Nareszcie! Stacja Białystok będzie miała zadaszone perony!

Obecnie w okolicach dworca kolejowego w Białymstoku trwają prace modernizacyjne. Wymieniane są tory kolejowe, ale to dopiero początek. Z perspektywy pasażera intersujące są przede wszystkim dwie informacje.

Pierwsza jest taka, że pomiędzy stacjami Starosielce a Nowe Miasto powstaną tory kolejowe, dzięki czemu w przyszłości będzie możliwe stworzenie połączenia regionalnego na przykład z Ełku do Hajnówki. Obecnie pociąg musiałby manewrować w Białymstoku lub zajeżdżać do głównej stacji przy ul. Kolejowej. Po zmianie będzie mógł stację pominąć, zatrzymując się tylko w Starosielcach i Nowym Mieście, zyskując sporo czasu. To oczywiście tylko hipotetyczne, bo raczej takiego połączenia nigdy nie będzie, bo u nas rozwój kolei nie polega na rozwoju połączeń pasażerskich. Dlatego połączenie obu stacji ma służyć przede wszystkim pociągom towarowym.

Dla białostoczan ważniejsza jest informacja druga, bo zmieni się w końcu to, na co narzekali od lat. Po remoncie dworca kolejowego czas na zmiany w peronach. Te zyskają w końcu zadaszenie! Dodatkowo będą też tunele prowadzące na nie z budynku dworca. Cały obiekt będzie też połączony z powstającym przy Bohaterów Monte Cassino centrum przesiadkowym.

Gdy PKP Polskie Linie Kolejowe S.A ukończy wszystkie prace, które obecnie trwają, to w efekcie przyśpieszą też pociągi łączące Białystok z Warszawą. Dojazd potrwa 30 minut krócej niż obecnie, czyli zajmie 1,5 godziny.

 

 

Featured Video Play Icon

Czy Białystok jest najlepszym miejscem do życia na tle innych miast Europy?

Komisja Europejska zbadała jakość życia mieszkańców 83. miast Europy i opublikowała raport „Jakość życia w miastach europejskich”. Badał on poziom życia mieszkańców i wyszło, że w Białymstoku jest najlepiej. Miasto Białystok z tego powodu natychmiast stworzyło propagandowy filmik (do obejrzenia powyżej) i oczywiście się pochwaliło. Ale czy jest czym?

W raporcie zbadano między innymi poziom życia mieszkańców w ostatnich pięciu latach. W raporcie, poza Białymstokiem, uwzględniono jeszcze trzy polskie miasta: Gdańsk, Kraków i Warszawę. Ale co to znaczy, że jest Białystok najlepszy? Tak naprawdę, to przeprowadzono po prostu ankietę wśród mieszkańców. Ankieterzy Komisji Europejskiej zapytali 58,1 tys. mieszkańców różnych miast, jak oceniają czystość, szeroko rozumiane bezpieczeństwo, opiekę zdrowotną, rynek pracy, udogodnienia dla osób starszych, dostęp do terenów zielonych i placówek kulturalnych, a także otwartość światopoglądową i wiele innych czynników. Pytania dotyczyły aż 27 kategorii związanych z życiem każdego z miast.

W większości kategorii Białystok otrzymał wyższy procentowy wynik, niż średnia europejska dla danej kategorii:

  • dobre miejsce do życia dla osób starszych – 96 proc.
  • miejsce dobre do życia dla ludzi w ogóle – 95 proc.
  • zadowolenie z życia w mieście – 94 proc.
  • bezpieczeństwo przed kradzieżą – 94 proc.
  • transport publiczny jest bezpieczny – 93 proc.
  • czyste miasto – 92 proc.
  • dobre miejsce do życia dla rodzin z małymi dziećmi – 92 proc.
  • zadowolenie z transportu publicznego – 92 proc.
  • zadowolenie z obiektów kultury – 91 proc.
  • zadowolenie z terenów zielonych – 91 proc.
  • bezpieczeństwo spacerów w nocy – 91 proc.
  • dobra jakość powietrza w mieście – 88 proc.
  • łatwo dostępne usługi on-line w lokalnej administracji publicznej – 86 proc.
  • obiekty sportowe – 85 proc.
  • dobra sytuacja finansowa gospodarstw domowych – 71 proc.
  • czas na załatwienie wniosku w lokalnej administracji publicznej – 70 proc.
  • brak korupcji w lokalnej administracji publicznej – 59 proc.

Czy można wyliczyć na podstawie takich kryteriów, że miasto jest najlepsze? To przecież wielkie skupisko społeczności, gdzie są różne interesy i potrzeby. Zaczynając od administracji. Gdyby nas zapytał ankieter o korupcję w lokalnej administracji, to byśmy nie umieli powiedzieć czy taka jest czy nie, bo nigdy nie załatwialiśmy spraw w urzędzie, w których jakiś urzędnik wymagał płacenia “pod stołem”. Czy to przesądza o braku korupcji? Od tego są odpowiednie organy państwowe, a nie widzimisię mieszkańców. Czas na załatwienie wniosku w lokalnej administracji wynika natomiast z przepisów prawa. Zatem także nie ma tak, że w różnych miastach te czasy różnią się od siebie diametralnie. Usługi online także nie są wdrażane przez samorządy, tylko Ministerstwo ds. cyfryzacji.

Jak traktować natomiast dane związane z bezpieczeństwem? Policja w Polsce działa przecież jednakowo i także nie ma nic wspólnego z danym miastem, a z organizacją państwową. Dlatego jak traktować wyniki dotyczące bezpieczeństwa przed kradzieżą, bezpiecznym transportem publicznym czy bezpiecznymi spacerami w nocy.

To za co rzeczywiście odpowiada miasto, to obiekty sportowe, obiekty kultury, czystość w mieście – gdzie zarzutów do Białegostoku mieć nie można oraz tereny zielone, transport publiczny, jakość powietrza, – gdzie zarzuty mieć można. Ale są one naszym subiektywnym odczuciem na podstawie takich faktów jak wysokie ceny biletów oraz brak innych środków transportu niż autobusy, złe trasy autobusów, zabetonowanie centrum i doprowadzenie do gigantycznym temperatur latem i lokalnych podtopień przy ulewach. Zimą zaś gryzące gardło powietrze od smogu. Ale jak widać jesteśmy z zdecydowanej mniejszości, której te rzeczy przeszkadzają na tyle, by wydać pozytywną opinię.

Osobny wątek to zarobki. Powyższe wyniki pokazują, że białostoczanie chyba są bardzo bogaci, skoro 71 proc. ankietowanych uważa, że sytuacja finansowa ich gospodarstw jest dobra. Nie zaglądamy nikomu do portfela i nikomu nie zazdrościmy, ale chodząc do sklepu czy w normalnych czasach do lokali usługowych mamy zupełnie inne odczucia. Szczególnie, że spędziliśmy trochę czasu na Lubelszczyźnie, Podkarpaciu, Małopolsce, Śląsku, Dolnym Śląsku, Pomorzu i Pomorzu Zachodnim, a także Warmii i Mazurach. Tam poziom życia jest podobny, a niekiedy i dużo lepszy co w Białymstoku, a ceny w produktów i usług relatywnie niższe do zarobków. W Białymstoku natomiast ceny są “warszawskie”, mimo, że nasze miasto nie przypomina stolicy.

Proboszczowi się odmieniło. Budynek z 1803 roku właśnie został wyburzony.

Tym razem się nie spalił, a został zwyczajnie wyburzony. Mowa o domu stojącym przy ul. Św. Mikołaja 4 na tyłach cerkwi. 28 grudnia zniknął z powierzchni ziemi za sprawą ciężkiego sprzętu wyburzającego. Mimo swojej pięknej historii budynek nie był prawnie chroniony. A jego historia sięga 1803 roku. Budynek został wybudowany jeszcze za czasów zaborów. Konkretnie przez władze pruskie. Jego pomieszczenia zostały przeznaczone pod depozytorium Kamery Wojny i Domen. Później przeznaczono go na potrzeby opieki nad inwalidami. W 1901 roku budynek został przekazany na własność parafii. Rok później przeprowadzono kapitalny remont i urządzono domową cerkiew. Po dwóch dekadach budynek przeznaczono pod szkołę.

Trzeba przyznać, że to szokujące iż taki budynek, z taką historią nigdy nie był objęty przez konserwatora ochroną. A trzeba dodać, że wszystkie, pozostałe budynki na działce cerkwi są zabytkowe – poczynając od sklepików przy Lipowej, budynek pod numerem 4a oraz oczywiście sama cerkiew. Jak to w ogóle możliwe? No cóż ochrona zabytków w Białymstoku nigdy nie stała na właściwym poziomie. Więc tym bardziej nikt się nie przejmował starym budynkiem spoza rejestru.

Latem budynek został ogrodzony. W lipcu ks. Jan Fiedorczuk, proboszcz parafii św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku na łamach Kuriera Porannego deklarował, że budynek nie będzie rozbierany a jedynie wymieniony zostanie płot. Do zimy proboszczowi się odmieniło i jednak rozebrali wszystko. Akurat zrobiło się tyle miejsca, by powstał tam “apartament”. Czy tak się stanie? Poczekamy, zobaczymy.  Jedno jest pewne już dziś. To, co się dzieje w Białymstoku to po prostu patologia.

Urząd Miejski na Dojlidach? Truskolaski chce wydać 18 milionów.

Ta decyzja Tadeusza Truskolaskiego będzie zapewne dyskutowana bardzo długo. Dość nieoczekiwanie, jak grom z jasnego nieba, wczoraj podczas zdalnego posiedzenia Komisji Infrastruktury Komunalnej – wiceprezydent Zbigniew Nikitorowicz ujawnił, że miasto chce odkupić od syndyka masy upadłościowej ogromny budynek jaki pozostał po Wyższej Szkole Administracji Publicznej na Dojlidach. Miałyby się znajdować tam wszystkie departamenty obecnie “rozrzucone po mieście”. Między innymi z ul. Białówny, Bema czy Warszawskiej.

Dojlidy to obrzeża miasta. Zaletą dawnego WSAP jest jednak wielkość budynku oraz ogromny parking. Na auli miałaby obradować Rada Miejska, która to spotykała się w Urzędzie Wojewódzkim, a teraz obraduje na stadionie. Z jednej strony – znacznie ułatwi to załatwianie spraw zmotoryzowanym. Z drugiej jednak, wiele osób będzie musiało jechać bardzo długo autobusem. Połączenie z Dojlidami jest bowiem koszmarne. Szybko dojedziemy tylko z centrum. Z pozostałych osiedli, nie będących w sąsiedztwie z Dojlidami stracimy godzinę w jedną stronę.

Warto zaznaczyć, że nie dawno miasto mogło odkupić piękny zabytek – Pałac Lubomirskich. W tym przypadku zainteresowania nie było widać. Po co miasto (które nie ma pieniędzy i jest mocno zadłużone) chce kupować budynek za prawie 18 milionów złotych? Nikitorowicz tłumaczył podczas komisji radnym, że jeżeli skumuluje “rozrzucone” urzędu na Dojlidach, a sprzeda nieruchomości po obecnych, to miasto wyjdzie “na zero”. To tylko pół prawdy, bo to ewentualne “wyjście na zero” potrwa wiele lat.

Jest jeszcze coś bulwersującego w tej całej kwestii. Obecny plan zagospodarowania przestrzennego dopuszcza w budynku prowadzenie działalności naukowej, a nie urzędu miejskiego. Jednak Truskolaski ma większość w radzie, więc kupując budynek i działkę z łatwością uzyska zmianę planu zagospodarowania na taki, jaki będzie potrzebować. Co z automatu wyklucza konkurencję. Dla wszystkich innych potencjalnych kupców taki budynek to kukułcze jajo. Bo na ich życzenie nikt planu nie zmieni. Teoretycznie grając na czas – ekipa prezydenta mogłaby niejako zmusić syndyka do obniżek ceny w kolejnych przetargach. Pewne bowiem jest, że nikt żadnej uczelni tam otwierać nie będzie. W praktyce jednak może znaleźć się jakiś “cwaniak” co pod pozorem działalności naukowej będzie rozwijać swój biznes z wykorzystaniem budynków.

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. Miasto jest mocno zadłużone. Teraz zamiast skupić się, by po całym tym dziwnym okresie wyjść gospodarczo do przodu, to on planuje dogadzać urzędnikom. Z perspektywy obywatela nie ma to aż takiego znaczenia, bo od dawna może załatwiać wszystko przez internet. Zatem inwestycja w poprawienie poziomu biurokracji sensu większego nie ma.

Wykupienie przez miasto budynku po WSAP było na komisji przedstawiane jako “wyjątkowa okazja, z której trzeba skorzystać”. Czy tak jest w rzeczywistości? To zależy jakie mamy priorytety. Jeżeli w pierwszej kolejności inwestujemy w biurokrację, to jest to okazja. Z perspektywy rozwoju Białegostoku – to pieniądze wyrzucone w błoto.

Czy głos mieszkańców się liczy? Można się przekonać wypełniając formularz.

Jakie cele i jakie zadania mają być priorytetem Białegostoku na najbliższą dekadę? Takie pytanie zadaje magistrat i oczekuje odpowiedzi od mieszkańców w postaci formularza konsultacyjnego. Nie omieszkamy go wypełnić i zachęcamy też Was do zrobienia tego. Nie wiemy czy ktoś weźmie pod uwagę pojedynczy głos, ale setki podobnych – chyba raczej tak? Aczkolwiek trudno powiedzieć.

Nie ma przecież takiego przymusu, by ze zdaniem mieszkańców się liczyć. Ich zdanie ważne jest tylko przy urnie wyborczej. Trudno uwierzyć w to, że głos mieszkańców z konsultacji będzie się liczyć. Szczególnie, że na stronie urzędu czytamy, kto pełni ważną rolę w procesie tworzenia strategii: W proces przygotowania strategii są zaangażowani przedstawiciele Urzędu Miejskiego i jego jednostek organizacyjnych, z uwagi na znajomość wewnętrznych uwarunkowań instytucjonalnych rozwoju Białegostoku. Ważną rolę odgrywają również eksperci, którzy mają wiedzę i narzędzia inne niż urzędnicy, a ich spojrzenie na rozwój miasta jest bardziej bezstronne i analityczne.

Mieszkańcy mają natomiast stanowić “istotną” grupę. Czy tak będzie? Wątpimy, ale dajemy szanse. A nasze powątpiewania biorą się z tego, że nie pamiętamy, by Prezydent Truskolaski w jakiejś istotnej sprawie liczył się ze zdaniem mieszkańców. Miasto przygotowując strategię rozwoju na lata 2021 – 2030 chce się skupić na takich tematach jak: rozwój gospodarczy, kapitał ludzki i społeczny, środowisko, zagospodarowanie przestrzenne, smart city, powiązania funkcjonalne.

Warto więc sprawdzić czy głos mieszkańców rzeczywiście się liczy. Można się przekonać o tym wypełniając formularz na stronie https://strategia2030.bialystok.pl/strategia-2030 a następnie, gdy strategia będzie gotowa – sprawdzić czy ktoś ją wziął pod uwagę.

 

Featured Video Play Icon

Białostockie blokowiska w najnowszym klipie hip-hopowym

Białostocki raper Lukasyno z gościnnym występem poznańskiego rapera Palucha opublikował dziś najnowszy klip do utworu “Nie napisze o tym nikt”. Na zdjęciach możemy zobaczyć białostockie blokowiska – między innymi z osiedla Piaski, galeriowiec z Przydworcowego, a także charakterystyczny “apartamentowiec” z Wiejskiej. To nie wszystko – nie brakuje też obrazków z innych miejskich terenów. Utwór jest już czwartym singlem promującym album “Pachnę ogniem”, którego premiera odbędzie się 11 grudnia 2020r.

Utwór został wyprodukowany przez panów: Kriso i Kubika. Raper Lukasyno na swoim koncie ma bardzo wiele dobrych utworów, w wielu teledyskach widać jak bardzo utożsamia się z Białymstokiem oraz Podlasiem. Najnowszy utwór także bez wątpienia wpisze się do kanonu. Spokojny utwór promuje Białystok. Oczywiście widzimy przede wszystkim blokowiska, ale są też migawki z innych miejsc, które być może ktoś zechce eksplorować – gdy kiedyś przyjedzie do naszego regionu śladami teledysków białostockiego rapera.

Prezydent Truskolaski zaprasza gościa z USA do oglądania ruiny?

Najpierw zacznijmy od zaskakującej sytuacji zza oceanu, która wywołała dosyć zabawne skutki w Białymstoku. W sumie niespodziewanie, wybory w USA wygrał Joe Biden. W późniejszym czasie przedstawił swój planowany skład administracji. Jednym z członków elekta ma być Antony Blinken. Jego ojczymem jest Samuel Pisar, białostoczanin, patron jednej z ulic w mieście, doradca prezydenta Kennedy’ego.

Fakt ten postanowił rezolutnie wykorzystać Tadeusz Truskolaski. Pod koniec listopada zadeklarował, że zaprosi do miasta Blinkena, ale chyba po cichu liczy, że ten kurtuazyjnie odmówi. Ważny gość z USA gdyby chciał przyjechać, to na pewno zależałoby mu by zobaczyć ulicę, której patronuje jego ojczym. I tu jest problem. Całe otoczenie to nowoczesny “apartamentowiec”, piękna zabytkowa kamienica i to wszystko stojące pomiędzy biedą i nędzą. Najbardziej razi w oczy odrapana od lat kamienica, która jest w coraz gorszym stanie.

Tak pisaliśmy o niej w marcu ubiegłego roku:

Kamienica przy ul. Dąbrowskiego 14 od wielu lat niszczeje. Została sprzedana w 2014 roku, by prywatna osoba mogła ją wyremontować i korzystać. Tak się jednak do dziś nie stało. Co prawda między urzędnikami a właścicielem płynie korespondencja, ale żadnego remontu jak nie było tak i nie ma. Czy będzie? Plan zagospodarowania dla tego miejsca zezwala na budowę bloków. Wystarczy, że budynek sam się rozpadnie ze starości albo (oczywiście) przypadkiem dojdzie do pożaru i wtedy kompletnej ruiny nie trzeba będzie remontować. Wtedy wystarczy zgłosić się z wnioskiem o wykreślenie obiektu z rejestru zabytków. Obiekt może zostać wykreślony jeżeli uległ zniszczeniu powodującemu utratę jego wartości historycznej, artystycznej lub naukowej lub jego wartość będąca podstawą wpisu nie została potwierdzona w nowych badaniach naukowych. Zatem jak widać wystarczy spokojnie poczekać nic nie robiąc.

http://serwer180971.lh.pl/ten-budynek-moglby-byc-perelka-czy-wkrotce-powstanie-tu-blok/

Powyżej możecie więcej przeczytać o tej sprawie. Wniosek jest jednak smutny. Kamienica prawdopodobnie będzie niszczeć dalej, bo plan zagospodarowania przestrzennego stworzony przez urzędników i uchwalony przez radnych – do tego zachęca. Nie tylko tutaj. W ten sam sposób zniknęły stare Bojary i w ten sam sposób znikają teraz stare budynki na osiedlu Przydworcowym. Występuje tajemniczy pożar, a potem deweloper buduje tam blok. Prezydent Truskolaski od wielu lat przygląda się tej patologii. Ale nie tylko on. Ostatnio białostocka prokuratura stwierdziła, że na 3 pożary w jednym miejscu na Grunwaldzkiej to nie przypadek, a celowe podpalenie, ale nie wiadomo kto to zrobił i po co. Dodajmy tylko że działka należy do dewelopera.

By być obiektywnym należy też przypisać Tadeuszowi Truskolaskiemu, że mimo ciągłego utrzymywania, że miastu brakuje pieniędzy, to takowe znalazły się na remont VI Liceum Ogólnokształcącego. Na razie zaczną od najstarszego skrzydła szkoły. O tym zabytku przeczytacie poniżej. Trzeba też go pochwalić za remont kamienicy przy Waszyngtona oraz kamienicy przy Sukiennej.

http://serwer180971.lh.pl/wedrujaca-szkola-dzis-jest-przodkiem-dwoch-ogolniakow/

Trzeba także przytoczyć, że pieniądze przeznaczył Zarząd Województwa Podlaskiego. O ile krytykujemy marszałka w niektórych sprawach, to tu musimy pochwalić. Zarząd województwa przyznał 380 tysięcy złotych na remont Bramy Carskiej w Białowieży z XIX wieku. Szkoda tylko, że jej blaskiem będą cieszyć się tylko ci co dojadą tam samochodem lub ewentualnie męcząc się autobusem. Bo ten sam marszałek pożałował pieniędzy na remont torów pomiędzy Hajnówką a Białowieżą.

Oprócz bramy carskiej odnowione będą także ikony z cerkwi pw. Św. Apostoła Jakuba w Łosince. Pieniądze dostanie także prawosławna parafia Św. Mikołaja Cudotwórcy w Michałowie. Nie zabraknie też pieniędzy dla zabytkowej katolickiej kaplicy w Pogorzałkach.

Każdy kto odwiedzał ostatnio ruiny kościoła w Jałówce mógł być zaskoczony stojącymi tam rusztowaniami. Odbudowują? Nie. Ruiny są zabezpieczane. Stabilizowane były fragmenty sklepień, mury i łuki. Dawny kościół jest zabytkiem dopiero od 2017 roku. Zaś prowadzone prace pod okiem Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków to pierwsze tego typu prace w regionie.

fot. Phil Richards / Flickr / Dworzec PKP Hajnówka

Po 25 latach wraca kolejowe połączenie Białystok – Hajnówka. Od stycznia!

Puszcza Białowieska, a w szczególności Białowieża tego lata przeżywała oblężenie. Za sprawą koronawirusa wiele osób zrezygnowało z wyjazdu za granicą i postanowiło zobaczyć co jest ciekawego w Polsce. Także na Podlasiu. Każdy kto jechał samochodem do Białowieży (bo inaczej nie bardzo się da), to wie jak bardzo wymagająca jest droga. Bardzo wąska, pomiędzy drzewami, zatłoczona. Nikt o zdrowych zmysłach nie proponuje, by ją poszerzyć. Dlatego też dojazd kolejowy byłby zbawieniem dla wielu turystów. Problem w tym, że Marszałek Województwa pożałował pieniędzy na remont torów z Hajnówki do Białowieży.

 

Teraz ta zła decyzja będzie miała właśnie swoje konsekwencje. W styczniu ruszą regularne połączenia z Białegostoku do Hajnówki. Warto podkreślić, że kończy się remont torowiska, który zakończy również 25-letnią przerwę w kursowaniu pociągów. Do tej pory do Hajnówki można było dojechać wyłącznie z Czeremchy. W tej miejscowości pociąg ze stolicy Podlaskiego (a w zasadzie szynobus) zatrzymywał się, zaś w dalszą podróż zabierał przyjezdnych kolejny. Generalnie jeżeli ktoś miał do wyboru samochód albo pociąg, wybierał samochód, by nie tracić czasu.

http://serwer180971.lh.pl/kolejka-waskotorowa-hajnowka-topilo/

Teraz będzie możliwe by do Hajnówki dojeżdżały pociągi nawet ogólnopolskie. Tylko po co? Hajnówka to małe miasteczko, zaś zainteresowani Białowieżą musieliby jakiś transport na miejscu załatwić. O ile dla białostoczan, to nie jest zbyt wielki problem, bo przecież zna lokalnych przewoźników, toteż dla kogoś z innego województwa już może być barierą. Co innego, gdyby z takiego Wrocławia czy Krakowa pociąg przywoził ludzi do samej Białowieży. Ale niestety, tak nie będzie.

 

Dlatego też szynobusy Białystok – Hajnówka będą dobrą, alternatywną opcją wyłącznie dla wszystkich stałych klientów pewnej firmy przewozowej, która hajnowski rynek zdominowała. Turyści będą musieli liczyć, że po wyjściu z dworca będą na nich czekać prywatni przewoźnicy kursujący do Białowieży. Biorąc pod uwagę to, co obecnie się dzieje, wielu może jednak nie dotrwać do lata. Sami teraz widzicie ile naprawdę kosztuje jedna zła decyzja. Oszczędziliśmy 28 milionów złotych, a straciliśmy dużo więcej, bo dojazd kolejowy ściągnął by do Białowieży ogromne tłumy turystów nie tylko z Polski, ale i zagranicy.

Zaznaczyliśmy niebieską linią trasę kolejową, która miała powstać przy okazji bezpośredniego połączenia Białegostoku z Hajnówką. Tak się jednak nie stanie.
fot. wasilkow.pl

Otoczenie zalewu zmieni się na lepsze. Idzie nowe.

Tego lata w Wasilkowie nad zalewem można było zaobserwować sporo ludzi. Pogoda dopisała a i pojawiły się nowe atrakcje. Szczególnym zainteresowaniem cieszył się “cypel”. Teraz burmistrz planuje także zrobić porządek z częścią zalewu po drugiej stronie mostu. Jest tam obecnie alejka, którą możemy obejść zalew dookoła, wiele ławeczek, przy których można spotkać wędkarzy, stare drewniane pomosty, skocznia (ale chyba tylko dla bardzo odważnych) oraz WakePark – wypożyczalnia sprzętu wraz z wyciągiem nart wodnych. Wasilków teraz chce wyłonić z przetargu firmę, która zaprojektuje od nowa i wykona dokumentację techniczną tej części zalewu.

 

Spróchniałe pomosty będą usunięte, podobnie jak betonowe płyty które zamulają dno. Do tego utworzona zostanie plaża, odnowione alejki spacerowe, plac zabaw, boiska czy toaleta, a także wiele innych. Warto zaznaczyć, że to dopiero przetarg na dokumentację czyli początek drogi. Opracowanie dokumentacji wraz z uzyskaniem niezbędnych pozwoleń będzie realizowane w czterech etapach do 30 czerwca 2021 r. Dopiero potem nastąpi realizacja planów.

Featured Video Play Icon

Podlaskie jak Bułgaria i Madagaskar. Co by było gdybyśmy byli państwem?

Na Śląsku istnieje taka organizacja jak Ruch Autonomii Śląska. Do ostatnich wyborów samorządowych nawet mieli swoich radnych w sejmiku. Już widzimy ten zalew memów gdyby powstał Ruch Autonomii Podlasia. Dlatego ten tekst nie będzie o tym. Postanowiliśmy Wam zaprezentować materiał kogoś, kto tu nie mieszka, kto wziął suche dane i pokazał, że nasz region wcale taki zacofany nie jest. Gorzej mają na Warmii i Mazurach, na Podkarpaciu, Lubelszczyźnie i w województwie świętokrzyskim. Co oczywiście nie oznacza, że jest u nas idealnie, ale skoro znamy swój potencjał, to dlaczego ciągle go nie wykorzystujemy?

Cóż, istotnym czynnikiem jest fakt, że od lat samorząd w Polsce stał się areną walk politycznych. Główne partie w kraju biją się o sejmiki głównie dlatego, że te rozdają pieniądze unijne. A kto ma kasę ten ma władzę. My tradycyjnie w polityczne rozważania nie zamierzamy wchodzić, bo od samego mieszania herbata nie jest słodsza. Dlatego raz na jakiś czas upominamy się o to, co nie jest zrobione, a co jeszcze bardziej dałoby nam rozpędu w rozwoju.

W powyższym filmie widzimy, że nasze atuty to rzekomo węzeł transportowy oraz rolnictwo. Problem w tym, że ludzie preferują (lub są zmuszeni życiowo) tanie jedzenie z marketu. My natomiast eksportujemy nasze pyszne jedzenie do innych krajów. Drugim problemem jest ten mityczny węzeł transportowy. Samo skrzyżowanie dróg nie sprawi, że będzie u nas jeszcze więcej pieniędzy. Planując trasę ciężarówki bierze się pod uwagę nie tyle fajną drogę, a koszty. Zatem transport z Litwy na zachód i tak i tak przebiegać będzie przez Polskę, bo innej drogi nie ma. Chyba że Kaliningrad znów stanie się Królewcem, wtedy już będzie to wyglądać inaczej.

Ciągle powtarzamy, przy każdej możliwej okazji. Podlasie powinny bardzo mocno rozwijać turystykę. Szczególnie teraz, gdy wszystko będzie się odradzać jak po wojnie. Tymczasem u nas bardzo kiepsko z bazą noclegową. Zawodzi także PKP. Wystarczy zobaczyć rozkłady jazdy. Kierunek Warszawa (+ miasta kolejne) i Ełk (+ miasta kolejne). Ostatnio nawet jest połączenie z Grodnem. Ale gdy spojrzymy na mapę, to jest i Lublin (i Terespol + Ukraina), Mińsk (+ Moskwa), Wilno, Ryga, Tallin. Tam już tak ławo dojechać się nie da. Aczkolwiek w 2021 roku będzie bezpośrednie połączenie Warszawa – Białystok – Wilno. Tu już coś. Jednak przez to, że nie jesteśmy bramą na wschód tracimy i gospodarczo i turystycznie. A to tylko kwestia uzgodnień politycznych. Tory przecież są.

Tak jak w filmie było wspomniane – jesteśmy europejskim średniakiem. Problem w tym, że nikt u nas nie ma aspiracji by stanąć w szranki z najlepszymi. Świadczyć może o tym fakt, że ostatnia kampania promocyjna Podlaskiego jak miejsca z gospodarczym potencjałem wygląda jak żart. Co ciekawe, w ostatnich latach Białystok stał się miastem drogim do życia. Mimo, że niewiele tu się zmieniło.

Blokowisko w Supraślu? Deweloper już kupił działkę obok plaży.

Supraśl ostatniego lata przypominał Zakopane. Tłumy turystów odwiedzały uzdrowisko. Niestety za tą popularnością przyszli tez deweloperzy. Jeden z nich ma już ochotę w centrum miasteczka stawiać bloki.

Tuż obok parkingu przy bulwarach znajduje się dawna fabryka Cytrona lub też “stolarnia”. W ostatnim czasie jej nowym właścicielem został deweloper. Następnie poprosił gminę Supraśl o opinię wizualizacji blokowiska. Ta byłą jednoznacznie negatywna. Burmistrz będzie się starać zmienić lokalne prawo tak, by elewacja była zgodna z charakterem miasteczka. Ale tylko tyle. Zakazać budowy nie może, a jedynie ją ograniczyć.

Sprawa bloków jest jednak jeszcze otwarta. Dotychczas bardzo mocno pilnowano ażeby Supraśl miał “czysty krajobraz” od tego co mamy w Białymstoku. Jednak o kształcie miasta decydują radni, którzy nie muszą być aż tak tradycjonalistyczni. Na szczęście powstałą już grupa “Stop budowie bloków w Supraślu”. Miejmy nadzieję, że wszyscy skutecznie będą blokować inwestycję. Deweloper póki co chce budować. Miejmy nadzieję, że wycofa się z tego pomysłu.

Pamiętajcie – presja ma sens. Im więcej będzie przeciwników, im szerzej informacja o planach dewelopera się rozniesie, a także informacja o sprzeciwie mieszkańców, tym większa szansa że deweloper ugnie się.

Co ten Truskolaski wyprawia?! 80-letnie tuje na Plantach wycięte!

Czy ktoś upadł na głowę? Białostockie Planty co roku przyciągają tłumy mieszkańców, którzy mają ochotę schronić się w cieniu. Niższe temperatury niż na rozgrzanym Rynku były także w alejce spacerowej za sprawą 80-letnich tuj. A tymczasem ekipa Truskolaskiego wycięła je! W zamian posadzono małe drzewka, które już nie będą przyczyniać się do schładzania okolicy. Powariowali!

Kiedy słyszymy słowo “rewitalizacja” z ust urzędników, to wiemy że to oznacza jedno – wycinkę roślin i betonowanie. Te piękne ogromne tuje były wizytówką Plant podobnie jak fontanny. A tymczasem miasto tłumaczy się, że tuje urosły do potężnych rozmiarów i kolidują z alejkami spacerowymi. Powód do wycinki absurdalny! Jak bardzo trzeba nienawidzić przyrody żeby w kółko szukać okazji do wycinki. A wystarczyło zaprojektować alejki od nowa tak, by wpasowały się do tuj. Czy słyszeliście o konsultacjach społecznych związanych z Plantami? My też nie, a podobno 116 na 137 osób chciało tej wycinki. Ciekawe skąd się wzięli ci chętni do wycinki.

Może Wam się wydawać, że skoro ciągle uderzamy w Truskolaskiego, to pewnie jesteśmy za PiS. Otóż nie! Chcemy, byście otworzyli oczy i zobaczyli co ten człowiek wyprawia z naszym miastem. Równia pochyła! Jesteśmy po prostu rozgoryczeni.

Krywlany dalej będą bezużyteczne. Czy prezydent nie umie wydać decyzji czy nie chce?

W ostatnim czasie głośno było o tym, że Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło decyzję prezydenta dotyczącą wycinki drzew pod lotnisko. Gdy jakiś czas temu stojąc na płycie ogłaszał jej wydanie wiceprezydent Musiuk rozpływano się nad inwestycją jakby chcieli przekonać nieprzekonanych. Sprawa budowy lotniska trwa jednak już tak wiele lat, że tu już nie ma kogo przekonywać, bo jest to coś, co dzieli białostoczan.

Do pierwszej grupy zaliczamy się my. Tak jak wielu mieszkańców uważamy, że to niezbędna budowa do rozwoju gospodarczego regionu. Nie dlatego, żeby mieszkańcy mogli latać do Londynu czy Brukseli, ale dlatego żeby tu w Białymstoku mógł wylądować ktoś, kto generuje dla miasta pieniądze. Tajemnicą nie jest, że lotniska na świecie wcale nie zarabiają na pasażerach lecz na cargo. To możliwość importowania lotnictwem generuje pieniądze dla lokalnych firm. Ponadto wiele międzynarodowych imprez nie może się odbyć w Białymstoku właśnie przez brak lotniska, bo nikomu nie będzie się chciało tu jechać kilka godzin busem po wyczerpującym locie na przykład z USA. Zalet lotniska w regionie jest dużo więcej, ale nie zamierzamy nikogo przekonywać, tylko dla porządku przypominamy o co cały ten ambaras.

Tak samo trzeba przypomnieć, że są przeciwnicy. Jest grupa ludzi, która uważa, że wystarczy lotnisko w Warszawie (a za jakiś czas lotnisko między Warszawą a Łodzią). Uważają też, że skoro pas startowy jest krótki i będą mogły lądować na nim tylko samoloty zabierające do 50 pasażerów, to znaczy, że nie będzie można już go rozbudowywać. Nie podoba im się także, że pobudowali się w okolicy, a teraz będzie im coś głośnego nad głowami latać. Aczkolwiek ten argument nie jest trafiony – raczej zaliczyć go należy do obaw. Krywlany nie będą przecież międzynarodowym gigalotniskiem. Liczba lotów dużych samolotów – generujących największy hałas będzie przecież niska. Koronnym argumentem przeciwników jest to, że na pewno nikt nie będzie chciał tutaj organizować lotów tak samo jak w Radomiu. Ponadto kontrowersje wzbudza wycięcie tak dużej liczby drzew.

Wracając do nieprawidłowej decyzji SKO. Po jej wydaniu przez miasto, odwołało się od niej Nadleśnictwo Dojlidy, które uważało, że usunięcie 35 procent lasu Solnickiego musi wymagać zgody urzędu odpowiedzialnego za ochronę środowiska, gdyż usunięcie tylu drzew będzie ingerencją w przyrodę. Ponadto zarzucono miastu, że to co nazywali liczeniem drzew w rzeczywistości nie miało miejsca. Po prostu przeprowadzono to tak jak sondaż. Wybrano grupę losową i ustalono “reprezentację”. Ponadto nie ustalono czy w lesie są gatunki chronione, siedliska czy gniazda.

Swoją drogą ten ostatni argument leśników akurat można by było uznać za trafny. Najpierw powinno się ustalić kto mieszka w lesie, następnie ustalić czy jest pod ochroną, a jeżeli tak to wtedy zwrócić się o pozwolenie na wycinkę drzew. Liczenie było tak naprawdę bez sensu. Wystarczyło wyznaczyć obszar wycinki. Tak jak pisaliśmy wielokrotnie Truskolaski i jego ekipa cały czas rzucają sobie kłody pod nogi. Tym razem nie było inaczej.

Samorządowe Kolegium Odwoławcze jednak było łaskawe dla nieudolności włodarza. Nie przyjęło argumentów leśników, ale i tak kazało decyzję Truskolaskiemu ponownie wydać, bo zawierała ona błędy formalne. W decyzji prawidłowo nie wyjaśniono co to jest przeszkoda lotnicza, jakie drzewa trzeba usunąć, nie wskazano nawet prawidłowo aktualnych numerów działek geodezyjnych! Wygląda to albo na wyjątkowe niechlujstwo, niekompetencję albo sabotaż.

Tadeusz Truskolaski zajmuje stołek prezydenta od 14 lat. Jest trochę jak Łukaszenka, który “trochę się zasiedział”. Widać to przede wszystkim w jego działaniu. Wygląda na to, że sam zajmuje się wyłącznie polityką, a miasto zostawił niekompetentnym urzędnikom, albo takich co nie chcą lotniska i je sabotują. Bo jak inaczej można nazwać to co się wydarzyło? Ktoś, kto tyle lat wydaje decyzje administracyjne powinien robić to perfekcyjnie, szczególnie przy tak ważnej inwestycji. A tymczasem robi się wszystko, by Krywlany stały bezużyteczne wiele lat. Wstyd! I to za duże pieniądze.

Featured Video Play Icon

Teatry zamknięte, ale białostockich aktorów można obejrzeć online

Czasy są takie, że nie można pójść do teatru, ale na szczęście mamy internet i przedstawienie można oglądać w internecie. Jedną ze swoich propozycji przygotowali aktorzy Białostockiego Stowarzyszenia Artystów Lalkarzy razem z Akademią Teatralną w Warszawie – filia w Białymstoku. Jest to projekt “Lalki w sieci”.

Główny bohater “Garden Party”, Hugo Pludek udaje się na tytułowe garden party, aby spotkać się z wpływowym urzędnikiem Kalabisem. Choć w efekcie na Kalabisa nie trafia, dzięki inteligencji i niebywałym zdolnościom adaptacji, zostaje mianowany nowym dyrektorem zajmującym się likwidacją Urzędu Likwidacyjnego. Szybka kariera jednak sprawia, że Pludek traci swoją osobowość. Co z tego wyniknie i jak się potoczy? Obejrzyjcie sami.

Młodzi aktorzy już nie po raz pierwszy dali swój popis umiejętności w sieci. Poprzednio można było oglądać przedstawienie dyplomowe Agaty Biziuk pod tytułem “PandemJa”. Zostało ono bardzo ciepło przyjęte. Mamy nadzieję że również “Garden Party” przypadnie Wam do gustu.

Featured Video Play Icon

Białostockie murale. Zobacz jak wyglądają z góry.

Na to pytanie postanowił odpowiedzieć jeden z internautów stworzonym przez siebie filmem, na którym widzimy białostockie murale pokazane z góry. Dzięki temu perspektywa jest zupełnie inna niż, gdy patrzymy na te ogromne malowidła będąc na dole. Oczywiście nie wszystkie obrazy zostały przedstawione. Murali w Białymstoku bowiem jest bardzo dużo, ale nie zabrakło tych najsłynniejszych – Dziewczynki z konewką, chłopca, babci, Zenka i innych.

 

Ostatnio o Dziewczynce w konewką i Białymstoku zrobiło się głośno, gdy David Attenborough – słynny brytyjski biolog, popularyzator wiedzy przyrodniczej na świecie, pisarz, narrator i podróżnik udostępnił na swoim szeroko obserwowanym Facebooku zdjęcie białostockiego muralu. Nie trzeba być zaskoczonym, że mural przed publiczność został odebrany bardzo pozytywnie. Warto dodać, że takie “rekomendacje” często powodują, że turyści później za ich sprawą przyjeżdżają do miejsca rekomendowanego. Brytyjczycy akurat ukochali sobie Kraków, gdzie mogą sobie szybko przylecieć samolotem na weekend. Być może i u nas za sprawą Krywlan kiedyś będzie to możliwe.

 

Póki co trzeba powoli myśleć o tym, by Dziewczynka z konewką przetrwała. Jak widać na powyższym nagraniu stan budynku nie jest najlepszy. Należy on do Uniwersytetu w Białymstoku. Instytucja chce go sprzedać. Nawet był kupiec, ale wycofał się, gdy wyszło na to, że zaczęto mu robić problemu, gdyby chciał wyremontować elewację z muralem. Jest jasne, że mural zostałby zniszczony, a jego ewentualne odmalowanie nie było pewne. I tak opustoszały budynek stoi sobie, a na nim dziewczynka się sypie. Jeszcze trochę i będą odpadać całe płaty farby.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

To był zapuszczony i odrapany zabytek. Teraz to prawdziwa perełka!

Mieszkańcy Sokółki oraz wszyscy odwiedzający te miasteczko spacerując po centrum będą mogli podziwiać nowo wyremontowany zabytek z pierwszej połowy XIX wieku. Kamienica właśnie odzyskała swój historyczny wygląd. Dokładna data budowy, a także osoby związane z budową nie są znane. Prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska konserwator zabytków przekazała jednak, że budynek jest jednym z najstarszych w mieście.

 

Nim nastąpił remont przeprowadzono badania konserwatorskie elewacji. Wszystko po to by ustalić jak oryginalnie była pomalowana. Sprawdzono też inne detale architektoniczne wewnątrz kamienicy. Teraz dzięki remontowi zostały podkreślone wszystkie zabytkowe walory budynku. Podczas zwiedzania centrum Sokółki, gdy znajdziemy się przy kamienicy warto zwrócić uwagę na gzyms wieńczący, gzymsy pośrednie, profilowane opaski okienne, fryz ozdobny, ozdobną stolarkę drzwiową i inne detale.

 

Warto też dodać, że kamienica wpisuje się w przestrzeń głównego placu miejskiego w Sokółce, dzięki czemu całe otoczenie również zyskało na estetyce.  Wbrew pozorom, mała Sokółka to bardzo atrakcyjne miasteczko zarówno turystycznie jak i  pod względem życia tam. Obecnie dobrze skomunikowana połączeniem kolejowym. Za kilka lat, gdy będzie jeszcze gotowa droga ekspresowa, to miasteczko zyska dodatkowe walory.

 

Featured Video Play Icon

Rzucić wszystko i zamieszkać w Zambrowie. Czy jest sens?

Zambrów to typowe małe miasteczko powiatowe. Czy jest odpowiednim miejscem do życia? Czy warto tam się przeprowadzić? To oczywiście zależy. Od tego jakie mamy plany na przyszłość.

 

Zambrów to miasteczko leżące na granicy województwa Podlaskiego, przez które przebiega ekspresowa droga nr 8. Dzięki temu zmotoryzowani mogą szybko dostać się zarówno do Białegostoku jak i do Warszawy, więc to zdecydowany atut tego miejsca dla kogoś, kto między tymi dwoma miastami dosyć często podróżuje. Możemy na przykład studiować na dwóch kierunkach, albo prowadzić firmę i dojeżdżać do klientów zarówno do stolicy kraju jak i stolicy województwa podlaskiego.

 

Co ciekawe ceny mieszkań są w porównaniu z Białymstokiem oraz z Warszawą bardzo niskie. Z ogłoszeń dostępnych w internecie można napotkać na oferty cenowo przypominające te z Białegostoku 10 lat temu. Gorzej z pracą. Najszybciej znajdziemy pracę fizyczną, pracę kasjerki lub na magazynie. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by mieć własny biznes. W dzisiejszych czasach wiele zawodów przeżywa swój renesans – na przykład stolarz. Wystarczy więc zapełnić niszę na lokalnym rynku i żyć w dostatku.

 

Zambrów to także miejsce, gdzie można ciekawie spędzać czas wolny. Jest park czy plaża oraz wiele terenów do spacerów i jazdy rowerem. Jak już wyżej pisaliśmy – możemy szybko dostać się zarówno do Białegostoku czy do Warszawy. Dzięki temu możemy przebierać w imprezach i wydarzeniach w obu miastach. Szczególnie stolica daje wiele koncertów i wydarzeń kulturalnych. Białystok to dobre miasto na imprezy w pubach czy dyskotekach, bo jest dużo tańsze. Reasumując widać wiele pozytywnych aspektów do przeprowadzki do Zambrowa. Wcześniej tylko trzeba znaleźć sensowne zajęcie, by zarabiać pieniądze potrzebne do utrzymania się.

Featured Video Play Icon

Nowa promocja Podlaskiego to… żart? Strona internetowa nie działa, a film to parodia.

W ostatnim czasie Urząd Marszałkowski ogłosił nową propozycję w promowaniu województwa Podlaskiego pod kątem inwestycyjnym. Jeżeli przyjrzeć się z bliska, to wygląda to wszystko jak… jeden wielki żart.

 

Zacznijmy od rzeczy najważniejszej. Marszałek pochwalił się stroną internetową, która w połowie nie działa. Przyciski w menu nie prowadzą donikąd, zaś wersja na telefony komórkowe – która w dzisiejszych czasach to absolutna podstawa – również nie prezentuje się najlepiej. Druga kwestia to film promocyjny. Nie dość, że pokazuje potencjalnemu inwestorowi coś czego nie mamy, to nawet jako proponowana “wizja przyszłości” na 2030 rok ukazuje odgrzewane kotlety, które do tej pory nie działały.

 

Zacznijmy od tego co widzimy na filmie. Hasło “nowy węzeł transportowy” można po prostu nazwać wielkim żartem. Bo ani to węzeł ani tym bardziej nowy. Szlaki komunikacyjne są znane od wielu lat, a dla chińskiej firmy, która wysyła towar do Europy nie to żadnego znaczenia. W tej kwestii ma do wyboru port w Gdyni, gdzie towary z Azji przypływają w wielkich kontenerach lub któreś duże lotnisko. Natomiast dla firm tranzytowych również nie ma to żadnego znaczenia, bo układając trasę wybierają najtańszą opcję, a nie żeby jechać przez konkretny region. Jeżeli natomiast ktoś chciałby otwierać firmę transportową z nastawieniem na eksport na wschód to… już dawno to zrobił u nas albo na Lubelszczyźnie.

 

Kolejny slajd prezentujący podstawowe dane naszego regionu ma również hasło – “atrakcyjna oferta terenów inwestycyjnych”. Ktoś, kto to “wymyślił” jest mentalnie w latach 90. Takie hasło nic nie mówi i można je stosować na całym świecie. Nasze tereny inwestycyjne nie różnią się niczym od innych terenów inwestycyjnych – mają podłączone media, prowadzi do nich droga i są gotowe do postawienia budynku lub budynków. Ponadto warto zauważyć, że ogromne zakłady produkcyjne już nie powstają w Europie od dawna, bo nie mamy czym konkurować z Azją czy ostatnio nawet Afryką. A wielki pomysł na uprzywilejowaną podatkowo strefę gospodarczą w Białymstoku pokazał pokazał dobitnie jakie firmy na tym skorzystały i czy popchnęły swoją działalnością nas do przodu. Zakładanie tych samych butów przez Podlaskie da dokładnie ten sam efekt. Kolejny tekst o 20-milionowej populacji w promieniu 300 km od centrum regionu też nie ma żadnego znaczenia, bo uwaga uwaga mamy internet, którym możemy sprzedawać swoje towary i usługi na drugi koniec świata bez przyjeżdżania na Podlasie.

 

Następny slajd to prawdziwy hit. Promujemy się nieistniejącym lotniskiem CPK (film jest wizją 2030 roku). Przypomnijmy tylko, że dyskusje o lotnisku regionalnym w Podlaskiem już się zakończyły i obecna władza milczy przy wznowieniu tematu. Jedynie aktywnie zwalczała pomysł z Krywlanami, który nieudolnie ale jednak cały czas do przodu realizuje Tadeusz Truskolaski. Wyobraźmy sobie, że taki potencjalny inwestor na pewno będzie chętnie chciał skorzystać z naszej oferty mając opcję lądowania w CPK, by potem jeszcze jechać 2 pociągiem z lotniska. Nie oszukujmy się, jeżeli CPK w ogóle powstanie, to będzie ono atrakcyjne dla nas, a nie dla tych, którzy będą chcieli inwestować w Podlaskiem. Władza natomiast powinna całować po rękach Pana Martyniuka (nie piosenkarza, tylko biznesmena), bo w zasadzie jego prywatne lotnisko w Narwi póki co ma największy potencjał gospodarczy. Dzięki czemu realni inwestorzy w pierwszej kolejności chcąc się dostać do nas najłatwiej wylądują u niego.

 

W kolejnej części filmu zauważyć możemy animację – prowadzących nitek szlaków kolejowych z Azji prowadzących do Kuźnicy i Siemianówki. Zacznijmy od tego, że szlak prowadzi naprawdę na Lubelszczyznę, gdzie w Terespolu jest ogromna brama wymiany towarów na wschód i zachód. Natomiast Siemianówka i Kuźnica to miejsca, przez które również przejeżdżają towary w mniejszej skali, ale… jadą dalej, więc z naszego punktu widzenia nie ma to żadnego znaczenia, co z resztą pokazane nawet jest w dalszej części tej samej animacji. W następnej części pokazujemy się jako miejsce niedaleko Warszawy. No super! Tylko że tak pokazujemy się od wielu lat i nic się w tej kwestii nie zmieniło.

 

Podsumowując znów idziemy w te same stare śpiewki o tym że mamy tereny, że jesteśmy niedaleko Warszawy, że do lotniska jest w miarę niedaleko i że jesteśmy regionem transgranicznym. Tylko, że to wszystko inwestorzy wiedzą od lat. Czy u nas inwestują z tego powodu? Najśmieszniejsze, że to koncepcja pokazująca te walory z uwzględnieniem 2030 roku, czyli za 10 lat! Tak, dobrze zrozumieliście – będziemy promować się tymi samymi tekstami co od lat nie działają, że tacy będziemy w ciągu 10 lat. Cała koncepcja powinna trafić do kosza. Po raz kolejny widać, że koncepcji nie wymyślali specjaliści tylko jakiś urzędnik znający realia zza swojego biurka. Kompletny brak wizji, a w szczególności takiej na najbliższe 10 lat boli. Urzędnicy dalej mentalnie są w 1995 roku, gdy biedna Polska zdenominowała walutę i łaknęła każdych pieniędzy szukając inwestorów dokładnie w ten sam sposób co dzisiaj chcą robić to urzędnicy Urzędu Marszałkowskiego. Bez uwzględniania, że od tego 1995 roku poszliśmy do przodu technologicznie, a w ciągu 10 lat pójdziemy jeszcze bardziej. Ale to już wątek na inny artykuł.

Bielsk Podlaski mocno się rozwija. Białystok był wschodzący, teraz trwa szybki zachód.

24 kilometrowy odcinek łączący Bielsk Podlaski z Hajnówką zostanie przebudowany. Każdy, kto jechał tą drogą wie że jest ona w nie najlepszym stanie. Teraz szczególnie, gdy dojazd do Białowieży przez Trześciankę i Narew jest mocno utrudniony, przekonało się o tym również wielu turystów. Droga z Bielska do Hajnówki jest więc alternatywnym połączeniem dla wszystkich tych, którzy chcą zwiedzać rezerwat z żubrami i wiele innych atrakcji. Jednak ta droga służy również mieszkańcom.

 

Warto dodać, że obecnie Bielsk Podlaski jest jednym z lepiej rozwijających się miast w naszym regionie. Wiele osób z Białegostoku jeździ do pracy tam, a nie odwrotnie. To też o czymś świadczy. Dobrze o Bielsku, gorzej o Białymstoku. A potwierdzeniem tych słów niech będzie fakt, że umowę na drogę z marszałkiem województwa podpisywał przedstawiciel wykonawcy – czyli firmy Unibep – Adam Poliński. Niektórzy być może pamiętają, że to były wiceprezydent Białegostoku. Trzeba też uczciwie przyznać, że był dobry w tym, czym się zajmował. To Poliński był twarzą rewolucyjnych zmian na Rynku Kościuszki, a także innych inwestycji, które przewróciły “stary ład miasta”. Skoro po zakończeniu kariery w urzędzie wybrał mniejszy Bielsk, a nie Białystok, to trzeba sobie zadać pytanie dlaczego? Nie trzeba być geniuszem, by domyślać się że tam są lepsze pieniądze i ciekawsze stanowiska do objęcia niż w stolicy województwa.

Niestety z Białymstokiem jest coraz gorzej. Prezydent miasta ciągle zajmuje się polityką i lansuje się z innymi prezydentami miast w mediach. Ostatnio – o czym pisaliśmy – zajmowano się zmianą logo miasta. Konkretnie to tylko jednym słowem w tym logo – “wschodzący”. Rządzący radni w koalicji z Truskolaskim uznali, że Białystok już nie jest “wschodzący”, więc napis trzeba zlikwidować. Teraz jest po prostu Białystok. I można powiedzieć, że to symboliczne nawet. Białystok przestał wschodzić, ale niestety nie jest w zenicie, lecz trwa szybki zachód.

 

Przebudowywany odcinek DW 689 znajduje się w gminach Bielsk Podlaski, Orla, Czyże i Hajnówka. W ramach inwestycji ponad 24 kilometrowy odcinek drogi zostanie rozbudowany i poszerzony do 7 m, a także m.in. powstanie obwodnica miejscowości Hołody, przebudowane będą zjazdy, skrzyżowania i most na Orlance. W miejscowościach, przez które droga przebiega powstaną chodniki. Koszt inwestycji to blisko 115 mln zł. Całość zostanie sfinansowana ze środków centralnych – samorząd województwa podlaskiego nie poniesie żadnych kosztów.
Remontowany odcinek ma być gotowy do użytku pod koniec 2023 r.

Featured Video Play Icon

Białystok z lotu ptaka. Z góry nie widać naszych problemów.

Jeżeli chcielibyście komuś rzetelnie pokazać Białystok pod kątem zamieszkania w nim, to ten film wydaje się najodpowiedniejszy. Nie pokazuje miasta tylko pod kątem atrakcji turystycznych, ale dosyć rzetelnie pokazuje całe miasto. Oczywiście nie ma na nim wszystkiego, ale z pewnością można to nazwać szerszym obrazem miasta. Inne pytanie czy warto mieszkać w ogóle w Białymstoku. Od lat coraz mniej osób chce u nas studiować, a jak już studiuje to potem z dyplomem ucieka dalej. Dużych firm, oferujących specjalistyczne miejsca pracy też u nas za wiele nie ma. Idąc przez miasto widać bardzo wiele ogłoszeń wynajmu lokalu. Marna jest też oferta kulturalna. I mówimy tu o ostatnich latach, a nie tylko ostatnim roku żeby zaraz nie znalazł się ktoś, kto powie że to przez COVID.

 

Dodatkowo wydaje się że będzie coraz gorzej. Przede wszystkim dlatego, że miasto ma problemy finansowe i musi dosłownie na wszystkim oszczędzać. Ostatnio nawet doszło do tak kuriozalnej sytuacji, że urząd miasta nie zgodził się na postawienie stojaków rowerowych w ZOO. A ich koszt to niecałe 200 zł. Pisał o tym portal Dzień Dobry Białystok. Także sami widzicie jak źle u nas jest. Trzeba sobie zadać pytanie, czy my białostoczanie musimy się na to wszystko godzić. Bo skoro nawet na takie drobne sprawy nie ma pieniędzy, to czy nasze miasto czeka jakaś przyszłość?

 

I teraz wróćmy do filmu powyżej. Widzimy jak wszystko prezentuje się tu pięknie. Miasto nie przypomina wielu tych z tak zwanej “Polski powiatowej”, zapomnianych po transformacji ustrojowej, gdzie wszystko dalej wygląda jak w PRL. Aczkolwiek objeżdżając regularnie nasz kraj – także małe miasta – zauważyliśmy, że i coraz mniej tych “powiatowych” wygląda źle. Tylko że pod płaszczykiem tych pięknych wyglądów kryją się ogromne problemy finansowe. Warto sobie zadać pytanie. Czy dobry gospodarz powinien pożyczać pieniądze na operacje plastyczne czy też fundować je sobie wtedy, gdy pieniądze zarobi? Zawsze wydawało nam się że inwestycja to coś, co musi się zwrócić. Tymczasem w Białymstoku od czasów transformacji ustrojowej i utworzenia niezależnego samorządu nie zrobiono nic żeby nasz region był funkcjonalny i rozwinięty gospodarczo. Jesteśmy pięknym miastem, ale jakim kosztem? Takim, że po Truskolaskim i jego wersalu choćby potop.

fot. XoRiK / Wikipedia

Czy znajdzie się jakiś biznesmen, co uratuje ten piękny zabytek?

Czy 5 milionów złotych to jest dużo? Zależy dla kogo. Dla przeciętnego obywatela na pewno, ale czy dla białostockich biznesmenów? Co cóż, oczywiście palcem pokazywać nie będziemy, ale każdy dobrze wie, że w mieście jest pewne, wąskie grono ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na wydatek takiej kwoty niezależnie czy im się to zwróci czy nie. Nazywa się to filantropią. Piszemy o tym, bo jest pewien budynek do uratowania. Stoi opustoszały od wielu lat i niszczeje, a to przepiękny zabytek. Mowa o Pałacu Lubomirskich na Dojlidach.

 

Ostatnie czasy są bardzo dziwne – biznesmeni się bogacą, ale wszystkie inwestycje przeprowadzają samorządy, które robią to na kredyt bez kalkulacji czy to się opłaca. Ci którzy po upadku PRL się dorobili na różnych biznesikach dziś mają spore majątki i nie przestali ich pomnażać. Oczywiste jest, że swoje ciężko zarobione pieniądze mogą wydawać na co chcą i nikt im nie będzie kazać, jednak można ubolewać iż mimo istnienia różnych stowarzyszeń biznesmenów w Białymstoku, żadne nie chce ratować białostockich zabytków lub innych miejsc, wartych uratowania.

 

Jednym z takich przykładów jest właśnie wspomniany wyżej Pałąc Lubomirskich. W 1998 roku za tylko 155 tysięcy złotych WSAP odkupiło od miasta pałac. Ówczesne władze uczelni dostały od magistratu aż 80 proc zniżki. Już w 2013 roku uczelnia próbowała sprzedać budynek za ponad 7,3 mln zł. Zabytku sprzedać się nie udało, ale przeprowadzono w nim gruntowny remont. W 2016 roku podjęto kolejną próbę sprzedaży za 6,9 mln zł. Wówczas pałac miał stać się hotelem. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Najważniejsze w tej historii jest pytanie dlaczego ówczesne władze miejskie (Krzysztof Jurgiel) nie sporządziły bardziej korzystnej umowy dla siebie, skoro była 80 procentowa bonifikata. Skoro miasto oddało pałac za grosze, to powinno mieć możliwość również odkupienia go za grosze. Korzyści jakich zażądały ówczesne władze były wręcz śmieszne:

– Bezpłatne udostępnienie raz w miesiącu pomieszczeń budynku wraz z pokojami gościnnymi

– 50 proc. zniżki przy częstszym udostępnianiu

– W przypadku sprzedaży przed upływem 10 lat utrata zniżki – 620,5 tys. zł

– Prawo pierwokupu

Nikt nie wpadł na to, by utworzyć łatwą drogę odzyskania nieruchomości po niskiej cenie? Skoro jest wysoka bonifikata to i powrót również z takową powinien nastąpić. Z perspektywy czasu widać komu transakcja się bardziej opłacała. Po 10 latach okazały zabytek był warty dużo więcej. Szczególnie, że już po 15 latach był na sprzedaż. Należy jednak tutaj zaznaczyć, że WSAP również zainwestował w nieruchomość. Nim nastąpiła pierwsza próba sprzedaży, to wydano 4,6 mln zł. Warto też przypomnieć, że WSAP dysponuje działką (do 2038 roku) wokół Pałacu – 11 tys. m2.

 

Dziś, w 2020 roku majątek WSAP jest we władaniu syndyka, który go zlicytuje już 26 listopada. Pałac Lubomirskich może być sprzedany za około 5 milionów złotych. Naturalne jest, że powinien odkupić to prezydent miasta, by piękny zabytek wrócił do wszystkich mieszkańców. Niestety nie ma co na to liczyć, bo wybitny ekonomista ze Słonimskiej wydawał pieniądze na potęgę, ale potem przyszedł zły rząd, który obniżył podatek co uderzyło finansowo w miasto. Potem przyszedł jeszcze gorszy Covid i w ogóle stało się finansowo nieciekawie. Wybitny ekonomista nie przewidział, że trzeba odkładać trochę pieniędzy na czarną godzinę i mamy to co mamy. Potrzebujemy filantropa.

 

Piękny zabytek na pewno nie zasługuje by po prostu niszczał. Po co ludziom pieniądze, skoro nie używają ich do takich spraw? Oczywiście nie wszyscy. Warto tu podać również i pozytywne przykłady jak przepiękna dawna synagoga przy ul. Pięknej, kamienica na rogu Sienkiewicza i Rynku Kościuszki, Astoria czy wkomponowana w galerię Alfa – dawna fabryka Beckera. Tymczasem w mieście jest pełno zabytków z potencjałem. Dlaczego niszczeją?

 

Odpowiedzi może być wiele. Oczywiście decydują tu pieniądze, bo oprócz odkupienia budynku trzeba zrobić jeszcze remont. I nie można go zrobić tradycyjnie, tylko trzeba zrobić go z zaleceniami konserwatora zabytków. A powiedzmy sobie szczerze wielu chciałoby pójść na łatwiznę. A w ratowaniu zabytków nie o to chodzi, bo działań z dobrego serca nie wolno przeliczać na pieniądze. Zabytek to dziedzictwo naszego miasta. Ktoś kto zarabia wiele milionów, ratując taki budynek, dając mu drugie życie, stawia sobie pomnik.

 

Pałac Lubomirskich, a wcześniej Krusensternów i Rüdigerów zbudował Aleksander Krusenstern w połowie XIX wieku. Podczas II wojny światowej była to główna siedziba naczelnika okręgu Prus – Ericha Kocha. W 1944 roku budynek został spalony razem z innymi budynkami w mieście (o czym pisaliśmy wczoraj). Pałacyk został odbudowany w latach – 1956-1957. Wokół budynku roztacza się XIX-wieczny park.

Kruk powraca. Nagrywali sceny w centrum Białegostoku.

Zwykle dobrze jest, gdy w Białymstoku czy na Podlasiu kręcą jakiś film. Wtedy nasze miasto ma solidną reklamę. Niestety serial “Kruk. Szepty słychać po zmroku” to antyreklama naszego miasta. A powstaje właśnie drugi sezon. Filmowcy realizowali zdjęcia w centrum miasta. Wcześniej w miejscowości Pawły niedaleko Krainy Otwartych Okiennic.

 

Opisując pierwszy odcinek pierwszego sezonu pisaliśmy, że najbardziej rozczarowujący jest fakt, że twórcy serialu postanowili obrazić białostoczan powtarzając idiotyczną propagandę, jakoby nasze wspaniałe miasto było stolicą rasizmu, w którym rządzą skinheadzi. Dlatego na ekranie zobaczymy wątek narodowców z lokalnego gangu, powiązanego z jednym z policjantów, a także, gdy przy ognisku śpiewają “Cała Polska śpiewa z nami – wypier….ć z uchodźcami. Komendanta policji gra nie kto inny, jak Andrzej Zaborski.

 

Czy w drugim sezonie twórcy również zaserwują kolejną antyreklamę? To się okaże, gdy serial będzie już emitowany. Przypomnijmy, że ostatnio Podlasie można było oglądać w serialu Chyłka, który podobnie jak Kruk był słaby. Tam jednak pokazano nasz region neutralnie. Tyle wygrać.

fot. bialystok.pl

Betonowy Białystok im. Tadeusza Truskolaskiego

Po gigantycznym, ogólnopolskim skandalu z logo miasta, a następnie po 11 latach używania zmienionego pierwotnie logo – wszystko się zmienia. Białystok ma nie być już “Wschodzący”. Radni będą o tym debatować. Wybiegając w przód proponujemy nazwę adekwatną do obecnej sytuacji – czyli jak w tytule. Przypomnijmy jak z tym Wschodzącym Białymstokiem było.

” 21 listopada 2008
W najbliższy poniedziałek Radni Miejscy po upojnym weekendzie zabiorą się do roboty. Czeka ich ważne zadanie do zrealizowania. Będą musieli zagłosować czy logo miasta, żółto – czerwony placek wymyślony przez Eskadrę, powinien być używany przez prezydenta Tadeusza Truskolaskiego i cały urząd.

Radni byli za żółto-czerwonym “plackiem”. 3 grudnia 2008 roku Grupa Eskadra z Krakowa wygrała przetarg na promocję Białegostoku w Polsce. Białystok ma wydać na to 2,7 miliona złotych. To co stanie się później, przebije chyba kwotę wielokrotnie. Białystok nie będzie schodził z czołówek ogólnopolskich serwisów w telewizji, radiu, prasie i internecie. Wszystko za sprawą nowego wówczas logo. A wyglądało ono tak:

Po prawej stronie obrazka widzimy logo nowojorskiej organizacji LGBT. Sprawa wyszła zupełnie przypadkiem i można to nazwać efektem motyla czyli serią pozornie nieistotnych zdarzeń na inne, o wielokroć większym zasięgu. Zaczęło się w grudniu 2008 roku. Zostałem świeżo wywalony z pracy w prywatnej telewizji. Długo moje bezrobocie nie trwało, bo zaraz zgłosili się do mnie ludzie, którzy razem ze mną chcieli współtworzyć nowy, rozrywkowy portal wBialymstoku.pl (który już nie istnieje, swoją drogą telewizja też nie). Jak to nowa inicjatywa, to każdy aż buchał nowymi pomysłami, ale nie tylko bowiem okazało się, że są osoby “obrażone” na inne redakcje, które to z chęcią podzielą się właśnie z nami różnymi rewelacjami. I tak pokazany został nam link do filmu na YouTube, gdzie jakiś pan coś mówi o LGBT po angielsku. Konkretnie dotyczyło to przemocy seksualnej w amerykańskich więzieniach. Jednak tuż za uchem mówcy w tle, wystawało małe logo, które coś mi przypominało.

 

Zacząłem drążyć Google różnymi kombinacjami. Po wielu godzinach udało się ustalić co to za organizacja i odnaleźć jej logo i dowód w postaci zdjęcia. Następnie była to już formalność. Opisałem wszystko na portalu wBialymstoku.pl, a powyższa grafika zestawiająca oba loga oraz poniższe foto obiegły chyba wszystkie redakcje w kraju. Pech chciał, że publikacja miała miejsce 23 grudnia, wiec skandal wybuchł w święta Bożego Narodzenia. No cóż, przykro mi że popsułem wielu ludziom z białostockiego ratusza święta (gdy rozdzwonili się do nich dziennikarze z całej Polski), ale jakoś tak wyszło, że zawsze bylem w gorącej wodzie kąpany.

Skandal dodatkowo podsycał fakt, że logo było nie tylko podobne do jakiegoś innego, ale że konkretnie do loga organizacji LGBT. Białostoczanie wylali wiadro pomyj na Eskadrę, Truskolaskiego, radnych co głosowali za, co delikatnie opisała Gazeta Współczesna:

” Poza tym sam fakt skojarzenia miasta z taką organizacji nie wzbudza entuzjazmu białostoczan. Nasi Czytelnicy dali już temu wyraz na naszym forum internetowym. Nie było tam żadnej pozytywnej opinii na ten temat.

Komentarz Eskadry? Proszę bardzo:

” Podobieństwo logo Białegostoku ze znakiem graficznym używanym w przeszłości przez jedną z nowojorskich organizacji społecznych jest absolutnie przypadkowe i nie zamierzone

Ostatecznie prawnicy stwierdzili, że plagiatu nie było. Ale Tadeusz Truskolaski i tak umowę na promocję Białegostoku z takim logo rozwiązał “w związku z zaistnieniem okoliczności poddających w wątpliwość dalsze funkcjonowanie logotypu miasta w jego obecnej formie“. Później jednak logo zostało przepołowione i problemu już nie było. Towarzyszyło nam z hasłem “Wschodzący Białystok” przez 11 lat, bo kampania ruszyła już w 2009 roku.

Teraz radni chcą zmian. Trudno powiedzieć czy ma być tylko wyrzucenie słowa “Wschodzący” i zostawienie naszego pół-placka, czy też Białystok pójdzie na całość i będzie chciał mieć też nowy symbol. Bo skoro już nie “wschodzący”, to dlaczego w logo ma być domniemany wschód słońca? Obserwując nasze miasto od dzieciństwa, mieszkając w nim od urodzenia, widząc wszystkie jego pozytywne i negatywne przemiany proponuję nową nazwę:

 

Betonowy Białystok im. Tadeusza Truskolaskiego. A znakiem graficznym niech będzie podobny betonowy klocek co stoi na Rynku Siennym w miejscu dawnego cmentarza ewangelickiego – chyba tak naprawdę nieformalny pomnik prezydenta miasta.

 

Po tylu latach temat LGBT wrócił do Białegostoku. W mieście pojawiły się ostatnio bilbordy “Milczącej większości”, którzy komunikowali mieszkańcom cytaty z Biblii. Wszystko w kontekście krytykującym mniejszości seksualne. Prezydent co kiedyś logo zmieniał z powodu skojarzeń z LGBT teraz zaciekle “walczy po drugiej strony barykady”. Zakomunikował na Twitterze, że złożył zawiadomienie w prokuraturze w sprawie treści na bilbordach. Ostatnio w ogóle Truskolaski najaktywniejszy jest w polityce, zaś w sprawach miasta niewidoczny. Ciekawe czy go Białystok jeszcze obchodzi czy może zbiera już siły, by za 3 lata zawalczyć o coś więcej? Miejmy nadzieję, że tak. Bo Truskolaski jak Łukaszenka “trochę się zasiedział”.

 

Na koniec jeszcze wróćmy do logo. Organizacja LGBT z Nowego Jorku też już zmieniła logo! Oto aktualne oraz nasza propozycja, by podtrzymać tradycję i nawiązać do nowojorskiej organizacji. Oczywiście bez plagiatu!

Pasażerowie mogą czekać na autobus w komfortowych warunkach. Ruszyło Centrum Przesiadkowe.

Osoby, które jeżdżą po regionie autobusami mogą korzystać już z nowoczesnego obiektu w Łomży. 14 września komunikacja zatrzymuje się już ukończonym Centrum Przesiadkowym, które powstało w miejsce dawnego dworca PKS. Szklany, falisty dach nawiązuje swoim wyglądem do fal Narwi, zaś sam budynek jest wyposażony w zaplecze sanitarno-handlowe. Podróżni mają do dyspozycji też 5 peronów i oczywiście kasy biletowe.

 

Z perspektywy Białegostoku to po prostu ładny obiekt, z perspektywy mieszkańców podłomżyńskich miejscowości oraz samych mieszkańców Łomży to ważna inwestycja. W tamtym rejonie nie ma pociągów. Być może pojawią się za kilka lat, ale póki co nie zapowiada się, by było połączenie Łomża – Białystok. Mieszkańcy tego pierwszego miasteczka dojadą koleją do stolicy. Zatem wszyscy, którzy nie mają samochodów będą oczekiwać na przyjazd autobusu w komfortowych warunkach, co jest bardzo ważne.

 

Wystarczy sobie przypomnieć obskurny dworzec w Białymstoku, który podobnie został zamieniony w nowoczesny obiekt. Teraz podobnie wygodnie mają także i w Łomży. Miejmy nadzieję, że siatka połączeń w tym mieście będzie bardzo rozbudowana a żart, że w Łomży można kupić tylko bilet do Białegostoku przestanie być aktualny.

Kopalnia torfu Karaska, fot. Sylwester Górski / Wikipedia

To jest chore! Chcą budować kopalnię. To zrujnuje środowisko, rolnictwo i zabije Narew i żubry!

Wójt gminy Czyże godzi się na dewastację swojej lokalnej ojczyzny, a w konsekwencji większego obszaru Podlasia! I to wszystko dodatkowo wbrew mieszkańcom gminy, wbrew rolnikom. Nie możemy pozwolić na katastrofę! Ta inwestycja musi zostać zablokowana. Żadnych kopalni na Podlasiu!

 

Gmina Czyże (okolice Narwi i Bielska Podlaskiego) chce sprowadzić na swoich mieszkańców katastrofę oraz zniszczyć przepiękne tereny? Jak podało Radio Białystok na terenach gminy Czyże ma być zorganizowana gigantyczną, 170 hektarową kopalnia torfu! Miejmy nadzieję, że nigdy to się nie stanie. Jakiekolwiek kopalnie na Podlasiu to całkowita pomyłka! Gdy przeczytaliśmy informację o planach kopalni to załamaliśmy ręce. Każdy kto zwiedzał choćby tatarskie Bohoniki pod Sokółką na pewno widział jak zniszczony został krajobraz przez tamtejsze kopalnie żwiru. I chociaż od lat tam się dyskutuje o szkodliwości przedsięwzięcia, to proceder trwa w najlepsze… bo jest legalny. Ponadto wydobywający ponoszą opłaty eksploatacyjne, podatki od wielkich nieruchomości (kopalnia to duży teren) oraz dodatkowo płaci podatek dochodowy – przez co pieniądze trafiają w połowie do gminy, gdy to w niej zarejestrowana jest firma. Czysty biznes, ale jakim kosztem?

 

Teraz gmina Czyże ostrzy sobie apetyt na kopalnie torfu u siebie. Istnienie kopalni oznacza zagładę przepięknych terenów Doliny Górnej Narwi. Ale to nie wszystko każda kopalnia to degradacja środowiska. Spowodować to może wyschnięcie wody w Narwi innych okolicznych wodach i przede wszystkim studniach! A warto dodać, ze obecnie od lat stan wody w rzece Narew jest niski, więc kopalnia ją tylko dobije. Wtedy zlikwidować będzie można także i Narwiańśki Park Narodowy, bo bez wody nie będzie ani kładek ani ptaków, które prowadzą życie na podmokłych terenach. W promieniu kilku kilometrów od kopalni może po prostu być pustynia, co też będzie skutkować zmianami w przyrodzie na kolejnych kilkudziesięciu kilometrach. Doprowadzi to do upadku rolnictwa w tamtych rejonach. Do wypasania bydła potrzeba zarośniętych łąk i wody. Na pustyni to nie będzie możliwe.

 

Mało tego, w okolicy mieszka też wiele żubrów, bocianów i innych dużych ptaków. Istnienie kopalni to skazanie ich na śmierć, bo bez wody nie ma życia. Patrzymy na tą inwestycję z przerażeniem i mamy nadzieję, że poruszymy tysiące ludzi, by słali protesty do gminy Czyże, do ministerstw Środowiska i ministerstwa Klimatu, a także do wszystkich po kolei instytucji i organizacji zajmujących się ochroną środowiska. Jeżeli nic nie zrobimy w tej sprawie, to nasze piękne, malownicze Podlasie będzie niedługo wielką pustynią.

Wkrótce rusza budowa Via Carpatia. Zaczyna się na granicy w Kuźnicy.

Budowa Via Carpatia będzie wkrótce ruszać. Zacznie się od odcinka Kuźnica – Sokółka. Drogowcy zbudują 10,5 km nowej drogi. Na granicy państwa będzie aż 6 pasów – 4 na Białoruś, a dwa do Polski. Co najważniejsze, po zakończeniu inwestycji droga będzie już miała status ekspresowej. Oznacza to, że bezpiecznie można będzie poruszać się po niej z prędkością 120 km/h.

 

Odetchną też mieszkańcy Kuźnicy, bo po wielu latach TIR-y z tranzytu międzynarodowego ominą w końcu miasteczko. To wszystko jednak potrwa, gdyż dopiero ogłoszono przetarg. Zakończenie robót budowlanych planowane jest na początek 2025 roku – o ile przetarg rozstrzygnie się bez większych kłopotów, a także nie będzie potem opóźnień. Inwestycja to nie tylko budowa dwujezdniowej ekspresówki, ale też most nad rzeką Łosośna, wiadukt kolejowy oraz inne obiekty inżynierskie.

 

Warto też dodać, że raczej nie będziemy czekać na kolejne części drogi aż skończą ten pierwszy fragment. Do 2025 roku powstać ma cała Via Carpatia. To na razie opierać trzeba na obietnicach obecnego ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka, ale prace nad dokumentacją i decyzjami na kolejne odcinki rzeczywiście trwają. Czekamy na przetargi.

Deweloperzy już zacierają ręce. Miasto sprzedaje działkę na historycznej dzielnicy.

Pokaźny kawałek terenu (obok domu ze zdjęcia powyżej) przy ul. Młynowej będzie można kupić. Miasto ogłosiło już przetarg, więc nie trudno się domyślić, że deweloperzy aż przebierają nogami, by ją odkupić. I nie ma co się im dziwić – “apartamenty” w ścisłym centrum miasta to przecież żyła złota. Nie można też ogólnie mieć pretensji, że w Białymstoku powstają bloki, bo to przecież dynamicznie rozwijające się miasto i normalne, że ludzie chcą gdzieś mieszkać. Jednak trzeba sobie zadać pytanie – czy w ścisłym centrum miasta powinny powstawać bloki? Dlaczego plan zagospodarowania przestrzennego to dopuszcza? Oraz czy unikalny charakter jaki miała kiedyś ul. Młynowa będąc dawną dzielnicą Chanajki nic nie znaczy dla Tadeusza Truskolaskiego i jego świty? Wychodzi na to, że nie. A czy powinno?

Tylko niektóre domy na Młynowej są zabytkowe, inne nie mają aż takiej wartości historycznej. Cały teren jest wpisany do podlaskiego rejestru jako zabytek. Jednak w naszym mieście to nie problem. “Tajemniczo” zabytki płoną, a potem “magicznie” w ich miejscu pojawiają się “apartamenty”. Wszyscy wiedzą, że są to celowe podpalenia, ale nikt z tym nic nie robi. Urzędnicy jak te małpy – oczy, uszy i usta zakryte. I tak to się kręci. Dlatego to, że na Młynowej stoją zabytki nie ma znaczenia. Ma za to znaczenie, że deweloper postawi pierwszy blok przy Młynowej. Bo oznacza to, że przy dalszej bierności małp pozostałe domy czeka powolna zagłada. A wraz z nimi bezpowrotnie znikną całe Chanajki. Przerabialiśmy to na Bojarach, na Przydworcowym, a ostatnio przy ul. Sosnowskiego. Pożary, pożary i jeszcze raz pożary.

Tak jak pisaliśmy, sama Młynowa nie jest zabytkowa, ale z pewnością nie powinno tam być więcej bloków. Jest to ścisłe centrum i jego przeznaczenie powinno być inne niż mieszkaniowe. Zupełnie inna sytuacja panuje na dalszej części Młynowej – od skrzyżowania z ul. Św. Anny, przez skrzyżowanie z Wyszyńskiego po skrzyżowanie z Łomżyńską. Tam dawniej były zarośla i stare garaże. Bloki w tej części nie budzą aż takich kontrowersji.

 

W ostatnich latach Młynowa zyskała bardzo ciekawy charakter. Zaczął funkcjonować tam popularny Street Food, obok jest jeszcze MotoPub, a dalej restauracja Camelot. Gdyby jeszcze – stare domy – pustostany zamienić w lokale usługowe i wynająć pod gastronomię, to mielibyśmy świetną alternatywę dla Rynku Kościuszki, gdzie czasem są takie tłumy, że trudno przejść. Obie miejscówki zresztą łączą się przecież ze sobą Placem NZS. Podobnie jak Rynek Kościuszki z Plantami. To wszystko powoduje, że można spacerować po dawnym Białymstoku. Niestety Białystok przez takie działanie nigdy nie będzie miał własnego charakteru. Będzie po prostu wielką, betonową masą, w której można jedynie obejrzeć Pałac Branickich, bo chociaż tego Truskolaski i jego świta sprzedać nie mogą.

Brak pieniędzy wyszedł na dobre. Miasto musi budować tak jak na zachodzie.

Ta wiadomość wydaje się zła, ale w gruncie rzeczy jest dobra. Chodzi o budowę tunelu zamiast kładki na dworcu kolejowym. Z powodu oszczędności nie będzie tam drogi dla samochodów, a jedynie dla pieszych i rowerzystów.

 

Samochodów jest bardzo dużo i będzie jeszcze więcej. To trend, który przyszedł do nas z krajów rozwiniętych. Teraz te same kraje rozwinięte z powodu nadmiaru samochodów mocno faworyzują pieszych i rowerzystów, a także transport publiczny. W Białymstoku najpierw za unijne pieniądze budowano drogi. Potem, gdy już UE kasy na nowe drogi dawać nie chciała, to ekipa Tadeusza Truskolaskiego wymyśliła pewien fortel.

 

Otóż budowano za kasę unijną drogi dalej, ale z bus-pasami, które do dziś są nikomu niepotrzebne, ale są. Byłyby potrzebne gdyby komunikacja miejska w Białymstoku funkcjonowała dobrze, a od wielu lat funkcjonuje źle. Truskolaski po objęciu władzy – czyli 14 lat temu – nawet nie zmienił dyrektora, nie dał szansy nowym pomysłom. Wprowadzano tylko głupkowate udogodnienia – na przykład elektroniczny bilet miesięczny, który trzeba było przyłożyć przy każdym wsiadaniu i wysiadaniu z autobusu. Dopiero przed samymi wyborami Truskolaski jako ten łaskawca nagle to zmienił. Oprócz tego wymieniono tabor ze starych jelczów, ikarusów czy lotniskowych mercedesów na nowoczesne. Ale to już było…

 

Teraz nowy tabor jest znów stary, ceny biletów bardzo drogie, a do tego jazda autobusem to zwyczajna strata czasu. Ich trasy od wielu lat nie zmieniły się, dalej objeżdżają wszystkie osiedla po kolei. Nie ma tak jak na przykład w Warszawie linii “ekspresowych”, które mają za zadanie dowieźć pasażerów z dwóch odległych krańców jak najszybciej. Nie ma też wciąż kolei miejskiej, która już dawno mogłaby funkcjonować w ramach Białostockiego Obszaru Funkcjonalnego. A potem pytają się – dlaczego ludzie wolą samochodem jeździć po mieście.

 

Coraz więcej kierowców to duży problem. Przede wszystkim nieustanna wojna o miejsca parkingowe i domaganie się budowy ich coraz więcej. Druga kwestia to zabetonowane centrum z włączonymi silnikami powoduje nagrzewanie się miasta i tworzenie wysp ciepła. Ludzie zamiast świeżego powietrza wdychają spaliny. Przejście ul. Lipową czy Aleją Piłsudskiego w godzinach szczytu to prawdziwy koszmar.

 

Najgorsze jest to, że to są problemy, które trapią Białystok od wielu lat i nikt z urzędu nie kiwnął palcem, bo cokolwiek zmienić. Dlatego ten tunel zamiast kładki bez samochodów to jakiś promyk nadziei wynikający z beznadziei. Kiedyś nazwaliśmy Truskolaskiego Wilkiem ze Słonimskiej na cześć rozrzutnego Wilka z Wallstreet, który rozrzucał gotówkę ze swojego jachtu. Gdy przyszły czasy związane z koronawirusem, to rozrzutność Truskolaskiego została natychmiast ukarana. Okazało się, że zaczyna brakować pieniędzy na wszystko. Jako pierwsze dostały w kość planowane inwestycje. Na razie budowa tunelu zaczyna się od przygotowania dokumentacji technicznej. To jeszcze nie jest aż tak drogie. Budowa zacznie się w połowie 2023 roku. Najważniejsze, że będzie zgodna z tym co odkryli już na zachodzie – by nie pchać wszędzie samochodów. To, że taka decyzja jest zupełnie z innych powodów to już mniej istotne.

Suwałki otworzyły lotnisko. Białystok czeka na decyzję. Od 2021 roku LOT zabierze pasażerów?

Zaczęli budować je później niż w Białymstoku, skończyli i uruchomili szybciej. Uruchomienie lotniska w Suwałkach to wielki sukces tego miasta oraz ogromna porażka Białegostoku a w szczególności Tadeusza Truskolaskiego, który sprawę Krywlan zawalił na całej linii.

Najpierw Suwałki

Jakie możliwości daje lotnisko w Suwałkach? Ogromne. Przede wszystkim chodzi o to, że można tam wylądować. A dzięki temu na północy naszego województwa mogą zaprosić biznesmenów, którym do Białegostoku tłuc by się nie chciało. Mogą też ściągnąć rożnego rodzaju gwiazdy i zorganizować koncerty, których wcześniej bez lotniska by się nie udało. Z tego samego powodu – nikomu by się tam nie chciało jechać. Co innego, gdy można przylecieć. Gdyby Jagiellonia rozgrywała mecz w Szczecinie lub gdyby grała w Lidze Europy (co już się zdarzało), to wystarczy pojechać 100 km do Suwałk, by odlecieć na mecz wyczarterowanym samolotem. Tyle możliwości. To jeszcze nic – lotnisko w Suwałkach ma również znaczenie militarne, bo znajduje się w pobliżu newralgicznego Przesmyku Suwalskiego – który oddziela Białoruś od Obwodu Kaliningradzkiego należącego do Rosji.

 

Pas startowy w Suwałkach ma 1320 m długości i 30 m szerokości. Będą mogły z niego korzystać samoloty pasażerskie przewożące do 50 osób, w tym śmigłowce, szybowce, motolotnie, awionetki czy małe samoloty o napędzie tłokowym, a lot do Warszawy potrwa 20 minut! W ramach inwestycji, oprócz pasa startowego, powstały także: płyta do zawracania, płyta postojowa, droga kołowania oraz infrastruktura techniczna. Obiekt jest wpisany do rejestru lotnisk Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a to oznacza, że można już z niego korzystać. W Suwałkach od kilkunastu dni pojawiają się pierwsze statki powietrzne: prywatne, czarterowe, a nawet samolot Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Tymczasem w Białymstoku

W Białymstoku czekają na decyzję środowiskową. Podobno ma być gotowa w tym miesiącu. Co dalej? Na razie nic. Do 15 października trwa okres lęgowy ptaków. W tym czasie nic ciąć nie można. Później prawdopodobnie, jak Tadeusz Truskolaski sam sobie już utrudniać nie będzie – czeka nas wycinka, dzięki której będzie możliwość korzystania z pasa startowego w pełni.

 

Przypomnijmy, Tadeusz Truskolaski poniósł w kwestii Krywlan porażkę na całej linii. Najpierw parł wbrew lokalnemu PiS, by budować lotnisko aż dopiął swego. Postawił radnych przeciwnych mu w zasadzie pod ścianą. Gdyby nie dali zgody na przyjęcie środków wojewódzkich przez miasto, to by zablokowali inwestycję. Mimo niechęci do Truskolaskiego, zagłosowali za lotniskiem. Tu sukces prezydenta się kończy. Lotnisko zostało wybudowane błyskawicznie, ale co z tego skoro do dziś nie można z niego korzystać? O przepraszamy ciągle zapominamy że można korzystać z części pasa (nie wiadomo jakiej). Drzewa wokół Krywlan, które są przeszkodami lotniczymi jak stały tak stoją, a Truskolaski do tej pory robił wszystko, by ich nie wycinać.

 

W TVP Białystok, Agnieszka Błachowska z Urzędu Miejskiego w Białymstoku zdradziła, że przed pandemią przewoźnik narodowy LOT był zainteresowany uruchomieniem na Krywlanach lotów regularnych. Ponoć do tematu władze miasta z LOT-em mają wrócić. Czy oznacza to, że już w 2021 roku będą odbywać się regularne połączenia z Białegostoku? Niewykluczone. Wszak każdego dnia busy z Podlasia wożą na lotniska wielu pasażerów. Trzymamy kciuki.

fot. Wschodzący Białystok

Lepszy mini-park niż beton. Brzydki zakątek zmienił się na lepsze.

Jak to się mówi lepszy rydz niż nic, a parafrazując na białostockie realia lepszy mini-park niż beton. Od przyszłego miesiąca przy ul. Parkowej będzie funkcjonować tak zwany park kieszonkowy. Czyli mini teren, na którym będzie trochę zieleni. Po ostatnich latach ciągłego betonowania miasta można powiedzieć, że jest to jakiś sukces. Szczególnie, że wcześniej przy Parkowej było mało estetyczne podwórze między blokami. Teraz oprócz zieleni będą i ławki i kosze na śmieci i oświetlenie. Nie zabraknie tez miejsca zabaw dla dzieci.

 

Park jest już gotowy, ale trwają jeszcze odbiory techniczne stąd nie można z niego jeszcze korzystać. We wrześniu jednak będzie można już sobie spędzać w nim czas. Idea tworzenia parków kieszonkowych nie jest jeszcze zbyt rozpowszechniona w Polsce. Jednak te miejsca, charakteryzujące się niewielką powierzchnią, mogą być świetnym rozwiązaniem dla mieszkańców potrzebujących wytchnienia i wypoczynku blisko domu. Pozwalają też wykorzystać tereny często zapomniane, zaniedbane i zamienić je w atrakcyjne, zielone kąciki.

 

Jest to jednak kropla w morzu potrzeb. Białystok dawniej był słynny na całą Polskę z tego, że było w nim pełno zieleni. Teraz centrum upodobnione jest do innych miast i niewiele nas wyróżnia. Jedni powiedzą, że to dobrze bo nowocześnie, jednak prawda jest taka, że wystarczy upał, by nie dało się w tym betonowym centrum przebywać.

Featured Video Play Icon

PandemJa – obejrzyj spektakl młodych, białostockich aktorów

PandemiJa to spektakl dyplomowy studentów IV roku kierunku aktorskiego Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza, Filii w Białymstoku. Warto obejrzeć przedstawienie i zobaczyć jak radzą sobie młodzi aktorzy, którzy lada moment być może zaczną robić wielkie kariery w Polsce i być może za granicą. Warto dodać, że nasza Akademia Teatralna na świat wypuściła mnóstwo zdolnych osób!

 

Spektakl dyplomowy czwartego roku, jak i środki w nim użyte, są głośnym krzykiem młodych ludzi wobec otaczającej ich nowej i sterylnej rzeczywistości. Niemożność wykonywania zawodu, strach, frustracja, absurd dzisiejszych czasów popchnął twórców do stworzenia onirycznego kolażowego spektaklu, w którym partnerem i lalką staje się kamera. Korzystając z technik mieszanych, przenosimy się w świat dotykający pandemii, w krzywym zwierciadle odbijamy prozaiczność życia, ale i mierzymy się z największymi traumami i lękami.

 

Reżyserem spektaklu jest Agata Biziuk. Scenografią, kostiumami zajęła się Marika Wojciechowska. Natomiast muzyka to zasługa znanej już w Białymstoku Nataszy Topor. Choreografią zajęła się natomiast Anna Sawicka-Hodun. Warto też wspomnieć, że istnieje coś takiego jak reżyseria świateł, którą kierował Maciej Iwańczyk. Jako, że spektakl nie odbywał się w sposób klasyczny, to była potrzeba realizacji zdjęć. Za to odpowiadał Tobiasz Czołpiński, a potem zmontował Jonasz Czołpiński. Asystentem reżyserki był Rūdolfs Apse.

 

W spektaklu wystąpili: Małgorzata Apse, Rūdolfs Apse, Magdalena Bednarek, Anna Konieczna, Karolina Mazurek, Anna Nieciąg, Katarzyna Pilewska, Karol Sławek, Agata Słowik oraz gościnnie Zbyszek. Warto dodać, że spektakl zyskał przychylność widzów, co mogą sugerować zarówno oceny w serwisie YouTube jak i komentarze. Serdecznie zapraszamy do oglądania!

Coś się kończy, coś zaczyna. Centrum Park właśnie znika!

Stare znika, będzie nowe. Mowa tu oczywiście o Centrum Park, które miało być tymczasowe, a sporo lat zleciało. Pierwsze pawilony pojawiły się między dworcami w 1991 roku, gdy w Polsce zaczął raczkować kapitalizm. Pierwotnie w tym miejscu miał znajdować się parking. W imieniu kupców handlujących na białostockich bazarach i targowiskach utworzenie kolejnego miejsca negocjował z miastem Ryszard Mazurek. W efekcie przed świętami Bożego Narodzenia w 1991 roku można było zrobić pierwsze zakupy w Centrum Park zwanym wówczas “Stary Park”. W 1995 roku było już 91 lokali. W 1996 roku powstał pomysł budowy nowego kompleksu handlowego. Budynek pomieścił 57 kolejnych lokali. I tak przy dworcu łącznie funkcjonowało 148 lokali. Dziś to miejsce wieje pustkami. Jego czas dobiega końca i nikt pretensji do prezydenta o inwestycję nie ma. Jednak o styl w jakim ją zaczyna.

 

Teraz wszystko likwidują ciężkie maszyny. Co dalej? Najpierw zniknął stary dworzec PKS i mamy nowoczesny obiekt, teraz wyremontowano dworzec PKP, który przypomina carskie, XIX-wieczne początki. Kolej na teren między dwoma dworcami. Będzie tam znajdować się komunikacyjny węzeł intermodalny, podobny do tego jaki znajduje się na skrzyżowaniu Sienkiewicza i Jurowieckiej. Do tego zlikwidowana będzie kładka, której schodów bały się wszystkie dzieci. Zamiast niej będzie tunel. Jest to duże udogodnienie.

Nie ma co ukrywać, że jest to zmiana na lepsze. Miejmy nadzieję, że gdy będzie już ukończona całość, to władze zaczną się starać, by z Białegostoku odjeżdżało jeszcze więcej pociągów, autobusów a komunikacja miejska w końcu zacznie pracować dużo lepiej niż obecnie. To jest jednak już zupełnie inna historia, którą poruszaliśmy wiele razy na łamach tego portalu.

Bakterie w zalewie w Dojlidach oraz w Supraślu. Nie można się kąpać!

BOSiR sprawujący pieczę nad plażą w Dojlidach wprowadził zakaz kąpieli w zalewie. Powodem są wykryte bakterie – enterokoki w wodzie, wiązane z “chorobą brudnych rąk”. Podobna sytuacja ma miejsce w Supraślu, gdzie jest zalew nad rzeką Supraśl. Plaża w Dojlidach obecnie jest za darmo i można korzystać z wypożyczalni sprzętu wodnego oraz z całej infrastruktury. Nie można tylko się kąpać. Sytuacja powinna się zmienić w ciągu kilku dni. W Supraślu wejście było zawsze bezpłatne.

 

Skąd bakterie w zalewie? Nie będziemy wchodzić w naukowe dywagacje, ale generalnie chodzi o brak higieny zbyt wielu osób kąpiących. W największym uproszczeniu – woda w zalewach jest stojąca (w przeciwieństwie do rzeki). Ponadto zbiornik Dojlid jest mały, a supraski mikroskopijny wręcz w porównaniu z tym pierwszym. Gdy bardzo dużo ludzi się w nich kąpie, to w wodzie mogą znajdować  się też ich bakterie. Teoretycznie przed kąpielą w zalewie trzeba wziąć prysznic, ale jak jest wiadomo. Bakterie znajdują się na co dzień w jelitach człowieka, ale gdy namnoży się ich zbyt wiele to gdy znajdą się w jamie ustnej albo cewce moczowej. Wtedy dochodzi do zakażenia i trzeba brać antybiotyk. Na szczęście nie zagraża to zdrowiu czy życiu.

 

Pod Białymstokiem są alternatywne miejsca, gdzie można się kąpać. To między innymi plaże w Michałowie, Korycinie czy Siemiatyczach.

fot, Wrota Podlasia

Czy na Podlasiu jest miejsce dla genetycznie modyfikowanych drzew?

W PRL masowo sadzono topole, bo bardzo szybko rosły. Niestety także latem mocno rozwiewało puch z takich drzew, który to był dosłownie wszędzie i przylepiał się do wszystkiego. Jako dziecko pamiętam, że puch bardzo łatwo się palił, a topola ogromna dzięki wiatrowi przyjemnie szumiała. Gdyby dawniej zrobić pocztówkę z Polski, to w krajobrazie takiego drzewa zabraknąć by nie mogło. Niestety topola to także katorga dla alergików, których zaczęło pojawiać się coraz więcej, a wręcz występować masowo. Okazało się też, że wielkie drzewa to zwyczajne chwasty. Dziś trudno takie dostrzec w miejskim krajobrazie.

 

Tymczasem zamiast zazieleniać całe miasta, by było jak najwięcej tlenu i chłodu latem, to testuje się genetyczne mieszanki – drzewa tlenowe. Taka roślina daje 10 razy więcej tlenu niż normalne drzewo, przez co jest w mieście bardzo pożyteczna. Ale to też chodzenie na skróty. By posadzić mniej, by było więcej betonu. 50 takich drzew posadzono w Łomży w ramach eksperymentu pod okiem Wyższej Szkoły Agrobiznesu w Łomży.

 

Drzewo powstało w 2011 roku w warunkach laboratoryjnych. Osiąga wysokość 16 metrów w 6 lat, a po ścięciu odrasta od pozostawionego pnia jeszcze przez kilkanaście lat. Może wyprodukować nawet do 10 razy więcej tlenu w porównaniu z innymi gatunkami rodzimych drzew liściastych, a to dzięki liściom o ogromnej powierzchni sięgającej nawet 3000 centymetrów kwadratowych (czyli o średnicy 70 cm). Topola bis? Drzewa posadzono przy trasach z dużym ruchem samochodów. Teraz trzeba będzie sprawdzić co gromadzi się w ich liściach i w glebie pod wpływem intensywnego ruchu drogowego. W dalszej perspektywie także to jaką mają wartość opałową takie drzewa. Ważna dla naukowców i ekologów jest także ocena jak drzewo tlenowe wpływa na rodzime ekosystemy i gatunki roślin.

 

Miejmy nadzieję, że cała ta genetyczna mieszanka po prostu nie wypali i wrócimy do normalnych drzew. W przyrodzie nie ma drogi na skróty. Nawet jak przez 10 czy 20 lat nie będzie widać różnicy, to ta różnica może występować. A jako pierwsze odczują ją zwierzęta, a potem być może ludzie. Tak było, gdy wyregulowano rzeki, a w praktyce je zniszczono i mamy suszę oraz podtopienia, tak było z pryskaniem upraw i wybiciem mnóstwa pszczół. Można wymienić jeszcze dużo, co człowiek zniszczył próbując przerabiać naturę. Dlatego genetycznie modyfikowane drzewa z Łomży nie powinny być sadzone już nigdzie indziej, gdy tylko eksperyment się zakończy.

Turystyka na Podlasiu będzie się zwijać? Marszałkowi chyba nie zależy…

Marszałkowi Arturowi Kosickiemu najwyraźniej nie zależy na rozwoju podlaskiej turystyki. Najpierw swoją złą decyzją sprawił, że nie będzie można dojechać koleją do Białowieży z całej Polski przez Białystok (co było planowane), teraz zapowiada na łamach lokalnej prasy, że ma wątpliwości czy nie pozbyć się ośrodka Szelment, do którego uderzały takie liczby turystów, że ciężko było o rezerwację. Najlepiej wszystko zlikwidować, pozamykać, a potem patrzeć jak turyści przestają nas odwiedzać. Z takim myśleniem daleko nie zajedziemy.

 

Koronawirus dał się nam we znaki wszystkim bardzo mocno. Najbardziej jednak zachodniej i południowej Europie. W Polsce gospodarcze prognozy nie są najgorsze. Jak to możliwe? Pandemia sprawiła, że w innych państwach dosłownie stanęła turystyka, co pociągnęło za sobą ogromne straty w hotelarstwie, gastronomii czy w firmach przewozowych, a nawet lotniczych. Można więc podejść do sprawy, że skoro w Polsce teraz nie ma problemu, to znaczy, że inwestowanie w turystykę to zły pomysł. Można pomyśleć zupełnie inaczej, zadając sobie pytanie – ile pieniędzy straciliśmy do tej pory, pozwalając by turyści z całego świata odwiedzali inne kraje.

 

Teraz należy sobie zadać kolejne pytanie. Czy na Podlasiu nie ma czego zwiedzać? Gdyby tak było, to ten portal w zasadzie nie miałby po co istnieć. Niemalże każdego dnia dajemy Wam kolejne powody, by coś w naszym pięknym regionie zwiedzić, poznać, zobaczyć czy posmakować. Nie oszukujmy się – żadnego przemysłu u nas nie będzie (bo i po co, skoro czasy są nowoczesne i ekologiczne). Wszelkie zagraniczne korporacje zatrudniające setki osób także na Podlasiu nie występują. My mamy do zaoferowania jednak coś, czego nie mają inni – unikalną naturę, architekturę, kulturę czy kuchnię. Co z tego skoro nie można do nas ani dolecieć samolotem, a dojazd z Białegostoku w inne zakątki Podlaskiego to mordęga. Turyści, którzy do nas przyjeżdżają najczęściej muszą być skazani na łaskę nawigacji i samochodu albo zorganizowanej wycieczki. Wszystko dlatego, że na Podlasiu w turystę się nie inwestuje. Nikt nie dba o to, by przyjechało do nas jak najwięcej osób, zostawiło jak najwięcej pieniędzy, by przedsiębiorcy część swoich dochodów oddali w podatkach, zasilili biedne kasy samorządów.

 

Zamiast rozwijać sieć połączeń komunikacyjnych na Podlasiu, tak jak działa to na Dolnym Śląsku, u nas do Suwałk dojeżdża jeden pociąg z Polski. Planuje się za ileś tam lat połączyć kolejowo Łomżę… z Warszawą, a nie Białymstokiem. Do Siemiatycz dojedziemy pociągiem z Warszawy, a nie Białegostoku. A ostatnio reaktywując linię kolejową Białystok – Hajnówka marszałek Kosicki podjął szkodliwą decyzję, by nie przeznaczać pieniędzy na remont trasy Hajnówka – Białowieża, tak by turyści z Polski mogli tam wygodnie dojechać i podziwiać niesamowity rezerwat przyrody.

– Powiat Hajnowski nie uzyskał dofinansowania do realizacji inwestycji i w związku z tym nie rozpoczęła się jej realizacja – informuje „Rynek Kolejowy” Walentyna Pietroczuk, Naczelnik Wydziału Promocji i Rozwoju w Starostwie Powiatowym w Hajnówce. – Na dzień dzisiejszy projekt nie będzie realizowany z RPO WP – dodaje. – Tak pisaliśmy w lutym tego roku.

/marszalek-nie-dal-pieniedzy-nie-dojedzie-pociag-do-bialowiezy/

Teraz marszałek Artur Kosicki rozważa koleją szkodliwą decyzję. Rozważane jest pozbycie się Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji “Szelment”. Wspaniały obiekt znajdujący się na Górze Jesionowej na Suwalszczyźnie niejednej zimy przyciągał takie tłumy, że ciężko było o rezerwacje. Ludzie szusowali na nartach aż miło. Wbrew pozorom, na “Szelmencie” jest co robić także latem. Znajduje się tam przyjemna plaża. Można pływać i uprawiać wakeboarding nad czystym jeziorem. Jest też park linowy. W ostatnim czasie “Szelment” miał kłopoty jednak, bo zimą nie było śniegu. A jak wiadomo trudno jeździć na nartach, gdy puchu białego zabraknie.

fot. WOSiR Szelment
fot. WOSiR Szelment

Czeka nas decyzja, czy widzimy ten podmiot jako spółkę, którą finansuje województwo podlaskie – przyznał marszałek Artur Kosicki. – W mojej osobistej ocenie są pewne wątpliwości, czy jest dalszy sens prowadzenie tej spółki w ramach działalności województwa. – czytamy w Gazecie Współczesnej. Logiczne jest, że skoro nie było zimy, to były straty finansowe. Politycy przypuszczają też, że zimy nie będzie w kolejnych latach. Taki scenariusz trzeba też zakładać. Czy to oznacza, że “Szelment” trzeba pogrzebać? To naprawdę przepiękne miejsce. Zamiast “zaorać” coś, co przyciągało tłumy lepiej zmienić w taki sposób, by przyciągało cały rok! Miejmy nadzieję, że Artur Kosicki, Marszałek Województwa Podlaskiego kolejnej szkodliwej dla podlaskiej turystyki decyzji nie podejmie. Zamiast tego – oczekiwać należy wyciągnięcia pomocnej dłoni.

Białostockie centrum się gotuje! Musimy zacząć schładzać miasto natychmiast!

Przed nami dwa najgorętsze miesiące w roku. Oznacza to, że prawdopodobnie Białystok będzie się gotować. Z roku na rok jest coraz gorzej, a sytuacja staje się nieznośna. W ostatnich latach na Rynku stawały kurtyny wodne, by cały dzień chłodzić zabetonowaną powierzchnię. Czy w tym roku, gdy wodę trzeba oszczędzać miejscy urzędnicy bezmyślnie będą wylewać wodę? Miejmy nadzieję że nie. Zmodernizowany w 2010 roku Rynek Kościuszki stał się problemem. Kompletnie zabetonowano go, przez co po każdej większej ulewie serce miasta staje pod wodą. Oczywiście przy przebudowach ulic i placów zajmowano się też kanalizacją, więc woda szybko spływa, ale przez zmiany klimatyczne ulewy są coraz większe, więc niedługo woda na Rynku będzie utrzymywać się coraz dłużej przy okazji zalewając okoliczne lokale. Warto też dodać, że po każdej ulewie na ulicach sparaliżowany jest ruch samochodów i komunikacji miejskiej.

 

Latem nad miastem wytwarza się tak zwana “wyspa ciepła”. W praktyce oznacza to, że miasto po prostu się gotuje, a temperatury dla ludzi stają się nieznośne. Każdy, kto chciałby poczuć się jak w Watykanie, na placu w pełnym słońcu, może postać na Rynku Kościuszki latem. Efekt będzie podobny. Mało tego, w 250 miastach w Polsce w ubiegłym roku wprowadzono ograniczenia w użyciu wody. Bardzo prawdopodobne jest to, że prędzej czy później w Białymstoku również będzie trzeba takie ograniczenie wprowadzić. Mało tego, ludzie bezczynnie nie przyglądają się upałom. Zamiast przejść się i się spocić wybierają samochód. Montują też wszędzie klimatyzatory na potęgę – w samochodach, biurach i mieszkaniach. W efekcie ciepło emitowane zarówno z aut jak i urządzeń chłodzących przyjmuje miasto. Efekt gorąca pogłębia się.

 

Ciepłe powietrze unosi się nad miastem. Jeżeli temperatura przewyższa tą, która była w okolicy dochodzi do burz i ulew. I miasto jest zalewane, bo woda spada na beton i nie ma gdzie wsiąkać. Do “pieca” dodają od siebie też galerie handlowe i sklepy wielkopowierzchniowe, które zajmując ogromne tereny i zabetonowują je. W efekcie ulewa przechodząca przez miasto zalewa nie tylko Rynek, ale też okolice galerii handlowych i hipermarketów. Mało tego, developerzy budują w mieście coraz większe apartamentowce, zabudowując każdą możliwą szczelinę w centrum.

 

Warto przypomnieć, że upały są zagrożeniem dla zdrowia i życia ludzi. Miasto, w którym są one potęgowane przez zabetonowanie – narażają każdego, kto w gorące dni wychodzi z domu do centrum. Ostatnie lata chłodzono beton kurtynami wodnymi, jednak w przyszłości czekają nas ograniczenia w stosowaniu wody, więc wylewanie jej na beton nie ma żadnego sensu. Dlatego jak najszybciej powinniśmy zdjąć beton z Rynku Kościuszki, zabronić budowania nowych bloków w centrum. Jeżeli chodzi o galerie handlowe i hipermarkety, to białostocki rynek już się nasycił i w centrum nic nowego nie powstanie.

 

Kolejnym krokiem jest retencja wody. Nie może być tak, że 90 proc. wody opadowej spuszczamy z Białki do Supraśli, potem woda spływa do Narwi i kolejnymi drogami wodnymi trafia do Morza Bałtyckiego. Musimy zacząć schładzać miasto, bo przez zmiany klimatu będzie coraz więcej ciepłych miesięcy, a białostockie centrum będzie dla coraz większej liczy osób nie tylko miejscem uciążliwym, ale też niebezpiecznym!

Podlaskie jest zacofane, chociaż nie wygląda

Województwo Podlaskie w obecnym kształcie istnieje od 1999 roku. Zostało połączone z dawnych województw białostockiego, łomżyńskiego i suwalskiego. Mimo, że miało to miejsce 21 lat temu, to można odnieść wrażenie, że była to zmiana wyłącznie na papierze. Po prostu narysowano nowe mapy. Oczywiście pojawiły się nowe stołki – marszałka województwa, jego zarządu, a także radnych wojewódzkich, zaś wiele władzy zabrano wojewodzie – przedstawicielowi premiera na danym terenie. Mimo wszystko do dziś mamy wojewodę, który to głównie nadzoruje. To wszystko jednak jest machiną biurokratyczno-urzędniczą i na co dzień szarego człowieka nie obchodzi. Bynajmniej reformy nie robiono tylko dla utworzenia nowych urzędów (mamy nadzieję), a przyświecała temu jakaś idea.

 

Dziś, po 21 latach trudno jednak bez szukania, sprawdzania zauważyć tą idee naocznie. Jak się spojrzy na mapę, to nie trudno zauważyć, że Białystok, Łomża, Suwałki oraz Siemiatycze zupełnie do siebie nie przystają. Mimo, że Białystok jest stolicą województwa to nie trudno zauważyć, że suwalczanie więcej związków mają z ełczanami, którzy to byli kiedyś w województwie białostockim, a teraz są w warmińsko-mazurskim. Łomża natomiast więcej związków ma z Ostrołęką, zaś do dziś istnieją żarty i antagonizmy między łomżyniakami a białostoczanami. Nie widać też związków między stolicą województwa a Siemiatyczami.

 

To wszystko mogłoby się kiedyś zmienić, gdyby Białystok był silnym ośrodkiem gospodarczym w regionie, z którym byłyby dobre połączenia komunikacyjne. Tymczasem po 21 latach nadal nie ma porządnej drogi do Łomży, Suwałk czy Siemiatycz. Ani samochodowej ani kolejowej. Do tego pierwszego możemy dojechać średniej jakości drogą wojewódzką. O połączeniu kolejowym być może będzie mowa dopiero za jakieś 10 lat. O ile władza zrealizuje wszystkie inwestycje związane z CPK, zaś kolejne władze wojewódzkie doprowadzą do dokończenia remontów i połączenia kolejowego z Łomża przez Łapy i Śniadowo.

 

Droga Krajowa nr 8 na odcinku Białystok – Suwałki to porażka. Mało tego, politycy swoimi wieloletnimi kłótniami doprowadzili do sytuacji, że to się nie zmieni. Via Baltica poprowadzi tak, że z Białegostoku do Augustowa dalej będziemy jechać beznadziejną drogą. Warto też przypomnieć, że z Augustowa do Suwałk prowadzi nowa droga, która to ma po jednym pasie w każdą stronę. Pomysłowe prawda? Wielu kierowców wybiera więc starą drogę, bo niewielka jest różnica, a i kilometrów mniej się robi. Kolejowo natomiast mamy połączenie, które to także nie jest idealne. Linia prowadzi przez Sokółkę. A od tego miasta do Suwałk nie ma elektryfikacji. Do polskiego bieguna zimna dojedziemy tylko 5 razy dziennie, a podróż trwać będzie tyle co do Warszawy.

 

Do Siemiatycz prowadzi beznadziejna droga krajowa nr 19. W tym przypadku też kłótnie polityków doprowadziły, że do dziś nie ma porządnej drogi. Ta dopiero jest w planach. Nawet mamy już ją narysowaną na mapie, więc możliwe że w końcu powstanie, ale nie prędko. Z połączeniem kolejowym jest tak, że trwają remonty torów, więc nie można oczekiwać cudów. Tu problemy są dwa. Jeden – brak bezpośredniego połączenia z Białymstokiem. Drugi problem to odległość stacji kolejowej w Siemiatyczach od miasta.

 

Sam Białystok natomiast nie jest atrakcyjnym miejscem, by mieszkańcy województwa chcieli tu przyjeżdżać. Dla porównania warto spojrzeć na Wrocław. Koleje Dolnośląskie funkcjonują tam bardzo dobrze. Nie brakuje połączeń kolejowych z innymi miastami województwa. Natomiast sam Wrocław jest silnym ośrodkiem gospodarczym, gdzie wiele osób chce mieszkać, pracować czy studiować. W Białymstoku studentów od lat mocno ubywa, a pociągi często kursują tylko do Warszawy. Droga ekspresowa natomiast również prowadzi tylko do Warszawy.

 

Warto spojrzeć jakie duże inwestycje, o znaczeniu ponad lokalnym zostały przeprowadzone w Podlaskiem. Mamy operę, stadion, nowocześnie wyposażone szpitale i psuedolotnisko. Dawniej inwestycja oznaczała, że kiedyś nakłady na nią się zwrócą. Dziś znaczy tyle, by wydoić unijne dotacje bez żadnych konsekwencji. W efekcie po 21 latach istnienia województwa podlaskiego, a także 16 lat od wstąpienia do Unii Europejskiej dalej można powiedzieć, że jesteśmy zacofani. Co ciekawe, z tego “zacofania” moglibyśmy żyć, ale coś takiego jak masowa turystyka u nas też nie istnieje. Ale nie ma co się dziwić, skoro ciężko do nas dojechać.

fot. Wschodzący Białystok

Czy w Białymstoku ktoś się przejmuje ulewami i suszą?

Wygląda na to, że w Białymstoku nikt nie przejmuje się potężnymi ulewami oraz zapobieganiem suszy. Wiadomo, że nie od razu można wszystko naprawić, co przez wiele lat, od czasów PRL popsuto, ale jest coś co można od ręki zrobić, co bardzo by pomogło. Wystarczy przestać kosić trawę. Tymczasem w stolicy województwa podlaskiego ta czynność trwa w najlepsze. Od razu zaznaczymy, że wiele terenów należy do spółdzielni mieszkaniowych, które w ten sposób “dbają” o mieszkańców. Jednak przykład powinien iść z góry. Miasto ma możliwość i powinno z niej skorzystać ażeby zakazać koszenia trawników od czerwca do września. Oczywiście potrzebna jest tylko wola radnych, by taką uchwałę przyjęli.

 

Co to da? Trawniki są elementami małej retencji. Gdy spadnie ulewa, to bujna roślinność spowolni odpływ wód opadowych. Dzięki czemu kanalizacja będzie odciążona, przez co ulice nie będą podtapiane. Ponadto tam gdzie jest bujna roślinność, to utrzymuje się niższa temperatura po opadach. Ostatnim najważniejszym plusem braku koszenia jest czyste powietrze. Zarośnięte trawy pochłaniają dwutlenek węgla i wydzielają tlen. Gdyby tak nie kosić zieleni przy drogach, to w godzinach szczytu może byśmy się tak nie dusili przechodząc w pobliżu.

 

Po co się kosi trawniki? Tylko i wyłącznie dla walorów estetycznych. Alternatywnym sposobem jest zasadzanie łąk kwietnych. Jak wiemy w mieście poszli tą drogą. Tylko jest jeden minus tego rozwiązania. Gdyby wymienić wszystkie zielone trawniki na łąki kosztowałoby to fortunę. Można to zrobić na raty przez wiele lat. Do tego czasu trawa w najgorętsze miesiące nie powinna być koszona.

Czy Nowe Miasto straci swój las? Wszystko w rękach kurii.

Po weekendzie, 22 czerwca będzie sesja Rady Miejskiej podczas której zapadnie kluczowa decyzja dzięki której czy zamiast dwóch lasów wyciąć tylko jeden. Drzewa z pierwszego należałoby usunąć ze względu na Lotnisko Krywlany, by wreszcie mogło naprawdę funkcjonować, zaś drzewa z drugiego planowano wycinać pod cmentarz. Mowa tu o lasach Solnickim i Turyczyńskim.

 

Na wstępie trzeba zaznaczyć istotną kwestię – jeden las leży w gminie Białystok, drugi zaś w gminie Choroszcz – która obejmuje też właśnie las przy osiedlu Nowe Miasto oraz pobliską miejscowość Turczyn. Dlatego też o losach Solnickiego i Turczyńskiego decydują zupełnie inne osoby.

 

Sprawa lotniska jest dosyć znana. Inwestycje pokracznie, ale zawsze to do przodu prowadzi Tadeusz Truskolaski. Gdyby chciał, to by już dawno zdecydował o wycince lasu, by uruchomić inwestycje. Tymczasem inicjator własnej inwestycji sam sobie zaczął piętrzyć problemy i tak na Lotnisku w Krywlanach od 2 lat stoi pas, który dopiero co uzyskał certyfikację, lecz i tak nie można z jego pełni korzystać. Oznacza to, że te wszystkie samoloty co mogły lądować w Białymstoku na pasie trawiastym mogą teraz na betonowym. Gdy w końcu Truskolaski zdecyduje o wycince, to będzie można korzystać z całej długości betonowego pasa i wtedy zmieszczą się tam maszyny, które do tej pory się nie mieściły czyli samoloty pasażerskie zabierające do 50 osób.

 

Cmentarz w Lesie Turczyńskim to natomiast inwestycja przez Kurię Metropolitalną. Dogadała się w tej sprawie z gminą Choroszcz, lecz przeciwni byli mieszkańcy osiedla Nowe Miasto i okolic. Nie chcieli, by ich ulubiony las zamienił się w cmentarz. Wiele razy protestowano w obronie lasu. I tak, by pogodzić zwaśnione strony padła propozycja. Skoro i tak trzeba wycinać las Solnicki, to czemu nie zrobić lasu tam?

 

Teraz decyzja należy do kurii. Raczej wszyscy się spodziewają decyzji pozytywnej. Jeżeli tak się stanie, to machina urzędnicza będzie musiała zmienić plany także formalnie. Las Turczyński zostanie, zaś Las Solnicki zostanie wycięty, a teren po nim przygotowany pod cmentarz. Natomiast miasto w końcu będzie mogło szukać chętnych przewoźników lotniczych. Podlaskie to wciąż biała plama na mapie jeżeli chodzi o lotnicze przewozy pasażerskie.

Skandal w Białymstoku! Lokalne prawo zachęca do podpalenia! Spalony zabytek stoi na działce dewelopera.

Spalony zabytek z 1905 roku przy ul. Sosnowskiego stał na działce dewelopera. Mało tego, urzędnik sprytnie ukrył w miejscowych przepisach sformułowanie, które wręcz zachęcało do podpalenia! A radni to uchwalili. Czy byli świadomi co zrobili? Tą sprawą powinien zająć się prokurator!

 

Jeżeli próbowalibyście przeczytać uchwałę Rady Miasta Białystok nr XXVI/417/16 z 24 października 2016r. to prawdopodobnie niewiele byście zrozumieli. Jest napisana rzecz jasna urzędowym i zawiłym językiem, przerzucając “czytelnika” po gąszczu przepisów. Dzięki takiej konstrukcji bardzo łatwo coś ukryć przed tymi, którzy “nie są w temacie”. Powiedzmy sobie szczerze czy przeciętnego białostoczanina obchodzi plan zagospodarowania przestrzennego? O ile nie chce urządzać przestrzeni w mieście to nie. Plan jest dla tych, którzy budują w mieście budynki – a tak się składa, że w ostatnich latach bardzo aktywnie budują wszelkiej maści deweloperzy. Wpychają swoje “apartamenty” gdzie się da. Generalnie nie ma co im się dziwić, jest to żyła złota, bo w Polsce brakuje 2 milionów mieszkań, a ten deficyt stale rośnie. Zainteresowanie mieszkaniami nie maleje.

Warto wrócić do sformułowania “gdzie się da”. Otóż deweloper może budować na swoich działkach, które aktywnie odkupuje od chętnych. Gdy już ma tyle skrawka ziemi ile potrzebuje, to może zacząć zajmować się formalnościami. Czy deweloperzy kupują wszystkie działki? Ogólnie rzecz biorąc te, na których mogą powstać mieszkania. Co może powstać na konkretnej działce reguluje plan zagospodarowania przestrzennego. I tu przechodzimy do sedna.

Wyżej wymieniana uchwała XXVI/417/16 dotyczy miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego części osiedli Centrum i Przydworcowe (rejon ul. Młynowej i Cieszyńskiej). W ten rejon wpisuje się ul. Sosnowskiego, gdzie w ostatnim czasie spalił się piękny drewniany dom wielorodzinny z 1905 roku. Poprzedni właściciel starał się o jego rozbiórkę. Zamiast tego urzędnicy objęli go ochroną. Budynek wpisano do ewidencji zabytków. Mimo to nieruchomość, na której się znajduje została odkupiona przez firmę deweloperską. Należy do niej również działka obok. Razem stanowią wielki obszar. Tylko co z tym zabytkiem?

 

Generalnie, gdyby ten zabytek został w jakiś sposób zniszczony np. podpalony, to powinien zostać odbudowany do tej samej formy. Oczywiście nie można nikogo zmusić do remontu, chodzi o to, że nie można by było zbudować czegoś innego. I tu wracamy do uchwały XXVI/417/16.

Jest w niej napisane “Tereny oznaczone na rysunku planu symbolami 3.1U,MW i 3.2U,MW przeznacza się pod zabudowę usługową i mieszkaniową wielorodzinną”. Działka przy, której stoi spalony zabytek jest oznaczona symbolem 3.1U, MW jak i wiele innych. Później już robi się trochę mniej jasno, bo musimy wrócić 13 stron by odnaleźć rozdział 3 uchwały, który wylicza co można a czego nie można zrobić z zabytkiem. Między innymi jest zakaz docieplania go z zewnątrz i trochę nakazów. Następnie uchwała XXVI/417/16 wymienia w jaki sposób można zabudować działki 3.1U,MW. Jedną z ważniejszych informacji – szczególnie dla dewelopera – jest dopuszczalna wysokość zabudowy. W tym przypadku maksimum wynosi 18 metrów. Zatem jest to około 6-7 pięter. Tyle tylko, że gdyby deweloper chciał budować blok obok drewnianego zabytku, to jego wysokość mogłaby by wynosić maksymalnie 12 metrów czyli ledwo 4 piętra.

 

Uchwała XXVI/417/16 ma jednak przepis, którego istnienie trudno logicznie uzasadnić, a który daje pewną zachętę – nie będzie zabytku to nie będzie problemu. Chodzi o sformułowanie “dopuszcza się (…) w przypadku zdjęcia formy ochrony budynku (…) stosowanie na części terenu (…) maksymalnej zabudowy jak dla pozostałego terenu“. Zacytowanie tego fragmentu w całości sprytnie ukrywa sedno sprawy.

Zatem jesteśmy oto świadkami takiej oto sytuacji. Otóż urzędnik przygotowujący treść uchwały sformułował taki sprytny przepis. Radni przegłosowali plan i tym samym uchwalili sytuację, w której jeżeli dojdzie do przypadku, że zabytek zostanie zniszczony to można budować 6 a nawet 7-piętrowy blok. Okazało się, że przypadek nastąpił 4 lata po uchwaleniu planu zagospodarowania przestrzennego. Na marne pocieszenie dodamy, że Miejski Konserwator Zabytków złożył do prokuratury zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa, polegającego na zniszczeniu w wyniku podpalenia i pożaru zabytku. Prokurator powinien się także zainteresować sformułowaniem “w przypadku zdjęcia formy ochrony budynku” w uchwale. A raczej jak ono tam się znalazło i po co.

 

Featured Video Play Icon

Wkrótce będzie można wypoczywać nad stawem obok centrum Białegostoku. Prace już się kończą.

Za około 1,5 miesiąca białostoczanie będą mogli się cieszyć kolejnym miejscem, gdzie będzie można w przyjemnych okolicznościach przyrody odpocząć. Mowa tu stawach przy ul. Mickiewicza. Po jednej stronie od Galerii Białej są bulwary, zaś drugi staw był zaniedbany. Zimą ruszyły prace rewitalizacyjne. Ich koniec jest zapowiadany w czerwcu 2020 roku. Jak widać już niewiele zostało do zrobienia.

 

Do tej pory zakończono oczyszczenie i pogłębienie stawu oraz budowę nowych obiektów, takich jak wieża dla nietoperzy, kładka czy umocnienia brzegowe. Wzdłuż północnego brzegu stawu zbudowano sześć pomostów wędkarskich i odbudowano zniszczone schodki. Wkrótce zostaną utwardzone ścieżki i zagospodarowana strefa rekreacyjna (ławki, kosze na śmieci, oświetlenie kładki). Odbędzie się instalacja pływających wysp, nasadzenia zieleni, instalacja budek dla jerzyków, innych ptaków i wiewiórek oraz montaż tablicy informacyjnej o jeżach. To jedna z inwestycji realizowana z Budżetu Obywatelskiego.

 

Jak wspomnieliśmy to kolejne miejsce do rekreacji. Pierwsze znajduje się na Słonecznym Stoku. Stawy Marczukowskie po rewitalizacji cieszą się dużym zainteresowaniem mieszkańców. Tam również można wypoczywać w przyjemnych okolicznościach przyrody. Warto zauważyć, że w mieście jest więcej takich “zapuszczonych” zbiorników wodnych, które warto by było odświeżyć. Jeden z nich mieści się przy ul. Octowej, inny przy ul. Niskiej. Niewielkim kosztem mogłyby być zagospodarowane do rekreacji.

Trawa zamiast betonu na Rynku Kościuszki? Czas wracać do natury!

Wiedeń, stolica Austrii to miejsce, gdzie znajduje się ogromny park z przepięknymi ogrodami. Chociaż miejsca do rekreacji i zieleni tam nie brakuje, to ostatnio postanowiono zerwać asfalt w centrum po to, by zrobić tam park. Tam nikt nie ignoruje zmian klimatycznych. Główne ulice Wiednia zyskają drzewa i jeszcze więcej zieleni. Postanowiono wydać wojnę tak zwanym “wyspom ciepła”.

Upały w zabetonowanym centrum Białegostoku (i w każdym innym zabetonowanym) są koszmarne. Szczelnie zatkana kostką ziemia smaży ludzi niczym patelnia. 10 lat temu Tadeusz Truskolaski zlikwidował zieleń na Rynku. Spotkała go za to ogromna fala krytyki, ale też usłyszał wiele pochwał. Ta zmiana pozwoliła odmienić centrum Białegostoku w modne miejsce. Wtedy jednak zmiany klimatyczne były traktowane jak teorie dla wariatów. Po kilku latach upały na Rynku Kościuszki zaczęły doskwierać tak bardzo, że zaczęto chłodzić kostkę wodą. Godzinami lała się tworząc “kurtyny”.

W tym roku zapewne też trzeba spodziewać się gigantycznych upałów. Jednak susza jest tak duża, że wylewanie wody na kostkę absolutnie nie powinno mieć miejsca. To jest chyba bezdyskusyjne i miejmy nadzieję, że urzędnicy Truskolaskiego nawet o tym nie myślą. Czy zatem Rynek Kościuszki trzeba będzie omijać, gdy temperatura na nim będzie już nie do wytrzymania? Oczywiście, że nie. Można pójść śladem Wiednia i po 10 latach pożegnać się z kostką na Rynku.

Moda na beton już minęła, czas wracać do natury. W Wiedniu doskonale to rozumieją. Dlatego tam w ramach walki z upałami w zabetonowanym centrum oprócz wymiany nawierzchni, posadzą też 100 nowych drzew czy też stworzą bardzo dużą liczbę miejsc parkingowych dla rowerów. Jako ciekawostkę należy dodać iż tamtejszy urząd zatrudnia urzędników, którzy zajmują się się… klimatem. To oni mają najwięcej do powiedzenia choćby przy wyznaczaniu konkretnych miejsc na drzewa.

Praca wre przy Sukiennej. 126-letnia kamienica była latami zapuszczona. Teraz odzyska blask.

Przy ul. Sukiennej w Białymstoku została wybudowana jeszcze w XIX wieku. Ostatnie lata przypominała niestety ruderę. Na szczęście jej los się odmienił. Trwa właśnie jej renowacja. Gdy prace się zakończą, to w środku mieścić się będzie instytucja opiekuńczo-wychowawcza. Proces związany z całkowitym remontem był bardzo długi. W 2013 roku żyło w nim 12 rodzin, które zajmowało mieszkania komunalne. Lokatorzy byli zobowiązani do remontów na własną rękę. Okazało się, że stan techniczny kamienicy jest tak zły, że żaden remont tam nie pomoże.

 

Na gruntowny remont budynku bardzo długo nie było pieniędzy. Aż w 2017 roku zapadła decyzja by coś z budynkiem jednak zrobić. Rozpoczęto pierwsze przygotowania. Stan techniczny budynku był jednak coraz gorszy. Postanowiono, że wszystkich mieszkańców sukcesywnie się wykwateruje. Gdy się to już udało budynek stał pusty, to budynek zabito płytami i tak czekał na “lepsze czasy”. W końcu znalazły się pieniądze na remont. Kamienica dziś ma 126 lat i właśnie jest odnawiana. Nie będzie już taka szaro-bura jak na zdjęciu. Cegły znów będą żółte a zdobienia nad oknami czerwone. To oczywiście najbardziej wizualna zmiana, bo remont polega oczywiście na dostosowaniu budynku do bardzo wysokich norm. Wszystko po co, by dzieci przebywające w placówce opiekuńczo-wychowaczej były bezpieczne. W planach jest także zmiana na podwórzu, gdzie stoją budynki gospodarcze.

 

Obecnie przy Sukiennej praca wre. Co ciekawe, tuż obok na rogu ul. Sukiennej i ul. Stołecznej również trwają pewne prace. Otóż w skrawek ziemi pomiędzy szkołą a kamienicą (inną niż remontowana) postanowiono wcisnąć… blok. Miejsce kompletnie kuriozalne, ale cóż. Poza komicznym umiejscowieniem to dobry kawałek ziemi w centrum. Na pewno znajdą się chętni na mieszkania.

Wiadomo kiedy wrócą rowery miejskie. Na wynajem dostępne są hulajnogi, skutery i samochody.

Ostatnie lata rowery miejskie cieszyły się w Białymstoku ogromną popularnością. Mimo wielu zastrzeżeń do ich jakości, był to dobry środek transportu jak na Białystok czyli miasto, które jest kompaktowe. W zasadzie bezpłatnie dało się dojechać praktycznie wszędzie – nie czekając ani na autobus, ani nie stojąc na przystankach, ani nie robić sobie kłopotu z biletami.

 

Epidemia zmieniła bardzo wiele także i w kwestii tak zwanego dzielenia się. Kultura na wykorzystywanie jednego pojazdu przez wiele osób nieco się zmieniła. Ludzie znów wracają do posiadania na własność. Niemniej jednak w Białymstoku wystartuje w tym roku BiKeR. Zwykle rowery były dostępne od kwietnia. Tym razem miasto podpisało umowę w ramach której mieszkańcy będą mieli do dyspozycji ponad 600 rowerów. Wszystko rusza w lipcu.

 

Warto przypomnieć, że w Białymstoku oprócz miejskich rowerów jest także możliwość szybkiego wypożyczania elektrycznej hulajnogi, skutera, a ostatnio nawet i samochodu. Jednak tylko za pierwsze 20 minut na rowerze nie płacimy nic, bo miasto płaci za nas, naszymi pieniędzmi z podatków. W pozostałych przypadkach trzeba samodzielnie opłacić usługę. Niezależnie co wypożyczamy musimy posiadać specjalną aplikację w telefonie. W przypadku BiKeRa trzeba też założyć konto i doładować je na 10 zł. W przypadku skutera trzeba podać numer karty płatniczej oraz zweryfikować się prawem jazdy. Podczas korzystania z pojazdu należy też zakładać siatkę higieniczną na głowę, by odseparować ją od kasku. Nowością są natomiast samochody. Firma proponuje przejazdy w różnych cenach. Aczkolwiek warto najpierw przejrzeć opinie w Google.

 

BiKeR składający się z 30 stacji i 300 rowerów został uruchomiony 31 maja 2014 r. W kolejnych sezonach był rozbudowany o nowe miejsca wypożyczeń, a pula pojazdów powiększała się. Od maja 2014 r. do listopada 2019 r. 92 tysiące użytkowników dokonało ponad 3 milionów wypożyczeń.

Cyrk z Krywlanami trwa. Będzie certyfikat, a prezydent nawet nie zaczął liczyć drzew.

Cyrk z lotniskiem na Krywlanach trwa. Od 1,5 roku od wybudowania pasa startowego stoi praktycznie nieużywane, bo Tadeusz Truskolaski sam sobie piętrzy problemy proceduralne, byleby nie wycinać lasku przy lotnisku. Nikt nie wie w zasadzie po co. Ostatnio na Krywlanach był spory ruch spowodowany przez pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym. Teraz może znów będzie coś tam się działo, bo od 23 maja Krywlany będą miały certyfikację, ale… że Truskolaski dalej nie wyciął drzew to po prostu będziemy w międzynarodowej bazie lotnisk jako czynne lotnisko (obecnie jesteśmy jako lotnisko sportowe – czyli bez pasa).

 

Problem w tym, że pilot nie będzie mógł wykorzystać całych 1350 metrów tylko fragment pasa. Nie wiadomo nawet jak duży, bo każdy samolot, który będzie chciał lądować, będzie traktowany indywidualnie (zapewne do wykorzystania będzie 860 metrów, bo tyle miał poprzedni pas trawiasty). Wiele będzie miał również do powiedzenia kierunek aktualnie wiejącego wiatru. Ogólnie rzecz biorąc tylko desperat będzie chciał tu lądować. I taki stan będzie panować póki Truskolaski przestanie sam sobie piętrzyć problemy z drzewami.

 

Chcielibyśmy napisać coś pozytywnego, bo samo wypromowanie lotniska na świecie i przy tym Białegostoku dałoby miastu nowy impuls gospodarczy. Ale niestety ten prezydent najzwyczajniej w świecie już się zużył. Tadeusz Truskolaski sprawia wrażenie jakby miasto, którym rządzi już go nie obchodziło. Nie pamiętamy kiedy ostatni raz zajął się czymś istotnym dla Białegostoku. Pamiętamy za to, że ciągle angażuje się w politykę krajową. Z innymi prezydentami dużych miast stworzył kółko wzajemnej adoracji, z którego nic nie wynika dla miasta.

Suchowola

Podlaski horror drogowy za kilka lat będzie lżejszy? Na krajowej 8 w planach są obwodnice.

Jakiś czas temu, na łamach naszego portalu wspominaliśmy o trudnym przypadku Augustowa. Via Baltica, Rail Baltica – wielkie inwestycje transportowe ominą turystyczne miasteczko, do którego każdego lata przyjeżdża dziesiątki tysięcy osób. Oznacza to, że tak jak nie było, tak nie będzie dalej porządnej drogi do letniej stolicy Polski. Ani kolejowej, ani drogi dla samochodów.

 

Przypomnijmy – Rail Baltica ominie Augustów prowadząc z Suwałk przez Ełk do Białegostoku. Via Baltica natomiast prowadzi z Suwałk do Szczuczyna w powiecie grajewskim, omijając nawet Białystok. Jest jednak światełko nadziei. W latach 2024 – 2027 mogą powstać obwodnice Suchowoli, Sztabina i Białobrzegów. Dzięki czemu koszmarna droga z Białegostoku do Augustowa (i odwrotnie) będzie trochę lżejsza. Są to zatwierdzone plany ministerstwa infrastruktury.

 

Obecnie po wyjechaniu z Białegostoku, można przyjemnie jechać przez Jurowce do Katrynki. Potem kończy się cała przyjemność. Jest wąsko i niebezpiecznie. Nie brakuje TIR-ów oraz drogowych idiotów, którzy wyprzedzają ciężarówki wyjeżdżając na czołówkę kierowcom z naprzeciwka. Teraz przynajmniej połowa drogi może być lżejsza bo Suchowola, Sztabin i Białobrzegi leżą koło siebie, a obwodnice są dłuższe niż normalne drogi, więc zahaczają też o inne miejscowości.

 

Nie ma co jednak otwierać jeszcze szampana. Czeka nas wielka recesja i kasy na inwestycje może zwyczajnie zabraknąć, mimo że ministerstwo infrastruktury ma obwodnice w planach. Tyle, że w każdej chwili (lub po wyborach) może przyjść nowy minister i wyrzucić plany poprzedniego do kosza. Trzeba mieć jednak nadzieję. Szczególnie, że Augustów po wszystkich międzynarodowych inwestycjach został miasteczkiem na uboczu.

Zadzwoń do babci, zadzwoń do dziadka. To jak maść na stare kości.

W czasach epidemii najbardziej zagrożone są osoby starsze. Dlatego też nie wolno ich zostawiać samych sobie. Wbrew pozorom w ich przypadku nie chodzi o strach przed śmiercią. Niektórzy przecież pamiętają wojnę. W ich przypadku chodzi o lęk i poczucie bezradności. Bowiem epidemia to nie tylko wyzwanie dla ciała, lecz także dla psychiki. Człowiek to “zwierzę” towarzyskie, a musiało się zamknąć w domu, a nie każdy starszy człowiek ma jeszcze bliskich w domu.

 

Dlatego też ekipa Up To Date Festival, która angażuje się w łączenie pokoleń od lat – apeluje, by nie zapominać o naszych babciach i dziadkach. Proponują, by “zadzwonić do babci, zadzwonić do dziadka”, bo to jest obecnie najbezpieczniejsza droga zamiast herbatki i ciasta. Ekipa Up To Date Festival przekonuje, że to działa jak maść na stare kości. – Raz jeszcze, aby to wybrzmiało z całą siłą. Bez paniki, bez zbędnej paranoi, ale wystarczająco dosadnie – bo właśnie wobec takiej sytuacji stoimy obecnie. ZRÓB WSZYSTKO, ABY W PRZYSZŁOŚCI MÓC WYSŁAĆ POCZTÓWKĘ DO BABCI (i DZIADKA). NIE ZOSTAWIAJ ICH SAMYCH. ZADZWOŃ.

 

Jest także inna propozycja dla tych, którzy w domach siedzieć nie chcą, ale nie mają co ze sobą zrobić. Można pójść oddać krew, szyć maseczki, zaangażować się w wolontariat, albo przekazywać swoją wiedzę innym w internecie. Najważniejsze, to nie zwariować.

fot / graf: Up To Date Festival

 

Featured Video Play Icon

Opustoszałe miasta, a na zewnątrz fatalne powietrze.

Można powiedzieć, że zniknięcie wielu samochodów z ulic miast nie zmieniło jakości powietrza. Wszystko przez pogodę. Wciąż jest zimno, więc ludzie siedząc w domach nadal palą w piecach. To, czym palą pozostawia wiele do życzenia. Nierozwiązany problem z przeszłości wraca jak bumerang. A ten problem jest złożony. Nie chodzi tylko o to, że ludzie palą byle czym, ale dlaczego to robią. Niektórzy dlatego, że są idiotami, ale zdecydowana większość robi to z biedy. Nie stać ich na wymianę pieców ani na opał. A “dofinansowanie” to za mało. Bo zero z dofinansowaniem to nadal zero.

 

Władze powinny się zastanowić – czy lepiej przeznaczyć pieniądze na wymianę ludziom pieców i zapewnienie ekologicznego opału najbiedniejszym, czy też wolą te same pieniądze przeznaczać na leczenie chorób dróg oddechowych oraz innych powodowanych przez to, że mieszkańcy wdychają te trujące opary z kominów. Mamy już wiosnę, ale to nie znaczy, że problem znika. Wróci znowu zimą. Trzeba go w końcu rozwiązać.

 

Odnosimy jednak wrażenie, że wszystkie władze, które były rozrzutne, a teraz ich gminy, powiaty czy województwa mają problemy finansowe będą powtarzać jak mantrę, że to koronawirus wydrenował budżety. Tak jakby płacili nam za siedzenie w domach. A tutaj trzeba zauważyć, że to dla wszystkich oszczędności. Zaczynając od mniejszych wydatków w na komunikację miejską z powodu zmienionych rozkładów jazdy. Teraz temat jest jeden, ale nie zapomnijcie, że zimą znów wróci temat ogrzewania, które truje ludzi. Nie dajcie sobie wtedy wmówić, że nic się nie dało od wiosny zrobić.

Featured Video Play Icon

Kultowa sztuka Teatru Dramatycznego dziś będzie grana przez internet!

Musimy przyznać, że zarówno przedstawienie teatralne jak i sama książka – pierwowzór są bardzo ciekawe. Dziś może się przekonać o tym każdy, kto jeszcze nie słyszał o “Zapiskach oficera Armii Czerwonej”. Mimo, że obecnie nie ma mowy o spotkaniu w teatrze, to dziś białostocki Teatr Dramatyczny przeprowadzi transmisję na żywo. Aktorów będzie można podziwiać przy pomocy dowolnego ekranu. Jeżeli wam się spodoba, to warto przeczytać także książkę.

 

Jak już wspomnieliśmy – przedstawienie jest kultowe – więc zna je bardzo wiele osób. Szczególnie, że Teatr Dramatyczny wystawia je od 1992 roku!  W roli głównej Krzysztof Ławniczak. Swoją drogą ciekawe czy po tylu latach nie śni mu się po nocach odgrywana przez niego postać. Sama historia opowiada o tym jak podczas II Wojny Światowej, zaraz po Niemcach na Polskę napadają Rosjanie. W szeregach Armii Czerwonej jest także młodszy lejtnant Michaił Zubow. Wy mówicie, że ja jestem dookoła dureń! A czy wy wiecie, że ja jestem z tego tylko dumny…? Tak… Wy ot mądrale, a nawet swego państwa nie macie i musicie robić to, co wam nasz rząd rozkaże! A mnie mądrość nie jest potrzebna. My mamy takich, co mądrzy są i oni wszystkim kierują. My już ćwierć świata mamy. A za dziesięć lat pół świata opanujemy. A za 20 lat nasz ruski naród będzie wszystkimi na świecie rządzić. – To wszystko jego słowa.

 

Spektakl o godz. 20.00. Bądźcie punktualnie, bo do Teatru spóźniać się nie wolno. Nikt tam reklam nie gra przez pół godziny jak w kinie. 3 razy wybija gong, gaśnie światło, a widz nawiązuje relację wzrokowo-słuchową z ludźmi na scenie. Prawdziwa sztuka musi doprowadzić widza do “Katharsis”. Innymi słowy celem sztuki jest wzbudzenie u widza uczuć litości i trwogi, aby przez to następnie oczyścić jego umysł z tych doznań. Czego wam dziś życzymy i zapraszamy do dzielenia się wrażeniami w komentarzach.

Ujawniamy skąd jest mężczyzna zarażony koronawirusem. Miał kontakt z mnóstwem ludzi!

Wojewoda Podlaski ukrywa, my nie zamierzamy! To zbyt poważna sprawa, by robić z tego tajemnicę. Wiemy kim jest mężczyzna zarażony koronawirusem. Udało się to ustalić dzięki naszemu Czytelnikowi! Mężczyzna miał kontakt z mnóstwem ludzi w Londynie, gdzie przebywał. Prawdopodobnie to stamtąd wrócił zarażony. Wracając do domu wszyscy, którzy z nim wracali mieli objawy choroby.

 

Z oczywistych względów nie będziemy ujawniać dokładnych personaliów mężczyzny. Znamy jego imię i nazwisko, ale nie jest ono istotne. Najistotniejszy jest fakt, że jest to mieszkaniec SOBOLEWA obok Grabówki, pod Białymstokiem. Oznacza to, że mieszkańcy tych dwóch miejscowości, ale też Białegostoku powinni być bardzo czujni, ale nie wpadajcie w panikę. Ujawniamy też co ostatnio robił zarażony, byście mogli skonfrontować to z tym co ostatnio robiliście. Być może mieliście z nim kontakt.

 

Mężczyzna na szczęście nie jest pracownikiem takiej firmy, w której mógłby pozarażać dużą liczbę współpracowników. Jedynie tych, którzy z nim podróżowali do Londynu oraz najwyżej swoich znajomych, którzy już wiedzą (bo sam się pochwalił w mediach społecznościowych). Mężczyzna na początku marca przebywał w Londynie. Prawdopodobnie to właśnie stamtąd dotarł razem z nim wirus. Nie mamy jednak pewności, ale niestety mężczyzna miał tam kontakt z ogromną ilością ludzi z racji swojego zawodu – co udokumentował na fotografii.

 

Z naszych ustaleń wynika, że 11 marca mężczyzna był już w Warszawie. Zarażony wracał ze stolicy do Białegostoku z pierwszymi objawami choroby. Podróż do Białegostoku odbywała się busem, na szczęście własnym. Zatem zarażone mogły zostać wszystkie osoby, z którymi mężczyzna wracał do domu oraz miał (o ile miał) kontakt przed tym jak wsiadł do busa oraz po tym jak z niego wysiadł. Jeżeli tankował lub podczas tankowania przez kogoś z jego współtowarzyszy podróży coś kupował na stacji, to mieli z nim kontakt pracownicy stacji. Jeżeli kupował po drodze lub po powrocie w sklepach to kasjerzy i osoby, które przebywały w sklepie. Miejmy nadzieję, że mężczyzna był rozważny i zdawał sobie sprawę, że objawy jakie ma to może być koronawirus. Mężczyzna ma żonę i dzieci. Miejmy nadzieję, że po powrocie była zachowana przez wszystkich kwarantanna.

 

Apelujemy o ZACHOWANIE SPOKOJU. Jeżeli martwią się Państwo, że mogli zostać zarażeni – prosimy o kontakt ze służbami. Proszę nie działać na własną rękę i pod żadnym pozorem nie wychodzić z domu! Mamy też informację, że jeden z współtowarzyszów podróży miał robiony test na koronawirusa i wyszedł on negatywny. Mężczyzna jednak do 27 marca przebywa w kwarantannie.