Praca wre przy Sukiennej. 126-letnia kamienica była latami zapuszczona. Teraz odzyska blask.

Praca wre przy Sukiennej. 126-letnia kamienica była latami zapuszczona. Teraz odzyska blask.

Przy ul. Sukiennej w Białymstoku została wybudowana jeszcze w XIX wieku. Ostatnie lata przypominała niestety ruderę. Na szczęście jej los się odmienił. Trwa właśnie jej renowacja. Gdy prace się zakończą, to w środku mieścić się będzie instytucja opiekuńczo-wychowawcza. Proces związany z całkowitym remontem był bardzo długi. W 2013 roku żyło w nim 12 rodzin, które zajmowało mieszkania komunalne. Lokatorzy byli zobowiązani do remontów na własną rękę. Okazało się, że stan techniczny kamienicy jest tak zły, że żaden remont tam nie pomoże.

 

Na gruntowny remont budynku bardzo długo nie było pieniędzy. Aż w 2017 roku zapadła decyzja by coś z budynkiem jednak zrobić. Rozpoczęto pierwsze przygotowania. Stan techniczny budynku był jednak coraz gorszy. Postanowiono, że wszystkich mieszkańców sukcesywnie się wykwateruje. Gdy się to już udało budynek stał pusty, to budynek zabito płytami i tak czekał na „lepsze czasy”. W końcu znalazły się pieniądze na remont. Kamienica dziś ma 126 lat i właśnie jest odnawiana. Nie będzie już taka szaro-bura jak na zdjęciu. Cegły znów będą żółte a zdobienia nad oknami czerwone. To oczywiście najbardziej wizualna zmiana, bo remont polega oczywiście na dostosowaniu budynku do bardzo wysokich norm. Wszystko po co, by dzieci przebywające w placówce opiekuńczo-wychowaczej były bezpieczne. W planach jest także zmiana na podwórzu, gdzie stoją budynki gospodarcze.

 

Obecnie przy Sukiennej praca wre. Co ciekawe, tuż obok na rogu ul. Sukiennej i ul. Stołecznej również trwają pewne prace. Otóż w skrawek ziemi pomiędzy szkołą a kamienicą (inną niż remontowana) postanowiono wcisnąć… blok. Miejsce kompletnie kuriozalne, ale cóż. Poza komicznym umiejscowieniem to dobry kawałek ziemi w centrum. Na pewno znajdą się chętni na mieszkania.

Partnerzy portalu:

Czy można ukraść pomnik? W Białymstoku robiono to aż 3 razy! Za każdym razem znikała inna rzeźba.

Czy można ukraść pomnik? W Białymstoku robiono to aż 3 razy! Za każdym razem znikała inna rzeźba.

Trudno powiedzieć dlaczego złodzieje to robili, ale sam fakt, że znikały jest bardziej zabawny niż oburzający. W historii Białegostoku były co najmniej 3 takie przypadki, gdzie ktoś ukradł artystyczny wyraz upamiętniający w postaci pomnika.

Na pamiątkę carskiego pułkownika

Mikołaj Kawelin w towarzystwie trzech kobiet. Zdjęcie zrobione w jego majątku Majówka (fot. Centrum Ludwika Zamenhofa)

Pierwszy pomnik, który zginął to pies Kawelin. Legenda głosi, że białostoczanie tak bardzo lubili carskiego pułkownika Mikołaja Kawelina, że postawili mu pomnik… ale psa. Trzeba przyznać, że pułkownik był bardzo do niego podobny. Mikołaj Kawelin po I wojnie światowej osiadł w okolicy Białegostoku. Był właścicielem kilkunastu tysięcy hektarów lasów, posiadał tartaki, mleczarnie. Miał własny apartament w białostockim Ritzu. Podobno potrafił do recepcji hotelu wjechać konno. Był też jednym z pierwszych prezesów Jagiellonii Białystok. Kamienisty buldog jako jego podobizna dumnie stał w miejscu, gdzie dziś stoi pomnik ks. Jerzego Popiełuszki. Podczas II wojny światowej najprawdopodobniej pieska wywieźli okupujący Polskę niemieccy żołnierze w głąb Niemiec. Być może do dziś stoi u kogoś w ogródku?

 

Dzisiejszy Kawelin stoi tuż przy wejściu na Planty idąc od Alei Bluesa. Jest to replika, z którą wiąże się inna ciekawa historia. Otóż w 2004 roku na dawnych Chanajkach, na opuszczonej posesji przy ul. Bema bawili się dwaj chłopcy. Podczas tej zabawy znaleźli stare klisze, które potem zanieśli do redakcji Gazety Wyborczej. Grzegorz Dąbrowski, ówczesny fotograf (a potem redaktor naczelny gazety) postanowił wywołać klisze. Okazało się, że są to zdjęcia dawnych białostoczan, których fotografował prowadzący swój zakład przy ul. Kilińskiego Bolesław Augustis. W pobliżu zakładu stał właśnie pomnik Kawelina, który powtarzał się na wielu zdjęciach. Mieszkańcy chętnie pozowali przy tej rzeźbie. I tak padł pomysł, by rzeźbę jeszcze raz wyrzeźbić. Od słów do czynów i mamy efekt w postaci dzisiejszej repliki. Jako, że w miejscu oryginału stoi pomnik ks. Popiełuszki, to druga wersja Kawelina dostała inne, równie dobre miejsce. Wywołane zdjęcia Augstisa można oglądać na stronie albom.pl

Były drzewa, są kamienie

fot. Rapnik / Wikipedia

Kawelin to nie jedyny pomnik jaki został skradziony. Obecny Pomnik Obrońców Białegostoku to już trzecia wersja. Obecnie są to ogromne, kamieniste monumenty stojące na wylocie do Warszawy oraz na Mazury. Pierwszą wersją pomnika były prawdziwe, spalone drzewa, które pamiętały 1939 rok. Gdy ich stan był już bardzo zły, to zamieniono je na metalową drugą wersję. Ktoś na nią się jednak połasił i… ukradł w 1999 roku. Prawdopodobnie pomnik spodobał się bardzo złomiarzom. Wersja numer 3 pomnika (obecna) stoi od 2009 roku. Jest zbyt ciężka by ją ukraść, a i na złom się nie nadaje.

Straciła głowę

Oryginalne Praczki na białostockich Plantach stały od 1946 roku. Były autorstwa wybitnego polskiego artysty – Stanisława Horno-Popławskiego. Jego rzeźby stały w wielu polskich miastach. W 1978 roku odrestaurowano pomnik. Cenne dzieło trafiło w 1992 roku do rejestru zabytków. Zaś w 2000 roku jedna z praczek straciła głowę. Ktoś ją zwyczajnie ukradł. W 2003 roku inna praczka została przepołowiona. Ktoś zwinął jej górną część, czyli popiersie. Co ciekawe po czasie głowa odnalazła się, ale inna. Tajemnicza rzeźba leżała u pewnej białostoczanki w ogródku. Nie wiadomo jak tam trafiła, ale było to bardzo dawno temu. Po analizach stwierdzono, że to na pewno nie jest praczka, ale prawdopodobnie wyrzeźbił ją Stanisław Horno-Popławski. Były to jednak tylko przypuszczenia, bez dowodów. Właściwa głowa oraz pół drugiej praczki nigdy się nie znalazły. Braki oczywiście wymieniono.

Partnerzy portalu:

Zmarł Marszałek Józef Piłsudski
Adolf Hitler w czasie mszy żałobnej za duszę Józefa Piłsudskiego w berlińskiej katedrze św. Jadwigi

Zmarł Marszałek Józef Piłsudski

Po długiej i ciężkiej chorobie, przeżywszy 68 lat w 1935 roku, zmarł Marszałek Józef Piłsudski. w kraju ogłoszono sześciotygodniową żałobę narodową. Prezydent Ignacy Mościcki wysłał z listem do Krakowa generała Bolesława Wieniawę Długoszowskiego, którym Prezydent prosił metropolitę Adama Sapiehę o przyzwolenie na pochowanie zwłok Marszałka Piłsudskiego w krypcie wawelskiej. Metropolita spełnił prośbę Prezydenta Mościckiego.

 

Archiwum Państwowe w Białymstoku

Partnerzy portalu:

Wiadomo kiedy wrócą rowery miejskie. Na wynajem dostępne są hulajnogi, skutery i samochody.

Wiadomo kiedy wrócą rowery miejskie. Na wynajem dostępne są hulajnogi, skutery i samochody.

Ostatnie lata rowery miejskie cieszyły się w Białymstoku ogromną popularnością. Mimo wielu zastrzeżeń do ich jakości, był to dobry środek transportu jak na Białystok czyli miasto, które jest kompaktowe. W zasadzie bezpłatnie dało się dojechać praktycznie wszędzie – nie czekając ani na autobus, ani nie stojąc na przystankach, ani nie robić sobie kłopotu z biletami.

 

Epidemia zmieniła bardzo wiele także i w kwestii tak zwanego dzielenia się. Kultura na wykorzystywanie jednego pojazdu przez wiele osób nieco się zmieniła. Ludzie znów wracają do posiadania na własność. Niemniej jednak w Białymstoku wystartuje w tym roku BiKeR. Zwykle rowery były dostępne od kwietnia. Tym razem miasto podpisało umowę w ramach której mieszkańcy będą mieli do dyspozycji ponad 600 rowerów. Wszystko rusza w lipcu.

 

Warto przypomnieć, że w Białymstoku oprócz miejskich rowerów jest także możliwość szybkiego wypożyczania elektrycznej hulajnogi, skutera, a ostatnio nawet i samochodu. Jednak tylko za pierwsze 20 minut na rowerze nie płacimy nic, bo miasto płaci za nas, naszymi pieniędzmi z podatków. W pozostałych przypadkach trzeba samodzielnie opłacić usługę. Niezależnie co wypożyczamy musimy posiadać specjalną aplikację w telefonie. W przypadku BiKeRa trzeba też założyć konto i doładować je na 10 zł. W przypadku skutera trzeba podać numer karty płatniczej oraz zweryfikować się prawem jazdy. Podczas korzystania z pojazdu należy też zakładać siatkę higieniczną na głowę, by odseparować ją od kasku. Nowością są natomiast samochody. Firma proponuje przejazdy w różnych cenach. Aczkolwiek warto najpierw przejrzeć opinie w Google.

 

BiKeR składający się z 30 stacji i 300 rowerów został uruchomiony 31 maja 2014 r. W kolejnych sezonach był rozbudowany o nowe miejsca wypożyczeń, a pula pojazdów powiększała się. Od maja 2014 r. do listopada 2019 r. 92 tysiące użytkowników dokonało ponad 3 milionów wypożyczeń.

Partnerzy portalu:

Tu mieszkali Polekszanie, potem było miasto. Warto odwiedzić biebrzański Osowiec-Twierdzę.
fot. Henryk Borawski / Wikipedia

Tu mieszkali Polekszanie, potem było miasto. Warto odwiedzić biebrzański Osowiec-Twierdzę.

Dawniej było to miasto Marcinpol, dziś jest to wieś Osowiec-Twierdza, która słynie – jak sama nazwa wskazuje z twierdzy. Warto te miejsce odwiedzić, by zobaczyć XIX wieczne fortyfikacje, przejść się kładką oraz odwiedzić bunkry na wysepce. Osowiec to inaczej smutne, posępne odludzie (miejsce osowiałe). Nic dziwnego, że tak je zaborca nazwał. Okoliczne biebrzańskie bagna wówczas mogły odstraszać wiele osób. Choć dla przyrody to bardzo pożyteczne miejsce, to do dziś zapuszczenie się na bagna może się źle skończyć dla człowieka. W okresie międzywojennym dodano do nazwy miejscowości słowo „Twierdza”. Potem była II Wojna Światowa i komunizm a wieś znów byłą Osowcem. W 1998 roku postanowiono wrócić do przedwojennej nazwy.

 

O tym wyjątkowym punkcie na mapie wiemy dosyć sporo. Otóż w czasach bardzo dawnych mieszkało tam jaćwieskie plemię – Polekszanie. W 1444 roku wieś nazywała się Okrasa. Wiele się zmieniło, gdy zbudowano tam most i komorę celną. 1743 roku miejsce to nazywało się już Marcinpol i zostało miastem. Funkcjonowało tak do 1827 roku. Pod koniec XIX wieku już przez Osowiec budowano kolej łączącą Białystok z Królewcem. Rosyjski zaborca mniej więcej w tym samym czasie zbudował także jedną z największych twierdz, której zadaniem było chronić północno-zachodnie granice Imperium Rosyjskiego. Rozbudowa fortyfikacji trwała aż do wybuchu I wojny światowej. Twierdza spełniła swoją rolę. Niemcy bezskutecznie próbowali ją zdobyć podczas walk z Rosjanami. Ostatecznie ci drudzy ewakuowali się sami rok po wybuchu wojny. Dopiero wtedy Niemcy zajęli fortyfikację.

 

W międzywojniu w twierdzy stacjonowały już wojska polskie. Podczas II wojny światowej Niemcy nawet nie próbowali zdobywać twierdzy w Osowcu. Dlatego też skierowali się na Wiznę. W późniejszych dniach wojny w twierdzy stacjonowali już Niemcy, gdy razem z Rosjanami rozerwali Polskę na strzępy. W 1945 roku ostatnie wojska wróciły do Niemiec. W PRL w Osowcu znajdowała się jednostka wojskowa. Obecnie jest tam skład amunicji.

 

W twierdzy znajduje się Muzeum Twierdzy Osowiec. Gorąco polecamy odwiedzić to miejsce. Warto jednak pamiętać, że znajduje się ona na bardzo cennym przyrodniczo terenie, który można zwiedzić osobno. Rozlewiska, trzesawiska oraz bagna biebrzańskie już doskonale znacie z powodu ostatniej tragedii. W Osowcu jest kładka, którą warto przejść się, by z bliska przyjrzeć się tamtejszej przyrodzie. Dobrze jest też wybrać się na wyspę, gdzie znajdują się schrony. Podobno grasuje tam duch „Czarnej damy”, która pierwszy raz zobaczona została przez cara Mikołaja II – jeszcze, gdy żyła. Przy okazji trzeba nadmienić, że nie można zwiedzać całego fortu, gdyż częściowo został zniszczony, a częściowo należy do wojska. Turyści oprócz muzeum mogą oglądać fortyfikacje z przewodnikiem.

Partnerzy portalu:

Pogorzelisko Biebrzańskiego Parku Narodowego zanika. Wszystko kwitnie!

Pogorzelisko Biebrzańskiego Parku Narodowego zanika. Wszystko kwitnie!

Chyba po raz pierwszy w życiu tak wielu ludzi zainteresowało się w Polsce pożarem. Gdy pali się jakiś budynek to zwykle wzbudza to lokalne zainteresowanie – najbliższych sąsiadów budynku. Sprawni strażacy dosyć szybko załatwiają sprawę. Czasem jest trudniej – mam tu na myśli nawracający „tajemniczy” pożar na wysypisku w Studziankach pod Wasilkowem. I tu przechodzimy do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ogromny ogień przerósł wszystkich. Garstka strażaków desperacko walczyła z żywiołem dopóki sprawy nie nagłośniły media ogólnopolskie. Nagle znaleźli się dodatkowi strażacy, żołnierze, samoloty, helikoptery i pieniądze na akcje gaśniczą. A wszystko to zaczęło się od wypalania traw.

 

Różne informacje przekazuję ludziom od 2006 roku. Przez te 14 lat akcji strażaków, którzy wyjeżdżali by gasić trawy było tak wiele, że trudno byłoby już to zliczyć z pamięci. Zainteresowanie tym tematem jednak zawsze było bliskie zeru. Gdy nie było kryzysu klimatycznego, gdy nie było pandemii koronawirusa to ludzie bezmyślnie konsumowali. Jeszcze w latach 90-tych mówiło się o masowym wycinaniu drzew. Nikt jednak nie patrzył na to serio. O wirusie, który zarazi cały świat mówiono gdzieś koło 2000 roku w telewizji w programie „Nie do wiary”. Czy ktoś to brał na poważnie? A pamiętacie kryzys z uchodźcami? To było tak niedawno w temu. Gdyby tak można było to „przewidzieć”. Gdyby ktoś tylko czytał opracowania naukowe, to by wiedział o problemie dekadę wcześniej. Tu jest właśnie problem. Co czytamy i kogo słuchamy.

 

Jest takie przysłowie „Polak mądry po szkodzie”. Chciałbym, by nastał dzień, byśmy mówili „Polak mądry przed szkodą”. Z drugiej jednak strony wiem, że nie da się zmienić całego świata. Że tak jak ten pożar – nasz hałas w jakiejś sprawie będzie słyszany tylko lokalnie. Chyba, że wydarzy się niewyobrażalna tragedia. W Biebrzańskim Parku Narodowym na pogorzelisku odrasta już trawa. Jeszcze trochę deszczu i przyroda zagoi świeże rany, jakie po raz kolejny zadał jej człowiek. I znów jesteśmy mądrzy po szkodzie. W Parku pracę zaczęli naukowcy, a efektem ich prac ma być odpowiedź – kiedy po takim pożarze przyroda całkowicie wróci do stanu „przed”. Na wiosnę przyszłego roku ma być też gotowy plan przeciwpożarowy, który uwzględni zmiany klimatu czy suszę. Bo obecne procedury udają, że takich zjawisk nie ma.

 

Problemów, które trzeba pilnie rozwiązać jest mnóstwo. Niestety rządzący – i mam tu na myśli prawie wszystkich polityków, wszystkich opcji, którzy zajmują jakieś stanowisko czy to w samorządzie czy rządzie. Mentalnie dalej są w latach 90-tych, ignorują zmiany klimatyczne, suszę i wiele innych problemów. Problem w tym, że ich ignorancja uderza w nasze życie. Nie mam wątpliwości, że potrzebujemy głębokich zmian i to natychmiast, bo inaczej będziemy ostatnim pokoleniem, które żyło pośród pięknej przyrody.

Kamil Gopaniuk

Partnerzy portalu:

Meczet w Kruszynianach to najstarsza tatarska świątynia w Polsce. Jaka jest jej historia?

Meczet w Kruszynianach to najstarsza tatarska świątynia w Polsce. Jaka jest jej historia?

Wielokrotnie na łamach naszego portalu polecaliśmy Wam przy jakiejś okazji odwiedzić małą wioseczkę pod granicą polsko-białoruską, gdzie mieszkają Tatarzy. Mowa tu o Kruszynianach. Oprócz bardzo interesującej kuchni oczywiście warto jest zwiedzić tamtejszy meczet, który został wybudowany na przełomie XVIII i XIX wieku. Dziś postanowiliśmy przybliżyć historię tego budynku, gdyż jest to najstarsza tatarska świątynia w Polsce.

