fot. Adam Tarasiuk

Nowa atrakcja pod Supraślem. Można podglądać żubry!

Kopna Góra pod Supraślem ma nową atrakcję. To wieża widokowa, z której można podziwiać żubry. Konstrukcja powstała w pobliżu Arboretum, w zagrodzie pokazowej. Wieża jest drewniana i ma dwie kondygnacje. Dzięki niej można lepiej, z bliska przyjrzeć się królowi puszczy. Normalnie, w dzikich warunkach, można zostać przez zwierzę poturbowanym, a tak jest bezpiecznie.

fot. Adam Tarasiuk

Arboretum pod Supraślem to także wyjątkowe miejsce, dlatego warto zwiedzić je oprócz wspomnianej zagrody pokazowej. Można podziwiać wiele gatunków roślin, a także można wejść do specjalnej drewnianej chaty. Do tego jest przyjemne oczko wodne, gdzie nad brzegiem odpoczniemy.

Niedaleko jest jeszcze jedno miejsce, które warto zobaczyć. To Silvarium w Poczopku. Tam oprócz przyrody, możemy podziwiać wiele gatunków sów. To naprawdę unikalny widok, bo w lesie ich tak łatwo nie napotkamy. Jak widać, zwiedzanie Supraśla nie powinno odbywać się tylko w obrębie miasteczka, bo okolica oferuje coraz więcej. A to jeszcze nie koniec, bo w planach jest przywrócenie kolejki wąskotorowej.

Featured Video Play Icon

Centrum to wizytówka Białegostoku. Skłania jednak do refleksji.

Od 2010 roku możemy cieszyć się Rynkiem Kościuszki i jego okolicą w całkiem odnowionej formie. Przypomnijmy, że wcześniej przed katedrą i ratuszem przebiegały dwie jezdnie. Był ruch samochodowy, przystanki i autobusy.

Rynek Kościuszki nazywany był zwyczajowo Lipową, gdyż mieszkańcy traktowali ulicę jako jedność z tą właściwą Lipową, biegnącą od okolic hotelu Cristal do kościoła św. Rocha. Pod gąszczem reklam przypiętych do fasad rynkowych kamienic trudno było dojrzeć, gdzie Lipowa się zaczyna, a Rynek kończy. Drugą jezdnią była Suraska. Ta łączyła się z ul. Sienkiewicza i biegła od Placu Uniwersyteckiego.
Pomiędzy dwoma drogami, na trójkątnym placu stał pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego, obok rosły dorodne sosny. Za plecami polski wódz miał fontannę i budynek ratusza. Drzewa nieco go zasłaniały. Po drugiej stronie budynku mieścił się zielony skwer z ławeczkami. Można było odpoczywać wśród drzew i krzewów.

W 2010 roku miejsce to przeszło kompletną rewolucję. Ze skwerku zostało tylko kilka drzew i to po protestach mieszkańców. Pierwotnie miało być zupełnie goło. Po drugiej stronie, marszałka przeniesiono na drugą stronę ul. Sienkiewicza. Drzewa wycięto a fontannę przesunięto bliżej ulicy. Położono też mnóstwo betonowych płyt likwidując przejezdność Rynku.

Ogólnie, gdy wszystko weszło w życie zauważalny był podział mieszkańców na przeciwników i zwolenników nowego. Ostatecznie grupa tych pierwszych była coraz mniejsza, bo Rynek w nowej formie stał się popularnym miejscem spędzania czasu. Powstanie galerii handlowych, utrudniony dojazd zaczęły zabijać handel w tym miejscu. Rynek próżni nie znosi, więc szybko pojawiać się zaczęła w tym miejscu gastronomia. Swoje dołożył też prezydent, przedłużając umowy na lokale komunalne tylko, gdy do obecnej działalności dobuduje się gastronomię. I tak księgarnia Akcent to dziś księgarnio-kawiarnia. To było jak śniegowa kula, która spowodowała, że dziś Rynek to tętniące życiem miejsce, które gastronomią i rozrywką stoi.

Niestety zmiany klimatyczne spowodowały, że po latach to przeciwnicy nowego Rynku mieli rację. Beton ulewnych deszczy nie wchłania zbyt dobrze, ale co gorsza centrum nagrzewa się latem potwornie tak, że ciężko tam posiedzieć. Od przebudowy Rynku minęło 12 lat i wracają dyskusje o kolejnej przebudowie. Coraz więcej osób się domaga, by wróciła zieleń. Niestety za kadencji obecnego prezydenta to raczej niemożliwe. Trudno przypuszczać, by chciał likwidować własny betonowy pomnik.

Być może zrobi to kolejny prezydent, o ile będzie zainteresowany własnym miastem. Ten obecny kiedyś był, od jakiegoś czasu niestety zajął się wyłącznie krajową polityką.

fot. bialystok.pl

Sensacyjne odkrycie na cmentarzu żydowskim. Co dalej ze znaleziskiem?

120 macew odkryto podczas prac przy ogrodzeniu cmentarza żydowskiego przy ul. Wschodniej w Białymstoku. Najprawdopodobniej są to macewy z cmentarza rabinackiego, który znajdował się na terenie obecnego Parku Centralnego przy ul. Kalinowskiego. Co dalej ze znaleziskiem?

Na razie macewy trafią na cmentarz przy ul. Wschodniej, ale będziemy szukać rozwiązania by wróciły na swoje miejsce i by kolejny fragment przeszłości wielokulturowego Białegostoku- tak jak cmentarz ewangelicki na terenie Rynku Siennego – został przywrócony pamięci – powiedział Rafał Rudnicki zastępca prezydenta Białegostoku.

Za swoistym rozwiązaniem kryje się tak naprawdę jedna opcja. Park Centralny jest położony na wzniesieniu nieprzypadkowo. Zostało ono uformowane sztucznie po II wojnie światowej, podczas odbudowywania Białegostoku. Wspomniany cmentarz rabinacki dalej znajduje się pod ziemią. Zakopano go, gdyż nekropolia była miejscem grasowania wandali, a także hien, które w grobach próbowały szukać kosztowności.

Fotografia lotnicza z roku 1944. Obszar obecnie zajmowany jest przez Park Centralny.

Zgodnie z żydowską tradycją nagrobki muszą wrócić na miejsce, w którym zostały wzniesione. Forma upamiętnienia dawnych mieszkańców Białegostoku będzie więc wynikiem współpracy miedzy Miastem Białystok a społecznością żydowską Białegostoku i Polski. Raczej nikt na odkopywanie i oczyszczenie się nie zdecyduje. Wbrew pozorom szkoda, bo zyskalibyśmy naprawdę atrakcyjny zabytek. Dlatego zapewne spodziewać się możemy budowy w parku miejsca pamięci. Oby tylko nie betonowali jak dawnego cmentarza ewangelickiego obok.

Featured Video Play Icon

Tak było na Podlasiu. Za budowę ganku, potrafili zniszczyć dom.

Wschodniopodlaskie, zachodniopodlaskie, szlacheckie, drobnoszlacheckie, a także trojaki czy dwojaki. Te wszystkie terminy dotyczą podlaskiego budownictwa ubiegłych stuleci. Do dziś przemierzając nasz region możemy dostrzec jeszcze strzępki tego jak dawniej budowano drewniane domy. Jeżeli będziecie zwiedzać nasz region, to zwróćcie uwagę na stare konstrukcje. Dzięki powyższemu filmowi będziecie mogli wiedzieć, kto dawniej mieszkał w danym budynku.

Dla przykładu ganek to domena drobnoszlachecka. Jeżeli ktoś chciał sobie taki przy domu zbudować, a nie miał odpowiedniego statusu społecznego, to narażał własne mieszkanie na zniszczenia. Pozostali pilnowali bowiem, by szlachty nie udawać. Ciekawie przedstawia się także to, co we wnętrzach. W domach chłopskich w ramach jednego budynku był podział na część mieszkalną i część gospodarczą. Natomiast w wyższych stanach już nie.

Charakterystyczne jest również to, że we wnętrzu centralnym punktem była kuchnia. Natomiast są też takie domy, gdzie był tak zwany “zapiecek” czyli pomieszczenie na tyłach kuchni. Niekiedy występowały również domy, gdzie były dwie osobne kuchnie i izby. Dziś nazywamy to “bliźniakami”.

Featured Video Play Icon

Piękna cerkiew w Gródku. Tak się prezentuje w środku.

Wielu turystów zwiedzających Podlasie bardzo chętnie zajeżdża na tereny, gdzie znajdują się różne cerkwie. Jest to coś, czego u nich nie ma, więc naturalnie chcą to zobaczyć. Niestety nie zawsze mają możliwość obejrzenia ich w środku. Nie oszukujmy się, pozostawienie otwartych obiektów bez opieki mogłoby skończyć się źle. Dlatego turyści niekiedy widzą tylko dzieło z zewnątrz. Natomiast kultura Bizancjum, to kultura wielkiego przepychu, co odwzorowują wnętrza prawosławnych świątyń.

Nie inaczej jest w Gródku. Już same złote kopuły świadczą o tym, że tam na wystroju nikt nie oszczędzał. Prezbiterium to najważniejsza część świątyni, tam znajduje się ołtarz. Według symboliki religijnej cerkiew to dom Boga, miejsce kultu i oddawania Jemu czci przez wiernych. Budynek powinien być orientowany, a więc zwrócony prezbiterium na wschód. Cerkiew swym kształtem powinna przypominać okręt płynący w kierunku wschodnim. Całość świątyni podzielona jest na dwie podstawowe części, a wszystkie inne pomieszczenia są późniejszymi dodatkami nie mającymi już znaczenia symbolicznego.

Cerkiew pw. Narodzenia Bogurodzicy w Gródku z majestatyczną kopułą w środku wystrój ma wprost oszałamiający. Przepiękne freski i wszelkie ozdoby wprowadzą niejednego w zachwyt. Warto też obejrzeć z bliska dzwon stojący na dziedzińcu.

Featured Video Play Icon

Zapora na granicy to nowa atrakcja turystyczna? Już przyciąga ciekawskich.

Jeżeli pamiętacie film pt. Miś, to tam była taka scena, w której zepsuł się tramwaj. Zaraz po tym urządzono ludziom na czas usuwania awarii koncert “Wesołego Romka”. Konferansjer stwierdził, że “awaria jest też jakąś okazją”. I ta scena przyszła nam na myśl, gdy się okazało, że wielka zapora na granicy, co prawda jeszcze nie chroni napływem nielegalnych migrantów, ale jest już atrakcją turystyczną.

Oczywiście wszyscy czekamy na to aż zamontowana zostanie pełna elektronika, która ma wzmocnić ochronę granicy. Wiadomo już, że skróci ona czas reakcji na nielegalne przekroczenie. Ale czy cały proceder zatrzyma? To dopiero wyjdzie w praktyce. Jako ciekawostkę możemy dodać, że podobna zapora stoi również na terenie Białorusi (nie wiadomo po co). Jednak nie wszyscy wiedzą, że jest ona pod napięciem elektrycznym. Nie jest to oczywiście napięcie, które zrobi krzywdę człowiekowi. Działa bardziej jak pastuch.

Obecnie nielegalni migranci próbują forsować polską zaporę górą, dołem i bokiem (przez rzekę). Już teraz widać, że dobrze by było położyć asfalt na nowej drodze przy samym płocie aby uniemożliwić podkopy, samą barierę podłączyć pod prąd, by nie można było na nią wejść, zaś rzeki zarybić piraniami. Wtedy być może to coś da. Bo jak na razie to czekamy na zimę. Ujemne temperatury i śnieg to jedyne bariery, które do tej pory wykazały swoją skuteczność. Sam płot skutecznie przyciąga turystów i nie zniechęca migrantów.

Featured Video Play Icon

Podlaskie mocno się promuje. Internet, telewizja, radio opanowane!

Województwo Podlaskie zabiera się za porządną promocję. Do tej pory jakieś działania na przestrzeni lat były widoczne, ale nie oszukujmy się – najwięcej dobrego dla naszego regionu zrobił film U Pana Boga za piecem. Do dziś jest popularny w telewizji i do dziś przyciągają takie miasta jak Supraśl, Tykocin, ale też Sokółka. Turystów przyciągają też atrakcje z tych wszystkich okolic, które są niejako po drodze.

Swoje robi także trasa Green Velo, która wabi rowerzystów z całego kraju. Chociaż nie jest to cud architektury i infrastruktury, to ogólnie warto się nią przejechać. Ktoś, kto nie ma takich terenów przyrodniczych jak my na co dzień będzie zachwycony.

Jest także tak zwana turystyka religijna. Wszelkie sanktuaria i inne świątynie również przyciągają turystów, którzy przy okazji modlitwy poznają nasze piękne zakątki. I mowa tutaj zarówno o katolikach jak i prawosławnych. Tatarzy przyciągają do swych meczetów zainteresowanych innymi kulturami.

Ostatnią kategorią jest Augustów i Suwalszczyzna. Te pierwsze miasto jest uznawane za “letnią stolicę Polski” i cały czas udaje mu się utrzymywać zainteresowanie turystów – dokładnie tak jak to robi Zakopane. Natomiast Suwalszczyzna to miks różnego typu podróżnych – od zwykłych ciekawych, po tych religijnych.

Nie zapominajmy, że Podlasie to także cel wielu motocyklistów, którzy całymi grupami zwiedzają kraj. Ich również można spotkać w naszym regionie w sporych ilościach.

Jak widać zainteresowanie naszym regionem nie ustaje, ale ten ogień należy podtrzymywać. Do tej pory działo się to na zasadzie “każdy sobie rzepkę skrobie”, natomiast później pojawiła się epidemia, następnie przez białoruskiego dyktatora wprowadzono stan wyjątkowy na granicy. Gdy został on zniesiony, na czas budowy zapory również nie było można pojawiać się w okolicach granic Polski i Białorusi. Niestety to także “promieniowało” na resztę regionu. Turyści masowo odwoływali rezerwacje nawet w oddalonym od granicy Supraślu. Swoje dołożyli też ogólnopolscy dziennikarze, którzy w pewnym momencie zaczęli grzać bzdurny temat “Przesmyku Suwalskiego”, przedstawiając to tak jakby Putin właśnie szykował na Polskę jakieś czołgi, a ten teren miałby iść w pierwszej kolejności pod ogień. I znów turyści zaczęli bać się do Podlaskiego przyjeżdżać.

W ostatnim czasie wszystko się uspokoiło. Ani granicą, ani Przesmykiem w Polsce nikt się nie interesuje. Turystyka powoli wraca do normy. Niestety szkody wyrządzone tymi wszystkimi działaniami były na tyle duże, że rozkręcanie tego może potrwać latami przy założeniu, że już nic się nie wydarzy. Dlatego do akcji wkroczył Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego.

Jednym z działań jest kampania „Wszystko przed Tobą” w serwisie Facebook, która pokazuje najpiękniejsze miejsca i najciekawsze wydarzenia w regionie. – To Noc Kupały w Dubiczach Cerkiewnych, Białowieża, Kruszyniany, Bohoniki, Kanał Augustowski i wiele innych – wymieniał marszałek na konferencji poświęconej turystyce województwa.

Z kolei w serwisie YouTube przez cały lipiec prezentowany był cykl audycji „Zasilani”. O turystycznych atrakcjach czekających w miejscowościach przygranicznych i w ogóle naszego województwa opowiadali dziennikarka Magdalena Gołaszewska oraz naukowiec i odkrywca Petros Psyllos.– Były ciekawostki, spotkania z interesującymi ludźmi, a przede wszystkim zachęta do odwiedzin – mówił Artur Kosicki i dodał, że pierwszy odcinek miał około 100 tys. wyświetleń. – To nas cieszy, tym bardziej że są to wyświetlenia użytkowników spoza naszego regionu. To świadczy o zainteresowaniu i z pewnością przełoży się na liczbę odwiedzających nasz region.

Obok kampanii internetowej w lipcu, Podlaskie było mocno obecne także w telewizji. Podlaska Regionalna Organizacja Turystyczna we współpracy z urzędem marszałkowskim przygotowała spot „Świat jak z baśni”. Reklama, w której o urokach Podlaskiego opowiada Krystyna Czubówna była wyświetlana praktycznie we wszystkich kanałach telewizji publicznej. W ciągu miesiąca reklama została wyświetlona około 40 mln razy – informował Artur Kosicki, marszałek.

Promocja Podlaskiego odbywała się też w popularnym programie telewizyjnym „Pytanie na Śniadanie”. Widzowie zobaczyli m.in. relacje z Białowieży, Mielnika, Krynek, a także znad Kanału Augustowskiego. Samorząd województwa był również partnerem dwóch tegorocznych przystanków „Letniej trasy Dwójki” w Augustowie i Łomży. Pierwszy z nich obejrzało średnio 1,6 mln widzów, natomiast drugi rekordowe 2,5 mln.

Podsumowując, dobrze, że Podlaskie aktywnie się reklamuje. Trzeba jednak pamiętać, że przed nami zima. Dlatego już teraz trzeba przygotowywać wszelkie materiały, dzięki którym turystów nie zabraknie i w taką porę roku. Podlaskie pod śniegiem jest tak samo cudowne jak wtedy, gdy skąpane jest letnim słońcem.

Featured Video Play Icon

Kiermusy przyciągają ogromne tłumy. Skąd taka popularność jarmarku staroci?

Wakacje skłaniają najczęściej do wyjazdów nad morze, w góry, Mazury. Tymczasem maleńka podlaska wioska przeżyła oblężenie takie jakby była wakacyjnym kurortem albo miał tam odbyć się koncert powszechnie znanego i lubianego artysty. Kiermusy tymczasem gościły wystawców na tradycyjnym już jarmarku staroci. Skąd jego taka popularność?

Na zegarze dochodzi 10 rano. Jest sierpień, mamy ciepły niedzielny poranek. Tymczasem bardzo wąska droga z Tykocina do maleńkich Kiermus jest kompletnie zatkana. W jedną stronę jedzie sznur samochodów, z drugiej próbuje wyjeżdżać. Jezdnia ma zaledwie kilka metrów szerokości. Dodatkowo na poboczach idą piesi, a między samochodami lawirują motocykliści i rowerzyści. Żeby tego było mało – wiele osób chce zaoszczędzić 10 zł za parking i zostawia auto na poboczu, jeszcze bardziej zwężając wąską jezdnię.

Powierzchnia miejscowości to 95 hektarów. Niektórzy w Polsce tyle mają na własność. Na wielkim pastwisku, wśród krowich placków można zostawić za wspominane wyżej 10 zł samochód. Po drugiej stronie jezdni znajduje się leśna polana, gdzie wystawcy na prowizorycznych straganach pokazują co mają na sprzedaż. Można tu znaleźć wszystko co stare: książki, winyle, ubrania, sprzęty agd i rtv, odzież wojskową z demobilu, ale też mnóstwo biżuterii, figurek, obrazów, rękodzieła i innych ozdób, które mogą stać na półkach mieszkania.

Przez stoiska przewijają się prawdziwe tłumy. Trudno powiedzieć skąd taka popularność starociami. Szczególnie, że to już nie te czasy, że można tam coś znaleźć taniej. Jest tak samo drogo jak wszędzie. Wypad na jarmark nie różni się od wypadu do galerii handlowej. Z tym, że w tej drugiej kupujemy rzeczy nowe. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że wiele osób na jarmark przyjechało po prostu z nudów – w ramach zwiedzania Tykocina. Bo tak jak tłumy przewijały się przez te wszystkie stoiska, to samych kupujących było jak na lekarstwo. Najwyraźniej ludzie chcieli tylko pooglądać.

Featured Video Play Icon

Tykocin i jego piękne zakątki. Zobacz film przewodnika.

Zwiedzając samemu można skupić się na tym, co przyciąga naszą uwagę. Przewodnik turystyczny ma to do siebie, że pokaże Wam palcem to, czego sami być może nie dojrzycie lub nie będzie to dla was początkowo interesująco. Sztuka opowiadania o przeszłości, zabytkach i zaciekawianie danym miejscem ma się na Podlasiu cały czas dobrze. Wiadomo, że ostatnie lata były “chudsze” przez epidemię i stan wyjątkowy, ale turystyka w regionie ogólnie ma się dobrze, a w Tykocinie to się zaczęła nawet mocno rozwijać.

Pierwsze czym może pochwalić się to wyjątkowe, stare miasteczko oficjalne otwarcie ścieżki spacerowej wokół rzeki Narew. Dawniej były tam zarośla, teraz elegancki chodnik, dzięki któremu możemy chodzić nie tylko w ciężkich butach, ale normalnie z rodziną, wózkiem czy rowerem. Największą uwagę zapewne przyciągać będzie synagoga. Żydowska świątynia w kolorach miętowym i łososiowym to obiekt nie tylko niecodzienny ze względu na kolorystykę, ale również dlatego że po II wojnie światowej w naszym regionie synagog zostało kilka. Przypomnijmy, że przed wojną tylko w samym Białymstoku było 100 (tak, sto!) takich miejsc.

Niedługo Tykocin być może zacznie przyciągać turystów z zagranicy. A to za sprawą filmu My name is Sara. Świetny film, który realizowany był między innymi w tym miasteczku, ale również w pięknej cerkwi w Puchłach (Kraina Otwartych Okiennic) w Polsce już oglądaliśmy. Teraz promowany jest w Stanach Zjednoczonych. Trzymamy kciuki, by przypadł zagranicznym widzom do gustu i by tłumnie wykupili bilety lotnicze do Polski. Potem to już z górki, bo pojadą z lotniska w Warszawie na stację kolejową, a dalej pociągiem do Białegostoku, po to by móc się przesiąść do autobusu jadącego do Tykocina.

Oczywiście pod warunkiem, że ktoś tym Amerykanom powie, że akcja filmu dzieje się na Ukrainie, ale za to Tykocin jest w Polsce.

Featured Video Play Icon

Nowy film promocyjny Podlaskiego. Zapiera dech w piersiach, ale…

W ostatnim czasie w telewizji (a teraz też i w internecie) można podziwiać najnowszy film promujący województwo podlaskie. Jest w 99 procentach perfekcyjny. Zawiera wszystko to, za co kochamy nasz region, czyli przepiękne widoki, dziką naturę, niesamowite zwierzęta, a to wszystko na różnokolorowych obrazach, których doświadczamy w zależności od tego jaka jest pora dnia czy roku. Dzieło zachęcające do przyjazdu w nasze strony opatrzone jest głosem znanej i lubianej z filmów przyrodniczych Krystyny Czubówny. Widać, że autorzy wiedzieli, jak zagrać tą melodię, którą odbiorca lubi najbardziej. Czyli tęsknotę za dzieciństwem na wsi, ale tylko od tej dobrej strony.

Nuta sentymentalna miała wpasować się z ostatnimi zdaniami na filmie, że Podlaskie znajduje się zaledwie dwie godziny od Warszawy. Miało zachęcać, że to “tak blisko”, ale w gruncie rzeczy wychodzi w tym jakiś ukryty kompleks na punkcie stolicy. Bo czy informacja o tym, że nasz piękny wspaniały region jest niedaleko stolicy jest najlepszym powodem, by tu przyjechać? A z tego by wynikało, skoro ktoś tym puentuje cały przekaz. Czy Bieszczady reklamują się, by przyjeżdżać do nich, bo są 2 godziny od Rzeszowa? No nie. Tam kompleksów nie mają. Znają swoją wartość na tyle, by puentować to stwierdzeniem “Uwolnij się w Bieszczadach”.

Dlatego film jako dzieło oceniamy bardzo wysoko, ale to tak jakby ostatni akord ktoś zafałszował. Dobrze by było, gdyby ktoś uwolnij się (może być w Bieszczadach) od kompleksu Warszawy i usunął z filmu to zbędne powiedzenie. Ludzie naprawdę mają mapy i doskonale wiedzą, gdzie leży Podlaskie. Do tej pory jednak nie byli przekonani po co tam jechać. Ostatnio przed Polską odsłaniamy trochę karty, a tych mamy wystarczająco mocno by nie reklamować się bliskością do stolicy.

Jak powstają kruszewskie ogórki i dlaczego nie korzysta się już z drewnianych beczek?

Już połowa wakacji za nami, a my jak na porządną redakcje przystało, jeszcze nie pisaliśmy nic o ogórkach. Żeby tradycji stało się zadość, znów wrócimy do nich w dzisiejszym tekście. Tym razem napiszemy o słynnych ogórkach z Kruszewa. A mianowicie o tym jak powstają te najsłynniejsze podlaskie specjały.

Kruszewo, gdzie ogórki są przygotowywane na wiele sposobów słynie przede wszystkim z kwaszonych. Dawniej, gdy nie było jeszcze czegoś takiego jak plastik, to ogórki pakowano do beczek z drewna. Za “lodówkę” służyła natomiast rzeka Narew. Kopało się też specjalne sadzawki, które naturalnie napełniały się wodą. Tam albo bezpośrednio w rzece zatapiano beczkę. Gdy trzeba było je zatopić albo potem wyłowić, potrzebna była łódź. Jeżeli była akurat mroźna zima, to by wydobyć beczkę trzeba było wyrąbywać przerębel. Same beczki natomiast tworzono z drewna dębowego, które jest najtrwalsze. Kosztowało to sporo, ale było trwałe i wytrzymywało bardzo długo.

Tak naprawdę plastik nie wygrał z drewnem z powodów ekonomicznych. Popyt na ogórki pakowane w plastikowe beczki był większy, bo przysmaki nie były z aromatem Narwi. Takie z beczki potrafiły lekko smakować błotem. Po wojnie, w PRL-u produkcją ogórków na masową skalę zaczęła zajmować się Spółdzielnia Ogrodnicza Witamina. Ludzie produkowali warzywa, gdzie się da, bo Kruszewo ma dobrą, nawodnioną glebę.

Żeby pyszne ogórki trafiły na stół, rolnicy muszą wstać o 5 rano. Następnie pracują intensywnie wiele godzin podczas zbiorów. W kolejnym kroku warzywa chłodzi się jeszcze zanim trafią do beczek.
Później trzeba posortować je i przygotować solankę. Do tego potrzebny jest też czosnek i koper. Wszystkie te warzywa uprawia się w kruszewskich ogródkach. Następnie cała mieszanka trafia do beczki razem z wodą prosto ze studni. Po kilku godzinach pływania zamyka się szczelnie pojemnik i odstawia do piwnicy lub ziemianki. Po miesiącu leżakowania można ogórki jeść! Najlepiej smakują ze smalcem i chlebem.

Radni Rady Miejskiej w Białymstoku

Oto lista hańby. Nazwiska osób, które mogą coś zrobić, by nie było deweloperskich pożarów.

Miarka się przebrała. Jeżeli wczorajszy, nocny pożar drewnianego domu przy Młynowej pozostanie zignorowany tak jak pozostałe, to znak że Białymstokiem rządzi mafia. Nie boimy się używać tak mocnych słów, bo jeżeli wszyscy z imienia i nazwiska wskazują kto jest winny podpaleniom, a reszta mimo swojej władzy tylko się przygląda i udaje że nie ma tematu, to znaczy że są także winni. Czas wyleczyć tego raka, który trawi od lat Białystok.

Żeby się nie powtarzać – odsyłamy najpierw do tekstu, w którym pisaliśmy dlaczego deweloperskie pożary w ogóle mają miejsce:

http://serwer180971.lh.pl/bialystok-sosnowskiego-zabytek-spalony/

Kto to może zmienić? Radni miejscy Białegostoku. Problem w tym, że w debacie publicznej temat tych podpaleń nawet nie istnieje. Najlepiej im idą kłótnie o nazwy ulic. Wtedy każdy dostaje nieziemskiego wigoru. Tym razem nie pozwolimy im milczeć. Presja ma sens i my razem z Wami udowodniliśmy to nie raz. Dlatego zacznijmy od wywołania wielkiej debaty na temat tych podpaleń. Piszcie maile do radnych, prezydenta, wiceprezydentów, prokuratury, CBA, CBŚP. Wszędzie domagajcie się wyjaśnienia wszystkich podpaleń jako jednej sprawy, a nie każdej z osobna.

Poniżej przedstawiamy listę hańby. Oto osoby, które mają władze a nic nie robią w sprawie zatrzymania podpaleń deweloperskich. Te osoby mogą zmienić prawo lokalne tak, by podpalenia nie miały żadnego sensu. Pod każdym z tych nazwisk umieszczony jest link do profilu radnego. Tam znajdziecie maile, na które możecie pisać i pytać – DLACZEGO NIC PAN / PANI NIE ROBI W SPRAWIE PODPALEŃ DEWELOPERSKICH W BIAŁYMSTOKU?

  1. Katarzyna Ancipiuk
  2. Katarzyna Bagan – Kurluta
  3. Alicja Biały
  4. Maciej Biernacki
  5. Jacek Krzysztof Chańko
  6. Jowita Chudzik
  7. Henryk Dębowski
  8. Jarosław Grodzki
  9. Rafał Sebastian Grzyb
  10. Katarzyna Jamróz
  11. Piotr Jankowski
  12. Ksenia Juchimowicz
  13. Elżbieta Kadłubowska
  14. Tomasz Kalinowski
  15. Katarzyna Kisielewska – Martyniuk Wiceprzewodnicząca Rady Miasta
  16. Zbigniew Tomasz Klimaszewski
  17. Karol Konrad Masztalerz
  18. Joanna Misiuk
  19. Paweł Myszkowski
  20. Stefan Nikiciuk Wiceprzewodniczący Rady Miasta
  21. Andrzej Perkowski
  22. Łukasz ProkorymPrzewodniczący Rady Miasta
  23. Sebastian Jakub Putra
  24. Agnieszka Małgorzata Rzeszewska
  25. Mateusz Sawicki
  26. Katarzyna Siemieniuk
  27. Marek Stanisław Tyszkiewicz
  28. Konrad Zieleniecki

To początek naszej akcji. Jeżeli radni nie zajmą się tymi pożarami w trybie natychmiastowym, to we wrześniu zorganizujemy protest uliczny. Zbierzemy największą grupę obywateli jaką tylko zdołamy i przyjdziemy na sesję rady miasta. Tam wyrazimy swoje niezadowolenie bardzo dobitnie.

Featured Video Play Icon

Kiedyś to były czasy! Zobacz archiwalne nagranie z plaży w Dojlidach.

Pan Mirek, który jest autorem nagrania miał to szczęście i dysponował kamerą w latach 90. ubiegłego wieku. Sporo też udało mu się nakręcić. Dzięki temu, dziś po wielu latach możemy oglądać, jak to było w Białymstoku. Na YouTube można obejrzeć choćby jego przejazd przez centrum w czasach gdzieś między 1993 a 1995 rokiem. Tym razem autor udostępnił kolejny film, który uwiecznił w 1995 roku na Plaży w Dojlidach. – Kiedyś jeździłem wszędzie z kamerą i nakręcałem filmiki. Teraz z kaset wideo przegrywam na dysk. Jak to było kiedyś. Białystok 12.07.1995 r. Plaża Dojlidy. Może ktoś rozpozna siebie. Filmik jest skrócony. – tak napisał pod nagraniem.

Tłumy ludzi, rozbawiona młodzież gra w siatkówkę, dziewczyny wchodzą właśnie do wody – to pierwsze sceny jakie na filmie możemy zobaczyć. Niedługo po tym, w tle przygrywają znane hity z tamtych czasów. Na datowniku kamery widnieje 12 lipca 1995 roku. Trudno dziś ustalić, ile wynosiła wówczas temperatura, ale bez wątpienia było bardzo gorąco. Niektórzy być może sobie przypomnieli, a inni nawet nie wiedzieli, że nad brzegiem w Dojlidach nie było żółtego piasku tylko trawa.

Prawdziwie plażowy styl pojawił się stosunkowo niedawno i to już w XXI wieku. Oprócz wspomnianego kruszcu, wymieniono całkowicie infrastrukturę. Wszystko co widać na filmie w zasadzie nadawało się do jednego – do wyburzenia. Warto wspomnieć też historię tego miejsca, bo jest bardzo ciekawa. Okazuje się, że o te zbiorniki w mieście stoczono ze sobą bój! Były one bowiem wykorzystywane przez Technikum Rolnicze, które hodowały tam karpie. Tymczasem rosło zapotrzebowanie na plażę w wówczas 100-tysięcznym mieście. Gdy nastąpiła “próba sił”, wybuchła afera, która finalnie pozwoliła stworzyć miastu upragniony kurort. Poniżej możecie poznać całą historię.

http://serwer180971.lh.pl/wojna-o-plaze-karpie-na-wigilie-czy-letnie-kapielisko-dojlidy-byly-oczkiem-w-glowie-prezydenta/

Czy beton z Rynku Kościuszki kiedyś zniknie i zostanie zastąpiony zielenią?

Presja ma sens. Można to zauważyć nawet na Rynku Kościuszki.

Epidemia koronawirusa, wojna na Ukrainie, ogromna inflacja, a także prawdopodobne w przyszłości niedobory surowców, blackouty, a nawet i kryzys uchodźczy z powodu braku jedzenia i wody. To wszystko spowodowało i powodować będzie także przez kolejne lata, że wszyscy zaczynają przymykać oczy na postępujące zmiany klimatyczne. Rekordowe temperatury w Europie Zachodniej, susze, gigantyczne ulewy z powodziami, tornada i inne gwałtowne zjawiska pogodowe nie znikną na życzenie. Tak samo jak kryzysy same się nie rozwiążą, a wojna jeszcze długo nie ustanie.

Te wszystkie ważne wydarzenia światowe mają także mocny wpływ na nasz region, województwo podlaskie. Szczególnie, że nie wytwarzamy zbyt dużych pieniędzy na tle Europy, a nawet w samej Polsce. Przez to ciężej jest nam się bronić przed tym wszystkim, ale w naszym zasięgu jak najbardziej jest wiele rozwiązań, dzięki którym wiele ciężkich spraw przejdziemy bez większych szkód.
O ile nie mamy bezpośredniego wpływu na pogodę, to dzięki naszej przyrodzie, której się nie pozbyliśmy “w imię rozwoju”, na tle innych rejonów Polski jest u nas ciągle stabilnie. Ale nie oznacza to, że będzie tak cały czas. Bezczynność spowoduje, że za kilka lat dołączymy do takich rejonów kraju, w których rzeki pousychały. Wystarczy spojrzeć na mało rozwinięte Podkarpacie, gdzie ostatnio wielka rzeka San pozostała bez wody.

4 lata temu pisaliśmy, o tym, że w Białymstoku lasy się wycina a nie sadzi, stąd usuwamy miejsca, gdzie natura gromadzi nadmiary wody. Rzeka Biała natomiast jest wyregulowana, przez co podczas deszczu zamienia się w rynnę, przez co potencjalnie pitna woda szybko spływa dalej, by finalnie trafić do słonego Bałtyku. Już pomijamy fakt, że my tą samą pitną wodą spłukujemy sedes. Bo gdyby spojrzeć, ile życiodajnej substancji marnujemy, to złapalibyśmy się za głowę. Szczególnie, że woda z oceanów i mórz nie nadaje się bezpośrednio do spożywania.

http://serwer180971.lh.pl/czy-rzeka-biala-wsiaknie-duze-prawdopodobienstwo-jesli-nic-nie-zrobimy/

Regularnie jeździmy po Podlasiu i wiemy, że problemu z wodą w rzekach jeszcze nie ma, ale jest inny. Wszystkie lasy – także Puszcza Białowieska są suche jak wiór, zagrożenie pożarowe jest wysokie. Zainwestowano w szybkie wykrywanie zagrożeń, ale w likwidację u źródła już nie. Powinniśmy jak najszybciej wodę gromadzić tak, by podnieść jej poziom, aby lasy mogły się nawodnić.
Tymczasem w naszym regionie dalej króluje beton, który później podczas upałów trzeba chłodzić. Koronnym przykładem jest tu Rynek Kościuszki, który zabetonowano w 2010 roku. Wtedy wydawało się to bardzo eleganckie i schludne, dziś już wiemy, że tej “ozdoby” trzeba się jak najszybciej pozbyć. Najlepiej byłoby w całe otoczenie centrum miasta wkomponować dużo zieleni. Powtarzamy to już któryś raz z kolei i nadal będziemy powtarzać, bo widzimy, że presja ma sens.

Regularnie wyśmiewaliśmy wylewanie wody na Rynku Kościuszki. Teraz spacerując możemy zauważyć, że coś ruszyło w głowach urzędników. Nowoczesne urządzenia tworzą “mgiełkę”. Woda nadal się zużywa, ale już nie tyle co dawniej. Nie oznacza to, że mamy satysfakcję. Będziemy ją mieli, gdy pod wpływem presji zaczną skuwać beton. Ale do tego potrzeba więcej takich jak my.
Trudno oczekiwać, że od naszego tupania nogą i zamykania oczu, problemy same się rozwiążą. Dlatego róbmy to, co jest w naszym zasięgu. Zadbajmy o naszą lokalną ojczyznę, wpływajmy na urzędników – piszmy do nich maile, żądajmy, udostępniajmy, protestujmy, komentujmy. Najgorzej jest wtedy, gdy ignorujemy, bo wtedy inni decydują za nas.

http://serwer180971.lh.pl/trawa-zamiast-betonu-na-rynku-kosciuszki-czas-wracac-do-natury/

fot. M. Kowalik-Strapczuk / UM Białystok

Koniec remontu! Można znów spacerować po moście ogrodu w Pałacu Branickich.

Zakończyła się przebudowa mostu nad kanałem w Ogrodzie Branickich. Brama wejściowa na dziedziniec Pałacu od strony ulicy Akademickiej została ponownie otwarta. Przypomnijmy, że właścicielem budynków jest Uniwersytet Medyczny w Białymstoku, zaś za ogród i bramę zegarową odpowiada Miasto Białystok. Przed remontem na moście była stara, asfaltowa nawierzchnia. Chociaż jest wygodna, to od takich rozwiązań odchodzi się. Podczas upałów i przez upływ lat dochodzi do deformacji nawierzchni. Dlatego też rozebrano ją, a także pobliskie schody. Wymieniono również stare, brzydkie barierki na nowe w żywym, miętowym kolorze. Przebudowa kosztowała ponad 1 mln 350 tys. zł.

Rekultywacja i renowacja ogrodu trwa od 2009 roku. Jest to proces trudny i bardzo drogi. Podczas II wojny światowej budynek Pałacu Branickich został zbombardowany. Za jego odbudowę w latach 50. odpowiadał wybitny architekt Stanisław Bukowski. Ostatecznie odsunięto go od prac ze względu na konflikt z PRL-owskimi władzami. Renowację dokończyli jego koledzy po fachu, lecz by “uczcić” dzieło Bukowskiego, na szczycie budynku postawiono betonową głowę z twarzą architekta. Można ją podziwiać do dziś.

Jeżeli chodzi o sam ogród to również zaszło wiele zmian. Ze starych rycin zauważyć można, że w oryginale był on dwa razy dłuższy, lecz po wojnie przy Akademickiej postawiono bloki.  Za czasów Branickich na terenie ogrodu był na przykład teatr. Teraz nie ma już na niego miejsca. Powróciła za to “Ptaszarnia” czyli ten czarny budynek na boku ogrodu. Jeszcze w latach 90. ogród miał inną nawierzchnię niż obecnie i był porośnięty wysokimi krzewami ułożonymi w labirynty. Obecnie ogród wypiękniał, zasadzono mnóstwo roślin, drzewek. Do tego wyczyszczono rzeźby, a i przybyło mnóstwo nowych. Prace prowadzono również z drugiej strony Pałacu, gdzie pojawiły się fontanny i miejsca do spacerów.

Do zwieńczenia brakowało remontu mostu, który był brzydki i zdewastowany. Teraz to wszystko się zmieniło. Białostoczanie mogą cieszyć się swoim zabytkiem – symbolem miasta w pełnej okazałości.

fot. Adam Ludwiczak, UM Białystok

Mieszkańcu! Odpoczywaj pośród huku samochodów. Prezydent zbudował mini-park.

Każdy, kto znajdował się nieopodal białostockiej obwodnicy czyli przy tak zwanej “Trasie generalskiej” doskonale wie jak bardzo głośne jest to miejsce. Huk nieustannie przejeżdżających samochodów jest nie do zniesienia. Dlatego już sama jazda rowerem wzdłuż tej trasy nie należy do zbyt przyjemnych. Tymczasem Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku zafundował mieszkańcom przy samej obwodnicy park kieszonkowy. Ciężko tamtędy jechać rowerem, a włodarz wpadł na pomysł by można było tam posiedzieć.

Gdy oficjalna strona miasta komunikuje białostoczanom o nowościach, to zwykle jest to opatrzone jakimś komentarzem czy to prezydenta czy jego zastępcy. Nie inaczej było z komentarzem do parku kieszonkowego. Tu postanowił się wypowiedzieć sam Tadeusz Truskolaski. Nazwał park przy głośnej obwodnicy – urokliwym miejscem. Najśmieszniejsze jednak było drugie zdanie – Zieleni w mieście nigdy dosyć, więc staramy się, aby jej wciąż przybywało. – powiedział człowiek, który zadecydował o wycięciu mnóstwa drzew oraz zabetonowaniu centrum miasta, czego odczuwamy teraz negatywne konsekwencje.

A sam park kieszonkowy mieszczący się przy Andersa polecamy odwiedzić w stoperach. Może rzeczywiście będzie tam wtedy przyjemnie siedzieć. Koszt inwestycji (z roczną pielęgnacją nasadzeń) wyniósł ponad 627 tys. zł.

Featured Video Play Icon

Teraz wszystko tam kwitnie. Jest przepięknie!

Tykocin to jedno z najstarszych miast na Podlasiu. Jakiś czas temu, w jednym z artykułów porównaliśmy je do Kazimierza Dolnego. Mimo wielu lat, dopiero teraz jest powoli, aczkolwiek coraz bardziej masowo, odkrywane przez turystów. Przyciągają nie tylko piękne, stare domy, ale również różowo-zielona synagoga, klasztor, a ostatnio nawet i nowo powstałe bulwary nad rzeką. Tak jak pisaliśmy wtedy, tak teraz możemy powtórzyć, że brakuje tam mocno rozbudowanej gastronomii na głównym rynku.

Wracamy jednak do tematu Tykocina z zupełnie innego powodu. Uważamy, że warto obejrzeć miasteczko nie tylko z dołu, ale też z góry. Powyższy film z drona pokazuje jak miasteczko prezentuje się obecnie, czyli w środku lata. Jest przepięknie nie tylko ze względu na swoją architekturę, ale również dlatego że położone przy rzecze, wśród cudownych okoliczności przyrody. A ta właśnie kwitnie w najlepsze.

Wszędzie są całe bukiety zieleni wśród rozlewającej się rzeki. Idąc wspomnianymi bulwarami możemy to wszystko dostrzec gołym okiem. Warto dodać, że miejsc do spacerów tam nie brakuje. Dlatego gdy przejdziemy już rynek, bulwary, to możemy obejrzeć także pozostałe okolice. Czas spędzony w Tykocinie nie będzie stracony.

Featured Video Play Icon

Dworzec kolejowy w Białymstoku zyskuje zadaszenie. Filary już stoją.

To historyczna chwila. Pierwszy raz od 1862 roku, perony białostockiego dworca kolejowego będą miały zadaszenie. Filary już ustawiono. Podróżni będą się cieszyć, że w komfortowych warunkach będzie można czekać na pociąg. My natomiast czekamy na ukończenie prac z niecierpliwością, bo ponoć architektura nowego dachu ma nawiązywać do reszty budynku. Wizualizacje to jedno, ale życie często pokazuje, że w rzeczywistości tak pięknie nie jest. Miejmy nadzieję, że w tym przypadku wszystko cudnie się ze sobą zgra.

Jak widać, na początku dworzec kolejowy nie był specjalnie urodziwy jako całość, ale główny budynek był piękny zarówno z zewnątrz jak i w środku. Każdy, kto znajdował się w środku mógł poczuć się luksusowo. Nie dawno pierwotny wygląd został częściowo przywrócony. Oprócz dworca w Przemyślu, nasz budynek jest jednym z najpiękniejszych w Polsce. Dlatego ważne jest, by to co do niego dobudowujemy również takie było.

Warto jednak podkreślić, że w XIX wieku, dachy nie były specjalnie zdobione. Po prostu miały być użyteczne. Toteż nie należy oczekiwać od zadaszenia peronów efektu “wow”. Po prostu mają pasować do reszty.

Warto podkreślić, że zmienia się całkowicie otoczenie dworca. Najpierw wyburzono stary dworzec autobusowy, zmieniając go na mniejszy. Rozległe tereny po dawnych peronach zajęła galeria handlowa. Później zburzono Centrum Park, gdzie powstanie węzeł komunikacyjny miasta. Rozebrano także jedną z kładek. Dla drugiej przyszłości nie ma również. Zamiast nich będzie można przechodzić podziemnymi tunelami. Zadaszenie peronów jest wisienką na torcie.

graf. PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.

Spór o ten budynek trwał od lat. Ostatni z rodu Zachertów nie dożył tej chwili.

Niewiele osób wie, że Park Krajobrazowy Puszczy Knyszyńskiej to nie tylko forma ochrony przyrody, ale podobnie jak w przypadku parku narodowego – konkretna siedziba, gdzie na co dzień pracują urzędnicy. A piszemy o tym dlatego, że ostatnio po 34 latach, wspomniani wyżej urzędnicy musieli przenieść się z z supraskiego Dworku Zacherta w inne miejsce. Wszystko dlatego, że budynek stał się własnością spadkobierców rodu Zachertów.

Przybyli z Łodzi, uciekając przed wysokim cłem na towary z Królestwa Polskiego. Fabryka sukna Wilhelma Zacherta i Adolfa Buchholtza seniora w krótkim czasie stała się jednym z największych w regionie. W jej pobliżu powstał murowany dom stanowiący podwaliny dla przyszłego pałacu. Pałac powstał dzięki teściom Adolfa Bucholtza. Gdy gdy młody przedsiębiorca chciał żenić się z jedną z najbogatszych panien łódzkich fabrykantów – Adelą Scheibler, rodzice narzeczonej zawitali na Podlasie sprawdzić, gdzie będzie mieszkać ich córeczka. Adolf usłyszał, że jeśli chce mieć za żonę Scheilblerównę, musi najpierw wybudować dla niej pałac. Jego budowa trwała ponad 13 lat. Do dziś stoi i pięknie się prezentuje na głównym placu w Supraślu.

To nie jest jedyna pamiątka po tym wielkim rodzie. Kolejna to Kaplica Zachertów. Powstała w 1885 roku zaprojektowana przez Henryka Żydoka. Wybudowano ją w stylu neoklasycystycznym, murowana z piaskowca. Nad jej wejściem widnieje herb rodziny. Stoi na supraskim cmentarzu. Wspomniany na początku dworek stoi nieco na uboczu miasteczka. Żeby do niego dojść trzeba wybrać się uliczką na tyłach Monasteru, prowadzącą równolegle do bulwarów. To właśnie ten budyneczek przez lata stanowił za siedzibę Parku Krajobrazowego. Co zrobią z nim spadkobiercy? Tego jeszcze nie wiadomo.

Wilhelm Fryderyk Zachert zmarł bezpotomnie, a jego majątek odziedziczyła żona Józefina Zachert. Kobieta zmarła bezdzietnie w 1924 roku, a zgodnie z jej wolą supraskie dobra dostał Konstanty Ernest Zachert, stryj Jana Zacherta. Licząca 1,5 tys. ha nieruchomość ziemska Supraśl należąca do Konstantego Zacherta przeszła na własność państwa z mocy dekretu z 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. W 1991 r. wspomniany Jan Zachert i Andrzej Grzędziński, spadkobiercy Konstantego, rozpoczęli batalię o zwrot 32 ha miejskich gruntów w Supraślu, przejętych wraz z zespołem pałacowo-parkowym i zabudowaniami dawnej fabryki włókienniczej na podstawie tego dekretu. Ostatni wniosek złożyli 16 maja 2011 r. Jan Zachert zmarł w 2015 roku. Warto podkreślić, że był on honorowym obywatelem Supraśla i miasteczko odwiedzał bardzo często. Całe swoje życie starał się być kimś w rodzaju patrona Supraśla.

Ten dworek, który wreszcie trafił do spadkobierców Zacherta, to tylko jedna z niewielu nieruchomości. Wielokrotnie w debacie publicznej podnoszono, że przez spór o hektary zablokowany jest rozwój Supraśla. Nikt jednak do Zachertów o to pretensji nie miał. W końcu walczyli o swoją własność. My jednak uważamy, że ten “brak rozwoju” to najlepsze co się mogło Supraślowi trafić. Zrządzenie losu spowodowało, że deweloperzy nie mogą tam wepchać bloków, a urzędnicy skazić terenów “betonem za dotacjami”.

Featured Video Play Icon

Tak wyglądał Białystok w 1995 roku. Ktoś nagrał film z przejazdu przez miasto!

Dziś oglądając ten film doskonale sobie przypominamy jakie aspiracje mieli ci wszyscy, którzy w latach 90. bardzo chcieli oderwać się od rosyjskich wpływów, by na stałe związać się z tak zwanym “zachodem”. Mimo, że po wielu latach dostrzegamy pewne wady europejskiej wspólnoty, to jedno jest niezaprzeczalne. Nikt nie chciałby powrotu do tego co było w 1995 roku. Realia były z dzisiejszej perspektywy nieco przygnębiające.

Pierwsza scena to przejazd ulicą Skłodowskiej-Curie. Przed samochodem nagrywającego jedzie autobus linii 10. Tak się składa, że to jeden z niewielu “luksusowych”. Nie jesteśmy pewni skąd się w naszym mieście wziął, ale to był mercedes. Taki sam, jaki wcześniej służył do dowożenia ludzi do samolotu na lotnisku. W naszym mieście w 1995 roku zyskał “drugie życie”. Dziś w 2022 roku, gdyby ktoś zaproponował kupno używanych autobusów, to zostałby wyśmiany. Jest odpowiedni program unijny, są dotacje, kupuje się nowoczesne autobusy i przebudowuje drogi. Na tej samej ulicy mijane są takie samochody jak maluchy, fiaty cinquecento, polonezy.

Przez moment migają czerwone budki z zapiekankami i hamburgerami przy Centralu, który akurat do dziś się nie zmienił. Tyle, że już jego otoczenie owszem. Konstrukcje zniknęły. Teraz w tym miejscu biegnie nowoczesna droga rowerowa, jest też stacja BiKeRa. Nieco symboliczne. W miejscu niezdrowych fast-foodów, mamy zdrowy sport. Kolejna rzecz, która rzuca się w oczy, o której pewnie wiele osób już zapomniało to donice na Suraskiej. Tak jak dziś, ze względu na okrężne skrzyżowanie, tak wtedy z Suraskiej można było wyjechać tylko w prawo. Dziś organizacja ruchu się nieco zmieniła. Donic już nie ma, dalej można tylko w prawo, ale ruch na samej Suraskiej odbywa się w dwie strony. Więc potrzebny jest też wjazd, a nie tylko wyjazd. Przypomnijmy, że przed 2010 rokiem ulica ta była przejezdna na całej długości.

Kolejny obiekt po drodze to budynek Uniwersytetu w Białymstoku, który do dziś wygląda identycznie jak dawniej. Chociaż został zbudowany w PRL, to jest zabytkiem. Kolejna rzecz, która wpada w oko to kwiecisty plac zamiast biurowca, w którym od lat znajduje się Gazeta Współczesna i Kurier Poranny. Obok mamy zielony skwerek przy cerkwi. Dzisiaj zieleni tam tyle co kot napłakał. Gdy samochód przejechał jeszcze trochę metrów, to autora filmu uwaga została całkowicie skupiona na sklepie “Sex Shop”. Aż zrobił zbliżenie kamerą na ten obiekt. Przypomnijmy, że miejsce to wywoływało zgorszenie niektórych środowisk. Ogólnie sex-shopy w Polsce to była nowość, a tym bardziej w Białymstoku. Szczególny kontrast budził szyld wtedy, gdy przechodziła procesja Bożego Ciała. Jesteśmy pewni, że w jakichś archiwach białostockich fotografów jest scena, która uwiecznia dostojnie ubranych ludzi, przechodzących ulicą od kościoła do kościoła, którzy w tle mają wspomniany czerwony szyld. Całe szczęście, że witryny były całkowicie zaklejone.

Następnie kierowca z nagrywającym przejeżdżają ulicą Lipową. Tutaj widać pewną zmianę. Otóż mamy na datowniku 24 lipca 1995 rok. Po ubraniach ludzi widać, że żadnych upałów nie ma. Większość chodzi w krótkim rękawie, ale rowerzystka jadąca przed nagrywającym ma dżinsową kurtkę. W tle przewijają się jeszcze wymyślne szyldy i kolorowe markizy nad wejściami do sklepów. Coś, co dziś całkowicie zaniknęło.

Na koniec filmu autor dojeżdża do ul. Hetmańskiej, gdzie na jednym z budynków dumnie stoi napis FSO. Wspomnienie po dawnej motoryzacji, która nigdy skrzydeł nie rozwinęła i upadła tak samo jak wiele innych pomysłów PRL-u.

Nowa atrakcja turystyczna do rozbiórki przed otwarciem?

Zamiast wielkiej wieży, może być wielki klops. Nowa atrakcja turystyczna w Uhowie stoi gotowa, ale z informacji przesłanych przez naszego Czytelnika wynika, że nie przeszła odbioru technicznego i to z bardzo poważnego powodu. Tymczasem burmistrz Łap Krzysztof Gołaszewski przekonuje, że żadnych odbiorów nie było, a ta informacja jest kłamstwem.

Z informacji naszego Czytelnika wynika, że wieża widokowa została wybudowana zbyt blisko konstrukcji sieci energetycznej. Zgodnie z prawem odległość pozioma od konstrukcji powinna wynosić od 3 do prawie 6,5 metra. Jest to zależne od napięcia danej linii. Na poniższym zdjęciu widać, że sieć energetyczna jest rzeczywiście obok. Czy za blisko? Jeżeli do czegoś takiego by doszło to dlatego, że konstrukcja została zaplanowana wyłącznie “na papierze” bez oglądania terenu. Nie będziemy spekulować czy tak było w tym wypadku.

Jedno jest pewne, na przestawienie linii nie ma szans. Proces budowy takiej konstrukcji jest bardzo skomplikowany już na etapie wszelkich pozwoleń i decyzji. Czy rozbiórka i ponowne wybudowanie wieży wchodzi w grę? I tu wracamy do punktu wyjścia. Burmistrz Gołaszewski utrzymuje, że prace nadal trwają, a odbioru jeszcze nie było. Przypomnijmy, że konstrukcja czeka gotowa od końca maja. Wówczas pisaliśmy, że zostało tylko zagospodarować teren. Mija miesiąc i nadal nie znamy daty końca realizacji.

Czy Białystok pójdzie po rozum do głowy czyli drogą Wiednia?

Betonoza w Podlaskiem ma się całkiem dobrze. Tylko ostatnio pisaliśmy o tym jak wybetonowano plac w Łapach, ale to nie jest jedyny przykład z ostatnich czasów. Taki sam los spotkał główne skrzyżowanie w Choroszczy przy kościele, gdzie park zastąpiono betonowym placem. Pozbyto się również zieleni przy Komendzie Wojewódzkiej Policji przy i tak kompletnie zabetonowanej ulicy Sienkiewicza w Białymstoku. Wszystkich przykładów tego typu inwestycji z ostatnich lat można mnożyć na pęczki.

Druga strona medalu

Są dwie strony medalu, jedna jest taka, że Białystok i ogólnie cały region po II wojnie światowej był kompletnie zdewastowany zarówno przez Niemców jak i Rosjan. W latach powojennych nastąpiły czasy PRL-u, a w raz z nimi odbudowa kraju w stylu sowieckim. Wszystko co przetrwało, a stanowiło element dziedzictwa kraju zostało przez komunistów gęsto “zasłonięte” drzewami. Do tego dobudowano resztę. My i tak mieliśmy szczęście, że u nas projektował Bukowski. Jest wiele miejsc w kraju, gdzie pośrodku dawnej architektury stoją bloki z betonowych płyt. I tak spacerując przez Pałac Branickich w Białymstoku, a dawniej także w okolicach białostockiego ratusza oraz wielu innych miejsc, obserwowaliśmy tą wyjątkową architekturę nieco zasłonięta.

Dlatego we współczesnych latach nastąpiło odwracanie tego trendu i zaczęto wszystko odsłaniać. Wycinano masowo dojrzałe, ogromne drzewa, a zamiast tego zaserwowano nam elegancką kostkę brukową. Beton sprawił, że w otoczeniu stało się niezwykle schludnie. Ponadto można było poczuć się tak jak na zachodzie, gdzie tego typu rozwiązania dominują we wszystkich większych miastach. I tak oto symbolicznie odcięliśmy się od sowieckich wynalazków.

Kolejną rzeczą, którą mieliśmy w PRL-u było dokładnie to, co przywracamy dzisiaj. Czyli opakowania nadające się do recyklingu. Dawniej nie dało się kupić wędliny czy sera zapaczkowanych, a wszystko było zawijane w papier. Wszelkiej maści napoje występowały natomiast wyłącznie w szkle. Pewną ciekawostką była oranżada w woreczku foliowym. To wszystko zamieniliśmy na plastik. My jeszcze jakoś się jednak hamujemy. W takiej Japonii, w folie paczkowane są nawet owoce czy warzywa pojedynczo! Tak czy siak jako świat zaczęliśmy produkować na potęgę, zaczęliśmy zużywać na potęgę, zaś razem z wytworzonymi przedmiotami produkowane było ciepło. I tak cały świat podgrzał atmosferę. Opakowania plastikowe natomiast pływają w coraz większych ilościach w oceanach. Ostatecznie spożywamy razem z wodą mikrocząsteczki plastiku. Rocznie jest wielkość karty do bankomatu.

Dlatego dziś jesteśmy w sytuacji, gdy możemy siedzieć na podgrzanym do czerwoności Rynku Kościuszki, by w kompletnym skwarze popijać kawę z plastikowego kubczeka i zajadać się lodami z plastikowymi łyżeczkami (dawniej były do tego drewniane patyczki). Świat opakowań to tylko jedno. Żeby chłodzić te zabetonowane place, w ostatnich latach władze używały kurtyn wodnych i wylewały wodę pitną (bo innej nie mamy) żeby wszystko chłodzić. Opanowało nas kompletne marnotrawstwo.

Wycieczka do Wiednia

Jeżeli ktoś był w Wiedniu, to doskonale zdaje sobie sprawę, że jest on dokładnie tak samo zabetonowany jak Białystok i mierzy się z tymi samymi problemami co my. Tam jednak postanowiono przeciwdziałać. Dokładnie rzecz biorąc, w 2018 roku rozpoczęto pierwsze inwestycje polegające na przebudowie zabetonowanych miejsc w taki sposób, by dawały cień. Sadzono drzewa, tworzono zielone miejsca, zamykano ulice zmieniając je w skwery z alejkami dla pieszych i rowerzystów. Ogólnie rzecz biorąc zadziałano radykalnie. Toteż efekt końcowy również taki był. Obniżono temperaturę w mieście o 6 stopni!

Należy sobie zadać pytanie. Czy powinniśmy iść drogą Wiednia czy trwać w betonozie? Zadajcie sobie to pytanie, gdy będziecie przebywać w słoneczny dzień na jednym z takich placów, co zafundowała nas władza, za nasze pieniądze. Możemy też liczyć na to, że samo z siebie temperatury wrócą do normy. Bardziej prawdopodobne jest to, że przy obecnym podejściu zamienimy się w step.

Featured Video Play Icon

Chcecie zwiedzać Podlaskie, ale nie wiecie co dokładnie? Ten film Wam pomoże.

Podlaskie jest piękne i różnorodne. Na jego pełne zwiedzanie potrzeba by było tygodnia. Nie każdy jednak ma tyle czasu i nie każdy chce aż tak dokładnie przeczesywać region. Dlatego wiele osób skupia się tylko na najważniejszych atrakcjach. Z naszej perspektywy – wszystkie są tak samo ważne, dlatego warto przekazać pałeczkę komuś z zewnątrz. Wtedy wszystko nabiera innej perspektywy.

Tak też jest w powyższym filmie. Autorzy zaproponowali zwiedzanie Mielnika nad piękną rzeką Bug, a także pobliskiej Koterki. Do tego mamy Skit w Odrynkach, kładkę w Śliwnie, a także tatarskie Kruszyniany. Jeżeli chodzi o przygraniczną Koterkę oraz Kruszyniany, to te miejsca póki co nie są dostępne. Ze względu na kryzys na granicy były nieczynne do czasu budowy specjalnej zapory. Inwestycja jest już prawie ukończona, więc ruch przy granicy może wrócić 1 lipca. Dlatego od tego dnia bez przeszkód zajedziecie do podlaskich Tatarów. Inaczej będzie prawdopodobnie z Koterką. Świątynia stoi przy samej granicy, a od 1 lipca będzie obowiązywać zakaz zbliżania się do niej na 200 metrów. Zatem cerkiew podziwiać będzie można prawdopodobnie jedynie z oddali.

Jeżeli chodzi o Śliwno, to przypominamy że druga część kładki, należy do Gminy Sokoły, której wójt nic sobie od lat nie robi z remontu. Dlatego to co stoi w Waniewie to już nie kładka, ale jej ruiny. Dlatego korzystać można tylko z inwestycji od strony Śliwna. Tak jak przeprawa przez zerwany most w Kruszewie już nie funkcjonuje, tak przez wójta Sokołów nie można też się dostać na drugą stronę Narwi w Waniewie. Jedyna opcja to miejscowość Baciuty. Tam jest most samochodowy.

Żadnych problemów nie ma ze zwiedzaniem Mielnika i Odrynek. Te pierwsze miasteczko oferuje wieże widokowe, ruiny i kopalnię kredy. Ta druga to wieś z prawosławną pustelnią, która znajduje się na wyspie pośród bagien. Niezależnie od okoliczności, zachęcamy do objechania wszystkich propozycji z filmu.

Featured Video Play Icon

Podlaskie cały czas zachwyca. Ten film o tym przypomina.

Ostatnie lata sprawiły, że turystyka w Podlaskiem trochę przygasła, ale na szczęście całkowicie nie wymarła. Teraz sytuacja nieco się uspakaja, aczkolwiek ludzie niechętnie wydają pieniądze na wyjazdy, gdy nastąpił diametralny wzrost za wszystkie rachunki i kredyty. Mimo wszystko wybór naszego regionu na przyjazd nie będzie tak kosztowny jak wycieczka w góry czy nad morze. Podlaskie oferuje mnóstwo innych, lepszych doznań.

Możemy sobie o tym przypomnieć z powyższego filmu. Zobaczymy na nim tatarski meczet w Bohonikach, cerkwie w Puchłach, Narwi i Trześciance. Do tego między innymi podziwiać możemy też Hajnówkę czy Białystok. Najlepsze w tych wszystkich miejscach jest to, że można je zwiedzać nie tylko samochodem, ale także rowerem. W regionie mamy mnóstwo dróg rowerowych oraz takich wiejskich, lokalnych, gdzie jazda obok kierowców nie powoduje zagrożenia życia i zdrowia – jak na drogach wojewódzkich, nie mówiąc już o krajowych.

Przy okazji odkrywając nasz region, przypomnieć sobie można o wielokulturowości. A to nie jest takie zupełnie puste hasło. Rzeczpospolita Obojga Narodów miała powierzchnię miliona kilometrów kwadratowych. Sięgała swoimi granicami aż po Smoleńsk, Rygę i Kijów. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie koegzystowanie wielu kultur razem ze sobą. Dziś Podlaskie jest zaledwie wspomnieniem po tamtych czasach. I podczas jego zwiedzania warto o tej historii pamiętać.

fot. UM Białystok

Na długi weekend wraca ogórek! Będzie można zwiedzać nim Białystok.

Kultowy “ogórek” powraca na białostockie ulice. Pierwsza przejażdżka odbędzie się już 18 czerwca i będzie cyklicznie odbywać się w kolejne wakacyjne niedziele. Dla młodszych osób może być również atrakcją przejażdżka “nowszą” wersją jelcza. Starsi zaś mogą sobie zafundować powrót do lat 90. Ten pojazd pojawi się 3 lipca.

Trasa ogórka prowadzić będzie przez Bojary, ulicę Świętojańską, nowy kampus Uniwersytetu w Białymstoku i okolice Stadionu Miejskiego, teren dawnego getta żydowskiego i ulicę Lipową. Autobus startuje tam gdzie zawsze czyli na parkingu obok Pałacu Branickich od strony Kilińskiego. W tym roku na każdy kurs obowiązują bilety w cenie 5 zł od osoby, które można kupić online przez stronę organizatora – Regionalny Oddział PTTK w Białymstoku. Dodatkowo 20 sierpnia o godz. 16.00 odbędzie się przejazd tematyczny – śladami 42. Pułku Piechoty oraz 10. Pułku Ułanów Litewskich – białostockich patronów roku 2022.

fot. UM Białystok

Na turystów i mieszkańców, miłośników retro motoryzacji i historii Białegostoku, czeka też nowszy Jelcz – zabytkowy autobus miejski „kwadrat”. Będzie zabierał pasażerów na pokład w każdą niedzielę od 3 lipca do 28 sierpnia. Na dwóch trasach, od godziny 12.00 i 13.00, uczestnicy wycieczek będą mogli poznać z przewodnikiem dwa różne oblicza miasta: „Wielokulturowy Białystok” i „Śladem białostockich murali”. Organizatorem tych przejazdów jest Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej w Białymstoku. Będą one bezpłatne. Żeby wziąć udział w wycieczce nie trzeba nigdzie się rejestrować, wystarczy przyjść o wybranej godzinie na przystanek przy Pałacu Branickich (Plac Jana Pawła II). Liczba miejsc w autobusie jest ograniczona, warto więc być trochę wcześniej.

Featured Video Play Icon

Pociągi do Walił wrócą z opóźnieniem

Letnia atrakcja, jaką są pociągi do Walił, wrócą w tym sezonie z opóźnieniem. Wszystko z powodu prowadzonych prac remontowych na dworcach w Białymstoku oraz na torach pomiędzy tą stacją i stacją Białystok Fabryczny. Pierwsi turyści mogą planować podróż od 1 lipca. Warto jednak dodać, że dzień wcześniej kończy się quasi-stan wyjątkowy na granicy, przez który nie można wjeżdżać do prawie dwustu miejscowości w Podlaskiem i Lubelskiem. Waliły natomiast znajdują się blisko granicy, więc ktoś kto będzie chciał pojechać pociągiem z rowerem – miałby ograniczone możliwości.

A tak zarówno można planować fantastyczne piesze wycieczki jak i rowerowe. Niedaleko są takie miejscowości jak Gródek, Michałowo. Do tego piękne tereny spacerowo-rowerowe znajdują się w kierunku miejscowości Waliły-Dwór. Tamtejszą drogą można dojść do wspaniałej atrakcji w środku Puszczy Knyszyńskiej – czyli na Sianożątka. To wielkie i urocze bagno z długą kładką. Do tego obok znajduje się zbiornik Wyżary, wiata do grillowania oraz kolejna kładka przez kolejne bagna. Wszystko to dostępne jest nawet dla tych, którzy ze stacji kolejowej udadzą się piechotą.

Kolejny kierunek, który obecnie nie jest możliwy do obrania, a będzie 1 lipca to tatarskie Kruszyniany. Znajduje się tam zabytkowy meczet, a także mizar (cmentarz). Do tego można posmakować lokalnej kuchni tatarskiej. Są także piękne widoki na Dolinę Świsłoczy. Warto też dodać, że dużo oferują Gródek i Michałowo. To pierwsze miasteczko ma piękną cerkiew, a także wiele terenów spacerowych po Puszczy. Michałowo zaś ma zalew oraz także wiele terenów spacerowych. Ciekawym miejscem są również Zubki, gdzie znajduje się stara, opuszczona stacja kolejowa.

Tak jak w poprzednich latach, pociągi będą kursować w weekendy aż do końca września. W piątki pociąg z Białegostoku odjedzie o godz. 15:30, a z Walił będzie wracać o 16:34. W soboty i niedziele będą kursować dwie pary pociągów. Z Białegostoku pociągi będą odjedzie o godz. 9:00 i 15:30. Natomiast powrót z Walił zaplanowany jest na godz. 10:25 i 16:34. Dodajmy też, że przy okazji okolicznościowych imprez, na tej trasie będą też dodatkowe połączenia. Każdy, kto zechce dotrzeć koleją na „Siabrowską Biasiedę” w Gródku, „Dożynki w Waliłach” i „Święto Grzyba” w Sokolu Białostockim będzie miał taką możliwość.

Featured Video Play Icon

Andrzej, Gienek, Kononowicz i Janusz Alfa. Oto obraz Podlasia w internecie.

Kiedy myślimy o Sandomierzu, to pierwsze skojarzenie rodzi się natychmiast. Jest nim Ojciec Mateusz. Szczecin w głowach Polaków kojarzy się z Paprykarzem, Gdańsk z wolnością, Poznań z koziołkami, a Białystok? Ostatnie, znane nam badanie na ten temat pochodzi z 2020 roku. Wykonało je Omnibus-Online. Zapytano wówczas internautów o skojarzenia ze stolicą województwa Podlaskiego. Jakie były wyniki?

Zaskakujące. Większość nie ma skojarzeń i jest to zarazem plus jak i minus. Po 10 procent ankietowanych kojarzy Białystok z zimnem i Jagiellonią. Osiem procent natomiast wskazuje Krzysztofa Kononowicza, dawnego kandydata na prezydenta miasta, który obecnie ze swoim współlokatorem emituje cyklicznie tak zwane “patostreamy”. Problem w tym, że XXI wiek to kultura obrazka. Nawet nasze teksty nie są zbyt rozbudowane, bo doskonale wiemy, że i tak dłuższe nie byłyby czytane. Ludzie masowo konsumują wideo. Nie bez powodu najpopularniejszą aplikacją jest obecnie Tik-Tok. Na nasze nieszczęście, każdy kto szuka filmów dotyczących Białegostoku, w przytłaczającej większości znajdzie właśnie nagrania z udziałem Kononowicza.

Jeżeli chodzi o skojarzenia, to chyba nadal lepiej jest z Podlasiem. Tu ostatnie badania jakie znamy pochodzą z 2010 roku. Wówczas 23 proc. wskazało, że nasz region kojarzy się z lasami i puszczami. Kolejne siedem z przyrodą i dziką naturą. Kolejne wyniki także dotyczą jakiś konkretnych miejsc powiązanych z przyrodą na przykład jeziora, parki narodowe, rzeki czy rezerwaty. Ogólnie rzecz biorąc prawie 70 proc. kojarzy nas z tematami około przyrodniczymi.

Niestety, Podlasie problem ma podobny co Białystok. Obecnie antyreklamę Podlasia robi regionowi popularny program “Rolnicy. Podlasie” w Fokus TV. Poziom audycji jest podobny co w polsatowskich “Chłopakach do wzięcia”, gdzie ogólnie rozrywka polega na pokazywaniu perypetii uczestników mieszkających na polskiej wsi. Jeżeli chodzi o “Rolnicy. Podlasie”, to najpopularniejszymi uczestnikami są Gienek i Andrzej z Plutycz, którzy niewiele różnią się od Krzysztofa Kononowicza. YouTube pod hasłem “Podlasie” jest dosłownie zalany filmami o tych dwóch uczestnikach.

Przypomnijmy też, że jeszcze kilka miesięcy temu przez internet przelała się fala memów z “Januszem Alfa”. Tu ówczesny wicemarszałek województwa podlaskiego, Stanisław Derehajło chętnie dał sobie robić śmieszne zdjęcia, które w połączeniu z jego nadmiarową tuszą dały efekt taki, że ludzie okrzyknęli go właśnie “Januszem Alfa”. W tym przypadku polityk wzbudził masowe skojarzenia jako “przedsiębiorca, wyzyskiwacz”. Mimo, że zupełnie nieprawdziwe – w taki sposób powiązały go z Podlasiem. Nie inaczej jest Kononowiczem, Andrzejem i Gienkiem. Ludzie mają z nimi jakieś skojarzenia, a to wszystko na koniec łączone jest z naszym regionem.

Nie można oczywiście nikomu zabronić pokazywać Podlasia w taki sposób, ale należy aktywnie przeciwdziałać antywartościom, pokazując Podlasie wszędzie gdzie się da, w sposób masowy tak, by nie był antyreklamą. W internecie już staliśmy się memem i trochę pośmiewiskiem. Jeżeli nic nie zrobimy, to tak już pozostanie. Czy tego właśnie chcemy?

Karol Okrasa w Tykocinie. Inspiruje gospodynie, a one inspirują się nim.

Karol Okrasa w Tykocinie. Inspiruje gospodynie, a one inspirują się nim.

Karol Okrasa przybył do Tykocina. Kucharz prowadził tam warsztaty kulinarne, na których królowały podlaskie klimaty. Celebryta pichcił z produktów lokalnych. Czy odkrył nowe smaki?

– Dobry smak jest zawsze oparty na produktach, które tutaj przesiąknięte są powietrzem, słońcem, klimatem i naturalnością Podlaskiego. Zachęcam wszystkich, aby tu przyjechali, bo niezależnie, czy są zapowiedziani, czy nie, będą przyjęci zgodnie z zasadą „Gość w dom, Bóg w dom” – mówił mistrz kuchni. – Dziś ja was postaram się ugościć. Pokażę, jak tę regionalność fajnie rozwinąć. Choć tak naprawdę, nic nowego nie wymyślamy, staramy się nawiązywać do tego, co robiły nasze babcie i prababcie. Na szczęście, dzięki producentom, którzy są „zakręceni” na punkcie tej lokalności, mamy wspaniałe produkty i możemy z nich tworzyć autentyczne podlaskie dania. – tłumaczył uczestnikom Okrasa.

Janina Toczydłowska z Koła Gospodyń Gniła ogląda programy Karola Okrasy w telewizji. Podziwia go za tempo i szybkość gotowania. Imponuje jej także prostota dań. Natomiast gospodynie z Koła Gospodyń Wiejskich w Sochoniach, Irena Fiedziukiewicz i Wioleta Sangar uważają, że kucharz jest dobrym źródłem inspiracji – Karol Okrasa inspiruje się naszą kuchnią regionalną, a my z kolei przejmujemy jego autorskie spojrzenie na nasze potrawy. Inspirujemy się nawzajem – mówiły.

To nie pierwszy raz, gdy Karol Okrasa przyjeżdża na warsztaty kulinarne na Podlasie. Jest tu częstym i mile widzianym gościem. Zawsze uczestnikom pokazuje nowe spojrzenie na dania, które tworzą i dopieszczają od lat. Tykocin natomiast jest miastem, które zaczyna po latach o sobie znów przypominać. To prawdziwa perełka na mapie Podlasia, którą warto odwiedzić. Niezależnie czy przyjeżdża tam ktoś znany czy nie.

Jest dokładna data realizacji pierwszego, podlaskiego odcinka ekspresowej 19

W drugiej połowie obecnego roku mają rozpocząć się prace przy budowie ekspresowej 19 od Kuźnicy do Sokółki. To będzie pierwszy z podlaskich odcinków, w którym udało się dopiąć formalności na tyle, by można było wyznaczyć konkretny termin realizacji. W przypadku innego odcinka – Białystok Zachód (węzeł w gminie Choroszcz, obok wsi Jeroniki) – Księżyno. Unieważniona została decyzja środowiskowa przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, przez co na zielone światło jeszcze poczekamy.

Są też znane pierwsze plany budowy odcinka Krynice – Białystok Zachód. Tam mieszkańcy nieco protestowali, bo droga miała znacząco utrudnić im dojazd do działek. Na szczęście udało się porozumieć. Pod drogą ekspresową wykonawca zaprojektuje dodatkowe przeprawę.

Podlaski odcinek krajowej 19, gdy zamieni się w ekspresową będzie nieco wydłużony niż obecnie. Przebiegać będzie z przejścia granicznego w Kuźnicy przez Sokółkę, następnie (prawdopodobnie) obecną drogą przez Czarną Białostocką aż do Katrynki. Dalej powstanie węzeł łączący z krajową ósemką. Następnie droga przebiegnie przez gminę Dobrzyniewo trasą Krynice – Dobrzyniewo – Białystok Zachód.

We wspomnianych Jeronikach poprowadzi aż do Księżyna. Tam następnie wybudowana zostanie droga prowadząca do węzła Białystok Południe. Trasa prowadzić będzie równolegle do tak zwanej “angielki” z Białegostoku do Wojszek, która to od nie dawna po kilkudziesięciu latach dostała nawierzchnię na pełnej szerokości. Ostatni odcinek ekspresówki to Białystok Południe – Ploski. Kolejne etapy to Ploski – Haćki – Bielsk Podlaski – Siemiatycze. Nowoczesną drogą pojedziemy w 2025 roku.

Pociągi Białystok – Kowno wracają. Przywrócą to tak, że kompletnie nie opłaca się jechać!

Zawsze nas bawi pewien mechanizm. Jest pewna “dobra wiadomość”, którą media natychmiast “chwytają” i pieją z zachwytu. Nastrój się udziela czytającym i wszyscy są zadowoleni. A szczególnie ten, kto daną “dobrą wiadomość” wprowadził w życie. W praktyce jednak, gdy człowiek posprawdza i poanalizuje okazuje się, że nie tylko wiadomość nie jest dobra, nawet nie jest średnia. Jest po prostu fatalna. Tak możemy również napisać o powracającym po pandemii połączeniu kolejowym Białystok – Kowno. Jeżeli to ma się utrzymać w takiej formie, to jest to wielka kompromitacja.

Od lipca znów będzie można podróżować pociągami z Białegostoku do litewskiego Kowna. Przypomnijmy, że połączenie to zostało całkowicie zawieszone na ponad 2 lata ze względu na pandemię. Chociaż w Polsce nie obyło się bez wielu awantur o bezsensowne ograniczenia, to Litwa podchodziła do tych spraw jeszcze bardziej rygorystycznie. W efekcie utrzymywanie takiego połączenia nie miało głębszego uzasadnienia – szczególnie ekonomicznego. Teraz, gdy wszystko wraca do normy – wraca również połączenie kolejowe. Warto zaznaczyć, że będą one odbywać się tak jak poprzednio tylko w weekendy. I niestety, ale póki co tylko latem.

Komfort pasażera? A po co to komu.

To jednak jeszcze byłoby do przełknięcia. Połączenia kolejowe, by istnieć nie tylko w weekendy muszą być oparte na stabilnym rozkładzie jazdy. I mamy tu na myśli stabilność wieloletnią, a nie kilkumiesięczną. Tymczasem w Polsce rozkłady jazdy na kolei zmienia się dwa razy do roku. Pod koniec roku i na wakacje. Generalnie o absurdach kolei można byłoby napisać doktorat, ale skupimy się tylko na jednym wątku. Rozkład jazdy Białystok – Kowno i z powrotem. Normalnie powinno być tak, że jedziemy rano, po 4 godzinach dojeżdżamy i na wieczór mamy pociąg powrotny. Ale nieee, to przerasta tęgie głowy zarządzające koleją.

Rynek Kolejowy podaje, że wyjazd do Kowna będzie odbywać się tak: Szynobus będzie ruszać w piątek i w sobotę o 14.58 z Białegostoku. W Suwałkach wysiadamy, czekamy pół godziny i przesiadamy się na kolejny pociąg jadący do Kowna. Na miejscu jesteśmy o 21:21 (na Litwie jest inna strefa czasowa, wskazówki przesuwamy o godzinę do przodu). Powrót wygląda tak, że o 9:10 w sobotę i niedzielę możemy wrócić z Kowna do Suwałk, a dalej do Białegostoku. Nie wiemy jak w tym roku, ale przed pandemią bilet kosztował 50 zł.

Nie możemy powiedzieć, że nie ma w tej organizacji zupełnie sensu. Jakiś ogólnie jest. Ale trzeba pamiętać, że kolej nie działa w oderwaniu od reszty. Jest ona częścią transportu publicznego. I tak wybieramy przykładowo FlixBus, zaznaczamy że chcemy jechać w lipcowy piątek z Białegostoku do Kowna i mamy możliwość o 6.25 za 38 zł. Można? Można. Różnica jest taka, że w publicznej kolei można przejadać pieniądze, bo są to pieniądze obywateli, którzy już się przyzwyczaili do fatalnej jakości usług publicznych. Natomiast w prywatnej firmie wyrzuca się “na zbity pysk” każdego, kto nie zna takich podstaw, żeby być konkurencyjnym. Kolej pod tym względem nie jest wyjątkiem. Wystarczy przejechać się do Hajnówki, by zobaczyć jak prywatny przewoźnik autobusowy konkuruje z publicznym o pasażerów. Kto jest prawie zawsze pełny, a kto często wozi powietrze? Domyślcie się sami.

Szerokie tory ZSRR

Z technicznych aspektów sprawy kolejowej, to powinniście wiedzieć, że Litwa jest niepodległym krajem, który dawniej był w granicach ZSRR. A tam, od czasów carskiej Rosji budowano szersze tory kolejowe niż w Polsce. Dlatego każdy pociąg, który wyjeżdża za wschodnią granicę musi mieć specjalny system zmieniający rozstaw kół. W innym przypadku potrzebna by była zmiana lokomotywy. Kolejną kwestią jest elektryka. Polski odcinek wiedzie z Białegostoku przez Sokółkę, Augustów, Suwałki na granicę Trakiszkach. Pomiędzy Sokółką a Augustowem nie ma trakcji elektrycznej, przez co mogą się tam poruszać jedynie pociągi spalinowe.

A piszemy o tym wszystkim w kontekście tej przesiadki w Suwałkach. Mimo, że polski szynobus nadaje się do jazdy po szerokich torach, bo ma specjalny system, to jednak z jakiegoś powodu zdecydowano się, by przesiadać się do innego taboru. Dlaczego? Zapewne taniej było wypuścić pociąg Suwałki – Kowno elektryczny niż by dojeżdżał tam z Białegostoku szynobus spalinowy. Może to być jednak też wstęp do połączenia kolejowego z Wilnem.

Jazda po całej trasie lokomotywy spalinowej to gigantyczne koszty i nikt na to by się nie zgodził. Jazda elektrycznym zespołem trakcyjnym natomiast powoduje, że dojedziemy tylko do Sokółki. Tam musi nastąpić zmiana lokomotywy na spalinową. Potem mamy granicę i zmianę szerokości torów, więc w Suwałkach znów by trzeba było zmieniać lokomotywę na elektryczną, z mechanizmem zmiany rozstawy kół. Każda zmiana lokomotywy to jakieś 20 minut postoju. Pociągi zwyczajowo tyle stoją również w dużych miastach. Czyli taka podróż kosztowałaby godzinę niepotrzebnych postojów. Do tego mamy zmianę czasu na Litwie i robi się dwie godziny. Dlatego w kontekście tych przesiadek w Suwałkach jest to najrozsądniejsze. Ale pod warunkiem dojazdu do Wilna, bo z Kowna do Suwałk jest lekko ponad 100 km. Dla takiej odległości to zbyt duży cyrk.

Featured Video Play Icon

Atrakcje dla dzieci na Podlasiu. Gdzie można zabrać pociechę?

Tak naprawdę dzieciństwo polega na tym, by Dzień Dziecka trwał cały rok i o tym należy pamiętać. A że 1 czerwca to zawsze okazja, by o tym przypominać, to także postanowiliśmy Wam pokazać, gdzie na Podlasiu znajdują się ciekawe atrakcje, na których fantastycznie możecie spędzić czas ze swoimi pociechami.

Plac Zabaw, ZOO, rezerwat

Jedną z pierwszych propozycji jest Plac Zabaw w Parku Konstytucji 3 Maja w Białymstoku. Jeżeli Wasze pociechy są już na tyle duże, że mogą dużo chodzić, to warto je zabrać na wycieczkę do pobliskiego ZOO, a także powędrować leśnymi ścieżkami Lasu Zwierzynieckiego, który jest przepięknym rezerwatem przyrody o każdej porze roku. Warto przypomnieć, że od kilku lat ogród zoologiczny nie przypomina tej nędzy, która była kiedyś. Teraz oprócz spaceru dookoła można wejść także do środka. Największą, ale nie jedyną atrakcją jest niedźwiedź.

Kolejka wąskotorowa w Hajnówce

Kolejną atrakcją, jaką możecie zafundować swoim dzieciom jest przejażdżka kolejką wąskotorową z Hajnówki do miejscowości Topiło. Sam przejazd jest już wyjątkową atrakcją, dzięki której i Wy sami i także Wasze dzieci poznają historię maszyn, które dawniej służyły do transportu drewna w Puszczy Białowieskiej. Teraz kolejki to wyłącznie atrakcja turystyczna.Warto dodać, że w samej miejscowości Topiło jest dużo przestrzeni do spacerów.

Park Kulturowy Milewszczyzna

fot. milewszczyzna.pl

Park Kulturowy Milewszczyzna i tamtejsze średniowieczne grodzisko to kolejna atrakcja, gdzie możecie wybrać się z dziećmi. Można tam nie tylko poznać historię, ale także czegoś praktycznego się nauczyć. A konkretnie jest możliwość wzięcia udziału w warsztatach z tkania, tworzenia bransoletek i zakładek do książek, budowania grodów i lepienia garnków. Ciekawą opcją – jeżeli macie czas – jest możliwość przenocowania w wiatraku.

Park Dinozaurów

Następną atrakcją jest Park Dinozaurów w Nadawkach pod Jurowcami w gminie Wasilków. Zupełnie po sąsiedzku znajduje się także tak zwane Muzeum Wsi, gdzie Wasze pociechy po zabawie w prehistorycznym ogrodzie będą mogły zobaczyć jak się żyło między innymi w XIX wieku. Dlatego możecie zabrać pociechy na wyjątkową wycieczkę od prehistorii prawie że do historii przedwojennej.

Epi-Centrum Nauki

Ostatnią atrakcją, którą chcemy zaproponować jest wycieczka do Epi-Centrum Nauki na Stadionie Miejskim w Białymstoku. Z atrakcji dla dzieci – są tam 2 odrębne strefy. Pierwsza z nich to Strefa Małego Odkrywcy – kolorowa przestrzeń edukacyjna. Miejsce to przeznaczone jest przede wszystkim dla dzieci w wieku od 3 do 10 lat, czyli przedszkolaków i uczniów młodszych klas szkoły podstawowej.

Druga strefa to Wystawa Główna. Czyli uniwersalna przestrzeń poznawcza, w której każdy, bez względu na wiek, znajdzie coś dla siebie: mali i duzi, dzieci i dorośli, uczniowie i nauczyciele. Wystawa Główna obejmuje powierzchnię 2 670 m2, czyli tyle, ile 50 klas szkolnych. Na jej terenie znajduje się niemal 100 stanowisk doświadczalnych. Nie ma tam ustalonych tras zwiedzania, dzięki czemu każdy może samodzielnie decydować, jaką ścieżką i w jakim tempie będzie się poruszał. Znajdziecie tam stanowiska z dziedzin takich jak: optyka, transport, telekomunikacja, medycyna, automatyka, robotyka, mechanika oraz wiele innych.

Zalew w Wasilkowie zmieni się nie do poznania! Są znane dokładne plany.

Obecnie trwają prace remontowe nad zalewem w Wasilkowie. Stary, rozpadający się pomost został zdemontowany, tylko nie było do końca wiadomo co powstanie w zamian. Teraz wszystko stało się jasne. Lista inwestycji jest bardzo długa. Projekt modernizacji zakłada stworzenie nowoczesnego kompleksu z bogatym wachlarzem funkcji i atrakcji.

W ramach przebudowy powstaną: piaszczysta plaża, pływające fontanny, place zabaw dla dzieci w różnym wieku, tężnie solankowe, boiska do siatkówki plażowej, pomosty stałe oraz pływające, – mała gastronomia wraz z sanitariatami, miejsca parkingowe, miejsca do cumowania kajaków. Trzeba przyznać, że wszystko zapowiada się naprawdę imponująco. Szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że do tej pory atrakcjami turystycznymi w okolicy najbardziej przyciągał Supraśl, a w ostatnim roku także Czarna Białostocka. Obecnie do grona z nowymi atrakcjami dołączyła także Choroszcz. Wasilków jednak ze wszystkich wymienionych będzie najbardziej bogaty w te atrakcje.

Ważny jest jeszcze jeden aspekt. Mianowicie pływające fontanny to nie tylko “bajer”, ale także bardzo pożyteczne urządzenie. W ubiegłym roku ulewy po upałach sprawiły, że podusiło mnóstwo ryb w rzece. Nie można było się w niej bardzo długo kąpać, przykry zapach był odczuwalny w całej okolicy, a strażacy napowietrzali wodę. Teraz o odpowiednie napowietrzenie będą dbały właśnie fontanny. Ciekawie prezentuje się także okrągły pomost. Wasilków na inwestycję otrzymał 9 milionów złotych w ramach rządowego Programu Inwestycji Strategicznych.

Nowy mural w mieście. Widnieje na nim Branicki o trzech twarzach.

Białystok zyskał w ostatnim czasie nowy mural. Widnieje na nim hetman Jan Klemens Branicki, czyli człowiek bez którego Białystok prawdopodobnie byłby dziś wsią. Branicki to nie tylko człowiek, któremu my, mieszkańcy zawdzięczamy historyczny skok rozwojowy. To także jeden z ważniejszych polskich magnatów XVIII wieku. Dlatego też nie powinno dziwić, że mural z jego podobizną widnieje w mieście. Konkretnie przy ul. Antoniukowskiej 48.

Inicjatorem powstania tego wielkiego malowidła jest fundacja Pro Anima. Pomysł muralu powstał w związku z przypadająca w ubiegłym roku 250. rocznicą śmierci magnata. – Nie jest to typowy portret jaki znamy, ponieważ Jan Klemens Branicki „ramy rozsadzał” swoją osobowością. Była to postać bardzo złożona i kontrowersyjna, w związku z tym w całej tej dynamicznej kompozycji są trzy twarze. Mural jest próbą pokazania złożoności i scalenia w jeden obraz tych wszystkich informacji, które mamy na jego temat – zaznaczyła Magdalena Pietraszko. – z fundacji Pro Anima.

Mural jest interaktywny: umieszczony na nim kod QR kieruje na stronę internetową, gdzie znajdują się informacje o historii powstania i pracy nad malowidłem. W przyszłości mają być tam też umieszczone gry terenowe oparte o historię XVIII-wiecznego Białegostoku.

fot. Adam Tarasiuk

Wielka wieża widokowa już czeka. Ale ciągle jest zamknięta.

Uhowo to niewielka miejscowość, która leży tuż przy Narwiańskim Parku Narodowym. W ostatnim czasie władze postanowiły wybudować tam wieżę widokową dla turystów, by mogli podziwiać przyrodę z wysokości 10 piętra. Póki co inwestycja łapie opóźnienie. Sama konstrukcja jest już gotowa, ale plac wokół niej nie jest jeszcze zagospodarowany. Firma, która realizuje projekt nie wykonała wszystkiego w zakładanym czasie.

Wydawałoby się, że zagospodarowanie terenu to najprostsza sprawa w tej inwestycji. Tak by było, gdyby nie fakt, że trzeba ułożyć chodnik – kosteczka po kosteczce. Efekt końcowy będzie prezentować się pięknie, ale skoro zdecydowano się zrobić elegancką nawierzchnię, a nie prostą, to teraz trzeba czekać. Zwyczajnie nie da się tego zrobić szybko. Dokładna data końca tej realizacji nie jest znana, ale przypuszczalnie będzie to trwało miesiąc. Dlatego na wakacyjne miesiące lipiec i sierpień można wstępnie wycieczkę do Uhowa planować.

fot. Adam Tarasiuk

Miejscowość ma stację kolejową, która znajduje się na trasie Białystok – Warszawa. Najbliżej z Uhowa jest jednak do Łap. Obie miejscowości są właściwie ze sobą sklejone. Dzieli je jedynie most nad rzeką Narew. Dodajmy, że okolicy miejscowości jest kilka wież widokowych, zatem najnowsza inwestycja, to kolejne miejsce, gdzie będzie można podziwiać z góry Narwiański Park Narodowy.

 

 

fot. Adam Tarasiuk

Nowa droga ułatwi życie turystom. Lada moment drogowcy zakończą prace.

Dobra wiadomość dla wszystkich mieszkańców i turystów odwiedzających Narwiański Park Narodowy. Drogowcy wylewają asfalt na drodze Jeńki – Pszczółczyn. Oznacza to, że każdy, kto odwiedzi narwiańskie rozlewiska i będzie chciał zajechać zarówno do Kurowa, Waniewa, Śliwna i Kruszewa będzie mógł wreszcie zrobić to po porządnej nawierzchni.

Mimo, że to mała lokalna droga, to jest ona bardzo uczęszczana. Ze względu na brak mostu pomiędzy Kruszewem i Kurowem, objazd wszystkich atrakcji Parku jest możliwy tylko trasą Kruszewo – Śliwno – Izbiszcze – Topilec – Baciuty – Bokiny – Jeńki – Waniewo – Kurowo. Obranie innej trasy powoduje, że trzeba mocno nadrabiać drogi. Dlatego też ważne jest, by cała wymieniona trasa była jak najbardziej komfortowa. Brak asfaltu to nieustające kurzenie się pod wpływem przejeżdżania samochodów.

Wylewanie asfaltu pomiędzy Kurowem a Waniewem oznacza, że wkrótce zakończą się wszelkie prace drogowe w tym miejscu. Gdy tak się stanie – kierowcy będą mieli do dyspozycji asfalt na większości trasy prowadzącej dookoła Narwiańskiego Parku Narodowego. Jedynie będzie trzeba wybierać – jazdę dłuższą drogą z Baciut przez Kościuki do Śliwna lub gorszą, ale krótszą przez Topilec. Pozostaje jeszcze brak mostu pomiędzy Kruszewem a Kurowem. Obecnie trasa pomiędzy miejscowościami urywa się ze względu na zerwany most. Nikt nie proponuje jego odbudowy, gdyż dwukrotnie gdy to czyniono, to wybuchała zaraz wojna światowa i był on niszczony. Nie ma co kusić losu.

fot. Adam Tarasiuk

 

fot. Adam Tarasiuk

Betonoza dopadła Łapy. Było zielono, a teraz jest “to coś”.

Łapy w ostatnim czasie stały się ofiarą miejskich urzędników. Zielone miejsce z drzewami zamienili w betonową pustynię. Dla jasności – mimo, że zielono, to schludnie tam nie było. To, co się wydarzyło nazywamy “rewitalizacją urzędniczą”. Plac Solidarności mógłby być miejscem, gdzie odpoczynek byłby latem przyjemny. Niestety – mieszkańcy będą mogli się smażyć, gdy tylko pojawią się upały.

Zacznijmy od “rewitalizacji urzędniczej”. Normalnie, “rewitalizować” – oznacza, że przywraca się tam życie. Tymczasem urzędnicy rozumieją ten termin jako wycinanie drzew i betonowanie wszystkiego co tylko się da. Jakoś tak się złożyło, że od wielu lat w polskim samorządzie nikt nie potrafi zaprojektować schludnego placu z dominacją zieleni i roślinności. A trawa jako nawierzchnia, którą można deptać, to w ogóle w naszym kraju jest pomysłem szatana. Dlatego możemy chodzić tylko po chodnikach. Ale żeby nie wyznaczać nikomu ścieżek, to betonuje się całe place – by każdy mógł chodzić jak tylko chce. Byleby nie po trawie.

Wiadomo, że po deszczu trawa byłaby mokra i nie można byłoby po niej chodzić, a jeszcze trzeba ją koniecznie kosić. To nic, że Polska jest w stanie permanentnej suszy i zatrzymywanie deszczu w ziemi każdym skrawkiem terenu powinno być na wagę złota. U nas jest kanalizacja, która deszczówkę szybko wylewa do wyprostowanej rzeki, a dalej szybciutko do morza. Wymieszać z solą i uczynić bezużyteczną.

Te kuriozalne myślenie cały czas w kolejnych projektach funkcjonuje i mimo, że mamy 2022 rok, poważne zmiany klimatyczne, długoletnią suszę, to dalej betonujemy wszystko co możemy. Powód jest dalej ten sam – dotacje. Coś, co powinno nas podciągnąć w rozwoju – zaczyna nas cofać. Trawa i drzewa niepotrzebne. My nie jesteśmy rezerwatem! Dlatego mieszkańcy Łap mogą się smażyć na nowym placu w upale dni, a urzędnicy będą smażyć się w piekle za swoje głupie pomysły.

Na szczęście, Plac Solidarności w Łapach to nie tylko betonowy plac. Pojawiły się także zadaszone wiaty czy też tężnia solankowa.

fot. Adam Tarasiuk
Featured Video Play Icon

Nie tylko Supraśl. Jego okolice są doskonałe na spacer.

Tym razem chcielibyśmy Was zachęcić do spacerów po bliskich okolicach Supraśla. Mamy na myśli miejscowość Ciasne. To w jej okolicach znajduje się piękny Jezioro Komosa, a także Krasny Staw z Krasną Rzeczką. Wszystko to otoczone Puszczą Knyszyńską. Doskonałe miejsce do długich i spokojnych spacerów przez cały rok. Miejsca te są chronione przed wiatrem, więc nie będzie tego dyskomfortu, który towarzyszy zawsze, gdy idziemy przez tereny otwarte.

Jeżeli wybierzemy się od strony Jeziora Komosa, to powinniśmy przyjechać drogą na Supraśl – samochodem, rowerem bądź autobusem komunikacji miejskiej. Jeżeli chcielibyśmy naszą wędrówkę rozpocząć od Krasnego Stawu z Krasną Rzeczką, to bliżej będzie od strony Grabówki lub Sowlan. Niezależnie na który wariant się zdecydujemy, to warto zaliczyć wszystkie punkty tej wycieczki. Szczególnie, że to jest kilkanaście kilometrów. Warto mieć przy sobie mapę bądź nawigację, bo Puszcza Knyszyńska i jej ścieżki bywają zwodnicze.

Jeżeli komuś mało wrażeń, to może także zwiedzić również górzyste Ogrodniczki, a także przejść lub przejechać się szlakiem turystycznym przez Nowodworce, Wasilków, Las Pietrasze i Rezerwat Antoniuk. Ta druga opcja nadaje się na całodzienny rajd bądź przejażdżkę rowerową, bo odległość wynosi 25 km.

Nowa stacja jest miła dla oka, ale jest pewien problem

Stacja kolejowa w Wasilkowie to bardzo specyficzne miejsce, bo pasażerowie w większości mają do niej daleko. Stacja znajduje się na pograniczu miasta ze wsią Jurowce. Mimo wszystko, ostatnio był tam remont i w jego ramach zbudowano nowoczesny budynek. Dziennie pociągi zatrzymują się tam aż 19 razy. Jeżeli ktoś chciałby szybko się dostać na dworzec główny w Białymstoku, to byłby to dobry pomysł gdyby połączenia były jakoś ze sobą zsynchronizowane. Z tym jest największy problem.

Przykładowo, gdybyśmy chcieli jechać z Wasilkowa do Warszawy, to przerwa pomiędzy pociągiem Wasilków – Białystok, a Białystok – Warszawa byłaby zbyt duża, by miało to sens. Problem mają też działkowcy. W okolicach Nadawek znajdują się ogródki, ale dojście do nich wynosiłoby zaledwie 2 kilometry, ale ze stacji do ul. Nadawki nie ma drogi. Trzeba iść na około i zrobić piechotą dwa razy tyle. W przyszłości mają powstać jeszcze dwa przystanki kolejowe. Pierwszy właśnie w pobliżu ogródków, drugi na osiedlu Lisia Góra. Ale to melodia przyszłości. Poczekamy na to wiele lat.

Jest jeszcze problem trzeci. Żeby lokalna komunikacja kolejowa miała sens, musi być zsynchronizowana rozkładem jazdy z innymi środkami lokomocji. W przypadku Białegostoku mówimy tu oczywiście o autobusach komunikacji miejskiej, ale też rozkłady jazdy powinny być powiązane z autobusami PKS Nova i wspomnianymi pociągami dalekobieżnymi. Obecnie sytuacja wygląda tak, że każdy sobie rzepkę skrobie. Połączenie ze sobą godzinowo różnych przewoźników wymagałoby przede wszystkim współpracy różnych osób. A tu jest ciężko, bo w naszym kraju wszystko jest upolitycznione.

Konkluzja jest taka, że cieszy większy komfort pasażerów z Wasilkowa, ale nie zmienia to faktu że cały system komunikacji nie działa u nas tak jak trzeba. Upiększyliśmy sobie bałagan.

fot. UM Choroszcz

Nowa atrakcja turystyczna. Choroszcz to nie tylko szpital.

Choroszcz kojarzy się w większości ze szpitalem. Co bardziej zainteresowani wiedzą też, że w miasteczku znajduje się również letnia rezydencja Pałacu Branickich wraz z pięknymi terenami do spacerów. Stawiamy jednak dolary przeciwko orzechom, że prawie nikt (oprócz mieszkańców Choroszczy) nie wie co to jest “Kominowe Bajoro”. Teraz także przyjezdni będą mogli się o tym przekonać, gdyż pojawiła się tam nowa atrakcja turystyczna. Można ją podziwiać zarówno w dzień i wieczorem. Mowa o podświetlanym systemie napowietrzającym i dotleniającym wodę, w niewielkim zbiorniku wodnym położonym na obrzeżach miasta. Kiedyś znany tylko wędkarzom, obecnie zagospodarowany dużo lepiej. Oprócz wody jest tam plac zabaw, siłownia, boiska i złoty piasek jak na plaży. Jest też niestrzeżone kąpielisko. Do tego dochodzi nowa atrakcja.

W tym przypadku jednak nie chodzi wyłącznie o “bajer” w postaci instalacji wodnej, która tworzy kolorową fontannę. Jest to bardzo dobra i potrzebna inwestycja w przyrodę. Jak wiemy ostatnie lata w Polsce są coraz bardziej upalne przez zmiany klimatyczne. Nawet jak zdarzają się chłodne dni, dające pożywkę dla tych co dalej w zmiany nie wierzą, to potem pojawiają się dni, gdy występują upały ekstremalne, które obniżają poziomy wód.

Gdy przychodzi po nich ochłodzenie często występuje burza. Zmianom ciśnienia towarzyszą także ulewy. Te również nie są takie jak kiedyś, tylko ekstremalne. Gwałtowne zalanie okolic zbiornika wodnego powoduje, że okoliczne łąki i pola są zalane, a wszelkie bakterie i inne organizmy trafiają do zbiornika wodnego. Ich rozkład powoduje zużycie tlenu. W efekcie zaczyna brakować go rybom, które zaczynają się dusić. Im głębszy zbiornik tym bardziej niedotleniona warstwa przydenna.

Dlatego taki system napowietrzający i dotleniający wodę w zbiorniku chroni gatunki tam żyjące. A ludziom dodatkowo daje wizualne doznania, przez co łączy przyjemne z pożytecznym. Kominowe Bajoro w Choroszczy mieści się przy ul. Branickiego.

Featured Video Play Icon

Można poczuć się jak ptak! Ten film z drona pokazuje Białystok naprawdę wyjątkowo.

Obecność dronów w naszej rzeczywistości to już codzienność. Dlatego też na YouTube możemy oglądać bardziej lub mniej udane produkcje pokazujące coś z góry. Jest tego naprawdę mnóstwo. Dlatego, znalezienie takiego filmu, jak ten powyżej to jak odnalezienie prawdziwej perełki. Postanowiliśmy go również pokazać i Wam.

Co jest w nim takiego wyjątkowego? Mało kto wie, ale oprócz zwykłych dronów są też drony “akrobacyjne”, które służą właścicielom do wyścigów. Można nimi wyczynowo latać po różnych “torach przeszkód”. Najistotniejszą różnicą takiego drona pomiędzy takimi zwykłymi jest prędkość. Wyczynowe mogą się rozpędzić do 100 km/h. Dlatego też patrząc na film powyżej możecie zobaczyć jak wszystko dzieje się dynamicznie.

Pokazanie Białegostoku właśnie w taki sposób powoduje, że możemy zobaczyć miasto tak jak widzą je ptaki. Nie dość, że z góry to jeszcze poprzez szybowanie. Dlatego też cieszy nas, że takie filmy powstają. Nie dość, że stolica województwa prezentuje się wyjątkowo, to jeszcze jest pokazana w taki sposób. Oby więcej tego produkcji również z innych miejsc na Podlasiu. Jest gdzie latać!

 

Ludzie chcieli park. Truskolaski wolał sprzedać ziemię. Deweloper Rogowski kupił ją za 17 mln.

To, że w Białymstoku za kadencji Truskolaskiego, chyba nigdy nie liczono się z wolą mieszkańców, to już wiemy od 2006 roku – czyli od momentu, gdy ekonomista objął miasto swoimi rządami. Żeby nie być gołosłownym, podamy kilka przykładów. Prezydent chciał likwidować bazar na Jurowieckiej i zrobił to mimo protestów. Zechciał przebudować i zabetonować Rynek Kościuszki? Zrobił to mimo protestów. Lotnisko na Krywlanach, powoli realizuje mimo protestów. Nikomu nie potrzebne i oprotestowane buspasy? Proszę bardzo. Można śmiało powiedzieć, że gdy Truskolaski miał jakąś wizję, to ją realizował. Niezależnie czy komuś się to podoba czy nie.

Z perspektywy czasu widzimy, że zabetonowanie Jurowieckiej sprawiło, że jest tam schludniej, ale za to mamy co roku powodzie po każdej ulewie. Na Rynku także jest schludniej, ale ekstremalne temperatury latem powodują, że trzeba odpalać kurtyny wodne, marnować zasoby by chłodzić beton. Lotnisko? Cóż, tu przeciwnicy walczą hardo i sama wizja nie wystarczy. Dlatego sobie jeszcze poczekamy na oficjalne otwarcie portu lotniczego. Tym bardziej nie możemy ocenić długofalowych skutków. Nie możemy też powiedzieć czy buspasy sprawiły, że autobusy wybiera coraz więcej mieszkańców, ale chyba nie, bo nikt się nie chwali. A ekipa prezydenta ma to w zwyczaju przy każdej możliwej okazji.

Tak samo nie chwalili się specjalnie, że mimo protestów mieszkańców sprzedali atrakcyjną działkę deweloperowi za 17 milionów złotych. Powstanie tam oczywiście blok. Zastąpi tym samym dziki parking przy ZUS. Ogólnie dawne “Chanajki” zamieniają się w zwykłe blokowisko. Szkoda, ale na pocieszenie możemy powiedzieć że nowe bloki chociaż częściowo zasłonią znienawidzoną przez Polaków instytucję. Gorzej dla tych, co chcieli do niej przyjechać samochodem. Teraz raczej nie będzie to dobry pomysł.

Featured Video Play Icon

W Podlaskiem jest 40 miast. Od ponad 20 lat skupiamy się tylko na 3.

Województwo Podlaskie istnieje od 1999 roku jako zlepek dawnych województw: łomżyńskiego, suwalskiego i białostockiego. Ze “starych” terenów odebrano naszemu regionowi Olecko i Gołdap. Niedługo stuknie 25 lat jak doszło do tych zmian. Dlatego też, chcielibyśmy rozpocząć dyskusję nad tym, czy urzędnicy nie powinni zmienić utartych schematów myślenia o naszym naszym województwie.

Do refleksji skłonił nas jeden z artykułów w lokalnej prasie, gdzie wymienia się propozycję, by Bielsk Podlaski był miejscem, w którym powstanie nowa jednostka Wojsk Obrony Terytorialnej. Nie wchodząc w szczegóły na ten temat zasadności, chcielibyśmy poruszyć inny – podobny temat. A mianowicie czy rozwój naszego regionu powinien odbywać się wyłącznie o Białystok, Łomżę i Suwałki? Co tak naprawdę dzieje się od niedawna, bo na początku kasa płynęła wielkim strumieniem tylko do stolicy województwa, a Łomży i Suwałkom kapało. W ostatnich latach zaczęło też kapać pozostałym miastom powiatowym. Bielsk czy Hajnówka zyskały lepsze połączenia kolejowe. Z Siemiatyczami jest taki problem, że stacja znajduje się daleko od miasta. Drogowo też się polepszyło. Po latach wyremontowano drogę Białystok – Wojszki, która tylko w połowie miała nawierzchnię, a która jest alternatywą dla krajowej 19. Lepiej jedzie się także z Białegostoku do Łap, ale nie tylko. Nowa droga prowadzi choćby z Sokółki do Dąbrowy Białostockiej i Lipska.

Infrastruktura to jedno. Kolejna sprawa to instytucje. Jednym z takich przykładów jest właśnie Wojsko Obrony Terytorialnej. Podlaska brygada swoją siedzibę ma w Białymstoku w Wojskowej Komendzie Uzupełnień. Dodajmy, że WOT to nowy rodzaj sił zbrojnych i jest cały czas “w trakcie organizacji”, przez co podlega Ministerstwu Obrony Narodowej, zaś pozostałe rodzaje są częścią Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Nie będziemy wchodzić w dywagacje czy potrzebna jest kolejna brygada, ale fakt że jakaś powinna na stałe funkcjonować bliżej granicy jest oczywisty. Tylko problem jest taki, że z Białegostoku łatwiej dojechać do większości punktów granicznych niż choćby z Bielska. Dlatego wracamy do problemy infrastruktury.

Jeżeli chcielibyśmy, by Siemiatycze, Bielsk czy Hajnówka zaczęły jeszcze lepiej się rozwijać – co jest w interesie całego województwa, to powinniśmy zacząć od infrastruktury. Nie możemy patrzeć na komunikację przez pryzmat “z Białegostoku” i “do Białegostoku”. Równie ważne są drogi lokalne. Na przykład Siemiatycze – Hajnówka – Siemianówka – Michałowo – Gródek – Krynki – Sokółka. Przejechanie tej trasy samochodem to obecnie katorga. To trasa, która wynosi 160 km. Krajową 19 jest krócej o 20 km, ale tu nie chodzi o to by było szybciej, ale żeby mieszkańcy przygranicznych miejscowości mogli w dogodnych warunkach przemieszczać się bez potrzeby zasilania “dziewiętnastki”.

Wracając jeszcze do instytucji. To problem znany od lat, z którym nikt, nic nie robi. Otóż ustawy o samorządzie gminnym, samorządzie powiatowym i samorządzie wojewódzkim nakładają na gminy, powiaty i województwa bliźniacze zadania. I tak w Białymstoku funkcjonuje miejski Białostocki Teatr Lalek i wojewódzki Teatr Dramatyczny. Opera jest w Białymstoku tak jak i filharmonia. W ogóle Urząd Marszałkowski czy Starostwo Powiatowe tak naprawdę nie powinny funkcjonować Białymstoku. Ten pierwszy z racji tego, że musi zajmować się całym województwem, zaś Białystok, Łomżę czy Suwałki powinien pozostawić włodarzom miast. Kuriozalne jest też, że Starostwo Powiatowe obsługuje mieszkańców powiatu białostockiego mając siedzibę w Białymstoku, gdy miasto jest odrębnym (innym powiatem) niż powiat białostocki.

Przykłady instytucji skupionych w jednym miejscu można mnożyć. Po prawie 25 latach wiemy już jaki jest koszt tego, że nie było połączeń kolejowych, drogi były fatalne, a większość instytucji skupionych jest w Białymstoku, Łomży i Suwałkach. Podlaskie miasta się wyludniają. A jakby ktoś nie wiedział, to łącznie w regionie jest ich 40. My przez ostatnie lata skupiliśmy się wyłącznie na jednym, a później na 3.

Featured Video Play Icon

Rusza wielka inwestycja w Białymstoku. Czekano na nią od wielu lat.

Pierwsze jej oznaki były, gdy z powierzchni zaczęło znikać Centrum Handlowe Park. To tam będzie znajdować się centrum przesiadkowe. Jednak cała inwestycja wiąże się głównie z przebudową całej okolicy. Będzie nowy układ drogowy. Zanim to nastąpi, przez rok lepiej omijać z daleka ulice Bohaterów Monte Cassino, Łomżyńską czy Wyszyńskiego. Chyba, że nie macie wyboru. Wtedy po prostu bądźcie cierpliwi.

Inwestycję zapowiadał ówczesny wiceprezydent Adam Poliński. Było to w 2015 roku. Teraz dokończy ktoś inny. Będzie też to wszystko wyglądało inaczej od pierwotnych zamierzeń. Jak zwykle zadecydowały pieniądze, a konkretnie ich brak. Od 7 maja ulice Bohaterów Monte Cassino i Łomżyńska na odcinku od ul. Kopernika do Wyszyńskiego będą całkowicie zamknięte. Kierowcy od ulicy Świętego Rocha do Wyszyńskiego z tej racji nie pojadą prosto, lecz w lewo do Wyszyńskiego lub w prawo na dworzec i do galerii.

Po rocznej przebudowie będzie po nowemu. Przede wszystkim skrzyżowanie ulic Wyszyńskiego z Bohaterów Monte Cassino zamieni się w rondo (umowne, bo będzie to po prostu wyspa centralna). Jak to przy tego typu inwestycjach – pojawią się też buspasy. Aczkolwiek to akurat normalne, skoro prowadzą do centrum przesiadkowego. To jednak nie koniec zmian. Bohaterów Monte Cassino oraz Łomżyńska będą miały po dwa pasy ruchu w każdą stronę. Będzie szerzej niż dotychczas.

Featured Video Play Icon

To ostatnia część Tryptyku. Podlaskie miejsca są przepiękne i wyjątkowe.

Białystok, Grabarka, Kruszyniany i wiele pomniejszych miejsc Podlasia zostało uwidocznione w ostatniej części Tryptyku Podlaskiego. Wszystkie trzy prezentują wyjątkowość naszego regionu pod różnymi względami. Pierwszy pokazywał magię Puszczy Białowieskiej, drugi podlaskich rzek, a trzeci pokazuje miejsca. Warto zobaczyć każdy film osobno. Szczególny klimat daje również muzyka. Przypomnijmy, że realizacją filmu zajęli się Paweł Jankowski i Zdzisław Folga, autorzy jednego z najlepszych filmów artystyczno-przyrodniczych Cząstka Podlasia. Muzykę do Tryptyka skomponował znany, podlaski twórca Marek Kubik.

Wracając do ostatniej części, film zaczyna się od pokazania krajobrazów, które dla wielu osób mogą być nieznajome. Jednak wprawne oko dostrzeże, że te wszystkie polne czy leśne drogi znajdują się w pobliżu znanych atrakcji. W kolejnych kadrach możemy zauważyć znany już bardzo Pałac Branickich w Białymstoku. Kolejne ujęcia to Święta Góra Grabarka wraz z charakterystycznymi krzyżami, które zostały przyniesione tam przez wiernych.

Następne ujęcia pochodzą z Tykocina i Krainy Otwartych Okiennic czy też pustelni w Odrynkach. Załapała się też przygraniczna cerkiew w Koterce czy meczet w Kruszynianach. Te wszystkie miejsca warto odwiedzić. Każde z nich nie tylko jest wyjątkowe poprzez swoją architekturę, ale też ze względu na swoje położenie.

Majówka 2022. Atrakcje na długi weekend. Gdzie warto jechać mimo kiepskiej pogody?

Tegoroczna majówka pod względem pogody zapowiada się po japońsku czyli jako-tako. Będzie w miarę ciepło, ale nie na tyle by poczuć się jak latem. Dlatego wszyscy, którzy postanowili zostać w mieście, będą musieli sobie przypomnieć co to jest “zdradliwa pogoda”. Lepiej nie rozbierać się aż nadto. Dlatego nie będziemy Wam proponować wypadów na plażę, ale w zanadrzu mamy inne ciekawe atrakcje. Dodamy tylko, że są one w miarę nowe, więc nie opatrzyły się nawet tym, którzy aktywnie region eksplorują.

Pozostanie w mieście sprawi, że będziemy szukać atrakcji w nim samym i w okolicy. Na Rynku Kościuszki, tak jak rok temu będzie można skorzystać z diabelskiego młyna. Ma on 30 metrów wysokości, zatem gondola na samej górze spowoduje, że będziemy mieli widok jak z 10 piętra. Przyjemność taka będzie kosztować chętnych po 20 zł. Dzieci płacą 15 zł. W cenie są 3 okrążenia młynu. Każde trwa od 6 do 10 minut. Urządzenie mieści 120 osób. Rok temu była to jedna z popularniejszych atrakcji w mieście.

https://www.youtube.com/watch?v=C5wEqA2cvb4

Korzystając z umiarkowanej pogody, można jeszcze wybrać się do Tykocina. Przypomnijmy, że znajduje się tam od niedawna nowa ścieżka, którą można spacerować wzdłuż rzeki. Dawniej to miejsce było zarośnięte. Warto dodać, że miasteczko ma również wiele innych ciekawych atrakcji. Turystów przyciąga zielono-łososiowa synagoga, zamek czy kościół. Bardzo przyjemnie jest również na samym placu głównym. Niektórzy będą zachwycać się także pięknymi, zabytkowymi domami.

Wieża widokowa w Czarnej Białostockiej

Kolejnym miejscem w okolicy, które powstało niedawno i także warto je odwiedzić to zmodernizowana ścieżka wokół Zalewu Czapielówka w Czarnej Białostockiej. Dawniej był tylko sam pomost, teraz oprócz niego jest jeszcze wieża widokowa, kładki, ławeczki i piękny krajobraz. Dodajmy do tego, że można tam grillować, łowić ryby. Atutem tego miejsca jest dojazd. Możemy do Czarnej Białostockiej dostać się nie tylko autobusem, ale także pociągiem.

fot. milewszczyzna.pl

Innym miejscem, które chcielibyśmy polecić, a które istnieje od niedawna to Park Kulturowy Milewszczyzna w Korycinie. Zostało tam wybudowane grodzisko, dzięki któremu można będzie zobaczyć jak żyło się dawniej. Konkretnie będzie to podróż w czasie o 1000 lat! Jeżeli ktoś chciałby tam zostać dłużej, to istnieje możliwość przenocowania w wiatraku. Nie zapomnijcie też skosztować sera korycińskiego. Jest przepyszny!

Tężnia w Supraślu

Ostatnią atrakcją, którą chcielibyśmy Wam zaproponować na majówkę, to świeżo otwarta tężnia solankowa w Supraślu. Uzdrowisko do tej pory miało tylko piękne tereny do spacerowania, a teraz jeszcze powstało coś do kuracji. Jeżeli, ktoś się jeszcze nie spotkał z tego typu urządzeniem, to powinien wiedzieć, że budowla z drewna i gałęzi tarniny służy do zwiększenia stężenia soli w wodzie. Inhalacja roztworu sprawia, że kondycja naszego zdrowia polepsza się. Dlatego wystarczy stać i oddychać. Pomaga to regulować pracę układu oddechowego, przynosi ulgę osobom, które borykają się z astmą, alergią oddechową. Jest też dobrotliwe dla osób pracujących wiele godzin przed komputerem i w klimatyzowanych pomieszczeniach. Regularne seanse w tężni solankowej mogą wspomagać leczenie stanów zapalnych zatok, nieżytu nosa, wykazują też działanie relaksacyjne.

Czy Białystok potrzebuje punktu dla turystów? Chyba nie bardzo.

Ta sprawa wydawać się może błaha, ale dotyczy publicznych pieniędzy. Dlatego warto ją opisać. Białystok, tak jak inne miasta mają informację turystyczną. W sezonie letnim punkt działa w bramie zegarowej Pałacu Branickich. Do końca 2020 roku stały punkt mieścił się w siedzibie kurii metropolitalnej. Mimo, że miasto dysponuje własnymi lokalami, to wynajmowało jeszcze jeden od kościoła. Obecnie nie ma żadnego punktu, który działałby cały rok. W ostatnim czasie toczyły się dyskusje nad tym, by do tego powrócić. Tylko gdzie miałby się mieścić? Pytanie powinno raczej brzmieć – czy jest sens, by go tworzyć?

Umówmy się, mamy XXI wiek, a praktycznie każdy ma smartfona. Miasto powinno zainwestować raczej w aplikację dla turystów do zwiedzania, a nie punkt informacji turystycznej. Można powiedzieć że tego typu działalność to przeżytek. Tylko jak to się mówi, diabeł tkwi w szczegółach. Za aplikację wystarczy zapłacić raz i ewentualnie wyznaczyć kogoś, kto będzie ją aktualizować o nowe informacje. Urzędników od takich spraw, akurat w mieście nie brakuje.

Tymczasem punkt stacjonarny to ciągłe koszty – poczynając od zapłaty za wynajem, bo jak widać, miasto u siebie lokali nie szukało, a kończąc na rosnących rachunkach za prąd czy wodę. Do tego oczywiście musimy doliczyć zatrudnienie pracownika, które również jest kosztowne. Wydawałoby się, że jest to logiczne, że lepiej zrobić coś raz i zapłacić raz niż płacić cały czas i to dużo. Tylko w Białymstoku to tak nie działa. Truskolaski od początku swoich rządów w mieście działa z rozmachem. Podczas pierwszej kampanii wyborczej, na jednym ze spotkań nawet powiedział, by nie utożsamiać go z tanim państwem. Wtedy było to jednak oczywiste, ludzie po latach 90. i rządach  Ryszarda Tura mieli dość dziadostwa. Tylko, tak jak wspomnieliśmy na początku, mamy XXI wiek i teraz nie trzeba robić po dziadowsku, by było zrobione dobrze. Pewne procesy możemy automatyzować, przez co obniżamy koszty działania. Kto jak kto, ale prezydent – ekonomista powinien to wiedzieć najlepiej. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że on to doskonale wie, ale z jakiegoś powodu tego nie robi.

Możemy jedynie dywagować, że ten powód to “tumiwisizm”. Nie da się nie zauważyć, że prezydent oddał pałeczkę swojemu zastępcy Rafałowi Rudnickiemu, a sam nie zajmuje się już Białymstokiem tylko polityką ogólnokrajową. Jego działalność to teraz statystowanie przy inicjatywach bardziej rozpoznawalnych w Polsce prezydentów innych miast. Każdy chce się rozwijać, tylko po co trzymać się stołka?

Featured Video Play Icon

Co zwiedzać na Podlasiu? Ten film dobrze to pokazuje.

Jeżeli chcielibyście kompleksowo zwiedzić Podlasie, ale nie wiecie jak się za to zabrać, to ten film z pewnością Wam pomoże. Można tu bowiem w telegraficznym skrócie obejrzeć wiele atrakcji, które czekają na turystów. Zobaczymy kładki ze Śliwna, Kanał Augustowski, Krainę Otwartych Okiennic, Tykocin czy Białystok.

Film został stworzony przez twórców kanału YouTube – “kciukiEM”. Możemy obejrzeć tutaj miks ujęć z podróży po naszym województwie połączonych ze zdjęciami potraw i samych wycieczkowiczów. Film zaczyna się od odwiedzin Tykocina. Drugą miejscówką są pobliskie kładki ze Śliwna, wraz z platformami do przepraw po Narwi. Kolejne ujęcia pokazują nam wycieczkę po Kanale Augustowskim, a także zwiedzanie Krainy Otwartych Okiennic. Warto zaznaczyć, że to nie są już pobliskie punkty jak dwa pierwsze. Tak naprawdę do cała kolejność nie jest do końca ekonomiczna z punktu widzenia podróży, dlatego na koniec wymienimy kolejność taką, by przejechać kilometrów jak najmniej.

Kolejne dwa punkty, które zostały odwiedzone to Białystok i Kruszyniany. Przypomnijmy, że obecnie przyjazd do tej drugiej miejscowości nie jest możliwy. Rząd zamknął ten teren dla przyjezdnych ze względu na budowę zapory na granicy z Białorusią. Planowany termin otwarcia to 1 lipca 2022, ale przypomnijmy, że wjazd miał być możliwy już w marcu, ale termin zamknięcia został przedłużony do końca czerwca. Jeżeli planujecie przyjazd w wakacje, to możliwe, że Kruszyniany znów będą otwarte dla turystów.

Najbardziej ekonomiczna kolejność to Tykocin – Kanał Augustowski – Kruszyniany – Kraina Otwartych Okiennic – Białystok – Śliwno.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Ta XIX-wieczna świątynia to prawdziwy rarytas. Znajduje się pod Białymstokiem.

To dla wielu osób może być zaskoczeniem. W podbiałostockich Fastach znajduje się XIX-wieczna, drewniana cerkiew p.w. Św. Michała Archanioła. Świątynia wybudowana jest w centrum cmentarza. Powstała w latach 1893-1895. Takich jak ona na Podlasiu jest tylko 5. Zwykle przyzwyczailiśmy się, że tego typu budowle znajdują się w powiecie hajnowskim. A tymczasem, z architektonicznego punktu widzenia okazuje się, że w hajnowskim takiej świątyni nie ma ani jednej!

Zabytkowa, drewniana świątynia w okolicy Białegostoku to prawdziwy rarytas. Szczególnie, że zachowały się tam jeszcze oryginalne okna, które mają własny styl. We wnętrzu cerkwi znajduje się XIX-wieczny ikonostas. Został on opracowany z użyciem kanelowanych kolumn koryckich i pilastrów. Do tego ma profilowane gzymsy. Przypomnijmy, że w świątyni prawosławnej miejsce to wprowadza wiernych w mistykę wydarzeń dziejących się przy ołtarzu. Dlatego też wyjątkowość tego miejsca w połączeniu z bizantyjskim stylem, we wszystkich cerkwiach ikonostasy są prawdziwymi dziełami sztuki.

Cerkiew cmentarna p.w. Św. Michała Archanioła w Fastach jest przykładem XIX-wiecznego, drewnianego budownictwa sakralnego charakterystycznego dla regionu Podlasia. Swoją archaiczną i prostą formą nawiązuje do najstarszych, jednonawowych świątyń prawosławnych o zwartej, prostopadłościennej bryle przykrytej dwuspadowym dachem. Tego typu świątynie zachowały się również w Mielniku, Mostowlanach, Jurowlanach czy Pasynkach – tłumaczy prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz – Podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków.

 

Trześcianka to piękne malownicze tereny Krainy Otwartych Okiennic.

Gdzie pojechać rowerem, żeby wrócić pociągiem? Oto 4 trasy dla Was.

Suwalszczyzna będzie trudniej dostępna dla rowerzystów. Koleje postanowiły od 19 kwietnia do 2 maja przeprowadzać remont torów. Trasa Białystok – Suwałki będzie funkcjonować jako miks połączeń kolejowych i autobusów zastępczych. Dlatego jeżeli planowaliście objeżdżać Augustów, Wigry czy całą Suwalszczyznę rowerem, to sprawdźcie dokładnie czy w danym połączeniu będzie można jednoślad w ogóle zabrać.

Prace będą prowadzone wyłącznie w dni robocze etapami, na różnych odcinkach. W tym czasie wstrzymywane będą połączenia pociągów POLREGIO. Jeżeli jednak bardzo chcecie rowerować po Suwalszczyźnie, to możecie do niej dojechać również innymi sposobami. Na przykład z Ełku. Do Suwałk możecie dojechać bocznymi drogami. Trasa wyniesie 60 km. Do Augustowa z Ełku bocznymi drogami trasa wyniesie 55 km. Jeszcze lepszym pomysłem jest dojechanie do Augustowa z Osowca-Twierdzy. Również przejedziecie 60 km, ale za to pięknymi terenami Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Pamiętajcie, że Suwalszczyzna to nie jest jedyny kierunek, który warto zjechać rowerem na Podlasiu. Wyżej wspomniany Biebrzański Park Narodowy również jest fantastycznym miejscem do objechania. Alternatywnie możecie spróbować nowych tras rowerowych i lokalnych dróg prowadzących z Białegostoku. Proponujemy taką wycieczkę – Białystok, Juchnowiec Kościelny, Janowicze-Kolonia, Zabłudów, Trześcianka, Ancuty, a dalej kładką do Narwi. Następnie możecie wybrać kierunek Bielsk Podlaski lub Hajnówka. Z obu miasteczek wrócicie pociągiem.

Nie zapominajmy też o bardzo atrakcyjnej trasie do Narwiańskiego Parku Narodowego. Białystok – Tykocin – Kurowo – Waniewo. Dalej możemy pojechać do Łap, gdzie wrócimy resztę trasy do Białegostoku pociągiem. Alternatywnie możemy pojechać z Waniewa na Baciuty – Śliwno – Kruszewo – Białystok.

Featured Video Play Icon

Oto najpiękniejsze miejsca w Podlaskiem. Nadal warto je odwiedzać.

Nawet, gdy już tam byliście, to warto do nich wracać, bo to najpiękniejsze miejsca w województwie podlaskim. Tym razem możecie obejrzeć je wszystkie w formie jednego filmu. Przypomnijmy, gdzie warto wybrać się także i w tym roku. Najbardziej oczekiwane jest otwarcie Białowieży i Kruszynian, które w powyższej produkcji również występują.

Pierwszym miejscem, które warto zobaczyć, jest Szlak Dębów Królewskich. Olbrzymy rosnące w Puszczy Białowieskiej naprawdę robią wrażenie na każdym, kto stanie obok. Aż trudno uwierzyć, że drzewa potrafią przybierać aż takie rozmiary. Trudno się dziwić, skoro przez kilkaset lat rosną sobie bez przeszkód. Tam człowiek nie odcisnął swego piętna. Po sąsiedzku znajduje się także Rezerwat pokazowy żubrów. Tak jak dęby są królami drzew, tak żubry królami zwierząt – oczywiście tylko na Podlasiu.

Kolejne miejsca to odkrywanie podlaskiej religii, tradycji i zwyczajów. Dlatego prezentowane są Święta Góra Grabarka, Kraina Otwartych Okiennic – której częścią jest cerkiew w Puchłach, a także Kruszyniany, gdzie mamy drewniany meczet, który przypomina drewnianą cerkiew, a to za sprawą czasów jego powstania. Bowiem, gdy budowano świątynie, na Podlasiu wielbiono drewno jako budulec. Dlatego wszystkie budynki z tamtych czasów, które przetrwały do dziś są do siebie architektonicznie nieco podobne.

Kolejne miejsca związane są z przyrodą – wieża widokowa w Białowieży, Europejska Wieś Bociania – Pentowo, a także Tykocin i Narwiański Park Narodowy są miejscami, gdzie będziemy mogli podglądać przede wszystkim ptaki. Wieża jest miejscem, gdzie ujrzymy latające drapieżniki, w Pentowie oczywiście Bociany, a w sąsiednim Tykocinie oprócz bocianów także ptaki, których życie toczy się wokół Narwi. Podobnie w Narwiańskim Parku Narodowym – tam również na rozlewiskach tej rzeki dojrzeć można wiele unikalnych gatunków.

Kolejne miejscówki, to typowo turystyczne miejsca – Augustów, Białystok są w niezbędniku każdego, kto chciałby połączyć zwiedzanie Podlasia z jakąś formą rozrywki. Wigry natomiast są dużo spokojniejsze i są idealnym miejscem dla osób szukających samych siebie. Otoczenie klasztoru i piękne widoki temu sprzyjają.