna wielu ptaków i innych gatunków żyjących na dzikich rozlewiskach. Najbardziej charakterystyczne miejscowości to Waniewo, Śliwno, Kruszewo i Kurowo. Pierwsza i ostatnia znajduje się po zachodniej stronie rzeki, druga i trzecia po wschodniej. Waniewo i Śliwno połączone były do niedawna drewnianą kładką. Niestety wójt Waniewa od lat nie remontuje zdezelowanej konstrukcji, przez co można wędrować tylko po tej części od strony Śliwna.

Kruszewo to natomiast stolica ogórka. To tutaj mieszkańcy znają najlepsze receptury na ukiszenie i ukwaszenie go. Natomiast Kurowo jest siedzibą Narwiańskiego Parku Narodowego. Tutaj oprócz kolejnej kładki możemy też skorzystać z pychówek. Pomiędzy Kruszewem i Kurowem znajduje się także zerwany most. Wiąże się to z przesądem okolicznych mieszkańców. Po budowie mostu wybuchła I wojna światowa, a następnie konstrukcja została zniszczona. Po zakończeniu konfliktu odbudowano most i mieliśmy zaraz II wojnę światową. Znów konstrukcja uległa zniszczeniu. Tym razem by nie kusić losu, most pozostał zerwany do dziś.

Następnym miejscem jest Tykocin. Przepiękne miasto stanowiło kiedyś ważny punkt z perspektywy rzeki. To tam spływały towary z Suraża, a następnie płynęły do Warszawy. Jeszcze w XIX wieku był to ważny szlak towarowy.

Kolejnym interesującym miejscem jest ujście Rzeki Biebrzy do Narwi w miejscowości pomiędzy miejscowościami Ruś a miejscowością Sambory. Tuż obok znajdują się Wylewy Narwi i przepiękne miasto Wizna, gdzie dawniej znajdował się kolejny po Tykocinie port rzeczny. W pobliżu jest także unikalne miejsce zwane Osadą Wydmową. Można poczuć się jak nad morzem. Po drodze jest jeszcze ciekawa atrakcja, czyli drewniany most w Bronowie. W ostatnim czasie na nim nagrywano słynny film „Wołyń”.

Dalej mamy kolejne ważne miejsce, przez które przepływa rzeka, czyli Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. To malownicze, przyrodnicze, dzikie tereny pod Łomżą. Ostatnim punktem w Podlaskiem jest Nowogród, gdzie nad rzeką znajduje się Skansen Kurpiowski. Fantastyczne miejsce do zwiedzania.

Jak widać – Podlaskie bardzo dobrze zagospodarowało Rzekę Narew – wydzielając tu mnóstwo miejsc przyrodniczych i atrakcji turystycznych, a dawniej wykorzystując ciek do handlu. Miejmy nadzieję, że mimo coraz większych trudności Narew nie zniknie z mapy i dalej będzie służyć ludziom przez kolejne setki lat.

Partnerzy portalu:

Dobra wiadomość. Można legalnie nocować w lesie pod Supraślem!

Dobra wiadomość. Można legalnie nocować w lesie pod Supraślem!

Od jakiegoś czasu istnieje taki program Lasów Państwowych, dzięki któremu bez narażania się na mandat możemy przenocować w lesie. Jest to odpowiedź na prężnie rozwijającą się grupę ludzi uprawiającą w Polsce „bushcraft” czyli trenowanie umiejętności związanych z przetrwaniem i życiem w dziczy przy użyciu jej naturalnych zasobów. Początkowo pilotaż dopuszczał jedną lokalizację niedaleko Białegostoku. Nie była ona jednak zbyt atrakcyjna. Teraz zmienia się wszystko na lepsze i możemy nocować przy samym Supraślu!

Po ponad rocznym okresie trwania pilotażu, został on przekształcony w szerszy program pn. „Zanocuj w lesie”. Wyznaczona przez Nadleśnictwo Supraśl strefa, to obszar ponad 1500 ha przeznaczony nie tylko dla miłośników bushcraftu i surwiwalu, ale także tych osób, które chcą przeżyć przygodę i zanocować w lesie „na dziko” bez specjalnej infrastruktury i bez obaw o naruszenie Ustawy o lasach.

Przed wyruszeniem w drogę należy pamiętać o kilku ważnych aspektach. Las to miejsce wspólne dla wielu obszarów działania państwa. Jednym z nich jest wycinka i prowadzenie gospodarki leśnej, natomiast swoje terminy mają też myśliwi. Zatem najpierw musimy sprawdzić czy w miejscu, gdzie planujemy spać nie ma wprowadzonego zakazu wstępu oraz nie jest planowany tam odstrzał. Miejsca do palenia ognisk są konkretnie wyznaczone. Drewno trzeba zdobyć osobiście samemu. Nie wolno jednak niszczyć drzew, krzewów i runa leśnego! W jednym miejscu może nocować maksymalnie dziewięć osób, przez nie dłużej niż dwie noce z rzędu. Jeżeli ma być więcej osób i więcej nocy potrzebna jest zgoda nadleśniczego danego obszaru.

Najważniejsze jednak pamiętać, by absolutnie nie zostawiać po sobie żadnych śmieci i resztek jedzenia. Wracając wyrzućmy wszystko do worka, a ten zabierzmy ze sobą.

Partnerzy portalu:

Awantura o kibel. Białystok ciągle się z czymś kojarzy.
fot. Facebook R. Rudnickiego, zastępcy prezydenta Białegostoku

Awantura o kibel. Białystok ciągle się z czymś kojarzy.

Kiedy myślimy o Gdańsku, to pierwsze skojarzenia jakie przychodzi na myśl, to słynny żuraw, Morze Bałtyckie, wolność. Kraków? Wiadomo gród królewski, Wawel, Sukiennice czy smok. Poznań? To oczywiście Koziołki, a Wrocław to Ostrów. Tymczasem w Białymstoku?

Dawniej śledziki i disco polo – co było sympatyczne. A ostanie lata? Kononowicz, logo podobne do nowojorskiej organizacji LGBT, naziści, a ostatnio kibel za prawie pół miliona. Chociaż inwestycja jest ważna i jej cena jest jak najbardziej normalna, to po raz kolejny w „świat” idzie jakiś żenujący przekaz z Białegostoku. Mimo, że Truskolaski od 2006 roku dzielnie trzyma się stołka, to do tej pory nie zapanował nad tym wszystkim. Mało tego – jest ostatnio gwiazdą w telewizyjnej stacji, która regularnie pluje na Białystok i szarga miasta dobre imię, utwierdzając widzów, że Białystok to faszystowskie miasto. Zupełnie prezydentowi nie przeszkadza tam występować.

Teraz znowu wyszło komicznie. W Białymstoku zbudowano publiczną toaletę za prawie pół miliona złotych przez co jesteśmy obiektem żartów w Polsce. Tymczasem to miasto powinno przejść z obrony do ataku i wyśmiewać wyśmiewających. Niestety Truskolaski z kiblem kojarzyć się nie chce, więc trudno go gdziekolwiek zobaczyć w kontekście tej inwestycji. A miałby okazję zamknąć usta chociażby we wczorajszych Faktach.

Cena ponad 400 tys. zł wydaje się ogromna, ale gdy podda się głębszej analizie inwestycję to wyjdzie, że jest ona zwyczajna. Zacznijmy od tego, że samo podłączenie mediów kosztowało 120 000 zł. Zatem sam koszt toalety to około 280 000 zł. Jak za mieszkanie? Co musi być w środku, że tyle to kosztowało. Odpowiedź jest bardzo prosta.

Gdyby wnętrze budynku zbudować tak jak w mieszkaniu – czyli sedes, kafelki, umywalka, lustro itd. to koszt byłby oczywiście niższy, natomiast szalet taki przetrwałby może miesiąc lub dwa. Nawet sobie nie wyobrażacie, ilu idiotów dziennie mijacie przechodząc ulicą. Jest prawie pewne, że wielu z nich wchodząc do takiej toalety dostałoby małpiego rozumu i zaczęłoby ją niszczyć. O bezsensownych aktach wandalizmu w Polsce można napisać książkę z mnóstwem przykładów. Dlatego, gdy decydujemy się na publiczną inwestycję w toaletę, to musi być ona praktycznie niezniszczalna. Tak żeby idiota, który w niej dostanie małpiego rozumu co najwyżej uszkodził siebie podczas próby rozwalenia czegoś.

Druga kwestia to sprzątanie. W swojej łazience nie jest to trudne, ale zapytajcie pracowników galerii handlowych i stacji benzynowych jak się sprząta publiczne toalety. Jeżeli byliście w takich przybytkach to prawdopodobnie wiecie sami, że ludzie niekoniecznie defekują do muszli klozetowej, tak samo niekoniecznie oddają tam mocz. Dlatego też sufit, ściany i podłoga w takim miejscu powinno być zbudowane z materiału, który błyskawicznie się czyści.

Jedyne, do czego można się przyczepić to wygląd zewnętrzny. Otóż w otoczeniu Pałacu Branickich taki budynek zupełnie nie pasuje. Powinien komponować się z całym zabytkowym otoczeniem.

Inwestycja potrzebna bez wątpienia. Niestety Białystok znów cierpi, bo prezydent przez 16 lat swego urzędowania nie potrafił zatrudnić żadnego speca, który by odmienił marketingowe oblicze miasta. Pierwsza próba zakończyła się skandalem. Okazało się, że nowe logo miasta bardzo przypomina logo gejowskiej organizacji z Nowego Jorku. Po miesiącach stawania na uszach i przekonywania, że to wcale nie jest plagiat, ostatecznie zmodyfikowano logo obcinając jego połowę.

Kolejna afera jaka miała miejsce w Białymstoku wystąpiła przez rasistowską napaść. Małżeństwu Polski z Hindusem podpalono drzwi w bloku. Akt godny potępienia. To co się stało jednak później to już zupełna bierność Truskolaskiego. Najpierw politycy, potem media urządziły sobie wielką kampanię przeciwko Białemustokowi, kreując nasze miasto jako gród składających się z samych nazistów. Co z tym zrobiło miasto? Nic. Doszło do takich absurdalności, że nawet nakręcono serial, gdzie tłem akcji był rasistowski Białystok. Mało tego, ostatnio premierę miał film Kryptonim Polska, gdzie znów rasistowski Białystok jest tłem. I co? I nic. Międzyczasie przez miasto przeszła radykalna, prawicowa organizacja NOP, a jeszcze wcześniej doszło do bijatyki na marszu środowisk LGBT. Równorzędnie z aferą o kibel – Polska przypomniała sobie o Krzysztofie Kononowiczu. Niedoszły prezydent miasta od lat aktywnie uczestniczy w tak zwanych „patrostreamach”. Teraz był gościem popularnej „Sprawy dla reportera”.

Oczywiście Tadeusz Truskolaski nic z tymi wspomnianymi sprawami nie może zrobić. Nie będzie pilnować ludziom drzwi, nie zabroni kręcić filmów i seriali, nie zabroni maszerować prawicy i lewicy, ani nie odetnie Kononowiczowi internetu. Natomiast gdyby Truskolaski chciał, to zatrudniłby specjalistów, którzy jednocześnie zalewaliby sieć i telewizję pozytywnym przekazem o Białymstoku – żeby równoważyć cały ten ściek. Niestety, prezydent jest zbyt zajęty uprawianiem polityki krajowej, a miasto chyba ma już gdzieś.

Partnerzy portalu:

Podlaskich bocianów jest coraz mniej. Mogą zupełnie zniknąć!

Podlaskich bocianów jest coraz mniej. Mogą zupełnie zniknąć!

Być może dla niektórych będzie to pewien szok, ale nie w całej Polsce można latem obserwować bociany. Pod tym względem województwo podlaskie jest jednym z niewielu miejsc, gdzie jest ich bardzo dużo. Niestety w ostatnich latach populacja tego ptaka zmniejszyła się o 20 proc.! Niestety to nie koniec złych wieści, za kolejne 20-30 lat może ich w Podlaskiem w ogóle nie być.

Jednym z najpopularniejszych tekstów na naszym portalu jest ten o bocianach, gdzie gruntownie tłumaczymy, dlaczego te piękne ptaki wylatują do ciepłych krajów i po co wracają. Szczegółowo przeczytacie poniżej, zaś w skrócie napiszemy tak: bociany wylatują do dalekich krajów Afryki za jedzeniem. Gdy u nas mróz skuje wszystko wokół, to w Dorzeczu Kongo bociany mogą wybierać i przebierać w pożywieniu. Ptaki wracają zaś, bo w czasie naszej wiosny i lata, w Afryce rozpoczyna się pora sucha, co utrudnia zdobycie pożywienia. Zaś u nas w tym czasie jak w stołówce. W menu każdego ptaka są pasikoniki, dżdżownice, ślimaki, gryzonie, małe ryby, żaby, węże, krety, łasicie, gronostaje, a nawet pisklęta ptaków i młode zające!

Problem w tym, że zmiany klimatu powodują, że w polskich rzekach ubywa wody. Nasz region niestety nie jest wyjątkowy pod tym względem. Puste cieki nie zabiją od razu ludzi, bo korzystamy ze źródeł głębinowych, natomiast ptaki odczują braki jako pierwsze. W efekcie nie będą wracać po zimie do Podlaskiego tylko tam, gdzie będzie dobry dostęp do wody i optymalne warunki do rozmnażania. Obecnie królestwem bociana są Doliny Biebrzy, Narwi i Bugu. To właśnie tam zaobserwowano 20 procentowy spadek populacji ptaka. W zachodnich rejonach kraju jest jeszcze gorzej, bo populacja miejscami zmniejszyła się o połowę! W kraju żyje łącznie około 43-45 tys. par lęgowych. Około jedna czwarta z nich mieszka w naszym regionie.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tak wyglądał Białystok w 1991 roku. Najbardziej zaskakuje mapa w centrum.

Białystok świeżo po transformacji ustrojowej nie wyglądał wcale jakby PRL się już skończył. Nie ma na filmie dokładnej daty, ale po przyrodzie widać, że jest to lato. Film zaczyna się od pokazania Pomnika Bohaterów Ziemi Białostockiej przy Centralu. Następnie widzimy hotel Turkus w jeszcze starych kolorach, chociaż tych na filmie ogólnie mamy znaczny deficyt. Technika w 1991 roku nie była jeszcze na tyle dostępna, by nagrywać w bardzo dobrej jakości. Kamery zapisywały na kasetach z taśmą. Wielokrotne odtworzenie taśmy pogarszało jakość.

Warto też zwrócić uwagę na dworzec kolejowy. Widać, że jest niekompletny. W 1989 roku PKP rozpoczęły prace modernizacyjne dworca, które potrwały 14 lat! Odnowiony budynek dworca został oficjalnie otwarty dopiero 28 listopada 2003. Obecnie dworzec jest po kolejnej już modernizacji, a po tej z 2003 nie ma śladu. Chociaż tamten był uznany w 2008 roku za najpiękniejszy w Polsce, to obecny też nie ma czego się wstydzić, bo nawiązuje swoim wyglądem do oryginalnego wystroju z 1861 roku.

W kolejnych ujęciach mamy znane z centrum miasta budynki. Jednak najbardziej zaskakuje pewna mapa stojąca przy ul. Liniarskiego, obok ówczesnego Placu Uniwersyteckiego (dziś to Plac NZS). Na tej mapie zaznaczone są szlaki turystyczne województwa białostockiego, czyli terytorium zupełnie innego niż obecne Podlaskie. To co w niej zaskakuje to fakt, że w ogóle stoi. 2 lata po transformacji ustrojowej to bynajmniej nie był czas, gdy ludzie myśleli o turystyce.

Partnerzy portalu:

Piękne polichromie zostały odnowione. Warto je zobaczyć na żywo.
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Piękne polichromie zostały odnowione. Warto je zobaczyć na żywo.

Cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Fastach to zabytek, który powstał w 1875 roku. Mimo, że świątynia jest piękna, to nie jest zbyt szeroko znana. A szkoda, bo pod względem architektonicznym to prawdziwa perełka. Teraz jest świeżo po odnowieniu polichromii. Jest co podziwiać.

Przedmiotowa cerkiew powstała z fundacji Aleksandra Chodkiewicza po nadaniu monasterowi w Supraślu w 1501 r. włości choroskiej i części dóbr białostockich. Drewnianą cerkiew spalono w czasie powstania styczniowego. Wkrótce na cmentarzu powstała kaplica pw. Świętego Archanioła Michała, która przejęła funkcję cerkwi parafialnej. Obecnie to obiekt murowany, pięciokopułowy w stylu neobizantyjskim. Zabytkiem jest od 1979 roku. – Świątynia w Fastach stanowi niezwykle cenny przykład sztuki cerkiewnej województwa podlaskiego – tłumaczy prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz, podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków.

Polichromie to wielobarwne ozdoby malarskie ścian, sufitów, a także inne dekoracje wewnętrzne i zewnętrzne. Na Podlasiu spotykane są dużo częściej w cerkwiach, a ogólnie także w kościołach. Wchodząc do takiej świątyni możemy oglądać gigantyczne dzieła sztuki, które wypełniają całe przestrzenie.

Piękne polichromie zostały odnowione. Warto je zobaczyć na żywo.
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Partnerzy portalu:

Czy pamiętacie Lipową sprzed „rewolucji Truskolaskiego”? Piękne i rozłożyste drzewa dawały mnóstwo cienia.
fot. bialystok.pl

Czy pamiętacie Lipową sprzed „rewolucji Truskolaskiego”? Piękne i rozłożyste drzewa dawały mnóstwo cienia.

Fakt, że od 10 lat rosną Lipy na kompletnie zabetonowanej ul. Lipowej jest związany z całym systemem, który kryje się pod nawierzchnią. 97 drzew posadzono w 2011 i 2012 roku podczas przebudowy ulicy (zwężono ją do 7 metrów, wymieniono nawierzchnię i chodniki). Przy sadzeniu drzew zastosowano nowoczesny system antykompresyjny zapobiegający zagęszczaniu gruntu i zapewniający optymalne warunki do rozwoju systemu korzeniowego drzew. Zastosowano też moduły kierunkujące korzenie, zabezpieczając w ten sposób okoliczne budynki, nawierzchnie brukowe, a także infrastrukturę techniczną przed szkodliwym działaniem rozrastających się korzeni. Dzięki wybudowanemu systemowi automatycznego nawadniania, lipy w okresie wegetacyjnym są systematycznie podlewane. – czytamy w komunikacie Urzędu Miasta.

Teraz czas na prace pielęgnacyjne. W najbliższym czasie trwać będzie formowanie i prześwietlanie koron drzew. Prowadzone przez specjalistów cięcia pielęgnacyjne to pierwszy tego typu zabieg od momentu ich posadzenia. Wszystko po to, aby drzewa mogły się dalej zdrowo rozwijać. Drzewo w normalnych warunkach osiąga 15-20 metrów wysokości i 10-12 metrów szerokości. Przy ul. Lipowej taki rozrost prawdopodobnie zakłóciłby współistnienie z okolicznymi budynkami. Minusem tego rozwiązanie jest brak cienia.

Czy pamiętacie jednak Lipową sprzed 2011 roku? Wówczas drzewa były właśnie ogromne i rozłożyste. Ul. Lipowa była zupełnie innym miejscem. Kierowcy jeździli po nierównej kostce, piesi mieli węższe chodniki, ale za to lipy dawały mnóstwo cienia. Dziś to niestety dla włodarzy naszego miasta jest abstrakcją. 10 lat temu przy okazji przebudowy Rynku Kościuszki, a potem Lipowej (i innych miejsc) przyjęto zasadę, że rozbudowana roślinność kłóci się z otoczeniem. Postanowiono na masowe wybetonowanie czego się da. Wygląda schludnie prawda? Niestety 10 lat temu nikt nie przewidział, że temperatury latem będą ekstremalne, zaś beton będzie to wszystko potęgować. Warto jednak dodać, że po II wojnie światowej lipy były takie jak teraz. Dopiero przez lata się rozrosły. Wtedy jednak temperatury latem aż tak nie dokuczały.

Dlatego ważny jest kompromis. Trudno, by teraz zostawić lipy same sobie zupełnie, ale przycinanie ich by były małe też nie jest najlepszym rozwiązaniem. W latach 80. drzewa miały optymalny rozmiar – to znaczy nie były małe, ale też ich rozmiar nie dominował nad otoczeniem. Najważniejsze jednak, że skutecznie obniżały temperaturę otoczenia i dawały mnóstwo cienia. A to dziś w centrach miast powinno być na wagę złota. Dlatego też wniosek jest taki, że władza z tym przycinaniem drzew się trochę śpieszy. Powinni poczekać z tym do 2050 roku.

Jako ciekawostkę dodajmy jeszcze, że zwykle przy komunikatach Urzędu Miasta w Białymstoku jest jakiś osobisty komentarz prezydenta lub któregoś z wiceprezydentów. Tymczasem przy informacji o podcinaniu drzew jakoś żaden się nie wypowiedział.

Partnerzy portalu:

Podlaskie się wyludnia. Z Białegostoku uciekają na przedmieścia.

Podlaskie się wyludnia. Z Białegostoku uciekają na przedmieścia.

Od kilku dni są już wyniki Narodowego Spisu Powszechnego. Dzięki temu wiemy o nas samych dużo więcej, bo mamy aktualne dane. A te są dla naszego województwa niepokojące. Województwo podlaskie się wyludnia, zaś z Białegostoku tłumy wyprowadzają się na przedmieścia, do sąsiednich gmin.

Zacznijmy najpierw od całego województwa. Warto zauważyć, że uważane za najbiedniejsze Podkarpacie praktycznie w ogóle nie wyludniło się. Za to lubelskie, podlaskie i warmińsko-mazurskie owszem. Czy można więc postawić hipotezę, że oprócz ekonomii, o wyprowadzce zadecydowało coś jeszcze? To są oczywiście luźne dywagacje, ale dzięki licznym podróżom w kraju możemy postawić kilka argumentów, które by świadczyły, że ludzie wcale nie wyprowadzają się z powodu „biedy”.

Pójść w ślady Bieszczad

Szczególnie, że wyludniły się miejsca, które nigdy nie były bogate i nigdy nie aspirowały do tego. Dubicze Cerkiewne, Czyże, Kleszczele, Czeremcha – to wszystko miejscowości powiatu hajnowskiego. Wszystkie zaliczyły 20 procentowe spadki liczby mieszkańców. Mało tego, tych wszystkich mieszkańców nie wciąga sama Hajnówka, która od lat też się wyludnia. A to miasto ma gigantyczny potencjał. Można tu rozwijać turystykę i przemysł drzewny. Zupełnie jak na Podkarpaciu. Ten piękny region położony jest u stóp Bieszczad. Góry te ściągają miłośników z całego kraju. Bardzo słaba gospodarka i surowy klimat tego miejsca daje się mocno we znaki tym, którzy tam mieszkają. Tam mimo takich nieprzyjaznych cech liczba mieszkańców od ostatniego badania nie spadła znacząco. Są możliwe 3 przyczyny tego stanu rzeczy.

Pierwsza z nich to rozwinięta turystyka, z której żyje mnóstwo mieszkańców. To nie jest tak, że z turystyki żyje tylko wynajmujący kwatery. To cały przedsiębiorczy organizm – ktoś udostępnia lokum, ktoś gotuje, ktoś sprząta, ktoś naprawia, ktoś zapewnia atrakcje. Jedna osoba by nie dała rady. Druga przyczyna stabilności Podkarpacia wynika z dostępności prostych prac. Nie każdy kończy studia i nie każdy tam się wybiera. Są ludzie, którzy kończą dosyć szybko edukację. Jeżeli nie mają w swoim miejscu zamieszkania i okolicy perspektyw, to nie jadą do najbliższego miasta, gdzie te perspektywy są tylko od razu za granicę. Bo żadna im różnica. W XXI wieku jesteśmy tak skomunikowani, że liczba kilometrów nie jest zbyt dużą przeszkodą. Dlatego też Podkarpacie drewnem stoi. Wyręby lasów, tartaki, budowa drewnianych domów, węgiel drzewny. Nie trzeba być magistrem, żeby takimi rzeczami się zajmować. Do tego należy dodać szeroko pojętą budowlankę, na którą zapotrzebowanie jest zawsze, a ludzie nie szczędzą grosza właśnie dlatego, żeby fachowcy nie pracowali za granicą.

est jeszcze trzecia przyczyna, dlaczego Podkarpacie się nie wyludnia. Tam ceny są bardzo niskie. To co napędza inflację w kraju to duże miasta. Im większe skupiska miejskie tym ceny wyższe, bo jest presja na zarobki. Ceny najmu, usług, atrakcji w mieście ciągle idą w górę. Co z tym idzie – ceny produktów w sklepach również. Natomiast na Podkarpaciu nie jest to aż tak odczuwalne, bo tam duże rynki kręcą się wokół Rzeszowa. Warto jednak zwrócić uwagę, że tam mieszka zaledwie 180 tys. ludzi. Dlatego Hajnówka mogłaby zastopować wyludnianie gdyby poszła w ślady bieszczadzkich gmin.

W Białymstoku pułapka

Tymczasem w Białymstoku liczba mieszkańców w lipcu 2022 wynosiła 296 401 mieszkańców. Gród nad Białą ma mocne 10. miejsce w rankingu najbardziej licznych miast w Polsce. Dawniej byliśmy na miejscu 11., ale przegoniliśmy znacznie Katowice. Nad nami jest Lublin z 337 788 mieszkańcami oraz Bydgoszcz z 341 692. Z dzisiejszej perspektywy liczby te są dla nas nieosiągalne przez głupotę włodarza. Gdyby aktywnie od początku swojego urzędowania rozwijał miasto gospodarczo i zachęcał okolicznych mieszkańców do przyłączania swoich gmin do Białegostoku, to dzisiaj moglibyśmy konkurować o 7. miejsce ze Szczecinem. Największy powiat w Polsce – białostocki to dodatkowe 150 tys. mieszkańców. Mimo, że rozległy terytorialnie, to zdecydowana większość mieszkańców mieszka w gminach sąsiadujących z Białymstokiem.

Białystok, mimo że pod względem liczby mieszkańców delikatnie urósł, to tak naprawdę stoi w miejscu. A dobitnie pokazują to najnowsze dane. Wszystkie gminy wokół Białegostoku zaliczyły ogromne wzrosty liczby mieszkańców. Życie kręci się wokół stolicy województwa, ale ludzie śpią i odprowadzają podatki gdzie indziej. Tak naprawdę liczba mieszkańców Białegostoku mogłaby diametralnie się zmniejszyć, gdyby wszyscy zameldowani tam, zgłosili do urzędów realne adresy zamieszkania.

Nie ma co się oszukiwać, w ostatnich latach Białystok bardzo wypiękniał, ale wbrew pozorom nie rozwinął się gospodarczo prawie wcale. Dajmy taki przykład. Wrocław, który według najnowszych danych stał się trzecim największym miastem w Polsce – w ostatnich latach ściągnął do siebie 100 różnych korporacji, które wygenerowały 100 000 miejsc pracy. Tymczasem, kiedy popatrzymy na Białystok to u nas przez lata stworzono specjalną strefę ekonomiczną, na której postawiono trochę hal produkcyjnych. Firmy tam inwestujące nie muszą płacić podatku przez wiele lat. Jest też kilka galerii handlowych i hipermarketów. Sporo ludzi też zatrudniają dyskonty spożywcze. Reszta to drobny biznes, który generuje stałe dochody, ale nie ma warunków by się rozrastać. Dodajmy teraz do tego niskie zarobki, ogromne ceny usług. Wyjście na Rynek Kościuszki w Białymstoku w 2022 roku skutecznie może wydrenować kieszenie. Tymczasem na takim Śląsku w ogródkach można miło spędzić czas nie wydając fortuny.

I to jest największy problem Białegostoku. Światowe firmy do nas nie zaglądają, nie generują miejsc pracy, przez co ludzie zarabiają mało, a muszą wydawać dużo. Do tego rynek najmu stawia także bardzo wysokie ceny. To wszystko napędza wyłącznie inflację, bo firmy nie wypracowują takich zysków, by zaspakajać w pełni żądania pracowników. W ogólnym rozrachunku jako Białystok jesteśmy w pewnej pułapce. Nadal jesteśmy małym miastem, które mimo dużej liczby mieszkańców nie może porównywać się do Krakowa, Wrocławia, Warszawy czy Poznania, bo gospodarczo nie rozwinęliśmy się na wyższy poziom niż mniejsze od nas Rzeszów (198 tys.), Radom (208 tys.), Częstochowa (215 tys.).

Sami wiecie kto do tego doprowadził. Wydawać kasę z Unii Europejskiej jest łatwo. Wypiękniało nam miasto, ale gdyby tą samą kasę zainwestować w rozwój gospodarczy to mielibyśmy i piękne miasto, dużo więcej mieszkańców i adekwatne zarobki do obowiązujących cen. Tymczasem mamy gigantyczne długi i zero perspektyw na lepsze życie.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Będzie nowa atrakcja turystyczna w Supraślu. Widok na rzekę i dzikie zwierzęta.

Być może nie wszyscy wiedzą, ale w Supraślu istnieje coś takiego jak Szlak Bioróżnorodności. Teraz jest aktywnie rozwijany. Właśnie budowana jest wieża widokowa na zakolu rzeki, niedaleko mostu. Ponad 8 metrowa konstrukcja będzie miała kilka różnych poziomów, w tym także podjazd dla osób na wózkach inwalidzkich. Wokół wieży widokowej powstaną również drewniane wiaty oraz inne elementy małej architektury.

Z wieży będzie można podpatrywać dzikie zwierzęta. Podczas rykowiska wypatrzymy jelenie. Ponadto w tamtej okolicy zaobserwujemy bażanty, sarny czy dziki. W pobliżu jest też żerowisko orlika krzykliwego. Dlatego też warto zaopatrzyć się w jakąś lornetkę, a jak fotografujemy to w długi obiektyw. Dodamy od siebie jeszcze, że oglądanie dzikich zwierząt wymaga silnego charakteru. Największa szansa na to, że coś zobaczymy będzie wtedy, gdy jest już jasno, ale jeszcze przed wschodem słońca. To właśnie czas, gdy zwierzęta wychodzą z ukrycia w poszukiwaniu pożywienia.

Oczywiście o innej porze napotkamy ptaki. Na bażanta czy orlika trafimy także w środku dnia. Jedno jest pewne, gdy wieża już powstanie będzie kolejnym punktem na mapie Supraśla, który warto odwiedzić.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Jak nauczyć się zbierać grzyby? Wybrać dobry las na początek.

Internet zalewany jest od lat zapytaniami „gdzie zbierać grzyby”. Wynika to z faktu, że osoby, które dopiero chcą zacząć przygodę z tymi leśnymi przysmakami nie mają jeszcze swoich „miejscówek”. Warto dodać, że nie wolno się zniechęcać na początek. Nawet, gdy dobrze już wytypujemy las, to może ogarnąć nas frustracja, bo niestety u nas tradycja jest taka, że grzybiarze nie zbierają po prostu koszyka, ale czyszczą lasy z grzybów jak szaleni. Swoje też robi fakt, że istnieją skupy grzybów, które nieco napędzają gospodarkę zbieracką.

Ale zostawmy już te niuanse. Podlaskie na szczęście ma 3 okazałe puszcze i mnóstwo mniejszych lasów. Miejscówek u nas tyle, że jest w czym przebierać. Wystarczy tylko bardzo wcześnie wstać, bo niestety „czyściciele” grasują od bladego świtu. Zatem jeżeli nie chcemy oglądać resztek, to musimy do tego swoistego wyścigu dołączyć. Pamiętajcie, żeby nie zabierać ze sobą żadnych plastikowych reklamówek. Najlepszy będzie kosz wiklinowy. Grzyb uduszony w torbie to grzyb bezużyteczny. Pamiętajcie też o nożyku. Wyrywanie grzyba z korzeniami to głupota. Trzeba odcinać.

Co radzi ekspert z filmu? Po pierwsze przemieszczać się z lasu do lasu, dużo chodzić po rozmaitych lasach z młodnikami, zwłaszcza świerkowymi, po lasach mieszanych z świerkami – jeśli myślimy o prawdziwkach i podgrzybkach – można tez zahaczyć o rydza. – zachęca autor filmu. Kiedyś jak pytałem dziadka, gdzie rosną grzyby, odpowiadał – pod choiną.

Na koniec ważna uwaga. Kiedy uda się Wam już coś nazbierać, to poproście kogoś doświadczonego o sprawdzenie każdego grzyba po kolei. Zjedzenie trujących „owoców leśnych” może się skończyć bardzo ciężkimi powikłaniami, od uszkodzenia wątroby po śmierć włącznie.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Przepiękne wnętrza monasteru. Supraska świątynia zachwyca w każdym calu.

To bardzo rozpoznawalne miejsce, które odwiedza mnóstwo osób za sprawą Muzeum Ikon. Mowa o supraskim monasterze. Warto jednak dodać, że sama świątynia także zachwyca. Powyższy film pokazuje niesamowite jej wnętrza. Tylko popatrzcie na te wszystkie cuda!

Przypomnijmy, że początkowo prawosławni mnisi mieli swoje miejsce w Gródku. Tam jednak życie tętniło na tyle, że gwar przeszkadzał im w codziennym skupieniu. Wówczas położyli na rzece Supraśl drewniany krzyż. Postanowili, że wybudują nowy zakon tam, gdzie wskaże go rzeka. I krzyż ten płynął z prądem aż dotarł do wzgórza na zakolu rzeki. Tam też powstał dzisiejszy monaster. Późniejsze historyczne wydarzenia sprawiły, że świątynia z zakonem była zniszczona. Ocalały freski. Później był czas odbudowy kompleksu.

Dziś to już zupełnie inne miejsce, oprócz zakonu czy prawosławnej świątyni to także Muzeum Ikon. Jest to miejsce nowoczesne, gdzie spotkamy się ze sztuką przez duże „S”. Dzieła, które możemy podziwiać to ikony tematyczne czy pochodzące z różnych regionów. Osobno należy traktować natomiast świątynię, gdzie wystrój jest również przepiękny. Freski, które możemy podziwiać zostały odtworzone po II wojnie światowej. Monaster był wtedy ruiną. Dziś jest miejscem, które warto odwiedzić, bo zachwyca w każdym calu.

Partnerzy portalu:

Niezwykłe znalezisko na dziedzińcu Pałacu Branickich. Było płytko pod ziemią.

Niezwykłe znalezisko na dziedzińcu Pałacu Branickich. Było płytko pod ziemią.

Fragmenty naczyń z XVI wieku, moneta z XVII wieku – to najnowsze znaleziska archeologiczne, które ujawniono na terenie dziedzińca Pałacu Branickich w Białymstoku. To pierwsze badania prowadzone z tej strony Pałacu. Wcześniej kopano w ogrodzie. Zaczęło się od badań georadarem, który w obecnym miejscu prac archeologicznych pokazał pewne anomalia. Po nitce do kłębka dokopano się do artefaktów z przeszłości. Co ciekawe nie trzeba było zbyt głęboko zanurzać łopat. Na przedmioty natrafiono po zdjęciu pierwszych warstw ziemi.

Warto przypomnieć, że wcześniej badania prowadzono w ogrodach. Podczas prac wydobyto sześć oryginalnych, zdobionych elementów kamiennych balustrad i zwieńczenia pilastra na fasadzie pałacu z XVIII wieku, wykonanych z piaskowca. Jako ciekawostkę należy dodać, że odkryto wówczas także ślady użytkowania jeszcze sprzed powstania ogrodu, datowane na XVI i XVII wiek. Archeolodzy znaleźli trzy jamy, fragmenty ceramiki oraz ułamek kafla z przełomu XVI i XVII wieku z herbem „Ogończyk”. Należał do pierwszego budowniczego zamku obronnego, który znajdował się w tym samym miejscu przed zbudowaniem Pałacu przez Branickich.

Jesteśmy przekonani, że to nie koniec znalezisk. Szczególnie jeżeli przejdzie plan władz uczelni, by pod dziedzińcem wybudować aulę. Wtedy skarbów z przeszłości może znaleźć się dużo więcej. Do tego jeszcze jednak długa i niepewna droga.

Partnerzy portalu:

Wieża widokowa na dawnym wysypisku? Ta „atrakcja” to wielka porażka.

Wieża widokowa na dawnym wysypisku? Ta „atrakcja” to wielka porażka.

Od roku powinniśmy móc korzystać z wieży widokowej w Uhowie. Tymczasem nadal pozostaje zamknięta i nie wiadomo nawet czy zostanie kiedykolwiek otwarta. Burmistrz cały czas utrzymuje (ostatni raz 7 września 2022), że teren wokół wieży wymaga zagospodarowania, zaś wykonawca zwleka. Co innego jednak można dowiedzieć się od fachowców i osób z bliskiego sąsiedztwa 40-metrowej konstrukcji.

Otóż jak podawaliśmy – wieża została zbudowana najprawdopodobniej niezgodnie z przepisami bo stoi zbyt blisko linii wysokiego napięcia. Gdy pytaliśmy o to burmistrza Łap – Krzysztofa Gołaszewskiego – ten stanowczo zaprzeczał. Zapytaliśmy też nieoficjalnie kilku specjalistów od inwestycji budowlanych o tą konstrukcję. Nasi rozmówcy jednoznacznie stwierdzili, że wieża stoi zbyt blisko.

To jednak nie koniec problemów. Inwestycja może być trefna z jeszcze jednego powodu. Okazuje się, że być może zbudowano ją na dawnym wysypisku śmieci! Z relacji jednego z okolicznych mieszkańców wynika, że ostatnio na miejscu ujawniono zakopane odpady. Póki co nie udało nam się potwierdzić tej informacji, ale gdyby okazała się prawdziwa, to jedno jest pewne – byłaby to ogromna porażka burmistrza.

Szczególnie, że widoki z wieży nie powalają. Mimo wielu atrakcyjnych terenów Narwiańskiego Parku Narodowego, konstrukcja stoi w takim miejscu, że nic ciekawego nie widać. Pole, las i okoliczne zabudowania.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tak się jeździ zabytkowym jelczem. Autobusy były na ulicach miasta jeszcze 2 dekady temu.

Przez całe lato można było jeździć zabytkowym jelczem przez Białystok. Komu się nie udało załapać, to zapewne będzie mógł spróbować za rok. Zanim to nastąpi, może obejrzeć powyższy film, by zobaczyć jak jeżdżono po mieście jeszcze 2 dekady temu. Bo chociaż autobusy są dużo starsze, to na ulicach Białegostoku nie zniknęły razem z komuną. Pierwsze lata po transformacji były na tyle ciężkie, że wszystkie usługi publiczne się zwijały. W Białymstoku natomiast wybuchł wielki protest kierowców autobusów. Było to w 1991 roku.

Jelcze i ikarusy w Białymstoku zostały‬ wypierane powoli na rzecz lotniskowych mercedesów, białoruskch mazów i niemieckich manów. To głównie za sprawą tych ostatnich nasze miasto dowiedziało się co to jest autobus niskopodłogowy, do którego można wsiąść z dużą łatwością. Zamiast wdrapywać się po schodach, wystarczyło po prostu przejść przez drzwi.

W kolejnych latach pojawiła się kasa ze środków unijnych i zaczęła się cykliczna wymiana dróg i autobusów w mieście. Dlatego teraz jelczem możemy jeździć już tylko z sentymentu. Organizatorem wycieczek jest Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej w Białymstoku.

Partnerzy portalu:

Idealny spacer pod Białymstokiem na jesienną porę. Prawie nie wyjdziecie z lasu!

Idealny spacer pod Białymstokiem na jesienną porę. Prawie nie wyjdziecie z lasu!

Czy można spacerować po Białymstoku i jego okolicach nie wychodząc z lasu? Postanowiliśmy sprawdzić jakie są możliwości. Okazuje się że ogromne. Jesień to czas, gdy wspaniale spaceruje się po lasach. Kolorowe dywany z liści, rześkie powietrze i ogólnie dobra atmosfera do przemyśleń, skłania nas do tego by zażyć trochę ruchu. Jeszcze innych motywują nadprogramowe kilogramy, które zyskali od jedzenia lodów i grilla w nadmiarze.

Kiedy wejdzie się do lasu, to aż nie chce się z niego wychodzić. Dlatego też postanowiliśmy sprawdzić czy jest taka trasa w Białymstoku i jego okolicach, która pozwoli z lasu praktycznie nie wychodzić. Okazuje się że owszem. Wystarczy zacząć w Rezerwacie Antoniuk, by następnie przejść na tereny Nadleśnictwa Dojlidy. Tam na chwilkę wychodzimy z lasu, by przejść na drugą stronę szosy do Augustowa. Następnie czerwonym szlakiem pieszym dojdziemy do pętli autobusowej na granicy Białegostoku i Wasilkowa. Tym sposobem przejdziemy 8 km.

Jeżeli będzie nam mało, to po drugiej stronie drogi lasem przejdziemy, a następnie niebieskim szlakiem aż do Nowodworców. To kolejne 3 km. Następnie, po wyjściu z miejscowości możemy skierować się do drogi na Supraśl. Kolejne 5 km będziemy szli trasą rowerową przez Ogrodniczki. Wszystko w otoczeniu lasu. Za górką możemy wejść głębiej do lasu. Tam w otoczeniu Jeziora Komosa możemy dojść na przedmieścia Supraśla.

Jeżeli zdecydujemy się na tak długą wycieczkę to nasz spacer wyniesie prawie 20 km. I to prawie wszystko lasem! Przykładowo wędrówka Rezerwatem w Lesie Zwierzynieckim daje możliwość przejścia około 5 km. Dla prawdziwych piechurów to często tylko rozgrzewka.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Chcecie dobrze zwiedzić Białystok? Ten film bardzo w tym pomoże.

Białystok coraz chętniej jest odwiedzany przez turystów. Dla nich tego typu film jak powyżej może być dobrą pomocą i odpowiedzią co dokładnie zobaczyć i dlaczego. Warto jednak zaznaczyć, że zwiedzają miasto również sami mieszkańcy. Robią to jednak inaczej niż turyści, bo przecież w gruncie rzeczy znają już różne zakątki, zabytki i ciekawe miejsca. Jest jednak pewien szkopuł. Gdy chodzimy po własnym mieście, to robimy to zwykle po utartych szlakach. Tymczasem, po obejrzeniu wideo przewodnika możemy zmienić swoje podejście.

Zaznaczmy, że na filmie zobaczymy tradycyjne już miejsca do odwiedzania: Pałac Branickich, Rynek, Operę, kościoły, cerkwie. To, na co jednak warto zwrócić uwagę to gruntowne, merytoryczne przygotowanie autorki. Na YouTube jest mnóstwo tego typu filmów, ale zwykle możemy je tylko pooglądać. Tu możemy dodatkowo się czegoś dowiedzieć. Warto też przypomnieć sobie historię najnowszą, czyli na przykład to, skąd i dlaczego znalazły się rzeźby na Lipowej.

Warto też przypomnieć sobie historię białostockich Żydów. Pamięć po nich utrwala pomnik schowany między blokami ulicy Suraskiej. Na osobną uwagę zasługuje zapomniany nieco Ludwik Zamenhof. Co prawda w Białymstoku są po nim różne pamiątki, a nawet istnieje centrum jego imienia, ale nie oszukujmy się. Temat esperanto w Białymstoku praktycznie nie istnieje i nikogo nie porywa. Tak czy inaczej, zwiedzając miasto warto sobie przypomnieć historię tego zacnego człowieka.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Powstał świetny dokument o podlaskich pasjonatach. Odtwarzają średniowiecze.

Kameralna historia o pasji, która stała się czymś więcej. Mariusz Konieczny, tytułowy Świtowoj z filmu Pawła Jankowskiego, to założyciel podlaskiej grupy historycznej Trzaskawica, odtwarzającej okres wczesnego średniowiecza. – tak zaczyna się opis najnowszego filmu dokumentalnego autora Cząstki Podlasia.

Wpuszczając widzów do swojego świata, pozwala nam spojrzeć na swoje hobby jego oczami. Obraz, który przed nami roztacza, to intymna opowieść przepełniona nostalgią za prostym życiem w zgodzie z przyrodą. Film jest częścią serii „Wschodnie Opowieści”, w której spoglądamy na podlaskie krajobrazy poprzez ludzi związanych z tym regionem. Poznajemy ich historię oraz dowiadujemy się, jak odnajdują siłę i chęć tworzenia w otaczającej ich przyrodzie.

Jeżeli ktoś jeszcze nie miał okazji zaznajomić się z twórczością Pawła Jankowskiego, to powinien koniecznie przejrzeć cały jego kanał. Pierwszym filmem, który tworzył bardzo długo była wspomniana Cząstka Podlasia. Warto podkreślić, że nie jest to byle jaki film. Tworzony był metodą timelapse. Oznacza to, że każde ujęcie to mozolny efekt pracy człowieka i aparatu. Bo nie dość, że musiała dopisać pogoda, to jeszcze przyroda musiała aktualnie prezentować coś unikatowego. Kolejne filmy pokazują Podlaskie nie tylko jako miejsce fantastycznej i dzikiej przyrody, ale też wyjątkowych ludzi, którzy tu mieszkają.

Wszystkie filmy do obejrzenia tutaj:

https://www.youtube.com/user/czastkapodlasia/playlists

Partnerzy portalu:

Niezwykłe odkrycie. Miecz z X wieku znalazł pracownik muzeum.
fot. bialystok.pl

Niezwykłe odkrycie. Miecz z X wieku znalazł pracownik muzeum.

Szczepan Skibicki to pracownik Muzeum Wojska w Białymstoku. W wolnym czasie znalazł średniowieczny miecz. – Jak tylko zdałem sobie sprawę z tego, czym może być przedmiot, który mam przed sobą, niezwłocznie go wydobyłem i zabezpieczyłem, aby przekazać do Muzeum Wojska w Białymstoku – relacjonował muzealnik.

Kiedy miecz dotarł do placówki, odkrycie zostało niezwłocznie zgłoszone do Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oraz Miejskiego Konserwatora Zabytków, a o konsultację archeologiczną poproszono archeologów z Muzeum Podlaskiego w Białymstoku. Jeden z nich, Aleksander Piasecki uważa, że jest to prawdopodobnie miecz pochodzący z Rusi Kijowskiej, z X wieku. Archeolog zwrócił także uwagę na bogaty warsztat wytwórcy oraz bardzo dobrej jakości żelazo, które mogło pochodzić z Chazarii lub z Bliskiego Wschodu.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że w Polsce obowiązuje chore prawo dotyczące używania wykrywaczy metali. Samo posiadanie tego urządzenia nie wymaga żadnych pozwoleń i jest legalne, ale za to w 2018 roku weszła w życie ustawa, zgodnie z którą poszukiwanie zabytków bez zezwolenia traktowane jest jako przestępstwo. Dlatego też wiele artefaktów z przeszłości gnije pod ziemią, chociaż mogłoby leżeć w muzeach. Znalezisko takie, jak Pana Szczepana, który odnalazł X-wieczny miecz jest rzadkie, bo może odbywać się tylko przypadkowo.

Partnerzy portalu:

Nowa atrakcja pod Supraślem. Można podglądać żubry!
fot. Adam Tarasiuk

Nowa atrakcja pod Supraślem. Można podglądać żubry!

Kopna Góra pod Supraślem ma nową atrakcję. To wieża widokowa, z której można podziwiać żubry. Konstrukcja powstała w pobliżu Arboretum, w zagrodzie pokazowej. Wieża jest drewniana i ma dwie kondygnacje. Dzięki niej można lepiej, z bliska przyjrzeć się królowi puszczy. Normalnie, w dzikich warunkach, można zostać przez zwierzę poturbowanym, a tak jest bezpiecznie.

fot. Adam Tarasiuk

Arboretum pod Supraślem to także wyjątkowe miejsce, dlatego warto zwiedzić je oprócz wspomnianej zagrody pokazowej. Można podziwiać wiele gatunków roślin, a także można wejść do specjalnej drewnianej chaty. Do tego jest przyjemne oczko wodne, gdzie nad brzegiem odpoczniemy.

Niedaleko jest jeszcze jedno miejsce, które warto zobaczyć. To Silvarium w Poczopku. Tam oprócz przyrody, możemy podziwiać wiele gatunków sów. To naprawdę unikalny widok, bo w lesie ich tak łatwo nie napotkamy. Jak widać, zwiedzanie Supraśla nie powinno odbywać się tylko w obrębie miasteczka, bo okolica oferuje coraz więcej. A to jeszcze nie koniec, bo w planach jest przywrócenie kolejki wąskotorowej.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Centrum to wizytówka Białegostoku. Skłania jednak do refleksji.

Od 2010 roku możemy cieszyć się Rynkiem Kościuszki i jego okolicą w całkiem odnowionej formie. Przypomnijmy, że wcześniej przed katedrą i ratuszem przebiegały dwie jezdnie. Był ruch samochodowy, przystanki i autobusy.

Rynek Kościuszki nazywany był zwyczajowo Lipową, gdyż mieszkańcy traktowali ulicę jako jedność z tą właściwą Lipową, biegnącą od okolic hotelu Cristal do kościoła św. Rocha. Pod gąszczem reklam przypiętych do fasad rynkowych kamienic trudno było dojrzeć, gdzie Lipowa się zaczyna, a Rynek kończy. Drugą jezdnią była Suraska. Ta łączyła się z ul. Sienkiewicza i biegła od Placu Uniwersyteckiego.
Pomiędzy dwoma drogami, na trójkątnym placu stał pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego, obok rosły dorodne sosny. Za plecami polski wódz miał fontannę i budynek ratusza. Drzewa nieco go zasłaniały. Po drugiej stronie budynku mieścił się zielony skwer z ławeczkami. Można było odpoczywać wśród drzew i krzewów.

W 2010 roku miejsce to przeszło kompletną rewolucję. Ze skwerku zostało tylko kilka drzew i to po protestach mieszkańców. Pierwotnie miało być zupełnie goło. Po drugiej stronie, marszałka przeniesiono na drugą stronę ul. Sienkiewicza. Drzewa wycięto a fontannę przesunięto bliżej ulicy. Położono też mnóstwo betonowych płyt likwidując przejezdność Rynku.

Ogólnie, gdy wszystko weszło w życie zauważalny był podział mieszkańców na przeciwników i zwolenników nowego. Ostatecznie grupa tych pierwszych była coraz mniejsza, bo Rynek w nowej formie stał się popularnym miejscem spędzania czasu. Powstanie galerii handlowych, utrudniony dojazd zaczęły zabijać handel w tym miejscu. Rynek próżni nie znosi, więc szybko pojawiać się zaczęła w tym miejscu gastronomia. Swoje dołożył też prezydent, przedłużając umowy na lokale komunalne tylko, gdy do obecnej działalności dobuduje się gastronomię. I tak księgarnia Akcent to dziś księgarnio-kawiarnia. To było jak śniegowa kula, która spowodowała, że dziś Rynek to tętniące życiem miejsce, które gastronomią i rozrywką stoi.

Niestety zmiany klimatyczne spowodowały, że po latach to przeciwnicy nowego Rynku mieli rację. Beton ulewnych deszczy nie wchłania zbyt dobrze, ale co gorsza centrum nagrzewa się latem potwornie tak, że ciężko tam posiedzieć. Od przebudowy Rynku minęło 12 lat i wracają dyskusje o kolejnej przebudowie. Coraz więcej osób się domaga, by wróciła zieleń. Niestety za kadencji obecnego prezydenta to raczej niemożliwe. Trudno przypuszczać, by chciał likwidować własny betonowy pomnik.

Być może zrobi to kolejny prezydent, o ile będzie zainteresowany własnym miastem. Ten obecny kiedyś był, od jakiegoś czasu niestety zajął się wyłącznie krajową polityką.

Partnerzy portalu:

Sensacyjne odkrycie na cmentarzu żydowskim. Co dalej ze znaleziskiem?
fot. bialystok.pl

Sensacyjne odkrycie na cmentarzu żydowskim. Co dalej ze znaleziskiem?

120 macew odkryto podczas prac przy ogrodzeniu cmentarza żydowskiego przy ul. Wschodniej w Białymstoku. Najprawdopodobniej są to macewy z cmentarza rabinackiego, który znajdował się na terenie obecnego Parku Centralnego przy ul. Kalinowskiego. Co dalej ze znaleziskiem?

Na razie macewy trafią na cmentarz przy ul. Wschodniej, ale będziemy szukać rozwiązania by wróciły na swoje miejsce i by kolejny fragment przeszłości wielokulturowego Białegostoku- tak jak cmentarz ewangelicki na terenie Rynku Siennego – został przywrócony pamięci – powiedział Rafał Rudnicki zastępca prezydenta Białegostoku.

Za swoistym rozwiązaniem kryje się tak naprawdę jedna opcja. Park Centralny jest położony na wzniesieniu nieprzypadkowo. Zostało ono uformowane sztucznie po II wojnie światowej, podczas odbudowywania Białegostoku. Wspomniany cmentarz rabinacki dalej znajduje się pod ziemią. Zakopano go, gdyż nekropolia była miejscem grasowania wandali, a także hien, które w grobach próbowały szukać kosztowności.

Fotografia lotnicza z roku 1944. Obszar obecnie zajmowany jest przez Park Centralny.

Zgodnie z żydowską tradycją nagrobki muszą wrócić na miejsce, w którym zostały wzniesione. Forma upamiętnienia dawnych mieszkańców Białegostoku będzie więc wynikiem współpracy miedzy Miastem Białystok a społecznością żydowską Białegostoku i Polski. Raczej nikt na odkopywanie i oczyszczenie się nie zdecyduje. Wbrew pozorom szkoda, bo zyskalibyśmy naprawdę atrakcyjny zabytek. Dlatego zapewne spodziewać się możemy budowy w parku miejsca pamięci. Oby tylko nie betonowali jak dawnego cmentarza ewangelickiego obok.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tak było na Podlasiu. Za budowę ganku, potrafili zniszczyć dom.

Wschodniopodlaskie, zachodniopodlaskie, szlacheckie, drobnoszlacheckie, a także trojaki czy dwojaki. Te wszystkie terminy dotyczą podlaskiego budownictwa ubiegłych stuleci. Do dziś przemierzając nasz region możemy dostrzec jeszcze strzępki tego jak dawniej budowano drewniane domy. Jeżeli będziecie zwiedzać nasz region, to zwróćcie uwagę na stare konstrukcje. Dzięki powyższemu filmowi będziecie mogli wiedzieć, kto dawniej mieszkał w danym budynku.

Dla przykładu ganek to domena drobnoszlachecka. Jeżeli ktoś chciał sobie taki przy domu zbudować, a nie miał odpowiedniego statusu społecznego, to narażał własne mieszkanie na zniszczenia. Pozostali pilnowali bowiem, by szlachty nie udawać. Ciekawie przedstawia się także to, co we wnętrzach. W domach chłopskich w ramach jednego budynku był podział na część mieszkalną i część gospodarczą. Natomiast w wyższych stanach już nie.

Charakterystyczne jest również to, że we wnętrzu centralnym punktem była kuchnia. Natomiast są też takie domy, gdzie był tak zwany „zapiecek” czyli pomieszczenie na tyłach kuchni. Niekiedy występowały również domy, gdzie były dwie osobne kuchnie i izby. Dziś nazywamy to „bliźniakami”.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Piękna cerkiew w Gródku. Tak się prezentuje w środku.

Wielu turystów zwiedzających Podlasie bardzo chętnie zajeżdża na tereny, gdzie znajdują się różne cerkwie. Jest to coś, czego u nich nie ma, więc naturalnie chcą to zobaczyć. Niestety nie zawsze mają możliwość obejrzenia ich w środku. Nie oszukujmy się, pozostawienie otwartych obiektów bez opieki mogłoby skończyć się źle. Dlatego turyści niekiedy widzą tylko dzieło z zewnątrz. Natomiast kultura Bizancjum, to kultura wielkiego przepychu, co odwzorowują wnętrza prawosławnych świątyń.

Nie inaczej jest w Gródku. Już same złote kopuły świadczą o tym, że tam na wystroju nikt nie oszczędzał. Prezbiterium to najważniejsza część świątyni, tam znajduje się ołtarz. Według symboliki religijnej cerkiew to dom Boga, miejsce kultu i oddawania Jemu czci przez wiernych. Budynek powinien być orientowany, a więc zwrócony prezbiterium na wschód. Cerkiew swym kształtem powinna przypominać okręt płynący w kierunku wschodnim. Całość świątyni podzielona jest na dwie podstawowe części, a wszystkie inne pomieszczenia są późniejszymi dodatkami nie mającymi już znaczenia symbolicznego.

Cerkiew pw. Narodzenia Bogurodzicy w Gródku z majestatyczną kopułą w środku wystrój ma wprost oszałamiający. Przepiękne freski i wszelkie ozdoby wprowadzą niejednego w zachwyt. Warto też obejrzeć z bliska dzwon stojący na dziedzińcu.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Zapora na granicy to nowa atrakcja turystyczna? Już przyciąga ciekawskich.

Jeżeli pamiętacie film pt. Miś, to tam była taka scena, w której zepsuł się tramwaj. Zaraz po tym urządzono ludziom na czas usuwania awarii koncert „Wesołego Romka”. Konferansjer stwierdził, że „awaria jest też jakąś okazją”. I ta scena przyszła nam na myśl, gdy się okazało, że wielka zapora na granicy, co prawda jeszcze nie chroni napływem nielegalnych migrantów, ale jest już atrakcją turystyczną.

Oczywiście wszyscy czekamy na to aż zamontowana zostanie pełna elektronika, która ma wzmocnić ochronę granicy. Wiadomo już, że skróci ona czas reakcji na nielegalne przekroczenie. Ale czy cały proceder zatrzyma? To dopiero wyjdzie w praktyce. Jako ciekawostkę możemy dodać, że podobna zapora stoi również na terenie Białorusi (nie wiadomo po co). Jednak nie wszyscy wiedzą, że jest ona pod napięciem elektrycznym. Nie jest to oczywiście napięcie, które zrobi krzywdę człowiekowi. Działa bardziej jak pastuch.

Obecnie nielegalni migranci próbują forsować polską zaporę górą, dołem i bokiem (przez rzekę). Już teraz widać, że dobrze by było położyć asfalt na nowej drodze przy samym płocie aby uniemożliwić podkopy, samą barierę podłączyć pod prąd, by nie można było na nią wejść, zaś rzeki zarybić piraniami. Wtedy być może to coś da. Bo jak na razie to czekamy na zimę. Ujemne temperatury i śnieg to jedyne bariery, które do tej pory wykazały swoją skuteczność. Sam płot skutecznie przyciąga turystów i nie zniechęca migrantów.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Podlaskie mocno się promuje. Internet, telewizja, radio opanowane!

Województwo Podlaskie zabiera się za porządną promocję. Do tej pory jakieś działania na przestrzeni lat były widoczne, ale nie oszukujmy się – najwięcej dobrego dla naszego regionu zrobił film U Pana Boga za piecem. Do dziś jest popularny w telewizji i do dziś przyciągają takie miasta jak Supraśl, Tykocin, ale też Sokółka. Turystów przyciągają też atrakcje z tych wszystkich okolic, które są niejako po drodze.

Swoje robi także trasa Green Velo, która wabi rowerzystów z całego kraju. Chociaż nie jest to cud architektury i infrastruktury, to ogólnie warto się nią przejechać. Ktoś, kto nie ma takich terenów przyrodniczych jak my na co dzień będzie zachwycony.

Jest także tak zwana turystyka religijna. Wszelkie sanktuaria i inne świątynie również przyciągają turystów, którzy przy okazji modlitwy poznają nasze piękne zakątki. I mowa tutaj zarówno o katolikach jak i prawosławnych. Tatarzy przyciągają do swych meczetów zainteresowanych innymi kulturami.

Ostatnią kategorią jest Augustów i Suwalszczyzna. Te pierwsze miasto jest uznawane za „letnią stolicę Polski” i cały czas udaje mu się utrzymywać zainteresowanie turystów – dokładnie tak jak to robi Zakopane. Natomiast Suwalszczyzna to miks różnego typu podróżnych – od zwykłych ciekawych, po tych religijnych.

Nie zapominajmy, że Podlasie to także cel wielu motocyklistów, którzy całymi grupami zwiedzają kraj. Ich również można spotkać w naszym regionie w sporych ilościach.

Jak widać zainteresowanie naszym regionem nie ustaje, ale ten ogień należy podtrzymywać. Do tej pory działo się to na zasadzie „każdy sobie rzepkę skrobie”, natomiast później pojawiła się epidemia, następnie przez białoruskiego dyktatora wprowadzono stan wyjątkowy na granicy. Gdy został on zniesiony, na czas budowy zapory również nie było można pojawiać się w okolicach granic Polski i Białorusi. Niestety to także „promieniowało” na resztę regionu. Turyści masowo odwoływali rezerwacje nawet w oddalonym od granicy Supraślu. Swoje dołożyli też ogólnopolscy dziennikarze, którzy w pewnym momencie zaczęli grzać bzdurny temat „Przesmyku Suwalskiego”, przedstawiając to tak jakby Putin właśnie szykował na Polskę jakieś czołgi, a ten teren miałby iść w pierwszej kolejności pod ogień. I znów turyści zaczęli bać się do Podlaskiego przyjeżdżać.

W ostatnim czasie wszystko się uspokoiło. Ani granicą, ani Przesmykiem w Polsce nikt się nie interesuje. Turystyka powoli wraca do normy. Niestety szkody wyrządzone tymi wszystkimi działaniami były na tyle duże, że rozkręcanie tego może potrwać latami przy założeniu, że już nic się nie wydarzy. Dlatego do akcji wkroczył Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego.

Jednym z działań jest kampania „Wszystko przed Tobą” w serwisie Facebook, która pokazuje najpiękniejsze miejsca i najciekawsze wydarzenia w regionie. – To Noc Kupały w Dubiczach Cerkiewnych, Białowieża, Kruszyniany, Bohoniki, Kanał Augustowski i wiele innych – wymieniał marszałek na konferencji poświęconej turystyce województwa.

Z kolei w serwisie YouTube przez cały lipiec prezentowany był cykl audycji „Zasilani”. O turystycznych atrakcjach czekających w miejscowościach przygranicznych i w ogóle naszego województwa opowiadali dziennikarka Magdalena Gołaszewska oraz naukowiec i odkrywca Petros Psyllos.– Były ciekawostki, spotkania z interesującymi ludźmi, a przede wszystkim zachęta do odwiedzin – mówił Artur Kosicki i dodał, że pierwszy odcinek miał około 100 tys. wyświetleń. – To nas cieszy, tym bardziej że są to wyświetlenia użytkowników spoza naszego regionu. To świadczy o zainteresowaniu i z pewnością przełoży się na liczbę odwiedzających nasz region.

Obok kampanii internetowej w lipcu, Podlaskie było mocno obecne także w telewizji. Podlaska Regionalna Organizacja Turystyczna we współpracy z urzędem marszałkowskim przygotowała spot „Świat jak z baśni”. Reklama, w której o urokach Podlaskiego opowiada Krystyna Czubówna była wyświetlana praktycznie we wszystkich kanałach telewizji publicznej. W ciągu miesiąca reklama została wyświetlona około 40 mln razy – informował Artur Kosicki, marszałek.

Promocja Podlaskiego odbywała się też w popularnym programie telewizyjnym „Pytanie na Śniadanie”. Widzowie zobaczyli m.in. relacje z Białowieży, Mielnika, Krynek, a także znad Kanału Augustowskiego. Samorząd województwa był również partnerem dwóch tegorocznych przystanków „Letniej trasy Dwójki” w Augustowie i Łomży. Pierwszy z nich obejrzało średnio 1,6 mln widzów, natomiast drugi rekordowe 2,5 mln.

Podsumowując, dobrze, że Podlaskie aktywnie się reklamuje. Trzeba jednak pamiętać, że przed nami zima. Dlatego już teraz trzeba przygotowywać wszelkie materiały, dzięki którym turystów nie zabraknie i w taką porę roku. Podlaskie pod śniegiem jest tak samo cudowne jak wtedy, gdy skąpane jest letnim słońcem.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Kiermusy przyciągają ogromne tłumy. Skąd taka popularność jarmarku staroci?

Wakacje skłaniają najczęściej do wyjazdów nad morze, w góry, Mazury. Tymczasem maleńka podlaska wioska przeżyła oblężenie takie jakby była wakacyjnym kurortem albo miał tam odbyć się koncert powszechnie znanego i lubianego artysty. Kiermusy tymczasem gościły wystawców na tradycyjnym już jarmarku staroci. Skąd jego taka popularność?

Na zegarze dochodzi 10 rano. Jest sierpień, mamy ciepły niedzielny poranek. Tymczasem bardzo wąska droga z Tykocina do maleńkich Kiermus jest kompletnie zatkana. W jedną stronę jedzie sznur samochodów, z drugiej próbuje wyjeżdżać. Jezdnia ma zaledwie kilka metrów szerokości. Dodatkowo na poboczach idą piesi, a między samochodami lawirują motocykliści i rowerzyści. Żeby tego było mało – wiele osób chce zaoszczędzić 10 zł za parking i zostawia auto na poboczu, jeszcze bardziej zwężając wąską jezdnię.

Powierzchnia miejscowości to 95 hektarów. Niektórzy w Polsce tyle mają na własność. Na wielkim pastwisku, wśród krowich placków można zostawić za wspominane wyżej 10 zł samochód. Po drugiej stronie jezdni znajduje się leśna polana, gdzie wystawcy na prowizorycznych straganach pokazują co mają na sprzedaż. Można tu znaleźć wszystko co stare: książki, winyle, ubrania, sprzęty agd i rtv, odzież wojskową z demobilu, ale też mnóstwo biżuterii, figurek, obrazów, rękodzieła i innych ozdób, które mogą stać na półkach mieszkania.

Przez stoiska przewijają się prawdziwe tłumy. Trudno powiedzieć skąd taka popularność starociami. Szczególnie, że to już nie te czasy, że można tam coś znaleźć taniej. Jest tak samo drogo jak wszędzie. Wypad na jarmark nie różni się od wypadu do galerii handlowej. Z tym, że w tej drugiej kupujemy rzeczy nowe. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że wiele osób na jarmark przyjechało po prostu z nudów – w ramach zwiedzania Tykocina. Bo tak jak tłumy przewijały się przez te wszystkie stoiska, to samych kupujących było jak na lekarstwo. Najwyraźniej ludzie chcieli tylko pooglądać.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tykocin i jego piękne zakątki. Zobacz film przewodnika.

Zwiedzając samemu można skupić się na tym, co przyciąga naszą uwagę. Przewodnik turystyczny ma to do siebie, że pokaże Wam palcem to, czego sami być może nie dojrzycie lub nie będzie to dla was początkowo interesująco. Sztuka opowiadania o przeszłości, zabytkach i zaciekawianie danym miejscem ma się na Podlasiu cały czas dobrze. Wiadomo, że ostatnie lata były „chudsze” przez epidemię i stan wyjątkowy, ale turystyka w regionie ogólnie ma się dobrze, a w Tykocinie to się zaczęła nawet mocno rozwijać.

Pierwsze czym może pochwalić się to wyjątkowe, stare miasteczko oficjalne otwarcie ścieżki spacerowej wokół rzeki Narew. Dawniej były tam zarośla, teraz elegancki chodnik, dzięki któremu możemy chodzić nie tylko w ciężkich butach, ale normalnie z rodziną, wózkiem czy rowerem. Największą uwagę zapewne przyciągać będzie synagoga. Żydowska świątynia w kolorach miętowym i łososiowym to obiekt nie tylko niecodzienny ze względu na kolorystykę, ale również dlatego że po II wojnie światowej w naszym regionie synagog zostało kilka. Przypomnijmy, że przed wojną tylko w samym Białymstoku było 100 (tak, sto!) takich miejsc.

Niedługo Tykocin być może zacznie przyciągać turystów z zagranicy. A to za sprawą filmu My name is Sara. Świetny film, który realizowany był między innymi w tym miasteczku, ale również w pięknej cerkwi w Puchłach (Kraina Otwartych Okiennic) w Polsce już oglądaliśmy. Teraz promowany jest w Stanach Zjednoczonych. Trzymamy kciuki, by przypadł zagranicznym widzom do gustu i by tłumnie wykupili bilety lotnicze do Polski. Potem to już z górki, bo pojadą z lotniska w Warszawie na stację kolejową, a dalej pociągiem do Białegostoku, po to by móc się przesiąść do autobusu jadącego do Tykocina.

Oczywiście pod warunkiem, że ktoś tym Amerykanom powie, że akcja filmu dzieje się na Ukrainie, ale za to Tykocin jest w Polsce.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Nowy film promocyjny Podlaskiego. Zapiera dech w piersiach, ale…

W ostatnim czasie w telewizji (a teraz też i w internecie) można podziwiać najnowszy film promujący województwo podlaskie. Jest w 99 procentach perfekcyjny. Zawiera wszystko to, za co kochamy nasz region, czyli przepiękne widoki, dziką naturę, niesamowite zwierzęta, a to wszystko na różnokolorowych obrazach, których doświadczamy w zależności od tego jaka jest pora dnia czy roku. Dzieło zachęcające do przyjazdu w nasze strony opatrzone jest głosem znanej i lubianej z filmów przyrodniczych Krystyny Czubówny. Widać, że autorzy wiedzieli, jak zagrać tą melodię, którą odbiorca lubi najbardziej. Czyli tęsknotę za dzieciństwem na wsi, ale tylko od tej dobrej strony.

Nuta sentymentalna miała wpasować się z ostatnimi zdaniami na filmie, że Podlaskie znajduje się zaledwie dwie godziny od Warszawy. Miało zachęcać, że to „tak blisko”, ale w gruncie rzeczy wychodzi w tym jakiś ukryty kompleks na punkcie stolicy. Bo czy informacja o tym, że nasz piękny wspaniały region jest niedaleko stolicy jest najlepszym powodem, by tu przyjechać? A z tego by wynikało, skoro ktoś tym puentuje cały przekaz. Czy Bieszczady reklamują się, by przyjeżdżać do nich, bo są 2 godziny od Rzeszowa? No nie. Tam kompleksów nie mają. Znają swoją wartość na tyle, by puentować to stwierdzeniem „Uwolnij się w Bieszczadach”.

Dlatego film jako dzieło oceniamy bardzo wysoko, ale to tak jakby ostatni akord ktoś zafałszował. Dobrze by było, gdyby ktoś uwolnij się (może być w Bieszczadach) od kompleksu Warszawy i usunął z filmu to zbędne powiedzenie. Ludzie naprawdę mają mapy i doskonale wiedzą, gdzie leży Podlaskie. Do tej pory jednak nie byli przekonani po co tam jechać. Ostatnio przed Polską odsłaniamy trochę karty, a tych mamy wystarczająco mocno by nie reklamować się bliskością do stolicy.

Partnerzy portalu:

Jak powstają kruszewskie ogórki i dlaczego nie korzysta się już z drewnianych beczek?

Jak powstają kruszewskie ogórki i dlaczego nie korzysta się już z drewnianych beczek?

Już połowa wakacji za nami, a my jak na porządną redakcje przystało, jeszcze nie pisaliśmy nic o ogórkach. Żeby tradycji stało się zadość, znów wrócimy do nich w dzisiejszym tekście. Tym razem napiszemy o słynnych ogórkach z Kruszewa. A mianowicie o tym jak powstają te najsłynniejsze podlaskie specjały.

Kruszewo, gdzie ogórki są przygotowywane na wiele sposobów słynie przede wszystkim z kwaszonych. Dawniej, gdy nie było jeszcze czegoś takiego jak plastik, to ogórki pakowano do beczek z drewna. Za „lodówkę” służyła natomiast rzeka Narew. Kopało się też specjalne sadzawki, które naturalnie napełniały się wodą. Tam albo bezpośrednio w rzece zatapiano beczkę. Gdy trzeba było je zatopić albo potem wyłowić, potrzebna była łódź. Jeżeli była akurat mroźna zima, to by wydobyć beczkę trzeba było wyrąbywać przerębel. Same beczki natomiast tworzono z drewna dębowego, które jest najtrwalsze. Kosztowało to sporo, ale było trwałe i wytrzymywało bardzo długo.

Tak naprawdę plastik nie wygrał z drewnem z powodów ekonomicznych. Popyt na ogórki pakowane w plastikowe beczki był większy, bo przysmaki nie były z aromatem Narwi. Takie z beczki potrafiły lekko smakować błotem. Po wojnie, w PRL-u produkcją ogórków na masową skalę zaczęła zajmować się Spółdzielnia Ogrodnicza Witamina. Ludzie produkowali warzywa, gdzie się da, bo Kruszewo ma dobrą, nawodnioną glebę.

Żeby pyszne ogórki trafiły na stół, rolnicy muszą wstać o 5 rano. Następnie pracują intensywnie wiele godzin podczas zbiorów. W kolejnym kroku warzywa chłodzi się jeszcze zanim trafią do beczek.
Później trzeba posortować je i przygotować solankę. Do tego potrzebny jest też czosnek i koper. Wszystkie te warzywa uprawia się w kruszewskich ogródkach. Następnie cała mieszanka trafia do beczki razem z wodą prosto ze studni. Po kilku godzinach pływania zamyka się szczelnie pojemnik i odstawia do piwnicy lub ziemianki. Po miesiącu leżakowania można ogórki jeść! Najlepiej smakują ze smalcem i chlebem.

Partnerzy portalu:

Oto lista hańby. Nazwiska osób, które mogą coś zrobić, by nie było deweloperskich pożarów.
Radni Rady Miejskiej w Białymstoku

Oto lista hańby. Nazwiska osób, które mogą coś zrobić, by nie było deweloperskich pożarów.

Miarka się przebrała. Jeżeli wczorajszy, nocny pożar drewnianego domu przy Młynowej pozostanie zignorowany tak jak pozostałe, to znak że Białymstokiem rządzi mafia. Nie boimy się używać tak mocnych słów, bo jeżeli wszyscy z imienia i nazwiska wskazują kto jest winny podpaleniom, a reszta mimo swojej władzy tylko się przygląda i udaje że nie ma tematu, to znaczy że są także winni. Czas wyleczyć tego raka, który trawi od lat Białystok.

Żeby się nie powtarzać – odsyłamy najpierw do tekstu, w którym pisaliśmy dlaczego deweloperskie pożary w ogóle mają miejsce:

Skandal w Białymstoku! Lokalne prawo zachęca do podpalenia! Spalony zabytek stoi na działce dewelopera.

Kto to może zmienić? Radni miejscy Białegostoku. Problem w tym, że w debacie publicznej temat tych podpaleń nawet nie istnieje. Najlepiej im idą kłótnie o nazwy ulic. Wtedy każdy dostaje nieziemskiego wigoru. Tym razem nie pozwolimy im milczeć. Presja ma sens i my razem z Wami udowodniliśmy to nie raz. Dlatego zacznijmy od wywołania wielkiej debaty na temat tych podpaleń. Piszcie maile do radnych, prezydenta, wiceprezydentów, prokuratury, CBA, CBŚP. Wszędzie domagajcie się wyjaśnienia wszystkich podpaleń jako jednej sprawy, a nie każdej z osobna.

Poniżej przedstawiamy listę hańby. Oto osoby, które mają władze a nic nie robią w sprawie zatrzymania podpaleń deweloperskich. Te osoby mogą zmienić prawo lokalne tak, by podpalenia nie miały żadnego sensu. Pod każdym z tych nazwisk umieszczony jest link do profilu radnego. Tam znajdziecie maile, na które możecie pisać i pytać – DLACZEGO NIC PAN / PANI NIE ROBI W SPRAWIE PODPALEŃ DEWELOPERSKICH W BIAŁYMSTOKU?

  1. Katarzyna Ancipiuk
  2. Katarzyna Bagan – Kurluta
  3. Alicja Biały
  4. Maciej Biernacki
  5. Jacek Krzysztof Chańko
  6. Jowita Chudzik
  7. Henryk Dębowski
  8. Jarosław Grodzki
  9. Rafał Sebastian Grzyb
  10. Katarzyna Jamróz
  11. Piotr Jankowski
  12. Ksenia Juchimowicz
  13. Elżbieta Kadłubowska
  14. Tomasz Kalinowski
  15. Katarzyna Kisielewska – Martyniuk Wiceprzewodnicząca Rady Miasta
  16. Zbigniew Tomasz Klimaszewski
  17. Karol Konrad Masztalerz
  18. Joanna Misiuk
  19. Paweł Myszkowski
  20. Stefan Nikiciuk Wiceprzewodniczący Rady Miasta
  21. Andrzej Perkowski
  22. Łukasz ProkorymPrzewodniczący Rady Miasta
  23. Sebastian Jakub Putra
  24. Agnieszka Małgorzata Rzeszewska
  25. Mateusz Sawicki
  26. Katarzyna Siemieniuk
  27. Marek Stanisław Tyszkiewicz
  28. Konrad Zieleniecki

To początek naszej akcji. Jeżeli radni nie zajmą się tymi pożarami w trybie natychmiastowym, to we wrześniu zorganizujemy protest uliczny. Zbierzemy największą grupę obywateli jaką tylko zdołamy i przyjdziemy na sesję rady miasta. Tam wyrazimy swoje niezadowolenie bardzo dobitnie.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Kiedyś to były czasy! Zobacz archiwalne nagranie z plaży w Dojlidach.

Pan Mirek, który jest autorem nagrania miał to szczęście i dysponował kamerą w latach 90. ubiegłego wieku. Sporo też udało mu się nakręcić. Dzięki temu, dziś po wielu latach możemy oglądać, jak to było w Białymstoku. Na YouTube można obejrzeć choćby jego przejazd przez centrum w czasach gdzieś między 1993 a 1995 rokiem. Tym razem autor udostępnił kolejny film, który uwiecznił w 1995 roku na Plaży w Dojlidach. – Kiedyś jeździłem wszędzie z kamerą i nakręcałem filmiki. Teraz z kaset wideo przegrywam na dysk. Jak to było kiedyś. Białystok 12.07.1995 r. Plaża Dojlidy. Może ktoś rozpozna siebie. Filmik jest skrócony. – tak napisał pod nagraniem.

Tłumy ludzi, rozbawiona młodzież gra w siatkówkę, dziewczyny wchodzą właśnie do wody – to pierwsze sceny jakie na filmie możemy zobaczyć. Niedługo po tym, w tle przygrywają znane hity z tamtych czasów. Na datowniku kamery widnieje 12 lipca 1995 roku. Trudno dziś ustalić, ile wynosiła wówczas temperatura, ale bez wątpienia było bardzo gorąco. Niektórzy być może sobie przypomnieli, a inni nawet nie wiedzieli, że nad brzegiem w Dojlidach nie było żółtego piasku tylko trawa.

Prawdziwie plażowy styl pojawił się stosunkowo niedawno i to już w XXI wieku. Oprócz wspomnianego kruszcu, wymieniono całkowicie infrastrukturę. Wszystko co widać na filmie w zasadzie nadawało się do jednego – do wyburzenia. Warto wspomnieć też historię tego miejsca, bo jest bardzo ciekawa. Okazuje się, że o te zbiorniki w mieście stoczono ze sobą bój! Były one bowiem wykorzystywane przez Technikum Rolnicze, które hodowały tam karpie. Tymczasem rosło zapotrzebowanie na plażę w wówczas 100-tysięcznym mieście. Gdy nastąpiła „próba sił”, wybuchła afera, która finalnie pozwoliła stworzyć miastu upragniony kurort. Poniżej możecie poznać całą historię.

Wojna o plażę. Karpie na wigilię czy letnie kąpielisko? Dojlidy były oczkiem w głowie prezydenta.

Partnerzy portalu:

Presja ma sens. Można to zauważyć nawet na Rynku Kościuszki.
Czy beton z Rynku Kościuszki kiedyś zniknie i zostanie zastąpiony zielenią?

Presja ma sens. Można to zauważyć nawet na Rynku Kościuszki.

Epidemia koronawirusa, wojna na Ukrainie, ogromna inflacja, a także prawdopodobne w przyszłości niedobory surowców, blackouty, a nawet i kryzys uchodźczy z powodu braku jedzenia i wody. To wszystko spowodowało i powodować będzie także przez kolejne lata, że wszyscy zaczynają przymykać oczy na postępujące zmiany klimatyczne. Rekordowe temperatury w Europie Zachodniej, susze, gigantyczne ulewy z powodziami, tornada i inne gwałtowne zjawiska pogodowe nie znikną na życzenie. Tak samo jak kryzysy same się nie rozwiążą, a wojna jeszcze długo nie ustanie.

Te wszystkie ważne wydarzenia światowe mają także mocny wpływ na nasz region, województwo podlaskie. Szczególnie, że nie wytwarzamy zbyt dużych pieniędzy na tle Europy, a nawet w samej Polsce. Przez to ciężej jest nam się bronić przed tym wszystkim, ale w naszym zasięgu jak najbardziej jest wiele rozwiązań, dzięki którym wiele ciężkich spraw przejdziemy bez większych szkód.
O ile nie mamy bezpośredniego wpływu na pogodę, to dzięki naszej przyrodzie, której się nie pozbyliśmy „w imię rozwoju”, na tle innych rejonów Polski jest u nas ciągle stabilnie. Ale nie oznacza to, że będzie tak cały czas. Bezczynność spowoduje, że za kilka lat dołączymy do takich rejonów kraju, w których rzeki pousychały. Wystarczy spojrzeć na mało rozwinięte Podkarpacie, gdzie ostatnio wielka rzeka San pozostała bez wody.

4 lata temu pisaliśmy, o tym, że w Białymstoku lasy się wycina a nie sadzi, stąd usuwamy miejsca, gdzie natura gromadzi nadmiary wody. Rzeka Biała natomiast jest wyregulowana, przez co podczas deszczu zamienia się w rynnę, przez co potencjalnie pitna woda szybko spływa dalej, by finalnie trafić do słonego Bałtyku. Już pomijamy fakt, że my tą samą pitną wodą spłukujemy sedes. Bo gdyby spojrzeć, ile życiodajnej substancji marnujemy, to złapalibyśmy się za głowę. Szczególnie, że woda z oceanów i mórz nie nadaje się bezpośrednio do spożywania.

Czy Rzeka Biała wsiąknie? Duże prawdopodobieństwo jeśli nic nie zrobimy.

Regularnie jeździmy po Podlasiu i wiemy, że problemu z wodą w rzekach jeszcze nie ma, ale jest inny. Wszystkie lasy – także Puszcza Białowieska są suche jak wiór, zagrożenie pożarowe jest wysokie. Zainwestowano w szybkie wykrywanie zagrożeń, ale w likwidację u źródła już nie. Powinniśmy jak najszybciej wodę gromadzić tak, by podnieść jej poziom, aby lasy mogły się nawodnić.
Tymczasem w naszym regionie dalej króluje beton, który później podczas upałów trzeba chłodzić. Koronnym przykładem jest tu Rynek Kościuszki, który zabetonowano w 2010 roku. Wtedy wydawało się to bardzo eleganckie i schludne, dziś już wiemy, że tej „ozdoby” trzeba się jak najszybciej pozbyć. Najlepiej byłoby w całe otoczenie centrum miasta wkomponować dużo zieleni. Powtarzamy to już któryś raz z kolei i nadal będziemy powtarzać, bo widzimy, że presja ma sens.

Regularnie wyśmiewaliśmy wylewanie wody na Rynku Kościuszki. Teraz spacerując możemy zauważyć, że coś ruszyło w głowach urzędników. Nowoczesne urządzenia tworzą „mgiełkę”. Woda nadal się zużywa, ale już nie tyle co dawniej. Nie oznacza to, że mamy satysfakcję. Będziemy ją mieli, gdy pod wpływem presji zaczną skuwać beton. Ale do tego potrzeba więcej takich jak my.
Trudno oczekiwać, że od naszego tupania nogą i zamykania oczu, problemy same się rozwiążą. Dlatego róbmy to, co jest w naszym zasięgu. Zadbajmy o naszą lokalną ojczyznę, wpływajmy na urzędników – piszmy do nich maile, żądajmy, udostępniajmy, protestujmy, komentujmy. Najgorzej jest wtedy, gdy ignorujemy, bo wtedy inni decydują za nas.

Trawa zamiast betonu na Rynku Kościuszki? Czas wracać do natury!

Partnerzy portalu:

Koniec remontu! Można znów spacerować po moście ogrodu w Pałacu Branickich.
fot. M. Kowalik-Strapczuk / UM Białystok

Koniec remontu! Można znów spacerować po moście ogrodu w Pałacu Branickich.

Zakończyła się przebudowa mostu nad kanałem w Ogrodzie Branickich. Brama wejściowa na dziedziniec Pałacu od strony ulicy Akademickiej została ponownie otwarta. Przypomnijmy, że właścicielem budynków jest Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, zaś za ogród i bramę zegarową odpowiada Miasto Białystok. Przed remontem na moście była stara, asfaltowa nawierzchnia. Chociaż jest wygodna, to od takich rozwiązań odchodzi się. Podczas upałów i przez upływ lat dochodzi do deformacji nawierzchni. Dlatego też rozebrano ją, a także pobliskie schody. Wymieniono również stare, brzydkie barierki na nowe w żywym, miętowym kolorze. Przebudowa kosztowała ponad 1 mln 350 tys. zł.

Rekultywacja i renowacja ogrodu trwa od 2009 roku. Jest to proces trudny i bardzo drogi. Podczas II wojny światowej budynek Pałacu Branickich został zbombardowany. Za jego odbudowę w latach 50. odpowiadał wybitny architekt Stanisław Bukowski. Ostatecznie odsunięto go od prac ze względu na konflikt z PRL-owskimi władzami. Renowację dokończyli jego koledzy po fachu, lecz by „uczcić” dzieło Bukowskiego, na szczycie budynku postawiono betonową głowę z twarzą architekta. Można ją podziwiać do dziś.

Jeżeli chodzi o sam ogród to również zaszło wiele zmian. Ze starych rycin zauważyć można, że w oryginale był on dwa razy dłuższy, lecz po wojnie przy Akademickiej postawiono bloki.  Za czasów Branickich na terenie ogrodu był na przykład teatr. Teraz nie ma już na niego miejsca. Powróciła za to „Ptaszarnia” czyli ten czarny budynek na boku ogrodu. Jeszcze w latach 90. ogród miał inną nawierzchnię niż obecnie i był porośnięty wysokimi krzewami ułożonymi w labirynty. Obecnie ogród wypiękniał, zasadzono mnóstwo roślin, drzewek. Do tego wyczyszczono rzeźby, a i przybyło mnóstwo nowych. Prace prowadzono również z drugiej strony Pałacu, gdzie pojawiły się fontanny i miejsca do spacerów.

Do zwieńczenia brakowało remontu mostu, który był brzydki i zdewastowany. Teraz to wszystko się zmieniło. Białostoczanie mogą cieszyć się swoim zabytkiem – symbolem miasta w pełnej okazałości.

Partnerzy portalu:

Mieszkańcu! Odpoczywaj pośród huku samochodów. Prezydent zbudował mini-park.
fot. Adam Ludwiczak, UM Białystok

Mieszkańcu! Odpoczywaj pośród huku samochodów. Prezydent zbudował mini-park.

Każdy, kto znajdował się nieopodal białostockiej obwodnicy czyli przy tak zwanej „Trasie generalskiej” doskonale wie jak bardzo głośne jest to miejsce. Huk nieustannie przejeżdżających samochodów jest nie do zniesienia. Dlatego już sama jazda rowerem wzdłuż tej trasy nie należy do zbyt przyjemnych. Tymczasem Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku zafundował mieszkańcom przy samej obwodnicy park kieszonkowy. Ciężko tamtędy jechać rowerem, a włodarz wpadł na pomysł by można było tam posiedzieć.

Gdy oficjalna strona miasta komunikuje białostoczanom o nowościach, to zwykle jest to opatrzone jakimś komentarzem czy to prezydenta czy jego zastępcy. Nie inaczej było z komentarzem do parku kieszonkowego. Tu postanowił się wypowiedzieć sam Tadeusz Truskolaski. Nazwał park przy głośnej obwodnicy – urokliwym miejscem. Najśmieszniejsze jednak było drugie zdanie – Zieleni w mieście nigdy dosyć, więc staramy się, aby jej wciąż przybywało. – powiedział człowiek, który zadecydował o wycięciu mnóstwa drzew oraz zabetonowaniu centrum miasta, czego odczuwamy teraz negatywne konsekwencje.

A sam park kieszonkowy mieszczący się przy Andersa polecamy odwiedzić w stoperach. Może rzeczywiście będzie tam wtedy przyjemnie siedzieć. Koszt inwestycji (z roczną pielęgnacją nasadzeń) wyniósł ponad 627 tys. zł.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Teraz wszystko tam kwitnie. Jest przepięknie!

Tykocin to jedno z najstarszych miast na Podlasiu. Jakiś czas temu, w jednym z artykułów porównaliśmy je do Kazimierza Dolnego. Mimo wielu lat, dopiero teraz jest powoli, aczkolwiek coraz bardziej masowo, odkrywane przez turystów. Przyciągają nie tylko piękne, stare domy, ale również różowo-zielona synagoga, klasztor, a ostatnio nawet i nowo powstałe bulwary nad rzeką. Tak jak pisaliśmy wtedy, tak teraz możemy powtórzyć, że brakuje tam mocno rozbudowanej gastronomii na głównym rynku.

Wracamy jednak do tematu Tykocina z zupełnie innego powodu. Uważamy, że warto obejrzeć miasteczko nie tylko z dołu, ale też z góry. Powyższy film z drona pokazuje jak miasteczko prezentuje się obecnie, czyli w środku lata. Jest przepięknie nie tylko ze względu na swoją architekturę, ale również dlatego że położone przy rzecze, wśród cudownych okoliczności przyrody. A ta właśnie kwitnie w najlepsze.

Wszędzie są całe bukiety zieleni wśród rozlewającej się rzeki. Idąc wspomnianymi bulwarami możemy to wszystko dostrzec gołym okiem. Warto dodać, że miejsc do spacerów tam nie brakuje. Dlatego gdy przejdziemy już rynek, bulwary, to możemy obejrzeć także pozostałe okolice. Czas spędzony w Tykocinie nie będzie stracony.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Dworzec kolejowy w Białymstoku zyskuje zadaszenie. Filary już stoją.

To historyczna chwila. Pierwszy raz od 1862 roku, perony białostockiego dworca kolejowego będą miały zadaszenie. Filary już ustawiono. Podróżni będą się cieszyć, że w komfortowych warunkach będzie można czekać na pociąg. My natomiast czekamy na ukończenie prac z niecierpliwością, bo ponoć architektura nowego dachu ma nawiązywać do reszty budynku. Wizualizacje to jedno, ale życie często pokazuje, że w rzeczywistości tak pięknie nie jest. Miejmy nadzieję, że w tym przypadku wszystko cudnie się ze sobą zgra.

Jak widać, na początku dworzec kolejowy nie był specjalnie urodziwy jako całość, ale główny budynek był piękny zarówno z zewnątrz jak i w środku. Każdy, kto znajdował się w środku mógł poczuć się luksusowo. Nie dawno pierwotny wygląd został częściowo przywrócony. Oprócz dworca w Przemyślu, nasz budynek jest jednym z najpiękniejszych w Polsce. Dlatego ważne jest, by to co do niego dobudowujemy również takie było.

Warto jednak podkreślić, że w XIX wieku, dachy nie były specjalnie zdobione. Po prostu miały być użyteczne. Toteż nie należy oczekiwać od zadaszenia peronów efektu „wow”. Po prostu mają pasować do reszty.

Warto podkreślić, że zmienia się całkowicie otoczenie dworca. Najpierw wyburzono stary dworzec autobusowy, zmieniając go na mniejszy. Rozległe tereny po dawnych peronach zajęła galeria handlowa. Później zburzono Centrum Park, gdzie powstanie węzeł komunikacyjny miasta. Rozebrano także jedną z kładek. Dla drugiej przyszłości nie ma również. Zamiast nich będzie można przechodzić podziemnymi tunelami. Zadaszenie peronów jest wisienką na torcie.

graf. PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.

Partnerzy portalu:

Spór o ten budynek trwał od lat. Ostatni z rodu Zachertów nie dożył tej chwili.

Spór o ten budynek trwał od lat. Ostatni z rodu Zachertów nie dożył tej chwili.

Niewiele osób wie, że Park Krajobrazowy Puszczy Knyszyńskiej to nie tylko forma ochrony przyrody, ale podobnie jak w przypadku parku narodowego – konkretna siedziba, gdzie na co dzień pracują urzędnicy. A piszemy o tym dlatego, że ostatnio po 34 latach, wspomniani wyżej urzędnicy musieli przenieść się z z supraskiego Dworku Zacherta w inne miejsce. Wszystko dlatego, że budynek stał się własnością spadkobierców rodu Zachertów.

Przybyli z Łodzi, uciekając przed wysokim cłem na towary z Królestwa Polskiego. Fabryka sukna Wilhelma Zacherta i Adolfa Buchholtza seniora w krótkim czasie stała się jednym z największych w regionie. W jej pobliżu powstał murowany dom stanowiący podwaliny dla przyszłego pałacu. Pałac powstał dzięki teściom Adolfa Bucholtza. Gdy gdy młody przedsiębiorca chciał żenić się z jedną z najbogatszych panien łódzkich fabrykantów – Adelą Scheibler, rodzice narzeczonej zawitali na Podlasie sprawdzić, gdzie będzie mieszkać ich córeczka. Adolf usłyszał, że jeśli chce mieć za żonę Scheilblerównę, musi najpierw wybudować dla niej pałac. Jego budowa trwała ponad 13 lat. Do dziś stoi i pięknie się prezentuje na głównym placu w Supraślu.

To nie jest jedyna pamiątka po tym wielkim rodzie. Kolejna to Kaplica Zachertów. Powstała w 1885 roku zaprojektowana przez Henryka Żydoka. Wybudowano ją w stylu neoklasycystycznym, murowana z piaskowca. Nad jej wejściem widnieje herb rodziny. Stoi na supraskim cmentarzu. Wspomniany na początku dworek stoi nieco na uboczu miasteczka. Żeby do niego dojść trzeba wybrać się uliczką na tyłach Monasteru, prowadzącą równolegle do bulwarów. To właśnie ten budyneczek przez lata stanowił za siedzibę Parku Krajobrazowego. Co zrobią z nim spadkobiercy? Tego jeszcze nie wiadomo.

Wilhelm Fryderyk Zachert zmarł bezpotomnie, a jego majątek odziedziczyła żona Józefina Zachert. Kobieta zmarła bezdzietnie w 1924 roku, a zgodnie z jej wolą supraskie dobra dostał Konstanty Ernest Zachert, stryj Jana Zacherta. Licząca 1,5 tys. ha nieruchomość ziemska Supraśl należąca do Konstantego Zacherta przeszła na własność państwa z mocy dekretu z 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. W 1991 r. wspomniany Jan Zachert i Andrzej Grzędziński, spadkobiercy Konstantego, rozpoczęli batalię o zwrot 32 ha miejskich gruntów w Supraślu, przejętych wraz z zespołem pałacowo-parkowym i zabudowaniami dawnej fabryki włókienniczej na podstawie tego dekretu. Ostatni wniosek złożyli 16 maja 2011 r. Jan Zachert zmarł w 2015 roku. Warto podkreślić, że był on honorowym obywatelem Supraśla i miasteczko odwiedzał bardzo często. Całe swoje życie starał się być kimś w rodzaju patrona Supraśla.

Ten dworek, który wreszcie trafił do spadkobierców Zacherta, to tylko jedna z niewielu nieruchomości. Wielokrotnie w debacie publicznej podnoszono, że przez spór o hektary zablokowany jest rozwój Supraśla. Nikt jednak do Zachertów o to pretensji nie miał. W końcu walczyli o swoją własność. My jednak uważamy, że ten „brak rozwoju” to najlepsze co się mogło Supraślowi trafić. Zrządzenie losu spowodowało, że deweloperzy nie mogą tam wepchać bloków, a urzędnicy skazić terenów „betonem za dotacjami”.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tak wyglądał Białystok w 1995 roku. Ktoś nagrał film z przejazdu przez miasto!

Dziś oglądając ten film doskonale sobie przypominamy jakie aspiracje mieli ci wszyscy, którzy w latach 90. bardzo chcieli oderwać się od rosyjskich wpływów, by na stałe związać się z tak zwanym „zachodem”. Mimo, że po wielu latach dostrzegamy pewne wady europejskiej wspólnoty, to jedno jest niezaprzeczalne. Nikt nie chciałby powrotu do tego co było w 1995 roku. Realia były z dzisiejszej perspektywy nieco przygnębiające.

Pierwsza scena to przejazd ulicą Skłodowskiej-Curie. Przed samochodem nagrywającego jedzie autobus linii 10. Tak się składa, że to jeden z niewielu „luksusowych”. Nie jesteśmy pewni skąd się w naszym mieście wziął, ale to był mercedes. Taki sam, jaki wcześniej służył do dowożenia ludzi do samolotu na lotnisku. W naszym mieście w 1995 roku zyskał „drugie życie”. Dziś w 2022 roku, gdyby ktoś zaproponował kupno używanych autobusów, to zostałby wyśmiany. Jest odpowiedni program unijny, są dotacje, kupuje się nowoczesne autobusy i przebudowuje drogi. Na tej samej ulicy mijane są takie samochody jak maluchy, fiaty cinquecento, polonezy.

Przez moment migają czerwone budki z zapiekankami i hamburgerami przy Centralu, który akurat do dziś się nie zmienił. Tyle, że już jego otoczenie owszem. Konstrukcje zniknęły. Teraz w tym miejscu biegnie nowoczesna droga rowerowa, jest też stacja BiKeRa. Nieco symboliczne. W miejscu niezdrowych fast-foodów, mamy zdrowy sport. Kolejna rzecz, która rzuca się w oczy, o której pewnie wiele osób już zapomniało to donice na Suraskiej. Tak jak dziś, ze względu na okrężne skrzyżowanie, tak wtedy z Suraskiej można było wyjechać tylko w prawo. Dziś organizacja ruchu się nieco zmieniła. Donic już nie ma, dalej można tylko w prawo, ale ruch na samej Suraskiej odbywa się w dwie strony. Więc potrzebny jest też wjazd, a nie tylko wyjazd. Przypomnijmy, że przed 2010 rokiem ulica ta była przejezdna na całej długości.

Kolejny obiekt po drodze to budynek Uniwersytetu w Białymstoku, który do dziś wygląda identycznie jak dawniej. Chociaż został zbudowany w PRL, to jest zabytkiem. Kolejna rzecz, która wpada w oko to kwiecisty plac zamiast biurowca, w którym od lat znajduje się Gazeta Współczesna i Kurier Poranny. Obok mamy zielony skwerek przy cerkwi. Dzisiaj zieleni tam tyle co kot napłakał. Gdy samochód przejechał jeszcze trochę metrów, to autora filmu uwaga została całkowicie skupiona na sklepie „Sex Shop”. Aż zrobił zbliżenie kamerą na ten obiekt. Przypomnijmy, że miejsce to wywoływało zgorszenie niektórych środowisk. Ogólnie sex-shopy w Polsce to była nowość, a tym bardziej w Białymstoku. Szczególny kontrast budził szyld wtedy, gdy przechodziła procesja Bożego Ciała. Jesteśmy pewni, że w jakichś archiwach białostockich fotografów jest scena, która uwiecznia dostojnie ubranych ludzi, przechodzących ulicą od kościoła do kościoła, którzy w tle mają wspomniany czerwony szyld. Całe szczęście, że witryny były całkowicie zaklejone.

Następnie kierowca z nagrywającym przejeżdżają ulicą Lipową. Tutaj widać pewną zmianę. Otóż mamy na datowniku 24 lipca 1995 rok. Po ubraniach ludzi widać, że żadnych upałów nie ma. Większość chodzi w krótkim rękawie, ale rowerzystka jadąca przed nagrywającym ma dżinsową kurtkę. W tle przewijają się jeszcze wymyślne szyldy i kolorowe markizy nad wejściami do sklepów. Coś, co dziś całkowicie zaniknęło.

Na koniec filmu autor dojeżdża do ul. Hetmańskiej, gdzie na jednym z budynków dumnie stoi napis FSO. Wspomnienie po dawnej motoryzacji, która nigdy skrzydeł nie rozwinęła i upadła tak samo jak wiele innych pomysłów PRL-u.

Partnerzy portalu:

Nowa atrakcja turystyczna do rozbiórki przed otwarciem?

Nowa atrakcja turystyczna do rozbiórki przed otwarciem?

Zamiast wielkiej wieży, może być wielki klops. Nowa atrakcja turystyczna w Uhowie stoi gotowa, ale z informacji przesłanych przez naszego Czytelnika wynika, że nie przeszła odbioru technicznego i to z bardzo poważnego powodu. Tymczasem burmistrz Łap Krzysztof Gołaszewski przekonuje, że żadnych odbiorów nie było, a ta informacja jest kłamstwem.

Z informacji naszego Czytelnika wynika, że wieża widokowa została wybudowana zbyt blisko konstrukcji sieci energetycznej. Zgodnie z prawem odległość pozioma od konstrukcji powinna wynosić od 3 do prawie 6,5 metra. Jest to zależne od napięcia danej linii. Na poniższym zdjęciu widać, że sieć energetyczna jest rzeczywiście obok. Czy za blisko? Jeżeli do czegoś takiego by doszło to dlatego, że konstrukcja została zaplanowana wyłącznie „na papierze” bez oglądania terenu. Nie będziemy spekulować czy tak było w tym wypadku.

Jedno jest pewne, na przestawienie linii nie ma szans. Proces budowy takiej konstrukcji jest bardzo skomplikowany już na etapie wszelkich pozwoleń i decyzji. Czy rozbiórka i ponowne wybudowanie wieży wchodzi w grę? I tu wracamy do punktu wyjścia. Burmistrz Gołaszewski utrzymuje, że prace nadal trwają, a odbioru jeszcze nie było. Przypomnijmy, że konstrukcja czeka gotowa od końca maja. Wówczas pisaliśmy, że zostało tylko zagospodarować teren. Mija miesiąc i nadal nie znamy daty końca realizacji.

Partnerzy portalu:

Czy Białystok pójdzie po rozum do głowy czyli drogą Wiednia?

Czy Białystok pójdzie po rozum do głowy czyli drogą Wiednia?

Betonoza w Podlaskiem ma się całkiem dobrze. Tylko ostatnio pisaliśmy o tym jak wybetonowano plac w Łapach, ale to nie jest jedyny przykład z ostatnich czasów. Taki sam los spotkał główne skrzyżowanie w Choroszczy przy kościele, gdzie park zastąpiono betonowym placem. Pozbyto się również zieleni przy Komendzie Wojewódzkiej Policji przy i tak kompletnie zabetonowanej ulicy Sienkiewicza w Białymstoku. Wszystkich przykładów tego typu inwestycji z ostatnich lat można mnożyć na pęczki.

Druga strona medalu

Są dwie strony medalu, jedna jest taka, że Białystok i ogólnie cały region po II wojnie światowej był kompletnie zdewastowany zarówno przez Niemców jak i Rosjan. W latach powojennych nastąpiły czasy PRL-u, a w raz z nimi odbudowa kraju w stylu sowieckim. Wszystko co przetrwało, a stanowiło element dziedzictwa kraju zostało przez komunistów gęsto „zasłonięte” drzewami. Do tego dobudowano resztę. My i tak mieliśmy szczęście, że u nas projektował Bukowski. Jest wiele miejsc w kraju, gdzie pośrodku dawnej architektury stoją bloki z betonowych płyt. I tak spacerując przez Pałac Branickich w Białymstoku, a dawniej także w okolicach białostockiego ratusza oraz wielu innych miejsc, obserwowaliśmy tą wyjątkową architekturę nieco zasłonięta.

Dlatego we współczesnych latach nastąpiło odwracanie tego trendu i zaczęto wszystko odsłaniać. Wycinano masowo dojrzałe, ogromne drzewa, a zamiast tego zaserwowano nam elegancką kostkę brukową. Beton sprawił, że w otoczeniu stało się niezwykle schludnie. Ponadto można było poczuć się tak jak na zachodzie, gdzie tego typu rozwiązania dominują we wszystkich większych miastach. I tak oto symbolicznie odcięliśmy się od sowieckich wynalazków.

Kolejną rzeczą, którą mieliśmy w PRL-u było dokładnie to, co przywracamy dzisiaj. Czyli opakowania nadające się do recyklingu. Dawniej nie dało się kupić wędliny czy sera zapaczkowanych, a wszystko było zawijane w papier. Wszelkiej maści napoje występowały natomiast wyłącznie w szkle. Pewną ciekawostką była oranżada w woreczku foliowym. To wszystko zamieniliśmy na plastik. My jeszcze jakoś się jednak hamujemy. W takiej Japonii, w folie paczkowane są nawet owoce czy warzywa pojedynczo! Tak czy siak jako świat zaczęliśmy produkować na potęgę, zaczęliśmy zużywać na potęgę, zaś razem z wytworzonymi przedmiotami produkowane było ciepło. I tak cały świat podgrzał atmosferę. Opakowania plastikowe natomiast pływają w coraz większych ilościach w oceanach. Ostatecznie spożywamy razem z wodą mikrocząsteczki plastiku. Rocznie jest wielkość karty do bankomatu.

Dlatego dziś jesteśmy w sytuacji, gdy możemy siedzieć na podgrzanym do czerwoności Rynku Kościuszki, by w kompletnym skwarze popijać kawę z plastikowego kubczeka i zajadać się lodami z plastikowymi łyżeczkami (dawniej były do tego drewniane patyczki). Świat opakowań to tylko jedno. Żeby chłodzić te zabetonowane place, w ostatnich latach władze używały kurtyn wodnych i wylewały wodę pitną (bo innej nie mamy) żeby wszystko chłodzić. Opanowało nas kompletne marnotrawstwo.

Wycieczka do Wiednia

Jeżeli ktoś był w Wiedniu, to doskonale zdaje sobie sprawę, że jest on dokładnie tak samo zabetonowany jak Białystok i mierzy się z tymi samymi problemami co my. Tam jednak postanowiono przeciwdziałać. Dokładnie rzecz biorąc, w 2018 roku rozpoczęto pierwsze inwestycje polegające na przebudowie zabetonowanych miejsc w taki sposób, by dawały cień. Sadzono drzewa, tworzono zielone miejsca, zamykano ulice zmieniając je w skwery z alejkami dla pieszych i rowerzystów. Ogólnie rzecz biorąc zadziałano radykalnie. Toteż efekt końcowy również taki był. Obniżono temperaturę w mieście o 6 stopni!

Należy sobie zadać pytanie. Czy powinniśmy iść drogą Wiednia czy trwać w betonozie? Zadajcie sobie to pytanie, gdy będziecie przebywać w słoneczny dzień na jednym z takich placów, co zafundowała nas władza, za nasze pieniądze. Możemy też liczyć na to, że samo z siebie temperatury wrócą do normy. Bardziej prawdopodobne jest to, że przy obecnym podejściu zamienimy się w step.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Chcecie zwiedzać Podlaskie, ale nie wiecie co dokładnie? Ten film Wam pomoże.

Podlaskie jest piękne i różnorodne. Na jego pełne zwiedzanie potrzeba by było tygodnia. Nie każdy jednak ma tyle czasu i nie każdy chce aż tak dokładnie przeczesywać region. Dlatego wiele osób skupia się tylko na najważniejszych atrakcjach. Z naszej perspektywy – wszystkie są tak samo ważne, dlatego warto przekazać pałeczkę komuś z zewnątrz. Wtedy wszystko nabiera innej perspektywy.

Tak też jest w powyższym filmie. Autorzy zaproponowali zwiedzanie Mielnika nad piękną rzeką Bug, a także pobliskiej Koterki. Do tego mamy Skit w Odrynkach, kładkę w Śliwnie, a także tatarskie Kruszyniany. Jeżeli chodzi o przygraniczną Koterkę oraz Kruszyniany, to te miejsca póki co nie są dostępne. Ze względu na kryzys na granicy były nieczynne do czasu budowy specjalnej zapory. Inwestycja jest już prawie ukończona, więc ruch przy granicy może wrócić 1 lipca. Dlatego od tego dnia bez przeszkód zajedziecie do podlaskich Tatarów. Inaczej będzie prawdopodobnie z Koterką. Świątynia stoi przy samej granicy, a od 1 lipca będzie obowiązywać zakaz zbliżania się do niej na 200 metrów. Zatem cerkiew podziwiać będzie można prawdopodobnie jedynie z oddali.

Jeżeli chodzi o Śliwno, to przypominamy że druga część kładki, należy do Gminy Sokoły, której wójt nic sobie od lat nie robi z remontu. Dlatego to co stoi w Waniewie to już nie kładka, ale jej ruiny. Dlatego korzystać można tylko z inwestycji od strony Śliwna. Tak jak przeprawa przez zerwany most w Kruszewie już nie funkcjonuje, tak przez wójta Sokołów nie można też się dostać na drugą stronę Narwi w Waniewie. Jedyna opcja to miejscowość Baciuty. Tam jest most samochodowy.

Żadnych problemów nie ma ze zwiedzaniem Mielnika i Odrynek. Te pierwsze miasteczko oferuje wieże widokowe, ruiny i kopalnię kredy. Ta druga to wieś z prawosławną pustelnią, która znajduje się na wyspie pośród bagien. Niezależnie od okoliczności, zachęcamy do objechania wszystkich propozycji z filmu.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Podlaskie cały czas zachwyca. Ten film o tym przypomina.

Ostatnie lata sprawiły, że turystyka w Podlaskiem trochę przygasła, ale na szczęście całkowicie nie wymarła. Teraz sytuacja nieco się uspakaja, aczkolwiek ludzie niechętnie wydają pieniądze na wyjazdy, gdy nastąpił diametralny wzrost za wszystkie rachunki i kredyty. Mimo wszystko wybór naszego regionu na przyjazd nie będzie tak kosztowny jak wycieczka w góry czy nad morze. Podlaskie oferuje mnóstwo innych, lepszych doznań.

Możemy sobie o tym przypomnieć z powyższego filmu. Zobaczymy na nim tatarski meczet w Bohonikach, cerkwie w Puchłach, Narwi i Trześciance. Do tego między innymi podziwiać możemy też Hajnówkę czy Białystok. Najlepsze w tych wszystkich miejscach jest to, że można je zwiedzać nie tylko samochodem, ale także rowerem. W regionie mamy mnóstwo dróg rowerowych oraz takich wiejskich, lokalnych, gdzie jazda obok kierowców nie powoduje zagrożenia życia i zdrowia – jak na drogach wojewódzkich, nie mówiąc już o krajowych.

Przy okazji odkrywając nasz region, przypomnieć sobie można o wielokulturowości. A to nie jest takie zupełnie puste hasło. Rzeczpospolita Obojga Narodów miała powierzchnię miliona kilometrów kwadratowych. Sięgała swoimi granicami aż po Smoleńsk, Rygę i Kijów. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie koegzystowanie wielu kultur razem ze sobą. Dziś Podlaskie jest zaledwie wspomnieniem po tamtych czasach. I podczas jego zwiedzania warto o tej historii pamiętać.

Partnerzy portalu:

Na długi weekend wraca ogórek! Będzie można zwiedzać nim Białystok.
fot. UM Białystok

Na długi weekend wraca ogórek! Będzie można zwiedzać nim Białystok.

Kultowy „ogórek” powraca na białostockie ulice. Pierwsza przejażdżka odbędzie się już 18 czerwca i będzie cyklicznie odbywać się w kolejne wakacyjne niedziele. Dla młodszych osób może być również atrakcją przejażdżka „nowszą” wersją jelcza. Starsi zaś mogą sobie zafundować powrót do lat 90. Ten pojazd pojawi się 3 lipca.

Trasa ogórka prowadzić będzie przez Bojary, ulicę Świętojańską, nowy kampus Uniwersytetu w Białymstoku i okolice Stadionu Miejskiego, teren dawnego getta żydowskiego i ulicę Lipową. Autobus startuje tam gdzie zawsze czyli na parkingu obok Pałacu Branickich od strony Kilińskiego. W tym roku na każdy kurs obowiązują bilety w cenie 5 zł od osoby, które można kupić online przez stronę organizatora – Regionalny Oddział PTTK w Białymstoku. Dodatkowo 20 sierpnia o godz. 16.00 odbędzie się przejazd tematyczny – śladami 42. Pułku Piechoty oraz 10. Pułku Ułanów Litewskich – białostockich patronów roku 2022.

fot. UM Białystok

Na turystów i mieszkańców, miłośników retro motoryzacji i historii Białegostoku, czeka też nowszy Jelcz – zabytkowy autobus miejski „kwadrat”. Będzie zabierał pasażerów na pokład w każdą niedzielę od 3 lipca do 28 sierpnia. Na dwóch trasach, od godziny 12.00 i 13.00, uczestnicy wycieczek będą mogli poznać z przewodnikiem dwa różne oblicza miasta: „Wielokulturowy Białystok” i „Śladem białostockich murali”. Organizatorem tych przejazdów jest Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej w Białymstoku. Będą one bezpłatne. Żeby wziąć udział w wycieczce nie trzeba nigdzie się rejestrować, wystarczy przyjść o wybranej godzinie na przystanek przy Pałacu Branickich (Plac Jana Pawła II). Liczba miejsc w autobusie jest ograniczona, warto więc być trochę wcześniej.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Pociągi do Walił wrócą z opóźnieniem

Letnia atrakcja, jaką są pociągi do Walił, wrócą w tym sezonie z opóźnieniem. Wszystko z powodu prowadzonych prac remontowych na dworcach w Białymstoku oraz na torach pomiędzy tą stacją i stacją Białystok Fabryczny. Pierwsi turyści mogą planować podróż od 1 lipca. Warto jednak dodać, że dzień wcześniej kończy się quasi-stan wyjątkowy na granicy, przez który nie można wjeżdżać do prawie dwustu miejscowości w Podlaskiem i Lubelskiem. Waliły natomiast znajdują się blisko granicy, więc ktoś kto będzie chciał pojechać pociągiem z rowerem – miałby ograniczone możliwości.

A tak zarówno można planować fantastyczne piesze wycieczki jak i rowerowe. Niedaleko są takie miejscowości jak Gródek, Michałowo. Do tego piękne tereny spacerowo-rowerowe znajdują się w kierunku miejscowości Waliły-Dwór. Tamtejszą drogą można dojść do wspaniałej atrakcji w środku Puszczy Knyszyńskiej – czyli na Sianożątka. To wielkie i urocze bagno z długą kładką. Do tego obok znajduje się zbiornik Wyżary, wiata do grillowania oraz kolejna kładka przez kolejne bagna. Wszystko to dostępne jest nawet dla tych, którzy ze stacji kolejowej udadzą się piechotą.