 

Meczet architektonicznie jest dosyć prostą konstrukcją. Jest to prostokąt z trzema wieżami i klasycznym poddaszem. Swoim kształtem nawiązuje do okolicznych kościołów. Świątynia jest zielona, bo jest to kolor islamu. Dwie wieże od razu rzucają się w oczy, zaś trzecia jest nieco ukryta, bo nie ma okien. Znajduje się na krawędzi dachu. Wszystkie wieże mają kształt hełmu, który jest zwieńczony półksiężycem na szczycie. Wnętrze jest podzielone na dwie części – jedna jest dla mężczyzn, druga dla kobiet. Wchodząc do środka należy zdjąć obuwie. Pomieszczenie dla kobiet jest mniejsze i oddzielone. Wystrój to głównie dywany oraz kaligraficzne zapisy cytatów z Koranu. Każdy, kto będzie zwiedzać będzie mógł zanurzyć się w niezwykłej tatarskiej kulturze. A pomoże w tym charyzmatyczny przewodnik – Dżemil Gembicki.

Historia powstania meczetu wiąże się z pojawieniem się Tatarów na polskich ziemiach. Byli oni tu obecni już za czasów litewskiego księcia Witolda. Za czasów panowania króla Jana III Sobieskiego miała miejsce wojna z Turkami. Tatarzy zamieszkujący na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów stanęli w walce po jej stronie. Po wygranej wojnie społeczność tatarska osiedliła się na ziemiach, które zostały im nadane przez króla. Po osiedleniu się wybudowano meczet. Pierwsze wzmianki o nim były już w dokumentach z 1717 roku. Obecny budynek jest już drugą świątynią w tym miejscu. Został zbudowany najprawdopodobniej w połowie XVIII wieku. Dokładna data nie jest znana lecz wiadomo że w 1846 roku miał miejsce remont, po czym został pamiątkowy kamień przed wejściem. Budynek szczęśliwie dotrwał do współczesnych czasów chociaż przez co najmniej 2 stulecia w Polsce działo się bardzo wiele.

 

Warto też zauważyć, że Kruszyniany to nie jedyny tatarski punkt na podlaskiej mapie. Jest cały 150 km szlak turystyczny. Jeżeli będziecie chcieli całkowicie się zagłębić w historię polskich tatarów to można zacząć w Białymstoku. Tutaj przy ul. Hetmańskiej znajduje się Białostockie Centrum Islamu. Drugi punkt to dom modlitewny przy ul. Grzybowej (Piastowska). Kolejny punkt zwiedzania znajduje się w Sokółce – tam w Muzeum Ziemi Sokólskiej można obejrzeć niezwykłą kolekcję eksponatów tatarskich. Tuż obok Sokółki znajduje się wieś Bohoniki gdzie znajduje się meczet wybudowany w XIX wieku. W Bohonikach znajduje się także spory cmentarz. Można zobaczyć na nim jak wyglądają groby tatarów. W samych Kruszynianach także jest cmentarz, ale nie tak duży jak w Bohonikach. W Polsce żyje ok. 4000 osób pochodzenia tatarskiego. W samym Białymstoku to około 1800 osób. Warto też dodać, że Tatarzy nie są mniejszością narodową tylko są Polakami.

Partnerzy portalu:

Kolejny kretyn w akcji. Zastrzelił wilka w Puszczy Białowieskiej!

Kolejny kretyn w akcji. Zastrzelił wilka w Puszczy Białowieskiej!

10-letni, bardzo zdrowy i najedzony wilk padł ofiarą kolejnego kretyna. Jeden otruł orły, bociany i inne ptaki w okolicach Drohiczyna, drugi podpalił Biebrzański Park Narodowy, a teraz trzeci. A to wszystko w przeciągu ostatniego miesiąca. A kretynów będzie jeszcze więcej – wszystko dlatego, że ich przestępstw nikt nie traktuje poważnie.

 

Sprawą pierwszego, drugiego i trzeciego kretyna bada prokuratura. I co? I nic. Będą tak badać, badać, badać aż najprawdopodobniej uznają, że już wystarczy i zostanie ona umorzona z powodu nie wykrycia sprawców. A te sprawy nie są skomplikowane – w przypadku Biebrzańskiego Parku Narodowego – w grę wchodzą 3 małe wsie, gdzie ktoś wypalał łąki. Ponadto z tych terenów wcześniej było 12 zgłoszeń dotyczących pożarów. Dla sprawnej Policji to byłaby szybka sprawa. Z jakiegoś powodu nie jest. Z trucicielem ptaków mogłoby być trudniej, bo Drohiczyn i wsie w okolicy to sporo mieszkańców, jednak przypadki trucia ptaków w tamtym rejonie powtarzają się. Wystarczy porządnie zabrać się za tą sprawę, by złapać winnego.

 

Wilk został zastrzelony we wsi Przybudki w gminie Narew 25 kwietnia. Sprawa wyszła na jaw dopiero 5 maja. Minęło 10 dni i znana już jest przyczyna śmierci zwierzęcia. Zabezpieczono także fragment kuli. Miejmy nadzieję, że sprawcę poznamy szybko, aczkolwiek gdy patrzymy na podejście organów ścigania do pozostałych spraw, to można mieć wątpliwości. Zastrzelone zwierzę było w bardzo dobrej kondycji, aktywnie polowało. Prawdopodobnie był to „ojciec” wilczej rodziny. Jego śmierć osłabia całą watahę, co będzie miało wpływ również na środowisko. Gdy nie ma wilków to w lasach pojawia się więcej roślinożernych jeleni czy saren. A te ogołacają drzewa – szczególnie te młode. Gdy są wilki, to roślinożerne są bardzo czujne i nie żerują w jednym miejscu zbyt długo. Dlatego osłabienie watahy może spowodować w dłuższej perspektywie mniejszą ilość drzew, a więc i ptaków. Ich brak natomiast poskutkuje większą liczbą wszelkiej maści owadów, które prędzej czy później dotrą w dużych ilościach do domów okolicznych mieszkańców.

 

Widać jak na dłoni jak bardzo natura jest ze sobą związana, a każda ingerencja człowieka powoduje, że człowiek sam na siebie sprowadza nieszczęście. Dlatego tak ważne jest by kretynów ścigać tak jak groźnych przestępców, bo czynią szkody, które są niewidoczne gołym okiem, ale które odczujemy za jakiś czas.

Partnerzy portalu:

Atrakcje na Podlasiu otwierają się jedna za drugą! Wysyp propozycji spędzania wolnego czasu.
fot. Gminny Ośrodek Kultury, Sportu i Turystyki w Korycinie

Atrakcje na Podlasiu otwierają się jedna za drugą! Wysyp propozycji spędzania wolnego czasu.

Można powiedzieć, że to wysyp nowych propozycji spędzania czasu w Podlaskiem. W Białowieskim Parku Narodowym po remoncie powstała nowa atrakcja, w Korycinie wraca po pandemii Park Kulturowy Korycin-Milewszczyzna zaś w Białymstoku można znów wybrać się na plażę w Dojlidach.

Białowieża

W ramach modernizacji w Białowieży zmodernizowano Park Dyrekcyjny. Można teraz spacerować specjalnie przygotowaną ścieżką, czerpać informacje z tablic edukacyjnych, ale przede wszystkim upajać się wspaniałą przyrodą. Park Dyrekcyjny powstał w 1890 roku, rozbudowano go dodatkowo kilka lat przed II Wojną Światową. Znajduje się on 1,5 km od carskiego Parku Pałacowego (z którym pierwotnie stanowił całość). By dotrzeć do atrakcji wystarczy kierować się albo na ul. Stoczek albo na ul. Tropinka.

Korycin

Drugi sezon zaczyna wielka atrakcja w Korycinie. Park Kulturowy w ubiegłym roku odwiedziło 50 000 osób. 5 maja otwarto wrota do średniowiecznego grodziska, ale wyłącznie do samodzielnego zwiedzania. Dzięki tablicom informacyjnym oraz wytycznym alejkom każdy turysta może bez przodownika zwiedzać obiekt oraz poznać ciekawostki parku. Informacje są w 3 wersjach językowych – polska, angielska i rosyjska. Park dostosowany jest dla osób niepełnosprawnych zarówno na wózkach inwalidzkich oraz niedowidzących (opisy atrakcji są napisane także językiem Braille’a). Oprócz tego dostępna jest infrastruktura rekreacyjna na plaży – wiaty, miejsce ogniskowe oraz grillowe. Do końca maja będzie jeszcze zamknięty wiatrak oraz sala etnograficzna z uwagi na bezpieczeństwo odwiedzających. Wstęp na teren Parku jest bezpłatny.

 

Badania archeologiczne, przeprowadzone w 2014 roku odkryły wiele tajemnic z przeszłości Milewszczyzny w Korycinie. Istniejące tam grodzisko powstało w X wieku i funkcjonowało do XII. Gród otoczony był trzema wałami i prawdopodobnie trzema fosami. Sprawne oko obserwatora może dostrzec wszystkie te elementy podczas wędrówki po jego umocnieniach. Jedną z atrakcji jest wiatrak z 1949 r. posadowiony w centrum parku, na majdanie – podobno stał w tym miejscu w XIX w. Został on przeniesiony z pobliskiej miejscowości Jatwieź Duża. To jeden z najpiękniejszych wiatraków w Polsce. Dzięki temu, że posiada pełne wyposażenie, odwiedzający poznają konstrukcję młynów wiatracznych oraz historię młynarstwa. Każdy chętny może „zostać młynarzem” i spróbować własnych sił przy produkcji mąki na żarnie nieckowatym i żarnie obrotowym. Natkniemy się tu również na ślady XVI – XVII wiecznej strażnicy czy powstałego na przełomie XIX i XX w. dworku, na którego fundamentach stanęła szklana wiata edukacyjna. Można też zajrzeć do starej, zbudowanej z kamienia piwniczki, która jest charakterystycznym elementem korycińskiej wsi. Przechowywane są w niej dary ziemi (ziemniaki, marchew, buraki) i wytwory pracy rąk mieszkańców, takie jak: konfitury, soki, kompoty czy sery korycińskie.

Dojlidy

Plaży w Dojlidach raczej nie trzeba szerzej opisywać. Sztuczny zbiornik służył dawniej tylko dla okolicznej szkoły rolniczej. Dziś to miejsce, gdzie wielu mieszkańców odpoczywa na złotym piasku. W tym roku zapewne nie będzie jednak legendarnych tłumów z powodu pandemii, ale obiekt nie powinien stać pusty. Plaża bowiem ma nie tylko do zaoferowania zbiornik wodny, ale też sprzęt do pływania – kajaki, rowery wodne, łodzie deski windsurfingowe, łodzie żaglowe. Naprawdę warto skorzystać!

Partnerzy portalu:

Dwa kościoły w Supraślu stoją 150 metrów od siebie. Wszystko zaczęło się w XIX wieku.
fot. po prawej - Archidiecezja Białostocka

Dwa kościoły w Supraślu stoją 150 metrów od siebie. Wszystko zaczęło się w XIX wieku.

Supraśl to przepiękne miasteczko pod Białymstokiem, które odwiedzane jest przez wielu turystów, ale też i okolicznych mieszkańców. Spędzanie czasu na bulwarach, smakowanie regionalnej kuchni czy spacery po Puszczy Knyszyńskiej to właściwie większość punktów „programu” każdego, kto tam przyjeżdża. Spacerując ulicami Supraśla można zwrócić uwagę, że przy głównej ulicy stoją obok siebie 2 kościoły. Dokładnie dzieli je 150 metrów. To dosyć zaskakujące. O ile na Podlasiu przyzwyczailiśmy się, że obok siebie stoją na przykład kościół i cerkiew o tyle dwa kościoły katolickie w tak małej odległości nie są już tak oczywiste. Postanowiliśmy sprawdzić jaka historia stoi za tak zaskakującym faktem. Gdy już się dowiedzieliśmy, to chcielibyśmy z Wami się nią podzielić.

Czekali 5 lat na mszę

Otóż dawniej, a konkretnie w XIX wieku były to świątynie o różnych wyznaniach – jedna ewangelicko-augsburska, zaś druga katolicka. Należy zaznaczyć iż ta druga została wybudowana w 1863 roku. Jednak pierwsze nabożeństwo odbyło się tam dopiero 5 lat później. Wszystko dlatego, że Polska była pod zaborami, a nasza część pod rosyjskim zaborem. Tego samego roku, co wybudowano świątynię, wybuchło powstanie styczniowe. Walki miały miejsce między innymi w Supraślu czy okolicznej Kopnej Górze. Po tych wydarzeniach carskie władze represjonowały Polaków.

 

Między innymi nie zgadzano się na odprawianie katolickich mszy, które potajemnie odbywały się w domach. Ostatecznie po pięciu latach dzięki działaniom jednego z supraskich fabrykantów – Niemca Alfonsa Alta udało się wynegocjować, że msze będą prowadzone przez niemieckiego księdza Gustawa Bayena. Niedługo po tym jednak został wyrzucony z Supraśla za zaangażowanie w obronę prześladowanych unitów. Kolejni księża obejmujący kościół byli już Polakami. Nie była to jednak parafia lecz filia parafii białostockiej ponieważ władze carskie nie pozwalały na rozwój kościołowi. Z tego samego powodu w Białymstoku drugi kościół (św. Rocha) powstał dopiero po odzyskaniu Niepodległości.

Zdewastowany magazyn

W 2005 roku Ksiądz Arcybiskup Wojciech Ziemba, ówczesny Metropolita Białostocki podzielił omawianą wyżej parafię pw. Świętej Trójcy i utworzył drugą, odrębną parafię pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w kościele 150 metrów obok. Warto jednak zaznaczyć, że to nie było tak iż była tam świątynia ewangelicko-augsburska i nagle stała się katolicka. Świątynia tego pierwszego wyznania została wyświęcona w 1885 roku. Ufundowali ją fabrykanci suprascy. Gdy nadeszła II Wojna Światowa kościół przestał pełnić swoje funkcje. W kolejnych latach przeznaczono go na magazyn i aż do 1968 roku ulegał dewastacji. W PRL próbowano dawną świątynię jeszcze zaadaptować na salę gimnastyczną, salę koncertową, punkt PTTK. W latach 1979-1986 przeprowadzono w niej prace rewaloryzacyjne.

 

Po upadku PRL kościół ewangelicko-augsburski otrzymał prawo własności do budynku. Rok później jednak Kuria Arcybiskupia kościoła katolickiego w Białymstoku odkupiła świątynię. Świątynię wzniesiono w stylu eklektycznym z przewagą form neogotyckich. Została wyremontowana i dostosowana do potrzeb kultu katolickiego po erygowaniu nowej parafii czyli w 2005 roku. Od tego czasu w Supraślu w odległości 150 metrów funkcjonują dwie różne parafie.

Partnerzy portalu:

Majówka w czasach zarazy. Gdzie jechać i co robić?

Majówka w czasach zarazy. Gdzie jechać i co robić?

Rząd znosi obostrzenia dopiero po majówce właśnie po to, by Polacy nie szturmowali wszystkiego jak leci z powodu dni wolnych. Są jednak miejsca, gdzie można się wybrać i bez kłopotu trzymać się z dystansem do innych. Oto nasze bezpieczne, majówkowe propozycje.

Kładka Śliwno-Waniewo

Kładka została ponownie otwarta. Pamiętać jednak należy, że jest na niej wąsko i będziemy mijać się z wieloma osobami. Dlatego podczas przepraw promem nie wchodźmy, gdy nie będzie gdzie stanąć w oddali oraz na drogach przepuszczajmy ludzi, by nie mijać się z nimi na wąskich odcinkach tylko na szerokich miejscach. Kładkę warto odwiedzić jeszcze dlatego, że idzie ogromna susza. To kwestia czasu, gdy poziom Narwi spadnie na tyle, że znów kładkę trzeba będzie zamykać. Korzystajcie póki można!

Puszcza Knyszyńska

Przepiękny kompleks leśny jest pełen szlaków. Warto pojechać do Supraśla i pospacerować bularami. Jeżeli ktoś preferuje dłuższą wycieczkę to warto przejść szlakiem przez rezerwaty Krzemienne i Surażkowo. Można też odwiedzić Kołodno i Królowy Most oraz tamtejszą wieżę widokową na Wzgórzach Świętojańskich. Można również przejść się leśną trasą do Czarnej Białostockiej, by wrócić potem pociągiem do Białegostoku. Puszcza Knyszyńska oferuje również Silvarium w Poczopku, Arboretum w Kopnej Górze oraz przepiękne bagna obok zbiornika Wyżary.

Suwalszczyzna i tamtejsze jeziora

fot. Krzysztof Mizera / Wikipedia

Nie trzeba jechać na Mazury, by odpocząć nad jeziorem. Równie dobrze można zajechać do Augustowa oraz do pobliskiej Przewięzi, Suchej Rzeczki, Serw, Płaskiej czy Mikaszówki. Warto też pojechać do miejscowości Giby i pobliskie Kukle, które są w powiecie sejneńskim. Na deser zostawmy sobie Wigry oraz tamtejszy Park Narodowy wraz z klasztorem.

 

Te wszystkie miejsca w majówkę na pewno znajdą sporo chętnych do odwiedzenia, jednak są na tyle obszerne, by móc skutecznie trzymać dystans.

Partnerzy portalu:

Pierwsza elektrownia w mieście powstała z prywatnej inicjatywy
fot. Muzeum Podlaskie w Białymstoku

Pierwsza elektrownia w mieście powstała z prywatnej inicjatywy

1908 rok to czas, gdy w Białymstoku wszystko mocno się rozwijało. Skąd nagle taki boom? Cesarstwo Rosyjskie, pod zaborem którego była część Polski, w której znajdował się Białystok zniosło poddaństwo chłopów i ich uwłaszczenie. Dzięki czemu mogli oni migrować. Tak też się stało – siła robocza przyjechała do Białegostoku. Pamiętać należy iż od 1862 roku funkcjonowała już kolej w mieście. Te dwa czynniki spowodowały, że w Białymstoku prężnie rozwijał się przemysł.

 

Najbardziej rosła liczba zakładów włókienniczych. W 1860 roku było ich tylko 15, zaś pod koniec XIX wieku już 300! Razem z zakładami szybko przybywało miejsc pracy. Taki rozwój jednak wymagał nowych inwestycji. I tak 29 maja 1908 roku została zawarta umowa pomiędzy Białymstokiem a Niemieckim Towarzystwem Przedsiębiorstw Elektrycznych w Berlinie. Na jej mocy towarzystwo zobowiązało się do zbudowania w mieście elektrowni. W zamian Białystok nie mógł zbudować takiego budynku samodzielnie lub pozwolić komuś jeszcze na taką inwestycję. Wszystko przez 50 lat. Potem elektrownia miała przejść na własność miasta.

fot. Archiwum Państwowe Białystok

13 maja 1913 roku, przy ul. Elektrycznej 13 powstała pierwsza elektrownia w mieście. Oczywiście początkowo biznes opłacił się, gdyż coraz więcej firm chciało korzystać z prądu. Jednak umowa nie dotrwała do końca. Najpierw I Wojna Światowa, potem II Wojna Światowa zrobiły swoje. Ostatecznie w 1944 roku elektrownię upaństwowiono. Dziś jest to siedziba Galerii Arsenał.

fot. Muzeum Podlaskie w Białymstoku

Partnerzy portalu:

Cyrk z Krywlanami trwa. Będzie certyfikat, a prezydent nawet nie zaczął liczyć drzew.

Cyrk z Krywlanami trwa. Będzie certyfikat, a prezydent nawet nie zaczął liczyć drzew.

Cyrk z lotniskiem na Krywlanach trwa. Od 1,5 roku od wybudowania pasa startowego stoi praktycznie nieużywane, bo Tadeusz Truskolaski sam sobie piętrzy problemy proceduralne, byleby nie wycinać lasku przy lotnisku. Nikt nie wie w zasadzie po co. Ostatnio na Krywlanach był spory ruch spowodowany przez pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Teraz może znów będzie coś tam się działo, bo od 23 maja Krywlany będą miały certyfikację, ale… że Truskolaski dalej nie wyciął drzew to po prostu będziemy w międzynarodowej bazie lotnisk jako czynne lotnisko (obecnie jesteśmy jako lotnisko sportowe – czyli bez pasa).

 

Problem w tym, że pilot nie będzie mógł wykorzystać całych 1350 metrów tylko fragment pasa. Nie wiadomo nawet jak duży, bo każdy samolot, który będzie chciał lądować, będzie traktowany indywidualnie (zapewne do wykorzystania będzie 860 metrów, bo tyle miał poprzedni pas trawiasty). Wiele będzie miał również do powiedzenia kierunek aktualnie wiejącego wiatru. Ogólnie rzecz biorąc tylko desperat będzie chciał tu lądować. I taki stan będzie panować póki Truskolaski przestanie sam sobie piętrzyć problemy z drzewami.

 

Chcielibyśmy napisać coś pozytywnego, bo samo wypromowanie lotniska na świecie i przy tym Białegostoku dałoby miastu nowy impuls gospodarczy. Ale niestety ten prezydent najzwyczajniej w świecie już się zużył. Tadeusz Truskolaski sprawia wrażenie jakby miasto, którym rządzi już go nie obchodziło. Nie pamiętamy kiedy ostatni raz zajął się czymś istotnym dla Białegostoku. Pamiętamy za to, że ciągle angażuje się w politykę krajową. Z innymi prezydentami dużych miast stworzył kółko wzajemnej adoracji, z którego nic nie wynika dla miasta.

Partnerzy portalu:

Wspólnie złapmy podpalacza Biebrzańskiego Parku Narodowego! Zobacz, co możesz zrobić.
fot. Wojska Obrony Terytorialnej

Wspólnie złapmy podpalacza Biebrzańskiego Parku Narodowego! Zobacz, co możesz zrobić.

Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym został już na szczęście ugaszony, ale nie oznacza to, że można o nim zapomnieć. Pozostała jeszcze jedna ważna kwestia – złapanie podpalacza i jego ukaranie. Sprawą zajęła się już Policja lub prokuratura, nawet zostali przesłuchani pierwsi świadkowie, ale nie oznacza to, że inni mogą czekać z założonymi rękami. Im szybciej złapiemy winnego, tym bezpieczniejszy będzie Biebrzański Park Narodowy. Przed nami suche lato, niewykluczone że mogą być kolejne podpalenia. Bo ten pożar, który miał miejsce, nie był pierwszy. Łąki podpalano w jego rejonie tylko w tym roku 12 razy! Głównie na terenie gminy Sztabin.

Co już wiadomo

O tym, że to było podpalenie było wiadome już od początku. Ogień został rozdmuchany przez porywisty wiatr, po tym gdy ktoś wypalał łąki. Kto? Nie wiadomo, ale można przypuszczać, że osoba ta wypalała własne łąki, a nie cudze. Jest to logiczne. Zatem jest określona liczba łąk i ich posiadaczy do sprawdzenia. Co jeszcze wiadomo? Pożar zaczął się w okolicach trzech miejscowości: Polkowo, Kopytkowo oraz Jasionowo Dębowskie (wszystkie na terenie gminy Sztabin, na powyższej mapie zaznaczone najjaśniejszym kolorem). Zatem krąg podejrzanych zawęża się do tych, którzy tam mają swoje ziemie. Oczywiście pamiętać należy, że jest to wiele osób, a podpalacz jeden. Prawdopodobnie może być to ta sama osoba, która stoi za pozostałymi pożarami.

 

Osoba, która wskaże podpalacza otrzyma nagrodę 10 tys. złotych od dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego. Nie dla pieniędzy jednak warto złapać sprawcę, ale po to by został surowo ukarany, po to byśmy wszyscy mocno go napiętnowali, by inni wiedzieli, że to koniec tolerancji dla wypalania łąk. Ten, kto będzie tak robił – powinien czuć opór społeczeństwa, niezależnie czy to okolice Parku Narodowego czy mała wieś daleko od przyrodniczych skarbów.

Dotrzeć do tych, co mogą coś wiedzieć

Jeżeli zależy Wam tak jak nam na złapaniu tego, kto spowodował tą gigantyczną tragedię, to pomóżcie nam dotrzeć z tym tekstem do jak największej liczby osób, które mogą coś wiedzieć – czyli do mieszkańców Polkowa, Kopytkowa oraz Jasionowa Dębowskiego oraz innych nadbiebrzańskich, okolicznych miejscowości: Goniądz, Dawidowizna, Wroceń, Dolistowo Stare, Dolistowo Nowe, Grzędy, Jagłowo, Mogilnice, Jaziewo . Osoby te mogą z różnych powodów nie chcieć dzielić się informacjami z dyrekcją parku ani z Policją, a my gwarantujemy całkowitą anonimowość.

 

Wszystkie osoby, które mogą przekazać jakieś informacje – nawet anonimowo – prosimy o kontakt: [email protected] lub poprzez wiadomość na Facebooku.

https://www.facebook.com/podlaskietv/

Partnerzy portalu:

Dwa oblicza pożaru. Jedni desperacko walczyli, drudzy przyjechali lansować się i robić „selfie”.
fot. Podlaska Policja

Dwa oblicza pożaru. Jedni desperacko walczyli, drudzy przyjechali lansować się i robić „selfie”.

Dobre wiadomości z Biebrzańskiego Parku Narodowego. Sytuacja została opanowana, trwa dogaszanie pożaru. Jest na tyle stabilnie, że wielu strażaków może już wracać do domu. Spłonęło 6000 hektarów czyli 10 proc. Parku, którego powierzchnia to 60 000 hektarów. Pożar miał dwa oblicza – od niedzieli do środy oraz od środy do czwartku wieczór. Przez pierwsze dni było dramatycznie. 130 strażaków desperacko walczyło z ogniem, który był rozdmuchiwany przez porywisty wiatr. Pieniądze na akcje ratowniczą skończyły się w poniedziałek. Dyrekcja zwróciła się do ludzi z prośbą o pomoc finansową. W dobę uzbierano milion złotych (łącznie ponad 2 miliony, a wpłacających było 25 000 osób).

 

Po wtorkowej nocy było wiadomo, że straty są ogromne. W środę no parku przyjechał minister środowiska, ale chyba tylko po to by uniknąć wizerunkowej katastrofy. Najpierw mówił, że sytuacja jest opanowana (chociaż nie była), a potem zakomunikował, że park dostanie pół miliona złotych. Za ministrem przyjechały media ogólnopolskie i zainteresowanie tematem nie było już tylko lokalne, ale ogólnopolskie. Podwojono liczbę strażaków, ściągnięto dodatkowe samoloty, helikopter. Następnego dnia premier dorzucił jeszcze 6 milionów złotych. Szkoda, że tak późno. Gdyby zareagował w poniedziałek, a nie czwartek to straty byłyby 4 razy mniejsze.

 

Do parku zjechało też mnóstwo, nie wiemy jak to ująć… może pajaców? Robili sobie selfie, robili „dramatyczne fotoreportaże”, zadeptywali gniazda ptaków, generalnie swoją obecnością przeszkadzali tym, którzy na miejscu walczyli z żywiołem. Potem jeszcze przyjechali politycy, którzy także udawali zatroskanych. Na szczęście byli też ludzie dobrej woli, co przywieźli dodatkowy sprzęt, samochodami terenowymi dowozili strażaków w trudno dostępne miejsca, sami pomagali w gaszeniu, przywozili napoje, jedzenie. Sytuacja tym razem naprawdę była już opanowywana.

 

W czwartek wieczorem było już na tyle stabilnie, że strażacy-ochotnicy mogli wracać do domu, zaś na miejscu dogaszali już tylko zawodowcy. Wkrótce będą liczone straty. Tymczasem nadal nie wiadomo czy Policja traktuje sprawę standardowo czy priorytetowo. Na stronie podlaskiej Policji jest tylko lakoniczny komunikat o wspomaganiu strażaków. My jednak tej sprawy nie zostawimy. Sprawca tej tragedii musi zostać szybko złapany i surowo osądzony!

Partnerzy portalu:

Skandaliczne decyzje. Ogień na kilkanaście kilometrów, strażacy wyczerpani. Zbyt późna pomoc, za małe siły na ten pożar!
fot. Wojska Obrony Terytorialnej

Skandaliczne decyzje. Ogień na kilkanaście kilometrów, strażacy wyczerpani. Zbyt późna pomoc, za małe siły na ten pożar!

Choć akcja gaszenia pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym jeszcze trwa, to powoli zaczyna dobiegać końca, choć może trochę to sformułowanie na wyrost. Nie wygląda to zbyt dobrze. Jednak już teraz wiadomo, że można było działać szybciej, skuteczniej. Straty być może byłyby dużo mniejsze. Dramat rozegrał się w przedwczorajszą noc. Gdyby nie dziwne decyzje, to straty mogłyby być nawet o połowę mniejsze! We wtorek w nocy porywisty wiatr rozdmuchiwał ogień na wiele stron na raz. Był to prawdziwy, wycieńczający koszmar. W dodatku było za mało strażaków, choć w gotowości było dużo dużo więcej. Wczoraj (środa) rano poznaliśmy najnowsze dane – pożar pochłonął 6000 hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego czyli 10 proc. jego powierzchni. Po wycieńczającej walce rząd wreszcie sypnął pieniędzmi – przeznaczając pół miliona złotych. Pojawiły się samoloty, 160 dodatkowych strażaków z całej Polski, helikoptery. Przez cały wczorajszy dzień udało się przejąć kontrolę nad ogniem. Wczoraj w nocy strażacy intensywnie walczyli tylko na północy Parku w okolicach miejscowości Grzędy. W pozostałych miejscach tylko „czuwano”. Wszystkie decyzje były o dobę za późno.

 

Film z dzisiejszej nocy:

 

Akcja powoli dobiega końca, chociaż z relacji Katarzyny Ramontowskiej – biebrzańskiej przewodniczki – wynika, że minister, który był na miejscu stwierdził, że sytuacja jest „opanowana” mocno na wyrost. Biebrza; 22. 04. 2020 godzina 23.15; od strony Dawidowizny. Ogień trawi Biebrzę w dwóch miejscach, już mniejszy niż za dnia pod Wólką Piaseczną i ten ogromny – ciągnący się przez kilkanaście kilometrów na Grzędach. Wyczerpanym garstkom strażaków brakuje podstawowego sprzętu typu tłumice i rękawice ognioodporne i z racji małej ilości ludzi mogą się koncentrować głównie na obronie miejscowości przed ogniem. – pisze Katarzyna Ramontowska. Po wczorajszym dniu pojawiło się mnóstwo pytań. Dlaczego rząd przeznaczył pieniądze tak późno (po 3 dniach)? Dlaczego dyrekcja Parku zmuszona była prowadzić zbiórkę? Minister Środowiska w środę na miejscu „apelował” o nie wypalanie traw. Serio? Tylko tyle? To jeszcze nie wszystko. W okolicy było mnóstwo gotowych jednostek straży pożarnej, by w kilkadziesiąt minut dołączyć do akcji. Zdecydowano się ściągać siły z innych części kraju. Trudno powiedzieć dlaczego. Wciąż nie wiemy też czy Policja intensywnie szuka już tego co podpalił trawy. 3 wsie to naprawdę nie tak dużo do sprawdzenia pod kątem wypalonych pól.

 

Poniżej cytaty: Rwą się do akcji jednostki OSP w innych miejsc, w tym nasza OSP Jurowce. Decyzja jednak jest taka, że jedzie 50 żołnierzy WOT i obwody z Poznania. Hm…a może przeliczyć gotowych do akcji strażaków OSP i przy przypilnowaniu zabezpieczenia dla terenów, do których jesteśmy przydzieleni, to wysłać te zapasy do akcji. Trzymam kciuki, szczególnie za żołnierzy WOTu, którzy bez odzieży ochronnej i przygotowania mogą mieć ciężko. – Maciej Żywno.

 

Pożar chlewni w Nowoberezowie gasiliśmy w 70 osób. Znamy nasze zasoby ludzkie i w naszym powiecie wszyscy jesteśmy w domu. – Mariusz Niczyporuk. Przez pierwsze dni pożar w Parku Narodowym gasiło 130 strażaków. Trudno powiedzieć dlaczego tylko tyle. Tak samo jak nie do końca wiadomo dlaczego ściągano strażaków z kraju zamiast z regionu oraz dlaczego do akcji zaangażowano żołnierzy WOT bez odzieży ochronnej i przygotowania zamiast – zabezpieczonych i wyszkolonych strażaków.

Konkluzja jest taka, że można było działać szybciej i dużo większymi siłami. Zniszczenia mogłyby być dużo mniejsze. Tymczasem pieniędzy na akcję ratowniczą zabrakło już pierwszego dnia i trzeba było ratować się zbiórkami, bo w pomoc rząd zaangażował się dopiero w środę czyli po trzech dniach. Efekty były widać bardzo szybko. Przyleciały dodatkowe samoloty, helikopter i liczba strażaków została podwojona. Dzięki temu już wieczorem zostało „tylko” opanowanie okolic miejscowości Grzędy, chociaż to wielokilometrowy pożar. Jednak nie jest to wiele kierunków na raz, jak było we wtorek. Gdyby te wszystkie siły uderzyły we wtorek, to ogień być może nie strawiłby 6000 hektarów. Ostatni raport z rana, wiele godzin przed ciężką wtorkową nocą mówił o 1500 spalonych hektarach.

 

Choć akcja jeszcze się nie skończyła, to wielkie brawa należy skierować dzielnym strażakom. Byłem – można powiedzieć – w samym epicentrum żywiołu. Widziałem w życiu wiele pożarów, w tym pożary łąk, ale ogrom tego mnie przeraził. Wszędzie jak okiem sięgnąć ogień i spalona ziemia, kłęby dymu widoczne podobno z wielu kilometrów. Zmęczeni i umorusani strażacy, często nie mający czasu na łyk wody czy zjedzenie kanapki. Trzeba wiedzieć w jakim niebezpiecznym i trudnym terenie pracują ci ludzie. W Dolistowie 15 wozów straży, samoloty, 3 traktory wyciągają zapadające się w torfie samochody. – czytamy relację na rzekabiebrza.pl – W czasie swojej eskapady znalazłem dwa spalone łosie i kilkanaście resztek po gniazdach. Coś strasznego. – czytamy dalej w relacji. – Przerażająca jest opowieść strażaków, którzy widzieli jak koło Wrocenia samica bielika starała się obronić gniazdo. Smutne i straszne, po prostu brak słów. – Tadeusz Daniłko, 22 kwietnia 2020.

 

Jest coś pocieszającego. Udało się powstrzymać ogień przed dotarciem do torfu. Gdyby tak się nie stało, to strażacy walczyliby z pożarem… miesiącami! Dodatkowo jest jeszcze przed sezonem, więc wiele ptaków dopiero założy lęgi. Ostatnia pocieszająca wiadomość jest taka, że ludzie chyba przejrzeli na oczy i dotarło do nich w końcu, że zmiana klimatu to nie jest opinia tylko fakt. A to wszystko w Światowy Dzień Ziemi, który był wczoraj.

 

Partnerzy portalu:

Biebrzański Park Narodowy. Najnowsze informacje. W nocy ogień pochłonął ogromne ilości Parku.

Biebrzański Park Narodowy. Najnowsze informacje. W nocy ogień pochłonął ogromne ilości Parku.

Gdy pisaliśmy ostatni tekst wczoraj późnym wieczorem, to podawaliśmy, że we wtorek ogień strawił około 1500 hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego. Gdy piszemy obecny tekst jest środa rano, a po nocy są nowe informacje. Spłonęły już 3000 hektarów. Poniżej widać zdjęcia satelitarne, które pokazują pierwszy dzień walki z żywiołem – czyli poniedziałek oraz wczorajszy drugi dzień. Nie ma jeszcze zdjęć satelitarnych z dzisiaj. Gdy tylko będą dostępne opublikujemy je na naszym profilu Facebook..

Obecnie jest prowadzona zbiórka na akcję gaśniczą. Pieniądze przeznaczone na ten cel skończyły się już w poniedziałek. Wyjaśnijmy, że pełne finansowanie akcji jest z Ministerstwa Środowiska i Lasów Państwowych. Akcję zaś prowadzi Państwowa Straż Pożarna. Zbiórka dotyczy Ochotniczych Straży Pożarnych, które równie ciężko walczą, ale nie mają sprzętu gaśniczego. Ochotnicy dniem i nocą z narażeniem życia walczą z ogniem w dolinie Biebrzy. Ale rozmiar tragedii i ilość wyjazdów powoduje zużycie najpotrzebniejszych sprzętów do gaszenia. Zebrane środki przeznaczone zostaną na zakup:
– tłumic do ręcznego gaszenia
– małych motopomp, które można przenosić w niedostępny teren, służących do pobierania i gaszenia wodą z bagien, cieków wodnych
– paliwa na dojazdy, niezbędnych kosztów gaszenia pożarów

Na koniec pokażemy jeszcze najsmutniejsze obrazy. Oto ofiary tej ogromnej katastrofy, gdyby ktoś pomyślał, że pali się jakaś trawa, która odrośnie… Zdjęcia zostały wykonane przez strażaków na potrzeby kampanii informacyjnej dot. skutków wypalania traw.

Partnerzy portalu:

Biebrzański Park Narodowy. Zabrakło pieniędzy na akcje gaśniczą! Skala tragedii porażająca.

Biebrzański Park Narodowy. Zabrakło pieniędzy na akcje gaśniczą! Skala tragedii porażająca.

Największy Park Narodowy w Polsce, położony na Podlasiu – nad Biebrzą płonie. Co rusz wiatr roznieca gigantyczny ogień, a pieniądze przeznaczone na akcję gaśniczą… już się skończyły. Biebrzański Park Narodowy miał odłożone na ten cel 150 tys. złotych. Ludzie wysyłają darowizny, do czego zachęcamy i Państwa. Zapewne w tym momencie zapaliła się Wam lampka i zadajecie sobie pytanie – jak mogą skończyć się pieniądze na akcję gaśniczą. W tym miejscu uspakajamy – nie oznacza to, że strażacy się zwinęli. Na miejscu akcją dowodzi Państwowa Straż Pożarna, a wspomagają sprzętem Wojska Obrony Terytorialnej. Pieniądze natomiast są na dodatkowy sprzęt, bo na bagna i zarośnięte łąki nie da się wjechać wozem strażackim oraz na to, by móc gasić pożar z powietrza. Jeden wylot samolotu z wodą to koszt 10 000 zł. Politycznego aspektu tej sprawy nie komentujemy.

Stado wystraszonych łosi wbiegło do wsi

Dane z 21.04.2020

Za to spróbujemy Wam najdokładniej oddać rozmiary tej tragedii. Z wczorajszych wieczornych danych wynika, że do tej pory spaliło się już 1458 hektarów Biebrzańskiego Parku Narodowego. Dla osób, które nie operują taką miarą tłumaczymy – to tyle co 2000 boisk piłkarskich. Roślinność się odrodzi, ale na tych bagnach i łąkach mieszka 280 gatunków ptaków – w tym wiele rzadkich. To miejsce, gdzie mieszka mnóstwo łosi, rysi i wilków. To te pierwsze zwierzęta zaalarmowały ludzi, że dzieje się coś złego. Stado wystraszonych łosi wbiegło do wsi.

 

Ci, którzy na co dzień zapewniają sobie ciepło przy pomocy pieca zapewne wiedzą co to pellet. Mieszkańcy bloków być może też. Są to odpady drzewne oraz odpady roślin, które się pali w kotle. Pellet ma około 20 proc. wilgotności. Obecnie tyle samo mają kompletnie wysuszone łąki, które są takie przez zmiany klimatu. Miejsce, które się pali – jest jak jedno wielkie paliwo, które roznieca wiatr. Przez co akcja strażaków jest bardzo trudna. Przede wszystkim ratowano ścisły rezerwat, zaś w nocy gdy ogień zaczął się zbliżać do Goniądza i pobliskich wsi, to akcja przeniosła się w te rejony, by zabezpieczyć również ludzi! Pożar jest potężny i przemieszcza się na kilkudziesięciu kilometrach. Łuna z pożaru widoczna była wieczorem w oddalonym 60 km Białymstoku!

Kto jest winny?

Skupmy się na winnych. Bez wątpienia ktoś podpalił trawy na swoich łąkach. Wiosną mimo apeli oraz kar, rolnicy wypalają trawy. Jest to ohydna „tradycja”, której do dziś nie udało się wyplenić. Rolnicy uważają, że w ten sposób przygotują najlepiej pole do zasiewu, pozbyć się chwastów, uzyskać nawóz popiołu oraz spulchnić glebę. Ogień na podpalonych łąkach rozdmuchał wiatr. Suche łąki zajęły się bardzo szybko ogniem, zaś ten błyskawicznie się rozprzestrzenił na kilkunastu kilometrach trawiąc wszystko po drodze.

 

Miejsce, gdzie zaczął się pożar to łąki w pobliżu 3 wsi – Polkowo, Jasionowo Dębowskie, Kopytkowo. To właśnie w pobliżu tej trzeciej wsi znajduje się ścisły rezerwat „Czerowne Bagno”, który wczoraj w dzień ratowali strażacy. Wieczorem ogień dotarł aż kilkanaście kilometrów dalej w okolice Goniądza. Jeżeli polska Policja nie zignoruje tej gigantycznej tragedii, to ustalenie sprawcy nie powinno być aż takie trudne. To najprawdopodobniej przecież ktoś, do kogo należy jedna z wypalonych łąk w pobliżu tych maleńkich wsi. Pytanie tylko, czy sprawa ta zostanie potraktowana poważnie. Jeżeli śledzicie uważnie media, to co roku możemy na wiosnę przeczytać niemalże wszędzie „Rozpoczął się sezon na wypalanie traw, strażacy interweniowali tu i tu” – i tak co kilka dni. W ciągu ostatnich 10 lat takich newsów w Polsce były zapewne setki. Czy ktoś tym się przejął? Dopiero, gdy doszło do gigantycznej katastrofy w Biebrzańskim Parku Narodowym, to nagle się okazało, że jest źle. Dopiero, gdy miejscami znikła woda w Wiśle – ludzie zauważyli, że jest gigantyczna susza w Polsce.

Czy musimy zacząć umierać z pragnienia, by ktoś serio potraktował problem?

Obudzenie się z letargu to jednak za mało. Trzeba działać, o czym pisaliśmy już wielokrotnie. Nie może być tak, że 94 procent wody spuszczamy do Bałtyku, nie może być tak że pitną wodą spuszczamy wodę w ubikacji, nie może być tak, że w tym trudnym układzie – rolnik – zwierzęta – rośliny – górą jest rolnik. To chyba oczywiste, że musimy jeść, ale musi być równowaga. Inaczej natura brutalnie upomniała się o swoje. Czy naprawdę musimy zacząć umierać z pragnienia, by w końcu na serio zajęto się problemem braku wody w Polsce i tego, że zamieniamy się w pustynię? Czy naprawdę nie widzimy, że tak nagrzaliśmy wszystko, że przestał padać śnieg i susza będzie się pogłębiać?

 

Jeżeli ktoś myśli, że pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym to nieszczęśliwy wypadek, to niestety nie mamy dobrych wieści. Wysoki stopień zagrożenia pożarowego obowiązuje niemalże we wszystkich polskich lasach. Jak już wspomnieliśmy „sezon na wypalanie traw” dopiero się zaczyna. Jeżeli Policja nie zacznie tak gorliwie „pilnować” przestrzegania prawa przez rolników jak gorliwie „pilnowała”, by ludzie nie wchodzili do lasów, to może idioci nie puszczą Polski z dymem. A w tym przypadku chodzi o bezkarność. Teoretycznie rolnik, który wypala trawy może trafić nawet na 12 lat do więzienia, stracić dotacje. Może także dostać mandat od kilkuset do 5000 zł. Z wypalaniem traw walczy Unia Europejska, walczą strażacy, ale to wszystko ogranicza się do apeli czy straszenia karami.

Partnerzy portalu:

Ogromny pożar nad Biebrzą, otrute ptaki nad Bugiem, kłusownicy i braki wody. Oto Podlaskie w 2020 roku.
fot. Biebrzański Park Narodowy

Ogromny pożar nad Biebrzą, otrute ptaki nad Bugiem, kłusownicy i braki wody. Oto Podlaskie w 2020 roku.

Przyroda województwa podlaskiego jest ogromnym darem, dzięki któremu wszyscy mieszkańcy mają blisko swoich domów czyste jeziora, 3 ogromne puszcze, unikalne w skali światowej bagna, wspaniałe rzeki, a także mieszkające tam wilki, rysie, łosie, orły, sokoły czy bociany. Na co dzień nie dostrzega się tego wszystkiego, bo to po prostu jest. Jednak, gdy spojrzy się z jakimi problemami zmagają się mieszkańcy innych miast dopiero ukazuje jaki skarb mamy na miejscu.

 

W województwie małopolskim jeżeli nie zawieje porywisty wiatr, to mieszkańcy mają problem ze smogiem. Województwo śląskie natomiast ma natomiast 5 razy więcej mieszkańców niż podlaskie. Przez rozbudowany przemysł ludzie cierpią na wiele chorób. W Polsce jest to najbardziej zanieczyszczony region. Łódzkie jest największym producentem enegretycznym w kraju, co wiąże się również z emisją zanieczyszczeń. Tylko te regiony zajmują całkiem spory kawałek kraju.

 

Podlaskie nie ma w zasadzie żadnego przemysłu, ma za to bogatą przyrodę, dzięki której mamy czyste powietrze, brak zanieczyszczeń gleby, a zatem możemy pić czystą wodę oraz jeść czyste uprawy. Do tego bogaty świat zwierząt i ptaków powoduje, że nie zmagamy się ani z robactwem, ani szczurami. A takie problemy występują właśnie tam, gdzie człowiek wypędził naturę ze swojego otoczenia. Trzeba z problemem walczyć chemicznie, a potem tą chemię przyjmować na siebie. Tak jak mieszkańcy innych województw w Polsce muszą wdychać pyły, zanieczyszczone gazy oraz smog. Dodatkowo w ostatnich latach zapanowała idiotyczna „moda” na pozbywanie się drzew z miast. Ludzie na własne życzenie zmniejszyli sobie ilość czystego powietrza w otoczeniu.

 

Nie licząc Białegostoku, to ze smogiem i zanieczyszczonym powietrzem w Podlaskiem problemu nie ma. Nie ma też (także w Białymstoku) problemu ze szczurami czy robactwem. Niestety nasz region zmaga się z całą masą różnych idiotów. W Biebrzańskim Parku Narodowym strażacy walczą z gigantycznym pożarem. Wszystko dlatego, że od lat idioci (mimo próśb i apeli) nadal wypalają trawy na swoich łąkach. Ogromna susza – za którą odpowiadają inni idioci, którzy wiedzą o problemie od lat, a nic jeszcze nie zrobili – oraz porywisty wiatr rozdmuchały ogień na wiele stron.

Inny idiota lub idioci w ostatnim czasie zaczęli natomiast w pobliżu Drohiczyna nad Bugiem truć ptaki. Ich ofiarą padł orzeł bielik, bocian oraz jedenaście kruków. Gdy sprawa została nagłośniona, okazało się, że w ubiegłych latach również w okolicy dochodziło do podobnych czynów. Kolejny raz nikt nic z tym nie zrobił. O sprawie szerzej wiadomo tylko dlatego, że idioci otruli ściśle chroniony gatunek i Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków skutecznie nagłośniło problem.

Nie należy zapominać jeszcze o innych idiotach – kłusownikach, którzy tak rozmiłowali się w zabijaniu zwierząt będąc jednocześnie myśliwymi, że przestały starczać im te gatunki, których populację regulują bronią. Zaczęli zastawiać w lasach wnyki skazując zwierzęta na okropne męczarnie. Ich ofiarą padały niejednokrotnie ściśle chronione wilki, rysie a w styczniu nawet żubr, który udusił się we wnykach! Są też tacy, co jeżdżą na Białoruś, by nie tylko móc zastawiać wnyki, ale też móc legalnie zabijać żubry czy wilki. Wszystko po to, by na koniec rytualnie odciąć głowę martwemu zwierzęciu nożem i zdobyć kolejne „trofeum”.

 

Na koniec nasuwa się pytanie. Co robić z tymi wszystkimi idiotami? Izolować i leczyć? Kłusowników i trucicieli ptaków – na pewno. Natomiast te osoby, które odpowiadają za ogromne straty w Biebrzańskim Parku Narodowym powinni dodatkowo na zawsze stracić całą swoją ziemię. To może nauczy innych, by przestali wypalać łąki. Problem w tym, że przyrodę wszyscy ignorują. Dopiero teraz, gdy koronawirusa opanował cały świat, wszystko wyhamowało i dało odetchnąć naturze. Niestety to za mało. Gdy uporamy się z pandemią, to problemy braku ochrony środowiska wrócą. Susza nadal postępuje i postępować będzie skoro w Polsce 94 proc. wody wylewamy do Bałtyku zamiast ją magazynować. Jeżeli wszyscy będziecie ignorować niszczenie przyrody, to za 20 lat cała Polska będzie wyglądała jak pustynia, gdzie będzie mnóstwo robactwa i szczurów. Zobaczycie to na własne oczy o ile wcześniej nie umrzecie z pragnienia.

 

Partnerzy portalu:

Powiew normalności. Znów można spacerować po lesie. Bez maseczki.

Powiew normalności. Znów można spacerować po lesie. Bez maseczki.

Jako, że nie zajmujemy się na tym portalu polityką, to nie będziemy komentować zasadności tego zakazu, który od dziś przestał obowiązywać. Można znów spacerować po lesie i to bez maseczki. To świetna wiadomość, bo jest to jakiś powiew normalności. Nie można siedzieć cały czas w domu, a wychodzenie do sklepu naraża nas bardziej niż wychodzenie do pustego lasu. Aczkolwiek – ten po zniesieniu zakazu taki pewnie nie będzie, więc dla wszystkiego pamiętajcie, by mijać ludzi z 2 metrowym odstępem. Dla własnego bezpieczeństwa. Pandemia cały czas trwa i każdy zastanawia się, kiedy to się skończy.

 

Na szczęście województwo podlaskie ma do zaoferowania Puszczę Białowieską, Puszczę Knyszyńską oraz Puszczę Augustowską. Lasu starczy dla każdego z pewnością. Jednak pamiętajcie, że brak zakazu nie zwalnia was z myślenia. Jeżeli będziecie widzieć wiele zaparkowanych samochodów, to pojedzcie po prostu dalej. Nie jedzcie na żadne kładki, bo istnieje ryzyko że będziecie się mijać w bardzo bliskiej odległości z innymi. A gdy zobaczycie, że ktoś idzie niewzruszony tym, że jesteście blisko i nie wygląda jakby miał zachować odstęp, to ustąpcie mu. To wszystko, by nie zachorować.

 

Po lesie można chodzić bez maseczki. Tym bardziej wybierajcie miejsca, gdzie nie ma ludzi. Warto skierować się na przykład na Wzgórza Świętojańskie w Kołodnie czy jeden z wielu leśnych szlaków. Najbliższy Białegostoku zaczyna się tuż przy wylocie na Augustów, zaraz za obwodnicą miasta. Wystarczy skręcić w prawo do lasu i iść zgodnie ze znakami na drzewach. Dojdziemy wpierw do Wasilkowa, a dalej do Nowodworców. Jeżeli będzie Wam mało, to szlakiem dojdziemy do Supraśla. Idealna trasa do spacerów.

 

Można też zacząć w Supraślu, a następnie idąc przez Jałówkę dojść do Czarnej Białostockiej. Z powrotem do miasta nie będzie problemu – można skorzystać choćby z pociągu. Warto tylko sprawdzić rozkład jazdy, bo teraz z powodu koronawirusa połączeń jest mniej. Najlepiej jest poprosić kogoś, by nas do Supraśla zawiózł zaś z Czarnej Białostockiej odebrał. Wtedy ryzyko zarażenia jest małe, a przyjemność z długich spacerów po lasach – duża.

Partnerzy portalu:

To wyjątkowe miejsce trzeba odwiedzić. Idealne, by uniknąć tłumów.

To wyjątkowe miejsce trzeba odwiedzić. Idealne, by uniknąć tłumów.

Oto miejsce, które warto będzie odwiedzić, gdy zniosą już zakaz wchodzenia do lasów, parków i na bulwary. A to stanie się lada moment. Natura, cisza i spokój. Oto co nas czeka na wyspie pomiędzy stawami w Ośrodku Edukacji Leśnej „Cyraneczka” Nadleśnictwa Rudka pod Surażem. Już sama nazwa wskazuje, że to musi być gdzieś daleko od cywilizacji. Idealne miejsce, by uniknąć tłumów – a zatem zmniejszyć ryzyko zarażenia się (lub nieświadomie kogoś), a zarazem by zażyć trochę natury.

 

Najpierw postaramy się wyjaśnić jak trafić w te magiczne miejsce, gdzie pełno pięknych ptaków i widoków. Szczególnie warto wybrać się tam o poranku, gdy zastaniemy mgły oraz wschód słońca. Jeżeli jedziemy z Białegostoku to wpierw kierujemy się drogą na Łapy. Następnie skręcamy na Suraż. Kolejny kierunek to Brańsk. W Pietkowie skręcamy na Pietkowo Drugie, a następnie jedziemy prostą drogą mając po obu stronach pola. Na rozstaju dróg przed lasem skręcamy w lewo. Dojeżdżamy do końca drogi. Prawda, że łatwy dojazd? Jeżeli zbyt skomplikowany – użyjcie nawigacji, na pewno Wam pomoże.

Tuż za otwartym szlabanem będzie wiata. Tam możemy zostawić samochód, by dalej wybrać się pieszo. Można iść na kładkę, można do wieży widokowej, można też do czatowni. Trochę dalej jest kolejna wieża widokowa. Będziemy wędrować pomiędzy takimi stawami jak Elżbieta I, Elżbieta II, Michał I, Michał II, Maria, Marylka, Zofia, Józef, Witold oraz Gabriela. Skąd te wszystkie imiona? To dzieci. Stawy Pietkowskie w leśnictwie Zwierzyniec, które zajmują łącznie 208 hektarów zbudował hrabia Starzeński na przełomie XIX i XX wieku. Wcześniej znajdowały się tam naturalne rozlewiska. Nazwy stawów pochodzą od imion dzieci Starzeńskich oraz ich spadkobierców Krasickich oraz Komarów.

Z wieży widokowej możemy podziwiać między innymi rozległe tereny wilgotnych łąk pomiędzy Surażem i Zawykami. To słynne „Taplary” z kultowej powieści Edwarda Redlińskiego „Konopielka”. „Na zebraniu przeczytała uczycielka z gazety, co pisano o bagnie i Taplarach: że za rok woda będzie spuszczona i zaczno się melioracje, układanie szosy i stawianie słupów do elektryczności. I pokazała narysowane w gazecie: u góry było tak jak jest teraz, Narew ze wszystkimi odnogami i Taplary. A u dołu jak będzie: jedna rzeka koło Zawykow i Suraża, a na bagnie łąki i drogi”. Gdy już będziecie na miejscu przeczytajcie jeszcze raz ten fragment, a następnie się rozejrzyjcie.

 

Partnerzy portalu:

Drapieżnik założył gniazdo we wsi. Sytuacja niespotykana.

Drapieżnik założył gniazdo we wsi. Sytuacja niespotykana.

Kilkadziesiąt tysięcy lat temu wilki poczuły, że czerpią korzyści koegzystując w pobliżu człowieka. Dzięki niemu zwierzęta te mogły korzystać z odpadków żywnościowych. Zaś człowiek otrzymywał korzyść, bo czujne zwierzęta ostrzegały go przed niebezpieczeństwem. I takim to sposobem, krok po kroku udomowiono wilka, który to ewoluował do postaci psa. A wspominamy o tym, bo być może kiedyś w podobny sposób będą koegzystować ludzie i orły bieliki. Jeden właśnie założył gniazdo w Kalinowie pod Łomżą. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gniazdo znajduje się w środku wsi. Tak jak wilk dawniej wybrał sobie człowieka, tak teraz wybrał go sobie bielik. Co może przynieść ta bliskość zamieszkania?’

 

Zacznijmy od tego, że bielik jest drapieżnikiem. Jego obecność we wsi zmienia porządek w naturze. Już inne ptaki w okolicy zaczęły zachowywać się nieswojo. Jeżeli drapieżnik pozostanie na dłużej, to z pewnością inne gatunki się przeniosą. Szczególnie musi mieć się na baczności ptactwo wodne oraz ryby, bo to podstawowa dieta tego dużego ptaka. Obecność drapieżnika sprzyja istnieniu sadów owocowych czy ogólnie sadzeniu roślinności, bo nie trzeba się martwić odganianiem ptaków od owoców czy nasion.

 

Wracając jednak do koegzystencji z człowiekiem, to warto wspomnieć że od dawnych lat w Polsce i na świecie drapieżniki pomagały w zdobywaniu pokarmu ludziom. W dzisiejszych czasach natomiast takich ptaków używa się na lotniskach i ogromnych stadionach, by nie zalęgały się tam inne ptaki. Być może kiedyś bieliki i inne drapieżniki spotka podobny los co wilka. A mianowicie przejdą proces udomowienia i będą towarzyszyć człowiekowi w codziennym życiu. Dziś to brzmi abstrakcyjnie, ale rzeczywistość zmienia się tak szybko, że wszystko jest możliwe.

 

Póki co polecamy (gdy już będzie można) wybrać się do Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej między Białymstokiem a Jurowcami. Tam znajduje się Ośrodek Edukacji Ekologicznej Sokolarnia. To właśnie w nim możemy z bliska przyjrzeć się drapieżnikom i dokładnie poznać ich umiejętności i zwyczaje. Bielika z Kalinowa natomiast za jakiś czas będzie można podglądać. W pobliżu jego gniazda zostanie zamontowany dyskretny punkt obserwacyjny.

Partnerzy portalu:

Podlaski horror drogowy za kilka lat będzie lżejszy? Na krajowej 8 w planach są obwodnice.
Suchowola

Podlaski horror drogowy za kilka lat będzie lżejszy? Na krajowej 8 w planach są obwodnice.

Jakiś czas temu, na łamach naszego portalu wspominaliśmy o trudnym przypadku Augustowa. Via Baltica, Rail Baltica – wielkie inwestycje transportowe ominą turystyczne miasteczko, do którego każdego lata przyjeżdża dziesiątki tysięcy osób. Oznacza to, że tak jak nie było, tak nie będzie dalej porządnej drogi do letniej stolicy Polski. Ani kolejowej, ani drogi dla samochodów.

 

Przypomnijmy – Rail Baltica ominie Augustów prowadząc z Suwałk przez Ełk do Białegostoku. Via Baltica natomiast prowadzi z Suwałk do Szczuczyna w powiecie grajewskim, omijając nawet Białystok. Jest jednak światełko nadziei. W latach 2024 – 2027 mogą powstać obwodnice Suchowoli, Sztabina i Białobrzegów. Dzięki czemu koszmarna droga z Białegostoku do Augustowa (i odwrotnie) będzie trochę lżejsza. Są to zatwierdzone plany ministerstwa infrastruktury.

 

Obecnie po wyjechaniu z Białegostoku, można przyjemnie jechać przez Jurowce do Katrynki. Potem kończy się cała przyjemność. Jest wąsko i niebezpiecznie. Nie brakuje TIR-ów oraz drogowych idiotów, którzy wyprzedzają ciężarówki wyjeżdżając na czołówkę kierowcom z naprzeciwka. Teraz przynajmniej połowa drogi może być lżejsza bo Suchowola, Sztabin i Białobrzegi leżą koło siebie, a obwodnice są dłuższe niż normalne drogi, więc zahaczają też o inne miejscowości.

 

Nie ma co jednak otwierać jeszcze szampana. Czeka nas wielka recesja i kasy na inwestycje może zwyczajnie zabraknąć, mimo że ministerstwo infrastruktury ma obwodnice w planach. Tyle, że w każdej chwili (lub po wyborach) może przyjść nowy minister i wyrzucić plany poprzedniego do kosza. Trzeba mieć jednak nadzieję. Szczególnie, że Augustów po wszystkich międzynarodowych inwestycjach został miasteczkiem na uboczu.

Partnerzy portalu:

Ten budynek istnieje od 260 lat. Kościół ochronił go przed zniszczeniem.

Ten budynek istnieje od 260 lat. Kościół ochronił go przed zniszczeniem.

Ten budynek stoi w cieniu – jednego z najbardziej rozpoznawalnych obiektów w mieście. Ma już 261 lat i jest jednym z najstarszych mieście. Przetrwał nawet zniszczenie miasta przez Niemców podczas II Wojny Światowej. Mowa tu u budynku „Kina Ton”, który wcześniej pełnił wiele ról.

Szpital na zlecenie hetmana

Budynek Kina „Ton” ma bardzo szerokie archiwum zdjęciowe dzięki temu, że stoi w bezpośrednim sąsiedztwie pierwszego kościoła w mieście. Stara świątynia powstała w 1626 roku, jednak już w 1752 roku przebudowano ją ze stylu renesansowego na barokowy, który pozostał do dziś. Około 10 lat później obok na zlecenie Jana Klemensa Branickiego wybudowano „szpital – przytułek kościelny dla 7 dziadów kościelnych i 6 bab”. Opiekę nad chorymi sprawować mieli lekarze sprowadzeni przez hetmana oraz zakonnice, które do dziś mają swój klasztor na przeciwko. Blisko dekadę później hetman umiera, lecz szpital działa nadal. Gdy Polskę spotykają zabory – placówka ciągle nie przerywa swojej działalności.

 

Gdy Izabela Branicka – wdowa po hetmanie, przekazała miasto zaborcy pruskiemu – ten wielokrotnie wspierał szpital w trosce o higienę miasta. Gdy Białystok został przejęty przez zaborcę rosyjskiego – to szpital zaczęli opuszczać chorzy. Problemy ze swoją działalnością miały również zakonnice z klasztoru. W 1859 roku będąc w rękach Białostockiego Towarzystwa Dobroczynności budynek po dawnym już szpitalu przeszedł gruntowny remont. A po nim utworzono tam liczne sklepy, zakłady czy kwiaciarnia. W XX wieku w budynku urzędowało także Stowarzyszenie Robotników Katolickich.

Kwiaciarnia, dom pogrzebowy, kino i teatr

Gdy Białystok dołączył do niepodległej Polski to w budynku zaczęła funkcjonować drukarnia, księgarnia religijna, sklepy oraz zakład pogrzebowy. Miała tam swoją siedzibę również Spółdzielnia Ogrodniczo-Pszczelnicza. W 1935 roku miał miejsce kolejny remont, po którym dobudowano salę. Wtedy działalność rozpoczęło kino „Świat”. Przez jego scenę przewinęli się tacy wybitni artyści II RP jak Hanka Ordonówna, Loda Halama czy Chór Juranda. W 1937 roku publiczność wysłuchała odczytu „85 kilometrów od Białegostoku” wygłoszonego przez Melchiora Wańkowicza.

 

W 1939 roku przyszła okrutna II Wojna Światowa. Cały Białystok został praktycznie zniszczony przez Niemców. Budynek kina na szczęście przetrwał razem ze starym kościołem. Zapewne bezpośrednie sąsiedztwo ze świątynią uchroniło budynek przed zniszczeniami. 22 września 1944 roku odbyła się w obiekcie premiera „Uciekła mi przepióreczka” Stefana Żeromskiego. To rozpoczęło nowy, powojenny etap w życiu budynku jako Teatru Miejskiego. Na deskach występowali między innymi Hanka Bielicka czy Zygmunt Kęstowicz.

Procesy pokazowe

Gdy PRL rozwinął swe skrzydła, budynek – z racji, że posiadał dużą salę – służył władzy do organizacji politycznych procesów pokazowych. To bardzo ponury czas bowiem w latach 1944-1956 w woj. białostockim skazano na karę śmierci ponad 550 osób zaś 320 wyroków wykonano. Większość tych wyroków KS zapadła w trakcie tzw. procesów pokazowych, publicznych, organizowanych w celu zastraszenia ludności. W tym budynku odbyły się najgłośniejsze rozprawy pokazowe, które miały miejsce w województwie białostockim.

 

W dniach 13-18 lipca 1946 r. sądzono 24 członków WiN z zastępcą komendanta Okręgu WiN Białystok ppłk. Aleksandrem Rybnikiem „Jerzym” na czele. Zapadło siedem wyroków śmierci, sześć z nich wykonano. W dniach 19-27 września 1949 r. sądzono dowódców PAS Okręgu NZW Białystok kpt. Romualda Rajsa „Burego” i ppor. Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”. Obaj zostali skazani i straceni. Rozprawy pokazowe, na których zapadały wyroki śmierci odbywały się także w innych miejscach w Białymstoku oraz poza nim – w około sześćdziesięciu miejscowościach województwa.

W latach pięćdziesiątych obiekt przeznaczono na kino, które nazwano „Ton”. Budynek w 1990 roku został zwrócony kościołowi. Gdy w mieście zaczęły pojawiać się galerie handlowe, a wraz z nimi duże kina, to „Ton” nie przetrwał konkurencji i w 2008 roku przestał działać. Od tamtej pory od czasu do czasu służył za miejsce, gdzie różne, znane osoby wygłaszały swoje wykłady. W uiegłym roku w budynku po dawnym kinie znów miał miejsce remont.

Partnerzy portalu:

Katastrofa w Smoleńsku. 10 lat temu zginął Prezydent RP oraz 95 innych osób, w tym białostoczanie.

Katastrofa w Smoleńsku. 10 lat temu zginął Prezydent RP oraz 95 innych osób, w tym białostoczanie.

To już 10 lat od niewyobrażalnej katastrofy, w której zginął Prezydent RP wraz z małżonką oraz ponad 90 innych osób. 10.41 polskiego czasu, a 8.41 czasu jaki obowiązywał w Smoleńsku samolot TU-154M rozbił się w lesie zmierzając na uroczystości upamiętniające zbrodnię katyńską. Na pokładzie samolotu były także osoby z województwa podlaskiego: były prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, wicemarszałek sejmu Krzysztof Putra, związany z Solidarnością a po transformacji z Prawem i Sprawiedliwością, arcybiskup Miron Chodakowski – Praowsławny Ordynariusz Wojska Polskiego oraz Justyna Moniuszko – stewardessa.

Ryszard Kaczorowski

Ryszard Kaczorowski, ostatni Prezydent RP na uchodźstwie, Sybirak, żołnierz II Korpusu Polskiego gen. Andersa i uczestnik zwycięskiej bitwy pod Monte Cassino, emigracyjny działacz społeczny. Urodził się 26 listopada 1919 roku w Białymstoku. Należał do przedwojennego harcerstwa. W pierwszych latach II wojny światowej działał w konspiracji, którą przerwało aresztowanie przez NKWD 17 czerwca 1940 roku. Sąd wojskowy skazał Kaczorowskiego na karę śmierci. Po stu dniach w celi zamieniono ją na 10 lat obozu na Syberii. W 1942 roku Ryszard Kaczorowski opuścił Związek Radziecki z żołnierzami generała Andersa, by znaleźć się w Palestynie. Przeszedł cały szlak bojowy II Korpusu Polskiego. Po wojnie pozostał na emigracji, gdzie organizował polskie harcerstwo. W latach 50. i 60. był we władzach światowego Związku Harcerstwa na obczyźnie. W 1986 został powołany do Rady Narodowej RP – emigracyjnego parlamentu, co oznaczało powierzenie mu obowiązków ministra spraw krajowych. Został zaprzysiężony na Prezydenta RP na uchodźstwie w lipcu 1989 roku.

 

22 grudnia 1990 na Zamku Królewskim w Warszawie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia władzy prezydenckiej Lechowi Wałęsie. Prezydent Kaczorowski został pochowany w podziemiach świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie, w Panteonie Wielkich Polaków.

Krzysztof Putra

Krzysztof Putra, polityk, senator i wicemarszałek Senatu VI kadencji w latach 2005–2007, poseł na Sejm X, I i VI kadencji, wicemarszałek Sejmu VI kadencji. Urodził się 4 lipca 1957 roku we wsi Józefowo na Podlasiu. Od 1980 r. działał w NSZZ „Solidarność”. Przez blisko 20 lat pracował jako robotnik, pracował w białostockich Uchwytach. Był aktywnym działaczem związków zawodowych. W 1990 r. był jednym z założycieli Porozumienia Centrum. Był członkiem władz krajowych tej partii i prezesem jej Zarządu Wojewódzkiego w Białymstoku. W 2001 r. był współzałożycielem Prawa i Sprawiedliwości oraz został prezesem Podlaskiego Zarządu Regionalnego tej partii.

 

25 września 2005 r. wybrany został senatorem, a od 27 października tego samego roku pełnił funkcję wicemarszałka Senatu RP. W wyborach parlamentarnych w 2007 uzyskał mandat poselski zaś 6 listopada tego samego roku został wybrany na wicemarszałka Sejmu. Został pochowany na cmentarzu św. Rocha w Białymstoku.

Arcybiskup Miron Chodakowski

Arcybiskup Miron Chodakowski, prawosławny duchowny, generał brygady, doktor teologii, wikariusz Diecezji Warszawsko-Bielskiej, Prawosławny Ordynariusz Wojska Polskiego. Urodził się 27 października 1957 r. w Białymstoku. Tam ukończył szkołę podstawową, następnie Prawosławne Seminarium Duchowne w Warszawie oraz Wyższe Prawosławne Seminarium Duchowne w Jabłecznej. Od 1981 roku pełnił funkcję namiestnika prawosławnego klasztoru – monasteru p.w. św. Onufrego w Jabłecznej, był też prorektorem Wyższego Prawosławnego Seminarium Duchownego.

 

Przyczynił się do wznowienia działalności klasztoru w Supraślu k. Białegostoku. Został jego namiestnikiem i kierował nim aż do swojej konsekracji na biskupa hajnowskiego w 1998 roku. W 2003 roku uzyskał tytuł doktora nauk teologicznych Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. W 2008 roku został podniesiony do godności arcybiskupa. Pośmiertnie został awansowany na stopień generała dywizji. Abp. Miron Chodakowski spoczął na terenie monasteru w Supraślu w krypcie głównej cerkwi zgodnie z własnym, wyrażonym wcześniej życzeniem.

Justyna Moniuszko

Justyna Moniuszko, stewardessa na pokładzie rządowego samolotu 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Urodziła się 6 lipca 1985 roku w Białymstoku. Studiowała na Wydziale Mechanicznym, Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej, w 2006 roku zdobyła tytuł Miss tej uczelni. Już w liceum zaczęła skakać ze spadochronem, latała też na szybowcach, lubiła wspinaczkę. Z lotnictwem wiązała swoją przyszłość. Będąc aktywnym członkiem sekcji spadochronowej Aeroklubu Białostockiego, wykonała ponad 250 skoków. Justynę Moniuszko pochowano na cmentarzu miejskim w Białymstoku.

Zbrodnia Katyńska

Katastrofa w Smoleńsku sprawiła, że bardzo wiele osób zapomniało po co rządowy samolot leciał do Rosji. Tam bowiem w 1940 roku,  w Katyniu (obok Smoleńska), doszło do zbrodni wojennej. Rosjanie strzelając w tył głowy zabili 21 768 Polaków. Wśród nich było 10 000 oficerów polskiego wojska. Stało się to na mocy decyzji najwyższych władz ZSRR czyli Józefa Stalina. Decyzja ta była zawarta w tajnej uchwale Biura Politycznego KC WKP(b) z 5 marca 1940 roku (tzw. „decyzja katyńska”).

Oto co w niej było zawarte:

I. Polecić NKWD ZSRR:

1) Sprawy 14.700 znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych byłych polskich oficerów, urzędników państwowych, obszarników, policjantów, agentów wywiadu, żandarmów, osadników i dozorców więziennych

2) Jak też sprawy aresztowanych i znajdujących się w więzieniach w zachodnich obwodach Ukrainy i Białorusi w liczbie 11 000 członków różnych k-r [kontrrewolucyjnych] organizacji szpiegowskich i dywersyjnych, byłych obszarników, fabrykantów, byłych polskich oficerów, urzędników państwowych i zbiegów – rozpatrzyć w trybie specjalnym z zastosowaniem wobec nich najwyższego wymiaru kary – rozstrzelania.

II. rozpatrzenie spraw przeprowadzić bez wzywania zatrzymanych i bez przedstawienia zarzutów, decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia – w następującym trybie:

a) wobec osób znajdujących się w obozach dla jeńców wojennych – na podstawie informacji przedłożonej przez Zarząd ds. Jeńców Wojennych NKWD ZSSR,

b) wobec osób zatrzymanych – na podstawie informacji z akt przedłożonej przez NKWD Ukraińskiej SRR i NKWD Białoruskiej SRR.

biografie pochodzą z wrotapodlasia.pl

Partnerzy portalu:

Żubry wypuszczone na wolność. Czy dołączą do nowego stada?

Żubry wypuszczone na wolność. Czy dołączą do nowego stada?

Żubry pod Augustowem to już od prawie 2 lat „nowość”. Jeszcze do niedawna w Puszczy Augustowskiej takich zwierząt w ogóle nie było. A gdy mieszkańcy usłyszeli, że mają się pojawić za sprawą nowej zagrody, to nie byli chętni. Gdy to zaczęło przyciągać turystów, to szybko zmienili zdanie. Ostatnio wypuszczono kolejne 4 zwierzęta na wolność powiększając liczbę osobników w tym rejonie. Czy dołączą do pozostałych?

 

Nim żubr trafi na wolność przebywa jakiś czas w specjalnej zagrodzie aklimatyzacyjnej. W ostatnim czasie przebywały tam 3 krowy i jeden byk (tak nazywamy samice i samca żubra). W pobliżu zagrody natomiast przebywało 9 osobników, które cieszą się od dawna wolnością. Wypuszczono więc osobniki z zagrody uznając, że dołączą do pozostałych. Warto wiedzieć, że wśród żubrów panuje matriarchat. Oznacza to, że przewodnikiem stada jest krowa.

 

Obecną przewodniczką wolnego stada jest 10-letnia osobniczka. Za jej „kadencji” na świat przyszły już 2 młode. Po jakimś czasie do stada dołączył dotychczas dziko żyjący samotny żubr. Niestety skończyło się to śmiercią młodego żubra, który starł się z dzikim przybyszem. Miejmy nadzieję, że nowe żubry jeżeli dołączą do pozostałych, to bez żadnych konfliktów. Utworzenie stada żubrów w Puszczy Augustowskiej ma ograniczać rozprzestrzenianie się chorób tych zwierząt oraz ma służyć zwiększaniu zasięgu występowania żubrów w Polsce. Docelowo augustowskie stado ma rozmnożyć się do około 50 zwierząt. Trzymamy kciuki.

Partnerzy portalu:

Zaczarowany świat pod miastem. Obejrzyj ten niesamowity film i bądź blisko zwierząt.

Zaczarowany świat pod miastem. Obejrzyj ten niesamowity film i bądź blisko zwierząt.

Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi to iście zaczarowane miejsce, co pokazał na swoim filmie Zdzisław Folga, a opowiadała o nim Dorota Sokołowska. Bohaterami tego filmu są dzikie ptaki i zwierzęta. Można oglądać naturę z bardzo bliska, słuchając niezwykłej opowieści o tym wspaniałym miejscu tuż pod Łomżą. Na ekranie zobaczymy życie żurawi, bielików, a także łosi, jeleni czy wilków.

 

 

 

Film posiada jeszcze jedną zaletę – ma wszystko to za co kochamy Podlasie czyli magiczne miejsca, piękne wschody i zachody oraz naturę tak dziką, że aż nie jest to pojęte, że mieszkamy koło niej tak blisko! Jak już nas wypuszczą z tych domów, to czym prędzej popędzimy tam, by zobaczyć na żywo wschód słońca, śpiew ptaków, a także wieczorem posłuchać odgłosów zwierząt. Jeżeli trafimy na pełnię księżyca, to będzie też szansa, że usłyszymy wycie wilków.

 

W takich miejscach nie brakuje wież widokowych, które można zająć i sobie po prostu siedzieć. A po zachodzie słońca – patrzeć na przepełnione niebo gwiazdami. W takich miejscach, jest nocą wystarczająco ciemno, by je dojrzeć. No chyba, że księżyc odbija światło na całego. Dlatego warto wybrać się tam kilka razy – latem oraz jesienią. W tą cieplejszą porę roku zostać na noc, zaś w tę drugą przyjechać przed świtem, by obserwować mgły. Już nie możemy się doczekać! A tymczasem życzymy udanego seansu.

Partnerzy portalu:

Przepiękny spektakl na niebie! Dziś będzie bardzo jasna noc!

Przepiękny spektakl na niebie! Dziś będzie bardzo jasna noc!

Dziś w nocy, na niebie będzie można zaobserwować niesamowite widowisko. Czeka nas bardzo jasna noc. Można tylko żałować, że ma być chłodno, ale warto ubrać się ciepło. Na początku, gdy nastanie późne popołudniu na niebie ujrzymy piękne zachodzące słońce, które sprawi, że wszystko wokół nabierze pomarańczowej poświaty. Gdy nasza gwiazda będzie już bardzo nisko – na niebie dostrzeżemy jasny pas różowego nieba, a zaraz po tym znad horyzontu wyłoni się będzie bardzo jasny punkt. To planeta Wenus. Zanim zapadnie zmrok, będzie królować na niebie i przyciągać wzrok.

 

Razem z nią będzie również pełny księżyc. Każdy, kto będzie na niego patrzył – będzie miał wrażenie, że jest wyjątkowo ogromny. Wszystko dlatego, że będzie bliżej naszej planety. Jeżeli nie możecie (pełnia czasem tak działa na człowieka) lub nie planujecie spać, to warto również obejrzeć na niebie zachód księżyca. Około 4:30 zacznie robić się czerwony, by ostatecznie zniknąć około 6:30. Cały spektakl na niebie zakończony będzie wschodem słońca.

 

Jak wiemy, sytuacja jest trudna, więc widowisko w miarę możliwości oglądajmy ze swoich balkonów, tarasów lub po prostu przez okno. Chociaż chciałoby się wymknąć wieczorem gdzieś pod miasto, gdzie nie ma świateł i ludzi. To właśnie tam wszystko będzie widać jak najlepiej. Niestety nie będziemy wskazywać konkretnych miejsc, bo nie chcemy by się tak gromadzili ludzie. Jednak jeżeli jesteście zdeterminowani, to szukajcie po prostu naturalnych wzniesień. Tak, by całą noc widok był przedni!

Partnerzy portalu:

Hotel Ritz to była perła Białegostoku. Dlaczego nigdy go nie odbudowano?

Hotel Ritz to była perła Białegostoku. Dlaczego nigdy go nie odbudowano?

Przechadzając się dziś w okolicy bramy wjazdowej do Pałacu Branickich będziemy znajdować się w pobliżu teatru, Pałacyku Gościnnego, Hotelu Gołębiewskiego, budynku delikatesów, wieżowca Urzędu Miejskiego oraz ronda i prowadzących od niego dróg – Al. Piłsudskiego, Branickiego, Pałacowej, Kilińskiego i Mickiewicza. Może Was zdziwić, ale jeszcze 100 lat temu – z tych wszystkich wymienionych istniał tylko Pałacyk Gościnny. A tuż obok niego, przy samej rzece Białej stał okazały Hotel Ritz. Prawdziwa perła, która powstała jeszcze podczas zaborów, zaś pod koniec II Wojny Światowej została spalona przez Niemców jak i wiele innych budynków w mieście. Z tym, że inne spalone perły odbudowano, zaś pozostałości po hotelu… wysadzono w powietrze w 1946 roku. Dlaczego tak się stało?

Okupant zmienił nazwę na „Europa”

fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Prace budowlane nad hotelem zostały zakończone 1 lipca 1913 roku. Wówczas był to obiekt należący do Towarzystwa Akcyjnego „Ritz”, które z pożyczek Petersbursko-Tulskiego Banku Ziemskiego go postawiło. Warto dodać, że podczas zaborów tak okazały nie był nawet Pałac Branickich, który służył jako Instytut Panien Szlacheckich i ze wszystkich zdobień został ogołocony. Hotel Ritz posiadał marmurowe schody i parkiet. Na parterze funkcjonował bank, kawiarnia oraz zakład fryzjerski. Pierwsze piętro zajmowała restauracja. Kolejne dwa piętra oraz strych były przeznaczone na pokoje dla gości. Łącznie do wynajęcia na noclegi było 46 lokali.

 

Każdy pokój był wyposażony albo w łóżko albo w tapczan. Okna udekorowane były firankami. Na ścianach pokoi wisiały reprodukcje znanych obrazów. Zaś oświetlenie dawały piękne mosiężne lampy. Z gościny hotelu korzystali zamożni czyli kupcy, oficerowie, artyści i arystokraci. W restauracji odbywały się dancingi i inne imprezy okolicznościowe. Działalność hotelu trwała w najlepsze do 1941 roku. Wtedy obiekt przejęty został przez Niemców. Okupant zmienił nazwę na „Europa”. Przy wejściu wywieszono także napis – „Tylko dla Niemców”. Hotel został gruntownie wyremontowany, jednak gdy wojska rosyjskie w 1944 roku zbliżały się do Białegostoku, Niemcy zaczęli się ewakuować i podpalać wszystkie budynki w mieście. Ritz nie został oszczędzony.

Zaczęto odbudowę miasta

Po II Wojnie Światowej zaczęto odbudowywać kompletnie zniszczone miasto od nowa. W tym Pałac Branickich i wiele innych zabytków. Tymczasem Ritz w 1946 roku, a raczej to co po nim pozostało… wysadzono w powietrze. Zostały tylko pod ziemią fundamenty, które przypadkowo wykopano podczas przebudowy dróg przy bramie wjazdowej do Pałacu Branickich.

Dlaczego nie zapadła decyzja by go jednak odbudować? W PRL nikt się nie tłumaczył, ale można się tylko domyślać, że nikt nie chciał odbudowy hotelu, który wybudowany został przez niemieckiego zaborcę. A szkoda, bo jak widać na zdjęciu lotniczym – całkiem duży kawałek budynku pozostał.

Warto dodać, że w 2008 roku znaleźli się kanadyjscy inwestorzy, którzy chcieli w Białymstoku postawić nowy Ritz. Postawili jednak warunek – ma być w mieście lotnisko. Oczywiście co z lotniskiem – sami wiecie, więc także wiecie co z planami odbudowy hotelu. Co ciekawe, dalej jest możliwość odbudowy go w tym samym miejscu. Teren przy pałacyku gościnnym stoi pusty. Niestety to tylko teoria. W praktyce – 12 lat temu Kanadyjczycy szacowali koszt inwestycji na 800 mln złotych (hotel miał powstać w innym miejscu). Po tylu latach to cena już dawno jest nieaktualna. Nawet, jeżeli w końcu wystartują pierwsze samoloty z Krywlan, to i tak wątpliwe jest, by pojawił się u nas jakiś inwestor z takimi pieniędzmi. Szczególnie, że prawdopodobnie czeka nas ogromny kryzys.

Partnerzy portalu:

Turystyczne atrakcje pozamykane. Ludzie wciąż nie siedzą w domach.

Turystyczne atrakcje pozamykane. Ludzie wciąż nie siedzą w domach.

Od kilku dni obowiązują liczne ograniczenia, które mają na celu zatrzymanie rozprzestrzenianie się epidemii. Jest jednak wielu ludzi, którzy nie zamierzają siedzieć w domu i chyba tylko wojsko na ulicach ich by do tego zmusiło. Wychodzą pod byle pretekstem, szukają luk w prawie, trzymają się kurczowo tego co można a czego nie można, kompletnie ignorując to co najważniejsze – czyli przebywanie w domu. Wystarczy byle pretekst do wyjścia. Nie będziemy krytykować takich osób, bo dla niektórych siedzenie w domu to psychiczna udręka. Gdyby mogli, to by 24 godziny na dobę spędzali swój czas poza domem. Ale nie będziemy też chwalić tego zachowania, bowiem w czasie epidemii najważniejsza jest grupowa odpowiedzialność a nie indywidualne potrzeby.

 

W ostatnim czasie Narwiański Park Narodowy pozamykał wszystkie kładki – w Śliwnie i Waniewie, a także w Kurowie. Stało się tak dlatego, że ludzie zaczęli masowo tam przyjeżdżać. W ich ślad poszły Biebrzański i Białowieski Parki Narodowe. Tam również wszystko już zamknięto. Póki pogoda była kiepska, to ludzi było łatwo utrzymać w domu. Teraz idzie ocieplenie, więc każdy będzie chciał gdzieś wyjść szukając miejsc odosobnienia. O ile wszyscy, którzy mają domy z ogrodami – sobie poradzą, to w ludzie z bloków nie usiedzą na swoich mikrobalkonach. Nie będziemy apelować „zostań w domu”, bo każdy odpowiedzialny to robi, a pozostali i tak mają to gdzieś. Chcielibyśmy prosić, byście pomyśleli o innych.

 

Nawet jak nie macie żadnych objawów, to możecie być zarażeni koronawirusem i zarażać innych o tym nie wiedząc. Nawet unikając ludzi, wszystko co dotkniecie może potem dotknąć ktoś jeszcze niezarażony. I ten ktoś tego spotkania z wirusem może nie przeżyć.

Partnerzy portalu:

Epidemie na Podlasiu. Gdy jeden wóz pełen ciał wyjechał na miejsce pochówku, to po powrocie ładowano kolejny pełny.

Epidemie na Podlasiu. Gdy jeden wóz pełen ciał wyjechał na miejsce pochówku, to po powrocie ładowano kolejny pełny.

Epidemie na Podlasiu występowały wiele razy. O niektórych nie ma zbyt wielu informacji. Ludzie po prostu chorowali tak samo jak wszędzie. Zarażeniom sprzyjała wymiana handlowa czy wojny. Były jednak też takie epidemie, że samo wypowiedzenie ich nazwy powodowało, że ludzie bledli.

 

100 lat temu na świecie dogorywała grypa „Hiszpanka”, która siała spustoszenie od 1918 roku a na dobre wygasała w 1920 roku. Nie ma informacji o jej skutkach z samego Białegostoku, jednak łatwo sobie wyobrazić, że nie było zbyt ciekawie. Biedne, brudne i śmierdzące ciasne uliczki Chanajek były sprzyjającym miejscem rozwoju epidemii. Ale nie tylko tam było źle – również na wsiach pod samym Białymstokiem ludzie umierali tak często, że w pewnym momencie bliscy chowali ich w prowizorycznych skrzyniach i samych prześcieradłach, a nie trumnach.

 

Dzisiejsza stolica województwa podlaskiego przeżywała wiele razy epidemię cholery. W 1830 roku utworzono specjalny cmentarz choleryczny, który sukcesywnie zapełniano w kolejnych latach XIX wieku. Nekropolia została zdewastowana przez Niemców podczas II Wojny Światowej. Szczątki pochowanych nadal są jednak w ziemi. Zaś o cmentarzu przypomina tablica pamiątkowa. Wszystko to przy siedzibie ZUS.

 

Cholera wróciła pod Białystok pod koniec XIX wieku i wywoływała grozę. „Słowo cholera ma już pewien postrach w sobie a sam widziałem ludzi, zresztą odważnych którzy na wspomnienie cholery bledli z wrażenia” – pisano o niej dla innych medyków w 1884 roku, by wiedzieli co czynić z chorymi. Prowadzone badania wykazały, że najbardziej narażeni są ludzie ze słabymi żołądkami oraz alkoholicy. Największa śmiertelność występowała w biednych warstwach społecznych. Tak jak i dziś nie znamy leku na koronawirusa, tak i wtedy stawiano na profilaktykę – dezynfekując wychodki oraz zakazując korzystania z nich dla obcych. Każdy musiał się załatwiać u siebie. Zarazę przywlekli do miasta rosyjscy żołnierze, którzy stacjonowali w Białymstoku.

 

Warto pamiętać, że cholera rozniosła się także na okoliczne wsie. W pewnym momencie zmarłych było tak dużo, że nie starczyło trumien. Ludzie chowani byli w prowizorycznych skrzynkach, a później nawet w prześcieradłach. Śmiertelność była tak wysoka, że gdy jeden wóz pełen ciał wyjechał na miejsce pochówku, to po powrocie ładowano kolejny pełny. Wiemy to wszystko z wywiadów naukowych, które przeprowadzono ze starszymi mieszkańcami wsi Bagnówka.

 

W 1920 roku Białystok znów stał się miastem frontowym, gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka. Przez 7 dni dzisiejsza stolica podlaskiego była wcielona do sowieckiej Białorusi. Z balkonu Pałacu Branickich przemawiali Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon. Ogłaszali manifest proklamujący postanie Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. Razem z nimi do miasta wkroczyła Armia Czerwona. Żołnierze przywlekli do miasta po raz kolejny epidemię cholery i na dokładkę tyfusu.

 

Gdy będzie już po obecnej epidemii warto wybrać się do białostockiego Muzeum Historii Medycyny i Farmacji, gdzie będzie można na własne oczy między innymi zobaczyć w jaki sposób walczono z zarazą. Jest to miejsce pełne ciekawych przedmiotów. Polecamy i życzymy zdrowia!

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Odcinki popularnego serialu Netflix będą nagrywane na Podlasiu!

ARTYKUŁ NA PRIMA APRILIS. Ta wiadomość zwaliła nas z nóg! Wielka produkcja filmowa zostanie częściowo zrealizowana na Podlasiu. Tylko u nas są wyjątkowe bagna, które posłużyć mają za scenerię serialu. Po udanym sezonie pierwszym serialu Wiedźmin, trwa realizacja drugiego. Choć ze względu na obecną sytuację nie wiadomo zbyt wiele, to wczoraj na twitterze serialu ogłoszono, że w planach są zdjęcia realizowane w… Biebrzańskim Parku Narodowywm i to dwóch odcinków! Wyjątkowe bagna, jakie tam występują idealnie nadają się do scen walki z potworami. Produkujemy właśnie drugi sezon Wiedźmina. Dwa odcinki wyprodukowane będą w polskim Biebrzańskim Parku Narodowym. Tam są najlepsze bagna na świecie! – możemy przeczytać.

Przypomnijmy, że na Podlasiu, a konkretnie nad wielkim Zalewem Siemianówka kręcono Opowieści z Narnii. Zrobiono to w ogromnej tajemnicy. Wszak, gdyby Hollywood przyleciało do nas „oficjalnie”, to nadmiar szumu mógłby zaszkodzić realizacji. Trudno bowiem upilnować tak dużego terenu jak nad zbiornikiem. Zupełnie inaczej jest z produkcją Wiedźmina. Wystarczy, że filmowcy ukryją się w rozległym biebrzańskim lesie i nikt im nie będzie przeszkadzać.

 

Film produkcji USA – Wiedźmin jest inspirowany niesamowitymi książkami Andrzeja Sapkowskiego. To właśnie przygody Geralta z Rivii w ostatnich latach znów zaczęły być popularne po tym, gdy polska firma CD Project RED zrealizowała na światowym poziomie grę – Wiedźmin. Na fali sukcesu – Netflix wyprodukował też serial – konsultując go z Sapkowskim. Dzięki czemu, wszyscy fani Wiedźmina mogli poczuć klimat nie tylko w książkach i grze, ale też na ekranie.

 

Jest też jeszcze jedna wiadomość. Dziś jest Prima Aprilis, a realizacja odcinków do drugiego sezonu na biebrzańskich bagnach jest żartem z naszej strony. Jeżeli uwierzyliście, to uważajcie – w dzisiejszych czasach powstaje bardzo dużo fake-newsów i to codziennie, a nie tylko 1 kwietnia. Mimo wszystko dla tych, którzy się zawiedli mamy coś na pocieszenie. Kilka lat temu jeden z suwalskich dziennikarzy napisał w gazecie żart na Prima Aprilis. Ku zaskoczeniu wszystkich po jakimś czasie – jego historia stała się prawdą. Miejmy nadzieję, że kiedyś tego Wiedźmina nagrają na naszych bagnach. Podobno ma postać co najmniej siedem sezonów. Nie wszystko jeszcze stracone.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Białystok opustoszał. Tak wygląda, gdy nikt nie wychodzi.

Zwykle takie widoki można było obejrzeć w majowy weekend lub święta i to bladym świtem. Teraz to widok codzienny. Białystok jak i inne miasta opustoszały. Ludzie pokornie czekają na to aż epidemia wygaśnie. Nikt nie wie ile to potrwa, ale każdy dzielnie to znosi. Musimy przyznać, że jesteśmy z tym zaskoczeni. Oczywiście, gdy pogoda jest ładna to atrakcje turystyczne są oblegane, ale nie możemy mówić, że to są takie tłumy jak w sezonie. Jeżeli gdzieś jest dużo osób na raz to jest ich tyle, ile byłoby w sklepie. Jednak ogólnie patrząc na sytuację – ludzie naprawdę siedzą w domu.

Trzeba powiedzieć, że zwykle mieszkańcy wobec „zaleceń” władzy są obojętni. Jednak tym razem stało się inaczej, co świadczy o naszej dojrzałości. Sami sobie możemy przyznać za to medale. Jest jednak coś niepokojącego. Zdecydowana większość zarażonych do tej pory to osoby, które rząd ściągnął samolotami zza granicy. Mało tego, każdego dnia słyszymy, że wiele tych osób nie przestrzega kwarantanny. Trzeba to powiedzieć jasno – gdyby nie oni, to w Polsce epidemia być może aż tak się nie rozprzestrzeniała.

Dlatego, jeżeli czytają to osoby, które planują jeszcze do Polski przyjechać. Mamy prośbę – nie przyjeżdżajcie. Siedźcie tam, gdzie jesteście. Jeżeli macie znajomych za granicą, którzy planują przyjazd – nie bójcie się im powiedzieć tego samego. To wszystko dla dobra nas wszystkich.

Partnerzy portalu:

Wielkie atrakcje Podlaskiego mogą przestać istnieć! Zniszczy je głupota ludzi.

Wielkie atrakcje Podlaskiego mogą przestać istnieć! Zniszczy je głupota ludzi.

Jeszcze w styczniu żyliśmy ogromnymi pożarami w Australii, patrząc na dramatyczne obrazy z tamtego kontynentu. Wydaje się, że to co działo się tam jest takie odległe. Tymczasem w Podlaskiem możemy niedługo zmagać się z tym samym! Nieprawdopodobne, ale prawdziwe i realne jeszcze w tym roku. Rok 2020 może być jeszcze bardziej katastrofalny niż nam się wydaje. Epidemia, kryzys gospodarczy i jeszcze duże prawdopodobieństwo wielkich pożarów. Nie chcemy pisać czarnych scenariuszy, ale wszystko co się dzieje – układa się w całość.

 

Już w tamtym roku pisaliśmy, że rzeka Biała w Białymstoku wsiąka i za jakiś czas może jej już nie być. Każdy, kto przechodzi koło niej może gołym okiem zauważyć jak niski jest jej stan. Zaś latem podczas ogromnych ulew – rzeka potrafi wylać jak 100 lat temu. Wszystko dlatego, że po powodzi w 1920 roku postanowiono rzekę uregulować, by więcej miasta nie zalała. Zadziałało, ale po kilkudziesięciu latach zaczął się zmieniać klimat. My zaś zamiast dać przestrzeń rzece – kompletnie ją zabudowaliśmy. Przebudowana rzeka działa jak rynna. Woda spływa szybko, a następnie wpada do Supraśli za Dobrzyniewem.

 

Wielką atrakcją turystyczną jest sztuczny zbiornik Siemianówka. Jest on naprawdę ogromny. Dawniej w jego miejscu było kilka wsi. Ludzie z nich zostali przeniesieni, zaś ogromne tereny zalano wodą. Ogromny zalew pozwala regulować stan rzeki Narew. Dzięki temu można było zmniejszyć jej poziom, by odsłoniło się na przykład więcej pól uprawnych. Pamiętajmy, że zbiornik postał w czasach PRL, gdy był duży nacisk na rolnictwo. Nikt wtedy jednak nie przewidział zmian klimatu. W konsekwencji – dzisiaj stan rzeki jest stale niski. Problem jest też z inną rzeką w okolicy. Od lat w opracowaniach naukowych pisze się o problemach z brakami wody w gruntach Puszczy Białowieskiej. Są one zasilane przez wody rzeki Narewki, która wypływa za bagien Dzikiego Nikoru i Kuty na Białorusi. Potem wpływa do Narwi. Problem z tym, że w XVIII wieku wyprostowano rzekę, by łatwiej spławiać nią drewno.

 

Z dzisiejszej perspektywy wszystkie te działania mają nie tylko negatywny wpływ na okoliczne środowisko, ale są również niebezpieczne. W tym roku drugi rok z rzędu będziemy mieli suszę. Nie było opadów śniegu, więc ten nie wsiąkł podczas roztopów i nie zasilił rzek oraz gruntów w ich pobliżu. W konsekwencji ogromne tereny są wysuszone. Wystarczy iskra, by doszło do wielkiej tragedii. I tu dochodzimy do sedna problemu. W ostatnim czasie kilka razy na szczęście udało się zapobiec pożarom w Puszczy Białowieskiej. W ubiegły weekend natomiast płonęły trzcinowiska w Narwiańskim Parku Narodowym. Spaliło się aż 15 hektarów trzcinowisk. Susza i silny wiatr spowodowały, że ogień rozprzestrzenił się bardzo szybko po całej okolicy.

 

Do pożaru doprowadził człowiek. Jakiś idiota podpalił łąki doprowadzając do jeszcze większego niszczenia środowiska. Trzcinowiska to bowiem dom dla wielu gatunków ptaków i zwierząt. Obecnie trwa okres lęgowy. W przypadku Puszczy Białowieskiej – mimo, że udało się zapobiec pożarom, to też mieliśmy do czynienia z podpaleniami. Nie ma jednak wątpliwości, że przez idiotów możemy stracić nasze wielkie atrakcje. Zagrożenie jest ogromne, bo za oknami jest coraz cieplej. Skoro do pożarów dochodzi w miejscu, gdzie powinny być rozlewiska oraz na terenach, które powinny być podmokłe, to wyobraźcie sobie co się będzie działo latem.

 

Zapewne zastanawiacie się kto jest takim idiotą, by podpalać Narwiański Park Narodowy czy Puszczę Białowieską. Najczęściej zaczyna się od wypalania traw. Niektórzy rolnicy wierzą, że od tego ich gleba będzie bardziej żyzna a uprawy lepsze. Problem w tym, że podpalonych traw nie da się kontrolować. Wiatr może rozdmuchać wszystko w suche okolice. A wtedy może dojść do prawdziwej katastrofy. Od wielu lat co roku strażacy apelują, by traw nie wypalać. Niestety co roku jest to samo – pożary na łąkach dalej się pojawiają. Niereformowalni idioci doprowadzą w końcu do katastrofy, a susza, która jest drugi rok z rzędu w tym pomoże. Mimo, że nie chcemy pisać czarnych scenariuszy, to niestety, ale w tym roku może dojść do niewyobrażalnych pożarów w Puszczy Białowieskiej oraz w Parkach Narodowych. To co się działo do tej pory było dopiero „preludium”.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Udało się policzyć żubry w Podlaskiem. Jest ich coraz więcej!

Udało się już policzyć żubry w województwie Podlaskim, co w tym roku było trudne ze względu na brak śniegu. Na wolności łącznie żyje 2048 osobników. Dodatkowo są jeszcze zwierzęta w zagrodach. To 221 sztuk czyli 2269 żubrów. Warto wiedzieć, że na wypadek jakiegoś kataklizmu – żubry w zagrodach służyć mają do tego, by ewentualnie przywrócić osobniki naturze. Póki co na szczęście – liczba wolnych żubrów systematycznie rośnie. Najwięcej zwierzą znajduje się oczywiście w Puszczy Białowieskiej, która leży w Polsce i na Białorusi. Po naszej stronie żyje 1363 osobników zaś u sąsiadów 593.

 

Żubry można spotkać szczególnie zimą. Wtedy chętniej szukają pożywienia poza lasem. Szczególnie zainteresowane są paśnikami – przygotowanymi przez leśników. Zwierzęta te są ostatnio popularnym tematem fotografów. Szczególnie duże wycieczki tej zimy jeździły w okolice Krynek i Szudziałowa, gdzie można było w dogodnych warunkach napotkać spore stadko. Żubry to symbol naszego regionu nie przypadkowo. Nigdzie indziej tak licznie nie występuje.

 

Warto przytoczyć także przykład Puszczy Augustowskiej, gdzie takich zwierząt nie było, ale w ostatnich latach założono tam nowe stadko. Te chętnie zaadaptowało się do nowych warunków. Zwierzęta poczuły się tam na tyle pewnie, że urodziły się już pierwsze młode. Co ciekawe mieszkańcy okolicznych wsi początkowo niechętni byli pomysłowi zakładania stada, jednak bardzo szybko się przekonali jak bardzo żubry przyciągają turytów. Dlatego też założenie stada miało wpływ na rozwój turystyki. Z tego samego powodu Puszcza Białowieska przyciąga przyjezdnych, zaś Puszcza Knyszyńska – fotografów.

Partnerzy portalu:

Zadzwoń do babci, zadzwoń do dziadka. To jak maść na stare kości.

Zadzwoń do babci, zadzwoń do dziadka. To jak maść na stare kości.

W czasach epidemii najbardziej zagrożone są osoby starsze. Dlatego też nie wolno ich zostawiać samych sobie. Wbrew pozorom w ich przypadku nie chodzi o strach przed śmiercią. Niektórzy przecież pamiętają wojnę. W ich przypadku chodzi o lęk i poczucie bezradności. Bowiem epidemia to nie tylko wyzwanie dla ciała, lecz także dla psychiki. Człowiek to „zwierzę” towarzyskie, a musiało się zamknąć w domu, a nie każdy starszy człowiek ma jeszcze bliskich w domu.

 

Dlatego też ekipa Up To Date Festival, która angażuje się w łączenie pokoleń od lat – apeluje, by nie zapominać o naszych babciach i dziadkach. Proponują, by „zadzwonić do babci, zadzwonić do dziadka”, bo to jest obecnie najbezpieczniejsza droga zamiast herbatki i ciasta. Ekipa Up To Date Festival przekonuje, że to działa jak maść na stare kości. – Raz jeszcze, aby to wybrzmiało z całą siłą. Bez paniki, bez zbędnej paranoi, ale wystarczająco dosadnie – bo właśnie wobec takiej sytuacji stoimy obecnie. ZRÓB WSZYSTKO, ABY W PRZYSZŁOŚCI MÓC WYSŁAĆ POCZTÓWKĘ DO BABCI (i DZIADKA). NIE ZOSTAWIAJ ICH SAMYCH. ZADZWOŃ.

 

Jest także inna propozycja dla tych, którzy w domach siedzieć nie chcą, ale nie mają co ze sobą zrobić. Można pójść oddać krew, szyć maseczki, zaangażować się w wolontariat, albo przekazywać swoją wiedzę innym w internecie. Najważniejsze, to nie zwariować.

fot / graf: Up To Date Festival

 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Opustoszałe miasta, a na zewnątrz fatalne powietrze.

Można powiedzieć, że zniknięcie wielu samochodów z ulic miast nie zmieniło jakości powietrza. Wszystko przez pogodę. Wciąż jest zimno, więc ludzie siedząc w domach nadal palą w piecach. To, czym palą pozostawia wiele do życzenia. Nierozwiązany problem z przeszłości wraca jak bumerang. A ten problem jest złożony. Nie chodzi tylko o to, że ludzie palą byle czym, ale dlaczego to robią. Niektórzy dlatego, że są idiotami, ale zdecydowana większość robi to z biedy. Nie stać ich na wymianę pieców ani na opał. A „dofinansowanie” to za mało. Bo zero z dofinansowaniem to nadal zero.

 

Władze powinny się zastanowić – czy lepiej przeznaczyć pieniądze na wymianę ludziom pieców i zapewnienie ekologicznego opału najbiedniejszym, czy też wolą te same pieniądze przeznaczać na leczenie chorób dróg oddechowych oraz innych powodowanych przez to, że mieszkańcy wdychają te trujące opary z kominów. Mamy już wiosnę, ale to nie znaczy, że problem znika. Wróci znowu zimą. Trzeba go w końcu rozwiązać.

 

Odnosimy jednak wrażenie, że wszystkie władze, które były rozrzutne, a teraz ich gminy, powiaty czy województwa mają problemy finansowe będą powtarzać jak mantrę, że to koronawirus wydrenował budżety. Tak jakby płacili nam za siedzenie w domach. A tutaj trzeba zauważyć, że to dla wszystkich oszczędności. Zaczynając od mniejszych wydatków w na komunikację miejską z powodu zmienionych rozkładów jazdy. Teraz temat jest jeden, ale nie zapomnijcie, że zimą znów wróci temat ogrzewania, które truje ludzi. Nie dajcie sobie wtedy wmówić, że nic się nie dało od wiosny zrobić.

Partnerzy portalu:

Na co zwrócić uwagę, wybierając kredyt hipoteczny?

Na co zwrócić uwagę, wybierając kredyt hipoteczny?

Decyzja o współpracy z bankiem w ramach nabycia zobowiązania kredytowego zawsze musi być świadoma i podjęta racjonalnie. Kredytobiorca musi być pewny możliwości swobodnej spłaty comiesięcznych rat w wyznaczonym terminie. Co więcej, decyzja o kredycie nie może być pochopna, przecież niektóre zobowiązania spłacamy nawet kilkadziesiąt lat.

Przykładem może być kredyt hipoteczny, którego opłacalność i atrakcyjne warunki są priorytetem w ramach porównywania różnych ofert bankowych. Podpowiadamy, na jakie czynniki powinien zwrócić uwagę potencjalny klient banku, zanim jeszcze złoży wniosek o kredyt hipoteczny.

Czym jest kredyt hipoteczny?

Kredyt hipoteczny to jeden z najpopularniejszych produktów, jakie oferowane są przez banki komercyjne działające na terenie całego kraju. To kredyt celowy, którego istotą jest możliwość nabycia nieruchomości. Trzeba przyznać, że rynek nieruchomości w Polsce przeżywa wzmożony rozwój, a Polaków wreszcie stać na zaciągnie kredytów. Nie oznacza to jednak, że trzeba decydować się na pierwszą lepszą ofertę. Wręcz przeciwnie, należy dobrze przeanalizować proponowane przez bank warunki. Przecież każda instytucja bankowa realizuje własną politykę kredytową i może oferować potencjalnym klientom zupełnie inne możliwości spłaty takiego zobowiązania. Weźmy pod uwagę, że kredyt hipoteczny zaciągany jest średnio na 13 lat, a jego przeciętna wartość to 330 000 złotych. Jest to poważne zobowiązanie, które bardzo często obciąża domowy budżet. Kredyt na mieszkanie musi być więc dobrany odpowiednio do indywidualnych potrzeb i możliwości komfortowej spłaty comiesięcznych rat.

Kredyt hipoteczny – warunki

Aby móc zaciągnąć kredyt gotówkowy, niezbędne jest posiadanie właściwej zdolności kredytowej. Na taką wpływ mają zarobki potencjalnego klienta banku, ale też źródło ich generowania, raport BIK, w tym historia kredytowa oraz wartość innych zobowiązań, jakie każdego miesiąca spłaca klient.

 

Co więcej, kredyt hipoteczny wymaga również wpłaty wkładu własnego – dzisiaj wynosi on co najmniej 20% wartości zaciąganego zobowiązania. Banki zabezpieczają się również przed ewentualną niewypłacalnością kredytobiorcy, nakazując wykup dodatkowego ubezpieczenia na życie oraz nieruchomości, a także nakazując zapłatę prowizji za udzielenie kredytu. Obowiązujące jest też dodatkowe zabezpieczenie kredytu na mieszkanie poprzez wpis do księgi hipotecznej. Dopiero po spełnieniu tych warunków, przyszły kredytobiorca może liczyć na wydanie decyzji pozytywnej przez bank i uruchomienie finansowego wsparcia celem nabycia własnych „czterech kątów”. Pamiętajmy jednak, że każdy wniosek o kredyt hipoteczny rozpatrywany jest indywidualnie, a warunki umowy kredytowej można z korzyścią negocjować. Warto z tej opcji korzystać.

Kredyt hipoteczny a potrzeby kredytobiorcy

Polski kredytobiorca chce, by kredyt hipoteczny był przede wszystkim tani. Comiesięczna rata ma być na tyle niska, by z żaden sposób nie zaburzała domowego budżetu ani nie wpływała na płynność finansową gospodarstwa domowego. Czas współpracy z bankiem ma być względnie krótki, bo Polacy nie lubią korzystać z kredytów i jak najszybciej chcą pozbywać się długów. Co więcej, stajemy się coraz bardziej wygodni i interesuje nas już nie tylko oprocentowanie kredytu hipotecznego czy wysokość raty, ale też sposób zaciągania takiego zobowiązania oraz późniejszego kontaktu z instytucją bankową. Co ciekawe, to właśnie my jesteśmy pionierami w całej Unii Europejskiej, patrząc na chęć wykorzystywania bankowości mobilnej. Wszelkie sprawy chcemy załatwiać bez konieczności wychodzenia z domu, przez internet. Chętnie wykorzystujemy nowoczesną technologię, za to coraz rzadziej odwiedzamy tradycyjne placówki instytucji bankowych.

Jak znaleźć dobry kredyt hipoteczny?

Ponieważ każdy kredyt hipoteczny jest inny, a ostateczne warunki umowy o kredyt na mieszkanie czy dom ustalane są dopiero po wydaniu decyzji pozytywnej, przyszły kredytobiorca jeszcze przed złożeniem wniosku o tego rodzaju wsparcie finansowe, powinien porównać co najmniej kilka aktualnych ofert bankowych.

 

W tym celu świetnie sprawdza się ranking kredytu hipotecznego, czyli zestawienie, które uwzględnia kluczowe czynniki, jakie wpływają na atrakcyjność oraz opłacalność danego zobowiązania. Pod uwagę warto brać przede wszystkim oprocentowanie w skali roku, ale tez marżę, wysokość comiesięcznej raty, okres trwania umowy z bankiem, a także wszelkie dodatkowe koszty. O tych całkowitych, jakie kredytobiorca będzie musiał ponieść w całościowym okresie spłaty zobowiązania, mówi wskaźnik RRSO, który jest najważniejszym kryterium przy ocenie opłacalności kredytu hipotecznego. Dodatkowo należy uwzględnić ewentualne dodatkowe ograniczenia, ale też specjalne promocje i bonusy, jakimi zachęca bank do współpracy. Niektóre są rzeczywiście korzystne dla kredytobiorcy, jeśli spojrzymy na współpracę w długim okresie.

Materiał partnerski

Partnerzy portalu:

Dzikie zwierzęta wychodzą do miast. Zastąpiły ludzi.

Dzikie zwierzęta wychodzą do miast. Zastąpiły ludzi.

Łoś nagrany w Białymstoku w 2016 roku. Teraz to coraz częstszy widok i nie tylko na obrzeżach, ale również bliżej centrum.

Opustoszałe miasta spowodowały, że dzikie zwierzęta z okolicznych lasów śmielej wychodzą do miast. Na Słonecznym Stoku między ul. Skrajną a Al. Jana Pawła II jest ogromna polana. To tak zwana „strefa przewietrzenia miasta”. Celowo niezabudowana powoduje, że mimo ruchliwych ulic, w okolicy nie gromadzi się smog. Spaliny są wywiewane przez naturę. Miejsce to jednak upodobały sobie również dzikie zwierzęta – sarny czy łosie. Już w przeszłości zdarzało się, że bladym świtem można było w tamtej okolicy napotkać jedno czy drugie. Teraz, gdy ludzie pozamykali się w domach, zwierzęta wychodzą do miasta jeszcze śmielej, bo nawet w dzień.

 

To nie jest jedyne miejsce, gdzie w mieście można napotkać dzikie zwierzęta. Sarny czy dziki można było w ostatnim czasie napotkać również przy ul. Świerkowej. Znajduje się tam Las Zwierzyniecki. Widok łosi nie dziwi mieszkańców Bagnówki czy Jaroszówki. Wielokrotnie się zdarzało, że zwierzęta te próbując przeskoczyć ogrodzenie nadziewały się na nie. Musiały wówczas pomagać służby. Nie tak dawno temu kamery monitoringu nagrały jak przy ul. Św. Rocha czyli w samym centrum kręci się sarna. Skąd doszła tak daleko, nie wiadomo. Być może z Lasu Zwierzynieckiego.

 

Teraz te osiedla – szczególnie, które mają w sąsiedztwie las – będą jeszcze częściej odwiedzane przez dzikie zwierzęta. Ludzie są w domach, na ulicach jest mniej samochodów, a to powoduje, że zwierzęta jeszcze lepiej czują zapachy i obserwują pustki. To skłania je, by chętniej eksplorować nowe tereny w poszukiwaniu jedzenia. Na pewno nie wzgardzą tym, co ludzie wyrzucają do śmietników. Szczególnie tych przepełnionych, z których odpady się wysypują. Dlatego jeżeli podczas porannych spacerów z psami czy w drodze na zakupy natraficie na dzikie zwierze, to nie wpadajcie w panikę. Wystraszone i zaskoczone, w bliskiej odległości może zaatakować. Zaś stojąc dalej – będzie jedynie obserwować, a wystraszone ucieknie.

Partnerzy portalu:

Tłumy w podlaskich lasach. Tam też nie jesteście bezpieczni.

Tłumy w podlaskich lasach. Tam też nie jesteście bezpieczni.

Koronawirus w ostatnim czasie zdominował nasze życie praktycznie w całości. Świat, który znaliśmy do tej pory się skończył i obecnie trwa adaptacja do nowych warunków. To wszystko nie jest oczywiście dla wszystkich zrozumiałe. Wielu próbuje udawać, że nic się nie stało, mimo że rzeczywistość i całe otoczenie się zmieniło. Obecnie zaciągnęliśmy wielki hamulec i nie wiemy kiedy znów ruszymy i jak to ruszenie będzie wyglądać.

 

Wirus nie zniknie od samej kwarantanny tylko od szczepionki. Tej przecież nie ma. Co najmniej przez najbliższy rok, a może i dłużej będzie funkcjonować wiele ograniczeń, by szpitale nie były zatkane pacjentami, szczególnie że są także osoby chore na różne schorzenia a nie tylko zarażeni. Utrzymywanie „optymalnej” liczby zakażonych w jednym czasie będzie więc priorytetem, któremu podporządkowane będzie cała reszta. Dlatego już teraz trzeba się zastanowić co dalej.

 

Jedną z takich kwestii jest – co z wychodzeniem z domu. W ostatnim czasie – z powodu ładnej pogody – wszystkie nasze dobra przyrodnicze przeżywały „oblężenie”. Ludzie nie wychodzą do miasta, więc wyjeżdżają do lasów. Rezerwat „Krzemianka” będący na uboczu zaraz za Jurowcami, ostatnio w dzień powszedni miał zapełniony parking. Możecie sobie wyobrazić co się działo w miejscach „bardziej” popularnych. Tłumy po prostu przeniosły się gdzie indziej. Można się denerwować, apelować, prosić, a nawet zakazywać. Wszystkich ludzi niestety nie zamknie się w domach. Chyba, że rząd wyprowadzi wojsko na ulice, które tego dopilnuje.

 

Obecnie jednak nie można bezpiecznie wyjść z domu. Nie można nigdzie dostać rękawiczek, maseczek czy płynów do dezynfekcji. A jeżeli już to po bardzo wysokich cenach. Każde wyjście do sklepu naraża nas na zakażenie. W Polsce robi się też za mało testów. Na domiar złego nagle mieszkający za granicą Polacy zaczęli masowo wracać do kraju. Przyjechało już 20 tys. osób. Powinny przebywać w kwarantannie. Myślicie jednak, że nie wychodzą do sklepów? Nie bądźcie naiwni. Jest trochę jak na wojnie. Nikt nie strzela, ale są ranni i zabici. Wróg nie jest widoczny i można go jedynie unikać siedząc w „schronie”. Każdy napotkany człowiek może być po stronie „przeciwnika”.

 

Podlaskie ma wiele atrakcji turystycznych i miejsc, które warto odwiedzić, jednak co najmniej do Wielkanocy życie będzie toczyło się wokół przebywania „w schronie”. Niestety wkrótce ludziom zaczną kończyć się pieniądze. Dlatego obecnie lepiej oszczędzać i czekać. Warto wiedzieć, że Główny Inspektorat Sanitarny nie zakazuje ludziom wychodzenia do lasu, jednak trzeba spacerować tam, gdzie nie ma ludzi. Dlatego jeżeli wybierzecie się gdzieś z rodziną, to widząc kilka samochodów na parkingu, jedźcie dalej. Puszcza Knyszyńska jest ogromna, Puszcza Białowieska to nie tylko Białowieża. Można wybierać i przebierać. Byleby unikać skupisk ludzi nawet w lesie, bo wirus utrzymuje się również w powietrzu i to przez kilka godzin.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Kultowa sztuka Teatru Dramatycznego dziś będzie grana przez internet!

Musimy przyznać, że zarówno przedstawienie teatralne jak i sama książka – pierwowzór są bardzo ciekawe. Dziś może się przekonać o tym każdy, kto jeszcze nie słyszał o „Zapiskach oficera Armii Czerwonej”. Mimo, że obecnie nie ma mowy o spotkaniu w teatrze, to dziś białostocki Teatr Dramatyczny przeprowadzi transmisję na żywo. Aktorów będzie można podziwiać przy pomocy dowolnego ekranu. Jeżeli wam się spodoba, to warto przeczytać także książkę.

 

Jak już wspomnieliśmy – przedstawienie jest kultowe – więc zna je bardzo wiele osób. Szczególnie, że Teatr Dramatyczny wystawia je od 1992 roku!  W roli głównej Krzysztof Ławniczak. Swoją drogą ciekawe czy po tylu latach nie śni mu się po nocach odgrywana przez niego postać. Sama historia opowiada o tym jak podczas II Wojny Światowej, zaraz po Niemcach na Polskę napadają Rosjanie. W szeregach Armii Czerwonej jest także młodszy lejtnant Michaił Zubow. Wy mówicie, że ja jestem dookoła dureń! A czy wy wiecie, że ja jestem z tego tylko dumny…? Tak… Wy ot mądrale, a nawet swego państwa nie macie i musicie robić to, co wam nasz rząd rozkaże! A mnie mądrość nie jest potrzebna. My mamy takich, co mądrzy są i oni wszystkim kierują. My już ćwierć świata mamy. A za dziesięć lat pół świata opanujemy. A za 20 lat nasz ruski naród będzie wszystkimi na świecie rządzić. – To wszystko jego słowa.

 

Spektakl o godz. 20.00. Bądźcie punktualnie, bo do Teatru spóźniać się nie wolno. Nikt tam reklam nie gra przez pół godziny jak w kinie. 3 razy wybija gong, gaśnie światło, a widz nawiązuje relację wzrokowo-słuchową z ludźmi na scenie. Prawdziwa sztuka musi doprowadzić widza do „Katharsis”. Innymi słowy celem sztuki jest wzbudzenie u widza uczuć litości i trwogi, aby przez to następnie oczyścić jego umysł z tych doznań. Czego wam dziś życzymy i zapraszamy do dzielenia się wrażeniami w komentarzach.

Partnerzy portalu:

Kaplica Bazylewskich stała się zabytkiem. To nie jedyny powód, dla którego warto odwiedzić Dubiny.
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Kaplica Bazylewskich stała się zabytkiem. To nie jedyny powód, dla którego warto odwiedzić Dubiny.

Grobowiec rodzinny księdza Parteniusza Bazylewskiego ww Dubinach, wybudowany w 1898 roku został wpisany do rejestru zabytków. Jest to jedyna w całym regionie kaplica, która została wzniesiona dla duchownego prawosławnego. Od razu stała się miejscem kultu. Kaplica została zbudowana w stylu eklektycznym z wyraźnymi wpływami stylu cerkiewno–bizantyjskiego. Kaplicę założono na rzucie zbliżonym do kwadratu, o boku 4,5 m. Jest to obiekt murowany z cegły czerwonej, na podmurówce z kamienia. Szeroki, dekoracyjnie opracowany gzyms koronujący zdobią szczyciki w formie kokosznika, charakterystycznego dla budownictwa cerkiewnego przełomu XIX i XX wieku.

 

Kaplicę rodziny Bazylewskich, która obecnie nazywana jest kaplicą p.w. Św. Tomasza w Dubinach wpisano do rejestru zabytków województwa podlaskiego ze względu na zachowane wartości artystyczne zawarte w bryle budynku. Szczególnie ma tu znaczenie styl eklektyczny z wyraźnymi wpływami stylu cerkiewno – bizantyjskiego. Ponadto wpisano również do rejestru zabytków cmentarz oraz jego ogrodzenie. Dopisano je ze względu na wartości historyczne o zasięgu lokalnym, jako autentyczny, materialny dokument świadczący o historii prawosławnej parafii w Dubinach.

 

Dubiny to wieś w powiecie hajnowskim. Jest jedną z niewielu, gdzie mieszkają jeszcze Podlaszuki czyli wschodniosłowiańska autochtoniczna grupa etniczna zamieszkująca obszar Podlasia. Część Podlaszuków posługuje się własnym archaicznym dialektem, wywodzącym się z języka ruskiego. Pod względem wyznaniowym na północnym Podlasiu (w województwie podlaskim) przeważają prawosławni, natomiast na Podlasiu południowym głównie katolicy (konwertyci z prawosławia). Istnieją grupy Podlaszuków przyjmujących białoruską, ukraińską bądź polską tożsamość narodową, istnieje również grupa Podlaszuków nieutożsamiających się z jakimkolwiek z narodów.

 

Dlatego jeżeli będziecie odwiedzać Puszczę Białowieską warto również przyjechać do Dubin. Nie tylko będziecie mogli zobaczyć na żywo zabytkową kaplicę, ale też porozmawiać z wyjątkowymi mieszkańcami Dubin.

na podst. informacji Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Białymstoku

 

Partnerzy portalu:

Ujawniamy skąd jest mężczyzna zarażony koronawirusem. Miał kontakt z mnóstwem ludzi!

Ujawniamy skąd jest mężczyzna zarażony koronawirusem. Miał kontakt z mnóstwem ludzi!

Wojewoda Podlaski ukrywa, my nie zamierzamy! To zbyt poważna sprawa, by robić z tego tajemnicę. Wiemy kim jest mężczyzna zarażony koronawirusem. Udało się to ustalić dzięki naszemu Czytelnikowi! Mężczyzna miał kontakt z mnóstwem ludzi w Londynie, gdzie przebywał. Prawdopodobnie to stamtąd wrócił zarażony. Wracając do domu wszyscy, którzy z nim wracali mieli objawy choroby.

 

Z oczywistych względów nie będziemy ujawniać dokładnych personaliów mężczyzny. Znamy jego imię i nazwisko, ale nie jest ono istotne. Najistotniejszy jest fakt, że jest to mieszkaniec SOBOLEWA obok Grabówki, pod Białymstokiem. Oznacza to, że mieszkańcy tych dwóch miejscowości, ale też Białegostoku powinni być bardzo czujni, ale nie wpadajcie w panikę. Ujawniamy też co ostatnio robił zarażony, byście mogli skonfrontować to z tym co ostatnio robiliście. Być może mieliście z nim kontakt.

 

Mężczyzna na szczęście nie jest pracownikiem takiej firmy, w której mógłby pozarażać dużą liczbę współpracowników. Jedynie tych, którzy z nim podróżowali do Londynu oraz najwyżej swoich znajomych, którzy już wiedzą (bo sam się pochwalił w mediach społecznościowych). Mężczyzna na początku marca przebywał w Londynie. Prawdopodobnie to właśnie stamtąd dotarł razem z nim wirus. Nie mamy jednak pewności, ale niestety mężczyzna miał tam kontakt z ogromną ilością ludzi z racji swojego zawodu – co udokumentował na fotografii.

 

Z naszych ustaleń wynika, że 11 marca mężczyzna był już w Warszawie. Zarażony wracał ze stolicy do Białegostoku z pierwszymi objawami choroby. Podróż do Białegostoku odbywała się busem, na szczęście własnym. Zatem zarażone mogły zostać wszystkie osoby, z którymi mężczyzna wracał do domu oraz miał (o ile miał) kontakt przed tym jak wsiadł do busa oraz po tym jak z niego wysiadł. Jeżeli tankował lub podczas tankowania przez kogoś z jego współtowarzyszy podróży coś kupował na stacji, to mieli z nim kontakt pracownicy stacji. Jeżeli kupował po drodze lub po powrocie w sklepach to kasjerzy i osoby, które przebywały w sklepie. Miejmy nadzieję, że mężczyzna był rozważny i zdawał sobie sprawę, że objawy jakie ma to może być koronawirus. Mężczyzna ma żonę i dzieci. Miejmy nadzieję, że po powrocie była zachowana przez wszystkich kwarantanna.

 

Apelujemy o ZACHOWANIE SPOKOJU. Jeżeli martwią się Państwo, że mogli zostać zarażeni – prosimy o kontakt ze służbami. Proszę nie działać na własną rękę i pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu! Mamy też informację, że jeden z współtowarzyszów podróży miał robiony test na koronawirusa i wyszedł on negatywny. Mężczyzna jednak do 27 marca przebywa w kwarantannie.

Partnerzy portalu:

Okolice Tykocina. Oto 3 miejsca, które również warto zobaczyć
Rzeka Narew, Złotoria

Okolice Tykocina. Oto 3 miejsca, które również warto zobaczyć

Wiele osób zwiedzających Podlasie w przewodnikach czyta oczywiście o jednym z najstarszych miast – Tykocinie i tam też się wybiera. Jeżeli tam zawędrujecie i będziecie czuli niedosyt po zwiedzaniu tego wyjątkowego miasteczka, to koniecznie wybierzcie się także w okolice, które są równie pięknie.

Kiermusy

Tu w XVI wieku pracowały przy starorzeczu Narwi młyny. Później była tam letniskowa osada. Dziś są dwa miejsca, które przyciągają. To karczma, która nas przeniesie w czasy „Ogniem i mieczem” i ogólnie odda szlachecki klimat. Drugie miejsce to cyklicznie organizowany targ staroci, na którym możemy znaleźć wyjątkowe rzeczy – winyle, obrazy, biżuterię i wiele wiele innych. Dla lubiących smakować lokalne trunki warto popytać w okolicy o Kiermusówkę czyli bimberek.

Strękowa Góra

W samej wsi znajduje się oczywiście miejsce pamiątkowe po bohaterskiej akcji kpt. Raginisa, który w 1939 roku dowodził obroną przez Niemcami. To nie tylko pomnik pamiątkowy i sama góra. Tutaj znajduje się doskonały punkt widokowy na rozlewiska Narwi. Jako, że w tym roku zimy nie było to i stan wód jest niski, ale widoki i tak mogą być piękne. Można też wybrać się nad jaz na Narwi. Jest to bardzo ciekawa konstrukcja. Otóż stoi budynek na środku rzeki, do którego dojście jest poprzez most z obu stron.

Złotoria

Kolejna ciekawa miejscowość obok Tykocina to Złotoria. To właśnie tam możemy zobaczyć jak rzeka Supraśl wpada do Narwi. Punkt ten mieści się za starą szkołą. Szczególnie warto wybrać się tam o świcie. Jeżeli natrafimy na piękny wchód słońca oraz poranne mgły, czego o tej porze nie brakuje, to będziemy mieli bajeczne widoki. Dlatego wybierając się tam dobrze mieć jakiś aparat, by uwiecznić chwilę.

Partnerzy portalu:

Koronawirus tak szybko nie zniknie. Jest też pozytywny skutek tego co się dzieje.

Koronawirus tak szybko nie zniknie. Jest też pozytywny skutek tego co się dzieje.

Obecnie trwa „zamknięcie” wszystkiego czego się da na 2 tygodnie. Nie jest to jednak po to, by wirus zniknął lecz po to, by nie zachorowali wszyscy na raz. Polska ma bowiem 10 000 respiratorów, co jest i tak wynikiem ogromnym, bo taka Wielka Brytania, gdzie wirusa mają… gdzieś ma tylko 5000 takich urządzeń. Dlatego łatwo policzyć, że jeżeli uśrednilibyśmy liczbę respiratorów na województwa, to w każdym z nich ciężko chorobę mogłoby przechodzić zaledwie kilkaset osób. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, ale nie mamy wątpliwości, że także w Podlaskiem ludzie będą mieli kłopot, by wysiedzieć dwa tygodnie w domu. Szczególnie, że wiele nawet nie może sobie na to pozwolić.

 

Wiele osób zapewne się zastanawia co się zmieni za dwa tygodnie. Zbliżamy się do Wielkanocy, trzeba będzie się przygotować, stać tłumnie w kolejkach. Wirus niestety nie zniknie. Jego działanie osłabi się, gdy stanie się na zewnątrz bardzo ciepło i sucho. Zimą jednak powróci. Dlatego jeżeli nie chcecie zatkać słabej, polskiej służby zdrowia, a także chcecie zminimalizować ryzyko koronawirusa u siebie, to siedźcie w domu jak najdłużej, a jak już wszystko otworzą nie zapominajcie dalej myć często rąk i mieć na względzie, że wszystko co dotkniecie może mieć pozostawionego wirusa. Wystarczy, że ktoś kaszlnie albo kichnie w to miejsce. Nie wiemy czy tylko u nas, czy wszędzie, ale ludzie mają głupi nawyk nie zasłaniania się, gdy to robią.

 

Jest jednak i pozytywna strona tego całego zamieszania. Puste ulice, sklepy i ogólny zastój to wielki oddech dla naszej planety. Symboliczne było, że gdy tylko ludzie zamknęli się w domach, to mocno sypnęło śniegiem. Tym, którego zimą nie było widać. Nie był to przypadek. Po całym dniu miasta są wielkimi wyspami ciepła. Skoro spadł śnieg a nie deszcz, oznacza to, że tego dnia nie nagrzaliśmy wystarczająco miasta. Chociaż wody w podlaskich rzekach jest mało, to ich stan i tak się ostatnio podwyższył.

 

W dwa tygodnie niewiele się zmieni, ale zawsze to coś. Pytanie tylko czy na pewno będą to dwa tygodnie. Gdyby ktoś Wam powiedział, że tak ma być 3 miesiące to czy nie zbuntowalibyście się? A gdy ktoś powie za dwa tygodnie, że jeszcze dwa tygodnie, a potem kolejne dwa i tak dalej? Miejmy nadzieję, że to tylko czarny scenariusz. Im szybciej przyjdzie do nas ciepła pogoda oraz będzie sucho tym lepiej (korona wirus dalej będzie istnieć, ale nie będzie tak szybko się rozprzestrzeniać). Dwa lata temu pełnowymiarowe lato w Podlaskiem było pod koniec kwietnia. W tamtym roku dopiero na majówkę. Jak będzie tym razem?

Partnerzy portalu: