Białystok mocno stawia na fotowoltaikę. Urzędy, szkoły, instytucje już czerpią energię ze słońca.
fot. Dawid Gromadzki / UM Białystok

Białystok mocno stawia na fotowoltaikę. Urzędy, szkoły, instytucje już czerpią energię ze słońca.

Coraz więcej budynków należących do Miasta Białegostoku czerpie energię ze słońca. Panele fotowoltaiczne wytwarzające prąd zmienny zostały dotychczas zamontowane na obiektach, w których mieści się urząd, a także na szkołach oraz siedzibach jednostek organizacyjnych Urzędu Miejskiego. Dzięki tym instalacjom Miasto może nie tylko zmniejszyć wydatki na energię, ale również mieć wkład w ograniczenie produkcji CO2.

Bez wątpienia to bardzo dobry ruch. Nie ma żadnych przesłanek mówiących o tym, że w kolejnych latach rachunki z prąd (ale i ogólnie koszty utrzymania) będą niższe. Dlatego inwestycja w nowoczesne technologie zawsze się opłaca. Podajmy taki przykład. W ostatnim czasie mieliśmy kryzys węglowy. Cena tego surowca została wywindowana na tyle, że wiele przedsiębiorstw wytwarzających coś w piecach, które były na węgiel – zbankrutowało. Rozsądny zapyta – a dlaczego w XXI wieku dalej palili węglem? Firma musi się cały czas rozwijać, żeby istnieć. Czy także urząd? Gigantyczne długi mogą doprowadzić do likwidacji gminy z powodu niewypłacalności. Dlatego inwestycja w panele fotowoltaiczne to bardzo dobry ruch.

W ubiegłym roku system fotowoltaiczny został zamontowany na budynkach Urzędu Miejskiego przy ulicach Słonimskiej 1, J.K. Branickiego 3/5 i Składowej 11. W tym roku, w październiku, panele słoneczne pojawiły się na trzech szkołach: Szkole Podstawowej Nr 12 przy ul. Komisji Edukacji Narodowej 1, Szkole Podstawowej Nr 50 przy ul. Kazimierza Pułaskiego 96 i XIV Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Upalnej 26. Z energii słonecznej w tym samym czasie zaczęła korzystać także pływalnia sportowa BOSiR przy ul. Włokienniczej. Te instalacje wyprodukowały ponad 202 487 kWh, co przyniosło oszczędności na poziomie ponad 371 tys. zł.

To jednak nie koniec, kolejne obiekty miejskie są wyposażane w fotowoltaikę. Nowa instalacja jest już gotowa na Domu Pomocy Społecznej przy ul. Baranowickiej. Do końca roku powstaną jeszcze trzy nowe – na Szkole Podstawowej Nr 51 przy ul. J. K. Kluka 11A, na budynku filii Domu Pomocy Społecznej w Bobrowej oraz na Białostockim Park Naukowo-Technologicznym. Miasto dotychczas wydało na te instalacje blisko 2 mln zł. Panele fotowoltaiczne wytwarzają energię elektryczną również na potrzeby Komunalnego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Białymstoku. Spółka uruchomiła instalację pod koniec 2020 roku. Projekt kosztował 1,4 mln zł, w tym dofinansowanie z funduszu Unii Europejskiej wyniosło prawie 804 tys. zł, pozostała kwota pochodziła ze środków własnych spółki.

W taki sam sposób od lipca produkowany jest prąd na terenie Stacji Uzdatniania Wody na Pietraszach w Białymstoku. Wybudowana przez Wodociągi Białostockie elektrownia fotowoltaiczna kosztowała ponad 4,3 mln zł. Na realizację przedsięwzięcia Wodociągi Białostockie otrzymały 75 procent dofinansowania z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Podlaskiego na lata 2014-2020. Energia z tej elektrowni pozwala – zależnie od pory dnia – pokryć od 75 do 100 procent zapotrzebowania na prąd w dwóch stacji uzdatniania wody – na Pietraszach i w Wasilkowie. Panele fotowoltaiczne wytwarzają energię elektryczną również na potrzeby Komunalnego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej w Białymstoku. Spółka uruchomiła instalację o mocy 49,95 kWp w ubiegłym roku. Projekt kosztował ok. 190 tys. zł.

W 2023 r. Miasto Białystok planuje budowę kolejnych 20 instalacji na budynkach miejskich i wymianę nieefektywnych źródeł ciepła. Po uruchomieniu wszystkich planowanych instalacji fotowoltaicznych (łącznie z zainstalowanymi w 2023 r.) ich moc osiągnie ok. 1500 kWp. Rocznie powinny wygenerować łącznie 1 350 000 kWh. Przy aktualnych cenach energii montaż instalacji fotowoltaicznych bez dofinansowania zwraca się w okresie 2-3 lat.

Partnerzy portalu:

Wielki pomnik w centrum miasta zmieni swój wygląd. Będzie konkurs.
Pomnik w latach PRL, autor nieznany

Wielki pomnik w centrum miasta zmieni swój wygląd. Będzie konkurs.

Pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej zostanie zmodyfikowany. Miasto postanowiło ogłosić konkurs na nową koncepcję architektoniczną. Niestety, nie oznacza to, że pomnik zostanie zburzony, a w jego miejsce powstanie jakiś inny. Raczej trzeba się spodziewać dodatkowych aranżacji. Napisaliśmy niestety, bo już kilka lat temu pisaliśmy, że zarówno siedziba Uniwersytetu w Białymstoku, pomnik i park powinny zostać zlikwidowane, zaś otoczenie dużo lepiej zagospodarowane.

Brzmi kontrowersyjnie? Przypomnijmy jak to z tym pomnikiem i jego otoczeniem było:

W 1972 władze zorganizowały konkurs na projekt obiektu, który miałby upamiętnić białostoczan walczących o Ziemie Białostocką podczas II Wojny Światowej. I tak w 1975 roku powstał Pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej, który stanął na krawędzi zasypanego cmentarza. W 1990 roku, czyli już po transformacji ustrojowej postanowiono „odkomunizować” pomnik. Przybyli kapłani katoliccy oraz prawosławni, poświęcili pomnik, zaś u podnóża pomnika na kamieniu zmieniono napis. „W hołdzie bohaterom Ziemi Białostockiej poległym w walce o Polskę Ludową – Mieszkańcy Ziemi Białostockiej” został zastąpiony na „Poległym i pomordowanym za Wolną Polskę”. Doczepiono też orła w koronie. Po 25 latach od tego wydarzenia dostawiono jeszcze na wielkim głazie obok kolejne napisy „Chwała i cześć żołnierzom I i II Armii Wojska Polskiego, którzy walczyli i zginęli za wolność i niepodległość ojczyzny”. W 2011 roku członkowie Klubu Więzionych, Internowanych i Represjonowanych oraz Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego podjęli się bez pytania o jakąkolwiek zgodę modyfikacji pomnika. Jak widać dodanie napisów na kolejnym kamieniu to byłoby za mało. Dlatego doczepiono napisy „Bóg Honor Ojczyzna” zaś orzeł na górze pomnika zyskał koronę. Generalnie akcja wywołała oburzenie tylko części mieszkańców. Sam autor pomnika również wyraził swój sprzeciw. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach, zaś napisy pozostały. Na 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości – kolejne osoby postanowiły doczepić kolejny napis – Niepodległość. I tak każdy po swojemu pomnik modyfikował.

Ścisłe centrum Białegostoku może się zmienić! Kontrowersyjny pomysł, który warto zrealizować.

Czy dwa razy odkomunizowany pomnik jest już wystarczająco odkomunizowany czy jeszcze nie? Wydaje się, że nie, bo ma być przerabiany pod hasłem „zmiana wyrazu symbolicznego pomnika”. Naszym zdaniem pomnik powinien zostać całkowicie zastąpiony czymś dużo mniejszym, a najlepiej na środku ronda, gdzie wiele osób chciałoby zrobić piesze dojście i jakoś to zagospodarować. Tak naprawdę, to jeżeli ktoś chciałby podjąć się „odkomunizowania”, to musiałby zająć się całym otoczeniem. Sam pomnik, stojący obok dawny „Dom partii”, a także siedziba sądu są wybudowane w stylu socrealistycznym – czyli charakterystycznym dla czasów polskiego komunizmu. Wszystko to szare, monumentalne budynki, które dodatkowo stały się zabytkami. Dlatego też wszystko co stoi wokół Placu NZS (dawniej Uniwersyteckiego) jest jednym wielkim pomnikiem komunizmu w centrum Białegostoku.

Niestety na tak odważny ruch potrzebny byłby ktoś odważny. Zmiana koncepcji, która ma polegać na jakiś kosmetycznych przeróbkach to też już coś, bo pomnik już dawno stracił kolor. A ponadto doczepiane napisy przez różne osoby sprawiły, że stał się jakimś architektonicznym koszmarkiem. Można więc co nieco odświeżyć. Niestety w naszym odczuciu to o wiele za mało.

Partnerzy portalu:

Awantura o kibel. Białystok ciągle się z czymś kojarzy.
fot. Facebook R. Rudnickiego, zastępcy prezydenta Białegostoku

Awantura o kibel. Białystok ciągle się z czymś kojarzy.

Kiedy myślimy o Gdańsku, to pierwsze skojarzenia jakie przychodzi na myśl, to słynny żuraw, Morze Bałtyckie, wolność. Kraków? Wiadomo gród królewski, Wawel, Sukiennice czy smok. Poznań? To oczywiście Koziołki, a Wrocław to Ostrów. Tymczasem w Białymstoku?

Dawniej śledziki i disco polo – co było sympatyczne. A ostanie lata? Kononowicz, logo podobne do nowojorskiej organizacji LGBT, naziści, a ostatnio kibel za prawie pół miliona. Chociaż inwestycja jest ważna i jej cena jest jak najbardziej normalna, to po raz kolejny w „świat” idzie jakiś żenujący przekaz z Białegostoku. Mimo, że Truskolaski od 2006 roku dzielnie trzyma się stołka, to do tej pory nie zapanował nad tym wszystkim. Mało tego – jest ostatnio gwiazdą w telewizyjnej stacji, która regularnie pluje na Białystok i szarga miasta dobre imię, utwierdzając widzów, że Białystok to faszystowskie miasto. Zupełnie prezydentowi nie przeszkadza tam występować.

Teraz znowu wyszło komicznie. W Białymstoku zbudowano publiczną toaletę za prawie pół miliona złotych przez co jesteśmy obiektem żartów w Polsce. Tymczasem to miasto powinno przejść z obrony do ataku i wyśmiewać wyśmiewających. Niestety Truskolaski z kiblem kojarzyć się nie chce, więc trudno go gdziekolwiek zobaczyć w kontekście tej inwestycji. A miałby okazję zamknąć usta chociażby we wczorajszych Faktach.

Cena ponad 400 tys. zł wydaje się ogromna, ale gdy podda się głębszej analizie inwestycję to wyjdzie, że jest ona zwyczajna. Zacznijmy od tego, że samo podłączenie mediów kosztowało 120 000 zł. Zatem sam koszt toalety to około 280 000 zł. Jak za mieszkanie? Co musi być w środku, że tyle to kosztowało. Odpowiedź jest bardzo prosta.

Gdyby wnętrze budynku zbudować tak jak w mieszkaniu – czyli sedes, kafelki, umywalka, lustro itd. to koszt byłby oczywiście niższy, natomiast szalet taki przetrwałby może miesiąc lub dwa. Nawet sobie nie wyobrażacie, ilu idiotów dziennie mijacie przechodząc ulicą. Jest prawie pewne, że wielu z nich wchodząc do takiej toalety dostałoby małpiego rozumu i zaczęłoby ją niszczyć. O bezsensownych aktach wandalizmu w Polsce można napisać książkę z mnóstwem przykładów. Dlatego, gdy decydujemy się na publiczną inwestycję w toaletę, to musi być ona praktycznie niezniszczalna. Tak żeby idiota, który w niej dostanie małpiego rozumu co najwyżej uszkodził siebie podczas próby rozwalenia czegoś.

Druga kwestia to sprzątanie. W swojej łazience nie jest to trudne, ale zapytajcie pracowników galerii handlowych i stacji benzynowych jak się sprząta publiczne toalety. Jeżeli byliście w takich przybytkach to prawdopodobnie wiecie sami, że ludzie niekoniecznie defekują do muszli klozetowej, tak samo niekoniecznie oddają tam mocz. Dlatego też sufit, ściany i podłoga w takim miejscu powinno być zbudowane z materiału, który błyskawicznie się czyści.

Jedyne, do czego można się przyczepić to wygląd zewnętrzny. Otóż w otoczeniu Pałacu Branickich taki budynek zupełnie nie pasuje. Powinien komponować się z całym zabytkowym otoczeniem.

Inwestycja potrzebna bez wątpienia. Niestety Białystok znów cierpi, bo prezydent przez 16 lat swego urzędowania nie potrafił zatrudnić żadnego speca, który by odmienił marketingowe oblicze miasta. Pierwsza próba zakończyła się skandalem. Okazało się, że nowe logo miasta bardzo przypomina logo gejowskiej organizacji z Nowego Jorku. Po miesiącach stawania na uszach i przekonywania, że to wcale nie jest plagiat, ostatecznie zmodyfikowano logo obcinając jego połowę.

Kolejna afera jaka miała miejsce w Białymstoku wystąpiła przez rasistowską napaść. Małżeństwu Polski z Hindusem podpalono drzwi w bloku. Akt godny potępienia. To co się stało jednak później to już zupełna bierność Truskolaskiego. Najpierw politycy, potem media urządziły sobie wielką kampanię przeciwko Białemustokowi, kreując nasze miasto jako gród składających się z samych nazistów. Co z tym zrobiło miasto? Nic. Doszło do takich absurdalności, że nawet nakręcono serial, gdzie tłem akcji był rasistowski Białystok. Mało tego, ostatnio premierę miał film Kryptonim Polska, gdzie znów rasistowski Białystok jest tłem. I co? I nic. Międzyczasie przez miasto przeszła radykalna, prawicowa organizacja NOP, a jeszcze wcześniej doszło do bijatyki na marszu środowisk LGBT. Równorzędnie z aferą o kibel – Polska przypomniała sobie o Krzysztofie Kononowiczu. Niedoszły prezydent miasta od lat aktywnie uczestniczy w tak zwanych „patrostreamach”. Teraz był gościem popularnej „Sprawy dla reportera”.

Oczywiście Tadeusz Truskolaski nic z tymi wspomnianymi sprawami nie może zrobić. Nie będzie pilnować ludziom drzwi, nie zabroni kręcić filmów i seriali, nie zabroni maszerować prawicy i lewicy, ani nie odetnie Kononowiczowi internetu. Natomiast gdyby Truskolaski chciał, to zatrudniłby specjalistów, którzy jednocześnie zalewaliby sieć i telewizję pozytywnym przekazem o Białymstoku – żeby równoważyć cały ten ściek. Niestety, prezydent jest zbyt zajęty uprawianiem polityki krajowej, a miasto chyba ma już gdzieś.

Partnerzy portalu:

Betonoza dopadła Kolno. Było przepięknie, a wygląda to tragicznie!
fot po lewej. UM Kolno / fot. po prawej A. Tarasiuk

Betonoza dopadła Kolno. Było przepięknie, a wygląda to tragicznie!

Co trzeba mieć w głowie, żeby zrobić takie coś, ze świadomością o globalnym ociepleniu, które powoduje, że latem mamy coraz wyższe temperatury i intensywne ulewy. Multum drzew chroniły mieszkańców przed upałami. Teraz betonowa pustynia nie nadaje się do niczego. Jesienią, zimą czy wiosną nikt tam nie będzie przecież siedzieć, a teraz także i latem. Tylko wulgarne słowa cisną się w stronę Andrzeja Dudy – burmistrza Kolna, który pozwolił na zniszczenie parku.

Najbardziej nas oburza fakt, że pociągnięto na to dotacje pod pretekstem „rewitalizacji”. Ten termin – rewitalizacja dosłownie oznacza ożywienie czy przywrócenie do życia. Przecież to jak napluć komuś w twarz i wmawiać, że deszcz pada. W wielu samorządach przyjęto, że skoro są pieniądze z Unii to trzeba brać. Jest konkretny program – tak jak tu rewitalizacja – to wymyśli się kompletnie bzdurny projekt, który wpisze się pod to hasło, a następnie weźmiemy kasę. To, że zniszczymy kawałek miasta nie jest istotne. Oburza nas fakt, że każdy kolejny marszałek województwa podlaskiego (w imieniu Unii Europejskiej) daje na coś takiego pieniądze.

Dla sprawiedliwości oddajmy tłumaczenia burmistrza Andrzeja Dudy, który tak powiedział Radiu Nadzieja: – Powierzchniowo to zostało 40 procent zieleni, a było 47. A więc z tej zieleni nie ubyło dużo. Jeżeli chodzi o nasadzenia drzew to proszę zwrócić uwagę, że mamy o 30 procent więcej nasadzonych drzew niż wycięliśmy. Oczywiście te drzewa będą za kilka czy kilkanaście lat dopiero wspaniałymi okazami. I to są drzewa, które mają dwa, dwa i pół metra więc są niewidoczne. 

Inwestycja została zrealizowana w tamtym roku. Wydano na nią 4 miliony złotych! W tym roku natomiast kontynuowano prace poprzez odnowienie ulic wokół placu. W pierwszej kolejności skupiono się przede wszystkim na budowie kanalizacji deszczowej z przyłączami (co logiczne, skoro nie chcemy by miasto stało pod wodą przez zabetonowany park). Następnie wykonawca zajął się przebudową nawierzchni jezdni, stanowisk postojowych, chodników i budową zjazdu oraz budową sieci i urządzeń elektroenergetycznych przeznaczonych do oświetlenia. Po położeniu drugiej warstwy asfaltowej masy, wykonawcy pozostanie jeszcze tylko posadzenie 27 drzew.

fot. UM Kolno

Partnerzy portalu:

Czy pamiętacie Lipową sprzed „rewolucji Truskolaskiego”? Piękne i rozłożyste drzewa dawały mnóstwo cienia.
fot. bialystok.pl

Czy pamiętacie Lipową sprzed „rewolucji Truskolaskiego”? Piękne i rozłożyste drzewa dawały mnóstwo cienia.

Fakt, że od 10 lat rosną Lipy na kompletnie zabetonowanej ul. Lipowej jest związany z całym systemem, który kryje się pod nawierzchnią. 97 drzew posadzono w 2011 i 2012 roku podczas przebudowy ulicy (zwężono ją do 7 metrów, wymieniono nawierzchnię i chodniki). Przy sadzeniu drzew zastosowano nowoczesny system antykompresyjny zapobiegający zagęszczaniu gruntu i zapewniający optymalne warunki do rozwoju systemu korzeniowego drzew. Zastosowano też moduły kierunkujące korzenie, zabezpieczając w ten sposób okoliczne budynki, nawierzchnie brukowe, a także infrastrukturę techniczną przed szkodliwym działaniem rozrastających się korzeni. Dzięki wybudowanemu systemowi automatycznego nawadniania, lipy w okresie wegetacyjnym są systematycznie podlewane. – czytamy w komunikacie Urzędu Miasta.

Teraz czas na prace pielęgnacyjne. W najbliższym czasie trwać będzie formowanie i prześwietlanie koron drzew. Prowadzone przez specjalistów cięcia pielęgnacyjne to pierwszy tego typu zabieg od momentu ich posadzenia. Wszystko po to, aby drzewa mogły się dalej zdrowo rozwijać. Drzewo w normalnych warunkach osiąga 15-20 metrów wysokości i 10-12 metrów szerokości. Przy ul. Lipowej taki rozrost prawdopodobnie zakłóciłby współistnienie z okolicznymi budynkami. Minusem tego rozwiązanie jest brak cienia.