Kolejny kierunek, który obecnie nie jest możliwy do obrania, a będzie 1 lipca to tatarskie Kruszyniany. Znajduje się tam zabytkowy meczet, a także mizar (cmentarz). Do tego można posmakować lokalnej kuchni tatarskiej. Są także piękne widoki na Dolinę Świsłoczy. Warto też dodać, że dużo oferują Gródek i Michałowo. To pierwsze miasteczko ma piękną cerkiew, a także wiele terenów spacerowych po Puszczy. Michałowo zaś ma zalew oraz także wiele terenów spacerowych. Ciekawym miejscem są również Zubki, gdzie znajduje się stara, opuszczona stacja kolejowa.

Tak jak w poprzednich latach, pociągi będą kursować w weekendy aż do końca września. W piątki pociąg z Białegostoku odjedzie o godz. 15:30, a z Walił będzie wracać o 16:34. W soboty i niedziele będą kursować dwie pary pociągów. Z Białegostoku pociągi będą odjedzie o godz. 9:00 i 15:30. Natomiast powrót z Walił zaplanowany jest na godz. 10:25 i 16:34. Dodajmy też, że przy okazji okolicznościowych imprez, na tej trasie będą też dodatkowe połączenia. Każdy, kto zechce dotrzeć koleją na „Siabrowską Biasiedę” w Gródku, „Dożynki w Waliłach” i „Święto Grzyba” w Sokolu Białostockim będzie miał taką możliwość.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Andrzej, Gienek, Kononowicz i Janusz Alfa. Oto obraz Podlasia w internecie.

Kiedy myślimy o Sandomierzu, to pierwsze skojarzenie rodzi się natychmiast. Jest nim Ojciec Mateusz. Szczecin w głowach Polaków kojarzy się z Paprykarzem, Gdańsk z wolnością, Poznań z koziołkami, a Białystok? Ostatnie, znane nam badanie na ten temat pochodzi z 2020 roku. Wykonało je Omnibus-Online. Zapytano wówczas internautów o skojarzenia ze stolicą województwa Podlaskiego. Jakie były wyniki?

Zaskakujące. Większość nie ma skojarzeń i jest to zarazem plus jak i minus. Po 10 procent ankietowanych kojarzy Białystok z zimnem i Jagiellonią. Osiem procent natomiast wskazuje Krzysztofa Kononowicza, dawnego kandydata na prezydenta miasta, który obecnie ze swoim współlokatorem emituje cyklicznie tak zwane „patostreamy”. Problem w tym, że XXI wiek to kultura obrazka. Nawet nasze teksty nie są zbyt rozbudowane, bo doskonale wiemy, że i tak dłuższe nie byłyby czytane. Ludzie masowo konsumują wideo. Nie bez powodu najpopularniejszą aplikacją jest obecnie Tik-Tok. Na nasze nieszczęście, każdy kto szuka filmów dotyczących Białegostoku, w przytłaczającej większości znajdzie właśnie nagrania z udziałem Kononowicza.

Jeżeli chodzi o skojarzenia, to chyba nadal lepiej jest z Podlasiem. Tu ostatnie badania jakie znamy pochodzą z 2010 roku. Wówczas 23 proc. wskazało, że nasz region kojarzy się z lasami i puszczami. Kolejne siedem z przyrodą i dziką naturą. Kolejne wyniki także dotyczą jakiś konkretnych miejsc powiązanych z przyrodą na przykład jeziora, parki narodowe, rzeki czy rezerwaty. Ogólnie rzecz biorąc prawie 70 proc. kojarzy nas z tematami około przyrodniczymi.

Niestety, Podlasie problem ma podobny co Białystok. Obecnie antyreklamę Podlasia robi regionowi popularny program „Rolnicy. Podlasie” w Fokus TV. Poziom audycji jest podobny co w polsatowskich „Chłopakach do wzięcia”, gdzie ogólnie rozrywka polega na pokazywaniu perypetii uczestników mieszkających na polskiej wsi. Jeżeli chodzi o „Rolnicy. Podlasie”, to najpopularniejszymi uczestnikami są Gienek i Andrzej z Plutycz, którzy niewiele różnią się od Krzysztofa Kononowicza. YouTube pod hasłem „Podlasie” jest dosłownie zalany filmami o tych dwóch uczestnikach.

Przypomnijmy też, że jeszcze kilka miesięcy temu przez internet przelała się fala memów z „Januszem Alfa”. Tu ówczesny wicemarszałek województwa podlaskiego, Stanisław Derehajło chętnie dał sobie robić śmieszne zdjęcia, które w połączeniu z jego nadmiarową tuszą dały efekt taki, że ludzie okrzyknęli go właśnie „Januszem Alfa”. W tym przypadku polityk wzbudził masowe skojarzenia jako „przedsiębiorca, wyzyskiwacz”. Mimo, że zupełnie nieprawdziwe – w taki sposób powiązały go z Podlasiem. Nie inaczej jest Kononowiczem, Andrzejem i Gienkiem. Ludzie mają z nimi jakieś skojarzenia, a to wszystko na koniec łączone jest z naszym regionem.

Nie można oczywiście nikomu zabronić pokazywać Podlasia w taki sposób, ale należy aktywnie przeciwdziałać antywartościom, pokazując Podlasie wszędzie gdzie się da, w sposób masowy tak, by nie był antyreklamą. W internecie już staliśmy się memem i trochę pośmiewiskiem. Jeżeli nic nie zrobimy, to tak już pozostanie. Czy tego właśnie chcemy?

Partnerzy portalu:

Karol Okrasa w Tykocinie. Inspiruje gospodynie, a one inspirują się nim.

Karol Okrasa w Tykocinie. Inspiruje gospodynie, a one inspirują się nim.

Karol Okrasa przybył do Tykocina. Kucharz prowadził tam warsztaty kulinarne, na których królowały podlaskie klimaty. Celebryta pichcił z produktów lokalnych. Czy odkrył nowe smaki?

– Dobry smak jest zawsze oparty na produktach, które tutaj przesiąknięte są powietrzem, słońcem, klimatem i naturalnością Podlaskiego. Zachęcam wszystkich, aby tu przyjechali, bo niezależnie, czy są zapowiedziani, czy nie, będą przyjęci zgodnie z zasadą „Gość w dom, Bóg w dom” – mówił mistrz kuchni. – Dziś ja was postaram się ugościć. Pokażę, jak tę regionalność fajnie rozwinąć. Choć tak naprawdę, nic nowego nie wymyślamy, staramy się nawiązywać do tego, co robiły nasze babcie i prababcie. Na szczęście, dzięki producentom, którzy są „zakręceni” na punkcie tej lokalności, mamy wspaniałe produkty i możemy z nich tworzyć autentyczne podlaskie dania. – tłumaczył uczestnikom Okrasa.

Karol Okrasa w Tykocinie. Inspiruje gospodynie, a one inspirują się nim.

Janina Toczydłowska z Koła Gospodyń Gniła ogląda programy Karola Okrasy w telewizji. Podziwia go za tempo i szybkość gotowania. Imponuje jej także prostota dań. Natomiast gospodynie z Koła Gospodyń Wiejskich w Sochoniach, Irena Fiedziukiewicz i Wioleta Sangar uważają, że kucharz jest dobrym źródłem inspiracji – Karol Okrasa inspiruje się naszą kuchnią regionalną, a my z kolei przejmujemy jego autorskie spojrzenie na nasze potrawy. Inspirujemy się nawzajem – mówiły.

To nie pierwszy raz, gdy Karol Okrasa przyjeżdża na warsztaty kulinarne na Podlasie. Jest tu częstym i mile widzianym gościem. Zawsze uczestnikom pokazuje nowe spojrzenie na dania, które tworzą i dopieszczają od lat. Tykocin natomiast jest miastem, które zaczyna po latach o sobie znów przypominać. To prawdziwa perełka na mapie Podlasia, którą warto odwiedzić. Niezależnie czy przyjeżdża tam ktoś znany czy nie.

Partnerzy portalu:

Jest dokładna data realizacji pierwszego, podlaskiego odcinka ekspresowej 19

Jest dokładna data realizacji pierwszego, podlaskiego odcinka ekspresowej 19

W drugiej połowie obecnego roku mają rozpocząć się prace przy budowie ekspresowej 19 od Kuźnicy do Sokółki. To będzie pierwszy z podlaskich odcinków, w którym udało się dopiąć formalności na tyle, by można było wyznaczyć konkretny termin realizacji. W przypadku innego odcinka – Białystok Zachód (węzeł w gminie Choroszcz, obok wsi Jeroniki) – Księżyno. Unieważniona została decyzja środowiskowa przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, przez co na zielone światło jeszcze poczekamy.

Są też znane pierwsze plany budowy odcinka Krynice – Białystok Zachód. Tam mieszkańcy nieco protestowali, bo droga miała znacząco utrudnić im dojazd do działek. Na szczęście udało się porozumieć. Pod drogą ekspresową wykonawca zaprojektuje dodatkowe przeprawę.

Podlaski odcinek krajowej 19, gdy zamieni się w ekspresową będzie nieco wydłużony niż obecnie. Przebiegać będzie z przejścia granicznego w Kuźnicy przez Sokółkę, następnie (prawdopodobnie) obecną drogą przez Czarną Białostocką aż do Katrynki. Dalej powstanie węzeł łączący z krajową ósemką. Następnie droga przebiegnie przez gminę Dobrzyniewo trasą Krynice – Dobrzyniewo – Białystok Zachód.

We wspomnianych Jeronikach poprowadzi aż do Księżyna. Tam następnie wybudowana zostanie droga prowadząca do węzła Białystok Południe. Trasa prowadzić będzie równolegle do tak zwanej „angielki” z Białegostoku do Wojszek, która to od nie dawna po kilkudziesięciu latach dostała nawierzchnię na pełnej szerokości. Ostatni odcinek ekspresówki to Białystok Południe – Ploski. Kolejne etapy to Ploski – Haćki – Bielsk Podlaski – Siemiatycze. Nowoczesną drogą pojedziemy w 2025 roku.

Partnerzy portalu:

Pociągi Białystok – Kowno wracają. Przywrócą to tak, że kompletnie nie opłaca się jechać!

Pociągi Białystok – Kowno wracają. Przywrócą to tak, że kompletnie nie opłaca się jechać!

Zawsze nas bawi pewien mechanizm. Jest pewna „dobra wiadomość”, którą media natychmiast „chwytają” i pieją z zachwytu. Nastrój się udziela czytającym i wszyscy są zadowoleni. A szczególnie ten, kto daną „dobrą wiadomość” wprowadził w życie. W praktyce jednak, gdy człowiek posprawdza i poanalizuje okazuje się, że nie tylko wiadomość nie jest dobra, nawet nie jest średnia. Jest po prostu fatalna. Tak możemy również napisać o powracającym po pandemii połączeniu kolejowym Białystok – Kowno. Jeżeli to ma się utrzymać w takiej formie, to jest to wielka kompromitacja.

Od lipca znów będzie można podróżować pociągami z Białegostoku do litewskiego Kowna. Przypomnijmy, że połączenie to zostało całkowicie zawieszone na ponad 2 lata ze względu na pandemię. Chociaż w Polsce nie obyło się bez wielu awantur o bezsensowne ograniczenia, to Litwa podchodziła do tych spraw jeszcze bardziej rygorystycznie. W efekcie utrzymywanie takiego połączenia nie miało głębszego uzasadnienia – szczególnie ekonomicznego. Teraz, gdy wszystko wraca do normy – wraca również połączenie kolejowe. Warto zaznaczyć, że będą one odbywać się tak jak poprzednio tylko w weekendy. I niestety, ale póki co tylko latem.

Komfort pasażera? A po co to komu.

To jednak jeszcze byłoby do przełknięcia. Połączenia kolejowe, by istnieć nie tylko w weekendy muszą być oparte na stabilnym rozkładzie jazdy. I mamy tu na myśli stabilność wieloletnią, a nie kilkumiesięczną. Tymczasem w Polsce rozkłady jazdy na kolei zmienia się dwa razy do roku. Pod koniec roku i na wakacje. Generalnie o absurdach kolei można byłoby napisać doktorat, ale skupimy się tylko na jednym wątku. Rozkład jazdy Białystok – Kowno i z powrotem. Normalnie powinno być tak, że jedziemy rano, po 4 godzinach dojeżdżamy i na wieczór mamy pociąg powrotny. Ale nieee, to przerasta tęgie głowy zarządzające koleją.

Rynek Kolejowy podaje, że wyjazd do Kowna będzie odbywać się tak: Szynobus będzie ruszać w piątek i w sobotę o 14.58 z Białegostoku. W Suwałkach wysiadamy, czekamy pół godziny i przesiadamy się na kolejny pociąg jadący do Kowna. Na miejscu jesteśmy o 21:21 (na Litwie jest inna strefa czasowa, wskazówki przesuwamy o godzinę do przodu). Powrót wygląda tak, że o 9:10 w sobotę i niedzielę możemy wrócić z Kowna do Suwałk, a dalej do Białegostoku. Nie wiemy jak w tym roku, ale przed pandemią bilet kosztował 50 zł.

Nie możemy powiedzieć, że nie ma w tej organizacji zupełnie sensu. Jakiś ogólnie jest. Ale trzeba pamiętać, że kolej nie działa w oderwaniu od reszty. Jest ona częścią transportu publicznego. I tak wybieramy przykładowo FlixBus, zaznaczamy że chcemy jechać w lipcowy piątek z Białegostoku do Kowna i mamy możliwość o 6.25 za 38 zł. Można? Można. Różnica jest taka, że w publicznej kolei można przejadać pieniądze, bo są to pieniądze obywateli, którzy już się przyzwyczaili do fatalnej jakości usług publicznych. Natomiast w prywatnej firmie wyrzuca się „na zbity pysk” każdego, kto nie zna takich podstaw, żeby być konkurencyjnym. Kolej pod tym względem nie jest wyjątkiem. Wystarczy przejechać się do Hajnówki, by zobaczyć jak prywatny przewoźnik autobusowy konkuruje z publicznym o pasażerów. Kto jest prawie zawsze pełny, a kto często wozi powietrze? Domyślcie się sami.

Szerokie tory ZSRR

Z technicznych aspektów sprawy kolejowej, to powinniście wiedzieć, że Litwa jest niepodległym krajem, który dawniej był w granicach ZSRR. A tam, od czasów carskiej Rosji budowano szersze tory kolejowe niż w Polsce. Dlatego każdy pociąg, który wyjeżdża za wschodnią granicę musi mieć specjalny system zmieniający rozstaw kół. W innym przypadku potrzebna by była zmiana lokomotywy. Kolejną kwestią jest elektryka. Polski odcinek wiedzie z Białegostoku przez Sokółkę, Augustów, Suwałki na granicę Trakiszkach. Pomiędzy Sokółką a Augustowem nie ma trakcji elektrycznej, przez co mogą się tam poruszać jedynie pociągi spalinowe.

A piszemy o tym wszystkim w kontekście tej przesiadki w Suwałkach. Mimo, że polski szynobus nadaje się do jazdy po szerokich torach, bo ma specjalny system, to jednak z jakiegoś powodu zdecydowano się, by przesiadać się do innego taboru. Dlaczego? Zapewne taniej było wypuścić pociąg Suwałki – Kowno elektryczny niż by dojeżdżał tam z Białegostoku szynobus spalinowy. Może to być jednak też wstęp do połączenia kolejowego z Wilnem.

Jazda po całej trasie lokomotywy spalinowej to gigantyczne koszty i nikt na to by się nie zgodził. Jazda elektrycznym zespołem trakcyjnym natomiast powoduje, że dojedziemy tylko do Sokółki. Tam musi nastąpić zmiana lokomotywy na spalinową. Potem mamy granicę i zmianę szerokości torów, więc w Suwałkach znów by trzeba było zmieniać lokomotywę na elektryczną, z mechanizmem zmiany rozstawy kół. Każda zmiana lokomotywy to jakieś 20 minut postoju. Pociągi zwyczajowo tyle stoją również w dużych miastach. Czyli taka podróż kosztowałaby godzinę niepotrzebnych postojów. Do tego mamy zmianę czasu na Litwie i robi się dwie godziny. Dlatego w kontekście tych przesiadek w Suwałkach jest to najrozsądniejsze. Ale pod warunkiem dojazdu do Wilna, bo z Kowna do Suwałk jest lekko ponad 100 km. Dla takiej odległości to zbyt duży cyrk.

Partnerzy portalu: