Featured Video Play Icon

Oto najpiękniejsze miejsca w Podlaskiem. Nadal warto je odwiedzać.

Nawet, gdy już tam byliście, to warto do nich wracać, bo to najpiękniejsze miejsca w województwie podlaskim. Tym razem możecie obejrzeć je wszystkie w formie jednego filmu. Przypomnijmy, gdzie warto wybrać się także i w tym roku. Najbardziej oczekiwane jest otwarcie Białowieży i Kruszynian, które w powyższej produkcji również występują.

Pierwszym miejscem, które warto zobaczyć, jest Szlak Dębów Królewskich. Olbrzymy rosnące w Puszczy Białowieskiej naprawdę robią wrażenie na każdym, kto stanie obok. Aż trudno uwierzyć, że drzewa potrafią przybierać aż takie rozmiary. Trudno się dziwić, skoro przez kilkaset lat rosną sobie bez przeszkód. Tam człowiek nie odcisnął swego piętna. Po sąsiedzku znajduje się także Rezerwat pokazowy żubrów. Tak jak dęby są królami drzew, tak żubry królami zwierząt – oczywiście tylko na Podlasiu.

Kolejne miejsca to odkrywanie podlaskiej religii, tradycji i zwyczajów. Dlatego prezentowane są Święta Góra Grabarka, Kraina Otwartych Okiennic – której częścią jest cerkiew w Puchłach, a także Kruszyniany, gdzie mamy drewniany meczet, który przypomina drewnianą cerkiew, a to za sprawą czasów jego powstania. Bowiem, gdy budowano świątynie, na Podlasiu wielbiono drewno jako budulec. Dlatego wszystkie budynki z tamtych czasów, które przetrwały do dziś są do siebie architektonicznie nieco podobne.

Kolejne miejsca związane są z przyrodą – wieża widokowa w Białowieży, Europejska Wieś Bociania – Pentowo, a także Tykocin i Narwiański Park Narodowy są miejscami, gdzie będziemy mogli podglądać przede wszystkim ptaki. Wieża jest miejscem, gdzie ujrzymy latające drapieżniki, w Pentowie oczywiście Bociany, a w sąsiednim Tykocinie oprócz bocianów także ptaki, których życie toczy się wokół Narwi. Podobnie w Narwiańskim Parku Narodowym – tam również na rozlewiskach tej rzeki dojrzeć można wiele unikalnych gatunków.

Kolejne miejscówki, to typowo turystyczne miejsca – Augustów, Białystok są w niezbędniku każdego, kto chciałby połączyć zwiedzanie Podlasia z jakąś formą rozrywki. Wigry natomiast są dużo spokojniejsze i są idealnym miejscem dla osób szukających samych siebie. Otoczenie klasztoru i piękne widoki temu sprzyjają.

Featured Video Play Icon

Samotny wilk w Świętej Wodzie! Udało się go nagrać!

To było niesamowite spotkanie człowieka z naturą w twarzą w twarz. I to jeszcze w takim miejscu, gdzie niekoniecznie można było się spodziewać. Wilk pojawił się w Świętej Wodzie nieopodal sanktuarium. Owszem obok jest Puszcza Knyszyńska, ale okolice kościoła są dość intensywnie zabudowane z każdej strony, dlatego wizyta dzikiego zwierzęcia właśnie tam może nieco zaskakiwać. Wilk był zauważony wczoraj (8.04.2022), o godz. 7:32.

Warto podkreślić, że wilków nie należy się bać, bo to one boją się nas. Jak widać zwierzę idąc bacznie obserwowało nagrywającego i nie próbowało nawet podchodzić. Niestety gorzej mają właściciele psów, bo dzikie zwierzęta traktują swoich “krewnych” jako wrogów. Dlatego kontakt jednego i drugiego czworonoga oznaczałby śmierć tego, który towarzyszy człowiekowi w życiu codziennym, dlatego ważne jest, by swoje domowe zwierzęta trzymać na smyczy, zaś w lasach i okolicach ich nie spuszczać. Tak samo niedobrym pomysłem jest trzymanie zwierząt w budach przed domem. Jeżeli mieszkamy blisko dzikich zwierząt, to nasz czworonóg będzie zagrożony.

Ogólnie spotkaniu wilka towarzyszy wiele emocji. Ważne jest, by w takim momencie nie straszyć go, nie przeganiać, po prostu wystarczy spokojnie stać i obserwować. Najważniejszym zmysłem tego dzikiego zwierzęcia jest węch. On doskonale nas czuje z bardzo daleka. Jednak wiejący wiatr (tak jak w tym przypadku) może sprawić, że wilk zostanie zauważony, bo nie zorientuje się że większe drapieżniki od niego są w pobliżu.

Film został zarejestrowany przez Pana Mirosława Kuźmickiego, który wilka w Świętej Wodzie obserwował razem z kolegą. Za przesłanie filmu, serdecznie Panu dziękujemy.

 

fot. Phil Richards / Flickr / Dworzec PKP Hajnówka

Dobre zmiany dla podróżnych. Niestety potrwają krótko.

Dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy lubią kolejowe wycieczki po regionie albo też mieszkają w Hajnówce i Bielsku Podlaskim, ale dosyć często jeżdżą do Białegostoku. Od 11 kwietnia zmienia się kolejowy rozkład jazdy i to na lepsze. Będzie można pobyć w stolicy województwa dłużej, bo odjazdy z Białegostoku do Hajnówki i Bielska Podlaskiego będą odbywać się o późniejszych godzinach niż dotychczas. Ze stolicy województwa do Hajnówki wieczorny pociąg odjeżdża obecnie o 19:30. Od 11 kwietnia do 3 maja odjeżdżać będzie o 20.10. Żałować tylko można że to zmiana tymczasowa.

W 2000 roku z powodu biedy, kolejowe połączenia w Polsce masowo były likwidowane – także i w naszym regionie. Od kilku lat siatka połączeń jest sukcesywnie rozbudowywana. Warto jednak zwrócić uwagę, że żeby zachęcić pasażera do powrotu po takiej długiej przerwie, musi być on święcie przekonany, że rozkład jazdy nie będzie zmieniany na gorsze. A to w latach ubiegłych było standardem.

Na przykład dany pociąg odjeżdżał o 16.40. Każdy, kto kończył pracę o 16, miał 40 minut by dotrzeć na pociąg powrotny do swojej miejscowości. W pewnym momencie następowała “korekta rozkładu” i pociąg odjeżdżał o 16.15. Wtedy wiele osób zostawało bez środka lokomocji, więc zainwestowało w samochody. Na kolei natomiast połączenie wygaszano jako takie, na które nie ma zainteresowania ze strony pasażerów. Dlatego teraz, gdy jest jakaś korekta, to nie może być ona na gorsze, bo kolej będzie tracić pasażerów prawdopodobnie na zawsze. Dlatego tak ważne jest, by rozkład był zawsze stały, a ewentualne korekty na lepsze, a nie gorsze. Każdy wie, że więcej czasu na załatwienie spraw w Białymstoku i możliwość powrotu o 20.10 zamiast 19.30 jest zmianą na lepsze. Dlatego szkoda, że na tak krótko.

Wracając do innych zmian w rozkładzie, to jeszcze lepszą zmianę otrzymali mieszkańcy Bielska Podlaskiego. Wieczorny pociąg relacji Bielsk Podlaski – Czeremcha będzie odjeżdżał o godz. 21:30, a nie jak obecnie o 20:35. Poranne pociągi Polregio z Szepietowa do Białegostoku będą odjeżdżały ze stacji początkowej 5 minut wcześniej, tj. o godz. 5:00 i 6:01. Przyjazd do stacji Białystok bez zmian.

Kilka minut później będą odjeżdżały cztery autobusy zastępczej komunikacji:
– z Białegostoku do Szepietowa odjazd o 14:59, zamiast o godz. 14:50;
– z Białegostoku do Łap odjazd o godz. 16:15, zamiast o godz. 16:10;
– z Szepietowa odjazd o 16:36, zamiast o godz. 16:30;
– z Łap odjazd o 17:10, zamiast o godz. 17:05.

Maria Kolendo na pierwszym planie po lewej. Fot. Archiwum Państwowe, ze zbiorów M. Kolendo

Maria Kolendo to wybitna białostocka nauczycielka. Pod jej okiem zdawano matury nawet za okupacji!

Maria Kolendo z domu Wodzyńska, to jedna z najbardziej zasłużonych w dziejach białostockiej oświaty. Ta niezwykła nauczycielka, dokumentalistka, publicystka pozostawiła po sobie tak wiele materiałów, że do dziś służą one do badań naukowych nad historią naszego regionu. Jej wkład w w rozwój oświaty naszego miasta jest również gigantyczny. Podczas okupacji niemieckiej prowadziła tajne nauczanie. Nawet pod jej okiem zdawano wówczas matury!

Długa droga do Białegostoku

Białystok był kolejnym przystankiem w życiu Marii Kolendo. To tu mieszkała najdłużej. Fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku, ze zbiorów Marii Kolendo

Kobieta urodziła się 25 stycznia 1894r. w Warszawie. W wieku 22 lat podjęła po raz pierwszy pracę jako nauczycielka. Było to w Szkole Ludowej we wsi Dmochy-Glinki. Następnym przystankiem w jej karierze była Ostrów Mazowiecka, gdzie również uczyła w szkole podstawowej, a później jeszcze gimnazjum. Kolejne lata to aktywne dokształcanie się, rozwijanie i uczenie innych. W Małkini była nauczycielką od 1921 do 1925 roku. Później nastał czas na Białystok, gdzie Maria Kolendo objęła posadę nauczyciela języka polskiego, historii. Była także kierowniczką biblioteki.

W Wilnie zawarła związek małżeński z Władysławem Kolendo, który w Białymstoku był znaną postacią. Podczas zaborów organizował tajne nauczanie, zaś podczas wojny bolszewickiej należał do Obywatelskiego Komitetu Obrony Narodowej. W latach 1931 – 1936 małżeństwo pracowało na kresach – w Brześciu i Pińsku. 1 października 1936 roku objęła posadę nauczyciela w białostockim gimnazjum, a później także stanowisko dyrektorki.

Białystok najbardziej odczuł II wojnę światową, gdy do miasta wkroczyli najpierw Niemcy, a potem Sowieci. Dokładnie 15 września 1939 roku hitlerowskie flagi zawisły w grodzie nad Białą. Dwa dni później na terenie Pałacu Branickich oficjalnie przekazano miasto drugiemu okupantowi, a następnie wspólnie wybrano się do Hotelu Ritz, by zjeść uroczysty obiad. Dla Marii Kolendo i całego środowiska nauczycielskiego było już jasne, że przeorganizowany zostanie system nauczania w mieście. Tak też się stało – najpierw obowiązywać zaczął model sowiecki, a po zerwaniu paktu agresorów, od połowy 1941 roku – system niemiecki. Znaczna część nauczycieli straciła pracę, w tym Maria Kolendo.

Zesłanie do obozu

Dom przy ul. Mazowieckiej 7. Tu podczas okupacji niemieckiej odbywały się matury. Fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku, ze zbiorów Marii Kolendo

Będąc pracownikiem urzędu paszportowego zaczęła prywatnie udzielać tajnych lekcji. Później oddolna inicjatywa jej i jej kolegów przerodziła się w podziemny system. W 1943 roku w maju obyły się matury! Miejscem egzaminu był prywatny dom stojący przy ul. Mazowieckiej 7. W 1944 roku ponownie do miasta wkroczyli Sowieci. Trudno powiedzieć czy nauczycielka traktowała ich wówczas jako wyzwolicieli czy też okupanta. Niemniej jednak zgłosiła się do kuratorium, by wrócić na stanowisko nauczyciela. Od września tak też się stało. Kobieta uczyła historii w trzech szkołach. W grudniu 1944 roku została aresztowana i wywieziona do ZSRR. Domniemanym powodem mogła być jej “wywrotowa” przeszłość, czyli organizacja tajnych matur. Komisja, której wówczas przewodziła podlegała znienawidzonej przez Sowietów Armii Krajowej. Przez 9 miesięcy Kolendo przebywała w obozie w Stalinogorsku. Następnie wróciła, została przywrócona do zawodu, a nawet została dyrektorką.

Ostatnią szkołą, gdzie kobieta pracowała było Technikum Mechaniczne, gdzie jako emerytka odeszła w sierpniu 1962 roku. To, co po sobie pozostawiła to przede wszystkim bardzo obszerne materiały dydaktyczne. Ponadto pieczołowicie, w publikacjach naukowych opisywała tajne nauczanie w całym regionie. Skrupulatnie spisywała nie tylko fakty, ale też wspomnienia. Gromadziła zdjęcia, dokumenty, listy.

Featured Video Play Icon

Czermchowa Tryba – imponujące bagno, które można bezpiecznie odwiedzić.

Uwielbianie miejsce przez grzybiarzy, rowerzystów i spacerowiczów. Wiele osób tamtędy chodziło, a być może nie zna jego nazwy. Czermchowa Tryba to wspaniałe i dzikie miejsce w Puszczy Knyszyńskiej.

15-kilometrowa trasa biegnąca przez Puszczę Knyszyńską z miejscowości Czarna Białostocka do Supraśla jest oblegana przez zwiedzających przez cały rok. Często odbywają się na niej również jakieś zawody sportowe. Każdy, kto tam trafi może liczyć na bardzo ładne widoki, świeże powietrze i dzikość natury. Trasę można zacząć albo w Czarnej Białostockiej albo w Supraślu. Jeżeli chcielibyście by była to podróż w jedną stronę (15 kilometrów pieszo to nie jest mało) to polecamy dojechać do Czarnej Białostockiej pociągiem, a z Supraśla wrócić autobusową linią 500. Można oczywiście odwrotnie tylko pociągów jest mniej jak autobusów, więc jeżeli nie lubicie forsować tempa, to skłaniajcie się ku opcji numer 1.

O samych walorach Czarnej Białostockiej i Supraśla pisać nie będziemy, bo są one powszechnie znane, ale skupimy się na trasie. Można iść różnymi wariantami – najbezpieczniej główną drogą przez Jałówkę, Zacisze i Budzisk. Dla odważnych jest trasa przez Sadowy Stok po linii dawnej kolejki wąskotorowej (która za jakiś czas wróci). Ten drugi wariant jest o tyle trudniejszy, że będziemy szli przez bardziej dzikie tereny, więc mogą nas czekać po drodze różne niespodzianki na przykład w postaci zawalonych gałęzi.

Czermchowa Tryba to charakterystyczne bagno leżące niedaleko Rezerwatu Budzisk, bliżej Czarnej Białostockiej. Trudno będzie je pominąć. Wygląda imponująco o każdej porze roku.

Featured Video Play Icon

Różnorodne i przepiękne podlaskie świątynie. Tu odkryjesz swoją duchową stronę.

Kościoły, cerkwie, meczety i synagogi – takie duchowe obiekty można napotkać na Podlasiu. Jesteśmy wyjątkowym regionem, gdzie przeplatają się ze sobą różne kultury, a także powiązanie z nimi religie. Zwiedzający mogą oglądać przepiękne i różnorodne świątynie, poznając ich historię i historię województwa podlaskiego, a przy okazji odkrywając swoją duchową stronę.

Ludzie w swoim życiu bardzo często szukają pewnych wskazówek, które pomogą im odpowiedzieć na pytanie kim są. Poszukiwanie tożsamości, jakie towarzyszy człowiekowi przez całe życie często jest zakłócane przez codzienność. Trudno jest bowiem odnaleźć samego siebie stojąc w korku, jadąc autobusem, wykonując obowiązki w pracy. Również nie łatwo jest, gdy przychodzi dzień wolny, a my odsypiamy go lub zwyczajnie spędzamy czas przed telewizorem czy komputerem.

Nic tak nie przybliża człowieka samego do siebie jak podróż. Stąd popularność pielgrzymek i turystyki. Idealnym miejscem na duchowe doznania jest Podlasie. Nie tylko dlatego, że w naszym regionie czas płynie powoli i wszystko jest spokojniejsze, ale dlatego że nasza historia przepleciona jest różnymi kulturami, które przyniosły ze sobą również religie. Dlatego wędrując po kolejnych podlaskich miasteczkach możemy natrafiać na kolorowe cerkwie, stare kościoły, meczety i synagogi. Czy będąc katolikiem można coś odnaleźć w świątyniach innych religii? Oczywiście! Przekroczenie progu cerkwi nie oznacza przecież, że staniemy się prawosławni, a po wejściu do meczetu nie zostaniemy muzułmanami. Tak samo odwrotnie – wstęp do kościoła nie jest zabroniony dla ludzi innych wyznań. Warto tam wejść, obejrzeć, porównać.

Ogólnie warto chłonąć obce kultury i poszerzać horyzonty. Poznając historię z konkretnych miejsc, rozmawiając z lokalsami, możemy się nie tylko zainspirować, ale też poznać swoją tożsamość, by finalnie odpowiedzieć na pytanie kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.

Featured Video Play Icon

Magiczne Podlasie, Suwalszczyzna i bezkresne bagna Biebrzy. Czas na zwiedzanie!

Wróciła wiosna, a to znak że czas wyciągać rowery (jeżeli ktoś nie jeździł zimą). Nareszcie można planować długie wycieczki jednośladem. Jako, że jesteśmy krytykami szlaku Green Velo, tak tym razem będziemy namawiać by chociaż koło niego się kręcić. Bo tak jak sama infrastruktura tego projektu nie jest zadawalająca, tak też sama trasa owszem. Gdy powstawało Green Velo, podlaskie środowisko rowerowe było przekonane, że będzie to biegnąca przez cały region ścieżka dla jednośladów. W praktyce okazało się, że w głównej mierze wyznaczono po prostu trasę po istniejących szlakach, postawiono znaczki, kilka budek ze śmietnikami i tyle. Zdecydowanie rozczarowujące.

Jednak trasa biegnie przez tereny, które warto odwiedzić – Suwalszczyzna, Biebrzański Park Narodowy, Białystok, Puszcza Białowieska i rdzeń Podlasia czyli tereny Bugu. Wystarczy obejrzeć powyższy film, by zobaczyć ile pięknych widoków nas czeka. Oczywiście nie trzeba trzymać się wszystkich punktów Green Velo, ale jazda przez Wigry czy Augustów, a następnie dzikimi terenami do Goniądza to wręcz obowiązek. Potem można odskoczyć na Łomżę lub z Tykocina dostać się do Białegostoku. Szlak proponuje jazdę główną drogą rowerową wzdłuż ekspresowej ósemki. Można jednak spróbować przedrzeć się przez Waniewo do Śliwna, mimo że kładka w tej pierwszej wsi jest zdemolowana, a wójt od lat tylko zapowiada remont. Mimo to istnieje prawdopodobnie jakieś nieformalne dojście do pierwszej platformy, którą przetransportujemy się już na odremontowaną część. Tu jednak gwarancji nie damy, dlatego jeżeli plan się nie powiedzie, to warto jechać przez Łapy i Suraż.

Kolejne punkty z Green Velo to Białystok i Supraśl. Szkoda by było je omijać, bo warto zobaczyć i stolicę województwa i tez lokalne uzdrowisko położone w Puszczy Knyszyńskiej. Dalej trasa biegnie przez Cieliczankę i Kołodno do Michałowa, by ostatecznie dojechać nad Siemianówkę. My jednak proponujemy zmianę trasy, tak by z Supraśla jechać prostą leśną drogą na Krasny Las do  Grabówki, a następnie przez Henrykowo, Rafałówkę i Zabłudów ruszyć nową trasą rowerową do Krainy Otwartych Okiennic. Zobaczenie Trześcianki, Soc i Puchłów to konieczność. Takich domów i cerkwi jak tam nie ma nigdzie w Polsce!

Następnie ruszymy z Ryboł przez Wojszki do Plosek, by leśnymi i wiejskimi drogami bezpiecznie dojechać aż do Orli i Dubicz Cerkiewnych z powrotem na szlak Green Velo. Potem jedziemy już po trasie aż do Mielnika, gdzie będzie przeprawa promem po rzece i kolejne województwo. Przejechanie całej drogi od Suwałk do Mielnika nad Bugiem zajmie sporo czasu, bo to wyprawa na cały tydzień. Nie zapomnijcie zarezerwować noclegów!

Featured Video Play Icon

Tropiciele z Podlasia. Wyjątkowy film ukazujący dzikość naszego regionu.

Jakoś tak się utarło powiedzenie, by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Gdyby jednak zasugerować takie rozwiązanie mieszkańcom Podlasia, to by popukali palcem w czoło. U nas jest taki sam spokój i taka sama dzicz jak tam. Nawet Białystok to duże miasto, w którym napotkać można sarny, łosie czy dzikie kaczki. Co więc musi być poza obszarem? Im dalej od głównego miasta województwa podlaskiego tym bardziej dziko. Wystarczy pojechać do Biebrzańskiego Parku Narodowego, by się o tym przekonać.

Film dokumentalny “Dzika Polska Tropiciele z Podlasia” właśnie tą dzikość naszego regionu pokazuje. Robi to oczami tych, którzy tej dzikości w ogóle poszukują i opowiadają o niej z własnymi odczuciami. Dlatego warto zobaczyć powyższy film. Dowiedzieć się z niego możemy między innymi o zwyczajach łosi, wilków czy dzików.

Najbardziej dzikie miejsca w Podlaskiem znajdują się we wspomnianym Biebrzańskim Parku Narodowym, ale nie tylko. Puszcza Białowieska, Knyszyńska i Augustowska są na tyle obszerne, że i tam w głębi nie widać śladu ingerencji człowieka. Czysta natura. Podobnie w okolicach Łomży, Siemiatycz i Wysokiego Mazowieckiego znajdują się rozległe tereny, gdzie możemy podziwiać dorzecza Narwi i Bugu, a tam sporo miejsca, gdzie człowiek nic nie dotykał.

Dworce PKS i PKP zostały rozłączone. Rozbierają kładkę.

Do dworca PKS nie dojdziemy już kładką z dworca PKP. Zaczęła się jej rozbiórka. Dotychczas łączyła oba obiekty. Póki co jeszcze stoi druga kładka – ta od strony ul. Św. Rocha. Później wszystko się zmieni, bo będą podziemne tunele. Jeden buduje PKP, drugi miasto Białystok. Będzie to dosyć duże ułatwienie. Nie oszukujmy się, nie o samo wchodzenie po schodach chodzi. Ciężkie walizki, wózki, rowery – to wszystko trzeba było wciągać na górę, a potem znosić. Alternatywnie okrążać teren wiaduktem Dąbrowskiego. Żadnego przejścia dołem dotychczas nie było.

Przypomnijmy, że to nie koniec zmian. Ostatecznie perony będą też zadaszone. Nareszcie piękny, zabytkowy dworzec kolejowy będzie także bardziej użyteczny. Warto też dodać, że zadaszenie nie będzie odstawać od reszty, a nawiązywać do reszty budynku.

Podróżni nie tylko będą mieli w przyszłości lepszy komfort w czekaniu na pociąg. Trasa do Warszawy cały czas jest modernizowana. Na odcinku Czyżew – Białystok zaplanowano budowę 14 bezpiecznych przejść pod torami. Oznacza to, że w tym miejscu pociągi będą mogły rozwijać jeszcze większe prędkości niż dotychczas. A trzeba powiedzieć jasno, jeżeli pamiętacie ostatnie dekady na kolei, gdy się zwijała, to teraz w porównaniu z tamtymi czasami prędkości już są całkiem przyzwoite.

Nie możemy się doczekać aż to wszystko zacznie funkcjonować!

Featured Video Play Icon

Nowa atrakcja w regionie. Można tu spacerować rozmyślając o Rzeczypospolitej Szlacheckiej.

Zabłudów liczący 2,5 tys. mieszkańców jest miasteczkiem, w którym w ostatnich latach niewiele się zmieniło. Ot przebudowa jednej z bocznych ulic (przy okazji remontu wylotu na Hajnówkę). Po kilku latach stagnacji nareszcie można się tam czymś pochwalić. Rewitalizacja Parku Zamkowego jest już ukończona. Na mapie Podlasia pojawiło się nowe miejsce do przyjemnych spacerów. Wcześniej nie wyglądało to zbyt dobrze, by w ogóle tamtędy chodzić.

Chociaż nazywa się to miejsce Parkiem Zamkowym, to żadnego budynku tego typu tam nie niestety już nie ma. W dzisiejszych czasach powinniśmy go nazywać w zasadzie Parkiem Pałacowym, bo to co kiedyś nazywano zamkiem, w rzeczywistości było okazałą barokową rezydencją książąt Radziwiłłów. Pierwotnie było to miejsce leżące w Puszczy Błudowskiej niedaleko gościńca, który prowadził z Gródka do Jałówki. Obecna rzeka Rudnia płynąca nieopodal nazywana była natomiast Meletyną (lub Meleciną). Dziś wszystko to znajduje się granicach miasta Zabłudów.

W II połowie XVI wieku siedziba dworska składała się z renesansowego ogrodu o funkcjach użytkowo-ozdobnych, o którym w zasadzie niewiele wiadomo, bo późniejsze przeróbki sprawiły, że zatarły się ślady jego pierwotnego wyglądu. Można więcej powiedzieć o wieku XVII. Wtedy miejscem tym administrował Swinarski na rzecz Bogusława Radziwiłła. Wówczas stał tam pałac z gankiem, rzeźbionymi balustradami, usytuowany był on na wzniesieniu górującym nad doliną rzeki. W pobliżu znajdował się sad, ogród i zwierzyniec. Do tego był dziedziniec otoczony stajniami, stodołami i innymi budynkami gospodarczymi. Na terenie kompleksu stał także dworek urzędniczy i duży staw. W kolejnych stuleciach majątek przechodził najpierw z rąk do rąk rodziny Radziwiłłów, później jednak w efekcie rozwodu trafił do byłej już żony Dominika Radziwiłła. Później natomiast miało miejsce Powstanie Listopadowe, w którym to rodzina ex-małżonki brała udział, za co została ukarana przez zaborcę konfiskatą majątku. Pod koniec XIX wieku dobra odkupił Szwed, Aleksander Kruzensztern.

Pałac został rozebrany, pozostałości przeobrażono w park, a budynki wzniesiono w innym miejscu. Było więcej dróg do spacerowania, więcej drzew, znajdowała się też oranżeria i pawilon gościnny. Nie brakowało również ogrodu warzywnego.

II wojna światowa sprawiła, że Zabłudów w połowie został zniszczony, także i budynki pałacowe. Sam Park zaś został zdewastowany. Po wojnie ogromny teren został podzielony na mniejsze. Część została przeznaczona pod budowę szkoły i terenów sportowych. Reszta była zwykłym parkiem. Na ruinach dawnych zabudowań dworskich zbudowano kilka domów mieszkalnych.

W ostatnim czasie płonęły domy na osiedlu domków obok ul. Kopernika. Rozbudowuje się tam wielkie osiedle bloków.

Truskolaski wreszcie się zabrał do roboty. Eldorado deweloperów skończy się?

Po długiej serii zajmowania się sprawami politycznymi, Tadeusz Truskolaski ze swoją świtą wreszcie zabrali się do roboty. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to w połowie 2023 roku skończy się eldorado deweloperów. To gdzie będą mogli budować, a gdzie nie – ma być uporządkowane.

Urzędnicza biurokracja

Zacznijmy od wyjaśnienia urzędniczej biurokracji. Do 2018 roku było tak, że jeżeli deweloper chciał wybudować blok w dowolnym miejscu w Białymstoku, to kupował sobie działkę. Jeżeli znajdowały się na niej jakieś stare domy, to wybuchały “tajemnicze” pożary, a blok powstawał niedługo po tym. Wynikało to z faktu, że Białystok ma dla różnych obszarów miasta plany zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli w planie jest wpisana “zabudowa mieszkaniowa”, to deweloper miał żółte światło. Jak chciał budować składa wnioski do urzędu o wydanie warunków zabudowy. Wtedy albo dostawał te wytyczne (zgodne z planem zagospodarowania) albo dostawał odmowę. Gdy składał odwołania, to wygraną miał w banku.

Problem ten istniał w wielu miastach i cały czas był sposób na jego rozwiązanie. Nazywał się Studium zagospodarowania i kierunków uwarunkowań przestrzennych. To taki naddokument, który stał wyżej niż plan zagospodarowania przestrzennego. Problem w tym, że temat deweloperów i tajemniczych pożarów istniały od lat, a urzędnicy udawali że nic się nie dzieje. Mimo, że domy były ordynarnie podpalane, a potem jak gdyby nigdy nic powstawały tam bloki.

Przed wyborami

W Białymstoku obowiązywało studium z 1998 roku. Dopiero za problem wszędobylskiego budownictwa zabrano się przed ostatnimi wyborami. Wówczas Truskolaski był w stanie wojny z radą miejską, w której większość miał PiS. Urzędnicy prezydenta przygotowali nowe studium, zaś radni PiS dołożyli swoich poprawek, które sprzyjały jednemu z deweloperów. Tadeusz Truskolaski jako wykonawca uchwał rady miasta poprawek dokonał, ale poczekał z wysłaniem dokumentu do zatwierdzenia radnym aż do wyborów. Gdy te się odbyły, to okazało się że jest nowa większość w radzie, składająca się z radnych sprzyjających prezydentowi (Koalicja Obywatelska). Nowi radni stare poprawki wyrzucili. Opozycyjny już PiS postanowił wszcząć wojnę o to przy pomocy swojego wojewody, który może unieważniać uchwały samorządów jeżeli w jego opinii są niezgodne z prawem. Tak też się stało. Od czerwca 2019 roku do grudnia 2019 roku sprawa była w sądzie. Ostatecznie Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję wojewody. Nowe studium weszło w życie.

Między czasie w życie weszła także ustawa zwana “Lex Deweloper”, która miała przyśpieszyć budowę bloków pod rządowy program “Mieszkanie plus”. Jako, że w hierarchii polskiego prawa obowiązuje nadrzędność prawa krajowego nad lokalnym, to oznaczało, że uchwały rady miasta musiały zostać dostosowane do nowej ustawy “Lex Deweloper”. W praktyce oznaczało to, że studium znów jest do poprawki. Bo ustawa zakłada, że deweloper może budować o ile jego plany nie są sprzeczne ze studium. Dlatego plany zagospodarowania przestrzennego można sobie… sami wiecie co. W lipcu 2021 roku weszła jeszcze spec ustawa, która jeszcze bardziej ułatwia budowę bloków.

Za rok wybory samorządowe. Wiadome jest, że to, co wyprawiali deweloperzy za wszystkich kadencji Truskolaskiego (i jego poprzednika) stałoby się głównym motywem kampanii wyborczej ewentualnych przeciwników politycznych obecnego włodarza. Jeżeli obecny prezydent myśli o czwartej reelekcji lub planuje namaścić któregoś z zastępców (czyt. Rafała Rudnickiego), to właśnie teraz jest moment na załatwienie problemu z deweloperami wpychającymi się z blokami wszędzie gdzie się da.

Szykują awantury na wybory

I tak czytamy w Kurierze Porannym, że w połowie 2023 roku radni będą debatować czy przyjąć nowe studium zagospodarowania i kierunków przestrzennych. Akurat przed samymi wyborami. Będzie to swoista debata na zasadzie “kto z deweloperami, a kto przeciwko”. Sprytne prawda?

W roku wyborczym będziemy też mieli sprawę Krywlan. Do tego czasu dalej nie będą tam latać większe samoloty. Pod koniec października 2022 roku miasto będzie miało badania, które zadecydują o tym czy na wyciętym lesie można będzie budować cmentarz. Dopiero wtedy odpowiednie zapisy będą mogły trafić do studium. Do tego samego czasu ma być przygotowana także inwentaryzacja 117 hektarów lasu pod wycinkę.

Wygląda na to, że Tadeusz Truskolaski na rok wyborczy szykuje prawdziwy festiwal kłótni: o deweloperów, o wycinkę lasu, a także o budowę cmentarza przy Krywlanach. Coś nam się wydaje, że to jeszcze nie koniec.

Featured Video Play Icon

Przyjechali na Podlasie załatwiać sprawy. Tak się zachwycili, że nagrali wyjątkowy film.

Filmy, w których możemy oglądać sielską i spokojną atmosferę Podlasia warto oglądać zawsze. Tym razem obejrzymy jak blogerzy EndlessTravel przyjechali prywatnie na Podlasie, ale tak się zachwycili, że postanowili uwiecznić to co ich spotkało. A jest na co popatrzeć. Krówki, żubry, bociany, kwiaty, piękna pogoda i interesujące ujęcia z drona – to atuty tej mini-produkcji.

Europejska Wieś Bociania w Penowo (koło Tykocina) to być może dla osób z Podlasia nie jest specjalna atrakcja, ale wierzcie nam, w innych rejonach Polski bocianów specjalnie nie ma. Dlatego ktoś, kto do nas przyjeżdża z innego zakątka może się tą miejscowością zachwycić. Podobnie jak bocianów, nie ma też prawie w żadnym innym regionie żubrów. Dlatego rezerwat pokazowy pod Białowieżą przyciąga tłumy.

Film pokazuje Narwiański i Biebrzański Park Narodowy. Warto obejrzeć go z perspektywy tej produkcji, bo mamy tam unikalne zdjęcia z drona. Mimo powszechności tego typu urządzeń, to ich używanie jest ogólnie zakazane w Parkach Narodowych. Dlatego na stworzenie tam ujęć lotniczych trzeba mieć specjalną zgodę. Nie będziemy wnikać w to w kontekście tego filmu, dlatego też zachęcamy do pooglądania sobie.

Cieszyć się należy że takie filmy cały czas powstają. Wiele osób zanim gdzieś wyjedzie, ogląda w internecie jak dane miejsce wygląda. Umówmy się – zdjęcie może sporo przekłamać i podkoloryzować. Film też, ale tylko wtedy gdy zrobi go prawdziwy fachowiec. Pół-amatorskie produkcje mają to do siebie, że są bardziej autentyczne.

Wiosna to idealny czas na wycieczki do Parków Narodowych. W Podlaskiem jest ich kilka.

Cztery Parki Narodowe w Podlaskiem można odwiedzać przez cały rok, ale wiosną jest to czas na wizytę idealny. Wszystko dlatego, że ideą istnienia i dbania o Park Narodowy jest przyroda w stanie naturalnym. Teraz, kiedy wszystko budzi się do życia, to powoduje, że na takich dzikich terenach możemy bardzo mocno zobaczyć, usłyszeć, a nawet poczuć tą pobudkę.

Narwiański Park Narodowy

Kurowo, Kruszewo, Śliwno, Waniewo, Topilec, Uhowo, Suraż, Bokiny, Radule. To wszystkie miejscowości, które znajdują się w dogodnym położeniu blisko Narwi przebiegającej przez Park Narodowy, jednak to te pierwsze cztery uznawane są za najbardziej atrakcyjne. Dlatego w zależności od tego ile macie czasu, zacznijcie od nich, a skończcie na pozostałych.

W Kurowie jest siedziba Parku, kładki i Ośrodek Edukacji Ekologicznej. W Kruszewie znajduje się zerwany most, z którego widać rozlewiska. Śliwno i Waniewo to kładka jednak dostępna od tej pierwszej miejscowości. Wójt Waniewa od lat obiecywał remont, a kładka po stronie tej miejscowości jest ruiną.

Biebrzański Park Narodowy

Osowiec-Twierdza. Fot. P. Jakubczyk

To największy Park w Polsce! Przez jego środek południowej części przebiega carski trakt, którym można skręcić w niejedną kładkę i wieżę widokową. W Osowcu-Twierdza znajduje się natomiast siedziba Parku. W tej miejscowości również jest i kładka i wieża widokowa. W ogóle trzeba przyznać, że na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego pięknych widoków nie brakuje. W Goniądzu możemy również ze specjalnego tarasu je podziwiać. Nie powinniśmy tez pomijać Dawidowizny. Zaś w Dolistowie Starym za mostem znajduje się wspaniała droga prowadząca do Kanału Augustowskiego. Biegnie przy samej rzece. Jest tam bardzo dziko.

Wigierski Park Narodowy

Mimo, że słynie z jezior, to największy jego obszar zajmują lasy. Jest to ponad 60 proc. terenu. W miejscowości Krzywe znajduje się jego siedziba, a także zaczyna ścieżka przyrodnicza, którą warto przejść. Nie brakuje tam też innych kładek i terenów do spaceru przeplatanych małymi zbiornikami wodnymi. Oczywiście Wigry kojarzą się przede wszystkim z klasztorem, dlatego warto tam się wybrać skoro już będziemy obok.

W samym Parku warto również odwiedzić Wieżę widokową w Kruszniku. Jest także Wigierska Kolej Wąskotorowa, którą koniecznie trzeba się przejechać!

Białowieski Park Narodowy

Tutaj sytuacja jest skomplikowana przez quasti-stan wyjątkowy, który miał trwać do 1 marca, a został przedłużony na kolejny okres (do końca czerwca). Ale jest trochę jak z pandemią i tamtym słynnym “tylko 2 tygodnie”. Nie nastawiamy się, że pod koniec czerwca coś się zmieni. Konkretnie Ustawa o ochronie granicy państwowej daje uprawienia ministrowi, by rozporządzeniem mógł zakazywać wstępu na konkretny obszar. I tak się stało. Po stanie wyjątkowym obowiązuje zakaz wjazdu bez zezwolenia do 183 przygranicznych miejscowości. Na tej liście jest również Białowieża. A to tam znajduje się serce Białowieskiego Parku Narodowego. Zakaz nie dotyczy osób mieszkających i pracujących tam. Ktoś, kto chce wjechać na obszar zakazany, a nie jest ani mieszkańcem ani nie pracuje w tym rejonie musi zwrócić się do komendanta Straży Granicznej o pozwolenie. Strasznie dużo zachodu prawda?

Featured Video Play Icon

Ostatnia okazja by łatwo zobaczyć żubry tej zimy

Pogoda ma swoje prawa, a jednym z nich jest oczywiście wiosna po zimie. Właśnie trwają tej drugiej ostatnie podrygi. Dlatego ten weekend to w zasadzie ostatnia okazja by łatwo napotkać żubry, które szukają jedzenia na polach i korzystają ze stogów siana przygotowanych przez leśników. Gdy podskoczy temperatura, żubry będą przebywać głęboko w lesie i tam znajdować pożywienie. A to oznacza, że tylko doświadczeni leśni piechurzy będą mogli je zobaczyć. Inni poczekają do następnej zimy.

Dlatego też warto wykorzystać ostatnie mroźne dni na obserwacje. Przypomnijmy, że żubry są we wszystkich trzech podlaskich puszczach: Białowieskiej, Knyszyńskiej i Augustowskiej. Z obiektywnych przyczyn najłatwiej będzie obserwować w pobliżu tej drugiej. W tej pierwszej trwa quasi-stan wyjątkowy, który powoduje że do wielu miejsc przy granicy nie można dotrzeć. Jeżeli chodzi o Puszczę Augustowską, to tam żubry pojawiły się dopiero kilka lat temu. Stada dopiero się rozmnażają, dlatego małe jest prawdopodobieństwo że je spotkamy.

Natomiast kursując od bladego świtu od Podsokołdy, po okolice Krynek (do punktu gdzie można dojechać ze względu na rządowy zakaz), a także Szudziałowa po Sokółkę jest szansa że na jakieś stadko jeszcze natrafimy. Nawet jeśli ostatecznie żubrów nie będzie, to i tak wycieczka po dzikim wschodzie Podlasia jest warta każdej okazji.

Featured Video Play Icon

Jego życie jest historią wielkiego męstwa i patriotyzmu. Powstał film o Janie Kamieńskim.

Klewinowo to niewielka wieś pod Białymstokiem, leżąca w gminie Juchnowiec Kościelny. Urodził się tu Jan Kamieński – podpułkownik dyplomowany piechoty Wojska Polskiego, Armii Krajowej, organizacji walczącej o niepodległość Polski po wkroczeniu Armii Czerwonej, żołnierz Narodowej Sił Zbrojnych (konspiracyjnej organizacji wojskowej), a także Cichociemny czyli przeszkolony na zachodzie żołnierz będący w służbach specjalnych konspiracyjnej Armii Krajowej.

W ostatnim czasie Ośrodek Kultury w Gminie Juchnowiec Kościelny zrealizował film dokumentalny o Janie Kamieńskim. Można w nim zobaczyć losy tego wybitnego Podlasianina. Warto dodać, że został on czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych i francuskim Krzyżem Wojennym ze srebrną gwiazdą. Jego historia jest historią wielkiego męstwa i patriotyzmu.

Kamieński był jednym z 316 Cichociemnych. W kwietniu 1944 roku w ramach operacji “Weller 7” został został zrzucony ze spadochronem do okupowanej Polski. Uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. W 1946 roku czyli już po wojnie wrócił do Polski z Wielkiej Brytanii. Zamieszkał w Zakopanem. Po kilku miesiącach musiał jednak wyjechać, bo był zagrożony aresztowaniem. Pozostał na emigracji.

Featured Video Play Icon

Kładka Śliwno – Waniewo znów dostępna! Wysoki poziom wody.

Od początku marca kładka Śliwno – Waniewo znów jest dostępna! Poziom wody jest wysoki, ale można się dostać od niej tylko od strony Śliwna. Szczególnie teraz, wczesną wiosną miejsce jest świetne do zwiedzania. Rozlewiska Narwi w pełnej krasie można podpatrywać zarówno z wież widokowych jak i z okolicznego zerwanego mostu w Kruszewie. W samym Śliwnie i Waniewie oprócz kładki znajdują się pływające platformy, którymi będziemy się przeprawiać po rzece. Jeżeli mamy lornetki, to koniecznie zabierzmy je ze sobą – o tej porze roku warto podglądać dzikie ptaki, których na rozlewiskach jest mnóstwo!

Warto też wybrać się do Ośrodka Edukacji Przyrodniczej “Młynarzówka” i ogólnie do siedziby Parku w Kurowie. Tam też są kładki. Jeżeli jedziecie samochodem to park objedziecie najbliżej przez Baciuty. W Kruszewie most jest zerwany od kilkudziesięciu lat, w Śliwnie do Waniewa dostaniecie się pieszo, ale do Kurowa jest 6 km, więc jeżeli w dwie strony jest Wam za daleko to pozostaje most w Baciutach.

Na terenie Parku obowiązują bilety wstępu, które można kupić na stronie internetowej npn.eparki.pl lub w Kurowie. Siedziba parku jest czynna od 7.30 do 15.30.

Trwa remont mostu w Pałacu Branickich. Będzie dużo ładniejszy.

Most prowadzący do Pałacu Branickich właśnie jest remontowany. Dotychczas wyglądał fatalnie. Asfaltowa nawierzchnia,  stare poręcze, odrapana elewacja – tak było do tej pory. Obecnie jak możemy zobaczyć po starej nawierzchni nie ma już śladu. Jak widzimy na moście praca wre. Remont nie potrwa długo, bo tylko do końca czerwca 2022 roku. Do tego czasu brama wejściowa od ul. Akademickiej pozostanie zamknięta. Zwiedzający mogą wchodzić do ogrodu wejściem bliżej akademika lub bocznymi bramkami przy Herkulesach i Galerii Arsenał. Dostępna jest też brama od strony ul. Legionowej i od strony Placu Jana Pawła II przy katedrze.

Remont nie dotyczy tylko mostu. Podczas prac rozebrane zostaną także schody od strony rzeźby sfinksów. W planach jest także utwardzenie nawierzchni dojścia do mostu od strony ul. Akademickiej. A od strony salonu ogrodowego wykonana zostanie nawierzchnia żwirowa. Obecnie chodzi się tam po wydeptanym piachu. Na realizację prac Miasto uzyskało pozwolenie konserwatorskie Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Białymstoku.

Przypomnijmy, że Pałac Branickich w Białymstoku należy do Uniwersytetu Medycznego, zaś ogród, brama pałacowa i tereny zielone tuż za nią – do miasta. Miejmy nadzieję, że po remoncie otoczenie ogrodu zmieni się nieco na lepsze. Obecny most i asfaltowa alejka są po prostu obskurne i nie pasujące do reszty. Podobnie prezentuje się też parking przy samym pałacu – ten należy do uczelni. W tym przypadku jednak nie wiadomo kiedy się to zmieni, bo władze uczelni chciałyby w tym miejscu, pod ziemią zbudować wielką aulę. Jako, że Pałac jest najważniejszym zabytkiem w mieście, to dyskusja nad tym czy pozwolić na taką inwestycję może trwać bardzo długo. W tym czasie nikt nawierzchni zmieniać nie będzie.

Zdjęcia dostaliśmy od Czytelnika Adama, za co dziękujemy!

Featured Video Play Icon

Białystok na weekend. Co zobaczyć w stolicy Podlaskiego?

Białystok jest przepięknym miastem i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Nie jest ono jednak aż tak dostrzegane przez turystów jak choćby Gdańsk, Wrocław czy Poznań. To jednak powoli się zmienia, bo ludzie lubią odkrywać nowe kierunki. Na Białystok patrzy się przez pryzmat całego regionu. A jeżeli chcielibyśmy przyjechać tylko do miasta? Na weekend? Albo kilka dni w tygodniu? Co można tu robić? Z pomocą przyjdzie powyższy film, opowiadający o historii miasta, a także o najważniejszych punktach grodu nad Białą.

Nie zabrakło oczywiście zachęt by odwiedzić Pałac Branickich, jego wnętrza i towarzyszące w budynku bocznym Muzeum Farmacji. Kolejnym miejscem, które widzimy to schowane między blokami ul. Suraskiej miejsce po dawnej, wielkiej synagodze (wówczas stojącej przy ul. Bożniczej). Teraz stoi tam pomnik, który wygląda jak kopia kopuły, która została po spalonej przez Niemców świątyni. Wszystko to na planie Gwiazdy Dawida.

Autorzy filmu proponują także spacer Aleją Bluesa, odwiedzenie Cerkwi Świętego Mikołaja, a także Opery i Filharomonii Podlaskiej łącznie z jej ogrodem na dachu. Zachęcani jesteśmy też by odkryć Białystok śladami języka Esperanto i jego twórcy Ludwika Zamenhofa. Nie brakuje też informacji o licznych muralach w mieście.

Oglądając cały film widać jak bardzo wiele brakuje w nim miejsc, które można by było odwiedzić. Dlatego też, jeżeli czujecie niedosyt, to możecie przeczytać nasz tekst o wycieczce po mieście, w której zobaczycie prawie wszystko co ciekawe.

http://serwer180971.lh.pl/bialystok-zwiedzanie-turystyka/

Rok 1941. Propagandowa akcja hitlerowskich Niemiec w Białymstoku.

Czy historia zatoczy koło? 5 marca umarł Józef Stalin.

Nie można przechodzić obojętnie wobec tego co obecnie dzieje się na Ukrainie. Mimo, że nasz portal ma charakter regionalny, to chcielibyśmy się jakoś odnieść inwazji rosyjskiej. Oczywiście od informacji co tam się aktualnie dzieje, macie wszelkiej maści portale. My postanowiliśmy wspomnieć o pewnym wydarzeniu światowym, które było odczuwalne również na Białostocczyźnie. A to, co wydarzy się w najbliższej przyszłości być może potwierdzi, że historia zatacza koło.

5 marca 1953 roku umarł Józef Stalin. Na skutek gwałtownego wylewu krwi do mózgu. Polska wówczas należała do krajów komunistycznych. Tuż po informacji o śmierci dyktatora od razu pojawiły się pytania o to czy Polsce grozi wojna i upadek systemu komunistycznego.

9 marca 1953 roku odbył się pogrzeb Stalina. W Województwie Białostockim we wszystkich zakładach przemysłowych, urzędach i instytucjach o godzinie 10.00 na 5 minut przerwano pracę, a w mieście zawyły syreny. Kościoły odmówiły władzy bicia dzwonów kościelnych. W niektórych podlaskich miejscowościach dokonywano tego siłą, wbrew duchownym. Tak było między innymi w Orli, Sztabinie czy Suwałkach. Władze Białostocczyzny interesowało najbardziej to czy będą w mieście jakieś rozruchy. Tak się jednak nie stało.

Wróćmy do aktualnych wydarzeń. Wojna na Ukrainie trwa już kolejny dzień, morale żołnierzy ofiary agresora są bardzo wysokie, morale rosyjskich sołdatów wręcz przeciwnie – są na dnie. Oczywiście nie można niestety do końca wierzyć w relacje żadnej ze stron – nawet tej, którą wszyscy, całym sercem wspieramy. Dlatego też mimo pozytywnych wieści z frontu, lepiej nie świętować jeszcze sukcesu. Wiele jeszcze może się wydarzyć. Szczególnie, gdy zdesperowany dyktator zacznie podejmować coraz to bardziej nielogiczne decyzje, tak jak w ostatnich dniach swego życia robił Hitler, który finalnie popełnił samobójstwo. Ostatnie dni Stalina były na tyle obrzydliwe, że nie będziemy ich opisywać.

Czy 5 marca historia zatoczy koło i kolejny rosyjski dyktator zakończy swój żywot? Przyszłości nie znamy, ale z historii wiemy, że gdy sprawy nie toczą się tak jakby dyktator tego chciał, to dni dyktatora są policzone. I z tym optymistycznym akcentem zostawiamy Was na kolejne dni.

Featured Video Play Icon

Nowa atrakcja w Supraślu. Zobacz jak się prezentuje.

Korzystając z dobrej pogody, postanowiliśmy pojechać do Supraśla, by sprawdzić jak prezentuje się nowa atrakcja turystyczna Supraśla. Park z tężnią solankową. Oczywiście wczesnowiosenna aura nie daje takiego samego efektu, gdy będzie lato i wszystko zakwitnie, ale i tak warto już teraz wybrać się do uzdrowiska. 1 marca 2022 zostanie otwarta tam tężnia solankowa. Sam park jest już dostępny. W połączeniu z bulwarami, a także trasą do mostku i lasu wychodzi długi i fantastyczny spacer. Jeżeli zdecydujemy się zaliczyć wszystkie atrakcje jakie oferuje uzdrowisko i jego najbliższa okolica to przespacerujemy około 9 km.

Pierwszy przystanek jaki powinniśmy zaliczyć to oczywiście nowa atrakcja – spacer alejkami parku wśród drzew, chłonięcie solanki to zajęcia jakie możemy sobie tam znaleźć. Drugi punkt to spacer bulwarami im. Wiktora Wołkowa. Kolejny przystanek to supraski system wodny i kładka. Następnie spacer lasem, powrót od strony mostu wzdłuż drogi przy monasterze. I tak dojdziemy do punktu wyjścia.

Warto dodać, że Supraśl jest atrakcyjnym miejscem do spędzania czasu o każdej porze roku. Wczesną wiosną są tam rozlewiska, latem wszystko pięknie kwitnie i żyje pełnią życia, jesienią ubiera się w kolorowe i przepiękne barwy, a zimą – gdy jest śnieg wspaniale spaceruje się po białym puchu. Do Supraśla dojedziemy samochodem, ale też autobusem linii 500.

 

Featured Video Play Icon

Tak dawniej wyglądał Tłusty Czwartek na Podlasiu

Tłusty czwartek dzisiaj to po prostu kupowanie pączków i faworków oraz zajadanie się nimi na potęgę. Czy tak było zawsze? Na Podlasiu panowały pewne zwyczaje, które być może są gdzieś jeszcze praktykowane. Jedno jest pewne – najlepsze wypieki wychodzą wtedy, gdy robimy je samodzielnie, z dobrej mąki, a najlepiej gdy wypiekamy w starym tradycyjnym piecu. Smak wtedy jest nieporównywalny z tym co dostajemy w dyskontach i hipermarketach.

Dawniej oprócz pączków wypiekano także “chrust” czyli faworki, którymi częstowano gości wieczorem przy zakrapianych ucztach. Tłusty Czwartek wypada tydzień przed Środą Popielcową. Dawniej trzy dni przed nią nazywano “Kusakami”. Był to czas intensywnej zabawy. Karczmy były pełne. Panny i kawalerzy pod jej wejście przyciagali drewniany kloc. Następnie przybyłych polewano wodą aż do momentu, gdy nie wkupili się swoimi poczęstunkami w łaski pozostałych biesiadników. Kloc, którzy przyciągano słuzył do zabawy w skakanie przez niego. Kolejnego dnia po domach chodzili przebrani mieszkańcy, którzy prosili gospodarza o jakieś podarki. Najczęściej dawano słoninę, chleb, a nawet oferowano nocleg.

Na koniec nie może zabraknąć jeszcze przepisu na pączki. Oto i on:

Składniki:
– 2 szklanki mąki krupczatki (typ 450)
– 30 dag półtłustego sera twarogowego
– 3 łyżki cukru
– 1/3 szklanki mleka
– 6 dag masła
– 3 dag drożdży
– 2 całe jajka
– 2 żółtka
– łyżka soku pomarańczowego
– skórka otarta z pomarańczy
– sól
– 750 ml oleju do smażenia
– cukier puder do posypania

Sposób wykonania:
1. Drożdże rozetrzeć z łyżeczką cukru, mlekiem i 2 łyżeczkami mąki, a następnie zostawić do wyrośnięcia
2. Twaróg dwukrotnie przepuścić przez maszynkę do mielenia
3. Masło starannie utrzeć z cukrem i cały czas ucierając, dodawać stopniowo żółtka, jaja i ser
4. Do utartej masy dodać skórkę i sok z pomarańczy
5. Przesianą mąkę rozczynić i dodać sól
6. Dokładnie wyrobić ciasto, przykryć i zostawić w cieple
7. Gdy ciasto wyrośnie, formować z niego niewielkie kule i układać je na posypanej mąką stolnicy
8. Przykryć i zaczekać, aż wyrosną
9. Następnie smażyć partiami na rozgrzanym tłuszczu
10. Po zdjęciu z patelni odsączyć na papierowym ręczniku
11. Posypać cukrem pudrem

Smacznego!

 

Niesamowite odkrycie! List w wieży czekał od 1903 roku.

Cóż za odkrycie! Krzyż znajdujący się na wieży Archikatedry Białostockiej miał zostać wyremontowany. Po jego demontażu odkryta została butelka z listem z 1903 roku! Zostawili go dla przyszłych pokoleń budowniczy świątyni. Co napisali?

List, a zarazem dokument datowany jest na 17 października 1903 roku, ukazuje listę kluczowych postaci spoza regionu, mających wkład w powstaniu Świątyni – podała prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz, Podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków. I tak sami możecie przeczytać.

Kościół parafialny pw. Wniebowzięcia NMP w Białymstoku został zbudowany w latach 1900-1905 według projektu Piusa Dziekońskiego, staraniem księdza dziekana Wilhelma Szwarca. Świątynię konsekrowano w 1931 roku. Od 1945 roku pełniła funkcję kościoła prokatedralnego. W 1980 roku obiekt został wpisany do rejestru zabytków województwa podlaskiego.

Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny jest niewątpliwie jednym z najważniejszych zabytków Białegostoku i regionu. Z upływem czasu, krzyż usytuowany na sygnaturce wymagał naprawy mechanizmu mocowania. Z uwagi na powyższe podjęto decyzję o renowacji krzyża oraz wyremontowaniu jego osadzenia. List budowniczych, odnaleziony podczas demontażu krzyża, stanowi ważny element historii białostockiej katedry. Z pewnością wniósł nowe fakty do dotychczasowo zgromadzonej dokumentacji na temat obiektu.

fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Dom Staromiejski w Supraślu wymagał natychmiastowego remontu. Będzie tam muzeum.

Dom Staromiejski w Supraślu to budynek dawnej plebanii z połowy XIX wieku. Właśnie trwa jego remont. Według informacji przekazywanych przez mieszkańców miasteczka, został wzniesiony przez Niemca – właściciela fabryki. Układ pomieszczeń w budynku nawiązuje do schematów rozwiązań dwutraktowych, drewnianych „domów tkaczy” budowanych w tym samym okresie w Supraślu.

Obiekt znajdujący się w samym centrum Supraśla wymagał natychmiastowego remontu. Dlatego też Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków przeznaczyła 170 tys. zł na jego odnowienie. Prace przy zabytku obejmowały m.in. wykonanie nowej drewnianej więźby dachowej oraz pokrycia z dachówki ceramicznej esówki, odtworzenie czterech lukarn w dachu, wykonanie obróbek blacharskich.

Dom Staromiejski to XIX-wiecznego budynek, który wpisuje się w unikalną architekturę Supraśla docenianą przez turystów z całej Polski, a nawet świata. Docelowo, po zakończeniu kapitalnego remontu tego zabytku, w jego murach ma powstać Muzeum Tradycji Katolickiej Ziemi Supraskiej, które ma stać się miejscem spotkań oraz organizacji wystaw. Dom Staromiejski w Supraślu został wpisany do rejestru zabytków województwa podlaskiego w 1966 roku.

fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków
Featured Video Play Icon

Historia prawosławia w Białymstoku. Tu stały cerkwie, a teraz ich nie ma.

Skąd się wzięło prawosławie w Białymstoku? Jaka jest historia poszczególnych parafii prawosławnych w tym mieście? Kim był św. męczennik Gabriel i jakie są jego związki z Białymstokiem? Małe i duże podróże po cerkiewnej kulturze to program, którego adresatami oraz uczestnikami są dzieci. Jego celem jest przybliżenie piękna prawosławia oraz bogactwa jego kultury dla najmłodszych widzów.

Warto jednak, by dorośli także obejrzeli ten program, bo jest bardzo wartościowy i przepełniony wiedzą i historią. Można się przede wszystkim dowiedzieć o białostockich cerkwiach. Te, które stoją w centrum to jedno, ale czy wiedzieliście o tych, które już nie istnieją? Świątynie znikły między innymi na Wygodzie, Sienkiewicza czy ul. Bema. Był moment że wierni mogli się modlić tylko w cerkwi Św. Mikołaja przy ul. Lipowej.

Z filmu możemy się dowiedzieć także kim był św. Gabriel, który urodził się w Zwierkach pod Białymstokiem. Jest to postać bardzo ważna dla podlaskich prawosławnych. Przypomnijmy tylko, że jego osoba spowodowała ogromne wydarzenie w dziejach miasta – jakim był powrót jego relikwii.

Featured Video Play Icon

Pociąg Białystok – Wilno pojedzie jeszcze w tym roku!

Być może niektórzy zapomnieli, ale my pamiętamy cały czas. Od dłuższego czasu istnieje koncepcja uruchomienia połączenia kolejowego z Warszawy do Wilna. Niestety cały czas przekładano datę jej uruchomienia. Ostatnio jednak się zmieniły okoliczności na trochę lepsze i szansa na podróż jeszcze w tym roku wzrosła. Litwa zniosła już pandemiczne ograniczenia. Nie trzeba testów ani paszportów jeżeli chcemy tam przyjechać. Ten krok w dobrą stronę oznacza, że mogą ruszyć się zaległe sprawy.

Jedną z takich jest zawieszone połączenie Białystok – Kowno. Jego wznowienie przybliży z kolei uruchomienie połączenia Warszawa – Wilno. W pierwotnej koncepcji miał to być pociąg bezpośredni. Tu niestety problemem są tory. W dawnym ZSRR szyny rozstawiano szerzej. Co ciekawe PKP posiada odpowiednie lokomotywy i wagony, które mogą jeździć po różnej szerokości torach, ale nie chce ich eksploatować. Do tej pory sprawdziły się w 2020 roku podczas epidemii, gdy “ewakuowano” ludzi z Frankfurtu do Kowna.

Uruchomienie takiego połączenia na stałe nie jest jednak zbyt proste. Można to zobaczyć na przykładzie powyższego pociągu. Wówczas pięciowagonowy skład po dojechaniu do Warszawy skierował się w stronę Białegostoku. W stolicy Podlaskiego lokomotywę elektryczną zamieniono na spalinową. Pociąg przekroczył polsko-litewską granicę i dotarł do pierwszej granicznej stacji Mockava, po stronie litewskiej. Dalej, po szerokim torze, prowadzony był do Kowna litewską lokomotywą spalinową, jednak bez odłączania polskiej spalinowej lokomotywy, która zapewniała prąd i ogrzewanie w wagonach. Pamiętajmy, że w normalnych warunkach takie połączenie musi się opłacać. Tak duże zaangażowanie ludzi i sprzętu generuje niebotyczne koszty.

Dlatego na chwilę obecną będą dwa połączenia zbieżne czasowo. Jedno do Kowna z Warszawy, a drugie z Kowna do Wilna. W przyszłości zapewne będzie się to zmieniać, bo do 2026 roku planowane jest uruchomienie bezpośredniego połączenia do Tallina – czyli stolicy Estonii. W październiku 2021 roku spotkali się ze sobą ministrowie infrastruktury Litwy i Polski i potrzymali, że połączenie polskiej i litewskiej stolicy ma mieć miejsce w 2022 roku. Konkretnej daty nie ma, ale jeżeli nie będzie powrotu do pandemicznych obostrzeń w obu krajach, to być może połączenie ruszy na wakacje przy okazji zmiany rozkładów jazdy.

Tymczasem na odcinku z Czyżewa do Białegostoku trwają intensywne remonty na kolei. Kiedy zostaną ukończone, to czas podróży z Warszawy do Białegostoku będzie jeszcze krótszy. Obecnie pociąg ze stolicy Podlaskiego do stacji Warszawa Wschodnia jedzie równo 2 godziny (o ile nie zatrzymuje się na wszystkich nowych stacjach kolejowych). Czas ten po remontach ma zostać skrócony do 90 minut. Pociągi będą mogły osiągać na trasie prędkość 200 km/h.

Featured Video Play Icon

To jedno z cudowniejszych miejsc w Puszczy Knyszyńskiej. Dzikie i mało znane.

Natura pozostawiona tam sama sobie urządziła teren po swojemu. Największym atutem tego miejsca jest Rzeka Słoja, która płynie przez leśne tereny. Nie brakuje tam ryb. To bez wątpienia jedno z cudowniejszych miejsc w Puszczy Knyszyńskiej. Jest nieco dzikie, mało popularne. I to jego największy atut. Samo miejsce do spaceru jest również wyśmienite. Po drodze będziemy mogli zobaczyć bagna, torfowiska, rezerwaty oferujące całą gamę przyrodniczą. Nie brakuje też terenów górzystych. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko w zasadzie w jednym miejscu.

Jeżeli chcielibyśmy to wszystko zwiedzić, to musimy wybrać się do miejscowości Lipowy Most. Tam czeka nas 14 km drogi po lesie. Najpierw idziemy wzdłuż rzeki Słoja aż do Szlaku Napoleońskiego niedaleko Nowosiółek. Następnie szlakiem kierujemy się na wschód. W kolejnym kroku musimy skręcić w lewo w stronę Rezerwatu Góra Pieszczana. Gdy go obejdziemy, to wracamy do Lipowego Mostu.

Przypomnijmy tylko, że trzeba dobrze się przygotować do tej wycieczki, bo to głęboka i dzika puszcza. Dlatego zabierzcie ze sobą nie tylko telefon, ale także kompas. Najlepiej wybrać się tam w kilka osób, zawsze to raźniej.

Takie sąsiedztwo będzie miało przyszłe blokowisko

Deweloperzy już zacierają ręce. Truskolaski sprzedaje kolejny gorący kąsek w centrum.

Białostockie centrum miasta w okolicach Młynowej to tak naprawdę jedno wielkie cmentarzysko. Gdyby tak rozkopać wszystko, to szczątki znajdują się w parku przy Centralu, na górce z cerkwią św. Marii Magdaleny, na dawnym cmentarzu stoi Opera i Filharmonia Podlaska, szczątki ujawniono także podczas remontu ul. Kalinowskiego/Sosowskiego. Na podstawie archiwalnych zdjęć wiemy też, że na przeciwko budynku ZUS-u znajduje się dawny cmentarz choleryczny. Dlatego mamy tam elegancki plac z roślinnością układającą się w Gwiazdę Dawida.

Tuż obok jest tak zwany “dziki parking”. Bardzo prawdopodobne jest, że pod spodem mogą znajdować się dotąd nieujawnione szczątki. Przypomnijmy, że chowanie ich w innym miejscu jest niezgodne z żydowskimi obyczajami. Rozkopanie “parkingu” mogło by doprowadzić do ujawnienia nowych szczątków. Wtedy można by było po prostu rozbudować obecny, elegancki plac. Podobnie było po drugiej stronie placu. Po ujawnieniu historycznych zdjęć, zlikwidowano “dziki parking” i postawiono słupki.

W tym przypadku miasto nie zamierza jednak schludnego terenu rozbudowywać. Mimo, że apelują o to sami mieszkańcy! Co w zamian? Oczywiście bloki. Teren jest na sprzedaż. Prawie pewne jest kto go kupi i co tam zbuduje. Nie trzeba mieć specjalnych umiejętności, by to odgadnąć.

Do tej pory pod internetową petycją, by terenu nie oddawać deweloperom, podpisało się kilkaset osób. Sprzeciwiają się one budowie bloku na dawnym “cmentarzysku”. Trudno się z nimi nie zgodzić. Najbardziej prymitywne plemiona mają wkodowane w swoją kulturę, by w jakiś sposób pożegnać zmarłych czy to grzebiąc czy paląc. Budowanie na dawnych cmentarzach to nowa, świecka tradycja chciwych urzędników, którzy sprzedaliby wszystko na czym da się zarobić. Gdyby jeszcze te pieniądze jakoś służyły mieszkańcom. Tymczasem Białystok jest bardzo mocno zadłużonym miastem, zaś jego gospodarz Tadeusz Truskolaski mimo że ekonomista – to od początku swego urzędowania nigdy nie wykazał budżetu na plus.

Jeszcze kilka lat i Białystok będzie wyglądać tak, że na środku miasta będzie znajdować się betonowy plac, a wokół niego blokowisko na blokowisku. Przypomnijmy tylko o tym, że nawet urzędnicy z białostockiego magistratu wpadali na takie “genialne” pomysły jak próba zabetonowania ścieżek w Lesie Zwierzynieckim. Ta betonowa obsesja powinna martwić mieszkańców. Bo jak tak dalej pójdzie, to w naszym mieście nie będzie można normalnie żyć. Rzeka Biała w końcu zaniknie, będziemy zmagać się z coraz większymi powodziami po ulewach, latem nie będzie dało się wyjść na zewnątrz. Jeżeli mieszkańcy pozwalają budować sobie szczelne naczynie, to niech potem się nie dziwią, że nie będzie w nim chociażby świeżego powietrza.

Cena wywoławcza za ziemię to 6 milionów złotych. Miasto zapewnia, że teren cmentarza nie będzie naruszony. Tylko, że oni tego jeszcze nie wiedzą. Chyba że potajemnie robili badania georadarem całego terenu i wiedzą co znajduje się pod spodem.

fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Białystok miał 33 browary. Najpopularniejszą karczmą była “Pod Jeleniem”.

Ten budynek wznoszono 121 lat temu przez kolejne 5 lat, a dopiero od 2 lat jest zabytkiem i dziś stoi na terenie prywatnym. Mowa o budynku administracyjnym Browaru Dojlidy. Samo miejsce (nie budynek) sięga historią do 1768 roku. Wówczas z inicjatywy hetmana Jana Klemensa Branickiego powstał tam niewielki browar, w którym warzono piwo na użytek miejskiej karczmy. Znajdowała się gdzieś w okolicach Zamku (czyli dziś Pałacu Branickich). Wiadomo tylko, że była jednym z pierwszych budynków w mieście. Warto dodać, że Branicki jako, że był hetmanem, dzięki czemu w mieście funkcjonował garnizon. A to oznaczało duże zapotrzebowanie na alkohol. Ponadto Białystok leży od zawsze na trasie pomiędzy Warszawą i Wilnem, toteż w dawnych czasach pokonanie konno lub powozem kilkuset kilometrów oznaczało, że Białostocka karczma miała wielu gości.

Dużo więcej o piwowarstwie w Białymstoku wiadomo dopiero z opracowań dotyczących 1796 roku czyli 25 lat po śmierci Branickiego. Wówczas w mieście funkcjonowały aż 33 browary. Dwa były skarbowe, jeden chrześcijański, a pozostałe żydowskie. Jeżeli chodzi o karczmy, to najpopularniejszą wówczas była “Austeria pod Jeleniem”. W ciągu roku sprzedawała 65 000 litrów piwa. Kolejnym miejscem, które funkcjonowało dosyć sprawnie była karczma “Przy cerkwi”. Tam sprzedawano 41 000 litrów. Był jeszcze “Klejndorf” i “Królowy Most”, gdzie sprzedawano tanie piwa. Ten pierwszy lokal funkcjonował po lewobrzeznej części miasta, toteż klientelą byli chłopi jadący do miasta. O tym drugim przybytku niewiele wiadomo, ale skojarzenia z dzisiejszym Królowym Mostem nie powinny mieć miejsca, bo wówczas wieś znana z filmów nazywała się Annopol (Janopol). W Białymstoku funkcjonowała również “Austeria Bilard”, która uchodziła za najbardziej eleganckie miejsce w mieście, gdzie sprzedawano wyłącznie najdroższe piwo.

W 1802 roku na zlecenie Izabeli Branickiej, właścicielki miasta, wdowie po hetmanie przeprowadzono naprawę browaru i słodowni, który od czasów śmierci hetmana przestał funkcjonować. W latach 1808-1821 dobra dojlidzkie należały już do rodziny Radziwiłłów, następnie Izabeli z Mniszków Demblińskiej. W kolejnych latach dobra te zostały sprzedane senatorowi Aleksandrowi Kruzenszternowi. Lata 60-70. XIX w. to czas rozbudowy browaru. Powstał między innymi pałacyk, park, folwark i sam browar. W 1898 roku browar odbudowano po pożarze.

W czasie I wojny światowej browar funkcjonował za zgodą niemieckiego okupanta. Po odzyskaniu niepodległości przeszedł w posiadanie księcia Jerzego Rafała Lubomirskiego, który rozbudował zakład o warzelnię i słodownię. W czasie II wojny światowej zakład przejęli Niemcy, którzy również produkowali w nim piwo. W 1944 r. wycofując się spalili browar. Przetrwały dwa budynki, w której znajdowała się rozlewnia piwa, budynek pomocniczy oraz budynek administracyjny. W 1994 r. browar sprywatyzowano, rozbudowano i zmodernizowano.

Featured Video Play Icon

Białostocki Szlak ks. Sopoćki to propozycja dla tych, którzy odkrywają historię miasta

Być może nie wszyscy wiedzą, że w Białymstoku istnieje szlak pielgrzymkowo-turystyczny “Śladami bł. ks. Michała Sopoćki”. Jego działalność odbiła się dużym echem, zaś sam Białystok jest kojarzony jako miasto “Miłosierdzia”. Okazały kościół przy ul. Radzymińskiej utrwala kult duchownego. Przypomnijmy, że został on beatyfikowany w 2008 roku. To było jedno z ważniejszych wydarzeń w mieście.

Michał Sopoćko urodził się 1 listopada 1888 w Juszewszczyźnie na kresach, zmarł 15 lutego 1975 w Białymstoku. To polski duchowny katolicki, doktor habilitowany teologii, spowiednik świętej Faustyny Kowalskiej, założyciel Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Znany jest głównie z tego, że głosił kult Miłosierdzia Bożego. Gdyby nie on, nie byłoby wspaniałego i bardzo znanego obrazu Jezusa Miłosiernego z charakterystycznym hasłem “Jezu ufam Tobie”. Warto w tym kontekście obejrzeć film o siostrze Faustynie Kowalskiej. W czasie wojny ksiądz Michał Sopoćko pomagał w ratowaniu około stu Żydów, czym naraził się Niemcom i został skazany na rozstrzelanie. Na szczęście do tego nie doszło.

Oprócz wspomnianego kościoła, są jeszcze inne miejsca, które można zwiedzać w Białymstoku. Sama świątynia jest warta odwiedzenia, a także przyległe do niej tereny zielone. Można również przyjść się pomodlić o godz. 15 do Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego przy ul. Poleskiej. To godzina miłosierdzia. Jako ciekawostkę trzeba tu wspomnieć, że w zgromadzeniu stoi stary zegar, który pamięta czasy błogosławionego. Traf chciał, że zatrzymał się pewnego dnia na godz. 15.00.

Innym miejscem wartym odwiedzenia jest krzyż – wspominający ocalenie miasta. W 1989 roku miała miejsce katastrofa pociągu w Białymstoku. Wywróciła się cysterna z chlorem. Gdyby doszło do rozszczelnienia, to prawdopodobnie większość mieszkańców by tego nie przeżyła. Na szczęście strażacy zrobili robotę perfekcyjnie, zaś do wycieku nie doszło. Przypisuje się to miłosierdziu i orędownictwu błogosławionego ks. Michała Sopoćki. Nawiązuje do tego napis na krzyżu “Jezu ufam Tobie”. Stoi on w miejscu katastrofy.

Wszystkie 3 miejsca są bardzo blisko siebie. Jeżeli komuś za mało będzie kilometrów, to może również przejść się na Warszawską, gdzie znajduje się Archidiecezjalne Wyższe Seminarium Duchowe również mocno związane z osobą błogosławionego księdza Sopoćki.

Featured Video Play Icon

Pstrokate obiekty w Białymstoku. Wiele już zniknęło, ale sporo pozostało.

Całe otoczenie białostockiej stacji kolejowej przechodzi metamorfozę. Na samym dworcu brak jest pierwszych dwóch peronów, a w ich miejscu kopany jest właśnie tunel, dzięki któremu nie będą potrzebne “kładki grozy” w przyszłości. Jeżeli ktoś się zastanawia skąd taka nazwa, to wystarczy zapytać losowego białostoczanina, czy nigdy nie bał się że wpadnie w otwór pomiędzy stopniami schodów.

To wszystko jednak przechodzi do historii, podobnie jak przeszło Centrum Handlowe Park, po którym niewiele już pozostało. Chcielibyśmy zwrócić uwagę, że to było jedno z ostatnich takich miejsc w Białystoku, które przypomina białostoczanom o transformacji ustrojowej. Chodzi o charakterystyczne budynki trwające jeszcze od czasów PRL-u lub lat 90. Przypomnijmy, że ostatnie dwie dekady temu takich miejsc było dużo więcej. Zaznaczmy, że nie chodzi nam o wyjątkowe modernistyczne budynki (Central, Spodki, Uniwersytet w Białymstoku) ani o budynki stworzone po II wojnie światowej przez architekta Bukowskiego. Mamy tu na myśli te miejsca, które wyglądały jakby były tymczasowe, ale o nich zapomniano. Takie wyjątkowo pstrokate, wyraźnie wyróżniające się od reszty otoczenia.

 

Najbardziej charakterystycznym był wielki, obskurny bazar przy ul. Jurowieckiej ciągnący się od stadionu Jagiellonii do skrzyżowania z ul. Sienkiewicza. Najpierw zapadła decyzja, by bazar zlikwidować. Był rok 2008. Przypomnijmy, że od 9 lat leżała na stole propozycja samych kupców, by bazar zmienić w nowoczesną galerię handlową, w której dalej mieliby swoje miejsca pracy. Ostatecznie lokalsi musieli przenieść się na ul. Andersa, a teren został zagospodarowany przez biznesmena z Siedlec, który wybudował tam Galerię Jurowiecką. Gdy handel pozostał na stadionie obok, to władze Jagiellonii planowały właśnie budowę galerii handlowej. Trwało to tak długo, że gdy biznesmenów wyprzedził z galerią sąsiad z działki obok, to planowana “Galeria Jagiellońska” nie powstała, zamiast niej mamy wielkie blokowisko.

Kolejną inwestycją była całkowita przebudowa Rynku Kościuszki. Mini-park przy ratuszu zniknął, wycięto też sporo drzew, a całość całkowicie zabetonowano. O ile na początku budziło to duże niezadowolenie mieszkańców, to kilka pierwszych lat z ogródkami piwnymi pokazały, że miejsce jest coraz modniejsze i tętni życiem dzień i noc. Z biegiem lat przybyło tam i w całej okolicy również lokali gastronomicznych. Wiele jednak się zmieniło od czasów, gdy zmiany klimatu dają o sobie znać. Letnie upały potrafią betonowy rynek podgrzać do czerwoności.

Rok 2012 to czas, gdy oddano do użytku Operę i Filharmonię Podlaską. Zastąpiła ona amfiteatr. Dawniej odbywały się tam niemalże wszystkie koncerty. Najbardziej rekordowy jaki pamiętamy odbył się, gdy ś.p. Andrzej Lepper podczas kampanii wyborczej Samoobrony zafundował mieszkańcom darmowy koncert zespołu Ich Troje. Widowisko oglądało wówczas 10 tys. ludzi, zaś obiekt pękał w szwach.

W 2014 roku wybudowano przejście podziemne na skrzyżowaniu Jurowieckiej, Al. Piłsudskiego i Sienkiewicza. Wcześniej w tym miejscu mieliśmy po prostu zwykłe pasy. Trudno powiedzieć po co te przejście skoro dalej samochody stoją na światłach tak jak stały. Gdyby chociaż tam było skrzyżowanie bezkolizyjne. Nie ma jednak wątpliwości, że poza samą bezużytecznością tego miejsca – jest ładniej. Rok 2014 to także czas, gdy do użytku oddano całkowicie nowoczesny Stadion Miejski w Białymstoku. Zastąpił on oddany na dożynki wojewódzkie PRL-owski obiekt.

Rok 2017 to otwarcie nowego dworca PKS w Białymstoku. PRL-owski budynek zastąpiono nowoczesnym obiektem. Przeniesiono także perony w nowe miejsce. Było to bardzo rozległe miejsce, gdzie od kilku dekad grała ta sama muzyka. Najbardziej charakterystyczne było Numero Uno ze swoich przebojem – Tora Tora Tora. Teraz jest kompaktowo. Zwolnione miejsce zajęła galeria handlowa.

W roku 2020 wyremontowano natomiast po raz kolejny wnętrze zabytkowego dworca PKP. Poprzednie również było kompromisowym miksem PRL-u i lat 90. W tym przypadku zrobiono cokolwiek, by zakończyć ciągnący się latami remont. W ostatniej modernizacji natomiast obiektowi przywrócono XIX-wieczny blask.

Kiedy tak spojrzymy na centrum Białegostoku, to można jeszcze napotkać kilka budynków, które pamiętają transformację. Pierwszy jaki przychodzi na myśl, to budynek handlowy przy ul. Legionowej. Charakterystycznie pstrokaty. Dokładnie tak jak się budowało w latach 90. Kolejny taki budynek to “Zielona Kamienica” przy ul. Rocha. Nie można zapominać także o Opałku czy “Błękitnym wieżowcu” przy Centralu. Ostatnim takim pstrokatym budynkiem jest białostocki ZUS, na którym kiedyś dla żartu próbowano zorganizować skoki narciarskie.

Warto dodać, że to nie są budynki stare i będą jeszcze służyć przez lata. Warto jednak, by ich elewacje dostosować do dzisiejszych czasów. Na pewno byłoby schludniej, chociaż jak się popatrzy na taką Warszawę, to naprawdę jest u nas przepięknie.

Featured Video Play Icon

Puszcza Knyszyńska zimą wygląda przepięknie! Tu można wybrać się na spacer.

Podsokołda to wieś niedaleko Supraśla, która dawniej była miejscem ważnych wydarzeń historycznych. Ludziom, którzy na co dzień nie interesują się zbyt mocno historią mogło się przewinąć gdzieś, że było tam powstanie. Tylko które? Styczniowe czy listopadowe? Okolicznym mieszkańcom zlały się dwa wydarzenia w jedno. Trzeba było wielu lat i uporu żeby wszystko “odkręcić”

Od razu wyjaśniamy – pomiędzy dwoma wydarzeniami było 30 lat różnicy, toteż z dzisiejszej perspektywy wielu osobom mogło się pomylić. Swego czasu Supraśl również miał problem z pamięcią, honorując powstańców styczniowych zasługami listopadowych – dedykując pomnik przy Arboretum w Kopnej Górze “Powstańcom 1863”. Jedyna bitwa jaka tam się odbywała miała miejsce podczas Powstania Listopadowego w 1831 roku. Dodajmy, że było to potężne powstanie, które zaczęło się – w listopadzie i trwało do października następnego roku. Sama bitwa w okolicach rzeki Sokołdy miała miejsce w czerwcu (niektóre archiwa podają lipiec – bo pod zaborem rosyjskim obowiązywał kalendarz juliański).

Oto zapiski proboszcza parafii w Szudziałowie:

Na dniu dzisiejszym w czasie Uroczystości obchodzącey się rocznie w Szudziałowskim Kościele, gdy lud zebrał się z różnych stron, trafił się wypadek niepraktykowany; przy zaczynaniu się processyi z Najśw . Sakramentem otoczony zostałem woiennemi ludźmi uzbroionemi . Przestrach i zdziwienie moie ukończyły się, iż słysząc komenderówkę w tym samym ięzyku, w jakim to piszę, domyślać się wypadało, iż chcą assystować Wszechmocnemu w Sakramencie ukrytemu . Po skończoney processyi i odeyściu moim z Ołtarza do Zakrystyi, powitali mię Katolickim sposobem, a razem oświadczyli, iż nie w innem zamiarze przybyli: nayprzód, aby dopełnili cześć należną Bogu, po wtóre Naczelnik tych żołnierzy oświadczył, iż przybył z Warszawy walczyć za Wiarę, Oyczyznę y wolność, abym im broń, którą przy sobie mieli obrzędem swoim pobłogosławił (…)

(…) Po tym obrzędzie wszyscy ci padli krzyżem na ziemię z orężem w ręku i mnie toż samo kazali dopełnić; późniey wstawszy, którego nazywano Kapitanem zalecił sam w głos do ludu, aby ten modlił się za dusze poległych Polaków; po skończonych trzech Zdrowaś Marya!, nie więcey, i tyleż „wieczne odpocznienie”, którego lud, lękając się zapewne morderstwa iakiego, przestraszony pomagał, pospieszyłem do Zakrystyi, taż eskorta prowadziła mnie do Plebanyi, która otoczywszy Plebanią, ieden ten Kapitan wszedł do Plebanyi rozkazał dać Kałamarza, pióra i Papieru, z resztą usiłowałem uwolnić się od tey daniny, lecz pióra i papier na stole moim sam znalazł i wziął, a po Kałamarz posłał i przyniesiono . Na dziedzińcu więc Plebańskim zapisywał imiona i nazwiska ochotników lecz że się nie znaydywałem tam przy nich, niewiem kto się zapisywał lub poszedł . Z resztą, nic nie rabowali, ani krzywdy inney dopełnili, tylko kazali dać nie wielką ilość wódki, kilka flaszek, dwa paczki tytuniu do palenia, funt lub więcey tabaki do zażywania, chustkę do nosa i librę papieru . Od udzielenia obiadu wymówiłem się, iako na moią iedną osobę goto-
wanego, a to aby ich głodem przymorzyć, za co z pogróżkami, konno i piechotą w niemałey liczbie wyruszyli w dalszą drogę przez wieś Szudziałowo .

Dan w Szudziałowie Roku 1831 d . 21 Junij . X . Andruszkiewicz

Podczas powstania listopadowego, w Puszczy Knyszyńskiej funkcjonowały dwa polskie oddziały.

Dlaczego więc funkcjonuje w pamięci również Powstanie styczniowe? Najprawdopodobniej dlatego, że było ono bardzo krwawe i traumatyczne. 22 stycznia 1863 r.,, gdy wybuchło, miało ono partyzancki charakter walki, objęło swym zasięgiem Królestwo Polskie i część wschodnich kresów dawnej Rzeczypospolitej. W trakcie powstania nie było wielkich bitew. Powstańcy nie opanowali w zasadzie większego miasta, działali przeważnie w lasach i na wsi. Wobec miażdżącej przewagi armii rosyjskiej oddziały powstańcze musiały być w ciągłym ruchu. Walki partyzanckie trwały ponad 15 miesięcy (tylko w zaborze rosyjskim), a więc znacznie dłużej niż np. w czasie powstania listopadowego w 1831 r. Przez cały okres powstania przez oddziały powstańcze przewinęło się około 200 tysięcy ludzi, a jeszcze więcej wspomagało powstańców. Bilans powstania był tragiczny. W trakcie powstania było dziesiątki tysięcy poległych i pomordowanych, wtrąconych do więzień i zesłanych w głąb Rosji. Skonfiskowano też wiele majątków. Ostre represje dotknęły również Kościół Rzymskokatolicki.

Oto fragment historii dotyczący wydarzeń powstania styczniowego z Podsokołdy:

[Powstańcy] doszli do wsi Sokołdy, tu chcieli odpocząć . Byli pokrwawieni, byli oblepieni błotem, szlamem, nic nie mieli ze sobą tylko jedną broń, nic kompletnie! Tak opowiadała babcia Łazewska. Powstańcy mieli świeże rany, ociekali krwią, byli bardzo zmęczeni. Byli znużeni do tego stopnia, że po prostu upadali ze zmęczenia, nie mogli ustać na nogach . Chcieli odpocząć i tu, w Sokołdzie się zatrzymali . Już dalej iść nie mogli, byli u granic wytrzymałości: przemęczeni, głodni . Kiedy tu przyszli pod wieczór, to tych najbardziej poranionych umieścili w domach w Sokołdzie i prosili o opiekę, natomiast reszta rozlokowała się na łące między wsią Sokołda a rzeką . Palili ogniska – trzy albo cztery – bo dni wtedy były już gorące, ale noce jeszcze zimne, gotowali sobie do zjedzenia to co od ludzi dostali, przynajmniej wodę gorącą . Chcieli tu odpocząć, przynajmniej z grubsza, opatrzeć rany . No i chodzili po wsi i prosili u kobiet o prześcieradła, o tzw . płachty . Te płachty były lniane . Potrzebowali ich na opatrunki a oprócz tego zmywali z siebie błoto, brud, więc musieli się czymś wytrzeć, okryć, bo nie mieli nic z sobą tylko broń i to prawdopodobnie nie każdy tę broń miał.

Co się wydarzyło, kiedy ten oddział stacjonował w Sokołdzie? Przyszli prawdopodobnie wieczorem, w przeddzień tego pogromu późniejszego, albo w nocy . W Podsokołdzie był Żyd, nazywał się Jankiel, on miał sklep; ten dom stoi do dzisiaj, w tym sklepie można było wszystko kupić, „mydło, szydło i powidło”; ten Żyd jechał z rana do Szudziałowa, gdzie zaopatrywał się w towary . Przejeżdżał przez Sokołdę i widział, że tam się paliły jeszcze ogniska, widział powstańców, którzy byli tam przy ogniskach nad rzeką. Przyjechał do Klina. W Klinie zatrzymał go oddział Kozaków, którzy go zaczęli wypytywać czy nie widział powstańców, ponieważ tu gdzieś powstańcy muszą być. Zaczęli wypytywać Żyda czy on nie widział powstańców . On widział, ale początkowo wystraszył się i nic nie mówił. Kozacy zaczęli go tarmosić i zagrozili, że pojadą do Sokołdy i jeśli stwierdzą, że skłamał, to jego rozstrzelają, a rodzinę wyślą na Sybir. Żyd zląkł się i powiedział, że w Sokołdzie widział właśnie tych powstańców. No i wtedy kozacy (nie wiem co tam z nim zrobili) ale pojechali do Sokołdy. Do samej wsi nie dojechali: zatrzymali się w lesie, i doczekali do nocy. W nocy rozdzielili się na połowę. Część poszła przez Łaźnie prawdopodobnie, w stronę Supraśla, część została w lesie od Kopnej Góry. I na ranku zaatakowali tych powstańców, którzy się tego nie spodziewali.

Najpierw zaczęli strzelać kozacy od strony Supraśla, więc powstańcy myśleli, że to od Białegostoku przyszedł atak więc zaczęli uciekać w stronę Kopnej Góry . No i ponieważ tu było to przejście, więc się na nim skupili . A wtedy od strony Kopnej Góry zaatakowała druga część kozaków, wzięli ich w dwa ognie. Nabili bardzo dużo, tak mój tatuś opowiadał, a jemu dziadek opowiadał, że można było przejść suchą nogą po ciałach tych zabitych powstańców. Bo oni skupieni byli przeważnie przy tym przejściu.

Niektórym z powstańców udało się, mimo tego nasilonego ognia, uciec w stronę Woronicza . Uciekali po górze – jadąc do Woronicza po lewej stronie. Za nimi pojechali Kozacy . Dopędzili ich na górze w Woroniczu. Tak jak Tatuś mi mówił, jechali za nimi Kozacy i strzelali do nich w plecy tak jak do kaczek, jak do dzikiego zwierza . Wszystkich, którzy zostali zastrzeleni, nie pozwalali pochować . I dopiero pod osłoną nocy ludzie z Woronicza i Międzyrzecza zbierali tych zastrzelonych i chowali po prawej stronie góry woronickiej, tam gdzie stoi krzyż .

Natomiast ci, którzy zginęli w Sokołdzie podczas przeprawy, byli grzebani w nocy . Wywożono ich z Sokołdy do lasów i w lesie byli chowani . Nic o miejscu pochówku ani mój tata, ani babcia Łazewska nie mówili . Ale chowani byli nie zaraz, ale po trzech albo czterech dniach, kiedy kozacy odeszli . Bo część z nich pojechała jako eskorta dla odwożonych schwytanych, a część została, żeby zobaczyć, kto będzie tych zabitych, powieszonych zabierał, żeby wyciągnąć konsekwencje wobec rodziny. Dopiero gdy kozacy odjechali, ludzie zaczęli wyciągać tych pobitych z rzeki . Tatuś mi opowiadał, że przez te trzy dni woda w rzece była czerwona od krwi.

Dziś Podsokołda to spokojne miejsce w Puszczy Knyszyńskiej, gdzie można długimi godzinami spacerować i rozmyślać nad wydarzeniami z przeszłości. Szczególnie zimą, gdy spadnie śnieg jest tam bardzo pięknie. Byleby był śnieg.

Featured Video Play Icon

Do postu jeszcze daleko. Zobacz jak powstają słynne michałowskie bułeczki!

Nina Gorbacz z Michałowa ujawniła jeden z sekretów miasta, a mianowicie – przepis na ichniejsze bułeczki. Jako, że do postu jeszcze daleko, to warto pokusić się o wykorzystanie tych informacji do wyrobienia własnych przysmaków. Nie będzie to szczególnie trudne. Dodajmy tylko, że przepis ten Pani Nina poznała od mamy, a ta od swojej mamy. Dlatego jedząc bułeczki, z pewnością poczujemy się jak dawniej.

Na kilogram mąki potrzebować będziemy: szklankę cukru, szczyptę soli, 6 jaj, opakowanie (10dag) drożdży. Do tego warto dodać cytrynowy aromat. Na później zostawcie też masło i jedno jajko.

Drożdże rozpuszczamy w ciepłym mleku i dodajemy cukier. Po utworzeniu się skorupki dodajemy pozostałe składniki (oprócz masła). Odstawiamy ciasto w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Następnie rolujemy wszystko w kształt “bagietki” czy też “węża”. Im będzie grubszy wałek, tym większe bułeczki. Dlatego najlepiej robić je średniej wielkości. Następnie kroimy wałek odcinając kulki o wybranej wielkości. W kolejnym kroku rozpłaszczamy je w placek i smarujemy rozpuszczonym masłem. Jeżeli chcemy, to opcjonalnie możemy je posypać na przykład cynamonem lub dodać białego sera.

W kolejnym roku zwijamy ciasto w rulonik i zginamy na połowę. Następnie nożem przecinamy je (ale nie w całości, tylko do połowy). Wtedy wyjdzie nam piękne serce, które będzie prawie gotowe do pieczenia. Został nam ostatni krok – wysmarowanie żółtkiem jajka bułeczek od góry, by po upieczeniu wyglądały olśniewająco! Pieczemy w 180 stopniach aż do zarumienienia się góry.

 

 

 

 

fot. UM Tykocin

Tykocin jak Kazimierz Dolny? Można zauważyć bardzo wiele podobieństw!

Ścieżka edukacyjna wzdłuż rzeki Narew w Tykocinie jest już ukończona i w pełni gotowa na przyjmowanie turystów. Przypomnijmy, że od lat były tam zarośla, zaś rzekę można było podziwiać głównie z mostu. Teraz można się przespacerować nowymi bulwarami.

Budowa ścieżki wzbudziła kontrowersje. Tykocin to zabytkowe miasto. Jakiekolwiek przebudowy w okolicy centrum wpływają na odbiór całości. Długa, wybrukowana ścieżka jest zupełnie nowym elementem, zmieniającym krajobraz. Ponadto wielu osobom nie podoba się sam fakt, że zastosowano betonową kostkę, od której w czasach zmian klimatycznych powinno się odchodzić – szczególnie przy rzece. Potężna ulewa (jakich jest coraz więcej) może spowodować podtopienia, bo deszczówka, przez bruk nie będzie miała jak spływać. Są jednak także plusy tego rozwiązania. Po ścieżce edukacyjnej będą mogły poruszać się nie tylko nogi, ale też koła wózków i rowerów. Na utwardzonej powierzchni bez kostki nie byłby to najlepszy pomysł – szczególnie po deszczu.

Najważniejsze, że cały brzeg Narwi może teraz służyć mieszkańcom. Wcześniejsze zarośla – mimo, że zupełnie naturalne nikogo nie przyciągały. A tak Tykocin może porównać się do Kazimierza Dolnego, gdzie również są bulwary nad rzeką, mała starówka, zamek, synagoga czy stare domy. W jednym i drugim mieście nie brakuje także turystów. Jedyne, czego brakuje w Tykocinie to ogródki na Rynku latem. Gastronomia jest tu rozproszona.

Miejmy nadzieję, że pod tym i innymi względami Tykocin się jeszcze rozwinie. Gdyby nie wydarzenia historyczne, to dziś Białystok prawdopodobnie byłby wsią, a stolicą województwa na przykład Tykocin.

Czy Białystok ze swoim lotniskiem przebije Radom? Będzie rozbudowa Krywlan!

Było to już wiadomo od dawna, ale warto przypomnieć w kontekście tego co wydarzyło się w 2021 roku. Miasto Białystok planuje budowę terminala i hangaru na lotnisku Krywlany. Tak tym samym lotnisku, które nie może działać bo do tej pory, od kilku lat nie można wyciąć drzew, by umożliwić lądowanie samolotom pasażerskim. Tak się czasem zastanawiamy co jest śmieszniejsze – budowa lotniska w Radomiu jako kaprys zakompleksionych na punkcie Warszawy polityków, które stało bezużyteczne aż je zamknięto na czas rozbudowy na jeszcze większe. Czy może śmieszniejsza jest budowa lotniska Krywlany i rozbudowa bez załatwienia najważniejszej rzeczy – usunięcia przeszkód lotniczych. Trochę to przypomina pewnego dewelopera, który buduje bez pozwolenia, a potem liczy że jakoś to będzie.

Najnowsza historia z Krywlanami trwa już ładnych parę lat. Mimo sprzeciwu polityków, którzy głosowali za, mimo sprzeciwu mieszkańców Dojlid i Olmont, wybudowano pas startowy. Zanim wybuchło w 2020 wiadomo co, to podobno nawet LOT miał chrapkę na lądowania i starty z Białegostoku. Tylko trzeba było rozwiązać maleńki problemik. Wyciąć las. Problemik stał się problemem. Co bystrzejszy zauważył, że niekiedy jest potężna kłótnia o kilka drzew. Co jeśli ktoś chciałby wycinać cały las? Oliwy do ognia dolał od siebie jeszcze kościół, który ujawnił plany wycinki innego lasu. Rozwścieczeni mieszkańcy mieli zostać pozbawieni dwóch kompleksów! Tego było już za wiele. Może trzeba było więc zacząć od załatwienia sprawy tego lasu?

Ostatecznie żadne lasy nie zostały (jeszcze wycięte) zaś Tadeusz Truskolaski zgodnie z wyrokiem sądu, na spokojnie musi od nowa przygotować decyzję o wycince lasu pod lotnisko. Tymczasem ogłoszone zostało to, co dawniej wpisano do budżetu: Nowa inwestycja na Krywlanach za prawie 16 milionów złotych. Miasto chce budować terminal do odpraw pasażerów i hangar na samoloty. Ponadto okazało się, że… płyta lotniska nie jest dostosowana do wymagań Urzędu Lotnictwa Cywilnego i dopiero teraz trzeba będzie się za to zabrać!

Miejmy tylko nadzieję, że nie przebijemy Radomia. Tam jest lotnisko, z którego nikt nie chciał latać. My możemy mieć lotnisko, z którego nikt nie będzie mógł latać. Bo czytamy o kolejnych inwestycjach, zaś o tym co najważniejsze – cisza.

Takiego miejsca jak to, nie ma na żadnej mapie

Takiego miejsca jak to, nie ma na żadnej mapie

Takie hasło napisane na ścianie opuszczonego wagonu niedaleko stacji w Zubkach Białostockich doskonale oddaje klimat tego miejsca. Zostało ono zapomniane wiele lat temu. Czynna stacja kolejowa mieściła się na legendarnym szlaku Białystok – Wołkowysk – Baranowicze, otwartym w 1886 roku. Po II wojnie światowej stacja Zubki Białostockie dalej istniała. Niestety przemiany ustrojowe w Polsce zrujnowały linię. W latach 90. likwidowano kolejne połączenia, a ostatni pociąg, który zatrzymał się także w Zubkach Białostockich ruszył 2 kwietnia 2000 roku.

Po 22 latach od tamtego kursu, na YouTube można obejrzeć 3 krótkie filmiki pokazujące obecny stan rzeczy. Jest gorzej niż źle. Osobiście na stacji w Zubkach Białostockich byliśmy w 2005 roku czyli zaledwie 5 lat po ostatnim kursie. Wyglądało to wtedy tak:

Minęło 17 lat od naszej wizyty i możemy to samo miejsce obejrzeć ponownie. Niewiele tam się zmieniło.

Warto jednak sobie zadać pytanie czy tak musi być. Przypomnijmy, że w 2016 roku na tej trasie wróciły pociągi. Na początku tylko w weekendy, a ostatnio codziennie. Do końca września 2021 szynobus dojeżdżał do pobliskich Walił (Zubki są jedną stacje – Straszewo – dalej). W tym roku prawdopodobnie połączenie znów będzie funkcjonować, bo jest zainteresowanie turystyczne. Już jakiś czas temu pisaliśmy, że szynobus nie musi zatrzymywać się w Waliłach tylko mógłby dojeżdżać do samej granicy, po drodze zahaczając o wspomniane Straszewo, Zubki Białostockie i Gobiaty.

Problem w tym, że obecnie nie ma czego pokazywać turystom. Jak wyglądają Zubki już wiecie. Tak natomiast prezentuje się Straszewo.

Stacja Straszewo, fot. K. Kundzicz / Wikipedia

W Gobiatach natomiast stacji nie ma, ale jest bardzo wymowna brama z napisem po rosyjsku. “MIR” oznacza “Pokój”.

Nieczynne kolejowe przejście graniczne – Gobiaty

Tylko czy tak musi być? Czy nie można odrobinę zainwestować w te miejsca? Nie chodzi nam o nic wielkiego. Wystarczy, by w Straszewie był kawałek twardego podłoża. W Zubkach trzeba b było po prostu posprzątać, odmalować i wstawić okna. Miejsce mogłoby na co dzień być wiejską świetlicą albo po prostu służyć w sezonie turystom jako klimatyczna poczekalnia. W Gobiatach także wystarczy kawałek twardego podłoża do wysiadania.

Jeżeli wpiszemy w Google lub inne mapy “Zubki białostockie” to oczywiście zobaczymy to miejsce, tak samo jak Straszewo czy Gobiaty. Jednak w świadomości społeczeństwa tych miejsc nie ma. Są opuszczone i zapomniane. Czy takie mają pozostać? Nie trzeba zbyt wielu pieniędzy by przywrócić je do życia i zwrócić mieszkańcom w postaci użytecznych lokalizacji. Nie chodzi tylko o dojazd do Białegostoku dla garstki mieszkańców. Chodzi o to, by Białystok i Polska mogła tam przyjechać.

Straszewo to niezwykle dzikie i fantastyczne miejsce. Można tam zbierać tony grzybów, obserwować dzikie ptaki (w tym duże drapieżniki) i dzikie zwierzęta (łącznie z wilkami). Same Zubki to małą wioseczka ze wspomnianą stacją kolejową. Idealne miejsce do spacerów o każdej porze roku. Gobiaty to nie tylko interesujący punkt graniczny z bramą, ale także dobre miejsce do dalszych wycieczek. Do Kruszynian jest 10 km. Do Jałówki (gdzie są ruiny kościoła 12 km).

Ruiny kościoła w Jałówce, fot. P. Jakubczyk
Meczet w Kruszynianach

Warto wspomnieć też o rowerzystach, którzy zyskaliby dostęp do kolejnych tras, do których normalnie jest za daleko (by móc potem wrócić). Mogliby na przykład przyjechać do Zubek pociągiem, a dalej niezwykle malowniczą trasą rowerem do Siemianówki, do której też wróciły pociągi. To wszystko są realne pomysły, które można zrealizować niskim kosztem. Tylko potrzebna jest chęć. U nas niestety na tereny przygraniczne patrzy się dosyć specyficznie.

Na Dolnym Śląsku jest takie miasto nieopodal Wrocławia – Wałbrzych. Strasznie zaniedbane, zapuszczone i przygnębiające. Dawniej leżało na terenie Niemiec, ale po drugiej wojnie światowej dostała je Polska “na otarcie łez” za utratę kresów. Wówczas mieszkańcy nie byli przekonani o tym, że miasto trafiło do Polski na zawsze, więc nie bardzo chcieli w nie inwestować. Lata mijały, Wałbrzych coraz bardziej zapuszczony należał do Polski. I teraz ciężko jest nadgonić ten czas. Na Podlasiu podobnie jest z terenami przygranicznymi. Traktuje się tak, jakby ktoś miał tu wkroczyć i je nam zabrać. Lata mijają, a takich miejsc jak Zubki przybywa. Ostatni mieszkańcy po prostu z nich uciekają, bo nie ma po co tam siedzieć.

Od takich wiosek się zaczęło, potem taki sam los zaczął spotykać tak zwaną “Polskę powiatową” czyli małe miasteczka i te, które dawniej były stolicami województw (przy podziale na 49 regionów). Znikać zaczęły połączenia kolejowe, autobusowe, przestano dbać o budynki i infrastrukturę. Zaczynało brakować pracy i ludzi. Czy naprawdę kiedyś chcemy się obudzić w Podlaskiem, gdzie ludzie mieszkają tylko w Białymstoku, Łomży i Suwałkach? A do tego to wszystko zmierza, bo pozwalamy rządzącym, by w naszym imieniu nie dbali o małe miasta powiatowe i wioseczki. Nabrali dofinansowania z Unii Europejskiej i myślą że to na co pozwolili im wydać te pieniądze wystarczy. Otóż nie.

Featured Video Play Icon

Jest szansa na nowoczesną trasę Białystok – Augustów! Sporo się dzieje na podlaskich drogach.

Mimo, że mamy zimę, to wiele się dzieje na podlaskich drogach. Dla porządku przypomnijmy, że przez nasz region ma przebiegać Via Baltica (ekspresówka z Warszawy do Tallina w Estonii) oraz Via Carpatia (międzynarodowa trasa z Kłajpedy na Litwie do Salonik w Grecji). Trasa tej pierwszej przez Podlaskie przebiegać będzie od Budziska na granicy z Litwą, przez Suwałki, Szczuczyn, Stawiski, Łomżę i Śniadowo. Druga zaczyna się na granicy z Białorusią w Kuźnicy i biegnąć będzie po obecnej trasie, czyli Sokółkę do Białegostoku, a dalej przez Dobrzyniewo Duże, Choroszcz, Ploski, Haćki, Bielsk Podlaski i Siemiatycze.

Warto pamiętać, że przy okazji tych dwóch wielkich inwestycji powstają także obwodnice miast, ale też będą łączniki Via Carpatia – Via Baltica. Generalnie więc na tych dwóch korytarzach międzynarodowych skorzystają nie tylko przewoźnicy i firmy transportowe, ale wszyscy mieszkańcy – mając daleko od siebie TIR-y, a przy okazji mogąc korzystać z obwodnic. Jak wspomnieliśmy na początku, na podlaskich drogach, mimo zimy sporo się dzieje. Na przykład ostatnio otwarty został łącznik, którym można ominąć Łomżę jadąc z Zambrowa w kierunku Ostrołęki i Szczytna. Docelowo droga będzie łączyć drogę krajową 63 z ekspresówka Via Baltica.

Jeżeli chodzi o tą drogę, to w tym roku drogowcy mają skończyć odcinek Łomża Południe – Łomża Zachód ze zjazdem na drogę krajową 61 ze Szczuczyna do Ełku Południe. Gotowy będzie też odcinek łączący granicę z Litwą w Budzisku z obwodnicą Suwałk.

Ważą się też losy innych dwóch dróg – porzuconej przez niektórych polityków trasy Białystok – Augustów oraz szesnastki z Białegostoku do Ełku. Jedna z nich zostanie łącznikiem pomiędzy Via Carpatia a Via Baltica. Pod uwagę będą brane różne kryteria, jednak warto zauważyć, że na trasie Białystok – Augustów jest 5 razy więcej TIR-ów niż z Białegostoku do Ełku. A to może być kluczowy czynnik przy decyzji o łączniku. Problem w tym, że nikt nie zaplanował pieniędzy na taką inwestycję. Trzeba by było sporo się napocić w Warszawie, by przekonać premiera do zmian. Szczególnie, że każdy wariant ma swoich zwolenników i przeciwników. W tym wpływowych polityków.

W tym roku prawdopodobnie ruszą także prace nad Via Carpatia – mają być realizowane odcinku Kuźnica – Sokółka, Krynice – Białystok Zachód oraz Białystok Zachód – Księżyno.

 

Featured Video Play Icon

Niesamowity film o Tykocinie. Tak wyglądał dawniej.

Wyjątkowy film o Tykocinie można oglądać w sieci. Chociaż został on opublikowany w serwisie YouTube w 2018 roku, to do tej pory nie doczekał się specjalnego rozgłosu, a szkoda, bo jest naprawdę co oglądać. Film został przypuszczalnie nagrany w latach 60. XX wieku. Nadano mu tytuł “Zabytki Tykocina”. Można zobaczyć na nim Rynek główny, synagogę, kościół, klasztor, pomnik Stefana Czarnieckiego, a także prace archeologiczne na ruinach zamku. Nie zabrakło też rzeki Narew. Jest też wiele innych wyjątkowych miejsc z miasteczka.

To wszystko można oglądać także i dziś na żywo, dlatego też warto zrobić sobie porównanie z tym jak to było około 60 lat temu. Czy aż tak wiele się zmieniło? Ulice i budynki, które przetrwały wojnę, w PRL-u także zostały zachowane. Lata współczesne zaczęły oddziaływać na miasta i ich wygląd, ale gdy spojrzymy na Tykocin dzisiaj to na szczęście zmiany są tylko na lepsze. Nie ma tam wciskania nowego pomiędzy stare. Jest renowacja tego drugiego i wyraźny podział pomiędzy dawną architekturą, a współczesną. Być może Tykocin od takiej degradacji uchronił fakt, że po II wojnie światowej utracił prawa miejskie, a odzyskał je dopiero na początku lat 90.

To chyba dlatego teraz Tykocin cieszy się tak dużym zainteresowaniem turystycznym. Przyjeżdżają tu także filmowcy, dzięki którym później ludzie miasteczko mogą oglądać. Była tam nagrywana kultowa “Biała sukienka”, sceny trylogii “U Pana Boga…”, a ostatnio “My name is Sara”.

Featured Video Play Icon

Białystok i jego okolice. Po tym filmie aż zachciało się lata!

Zimy na Podlasiu w ostatnich latach nie są zbyt srogie. Może to i dobrze, ale brakuje też śniegu. Wyjątkowy pod tym względem (i chyba nie tylko tym) był rok 2020. Wówczas śniegu u nas nie brakowało. Wcześniejsze trzy lata było go jak na lekarstwo, toteż mieliśmy problemy z coraz większą suszą. To już jednak przeszłość. Natura wspaniale się odrodziła, co widać także na filmie z lata 2021 roku. Oprócz wspaniałej przyrody, możemy zobaczyć też wiele interesujących miejsc w okolic Białegostoku.

Letnia wycieczka na powyższym filmie zaczyna się na Wyżarach. Wspaniały zbiornik wodny razem z pobliskimi bagnami, kładkami i wieżą widokową na polanę stanowią niezwykły kompleks przyrodniczy, który przyciąga coraz więcej osób.

http://serwer180971.lh.pl/wyzary-w-cudownych-jesiennych-kolorach-to-nowy-hit-turystyczny/

Kolejny miejscem, jakie możemy zaobserwować jest Arboretum w Kopnej Górze niedaleko Supraśla. Kolejny kompleks przyrodniczy, gdzie bioróżnorodność zachwyca. Szczególnie przyjemnie się tam spaceruje latem, gdy wszystko już rozkwitło. Oprócz roślin, jest tam także drewniana chata, w której możemy nie tylko odpocząć w cieniu, ale ogólnie porozmyślać jak to kiedyś się w takich domach żyło.

Następna na liście jest Pustelnia w Odrynkach. Mała cerkiew strojąca na wyspie, do której można dojść na dwa sposoby – zwykłą drogą i długą, drewnianą kładką. Jest to miejsce, które istnieje nadal mimo, że jego założyciel już nie żyje. Moc tego miejsca oddziałuje nadal. Nie brakuje chętnych, by zobaczyć świątynie. Ludzie często przyjeżdżali tam i przyjeżdżają nadal po uzdrowienie.

http://serwer180971.lh.pl/skit-odrynki-ojciec-gabriel-nie-zyje/

Na filmie nie mogło zabraknąć Białegostoku. Przyjechać na Podlasie i nie zobaczyć obecnej stolicy województwa podlaskiego? Tak nie może być. Tym razem podziwiać możemy różne świątynie, Operę, centrum z Pałacem Branickich. Jeżeli chcielibyście także pozwiedzać Białystok, to wartko skorzystać z naszych propozycji.

http://serwer180971.lh.pl/bialystok-zwiedzanie-turystyka/

Ostatnio miasteczko to podlaskie Zakopane. Mowa oczywiście o Supraślu, które od kilku lat jest już uzdrowiskiem i zaczyna rozkwitać. Swoje też zrobiło wystąpienie miasta w trylogii “U Pana Boga…” – Jacka Bromskiego. W każdy letni weekend Supraśl przeżywa potężne oblężenie.

http://serwer180971.lh.pl/suprasl-i-jego-najpopularniejsza-odslona-oto-5-miejsc-ktore-trzeba-zobaczyc/

Nieopodal Supraśla, po drodze na Krynki jest kolejne przyrodnicze miejsce, które może zachwycić. Mowa o Silvarium w Poczopku. Tam oprócz wspaniałych miejsc do spacerowania, można także podglądać różne gatunki sów. Kompleks przyrodniczy przyciąga wiele osób.

Ostatnia na liście, ale nie mniej warta do zwiedzania jest Kraina Otwartych Okiennic – Trześcianka, Soce i Puchły. W tej ostatniej miejscowości oprócz przepięknych drewnianych domów jest także wyjątkowa cerkiew, którą można było ostatnio obejrzeć w filmie “My name is Sara”.

http://serwer180971.lh.pl/kraina-otwartych-okiennic/

Jak się patrzy na te wszystkie obrazy, to znowu chce się lata. Skoro zima jest taka byle jaka, to może dobrze by było gdyby lato nadeszło w tym roku wcześniej. Aczkolwiek wiosna też by się przydała. Tej jednak, w naszym regionie przez zmiany klimatyczne dawno nie było widać. Może w tym roku?

Featured Video Play Icon

Supraśl zimą wygląda przepięknie. Widać to najlepiej z góry.

Za każdym razem, gdy widzimy Podlasie nagrane z góry, to się zachwycamy. Drony na rynku są dostępne już od około 8 lat. Mimo wszystko ujęcia nimi tworzone nie spowszedniały. Tym razem pojawił się w serwisie YouTube film prosto z Supraśla zimą. Możemy podziwiać monastyr, centrum czy rzekę. Nie ulega wątpliwości, że uzdrowisko oraz cała Puszcza Knyszyńska na początku roku wygląda bardzo okazale. Nawet, gdy nie ma aż tak dużo śniegu.

Na filmie możemy zobaczyć, że przez śnieg przebijają się wysuszone łąki. To kluczowe dla reszty miesięcy w roku. Jeżeli taki stan się utrzyma, to znaczy że zima będzie już do końca bez śniegu to niestety, ale latem czeka nas susza. Normalnie w naturze jest tak: zimą pada śnieg, wiosną wchłania się do ziemi zamieniając w ciecz i podnosząc jej stan przy rzekach i nawadniając łąki. Dzięki temu wszystko kwitnie. Letnie deszcze natomiast podlewają już to co rozkwitło. Dlatego jeżeli zimą nie pada śnieg, to okoliczne łąki nie są odpowiednio nawodnione na wiosnę. Zamiast rozlewisk na rzekach mamy wysuszoną roślinność. Potem, gdy następuje lato, to już intensywne nawadnianie deszczem nic nie pomaga.

Bez łąki wiele gatunków owadów nie pojawi się. A to podstawowy pokarm dla ptaków, które nie mają na czym żerować. Ponadto stworzenia te są potrzebne naturze do rozsiewania nasion. Przypomnijmy też, że na żerujące ptaki polują drapieżniki. Dlatego brak śniegu zimą może poważnie zakłócić cały ekosystem w okolicy. W ostatnich latach już to przerabialiśmy. Gigantyczne susze w Podlaskim powodowały nieustanne zagrożenie pożarowe w lasach oraz potężny, wielodniowy pożar po podpaleniu w Biebrzańskim Parku Narodowym.

Featured Video Play Icon

Dziś na Podlasiu znów ostatni dzień roku. Będą fajerwerki o północy i zabawa do rana!

Dziś na Podlasiu ponownie będzie można usłyszeć fajerwerki. Prawosławni o północy będą świętować Nowy Rok zaś dziś wieczorem bawić się będą podczas Szczodrego Wieczoru (lub Małance). Dlaczego 2 tygodnie po 1 stycznia? Bo ten dzień w kalendarzu juliańskim, wokół którego są zorganizowane obrzędy cerkiewne przypada właśnie jutro.

Dlaczego Małanka? W obrządku kalendarza gregoriańskiego świętujemy w imieniny Sylwestra. Tak samo w juliańskim zabawa ostatniego dnia roku przypada od imienin Melanii. Szczodry wieczór pochodzi natomiast od wschodniego przepychu i bogactwa potraw na stole świątecznym.

Dziś imprezy noworoczne ograniczają się do muzyki, dobrego jedzenia, tańców w domach i (w normalnych czasach) restauracjach. Dawniej świętowano tak jak na wschodzie. Na przykład na Ukrainie, gdzie po zachodzie słońca były wróżby i przebrania. Najpopularniejsze były za Melanię, jego narzeczonego Wasyla, babkę, dziada, Żyda, Cygana, lekarza, diabła, a nawet niedźwiedzia. Wszyscy razem chodzili tak od domu do domu rozweselając gospodarzy.

Dziś na Podlasiu króluje wieczorem Zorka, Prymaki, Czeremszyna czy Kupalinka. Dawniej śpiewano pieśni noworoczne, które nie miały charakteru religijnego, a które w swej treści życzyły pomyślności, zdrowia i urodzaju w Nowym Roku. Ostatni dzień w roku jest także znany jako Bahaty i Hohotucha. Szczedriwki natomiast to jedne z najstarszych zachowanych tradycyjnych pieśni życzeniowych, które współcześnie śpiewa się od tzw. Starego Nowego Roku (13 stycznia). Życzyły zdrowia, dobrobytu, wielkich plonów, miłości, stworzenia nowych rodzin, rozwoju gospodarstw, obfitego miodobrania i wszelkich Łask Bożych. Przykład na powyższym filmie w wykonaniu polsko-ukraińskiego zespołu Dagadana.

Samiec sarny (kozioł) ze scypułem na głowie. fot. Grzegorz Żurek / Lasy Państwowe

Aksamitne poroża sarny można zaobserwować tylko zimą

Zima to czas, gdy spacerujący lasami mogą napotkać sarny, których głowy zdobione są aksamitnym porożem – czyli delikatną, owłosioną i silnie ukrwioną skórę okalającą poroże nazywaną scypułem. Generalnie z dzikich zwierząt sarnę zobaczyć można najłatwiej. Są to tak samo płochliwe zwierzęta, ale kręcą się w pobliżu młodych drzew i niskich roślin. Dlatego spędzając czas na wieżach widokowych w pobliżu polan możemy je dostrzec. Oczywiście pamiętajmy, że wszystkie zwierzęta aktywnie funkcjonują w czasie, gdy wstaje słońce. Dlatego na leśną wędrówkę można się wybrać zawsze, ale jeżeli nastawiamy się także na obserwację zwierząt to musimy wstać jeszcze w nocy.

Scypuł, o którym wyżej wspomnieliśmy, wygląda jak błyszczący, mięciutki meszek, może dlatego scypuł po angielsku to velvet, czyli aksamit. Wyrasta on wraz z rozwijającym się porożem, które każdego roku późną jesienią, kozły zrzucają, by następnie odbudować je na nowo. Występujące w nim liczne naczynia krwionośne transportują wraz z krwią makro i mikroelementy niezbędne do rozwoju nowo powstającego poroża. Gdy poroże jest w pełni wykształcone następuje zatrzymanie dopływu krwi, scypuł zamiera i usycha, a samce wycierają go o drzewa i krzewy.

Pamiętajmy, że dzikie zwierzęta – nawet, gdy wyglądają na miłe czy spokojne to nadal są dzikie. Próba podchodzenia do nich, drażnienia ich, robienia sobie z nimi selfie to narażanie się na ryzyko ataku. W internecie nie brakuje filmów z ludźmi, którzy próbowali i solidnie oberwali.

Featured Video Play Icon

Las krzyży na wzgórzu to najbardziej charakterystyczny znak tego miejsca. Oto Sanktuarium w Świętej Wodzie.

Sanktuarium Święta Woda na wzgórzu w Wasilkowie przyciąga wiernych z całej Polski od lat. Pierwsza potwierdzona wzmianka o tym miejscu pochodzi z 1719 roku. Wówczas polski szlachcic Bazyli przybył na uroczysko zwane Świętą Wodą, z nadzieją, że odzyska wzrok. Tak też się stało. Cudowne ozdrowienie zaczęło historię tego miejsca. W akcie wdzięczności mężczyzna ufundował tym miejscu drewnianą kaplicę. W 1778 roku z Watykanu dla świątyni nadszedł przywilej odpustowy.

Podczas rosyjskiego zaboru, na rozkaz cara odebrano katolikom Świętą Wodę i przekazano prawosławnym. Zwrot nastąpił dopiero, gdy Polska odzyskała niepodległość. Nim to nastąpiło w kaplicy znajdował się obraz Matki Bożej Bolesnej. W 1915 roku, gdy na podlaskie tereny wkraczali Niemcy, to prawosławny duchowny ze Świętej Wody wywiózł malunek w głąb Rosji. Po I wojnie światowej, już w katolickiej świątyni znajdowała się kopia obrazu.

Święta Woda bardzo silnie związana jest z osobą ks. Wacława Rabczyńskiego. Po II wojnie światowej to on zajmował się sanktuarium. A raczej tym co po nim pozostało. Spalone, zbezczeszczone miejsce zaczęło powoli się odradzać. Kolejną kopię obrazu Matki Bożej Bolesnej namalowała matka księdza – Helena Rabczyńska. Ponadto zbudowano specjalną grotę z figurą bożej rodzicielki, która miała być kopią francuskiej. To właśnie tam można zaczerpnąć wody ze świętego źródełka.

Las krzyży, o którym wspominamy w tytule, to pomnik trzeciego tysiąclecia. Największy krzyż mierzy 25 metrów wysokości. Miejsce to, razem ze źródełkiem przyciągają pielgrzymów i okolicznych mieszkańców od wielu lat. Kościół jest także popularnym miejscem jeżeli chodzi o śluby osób nie będących parafianami.  Szczególnie, że na miejscu jest też sala weselna. Najważniejsza pielgrzymka do tego miejsca odbywa się 25 maja czyli w przededniu Dnia Matki. Jest to pielgrzymka kobiet. Nowych krzyży na wzgórzu przybywa natomiast w święto Matki Boskiej Bolesnej. Wspomnienie liturgiczne obchodzone jest w Kościele katolickim 15 września.

Fot. Kamil Timoszuk / Wrota Podlasia

Nowe budynki w skansenie. Będzie też stary kościółek. Ślub w takim klimacie będzie hitem!

Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej zostało wzbogacone o nowe obiekty. Reprezentują one budownictwo wschodniego Podlasia. Oprócz stodoły z Redut, stoją tam już dwie chałupy z Czyż (pow. hajnowski) – jedna z 1888 r. i druga z połowy XX wieku. W starszej z chat zobaczymy, jak wyglądało wnętrze wiejskich domów sprzed ponad stu lat. Natomiast przy młodszym budynku, charakteryzującym się wyjątkowymi zdobieniami, trwają prace wykończeniowe na zewnątrz. To nie wszystko, niebawem stanie także dom z Makówki. Zabudowa, która tworzy część Skansenu poświęconą budownictwu wschodniopodlaskiemu, została przeniesiona z powiatów hajnowskiego, bielskiego i siemiatyckiego. Jest charakterystyczna przede wszystkim dla mniejszości białoruskiej.

Budynek z Czyż z 1888 r. to prawdziwa gratka dla odwiedzających Skansen. Jego wnętrze zostało wyposażone w sprzęty z okresu międzywojennego! Są tu krosna, ławy, stół, olbrzymi piec z nieodłącznym zapieckiem, niecki, dzieże, michy, święte obrazy i ozdoby. Wrażenie także robi niski strop połączony z gigantycznym, krytym strzechą dachem. Drugi dom z Czyż to budowa z lat 50. XX wieku. Jest koloru ciemnożółtego i zachwyca bogactwem zdobień architektonicznych. Charakteryzuje się wspaniałymi narożami, bogatą oprawą okien i pięknymi okiennicami.

Niebawem Skansenu dopełnią także domy przeniesione z Makówki i Plutycz. Kamienny fundament pod chałupę z Makówki jest już gotowy. Wkrótce rozpocznie się składanie domu. Będzie to najstarszy obiekt w tej części muzeum. Na jednej z belek domu wycięty rok 1867. To typ budynku z XIX wieku, z charakterystycznym dla tego okresu układem wnętrza i wyglądem zewnętrznym, ale też takimi detalami jak tram, czyli belka pod pułapem, którą już pod koniec XIX wieku wycinano, bo przeszkadzała w swobodnym poruszanie się we wnętrzu.

Chata z Plutycz posłuży za miejsce na działania edukacyjne i warsztatowe. Wokół tych czterech domów powstaną zagrody. Będą to budynki gospodarskie: stodoły, spichlerze, budynki inwentarskie. Wszystko jak za dawnych czasów. Co ciekawe, do Skansenu trafił zabytkowy kościół z dzwonnicą z Seroczyna (diecezja drohiczyńska). Obiekt jest już pozyskany i czeka na przeniesienie. Jest to obiekt wyjątkowy, pochodzi z terenów historycznego Podlasia, a gdyby stanął w Skansenie, możliwe byłoby tam organizowanie ślubów!

Featured Video Play Icon

Czy można dopłynąć z Łomży do Białowieży? Im to się udało!

W czerwcu 1927 roku w łomżyńskim czasopiśmie Życie i praca można było przeczytać relację z przepłynięcia łodzią z Łomży do Białowieży. Czterech śmiałków, uczniów 8-klasy zdecydowało się na tą wyjątkową wyprawę. Cała trudność polegała na tym, że trzeba było całą drogę wiosłować pod prąd. A dystans między dwoma miejscowościami jest spory. Lądem to 150 kilometrów. Rzecznymi zakolami? Dużo więcej.

– Któregoś dnia (było to jeszcze w kwietniu) przyszła mi do głowy myśl urządzenia wycieczki do Białowieży – łódką – tak zaczyna się relacja z tego wyjątkowego wydarzenia. Oczywiście chętnych było bardzo wielu, z pośród których ostatecznie miało jechać 4-ch. tj. Jarocki Stanisław, Kraszewski Kazimierz, Stilter Andrzej i ja (Jan Kazimierz Wiszniewski – dop. red). Było więc nas czterech żądnych przygód, nowych wrażeń, miłujących życie koczownicze – a takim jest właśnie jazda łódką w nieznane okolice, jazda pełna niewygód i trudów. – można było przeczytać w Życiu i praca.

Po otrzymaniu świadectw w niedzielę 19 czerwca, od poniedziałku rozpoczęliśmy przygotowania do podróży. Niezbędna była dla nas dokładna mapa, którą też otrzymaliśmy od p. Krauzego, okazującego wielkie dla naszej wyprawy zainteresowanie; był na tyle dobry, że we środę o godz. 5-tej pożegnał nas nas przystani. Zakupiliśmy na drogę prowiantów (2 klg. słoniny, 5 klg. ryżu, 5 klg. cukru, kakao, kawy, makaronu, soli, i t. d.), finanse też nie przedstawiały się zbyt skromnie – mieliśmy więc wszystko, co jest potrzebne na 2-u tygodniową wycieczkę. Rankiem 22 czerwca siedzieliśmy już w łodzi.

W szybkiem tempie minęliśmy most, Starą Łomżę, Szur, które groźne, zdradliwe wiry oglądaliśmy w godzinę po wyjeździe. Przed Siemieniem, chcąc się upewnić co to za wieś zapytałem jakiegoś rybaka o nazwę. Ten się odwrócił, przyjrzał chałupom jakby pierwszy raz je widział i ostatecznie mruknął coś niezrozumiale. Ciekawe, że wszyscy chłopi niechętnie patrzą na wycieczkowiczów, a pytania ich uważają za kpiny. 

Minęliśmy rozsiadłe nad rzeką Niewodowo, Siemień, Rakowo-Czachy, Rakowo-Boginie i o 11-ej zatrzymaliśmy się na śniadanie przed Krzewem. Śliczne brzegi ma Narew w odcinku Krzewo – Bronowo. Samo Krzewo ma bardzo ładne położenie: chaty, rozrzucone na dość wysokich wzgórzach, porośniętych lasem, łyskają pośród zieleni bielą ścian, dalej zaś nieco lewy brzeg porastają bujne trzciny i wysokie trawy, które znowu są podszyciem pięknych olszyn. Tutaj zauważyliśmy pierwszy raz 2 jastrzębie unoszące się ponad wierzchołkami – ptaki, które potem będziemy często spotykać.

Na noc zatrzymaliśmy się w Złotorji, w smutnem dla nas miejscu, gdyż tutaj gwoli dogodzenia podniebienia wydaliśmy aż 5 zł. i kazaliśmy sobie usmażyć rybek. Dobre, bo dobre, ale jak przyrządzane! Pierwszy raz widziałem takie barbarzyństwo! Z żywych, rzucających się jeszcze, zeskrobywała gospodyni wbrew naszym protestom łuskę, następnie żyjącym wyjmowała wnętrzności i, co jest potworne, biedne te nieme stworzenia rzucały się jeszcze na gorącej patelni, przetrzymywane nożem (żeby nie upadły na podłogę) przez gospodynię.

Minęliśmy Izbiszcze, Topilec, Bokiny, Uhowo, znajdujące się po przeciwnej stronie mostu kolejowego w Łapach i w tem ostatnim mieście urządziliśmy dwugodzinny postój. Miasteczko małe, nieciekawe, właściwie tylko stacja kolejowa z solidnemi zabudowaniami stacyjnemi. O godz. 16-ej wyruszyliśmy dalej. Ludność tu zupełnie inna, niż tam w dole Narwi! Odcinek Łomża -Białowieża z biegiem rzeki można podzielić na 3 części. Łomża – Waniewo – ludność na wskroś polska, katolicka, Waniewo – Suraż – daje się już słyszeć język ruski, większość jest jednak Polaków – katolików, Suraż-Białowieża – o, tutaj wszystko na każdym kroku przypomina Białoruś, ale o tem później! Jakież było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy przed Waniewem otrzymałem na swe pytanie ruską odpowiedź! Później zdarzało się to coraz częściej i częściej, tak że w końcu dziwiłem się, gdy słyszałem polski język!

Bardzo chętnie rozmawiałem z chłopami, spotykanymi w drodze, wiedząc że tylko w ten sposób poznam ich charakter i obyczaje. Rozumieliśmy się doskonale mimo, że ja mówiłem do nich po polsku, a oni zaś do mnie po białorusku!

Nigdzie nie spotkałem tyle uprzejmości, co w Narwi na plebanji. Wielebny ksiądz proboszcz tyle nam okazał serca, tak serdecznie z nami rozmawiał, że wprost zawstydzeni byliśmy Jego uprzejmością! Spotkała nas tu prawdziwa, staropolska gościnność!

Już widać Białowieżę! Czerwieni się na zielonem tle drzew zameczek myśliwski b. cara Mikołaja II, obecna własność Państwa Polskiego. Muszę się przyznać, że niekiedy wątpiłem czy dojedziemy łodzią do samego miejsca, tak niektóre przeprawy były ciężkie. Jeszcze ostatni wysiłek – i jesteśmy w Białowieży. Zatrzymujemy się na brzegu, a tymczasem coraz więcej osób zbiera się i z zaciekawieniem nam się przygląda.

Cała wyprawa trwała 17 dni. Z Łomży do Białowieży uczniowie płynęli 9 dni. Potem odpoczywano 3 dni. Droga powrotna z prądem była już dużo szybsza. Trwała 5 dni.

Powyższe fragmenty z czasopisma Życie i praca – numer 29-39 z 1927 roku. Poniżej pełny artykuł.

Tytuł: Życie i Praca : organ informacyjno-społeczny poświęcony sprawom Ziem Województwa Białostockiego. R. 4, 1927, numery 29-39

Wydawca / drukarz: Michał Piaszczyński

Miejsce wydania / druku: Łomża

Data: 1927

Język: polski

Typ źródła: czasopismo

Lokalizacja oryginału: Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie

Featured Video Play Icon

Czy Zenek nadal jest na topie? Oto jego najnowszy hit. Białystok w tle.

Piękna kobieta, wytworna restauracja, morze, luksusowy jacht, a we wszystko to wplątane kadry z Białegostoku. Oto nowa piosenka zespołu Akcent – Classy Girl. Czy przypadnie fanom Zenka do gustu? Twórca takich hitów jak Oczy zielone, Prawdziwa miłość to Ty, Szczęśliwa gwiazda i wielu wielu innych nie spoczywa na laurach. Ostatni dzień 2021 roku był dniem premiery jego najnowszej piosenki.

Warto przyjrzeć się ciekawym szczegółom teledysku. Wprawne oko rozpozna Białystok. Niestety aura podczas kręcenia zdjęć w stolicy Podlasia nie dopisała, stąd też obrazki te raczej nie zachwycą. Ujęcia z restauracji również były nagrywane w Białymstoku. Jest coś jeszcze. Widać wyraźnie, że Zenon Martyniuk już młodzieńcem nie jest. Piosenkarz nie boi się pokazać pierwszych siwych włosów czy zmarszczek. Do tego bohaterką z teledysku jest dojrzała, piękna kobieta. Gdyby zamiast niej wystąpiła jakaś 20-letnia modelka to efekt byłby komiczny. Przekaz jest jasny: piosenka i teledysk kierowane są raczej do rówieśników wokalisty, a nie młodych fanów. Dlatego na całość należy patrzeć w innych kategoriach. Oto nowość, która pokazuje, że Akcent nadal tworzy, mimo że mógłby w kółko grać swoje hity.

I z tego trzeba się cieszyć. Mamy 2022 rok, a Zenek to nadal Zenek. Skromny piosenkarz, któremu sodówa nie uderzyła do głowy, choć mogła wiele razy. Ostatnie lata dla Zespołu Akcent były złote. Wszystko wskazuje na to, że to wszystko jeszcze potrwa. Miło, że wokalista pokazuje Białystok – nawet jeżeli w sposób mało zachwycający. Przypominanie o naszym mieście w teledyskach powoduje, że wiele osób chce tu przyjechać. Dlatego też Zenkowi życzymy wszystkiego dobrego i dziękujemy za to, że od Podlasia się nie odcina.

Featured Video Play Icon

Miało stać w Choroszczy, a jest pod Białymstokiem. Można tu podziwiać starą podlaską wieś.

Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej znane większości z dawnej nazwy czyli Białostockie Muzeum Wsi to niesamowity obiekt, który cały czas się rozwija. Obecnie można tam zobaczyć 43 duże budynki – chałupy, dwór, spichlerze, studnie, leśniczówki. Bogactwo architektoniczne jakie pozostawili po sobie mieszkańcy Podlasia skumulowane w jednym miejscu. Oprócz tego zwiedzający mogą zobaczyć jak powstaje bimber oraz dowiedzieć się co nieco o Sokołach.

Muzeum skansenowe to pomysł Szwedów, który trafił także do Polski. W naszym regionie możemy podziwiać także obiekty w Ciechanowcu czy Nowogrodzie. Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej jest miejscem, które 5 lat temu powstało na bazie Białostockiego Muzeum Wsi. A te swój początek miało w latach 70. Razem z powołaniem województwa białostockiego zaczęto planować skansen w Choroszczy. Ostatecznie uznano, że lokalizacja na obrzeżach Białegostoku będzie dużo lepsza. I tak dziś wyjeżdżając ze stolicy Podlaskiego w kierunku Augustowa i Suwałk mijamy po prawej stronie wiatrak, który wita zwiedzających Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej.

Stare chałupy kryte strzechą to nawet na Podlasiu już rzadkość. Dlatego też każdy może zobaczyć jak się ludziom dawniej żyło. Taka wizyta w skansenie skłania do refleksji czy teraz ludziom jest lepiej. Z jednej strony możemy spojrzeć na nowoczesne, zachodnie kraje, a z drugiej na taki skansen. Oto dwie skrajności. Wydaje się, że mentalnie mieszkańcy Podlasia nadal wolą żyć jak w skansenie i wbrew pozorom nie jest to nic negatywnego. Gdy zjedziemy z głównych tras na boczne wsie, to spotkamy wyjątkowych, otwartych i ciepłych ludzi. Już sama konwersacja z nimi pokazuje jak bardzo są szczęśliwi. A to za sprawą, że wśród nich są inny tacy sami ludzie.

Z drugiej strony mamy ludzi na zachodzie, którzy szczęście muszą udawać kupując coraz to nowe gadżety. Trend ten przychodzi także i do naszego kraju i jest coraz bardziej zauważalny. Na szczęście w naszym regionie nie wszyscy bezmyślnie kopiują, to co u sąsiadów. Dzięki temu życie w naszym regionie jest spokojniejsze, wolniejsze i blisko natury. A skansen pod Białymstokiem nie tylko przypomina o naszym dziedzictwie, ale też o źródle naszego szczęścia. Dlatego warto tam zajrzeć choć raz, by ponownie odkryć coś o czym niektórzy już dawno zapomnieli.

Featured Video Play Icon

Tłumy pielgrzymów docierają tu, by oddać się w opiekę Królowej Rodzin

Juchnowiec Kościelny to małe miasteczko nieopodal Białegostoku. Przy rondzie łączącym główne ulice miasteczka stoi Sanktuarium Matki Bożej Królowej Rodzin. Parafia w tym miejscu została powołana do życia w 1547 roku. Wkrótce w kościele umieszczony został niewielkich rozmiarów obraz Matki Bożej. Od razu zasłynął on niezwykłymi łaskami. Pod ich wpływem nastąpił niezwykły rozkwit kultu Matki Bożej. Kult osłabł dopiero pod koniec XIX w., lecz wśród ludu zachowały się wspomnienia dawnych cudów i niezwykłych zdarzeń.

6 listopada 1996 r. Abp Stanisław Szymecki nadał obrazowi tytuł „Matki Bożej Królowej Rodzin”. Obecnie przybywają tu liczni pielgrzymi. Na początku okresu wakacyjnego do Sanktuarium pielgrzymują całe rodziny, by oddać się w opiekę Królowej Rodzin.

Najliczniejszą grupę sanktuariów na Podlasiu stanowią sanktuaria maryjne – niezwykłe miejsca kultu religijnego i pobożności, o ciekawej, a często wręcz unikatowej architekturze. Sanktuaria ukazują piękno i tradycje Podlasia, są jednym z najcenniejszych elementów spuścizny kulturowej, historycznej i religijnej regionu, ale przede wszystkim stanowią niezwykle ważny i piękny, żywy pomnik wiary i historii ludzi tu żyjących.

Obskurny most w Pałacu Branickich zostanie odremontowany! Ruszają właśnie prace.

Rozpoczyna się przebudowa mostu w ogrodzie dolnym Pałacu Branickich. W związku remontem od poniedziałku, 20 grudnia, do końca czerwca 2022 roku brama wejściowa do Ogrodu Branickich od strony ulicy Akademickiej zostanie zamknięta. Zwiedzający mogą wchodzić do ogrodu wejściem bliżej akademika lub bocznymi bramkami przy Herkulesach i Galerii Arsenał. Dostępna jest też brama od strony ul. Legionowej i od strony Placu Jana Pawła II przy katedrze.

Podczas remontu, most w Ogrodzie Branickich zyska nową nawierzchnię i balustrady. Rozebrane zostaną także schody od strony rzeźby sfinksów. W planach jest także utwardzenie nawierzchni dojścia do mostu od strony ul. Akademickiej. Od strony salonu ogrodowego wykonana zostanie nawierzchnia żwirowa. Obecnie chodzi się tam po wydeptanym piachu. Na realizację prac Miasto uzyskało pozwolenie konserwatorskie Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Białymstoku.

Przypomnijmy, że Pałac Branickich w Białymstoku należy do Uniwersytetu Medycznego, zaś ogród, brama pałacowa i tereny zielone tuż za nią – do miasta. Miejmy nadzieję, że po remoncie otoczenie ogrodu zmieni się nieco na lepsze. Obecny most i asfaltowa alejka są po prostu obskurne i nie pasujące do reszty.

Featured Video Play Icon

Niezwykły film o monasterze w Supraślu. Tak wyglądał proces odtwarzania unikalnych na skalę światową fresków.

Monaster w Supraślu to wyjątkowe miejsce. Przypomnijmy, że początkowo prawosławni mnisi mieli swoje miejsce w Gródku. Tam jednak życie tętniło na tyle, że gwar przeszkadzał im w codziennym skupieniu. Wówczas położyli na rzece Supraśl drewniany krzyż i postanowiono, że wybudują nowy zakon tam, gdzie wskaże go rzeka. I krzyż ten płynął z prądem aż dotarł do wzgórza na zakolu rzeki. Tam też powstał dzisiejszy monaster. Późniejsze historyczne wydarzenia sprawiły, że świątynia z zakonem była zniszczona. Ocalały freski. Później był czas odbudowy kompleksu.

Film opowiada o procesie odtwarzania unikalnych na skalę światową fresków cerkwi Zwiastowania Bogurodzicy w prawosławnym monasterze w Supraślu. Pokazano w nim unikalne, historyczne zdjęcia monasteru. Można zobaczyć fotografie sprzed zburzenia ławry, jej ruiny i ocalałe freski. Widz zapoznany zostaje również ze zdjęciami z różnych etapów odbudowy monasteru. Zobaczyć też można historyczny fragment Nabożeństwa Paschalnego sprawowanego przez ówczesnego namiestnika archimandrytę Mirona.

Monaster w Supraślu dziś, to także wyjątkowe i niesamowite Muzeum Ikon. Dlatego jadąc tam, by zwiedzać – warto się zapoznać z historią tego miejsca. Od powstania świątyni i zakonu, po  czasy jego rozkwitu, historię dawnej drukarni, po smutne czasy wojny i nowoczesność.