Czy pamiętacie jednak Lipową sprzed 2011 roku? Wówczas drzewa były właśnie ogromne i rozłożyste. Ul. Lipowa była zupełnie innym miejscem. Kierowcy jeździli po nierównej kostce, piesi mieli węższe chodniki, ale za to lipy dawały mnóstwo cienia. Dziś to niestety dla włodarzy naszego miasta jest abstrakcją. 10 lat temu przy okazji przebudowy Rynku Kościuszki, a potem Lipowej (i innych miejsc) przyjęto zasadę, że rozbudowana roślinność kłóci się z otoczeniem. Postanowiono na masowe wybetonowanie czego się da. Wygląda schludnie prawda? Niestety 10 lat temu nikt nie przewidział, że temperatury latem będą ekstremalne, zaś beton będzie to wszystko potęgować. Warto jednak dodać, że po II wojnie światowej lipy były takie jak teraz. Dopiero przez lata się rozrosły. Wtedy jednak temperatury latem aż tak nie dokuczały.

Dlatego ważny jest kompromis. Trudno, by teraz zostawić lipy same sobie zupełnie, ale przycinanie ich by były małe też nie jest najlepszym rozwiązaniem. W latach 80. drzewa miały optymalny rozmiar – to znaczy nie były małe, ale też ich rozmiar nie dominował nad otoczeniem. Najważniejsze jednak, że skutecznie obniżały temperaturę otoczenia i dawały mnóstwo cienia. A to dziś w centrach miast powinno być na wagę złota. Dlatego też wniosek jest taki, że władza z tym przycinaniem drzew się trochę śpieszy. Powinni poczekać z tym do 2050 roku.

Jako ciekawostkę dodajmy jeszcze, że zwykle przy komunikatach Urzędu Miasta w Białymstoku jest jakiś osobisty komentarz prezydenta lub któregoś z wiceprezydentów. Tymczasem przy informacji o podcinaniu drzew jakoś żaden się nie wypowiedział.

Partnerzy portalu:

Podlaskie się wyludnia. Z Białegostoku uciekają na przedmieścia.

Podlaskie się wyludnia. Z Białegostoku uciekają na przedmieścia.

Od kilku dni są już wyniki Narodowego Spisu Powszechnego. Dzięki temu wiemy o nas samych dużo więcej, bo mamy aktualne dane. A te są dla naszego województwa niepokojące. Województwo podlaskie się wyludnia, zaś z Białegostoku tłumy wyprowadzają się na przedmieścia, do sąsiednich gmin.

Zacznijmy najpierw od całego województwa. Warto zauważyć, że uważane za najbiedniejsze Podkarpacie praktycznie w ogóle nie wyludniło się. Za to lubelskie, podlaskie i warmińsko-mazurskie owszem. Czy można więc postawić hipotezę, że oprócz ekonomii, o wyprowadzce zadecydowało coś jeszcze? To są oczywiście luźne dywagacje, ale dzięki licznym podróżom w kraju możemy postawić kilka argumentów, które by świadczyły, że ludzie wcale nie wyprowadzają się z powodu „biedy”.

Pójść w ślady Bieszczad

Szczególnie, że wyludniły się miejsca, które nigdy nie były bogate i nigdy nie aspirowały do tego. Dubicze Cerkiewne, Czyże, Kleszczele, Czeremcha – to wszystko miejscowości powiatu hajnowskiego. Wszystkie zaliczyły 20 procentowe spadki liczby mieszkańców. Mało tego, tych wszystkich mieszkańców nie wciąga sama Hajnówka, która od lat też się wyludnia. A to miasto ma gigantyczny potencjał. Można tu rozwijać turystykę i przemysł drzewny. Zupełnie jak na Podkarpaciu. Ten piękny region położony jest u stóp Bieszczad. Góry te ściągają miłośników z całego kraju. Bardzo słaba gospodarka i surowy klimat tego miejsca daje się mocno we znaki tym, którzy tam mieszkają. Tam mimo takich nieprzyjaznych cech liczba mieszkańców od ostatniego badania nie spadła znacząco. Są możliwe 3 przyczyny tego stanu rzeczy.

Pierwsza z nich to rozwinięta turystyka, z której żyje mnóstwo mieszkańców. To nie jest tak, że z turystyki żyje tylko wynajmujący kwatery. To cały przedsiębiorczy organizm – ktoś udostępnia lokum, ktoś gotuje, ktoś sprząta, ktoś naprawia, ktoś zapewnia atrakcje. Jedna osoba by nie dała rady. Druga przyczyna stabilności Podkarpacia wynika z dostępności prostych prac. Nie każdy kończy studia i nie każdy tam się wybiera. Są ludzie, którzy kończą dosyć szybko edukację. Jeżeli nie mają w swoim miejscu zamieszkania i okolicy perspektyw, to nie jadą do najbliższego miasta, gdzie te perspektywy są tylko od razu za granicę. Bo żadna im różnica. W XXI wieku jesteśmy tak skomunikowani, że liczba kilometrów nie jest zbyt dużą przeszkodą. Dlatego też Podkarpacie drewnem stoi. Wyręby lasów, tartaki, budowa drewnianych domów, węgiel drzewny. Nie trzeba być magistrem, żeby takimi rzeczami się zajmować. Do tego należy dodać szeroko pojętą budowlankę, na którą zapotrzebowanie jest zawsze, a ludzie nie szczędzą grosza właśnie dlatego, żeby fachowcy nie pracowali za granicą.

est jeszcze trzecia przyczyna, dlaczego Podkarpacie się nie wyludnia. Tam ceny są bardzo niskie. To co napędza inflację w kraju to duże miasta. Im większe skupiska miejskie tym ceny wyższe, bo jest presja na zarobki. Ceny najmu, usług, atrakcji w mieście ciągle idą w górę. Co z tym idzie – ceny produktów w sklepach również. Natomiast na Podkarpaciu nie jest to aż tak odczuwalne, bo tam duże rynki kręcą się wokół Rzeszowa. Warto jednak zwrócić uwagę, że tam mieszka zaledwie 180 tys. ludzi. Dlatego Hajnówka mogłaby zastopować wyludnianie gdyby poszła w ślady bieszczadzkich gmin.

W Białymstoku pułapka

Tymczasem w Białymstoku liczba mieszkańców w lipcu 2022 wynosiła 296 401 mieszkańców. Gród nad Białą ma mocne 10. miejsce w rankingu najbardziej licznych miast w Polsce. Dawniej byliśmy na miejscu 11., ale przegoniliśmy znacznie Katowice. Nad nami jest Lublin z 337 788 mieszkańcami oraz Bydgoszcz z 341 692. Z dzisiejszej perspektywy liczby te są dla nas nieosiągalne przez głupotę włodarza. Gdyby aktywnie od początku swojego urzędowania rozwijał miasto gospodarczo i zachęcał okolicznych mieszkańców do przyłączania swoich gmin do Białegostoku, to dzisiaj moglibyśmy konkurować o 7. miejsce ze Szczecinem. Największy powiat w Polsce – białostocki to dodatkowe 150 tys. mieszkańców. Mimo, że rozległy terytorialnie, to zdecydowana większość mieszkańców mieszka w gminach sąsiadujących z Białymstokiem.

Białystok, mimo że pod względem liczby mieszkańców delikatnie urósł, to tak naprawdę stoi w miejscu. A dobitnie pokazują to najnowsze dane. Wszystkie gminy wokół Białegostoku zaliczyły ogromne wzrosty liczby mieszkańców. Życie kręci się wokół stolicy województwa, ale ludzie śpią i odprowadzają podatki gdzie indziej. Tak naprawdę liczba mieszkańców Białegostoku mogłaby diametralnie się zmniejszyć, gdyby wszyscy zameldowani tam, zgłosili do urzędów realne adresy zamieszkania.

Nie ma co się oszukiwać, w ostatnich latach Białystok bardzo wypiękniał, ale wbrew pozorom nie rozwinął się gospodarczo prawie wcale. Dajmy taki przykład. Wrocław, który według najnowszych danych stał się trzecim największym miastem w Polsce – w ostatnich latach ściągnął do siebie 100 różnych korporacji, które wygenerowały 100 000 miejsc pracy. Tymczasem, kiedy popatrzymy na Białystok to u nas przez lata stworzono specjalną strefę ekonomiczną, na której postawiono trochę hal produkcyjnych. Firmy tam inwestujące nie muszą płacić podatku przez wiele lat. Jest też kilka galerii handlowych i hipermarketów. Sporo ludzi też zatrudniają dyskonty spożywcze. Reszta to drobny biznes, który generuje stałe dochody, ale nie ma warunków by się rozrastać. Dodajmy teraz do tego niskie zarobki, ogromne ceny usług. Wyjście na Rynek Kościuszki w Białymstoku w 2022 roku skutecznie może wydrenować kieszenie. Tymczasem na takim Śląsku w ogródkach można miło spędzić czas nie wydając fortuny.

I to jest największy problem Białegostoku. Światowe firmy do nas nie zaglądają, nie generują miejsc pracy, przez co ludzie zarabiają mało, a muszą wydawać dużo. Do tego rynek najmu stawia także bardzo wysokie ceny. To wszystko napędza wyłącznie inflację, bo firmy nie wypracowują takich zysków, by zaspakajać w pełni żądania pracowników. W ogólnym rozrachunku jako Białystok jesteśmy w pewnej pułapce. Nadal jesteśmy małym miastem, które mimo dużej liczby mieszkańców nie może porównywać się do Krakowa, Wrocławia, Warszawy czy Poznania, bo gospodarczo nie rozwinęliśmy się na wyższy poziom niż mniejsze od nas Rzeszów (198 tys.), Radom (208 tys.), Częstochowa (215 tys.).

Sami wiecie kto do tego doprowadził. Wydawać kasę z Unii Europejskiej jest łatwo. Wypiękniało nam miasto, ale gdyby tą samą kasę zainwestować w rozwój gospodarczy to mielibyśmy i piękne miasto, dużo więcej mieszkańców i adekwatne zarobki do obowiązujących cen. Tymczasem mamy gigantyczne długi i zero perspektyw na lepsze życie.

Partnerzy portalu:

Wieża widokowa na dawnym wysypisku? Ta „atrakcja” to wielka porażka.

Wieża widokowa na dawnym wysypisku? Ta „atrakcja” to wielka porażka.

Od roku powinniśmy móc korzystać z wieży widokowej w Uhowie. Tymczasem nadal pozostaje zamknięta i nie wiadomo nawet czy zostanie kiedykolwiek otwarta. Burmistrz cały czas utrzymuje (ostatni raz 7 września 2022), że teren wokół wieży wymaga zagospodarowania, zaś wykonawca zwleka. Co innego jednak można dowiedzieć się od fachowców i osób z bliskiego sąsiedztwa 40-metrowej konstrukcji.

Otóż jak podawaliśmy – wieża została zbudowana najprawdopodobniej niezgodnie z przepisami bo stoi zbyt blisko linii wysokiego napięcia. Gdy pytaliśmy o to burmistrza Łap – Krzysztofa Gołaszewskiego – ten stanowczo zaprzeczał. Zapytaliśmy też nieoficjalnie kilku specjalistów od inwestycji budowlanych o tą konstrukcję. Nasi rozmówcy jednoznacznie stwierdzili, że wieża stoi zbyt blisko.

To jednak nie koniec problemów. Inwestycja może być trefna z jeszcze jednego powodu. Okazuje się, że być może zbudowano ją na dawnym wysypisku śmieci! Z relacji jednego z okolicznych mieszkańców wynika, że ostatnio na miejscu ujawniono zakopane odpady. Póki co nie udało nam się potwierdzić tej informacji, ale gdyby okazała się prawdziwa, to jedno jest pewne – byłaby to ogromna porażka burmistrza.

Szczególnie, że widoki z wieży nie powalają. Mimo wielu atrakcyjnych terenów Narwiańskiego Parku Narodowego, konstrukcja stoi w takim miejscu, że nic ciekawego nie widać. Pole, las i okoliczne zabudowania.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Centrum to wizytówka Białegostoku. Skłania jednak do refleksji.

Od 2010 roku możemy cieszyć się Rynkiem Kościuszki i jego okolicą w całkiem odnowionej formie. Przypomnijmy, że wcześniej przed katedrą i ratuszem przebiegały dwie jezdnie. Był ruch samochodowy, przystanki i autobusy.

Rynek Kościuszki nazywany był zwyczajowo Lipową, gdyż mieszkańcy traktowali ulicę jako jedność z tą właściwą Lipową, biegnącą od okolic hotelu Cristal do kościoła św. Rocha. Pod gąszczem reklam przypiętych do fasad rynkowych kamienic trudno było dojrzeć, gdzie Lipowa się zaczyna, a Rynek kończy. Drugą jezdnią była Suraska. Ta łączyła się z ul. Sienkiewicza i biegła od Placu Uniwersyteckiego.
Pomiędzy dwoma drogami, na trójkątnym placu stał pomnik marszałka Józefa Piłsudskiego, obok rosły dorodne sosny. Za plecami polski wódz miał fontannę i budynek ratusza. Drzewa nieco go zasłaniały. Po drugiej stronie budynku mieścił się zielony skwer z ławeczkami. Można było odpoczywać wśród drzew i krzewów.

W 2010 roku miejsce to przeszło kompletną rewolucję. Ze skwerku zostało tylko kilka drzew i to po protestach mieszkańców. Pierwotnie miało być zupełnie goło. Po drugiej stronie, marszałka przeniesiono na drugą stronę ul. Sienkiewicza. Drzewa wycięto a fontannę przesunięto bliżej ulicy. Położono też mnóstwo betonowych płyt likwidując przejezdność Rynku.

Ogólnie, gdy wszystko weszło w życie zauważalny był podział mieszkańców na przeciwników i zwolenników nowego. Ostatecznie grupa tych pierwszych była coraz mniejsza, bo Rynek w nowej formie stał się popularnym miejscem spędzania czasu. Powstanie galerii handlowych, utrudniony dojazd zaczęły zabijać handel w tym miejscu. Rynek próżni nie znosi, więc szybko pojawiać się zaczęła w tym miejscu gastronomia. Swoje dołożył też prezydent, przedłużając umowy na lokale komunalne tylko, gdy do obecnej działalności dobuduje się gastronomię. I tak księgarnia Akcent to dziś księgarnio-kawiarnia. To było jak śniegowa kula, która spowodowała, że dziś Rynek to tętniące życiem miejsce, które gastronomią i rozrywką stoi.

Niestety zmiany klimatyczne spowodowały, że po latach to przeciwnicy nowego Rynku mieli rację. Beton ulewnych deszczy nie wchłania zbyt dobrze, ale co gorsza centrum nagrzewa się latem potwornie tak, że ciężko tam posiedzieć. Od przebudowy Rynku minęło 12 lat i wracają dyskusje o kolejnej przebudowie. Coraz więcej osób się domaga, by wróciła zieleń. Niestety za kadencji obecnego prezydenta to raczej niemożliwe. Trudno przypuszczać, by chciał likwidować własny betonowy pomnik.

Być może zrobi to kolejny prezydent, o ile będzie zainteresowany własnym miastem. Ten obecny kiedyś był, od jakiegoś czasu niestety zajął się wyłącznie krajową polityką.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Kiermusy przyciągają ogromne tłumy. Skąd taka popularność jarmarku staroci?

Wakacje skłaniają najczęściej do wyjazdów nad morze, w góry, Mazury. Tymczasem maleńka podlaska wioska przeżyła oblężenie takie jakby była wakacyjnym kurortem albo miał tam odbyć się koncert powszechnie znanego i lubianego artysty. Kiermusy tymczasem gościły wystawców na tradycyjnym już jarmarku staroci. Skąd jego taka popularność?

Na zegarze dochodzi 10 rano. Jest sierpień, mamy ciepły niedzielny poranek. Tymczasem bardzo wąska droga z Tykocina do maleńkich Kiermus jest kompletnie zatkana. W jedną stronę jedzie sznur samochodów, z drugiej próbuje wyjeżdżać. Jezdnia ma zaledwie kilka metrów szerokości. Dodatkowo na poboczach idą piesi, a między samochodami lawirują motocykliści i rowerzyści. Żeby tego było mało – wiele osób chce zaoszczędzić 10 zł za parking i zostawia auto na poboczu, jeszcze bardziej zwężając wąską jezdnię.

Powierzchnia miejscowości to 95 hektarów. Niektórzy w Polsce tyle mają na własność. Na wielkim pastwisku, wśród krowich placków można zostawić za wspominane wyżej 10 zł samochód. Po drugiej stronie jezdni znajduje się leśna polana, gdzie wystawcy na prowizorycznych straganach pokazują co mają na sprzedaż. Można tu znaleźć wszystko co stare: książki, winyle, ubrania, sprzęty agd i rtv, odzież wojskową z demobilu, ale też mnóstwo biżuterii, figurek, obrazów, rękodzieła i innych ozdób, które mogą stać na półkach mieszkania.

Przez stoiska przewijają się prawdziwe tłumy. Trudno powiedzieć skąd taka popularność starociami. Szczególnie, że to już nie te czasy, że można tam coś znaleźć taniej. Jest tak samo drogo jak wszędzie. Wypad na jarmark nie różni się od wypadu do galerii handlowej. Z tym, że w tej drugiej kupujemy rzeczy nowe. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że wiele osób na jarmark przyjechało po prostu z nudów – w ramach zwiedzania Tykocina. Bo tak jak tłumy przewijały się przez te wszystkie stoiska, to samych kupujących było jak na lekarstwo. Najwyraźniej ludzie chcieli tylko pooglądać.

Partnerzy portalu:

Oto lista hańby. Nazwiska osób, które mogą coś zrobić, by nie było deweloperskich pożarów.
Radni Rady Miejskiej w Białymstoku

Oto lista hańby. Nazwiska osób, które mogą coś zrobić, by nie było deweloperskich pożarów.

Miarka się przebrała. Jeżeli wczorajszy, nocny pożar drewnianego domu przy Młynowej pozostanie zignorowany tak jak pozostałe, to znak że Białymstokiem rządzi mafia. Nie boimy się używać tak mocnych słów, bo jeżeli wszyscy z imienia i nazwiska wskazują kto jest winny podpaleniom, a reszta mimo swojej władzy tylko się przygląda i udaje że nie ma tematu, to znaczy że są także winni. Czas wyleczyć tego raka, który trawi od lat Białystok.

Żeby się nie powtarzać – odsyłamy najpierw do tekstu, w którym pisaliśmy dlaczego deweloperskie pożary w ogóle mają miejsce:

Skandal w Białymstoku! Lokalne prawo zachęca do podpalenia! Spalony zabytek stoi na działce dewelopera.

Kto to może zmienić? Radni miejscy Białegostoku. Problem w tym, że w debacie publicznej temat tych podpaleń nawet nie istnieje. Najlepiej im idą kłótnie o nazwy ulic. Wtedy każdy dostaje nieziemskiego wigoru. Tym razem nie pozwolimy im milczeć. Presja ma sens i my razem z Wami udowodniliśmy to nie raz. Dlatego zacznijmy od wywołania wielkiej debaty na temat tych podpaleń. Piszcie maile do radnych, prezydenta, wiceprezydentów, prokuratury, CBA, CBŚP. Wszędzie domagajcie się wyjaśnienia wszystkich podpaleń jako jednej sprawy, a nie każdej z osobna.

Poniżej przedstawiamy listę hańby. Oto osoby, które mają władze a nic nie robią w sprawie zatrzymania podpaleń deweloperskich. Te osoby mogą zmienić prawo lokalne tak, by podpalenia nie miały żadnego sensu. Pod każdym z tych nazwisk umieszczony jest link do profilu radnego. Tam znajdziecie maile, na które możecie pisać i pytać – DLACZEGO NIC PAN / PANI NIE ROBI W SPRAWIE PODPALEŃ DEWELOPERSKICH W BIAŁYMSTOKU?

  1. Katarzyna Ancipiuk
  2. Katarzyna Bagan – Kurluta
  3. Alicja Biały
  4. Maciej Biernacki
  5. Jacek Krzysztof Chańko
  6. Jowita Chudzik
  7. Henryk Dębowski
  8. Jarosław Grodzki
  9. Rafał Sebastian Grzyb
  10. Katarzyna Jamróz
  11. Piotr Jankowski
  12. Ksenia Juchimowicz
  13. Elżbieta Kadłubowska
  14. Tomasz Kalinowski
  15. Katarzyna Kisielewska – Martyniuk Wiceprzewodnicząca Rady Miasta
  16. Zbigniew Tomasz Klimaszewski
  17. Karol Konrad Masztalerz
  18. Joanna Misiuk
  19. Paweł Myszkowski
  20. Stefan Nikiciuk Wiceprzewodniczący Rady Miasta
  21. Andrzej Perkowski
  22. Łukasz ProkorymPrzewodniczący Rady Miasta
  23. Sebastian Jakub Putra
  24. Agnieszka Małgorzata Rzeszewska
  25. Mateusz Sawicki
  26. Katarzyna Siemieniuk
  27. Marek Stanisław Tyszkiewicz
  28. Konrad Zieleniecki

To początek naszej akcji. Jeżeli radni nie zajmą się tymi pożarami w trybie natychmiastowym, to we wrześniu zorganizujemy protest uliczny. Zbierzemy największą grupę obywateli jaką tylko zdołamy i przyjdziemy na sesję rady miasta. Tam wyrazimy swoje niezadowolenie bardzo dobitnie.

Partnerzy portalu:

Łomżę zobaczy cała polska w TV. Koncerty znanych gwiazd.

Łomżę zobaczy cała polska w TV. Koncerty znanych gwiazd.

W TVP2 można oglądać cykl koncertów „Wakacyjna Trasa Dwójki”. Tym razem koncerty odbędą się w Łomży. Impreza będzie miała miejsce 31 lipca, w niedzielę. Początek zabawy o godz. 20. Wstęp jest wolny. Koncert będzie miał miejsce na scenie łomżyńskiej muszli. Motywem przewodnim będzie folk. Zobaczymy na scenie między innymi Zenka Martyniuka, Kapelę Pieczarki, Defisa, Miłego Pana, Mariusza Kalagę, Bayer Full, Patrycję Krywań, Ich Troje, Patrycję Runo i Brathanki. Jeżeli ktoś lubi muzykę rozrywkową i disco polo to będzie mógł się wyszaleć przed sceną. Osoby, które wolą tylko słuchać – obejrzą widowisko na żywo w TVP2. Występy zostaną uatrakcyjnione przez tancerzy Augustina Egurroli.

Wydarzeń, które mają miejsce w regionie jest całkiem sporo. Na te zwróciliśmy uwagę jednak z uwagi na fakt, że będzie ono transmitowane w ogólnopolskiej, bardzo szeroko dostępnej telewizji publicznej. Dzięki temu każdy, kto lubi rozrywkę będzie mógł również zapoznać się szerzej z takim miastem jak Łomża. Zwykle podczas takich koncertów można zobaczyć urywki z danych miast. Co bardziej zainteresowani dzięki temu będą mogli poczytać o mieście i sprawdzić czy warto tam przyjechać. A jest co zwiedzać i to nie na jeden dzień.

Szkoda tylko, że dojazd jest kłopotliwy. Pociągów (jeszcze) nie ma, a autobusy nie są tak chętnie wybierane, bo podróż nimi jest mniej wygodna. Dlatego też na wycieczkę do Łomży i jej okolic wybiorą się prawdopodobnie ci, którzy mają samochody i pieniądze na paliwo. Niezależnie od środka transportu, reklama Łomży przy pomocy koncertu to także doskonała reklama całego naszego regionu.

Partnerzy portalu:

Presja ma sens. Można to zauważyć nawet na Rynku Kościuszki.
Czy beton z Rynku Kościuszki kiedyś zniknie i zostanie zastąpiony zielenią?

Presja ma sens. Można to zauważyć nawet na Rynku Kościuszki.

Epidemia koronawirusa, wojna na Ukrainie, ogromna inflacja, a także prawdopodobne w przyszłości niedobory surowców, blackouty, a nawet i kryzys uchodźczy z powodu braku jedzenia i wody. To wszystko spowodowało i powodować będzie także przez kolejne lata, że wszyscy zaczynają przymykać oczy na postępujące zmiany klimatyczne. Rekordowe temperatury w Europie Zachodniej, susze, gigantyczne ulewy z powodziami, tornada i inne gwałtowne zjawiska pogodowe nie znikną na życzenie. Tak samo jak kryzysy same się nie rozwiążą, a wojna jeszcze długo nie ustanie.

Te wszystkie ważne wydarzenia światowe mają także mocny wpływ na nasz region, województwo podlaskie. Szczególnie, że nie wytwarzamy zbyt dużych pieniędzy na tle Europy, a nawet w samej Polsce. Przez to ciężej jest nam się bronić przed tym wszystkim, ale w naszym zasięgu jak najbardziej jest wiele rozwiązań, dzięki którym wiele ciężkich spraw przejdziemy bez większych szkód.
O ile nie mamy bezpośredniego wpływu na pogodę, to dzięki naszej przyrodzie, której się nie pozbyliśmy „w imię rozwoju”, na tle innych rejonów Polski jest u nas ciągle stabilnie. Ale nie oznacza to, że będzie tak cały czas. Bezczynność spowoduje, że za kilka lat dołączymy do takich rejonów kraju, w których rzeki pousychały. Wystarczy spojrzeć na mało rozwinięte Podkarpacie, gdzie ostatnio wielka rzeka San pozostała bez wody.

4 lata temu pisaliśmy, o tym, że w Białymstoku lasy się wycina a nie sadzi, stąd usuwamy miejsca, gdzie natura gromadzi nadmiary wody. Rzeka Biała natomiast jest wyregulowana, przez co podczas deszczu zamienia się w rynnę, przez co potencjalnie pitna woda szybko spływa dalej, by finalnie trafić do słonego Bałtyku. Już pomijamy fakt, że my tą samą pitną wodą spłukujemy sedes. Bo gdyby spojrzeć, ile życiodajnej substancji marnujemy, to złapalibyśmy się za głowę. Szczególnie, że woda z oceanów i mórz nie nadaje się bezpośrednio do spożywania.

Czy Rzeka Biała wsiąknie? Duże prawdopodobieństwo jeśli nic nie zrobimy.

Regularnie jeździmy po Podlasiu i wiemy, że problemu z wodą w rzekach jeszcze nie ma, ale jest inny. Wszystkie lasy – także Puszcza Białowieska są suche jak wiór, zagrożenie pożarowe jest wysokie. Zainwestowano w szybkie wykrywanie zagrożeń, ale w likwidację u źródła już nie. Powinniśmy jak najszybciej wodę gromadzić tak, by podnieść jej poziom, aby lasy mogły się nawodnić.
Tymczasem w naszym regionie dalej króluje beton, który później podczas upałów trzeba chłodzić. Koronnym przykładem jest tu Rynek Kościuszki, który zabetonowano w 2010 roku. Wtedy wydawało się to bardzo eleganckie i schludne, dziś już wiemy, że tej „ozdoby” trzeba się jak najszybciej pozbyć. Najlepiej byłoby w całe otoczenie centrum miasta wkomponować dużo zieleni. Powtarzamy to już któryś raz z kolei i nadal będziemy powtarzać, bo widzimy, że presja ma sens.

Regularnie wyśmiewaliśmy wylewanie wody na Rynku Kościuszki. Teraz spacerując możemy zauważyć, że coś ruszyło w głowach urzędników. Nowoczesne urządzenia tworzą „mgiełkę”. Woda nadal się zużywa, ale już nie tyle co dawniej. Nie oznacza to, że mamy satysfakcję. Będziemy ją mieli, gdy pod wpływem presji zaczną skuwać beton. Ale do tego potrzeba więcej takich jak my.
Trudno oczekiwać, że od naszego tupania nogą i zamykania oczu, problemy same się rozwiążą. Dlatego róbmy to, co jest w naszym zasięgu. Zadbajmy o naszą lokalną ojczyznę, wpływajmy na urzędników – piszmy do nich maile, żądajmy, udostępniajmy, protestujmy, komentujmy. Najgorzej jest wtedy, gdy ignorujemy, bo wtedy inni decydują za nas.

Trawa zamiast betonu na Rynku Kościuszki? Czas wracać do natury!

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Dworzec kolejowy w Białymstoku zyskuje zadaszenie. Filary już stoją.

To historyczna chwila. Pierwszy raz od 1862 roku, perony białostockiego dworca kolejowego będą miały zadaszenie. Filary już ustawiono. Podróżni będą się cieszyć, że w komfortowych warunkach będzie można czekać na pociąg. My natomiast czekamy na ukończenie prac z niecierpliwością, bo ponoć architektura nowego dachu ma nawiązywać do reszty budynku. Wizualizacje to jedno, ale życie często pokazuje, że w rzeczywistości tak pięknie nie jest. Miejmy nadzieję, że w tym przypadku wszystko cudnie się ze sobą zgra.

Jak widać, na początku dworzec kolejowy nie był specjalnie urodziwy jako całość, ale główny budynek był piękny zarówno z zewnątrz jak i w środku. Każdy, kto znajdował się w środku mógł poczuć się luksusowo. Nie dawno pierwotny wygląd został częściowo przywrócony. Oprócz dworca w Przemyślu, nasz budynek jest jednym z najpiękniejszych w Polsce. Dlatego ważne jest, by to co do niego dobudowujemy również takie było.

Warto jednak podkreślić, że w XIX wieku, dachy nie były specjalnie zdobione. Po prostu miały być użyteczne. Toteż nie należy oczekiwać od zadaszenia peronów efektu „wow”. Po prostu mają pasować do reszty.

Warto podkreślić, że zmienia się całkowicie otoczenie dworca. Najpierw wyburzono stary dworzec autobusowy, zmieniając go na mniejszy. Rozległe tereny po dawnych peronach zajęła galeria handlowa. Później zburzono Centrum Park, gdzie powstanie węzeł komunikacyjny miasta. Rozebrano także jedną z kładek. Dla drugiej przyszłości nie ma również. Zamiast nich będzie można przechodzić podziemnymi tunelami. Zadaszenie peronów jest wisienką na torcie.

graf. PKP Polskie Linie Kolejowe S.A.

Partnerzy portalu:

Spór o ten budynek trwał od lat. Ostatni z rodu Zachertów nie dożył tej chwili.

Spór o ten budynek trwał od lat. Ostatni z rodu Zachertów nie dożył tej chwili.

Niewiele osób wie, że Park Krajobrazowy Puszczy Knyszyńskiej to nie tylko forma ochrony przyrody, ale podobnie jak w przypadku parku narodowego – konkretna siedziba, gdzie na co dzień pracują urzędnicy. A piszemy o tym dlatego, że ostatnio po 34 latach, wspomniani wyżej urzędnicy musieli przenieść się z z supraskiego Dworku Zacherta w inne miejsce. Wszystko dlatego, że budynek stał się własnością spadkobierców rodu Zachertów.

Przybyli z Łodzi, uciekając przed wysokim cłem na towary z Królestwa Polskiego. Fabryka sukna Wilhelma Zacherta i Adolfa Buchholtza seniora w krótkim czasie stała się jednym z największych w regionie. W jej pobliżu powstał murowany dom stanowiący podwaliny dla przyszłego pałacu. Pałac powstał dzięki teściom Adolfa Bucholtza. Gdy gdy młody przedsiębiorca chciał żenić się z jedną z najbogatszych panien łódzkich fabrykantów – Adelą Scheibler, rodzice narzeczonej zawitali na Podlasie sprawdzić, gdzie będzie mieszkać ich córeczka. Adolf usłyszał, że jeśli chce mieć za żonę Scheilblerównę, musi najpierw wybudować dla niej pałac. Jego budowa trwała ponad 13 lat. Do dziś stoi i pięknie się prezentuje na głównym placu w Supraślu.

To nie jest jedyna pamiątka po tym wielkim rodzie. Kolejna to Kaplica Zachertów. Powstała w 1885 roku zaprojektowana przez Henryka Żydoka. Wybudowano ją w stylu neoklasycystycznym, murowana z piaskowca. Nad jej wejściem widnieje herb rodziny. Stoi na supraskim cmentarzu. Wspomniany na początku dworek stoi nieco na uboczu miasteczka. Żeby do niego dojść trzeba wybrać się uliczką na tyłach Monasteru, prowadzącą równolegle do bulwarów. To właśnie ten budyneczek przez lata stanowił za siedzibę Parku Krajobrazowego. Co zrobią z nim spadkobiercy? Tego jeszcze nie wiadomo.

Wilhelm Fryderyk Zachert zmarł bezpotomnie, a jego majątek odziedziczyła żona Józefina Zachert. Kobieta zmarła bezdzietnie w 1924 roku, a zgodnie z jej wolą supraskie dobra dostał Konstanty Ernest Zachert, stryj Jana Zacherta. Licząca 1,5 tys. ha nieruchomość ziemska Supraśl należąca do Konstantego Zacherta przeszła na własność państwa z mocy dekretu z 1944 r. o przeprowadzeniu reformy rolnej. W 1991 r. wspomniany Jan Zachert i Andrzej Grzędziński, spadkobiercy Konstantego, rozpoczęli batalię o zwrot 32 ha miejskich gruntów w Supraślu, przejętych wraz z zespołem pałacowo-parkowym i zabudowaniami dawnej fabryki włókienniczej na podstawie tego dekretu. Ostatni wniosek złożyli 16 maja 2011 r. Jan Zachert zmarł w 2015 roku. Warto podkreślić, że był on honorowym obywatelem Supraśla i miasteczko odwiedzał bardzo często. Całe swoje życie starał się być kimś w rodzaju patrona Supraśla.

Ten dworek, który wreszcie trafił do spadkobierców Zacherta, to tylko jedna z niewielu nieruchomości. Wielokrotnie w debacie publicznej podnoszono, że przez spór o hektary zablokowany jest rozwój Supraśla. Nikt jednak do Zachertów o to pretensji nie miał. W końcu walczyli o swoją własność. My jednak uważamy, że ten „brak rozwoju” to najlepsze co się mogło Supraślowi trafić. Zrządzenie losu spowodowało, że deweloperzy nie mogą tam wepchać bloków, a urzędnicy skazić terenów „betonem za dotacjami”.

Partnerzy portalu:

Nowa atrakcja turystyczna do rozbiórki przed otwarciem?

Nowa atrakcja turystyczna do rozbiórki przed otwarciem?

Zamiast wielkiej wieży, może być wielki klops. Nowa atrakcja turystyczna w Uhowie stoi gotowa, ale z informacji przesłanych przez naszego Czytelnika wynika, że nie przeszła odbioru technicznego i to z bardzo poważnego powodu. Tymczasem burmistrz Łap Krzysztof Gołaszewski przekonuje, że żadnych odbiorów nie było, a ta informacja jest kłamstwem.

Z informacji naszego Czytelnika wynika, że wieża widokowa została wybudowana zbyt blisko konstrukcji sieci energetycznej. Zgodnie z prawem odległość pozioma od konstrukcji powinna wynosić od 3 do prawie 6,5 metra. Jest to zależne od napięcia danej linii. Na poniższym zdjęciu widać, że sieć energetyczna jest rzeczywiście obok. Czy za blisko? Jeżeli do czegoś takiego by doszło to dlatego, że konstrukcja została zaplanowana wyłącznie „na papierze” bez oglądania terenu. Nie będziemy spekulować czy tak było w tym wypadku.

Jedno jest pewne, na przestawienie linii nie ma szans. Proces budowy takiej konstrukcji jest bardzo skomplikowany już na etapie wszelkich pozwoleń i decyzji. Czy rozbiórka i ponowne wybudowanie wieży wchodzi w grę? I tu wracamy do punktu wyjścia. Burmistrz Gołaszewski utrzymuje, że prace nadal trwają, a odbioru jeszcze nie było. Przypomnijmy, że konstrukcja czeka gotowa od końca maja. Wówczas pisaliśmy, że zostało tylko zagospodarować teren. Mija miesiąc i nadal nie znamy daty końca realizacji.

Partnerzy portalu:

Czy Białystok pójdzie po rozum do głowy czyli drogą Wiednia?

Czy Białystok pójdzie po rozum do głowy czyli drogą Wiednia?

Betonoza w Podlaskiem ma się całkiem dobrze. Tylko ostatnio pisaliśmy o tym jak wybetonowano plac w Łapach, ale to nie jest jedyny przykład z ostatnich czasów. Taki sam los spotkał główne skrzyżowanie w Choroszczy przy kościele, gdzie park zastąpiono betonowym placem. Pozbyto się również zieleni przy Komendzie Wojewódzkiej Policji przy i tak kompletnie zabetonowanej ulicy Sienkiewicza w Białymstoku. Wszystkich przykładów tego typu inwestycji z ostatnich lat można mnożyć na pęczki.

Druga strona medalu

Są dwie strony medalu, jedna jest taka, że Białystok i ogólnie cały region po II wojnie światowej był kompletnie zdewastowany zarówno przez Niemców jak i Rosjan. W latach powojennych nastąpiły czasy PRL-u, a w raz z nimi odbudowa kraju w stylu sowieckim. Wszystko co przetrwało, a stanowiło element dziedzictwa kraju zostało przez komunistów gęsto „zasłonięte” drzewami. Do tego dobudowano resztę. My i tak mieliśmy szczęście, że u nas projektował Bukowski. Jest wiele miejsc w kraju, gdzie pośrodku dawnej architektury stoją bloki z betonowych płyt. I tak spacerując przez Pałac Branickich w Białymstoku, a dawniej także w okolicach białostockiego ratusza oraz wielu innych miejsc, obserwowaliśmy tą wyjątkową architekturę nieco zasłonięta.

Dlatego we współczesnych latach nastąpiło odwracanie tego trendu i zaczęto wszystko odsłaniać. Wycinano masowo dojrzałe, ogromne drzewa, a zamiast tego zaserwowano nam elegancką kostkę brukową. Beton sprawił, że w otoczeniu stało się niezwykle schludnie. Ponadto można było poczuć się tak jak na zachodzie, gdzie tego typu rozwiązania dominują we wszystkich większych miastach. I tak oto symbolicznie odcięliśmy się od sowieckich wynalazków.

Kolejną rzeczą, którą mieliśmy w PRL-u było dokładnie to, co przywracamy dzisiaj. Czyli opakowania nadające się do recyklingu. Dawniej nie dało się kupić wędliny czy sera zapaczkowanych, a wszystko było zawijane w papier. Wszelkiej maści napoje występowały natomiast wyłącznie w szkle. Pewną ciekawostką była oranżada w woreczku foliowym. To wszystko zamieniliśmy na plastik. My jeszcze jakoś się jednak hamujemy. W takiej Japonii, w folie paczkowane są nawet owoce czy warzywa pojedynczo! Tak czy siak jako świat zaczęliśmy produkować na potęgę, zaczęliśmy zużywać na potęgę, zaś razem z wytworzonymi przedmiotami produkowane było ciepło. I tak cały świat podgrzał atmosferę. Opakowania plastikowe natomiast pływają w coraz większych ilościach w oceanach. Ostatecznie spożywamy razem z wodą mikrocząsteczki plastiku. Rocznie jest wielkość karty do bankomatu.

Dlatego dziś jesteśmy w sytuacji, gdy możemy siedzieć na podgrzanym do czerwoności Rynku Kościuszki, by w kompletnym skwarze popijać kawę z plastikowego kubczeka i zajadać się lodami z plastikowymi łyżeczkami (dawniej były do tego drewniane patyczki). Świat opakowań to tylko jedno. Żeby chłodzić te zabetonowane place, w ostatnich latach władze używały kurtyn wodnych i wylewały wodę pitną (bo innej nie mamy) żeby wszystko chłodzić. Opanowało nas kompletne marnotrawstwo.

Wycieczka do Wiednia

Jeżeli ktoś był w Wiedniu, to doskonale zdaje sobie sprawę, że jest on dokładnie tak samo zabetonowany jak Białystok i mierzy się z tymi samymi problemami co my. Tam jednak postanowiono przeciwdziałać. Dokładnie rzecz biorąc, w 2018 roku rozpoczęto pierwsze inwestycje polegające na przebudowie zabetonowanych miejsc w taki sposób, by dawały cień. Sadzono drzewa, tworzono zielone miejsca, zamykano ulice zmieniając je w skwery z alejkami dla pieszych i rowerzystów. Ogólnie rzecz biorąc zadziałano radykalnie. Toteż efekt końcowy również taki był. Obniżono temperaturę w mieście o 6 stopni!

Należy sobie zadać pytanie. Czy powinniśmy iść drogą Wiednia czy trwać w betonozie? Zadajcie sobie to pytanie, gdy będziecie przebywać w słoneczny dzień na jednym z takich placów, co zafundowała nas władza, za nasze pieniądze. Możemy też liczyć na to, że samo z siebie temperatury wrócą do normy. Bardziej prawdopodobne jest to, że przy obecnym podejściu zamienimy się w step.

Partnerzy portalu:

Mnóstwo atrakcji dla całej rodziny w Noc Kupały. Wszystko to w Milewszczyźnie.

Mnóstwo atrakcji dla całej rodziny w Noc Kupały. Wszystko to w Milewszczyźnie.

Korycin od niedawna szczyci się swoją nową atrakcją turystyczną jaką jest Park Kulturowy Milewszczyzna. To tam na co dzień można zwiedzić wiele ciekawych obiektów, natomiast raz na jakiś czas organizowane są także dodatkowe wydarzenia cykliczne. I tak samo teraz, 18 czerwca 2022 będzie można  tam świętować Noc Kupały. Zaplanowano tyle atrakcji, że zacznie się za dnia od pokazów i atrakcji dla dzieci, a skończy całonocną potańcówką.

 

Rodziców zainteresują pokazy dawnych rzemiosł oraz tradycyjne słowiańskie wypieki podpłomyków i chleba wraz z poczęstunkiem. Dla najmłodszych przygotowano stanowisko „małego archeologa”, inni będą mogli spróbować swoich sił na torze przeszkód zwanym „drogą wojownika”, lub sprawdzić się na torze łuczniczym. Na majdanie grodu będzie rozstawione obozowisko piastowskich wojów. Również w tym miejscu odbędzie się pokaz w trakcie, którego wojowie zaprezentują swoje uzbrojenie, podstawowe formacje którymi posługiwano się na wczesnośredniowiecznych polach bitew, a następnie podczas potyczek i pojedynków przedstawią to wszystko w praktyce.

Przez całą sobotę chętni będą mogli wraz z nami wyplatać kwietne wianki, które są nieodzownym elementem nocy Kupały. Będą wróżby i opowiemy wam o znaczeniu pachnących ziół. W sobotę wieczorem odbędzie się malowniczy obrzęd w trakcie, którego za pomocą rytualnego świdra będzie krzesany żywy ogień. Symbol życia, płodności i dominacji światła nad mrokiem. Następnie w uroczystym pochodzie przeniesiemy się nad rzekę Kumiałkę, gdzie panny rzucą swoje wianki do wody. Na zakończenie dnia planowana jest wspólna biesiada aby hucznie powitać najkrótszą noc w roku.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Czy Suwałki to dobre miejsce do życia? Nie takie złe, jak się wydaje.

Suwałki to miasto, które znajduje się na północno-wschodnim krańcu naszego pięknego kraju. Istnieje o nich mnóstwo stereotypów, ale jedno jest niezaprzeczalne. Od lat suwalczanie mają nieustanną promocję w prognozach pogody. W „Rozmowach kontrolowanych” akcja filmu częściowo działa się w Suwałkach, zaś za głównym bohaterem wydano list gończy tylko po to by Suwalszczyzna mogła odznaczyć się politycznie. Ogólnie, śmiało można postawić hipotezę, iż więcej osób w Polsce wie gdzie leżą Suwałki, niż takich co wiedzą gdzie jest Białystok. Chyba nie musimy wspominać szerzej o białych niedźwiedziach, które rzekomo wędrują po ulicach miasta. Nie bez powodu są maskotką miasta. Żarty, żartami, ale czy na polskim biegunie zimna (w czasach zmian klimatycznych) warto jest zamieszkać?

Minusów niewiele

Skupmy się najpierw na minusach, bo wbrew pozorom jest ich niewiele. Pierwszy to taki, że jeszcze kilka lat mieszkańcy będą skazani na długie podróże koleją. Póki co dojazd do Białegostoku czy Warszawy odbywa się nieelektryfikowaną trasą kolejową przez Sokółkę. Brak prądu to spore utrudnienie, bo trzeba wypalać paliwo, które dla samochodów jest drogie, a dla pociągów horrendalnie drogie. Przez co pociągów zbyt wiele nie ma. Ale, by osłodzić sytuację wspomnimy, że powstaje szybka trasa Rail Baltica, która przyśpieszy te podróże znacznie. Drugim minusem jest ostra zima. Jeżeli ktoś zimą był kiedyś na przykład we Wrocławiu, a później w Suwałkach to mógł cały się trząść. Różnice w temperaturach są naprawdę znaczące!

Z plusów należy wymienić niższe ceny niż w Białymstoku. W ogóle pod tym względem stolica Podlaskiego bije na głowę wiele polskich miast. W grodzie nad rzeką Białą jest po prostu, zwyczajnie drogo. Tymczasem w Suwałkach ceny nie rosną aż tak gwałtownie jak w innych miastach. Z pewnością ma na to wpływ pogranicze z Litwą. Jeżeli w Suwałkach byłoby drogo, to nie przyjeżdżano by na zakupy z Litwy. Szczególnie, że tam obowiązuje waluta Euro.

Jeżeli chodzi o ceny mieszkań, to w Suwałkach średnio trzeba zapłacić dwa razy mniej niż w Białymstoku. W stolicy Podlaskiego ceny ostatnio wystrzeliły w kosmos. Tymczasem na północy jest stabilnie. W 2021 roku Suwałki znalazły się na 46. miejscu z największych miast pod względem cen mieszkań. W 70-tysięcznych Suwałkach mieszkanie z rynku wtórnego kosztuje średnio 5461 zł za mkw. Białystok jest w tym samym zestawieniu aż 20 pozycji wyżej.

Mnóstwo atrakcji

Pod względem pracy – w Suwałkach rynek wygląda podobnie co w Białymstoku. Nie ma tam zbytnio wiele korporacji, toteż presja zarobków nie jest aż tak wysoka jak w ogromnych ośrodkach typu Warszawa, Gdańsk, Wrocław, Poznań czy Kraków. Wiele jest ofert z pracami prostymi typu kierowca, pracownik fizyczny czy budowlany. Ważnym punktem na gospodarczej mapie jest suwalska fabryka mebli.

Nie samą jednak pracą człowiek żyje. Jeżeli chodzi o czas wolny, to w Suwałkach możemy znaleźć tylko same plusy. Terenów zielonych nie brakuje, miejsc na spacer czy rower także. Jest także plaża nad Zalewem Arkadia. Niedaleko miasta jest także jezioro Szelment, gdzie latem jest bajeczna plaża, zaś zimą wyciąg narciarski. Do tego wieża widokowa i mnóstwo innych atrakcji. Gorzej niestety z rozrywką dla osób, które są w tak zwanym wieku „studenckim”. Baza gastronomiczno-imprezowa w Suwałkach kuleje. Ale można za to pójść do kina czy pubu.

W ogólnym rozrachunku – jeżeli ktoś jest po trzydziestce, założył rodzinę i szuka miejsca, gdzie może osiąść na dłużej – to zdecydowanie Suwałki będą dobrym wyborem. Pod warunkiem, że oboje nie macie w planach robienia „wielkiej kariery”. Powiedzmy sobie jednak szczerze, każdy kto w Podlaskiem mieszka, takich planów raczej nie ma.

Partnerzy portalu:

Jest dokładna data realizacji pierwszego, podlaskiego odcinka ekspresowej 19

Jest dokładna data realizacji pierwszego, podlaskiego odcinka ekspresowej 19

W drugiej połowie obecnego roku mają rozpocząć się prace przy budowie ekspresowej 19 od Kuźnicy do Sokółki. To będzie pierwszy z podlaskich odcinków, w którym udało się dopiąć formalności na tyle, by można było wyznaczyć konkretny termin realizacji. W przypadku innego odcinka – Białystok Zachód (węzeł w gminie Choroszcz, obok wsi Jeroniki) – Księżyno. Unieważniona została decyzja środowiskowa przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, przez co na zielone światło jeszcze poczekamy.

Są też znane pierwsze plany budowy odcinka Krynice – Białystok Zachód. Tam mieszkańcy nieco protestowali, bo droga miała znacząco utrudnić im dojazd do działek. Na szczęście udało się porozumieć. Pod drogą ekspresową wykonawca zaprojektuje dodatkowe przeprawę.

Podlaski odcinek krajowej 19, gdy zamieni się w ekspresową będzie nieco wydłużony niż obecnie. Przebiegać będzie z przejścia granicznego w Kuźnicy przez Sokółkę, następnie (prawdopodobnie) obecną drogą przez Czarną Białostocką aż do Katrynki. Dalej powstanie węzeł łączący z krajową ósemką. Następnie droga przebiegnie przez gminę Dobrzyniewo trasą Krynice – Dobrzyniewo – Białystok Zachód.

We wspomnianych Jeronikach poprowadzi aż do Księżyna. Tam następnie wybudowana zostanie droga prowadząca do węzła Białystok Południe. Trasa prowadzić będzie równolegle do tak zwanej „angielki” z Białegostoku do Wojszek, która to od nie dawna po kilkudziesięciu latach dostała nawierzchnię na pełnej szerokości. Ostatni odcinek ekspresówki to Białystok Południe – Ploski. Kolejne etapy to Ploski – Haćki – Bielsk Podlaski – Siemiatycze. Nowoczesną drogą pojedziemy w 2025 roku.

Partnerzy portalu:

Zalew w Wasilkowie zmieni się nie do poznania! Są znane dokładne plany.

Zalew w Wasilkowie zmieni się nie do poznania! Są znane dokładne plany.

Obecnie trwają prace remontowe nad zalewem w Wasilkowie. Stary, rozpadający się pomost został zdemontowany, tylko nie było do końca wiadomo co powstanie w zamian. Teraz wszystko stało się jasne. Lista inwestycji jest bardzo długa. Projekt modernizacji zakłada stworzenie nowoczesnego kompleksu z bogatym wachlarzem funkcji i atrakcji.

W ramach przebudowy powstaną: piaszczysta plaża, pływające fontanny, place zabaw dla dzieci w różnym wieku, tężnie solankowe, boiska do siatkówki plażowej, pomosty stałe oraz pływające, – mała gastronomia wraz z sanitariatami, miejsca parkingowe, miejsca do cumowania kajaków. Trzeba przyznać, że wszystko zapowiada się naprawdę imponująco. Szczególnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że do tej pory atrakcjami turystycznymi w okolicy najbardziej przyciągał Supraśl, a w ostatnim roku także Czarna Białostocka. Obecnie do grona z nowymi atrakcjami dołączyła także Choroszcz. Wasilków jednak ze wszystkich wymienionych będzie najbardziej bogaty w te atrakcje.

Ważny jest jeszcze jeden aspekt. Mianowicie pływające fontanny to nie tylko „bajer”, ale także bardzo pożyteczne urządzenie. W ubiegłym roku ulewy po upałach sprawiły, że podusiło mnóstwo ryb w rzece. Nie można było się w niej bardzo długo kąpać, przykry zapach był odczuwalny w całej okolicy, a strażacy napowietrzali wodę. Teraz o odpowiednie napowietrzenie będą dbały właśnie fontanny. Ciekawie prezentuje się także okrągły pomost. Wasilków na inwestycję otrzymał 9 milionów złotych w ramach rządowego Programu Inwestycji Strategicznych.

Partnerzy portalu:

Nowy mural w mieście. Widnieje na nim Branicki o trzech twarzach.

Nowy mural w mieście. Widnieje na nim Branicki o trzech twarzach.

Białystok zyskał w ostatnim czasie nowy mural. Widnieje na nim hetman Jan Klemens Branicki, czyli człowiek bez którego Białystok prawdopodobnie byłby dziś wsią. Branicki to nie tylko człowiek, któremu my, mieszkańcy zawdzięczamy historyczny skok rozwojowy. To także jeden z ważniejszych polskich magnatów XVIII wieku. Dlatego też nie powinno dziwić, że mural z jego podobizną widnieje w mieście. Konkretnie przy ul. Antoniukowskiej 48.

Inicjatorem powstania tego wielkiego malowidła jest fundacja Pro Anima. Pomysł muralu powstał w związku z przypadająca w ubiegłym roku 250. rocznicą śmierci magnata. – Nie jest to typowy portret jaki znamy, ponieważ Jan Klemens Branicki „ramy rozsadzał” swoją osobowością. Była to postać bardzo złożona i kontrowersyjna, w związku z tym w całej tej dynamicznej kompozycji są trzy twarze. Mural jest próbą pokazania złożoności i scalenia w jeden obraz tych wszystkich informacji, które mamy na jego temat – zaznaczyła Magdalena Pietraszko. – z fundacji Pro Anima.

Mural jest interaktywny: umieszczony na nim kod QR kieruje na stronę internetową, gdzie znajdują się informacje o historii powstania i pracy nad malowidłem. W przyszłości mają być tam też umieszczone gry terenowe oparte o historię XVIII-wiecznego Białegostoku.

Partnerzy portalu:

Betonoza dopadła Łapy. Było zielono, a teraz jest „to coś”.
fot. Adam Tarasiuk

Betonoza dopadła Łapy. Było zielono, a teraz jest „to coś”.

Łapy w ostatnim czasie stały się ofiarą miejskich urzędników. Zielone miejsce z drzewami zamienili w betonową pustynię. Dla jasności – mimo, że zielono, to schludnie tam nie było. To, co się wydarzyło nazywamy „rewitalizacją urzędniczą”. Plac Solidarności mógłby być miejscem, gdzie odpoczynek byłby latem przyjemny. Niestety – mieszkańcy będą mogli się smażyć, gdy tylko pojawią się upały.

Zacznijmy od „rewitalizacji urzędniczej”. Normalnie, „rewitalizować” – oznacza, że przywraca się tam życie. Tymczasem urzędnicy rozumieją ten termin jako wycinanie drzew i betonowanie wszystkiego co tylko się da. Jakoś tak się złożyło, że od wielu lat w polskim samorządzie nikt nie potrafi zaprojektować schludnego placu z dominacją zieleni i roślinności. A trawa jako nawierzchnia, którą można deptać, to w ogóle w naszym kraju jest pomysłem szatana. Dlatego możemy chodzić tylko po chodnikach. Ale żeby nie wyznaczać nikomu ścieżek, to betonuje się całe place – by każdy mógł chodzić jak tylko chce. Byleby nie po trawie.

Wiadomo, że po deszczu trawa byłaby mokra i nie można byłoby po niej chodzić, a jeszcze trzeba ją koniecznie kosić. To nic, że Polska jest w stanie permanentnej suszy i zatrzymywanie deszczu w ziemi każdym skrawkiem terenu powinno być na wagę złota. U nas jest kanalizacja, która deszczówkę szybko wylewa do wyprostowanej rzeki, a dalej szybciutko do morza. Wymieszać z solą i uczynić bezużyteczną.

Te kuriozalne myślenie cały czas w kolejnych projektach funkcjonuje i mimo, że mamy 2022 rok, poważne zmiany klimatyczne, długoletnią suszę, to dalej betonujemy wszystko co możemy. Powód jest dalej ten sam – dotacje. Coś, co powinno nas podciągnąć w rozwoju – zaczyna nas cofać. Trawa i drzewa niepotrzebne. My nie jesteśmy rezerwatem! Dlatego mieszkańcy Łap mogą się smażyć na nowym placu w upale dni, a urzędnicy będą smażyć się w piekle za swoje głupie pomysły.

Na szczęście, Plac Solidarności w Łapach to nie tylko betonowy plac. Pojawiły się także zadaszone wiaty czy też tężnia solankowa.

fot. Adam Tarasiuk

Partnerzy portalu:

Nowa stacja jest miła dla oka, ale jest pewien problem

Nowa stacja jest miła dla oka, ale jest pewien problem

Stacja kolejowa w Wasilkowie to bardzo specyficzne miejsce, bo pasażerowie w większości mają do niej daleko. Stacja znajduje się na pograniczu miasta ze wsią Jurowce. Mimo wszystko, ostatnio był tam remont i w jego ramach zbudowano nowoczesny budynek. Dziennie pociągi zatrzymują się tam aż 19 razy. Jeżeli ktoś chciałby szybko się dostać na dworzec główny w Białymstoku, to byłby to dobry pomysł gdyby połączenia były jakoś ze sobą zsynchronizowane. Z tym jest największy problem.

Przykładowo, gdybyśmy chcieli jechać z Wasilkowa do Warszawy, to przerwa pomiędzy pociągiem Wasilków – Białystok, a Białystok – Warszawa byłaby zbyt duża, by miało to sens. Problem mają też działkowcy. W okolicach Nadawek znajdują się ogródki, ale dojście do nich wynosiłoby zaledwie 2 kilometry, ale ze stacji do ul. Nadawki nie ma drogi. Trzeba iść na około i zrobić piechotą dwa razy tyle. W przyszłości mają powstać jeszcze dwa przystanki kolejowe. Pierwszy właśnie w pobliżu ogródków, drugi na osiedlu Lisia Góra. Ale to melodia przyszłości. Poczekamy na to wiele lat.

Jest jeszcze problem trzeci. Żeby lokalna komunikacja kolejowa miała sens, musi być zsynchronizowana rozkładem jazdy z innymi środkami lokomocji. W przypadku Białegostoku mówimy tu oczywiście o autobusach komunikacji miejskiej, ale też rozkłady jazdy powinny być powiązane z autobusami PKS Nova i wspomnianymi pociągami dalekobieżnymi. Obecnie sytuacja wygląda tak, że każdy sobie rzepkę skrobie. Połączenie ze sobą godzinowo różnych przewoźników wymagałoby przede wszystkim współpracy różnych osób. A tu jest ciężko, bo w naszym kraju wszystko jest upolitycznione.

Konkluzja jest taka, że cieszy większy komfort pasażerów z Wasilkowa, ale nie zmienia to faktu że cały system komunikacji nie działa u nas tak jak trzeba. Upiększyliśmy sobie bałagan.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

W Podlaskiem jest 40 miast. Od ponad 20 lat skupiamy się tylko na 3.

Województwo Podlaskie istnieje od 1999 roku jako zlepek dawnych województw: łomżyńskiego, suwalskiego i białostockiego. Ze „starych” terenów odebrano naszemu regionowi Olecko i Gołdap. Niedługo stuknie 25 lat jak doszło do tych zmian. Dlatego też, chcielibyśmy rozpocząć dyskusję nad tym, czy urzędnicy nie powinni zmienić utartych schematów myślenia o naszym naszym województwie.

Do refleksji skłonił nas jeden z artykułów w lokalnej prasie, gdzie wymienia się propozycję, by Bielsk Podlaski był miejscem, w którym powstanie nowa jednostka Wojsk Obrony Terytorialnej. Nie wchodząc w szczegóły na ten temat zasadności, chcielibyśmy poruszyć inny – podobny temat. A mianowicie czy rozwój naszego regionu powinien odbywać się wyłącznie o Białystok, Łomżę i Suwałki? Co tak naprawdę dzieje się od niedawna, bo na początku kasa płynęła wielkim strumieniem tylko do stolicy województwa, a Łomży i Suwałkom kapało. W ostatnich latach zaczęło też kapać pozostałym miastom powiatowym. Bielsk czy Hajnówka zyskały lepsze połączenia kolejowe. Z Siemiatyczami jest taki problem, że stacja znajduje się daleko od miasta. Drogowo też się polepszyło. Po latach wyremontowano drogę Białystok – Wojszki, która tylko w połowie miała nawierzchnię, a która jest alternatywą dla krajowej 19. Lepiej jedzie się także z Białegostoku do Łap, ale nie tylko. Nowa droga prowadzi choćby z Sokółki do Dąbrowy Białostockiej i Lipska.

Infrastruktura to jedno. Kolejna sprawa to instytucje. Jednym z takich przykładów jest właśnie Wojsko Obrony Terytorialnej. Podlaska brygada swoją siedzibę ma w Białymstoku w Wojskowej Komendzie Uzupełnień. Dodajmy, że WOT to nowy rodzaj sił zbrojnych i jest cały czas „w trakcie organizacji”, przez co podlega Ministerstwu Obrony Narodowej, zaś pozostałe rodzaje są częścią Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Nie będziemy wchodzić w dywagacje czy potrzebna jest kolejna brygada, ale fakt że jakaś powinna na stałe funkcjonować bliżej granicy jest oczywisty. Tylko problem jest taki, że z Białegostoku łatwiej dojechać do większości punktów granicznych niż choćby z Bielska. Dlatego wracamy do problemy infrastruktury.

Jeżeli chcielibyśmy, by Siemiatycze, Bielsk czy Hajnówka zaczęły jeszcze lepiej się rozwijać – co jest w interesie całego województwa, to powinniśmy zacząć od infrastruktury. Nie możemy patrzeć na komunikację przez pryzmat „z Białegostoku” i „do Białegostoku”. Równie ważne są drogi lokalne. Na przykład Siemiatycze – Hajnówka – Siemianówka – Michałowo – Gródek – Krynki – Sokółka. Przejechanie tej trasy samochodem to obecnie katorga. To trasa, która wynosi 160 km. Krajową 19 jest krócej o 20 km, ale tu nie chodzi o to by było szybciej, ale żeby mieszkańcy przygranicznych miejscowości mogli w dogodnych warunkach przemieszczać się bez potrzeby zasilania „dziewiętnastki”.

Wracając jeszcze do instytucji. To problem znany od lat, z którym nikt, nic nie robi. Otóż ustawy o samorządzie gminnym, samorządzie powiatowym i samorządzie wojewódzkim nakładają na gminy, powiaty i województwa bliźniacze zadania. I tak w Białymstoku funkcjonuje miejski Białostocki Teatr Lalek i wojewódzki Teatr Dramatyczny. Opera jest w Białymstoku tak jak i filharmonia. W ogóle Urząd Marszałkowski czy Starostwo Powiatowe tak naprawdę nie powinny funkcjonować Białymstoku. Ten pierwszy z racji tego, że musi zajmować się całym województwem, zaś Białystok, Łomżę czy Suwałki powinien pozostawić włodarzom miast. Kuriozalne jest też, że Starostwo Powiatowe obsługuje mieszkańców powiatu białostockiego mając siedzibę w Białymstoku, gdy miasto jest odrębnym (innym powiatem) niż powiat białostocki.

Przykłady instytucji skupionych w jednym miejscu można mnożyć. Po prawie 25 latach wiemy już jaki jest koszt tego, że nie było połączeń kolejowych, drogi były fatalne, a większość instytucji skupionych jest w Białymstoku, Łomży i Suwałkach. Podlaskie miasta się wyludniają. A jakby ktoś nie wiedział, to łącznie w regionie jest ich 40. My przez ostatnie lata skupiliśmy się wyłącznie na jednym, a później na 3.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Rusza wielka inwestycja w Białymstoku. Czekano na nią od wielu lat.

Pierwsze jej oznaki były, gdy z powierzchni zaczęło znikać Centrum Handlowe Park. To tam będzie znajdować się centrum przesiadkowe. Jednak cała inwestycja wiąże się głównie z przebudową całej okolicy. Będzie nowy układ drogowy. Zanim to nastąpi, przez rok lepiej omijać z daleka ulice Bohaterów Monte Cassino, Łomżyńską czy Wyszyńskiego. Chyba, że nie macie wyboru. Wtedy po prostu bądźcie cierpliwi.

Inwestycję zapowiadał ówczesny wiceprezydent Adam Poliński. Było to w 2015 roku. Teraz dokończy ktoś inny. Będzie też to wszystko wyglądało inaczej od pierwotnych zamierzeń. Jak zwykle zadecydowały pieniądze, a konkretnie ich brak. Od 7 maja ulice Bohaterów Monte Cassino i Łomżyńska na odcinku od ul. Kopernika do Wyszyńskiego będą całkowicie zamknięte. Kierowcy od ulicy Świętego Rocha do Wyszyńskiego z tej racji nie pojadą prosto, lecz w lewo do Wyszyńskiego lub w prawo na dworzec i do galerii.

Po rocznej przebudowie będzie po nowemu. Przede wszystkim skrzyżowanie ulic Wyszyńskiego z Bohaterów Monte Cassino zamieni się w rondo (umowne, bo będzie to po prostu wyspa centralna). Jak to przy tego typu inwestycjach – pojawią się też buspasy. Aczkolwiek to akurat normalne, skoro prowadzą do centrum przesiadkowego. To jednak nie koniec zmian. Bohaterów Monte Cassino oraz Łomżyńska będą miały po dwa pasy ruchu w każdą stronę. Będzie szerzej niż dotychczas.

Partnerzy portalu:

Czy Białystok potrzebuje punktu dla turystów? Chyba nie bardzo.

Czy Białystok potrzebuje punktu dla turystów? Chyba nie bardzo.

Ta sprawa wydawać się może błaha, ale dotyczy publicznych pieniędzy. Dlatego warto ją opisać. Białystok, tak jak inne miasta mają informację turystyczną. W sezonie letnim punkt działa w bramie zegarowej Pałacu Branickich. Do końca 2020 roku stały punkt mieścił się w siedzibie kurii metropolitalnej. Mimo, że miasto dysponuje własnymi lokalami, to wynajmowało jeszcze jeden od kościoła. Obecnie nie ma żadnego punktu, który działałby cały rok. W ostatnim czasie toczyły się dyskusje nad tym, by do tego powrócić. Tylko gdzie miałby się mieścić? Pytanie powinno raczej brzmieć – czy jest sens, by go tworzyć?

Umówmy się, mamy XXI wiek, a praktycznie każdy ma smartfona. Miasto powinno zainwestować raczej w aplikację dla turystów do zwiedzania, a nie punkt informacji turystycznej. Można powiedzieć że tego typu działalność to przeżytek. Tylko jak to się mówi, diabeł tkwi w szczegółach. Za aplikację wystarczy zapłacić raz i ewentualnie wyznaczyć kogoś, kto będzie ją aktualizować o nowe informacje. Urzędników od takich spraw, akurat w mieście nie brakuje.

Tymczasem punkt stacjonarny to ciągłe koszty – poczynając od zapłaty za wynajem, bo jak widać, miasto u siebie lokali nie szukało, a kończąc na rosnących rachunkach za prąd czy wodę. Do tego oczywiście musimy doliczyć zatrudnienie pracownika, które również jest kosztowne. Wydawałoby się, że jest to logiczne, że lepiej zrobić coś raz i zapłacić raz niż płacić cały czas i to dużo. Tylko w Białymstoku to tak nie działa. Truskolaski od początku swoich rządów w mieście działa z rozmachem. Podczas pierwszej kampanii wyborczej, na jednym ze spotkań nawet powiedział, by nie utożsamiać go z tanim państwem. Wtedy było to jednak oczywiste, ludzie po latach 90. i rządach  Ryszarda Tura mieli dość dziadostwa. Tylko, tak jak wspomnieliśmy na początku, mamy XXI wiek i teraz nie trzeba robić po dziadowsku, by było zrobione dobrze. Pewne procesy możemy automatyzować, przez co obniżamy koszty działania. Kto jak kto, ale prezydent – ekonomista powinien to wiedzieć najlepiej. Stawiamy dolary przeciw orzechom, że on to doskonale wie, ale z jakiegoś powodu tego nie robi.

Możemy jedynie dywagować, że ten powód to „tumiwisizm”. Nie da się nie zauważyć, że prezydent oddał pałeczkę swojemu zastępcy Rafałowi Rudnickiemu, a sam nie zajmuje się już Białymstokiem tylko polityką ogólnokrajową. Jego działalność to teraz statystowanie przy inicjatywach bardziej rozpoznawalnych w Polsce prezydentów innych miast. Każdy chce się rozwijać, tylko po co trzymać się stołka?

Partnerzy portalu:

Truskolaski wreszcie się zabrał do roboty. Eldorado deweloperów skończy się?
W ostatnim czasie płonęły domy na osiedlu domków obok ul. Kopernika. Rozbudowuje się tam wielkie osiedle bloków.

Truskolaski wreszcie się zabrał do roboty. Eldorado deweloperów skończy się?

Po długiej serii zajmowania się sprawami politycznymi, Tadeusz Truskolaski ze swoją świtą wreszcie zabrali się do roboty. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to w połowie 2023 roku skończy się eldorado deweloperów. To gdzie będą mogli budować, a gdzie nie – ma być uporządkowane.

Urzędnicza biurokracja

Zacznijmy od wyjaśnienia urzędniczej biurokracji. Do 2018 roku było tak, że jeżeli deweloper chciał wybudować blok w dowolnym miejscu w Białymstoku, to kupował sobie działkę. Jeżeli znajdowały się na niej jakieś stare domy, to wybuchały „tajemnicze” pożary, a blok powstawał niedługo po tym. Wynikało to z faktu, że Białystok ma dla różnych obszarów miasta plany zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli w planie jest wpisana „zabudowa mieszkaniowa”, to deweloper miał żółte światło. Jak chciał budować składa wnioski do urzędu o wydanie warunków zabudowy. Wtedy albo dostawał te wytyczne (zgodne z planem zagospodarowania) albo dostawał odmowę. Gdy składał odwołania, to wygraną miał w banku.

Problem ten istniał w wielu miastach i cały czas był sposób na jego rozwiązanie. Nazywał się Studium zagospodarowania i kierunków uwarunkowań przestrzennych. To taki naddokument, który stał wyżej niż plan zagospodarowania przestrzennego. Problem w tym, że temat deweloperów i tajemniczych pożarów istniały od lat, a urzędnicy udawali że nic się nie dzieje. Mimo, że domy były ordynarnie podpalane, a potem jak gdyby nigdy nic powstawały tam bloki.

Przed wyborami

W Białymstoku obowiązywało studium z 1998 roku. Dopiero za problem wszędobylskiego budownictwa zabrano się przed ostatnimi wyborami. Wówczas Truskolaski był w stanie wojny z radą miejską, w której większość miał PiS. Urzędnicy prezydenta przygotowali nowe studium, zaś radni PiS dołożyli swoich poprawek, które sprzyjały jednemu z deweloperów. Tadeusz Truskolaski jako wykonawca uchwał rady miasta poprawek dokonał, ale poczekał z wysłaniem dokumentu do zatwierdzenia radnym aż do wyborów. Gdy te się odbyły, to okazało się że jest nowa większość w radzie, składająca się z radnych sprzyjających prezydentowi (Koalicja Obywatelska). Nowi radni stare poprawki wyrzucili. Opozycyjny już PiS postanowił wszcząć wojnę o to przy pomocy swojego wojewody, który może unieważniać uchwały samorządów jeżeli w jego opinii są niezgodne z prawem. Tak też się stało. Od czerwca 2019 roku do grudnia 2019 roku sprawa była w sądzie. Ostatecznie Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję wojewody. Nowe studium weszło w życie.

Między czasie w życie weszła także ustawa zwana „Lex Deweloper”, która miała przyśpieszyć budowę bloków pod rządowy program „Mieszkanie plus”. Jako, że w hierarchii polskiego prawa obowiązuje nadrzędność prawa krajowego nad lokalnym, to oznaczało, że uchwały rady miasta musiały zostać dostosowane do nowej ustawy „Lex Deweloper”. W praktyce oznaczało to, że studium znów jest do poprawki. Bo ustawa zakłada, że deweloper może budować o ile jego plany nie są sprzeczne ze studium. Dlatego plany zagospodarowania przestrzennego można sobie… sami wiecie co. W lipcu 2021 roku weszła jeszcze spec ustawa, która jeszcze bardziej ułatwia budowę bloków.

Za rok wybory samorządowe. Wiadome jest, że to, co wyprawiali deweloperzy za wszystkich kadencji Truskolaskiego (i jego poprzednika) stałoby się głównym motywem kampanii wyborczej ewentualnych przeciwników politycznych obecnego włodarza. Jeżeli obecny prezydent myśli o czwartej reelekcji lub planuje namaścić któregoś z zastępców (czyt. Rafała Rudnickiego), to właśnie teraz jest moment na załatwienie problemu z deweloperami wpychającymi się z blokami wszędzie gdzie się da.

Szykują awantury na wybory

I tak czytamy w Kurierze Porannym, że w połowie 2023 roku radni będą debatować czy przyjąć nowe studium zagospodarowania i kierunków przestrzennych. Akurat przed samymi wyborami. Będzie to swoista debata na zasadzie „kto z deweloperami, a kto przeciwko”. Sprytne prawda?

W roku wyborczym będziemy też mieli sprawę Krywlan. Do tego czasu dalej nie będą tam latać większe samoloty. Pod koniec października 2022 roku miasto będzie miało badania, które zadecydują o tym czy na wyciętym lesie można będzie budować cmentarz. Dopiero wtedy odpowiednie zapisy będą mogły trafić do studium. Do tego samego czasu ma być przygotowana także inwentaryzacja 117 hektarów lasu pod wycinkę.

Wygląda na to, że Tadeusz Truskolaski na rok wyborczy szykuje prawdziwy festiwal kłótni: o deweloperów, o wycinkę lasu, a także o budowę cmentarza przy Krywlanach. Coś nam się wydaje, że to jeszcze nie koniec.

Partnerzy portalu:

Trwa remont mostu w Pałacu Branickich. Będzie dużo ładniejszy.

Trwa remont mostu w Pałacu Branickich. Będzie dużo ładniejszy.

Most prowadzący do Pałacu Branickich właśnie jest remontowany. Dotychczas wyglądał fatalnie. Asfaltowa nawierzchnia,  stare poręcze, odrapana elewacja – tak było do tej pory. Obecnie jak możemy zobaczyć po starej nawierzchni nie ma już śladu. Jak widzimy na moście praca wre. Remont nie potrwa długo, bo tylko do końca czerwca 2022 roku. Do tego czasu brama wejściowa od ul. Akademickiej pozostanie zamknięta. Zwiedzający mogą wchodzić do ogrodu wejściem bliżej akademika lub bocznymi bramkami przy Herkulesach i Galerii Arsenał. Dostępna jest też brama od strony ul. Legionowej i od strony Placu Jana Pawła II przy katedrze.

Remont nie dotyczy tylko mostu. Podczas prac rozebrane zostaną także schody od strony rzeźby sfinksów. W planach jest także utwardzenie nawierzchni dojścia do mostu od strony ul. Akademickiej. A od strony salonu ogrodowego wykonana zostanie nawierzchnia żwirowa. Obecnie chodzi się tam po wydeptanym piachu. Na realizację prac Miasto uzyskało pozwolenie konserwatorskie Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Białymstoku.

Przypomnijmy, że Pałac Branickich w Białymstoku należy do Uniwersytetu Medycznego, zaś ogród, brama pałacowa i tereny zielone tuż za nią – do miasta. Miejmy nadzieję, że po remoncie otoczenie ogrodu zmieni się nieco na lepsze. Obecny most i asfaltowa alejka są po prostu obskurne i nie pasujące do reszty. Podobnie prezentuje się też parking przy samym pałacu – ten należy do uczelni. W tym przypadku jednak nie wiadomo kiedy się to zmieni, bo władze uczelni chciałyby w tym miejscu, pod ziemią zbudować wielką aulę. Jako, że Pałac jest najważniejszym zabytkiem w mieście, to dyskusja nad tym czy pozwolić na taką inwestycję może trwać bardzo długo. W tym czasie nikt nawierzchni zmieniać nie będzie.

Zdjęcia dostaliśmy od Czytelnika Adama, za co dziękujemy!

Partnerzy portalu:

Deweloperzy już zacierają ręce. Truskolaski sprzedaje kolejny gorący kąsek w centrum.
Takie sąsiedztwo będzie miało przyszłe blokowisko

Deweloperzy już zacierają ręce. Truskolaski sprzedaje kolejny gorący kąsek w centrum.

Białostockie centrum miasta w okolicach Młynowej to tak naprawdę jedno wielkie cmentarzysko. Gdyby tak rozkopać wszystko, to szczątki znajdują się w parku przy Centralu, na górce z cerkwią św. Marii Magdaleny, na dawnym cmentarzu stoi Opera i Filharmonia Podlaska, szczątki ujawniono także podczas remontu ul. Kalinowskiego/Sosowskiego. Na podstawie archiwalnych zdjęć wiemy też, że na przeciwko budynku ZUS-u znajduje się dawny cmentarz choleryczny. Dlatego mamy tam elegancki plac z roślinnością układającą się w Gwiazdę Dawida.

Tuż obok jest tak zwany „dziki parking”. Bardzo prawdopodobne jest, że pod spodem mogą znajdować się dotąd nieujawnione szczątki. Przypomnijmy, że chowanie ich w innym miejscu jest niezgodne z żydowskimi obyczajami. Rozkopanie „parkingu” mogło by doprowadzić do ujawnienia nowych szczątków. Wtedy można by było po prostu rozbudować obecny, elegancki plac. Podobnie było po drugiej stronie placu. Po ujawnieniu historycznych zdjęć, zlikwidowano „dziki parking” i postawiono słupki.

W tym przypadku miasto nie zamierza jednak schludnego terenu rozbudowywać. Mimo, że apelują o to sami mieszkańcy! Co w zamian? Oczywiście bloki. Teren jest na sprzedaż. Prawie pewne jest kto go kupi i co tam zbuduje. Nie trzeba mieć specjalnych umiejętności, by to odgadnąć.

Do tej pory pod internetową petycją, by terenu nie oddawać deweloperom, podpisało się kilkaset osób. Sprzeciwiają się one budowie bloku na dawnym „cmentarzysku”. Trudno się z nimi nie zgodzić. Najbardziej prymitywne plemiona mają wkodowane w swoją kulturę, by w jakiś sposób pożegnać zmarłych czy to grzebiąc czy paląc. Budowanie na dawnych cmentarzach to nowa, świecka tradycja chciwych urzędników, którzy sprzedaliby wszystko na czym da się zarobić. Gdyby jeszcze te pieniądze jakoś służyły mieszkańcom. Tymczasem Białystok jest bardzo mocno zadłużonym miastem, zaś jego gospodarz Tadeusz Truskolaski mimo że ekonomista – to od początku swego urzędowania nigdy nie wykazał budżetu na plus.

Jeszcze kilka lat i Białystok będzie wyglądać tak, że na środku miasta będzie znajdować się betonowy plac, a wokół niego blokowisko na blokowisku. Przypomnijmy tylko o tym, że nawet urzędnicy z białostockiego magistratu wpadali na takie „genialne” pomysły jak próba zabetonowania ścieżek w Lesie Zwierzynieckim. Ta betonowa obsesja powinna martwić mieszkańców. Bo jak tak dalej pójdzie, to w naszym mieście nie będzie można normalnie żyć. Rzeka Biała w końcu zaniknie, będziemy zmagać się z coraz większymi powodziami po ulewach, latem nie będzie dało się wyjść na zewnątrz. Jeżeli mieszkańcy pozwalają budować sobie szczelne naczynie, to niech potem się nie dziwią, że nie będzie w nim chociażby świeżego powietrza.

Cena wywoławcza za ziemię to 6 milionów złotych. Miasto zapewnia, że teren cmentarza nie będzie naruszony. Tylko, że oni tego jeszcze nie wiedzą. Chyba że potajemnie robili badania georadarem całego terenu i wiedzą co znajduje się pod spodem.

Partnerzy portalu:

Takiego miejsca jak to, nie ma na żadnej mapie

Takiego miejsca jak to, nie ma na żadnej mapie

Takie hasło napisane na ścianie opuszczonego wagonu niedaleko stacji w Zubkach Białostockich doskonale oddaje klimat tego miejsca. Zostało ono zapomniane wiele lat temu. Czynna stacja kolejowa mieściła się na legendarnym szlaku Białystok – Wołkowysk – Baranowicze, otwartym w 1886 roku. Po II wojnie światowej stacja Zubki Białostockie dalej istniała. Niestety przemiany ustrojowe w Polsce zrujnowały linię. W latach 90. likwidowano kolejne połączenia, a ostatni pociąg, który zatrzymał się także w Zubkach Białostockich ruszył 2 kwietnia 2000 roku.

Po 22 latach od tamtego kursu, na YouTube można obejrzeć 3 krótkie filmiki pokazujące obecny stan rzeczy. Jest gorzej niż źle. Osobiście na stacji w Zubkach Białostockich byliśmy w 2005 roku czyli zaledwie 5 lat po ostatnim kursie. Wyglądało to wtedy tak:

Minęło 17 lat od naszej wizyty i możemy to samo miejsce obejrzeć ponownie. Niewiele tam się zmieniło.

Warto jednak sobie zadać pytanie czy tak musi być. Przypomnijmy, że w 2016 roku na tej trasie wróciły pociągi. Na początku tylko w weekendy, a ostatnio codziennie. Do końca września 2021 szynobus dojeżdżał do pobliskich Walił (Zubki są jedną stacje – Straszewo – dalej). W tym roku prawdopodobnie połączenie znów będzie funkcjonować, bo jest zainteresowanie turystyczne. Już jakiś czas temu pisaliśmy, że szynobus nie musi zatrzymywać się w Waliłach tylko mógłby dojeżdżać do samej granicy, po drodze zahaczając o wspomniane Straszewo, Zubki Białostockie i Gobiaty.

Problem w tym, że obecnie nie ma czego pokazywać turystom. Jak wyglądają Zubki już wiecie. Tak natomiast prezentuje się Straszewo.

Takiego miejsca jak to, nie ma na żadnej mapie
Stacja Straszewo, fot. K. Kundzicz / Wikipedia

W Gobiatach natomiast stacji nie ma, ale jest bardzo wymowna brama z napisem po rosyjsku. „MIR” oznacza „Pokój”.

Nieczynne kolejowe przejście graniczne – Gobiaty

Tylko czy tak musi być? Czy nie można odrobinę zainwestować w te miejsca? Nie chodzi nam o nic wielkiego. Wystarczy, by w Straszewie był kawałek twardego podłoża. W Zubkach trzeba b było po prostu posprzątać, odmalować i wstawić okna. Miejsce mogłoby na co dzień być wiejską świetlicą albo po prostu służyć w sezonie turystom jako klimatyczna poczekalnia. W Gobiatach także wystarczy kawałek twardego podłoża do wysiadania.

Jeżeli wpiszemy w Google lub inne mapy „Zubki białostockie” to oczywiście zobaczymy to miejsce, tak samo jak Straszewo czy Gobiaty. Jednak w świadomości społeczeństwa tych miejsc nie ma. Są opuszczone i zapomniane. Czy takie mają pozostać? Nie trzeba zbyt wielu pieniędzy by przywrócić je do życia i zwrócić mieszkańcom w postaci użytecznych lokalizacji. Nie chodzi tylko o dojazd do Białegostoku dla garstki mieszkańców. Chodzi o to, by Białystok i Polska mogła tam przyjechać.

Straszewo to niezwykle dzikie i fantastyczne miejsce. Można tam zbierać tony grzybów, obserwować dzikie ptaki (w tym duże drapieżniki) i dzikie zwierzęta (łącznie z wilkami). Same Zubki to małą wioseczka ze wspomnianą stacją kolejową. Idealne miejsce do spacerów o każdej porze roku. Gobiaty to nie tylko interesujący punkt graniczny z bramą, ale także dobre miejsce do dalszych wycieczek. Do Kruszynian jest 10 km. Do Jałówki (gdzie są ruiny kościoła 12 km).

Ruiny kościoła w Jałówce, fot. P. Jakubczyk
Meczet w Kruszynianach

Warto wspomnieć też o rowerzystach, którzy zyskaliby dostęp do kolejnych tras, do których normalnie jest za daleko (by móc potem wrócić). Mogliby na przykład przyjechać do Zubek pociągiem, a dalej niezwykle malowniczą trasą rowerem do Siemianówki, do której też wróciły pociągi. To wszystko są realne pomysły, które można zrealizować niskim kosztem. Tylko potrzebna jest chęć. U nas niestety na tereny przygraniczne patrzy się dosyć specyficznie.

Na Dolnym Śląsku jest takie miasto nieopodal Wrocławia – Wałbrzych. Strasznie zaniedbane, zapuszczone i przygnębiające. Dawniej leżało na terenie Niemiec, ale po drugiej wojnie światowej dostała je Polska „na otarcie łez” za utratę kresów. Wówczas mieszkańcy nie byli przekonani o tym, że miasto trafiło do Polski na zawsze, więc nie bardzo chcieli w nie inwestować. Lata mijały, Wałbrzych coraz bardziej zapuszczony należał do Polski. I teraz ciężko jest nadgonić ten czas. Na Podlasiu podobnie jest z terenami przygranicznymi. Traktuje się tak, jakby ktoś miał tu wkroczyć i je nam zabrać. Lata mijają, a takich miejsc jak Zubki przybywa. Ostatni mieszkańcy po prostu z nich uciekają, bo nie ma po co tam siedzieć.

Od takich wiosek się zaczęło, potem taki sam los zaczął spotykać tak zwaną „Polskę powiatową” czyli małe miasteczka i te, które dawniej były stolicami województw (przy podziale na 49 regionów). Znikać zaczęły połączenia kolejowe, autobusowe, przestano dbać o budynki i infrastrukturę. Zaczynało brakować pracy i ludzi. Czy naprawdę kiedyś chcemy się obudzić w Podlaskiem, gdzie ludzie mieszkają tylko w Białymstoku, Łomży i Suwałkach? A do tego to wszystko zmierza, bo pozwalamy rządzącym, by w naszym imieniu nie dbali o małe miasta powiatowe i wioseczki. Nabrali dofinansowania z Unii Europejskiej i myślą że to na co pozwolili im wydać te pieniądze wystarczy. Otóż nie.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Jest szansa na nowoczesną trasę Białystok – Augustów! Sporo się dzieje na podlaskich drogach.

Mimo, że mamy zimę, to wiele się dzieje na podlaskich drogach. Dla porządku przypomnijmy, że przez nasz region ma przebiegać Via Baltica (ekspresówka z Warszawy do Tallina w Estonii) oraz Via Carpatia (międzynarodowa trasa z Kłajpedy na Litwie do Salonik w Grecji). Trasa tej pierwszej przez Podlaskie przebiegać będzie od Budziska na granicy z Litwą, przez Suwałki, Szczuczyn, Stawiski, Łomżę i Śniadowo. Druga zaczyna się na granicy z Białorusią w Kuźnicy i biegnąć będzie po obecnej trasie, czyli Sokółkę do Białegostoku, a dalej przez Dobrzyniewo Duże, Choroszcz, Ploski, Haćki, Bielsk Podlaski i Siemiatycze.

Warto pamiętać, że przy okazji tych dwóch wielkich inwestycji powstają także obwodnice miast, ale też będą łączniki Via Carpatia – Via Baltica. Generalnie więc na tych dwóch korytarzach międzynarodowych skorzystają nie tylko przewoźnicy i firmy transportowe, ale wszyscy mieszkańcy – mając daleko od siebie TIR-y, a przy okazji mogąc korzystać z obwodnic. Jak wspomnieliśmy na początku, na podlaskich drogach, mimo zimy sporo się dzieje. Na przykład ostatnio otwarty został łącznik, którym można ominąć Łomżę jadąc z Zambrowa w kierunku Ostrołęki i Szczytna. Docelowo droga będzie łączyć drogę krajową 63 z ekspresówka Via Baltica.

Jeżeli chodzi o tą drogę, to w tym roku drogowcy mają skończyć odcinek Łomża Południe – Łomża Zachód ze zjazdem na drogę krajową 61 ze Szczuczyna do Ełku Południe. Gotowy będzie też odcinek łączący granicę z Litwą w Budzisku z obwodnicą Suwałk.

Ważą się też losy innych dwóch dróg – porzuconej przez niektórych polityków trasy Białystok – Augustów oraz szesnastki z Białegostoku do Ełku. Jedna z nich zostanie łącznikiem pomiędzy Via Carpatia a Via Baltica. Pod uwagę będą brane różne kryteria, jednak warto zauważyć, że na trasie Białystok – Augustów jest 5 razy więcej TIR-ów niż z Białegostoku do Ełku. A to może być kluczowy czynnik przy decyzji o łączniku. Problem w tym, że nikt nie zaplanował pieniędzy na taką inwestycję. Trzeba by było sporo się napocić w Warszawie, by przekonać premiera do zmian. Szczególnie, że każdy wariant ma swoich zwolenników i przeciwników. W tym wpływowych polityków.

W tym roku prawdopodobnie ruszą także prace nad Via Carpatia – mają być realizowane odcinku Kuźnica – Sokółka, Krynice – Białystok Zachód oraz Białystok Zachód – Księżyno.

 

Partnerzy portalu:

Szykuje się ściema? Ścieżka rowerowa Hajnówka – Białowieża już ustalona?

Szykuje się ściema? Ścieżka rowerowa Hajnówka – Białowieża już ustalona?

Dwa dni temu pisaliśmy o tym, że ma powstać ścieżka rowerowa, która połączy Hajnówkę z Białowieżą. W tej sprawie mają odbyć się konsultacje społeczne 12 stycznia. Tymczasem okazuje się, że może szykować się ściema, że kogoś interesuje zdanie mieszkańców. Owszem będą mogli się wypowiedzieć, ale nad projektem, który prawdopodobnie ma już wybrany wariant. Skąd taki wniosek? Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, za którą stoi Adam Wajrak – dziennikarz, ekolog mieszkający w Puszczy Białowieskiej twierdzi na łamach Gazety Wyborczej, że taka ścieżka zostanie sfinansowana tylko wtedy, gdy będzie biegła razem z drogą wojewódzką.

Zacznijmy od tego – dlaczego budowa takiej ścieżki rowerowej przy drodze wojewódzkiej to niszczenie przyrody. W obszarze, który powinien być chroniony. Otóż każdy, kto jechał choć raz samochodem tamtędy wie, że nawet jezdnia jest bardzo wąska dla samochodów, by jak najmniej ingerowała w naturę. Doczepienie jeszcze do niej ścieżki rowerowej oznacza wycinkę 4000 drzew. Tak – w Puszczy Białowieskiej. Ścieżka ma też przebiegać przez rezerwaty przyrody. Taka ścieżka miała już powstać wcześniej, ale zablokowała ją Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Co więcej, jak czytamy w Gazecie Wyborczej – Dyrektor Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich Mariusz Nahajewski tłumaczył, że tereny przy torach czy drogi leśne należą do innych instytucji. Natomiast zarząd dróg może inwestować tylko na terenach leżących w pasie drogowym lub w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Po co więc konsultacje?

Jak pisaliśmy – ścieżkę można byłoby budować obok starej drogi kolejowej. Tymczasem na łamach Wyborczej czytamy, że PZDW w ogóle nie jest tym zainteresowane. Jedno jest pewne – rozbudowa drogi wojewódzkiej z Hajnówki do Białowieży jest poważną ingerencją w przyrodę i nie można się na nią zgadzać. Do tej pory to było jasne. Wycieranie się konsultacjami społecznymi pod z góry ustalony przebieg nie powinno być w ogóle brane pod uwagę.

 

Partnerzy portalu:

3 warianty obwodnicy kolejowej w grze. Którędy może przebiegać nowa trasa dla pociągów?
fot. PKP PLK SA / zdjęcie ilustracyjne

3 warianty obwodnicy kolejowej w grze. Którędy może przebiegać nowa trasa dla pociągów?

Spółka PKP PLK mimo kontrowersji nie rezygnuje z planów budowy Północnej Kolejowej Obwodnicy Białegostoku. W grze obecnie są trzy warianty. Każdy z nich pozwoli nie zmieniać czoła pociągu przyjeżdżającego do Białegostoku, który ma ruszać w trasę powrotną. Do tego połączone kolejowo ze sobą będą Sokółka z Ełkiem. Oznacza to, że transport towarów koleją ominie Białystok, co odciąży infrastrukturę.

Tyle pozytywów. Kontrowersje wzbudza przebieg obwodnicy. Ludzie zwyczajnie nie chcą mieć sąsiedztwa w postaci torów, dlatego zaplanowano wiele alternatywnych wariantów, konsultowano. Nawet próbowano forsować inwestycję przez Puszczę Knyszyńską. Ostatecznie w grze zostały trzy warianty.

Wariant pierwszy prowadzi przez Białystok, wzdłuż Trasy Generalskiej. Drugi wariant zaczyna się w Sochoniach i prowadziłby po trasie planowanej drogi ekspresowej S19. Trzeci wariant prowadzi z Wasilkowa do miejscowości Kozińce znajdującej się w Fastach. Ten wariant wydaje się być najgorszy. Ten prowadzący po Trasie Generalskiej także nie należy do najlepszych, bo prowadziłby pod ziemią. Choć sam przebieg nie byłby uciążliwy, to na czas jego wybudowania zamieniono by życie w horror okolicznym mieszkańcom.

Wybór tych trzech wariantów oznacza, że pozostałe propozycje idą w zapomnienie, zaś mieszkańcy, których dotyczyły mogą odetchnąć. Warto jednak podkreślić, że mieszkanie blisko torów nie jest aż tak uciążliwe jak to się wydaje. Owszem słychać pociągi, ale jeżdżą one raz na jakiś czas. Ktoś kto mieszka na przykład przy ekspresówce – szum samochodów słyszy przez cały czas.

 

 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Rzucić wszystko i zamieszkać w Siemiatyczach? Czy to dobre miejsce do życia?

Stolicą województwa podlaskiego jest Białystok i to te miasto przyciąga do siebie najwięcej nowych mieszkańców. Głównie to osoby, które mieszkały w mniejszych, okolicznych miejscowościach. A gdyby tak zrobić odwrotnie? Porzucić duże miasto na rzecz mniejszego? Dotychczas pisaliśmy o możliwościach jakie daje życie w Hajnówce, Zambrowie i Kolnie. Tym razem czas na Siemiatycze.

To małe miasteczko liczy sobie 14 000 mieszkańców. Położone jest na południu województwa. Z centrum do rzeki Bug jest kilka kilometrów. Podobnie ze stacją kolejową, z której dojedziemy bezpośrednio do Białegostoku, Warszawy, Siedlec, Czeremchy, Hajnówki, Bielska Podlaskiego, a nawet Gdańska, Gdyni i Sopotu. Z Siemiatycz do Białegostoku jest 100 km, zaś do Lublina i Warszawy po 150 km. Takie bliskie odległości stanowią o atrakcyjnym położeniu miasta dla wszystkich tych, którzy prowadzą firmę. Mieszkając w spokojnym miejscu mogą załatwiać różne sprawy, a także klientów z trzech różnych województw.

Wyjechać zawsze można, ale czy warto też przyjechać i zostać?  Ceny mieszkań są dużo niższe niż w Białymstoku. Można powiedzieć, że w stolicy województwa takie były przed boomem mieszkaniowym. Przeciętne mieszkanie kosztuje w Siemiatyczach pomiędzy 200 – 300 tys. zł. Jeżeli chodzi o pracę, to niestety ofert jest niewiele i wszystkie dotyczą prac fizycznych lub pracy w sklepie. Stopa bezrobocia w 2019 roku wynosiła 6,2 proc. Nie samą pracą człowiek żyje. W czasie wolnym jest gdzie pójść na jedzenie i picie. Lokali gastronomicznych i pubów w Siemiatyczach nie brakuje. Warto dodać, że miasto dysponuje własną plażą. Latem jest także gdzie popływać kajakiem, bo jak wspominaliśmy do rzeki Bug jest tylko kilka kilometrów od miasta. Warto dodać, że okolice miasta są także atrakcyjne zimą, bo to tereny górzyste.

Podsumowując, Siemiatycze nie dla każdego będą atrakcyjne. Jednak jeżeli prowadzicie swoją firmę, lubicie aktywnie spędzać czas wolny lub całe dnie spędzacie przy komputerze to będzie dla Was tam dobrze. Ceny niższe w Białymstoku, dobre połączenie z innymi miastami oraz atrakcyjne tereny to atuty Siemiatycz. Minusem będzie oczywiście to, co trapi wszystkie miasta „Polski powiatowej” czyli bardzo nikły dostęp do kultury. Cyklicznie dzieje się całkiem sporo, ale niczego nie ma na co dzień. Z racji wielkości miasta nie ma też tam uczelni i studenckiego życia dlatego po maturze najczęściej ludzie wyjeżdżają. Na pewno jednak Siemiatycze mają duży potencjał na przyszłość. Muszą tylko odnaleźć odpowiednich ludzi, których będą przyciągać na stałe.

 

Partnerzy portalu:

Są nowe wieści w sprawie lotniska na Krywlanach. Pierwszy lot w 2023 roku?

Są nowe wieści w sprawie lotniska na Krywlanach. Pierwszy lot w 2023 roku?

Nikt nie zaskarżył do Najwyższego Sądu Administracyjnego decyzji dotyczącej wycinki drzew w Lesie Solnickim. Taka skarga spowodowałaby, że jeszcze dłużej nie można byłoby korzystać z Krywlan, a tym bardziej ich rozwijać. Brak skargi oznacza, że musiało nastąpić jakieś nieformalne porozumienie między tymi co chcą lotniska a tymi co nie chcą.

Zaznaczmy na wstępie o co chodzi ze skargą do NSA. Służy ona do kontroli wyroku wydanego przez Sąd Administracyjny, a nie bezpośrednio dokonaniu kontroli decyzji administracyjnej. Mało prawdopodobne jest, że NSA dopatrzyłby się nieprawidłowości w wyroku. Na rezultat skargi jednak byśmy sporo poczekali. jak czytamy w serwisie prawo.pl – W odniesieniu do skarg kasacyjnych w terminie do 12 miesięcy załatwiono 23,54 proc. spraw.

Dzięki temu, że nikt nic nie zaskarżał, teraz Prezydent Białegostoku może swobodnie wydać nową decyzję, w której nie będzie już błędów wytkniętych przez sąd. Przypomnijmy, że pierwszą decyzję w tej sprawie uchyliło Samorządowe Kolegium Odwoławcze, druga decyzja skończyła się sądem. Teraz będzie trzecie podejście – miejmy nadzieję, że ostatnie.

Chociaż samo wydanie decyzji w tej sprawie również zajmie sporo czasu, to na pewno dużo mniej niż czekanie na kolejne rozstrzygnięcia. Czy w 2023 roku z Krywlan odleci pierwszy samolot regularnych linii? Tego byśmy sobie życzyli.

Partnerzy portalu:

Charakterystyczny drewniany dom przy Mazowieckiej będzie zabytkiem

Charakterystyczny drewniany dom przy Mazowieckiej będzie zabytkiem

Ten budynek jest przedmiotem różnych dyskusji od wielu lat. Jedni widzieliby go w skansenie pod Białymstokiem, inni chcieliby tam zrobić muzeum związane z Ryszardem Kaczorowskim, a jeszcze inni, by po prostu komuś służył wyremontowany. Po latach miasto postanowiło sprzedać ten budynek, ale póki co nie słychać by ktoś chciał go kupić. Teraz Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków prowadzi postępowanie, którego celem jest wpisanie drewnianego domu do rejestru zabytków.

Budynek powstał jeszcze przed 1932 rokiem. Po raz pierwszy oznaczono go na mapie Białegostoku z 1937 r. Do 1939 r. właścicielami budynku byli Wałłachowie. Wiadomo, że wcześniej w tym samym miejscu również istniała nieruchomość. Nie wiadomo jednak czy ta sama. Z dokumentów wiemy, że wcześniejszymi właścicielami obiektu byli Dawid Muler i Mordchela Efrona. Od 1896 r. budynek stanowił zastaw Wileńskiego Banku Ziemskiego. W 1903 r. nieruchomość należała do Fredy i Zuski Lewinów.

Jest to dom wolnostojący, dwukondygnacyjny, zbudowany z drewna w konstrukcji zrębowej. Wyróżnia się wysokim dachem. Nieruchomość została podzielona na dwa lokale mieszkalne. Początkowo dolna kondygnacja pełniła funkcję usługową. W latach 60. XX w. lokal przekształcono na mieszkanie. Budynek zachował się do naszych czasów w praktycznie niezmienionej formie. Wartości artystyczne obiektu przejawiają się m.in. w tzw. „jodełce” umieszczonej w partii podokiennej, co jest charakterystyczne dla drewnianego budownictwa Białegostoku.

Dlaczego budynek zasługuje na miano zabytku? Dom drewniany z ul. Mazowieckiej 31/1 w Białymstoku prezentuje szeroko rozumiane wartości zabytkowe (głównie artystyczne ale także i historyczne oraz naukowe). Budynek bez wątpienia wpisuje się w dawny, drewniany krajobraz miasta Białegostoku tak charakterystyczny jeszcze dla drugiej połowy XX wieku. Niestety z ubolewaniem postrzegam, że ostatnich latach wiele domów miejskich, w tym drewnianych zniknęło z przestrzeni Białegostoku. Także i dlatego nie można mieć żadnych wątpliwości, iż dom stojący przy ulicy Mazowieckiej 31/1 powinien być objęty najwyższą ochroną konserwatorską poprzez jego wpis do rejestru zabytków województwa podlaskiego.- tłumaczy prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz. – Podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków. – Ochrona ta daje gwarancję zachowania obiektu, jego nienaruszalność pod względem zachowania tkanki zabytkowej. Przypomnieć też należy, co wpływa na jego wartość naukową i historyczną, niniejszy budynek mieszkalny należy do tzw. „Kwartału Kaczorowskiego”, zachowanych obiektów drewnianych leżących blisko siebie w okolicy ul. Mazowieckiej. Kwartał ten, związany jest z postacią Ryszarda Kaczorowskiego, ostatniego Prezydenta Polski na uchodźctwie, związanego również z Białymstokiem  –  podkreśla prof. Dajnowicz.

Jest to o tyle dobra wiadomość, że drewniane, zabytkowe domy w Białymstoku płoną jeden za drugim, a wszyscy urzędnicy udają że nie ma sprawy. Potem w tych miejscach powstają bloki. Tak zostały zniszczone Bojary, tak teraz niszczone jest os. Przydworcowe. Drewniany dom przy Kaczorowskiego jest „rodzynkiem” w nowym otoczeniu, a pusty kawał ziemi na pewno śni się po nocach niektórym.

Partnerzy portalu:

Obskurny mur idzie w zapomnienie. W końcu rusza remont ogrodzenia Pałacu Branickich.

Obskurny mur idzie w zapomnienie. W końcu rusza remont ogrodzenia Pałacu Branickich.

Tynk z ogrodzenia odpadał już od kilku lat. W końcu zabezpieczono mury Pałacu Branickich specjalną folią. Wyglądało to szpetnie. Turyści i białostoczanie narzekali, że nie można zrobić bramie ładnego zdjęcia. A warto podkreślić, że to jest jeden z najstarszych budynków w mieście, który przetrwał wojenne, niemalże całkowite zniszczenie miasta. Teraz to wszystko się zmieni. Miasto w końcu postanowiło wyremontować ogrodzenie.

Przypomnijmy, że Pałac Branickich jest własnością Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Jego ogrodzenie, brama z zegarem oraz ogród są własnością miasta. Trudno powiedzieć dlaczego wcześniej nie znaleziono funduszy na przeprowadzenie tego remontu. Obecne pracę będą kosztować prawie 3 miliony złotych. To dość spora kwota, ale bez przesady – na najbardziej reprezentacyjne miejsce w mieście nie ma co żałować.

Remont ogrodzenia ma być ukończony do końca listopada bieżącego roku. Dlatego jeżeli planujecie piękne zdjęcia, to zimą gdy spadnie śnieg i będą świąteczne ozdoby – miejsce będzie jak znalazł. Warto jeszcze dodać, że w ramach tej samej inwestycji i kwoty będzie także przeprowadzony remont alejki prowadzącej do pawilonu włoskiego.

Partnerzy portalu:

Nowa linia autobusowa w Białymstoku. 30 szybko zawiezie na Dojlidy Górne.

Nowa linia autobusowa w Białymstoku. 30 szybko zawiezie na Dojlidy Górne.

Dojlidy Górne dołączone do Białegostoku są od dosyć niedawna. Dlatego wszystkie usługi publiczne świadczone przez Białystok docierają tam z pewnym opóźnieniem względem innych osiedli. Do końca 2005 roku była to jeszcze miejscowość należąca do gminy Zabłudów. Od 1 stycznia 2006 roku wraz z miejscowościami Zagórki i Kolonia Halickie, Dojlidy Górne są częścią gminy Białystok.

Najpierw mieszkańcy nowego osiedla zyskali kanalizację i wodociągi. Później otrzymali też nowe drogi. Na początku wydłużona została dla nich linia 2 – komunikacji miejskiej. Później przy ul. Halickiej powstała pętla, gdzie zaczęła się zatrzymywać także linia 15. Teraz Dojlidy Górne zyskały trzecią już linię – 30. Jest ona o tyle korzystna dla mieszkańców, że można nią dosyć szybko dojechać do domu z centrum. Trzydziestka jedzie z centrum przesiadkowego przy Al. Piłsudskiego do pętli prostą drogą – Mickiewicza. Przejazd trwa lekko ponad 20 minut. Czyli w zasadzie podobnie co samochodem.

Tego właśnie brakuje w białostockiej komunikacji miejskiej. Jest sporo linii, które krążą po wszystkich osiedlach po kolei, niepotrzebnie wydłużając czas przejazdu. Już dawno powinna nastąpić w tej kwestii zmiana polegająca na utworzeniu krótkich, szybkich linii – konkurencyjnych do tras samochodowych. Ale niestety, w Białostockiej Komunikacji Miejskiej – jeszcze sprzed ery Tadeusza Truskolaskiego – dyrektorem jest Bogusław Prokop. O ile, na przestrzeni lat można mu wytknąć wiele niedociągnięć, to też nie można mu zarzucić wiedzy na temat funkcjonowania komunikacji miejskiej. Jednak fakt, że tak wiele lat jedna osoba pełni jedną funkcję trzeba ocenić negatywnie. BKM-owi od lat potrzebne jest świeże spojrzenie i głęboka reforma.

Wystarczy spojrzeć na Warszawę. Tam jeżdżenie samochodem do pracy czy na uczelnię to w zasadzie chory pomysł. U nas niestety odwrotnie. Białostoczanie jadą autobusem tylko wtedy, gdy muszą. To wszystko pokłosie podejścia do komunikacji władz miasta i dyrektora Prokopa. Kilka lat temu postawili na realizację strategii „smart”. Wszystko co się da miało być elektronicznie. Oczywiście dla dobra pasażera. Problem w tym, że pasażer ma gdzieś czy jest elektronicznie czy nie. Po prostu chce jak najszybciej dojechać tam gdzie planuje. A w tej kwestii niewiele się w Białymstoku zmieniło.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Grajewo czy Ełk? Gdzie jest lepiej mieszkać?

W ostatnim czasie trafiliśmy w internecie na ciekawą dyskusję mieszkańców na temat tego, gdzie lepiej mieszkać – w Grajewie czy może jednak Ełku. Przypomnijmy, że historycznie oba miasta znajdowały się w różnych krajach, co zdeterminowało ich późniejszy rozwój. Grajewo było granicą zaboru rosyjskiego. Ełk natomiast należał do Prus Wschodnich. Obecnie Ełk ma 60 000 mieszkańców zaś Grajewo 3 razy mniej. Ełk ma piękne położenie nad jeziorem i potencjalnie jest atrakcyjniejsze. Jednak Grajewo ma lepsze położenie pod względem drogowym – do stolicy województwa jest zaledwie 80 km w miarę prostą drogą. Z Ełku do Olsztyna zaś 2 razy tyle i to trudną, krętą drogą.

Ogólnie Ełk z resztą kraju jest źle połączony. Brakuje w tamtych rejonach dobrej infrastruktury drogowej. To powoli się jednak zmienia. Ełk jest miastem turystycznym, co z perspektywy mieszkańca może niektórych męczyć. Jeżeli chodzi o Grajewo, to jego mieszkańcy są zadowoleni z życia w swoim mieście. Nie ma problemów z różnymi rozrywkami czy pracą. Ogólnie więc można stwierdzić, że zarówno w Ełku jak i Grajewie można się śmiało odnaleźć. Obiektywnie Ełk jest ładniejszy – co można zauważyć już na pierwszy rzut oka w powyższych filmach.

Grajewo ma podobną historię co Białystok. Ze względu na graniczne położenie zamieszkiwane było przez żydowskich kupców. Podczas II wojny światowej zostali oni wywiezieni do niemieckiego obozu zagłady w Treblince. W okresie PRL do miasta sprowadzili się nowi mieszkańcy. Ełk natomiast należał do Królestwa Polskiego jeszcze długo przed zaborami. Ostatni raz w 1657 roku. Późniejsze prawie 300 lat było związane z Prusami, a później Niemcami. Po II wojnie światowej w mieście zamieszkali przesiedleńcy z Grodzieńszczyzny i Wileńszczyzny – terytoriów utraconych przez nasz kraj. Wysiedlono natomiast Niemców i Mazurów.

W nowoczesnej historii miasta Grajewo zasłynęło jednym z najbrzydszych kościołów w Polsce, zdjęciem konia na balkonie i memem o tym, że nie warto wyjeżdżać do Indii, bo wystarczy do Grajewa. Jeżeli chodzi o te ostatnie, to miasto zmieniło już swoje oblicze na dużo ładniejsze. Nie przypomina starej, zapuszczonej, post-prl-owskiej, zapomnianej mieściny.

Wiele osób kupuje mieszkania w Grajewie i dojeżdża do pracy do pobliskiego Ełku. W tym drugim ceny mieszkań prezentują się podobnie jak jeszcze 3 lata temu w Białymstoku – wahają się od 150 000 – 300 000 zł. Dwie pracujące osoby – nie miałyby problemu ze spłacaniem kredytu. W Grajewie natomiast jest jeszcze odrobinę taniej. Oba miasta są ze sobą połączone drogą i koleją. Pociąg jedzie 16 minut zaś samochodem dojedziemy w nieco ponad 30 minut.

Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć po której stornie granicy (dziś już województw) lepiej mieszkać. Warto jednak zauważyć, że oba miasta mają swoje walory. Liczba mieszkańców przemawia jednak za Ełkiem. Nowych ciągle tam przybywa. W Grajewie natomiast delikatnie się wyludnia. Nie ma co jednak przekreślać. Jeżeli ktoś rozważa mieszkanie w tamtych okolicach warto przetestować oba miejsca.

Partnerzy portalu:

Będzie świetna zabawa. Podlaskie Dożynki przed nami!
Wiatrak w Dąbrowie Białostockiej, fot. K. Kundzicz / Wikipedia

Będzie świetna zabawa. Podlaskie Dożynki przed nami!

Będą pokazy tradycyjnych obrzędów dożynkowych, prezentacja rękodzieła ludowego, degustacja regionalnych potraw oraz koncerty. W najbliższą niedzielę (12 września) mieszkańcy regionu będą świętować i dziękować za tegoroczne plony w Dąbrowie Białostockiej. Jak co roku, odbędzie się procesja z wieńcami i ich poświęcenie.

O godz. 13 uroczystości dożynkowe przeniosą się na dąbrowski stadion miejski. Nie zabraknie tu ludowego rękodzieła i lokalnych produktów. Smakoszy powinny zachęcić stragany z regionalnymi potrawami, a na nich babki ziemniaczane, krokiety, pierogi, a także słodkie przekąski – faworki i ciasta własnego wypieku. Odbędą się także konkursy – na najpiękniejszy wieniec i stoisko dożynkowe. Na scenie wystąpią m.in. „Kurpie Zielone”, Narwianie, Buńczuk, Sorakina, Studio Poezji i Solatium. Dożynki Wojewódzkie 2021 zakończą koncerty zespołów Miły Pan i Defis.

Dożynki to także świetna okazja, by spędzić czas z ludźmi. Ostatnie półtora roku próbowano ludzi zamknąć w domach. Niewątpliwie to czas stracony dla każdego. Dlatego teraz warto wykorzystywać wszystkie możliwe okazje, by wspólnie bawić się i celebrować życie. Przy okazji warto zwiedzić Sokółkę i Dąbrowę Białostocką, które mają wiele do zaoferowania.

Partnerzy portalu:

Droga Białystok – Wojszki prawie gotowa. Koniec udręki wielu mieszkańców się zbliża.
Wojszki, fot. Mikołaj Smykowski / Wikipedia

Droga Białystok – Wojszki prawie gotowa. Koniec udręki wielu mieszkańców się zbliża.

Trwa jeszcze wylewanie asfaltu na ostatnich 11 kilometrach drogi, lecz w październiku będzie można już jeździć. To kolejny pomnik po Gierku i jego socjalistycznym świecie, który właśnie idzie w zapomnienie. Droga „Angielka” była przygotowywana na Dożynki Centralne. Z tego całego, bezmyślnego rozmachu zabrakło jednak pieniędzy. Dlatego droga była w pół-asfaltowa a pół-żwirowa. Kierowcy jeździli z Białegostoku do Wojszek (a dalej Bielska Podlaskiego) asfaltową częścią pod prąd, zjeżdżając na żwir by ustąpić jadącym prawidłowo z drugiego kierunku. Stąd nazwa „Angielka”. Na szczęście po prawie 50 latach droga będzie już normalna.

W przyszłości będzie ona się w kilku miejscach stykać z planowaną ekspresową Via Carpatią. Najbardziej na obu inwestycjach zyskają mieszkańcy gminy Zabłudów. Jeżeli zobaczymy mapę zaludnienia naszego regionu to możemy zauważyć na niej, że we wszystkich gminach otaczających Białystok przybywa mieszkańców zaś w gminie Zabłudów ubywa. Ma to zapewne związek właśnie z fatalnym rozwojem tego samorządu. Jest to tak bardzo źle zarządzana gmina, że przez pewien czas nawet nie były odbierane śmieci u mieszkańców. Nie dopilnowano bowiem by na czas przedłużyć odpowiednie umowy. Dlatego nowe drogi są też nową okazją, by coś się zmieniło w zarządzaniu.

Planowany termin zakończenia prac na „Angielce” to 22 października 2021 roku.

Partnerzy portalu:

Zmiany w komunikacji miejskiej. Bardzo zyska na nich gmina Wasilków.

Zmiany w komunikacji miejskiej. Bardzo zyska na nich gmina Wasilków.

Zmiany w białostockiej komunikacji miejskiej. Nie chodzi jednak o tradycyjne dostosowanie rozkładu jazdy do powakacyjnej rzeczywistości. Powróciła linia 111, ale nie jedzie do Supraśla. Jest też linia 102, która zyskała nowe warianty – 122 i 132. Zyskają na tym mieszkańcy Wasilkowa i jego okolic oraz oczywiście wszyscy, którzy zwiedzają różne ciekawe miejsca w tamtych rejonach.

Zacznijmy od linii 111. Dawniej jeździła ona do samego Supraśla. Teraz tylko do miejscowości Ciasne. Przypomnijmy taki stan rzeczy wynika z konfliktu pomiędzy Tadeuszem Truskolaskim a Radosławem Dobrowolskim. Jeden lewituje wokół środowiska Platformy Obywatelskiej drugi zaś wokół Prawa i Sprawiedliwości. I tak oto wojenka pomiędzy dwoma ugrupowaniami przeniesiona na lokalny poziom powoduje, że obie strony nie mogą się dogadać w sprawie autobusów. I tak 111 jeździ tylko do Ciasnego (też Gmina Supraśl) natomiast każdy kto chce dojechać do podbiałostockiego uzdrowiska musi skorzystać z linii 500, która to jest organizowana przez gminę Supraśl, co powoduje oczywiście problem związany z oddzielnymi biletami.

Jeżeli chodzi o linie 102, 122 i 132 to tutaj jest sytuacja odwrotna. Porozumienie między Białymstokiem i Wasilkowem jest. W efekcie – 102 jeździ z centrum przesiadkowego w Białymstoku z Al. Piłsudskiego przez Muzeum Wsi, Jurowce, Sochonie do Wasilkowa do ul. Kościelnej (os. Lisia Góra). Natomiast 122 jedzie tą samą trasą lecz w Jurowcach nie skręca do Sochoń. Jedzie prosto do Wasilkowa przez Rynek aż do cmentarza. Z kolei 132 z Jurowiec jedzie do Katrynki. Jest jeszcze linia 108, której trasa została wydłużona do ul. Żwirowej w Wasilkowie (os. Lisia Góra). Wcześniej autobus zalicza Karakule i Nowodworce. Warto dodać, że Wasilków ma też własną komunikację.

Jeżeli chodzi o pozostałe linie to zmieniły się rozkłady jazdy linii: 2, 3, 5, 11, 13, 22, 24, 25, 28, 29, 100, 106.

Partnerzy portalu:

Perony rozkopane, umowy podpisane. Podlaska kolej prze do przodu!
fot. Bialystok.pl

Perony rozkopane, umowy podpisane. Podlaska kolej prze do przodu!

Dziś mamy trochę dobrych wiadomości dotyczących podlaskiego transportu kolejowego. Każdy, kto ostatnio wizytował dworzec kolejowy w Białymstoku widzi trwające tam prace ziemne. Powstaje właśnie tunel pod torami. Zastąpi on kładkę, której schody w dzieciństwie przyprawiały niejednego o dreszcze. Na początku planowano, że będzie to także przejazd dla samochodów, ale zabrakło pieniędzy i ograniczono się tylko do pieszych i rowerzystów.

Z kolejowych inwestycji to jednak nie wszystko. Jak wielokrotnie informowaliśmy w planach rządu jest utworzenie Centralnego Portu Komunikacyjnego pod Warszawą. Gigantyczne lotnisko ma być połączone szybkimi drogami kolejowymi z wieloma miastami w Polsce. Oczywiście do samych planów należy zawsze podchodzić z rezerwą. To, że coś sobie wymyślą politycy, nie oznacza jeszcze że wejdzie w życie. W tym przypadku sprawa posuwa się już do przodu. Spółka Centralny Port Komunikacyjny podpisała umowę na studium wykonalności na trasę, która w ramach drogi na lotnisko połączy trzy województwa: mazowieckie, podlaskie i warmińsko-mazurskie. Mowa tu o 140-kilometrowym odcinku linii kolejowej nr 29: Ostrołęka – Łomża – Kolno – Giżycko. Miejmy tylko nadzieję, że władze naszego województwa połączą też kolejowo Białystok z tymi miastami. Kuriozalne by było gdyby do Łomży można było dojechać z Warszawy, a z Białegostoku nie. Wówczas ostatecznie potwierdziłoby się, że łączenie Łomży i Białegostoku w jedno województwo nie miało sensu.

Jest jeszcze kwestia kolejowej obwodnicy Białegostoku. Przypomnijmy, że obecnie przyjazd do Białegostoku innym składem niż elektryczny zespół trakcyjny (czyli pociąg, który na początku i końcu ma kabinę dla maszynisty) powoduje, że na ewentualny powrót trzeba odpinać lokomotywę, manewrować i podpinać się z drugiej strony. To zajmuje sporo czasu, a każdy chciałby szybko. Powstała więc koncepcja stworzenia obwodnicy, dzięki której pociąg bez odpinania lokomotywy pojedzie w odwrotną stronę. Problem polega na tym, że pierwsze koncepcje przebiegu trasy wywołały protesty mieszkańców, którzy się pobudowali pod miastem i teraz nie chcą mieć w pobliżu torów. Dlatego też trwają konsultacje, są przedstawiane nowe warianty. Póki co na żaden się nie zdecydowano, ale pomysłu nie porzucono.

 

Partnerzy portalu:

Czy pod Pałacem Branickich powstanie wielka aula? Oby nie.
fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Czy pod Pałacem Branickich powstanie wielka aula? Oby nie.

Czy pod Pałacem Branickich powinna powstać aula? Tego chce uczelnia, która zajmuje budynek. Jest to jednak pomysł bardzo kontrowersyjny, bo wizytówka miasta to zabytek i to jeszcze jeden z najważniejszych. Czy z tego powodu należy jednak przekreślać plany Uniwersytetu Medycznego? Decyzję będzie podejmować Podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków – Małgorzata Dajnowicz. Warto jednak rozpatrzyć za i przeciw tego pomysłu.

Zacznijmy od argumentów „za”. Po pierwsze aula ma znajdować się pod ziemią, więc z zewnątrz nic się nie zmieni. Przy okazji być może zniknęłyby te okropne betonowe płyty, które robią obecnie za parking. Konieczność rozkopania terenu spowodowałaby zdjęcie tej nawierzchni i położenie nowej. Kolejnym argumentem „za” jest fakt, że obecny Pałac po wojennych zniszczeniach jest odwzorowany bardzo dobrze, lecz jego otoczenie już nie. Ogród jest dwa razy krótszy, a na jego boku zamiast stawu z wyspą jest po prostu trawa. Skoro tak, to tym bardziej można coś dobudować pod ziemią. Szczególnie, że niezauważalne modyfikacje zabytków mają miejsce na całym świecie.

Jeżeli chodzi o argumenty „przeciw”, to przede wszystkim rozbudowa Pałacu o aulę spowodowałaby zwiększoną eksploatację zabytku. W praktyce oznacza to, że wentylacja i klimatyzacja auli oraz odpowiednie utrzymanie jej spowoduje zużycie ogromnych zasobów energetycznych. O ile nie martwi nas uczelniany rachunek za prąd, o tyle – tego typu wielkie budynki emitują potężną dawkę ciepła. W zabetonowanym centrum to pomysł karygodny. Wystarczy zwrócić uwagę na dwa inne tego typu inwestycje – opera oraz kampus. Oba stoją w miejscach pochłoniętych przez zieleń. Ciepło w lesie czy zazielenionym terenie jest pochłaniane przez rośliny. Natomiast otoczenie Pałacu to wyłącznie beton. Z tego względu inwestycja nie powinna powstać.

Przedstawiliśmy jednak argumenty środowiskowe. Tymczasem decyzję w tej sprawie wydawać będzie konserwator zabytków. Czy są przeciwwskazania? To się okaże już niedługo.

Partnerzy portalu:

Jeżeli lubisz nietoperze, to musisz tam być. Będzie nocny spacer i ognisko.

Jeżeli lubisz nietoperze, to musisz tam być. Będzie nocny spacer i ognisko.

VIII Noc Nietoperzy w Parku Krajobrazowym Puszczy Knyszyńskiej przed nami. 27 sierpnia 2021 roku w siedzibie tej instytucji o godz. 17.45 rozpocznie się interesujący wieczór. Najpierw zacznie się prezentacją dotyczącą tych niesamowitych, latających ssaków. Będzie mówić Grzegorz Błachowski z Lasonauci.pl. Następnie będzie można zobaczyć kolejną prezentację w wykonaniu Adama Sacharewicza z Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej i wspomnianego już Grzegorza Błachowskiego. Ta będzie dotyczyć działań dotyczących nietoperzy i dalszych planach rozwojowych.

Po części formalnej zacznie się już trochę lżej. O godz. 19.15 rozpoczną się konkursy chiropterologiczne, zaś o 19.45 rozpocznie się spacer z nietoperzami w plenerze. Będzie to przechadzka w okolicach siedziby Parku połączona z warsztatami chiropterologicznymi, badaniami, obserwacjami, nasłuchami i rozmowami na tematy nietoperzy. Następnie uczestnicy wrócą na teren siedziby, gdzie będzie czekać już ognisko.

Wstęp na imprezę jest bezpłatny, Park Krajobrazowy Puszczy Knyszyńskiej prowadzi zapisy telefoniczne: (85) 718 37 85 oraz e-mailowe [email protected]. Warto tam być. Wieczorny klimat Supraśla w piątek na pewno sprawi, że to będzie świetnie spędzony czas. Siedziba parku znajduje się przy ul. Chodakowskiego 6.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Białoruski Festiwal Prymackaja Biasieda w Michałowie to wyjątkowa impreza. Zobacz jak grali w tym roku.

Prymackaja Biasieda w Michałowie co roku przyciąga tłumy. Nic dziwnego muzykę pogranicza uwielbiają tysiące mieszkańców Podlaskiego. W ostatniej edycji oprócz wspaniałych artystów na scenie, nie zabrakło pieczonego prosiaka. Przy okazji świętowano 25-lecie znanego i lubianego zespołu Prymaki. Celem imprezy jest zachowanie i kultywowanie tradycji związanych z regionalnym folklorem mniejszości białoruskiej. Trzeba przyznać, że mniejszość Białoruska na Podlasiu ma się dobrze. Obejrzyjcie sami.

 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Siabrouskaja Biasieda 2021 za nami! Nie było Cię? Możesz obejrzeć w domu.

To jedna z ważniejszych imprez o zasięgu międzynarodowym, która prezentuje dorobek kulturowy regionu i twórczość ludową z naciskiem na kulturę mniejszości białoruskiej. Tegoroczna, XXI edycja festiwalu Siabrouskaja Biasieda, odbyła się w sobotę, 31 lipca, w amfiteatrze w Zarzeczanach, przyciągając tłumy wielbicieli lokalnej tradycji. Ze wszystkich, cyklicznych podlaskich imprez ta jest jedną z najlepszych. Dlatego szykujcie sobie już czas na kolejny rok. Jeżeli nie byliście w tym roku, to możecie obejrzeć w domu.

Impreza ma charakter koncertu połączonego ze wspólną zabawą, w której uczestniczą wykonawcy i publiczność. Nawiązuje do tradycyjnego, zakorzenionego w kulturze słowiańskiej, przyjacielskiego spotkania, na którym nie może zabraknąć muzyki, śpiewu i tańca. W tym roku na scenie wystąpili artyści w różnym wieku – dorośli, młodzież, dzieci. Gwiazdą wieczoru był zespół Czeremszyna. Wydarzenie urozmaiciły występy dziecięcego zespołu taneczno-wokalnego „Padlaski wianok” oraz kapeli „Batareja”. Wystąpiły również zespoły promujące muzykę białoruską: AS, Dobryje Grajki oraz Souvenir.

Partnerzy portalu:

Białystok zyska kolejny przystanek kolejowy. Przydałoby się jeszcze kilka innych.
Przystanek na Zielonych Wzgórzach już powstaje. fot. PKP PLK SA

Białystok zyska kolejny przystanek kolejowy. Przydałoby się jeszcze kilka innych.

Trwa budowa przystanku kolejowego pomiędzy ulicami Zielonogórska i Starosielce w Białymstoku. Jest to część trasy Rail Baltica. Wszystko będzie tak skonstruowane, że pociągi jadące na przykład z Ełku do Bielska Podlaskiego oraz z Łap do Ełku nie będą musiały zajeżdżać do Białegostoku. To wszystko w teorii. W praktyce pociągi będą jeździć tak, jak zaplanuje przewoźnik. Szczególnie, że pomijanie głównej stacji w mieście nie ma żadnego sensu.

Trzeba jednak pamiętać o dwóch sprawach. Transport kolejowy nie polega na przewożeniu wyłącznie pasażerów. Dlatego jeżeli nawet nie będzie połączeń pasażerskich pomiędzy stacjami „Ełk – Bielsk Podlaski” czy też „Łapy – Ełk”, toteż istnienie takiej infrastruktury pozwoli na planowanie nowych łańcuchów dostaw, co przyczyni się do rozwoju naszego regionu.

Jednak nie wolno być minimalistą. W interesie wszystkich mieszkańców jest rozwój kolei także dla pasażerów. W ostatnim czasie pisaliśmy, że największym w zasadzie problemem jest brak połączenia ze Śniadowem (mimo istniejących przejezdnych torów) oraz brak połączenia kolejowego z Białowieżą. Jest też problem wykluczenia Łomży. Od 1993 roku nie było tam pociągu pasażerskiego. Mają one wrócić, ale plany są bardzo mgliste. Ogólnie mówiąc jakieś plany są, ale żadnych realnych terminów. Prace projektowe (czyli konkretny plan budowy) mają zostać ukończone dopiero w 2023 roku). Zaś rozpoczęcie robót budowlanych ma być w nowej perspektywie finansowej UE. W praktyce oznacza to, że takie połączenie będzie jeżeli Unia w kolejnym rozdaniu środków będzie łożyć dalej na rozwój kolei. Bo urzędnicy z Brukseli mogą powiedzieć „dość”, tak jak to było w przypadku lotnisk regionalnych. Wtedy zostaniemy sobie z planami.

Niezależnie od tych planów ma być budowane z połączenie kolejowe łączące Ostrołękę z Łomża i Giżyckiem. Tutaj jednak również terminy nie są zbyt napięte. Ogólnie wszystkie inwestycje kolejowe związane z budową CPK mają potrwać do 2034 roku. Trudno też powiedzieć czy do tego czasu projekt dotrwa, gdyż może zniknąć w momencie zmiany władzy w Polsce.

Oprócz wspomnianego wyżej problemu Łomży, który może zostanie w końcu rozwiązany przez odpowiednie inwestycje, powstaje jeszcze Rail Baltica. Połączenie w naszym regionie przebiega po obecnych torach kolejowych, tyle że na nowoczesnej infrastrukturze. Przy okazji budowane są również przystanki kolejowe. Jadąc do Warszawy pociągiem można zauważyć, że niektóre z nich zatrzymują się w zupełnie nowych miejscach. Czy zatem pociąg pośpieszny w przyszłości będzie też zatrzymywać się na Nowym Mieście? Bardzo możliwe. Nowoczesne składy dużo szybciej sobie radzą z zatrzymaniem i ponownym ruszeniem niż maszyny starego typu. Dlatego też nie powoduje to zbyt wielkich opóźnień w rozkładzie jazdy. Ciekawe jednak czy nie odbędzie się to kosztem stacji Starosielce?

Trzeba się jeszcze przyjrzeć czy jest sens omijania przez pociągi pasażerskie Białegostoku. Obecnie pociąg z Hajnówki do Gdyni jedzie przez stację główną i tak powinno zostać. Jeżeli będzie połączenie Olsztyn – Warszawa przez Białystok (które samo w sobie nie ma sensu), to także jeszcze głębszym nonsensem byłoby omijanie stolicy województwa podlaskiego i zatrzymywanie się wyłącznie na stacji na Zielonych Wzgórzach. Dlatego nowa infrastruktura łącząca 3 kierunki w tamtym miejscu będzie raczej przydatna tylko dla pociągów towarowych.

Tak czy siak inwestycje kolejowe cieszą. Patrząc z perspektywy ostatnich dekad, to po upadku PRL z powodów finansowych kolej w Podlaskiem bardziej dogorywała. Teraz rozkwita. Warto jednak zauważyć, że w Białymstoku i jego okolicach przydałoby się jeszcze kilka innych przystanków kolejowych. Zauważalny jest mocno brak takowego na osiedlu Białostoczek, Szczególnie, że planowane są dodatkowe dwa przystanki w Wasilkowie – jeden przy ul. Nadawki obok działek, drugi na osiedlu Lisia Góra. Gdyby jeszcze dodać do tego przystanek na wspomnianym Białostoczku to od stacji głównej można by było stworzyć całkiem dobre, lokalne połączenie z Czyżewa aż do Grodna. Tego typu propozycji snuć można jeszcze więcej. Póki co kolej jest u nas traktowana podobnie jak ścieżki rowerowe. Są to inwestycje przy okazji. Gdyby Unia nie dawała, to sami by nie budowali.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Rowerem po Białymstoku. Mapy to jedno, zobacz jak wygląda to w praktyce.

Wycieczki po Białymstoku rowerem można zaliczyć bardziej do przyjemności, a nie udręki. Szczególnie, gdy zobaczymy jak to wygląda w innych miastach. Do ideału jeszcze nam daleko, ale nie wynika to z infrastruktury, a bardziej z przekonania, że rowerzysta stoi niżej w hierarchii uczestników ruchu drogowego niż kierowca samochodu. Za zachodnią granicą Polski jest zupełnie inaczej. Tam chociażby w Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii – nikogo nie frustruje fakt, że po jednej ulicy jedzie samochodem obok wolniejszego rowerzysty. Może też zaskakiwać fakt, że na skrzyżowaniach są światła drogowe dla rowerzystów. Zielone dla nich włącza się tam 10 sekund szybciej niż dla samochodów. I mamy taki oto widok, że przy linii skrzyżowania stoi kilkanaście rowerów, które na zielonym ruszają. Zaś samochody startują chwilę później. I jest to tam dla każdego normalne. U nas tego typu rozwiązania mogłyby doprowadzić do zamieszek albo bijatyk pomiędzy uczestnikami ruchu drogowego na ulicy.

W Białymstoku jest jedna ulica, gdzie ruch samochodowy w zasadzie się „miesza” z rowerowym. To ul. Sienkiewicza. Jest to jednak umowne, gdyż tu także mamy dość ciekawy mix. Bo nie ma żadnych granic pomiędzy jezdnią, drogą dla rowerów i chodnikiem. Wygląda to bardziej jako namiastka tego co na zachodzie. Jeszcze inaczej jest na granicy Białegostoku i Wasilkowa. Tam również jest fragment drogi łączącej oba miasta, która jest przyklejona do jezdni lecz odgrodzona specjalnymi gumowymi „zaporami”. To także jest jednak „namiastka”. Takiego prawdziwego pasa biegnącego razem z drogą u nas nie ma.

Póki co w kraju oprócz miejskich dróg dla rowerów połączonych z chodnikami, królują też trasy widokowe. Nadmorska R-10, mazursko-podlasko-lubelsko-świętokrzyskie Green Velo to najbardziej znane. Ostatnio w Białogardzie (woj. zachodniopomorskie) zwężono jezdnie dla samochodów i namalowano czerwone pasy dla rowerów. Czyli wprowadzono 1:1 dokładnie to co na zachodzie. Efekt? Bliski zamieszek. Aczkolwiek na dodatkową uwagę zasługuje „fiokołek” urzędników, którzy zbudowali taką drogę niezgodnie z prawem (chociaż wypierają się że tak nie jest). Otóż szerokość jezdni wynosi tam 2 metry, przez co brakuje 50 cm by było zgodne z przepisami. Jednak urzędnicy tłumaczą, że „wytyczone pasy dla rowerów nie są wyłącznie dla nich. Nadal samochody mogą po tych pasach jeździć. Linia jest przecież przerywana, a nie ciągła.” – czytamy w gk24.pl. Tymczasem tam urzędnicy prawo jazdy to chyba znaleźli w czipsach. Prawo o ruchu drogowym mówi jasno: Art. 16. 1. Kierującego pojazdem obowiązuje ruch prawostronny. 4. Jeżeli pasy ruchu na jezdni są wyznaczone, nie może zajmować więcej niż jednego pasa.

Dlatego też, gdy patrzymy z różnych perspektyw na Białystok to naprawdę nie jest źle. Naprawdę lepiej przepychać się pomiędzy pieszymi, którzy wolą chodzić miękkim asfaltem niż twardą kostką brukową niż użerać z kierowcami samochodów. Nie jesteśmy jeszcze gotowi, by było u nas tak jak być powinno. Czyli cały ruch drogowy osobno, a piesi osobno. Póki co jesteśmy na etapie miksów.

Partnerzy portalu:

Białystok ma już prawie 160 km ścieżek rowerowych. Będą następne.

Białystok ma już prawie 160 km ścieżek rowerowych. Będą następne.

Dopiero co oddano do użytku podwieszaną ścieżkę rowerową przy ul. Kalinowskiego, a już znane są plany kolejnych inwestycji rowerowych w mieście. Białystok jest jednym z liderów rozwoju infrastruktury rowerowej w Polsce. Każdy, kto odwiedza inne miasta może to zauważyć gołym okiem.

W trakcie realizacji są w Białymstoku są drogi dla rowerów m.in. na Alei Tysiąclecia Państwa Polskiego, dzięki której można dogodnie jechać na Jurowce. Inwestycje są także na ulicy Depowej i Słonecznej. A w najbliższym czasie rozpocznie się także rozbudowa infrastruktury rowerowej na ulicach Łomżyńskiej, Bohaterów Monte Cassino, Św. Rocha. Będzie również ścieżka na Raginisa, dzięki której rowerzyści będą mieli dogodny wyjazd na Supraśl. Powstanie także ścieżka w planowanym przejściu podziemnym pod torami dworca kolejowego. Ścieżki powstaną także wraz z rozbudową ulic Kolejowej i Zwycięstwa.

Podwieszana ścieżka rowerowa na Kalinowskiego wraz z chodnikiem ochrania systemy korzeniowe kasztanowców rosnących wzdłuż ulicy. Konstrukcja ma długość 30 m i 4 m szerokości. Nawierzchnia z betonowych płyt wspiera się na palisadzie z betonowych bloczków, co odciąża korzenie drzew. Przejażdżka tą bezpieczną dla drzew ścieżką, w cieniu pięknych kasztanowców, to czysta przyjemność.

Partnerzy portalu: