Featured Video Play Icon

Las krzyży na wzgórzu to najbardziej charakterystyczny znak tego miejsca. Oto Sanktuarium w Świętej Wodzie.

Sanktuarium Święta Woda na wzgórzu w Wasilkowie przyciąga wiernych z całej Polski od lat. Pierwsza potwierdzona wzmianka o tym miejscu pochodzi z 1719 roku. Wówczas polski szlachcic Bazyli przybył na uroczysko zwane Świętą Wodą, z nadzieją, że odzyska wzrok. Tak też się stało. Cudowne ozdrowienie zaczęło historię tego miejsca. W akcie wdzięczności mężczyzna ufundował tym miejscu drewnianą kaplicę. W 1778 roku z Watykanu dla świątyni nadszedł przywilej odpustowy.

Podczas rosyjskiego zaboru, na rozkaz cara odebrano katolikom Świętą Wodę i przekazano prawosławnym. Zwrot nastąpił dopiero, gdy Polska odzyskała niepodległość. Nim to nastąpiło w kaplicy znajdował się obraz Matki Bożej Bolesnej. W 1915 roku, gdy na podlaskie tereny wkraczali Niemcy, to prawosławny duchowny ze Świętej Wody wywiózł malunek w głąb Rosji. Po I wojnie światowej, już w katolickiej świątyni znajdowała się kopia obrazu.

Święta Woda bardzo silnie związana jest z osobą ks. Wacława Rabczyńskiego. Po II wojnie światowej to on zajmował się sanktuarium. A raczej tym co po nim pozostało. Spalone, zbezczeszczone miejsce zaczęło powoli się odradzać. Kolejną kopię obrazu Matki Bożej Bolesnej namalowała matka księdza – Helena Rabczyńska. Ponadto zbudowano specjalną grotę z figurą bożej rodzicielki, która miała być kopią francuskiej. To właśnie tam można zaczerpnąć wody ze świętego źródełka.

Las krzyży, o którym wspominamy w tytule, to pomnik trzeciego tysiąclecia. Największy krzyż mierzy 25 metrów wysokości. Miejsce to, razem ze źródełkiem przyciągają pielgrzymów i okolicznych mieszkańców od wielu lat. Kościół jest także popularnym miejscem jeżeli chodzi o śluby osób nie będących parafianami.  Szczególnie, że na miejscu jest też sala weselna. Najważniejsza pielgrzymka do tego miejsca odbywa się 25 maja czyli w przededniu Dnia Matki. Jest to pielgrzymka kobiet. Nowych krzyży na wzgórzu przybywa natomiast w święto Matki Boskiej Bolesnej. Wspomnienie liturgiczne obchodzone jest w Kościele katolickim 15 września.

Partnerzy portalu:

Nowe budynki w skansenie. Będzie też stary kościółek. Ślub w takim klimacie będzie hitem!
Fot. Kamil Timoszuk / Wrota Podlasia

Nowe budynki w skansenie. Będzie też stary kościółek. Ślub w takim klimacie będzie hitem!

Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej zostało wzbogacone o nowe obiekty. Reprezentują one budownictwo wschodniego Podlasia. Oprócz stodoły z Redut, stoją tam już dwie chałupy z Czyż (pow. hajnowski) – jedna z 1888 r. i druga z połowy XX wieku. W starszej z chat zobaczymy, jak wyglądało wnętrze wiejskich domów sprzed ponad stu lat. Natomiast przy młodszym budynku, charakteryzującym się wyjątkowymi zdobieniami, trwają prace wykończeniowe na zewnątrz. To nie wszystko, niebawem stanie także dom z Makówki. Zabudowa, która tworzy część Skansenu poświęconą budownictwu wschodniopodlaskiemu, została przeniesiona z powiatów hajnowskiego, bielskiego i siemiatyckiego. Jest charakterystyczna przede wszystkim dla mniejszości białoruskiej.

Budynek z Czyż z 1888 r. to prawdziwa gratka dla odwiedzających Skansen. Jego wnętrze zostało wyposażone w sprzęty z okresu międzywojennego! Są tu krosna, ławy, stół, olbrzymi piec z nieodłącznym zapieckiem, niecki, dzieże, michy, święte obrazy i ozdoby. Wrażenie także robi niski strop połączony z gigantycznym, krytym strzechą dachem. Drugi dom z Czyż to budowa z lat 50. XX wieku. Jest koloru ciemnożółtego i zachwyca bogactwem zdobień architektonicznych. Charakteryzuje się wspaniałymi narożami, bogatą oprawą okien i pięknymi okiennicami.

Niebawem Skansenu dopełnią także domy przeniesione z Makówki i Plutycz. Kamienny fundament pod chałupę z Makówki jest już gotowy. Wkrótce rozpocznie się składanie domu. Będzie to najstarszy obiekt w tej części muzeum. Na jednej z belek domu wycięty rok 1867. To typ budynku z XIX wieku, z charakterystycznym dla tego okresu układem wnętrza i wyglądem zewnętrznym, ale też takimi detalami jak tram, czyli belka pod pułapem, którą już pod koniec XIX wieku wycinano, bo przeszkadzała w swobodnym poruszanie się we wnętrzu.

Chata z Plutycz posłuży za miejsce na działania edukacyjne i warsztatowe. Wokół tych czterech domów powstaną zagrody. Będą to budynki gospodarskie: stodoły, spichlerze, budynki inwentarskie. Wszystko jak za dawnych czasów. Co ciekawe, do Skansenu trafił zabytkowy kościół z dzwonnicą z Seroczyna (diecezja drohiczyńska). Obiekt jest już pozyskany i czeka na przeniesienie. Jest to obiekt wyjątkowy, pochodzi z terenów historycznego Podlasia, a gdyby stanął w Skansenie, możliwe byłoby tam organizowanie ślubów!

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Czy można dopłynąć z Łomży do Białowieży? Im to się udało!

W czerwcu 1927 roku w łomżyńskim czasopiśmie Życie i praca można było przeczytać relację z przepłynięcia łodzią z Łomży do Białowieży. Czterech śmiałków, uczniów 8-klasy zdecydowało się na tą wyjątkową wyprawę. Cała trudność polegała na tym, że trzeba było całą drogę wiosłować pod prąd. A dystans między dwoma miejscowościami jest spory. Lądem to 150 kilometrów. Rzecznymi zakolami? Dużo więcej.

– Któregoś dnia (było to jeszcze w kwietniu) przyszła mi do głowy myśl urządzenia wycieczki do Białowieży – łódką – tak zaczyna się relacja z tego wyjątkowego wydarzenia. Oczywiście chętnych było bardzo wielu, z pośród których ostatecznie miało jechać 4-ch. tj. Jarocki Stanisław, Kraszewski Kazimierz, Stilter Andrzej i ja (Jan Kazimierz Wiszniewski – dop. red). Było więc nas czterech żądnych przygód, nowych wrażeń, miłujących życie koczownicze – a takim jest właśnie jazda łódką w nieznane okolice, jazda pełna niewygód i trudów. – można było przeczytać w Życiu i praca.

Po otrzymaniu świadectw w niedzielę 19 czerwca, od poniedziałku rozpoczęliśmy przygotowania do podróży. Niezbędna była dla nas dokładna mapa, którą też otrzymaliśmy od p. Krauzego, okazującego wielkie dla naszej wyprawy zainteresowanie; był na tyle dobry, że we środę o godz. 5-tej pożegnał nas nas przystani. Zakupiliśmy na drogę prowiantów (2 klg. słoniny, 5 klg. ryżu, 5 klg. cukru, kakao, kawy, makaronu, soli, i t. d.), finanse też nie przedstawiały się zbyt skromnie – mieliśmy więc wszystko, co jest potrzebne na 2-u tygodniową wycieczkę. Rankiem 22 czerwca siedzieliśmy już w łodzi.

W szybkiem tempie minęliśmy most, Starą Łomżę, Szur, które groźne, zdradliwe wiry oglądaliśmy w godzinę po wyjeździe. Przed Siemieniem, chcąc się upewnić co to za wieś zapytałem jakiegoś rybaka o nazwę. Ten się odwrócił, przyjrzał chałupom jakby pierwszy raz je widział i ostatecznie mruknął coś niezrozumiale. Ciekawe, że wszyscy chłopi niechętnie patrzą na wycieczkowiczów, a pytania ich uważają za kpiny. 

Minęliśmy rozsiadłe nad rzeką Niewodowo, Siemień, Rakowo-Czachy, Rakowo-Boginie i o 11-ej zatrzymaliśmy się na śniadanie przed Krzewem. Śliczne brzegi ma Narew w odcinku Krzewo – Bronowo. Samo Krzewo ma bardzo ładne położenie: chaty, rozrzucone na dość wysokich wzgórzach, porośniętych lasem, łyskają pośród zieleni bielą ścian, dalej zaś nieco lewy brzeg porastają bujne trzciny i wysokie trawy, które znowu są podszyciem pięknych olszyn. Tutaj zauważyliśmy pierwszy raz 2 jastrzębie unoszące się ponad wierzchołkami – ptaki, które potem będziemy często spotykać.

Na noc zatrzymaliśmy się w Złotorji, w smutnem dla nas miejscu, gdyż tutaj gwoli dogodzenia podniebienia wydaliśmy aż 5 zł. i kazaliśmy sobie usmażyć rybek. Dobre, bo dobre, ale jak przyrządzane! Pierwszy raz widziałem takie barbarzyństwo! Z żywych, rzucających się jeszcze, zeskrobywała gospodyni wbrew naszym protestom łuskę, następnie żyjącym wyjmowała wnętrzności i, co jest potworne, biedne te nieme stworzenia rzucały się jeszcze na gorącej patelni, przetrzymywane nożem (żeby nie upadły na podłogę) przez gospodynię.

Minęliśmy Izbiszcze, Topilec, Bokiny, Uhowo, znajdujące się po przeciwnej stronie mostu kolejowego w Łapach i w tem ostatnim mieście urządziliśmy dwugodzinny postój. Miasteczko małe, nieciekawe, właściwie tylko stacja kolejowa z solidnemi zabudowaniami stacyjnemi. O godz. 16-ej wyruszyliśmy dalej. Ludność tu zupełnie inna, niż tam w dole Narwi! Odcinek Łomża -Białowieża z biegiem rzeki można podzielić na 3 części. Łomża – Waniewo – ludność na wskroś polska, katolicka, Waniewo – Suraż – daje się już słyszeć język ruski, większość jest jednak Polaków – katolików, Suraż-Białowieża – o, tutaj wszystko na każdym kroku przypomina Białoruś, ale o tem później! Jakież było moje zdziwienie, gdy po raz pierwszy przed Waniewem otrzymałem na swe pytanie ruską odpowiedź! Później zdarzało się to coraz częściej i częściej, tak że w końcu dziwiłem się, gdy słyszałem polski język!

Bardzo chętnie rozmawiałem z chłopami, spotykanymi w drodze, wiedząc że tylko w ten sposób poznam ich charakter i obyczaje. Rozumieliśmy się doskonale mimo, że ja mówiłem do nich po polsku, a oni zaś do mnie po białorusku!

Nigdzie nie spotkałem tyle uprzejmości, co w Narwi na plebanji. Wielebny ksiądz proboszcz tyle nam okazał serca, tak serdecznie z nami rozmawiał, że wprost zawstydzeni byliśmy Jego uprzejmością! Spotkała nas tu prawdziwa, staropolska gościnność!

Już widać Białowieżę! Czerwieni się na zielonem tle drzew zameczek myśliwski b. cara Mikołaja II, obecna własność Państwa Polskiego. Muszę się przyznać, że niekiedy wątpiłem czy dojedziemy łodzią do samego miejsca, tak niektóre przeprawy były ciężkie. Jeszcze ostatni wysiłek – i jesteśmy w Białowieży. Zatrzymujemy się na brzegu, a tymczasem coraz więcej osób zbiera się i z zaciekawieniem nam się przygląda.

Cała wyprawa trwała 17 dni. Z Łomży do Białowieży uczniowie płynęli 9 dni. Potem odpoczywano 3 dni. Droga powrotna z prądem była już dużo szybsza. Trwała 5 dni.

Powyższe fragmenty z czasopisma Życie i praca – numer 29-39 z 1927 roku. Poniżej pełny artykuł.

Tytuł: Życie i Praca : organ informacyjno-społeczny poświęcony sprawom Ziem Województwa Białostockiego. R. 4, 1927, numery 29-39

Wydawca / drukarz: Michał Piaszczyński

Miejsce wydania / druku: Łomża

Data: 1927

Język: polski

Typ źródła: czasopismo

Lokalizacja oryginału: Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Białowieski Park Narodowy ma 100 lat! Został w Polsce powołany jako pierwszy.

Puszcza Białowieska w historii Polski miała zawsze ogromne znaczenie. Już w czasach królewskich, władcy przyjeżdżali tam na polowania. Władysławowi Jagielle, który rządząc kursował między Krakowem a Wilnem była przystankiem w drodze, ale też miejscem gdzie pozyskiwano zapasy na udaną wojnę z Krzyżakami. Bitwa pod Grunwaldem w 1410 roku okazałą się tak dużym sukcesem, że na kolejne kilkaset lat nasz kraj był potęgą w Europie. Puszcza Białowieska służyła także rosyjskim carom podczas zaborów, Niemcom podczas okupacji, a także PRL-owskim sekretarzom. Obecnie od lat postulowane jest, by polski teren Puszczy Białowieskiej, w całości należał do Parku Narodowego. Teraz jest podzielony pomiędzy tą instytucję a trzy nadleśnictwa, które pozyskują tam drewno.

Jak to się stało, że 100 lat temu objęto ten teren ustawową ochroną? Po zakończeniu działań wojennych, w 1919 r. do Puszczy Białowieskiej wysłana została ekspedycja naukowców pod przewodnictwem prof. Władysława Szafera. Początkowo w poszukiwaniu żubrów, których jednak nie znaleziono, ponieważ podczas I wojny światowej zostały wystrzelane przez wojska niemieckie i kłusowników. Pomimo, iż wolno żyjących żubrów nie odnaleziono, uwagę naukowców zwrócił unikatowy ekosystem leśny – las naturalny o charakterze pierwotnym. 29 grudnia 1921 r. na konferencji w Departamencie Leśnictwa, Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr Państwowych w Warszawie, na części obecnego obszaru Parku oraz w innych fragmentach Puszczy Białowieskiej, poczynione przez naukowców wysiłki przyniosły efekt w postaci decyzji o powołaniu pięciu rezerwatów przyrody, z których dwa obecnie tworzą serce Białowieskiego Parku Narodowego, jakim jest Rezerwat Ścisły.

W 1924 r. dwa z pięciu rezerwatów utworzyły jednostkę o nazwie „Nadleśnictwo Rezerwat”.  W 1932 r. „Nadleśnictwo Rezerwat” zostało przekształcone w „Park Narodowy w Białowieży”. W 1947 r. jednostkę restytuowano jako Białowieski Park Narodowy i pod tą nazwą funkcjonuje do dziś. Podstawą prawną była ustawa o ochronie przyrody z dnia 10 marca 1934 r. Pomimo faktu, że z formalnego punktu widzenia tę datę należy uważać za początek funkcjonowania parku narodowego, to już wcześniejsze struktury administracyjne – rezerwaty przyrody utworzone w 1921 r.

Przez te 100 lat udało się skutecznie przywrócić naturze żubra. Próbowano także dać nowe życie turom i tarpanom. Niestety nie udało się to i już nie ma o tym nowych dyskusji. Obecnie Park Narodowy skupia się wyłącznie na ochronie przyrody w rezerwatach, a także opiekuje się żubrami. BPN prowadzi także działalność edukacyjną między innymi przy pomocy swojego muzeum. Instytucji życzymy co najmniej kolejnych 100 lat!

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Sanktuarium w Krypnie. Mała wieś między Białymstokiem a Mońkami. Zjeżdżają tam tłumy.

Na starym szlaku królewskim, który wiódł z Krakowa do Wilna przez podlaskie miasteczka znajduje się również Krypno. Obecnie jest to miejsce wielu pielgrzymek, gdyż znajduje się tam sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia. W środku świątyni można podziwiać przepiękny ołtarz, a także obraz Matki Bożej Pocieszenia. Jest to najstarsze sanktuarium maryjne na Podlasiu.

Według legend obraz stał przy lipie obok poidła dla koni, zwanego krypą. 3-krotnie odnoszono go do kościoła w pobliskim Knyszynie, jednak za każdym razem pojawiał się pod lipą. Czy był to znak, by w tym miejscu budować świątynie? Przypomnijmy, że podobną legendą owiana jest cerkiew w Puchłach, także nie będziemy doszukiwać się w tej opowieści zbyt wiele. Kroniki historyczne mówią jednak, że starosta knyszyński, hetman Jan Zamoyski zamówił obraz Matki Bożej Śnieżnej, który miał być repliką dzieła z Rzymu. Obraz docelowo miał oddziaływać na jego małżonkę. Jeżeli spojrzymy na obecny obraz, to nawiązania do białego puchu można odnaleźć. Obecny kościół w Krypnie jest dziełem ze schyłku XIX wieku. Dokładnie to zbudowano go w latach 80. Świątynie wybudowano mieszając styl neoromański z neogotyckim. Autorem projektu był Feliks Nowicki.

Przez te wszystkie lata kult maryjny w Krypnie nie ustał, a wręcz przeciwnie. Pielgrzymki do tego miejsca są coraz popularniejsze za sprawą większych możliwości podróżowania. Wbrew pozorom, wielu ludzi pozostaje konserwatywna, nawet w nowoczesnym świecie i od religii się nie odwraca. Jednych zbliżają imprezy, aplikacje randkowe, a innych właśnie pielgrzymki. Sanktuarium w Krypnie co roku przyjmuje całe rodziny, ale też mężczyzn, którzy ćwiczą siłę swoich charakterów przebywając kilometry pieszo. Nie brakuje też rolników, którzy modlą się o pomyślne plony i udany zasiew.

Partnerzy portalu:

Posejnele to maleńka wieś. Tamtejsza aleja 100-letnich drzew została zabytkiem.
fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Posejnele to maleńka wieś. Tamtejsza aleja 100-letnich drzew została zabytkiem.

Sejneńszczyzna to przepiękna kraina wchodząca w skład województwa podlaskiego. Znajduje się tam wieś Posejnele, w której rosną 100-letnie drzewa. Aleja, którą tworzą stała się właśnie zabytkiem decyzją prof. Małgorzaty Dajnowicz, podlaskiej konserwator zabytków.

Aleja powstała w okresie międzywojennym i zasadzona była jako element założenia gospodarstwa rolnego rodziny Szyryńskich, która w sposób wyjątkowy zapisała się w dziejach naszego regionu. Gospodarstwo rodziny Szyryńskich w Posejnelach miało istotny wpływ na okoliczną kulturę rolną. Właściciele byli zaangażowani w edukację i rozwój kulturalny regionu. Podczas wojny dawali schronienie walczącym o niepodległość, wykazując się niezwykłym patriotyzmem i poświęceniem.

W skład alei wchodzą przede wszystkim lipy, ale także kasztanowce, dęby, klony zwyczajne i jawor. Najstarszy z dębów został oszacowany na ok. 120 lat, zaś pięć najstarszych lip na około 100 lat. Drzewa te tworzą „szkielet” alei, wypełniony młodszymi nasadzeniami: prawie trzydzieści z nich, przede wszystkim lipy, liczy od 50 do 70 lat.

Aleja w Posejnelach przejawia przede wszystkim wartości krajobrazowe i przyrodnicze. Dwa szpalery drzew liściastych tworzą charakterystyczne dla minionych epok wnętrze krajobrazowe, a następnie płynnie przechodzą w kompleks leśny. Aleja posiada również wartości historyczne o znaczeniu lokalnym, ze względu na zasłużoną dla regionu rodzinę Szyryńskich –  tłumaczy decyzję prof. Dajnowicz. Aleja wpisuje się również w krajobraz doliny rzeki Marycha.

Partnerzy portalu:

Białostoczanie w ramach protestu używali nafty. Tak zmusili elektrownię do obniżek cen!
fot. Muzeum Podlaskie w Białymstoku

Białostoczanie w ramach protestu używali nafty. Tak zmusili elektrownię do obniżek cen!

Białystok na początku XX wieku, od kilkudziesięciu lat był już prężnie rozwijającym się miastem dzięki kolei. W 1908 roku dodatkowym czynnikiem pobudzającym było zniesienie przez Cesarstwo Rosyjskie (pod którego zaborem była Polska) poddaństwa chłopów. W praktyce oznaczało to, że mogli oni migrować. Wielu z nich mieszkając w okolicy, wybrało Białystok. Przemysł ruszył z kopyta, bo liczba firm produkujących w mieście szła w setki. Samych zajmujących się włókiennictwem było 300.

We wspomnianym 1908 roku została zawarta umowa pomiędzy Białymstokiem a Niemieckim Towarzystwem Przedsiębiorstw Elektrycznych w Berlinie. Na jej mocy towarzystwo zobowiązało się do zbudowania w mieście elektrowni. W zamian Białystok nie mógł zbudować takiego budynku samodzielnie lub pozwolić komuś jeszcze na taką inwestycję. Wszystko przez 50 lat. Potem elektrownia miała przejść na własność miasta. 13 maja 1913 roku, przy ul. Elektrycznej 13 powstała pierwsza elektrownia w mieście.

W okresie dwudziestolecia międzywojennego, korzystając z monopolu firma podnosiła mieszkańcom ceny energii przy każdej możliwej okazji. Prowadziło to do sporów. Wielcy odbiorcy przemysłowi, jak warsztaty kolejowe w Łapach płaciły 15,5 gr, magistrat za oświetlenie ulic 61 gr, odbiorcy przemysłowi w Białymstoku po 77 gr, a prywatni 88 gr za 1 kWh. Takie ceny dla odbiorców prywatnych, podczas gdy w Krakowie cena wynosiła 55 gr, a w Warszawie 73 gr powodowały wielkie niezadowolenie odbiorców. Prowadziło to do ciągłych sporów z magistratem i mieszkańcami. Miasto groziło wypowiedzeniem umowy i skierowało sprawę do sądu.

W latach 1930-33 wybuchały strajki elektryczne w czasie których rezygnowano z korzystania z energii elektrycznej. W takiej sytuacji powołany został Ogólnozwiązkowy Komitet do Walki o Tańsze Światło Elektryczne, który ogłosił 7 i 8 września 1932 roku dniami strajku ostrzegawczego. Drobni sklepikarze, a także różne inne firmy, które najbardziej korzystały z prądu najpierw każdego dnia strajku całkowicie wyłączali prąd. 22 stycznia 1933 roku został rozpoczęty bezterminowy strajk elektryczny. Protest objął również Wasilków i Łapy. Przez 2 miesiące protestujący mieszkańcy nie używali prądu! Doprowadziło to do powstania strat w elektrowni sięgających 150 tys. zł.

Białostoczanie używali nafty, a strajk przyniósł im korzyść. Monopolista został zmuszony do spełnienia żądań i obniżek cen. Porozumienie osiągnięto 12 maja 1933 r. Umowa elektrowni z miastem nie dotrwała do końca. II wojna światowa zniszczyła biznes. Ostatecznie w 1944 roku elektrownię upaństwowiono. Dziś jest to siedziba Galerii Arsenał.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Podlaska wieś, która była miastem. Powinna być nim znowu!

Gmina Sokoły, której najważniejszą wsią są XIV-wieczne Sokoły leży pomiędzy Łapami a Wysokiem Mazowieckiem. Najbardziej znanym miejscem w gminie jest jednak wieś Waniewo, która to odwiedzana jest ze względu na drewnianą kładkę prowadzącą przez rozlewiska Narwi do wsi Śliwno. Co ciekawe – Sokoły powinny być w zasadzie miastem.

Wieś status ten utraciła w 1950 roku razem z innymi podlaskimi miejscowościami: Dąbrową Białostocką, Kleszczelami, Krynki, Suchowolą i Tykocinem. Wszystkie te miasta odzyskały prawa miejskie oprócz Sokołów. Dawniej obowiązywała zasada, że miejscowość, która liczy więcej niż 2000 mieszkańców może zostać miastem. Dzięki przekroczeniu tej liczby Krynki w 2009 stały się ponownie miastem, zaś po raz pierwszy prawa miejskie wtedy otrzymało Michałowo. Tymczasem wspomniane Sokoły mają mieszkańców 1500. Cała gmina liczy zaś 6000 osób. Teoretycznie nie może być jeszcze miastem, ale warto dodać, że obecnie najmniejszym miastem w Polsce jest świętokrzyski Opatowiec liczący zaledwie 336 osób. Chcieli tego sami mieszkańcy. Dodajmy też, że próg 2000 mieszkańców nie jest już przestrzegany (ani zapisany jako prawo). Podlaskie Kleszczele dwóch tysięcy nie mają, zaś jednym z najmniejszych miast w Polsce jest Suraż, który nie ma nawet 1000 mieszkańców.

Dość o liczbach, skupmy się na Sokołach. Miejscowość powstała w okolicach 1446 roku i została założona przez braci Sokołów. W 1471 roku czterech braci, już nie Sokołów, a Sokołowskich herbu Gozdawa, dziedziców z Sokół i Kruszewa wraz z Janem Kruszewskim z Kruszewa ufundowali kościół. W 1676 roku połowa wsi należała do Sokołowskich, druga do Kruszewskich. Pod koniec XVIII wieku nadal własność osady była podzielona na połowę. Jedna należała do kościoła, druga do Marianny Markowskiej z Kruszewskich. To dzięki niej w 1827 roku – Sokoły stały się miastem. Utraciły swoje prawa za karę po powstaniu styczniowym. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, Sokoły od 1919 roku ponownie były miastem.

Podczas II wojny światowej miasto zostało potraktowane przez Niemców podobnie jak inne polskie grody. Spalono je i zniszczono. Utworzono też getto, do którego spędzono Żydów, a następnie wywieziono do podwarszawskiej Treblinki, gdzie znajdował się niemiecki, nazistowski obóz zagłady. Życie tam straciło około 900 mieszkańców Sokół.

Należy także wspomnieć o haniebnej, powojennej historii, jaka została nieco przemilczana. W jednym z żydowskich domów, 17 lutego 1945 świętowano powrót bliskich z obozu zagłady. Zapowiadał się wspaniały wieczór. Grano w karty, przygotowywano posiłek. W pewnym momencie do domu wtargnął wąsaty mężczyzna z karabinem w żołnierskim mundurze. Należał on do polskiego podziemia. Tamtego wieczoru zamordował on 7 osób – w tym czteroletnie dziecko oraz dwie osoby, które przeżyły holocaust. Tablica upamiętniająca tamto wydarzenie znajduje się w… Warszawie.

Należy też wspomnieć o pozytywnych rzeczach. W pobliskim Krzyżewie Stefania Karpowicz stworzyła szkołę rolniczą dla synów średnich i zamożniejszych rolników. Chciała, aby placówka przygotowywała ich do samodzielnej i nowoczesnej pracy we własnych gospodarstwach. Warto dodać, że kobieta mogła być, kim tylko zapragnęła i brylować w świecie. Wybrała skromne życie, które w pełni oddała drugiemu człowiekowi.

Kobieta-instytucja z Podlasia. Stworzyła tu dzieło, które przetrwało zabory, wojny i komunizm.

Gmina Sokoły oprócz wspomnianej kładki w Waniewie (która aktualnie jest w fatalnym stanie technicznym i czeka od lat na remont) ma również inne atrakcje warte zwiedzania. Oczywiście jest to cały Narwiański Park Narodowy, gdzie można na przykład wypożyczyć łódkę-pychówkę, którą zwiedzimy „polską Amazonkę” z poziomu tafli wody. Nie brakuje tu różnorodnych roślin czy gatunków ptaków. W samych Sokołach jest wspomniany 55-metrowy kościół, który został wybudowany w czasie od 1906 do 1912 roku, w stylu neogotyckim. Jest też plac do rekreacji dla młodzieży.

Do Sokół można dojechać samochodem. Pociąg zatrzymuje się w pobliskich Łapach i Raciborach. Jeżeli chcielibyśmy zwiedzić okolicę rowerem, to właśnie w tych miejscowościach powinniśmy wysiąść.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Miasto na skraju Puszczy. Tak kiedyś wyglądała Hajnówka.

Hajnówka to dość młode miasto. Uzyskała prawa miejskie dopiero w 1950 roku. Wcześniej mimo, że zamieszkiwana była przez 15 000 osób, to rządził nią… sołtys. Historia miasta związana jest oczywiście z przemysłem leśnym. Cóż mogłoby lepiej funkcjonować tam, gdzie jest Puszcza? Patrząc na ten rejon dziś widzimy go zupełnie inaczej. Hajnówka staje się miejscem turystycznym, gdzie ludzie przyjeżdżają oddychać świeżym powietrzem, obejrzeć żubry, przejechać się kolejką wąskotorową. Wycinka w lesie wzbudza zaś protesty. Pojawiają się też głosy, by cała Puszcza Białowieska była parkiem narodowym.

Dawniej patrzono na Hajnówkę inaczej. Po 1950 roku, gdy zyskała prawa miejskie zaczęto intensywnie budować domy. Wszystko co stare zostało rozbierane i zastępowane nowym. Z filmu można dowiedzieć się także co nieco o młodzieży. Tej podobno w mieście nie brakowało, zaś weekendy spędzali podobnie jak dzisiejsza młodzież – na potańcówkach. Nie brakowało tez domów kultury. Gorzej było z opieką lekarską. Przyjmowano pacjentów po trzech do jednego pokoju! Dzisiaj to nie do pomyślenia.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Wyjątkowy film historyczny! Tak wyglądały dawniej Suwałki. Zobacz miasto w 1937.

Nie tylko aktualne podróże są ważne, ale te sentymentalne i historyczne również. Jak można bowiem zwiedzać miasto nie znając jego przeszłości? Patrzeć na ludzi, budynki i całe otoczenie bez żadnego kontekstu? Wówczas patrzymy wyłącznie na kształty, a nie coś w czym kryje się czas, który minął. Dlatego ważne jest oglądanie starych filmów i zdjęć. Dla jednych się z czymś już kojarzą, a u innych wywołują wspomnienia, a jeszcze inni mają jakieś dalsze wyobrażenia.

Warto podkreślić, że film jest pewną rekonstrukcją cyfrową – stąd są pewne zniekształcenia. Nie powinny one jednak przysłonić najważniejszego. Suwałki na dawnym filmie wyglądają cudownie. Mnóstwo ludzi, uśmiechnięte twarze, gwar. Nikt wówczas nie spodziewał się najgorszego czyli tego co wydarzyło się po 2 latach.

Po takim „zwiedzaniu” warto wybrać się do Suwałk obecnych. Wtedy można dostrzec jak bardzo się zmieniły.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Cerkiew w Puchłach to wyjątkowe miejsce na mapie Podlasia. Zaczęło się od cudownego uzdrowienia.

Kraina Otwartych Okiennic to hasło, na które wiele osób reaguje bardzo ciepło. Takie miejscowości jak Trześcianka, Soce czy Puchły odwiedziło w ostatnich latach mnóstwo osób z Polski i zagranicy. Drewniane domki i kolorowe cerkwie to połączenie wręcz magiczne. Tym razem chcemy skupić się na samej miejscowości Puchły. Ostatnio w tamtejszej cerkwi odbył się Koncert Muzyki Cerkiewnej z okazji 110 rocznicy osiedlenia się Dykałowiczów w Puchłach. Z tej okazji chcielibyśmy przybliżyć Wam historii wsi, a przy okazji obejrzyjcie i wysłuchajcie przepiękny koncert (od 24 minuty).

Cudowne uzdrowienie

Historia wsi zaczyna się od drzewa, w którym miała objawić się Matka Boża jednemu z okolicznych mieszkańców w XV wieku. Chory zaczął się modlić pod lipą o zdrowie. Nie dość, że ujrzał on bożą rodzicielkę, to jeszcze obrzęk nóg zniknął. Drzewo przy której miało mieć miejsce objawienie do dziś stoi przy cerkwi. Świątynia jest najważniejszym miejscem w Puchłach. Tak też było w przeszłości.

Zacznijmy jednak od początku. W roku 1561 istniał tu dwór. Syn wójta z Trościanicy (Trześcisanki) nazywał się Tomasz Puchłowicz. Prawdopodobnie dobra pochodzą od jego nazwiska. Jeżeli nie od opuchlizny modlącego się. A może modlił się sam Puchłowicz? Trudno powiedzieć, bo o wsi krąży wiele legend. Jedna z nich mówi, że dziedzic był złym człowiekiem i kazał ludziom zmienić wiarę na grekokatolicką. Prawosławni mieszkańcy jednak modlili się o pomoc Matki Bożej. Gdy dziedzic zmarł, to po jego śmierci zaczął się pojawiać na rozstajach dróg. Ludzie dalej się modlili, by zjawa przestała się im pokazywać. Poskutkowało.

Niezależnie która wersja jest prawdziwa, to do cerkwi, gdzie miało miejsce uzdrowienie zaczęły przyjeżdżać liczne pielgrzymki z intencją uzdrowienia dla siebie lub chorych bliskich. Przypomnijmy też, że na Podlasiu w 1710, 1830 i 1855 roku miały miejsce epidemie dżumy i cholery. Wówczas też odnotowano liczne uzdrowienia, które przypisywano świętemu miejscu. Na pamiątkę cudownego uzdrowienia powstała ikona.

Cerkiew powstawała wiele razy

W 1754 roku przez wieś miał przejść huragan, który uszkodził starą cerkiew. Ówczesny właściciel wsi, pułkownik Józef Wilczewski ufundował nową, która powstała w 1756 roku. Spłonęła ona w 1771 roku, a wraz z nią prawdopodobnie ikona, od której zaczęła się historia wsi. Kolejna świątynia powstała w 1798 roku. Była to niewielka kaplica, którą przeniesiono z uroczyska spod Ryboł. Obecna cerkiew to budynek wzniesiony w latach 1913-1918. Świątynia jest z drewna, wzniesiona na planie krzyża, przepięknie ozdobiona i położona pośród drzew. Niesamowite jest także wnętrze świątyni. Można było je podziwiać między innymi w filmie „My name is Sara”. Cerkiew ma zapierający dech w piersiach ikonostas oraz niezwykłe, aczkolwiek proste polichromie. Warto też wspomnieć o dzwonnicy, do której wejście poprzedzone jest gankami.

W cerkwi dalej można czcić Ikonę Opieki Matki Bożej. Mimo, że oryginalna spłonęła toteż obecna powstała po 1781 roku. Warto na koniec wspomnieć o Dykałowiczach. Puchły były wsią prywatną zaś Dykałowicze ostatnimi jej właścicielami. Zostali oni wywłaszczeni przez komunistyczne władze.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

To miejsce na Podlasiu powinien zobaczyć każdy, kto kocha koleje

Choć istnieje dopiero od 2017 roku, to naprawdę ma czym się pochwalić. Mowa o Muzeum Kolejnictwa w Czeremsze. Każdy, kto zawita do tego miasta koniecznie powinien tam się wybrać. Zacznijmy od tego, że Muzeum prowadzone jest przez miłośników kolei w formie stowarzyszenia. Jest to oddolna inicjatywa, która cały czas się rozwija. Eksponaty można oglądać przy ul. 1 Maja 92. Do instytucji prowadzi piekna, zdobiona drewniana brama.

Najciekawszymi eksponatami są oczywiście dawne lokomotywy i wagony. Między innymi parowóz TP4-148 oraz szynobus SU81. Ponadto można zobaczyć jak wyglądał żuraw, którym podawano wodę do parowozów czy też zabytkowe wagony.

Warto też dodać, że Czeremcha ma kolejowe tradycje. Stacja kolejowa obecnie cieszy się nowym budynkiem, który oddano w 2020 roku. Od początku XX wieku przez miasto przebiega węzeł kolejowy łączący Białystok z Brześciem. W jego ramach zbudowane zostały: pierwszy budynek dworca, parowozownia, budynek mieszkalny, wieża ciśnień oraz stacja pomp. 2 września 1939 roku węzeł został zbombardowany przez Niemców. W 1944 roku parowozownia została zniszczona przez partyzantów. Okupanci próbowali go remontować, ale nie prace nie zostały ukończone. 28 lipca 1944 ponownie wysadzono węzeł. Parowozy z Czeremchy ostatecznie zniknęły 1978 roku. Wtedy zakończona została rozbudowa lokomotywowni i przejście na pojazdy spalinowe.

Choć Muzeum jest jeszcze „młode”, to trzymamy mocno kciuki za jego rozwój. W kraju jest mnóstwo miłośników kolei. Przykładowo z Poznania do Wolsztyna jeździ jako atrakcja turystyczna parowóz. Ludzie wykupują bilety w jeden moment. Na Podlasiu aktywnie działają przejażdżki kolejką wąskotorową niedaleko Czeremchy – w Hajnówce. W Białowieży natomiast zainteresowaniem cieszy się stacja Białowieża Towarowa, gdzie również można podziwiać dawne maszyny kolejowe.

W miarę rozwoju Muzeum w Czeremsze, być może przybędzie w przyszłości jeszcze więcej eksponatów oraz będą organizowane różne interesujące kolejowe wydarzenia. Trzymamy kciuki za Stowarzyszenie Przyjazdy Transport ażeby tak się stało.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Ruiny w Mieruniszkach. To był kiedyś kościół ewangelicki i sortownia poczty.

Suwalszczyzna to nie tylko pozostałości i legendy po Jaćwingach. Dawniej były to także Prusy Wschodnie z odrębną od polskiej kulturą, a także architekturą, językiem i wszystkim innym. Po zawirowaniach historycznych dziś to tereny należące do Rzeczypospolitej. Po poprzednikach jednak coś pozostało. Choćby ruiny kościoła ewangelickiego w Miruniszkach na granicy województwa podlaskiego i warmińsko-mazurskiego.

Mieruniszki dawniej były położone w państwie krzyżackim na granicy z Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Nazwa wsi wymieniana była już w traktatach pomiędzy Krzyżakami a Jagiełłą w 1422 roku. O istnieniu kościoła ewangelickiego wiemy natomiast z dokumentów z 1545 roku. Wiadomo też, że został zniszczony przez Tatarów w 1656 roku i odbudowany w 1710 roku. Obecne ruiny natomiast to właśnie budynek z 1710 roku, który został rozbudowany w 1760 roku. Podczas I wojny światowej służył jako sortownia poczty, natomiast budynek zniszczono podczas II wojny światowej. Od tamtego czasu nikt już go nie odbudowywał i tak sobie stoi. Od 1992 roku jest rękach katolickiej Kurii Biskupiej w Olsztynie.

Dawna świątynia to kościół gotycki z nawiązaniem do niderlandzkiego klasycyzmu. W skład budynku wchodzi kwadratowa wieża, która jest najlepiej zachowana ze wszystkiego. Obiekt jest murowany z cegły i kamienia. Co ciekawe został otynkowany. Warto podkreślić, że ruiny są dostępne dla zwiedzających i znajdują się na drodze z Suwałk do Gołdapi. W pobliżu znajduje się także jezioro Mieruńskie.

Partnerzy portalu:

Podczas zaborów świątynia została okrzyknięta najpiękniejszą w całej guberni

Podczas zaborów świątynia została okrzyknięta najpiękniejszą w całej guberni

Cerkiew św. Mikołaja w Białowieży w czasach zaborów została nazwana „najpiękniejszą w całej guberni grodzieńskiej”. Imperator Aleksander III postanowił ją zafundować, lecz sam efektów końcowych nie doczekał. Był to wiek XIX. I choć na szczęście czasy zaborów i carów już minęły, toteż piękno cerkwi nie przeminęło, a w szczególności detal z cegły. Ale nie tylko to można podziwiać. Cerkiew w środku ma wyjątkowy ikonostas, który trafił tu z Petersburga.

W tym miejscu istniała wcześniej cerkiew drewniana z XVIII wieku. Była to świątynia unicka (grekokatolicka). Kolejny drewniany obiekt datowano na 1853 rok już jako cerkiew prawosławna. Kolejny – murowany obiekt był wznoszony już w 1889 roku razem z rezydencją myśliwską. Rok wcześniej Puszcza stała się prywatną własnością cara Aleksandra III.

W 1895 roku wyświęcono obiekt, a ostatecznie wykończono w 1897 roku. W 1907 roku świątynia miała elektryczne oświetlenie. Później wybuchła I wojna światowa, która na szczęście ominęła cerkiew. Niestety podczas II wojny światowej, już 1 września 1939 roku jedna z niemieckich bomb spadła na świątynię, co uszkodziło ikonostas. W latach powojennych cerkiew była odwiedzana przez najwyższych dostojników prawosławnych z Polski i ze świata.

Cerkiew znajduje się w centrum Białowieży na wzniesieniu przy ul. gen. Waszkiewicza.

Partnerzy portalu:

Podlaskie ma nowy zabytek. To wyjątkowy kościół w Przytułach.
fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Podlaskie ma nowy zabytek. To wyjątkowy kościół w Przytułach.

Bardzo znany architekt Stanisław Bukowski, autor większości budynków w centrum Białegostoku także zaprojektował kościół w Przytułach, który właśnie stał się zabytkowy. Kościół parafialny p.w. Św. Krzyża w Przytułach, wpisuje się do rejestru zabytków nieruchomych województwa podlaskiego w szczególności ze względu na wartości historyczne: osobę projektanta – arch. inż. Stanisława Bukowskiego i zachowane wartości artystyczne zawarte w bryle budynku i dyspozycji elewacji, potwierdzone autentycznością substancji, funkcji i formy – poinformowała prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz, podlaska konserwator zabytków.

Kościół w Przytułach powstał w latach 1950 – 1960 roku. Jest to dość „młody” budynek. Jednak jego unikalność sprawiła, że już jest zabytkowy. Rzadko kiedy można napotkać w Polsce budynek wykonany z łamanego kamienia i cegły. Nawiązuje on do trochę do stylu romańskiego, ale trudno tu jednoznacznie przesądzić, bo znajdziemy też elementy gotyku. Dominującym elementem dekoracyjnym kościoła w Przytułach jest „motyw schodkowy” zastosowany w szczytach, blendach, zwieńczeniu portalu, naczółkach trójbocznie zamkniętych otworów okiennych.

Kościół stanowi cenny w skali regionu i kraju modernistyczny obiekt sakralny. Ponadto użyty materiał oraz usytuowanie kościoła na wysokim wzgórzu nadaje świątyni walor malowniczości. Nie miałam żadnych wątpliwości, iż kościół p.w. Św. Krzyża w Przytułach powinien znaleźć się w rejestrze zabytków województwa podlaskiego – informuje prof. dr hab. Małgorzata Dajnowicz. My również wątpliwości nie mamy, że taki okazały budynek zasługuje już teraz na miano zabytku.

Partnerzy portalu:

17 września to nie tylko rocznica. To ostrzeżenie.

17 września to nie tylko rocznica. To ostrzeżenie.

Dziś będzie trochę gorzkich słów. Przywykliśmy, że we wrześniu każdego roku wyją syreny alarmowe. Najpierw 1 września, a następnie 17 września. Wtedy we wszystkich chyba mediach po kolei, we wszystkich social media jesteśmy zalewani grafikami i stwierdzeniami „pamiętamy”. Mamy pamiętać, że o to 1 września 1939 roku nad ranem Niemcy napadły Polskę, a potem 17 września z drugiej strony napadła nas Rosja sowiecka. Nikt jednak nie chce pamiętać dlaczego byliśmy bezbronni.

Związek Sowiecki przyszedł na gotowe

Jest taka zasada w świecie. Nie jest ona może zbyt chwalebna, ale jest. Nikt nie chce iść pod rękę z przegranym, zaś wszyscy chcą dołączyć do wygranego. Gdyby Polska była silna, to nie zostałaby napadnięta z dwóch stron. Polskę od wschodu zaatakowało blisko 500 tys. żołnierzy Armii Czerwonej. Zgrupowane były w dwa Fronty: Białoruski i Ukraiński. Wzdłuż zaatakowanej przez Związek Sowiecki granicy stacjonowało ok. 12 tys. żołnierzy KOP (pełna mobilizacja wynosiła 17,5 tys.). Granica wschodnia była słabo obsadzona, a w garnizonach sporą część stanowili rezerwiści. Polska doktryna wojenna nie zakładała wojny na dwa fronty. Gdy zaatakowali nas Niemcy, to rzuciliśmy do walki wszystkie siły jakie mamy. Trzeba jednak podkreślić, że nie było tego zbyt wiele. 17 września Rosja wchodziła do Polski w zasadzie „na gotowe”. Po kilku dniach z jednej strony armia niemiecka stała na linii Knyszyn – Białystok – Narew – Hajnówka – Brześć Litewski. Zaś po drugiej stronie Białostocczyzny znajdowała się armia rosyjska, która wyparła polskich żołnierzy z Białegostoku w nocy z 21 na 22 września 1939r. Niemcy w dwa tygodnie zajęli nasz kraj, zaś Związek Sowiecki w kolejne 4 dni zajęła Kresy, gdzie żołnierze KOP albo szybko się wycofywali w głąb kraju albo trafiał do niewoli. Prawda jest taka, że gdyby Sowieci nas 17 września nie napadli, to Polska w najbardziej optymistycznym scenariuszu broniłaby się kilka miesięcy, a nie dwa tygodnie. Czy coś to by zmieniło? Jeżeli wrócimy do przywołania tej zasady, o której wspomnieliśmy powyżej, to odpowiedź jest jasna.

„Flirt” Polski z Hitlerem

Trzeba też się rozprawić z mitem o sojusznikach Polski. Czy Francja i Anglia nas zdradziły? Tak. Nikt jednak nie chce pamiętać dlaczego to zrobili. W 1933 roku w Niemczech u władzy był już Hitler. Od 1934 roku Stalin w Związku Sowieckim zdobywa pełnie władzy. 12 maja 1935 umiera Józef Piłsudski. Nikt w Polsce jeszcze nie wie, że za 4 lata dojdzie do IV rozbioru. Kilka godzin po pogrzebie było już wiadomo, że władzę w kraju przejmie Edward Śmigły-Rydz oraz dalej będzie ją pełnić jako prezydent (bardziej reprezentacyjnie) Ignacy Mościcki. Od 1932 roku ministrem spraw zagranicznych jest Józef Beck. Wcześniej wykonujący polecenia Piłsudskiego, teraz zaczyna grę, która doprowadzi Polskę do upadku. Beck widział Polskę jako mocarstwo.

Hitler doskonale odczytuje intencje Polaków i co raz proponuje alianse obiecując różne wpływy. Wszytko po to, by odciągnąć nas od wpływu Francji i Wielkiej Brytanii. Nasz kraj jednak w tego rodzaju gierki nie wchodzi, jednak z drugiej strony gdy 12 marca 1938 roku Hitler siłą przyłącza Austrię do Niemiec. Polska 17 marca 1938 r. stawia ultimatum Litwie, by ta nawiązała z Polską normalne stosunki dyplomatyczne. W kraju organizowano demonstracje pod hasłem „Wodzu prowadź na Kowno”. 29 września 1938 roku podpisano układ monachijski zezwalający III Rzeszy na aneksję części Czechosłowacji. 2 października 1938 wojska polskie zajęły obszar Zaolzia.

Ten „flirt” z Hitlerem nie jest zrozumiały dla Francji czy Wielkiej Brytanii (które w Europie są mocarstwami i przeciwnikami Niemiec). Z obawy o to, że nasz kraj dołączy do sojuszu z Niemcami – najpierw Wielka Brytania 6 kwietnia 1939 roku ogłasza, że udzieli pomocy w wypadku zagrożenia niepodległości Polski czy Wielkiej Brytanii (jako pretekst po zajęciu Czechosłowacji). W zamian Polska ma udzielić pomocy, gdyby doszło do napaści na Wielką Brytanię. Kilka dni później rząd Francuski również udziela takiej pomocy. Dokumenty historyczne potwierdzają – to był blef, które miał odciągnąć Polskę od Niemiec.

Hitler stawia Polsce ultimatum w sprawie Gdańska. Propozycja ze strony Niemiec padnie jeszcze kilka razy. Dochodzi do pogorszenia stosunków pomiędzy naszym krajem a Niemcami. Minister Sprawy Zagranicznych Józef Beck w polskim parlamencie wygłasza słynną mowę, w której stwierdza, że „My Polacy nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę”. O ile taki bojowy nastrój podoba się rodakom, o tyle na Hitlerze nie robi wrażenia. Zarządza, że Niemcy mają być gotowi do wojny z Polską przy pierwszej okazji.

23 września Niemcy i Rosja zawierają tajny pakt o podziale wpływów na mocy którego Polska miała przestać istnieć. Szybko dowiadują się o tym wywiady innych krajów. Ale nie nasz. Dlatego 25 września Wielka Brytania a w ślad za nią Francja dają kolejne gwarancje Polsce. Jest to kolejny blef, który ma za zadanie odciągnąć Polaków od ulegania Hitlerowi oraz wystraszyć go przed uderzaniem we Francję i Wielką Brytanię. Jeżeli wojna ma być to niech się zacznie w Polsce. U nas natomiast dalej panują bojowe nastrojowe i przekonanie o własnej potędze, a także o tym że Niemcy się nas boją. Józef Beck był natomiast przekonany, że Hitler jeżeli uderzy to zajmie wyłącznie Gdańsk. 1 września 1939 szybko zweryfikuje nasze przekonania.

Nasze zbrojenia

Warto jeszcze dodać kilka informacji o naszych zbrojeniach. 80 procent budżetu inwestycyjnego przeznaczaliśmy na wojsko. Niestety pieniądze te były po prostu przejadane. Budowaliśmy nowe fabryki broni, gdy inne produkowały 30 proc. tego co mogły. Bardzo dużo pochłaniały nas… konie. Tak rządzący obdarzali te zwierzęta miłością, że przysłoniło to im rozum. Do tego warto jeszcze wspomnieć, że Polacy byli mamieni potęgą polskiego wojska pod wodzą Śmigłego-Rydza. Nikt nie był kompletnie świadomy jak bardzo zagrożona jest Polska.

Oto gorzka prawda, którą musimy pamiętać, gdy wyją syreny. Nie mieliśmy armii, nie mieliśmy wywiadu, który uświadomiłby nas, że nie zawarliśmy realnych sojuszy, mieliśmy za to polityka z manią wielkości, który doprowadził nas do upadku. Mieliśmy generała, który uciekł do Rumunii, a razem z nim prezydent i minister Beck.

My wojnę przegraliśmy dawno przed tym, gdy się rozpoczęła.

Partnerzy portalu:

Białostoczanie chcieli rozebrać ratusz. Zrobili to Rosjanie.

Białostoczanie chcieli rozebrać ratusz. Zrobili to Rosjanie.

Ratusz w Białymstoku to nie jest zwykły budynek. Dziś ma już miano kultowego i „uśmiechniętego”. Mimo, że jest ratuszem, to władze miasta nigdy w nim nie urzędowały. Przechodząc przez Rynek Kościuszki trudno byłoby sobie wyobrazić to miejsce bez charakterystycznej budowli. A jednak przez 13 lat główny plac w mieście był pusty. Jak do tego doszło?

Po co ratusz, lepiej dworzec

Mieszkańcy dyskutowali o ratuszu już pod koniec XIX wieku. W 1897 roku powstała nawet piosenka o zszarzałym budynku pośród brudu i smrodu, gdzie mnóstwo jest ludzi i hałasu. Dzisiejszy Rynek tętnił życiem bardzo mocno. W 1922 roku w ratuszu mieściło się ponad 100 sklepów! Niestety stan techniczny budynku był fatalny. Dlatego rok później postanowiono o przeprowadzeniu rekonstrukcji budynku. Tak się jednak nie stało.

Uśmiechnięta wieża, wędrująca fontanna i ponad 100 sklepów. To miejsce zna każdy mieszkaniec.

Jako, że żadnych remontów nie było, to w latach 30. XX wieku na łamach Dziennika Białostockiego dziennikarze nawoływali do wyburzenia ratusza. Uważali, że zamiast niego lepszy będzie w tym miejscu dworzec autobusowy. Dodajmy do tego, że i tak w tym miejscu już takowy się znajdował. Propozycja dziennikarzy była jednak taka, by nic poza dworcem nie zostało. Był to dla nich wątpliwej urody zabytek. „Ileż zyskałby Rynek, gdybyśmy na miejscu owych ruder mieli obszerny, uporządkowany plac o szerokiej perspektywie…” można było przeczytać w gazecie w 1934 roku.

Rosjanie chcieli pomnik Stalina

Przez 6 kolejnych lat w Białymstoku nic się nie zmieniło. Po wybuchu drugiej wojny światowej, gdy miastem rządzili Rosjanie, postanowiono, że zamiast ratusza będzie tam stać pomnik Józefa Stalina. W 1940 roku ratusz został rozebrany. Na szczęście jednak pomnika nie wybudowano. Gdy Białystok przejęty został przez drugiego okupanta – Niemców – to na pustym placu ustawiono ogromną tablicę informacyjną z mapą świata, na której zaznaczone były wszystkie sukcesy III Rzeszy w trwającej wojnie.

Powrót ratusza na swoje miejsce to zasługa Władysława Paszkowskiego – wojewódzkiego konserwatora zabytków. Dzięki jego staraniom w 1953 roku rozpoczęto odbudowę. Zachowano pierwotny wygląd budowli, ale wprowadzono kilka zmian. Najważniejszą było połączenie czterech alkierzy z główną częścią budynku. Nie wróciła już też waga miejska, gdyż ustalono że nie była ona pomysłem Henryka Klema (architekta Branickiego) lecz… samowolą budowlaną.

W 2010 roku gruntowną zmianę przeszło całe otoczenie ratusza – czyli Rynek Kościuszki. Zrealizowano bowiem marzenia przedwojennych dziennikarzy o uporządkowanym placu o szerokiej perspektywie. Dziś to miejsce jak dawniej przepełnione jest mieszkańcami i turystami – głównie latem. W inne pory roku też jednak nie brakuje tam ludzi. Na Rynek nie przyciąga jednak już handel jak dawniej – ten przeniósł się do galerii. Teraz przyciąga tam gastronomia.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Wyjątkowy i jedyny taki film dokumentalny. Z czasów, gdy furmanki mijały się z samochodami.

Myszyniec – Kolno to jedna z trzech tras kolejki wąskotorowej, dzięki której miasto znajdujące się dzisiaj w województwie podlaskim było zaopatrywane w wiele ważnych towarów i mogło się rozwijać. To właśnie w nim można było zobaczyć na ulicy mijające się furmanki i samochody. Meble, żywność, pasza – wszystko to docierało do Kolna tylko przy pomocy kolejki. Klasyczna kolej szerokotorowa tam nie dotarła.

W czasach dawnych Kolno było ważnym ośrodkiem handlowym pomiędzy Mazowszem i Prusami. Mimo poważnych zmian na mapie – targi w mieście się zachowały. W XVI wieku handlowali między sobą kupcy i chłopi. W XX wieku miasto dotknęła mocno II wojna światowa. Po tym miasto podupadło. W PRL zaczęło się powoli odbudowywać. Charakter miasta został jednak powoli zmieniony. Pojawiły się pierwsze bloki, zaś władze miasta postawiły na profil usługowo-handlowy dla rolniczego zaplecza. To wszystko miałoby nawiązywać do tradycji z przeszłości.

Tego typu plany spowodowały pojawienie się niebywałego kontrastu w mieście – traktory czy motocykle mijały się w mieście z furmankami. Wtedy właśnie powstał ten wyjątkowy i jedyny film dokumentalny o Kolnie, w którym główną rolę odgrywała kolejka wąskotorowa – będąca już wtedy anachronizmem.

Partnerzy portalu:

Czy pod Pałacem Branickich powstanie wielka aula? Oby nie.
fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Czy pod Pałacem Branickich powstanie wielka aula? Oby nie.

Czy pod Pałacem Branickich powinna powstać aula? Tego chce uczelnia, która zajmuje budynek. Jest to jednak pomysł bardzo kontrowersyjny, bo wizytówka miasta to zabytek i to jeszcze jeden z najważniejszych. Czy z tego powodu należy jednak przekreślać plany Uniwersytetu Medycznego? Decyzję będzie podejmować Podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków – Małgorzata Dajnowicz. Warto jednak rozpatrzyć za i przeciw tego pomysłu.

Zacznijmy od argumentów „za”. Po pierwsze aula ma znajdować się pod ziemią, więc z zewnątrz nic się nie zmieni. Przy okazji być może zniknęłyby te okropne betonowe płyty, które robią obecnie za parking. Konieczność rozkopania terenu spowodowałaby zdjęcie tej nawierzchni i położenie nowej. Kolejnym argumentem „za” jest fakt, że obecny Pałac po wojennych zniszczeniach jest odwzorowany bardzo dobrze, lecz jego otoczenie już nie. Ogród jest dwa razy krótszy, a na jego boku zamiast stawu z wyspą jest po prostu trawa. Skoro tak, to tym bardziej można coś dobudować pod ziemią. Szczególnie, że niezauważalne modyfikacje zabytków mają miejsce na całym świecie.

Jeżeli chodzi o argumenty „przeciw”, to przede wszystkim rozbudowa Pałacu o aulę spowodowałaby zwiększoną eksploatację zabytku. W praktyce oznacza to, że wentylacja i klimatyzacja auli oraz odpowiednie utrzymanie jej spowoduje zużycie ogromnych zasobów energetycznych. O ile nie martwi nas uczelniany rachunek za prąd, o tyle – tego typu wielkie budynki emitują potężną dawkę ciepła. W zabetonowanym centrum to pomysł karygodny. Wystarczy zwrócić uwagę na dwa inne tego typu inwestycje – opera oraz kampus. Oba stoją w miejscach pochłoniętych przez zieleń. Ciepło w lesie czy zazielenionym terenie jest pochłaniane przez rośliny. Natomiast otoczenie Pałacu to wyłącznie beton. Z tego względu inwestycja nie powinna powstać.

Przedstawiliśmy jednak argumenty środowiskowe. Tymczasem decyzję w tej sprawie wydawać będzie konserwator zabytków. Czy są przeciwwskazania? To się okaże już niedługo.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tak wyglądały Sejny w 1991 roku. Było gorzej czy jednak lepiej?

Rok 1991. Dopiero co była transformacja ustrojowa, Wojciech Jaruzelski przestał być prezydentem, ludzie zaś wybrali na to stanowisko Lecha Wałęsę. Z perspektywy takich ośrodków jak Warszawa, Gdańsk czy Wrocław sytuacja gospodarcza była fatalna, bo panowała jeszcze hiperinflacja, ale można było wyjechać na handel do RFN. Co mieli jednak powiedzieć mieszkańcy Sejn? Przyjeżdżali do nich Litwini i mówili – u nas jest jeszcze gorzej niż u Was.

Z powyższego filmu dokumentalnego wiemy, że chciano w jakiś sposób zorganizować przedsiębiorczość przy przejściu granicznym. Okazało się, że nie wchodzi to w grę, bo terenami wokół nich ma zacząć zajmować się wojewoda – czyli organ rządowy (wówczas nie było jeszcze marszałków województwa). Dlatego mimo istnienia przejścia granicznego, mieszkańcy raczej korzyści z tego nie odnosili. Co innego ludzie kultury, dla których miejsce to było inspiracją. Pogranicze powodowało, że tematów do twórczości było wiele. Szczególną uwagą obdarzano tolerancję.

Można też usłyszeć o zarobkach rzędu 500 000 zł. Chociaż dziś to wydaje się ogromną kwotą, to przez wspomnianą hiperinflację takie pieniądze nie były za wiele warte. Za 9500 zł można było kupić wtedy 1 dolara. Zatem zarobek o którym mowa wynosił lekko ponad 50 dolarów. Jak na miesiąc życia to nie było zbyt dużo. I chociaż gospodarczo było bardzo źle, wręcz fatalnie, to można zauważyć coś, czego brakuje u ludzi dzisiaj.

Jak to jest, że mimo takiej biedy ludzie są uśmiechnięci i ogólnie zadowoleni. A dziś żyjąc w przepychu i mając pod dostatkiem wszystko jest tyle frustracji w ludziach, problemów psychicznych i agresji? Teoretycznie każdy ma już tyle, że żyje na poziomie 10 razy lepszym niż mieszkańcy Sejn w 1991 roku. I co? I nic. Nadal jest źle? Czy może jednak wtedy było lepiej? Z odpowiedzią na to pytanie musicie zmierzyć się jednak sami.

Partnerzy portalu:

Czeski malarz Branickiego. Przepiękne wnętrza to jego zasługa.

Czeski malarz Branickiego. Przepiękne wnętrza to jego zasługa.

Jan Klemens Branicki w oczach białostoczan to dawny właściciel Białegostoku, po którym pozostały piękne pałace zarówno w centrum miasta jak i w Choroszczy. Warto jednak pamiętać, że był on dziedzicem łącznie sześciu miast, dwóch puszcz, 99 wiosek, dziewięciu królewszczyzn. Hetman wielki koronny, kasztelan krakowski był niebotycznie bogaty. Wiadomo jednak, że nie samymi pieniędzmi człowiek żyje, toteż Branicki chciał mieć nie tylko wpływ na polską politykę, ale też miał możliwości podróżnicze. We Francji poznał czym jest przepych. Nabrał też chęci do wywyższania się. Na szczęście poprzez mecenat sztuki. Dzięki niemu właśnie między innymi zamek w Białymstoku został przebudowany na przepiękny barokowy pałac.

Warto jednak podkreślić, że wszystko co po sobie pozostawił – ktoś musiał wpierw stworzyć. Mowa tu o architektach, ogrodnikach, malarzach, rzeźbiarzach i grafikach. Dziś są zapomniani, bo w tamtych czasach ważne było kto zafundował, a nie kto stworzył. Na szczęście zachowały się archiwa i wiemy choćby o malarzu z Czech. Antoni Joann Herlitzka był przy Branickim przez większość swego życia. O ile po II wojnie światowej Pałac w Białymstoku był ruiną, to jednak udało się odwzorować wystrój, który stworzył wspomniany artysta.

Przebywając w Polsce nazwisko artysty zostało spolszczone. Nazywano go tutaj Herliczką. Malarz zajmował się nie tylko tworzeniem obrazów, ale także upiększaniem wnętrz pałacu w Białymstoku, Choroszczy. Jeździł też do Warszawy i innych miejscowości związanych z magnatem. W jego rękach było też lakierowanie. Toteż gdy trzeba było odnowić wygląd karocy, to zajmował się tym właśnie Herliczka.

O samym artyście wiemy tylko tyle, ile napisano o nim w listach między urzędnikami. Ustalone zostało, że miał 5 dzieci i żonę, która po jego śmierci powtórnie wyszła za mąż. Sam malarz żył około 65-70 lat, zaś swój fach zaczynał mając lat 20. Wiemy też, że po śmierci Branickiego przeniósł się do Siedlec, gdzie związał się z Ogińskimi. Przez 40 lat stworzył we wnętrzach mnóstwo ozdób i malowideł. Co ciekawe – Herliczka był typowym rzemieślnikiem, który większość życia zajmował się malarstwem ściennym, dekoracją malarską. Specjalizował się w polichromiach ściennych pałacowych salonów i gabinetów. Tymczasem musiał raz na jakiś czas podjąć się prac sztalugowych. Robił to jako amator i tylko z uprzejmości.

Tak jak wspomnieliśmy, dawniej nie było ważne kto namalował, lecz kto sponsorował. Toteż nie wiemy które dokładnie dzieła są Herliczki, możemy się jednak domyślać, że większość. Na dworze bowiem przewijali się też inni, specjalizujący się w malowaniu. Herliczka jednak był u nas najdłużej.

Partnerzy portalu:

Prawosławne Podlasie zaprasza. Oto szlak kolorowych cerkwi.
fot. Kamil Timoszuk / Urząd Marszałkowski Województwa Podlaskiego

Prawosławne Podlasie zaprasza. Oto szlak kolorowych cerkwi.

Wiele osób przyjeżdża na Podlasie specjalnie po to, by zobaczyć kolorowe cerkwie. Najczęściej turyści zajeżdżają w jedno lub kilka miejsc, o których usłyszeli w internecie. Specjalnie dla wszystkich ciekawych prawosławnego Podlasia przygotowaliśmy wygodną, ułożoną ścieżkę. Przejedziecie 168 km i zobaczycie bardzo wiele punktów związanych z tą religią.

Podróż zaczynamy w Gródku. W pewnym sensie to tu zaczyna się historia podlaskiego prawosławia. W roku 1498 ziemie Wielkiego Księstwa Litewskiego to także dzisiejsze Podlasie. Marszałek Aleksandr Chodkiewicz – silnie związany z naszym regionem, postanawia z biskupem smoleńskim, a także wojewodą nowogrodzkim ufundować prawosławny klasztor w Gródku. Tam jednak życie miasta toczyło się pełną parą. Dzisiaj to uśpiona mieścina, gdzie wszystko dzieje się bardzo powoli. Przeszło 500 lat temu było zgoła inaczej, toteż mnisi mimo ufundowania im klasztoru postanowili się przenieść gdzie indziej. Drogę wskazał im krzyż, który położyli w rzece. W miejscu, gdzie się zatrzymał wybudowano monastyr. Był to Supraśl. Mimo to w Gródku także stoi okazała cerkiew. Jej przepiękne kopuły wprawiają w zachwyt wiele osób.

fot. Krzysztof Kundzicz / Wikipedia

Kolejne miejsce po drodze, w którym warto zobaczyć cerkiew będzie pobliskie Michałowo. Tym razem dla odmiany będziemy podziwiać architekturę drewnianą. Zwróćcie uwagę również na kolor malowania. W tym przypadku nawiązuje on do opieki świętego. Patronem jest św. Mikołaj. Następnie udamy się do Zabłudowa. Po drodze miniemy jeszcze piękną cerkiew w Topolanach. Zabłudowska Cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny to klasycystyczna świątynia, która została zbudowana w latach 1847-1855 na rzucie krzyża greckiego, z wieżą frontową przykrytą kopułą. Usytuowana jest po przeciwnej do kościoła stronie rynku.

Dalsza droga poprowadzi nas przez wrota do Puszczy Białowieskiej. Przystanek Trześcianka. Kraina otwartych okiennic to także miejsce, gdzie znajduje się piękna zielona cerkiew. Przypomina nieco meczet w Kruszynianach. I nie jest to przypadek. Tatarska świątynia wzorowana była na drewnianych cerkwiach Podlasia. Gdy powstawała w XVIII wieku, to taka architektura dominowała w naszym regionie. Następnie przejedziemy przez Puchły, gdzie stoi równie piękna cerkiew koloru niebieskiego. Po drodze miniemy jeszcze Ryboły, gdzie również znajduje się cerkiew. Biała z miętowymi kopułami. Jadąc dalej, miniemy jeszcze niebieską, drewnianą cerkiew na cmentarzu.

fot. K. Kundzicz / Wikipedia

Kolejny przystanek – Ploski. A tam Cerkiew Przemienienia Na Górze Tabor (Przemienienia Pańskiego). Piękny, intensywny niebieski kolor zachwyci każdego. Później odwiedzimy Pasynki. Na parkingu parafialnym we wsi zatrzymują się samochody z całej Polski: z Wrocławia, Warszawy, Torunia. Turystów przyciąga tu piękna drewniana cerkiew z 1891 r. Została ona niedawno odrestaurowana.

Kontynuując podróż możecie się lekko zdziwić. Znaki drogowe będą pisane po polsku oraz cyrylicą. Tak, to Szczyty-Dzięciołowo i Cerkiew Ścięcia Głowy Świętego Jana Chrzciciela. Następny przystanek to Orla, skądinąd znana z działalności szeptuchy. Jest tam także synagoga. Oprócz tego nie brakuje cerkwi – pw. Św. Archanioła Michała. Kolejny etap podróży to Dubicze Cerkiewne. Tam kolejna niebieska cerkiew. Ten kolor również nie jest przypadkowy – tak jak w poprzednich świątyniach tak pomalowanych, tak też i w tej powierzono opiekę Matce Bożej. Absolutnie musicie zobaczyć też architekturę z Kleszczel. Konkretnie to Cerkiew św. Mikołaja. Pierwsze wzmianki o świątyni w tym miejscu pochodzą z 1560 roku. Tuż obok znajduje się Dobrowoda, w której warto napić się ze świętego źródełka.

Tokary, fot. Dorota Ruminowicz / Wikipedia

Ostatnie dwa punkty to Tokary i piękna cerkiew na granicy polsko-białoruskiej oraz Święta Góra Grabarka i tamtejszy Klasztor, gdzie pielgrzymi zjeżdżają z całej Polski przywożąc krzyże. Na miejscu jest ich naprawdę mnóstwo! Ten klimatyczny widok zapamiętacie do końca życia!

fot. Ar2rek / Wikipedia

Szacuje się, że na Podlasiu jest około 200 tysięcy osób prawosławnych. W całym kraju jest to około pół miliona. Jeżeli chcielibyście zobaczyć wszystkie świątynie prawosławne w regionie to musielibyście sporo się najeździć, bo jest ich około 150.

Partnerzy portalu:

Deweloperom do Supraśla wstęp wzbroniony. Żadnych bloków!
fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Deweloperom do Supraśla wstęp wzbroniony. Żadnych bloków!

Prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska wojewódzka konserwator zabytków, wpisała do rejestru zabytków magazyny dawnej Supraskiej Sukiennej Manufaktury S. H. Cytrona w Supraślu. Oznacza to, że deweloper, który chciał tam stawiać bloki musi się pożegnać z taką koncepcją. Mieszkańcy tego uzdrowiska są zgodni od dawna. Żadnych bloków! Z wnioskiem o wpisanie zespołu budynków magazynowych dawnej Supraskiej Sukiennej Manufaktury S. H. Cytrona do Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zwróciło się Towarzystwo Przyjaciół Supraśla.

Wpis do rejestru obejmuje dwa magazyny. W magazynie północnym składowano szmaty potrzebne do produkcji tkanin, zaś w południowym – gotowe wyroby włókiennicze. Oba budynki mają wartości historyczne i naukowe. „Magazyny związane są z fabrykanckimi rodzinami Buchholtzów i Cytronów. Są źródłem badań dziejów jednej z największych i najstarszych supraskich fabryk włókienniczych.” mówi prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska wojewódzka konserwator zabytków.

Położony nad rzeką Supraśl, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą umożliwiającą stosowanie napędu wodnego, od lat 30. XIX wieku był szczególnie dogodnym miejscem dla lokowania zakładów włókienniczych. W 1837 roku Adolf Buchholtz założył tu początkowo niewielką fabrykę sukna i kortów, która na przełomie XIX i XX wieku stała się największym zakładem w mieście. W pierwszej dekadzie XX wieku, po śmierci Adolfa Augusta Buchholtza, fabryka przeszła na własność żydowskiego przedsiębiorcy Samuela Hirsza Cytrona.

Po zakończeniu I wojny światowej, fabryką zarządzali syn Samuela – Haim i wnuk po synu Beniaminie – Arkadiusz. Oficjalny szyld firmy brzmiał: „Supraślska Sukienna Manufaktura S. H. Cytrona. Spółka Akcyjna”. Wyprodukowane w fabryce towary były wysyłane do Chin, Japonii i Hiszpanii. Koce żakardowe eksportowano do Afryki, Ameryki Południowej i Północnej, ZSRR. Zakład produkcyjny Cytrona w Supraślu posiadał wszystkie oddziały produkcyjne, zatrudniał 500 robotników i współpracował ze wszystkimi mniejszymi zakładami w okolicy. Właściciele budynków fabrycznych – Buchholtzowie i Cytronowie, odegrali znaczącą rolę w dziejach miasta i okolic. „Pozostawili po sobie cenne zabytki – m.in. pałac i kaplicę – mauzoleum, wspomagali tutejszy monaster prawosławny, zbór protestancki i parafię katolicką, troszczyli się o poziom życia i wykształcenie pracowników fabryk i mieszkańców miasta.” – prof. Małgorzata Dajnowicz. W 1944 roku wycofujące się oddziały wojsk niemieckich spaliły supraskie zakłady włókiennicze, w tym fabrykę Cytrona. Pożar sprawił, że Supraśl jako ośrodek przemysłu włókienniczego przestał istnieć.

Z uznaniem patrzymy jak wola mieszkańców została spełniona. Gdyby deweloperzy mogli, to by zabudowali każdą dziurę. Nie zważając na nic. I oczywiście ich nie obwiniamy, bo kto nie chce zarobić dużych pieniędzy? Szczególnie że robią to legalnie. Niestety cała otoczka tego biznesu jest tak okropna, że ktoś musi tego pilnować i to mocno!

tekst na podst. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Partnerzy portalu:

Wielka synagoga płonęła, 700 osób było w środku. Bohaterski Polak uratował 29 z nich.

Wielka synagoga płonęła, 700 osób było w środku. Bohaterski Polak uratował 29 z nich.

27 czerwca to data, która na stałe wpisała się do historii Białegostoku. Była dniem, w którym okupujący Niemcy urządzili coś niewyobrażalnego. W okrutny sposób, masowo zabili ludzi tylko dlatego, że byli Żydami. Spędzili około 700 osób do wielkiej synagogi stojącej przy ul. Bożniczej (dziś zaplecze Suraskiej), a następnie podpalono budynek. Bohaterska postawa Józefa Bartoszki spowodowała, że przeżyło 29 osób. Dozorca wykorzystując nieuwagę Niemców otworzył boczne drzwi płonącego budynku. W ostatniej chwili wydostali się ludzie stłoczeni w przedsionku. W tym czasie Niemcy strzelali do Żydów, którzy uciekali z drewnianych domów, które chwilę później również zajęły się ogniem.

Łącznie tego dnia w Białymstoku Niemcy zabili ponad 2000 osób. Niemcy spalili synagogę, dzielnicę Schulhof, a także wiele budynków z Rynku Kościuszki, Suraskiej, Rynku Siennego, a także to co napotkali na Legionowej i Akademickiej. W kolejnych dniach Niemcy dalej masowo mordowali Żydów. Do 12 lipca zamordowano łącznie prawie 8000 osób. 2 tygodnie później utworzono w mieście getto. Zabito prawie 20 proc. wszystkich Żydów z miasta.

“Widziałem jak Niemcy pozamykali wyjścia i kordonem otoczyli budynek i podpalili go”

Białystok co roku upamiętnia to wydarzenie, by przypomnieć ludziom jakie piekło zostało zgotowane kiedyś. 27 czerwca 2021 roku o godz. 12.00 w miejscu pomnika po Synagodze odbędą się oficjalne uroczystości. Ponadto odbędą się też wydarzenia kulturalne. W sobotę, 26 czerwca, o godz. 17.00 w sali kina Forum będzie miał miejsce koncert zespołu KROKE, co w języku jidysz oznacza Kraków. Grupę stworzyła w 1992 r. trójka przyjaciół: Tomasz Kukurba, Jerzy Bawoł i Tomasz Lato. Zespół, początkowo kojarzony głównie z twórczością klezmerską, oscyluje obecnie wokół różnych gatunków muzycznych. Artyści czerpią inspirację z muzyki etnicznej całego świata, zawsze jednak wzbogacają utwory autorskimi improwizacjami. W ten sposób zespół KROKE tworzy własny, unoszący się ponad granicami, czasem i formami styl o światowym charakterze.

Tak Polacy ratowali Żydów przed śmiercią. Na całym Podlasiu!

W poniedziałek, 28 czerwca, o godz. 18 w kawiarni Fama przy ul. Legionowej wystąpi natomiast Katarzyna Breczko, stypendystka Prezydenta Miasta Białegostoku. Jej koncert „Muzyczny dar serca” poświęcony będzie pamięci wspomnianego wyżej Józefa Bartoszko.

Partnerzy portalu:

Mógł być pastorem jak ojciec, dziadek i pradziadek. Prawosławny Niemiec związał się z Podlasiem.
Edward Georg Schulz (w centrum) wraz z żoną Katarzyną i resztą rodziny, 1895. Fot. z archiwum B. Szulc-Olech

Mógł być pastorem jak ojciec, dziadek i pradziadek. Prawosławny Niemiec związał się z Podlasiem.

Przemierzając podlaskie miasta i wioseczki bardzo często można natrafić na rzeczy związane z religią. Na przykład przydrożne krzyże. Warto jednak zwrócić uwagę również na kapliczki. Szczególnie piękne są te – będące pamiątkami rodowymi. Jedną z takich ciekawych, jest pamiątka po Schulzach w Pawlinowie niedaleko Bielska Podlaskiego. Prawosławna kapliczka została ufundowana przez Edwarda Georga Schulza (1839 – 1898). Był to bałtycki Niemiec, syn ewangelickiego pastora. Cóż robił na prawosławnych ziemiach? Tu zaczyna się fascynująca opowieść o tym – jak wielokulturowe było (i chyba nadal jest) nasze Podlasie.

Fragment dworu w Pawlinowie, przed 1914. Fot. z archiwum Bogumiły Szulc-Olech / źródło: Kaplica Schulzów w Pawlinowie: zarys problematyki prawosławnych grobowców rodowych na Podlasiu, W. Konończuk

Pochówek w kaplicach rodowych znany jest od starożytności. W Polsce popularne stało się to w XVIII wieku. Zamożni w ten sposób upamiętniali bliskich, którzy odeszli. Chociaż na na Podlasiu jest wiele takich kaplic, to w tym tekście skupimy się a Schulzach, ze względu na ciekawą historię. Sama kaplica znajduje się w gminie Orla. Niewielki budyneczek położony jest w lesie niedaleko dawnego dworu Schulzów.

Edward Georg Schulz był nadleśniczym Leśnictwa Bielskiego. Odpowiadał za dobrostan Puszczy Białowieskiej. Urodził się w 1839 roku w Szawlach (dziś Litwa) w rodzinie niemieckiego pastora wyznania luterańskiego. Swoją drogą jego dziadek i pradziadek również byli pastorami. Dlatego za ciekawostkę można uznać fakt, że Edward ukończył studia w Instytucie Leśniczym w Petersburgu i został potem leśniczym w podbielskich Hołodach, gdzie pracował już do samej emerytury. W 1874 roku Schulz kupił folwark Kruhłe-Pawlinowo od Weroniki Zawadzkiej. Łącznie 340 hektarów terenu. Pośrodku majątku znajdowało się siedlisko z pięknym ogrodem i gospodarstwem. W 1888 roku Schulz rozbudował swój dom po tym jak przez Puszczę Białowieską przeszła ogromna wichura, która połamała tysiące drzew. Drewna nie brakowało. Dwór po rozbudowie wyglądał jak mieszanka polskiego dworu i rosyjskiego domu ziemiańskiego. Były też stawy i park przechodzący w las.

Schulz na co dzień posługiwał się językami rosyjskim i niemieckim. Za żonę wziął sobie Katarzynę z Schoneberów, która to była prawosławną Niemką. Sam też przekonwertował się na prawosławie. Ich ślub odbył się w cerkwi. Zakup folwarku przez Schulza to był początek. Następnie na swoich ziemiach utworzył także cmentarz rodzinny. Pierwszym pochowanym tam został jego brat Konrad. Niedługo potem Schulzowie pochować musieli swoje dzieci – synów Pawła i Hermana. Do nich dołączyła jeszcze córka kuzynów – Ksenia Szymanowska. Kaplica powstała przypuszczalnie w latach 80. XIX wieku. Warto też dodać, że Edward Schulz miał jedenaścioro dzieci! Siedmioro dożyło starości. Osiedli oni w Moskwie, Petersburgu, ale też niektórzy spędzali czas w Pawlinowie. Stąd też pochowane są tam nie tylko dzieci Schulzów, ale także wnuki. Sam Edward został pochowany w 1898 roku.

W budowie kaplicy widać wyraźnie cerkiewno-bizantyjski styl eklektyczny. Ma to związek z wpływami Imperium Rosyjskiego, które jak wiemy z historii było jednym z trzech zaborców Polski w omawianym okresie. Pierwotnie kaplica i cmentarz były ogrodzone murem z żółtej cegły – jak kaplica. Jednak w czasie wojny został on rozebrany. Dziś żeby zobaczyć kaplicę trzeba się postarać, bo jest ona ukryta w lesie. Dlatego odrobina cierpliwości przy szukaniu nie zaszkodzi. Nie mniej jednak warto ją zobaczyć na własne oczy.

źródło: Kaplica Schulzów w Pawlinowie: zarys problematyki prawosławnych grobowców rodowych na Podlasiu, W. Konończuk

Partnerzy portalu:

Tatarski bohater narodowy odzyskiwał Polsce niepodległość. Podlaskie o nim nie pamięta.
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Tatarski bohater narodowy odzyskiwał Polsce niepodległość. Podlaskie o nim nie pamięta.

Bohater narodowy Tatarów, urodzony na pograniczu polsko-litewskim, mieszkał z matką w Suwałkach i Sejnach. W dorosłym życiu pracował w między innymi Suwałkach. W 1892 roku poznał Józefa Piłsudskiego i tak razem z nim przez kolejne dekady parł do odzyskania przez Polskę niepodległości. Mowa o Aleksandrze Sulkiewiczu, który pochowany jest na warszawskich Powązkach, który nie tylko walczył o to by wyrwać nasz kraj z rąk zaborców, ale te walki organizował! W naszym regionie kompletnie zapomniany. W Suwałkach czy Sejnach nie ma nawet swojej ulicy.

Aleksander Sulkiewicz / fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Mówili na niego Michał, Czarny albo Tatar. Wszystko za sprawą pochodzenia. Iskander Mirza Duzman Beg Sulkiewicz urodził się w patriotycznej, tatarskiej rodzinie. Jego ojciec był rotmistrzem Armii Imperium Rosyjskiego. W dzieciństwie uczył się w tureckim Konstantynopolu. Później, gdy zmarł jego ojciec – przyjechał do Suwałk i Sejn. Wspólnie działał z Józefem Piłsudskim w Polskiej Partii Socjalistycznej. Aczkolwiek trzeba tu podkreślić, że ich działanie nie było tym samym czym działanie dzisiejszych partii typu PiS, PO czy Lewica. Polska była bowiem pod zaborami Niemiec, Rosji i Austrii. Dlatego głównym punktem programu było odzyskanie przez nasz kraj upragnionej niepodległości. Zaś zjazd założycielski miał miejsce… w lesie.

Piłsudski zawdzięcza także Sulkiewiczowi wolność. Gdyby nie ucieczka przyszłego naczelnika Polski z petersburskiego szpitala, to kto wie jakby potoczyły się losy Rzeczpospolitej. A tak, po latach prowadzonego terroru na zaborcy, Piłsudski, Sulkiewicz i reszta doczekali się upragnionej szansy. W 1914 roku wybuchła I wojna światowa. Działacze PPS uformowali ze swoich bojówek wojsko i ruszyli, by odzyskać krajowi miejsce na mapie. Niestety „towarzysz Michał” upragnionej wolnej Polski nie doczekał. Zginął 18 września 1916 roku na polu bitwy pod Sitowiczami (dzisiaj Ukraina). Prochy Sulkiewicza sprowadzono w listopadzie 1935 roku do Warszawy i złożono na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Na Aleksandra Sulkiewicza olbrzymi wpływ miała postawa jego rodziny wobec wydarzeń związanych z losami Rzeczypospolitej. Tatarzy od wieków służyli Polsce i nigdy nie szczędzili wysiłków w jej obronie — uważając ją za swoją Ojczyznę. Stąd dziś między innymi tatarska wioski na Podlasiu – Kruszyniany czy Bohoniki. Walka tatarów u boku Jana III Sobieskiego to jedno, ale przykładów zbrojnego wsparcia dla Polski jest więcej. W czasie konfederacji barskiej pułkownik Józef Bielak pradziadek Sulkiewicza zebrał ok. 400 Tatarów i oddał się pod rozkazy dowódców polskich. Polscy muzułmanie brali także udział w powstaniu kościuszkowskim. W walkach wyróżnili się m.in. Józef Bielak, pułkownik Jakub Azulewicz, pułkownik Mustafa Achmatowicz.

Patriotyzm i miłość do Polski silnie zakorzenione były w domu rodzinnym Sulkiewicza. Brat matki Aleksander Stefan Kryczyński, który obok wielu Tatarów, brał czynny udział w powstaniu 1863 roku został skazany na śmierć, a w wyniku amnestii zesłany na Syberię. Szczególny wpływ na swego syna i jednego z ojców polskiej niepodległości miała matka, która oprócz wychowania religijnego szczególną uwagę poświęcała także wychowaniu patriotycznemu. Za swój obowiązek uważała wychowanie syna w tradycji narodowej. Trzeba powiedzieć, że jest się to udało bezbłędnie. W pamięci potomnych Sulkiewicz zawsze pozostanie jako cichy i skromny bohater, który w nielegalnej pracy rewolucyjnej obrał sobie najtrudniejszy, najmniej efektowny, ale najbardziej odpowiedzialny dział pracy. Każdy, kto się z nim stykał, zachował jak najlepsze o nim wspomnienie. Nikt mu w PPS nie dorównał jako konspiratorowi.

Szkoda tylko, że wspaniałego życiorysu nie dostrzeżono za bardzo w naszym regionie. Ani w Białymstoku, ani Suwałkach, ani Sejnach, ani nawet w związanej mocno z Tatarami Sokółce – nie ma choćby ulicy Iskandera Mirzy Duzmana Bega Sulkiewicza (lub po prostu Aleksandra Sulkiewicza). Póki co tylko Tatarzy pamiętali o swoim bohaterze. Muzułmański Związek Religijny w RP w setną rocznicę śmierci Sulkiewicza zorganizował uroczystości. Było to w 2016 roku. O dzielnym działaczu niepodległościowym można także się dowiedzieć odwiedzając Bohoniki czy Kruszyniany.

Partnerzy portalu:

Niesamowite odkrycie. Pod tynkiem znajdował się wizerunek mnicha!
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Niesamowite odkrycie. Pod tynkiem znajdował się wizerunek mnicha!

Czegoś takiego nikt się nie spodziewał. Podczas prac renowacyjnych w sejneńskim klasztorze odkryto XVII-wieczne polichromie. Po skuciu tynku ujrzano wizerunek mnicha. W podominikańskim klasztorze w Sejnach trwają prace budowlane związane z adaptacją obiektu na cele muzealno-wystawiennicze. Malowidło znajduje się w części zachodniej budynku. Podczas prowadzonych prac został odkryty także otwór okienny wraz z fragmentem stolarki okiennej. Zgodnie z zaleceniami Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oba relikty zostaną zachowane.

Skąd wiadomo, że pochodzi ono z XVII wieku? Jest to najprawdopodobniejsza hipoteza, bo wówczas w Sejnach przebywali Dominikanie, budowę klasztoru ukończyli po 1690 roku. Dlatego też bardzo możliwe, że i polichromia powstała również w tym samym czasie. Dominikanie przybyli do Sejn w 1603 roku. Ich tymczasowa siedziba mieściła się w drewnianych zabudowaniach w pobliżu kościoła. Projekt kompleksu klasztoru z kościołem został wykonany przez nieznanego architekta około 1610 roku. Styl budowli zaplanowano w formach późnorenesansowych, był realizowany etapami, a prace trwały kilkadziesiąt lat.

Podczas zaborów klasztor został zubożony. W pewnym momencie zakonnicy przenieśli się do Różanegostoku. Ostatni dominikanie opuścili sejneński klasztor 1 grudnia 1804 roku, odeszli wydziedziczeni przez najeźdźcę. W okresie Księstwa Warszawskiego, w roku 1807 w zabudowaniach poklasztornych rozpoczęło działalność liceum, którego rektorem został ks. Wojciech Szwejkowski. Liceum funkcjonowało do 1841 roku. W pewnym momencie jednocześnie w budynku funkcjonowało seminarium. Było tam do początku 1915 roku. W lutym 1915 roku w pomieszczeniach poklasztornych, rozlokował się szpital wojenny. Po II wojnie światowej do lat 70-tych w budynku dawnego klasztoru funkcjonowała szkoła zawodowa. Przez te wszystkie lata wizerunek mnicha czekał na „lepsze czasy”. Te właśnie nastają, dzięki czemu polichromia znów będzie cieszyć oko.

Partnerzy portalu:

Tunel na Hetmańskiej zabytkiem. Gdyby nie urzędnicy, można by było tam coś urządzić.
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Tunel na Hetmańskiej zabytkiem. Gdyby nie urzędnicy, można by było tam coś urządzić.

W lipcu 2019 roku pisaliśmy o tym, że tunel przy ul. Hetmańskiej powinien zostać zabytkiem. Na początku kwietnia tego roku obiekt został wpisany do ewidencji przez Podlaską Wojewódzką Konserwator Zabytków – Małgorzatę Dajnowicz. Trzeba się cieszyć, że walory tego obiektu zostały dostrzeżone. Jego wartości historyczne, związane z rozwojem komunikacyjnym miasta, ukazują pewien etap w rozwoju technik inżynieryjnych i planowania urbanistycznego.” – prof. Małgorzata Dajnowicz podlaska konserwator zabytków. Tunel świadczył o strategicznych walorach komunikacyjnych Białegostoku jako istotnego garnizonu i węzła komunikacyjnego. Zachowana pierwotna forma i oryginalny materiał pozwalają na prowadzenie dalszych badań i analiz dotyczących rozwoju na tym terenie inżynierii komunikacyjnej i wojskowej.

Największym atutem tunelu jest jego solidne wykonanie, które pozwoli mu przetrwać nawet 400 lat. Pytanie tylko czy musi przez ten czas stać nieużywany. Żeby to zmienić, trzeba najpierw rozwiązać sztuczny problem, jaki stworzyli urzędnicy uznając go za obiekt strategiczny. O tym decyduje wojewoda czyli przedstawiciel Premiera RP w terenie. Czy tunel rzeczywiście jest strategiczny? Zdecydowanie nie – szczególnie, że opiera się to na bezsensownych argumentach sprzed 14 lat. Przede wszystkim że ktoś mógłby podłożyć bombę w tunelu (tak jakby teraz nie mógł) albo gdyby doszło do awarii w nowym obiekcie, to ruch zostałby skierowany do starego. Przypomnijmy jednak, że nie ma już połączenia drogowego pomiędzy ul. Kopernika a starym obiektem. Nawet gdyby kiedykolwiek sztab kryzysowy rzeczywiście potrzebowałby tunelu, to można to załatwić prawem służebności. Z jednej strony „kupujący” lub „wynajmujący” dostaje obiekt do własnych potrzeb nawet na zawsze, z drugiej tunel nie jest jego własnością. Jednakże nie można mu tego tunelu tak po prostu odebrać. Sztab kryzysowy jednak może sobie zagwarantować wejście do obiektu bez pozwolenia.

Ruch pojazdów odbywał się tunelem do 2005 roku. Później próbowano stworzyć tam pub, strzelnice czy muzeum. Żadne przedsięwzięcie nie udało się właśnie ze względu na upór urzędników, których nie udało się przekonać, by dać sobie spokój ze strategicznym znaczeniem nieużywanego obiektu.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Niezwykła historia Białegostoku. Poznajcie dzieje stolicy województwa.

Chociaż o historii Białegostoku napisano i powiedziano już wiele, to bardzo ważne są wszystkie syntetyczne opracowania. Szczególnie, gdy są w formie wideo jak powyżej. Dzięki czemu wiele osób, które ma problemy z czytaniem dłuższych form może sobie posłuchać. A jest o czym, bo historia Białegostoku jest niezwykła. Niegdyś było to miasto wielokulturowe, które pełniło bardzo ważną rolę w gospodarce całego regionu. Białystok, historia, ale też jego współczesność to tematy tego filmu.

Co się wydarzyło w historii miasta? Czasy Branickich, zamachy, pogrom w 1905 roku, Getto Białostockie i powstanie w nim, a także wiele wiele innych. Do tego z filmu poznacie ciekawe miejsca, bo Białystok to nie tylko Pałac Branickich.

Z czasów obecnych warto zwrócić uwagę na ciekawy paradoks. Jesteśmy uznawani za jedno z najlepszych miejsc do życia w Europie, a jednocześnie jest u nas wysokie bezrobocie (8,2 proc.) i bardzo niskie zarobki w porównaniu z zachodem kraju.

Partnerzy portalu:

Dziwny przetarg miasta. Chcą się pozbyć zabytku bez podpalania?

Dziwny przetarg miasta. Chcą się pozbyć zabytku bez podpalania?

Ten tekst z początku miał mieć neutralny wydźwięk. Oto Prezydent Miasta Białegostoku Tadeusz Truskolaski, a konkretnie z jego upoważnienia działający wiceprezydent Zbigniew Nikitorowicz wystawił na sprzedaż piękny drewniany, zabytkowy budynek, który jakimś cudem nie spłonął jak inne w okolicy. Tylko od lat stoi i niszczeje bez pomysłu na zagospodarowanie. W końcu prezydent zdecydował się go sprzedać. Cena wynosi 650 000 zł. I chociaż z pozoru wszystko wydawało się w porządku, a my w dalszej części tekstu pisaliśmy o kosztach ewentualnego remontu i o tym, że firma, która na to się zdecyduje nie powinna nastawiać się na zyski, to pewien szczegół wprawił nas w osłupienie.

Diabeł tkwi w szczegółach. Przeglądając ogłoszenie o sprzedaży stwierdzić trzeba, że wszystko jest w porządku. Ale w załączniku do ogłoszenia już robi się dziwnie. W tabelce „przeznaczenie” możemy się dowiedzieć, że ktoś, kto kupi budynek będzie mógł go przeznaczyć na hotel, handel, gastronomię, administrację, obsługę bankową, kulturę, edukację lub ochronę zdrowia. Wachlarz jest szeroki. Możliwości jest wiele. Dalej jednak jest zdanie, po którym osłupieliśmy.

„W odniesieniu do budynku przy ul. Mazowieckiej 31/1 dopuszcza się a) przebudowę i zmianę sposobu użytkowania oraz remont; b) przeniesienie budynku

Co to oznacza w praktyce? To o czym kiedyś dyskutowano – by budynek przenieść w inne miejsce na przykład do muzeum w Jurowcach. Gdzie budynek może być przeniesiony, jeżeli kupi go na przykład deweloper? W ten sposób można będzie się pozbyć zabytku bez podpalania. Wystarczy przenieść go na inną działkę, by zyskać kawałek terenu w centrum. Po co w ogóle dano możliwość przenoszenia budynków? Dziwne by było nawet gdyby pozwolono przenosić budynek wyłącznie w obrębie działki. Tu ograniczeń jednak wywnioskować nie można. Jest to kuriozalne, dlatego przetarg jest dziwny.

Zakładając brak złej woli można zastanawiać się nad kosztami remontu – z zachowaniem zaleceń konserwatora. Dlatego, ktoś kto go kupi może nadziać się na minę w postaci gigantycznych kosztów. Zabytków nie remontuje się w ten sam sposób, co pozostałe budynki. Trzeba często używać unikatowych materiałów, które nie są powszechnie dostępne w sklepach budowlanych, a to generuje koszty. Dlatego też odkupienie budynku i remont może mieć charakter wyłącznie prestiżowy.

Budynek przy Mazowieckiej 31/1 w Białymstoku położony jest w tak zwanym „kwartale Kaczorowskiego”. Nazwa pochodzi od nazwiska nieżyjącego, byłego Prezydenta RP na uchodźstwie – Ryszarda Kaczorowskiego. Białostoczanin, gdy był młodzieńcem chodził tą okolicą do szkoły. Dom przy ul. Mazowieckiej powstał w 1932 roku. Jego pierwsi właściciele to Freina Wałłach oraz Kiwa Wałłach. Po II Wojnie Światowej jego właściciele to Maria Boruto i Piotr Borysienko.

Do kwartału należą też budynki stojące przy Mazowieckiej 33 i Mazowieckiej 35. Jeden jest już wyremontowany, a drugi właśnie remontowany. Ceglane, piękne kamienice doskonale prezentują się. Tylko ten drewniany domek stoi taki opustoszały, zabity deskami i czekający na drugie życie.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tajemnicza siwa małpa z puszczy? Obejrzyjcie dokument-klasyk „Dziwadło”.

Ireneusz Prokopiuk zasłynął swoimi produkcjami – szczególnie w naszym regionie. Najbardziej znany dokument jaki stworzył to „Rudaki”. To nazwa miejscowości na granicy z Białorusią, niedaleko Kruszynian, daleko na wschodzie. Dojazd tam przypomina dojazd na koniec świata. W 2003 roku autor pojechał tam z kamerą i zapytał starszych mieszkańców o to, co się w ich życiu zmieni, gdy 1 maja 2004 roku Polska będzie w Unii Europejskiej. Cóż… okazało się, że wielkie nadzieje jakie pokładali w członkostwie – Polacy – w Rudakach aż tak mocno nie wybrzmiewały.

Jeszcze innym dokumentem, który powstał w tamtym okresie było „Dziwiadło”. Tym razem Prokopiuk szukał małpy w Puszczy Białowieskiej. Zabawna historyjka po raz kolejny ukazała pewne zjawisko jak w Rudakach. Do tego w filmie można zobaczyć słynną Simonę Kossak. Akcja dokumentu dzieje się podbielskich wsiach: Podbiele oraz Kozły. Mieszkańcy skarżą się, że w lesie nocami wyje jakieś dziwadło. Co to może być? Człowiek? Pies? Małpa?

Simona Kossak wówczas apelowała, by sobie nie robić żartów, bo jeżeli to naprawdę małpa to właśnie marznie i trzeba ją zacząć szukać. Jak ta historia się skończyła? Po małpie słuch zaginął, ale legenda żyje nadal.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tak wyglądały przedwojenne Suwałki. Zobacz film z 1937 roku.

Zwykle stare filmy z podlaskich miast możemy oglądać tylko dlatego, że kręcili je żołnierze okupantów na potrzeby propagandy. Zarówno niemieccy jak i rosyjscy – prowadząc wojnę na wielu frontach – tworzyli całe dokumenty dla swoich obywateli, by utwierdzać ich w słuszności prowadzonej polityki względem innych państw. W tym przypadku jest zupełnie inaczej, bo film z Suwałk powstał w 1937 roku czyli w czasie, gdy II Rzeczypospolita Polska cieszyła się niepodległością już 19 lat. U władzy był już Hitler, jednak życie w Polsce toczyło się spokojnie – a tym bardziej w Suwałkach. Przypomnijmy tez, że wówczas nasz kraj granicami sięgał aż do Wilna, więc nasz region był bardziej w środku niż na wschodzie.

Niniejsze filmy pokazują tzw. dzielnicę żydowską w Suwałkach. Na nagraniu zobaczycie na przykład Synagogę, Park, czy też jedne z głównych ulic w mieście – Noniewicza oraz Marii Konopnickiej. Nie zabrakło w kadrach słynny jarmarku. Film składa się z dwóch części. W tej drugiej możemy obejrzeć cmentarz żydowski przy ulicy Zarzecze, publiczną łaźnię, ulicę Kościuszki, ratusz czy rzekę Czarną Hańczę. Warty uwagi jest również Dom Starców Żydowskich, który znajdował się przy ulicy Noniewicza.

https://www.youtube.com/watch?v=uNhMdLafcZ4

Dziś nie istnieje już ani gmina żydowska ani synagoga. Ulica Noniewicza nazywała się wówczas Joselewicza 36 i tam znajdowała się świątynia. Bożnica pochodząca z 1828 roku była murowana, o długości 30 metrów i szerokości 16 metrów. Miała dwa rzędy wielkich okien i osiem kolumn od frontu. Charakterystycznym elementem budowli były: okazały kolumnowy portyk oraz falista attyka. Okolice synagogi zamieszkiwała do II wojny światowej głównie mniejszość żydowska, której przedstawiciele w znacznym stopniu opanowali lokalny handel i przemysł.

Synagoga została zdewastowana przez Niemców na początku okupacji. Po wojnie częściowo zniszczony i opuszczony budynek stopniowo popadał w ruinę. W 1952 roku świątynia została wpisana do rejestru zabytków województwa białostockiego. Jako właściciela budynku wskazano Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce, Oddział w Białymstoku. Cztery lata później, w 1956 r. synagoga, będąca już w stanie katastrofy budowlanej, na polecenie władz lokalnych i za zgodą ówczesnego ministra kultury została skreślona z listy zabytków i zburzona.

Tak wyglądały przedwojenne Suwałki. Zobacz film z 1937 roku.
Synagoga w Suwałkach, stojąca przy ul. Joselewicza 36 / fot. Archiwum UM Suwałki

 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Powstało w 1220 roku. Miasto rozwinęli Żydzi. Co po nich pozostało?

Kolno to miasteczko bardzo stare, bo postało już w XIII wieku. Gdy jednak pojedziemy tam, to tego na pierwszy rzut oka nie zobaczymy. Jedynie po dawnych czasach został układ zabudowy miasta. Siłą Kolna byli tamtejsi Żydzi, którzy miasto rozwijali. Czy coś dziś po nich pozostało?

Kolno powstało w 1220 roku. Prawa miejskie otrzymało o księcia Janusza I Mazowieckiego w 1425 roku. W rozwoju miasta największy udział mieli Żydzi. Zanim nastąpiła II wojna światowa stanowili oni 67 proc. populacji Kolna. Średniowieczny układ urbanistyczny można zaobserwować w rejonie pl. Wolności. Po Żydach pozostała w mieście murowana synagoga z XIX wieku, stojąca przy ul. Strażackiej. Popalona przez Niemców w 1941 roku, po wojnie wyremontowana i zaadaptowana na dom towarowy, a później magazyn owoców i warzyw. W 2010 zakończył się kolejny remont budynku. Obecnie jest tam hotel.

W Kolnie mieści się także cmentarz żydowski z 1817 roku, pomiędzy ulicami Marii Dąbrowskiej a Aleksandrowską. Po II wojnie popadł w ruinę. Dopiero w 2005 roku go uporządkowano, ogrodzono i wstawiono bramę. Spacerując po cmentarzu możemy dostrzec płaskorzeźby przedstawiające świece, lwy oraz korony.

 

Partnerzy portalu:

To osiedle jest ciekawą atrakcją w naszym regionie. Mało kto o nim słyszał.
fot. Soheaux / Wikipedia

To osiedle jest ciekawą atrakcją w naszym regionie. Mało kto o nim słyszał.

Zambrów to miasto pomiędzy Białymstokiem a Warszawą, które ludzie znają bardziej z tego, że przez nie przejeżdżają aniżeli zajeżdżają. Jest ono bowiem typowym przykładem miejscowości z „Polski powiatowej” czyli takiej, gdzie wszyscy dobrze się znają, zaś młodzież nie ma żadnych możliwości rozwoju. Niewielka jest także możliwość rozrywki, a tym bardziej szansa na atrakcyjną pracę i zarobki. Większość urodzonych tamże ucieka do większego miasta – Białegostoku czy Warszawy właśnie. My jednak odwrotnie – każdy zakątek Podlaskiego jest dla nas atrakcyjny i ciągle szukamy czegoś nowego, by odwiedzić i zachęcić innych do odwiedzenia. Przykładem ciekawego miejsca w Zambrowie są carskie koszary i to na nich się dziś skupimy.

Carskie koszary w Zambrowie to kompleks budynków, które budowano przez około 20 lat. Początek miał miejsce w latach 80. XIX wieku, zaś ukończono prace w pierwszych latach wieku XX (ok. 1905 r.). W tym czasie wybudowano nie tylko w Zambrowie. Inwestycje miały miejsce także w Osowcu, Piątnicy, Łomży, Suwałkach czy Białymstoku. Koszary w Zambrowie powstały ze względu na skrzyżowanie ważnych szlaków komunikacyjnych oraz bliskość dużego kompleksu leśnego – Czerwony Bór, na którym można było urządzić poligon.

Nowa, carska inwestycja mocno kontrastowała z dotychczasową zabudową miasta. Drewniana architektura stanęła nieco w cieniu charakterystycznej czerwonej cegły. Część budynków przeznaczono na osiedle dla rodzin wojskowych oraz pracowników cywilnych. Wzniesiono także dwie cerkwie, kaplicę i cmentarz. Zambrów zaś został zasilony kilkoma tysiącami nowych mieszkańców. Z jednej strony wielkie czerwone mury przypominały o zaborze i rusyfikacji, z drugiej mieszkańcy zyskali szansę na wymianę dóbr i usług.

W 1915 r. Zambrów i jego koszary zostały zajęte przez wojska niemieckie. W 1917 r. część koszar została przeznaczona dla żołnierzy polskich 1 i 2 pułku Legionów, a wśród dowódców pułku był późniejszy marszałek Polski Edward Rydz-Śmigły. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. koszary nie były w całości użytkowane przez wojsko. Kompleks dzielono także na szkołę czy mieszkania komunalne dla najbiedniejszych. Wiele budynków przez brak użytkowania została zdewastowana.

Remont miał miejsce dopiero w 1926 roku za sprawą 71. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych. Budynki zostały wyremontowane, doprowadzono bieżącą wodę, wybudowano elektrownię. W 1929 r. na terenie koszar zbudowano kino garnizonowe. Kolejną dekadę do II wojny światowej – miejsce było przeznaczone pod edukację żołnierzy. 10 września 1939 r. koszary zajęły wojska niemieckie. 11 września 1939 r. miała miejsce nieudana próba odbicia Zambrowa. Skończyło się to zorganizowaniem przez Niemców masakry jeńców. Była to jedna z największych zbrodni wojennych popełnionych przez Wehrmacht. Pod koniec września, gdy ZSRR zaatakowało Polskę ze wschodu – do Zambrowa wkroczyły wojska sowieckie. Stacjonowały w koszarach do 1941 roku. W czerwcu 1941 r. Zambrów ponownie znalazł się pod okupacją niemiecką.

Po drugiej wojnie światowej, aż kilka lat po śmierci Stalina w koszarach stacjonowały jeszcze wojska. Od 1957 roku budynki zostały przeznaczone na użytkowanie cywilne – mieszkania, zakłady, instytucje. Na dawnych placach koszarowych wybudowano osiedla mieszkaniowe. 26 stycznia 1989 r. zachowane budynki koszarowe oraz towarzyszące im budowle magazynowane i gospodarcze wpisano na listę zabytków.

Obecnie kompleks składa się z ponad 20 budynków przy Alei Wojska Polskiego, Grunwaldzkiej, Legionowej i Magazynowej. Warto tam się wybrać. Jest to kawał ciekawej architektury, która przetrwała do dziś. Warto tam się wybrać  na spacer i skupić się na detalach. Tam gdzie będzie to możliwe – warto wejść także do środka.

Partnerzy portalu:

Te charakterystyczne domki zna każdy, kto jechał pociągiem do Warszawy.
Łapy-Osse, Robert Wielgórski / Wikipedia

Te charakterystyczne domki zna każdy, kto jechał pociągiem do Warszawy.

Każdy, kto chociaż raz jechał pociągiem z Białegostoku do Warszawy (lub odwrotnie) po drodze, w pobliżu Łap mógł widzieć za oknem jednakowe, charakterystyczne białe domy z czerwoną dachówką. To dawne osiedle kolejowe w Łapach-Osse. Wyjątkowa perełka, którą warto zwiedzić, gdy będziemy gdzieś w okolicy. Na przykład przy okazji zwiedzania kładki Waniewo-Śliwno czy też Kurowa i Kruszewa.

Łapy to miasteczko, które rozwój zawdzięcza rozbudowie kolei warszawsko-petersburskiej w latach 1862-1864. Wcześniej ważniejszy był pobliski Suraż. Teraz zdaje się być odwrotnie, aczkolwiek więcej turystów odwiedza ten drugi. Przy okazji budowy torów powstały także warsztaty kolejowe, które dały pracę 270 osobom. Wiele z nich było przyjezdnych, a to wiązało się z budową domów. I tak powstało osiedle w Łapach-Osse.

Całe osiedle składa się z 26 domów zbudowanych w latach 20-tych XX wieku. Domy są z cegieł i otynkowane oraz pomalowane na biało. Każdy z domów był zamieszkały przez 6 rodzin kierownictwa i robotników wykwalifikowanych. 4 rodziny mieściły się na dole, a dwie na poddaszu. Pracownicy do warsztatów dojeżdżali drezyną. Dziś domy są nieco zapuszczone i wymagają remontu. Niezależnie od tego warto je zobaczyć z bliska, a nie tylko z okna pociągu. To nie tylko kawał historii naszego regionu. To symbol dawnej potęgi Łap, z której dziś już niestety nic nie zostało. Trzymamy jednak kciuki za to, by dobre czasy dla tego miasteczka jeszcze wróciły.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Tur to wymarły król Puszczy Białowieskiej. Czy możemy liczyć na jego powrót?

W roku 1627 polska przyroda poniosła ogromną stratę. W Puszczy Jaktorowskiej, na ziemiach polskich padł ostatni tur świata. Od tego czasu człowiek marzy by przywrócić to prehistoryczne zwierzę do życia. Pierwsze realne starania w tym kierunku podjęli nazistowscy badacze. Podczas okupacji Polski, na terenie Puszczy Białowieskiej postanowili stworzyć rezerwat z tymi wymarłymi zwierzętami i odnieśli na tym polu sukces. Do puszczy na po setkach lat nieobecności powróciły wolne tury.

Zanim pomyślicie, że zrobili to z fascynacji do przyrody, to musimy od razu tu naprostować. Przywrócili tura naturze z bardzo niskich pobudek – by móc na nie polować. Koniec końców uznano, że zwierzę nie odpowiada temu, które wymarło. Jest mniejsze i mniej muskularne. W latach 90-tych ponownie spróbowano tak krzyżować bydło, by osiągnąć efekt najbliżej historycznej wersji. I tak powstałą rasa Taurus.

Żyją w wielu rezerwatach Europy. Można ubolewać, że nie ma ich w Puszczy Białowieskiej. Wszak w pobliskim od niej Bielsku Podlaskim – tur występuje na godle. Warto sobie zadać pytanie – skoro dzisiejsze tury zwane „bydłem Hecka” przypominają tura, to czemu by go Podlasiu? Odpowiedź może być zaskakujące. Krzyżówki są bardzo agresywne, więc sprawiałyby dużo kłopotów. A tych na pewno nikt nie lubi.

 

Partnerzy portalu:

Bracia Kaufman – wybitni, światowi filmowcy z Białegostoku. W rodzimym mieście zapomniani.
Michaił Kaufman

Bracia Kaufman – wybitni, światowi filmowcy z Białegostoku. W rodzimym mieście zapomniani.

1896 rok w Białymstoku to okres wielkiego boomu gospodarczego. Miasto leżące na granicy Imperium Rosyjskiego oraz zależnego od niego Królestwa Polskiego nazywane Manchesterem Północy przyciągało fabrykantów, którzy nie chcieli płacić ceł. Dzięki temu Białystok był napędzany pieniędzmi takich osobistości jak Becker, Hasbach, Commichau, Nowik, Flakier i wielu wielu innych. Gród nad Białą wówczas rozwijał się tak prężnie, że do budowy kolejnych kamienic brakowało cegieł! Wbrew pozorom w mieście oprócz fabrykantów nie brakowało również intelektualistów. Żyd Abel Kaufman wraz z żoną Fajgą – prowadzili księgarnię. Gdy tylko przywitali nowy rok, następnego dnia Kaufmanom narodził się syn. Nazwali go Dawid. Rok później pojawił się Michaił. A po 9 latach jeszcze Borys. Trzej bracia kochali kino i w jego historii zapisali się złotymi zgłoskami.

Dziga czyli Bąk

O życiu Kaufmanów w Białymstoku wiemy niewiele. Najstarszy ich syn w mieście spędził prawie dwie dekady. Rozpoczął tu studia muzyczne w białostockim konserwatorium. Już jako 19 latek, podczas I wojny światowej, wyemigrował z rodzicami i braćmi do Moskwy. Niedługo później przenieśli się do Petersburga. Tam Dawid już jako Denis rozpoczął studia medyczne. Nie porzucił jednak sztuki. Zaczął tworzyć poezję, pisał też dzieła polityczne. Dlatego przyjął pseudonim „Dziga Wiertow”. Dziga – to bąk.

W 1917 roku zaczął montować pierwsze filmy na zlecenie moskiewskiego komitetu filmowego. W 1922 roku kierował grupą Kino-Oko, która zaczęła wydawać kronikę filmową, tworząc nowy nurt. Po tym zainspirowali się Francuzi, tworząc jeden ze swoich nurtów kina dokumentalnego. Cel jaki sobie obrał w życiu Wiertow było ukazywanie w filmie prawdy. Był też ogromnym krytykiem kina fabularnego. Uważał, że to „opium dla mas”. Twierdził, że kino rozrywkowe przedstawia wyidealizowany świat burżuazji. No cóż, 100 lat później okazuje się, że Dziga miał rację. Internet zalany jest serwisami streamingowymi, które puchną od rozrywki. Dzisiejsze filmy i seriale w przytłaczającej większości pokazują dokładnie wyidealizowany świat bogatych ludzi. Mało tego, dokument z fabułą wymieszał się na tyle, że nie można rozróżnić prawdy od fałszu, zaś ludzie często nie mogą oderwać się od kolejnych seriali, które działają niczym opium.

W ciągu wieloletniej pracy Dawid vel Denis vel Dziga doprowadził do mistrzostwa nowatorskie techniki montażu, dzielenia obrazu, superimpozycji, dzięki którym osiągał zadziwiające efekty specjalne. Wraz z chwilą pojawienia się filmu dźwiękowego postanowił wykorzystać nowe możliwości tworząc film „Entuzjazm”. Na swoim koncie miał łącznie 8 filmów oraz 25 filmów krótkometrażowych. Dziga Wiertow zmarł na raka w 1954 roku w Moskwie. Był jednym z najwybitniejszych dokumentalistów w dziejach kina, uznanym scenarzystą, reżyserem filmowym. W 2009 roku w Białymstoku odsłonięto tablicę dedykowaną artyście. Była na ścianie Kina Forum. Została usunięta w 2017 roku z inicjatywy polityków PiS, którzy uznali białostoczanina za osobę niegodną upamiętnienia, gdyż w swojej karierze stworzył również filmy propagandowe na rzecz ZSRR.

Bracia Kaufman

Michaił Kaufman

Michał Kaufman (zdjęcie główne) był nie tylko operatorem filmowym, ale także fotografem. Urodził się w 1897 roku w Białymstoku. Należał do prowadzonej przez starszego brata grupy Kino-Oko razem z nim pracując przy filmach dokumentalnych. Pracował z bratem przy trzech filmach zaś dwa wyreżyserował sam. W roku 1929 wykonał zdjęcia do filmu „Człowiek z kamerą”, wyreżyserowanego przez jego brata. Było to największe osiągnięcie Michaiła Kaufmana jako operatora. Film wyróżniał się wieloma innowacyjnymi technikami fotograficznymi. Do historii kinematografii przeszły zrealizowane przez niego ujęcia pędzącego pociągu, pracujących górników czy też zajezdni tramwajowej. Zmarł w Moskwie w 1979 roku.

Borys Kaufman

Borys Kaufman to hollywoodzki operator filmowy, laureat Oscara. Był najmłodszym spośród braci. Urodził się 24 sierpnia 1906 roku w Białymstoku. Już w młodzieńczych latach, podobnie jak starsi bracia Dawid i Michał zajmował się kinematografią. Z taką różnicą, że oni pracowali w ZSRR, a on we Francji, a potem Kanadzie i USA. Bracia mieli ze sobą kontakt listowny. Borys skończył studia we Francji. Tam też został operatorem kamery. Podczas II wojny światowej najpierw walczył we francuskiej armii, a gdy ten kraj upadł – młody chłopak uciekł do Kanady. W 1942 roku przeniósł się do USA. Już w 1954 roku otrzymał Oscara za wspaniałe zdjęcia do filmu „Na Nabrzeżach”, który był prawdziwym hitem – zdobywającym 8 statuetek. Białostoczanin pracował przy kultowym i znanym do dziś filmie „Dwunastu gniewnych ludzi’. Borys odszedł na emeryturę w 1970 roku, a 10 lat później zmarł w Nowym Jorku. Jego filmografia jest imponująca, składa się z 71 dzieł!

 

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

To wyjątkowy dokument z 2000 roku. Taki dawniej był Bielsk Podlaski. Kompletna przepaść…

Blokersi – głośny film Sylwestra Latkowskiego, wyemitowany w TVP1 w 2001 roku pokazywał co „porabia” poznańska młodzież. Można było zobaczyć dzisiejsze gwiazdy hip-hopu, gdy dopiero rozwijały skrzydła. Główni bohaterowie – Peja czy Eldo nie mieli lekko w życiu. Rok wcześniej, bo w 2000 roku premierę miał natomiast dużo mniej znany dokument „Bojki” w reżyserii Janusza Gawryluka. Nagrany został w Bielsku Podlaskim. Wówczas mieście bez żadnych perspektyw. Bezrobocie wynosiło 20 proc., na pracę w pierwszej kolejności mogli liczyć wszyscy, którzy mieli grupę inwalidzką. Była obowiązkowa służba wojskowa i całkowity brak perspektyw zarówno dla tych, którzy z wojska wyszli jak i jeszcze do niego nie wstąpili. Ratunkiem od kompletnej wegetacji było tanie wino i towarzystwo innych osób na starej kanapie pod blokiem.

Jan Kanski, na którego kanale YouTube znaleźliśmy dokument trafnie opisał tamtą rzeczywistość. W przypadku tego miasta zawiniły w dużym stopniu instytucje typu Dom Kultury, które nie miały zupełnie nic do zaoferowania dla młodzieży w tamtym czasie. Bielsk to miasto na pograniczu polsko-białoruskim, więc i ludność mieszana, a tamtejszy DK oferował sekcję Polskiej Pieśni Patriotycznej i sekcję białoruskiego zespołu ludowego „Wasiloczki”. To wywoływało odruch wymiotny. Nie było sekcji hip hopu, fotografii, filmowania itp. Pamiętam, że jedyny kontakt z domem kultury nawiązaliśmy w momencie kiedy na I piętrze powstała kawiarnia „Gama” i jesienią po kupieniu herbaty można tam było w cieple wypić jabola pod stołem.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, film ogląda się jak jakąś kompletną patologię. A prawda była taka, że te kadry z Bielska Podlaskiego były kalką setek innych polskich osiedli. Wszędzie sytuacja była podobna. Dziś ten film ma już wartość historyczną. Porównać sobie można Bielsk Podlaski z 2000 roku z tym z roku 2021. Po ponad dwóch dekadach zmieniło się naprawdę dużo. Przede wszystkim firma Hoop nie produkuje już na Podlasiu a w Kutnie. Bielski zakład produkcyjny został zamknięty w 2016 roku. Wówczas to był jedyny większy pracodawca w regionie. Teraz bielszczanie mogą wybierać i przebierać. Między innymi Danwood, Unibep, Suempol, Arhelan, Ikea i wiele wiele innych, to giganci, gdzie o pracę raczej nie trudno. Do tego w samym powiecie funkcjonuje kilkaset sklepów.

Dlatego lepiej dwa razy zastanowić się zanim powie się „kiedyś to było”. Lepiej włączyć sobie ten film i przypomnieć. Teraz może się wydawać, że różowo nie jest, ale jak się popatrzy na ten film, to chyba nikt do tego wracać by nie chciał. Do tego gigantycznego bezrobocia i taniego wina. Jako społeczeństwo zrobiliśmy wiele kroków do przodu, nie wolno nam tego zaprzepaścić.

Partnerzy portalu:

Piękna szachownica w ogrodzie Pałacu Branickich. To trzeba zobaczyć na własne oczy!
fot. Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków

Piękna szachownica w ogrodzie Pałacu Branickich. To trzeba zobaczyć na własne oczy!

Stał bardzo długo w bardzo kiepskim stanie, a nawet odgrodzony. Dziś cieszy oko wszystkich zwiedzających – mowa o pawilonie włoskim, który jest częścią ogrodu Pałacu Branickich. Prace wykonane były zgodnie z zaleceniami Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Obejmowały m.in. ułożenie czarno-białej posadzki, ułożenie stopni z piaskowca, wykonanie tynków, malowanie ścian i sufitów, wykonanie pokrycia dachu i obróbek blacharskich na attyce i gzymsach, uzupełnienie detalu architektonicznego. Remont ogrodzenia polegał m.in. na pomalowaniu muru, uszczelnieniu pokrycia, renowacji krat, wzmocnieniu fundamentu.

Jak widać roboty było dużo, ale się opłacało. Szczególnie ta czarno-biała szachownica robi niesamowite wrażenie. Wszystko lśni jeszcze od świeżości. Warto odwiedzić Pałac Branickich i jego przepiękny ogród. Jeżeli ktoś nie zwrócił nigdy uwagi (a to całkiem możliwe) to pawilon włoski znajduje się na po prawej stronie ogrodu.

fot. Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków

Zespół pałacowo-ogrodowy Branickich tworzy zawarty i harmonijny kompleks rezydencjalny, w skład którego wchodzi pałac z zabudowaniami pomocniczymi oraz ogród (górny i dolny). Projekt ogrodu opracowano w 1732 roku, jego realizacja trwała wiele lat. W czasie II wojny światowej pałac został spalony, a ogród całkowicie zdewastowany. Powojennej odbudowie zespołu pałacowego, prowadzonej przez Stanisława Bukowskiego, towarzyszyła rewaloryzacja ogrodu pod kierunkiem prof. Gerarda Ciołka.

Pawilon włoski został wzniesiony prawdopodobnie w latach 60. XVIII wieku. Obecny pawilon z okazałymi filarami jest rekonstrukcją zrealizowaną w 1959 roku. Ogrodzenie zespołu rezydencjonalnego Branickich wykonano stosunkowo wcześnie, być może nawet w latach 30. XVIII wieku. Było to ogrodzenie na niektórych odcinkach murowane, na innych – drewniane. Obecny mur ogrodzeniowy, na odcinku od pawilonu włoskiego do narożnika przy ul. Akademickiej, pochodzi z czasów powojennej odbudowy.

informacja na podst. Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków

Partnerzy portalu:

Proboszczowi się odmieniło. Budynek z 1803 roku właśnie został wyburzony.

Proboszczowi się odmieniło. Budynek z 1803 roku właśnie został wyburzony.

Tym razem się nie spalił, a został zwyczajnie wyburzony. Mowa o domu stojącym przy ul. Św. Mikołaja 4 na tyłach cerkwi. 28 grudnia zniknął z powierzchni ziemi za sprawą ciężkiego sprzętu wyburzającego. Mimo swojej pięknej historii budynek nie był prawnie chroniony. A jego historia sięga 1803 roku. Budynek został wybudowany jeszcze za czasów zaborów. Konkretnie przez władze pruskie. Jego pomieszczenia zostały przeznaczone pod depozytorium Kamery Wojny i Domen. Później przeznaczono go na potrzeby opieki nad inwalidami. W 1901 roku budynek został przekazany na własność parafii. Rok później przeprowadzono kapitalny remont i urządzono domową cerkiew. Po dwóch dekadach budynek przeznaczono pod szkołę.

Trzeba przyznać, że to szokujące iż taki budynek, z taką historią nigdy nie był objęty przez konserwatora ochroną. A trzeba dodać, że wszystkie, pozostałe budynki na działce cerkwi są zabytkowe – poczynając od sklepików przy Lipowej, budynek pod numerem 4a oraz oczywiście sama cerkiew. Jak to w ogóle możliwe? No cóż ochrona zabytków w Białymstoku nigdy nie stała na właściwym poziomie. Więc tym bardziej nikt się nie przejmował starym budynkiem spoza rejestru.

Latem budynek został ogrodzony. W lipcu ks. Jan Fiedorczuk, proboszcz parafii św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku na łamach Kuriera Porannego deklarował, że budynek nie będzie rozbierany a jedynie wymieniony zostanie płot. Do zimy proboszczowi się odmieniło i jednak rozebrali wszystko. Akurat zrobiło się tyle miejsca, by powstał tam „apartament”. Czy tak się stanie? Poczekamy, zobaczymy.  Jedno jest pewne już dziś. To, co się dzieje w Białymstoku to po prostu patologia.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

50 lat temu Białystok był mięsną potęgą! Ten film archiwalny to pokazuje.

Powyższy film oczywiście powstał na potrzeby PRL-owskiej propagandy, więc nie można go traktować jako źródło całkowitej prawdy, ale coś jednak pokazuje. A mianowicie jak w Białymstoku zakłady mięsne produkowały gigantyczne ilości wędlin, kiełbas i konserw. Gdyby przeliczyć to na dzisiejsze pieniądze, to roczna wartość produkcji wynosiłaby na dzisiejsze pieniądze około 72 miliony złotych rocznie. Do tego warto zauważyć, że zatrudniano 2000 ludzi. Dla porównania dodamy, że jedna z najnowocześniejszych firm mięsnych na pobliskim Mazowszu zatrudnia około 1300 osób. Jako, że przez 50 lat technika poszła do przodu, to obie te liczby można ze sobą porównać.

Dzisiejszy rynek rządzi się zupełnie innymi prawami. Mamy globalizację, komputeryzację, outsorcing oraz mnóstwo lokalnych firm ze „swojskimi” wyrobami zamiast produkowanych na gigantyczną skalę. Stąd nie potrzeba już zatrudniać tak wielu osób i produkować aż tak dużych ilości. Ponadto trend jest taki, że ludzie powoli odwracają się od mięsa. Nie stali się jeszcze wegetarianami, ale ograniczyli spożycie na rzecz innych „smakołyków”.

Dlatego trzeba pogodzić się, że tamte czasy już minęły i raczej nie wrócą. Jeżeli ktoś marzy, że w Białymstoku znów zacznie się masowa produkcja i przemysł to raczej się rozczaruje. Dziś gra toczy się oto, gdzie ludzie będą mieszkać, bo pracować mogą wszędzie. Na dzień 30 czerwca 2020 roku wyliczono, że stolica Podlaskiego zamieszkała jest przez 297 585 osób. Warto jednak dodać, że od lat miasto nie powiększa granic, a ludzie wyprowadzają się na obrzeża. Gdyby doliczyć osoby z powiatu białostockiego, to okazałoby się że jest nas tutaj ponad 400 000. Czyli tyle ile mniej więcej mieszka w Szczecinie czy Gdańsku.

Czy Białystok będzie jeszcze potęgą w jakiejś dziedzinie? Miejmy nadzieję, że tak. Od upadku PRL zrobiliśmy znaczący krok do przodu. Ale ostatnia dekada to czas, gdy nasze miasto jest w letargu. Mieszkając na co dzień nie jest to odczuwalne, bo wszystkie zmiany, przebudowy i inne nowości wydarzyły się jakby wczoraj. Stracony rok przez koronawirusa pokazał, że nie można stać w miejscu. Że ten krok do przodu trzeba robić cały czas. Po to żebyśmy w kółko nie mówili „oj, kiedyś to było”.

Partnerzy portalu:

Nikt nic nie powiedział o awarii. Katastrofa pociągu pod Białymstokiem.
fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Nikt nic nie powiedział o awarii. Katastrofa pociągu pod Białymstokiem.

7 sierpnia 1931 roku to czarna data w historii Podlasia. Nieopodal Białegostoku w Baciutach doszło do katastrofy kolejowej. Zginęło 6 osób. Tragedia została uwieczniona na fotografii. Zdjęcia pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego.

Do całego zdarzenia doszło pomiędzy 3 a 4 nad ranem. Pociąg jechał z Warszawy do Grajewa. Dziś może się taka trasa pociągu wydawać dziwna. Jednak przed II wojną światową tam znajdowała się granica z Prusami Wschodnimi (Niemcami). Pociąg zatrzymał się w Baciutach, a następnie po postoju ruszył dalej. Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów doszło do awarii parowozu. Maszyna stanęła. Załoga jednak nie poinformowała o tym dyżurnego ruchu.

Gdy doszło do awarii, to z Łap odjeżdżał pociąg Warszawa – Białystok (i zapewne dalej na wschód). Jako, że załoga nie poinformowała o awarii, to nikt nie wiedział, że tor tarasuje popsuty parowóz. Gdy pociąg dojeżdżał do Baciut, maszynista zdążył zauważyć machanie rękami konduktora felernego składu. Zaczął hamować rozpędzony pociąg. Siła uderzenia w parowóz była tak duża, że zabiła 6 osób, raniła kilkadziesiąt oraz zniszczyła pięć wagonów. Ranni zostali odwiezieni do szpitala specjalnym pociągiem ratunkowym.

Następnie rozpoczęto akcję usuwania rozbitych pociągów z torów. Podczas niej jeden z dźwigów podczas próby podnoszenia wagonu przewrócił się. O doprowadzenie do katastrofy kolejowej zostali oskarżeni – kierownik ruchu stacji Baciuty oraz konduktorzy zepsutej maszyny. Aresztowany został również dyżurny ruchu w Łapach, który zezwolił na odjazd pociągu do Białegostoku.

Partnerzy portalu:

Meczet po remoncie. Wnętrza zostały odnowione.

Meczet po remoncie. Wnętrza zostały odnowione.

Meczet w tatarskiej wiosce Kruszyniany przeszedł remont wnętrza. To nie tylko ciekawa i popularna atrakcja turystyczna, ale także jeden z niewielu Pomników Historii na Poodlasiu – czyli jeden z najważniejszych zabytków w kraju!

Status pomnika historii ustanawiany jest w drodze rozporządzenia przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Przyznawany jest zabytkom nieruchomym o szczególnej wartości historycznej, naukowej i artystycznej, utrwalonym w powszechnej świadomości i mającym duże znaczenie dla dziedzictwa kulturalnego Polski. Na Podlasiu takie odznaczenie przyznane jest tylko meczetom i mizarom (cmentarzom) w Kruszynianach i Bohonikach, a także Kościołowi Św. Rocha w Białymstoku i Kanałowi Augustowskiemu.

Meczet w Kruszynianach pochodzi z XVIII wieku. W budynku została zmieniona podłoga, zmieniono też nadproże okna w ścianie dzielącą sale modlitw dla kobiet i mężczyzn. Wzmocniono także konstrukcję antresoli. Oczyszczono także inne elementy konstrukcyjne.

Meczet architektonicznie jest dosyć prostą konstrukcją. Jest to prostokąt z trzema wieżami i klasycznym poddaszem. Swoim kształtem nawiązuje do okolicznych kościołów. Świątynia jest zielona, bo jest to kolor islamu. Dwie wieże od razu rzucają się w oczy, zaś trzecia jest nieco ukryta, bo nie ma okien. Znajduje się na krawędzi dachu. Wszystkie wieże mają kształt hełmu, który jest zwieńczony półksiężycem na szczycie. Wchodząc do środka należy zdjąć obuwie. Wystrój to głównie dywany oraz kaligraficzne zapisy cytatów z Koranu. Każdy, kto będzie zwiedzać będzie mógł zanurzyć się w niezwykłej tatarskiej kulturze. A pomoże w tym charyzmatyczny przewodnik – Dżemil Gembicki.

Partnerzy portalu:

Featured Video Play Icon

Czerwona Rewolucja – białostocki filmowy klasyk. Sceny na dachu Centralu.

Czerwona Rewolucja to fabularny film z 1998 roku w reżyserii Piotra Krzywca. To film w hollywoodzkim stylu po białostocku. Brzmi jak mieszanka wybuchowa? Bo taką właśnie jest. Możemy zobaczyć kunszt aktorski gwiazdy „U Pana Boga za piecem” – Andrzeja Beya-Zaborskiego.

Czerwona Rewolucja to antykomunistyczny, sensacyjno-przygodowa komedia political-fiction. Był to film-protest Piotra Krzywca, którego oburzyło iż po 1989 roku znów do władzy doszli byli komuniści, którzy zdaniem autora przez 50 lat traktowali Polskę jak swój prywatny folwark i wysługiwali się sowieckiemu najeźdźcy. Akcja filmu rozgrywa się w przededniu wyborów prezydenckich w Polsce. Dziewczyna przypadkowo fotografuje zabójstwo polityczne, w które zamieszany jest bohater filmu – senator RP, a zarazem, lider skrajnie lewicowej partii „Czerwona Rewolucja” Engels Komuchowicz czyli Andrzej Beya-Zaborski oraz wysoko postawieni oficerowie policji – byli UB-ecy.

Warto dodać, że film powstawał na raty. Najpierw zdjęcia, a po latach dokończono montaż. Wszystko przez zatargi producentów filmu z obecną wtedy władzą, której zapewne nie w smak był tego typu film. Koniec końców po 6 latach od nagrania powstała pełna wersja. Do tego czasu można było oglądać na imprezach filmowych w niedokończonej wersji.  Tym bardziej warto teraz, po latach z odpowiednią nostalgią i dystansem obejrzeć dzieło białostockiego świata filmu. Szczególnie ciekawie prezentują się sceny na dachu Centralu.

Partnerzy portalu:

Bezirk Białystok. Miasto pod niemiecką okupacją. Jak sukcesywnie wymordowano mieszkańców.

Bezirk Białystok. Miasto pod niemiecką okupacją. Jak sukcesywnie wymordowano mieszkańców.

II wojna światowa nie była wyłącznie działaniem militarnym. Żadnego kraju nie da się zdobyć samymi samolotami, nie da się też przejąć regionu samolotami ani skrawka ziemi. Trzeba tam fizycznie być. To nie jest też tak, że wojna wybuchła nagle. Mawia się, że jest ona przedłużeniem polityki. Szczególnie, że niektórzy pamiętali jeszcze I wojnę światową. Napięta sytuacja polityczna w Europie sprawiła, że prezydent Białegostoku Seweryn Nowakowski wrócił z urlopu 4 sierpnia 1939 roku. Po 3 tygodniach wydał odezwę do mieszkańców, w której zwracał się z apelem, by budować schrony, robić zapasy żywności i zachować spokój. Oczywiście ta ostatnia prośba nic nie dała. Rozpoczęło się wykupywanie ze sklepów wszystkiego, nawet nie nadających się do dłuższego przechowywania chleba i masła. Pojawiły się też przypadki spekulacji.

1 września 1939 roku nad miastem przeleciały niemieckie samoloty. Mieszkańcy wiedzieli, że wybuch wojny był nieunikniony, dlatego nie panikowano. 15 września do miasta fizycznie wkroczyli Niemcy i przejęli Białystok. 2 dni później Rosja sowiecka uderzyła w Polskę z drugiej strony. 22 września przejęto władzę w mieście. Prezydent Nowakowski został aresztowany. Przypuszcza się, że został zamordowany w więzieniu w Mińsku. W czerwcu 1941 roku znów miasto przejęli Niemcy i zarządzali miastem do 27 lipca 1944 roku. Wtedy wyparli ich Rosjanie, a zaraz po tym zakończyła się ii wojna światowa. Jak już wspominaliśmy, wojna to nie tylko działania militarne. Dlatego też, gdy co raz zmieniał się okupant w mieście, to wprowadzał swoje porządki.

 

Wejście Niemców było początkiem tragedii Żydów, których było w Białymstoku większość. Najbiedniejsi mieszkali na Chanajkach, w gęstej plątaninie drewnianych domów i kamienic od Młynowej po Krakowską pomiędzy nieczynnymi już cmentarzami Żydowskim i Prawosławnym. Pierwszy znajduje się zasypany ziemią pod Parkiem Centralnym, drugi zaś zasypany jest ziemią na wzgórzu przy cerkwi św. Marii Magdaleny. Sąsiadującym osiedlem był Szulchojt, gdzie wśród drewnianych domów i kamienic stała wielka synagoga w sąsiedztwie Pałacu Branickich.

Po drugiej stronie ratusza było więcej kamienic niż domów. Tam w stronę Markowej Góry i Brazylki (Białostoczek) rozciągały się fabryki. Do dziś przetrwał zespół budynków w przeszłości należących do Wolfa Zilberblatta i Chany Marejn, gdzie prowadzono fabryki włókiennicze. Nie brakowało też kamienic czynszowych.

Trzeba także wspomnieć o Warszawskiej, gdzie mieszkali najbogatsi. Po wojnie, gdy Białystok był w większości zniszczony, to właśnie ta część ucierpiała najmniej. Dlatego, gdy dziś wędrujemy Warszawską, to napotkamy tam wiele zabytków.

Gdy w 1941 roku utworzono Bezirk Białystok, to w pierwszych dniach spędzono kilkuset Żydów z Chanajek i Szulchojt do synagogi. Następnie podpalono świątynie z ludźmi w środku. Czarny dym unosił się nad miastem przez wiele dni. Miesiąc później utworzone zostało getto na terenach fabrykanckich.

Na czele administracji niemieckiej, a w zasadzie Prus Wschodnich (Niemcy są krajem zjednoczonym z wielu mniejszych) stał Erich Koch. Niemiecki nazista i zbrodniarz. Przed wojną aktywnie udzielał się w NSDAP. Po zwycięstwie Hitlera w wyborach Koch został mianowany w 1933 roku na nadprezydenta Prus Wschodnich. Podczas wojny dysponował nie tylko okręgiem białostockim, ale też ziemiami Ukrainy. Miał do dyspozycji Gestapo. Nazista był też posłem w Reichstagu. Wobec tylu obowiązków w trzech różnych miejscach mianował swojego zastępcę Waldemara Magunię, a później Friedricha de Brixa.

Formalnie III Rzesza i Prusy Wschodnie były oddzielone od Okręgu Białostockiego. Pomiędzy nimi znajdowała się granica policyjna i celna. Ta druga została zlikwidowana w listopadzie 1941 roku. Hitler zapowiadał także włączenie Białegostoku do III Rzeszy. Sam okręg to nie tylko Białystok, ale także przylegające wsie oraz Bielsk Podlaski, Grajewo, Grodno, Łomża, Sokółka i Wołkowysk razem z przylegającymi wsiami.

graf. Lonio17 / Wikipedia

Podczas okupacji Białegostoku, zanim powstało getto, co raz Niemcy przeprowadzali akcję rozstrzeliwania Żydów. Z ich rąk zginęło 3 lipca – 200 osób, 12 lipca – 5000 osób, 13 lipca 300 osób. Zabijali żołnierze policyjnego batalionu nr 309, dowodzonego przez mjr. Ernsta Wiesa oraz 316 i 322 batalionu pod dowództwem gen. Ericha von dem Bach-Zelewskiego. W kolejnych dniach utworzony został specjalny urząd Judenrat wydający zarządzenia i obwieszczenia z żądaniami kierowanymi do Żydów. Na przykład ludność musiała dostarczyć 5 mln rubli, 5 kg złota i 300 kg srebra. Ludzie stali w kolejkach aż do 10 pokoi, by przekazać specjalnym, komisjom to co mają. Niemcy specjalizowali się także w kradzieżach. Do Królewca wywieziono cenne dzieła z żydowskich bibliotek. Książki, które uznali za bezużyteczne przeznaczyli na opał. Wywożono również pozostały majątek szkół – przybory i pomoce naukowe.

