Featured Video Play Icon

Białystok – Wigry rowerem. Zobacz, ile atrakcji jest po drodze!

Jeżeli jesteście fanami dwóch kółek, to polecamy obejrzeć ten film. Zobaczycie na nim ile wspaniałych atrakcji jest, gdy przemierzamy Green Velo z Białegostoku do Wigierskiego Parku Narodowego, a także z powrotem przez Lipsk i Sokółkę. Osoby, które podróżują inaczej niż rowerem także powinny obejrzeć, gdyż po drodze jest wiele atrakcji, które mogą Was zainspirować o ciekawego wyjazdu.

 

Rowerzyści jadą między innymi po carskim trakcie, mijają kładki, z których obejrzeć można łosia na mokradłach, jadą malowniczą drogą wzdłuż Biebrzy prowadzącą pod sam Augustów, przemierzają lasy i złote pola, przeprawiają się pływającą platformą na drugi brzeg rzeki. Zwiedzili także Wigierski Park Narodowy wraz z klasztorem. Powrót natomiast odbywał się malowniczą leśną trasą przez Lipsk i Sokółkę.

 

Turystyka rowerowa w Polsce w ostatnim czasie jest w rozkwicie, co widać również na Podlasiu, gdzie mnóstwo turystów szturmuje Green Velo. Mamy nadzieję, że problemy trapiące ten projekt oraz problemy z przewożeniem roweru pociągiem zaczną być rozwiązywane. Musi jednak nastąpić w urzędnikach zmiana mentalna. Turysta rowerowy jest tak samo ważny jak ten, co przyjeżdża samochodem. Wynajmuje noclegi, zostawia pieniądze. Warto o tym pamiętać.

Wejście do Getta przy ul. Kupieckiej (dziś róg Malmeda i Lipowej)

Likwidacja białostockiego getta. Niemcy wywozili Żydów do obozów śmierci.

Getto obejmowało swym zasięgiem ulice: Białą, Białostoczańską, Chmielną, Ciepłą, Częstochowską, Giełdowską, Górną, Grajewską, Jurowiecką, Kosynierską, Książęcą, Kupiecką, Nowogródzką, Nowy Świat, Piotrkowską Polną, Różaną, Smolną, Szlachecką, Wąską, Żydowską, także części ulic Częstochowskiej, Grajewskiej, Żytniej. Wydzielony teren otoczono wysokim solidnym drewnianym parkanem zabezpieczonym od góry drutem kolczastym. Niemcy spędzili tam Żydów z całego miasta. 16 sierpnia 1943 roku nastąpiła likwidacja getta.

Władzę w getcie sprawowała, powołana przez administrację niemiecką, Rada Żydowska (tzw. Judenrat) oraz powołana spośród Żydów policja. Warunki życia w getcie były bardzo ciężkie. Według różnych danych na wydzielonym obszarze mieszkało 50 tys. – 60 tys. Żydów, co oznacza, że na jedną osobę przypadało ok. 3 metrów kwadratowych powierzchni. Mieszkańcy getta musieli pracować na potrzeby armii niemieckiej. Żydzi nie mogli pod groźbą kary śmierci przebywać poza gettem bez specjalnych przepustek, ani nabywać poza nim żywności. Jedzenie dostawało się za pracę, ale były to maleńkie racje żywnościowe. Warto podkreślić, że Polacy dostarczali do getta jedzenie.

 

Istotną rolę spełnili Bolesław, Henryk i Józef Sokołowscy oraz Witold Maksymowicz. Kupowali oni żywność w okolicznych wsiach i przywozili ją do swoich domów na Białostoczku, a następnie wywożący nieczystości z Getta – Żydzi – przy okazji pakowali przekazaną żywność do ukrytego, podwójnego dna beczkowozu. Polaków dostarczających różnymi sposobami żywność do Getta było dużo więcej. Najczęściej odbywało się to przy pomocy nielegalnego handlu. Warto tutaj wspomnieć, że nawet udało się sprowadzić Żydom do Getta bydło – przekupując niemieckiego żołnierza. Punkt przerzutowy znajdował się przy ul. Smolnej (okolice Jurowieckiej). Warto wspomnieć, że niektórych Polaków spotkała kara śmierci za dostarczanie żywności. Niemcy za to zabili chłopca na terenie parkanu od strony ul. Sienkiewicza. Zginęła też kobieta, która próbowała sforsować ogrodzenie od strony Rynku Kościuszki. Zabity został również mężczyzna, który przedostał się na targowisko gettowe mieszczące się przy ul. Częstochowskiej.

 

W samym getcie podczas likwidacji zginęło 800 osób. Pozostali zostali wywiezieni do podwarszawskiej Treblinki. Tam zginęli w niemieckim obozie śmierci.

Miód będzie promować miasto. Pszczoły w tym roku wytworzą go kilkadziesiąt kilogramów.

Chemicy z Uniwersytetu w Białymstoku zbadali miody z dwóch pasiek – postawionej przez miasto, położonej na skwerze przy ul. Augustowskiej, a także tej usytuowanej na dachu uczelnianego kampusu przy ul. Ciołkowskiego. W obu przypadkach parametry miodu okazały się znakomite – zawartość metali ciężkich jest w nich niemal tysiąc razy mniejsza, niż przewidują normy. Oznacza to, że miód jest pyszny i zdrowy. Wymagania dotyczące jakości handlowej miodu są zdefiniowane zarówno w przepisach europejskich, jak i polskich. Chemicy z Uniwersytetu w Białymstoku badając miody przeanalizowali zawartość kadmu i ołowiu. Okazało się, że kadmu nie było w nich wcale, ołowiu prawie tysiąc razy mniej, niż wynosi dopuszczalna norma.

 

Pierwsze miodobranie w białostockiej pasiece miejskiej miało miejsce pod koniec czerwca. Czternaście kilogramów pozyskanego miodu trafiło do 72 słoiczków, które zostaną wykorzystane do celów promocyjnych miasta. W tym roku z miejskiej pasieki miasto spodziewa się łącznie około 60, a może nawet 70 kilogramów miodu. Pasieką na zlecenie Miasta opiekuje się doświadczony pszczelarz Mikołaj Mak.

Featured Video Play Icon

Plaża w Dojlidach nie tylko do kąpieli. Można pływać na sprzęcie wodnym.

Warto czasem przypomnieć coś co może jest oczywiste, ale nie każdy o tym pamięta. Na białostockich Dojlidach można przyjechać także po to, by popływać sprzętem wodnym. A wspominamy o tym dlatego, że białostocka plaża jest oblegana przez ogromne tłumy – szczególnie w upalne dni. Wtedy wiele osób po prostu się zniechęca i szuka innych miejsc. Zaletą Dojlid jest jednak przede wszystkim bliskość. Nie trzeba daleko jechać, by spędzić czas na plaży. Dlatego, jeżeli nie lubicie tłumów to możecie wybrać się na Dojlidy by w spokoju opalać się na środku zalewu. Tam jest dużo ciszej niż na brzegu.

 

W ostatnim czasie przez nagromadzenie ludzi w wodzie pojawiły się groźne bakterie. To zniechęciło wielu mieszkańców. Jeżeli byliście wśród tych zniechęconych, to zamiast kąpieli możecie wybrać się choćby na rowerek wodny. Zapłacicie 4 zł za wstęp na plażę oraz 12 zł za godzinę pływania po zalewie. Są także możliwości wynajmu innych sprzętów: kajaków, łodzi canoe, łodzi wiosłowych, desek windusrfingowych.

 

Mało kto wie, że na plaży w Dojlidach można pożyczyć też… rowery. A to już daje możliwości wycieczki po okolicy, szczególnie gdy się nie ma własnego roweru albo odwiedza się Białystok bez dwóch kółek.

Zdjęcie wykonane w okolicach Niewodnicy

Perseidy 2020. To będą niezapomniane noce! Zobaczcie, gdzie w regionie można podziwiać spadające gwiazdy.

Najbliższe noce warto spędzić na powietrzu. A konkretnie gdzieś, gdzie jest bardzo ciemno, bo na niebie zapowiada się niesamowity spektakl. Jak co roku Ziemia będzie ułożona w taki sposób, że będzie można oglądać rój meteorów – Perseidy. Gołym okiem będzie widać mnóstwo spadających gwiazd. Ktoś, kto kiedykolwiek widział to na żywo doskonale wie, jak bardzo fascynującee jest oglądanie Perseidów. Ktoś, kto tego nie robił – koniecznie musi spróbować!

 

Perseidy czyli noce spadających gwiazd są każdego roku w połowie lipca i widać je prawie do końca sierpnia. Najwięcej meteorów dostrzeżemy z 12 na 13 i 13 na 14 sierpnia. Trzeba tylko znaleźć jakieś miejsce, gdzie jest bardzo ciemno a światła miasta nie dochodzą. Polecamy Puszczę Białowieską, Narwiański Park Narodowy, Biebrzański Park Narodowy, Puszczę Knyszyńską albo którąś z górek na Suwalszczyźnie. Kawałek polany, koc, wino na rozgrzanie, druga osoba do towarzystwa. To wszystko zagwarantuje Wam niezapomnianą noc!

 

Wiele osób próbuje sfotografować choć jeden meteoryt. Jest to jak błyśnięcie podczas burzy, więc nie liczcie na refleks. Da się jednak to zrobić ustawiając w aparacie lub komórce fotografowanie interwałem. Wtedy co sekundę aparat wykonuje fotografię, a my liczymy na to, że po kilkuset próbach trafi chociaż raz. Dobrze jest też mieć obiektyw szerokokątny lub taki, który polem widzenia obejmuje 180 stopni. Wtedy da się złapać wszystko, co na niebie się dzieje. Życzymy powodzenia w obserwacjach!

Suwałki otworzyły lotnisko. Białystok czeka na decyzję. Od 2021 roku LOT zabierze pasażerów?

Zaczęli budować je później niż w Białymstoku, skończyli i uruchomili szybciej. Uruchomienie lotniska w Suwałkach to wielki sukces tego miasta oraz ogromna porażka Białegostoku a w szczególności Tadeusza Truskolaskiego, który sprawę Krywlan zawalił na całej linii.

Najpierw Suwałki

Jakie możliwości daje lotnisko w Suwałkach? Ogromne. Przede wszystkim chodzi o to, że można tam wylądować. A dzięki temu na północy naszego województwa mogą zaprosić biznesmenów, którym do Białegostoku tłuc by się nie chciało. Mogą też ściągnąć rożnego rodzaju gwiazdy i zorganizować koncerty, których wcześniej bez lotniska by się nie udało. Z tego samego powodu – nikomu by się tam nie chciało jechać. Co innego, gdy można przylecieć. Gdyby Jagiellonia rozgrywała mecz w Szczecinie lub gdyby grała w Lidze Europy (co już się zdarzało), to wystarczy pojechać 100 km do Suwałk, by odlecieć na mecz wyczarterowanym samolotem. Tyle możliwości. To jeszcze nic – lotnisko w Suwałkach ma również znaczenie militarne, bo znajduje się w pobliżu newralgicznego Przesmyku Suwalskiego – który oddziela Białoruś od Obwodu Kaliningradzkiego należącego do Rosji.

 

Pas startowy w Suwałkach ma 1320 m długości i 30 m szerokości. Będą mogły z niego korzystać samoloty pasażerskie przewożące do 50 osób, w tym śmigłowce, szybowce, motolotnie, awionetki czy małe samoloty o napędzie tłokowym, a lot do Warszawy potrwa 20 minut! W ramach inwestycji, oprócz pasa startowego, powstały także: płyta do zawracania, płyta postojowa, droga kołowania oraz infrastruktura techniczna. Obiekt jest wpisany do rejestru lotnisk Urzędu Lotnictwa Cywilnego, a to oznacza, że można już z niego korzystać. W Suwałkach od kilkunastu dni pojawiają się pierwsze statki powietrzne: prywatne, czarterowe, a nawet samolot Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Tymczasem w Białymstoku

W Białymstoku czekają na decyzję środowiskową. Podobno ma być gotowa w tym miesiącu. Co dalej? Na razie nic. Do 15 października trwa okres lęgowy ptaków. W tym czasie nic ciąć nie można. Później prawdopodobnie, jak Tadeusz Truskolaski sam sobie już utrudniać nie będzie – czeka nas wycinka, dzięki której będzie możliwość korzystania z pasa startowego w pełni.

 

Przypomnijmy, Tadeusz Truskolaski poniósł w kwestii Krywlan porażkę na całej linii. Najpierw parł wbrew lokalnemu PiS, by budować lotnisko aż dopiął swego. Postawił radnych przeciwnych mu w zasadzie pod ścianą. Gdyby nie dali zgody na przyjęcie środków wojewódzkich przez miasto, to by zablokowali inwestycję. Mimo niechęci do Truskolaskiego, zagłosowali za lotniskiem. Tu sukces prezydenta się kończy. Lotnisko zostało wybudowane błyskawicznie, ale co z tego skoro do dziś nie można z niego korzystać? O przepraszamy ciągle zapominamy że można korzystać z części pasa (nie wiadomo jakiej). Drzewa wokół Krywlan, które są przeszkodami lotniczymi jak stały tak stoją, a Truskolaski do tej pory robił wszystko, by ich nie wycinać.

 

W TVP Białystok, Agnieszka Błachowska z Urzędu Miejskiego w Białymstoku zdradziła, że przed pandemią przewoźnik narodowy LOT był zainteresowany uruchomieniem na Krywlanach lotów regularnych. Ponoć do tematu władze miasta z LOT-em mają wrócić. Czy oznacza to, że już w 2021 roku będą odbywać się regularne połączenia z Białegostoku? Niewykluczone. Wszak każdego dnia busy z Podlasia wożą na lotniska wielu pasażerów. Trzymamy kciuki.

Featured Video Play Icon

Piękny wystrój zachwyca! Synagoga, meczet i cerkiew – to wszystko jest na Podlasiu.

No to w Polskę – to seria filmów dotyczących ciekawych miejsc w naszym kraju. Jeden z odcinków dotyczył Podlasia, gdzie Maciek Paszek wybrał się najpierw do Tykocina, gdzie zobaczył wnętrze synagogi i usłyszał, że nie jest to świątynia. Następnie w meczecie dowiedział się jak modlą się Tatarzy oraz, że na pobliskim cmentarzu nie stawia się ognia, bo ten uznawany jest za pogański. Następnie w cerkwi w Puchłach zobaczył przepiękny jej wystrój oraz dowiedział się, że prawosławny ksiądz to nie jest żaden pop, tylko batiuszka.

 

To już kolejny film, który zachęca by przyjechać na Podlasie. Latami było ono pomijane, nieodkryte przez turystów. Teraz powoli to się zmienia i trzeba się cieszyć. Wydaje się, że trzeba też przygotować jeszcze więcej noclegów i lokali gastronomicznych w różnych zakątkach naszego regionu. Teraz wybór jest bardzo mały. Ale oto nie trzeba już się martwić, wolny rynek sam reguluje takie kwestie. W odpowiedzi na popyt tworzy się podaż.

 

Jednego można żałować. Autor filmu pominął zupełnie kościoły, a tych u nas – wartych pokazania jest bardzo dużo. Szczególnie kościół św. Rocha w Białymstoku czy też 281-letni kościół pw. Św. Barbary w Kramarzewie w powiecie grajewskim. Nie zabrakło jednak pokazania regionalnej kuchni w Supraślu, gdzie autor na koniec zajadał się lokalnymi przysmakami. Zobaczcie zresztą sami!

fot. Wschodzący Białystok

Lepszy mini-park niż beton. Brzydki zakątek zmienił się na lepsze.

Jak to się mówi lepszy rydz niż nic, a parafrazując na białostockie realia lepszy mini-park niż beton. Od przyszłego miesiąca przy ul. Parkowej będzie funkcjonować tak zwany park kieszonkowy. Czyli mini teren, na którym będzie trochę zieleni. Po ostatnich latach ciągłego betonowania miasta można powiedzieć, że jest to jakiś sukces. Szczególnie, że wcześniej przy Parkowej było mało estetyczne podwórze między blokami. Teraz oprócz zieleni będą i ławki i kosze na śmieci i oświetlenie. Nie zabraknie tez miejsca zabaw dla dzieci.

 

Park jest już gotowy, ale trwają jeszcze odbiory techniczne stąd nie można z niego jeszcze korzystać. We wrześniu jednak będzie można już sobie spędzać w nim czas. Idea tworzenia parków kieszonkowych nie jest jeszcze zbyt rozpowszechniona w Polsce. Jednak te miejsca, charakteryzujące się niewielką powierzchnią, mogą być świetnym rozwiązaniem dla mieszkańców potrzebujących wytchnienia i wypoczynku blisko domu. Pozwalają też wykorzystać tereny często zapomniane, zaniedbane i zamienić je w atrakcyjne, zielone kąciki.

 

Jest to jednak kropla w morzu potrzeb. Białystok dawniej był słynny na całą Polskę z tego, że było w nim pełno zieleni. Teraz centrum upodobnione jest do innych miast i niewiele nas wyróżnia. Jedni powiedzą, że to dobrze bo nowocześnie, jednak prawda jest taka, że wystarczy upał, by nie dało się w tym betonowym centrum przebywać.

Gdy będziesz na spacerze w lesie, zwróć uwagę na ptaki

Zwykle słyszymy ich śpiew, widzimy jak siedzą na drzewach lub przelatują w pobliżu. Rzadko kiedy możemy przyjrzeć się im z bliska, stąd warto obejrzeć powyższy film, by zobaczyć jak wygląda życie ptaków. Jest ono fascynujące, a także niezwykle potrzebne naturze. Gdyby nie one, to owady sprawiłyby, że lasy nie byłyby tak piękne. Ponadto także i ludzie by mieli problemy z normalnym funkcjonowaniem.

 

Jednym z bohaterów lasu jest Głuszec, który wydaje bardzo charakterystyczne dźwięki i można je spotkać czasem w lesie. Klapanie, trelowanie, korkowanie i szlifowanie to cała pieśń godowa tego ciekawego ptaka. Ludzie mogą go spotkać bardziej przypadkiem. Już szybciej spotkamy w naszych puszczach i parkach narodowych orły bieliki czy myszołowy. Innym ptakiem, którego spotkać to jak wygrać w totolotka to czarny bocian. Zwykle na wsiach napotykamy te białe. Gdyby tak zapuścić się w Puszczę Białowieską to może i byśmy ujrzeli czarnego.

 

Co ciekawe, ptaki w lasach występują cały rok. Zatem jeżeli na spacer będziemy szli także zimą, to jest opcja że usłyszymy ich śpiew. Jednym ze “śpiewaków” jest kos. Czarny ptak z pomarańczowym dziobem. Ich menu to głównie dżdżownice, pajęczaki i inne bezkręgowce. Na powyższym filmie warto zobaczyć jak radzą sobie inni, latający mieszkańcy lasu. Można też po prostu przejść się do lasu i zacząć obserwować ich życie. Zanurzenie się w śpiewie na pewno nas zrelaksuje.

Czy białostoczanie to śledziki? Kto to wymyślił?

Nie ma chyba osoby w Białymstoku, która nie spotkałaby się z określeniem “Śledzik”. Byli nawet tacy, co chcieli je promować w Polsce w reklamie miasta. Jest ono nieco ironiczne, nawiązujące do naszej gwary. Bowiem “śledzikowanie” jest jak “mazurzenie”, które można usłyszeć na terenach dawnego Księstwa Mazowieckiego czy jak mówienie “po swojomu” na wschodzie i południu Podlasia. Skąd jednak śledzie, skoro z Białystok ma do morza jakieś 500 km?

Jak to z tym śledzikowaniem było?

Kto stoi za określeniem białostoczan mianem skądinąd przepysznej ryby? Oficjalnie nie wiadomo, zaś nieoficjalnie to najprawdopodobniej sprawka naszych złośliwych sąsiadów zza Narwi. Czym jest śledzikowanie? Łatwo je pomylić z gwarą podlaską – bułką chleba, chachmęceniem czy banialukami. A to nie o słowa chodzi lecz o to w jaki sposób je się wypowiada. Charakterystyczne jest zaciąganie i wyśpiewywanie wręcz wyrazów. Najbardziej charakterystyczny jest śledź czyli sliedź. I to prawdopodobnie wymówiony przez kogoś w Białymstoku, usłyszany i przekazany innym przez kogoś innego spoza Białegostoku dał początek “śledzikowaniu”. Kto to mógł być? Najpewniej ten co przyjechał pod białostocki ratusz, gdzie był ogromny targ i poprosił o śledzie. Taka prosta historia, a dała początek czemuś pięknemu!

 

Co ciekawe w Podlaskiem, ale w powiecie zambrowskim – czyli już na terenach dawnego Mazowsza istnieje wieś Śledzie. Administracyjnie zmieniała się jej przynależność bardzo wiele razy. Po odzyskaniu niepodległości była w województwie białostockim. W wyniku napaści ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 miejscowość znalazła się pod okupacją sowiecką. Od czerwca 1941 roku pod okupacją niemiecką. Od 22 lipca 1941 r. do wyzwolenia włączona w skład okręgu białostockiego III Rzeszy. Do 1954 roku miejscowość należała do gminy Długobórz. Z dniem 18 sierpnia 1945 roku została wyłączona z woj. warszawskiego i przyłączona z powrotem do woj. białostockiego. W latach 1975–1998 miejscowość administracyjnie należała do województwa łomżyńskiego. Obecnie w Podlaskiem.

Na koniec warto sobie odpowiedzieć czy są “Śledzie po podlasku”. Oczywiście!

Najpierw musimy ugotować 2 jajka na twardo. Następnie zabieramy się za filety. Te moczymy od 6 do 12 godzin dwukrotnie zmieniając wodę. Ostatnie 2 godziny moczymy je w mleku. Następnie odsączamy i kroimy w kostkę. Kroimy cebulę, mieszamy ją w koncentracie pomidorowym (2 łyżki jak do zupy), dodajemy trochę (łyżeczkę albo dwie) musztardy oraz przyprawiamy. Wszystko mieszamy ze śledziem. To jeszcze nie wszystko.

 

Do mieszanki dodajemy 50 ml oleju i mieszamy. Na koniec wsypujemy drobno posiekane jajka. Smacznego!

Modlitwę łączyli z wysiłkiem, wycieczka rowerowa

Przyjeżdżają skuszeni, wyjadą rozczarowani? Coś trzeba zrobić z Green Velo!

W ostatnim czasie w RMF FM i Radiu Zet (a pewnie i innych mediach) promowało się Green Velo. W tym samym czasie odbywaliśmy dyskusję z turystami z innego regionu Polski, którzy zostali zachęceni do rodzinnego wypadu na Podlasie dzięki właśnie reklamom Green Velo. Warto zaznaczyć, że trasa biegnie z Elbląga po Kielce i Przemyśl, ale nas interesuje podlaski odcinek. Już kiedyś pisaliśmy i teraz przypomnimy, że postawienie tabliczek “tu jest Green Velo” to jeszcze żadna inwestycja. Mimo wszystko skuszeni turyści jak widać przyjeżdżają i to do nas na Podlasie. Tylko czy mają wyjeżdżać z Podlasia rozczarowani?

 

Przede wszystkim wiele osób nastawia się, że skoro jest to szlak rowerowy, to oznacza, że całość jest jedną wielką ścieżką rowerową. Niestety także i nam się tak wydawało, gdy Green Velo powstało. Najgorzej, że po kilku latach nic się nie zmieniło. Dodatkowo, gdy już się zdecydują na wycieczkę to po drodze nie zawsze coś ciekawego zobaczą, bowiem szlak omija wiele ciekawych miejsc.

 

Z perspektywy turystów, z którymi rozmawialiśmy rozczarowanie może być jeszcze większe. Bo z Białegostoku do granicy województwa podlaskiego i lubelskiego – czyli po ich trasie – ścieżka rowerowa wystąpi tylko z Białegostoku do Supraśla, kawałek za Michałowem oraz pod Hajnówką. Pozostałe drogi to takie, gdzie trzeba jechać obok samochodów. Komfort wówczas jest zerowy, bo bardzo wielu kierowców do dziś nie potrafi zaakceptować faktu, że drogi są nie tylko dla samochodów. Często spychają rowerzystów swoimi agresywnymi zachowaniami, nie zachowują bezpiecznego odstępu lub przejeżdżają bardzo szybko obok tworząc niebezpieczny podmuch wiatru. Proszę teraz wytłumaczyć rodzinie z dziećmi, że warto jechać Green Velo.

 

Druga kwestia to przebieg szlaku podlaskiego. O ile od Suwałk do Białegostoku nie można mieć żadnego zarzutu (ewentualnie tylko to, że trasa omija Narwiański Park Narodowy, a nie musi), to też przebieg na południe jest po prostu zły. Pomijając już braki dróg rowerowych, to trasa w zasadzie omija wszystkie, największe atrakcje jakie są na południu naszego województwa. I tak zamiast przez Michałowo, Siemianówkę czy Puszczę Białowieską do Hajnówki można by było poprowadzić turystów choćby przez Krainę Otwartych Okiennic oraz trasą malowniczych kolorowych cerkwi. Dodatkowo warto zachęcić, by Puszczę oglądać z perspektywy kolejki wąskotorowej, a nie roweru. Można zobaczyć dzięki temu więcej i oszczędzić siły na dalszą  trasę.

 

Kolejna kwestia to problem z noclegami. Ciężko jechać po kilkadziesiąt kilometrów dziennie trasą Green Velo, by można było zaplanować sensownie nocleg dla grupy osób. Zwykle nie ma z czego wybierać. Czasem w grę wchodzi jedynie namiot. Jednak nie każdy preferuje taki sposób nocowania. Green Velo bez wątpienia trzeba rozwijać jako projekt, ale mamy wrażenie, że będzie tak samo ja z innymi unijnymi projektami. Kasa wzięta, to można zapomnieć… Warto też naciskać na PKP, które w swoich nowoczesnych pociągach pozwala przewieźć zaledwie 6 sztuk rowerów, co jest ilością śmiesznie niską. Jak widać turystycznie jest jeszcze dużo do zrobienia. Tylko czy to nie jest wołanie w Puszczy?

Featured Video Play Icon

Święto ogórków na Podlasiu. Co ciekawego na nim się dzieje?

Święto ogórków to nie tylko okazja do radości i świętowania, ale także czas refleksji nad głęboko zakorzenionymi w kulturze Podlasia tradycjami związanymi z tym warzywem. Co roku, święto ogórków odbywa się w Kruszewie. Kruszewo staje się stolicą ogórkowych festiwali, zgromadzając miłośników tych przysmaków z całego regionu. Jednak w tym roku, mimo różnych okoliczności, ogórki wydały szczególnie obfite plony, co sprawia, że nie ma powodu do obaw, że zabraknie ich w domowych spiżarniach. Ogórki, od lat nieodłączny element podlaskiego stołu, występują tu w różnych postaciach – od surowych, przez małosolne, po kiszone czy korniszony. Przetwory z ogórków, takie jak ogórkowa sałatka czy tradycyjne kiszone ogórki, stanowią nieodłączny element zimowych obiadów.

Święto ogórków na Podlasiu

Przede wszystkim w województwie podlaskim znajduje się wieś… Ogórki. konkretnie w powiecie sejneńskim w gminie Puńsk na pograniczu Polski i Litwy. To jeszcze nie wszystko. Jedyne w kraju są kwaszone ogórki “Narwiańskie”. Do produkcji wykorzystuje się warzywa nieskażone żadnym przemysłem czy wielkimi miastami. Dolina Narwi charakteryzuje się specyficznym mikroklimatem. Uprawa ogórków (masowo) odbywa się w takich gminach jak Choroszcz, Kobylin-Borzymy, Sokoły, Łapy, Suraż, Turośń Kościelna czy Tykocin. Co ważne, produkcja nie oznacza, że są tu jakieś fabryki ogórków. Uprawa jest tradycyjna, nawożona organicznie dzięki czemu warzywa mają niesamowity, unikalny smak.

Tradycja produkcji ogóreczków

Tradycja produkcji ogórków kwaszonych w dolinie rzeki Narew sięga lat 60. ubiegłego wieku, kiedy to Spółdzielnia Ogrodniczo-Pszczelarska „Witamina” z siedzibą w Śliwnie podjęła inicjatywę skupowania zielonych ogórków od okolicznych rolników oraz ich kwaszenia. Początkowo proces kwaszenia odbywał się w drewnianych beczkach. Następnie je zatapiano w rzece Narew, co zapewniało odpowiednią fermentację i wyjątkowy smak ogórków. Choć technologia i metody produkcji mogły się zmieniać, to tradycja uprawy oraz kwaszenia ogórków w Dolinie Narwi przetrwała do dzisiaj. Tajemnice produkcji, od wyboru odpowiednich warzyw po skomplikowane procesy fermentacji, były przekazywane z pokolenia na pokolenie. Dzięki temu każdy krok wytwarzania kwaszonych ogórków w Dolinie Narwi odzwierciedla bogatą historię i tradycję tego wyjątkowego regionu.

Albert Sabin po prawej

Ten człowiek zatrzymał epidemię. Albert Bruce Sabin był z Białegostoku.

Lekarz, który wynalazł szczepionkę na Polio urodził się 26 sierpnia 1906 roku w Białymstoku. Co ciekawe, nie chciał opatentować swego wynalazku, by dzieci z całego świata mogły być zdrowe. Sabin zrezygnował z pieniędzy dzięki czemu w latach 1959-1961 miliony dzieci z Europy i Azji zostały zaszczepione a epidemia Polio została zahamowana. “Wielu nalegało na opatentowanie szczepionki, ale nie chciałem. Jest to mój dar dla wszystkich dzieci na świecie”.

 

Albert jako 13-latek wyemigrował z tatą Jakubem i matką Tilią Saperstein do USA w 1921 roku. Tam kształcił się w New York University. W 1930 roku przyjął amerykańskie obywatelstwo i wtedy zmienił nazwisko na Sabin. Odkrył, że wirus Polio rozwija się w jelicie, a potem wpływa na układ nerwowy. Jako pracownik naukowy zaczął przeprowadzać eksperymenty naukowe, które skończyły się sukcesem. I tak krok po kroku powstała szczepionka.

 

O życiu Alberta Bruce Sabina w Białymstoku można powiedzieć niewiele. Sapersteinowie prawdopodobnie mieszkali na Chanajkach. Wiadomo jedynie, że była to rodzina niezbyt zamożna, stąd emigracja jeszcze w czasach, gdy Żydzi nie musieli nigdzie uciekać przed niemieckim oprawcą ani z jego rąk ginąć. Niestety nie wiemy czym się zajmowali rodzice Alberta ani tu w Białymstoku ani w USA. Cieszyć się należy, że ich syn osiągnął tak wielki sukces.

Featured Video Play Icon

PandemJa – obejrzyj spektakl młodych, białostockich aktorów

PandemiJa to spektakl dyplomowy studentów IV roku kierunku aktorskiego Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza, Filii w Białymstoku. Warto obejrzeć przedstawienie i zobaczyć jak radzą sobie młodzi aktorzy, którzy lada moment być może zaczną robić wielkie kariery w Polsce i być może za granicą. Warto dodać, że nasza Akademia Teatralna na świat wypuściła mnóstwo zdolnych osób!

 

Spektakl dyplomowy czwartego roku, jak i środki w nim użyte, są głośnym krzykiem młodych ludzi wobec otaczającej ich nowej i sterylnej rzeczywistości. Niemożność wykonywania zawodu, strach, frustracja, absurd dzisiejszych czasów popchnął twórców do stworzenia onirycznego kolażowego spektaklu, w którym partnerem i lalką staje się kamera. Korzystając z technik mieszanych, przenosimy się w świat dotykający pandemii, w krzywym zwierciadle odbijamy prozaiczność życia, ale i mierzymy się z największymi traumami i lękami.

 

Reżyserem spektaklu jest Agata Biziuk. Scenografią, kostiumami zajęła się Marika Wojciechowska. Natomiast muzyka to zasługa znanej już w Białymstoku Nataszy Topor. Choreografią zajęła się natomiast Anna Sawicka-Hodun. Warto też wspomnieć, że istnieje coś takiego jak reżyseria świateł, którą kierował Maciej Iwańczyk. Jako, że spektakl nie odbywał się w sposób klasyczny, to była potrzeba realizacji zdjęć. Za to odpowiadał Tobiasz Czołpiński, a potem zmontował Jonasz Czołpiński. Asystentem reżyserki był Rūdolfs Apse.

 

W spektaklu wystąpili: Małgorzata Apse, Rūdolfs Apse, Magdalena Bednarek, Anna Konieczna, Karolina Mazurek, Anna Nieciąg, Katarzyna Pilewska, Karol Sławek, Agata Słowik oraz gościnnie Zbyszek. Warto dodać, że spektakl zyskał przychylność widzów, co mogą sugerować zarówno oceny w serwisie YouTube jak i komentarze. Serdecznie zapraszamy do oglądania!

Film Zenek bije rekordy popularności!

Tyle hejtu się polało na ten film, a okazało się że jest na tyle dobry, że na popularnym serwisie Netflix jest w czołówce oglądanych filmów. Sami go widzieliśmy już w kinie i szczerze zachęcamy do obejrzenia wszystkich tych, którzy jeszcze nie widzieli. Zenek to nie jest film w stu procentach biograficzny o królu disco polo Zenku Martyniuku. To jest film, który jest niejako powrotem do przeszłości, na podlaską wieś i jej okolice. Były to czasy, gdy disco polo jeszcze nie istniało, zatem w filmie też nie usłyszymy takiego gatunku. Jedyny moment z disco polo to napisy końcowe.

 

Zobaczymy za to nasze piękne Podlasie – wspaniałą naturę, drewniane zabytki i inne kultowe miejsca jak Bondary nad zalewem Siemianówka i tamtejszy Bar Disco Czar. Co ciekawe – Jakub Zając – grający młodego Zenka zagrał lepiej niż wydawałoby się doświadczony “stary Zenek” czyli Krzysztof Czeczot. W ogóle było błędem zatrudnianie tego drugiego. Pierwszy powinien zagrać całość! Ale to już na inną opowieść.

 

Przesłanie jest takie, że nie warto hejtować, a szczególnie gdy się nie widziało filmu. A tak właśnie było z Zenkiem. Ludzie zaczęli przed premierą wylewać pomyje na film tylko dlatego, że wyprodukowała go upolityczniona TVP. A gdy się okazało, że to naprawdę dobry film, to wszyscy trochę ucichli. A w każdym dziele jest tak samo – jeżeli to szmira, to nikt tego oglądać nie będzie. A Zenek, który obecnie króluje w serwisach VOD dotrze też na łamy tradycyjnej telewizji. Warto go będzie obejrzeć ponownie i sobie przypomnieć. Czasem oglądanie drugi raz tego samego filmu powoduje, że mamy zupełnie inne spostrzeżenia. Tym razem może być podobnie.

Coś się kończy, coś zaczyna. Centrum Park właśnie znika!

Stare znika, będzie nowe. Mowa tu oczywiście o Centrum Park, które miało być tymczasowe, a sporo lat zleciało. Pierwsze pawilony pojawiły się między dworcami w 1991 roku, gdy w Polsce zaczął raczkować kapitalizm. Pierwotnie w tym miejscu miał znajdować się parking. W imieniu kupców handlujących na białostockich bazarach i targowiskach utworzenie kolejnego miejsca negocjował z miastem Ryszard Mazurek. W efekcie przed świętami Bożego Narodzenia w 1991 roku można było zrobić pierwsze zakupy w Centrum Park zwanym wówczas “Stary Park”. W 1995 roku było już 91 lokali. W 1996 roku powstał pomysł budowy nowego kompleksu handlowego. Budynek pomieścił 57 kolejnych lokali. I tak przy dworcu łącznie funkcjonowało 148 lokali. Dziś to miejsce wieje pustkami. Jego czas dobiega końca i nikt pretensji do prezydenta o inwestycję nie ma. Jednak o styl w jakim ją zaczyna.

 

Teraz wszystko likwidują ciężkie maszyny. Co dalej? Najpierw zniknął stary dworzec PKS i mamy nowoczesny obiekt, teraz wyremontowano dworzec PKP, który przypomina carskie, XIX-wieczne początki. Kolej na teren między dwoma dworcami. Będzie tam znajdować się komunikacyjny węzeł intermodalny, podobny do tego jaki znajduje się na skrzyżowaniu Sienkiewicza i Jurowieckiej. Do tego zlikwidowana będzie kładka, której schodów bały się wszystkie dzieci. Zamiast niej będzie tunel. Jest to duże udogodnienie.

Nie ma co ukrywać, że jest to zmiana na lepsze. Miejmy nadzieję, że gdy będzie już ukończona całość, to władze zaczną się starać, by z Białegostoku odjeżdżało jeszcze więcej pociągów, autobusów a komunikacja miejska w końcu zacznie pracować dużo lepiej niż obecnie. To jest jednak już zupełnie inna historia, którą poruszaliśmy wiele razy na łamach tego portalu.

fot. K. Kundzicz / Wikipedia

Podlaskie kolorowe i drewniane. Okiennice i cerkwie hitem turystycznym

W ostatnim czasie w internecie prawdziwy wysyp materiałów z Podlasia. Wiele turystów czy blogerów postanowiło przybyć do naszego regionu. Te dwa motywy przewijają się najczęściej – czyli zdobienia domów – otwarte okiennice oraz kolorowe, drewniane cerkwie. Kolejnym przykładem jest TraveLove, które zrobiły dwuczęściowy, solidny materiał na ten temat. Warto oba filmy obejrzeć.

 

Pierwszy dotyczy Krainy Otwartych Okiennic. Jak słusznie zauważyli autorzy filmu to nie tylko Soce, Puchły i Trześcianka, ale wiele innych miejscowości, które omawiają w swoim filmie (do obejrzenia poniżej).

Druga część dotyczy kolorowych, drewnianych cerkwi w regionie. Można się dowiedzieć sporo ciekawych informacji, a także przede wszystkim usłyszeć o wioseczkach z takimi świątyniami, o których nie przeczytamy raczej w przewodnikach.

Autorzy dodają także poniższą mapę cerkwi, by wygodniej się zwiedzało.

Warto zauważyć, że to już kolejny taki materiał. Można śmiało powiedzieć, że okiennice i cerkwie są hitem wśród turystów. Dawniej znany był w naszym regionie Augustów, później nieśmiało zaczęła być popularna Białowieża, następnie Kruszyniany i Supraśl. Dziś Kraina Otwartych Okiennic oraz podlaskie wsie. Cieszyć się trzeba, że mamy coraz więcej do zaoferowania. Ostatnio obserwując w maleńkich Pawłach obok Ryboł ruch samochodów – można było zobaczyć bardzo dużo obcych rejestracji. Nawet był kamper z Czech! Gdy wszystko na świecie wróci do normy, to turystyczny ruch u nas będzie naprawdę spory! Do tego czasu jednak warto zadbać o to, na co zwrócili uwagę autorzy filmu. Mianowicie, by była lepsza baza noclegowa, bo obecnie jest po prostu mała.

Featured Video Play Icon

Wioska istniała 500 lat. Teraz są tam tylko wilki i żubry…

Jeżeli trafilibyście kiedyś do tej wioski i się zgubili, to nie byłoby kogo zapytać o dalszą drogę. Ostatni mieszkańcy wyprowadzili się jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku. I tak pusta wioska stoi do dziś. A istniała ponad 500 lat! Jamasze znajdują się w pobliżu Krynek, a konrketniej obok Ozieran Małych przy samej granicy polsko-białoruskiej. Wioska znajduje się pomiędzy dwoma rzekami – Nietupą i Świsłoczą.

 

Według spisu powszechnego w 1921 roku w Jamaszach żyły 34 osoby. Dwudziestu mężczyzn oraz czternaście kobiet. Ostatni mieszkaniec wyjechał w 1979 roku, gdy wrócił okazało się, że nie ma do czego, bo wszystko było już rozkradzione. Od tamtej pory w Jamaszach nikt nie mieszka. A szkoda, bo wioska istniała przez ponad 500 lat. Przeżyła zabory i dwie wojny światowe. Nie przeżyła niestety PRL-u.

 

Wioska w czasach II wojny światowej była świadkiem wielu bestialstw ze strony Niemców, którzy potrafili dotkliwie pobić jednego mieszkańca oraz poszczuć go psami za to, że łowił ryby. W innym przypadku, gdy na tereny wkroczyli już Rosjanie zabierali ze sobą wszystkich w miarę młodych mężczyzn. Ojciec z synem schowali się w życie. Jednak jakieś dwie kobiety z wioski pokazały Rosjanom, gdzie. Po latach ojciec wrócił bez syna i postanowił się zemścić na kobietach. Zdobył pieniądze, przekupił żołnierzy niemieckich i razem z nimi wkroczyli razem do wioski. Zaprowadzono kobiety na cmentarz i tam rozstrzelano. Dla przykładu kilka dni nie można było ich pochować.

 

W Jamaszach dziś stoi odnowiony krzyż upamiętniający istnienie miejscowości wraz z tablicą. Jest też ławeczka, by posiedzieć i oddać się zadumie. To wszystko. Żadnych domów już nie ma. Są tylko wilki i żubry.

Bakterie w zalewie w Dojlidach oraz w Supraślu. Nie można się kąpać!

BOSiR sprawujący pieczę nad plażą w Dojlidach wprowadził zakaz kąpieli w zalewie. Powodem są wykryte bakterie – enterokoki w wodzie, wiązane z “chorobą brudnych rąk”. Podobna sytuacja ma miejsce w Supraślu, gdzie jest zalew nad rzeką Supraśl. Plaża w Dojlidach obecnie jest za darmo i można korzystać z wypożyczalni sprzętu wodnego oraz z całej infrastruktury. Nie można tylko się kąpać. Sytuacja powinna się zmienić w ciągu kilku dni. W Supraślu wejście było zawsze bezpłatne.

 

Skąd bakterie w zalewie? Nie będziemy wchodzić w naukowe dywagacje, ale generalnie chodzi o brak higieny zbyt wielu osób kąpiących. W największym uproszczeniu – woda w zalewach jest stojąca (w przeciwieństwie do rzeki). Ponadto zbiornik Dojlid jest mały, a supraski mikroskopijny wręcz w porównaniu z tym pierwszym. Gdy bardzo dużo ludzi się w nich kąpie, to w wodzie mogą znajdować  się też ich bakterie. Teoretycznie przed kąpielą w zalewie trzeba wziąć prysznic, ale jak jest wiadomo. Bakterie znajdują się na co dzień w jelitach człowieka, ale gdy namnoży się ich zbyt wiele to gdy znajdą się w jamie ustnej albo cewce moczowej. Wtedy dochodzi do zakażenia i trzeba brać antybiotyk. Na szczęście nie zagraża to zdrowiu czy życiu.

 

Pod Białymstokiem są alternatywne miejsca, gdzie można się kąpać. To między innymi plaże w Michałowie, Korycinie czy Siemiatyczach.

fot, Wrota Podlasia

Czy na Podlasiu jest miejsce dla genetycznie modyfikowanych drzew?

W PRL masowo sadzono topole, bo bardzo szybko rosły. Niestety także latem mocno rozwiewało puch z takich drzew, który to był dosłownie wszędzie i przylepiał się do wszystkiego. Jako dziecko pamiętam, że puch bardzo łatwo się palił, a topola ogromna dzięki wiatrowi przyjemnie szumiała. Gdyby dawniej zrobić pocztówkę z Polski, to w krajobrazie takiego drzewa zabraknąć by nie mogło. Niestety topola to także katorga dla alergików, których zaczęło pojawiać się coraz więcej, a wręcz występować masowo. Okazało się też, że wielkie drzewa to zwyczajne chwasty. Dziś trudno takie dostrzec w miejskim krajobrazie.

 

Tymczasem zamiast zazieleniać całe miasta, by było jak najwięcej tlenu i chłodu latem, to testuje się genetyczne mieszanki – drzewa tlenowe. Taka roślina daje 10 razy więcej tlenu niż normalne drzewo, przez co jest w mieście bardzo pożyteczna. Ale to też chodzenie na skróty. By posadzić mniej, by było więcej betonu. 50 takich drzew posadzono w Łomży w ramach eksperymentu pod okiem Wyższej Szkoły Agrobiznesu w Łomży.

 

Drzewo powstało w 2011 roku w warunkach laboratoryjnych. Osiąga wysokość 16 metrów w 6 lat, a po ścięciu odrasta od pozostawionego pnia jeszcze przez kilkanaście lat. Może wyprodukować nawet do 10 razy więcej tlenu w porównaniu z innymi gatunkami rodzimych drzew liściastych, a to dzięki liściom o ogromnej powierzchni sięgającej nawet 3000 centymetrów kwadratowych (czyli o średnicy 70 cm). Topola bis? Drzewa posadzono przy trasach z dużym ruchem samochodów. Teraz trzeba będzie sprawdzić co gromadzi się w ich liściach i w glebie pod wpływem intensywnego ruchu drogowego. W dalszej perspektywie także to jaką mają wartość opałową takie drzewa. Ważna dla naukowców i ekologów jest także ocena jak drzewo tlenowe wpływa na rodzime ekosystemy i gatunki roślin.

 

Miejmy nadzieję, że cała ta genetyczna mieszanka po prostu nie wypali i wrócimy do normalnych drzew. W przyrodzie nie ma drogi na skróty. Nawet jak przez 10 czy 20 lat nie będzie widać różnicy, to ta różnica może występować. A jako pierwsze odczują ją zwierzęta, a potem być może ludzie. Tak było, gdy wyregulowano rzeki, a w praktyce je zniszczono i mamy suszę oraz podtopienia, tak było z pryskaniem upraw i wybiciem mnóstwa pszczół. Można wymienić jeszcze dużo, co człowiek zniszczył próbując przerabiać naturę. Dlatego genetycznie modyfikowane drzewa z Łomży nie powinny być sadzone już nigdzie indziej, gdy tylko eksperyment się zakończy.

Do Krainy Otwartych Okiennic można bezpiecznie dojechać rowerem!

Dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy spędzają urlop na Podlasiu z rowerami lub po prostu są aktywnymi rowerzystami. Mimo trwających robót na trasie Zabłudów – Hajnówka jest już możliwy bezpieczny przejazd ścieżką rowerową do miejscowości Soce.

 

Każdy, kto jechał kiedyś drogą wojewódzką wie jak nieprzyjemne to i niebezpieczne jest, gdy co chwilę zza pleców wyjeżdża nam samochód. Kierowcy zazwyczaj nie trzymają dystansu, spychają rowerzystów, a o liczbie śmiertelnych potrąceń już nie będziemy nawet wspominać. Generalnie lepiej nie jechać niż jechać taką trasą. Podobnie było również na trasie z Białegostoku do Puszczy Białowieskiej. Dojechać tam było ciężko. Ale wkrótce to się zmieni, gdy tylko ukończony zostanie remont drogi wojewódzkiej. Razem z nią powstaje ścieżka rowerowa. Jako, że nowa droga jest już gotowa z Zabłudowa do Soc, oznacza to, że można bezpiecznie dojechać do Krainy Otwartych Okiennic nawet z Białegostoku!

 

Wpierw należy wyjechać z Białegostoku. Można wybrać w sumie 2 bezpieczne trasy. Najpierw ścieżką rowerową ul. Mickiewicza, cały czas prosto aż do miejscowości Halickie. Następnie kierujemy się w stronę miejscowości Białostoczek, by wyjechać do krajowej 19. To jedyny minus, bo trzeba będzie przejechać nią 750 metrów, by skręcić w Protasy. Dalej możemy się cieszyć już bezpieczną jazdą do samego Zabłudowa skręcając w Dobrzyniówce.

 

Drugi wariant zakłada, że do krajowej 19 nie będziemy musieli się nawet zbliżać. Wystarczy wyjechać z miasta ul. Filipowicza i tamtejszą ścieżką rowerową dojechać do Juchnowca Kościelnego. Następnie na rondzie kierujemy się na Janowicze, a potem na Janowicze Kolonię. Tu też niestety będzie minus, bo kolejne 9 kilometrów do Zabłudowa przez Nowosady nie będzie miało asfaltu. Alternatywnie możemy podjechać z Janowicz Kolonii w prawo i za 2 kilometry skręcić w Krynickie, a dalej do Zabłudowa.

 

Niezależnie, którą trasę wybierzemy to w Zabłudowie dalej wyboru nie ma. Droga na Hajnówkę jest jedna, wyżej wspominana ze ścieżką rowerową. W miejscowości Soce skończy się droga, a zacznie się remont. Wtedy musimy zjechać na drogę bez nawierzchni, a następnie by skręcić do wsi. Zwiedzając malownicze domy możemy objechać dalej Puchły, Ciełuszki oraz Pawły i Ryboły. Wrócić do Białegostoku najbezpieczniej będzie przez Zabłudów. Z Ryboł prowadzi tam droga krajowa, więc żeby ominąć ją trzeba pojechać na Rzepniki i Krynickie lub po prostu wrócić tą samą trasą co przyjechaliśmy.

O tej podlaskiej trasie mało kto wie. Dawniej to była najważniejsza droga w państwie!

Władysław Jagiełło (u góry). Ilustracja z książki „Wizerunki książąt i królów polskich“ / Ksawery Pilati (1843-1902) / Wikipedia

Ostatnio obchodziliśmy kolejną rocznicę zwycięstwa pod Grunwaldem, którego konsekwencje doprowadziły do rozpadu państwa Zakonu Krzyżackiego i długoletniej dominacji Królestwa Polskiego. A wspominamy o tym, by skłonić do refleksji – co dziś pozostało nam po tym wielkim zwycięstwie. Złotymi głoskami w historii zapisał się Władysław Jagiełło. Po wielu latach polskiej dominacji przyszły jednak zabory. Gdy odzyskaliśmy niepodległość – trzeba było zszyć kraj. Mało kto wie, ale w 1918 roku obowiązywało na terenach II RP pięć różnych porządków prawnych! Jednak krok po kroku do 1939 roku Polska zaczęła się odradzać. Potem wielkie zniszczenia II wojny światowej obróciły wiele miejsc w gruz i znów trzeba było odbudowywać. W czasach PRL byliśmy niejako znów pod zaborem rosyjskim. Przez to choćby nasz region kulturowo powrócił do tych czasów. Polityka “rusyfikacyjna” prowadzona była jednak bardziej subtelnie. Mamy jednak 2020 rok, jesteśmy bogatszym krajem niż jeszcze 10, 20 czy 30 lat temu. Możemy sobie pozwalać na coraz więcej. Dlatego też przyszedł czas na to, by zrobić pewien bilans, którym odpowiemy sobie czy nadal chcemy kontynuować dzieło zaborcy czy zacząć przywracać pamięć i dziedzictwo o świetnych czasach Królestwa Polskiego oraz odrodzić te elementy kultury polskiej, o których zapomnieliśmy.

Z perspektywy podlaskiej

Król Polski oraz Wielki Książę Litewski Władysław Jagiełło, gdy rządził zarówno Polską jak i Litwą rezydował głównie w ówczesnej polskiej stolicy – Krakowie, ale wielokrotnie podróżował również do Wilna, by doglądać tamtejszych spraw osobiście. Chcąc nie chcąc królewski orszak musiał jakoś się przetransportować. Gdy spojrzymy na mapę, to zastanawiamy się czy król Jagiełło podróżował też przez dzisiejsze Podlasie. Drogi z Krakowa prowadzące do Wilna były dwie, jedna prowadziła przez dzisiejsze Podlasie. Należy jednak zaznaczyć, że wówczas nasz region był “rozdarty” pomiędzy Księstwo Litewskie, a lenno Królestwa Polskiego. Choć granica była umowna, to gdyby jej się trzymać, to można by było powiedzieć że Jagiełło jadąc przez nasz region kilkukrotnie by przekraczał granicę raz w jedną raz w drugą stronę. Jak wyglądała trasa?

 

Pierwszym większym przystankiem podczas wyprawy z Krakowa był zamek w Lublinie. Następnie wybierano wariant kierując się albo na Brześć albo na Mielnik . Gdy padał wybór tej drugiej trasy, to przekraczając rzekę Bug orszak kierował się następnie na Milejczyce. Kolejny przystanek to Bielsk oraz miejscowość Narew. Ostatnim punktem dzisiejszego Podlasia były Krynki. Dodać należy także, że trasą tą nie poruszał się jedynie orszak, ale była ona stale uczęszczana przez kupców, urzędników, dyplomatów, rycerzy, duchownych, uczonych, artystów i innych. A od 1569 roku, gdy utworzona została Rzeczypospolita Obojga Narodów była to najważniejsza droga w państwie!

Szlak Jagielloński

Patrząc z dzisiejszej perspektywy zaborcy rosyjskiemu skutecznie udało się doprowadzić do degradacji kultury polskiej bowiem dziś między Lublinem a Białymstokiem nie ma porządnej drogi (która dopiero powstaje). O dawnej trasie nie ma nawet co wspominać. Na 130 kilometrowym odcinku pomiędzy Mielnikiem a Krynkami mimo, że istnieją drogi to tak naprawdę niewiele pozostało. Warto jednak podkreślić, że 11 lat temu utworzono turystyczny “Szlak Jagielloński”. Niestety nie poszły za tym żadne inwestycje. Upowszechnianie kultury i historii nie powinno mieć miejsca tylko w sposób teoretyczny przy pomocy książek czy mediów. Warto przywracać to, co zaborca doprowadził do upadku. Gdyby tak zrobić “inwentaryzacje”, to wyszłoby, że jest wiele obiektów (choćby ruiny w Mielniku), które można by było przywrócić, spójnie ze sobą połączyć, a także zorganizować wokół nich turystykę. Byłby to niewątpliwie pierwszy krok, by przywrócić pamięć o świetnych polskich czasach, które nasi protoplaści wywalczyli na polach Grunwaldu.

To jedyne takie miejsce w Polsce! Powstało w Drohiczynie na Podlasiu.

W Drohiczynie od 15 lipca 2020 zaczęło funkcjonować Nadbużańskie Centrum Turystyki Kajakowej. Mieści się przy ul. Kraszewskiego 13 i warto zapisać sobie ten adres, bo to jedyne takie miejsce w Polsce!

 

W Centrum znajdują się eksponaty z Muzeum Kajakarstwa oraz wystawa zdjęć. Dodatkowo można też oglądać nowoczesne kajaki. Jest też basen, na którym można testować sprzęt oraz… skorzystać z symulatora pływania kajakiem. Można sobie zadać pytanie po co cała ta inicjatywa? Drohiczyn chce ściągnąć i skupić wokół siebie branżę kajakową. Tak jak mamy w Polsce mnóstwo rowerzystów, narciarzy, tak też nie brakuje również wielu osób uczestniczących w spływach lub trenujących sporty kajakowe. Tylko na Podlasiu jest kilka dobrych miejsc na takie aktywności. A wypożyczalni sprzętu wodnego mnóstwo!

 

Warto przypomnieć, że w Drohiczynie co roku organizowany jest największy spływ kajakowy w Polsce – 500 kajaków. W tym roku jak wszystko się nie odbył i nie odbędzie. A na koniec dodamy, że w ciągu 7 lat istnienia poprzedniej instytucji, która została włączona do Nadbużańśkiego Centrum Turystyki Kajakowej, na wizytę przyszło tam 50 tysięcy osób! Warto dołączyć do tego grona i zainteresować się sportem kajakowym, bo to naprawdę świetna sprawa!

Najpiękniejsze zakątki Puszczy Knyszyńskiej. Wystarczy nam rower.

Żeby zanurzyć się w Puszczy Knyszyńskiej potrzebować będziemy roweru. To rozległy kompleks leśny i piechotą zwiedzimy go tylko w małej części. Za to rowerem będzie to dużo łatwiejsze. Proponowana trasa ma około 65 km długości.

 

Zaczynamy w Supraślu i kierujemy się następnie na pobliską Cieliczankę, a także Kołodno. Tam jeżeli mamy ochotę możemy zejść z drogi i wybrać się w na Wzgórza Świętojańskie, gdzie czekać będzie wieża widokowa. Później odwiedzimy słynny Królowy Most. Oczywiście to co w filmie widzimy jest zlepkiem Sokółki, Białegostoku, Supraśla czy Tykocina. Natomiast prawdziwy Królowy Most to wieś, w której stoi bardzo piękna i okazała cerkiew. Można też tam pod wiatą grillować. Jest do tego specjalne miejsce.

 

Żeby bezpiecznie ominąć drogę krajową musimy najpierw przejść na drugą stronę, a potem zrobić mały łuk i wrócić z powrotem. Gdy będziemy jechać na północ, to napotkać możemy kapliczki w Nowosiółkach, a jeszcze przed nimi będzie drogą którą przekroczymy most na rzece Supraśl. To ważne, bo będziemy się poruszać w pobliżu tej rzeki i w pewnym momencie zabrakłoby nam drogi.

 

Kolejny etap to długa, piękna leśna droga aż po okolice Starego Trzciana. Tam dojedziemy do drogi wojewódzkiej, z której możemy znów wjechać do lasu i tym razem jechać w pobliżu rzeki Słoja. Tym razem dotrzemy w okolice Lipowego Mostu. Następnie powinniśmy się kierować na Łaźnie, Surażkowo, a potem kolejnym leśnym szlakiem dojedziemy znów do drogi wojewódzkiej pod samym Supraślem, do którego będzie można już szybko wrócić.

 

Taka wyprawa pozwoli nam się całkowicie zanurzyć w Puszczy Knyszyńskiej, gdzie będziemy mogli poczuć jej przyrodę w sposób maksymalny. Świeże powietrze odświeży także nasz umysł. Po drodze możemy napotkać dzikie zwierzęta. Jeżeli tak się stanie, to nie wchodźmy z nimi kontakt. Możemy też zbierać grzyby, bo tych nie zabraknie!

Turystyka na Podlasiu będzie się zwijać? Marszałkowi chyba nie zależy…

Marszałkowi Arturowi Kosickiemu najwyraźniej nie zależy na rozwoju podlaskiej turystyki. Najpierw swoją złą decyzją sprawił, że nie będzie można dojechać koleją do Białowieży z całej Polski przez Białystok (co było planowane), teraz zapowiada na łamach lokalnej prasy, że ma wątpliwości czy nie pozbyć się ośrodka Szelment, do którego uderzały takie liczby turystów, że ciężko było o rezerwację. Najlepiej wszystko zlikwidować, pozamykać, a potem patrzeć jak turyści przestają nas odwiedzać. Z takim myśleniem daleko nie zajedziemy.

 

Koronawirus dał się nam we znaki wszystkim bardzo mocno. Najbardziej jednak zachodniej i południowej Europie. W Polsce gospodarcze prognozy nie są najgorsze. Jak to możliwe? Pandemia sprawiła, że w innych państwach dosłownie stanęła turystyka, co pociągnęło za sobą ogromne straty w hotelarstwie, gastronomii czy w firmach przewozowych, a nawet lotniczych. Można więc podejść do sprawy, że skoro w Polsce teraz nie ma problemu, to znaczy, że inwestowanie w turystykę to zły pomysł. Można pomyśleć zupełnie inaczej, zadając sobie pytanie – ile pieniędzy straciliśmy do tej pory, pozwalając by turyści z całego świata odwiedzali inne kraje.

 

Teraz należy sobie zadać kolejne pytanie. Czy na Podlasiu nie ma czego zwiedzać? Gdyby tak było, to ten portal w zasadzie nie miałby po co istnieć. Niemalże każdego dnia dajemy Wam kolejne powody, by coś w naszym pięknym regionie zwiedzić, poznać, zobaczyć czy posmakować. Nie oszukujmy się – żadnego przemysłu u nas nie będzie (bo i po co, skoro czasy są nowoczesne i ekologiczne). Wszelkie zagraniczne korporacje zatrudniające setki osób także na Podlasiu nie występują. My mamy do zaoferowania jednak coś, czego nie mają inni – unikalną naturę, architekturę, kulturę czy kuchnię. Co z tego skoro nie można do nas ani dolecieć samolotem, a dojazd z Białegostoku w inne zakątki Podlaskiego to mordęga. Turyści, którzy do nas przyjeżdżają najczęściej muszą być skazani na łaskę nawigacji i samochodu albo zorganizowanej wycieczki. Wszystko dlatego, że na Podlasiu w turystę się nie inwestuje. Nikt nie dba o to, by przyjechało do nas jak najwięcej osób, zostawiło jak najwięcej pieniędzy, by przedsiębiorcy część swoich dochodów oddali w podatkach, zasilili biedne kasy samorządów.

 

Zamiast rozwijać sieć połączeń komunikacyjnych na Podlasiu, tak jak działa to na Dolnym Śląsku, u nas do Suwałk dojeżdża jeden pociąg z Polski. Planuje się za ileś tam lat połączyć kolejowo Łomżę… z Warszawą, a nie Białymstokiem. Do Siemiatycz dojedziemy pociągiem z Warszawy, a nie Białegostoku. A ostatnio reaktywując linię kolejową Białystok – Hajnówka marszałek Kosicki podjął szkodliwą decyzję, by nie przeznaczać pieniędzy na remont trasy Hajnówka – Białowieża, tak by turyści z Polski mogli tam wygodnie dojechać i podziwiać niesamowity rezerwat przyrody.

– Powiat Hajnowski nie uzyskał dofinansowania do realizacji inwestycji i w związku z tym nie rozpoczęła się jej realizacja – informuje „Rynek Kolejowy” Walentyna Pietroczuk, Naczelnik Wydziału Promocji i Rozwoju w Starostwie Powiatowym w Hajnówce. – Na dzień dzisiejszy projekt nie będzie realizowany z RPO WP – dodaje. – Tak pisaliśmy w lutym tego roku.

/marszalek-nie-dal-pieniedzy-nie-dojedzie-pociag-do-bialowiezy/

Teraz marszałek Artur Kosicki rozważa koleją szkodliwą decyzję. Rozważane jest pozbycie się Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji “Szelment”. Wspaniały obiekt znajdujący się na Górze Jesionowej na Suwalszczyźnie niejednej zimy przyciągał takie tłumy, że ciężko było o rezerwacje. Ludzie szusowali na nartach aż miło. Wbrew pozorom, na “Szelmencie” jest co robić także latem. Znajduje się tam przyjemna plaża. Można pływać i uprawiać wakeboarding nad czystym jeziorem. Jest też park linowy. W ostatnim czasie “Szelment” miał kłopoty jednak, bo zimą nie było śniegu. A jak wiadomo trudno jeździć na nartach, gdy puchu białego zabraknie.

fot. WOSiR Szelment
fot. WOSiR Szelment

Czeka nas decyzja, czy widzimy ten podmiot jako spółkę, którą finansuje województwo podlaskie – przyznał marszałek Artur Kosicki. – W mojej osobistej ocenie są pewne wątpliwości, czy jest dalszy sens prowadzenie tej spółki w ramach działalności województwa. – czytamy w Gazecie Współczesnej. Logiczne jest, że skoro nie było zimy, to były straty finansowe. Politycy przypuszczają też, że zimy nie będzie w kolejnych latach. Taki scenariusz trzeba też zakładać. Czy to oznacza, że “Szelment” trzeba pogrzebać? To naprawdę przepiękne miejsce. Zamiast “zaorać” coś, co przyciągało tłumy lepiej zmienić w taki sposób, by przyciągało cały rok! Miejmy nadzieję, że Artur Kosicki, Marszałek Województwa Podlaskiego kolejnej szkodliwej dla podlaskiej turystyki decyzji nie podejmie. Zamiast tego – oczekiwać należy wyciągnięcia pomocnej dłoni.

Rowerem przez Podlasie. Mnóstwo pięknych widoków i sama przyjemność!

W okresie wakacyjnym warto chociaż raz zorganizować sobie wycieczkę rowerową po Podlasiu. Najlepiej tak jak na powyższym filmie z noclegiem – wtedy będziemy mogli zobaczyć świetne widoki, unikalną architekturę oraz całkiem przyjemną przyrodę.  Każde z tych miejsc ma swoje walory. Jeżeli tak jak autor filmu zaczniemy od przejazdu koleją z Białegostoku do Czeremchy, by do tego miasta wrócić to przed nami około 100 km drogi rowerem.

 

Kolejne kadry filmu to także przejażdżka kolejką wąskotorową, która kursuje na trasie Hajnówka – Białowieża – Topiło. Warto się przejechać nią, by podziwiać Puszczę Białowieską od takiej strony, z której piechotą ani rowerem nie dotrzemy. Tory bowiem przebiegają przez dzikie zakątki. Kolejny przystanek to Zalew Siemianówka. Warto nie tylko obejrzeć go z góry, z wieży widokowej – szczególnie jak na filmie – o zachodzie słońca, ale też dobrze jest objechać rowerem zbiornik dookoła, bowiem z każdej jego strony znajdziemy ciekawe zakątki.

 

Ostatni etap – w filmie już w kolejnym dniu – to długa kładka prowadząca do pustelni w Odrynkach, a także Kraina Otwartych Okiennic, do których w ostatnich latach uderzają tłumy turystów. Za sprawą kolorowych domów z pięknymi ornamentami na okiennicach oraz kolorowych cerkwi, które w zależności od barwy powierzają się opiece Matce Boskiej, Duchowi Świętemu lub konkretnemu patronowi świętemu.

 

Warto też pamiętać, że sama jazda rowerem to ogromna przyjemność. Szczególnie w podlaskich warunkach przyrodniczych. Dodać też trzeba, że trasa jest w miarę płaska. Pod górkę robi się dopiero jeżeli zapuścimy się na południe województwa podlaskiego – w okolice Bugu. Wypatrujcie więc ładnej pogody i w drogę!

Nowe miejsce do rekreacji w Białymstoku już gotowe! Można będzie się relaksować.

Takich inwestycji powinno w mieście być jak najwięcej. Z inicjatywą w tym przypadku wyszli mieszkańcy. Mieli oni także głos decydujący. Z budżetu obywatelskiego dokonano rewitalizacji jednego ze stawów przy ul. Mickiewicza. Dawniej był miejscem niezbyt przyjemnym, teraz aż zachęca by go odwiedzać. Białostoczanie wkrótce będą mogli z niego korzystać. Zakończyły się już prace budowlane. Pozostało tylko zarybić staw i posadzić trochę roślin. Do tego czasu teren nie będzie jeszcze udostępniony, ale jak się domyślacie takie czynności nie trwają zbyt długo, więc lada moment miejsce będzie dostępne.

 

Na jednym z brzegów zbiornika zainstalowano pięć pomostów dla wędkarzy. W innej części wybudowano fragment rowu z kamiennym dnem, nad którym pojawiła się stylowa kładka z poręczami. Jeszcze inny brzeg został wzmocniony specjalną palisadą, utworzono też ścieżkę spacerową. Ze względu na przyrodnicze walory tego miejsca, na środku stawu – tuż obok wyspy – pojawiła się wieża dla nietoperzy i jerzyków, a na pobliskich drzewach zainstalowane zostały budki dla ptaków, domki dla wiewiórek, specjalne domki dla jeży, które występują tam dość licznie. Wokół stawu zamontowano ekologiczne lampy fotowoltaiczne, ławki i kosze na śmieci. Aby poprawić jakość wody oczyszczono dno stawu poprzez wywiezienie namułu, pogłębiono zbiornik na całej jego powierzchni, przeprowadzono reprofilację dna zapewniając w ten sposób właściwą cyrkulację wody, przebudowano urządzenia wodne, a także zainstalowano dwie specjalne platformy w postaci wysp pływających z funkcją oczyszczania wody.

 

Rosnące tam drzewa zostały zachowane, a wkrótce będzie ich jeszcze więcej. Na przyległym terenie zostanie posadzonych 7 drzew. Ponadto zasadzonych będzie 158 krzewów, w tym derenie, róże, budleje Dawida (motyli krzew), hortensje bukietowe. Będzie także rabata, na której zostanie posadzonych 160 bylin. Zapowiada się przepiękny ogród w centrum miasta! Chciałoby się, żeby takich miejsc było jak najwięcej!

fot. Dawid Gromadzki / Wschodzący Białystok

Wakacje w mieście? Białystok oferuje bardzo dużo!

W lipcu i sierpniu białostoczanie, a także turyści będą mogli wziąć udział w wielu wydarzeniach zarówno dla najmłodszych jak i dorosłych. Jeżeli nie wiemy od czego zacząć, to trzeba udać się do jednego z najstarszych budynków w mieście – bramy wjazdowej do Pałacu Branickich. Tam mieści się informacja turystyczna, gdzie będzie można usłyszeć wiele pomysłów na inspirujące wyprawy. Dowiemy się między innymi o szlakach turystycznych esperanto, wielu kultur, rodu Branickich, białostockich  fabrykantów, świątyń, architektury drewnianej, osiedla Bojary, nowożytnych cerkwi i białostockich murali. Brama pałacu to też punkt startowy wielu wydarzeń.

 

  • „Pałac w pigułce” – bezpłatne spacery z przewodnikiem PTTK, które odbywają się w soboty i niedziele (do 27 września). Za każdym razem zbiórka odbywa się w Bramie Pałacowej o godz. 12.00 i 14.00.
  • Oglądanie panoramy miasta z punktu widokowego na wieży kościoła św. Rocha przy ul. ks. A. Abramowicza 1. Punkt jest czynny od poniedziałku do soboty w godz. 9.00-16.00, a w niedziele i święta w godz. 14.00-17.00.
  • Przejazd zabytkowym “ogórkiem” – w każdą niedzielę. Przejazdy organizowane są o godz. 11.00, 12.00 i 13.00. Zgodnie z obowiązującym reżimem sanitarnym w autobusie może przybywać nie więcej niż 20 osób. Wyjazdy, jak co roku, odbywają się z przystanku przy Pałacu Branickich (Plac Jana Pawła II). Kursy będą organizowane do 27 września. Obowiązują bezpłatne wejściówki, które można otrzymać w punkcie informacji turystycznej lub poprzez rezerwację e-mailową ([email protected]).
  • Od 11 lipca do końca wakacji, w każdą sobotę będą odbywać się wycieczki zabytkowym Jelczem. Na każdej z trzech tras (godz. 12.00 – „Wielokulturowy Białystok”, godz. 13.00 – „Białystok przemysłowców” i godz. 14.00 – „Śladami białostockich murali”) o mieście będzie opowiadał przewodnik PTTK. Wyjazdy będą odbywać się z przystanku na Placu Jana Pawła II/Pałac Branickich. Ze względu na obowiązujący reżim sanitarny, w Jelczu będzie mogło przebywać nie więcej niż 30 osób, a między kursami autobus będzie dezynfekowany.
  • “10 Twarzy Białegostoku” . Cykl coniedzielnych wycieczek, podczas których białostoczanie będą mogli bliżej poznać historię i kulturę Białegostoku. Najbliższy spacer „Zielone serce Białegostoku” odbędzie się w niedzielę (12 lipca) o godz. 11.00 i 15.00 w dolnej części Ogrodu Branickich, Parku Starym przy Teatrze Dramatycznym i rosarium (przy praczkach). Zbiórka: Pawilon pod Orłem.

Serdecznie zapraszamy!

 

Featured Video Play Icon

Puńsk to mała Litwa w Polsce. Warto ją odwiedzić.

6 lipca to dzień wyjątkowy dla naszego sąsiada – Litwy. Dzień ten uznaje się za święto państwowe na pamiątkę Króla Mendoga, założyciela Wielkiego Księstwa Litewskiego. Według historyków był koronowany właśnie 6 lipca 1253 roku. A wspominamy o tym przede wszystkim dlatego, by przypomnieć, że na terenie Polski, w województwie podlaskim – w Puńsku żyje mniejszość litewska, która również 767 rocznicę świętowała. Według ostatniego spisu powszechnego Litwini w Polsce to prawie 6 tysięcy osób.

 

Puńsk a lokalnie Punskas jest obecnie wsią, ale do 1852 roku był miastem. Jego historia jak i sąsiednich terenów wiąże się oczywiście z istnieniem plemiona Jaćwingów. W czasach średniowiecznych były to tereny często odwiedzane przez Wielkich Książąt Litewskich. Okazałe lasy stanowiły idealne miejsce do polowań. W I rzeczypospolitej Puńsk i jego okolice nazywane były Sudowią, która w wyniku wojen i zaborów była raz Litwą, raz Polską, raz Prusami oraz Rosją. Puńsk miał też swój epizod, gdy większość mieszkańców stanowili Żydzi. Po Bitwie warszawskiej (1920) Puńsk był już w Polsce i tak mimo II Wojnie Światowej już zostało. Dziś to istotny dla bezpieczeństwa naszego kraju “Przesmyk Suwalski”.

 

W Puńsku istnieje szkoła z litewskim językiem nauczania, zaś w urzędzie gminy w tym języku bez problemu mieszkańcy mogą się porozumiewać. Jeżeli będziemy zwiedzać tamte okolice nie powinny nas dziwić dwujęzyczne tablice urzędowe. Litwini w Polsce żyją także w Sejnach i Szypliszkach, a także w innych województwach, jednak to Puńsk jest najbardziej rozwiniętym ośrodkiem kulturowym tej mniejszości. Oprócz Litwinów – na Podlasiu żyje też mniejszość tatarska, o której wspominaliśmy nie raz w innych publikacjach, a także mniejszość białoruska.

fot, Biebrzański Park Narodowy

Biebrzański Park Narodowy. To było celowe podpalenie! “Ciekawy układ mafijny, związany z wyciąganiem dopłat”.

Niewyobrażalne straty dla przyrody, gigantyczna wielodniowa akcja strażaków i innych służb – to wszystko przeżywaliśmy, gdy płonął Biebrzański Park Narodowy. Wówczas mówiło się o jednym – ktoś zaprószył ogień na łąkach, a silny wiatr rozdmuchał pożar po suchych terenach, które zapłonęły jak zapałka. Dziś wiemy dużo więcej. Biegły z zakresu pożarnictwa na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Białymstoku ustalił, że ogień został zaprószony celowo.

 

Warto to zestawić ze słowami byłego już dyrektora Biebrzańskiego Parku Narodowego, który w jednym z wywiadów już po pożarze wspomniał iż w dniu pożaru, w jednej z miejscowości, w okolicy której wybuchł pożar widziany był nieznany nikomu motocyklista. Czy to był podpalacz? Jeżeli tak, może to oznaczać, że działał na czyjeś zlecenie? Tylko komu mogło zależeć na wypaleniu łąk? Na to pytanie szukają odpowiedzi prokuratorzy.

 

Od wielu lat lokalnym problemem są tak zwani “Rolnicy z Marriota”. Biebrzański Park Narodowy dzierżawi swoje łąki. Wynajmujący ma je kosić, a w zamian może czerpać dopłaty unijne. Cały problem w tym, że nie wynajmują tego od parku okoliczni mieszkańcy – prawdziwi rolnicy, a spółki zarejestrowane na przykład w Warszawie, które dają dużo wyższe ceny (i potem nie płacą). Później trawa nie jest jednak koszona. Gdy była susza i doszło do pożaru, to jego rozmiar był właśnie większy przez te zaniedbania.

 

– Chciałbym tutaj poruszyć pewien temat, ponieważ w ogóle w parkach biebrzańskich panuje bardzo ciekawy układ mafijny, związany z wyciąganiem dopłat na ptaszka wodniczkę. Jedna z pań, która pracowała w Ministerstwie Środowiska i przygotowywała programy rolnośrodowiskowe dla wodniczki, pracuje w MRiRW. Chciałbym się dowiedzieć, jak to jest możliwe, żeby podmioty zarejestrowane w centrum Warszawy, które mają biura w takich obiektach jak Marriott, miały dzierżawę po 1025 ha na obszarze parków? Nie ma limitu dla płatności bezpośrednich i płatności rolnośrodowiskowych. W Parku tak naprawdę trawa nie jest koszona. To wszystko jest mulczowane ratrakami – alarmował w czasie posiedzenia komisji Marcin Bustowski, przewodniczący Związku Zawodowego Rolników Rzeczypospolitej „Solidarni”. – czytamy na agroprofil.pl

 

Mieszkańcy okolicznych wsi bardzo chcieliby kosić te łąki, by zadbać o swoje bezpieczeństwo, ale przez wynajem tych ziem warszawskim spółkom nie mogą tego robić. Teraz każda susza to zagrożenie pożarem i ryzyko, że ogień dojdzie do wiosek. Gdy płonął Biebrzański Park Narodowy, było blisko, ale na szczęście strażacy uratowali mieszkańców. Nie ma wątpliwości, że sprawę przetargów powinno zbadać CBA. Dodatkowo powinny zostać zmienione zasady dzierżawy łąk tak, by mogli startować tylko lokalni rolnicy. Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym nie może się powtórzyć! Dlatego trzeba zadbać o to, łąki były mądrze zagospodarowane.

Podlaskie pod namiotem. Gdzie można się wybrać i jak szukać idealnej miejscówki?

Jeżeli macie ochotę wybrać się pod namiot, to na Podlasiu jest wiele miejsc, gdzie można urządzić kemping. Nie wszędzie jednak warto, bo o ile miejsce do rozbicia biwaku może być prawie każde, to potrzebujemy też podstawowej infrastruktury – bieżącej wody czy prądu. Dlatego musimy ocenić co będzie nam potrzebne, a wtedy wybrać. Lokalizacja geograficzna też ma znaczenia, bo jeżeli chcemy odpoczywać w lesie albo nad jeziorem lub tu i tu na raz – to wybór też będzie inny. Kolejna sprawa to towarzystwo innych ludzi. Czy wolimy duży kemping czy jednak kameralny? Tu pamiętać należy, że na tym drugim można więcej niż na tym pierwszym, ale na tym pierwszym z pewnością wszystko jest bardziej rozwinięte.

 

Gdzie można pojechać? Mało kto wie, ale namioty można rozbić nawet na plaży w Dojlidach. Jest tam pełna infrastruktura oraz możliwość wynajmowania sprzętu wodnego. Jeżeli zamiast zalewu wolimy jezioro to możemy pojechać za Augustów nad kanał. Tam za Śluzą Paniewo znajduje się pole namiotowe. Minusem tego miejsca jest infrastruktura. Na całym polu stoi jeden domek, gdzie są toalety. Tam też znajduje się dostęp do prądu elektrycznego. Nieopodal mamy jednak karczmę.

 

Jeżeli zależy nam na odpoczynku w lesie, to miejsc kempingowych możemy szukać w Puszczy Knyszyńskiej, Puszczy Białowieskiej, a także przy kwaterach agroturystycznych. Tu warto dodać, że Lasy Państwowe w ostatnim czasie zezwoliły na bushcrafting w wyznaczonych miejscach. Oznacza to, że możemy tam kompletnie na dziko nocować. Pamiętajmy jednak, że w lesie absolutnie nie można palić ognia, bo możemy doprowadzić w moment do tragedii. Dlatego jeżeli zależy nam na ognisku z kiełbaskami, to lepiej wybrać takie miejsce, gdzie jest przygotowane palenisko. Warto też spróbować znaleźć dobre miejsce w Biebrzańskim Parku Narodowym. Tam będzie bardziej dziko, ale pamiętajmy, żeby nie szukać miejsca na bagnach, bo możemy się zgubić!

 

Najważniejsze, by zabrać ze sobą dużo dobrego humoru. Wyjazd pod namioty zawsze wiąże się z utratą wygody. Śpimy w wygodnych łóżkach, w ciepłych i wytłumionych mieszkaniach. Tu nawet na materacu będzie mniej wygodnie, dużo chłodniej (o ile nie mamy grubych śpiworów), a przede wszystkim nasz mózg będzie miał problem, by od razu zasnąć w takich okolicznościach. Od otoczenia będziemy odsłonięci cienkim okryciem. Dlatego wszystkie dźwięki z otoczenia będą nas rozpraszać. Po przełamaniu wrażenia, że “coś lub ktoś chodzi” w pobliżu, powinniśmy w końcu zasnąć.

 

Taka forma aktywności szczególnie polecana jest alergikom. Nie będą oni mieli problemu z przytkanym nosem i innymi dolegliwościami. Świeże leśne lub wiejskie powietrze sprawi, że organizm trochę odpocznie od tego, z czym ma problem w mieście.

Białostockie centrum się gotuje! Musimy zacząć schładzać miasto natychmiast!

Przed nami dwa najgorętsze miesiące w roku. Oznacza to, że prawdopodobnie Białystok będzie się gotować. Z roku na rok jest coraz gorzej, a sytuacja staje się nieznośna. W ostatnich latach na Rynku stawały kurtyny wodne, by cały dzień chłodzić zabetonowaną powierzchnię. Czy w tym roku, gdy wodę trzeba oszczędzać miejscy urzędnicy bezmyślnie będą wylewać wodę? Miejmy nadzieję że nie. Zmodernizowany w 2010 roku Rynek Kościuszki stał się problemem. Kompletnie zabetonowano go, przez co po każdej większej ulewie serce miasta staje pod wodą. Oczywiście przy przebudowach ulic i placów zajmowano się też kanalizacją, więc woda szybko spływa, ale przez zmiany klimatyczne ulewy są coraz większe, więc niedługo woda na Rynku będzie utrzymywać się coraz dłużej przy okazji zalewając okoliczne lokale. Warto też dodać, że po każdej ulewie na ulicach sparaliżowany jest ruch samochodów i komunikacji miejskiej.

 

Latem nad miastem wytwarza się tak zwana “wyspa ciepła”. W praktyce oznacza to, że miasto po prostu się gotuje, a temperatury dla ludzi stają się nieznośne. Każdy, kto chciałby poczuć się jak w Watykanie, na placu w pełnym słońcu, może postać na Rynku Kościuszki latem. Efekt będzie podobny. Mało tego, w 250 miastach w Polsce w ubiegłym roku wprowadzono ograniczenia w użyciu wody. Bardzo prawdopodobne jest to, że prędzej czy później w Białymstoku również będzie trzeba takie ograniczenie wprowadzić. Mało tego, ludzie bezczynnie nie przyglądają się upałom. Zamiast przejść się i się spocić wybierają samochód. Montują też wszędzie klimatyzatory na potęgę – w samochodach, biurach i mieszkaniach. W efekcie ciepło emitowane zarówno z aut jak i urządzeń chłodzących przyjmuje miasto. Efekt gorąca pogłębia się.

 

Ciepłe powietrze unosi się nad miastem. Jeżeli temperatura przewyższa tą, która była w okolicy dochodzi do burz i ulew. I miasto jest zalewane, bo woda spada na beton i nie ma gdzie wsiąkać. Do “pieca” dodają od siebie też galerie handlowe i sklepy wielkopowierzchniowe, które zajmując ogromne tereny i zabetonowują je. W efekcie ulewa przechodząca przez miasto zalewa nie tylko Rynek, ale też okolice galerii handlowych i hipermarketów. Mało tego, developerzy budują w mieście coraz większe apartamentowce, zabudowując każdą możliwą szczelinę w centrum.

 

Warto przypomnieć, że upały są zagrożeniem dla zdrowia i życia ludzi. Miasto, w którym są one potęgowane przez zabetonowanie – narażają każdego, kto w gorące dni wychodzi z domu do centrum. Ostatnie lata chłodzono beton kurtynami wodnymi, jednak w przyszłości czekają nas ograniczenia w stosowaniu wody, więc wylewanie jej na beton nie ma żadnego sensu. Dlatego jak najszybciej powinniśmy zdjąć beton z Rynku Kościuszki, zabronić budowania nowych bloków w centrum. Jeżeli chodzi o galerie handlowe i hipermarkety, to białostocki rynek już się nasycił i w centrum nic nowego nie powstanie.

 

Kolejnym krokiem jest retencja wody. Nie może być tak, że 90 proc. wody opadowej spuszczamy z Białki do Supraśli, potem woda spływa do Narwi i kolejnymi drogami wodnymi trafia do Morza Bałtyckiego. Musimy zacząć schładzać miasto, bo przez zmiany klimatu będzie coraz więcej ciepłych miesięcy, a białostockie centrum będzie dla coraz większej liczy osób nie tylko miejscem uciążliwym, ale też niebezpiecznym!

Featured Video Play Icon

Tak wyglądał Białystok 19 lat temu. Zobacz ile się zmieniło.

Sentymentalny film nagrany kamerą 19 lat temu pokazuje jak wiele zmieniło się w Białymstoku. Stare elewacje, stare chodniki, wypłowiałe kolory. Widać, że miasto zrobiło dużo, by przez ten czas odmienić swój wygląd. Oczywiście to tylko wygląd, bo wewnątrz niewiele się przez ten czas zmieniło, o czym pisaliśmy w ostatnim czasie.

 

Na filmie możemy zobaczyć jeszcze przejezdny Rynek Kościuszki, a także samochody takie jakich dziś ciężko dojrzeć na ulicach. Patrząc na ludzi można zwrócić uwagę jak bardzo zmieniła się moda przez ten czas. Można też zauważyć, że miasto było spokojniejsze. Na ulicach było mniej pojazdów. Dziś, gdy wyjdziemy do Centrum to nawąchamy się spalin. Było jednak jeszcze coś, czego już nie ma od bardzo dawna. Mianowicie handel na Rynku Kościuszki. Obecnie wszystkie sklepy przeniosły się do galerii handlowych albo zamknęły się w ogóle. Dziś serce miasta bije już knajpeczkami, restauracjami i innymi działalnościami gospodarczymi. Ale to akurat chyba zmiana na lepsze.

 

Najbardziej jednak rzucają się w oczy stare chodniki i elewacje. Było szaro, buro i ponuro. Teraz niewątpliwie jest  dużo ładniej. Dobre chociaż i tyle, bo pod względami gospodarczymi niestety bliżej nam do 2001 roku niż 2020.

Featured Video Play Icon

Podlasie na weekend. Co lubią zwiedzać turyści?

Kolejny film nagrany i opublikowany w mediach społecznościowych zdaje się potwierdzać to, co lubią zwiedzać turyści na Podlasiu. Autor powyższego filmu zabrał nas w dobrze znane zakątki – Skit w Odrynkach, Kraina Otwartych Okiennic czy Puszcza Białowieska. Po rejestracji samochodu można zauważyć, że turyści byli z województwa łódzkiego. Jak ich oczami wypadło nasze ukochane Podlasie? Nie zabrakło pięknych widoków, zwierząt i cudownej drewnianej architektury.

 

Warto zauważyć, że to już kolejny film, na którym widać jasno co lubią zwiedzać turyści na Podlasiu. Dawniej latem oblężenie zwiedzających przeżywał jedynie Augustów. Teraz w każdy słoneczny weekend nie brakuje ludzi także w innych zakątkach. Ogromnym zainteresowaniem cieszy się oczywiście Puszcza Białowieska i jej rezerwat. Przyjezdni mogą tam podziwiać żubry, których w takim województwie łódzkim nie ma, ale też ogromne kilkuset letnie dęby. Nie brakuje też fanów drewnianych cerkwi, które można spotkać na Podlasiu czy Podkarpaciu. U nas jednak jest coś jeszcze – drewniany meczet w Kruszynianach, gdzie mieszkają od setek lat polscy Tatarzy.

 

Jednym z ostatnich hitów jest także kładka Śliwno – Waniewo. Niestety, nie zawsze atrakcja jest dostępna. Jeżeli w Narwi jest za mało wody, to platformy, którymi przeprawiamy się na drugi brzeg nie mogą płynąć. Drugie niestety dotyczy władz gminy Sokoły. O ile w Narwiańskim Parku Narodowym postarali się i wyremontowali swoją część kładki biegnącą od Śliwna, tak też władze gminy Sokoły mają turystów gdzieś. Kładka w Waniewie jest zapuszczona i nie nadaje się do korzystania. Mimo wszystko warto wybrać się do Śliwna i skorzystać z tego co jest.

Podlaskie jest zacofane, chociaż nie wygląda

Województwo Podlaskie w obecnym kształcie istnieje od 1999 roku. Zostało połączone z dawnych województw białostockiego, łomżyńskiego i suwalskiego. Mimo, że miało to miejsce 21 lat temu, to można odnieść wrażenie, że była to zmiana wyłącznie na papierze. Po prostu narysowano nowe mapy. Oczywiście pojawiły się nowe stołki – marszałka województwa, jego zarządu, a także radnych wojewódzkich, zaś wiele władzy zabrano wojewodzie – przedstawicielowi premiera na danym terenie. Mimo wszystko do dziś mamy wojewodę, który to głównie nadzoruje. To wszystko jednak jest machiną biurokratyczno-urzędniczą i na co dzień szarego człowieka nie obchodzi. Bynajmniej reformy nie robiono tylko dla utworzenia nowych urzędów (mamy nadzieję), a przyświecała temu jakaś idea.

 

Dziś, po 21 latach trudno jednak bez szukania, sprawdzania zauważyć tą idee naocznie. Jak się spojrzy na mapę, to nie trudno zauważyć, że Białystok, Łomża, Suwałki oraz Siemiatycze zupełnie do siebie nie przystają. Mimo, że Białystok jest stolicą województwa to nie trudno zauważyć, że suwalczanie więcej związków mają z ełczanami, którzy to byli kiedyś w województwie białostockim, a teraz są w warmińsko-mazurskim. Łomża natomiast więcej związków ma z Ostrołęką, zaś do dziś istnieją żarty i antagonizmy między łomżyniakami a białostoczanami. Nie widać też związków między stolicą województwa a Siemiatyczami.

 

To wszystko mogłoby się kiedyś zmienić, gdyby Białystok był silnym ośrodkiem gospodarczym w regionie, z którym byłyby dobre połączenia komunikacyjne. Tymczasem po 21 latach nadal nie ma porządnej drogi do Łomży, Suwałk czy Siemiatycz. Ani samochodowej ani kolejowej. Do tego pierwszego możemy dojechać średniej jakości drogą wojewódzką. O połączeniu kolejowym być może będzie mowa dopiero za jakieś 10 lat. O ile władza zrealizuje wszystkie inwestycje związane z CPK, zaś kolejne władze wojewódzkie doprowadzą do dokończenia remontów i połączenia kolejowego z Łomża przez Łapy i Śniadowo.

 

Droga Krajowa nr 8 na odcinku Białystok – Suwałki to porażka. Mało tego, politycy swoimi wieloletnimi kłótniami doprowadzili do sytuacji, że to się nie zmieni. Via Baltica poprowadzi tak, że z Białegostoku do Augustowa dalej będziemy jechać beznadziejną drogą. Warto też przypomnieć, że z Augustowa do Suwałk prowadzi nowa droga, która to ma po jednym pasie w każdą stronę. Pomysłowe prawda? Wielu kierowców wybiera więc starą drogę, bo niewielka jest różnica, a i kilometrów mniej się robi. Kolejowo natomiast mamy połączenie, które to także nie jest idealne. Linia prowadzi przez Sokółkę. A od tego miasta do Suwałk nie ma elektryfikacji. Do polskiego bieguna zimna dojedziemy tylko 5 razy dziennie, a podróż trwać będzie tyle co do Warszawy.

 

Do Siemiatycz prowadzi beznadziejna droga krajowa nr 19. W tym przypadku też kłótnie polityków doprowadziły, że do dziś nie ma porządnej drogi. Ta dopiero jest w planach. Nawet mamy już ją narysowaną na mapie, więc możliwe że w końcu powstanie, ale nie prędko. Z połączeniem kolejowym jest tak, że trwają remonty torów, więc nie można oczekiwać cudów. Tu problemy są dwa. Jeden – brak bezpośredniego połączenia z Białymstokiem. Drugi problem to odległość stacji kolejowej w Siemiatyczach od miasta.

 

Sam Białystok natomiast nie jest atrakcyjnym miejscem, by mieszkańcy województwa chcieli tu przyjeżdżać. Dla porównania warto spojrzeć na Wrocław. Koleje Dolnośląskie funkcjonują tam bardzo dobrze. Nie brakuje połączeń kolejowych z innymi miastami województwa. Natomiast sam Wrocław jest silnym ośrodkiem gospodarczym, gdzie wiele osób chce mieszkać, pracować czy studiować. W Białymstoku studentów od lat mocno ubywa, a pociągi często kursują tylko do Warszawy. Droga ekspresowa natomiast również prowadzi tylko do Warszawy.

 

Warto spojrzeć jakie duże inwestycje, o znaczeniu ponad lokalnym zostały przeprowadzone w Podlaskiem. Mamy operę, stadion, nowocześnie wyposażone szpitale i psuedolotnisko. Dawniej inwestycja oznaczała, że kiedyś nakłady na nią się zwrócą. Dziś znaczy tyle, by wydoić unijne dotacje bez żadnych konsekwencji. W efekcie po 21 latach istnienia województwa podlaskiego, a także 16 lat od wstąpienia do Unii Europejskiej dalej można powiedzieć, że jesteśmy zacofani. Co ciekawe, z tego “zacofania” moglibyśmy żyć, ale coś takiego jak masowa turystyka u nas też nie istnieje. Ale nie ma co się dziwić, skoro ciężko do nas dojechać.

Co oferują nowe telewizory Samsung Crystal UHD?

Na rynku pojawiła się pełna oferta nowych telewizorów marki Samsung Crystal UHD, która obejmuje trzy rodziny – TU8500, TU8000 i TU7100. Każda z serii ma w swoim składzie odbiorniki o różnych przekątnych – począwszy od niewielkich 43-calowych ekranów, a skończywszy na pokaźnych telewizorach o przekątnej 75 cali. Oferta marki Samsung na rok 2020 jest na tyle różnorodna, że każdy powinien znaleźć telewizor, który spełni jego wymagania – zarówno pod kątem wizualnym, jak i finansowym.

Telewizory 4K z linii TU – nowość na rok 2020

Marka Samsung wprowadziła do sprzedaży nową rodzinę telewizorów – Samsung Crystal UHD z linii TU, która zastąpiła ubiegłoroczną linię RU. Obejmuje ona trzy serie telewizorów – podstawową TU7100, bardziej zaawansowaną TU8000 i najwyższą serię TU8500. Odbiorniki dostępne są w wielu rozmiarach, dlatego równie dobrze sprawdzą się w przestronnym salonie, jak i średniej wielkości pomieszczeniu. Względem poprzedników, w nowej linii telewizorów producent wprowadził kilka zmian, które wpłynęły na jakość obrazu. Wyświetlane treści stały się jeszcze bardziej realne, a w kolorystyce można zauważyć nawet najbardziej subtelne różnice.

To, co łączy nową serię telewizorów, to również technologia HDR i ekrany w rozdzielczości 4K, gwarantujące dużą ostrość i szczegółowość wyświetlanych treści. Telewizory dysponują ponadto Trybem Gry i niskim Input Lagiem, dlatego będą dobrym wyborem do konsoli do gier. Poza tym są to telewizory Smart TV, a więc zapewniają dostęp do dużej ilości aplikacji filmowych i muzycznych, a także oferują możliwość wygodnego korzystania z zasobów Internetu. 75-calowy telewizor Samsung UE 75TU7172UXXH stanie się prawdziwym centrum domowej rozrywki. Zapewni relaks po męczącym dniu w pracy i rozrywkę dla całej rodziny.

Zmiany wpływające na lepszy obraz

Nowe telewizory Samsung Crystal UHD swoją nazwę zawdzięczają zamontowanemu procesorowi Crystal 4K. To właśnie jego moc obliczeniowa pozwala na skalowanie treści do jakości 4K. Nowością są również wyświetlacze, które zapewniają lepsze odwzorowanie kolorów i zwiększają realizm wyświetlanych treści na ekranie. W podstawowej serii TU7100 oraz serii TU8000 producent zastosował Wyświetlacze Krystaliczne, które gwarantują szerokie spektrum barw i optymalizują temperaturę kolorów. Z kolei modele z najwyższej serii TU8500 otrzymały Dynamiczne Wyświetlacze Krystaliczne. Ich zadaniem jest dokładne odwzorowywanie kolorów, nawet z ponad miliardami odcieni, ale również dostosowanie ich odpowiedniej temperatury. Wszystkie te zabiegi sprawiają, że wyświetlane na ekranie obrazy mają takie kolory, jak w rzeczywistości. Nie tylko zwiększa to realizm treści, ale również pozwala w pełni cieszyć się z ulubionych filmów, seriali czy programów telewizyjnych.

Minimalistyczny wygląd telewizorów

Warto dodać, że wszystkie telewizory z rodziny TU mają bardzo wąskie, niemal niewidoczne ramki, co odróżnia je od ubiegłorocznych modeli. Taki design sprawia, że telewizory Samsung dobrze odnajdą się w każdym wnętrzu – zarówno w minimalistycznym salonie, jak i tym urządzonym w bardziej tradycyjnym stylu. Dodatkowo wszystkie modele, z wyjątkiem telewizora Samsung UE 43TU7172UXXH, zostały wyposażone w System Maskowania Kabli. To praktyczne rozwiązanie pomoże nam ukryć wszystkie kable z tyłu telewizora w jego stojaku. Dzięki temu przewody zostaną odpowiednio uporządkowane, a w salonie utrzymamy należyty porządek. Warto wspomnieć, że w najwyższych seriach – TU8000 i TU8500 producent zamontował Tryb Ambient, który do tej pory był stosowany jedynie w telewizorach Samsung QLED. Pozwala on zamienić czarny ekran w dowolny dodatek, który będzie pod względem stylistyki pasował do naszego salonu. Gdy żaden z domowników nie będzie oglądał telewizji, na ekranie pojawią się własne zdjęcie, dekoracyjne tapety i motywy, a nawet bieżące informacje z kraju i ze świata.

 

Telewizory marki Samsung Crystal UHD są już dostępne w ofercie sklepu internetowego MaxElektro.pl oraz w sklepach stacjonarnych Max Elektro na terenie województwa podlaskiego i w innych regionach polski. Zachęcamy do zakupów, odwiedzania strony, zadawania pytań w temacie.
Materiał partnerski

Featured Video Play Icon

Tak wygląda Podlaskie z góry. Przepiękne widoki na wyjątkową przyrodę.

Województwo Podlaskie jest przepiękne, to wiadomo nie od dziś. Jednak dzięki rozwojowi technologii, każdy kto chce może dziś kupić drona i spojrzeć na swoje otoczenie z góry. Jako, że fascynatów naszego regionu nie brakuje, to i w serwisach społecznościowych nie brak niesamowitych zdjęć i filmów, które dawniej można było wykonać lecąc samolotem, helikopterem czy balonem. Zaletą drona jest jego rozmiar – dzięki czemu urządzenie może nam pokazać wiele miejsc, których nie zobaczylibyśmy z pokładu statku powietrznego.

 

I tak na powyższym filmie możemy zobaczyć na przykład jak wygląda z góry rzeka Supraśl, jak wygląda Pałac Branickich w Choroszczy i jego otoczenie, oraz jak niesamowity efekt dają poranne mgły, zakręcone rzeki i kolorowe pola. To wszystko z ziemi wygląda równie atrakcyjnie, ale z powietrza jest dodatkowo wyjątkowe. Szczególne wrażenie robi ujęcie z ogromną mgłą, która unosi się nad rzeką.

 

Film jest krótki, bo trwa minutę, ale jest w nim bardzo wiele wartościowej treści. Szczególnie pokazuje, że warto zwiedzać nasz region o wschodzie i godzinę przed zachodem słońca. To wtedy niebo staje się wyjątkowo piękne, a słońce sprawia, że wszystko okrywa się złotym blaskiem. Wtedy też mamy okazję dojrzeć mgły w pięknej i ulotnej krasie. Szczególnie latem wyjątkowo przyjemnie obserwować to wszystko, gdy można wybrać się jeszcze nocą, by powitać dzień lub zabrać się po pracy, by go pożegnać. Ten film niech Wam o tym przypomina, iż warto kończyć i zaczynać dni podglądając naturę.

Grzyby na Podlasiu grzybów

Grzybów u nas najwięcej! Zdradzamy najlepsze miejscówki!

Grzybów na Podlasiu u nas co niemiara. Mało tego po weekendzie grzybów będzie jeszcze więcej. Dlatego, jeżeli jesteście fanami leśnych przysmaków, to warto zaplanować sobie wyjazd. Tylko gdzie? W Puszczy Knyszyńskiej będzie idealnie! Lasów na Podlasiu nie brakuje, ale to nie znaczy, że wszędzie gdzie pójdziemy, to na pewno coś znajdziemy. Po prostu są lepsze i gorsze “miejscówki”. Każdy grzybiarz ma swoją, ale niektórzy dopiero zaczynają przygodę lub nie dawno przeprowadzili się do naszego regionu. Albo z innych powodów nie znają Podlasia na tyle, ale chcieliby coś zebrać. Dla wszystkich tych przedstawiamy najlepsze miejscówki na grzyby w 2020 roku. Wszystkie znajdują się w Puszczy Knyszyńskiej.

Pociąg do grzybów

Nie bez powodu, co roku w Michałowie organizuje się święto grzyba. To właśnie pobliskie lasy są idealne do zbierania leśnych przysmaków. Na grzyby możemy dojechać pociągiem weekendowym kursującym do Walił. Wystarczy wysiąść na stacji Sokole. Jeżeli jesteśmy wprawnymi zbieraczami, to nasze kosze będą pełne. Kolejnym miejscem na tej samej trasie pociągu to właśnie Waliły. Wystarczy kierować się lasem na Piłatowszczyznę. Po drodze zbierzemy bardzo dużo pyszności. Możemy też zapuścić się wzdłuż torów. Pociąg kończy bieg w Waliłach. My jeżeli będziemy szli dalej w kierunku granicy torami, to między Straszewem a Zubkami napotkamy bardzo dużo grzybów.

Miejscówki grzybów

Kolejne miejsce, gdzie możemy zbierać przepyszne leśne przysmaki znajduje się w Supraślu. Wystarczy ruszyć lasem na Krzemienne. Można także kierować się z drogi wojewódzkiej 676 na Krynki w kierunku miejscowości Konne. Ostatnia miejscówka, w której warto szukać grzybów zaczyna się w Czarnej Białostockiej. Kierujemy się leśną drogą na Budzisk, następnie na Zacisze i Jałówkę. Kończymy w Supraślu. Gigantyczne ilości leśnych przysmaków czekają!

Porady i ostrzeżenia

Oczywiście pamiętajmy, że w ostatnim czasie w lasach jest mnóstwo kleszczy. Wchodzenie w krzaki i zarośla po grzyby to prawie pewny kontakt z tymi owadami. Dlatego nie wychodźmy do lasu odsłonięci. Najlepiej zainwestować w solidne buty, długie nogawki i rękawy, a także rękawiczki. Dobrze też mieć kapelusz, by przy okazji nie dostać udaru, jeżeli będziemy przebywać na słońcu przechadzając się leśnymi drogami. Po powrocie domu koniecznie powinien ktoś nas dokładnie obejrzeć. Kleszcze potrafią zniszczyć człowiekowi zdrowie i o tym trzeba pamiętać. Miejmy jednak nadzieję, że wypad na grzybki będzie udany!

fot. Wschodzący Białystok

Czy w Białymstoku ktoś się przejmuje ulewami i suszą?

Wygląda na to, że w Białymstoku nikt nie przejmuje się potężnymi ulewami oraz zapobieganiem suszy. Wiadomo, że nie od razu można wszystko naprawić, co przez wiele lat, od czasów PRL popsuto, ale jest coś co można od ręki zrobić, co bardzo by pomogło. Wystarczy przestać kosić trawę. Tymczasem w stolicy województwa podlaskiego ta czynność trwa w najlepsze. Od razu zaznaczymy, że wiele terenów należy do spółdzielni mieszkaniowych, które w ten sposób “dbają” o mieszkańców. Jednak przykład powinien iść z góry. Miasto ma możliwość i powinno z niej skorzystać ażeby zakazać koszenia trawników od czerwca do września. Oczywiście potrzebna jest tylko wola radnych, by taką uchwałę przyjęli.

 

Co to da? Trawniki są elementami małej retencji. Gdy spadnie ulewa, to bujna roślinność spowolni odpływ wód opadowych. Dzięki czemu kanalizacja będzie odciążona, przez co ulice nie będą podtapiane. Ponadto tam gdzie jest bujna roślinność, to utrzymuje się niższa temperatura po opadach. Ostatnim najważniejszym plusem braku koszenia jest czyste powietrze. Zarośnięte trawy pochłaniają dwutlenek węgla i wydzielają tlen. Gdyby tak nie kosić zieleni przy drogach, to w godzinach szczytu może byśmy się tak nie dusili przechodząc w pobliżu.

 

Po co się kosi trawniki? Tylko i wyłącznie dla walorów estetycznych. Alternatywnym sposobem jest zasadzanie łąk kwietnych. Jak wiemy w mieście poszli tą drogą. Tylko jest jeden minus tego rozwiązania. Gdyby wymienić wszystkie zielone trawniki na łąki kosztowałoby to fortunę. Można to zrobić na raty przez wiele lat. Do tego czasu trawa w najgorętsze miesiące nie powinna być koszona.

Tutaj można zwiedzać, plażować i uzdrowić. To miasto niedaleko Puszczy Białowieskiej.

6 razy dziennie z Białegostoku możemy dojechać pociągiem do Kleszczel. Przywita nas przepiękna, stara zabytkowa stacja. To jednak nie jest jedyny powód, dla którego warto tam się przejechać. Już sama wycieczka koleją może być atrakcją, bowiem prowadzi przez tereny, które leżą nieco na uboczu. Nie jeździ tamtędy żaden pociąg krajowy. Od lat Białystok nie ma bezpośredniego połączenia z Lublinem. Dlatego też trasy nie zobaczymy “przy okazji”. Chyba, że jeździmy regularnie do Bielska Podlaskiego.

 

Gdy dojedziemy do Kleszczel, to przywita nas piękny drewniany dworzec został wybudowany w 1900 roku. Można zauważyć w nim tak zwany styl “szwajcarski”. W tamtych czasach w ten sposób budowano także hotele, pensjonaty, wille czy dwory. Sam dworzec zbudowano, gdy łączono torami Brześć z Grajewem. Przypomnijmy, że istniało już połączenie z Petersburga i Warszawy. Zatem była to druga nitka przebiegająca przez nasz region. Obie trasy krzyżują się w Białymstoku.

 

Kleszczele mają jeszcze jedną zaletę, dla której warto je odwiedzić. Około 2 km od miasta znajduje się Zalew w Repczycach razem z plażą, na którą uczęszcza każdego lata wiele osób. Po relaksie zanim jeszcze wrócimy na stację, można przejść się do miejscowości Dobrowoda. Tam znajduje się święte źródełko, a konkretnie studnia z wodą, której warto się napić, bo ma moce uzdrawiające.

Featured Video Play Icon

Niesamowity film o Podlasiu. Każdy, kto go zobaczy natychmiast się spakuje i tu przyjedzie!

W kultowym filmie Stanisława Barei “Miś” mogliśmy usłyszeć takie oto stwierdzenie, że istnieje prawda czasu i prawda ekranu. Te drugie w dzisiejszych czasach “social mediów” bardzo często jest przez wszystkich nadużywane. Piękne ujęcia, wspaniałe kolory i to wszystko dopełnione poruszającą muzyką powoduje, że po obejrzeniu filmu natychmiast odczuwamy jakieś emocje. Tak też jest i w przypadku wszelkich filmów o Podlasiu. Czy są one prawdziwie? Czy to tylko “prawda ekranu”?

 

Na powyższym filmie, autorstwa Marka Bejgiera, widzimy wiele wspaniałych miejsc z przewodników turystycznych. Autor skupił się tu przede wszystkim na barwnej architekturze drewnianej. W zasadzie nie musiał nic robić, bo Podlasie jest naprawdę takie piękne jak na tym filmie. Dlatego można powiedzieć, że film “nagrał mu się sam”. Oczywiście umiejętność doboru muzyki i umiejętność sztuki montażu pomogła, jednak bez dobrych ujęć nic by z tego nie wyszło. Trochę jak z konkursem Miss. Można sprawić, by piękna kobieta stała się jeszcze piękniejsza.

 

Dlatego, jeżeli myślicie o tym, czy przyjechać na Podlasie pod wpływem tego filmu, to podpowiadamy – tak, warto to zrobić! Ten film nie jest umiejętną manipulacją, jaką często, wiele ludzi stosuje na potrzeby “social mediów”. To autentyczny obraz wspaniałego regionu w północno-wschodniej Polsce. Podpowiemy też lokalizacje, bo być może nie wiecie gdzie szukać tych dzieł sztuki z filmu. Na filmie możemy zobaczyć między innymi Krainę Otwartych Okiennic, Tykocin, Kruszyniany, Pentowo, Białowieżę.

Puszcza Białowieska staje się pastwiskiem. Jak nie zaczniemy jej ratować, to będziemy wypasać tam bydło.

To taki temat, który warto powtarzać, bo gołym okiem widać że z roku na rok problem jest coraz większy. Być może niektórzy z Was sobie myślą, że jakiś czas temu straszyliśmy suszą, a w ostatnie dni przyroda dała popalić tak bardzo, że o suszy nie ma mowy. To tylko jednak złudzenie. Wystarczy spojrzeć na twarde dane z czujników pomiarowych, by zobaczyć, że nadal jest źle. Jak to możliwe? Poniżej tłumaczymy.

 

Jest wiele osób, które mimo przedstawiania twardych, naukowych danych negują zmiany klimatyczne. Na niepodlegające dyskusji liczby mają opinie. I teraz jest trochę podobnie. W ostatnim czasie była niemiłosierna susza. Przypomnijmy sobie, jak Biebrzański Park Narodowy zapłonął niczym zapałka, gdy zostały podpalone trawy na czyimś wysuszonym polu. Ostatnie dni natomiast to ogromne ulewy, ściany deszczu, nieustające burze. Tak dużo wody, że ulice i zabetonowane place tradycyjnie zamieniły się w rzeki i jeziora. Podlało przy okazji wszystkie rośliny. Więc o co chodzi? Czy nie ma suszy? Tak może się wydawać, ale to że czegoś nie widzimy to jeszcze nie znaczy, że to nie istnieje. Tak jak boleśnie możemy się przekonać o istnieniu niewidzialnej grawitacji, gdy skoczymy na przykład z wysokości pierwszego piętra.

 

Wystarczy zrobić samodzielnie prosty eksperyment, by naocznie zobaczyć, że jak po suszy spadnie dużo deszczu na raz, to nie zlikwiduje to suszy. Jeżeli macie doniczkę z kwiatami, a następnie przez kilka tygodni nie będziecie podlewać ziemi, to stanie się ona bardzo twarda. Gdy wlejecie do doniczki nagle wiaderko wody, to ciecz zamiast wsiąkać rozleje się na boki. W ogromnej skali działa to dokładnie tak samo. Zabetonowane chodniki i ulice wody nie wchłoną w ogóle, zaś twarda ziemia wchłonie tylko trochę. Reszta rozleje się na boki, aż trafi do rzek. Wtedy woda przez zmiany jakie wywołał człowiek, szybko spłynie do morza i stanie się słona – ani nam ludziom ani roślinom nieprzydatna. Dopiero wyparowanie wody i powrót do chmur spowoduje, że woda zostanie odsolona. Nie ma jednak gwarancji, że to znów u nas spadnie deszcz.

 

Teraz spójrzmy na poniższe mapy, gdzie wszystko potwierdzają twarde dane z czujników. Oto badanie z 21 czerwca 2020. Południe Polski jest kompletnie pod wodą. Pierwsze 7 centymetrów to jedno wielkie błoto. Na Podlasiu natomiast jest grząsko, zaś w okolicach Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej – ilość wody jest w normie.

graf. IMGW

Jednak, gdy zajrzymy głębiej można zauważyć, że ilość wody Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej jest już poniżej normy. To dlatego, że woda z nieba nie wchłonęła się w całości tylko spłynęła dalej.

graf. IMGW

Gdy zajrzymy poniżej 28 centymetrów to zaczyna robić się już dramatycznie. Ziemia jest bardzo sucha. Dopiero poniżej metra sytuacja wraca do normy. Wniosek jest taki, że woda znajduje się tylko powierzchownie.

graf. IMGW

Zapewne zadajecie sobie teraz pytanie. Co mnie obchodzi ziemia poniżej 28 centymetrów. Otóż w uproszczonym skrócie – jeżeli powstają niedobory wody w ziemi jak obecnie, to skład chemiczny gleby ulega zmianie. Oznacza to, że rolnicy muszą nawozić swoje pola, by utrzymać właściwe proporcje pierwiastków i minerałów w glebie. Jednak jak spojrzymy na mapy – to problem suchej gleby na głębokości 28-100 cm dotyczy Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej. To właśnie na takich głębokościach znajdują się korzenie. Wyjałowiona gleba powoduje, że ziemia traci swoje potrzebne właściwości i staje się jałowa. Teren na powierzchni powoli obumiera i staje się pastwiskiem.

 

A pomaga w tym kornik, który pojawia się właśnie gdy panuje susza. Obecnie 25 procent drzew w Puszczy Białowieskiej jest już martwa. Na pewno pamiętacie nie tak odległą awanturę o kornika. Jedni chcieli wycinać martwe drzewa, drudzy na to się nie godzili. Nie będziemy do tego wracać, ale chyba dla każdego jest jasne, że pozbycie się problemów z kornikiem trzeba zacząć z uporaniem się z suszami. Czyli, by woda, która spadnie nie uciekała do morza. Na szczęście w Polsce otworzono oczy na problem, ale jego minimalistyczne rozwiązanie planuje się na 2027 rok. Obecnie 97 procent wody spuszczamy do morza, a za 7 lat ma to być 85 procent. W tym tempie to jeszcze za naszego życia Puszcza Białowieska zacznie stawać się pastwiskiem, zaś Puszcza Knyszyńska zacznie obumierać.

Featured Video Play Icon

Pociąg turystyczny przez Siemianówkę byłby hitem. Czy jest na to szansa? Jest i to spora.

Rok temu reaktywowano po kilkunastu latach przerwy połączenie kolejowe Hajnówka – Siemianówka. W 2019 roku funkcjonowało jako letnia atrakcja turystyczna. W około 25 minut można było przejechać malowniczą trasą. Ostatni pociąg wyjechał 31 sierpnia. Potem mieliśmy zimę, następnie epidemię (która trwa). Teraz wszystko powoli wraca do normy, a wraz z powrotami zasadne jest pytanie czy wróci też połączenie Hajnówka – Siemianówka – Cisówka czyli nie tylko przez malowniczą Puszczę Białowieską, ale też torami przez Zalew Siemianówka, co byłoby turystycznym hitem.

 

W ubiegłym roku portal Rynek Kolejowy przytoczył słowa rzeczniczki Podlaskiego Oddziału Polregio, która to mówiła tak: W przypadku dużej popularności połączeń rozważone zostanie wydłużenie trasy pociągów do Cisówki. Pani rzecznik zastrzegła jednak, że najpierw ocenione będzie zainteresowanie, gdy pierwszy sezon się zakończy. Od tego czasu jednak trochę się namieszało. Na trasie Czeremcha (istotny punkt kolejowy) – Hajnówka funkcjonuje autobusowa komunikacja zastępcza, która miała być tylko do… lutego. Mamy czerwiec, a obecnie datą końcowa komunikacji zastępczej jest 21 lipca.

 

Warto tu dodać, że Hajnówka obecnie nie jest skomunikowana bezpośrednio z Białymstokiem ani kolejowo ani drogowo. Jedno i drugie jest w remoncie. Dlatego też ewentualni turyści z Białegostoku, by skorzystać z atrakcji musieliby jechać od razu samochodem do Siemianówki przez Michałowo, a tam wsiadać do pociągu albo też tradycyjnie dojechać pociągiem do Czeremchy, a potem komunikacją zastępczą do Hajnówki, co nie ma większego sensu. Z Białegostoku regularny pociąg do Hajnówki pojawi się w styczniu 2021 roku. Pisaliśmy już przy tej okazji, że marszałek województwa popełnił fatalny błąd nie przeznaczając pieniędzy na remont odcinka Hajnówka – Białowieża, tak by do serca Puszczy dojechać koleją.

/marszalek-nie-dal-pieniedzy-nie-dojedzie-pociag-do-bialowiezy/

Ubiegłoroczny pociąg jeździł reaktywowaną linią Siedlce – Siemianówka. Zatem oprócz białostoczan, także Podlasianie z południa mogli zwiedzić zalew, bo mieli dogodne połączenie. Generalnie zarówno osoby z Podlaskiego jak i Lubelskiego musiały dojechać najpierw do Czeremchy. Potem czekał na nie pociąg do Hajnówki, a tam do Siemianówki. Dlatego dopóki nie będzie znów połączenia z Czeremchy do Hajnówki (do 21 lipca) to wznowienie linii nie ma większego sensu. Chyba, że wyłącznie dla mieszkańców Hajnówki oraz wszystkich tych, którzy tam dojadą. Miejmy nadzieję, że chociaż w przyszłym roku wróci to połączenie. Szczególnie ważne jest, by pociąg dojechał do Cisówki. Przejazd nasypem kolejowym przez Siemianówkę byłby atrakcją samą w sobie. Przypomnijmy, że na zalewie żyje mnóstwo unikalnych gatunków ptaków. Cisówka to nieco tajemnicze miejsce, na pewno cieszyłoby się ogromnym zainteresowaniem. Wystarczy zobaczyć na powyższym filmie jak wyglądał przejazd pociągiem specjalnym po trasie.

fot. Miron Bogacki / Narodowy Instytut Dziedzictwa (Creative Commons)

Ten cypel pamięta początki państwa polskiego. Znajduje się w Podlaskiem.

Grodzisko Stara Łomża to wyjątkowo malownicze miejsce, które warto odwiedzić na jednodniowej wycieczce. Mieści się ono na Górze Królowej Bony. Czym właściwie jest? To cypel, z którego możemy podziwiać rzekę Narew. Niezależnie od pory roku, najlepiej podczas wschodu albo zachodu słońca warto tam być dla samych widoków. To też okazja ażeby poznać trochę historii.

 

Grodzisko Stara Łomża składa się z grodu właściwego i dwóch podgrodzi. Powstały w XI wieku w wyniku rozwoju handlu w tym rejonie. Pamiętajmy, że był to bardzo ważny punkt graniczny pomiędzy Polską, Rusią Kijowską oraz Państwem Pruskim. Dlatego położenie w trudno dostępnym do zdobycia miejscu miało mieć znaczenie. Niestety położenie nie uchroniło grodu przed ogniem na przełomie XI i XII wieku. W połowie XII wieku przystąpiono jednak do budowy następnego, bardziej ufortyfikowanego grodu. Niestety wzmocnienia z kamieni i gliny nic nie dały. Gród został spalony i zdobyty.

 

Dziś miejsce, gdzie już nie ma śladu po grodzisku leży na uboczu, bo Łomża nieco się przesunęła. Dlatego na mapie mamy też Starą Łomżę. Na miejscu oprócz Góry Królowej Bony warto też zwiedzić zupełnie obok Wzgórze Świętego Wawrzyńca. Tam dawniej stał kościół, dziś możemy obserwować piękne widoki nad Narwią. Po miejscu została tablica pamiątkowa i wiele ogromnych głazów. Jest także krzyż i piękne kamienne schody. Sama świątynia została rozebrana w 1765 roku.

 

Góra i pobliskie wzgórze to miejsca idealne na dłuższy spacer po Starej Łomży. Te miejsce znajdowało się w Polsce od samego początku istnienia państwa. Gdy tam będziemy warto na nie spojrzeć także i z tej perspektywy. Wtedy będziemy mogli sobie wyobrazić w jakich pięknych i dzikich miejscach osiedlali się nasi przodkowie.

fot. Narodowy Instytut Dziedzictwa

To był kiedyś piękny pałac. Dziś pozostały tylko ruiny.

Hieronimowo to mała wioska pomiędzy Zabłudowem i Michałowem, na uboczu od Topolan. Jeżeli nie zboczymy z głównej drogi, to tam nie trafimy. Być może dzięki temu do dziś przetrwały w tym miejscu ruiny XIX-wiecznego dworku. Jaka jest jego historia? W oryginale był to klasycystyczny pałac, oficyna i park.

 

Budynek powstał w 1820 roku jednak bardzo szybko został skonfiskowany przez zaborcę czyli władze rosyjskie. Wszystko dlatego, że jego właściciel generał Kazimierz Dziekoński brał udział w powstaniu listopadowym. Władza zesłała go w głąb Rosji, a pałacyk wrócił do rodziny i przeszedł w ręce jego bratanicy Jadwigi Olizarowej oraz jej męża Aleksandra Ramma. Sam Dziekoński po przyrzeczeniu carowi wierności mógł wrócić na tereny Polski pod zaborami.

Po I wojnie światowej pałacyk należał już do Olgi Ramm. Była to spadkobierczyni. Nazwisko silnie sugeruje pokrewieństwo z poprzednikami lecz nie wiemy jakiego stopnia. Być może to córka małżeństwa? W każdym razie, gdy wybuchła II wojna światowa spadkobierczyni wyjechała do Niemiec zaś piękny budynek został skonfiskowany przez władze radzieckie i utworzyły tam państwowe gospodarstwo rolne. Potem majątek przeszedł w ręce niemieckie.

 

W 1944 roku majątek trafił do Eugeniusza Ramma. Niestety otrzymał już pałacyk spalony. W 1945 roku wybuchł jeszcze jeden pożar. Spalił się nie tylko okazały budynek, ale też budynki gospodarcze. W 1956 roku rozpoczęto odbudowę, ale tylko oficyny pałacowej. Sam pałac tylko odgruzowano. Obecnie jest w rękach prywatnych. Miejmy nadzieję, że obecny właściciel kiedyś zdecyduje się na odbudowę.

Czy Nowe Miasto straci swój las? Wszystko w rękach kurii.

Po weekendzie, 22 czerwca będzie sesja Rady Miejskiej podczas której zapadnie kluczowa decyzja dzięki której czy zamiast dwóch lasów wyciąć tylko jeden. Drzewa z pierwszego należałoby usunąć ze względu na Lotnisko Krywlany, by wreszcie mogło naprawdę funkcjonować, zaś drzewa z drugiego planowano wycinać pod cmentarz. Mowa tu o lasach Solnickim i Turyczyńskim.

 

Na wstępie trzeba zaznaczyć istotną kwestię – jeden las leży w gminie Białystok, drugi zaś w gminie Choroszcz – która obejmuje też właśnie las przy osiedlu Nowe Miasto oraz pobliską miejscowość Turczyn. Dlatego też o losach Solnickiego i Turczyńskiego decydują zupełnie inne osoby.

 

Sprawa lotniska jest dosyć znana. Inwestycje pokracznie, ale zawsze to do przodu prowadzi Tadeusz Truskolaski. Gdyby chciał, to by już dawno zdecydował o wycince lasu, by uruchomić inwestycje. Tymczasem inicjator własnej inwestycji sam sobie zaczął piętrzyć problemy i tak na Lotnisku w Krywlanach od 2 lat stoi pas, który dopiero co uzyskał certyfikację, lecz i tak nie można z jego pełni korzystać. Oznacza to, że te wszystkie samoloty co mogły lądować w Białymstoku na pasie trawiastym mogą teraz na betonowym. Gdy w końcu Truskolaski zdecyduje o wycince, to będzie można korzystać z całej długości betonowego pasa i wtedy zmieszczą się tam maszyny, które do tej pory się nie mieściły czyli samoloty pasażerskie zabierające do 50 osób.

 

Cmentarz w Lesie Turczyńskim to natomiast inwestycja przez Kurię Metropolitalną. Dogadała się w tej sprawie z gminą Choroszcz, lecz przeciwni byli mieszkańcy osiedla Nowe Miasto i okolic. Nie chcieli, by ich ulubiony las zamienił się w cmentarz. Wiele razy protestowano w obronie lasu. I tak, by pogodzić zwaśnione strony padła propozycja. Skoro i tak trzeba wycinać las Solnicki, to czemu nie zrobić lasu tam?

 

Teraz decyzja należy do kurii. Raczej wszyscy się spodziewają decyzji pozytywnej. Jeżeli tak się stanie, to machina urzędnicza będzie musiała zmienić plany także formalnie. Las Turczyński zostanie, zaś Las Solnicki zostanie wycięty, a teren po nim przygotowany pod cmentarz. Natomiast miasto w końcu będzie mogło szukać chętnych przewoźników lotniczych. Podlaskie to wciąż biała plama na mapie jeżeli chodzi o lotnicze przewozy pasażerskie.