30 czerwca 1941 roku urządzono akcję propagandową na dziedzińcu Pałacu Branickich. Zebrano Żydów, a następnie kazano im rozebrać i zdemontować pomnik Lenina i Stalina. Do dziś zachował się film propagandowy i zdjęcia z tego wydarzenia. Po tym zdarzeniu pałac Branickich stały się siedzibą władz Bezirk Białystok.

Zagłada Żydów była podzielona na etapy. Ostateczna likwidacja gett w Okręgu czyli wymordowanie ludzi oraz wywiezienie ich do niemieckich obozów zagłady zaczęła się 2 listopada 1942 roku. Pozostała likwidacja głównego getta w Białymstoku. Nastąpiło to 15 sierpnia 1943 roku. Ostatecznie Niemcy wymordowali 200 tys. Żydów z całego Okręgu Białostockiego, a w samym Białymstoku 50 tysięcy. W czasie tego sukcesywnego zabijania obok trwały prace produkcyjne w getcie na rzecz wojska. Wierzono, że daje to gwarancję przeżycia. Tak było do czasu likwidacji getta.

 

Partnerzy portalu:

PRL-owski budynek stał się zabytkiem. Kolejny w Białymstoku.
fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

PRL-owski budynek stał się zabytkiem. Kolejny w Białymstoku.

Budynek Poczty przy ul. Kolejowej 15 stał się zabytkiem. Zarządzeniem z dnia 16.11.2020 r. prof. Małgorzata Dajnowicz podlaska konserwator zabytków włączyła do wojewódzkiej ewidencji zabytków budynek urzędu pocztowo-telekomunikacyjnego przy ul. Kolejowej 15 w Białymstoku. Zarządzenie weszło w życie z dniem podpisania. Poinformował Wojewódzki Urząd Ochrony w Białymstoku. Od lat w mieście trwają dyskusję czy architekturę modernizmu traktować jako nic nie warte dziedzictwo PRL czy też doszukiwać się w nim wartości. Pierwszym zabytkiem stał się budynek Uniwersytetu w Białymstoku stojący na placu NZS w centrum miasta. Podobnie stało się z budynkiem Sądu przy ul. Skłodowskiej.

Budowę dworcowego Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego rozpoczęto w 1962 roku według projektu inż. Leona Kulikowskiego, absolwenta Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Pod blisko trzech latach budynek został oddany do użytku. Z opublikowanych informacji wynika, że jego wnętrza zaprojektowała Aleksandra Bortowska. Późniejsze zmiany w architekturze poczty wykonano według projektu białostockiego architekta Jana Hahna.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

W duchu modernizmu została odbudowana cała Polska po odzyskaniu Niepodległości w 1918 roku. Najpierw urzędy i instytucje państwowe, później bloki mieszkalne. Po II wojnie światowej architektem, który stworzył nowy Białystok na gruzach poprzedniego miasta był Stanisław Bukowski. W latach 60-tych przyszła nowa “fala” modernizmu, a wraz z nią inni architekci. Budynki, które zaczęły się pojawiać było nieco futurystyczne. Spójrzmy chociaż na Central, spodki, pawilony-restauracje przy ul. Akademickiej. Jednym z takich budynków właśnie była właśnie też Poczta przy Kolejowej. Budynek posiada ciekawe rozwiązania. Do budowy obiektu wykorzystano cienkościenne konstrukcje łupinowe nadając budynkowi jedyny na terenie miasta falisty dach i skośne podpory.

To właśnie te elementy zadecydowały o tym iż prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska konserwator zabytków uznała, że ma wartości artystyczne i powinien zostać wpisany do ewidencji zabytków. Budynek ma także wartości naukowe.

Partnerzy portalu:

Odkrycia archeologiczne w Pałacu Branickich. Co zostało wykopane?
fot. bialystok.pl

Odkrycia archeologiczne w Pałacu Branickich. Co zostało wykopane?

Chociaż budynek Pałacu Branickich został kompletnie zniszczony podczas II Wojny Światowej, a w oryginale od samego początku istnienia stoi tylko brama wjazdowa, to jest coś, czego tak łątwo się nie da zniszczyć. Przeszłość skrywa po sobie pamiątki w ziemi niezależnie od wydarzeń na powierzchni. Dlatego też ogrody przy Pałacu Branickich kryją w sobie tajemnice sprzed wieków. Niektóre właśnie zostały ujawnione przez archeologów, którzy prowadzili tam wykopaliska.

 

Badania prowadzono na przełomie października i listopada w trzech wykopach zlokalizowanych we wschodniej części ogrodów. Podczas prac stwierdzono powojenne zniszczenia poziomu użytkowego XVIII-wiecznego ogrodu. Ponadto wydobyto sześć oryginalnych, zdobionych elementów kamiennych balustrad i zwieńczenia pilastra na fasadzie pałacu z XVIII wieku, wykonanych z piaskowca. W przyszłości będzie je można oglądać w Muzeum Farmacji działającym przy Pałacu Branickich, gdzie obecnie znajduje się Uniwersytet Medyczny.

 

Jako ciekawostkę należy dodać, że odkryto też ślady użytkowania jeszcze sprzed powstania ogrodu, datowane na XVI i XVII wiek. Archeolodzy znaleźli trzy jamy, fragmenty ceramiki oraz ułamek kafla z przełomu XVI i XVII wieku z herbem „Ogończyk”. Należał do pierwszego budowniczego zamku obronnego, który znajdował się w tym samym miejscu przed zbudowaniem Pałacu przez Branickich. Zamek powstał z inicjatywy poprzedniego właściciela Białegostoku – Piotra Wiesiołowskiego.

Partnerzy portalu:

Podlaskie cmentarze – niektóre zapomniane, a inne wprawiają w zachwyt

Podlaskie cmentarze – niektóre zapomniane, a inne wprawiają w zachwyt

1 listopada katolicy obchodzą Uroczysty Dzień Wszystkich świętych, powszechnie przyjęty dzień pamięci o zmarłych. Prawosławni mają Sobotę rodzicielską, która jest świętem ruchomym. Jednak na wielokulturowym Podlasiu przyjęło się, że groby bliskich odwiedzane 1 listopada przez wszystkich – katolików, prawosławnych, ewangelików ale też Tatarów.

Nieco inaczej jest u Żydów. Tam pamięć zmarłego jest czczona w dniu rocznicy jego śmierci. Wtedy właśnie odwiedza się grób osoby bliskiej. Modlitwy za zmarłych odprawiane są w synagogach cztery razy do roku. Żydzi nie palą także zniczy i nie zostawiają kwiatów na macewach. Najwyższa forma dobroci, skierowana wobec zmarłych, to oznaczenie miejsca pochówku kamieniem nagrobnym. W związku z tym na wielu nagrobkach można zobaczyć położone kamyki. Warto też wspomnieć o społeczności romskiej. U nich dzień pamięci o zmarłych jest wesoły. Dlatego często na cmentarzach można zauważyć taki oto kontrast: smutni i w zadumie katolicy czy prawosławni, zaś obok wesołe towarzystwo Romów biesiadujące przy nagrobku najbliższego.

Przy okazji listopadowych świąt Wszystkich Świętych przypominamy wszystkie nasze teksty dotyczące cmentarzy. Pisaliśmy bowiem o tych, które już nie istnieją albo istnieją lecz są zasypane ziemią, a także tych które są na powierzchni i można je zwiedzić. Nie zabrakło też wielu fotografii.

Partnerzy portalu:

Dlaczego Pałac Branickich stoi akurat w Białymstoku?
fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Dlaczego Pałac Branickich stoi akurat w Białymstoku?

Jeżeli mielibyśmy spisać historię Polski przez pryzmat Podlasia, to kontekst wyszedłby zupełnie inny niż obecnie. Dzieje kraju spisane będąc na Wawelu w Krakowie, w Sączu, czy na wschodzie w Lublinie, a nawet na Mazowszu w Płocku czy Wiźnie były widziane zupełnie inaczej niż na Rusi Kijowskiej, gdzie leżało obecne Podlasie. Mimo upływu wielu lat widać to do dzisiaj w architekturze, gdy zwiedzamy region. Jednak dla tych, co zagłębiają się w historii regionu może pojawić się pytanie o Pałac Branickich. Dlaczego stoi on akurat w Białymstoku, skoro okoliczny Tykocin był starszy i ważniejszy?

Spadek po Rzeczypospolitej Szlacheckiej

Zacznijmy od tego, że ponad 1000 lat temu, gdy przyjmowaliśmy Chrzest, architektura była jeszcze drewniana. Jednak z biegiem lat kierunki rozwoju tej architektury zaczęły wyglądać inaczej w różnych miejscach Polski. Podlasie najpierw było częścią Rusi Kijowskiej, następnie leżało na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Potem będąc pod zaborami było w rękach Rosji. Odzyskanie niepodległości sprawiło, że Podlasie było w Polsce. Potem pod okupacją Niemiec i Rosji. Na koniec, gdy trwał komunistyczny PRL – silny i decydujący wpływ miało ZSRR czyli komunistyczna Rosja. Dzisiejsza stolica Podlaskiego swój rozwój zawdzięcza tak naprawdę carowi, który to zdecydował że to przez nasze miasto przebiegnie kolej żelazna z Petersburga do Warszawy (będącej pod panowaniem Imperium Rosji). Wcześniej dużo ważniejszy był Tykocin.

 

Najbardziej rozpoznawalny Pałac Branickich w Białymstoku to spadek po Rzeczypospolitej szlacheckiej. Dlaczego jednak powstał akurat tu, a nie właśnie w Tykocinie? Zawdzięczamy to kilku wydarzeniom. Zacznijmy od tego, że jeszcze w XIV wieku – gdy Kraków rozkwitał na dzisiejszych terenach Podlasia trwały zaciekłe walki pomiędzy Polakami, Rusinami, Litwinami, Jaćwingami i Krzyżakami. Trudno było w takim gorącym miejscu rozwijać miasta. Jednak w kolejnych stuleciach wszystko zmieniało się na korzyść naszego kraju.

Z rąk do rąk

I tak król Polski Kazimierz Jagiellończyk nadał ziemię nad rzeką Białą potomkowi zasłużonego rodu żmudzkiego Raczce Tabutowiczowi. Następnie w spadku ziemie tą otrzymał jego wnuk Mikołaj Tabutowicz, który to postanowił zasiedlić tereny. Postarał się o ugodę z Bazylianami z Supraśla. Sporządzono pierwszy dokument, gdzie padła nazwa Białystok. To był 1514 rok. Po śmierci Mikołaja osada trafiła w ręce jego żony, która to wyszła za mąż za Piotra Wiesiołowskiego. Ten zaczął rozwijać osadę. Do dziś stoi kościół barokowy (obecnie kaplica przy katedrze). Po jego śmierci Białystok trafił w ręce Krzysztofa Wiesiołowskiego, lecz ten zmarł bez potomka w 1645 roku. Wtedy to Białystok został przyłączony do starostwa tykocińskiego, zaś miasto otrzymał Stefan Czarniecki za swoje zasługi w wojnie ze Szwedami. Jak już pisaliśmy w innym tekście, ten jednak nie miał czasu na Podlasie, bo wolał dalej walczyć – tym razem na Rusi.

 

Dlatego całe starostwo tykocińskie wpadło w ręce Aleksandry Katarzyny Czarnieckiej – córki wielkiego hetmana. Ta wzięła ślub z Janem Klemensem Branickim. Razem jednak rezydowali w Tykocinie. Ich syn Stefan Mikołaj Branicki jednak osiadł już w Białymstoku – leżącego w granicach starostwa tykocińskiego. W 1692 roku uzyskał prawa miejskie dla Białegostoku od króla Jana III Sobieskiego. Wówczas mieszkał w zamku obronnym. Zaczął jednak zamek przebudowywać w barokową rezydencję. Za żonę wziął sobie Katarzynę Sapiehę, z którą miał pięcioro dzieci. Jedno z nich nazwane zostało na część dziadka – Jan Klemens. To on, gdy objął władanie Białymstokiem po śmierci ojca w 1709 roku – dokończył z pierwszą żoną Katarzyną Radziwiłłówną dzieło swego protoplasty, a także zaczął rozwijać miasteczko.

 

W 1749 roku Białystok uzyskał kolejne prawa miejski włączając w to dotąd rozbudowaną część, która wcześniej miastem nie była. Wszystko to dzięki decyzji króla Augusta III Sasa. Matka Stefana Mikołaja Branickiego żyła do 1698 roku. Niedługo po jej śmierci wybuchła III wojna północna, której uczestnikiem była Rzeczypospolita Obojga Narodów. W 1703 roku wojska szwedzkie wkroczyły między innymi do Tykocina. W 1734 roku miasteczko zostało poważnie zniszczone podczas wojny domowej. Jak widać decyzja o postawieniu na Białystok była trafna. Gdyby ród Branickich rozwijał Tykocin, to dziś Białystok prawdopodobnie był miasteczkiem wielkości Łap czy Wasilkowa. A tak kolejne wydarzenia historyczne spowodowały, że stolica województwa podlaskiego dalej się rozwijała mimo zaborów i wojen.

Mapa Białegostoku niedługo przed śmiercią Izabeli Branickiej

Partnerzy portalu:

Pocztówka z Białegostoku. Ta fotografia przypomina mroczne czasy miasta.

Pocztówka z Białegostoku. Ta fotografia przypomina mroczne czasy miasta.

Powyższe zdjęcie jest pocztówką jaką przesyłać mogli żołnierze niemieccy oraz obywatele niemieccy przebywający w Białymstoku podczas okupowania Polski w czasie II wojny światowej. Jedno niepozorne zdjęcie, lecz gdy się skupimy na jego poszczególnych częściach, to znajdziemy na nim wiele interesujących szczegółów, które dla odbiorcy pocztówki były w zasadzie neutralne, a nam po latach przypomnieć mogą o tym jakie piekło zgotowali Niemcy polskim obywatelom oraz o mrocznych czasach Białegostoku podczas okupacji niemieckiej.

Obowiązek noszenia Gwiazdy Dawida

Przyjrzyjmy się z bliska zdjęciu, ale nie z pozycji żołnierza, nie z frontu, tylko z pozycji mieszkańca. Jest słoneczny dzień. Stoimy właśnie na skrzyżowaniu Adolf Hitler Strasse (Lipowa) z Gumienną. Po lewej stronie stoi niemiecki nazista, który pilnuje prowizorycznej bramy do getta, która będzie zamknięta. Kobieta na środku jest Żydówką. Wiemy to, bo ma na plecach Gwiazdę Dawida. Z rozkazu niemieckiego okupanta, Żydzi musieli je nosić od 1 września 1941 roku. „Czarny zarys sześcioramiennej gwiazdy wielkości dłoni na żółtym tle z napisem Jude naszywać w sposób widoczny i nosić na piersi po lewej stronie ubrania”. Zarządzenie to w myśl ustaw norymberskich obowiązywało wszystkich obywateli żydowskich od szóstego roku życia. Żydom nie wolno było pokazywać się publicznie bez gwiazdy. Każdy, kto usiłował schować ją pod szalem lub torbą czy teczką musiał liczyć się z ostrymi karami gestapo, które pilnie nad tym czuwało. Żydzi jeszcze nie wiedzieli, że to wstęp do Holokaustu.

 

Co ciekawe, na fotografii wyraźnie widzimy, że gwiazda jest z tyłu. Nie wiemy co znajduje się z przodu. Jednak bardzo możliwe, że i tam również naszyta jest Gwiazda Dawida z napisem Jude. Po prawej stronie zdjęcia widzimy 3 kobiety. Ta stojąca przodem, w białym płaszczu właśnie wychodzi ze sklepu tekstylnego Willy’ego Bensona. Niezależnie czy zrobiła zakupy czy nie, nie kieruje się do Getta, nie jest oznaczona Gwiazdą Dawida, nie jest Żydówką.

Co można było kupić u Willy’ego?

Warto też zwrócić uwagę na samą nazwę sklepu: Textilhaus Willy Benson. Napis jest w języku niemieckim i oznacza „dom tekstylny. Można było w nim kupić materiały, konfekcję, towary płócienne, wyroby wełniane, pasmanterię, biżuterię, wyroby skórzane, kapelusze, odzież partyjną (cokolwiek to było), rzeczy wojskowe, ordery i odznaczenia. Natomiast Willy jest zdrobnieniem od niemieckiego imienia William. O jegomościu Bensonie w zasadzie nic nie wiadomo. Mało prawdopodobne, by pochodził z Białegostoku. Można uznać, że przyjechał tu wraz z okupantem jak wiele innych Niemców, którzy byli potrzebni do różnych prac od księgowości do prowadzenia sklepów właśnie. Aczkolwiek to tylko przypuszczenia. Warto jednak zwrócić uwagę iż Niemcy mieli zakaz korzystania z targu dla Polaków.

 

Wracając do zdjęcia… Tuż za prowizoryczną bramą widać zupełnie inny świat. Na ulicy tłum. Gdy się przyjrzymy, to stoi tam wóz, na który coś jest ładowane. Do Getta właśnie wchodzi młody chłopak z torbą i pakunkiem pod pachą. Po prawej stronie za bramą stoją starsze kobiety, a na głowie mają chusty. Wszyscy ludzie, którzy stoją za tymi deskami prawdopodobnie niedługo zginą. Później ul. Gumienna zostanie połączona z Kupiecką i zostanie tylko ta druga nazwa. Następnie ulica zmieni nazwę na Icchoka Malmeda – ku pamięci żydowskiego bohatera, który rozpoczął powstanie w Gettcie oblewając kwasem solnym policjanta, który prześladował Żydów.

Czego nie widać?

Warto dopowiedzieć to, czego na zdjęciu nie widać. Jeżeli popatrzymy w lewo, zobaczymy wąską ulicę, wysadzoną lipami. W oddali widzimy niedawno wybudowany kościół Św. Rocha, który góruje nad innymi budynkami. Za plecami mamy natomiast cerkiew św. Mikołaja, która stoi już od XIX wieku. W oddali za plecami mamy ruiny spalonej synagogi, gdzie Niemcy zagonili i uwięzili około 600 Żydów z pobliskich Chanajek oraz Schulhof, a następnie podpalili budynek. Patrząc w prawo widzimy dalszą część Adolf Hitler Strasse, a w oddali budynek ratusza oraz górującej nad innymi budynkami katedry. Przy naprawdę dobrym wzroku dostrzeżemy jeszcze hotel Ritz w oddali.

Spacerując po mieście w tamtą stronę doszlibyśmy wpierw do drogowskazu przy fontannie. Tuż obok wielka tablica z mapą i ze swastyką oraz napis Berlin, Rzym, Tokio – walka o szczęście świata. Na drogowskazie zaś kierunek na Lomscha – 83 km, Warschau – 188 km, Baranowicze – 203 km. Idąc dalej, w pobliżu katedry zauważylibyśmy kawiarnię Antrakt (dawne Archiwum Państwowe), w której czas spędzali wyłącznie Niemcy. Jeżeli znaleźlibyśmy się na placu Pałacu Branickich, to dostrzeglibyśmy nazistowską flagę powiewającą na maszcie umieszczonym przed budynkiem.

 

Wszystko to zamieni się w gruzy, gdy wojska radzieckie zniszczą nalotami część śródmieścia, zaś uciekający Niemcy podpalą za sobą wiele budynków. Następnie zakończy się II Wojna Światowa, zaś Białystok zostanie odbudowany zupełnie od nowa, dla nowych mieszkańców – przyjezdnych do pracy w PRL-owskich fabrykach z okolic miasta.

Partnerzy portalu: