fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Deweloperom do Supraśla wstęp wzbroniony. Żadnych bloków!

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska wojewódzka konserwator zabytków, wpisała do rejestru zabytków magazyny dawnej Supraskiej Sukiennej Manufaktury S. H. Cytrona w Supraślu. Oznacza to, że deweloper, który chciał tam stawiać bloki musi się pożegnać z taką koncepcją. Mieszkańcy tego uzdrowiska są zgodni od dawna. Żadnych bloków! Z wnioskiem o wpisanie zespołu budynków magazynowych dawnej Supraskiej Sukiennej Manufaktury S. H. Cytrona do Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków zwróciło się Towarzystwo Przyjaciół Supraśla.

Wpis do rejestru obejmuje dwa magazyny. W magazynie północnym składowano szmaty potrzebne do produkcji tkanin, zaś w południowym – gotowe wyroby włókiennicze. Oba budynki mają wartości historyczne i naukowe. “Magazyny związane są z fabrykanckimi rodzinami Buchholtzów i Cytronów. Są źródłem badań dziejów jednej z największych i najstarszych supraskich fabryk włókienniczych.” mówi prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska wojewódzka konserwator zabytków.

Położony nad rzeką Supraśl, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą umożliwiającą stosowanie napędu wodnego, od lat 30. XIX wieku był szczególnie dogodnym miejscem dla lokowania zakładów włókienniczych. W 1837 roku Adolf Buchholtz założył tu początkowo niewielką fabrykę sukna i kortów, która na przełomie XIX i XX wieku stała się największym zakładem w mieście. W pierwszej dekadzie XX wieku, po śmierci Adolfa Augusta Buchholtza, fabryka przeszła na własność żydowskiego przedsiębiorcy Samuela Hirsza Cytrona.

Po zakończeniu I wojny światowej, fabryką zarządzali syn Samuela – Haim i wnuk po synu Beniaminie – Arkadiusz. Oficjalny szyld firmy brzmiał: “Supraślska Sukienna Manufaktura S. H. Cytrona. Spółka Akcyjna”. Wyprodukowane w fabryce towary były wysyłane do Chin, Japonii i Hiszpanii. Koce żakardowe eksportowano do Afryki, Ameryki Południowej i Północnej, ZSRR. Zakład produkcyjny Cytrona w Supraślu posiadał wszystkie oddziały produkcyjne, zatrudniał 500 robotników i współpracował ze wszystkimi mniejszymi zakładami w okolicy. Właściciele budynków fabrycznych – Buchholtzowie i Cytronowie, odegrali znaczącą rolę w dziejach miasta i okolic. “Pozostawili po sobie cenne zabytki – m.in. pałac i kaplicę – mauzoleum, wspomagali tutejszy monaster prawosławny, zbór protestancki i parafię katolicką, troszczyli się o poziom życia i wykształcenie pracowników fabryk i mieszkańców miasta.” – prof. Małgorzata Dajnowicz. W 1944 roku wycofujące się oddziały wojsk niemieckich spaliły supraskie zakłady włókiennicze, w tym fabrykę Cytrona. Pożar sprawił, że Supraśl jako ośrodek przemysłu włókienniczego przestał istnieć.

Z uznaniem patrzymy jak wola mieszkańców została spełniona. Gdyby deweloperzy mogli, to by zabudowali każdą dziurę. Nie zważając na nic. I oczywiście ich nie obwiniamy, bo kto nie chce zarobić dużych pieniędzy? Szczególnie że robią to legalnie. Niestety cała otoczka tego biznesu jest tak okropna, że ktoś musi tego pilnować i to mocno!

tekst na podst. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków

Wielka synagoga płonęła, 700 osób było w środku. Bohaterski Polak uratował 29 z nich.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

27 czerwca to data, która na stałe wpisała się do historii Białegostoku. Była dniem, w którym okupujący Niemcy urządzili coś niewyobrażalnego. W okrutny sposób, masowo zabili ludzi tylko dlatego, że byli Żydami. Spędzili około 700 osób do wielkiej synagogi stojącej przy ul. Bożniczej (dziś zaplecze Suraskiej), a następnie podpalono budynek. Bohaterska postawa Józefa Bartoszki spowodowała, że przeżyło 29 osób. Dozorca wykorzystując nieuwagę Niemców otworzył boczne drzwi płonącego budynku. W ostatniej chwili wydostali się ludzie stłoczeni w przedsionku. W tym czasie Niemcy strzelali do Żydów, którzy uciekali z drewnianych domów, które chwilę później również zajęły się ogniem.

Łącznie tego dnia w Białymstoku Niemcy zabili ponad 2000 osób. Niemcy spalili synagogę, dzielnicę Schulhof, a także wiele budynków z Rynku Kościuszki, Suraskiej, Rynku Siennego, a także to co napotkali na Legionowej i Akademickiej. W kolejnych dniach Niemcy dalej masowo mordowali Żydów. Do 12 lipca zamordowano łącznie prawie 8000 osób. 2 tygodnie później utworzono w mieście getto. Zabito prawie 20 proc. wszystkich Żydów z miasta.

http://serwer180971.lh.pl/suraska-synagoga-czarny-piatek/

Białystok co roku upamiętnia to wydarzenie, by przypomnieć ludziom jakie piekło zostało zgotowane kiedyś. 27 czerwca 2021 roku o godz. 12.00 w miejscu pomnika po Synagodze odbędą się oficjalne uroczystości. Ponadto odbędą się też wydarzenia kulturalne. W sobotę, 26 czerwca, o godz. 17.00 w sali kina Forum będzie miał miejsce koncert zespołu KROKE, co w języku jidysz oznacza Kraków. Grupę stworzyła w 1992 r. trójka przyjaciół: Tomasz Kukurba, Jerzy Bawoł i Tomasz Lato. Zespół, początkowo kojarzony głównie z twórczością klezmerską, oscyluje obecnie wokół różnych gatunków muzycznych. Artyści czerpią inspirację z muzyki etnicznej całego świata, zawsze jednak wzbogacają utwory autorskimi improwizacjami. W ten sposób zespół KROKE tworzy własny, unoszący się ponad granicami, czasem i formami styl o światowym charakterze.

http://serwer180971.lh.pl/tak-polacy-ratowali-zydow-przed-smiercia-na-calym-podlasiu/

W poniedziałek, 28 czerwca, o godz. 18 w kawiarni Fama przy ul. Legionowej wystąpi natomiast Katarzyna Breczko, stypendystka Prezydenta Miasta Białegostoku. Jej koncert “Muzyczny dar serca” poświęcony będzie pamięci wspomnianego wyżej Józefa Bartoszko.

Edward Georg Schulz (w centrum) wraz z żoną Katarzyną i resztą rodziny, 1895. Fot. z archiwum B. Szulc-Olech

Mógł być pastorem jak ojciec, dziadek i pradziadek. Prawosławny Niemiec związał się z Podlasiem.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Przemierzając podlaskie miasta i wioseczki bardzo często można natrafić na rzeczy związane z religią. Na przykład przydrożne krzyże. Warto jednak zwrócić uwagę również na kapliczki. Szczególnie piękne są te – będące pamiątkami rodowymi. Jedną z takich ciekawych, jest pamiątka po Schulzach w Pawlinowie niedaleko Bielska Podlaskiego. Prawosławna kapliczka została ufundowana przez Edwarda Georga Schulza (1839 – 1898). Był to bałtycki Niemiec, syn ewangelickiego pastora. Cóż robił na prawosławnych ziemiach? Tu zaczyna się fascynująca opowieść o tym – jak wielokulturowe było (i chyba nadal jest) nasze Podlasie.

Fragment dworu w Pawlinowie, przed 1914. Fot. z archiwum Bogumiły Szulc-Olech / źródło: Kaplica Schulzów w Pawlinowie: zarys problematyki prawosławnych grobowców rodowych na Podlasiu, W. Konończuk

Pochówek w kaplicach rodowych znany jest od starożytności. W Polsce popularne stało się to w XVIII wieku. Zamożni w ten sposób upamiętniali bliskich, którzy odeszli. Chociaż na na Podlasiu jest wiele takich kaplic, to w tym tekście skupimy się a Schulzach, ze względu na ciekawą historię. Sama kaplica znajduje się w gminie Orla. Niewielki budyneczek położony jest w lesie niedaleko dawnego dworu Schulzów.

Edward Georg Schulz był nadleśniczym Leśnictwa Bielskiego. Odpowiadał za dobrostan Puszczy Białowieskiej. Urodził się w 1839 roku w Szawlach (dziś Litwa) w rodzinie niemieckiego pastora wyznania luterańskiego. Swoją drogą jego dziadek i pradziadek również byli pastorami. Dlatego za ciekawostkę można uznać fakt, że Edward ukończył studia w Instytucie Leśniczym w Petersburgu i został potem leśniczym w podbielskich Hołodach, gdzie pracował już do samej emerytury. W 1874 roku Schulz kupił folwark Kruhłe-Pawlinowo od Weroniki Zawadzkiej. Łącznie 340 hektarów terenu. Pośrodku majątku znajdowało się siedlisko z pięknym ogrodem i gospodarstwem. W 1888 roku Schulz rozbudował swój dom po tym jak przez Puszczę Białowieską przeszła ogromna wichura, która połamała tysiące drzew. Drewna nie brakowało. Dwór po rozbudowie wyglądał jak mieszanka polskiego dworu i rosyjskiego domu ziemiańskiego. Były też stawy i park przechodzący w las.

Schulz na co dzień posługiwał się językami rosyjskim i niemieckim. Za żonę wziął sobie Katarzynę z Schoneberów, która to była prawosławną Niemką. Sam też przekonwertował się na prawosławie. Ich ślub odbył się w cerkwi. Zakup folwarku przez Schulza to był początek. Następnie na swoich ziemiach utworzył także cmentarz rodzinny. Pierwszym pochowanym tam został jego brat Konrad. Niedługo potem Schulzowie pochować musieli swoje dzieci – synów Pawła i Hermana. Do nich dołączyła jeszcze córka kuzynów – Ksenia Szymanowska. Kaplica powstała przypuszczalnie w latach 80. XIX wieku. Warto też dodać, że Edward Schulz miał jedenaścioro dzieci! Siedmioro dożyło starości. Osiedli oni w Moskwie, Petersburgu, ale też niektórzy spędzali czas w Pawlinowie. Stąd też pochowane są tam nie tylko dzieci Schulzów, ale także wnuki. Sam Edward został pochowany w 1898 roku.

W budowie kaplicy widać wyraźnie cerkiewno-bizantyjski styl eklektyczny. Ma to związek z wpływami Imperium Rosyjskiego, które jak wiemy z historii było jednym z trzech zaborców Polski w omawianym okresie. Pierwotnie kaplica i cmentarz były ogrodzone murem z żółtej cegły – jak kaplica. Jednak w czasie wojny został on rozebrany. Dziś żeby zobaczyć kaplicę trzeba się postarać, bo jest ona ukryta w lesie. Dlatego odrobina cierpliwości przy szukaniu nie zaszkodzi. Nie mniej jednak warto ją zobaczyć na własne oczy.

źródło: Kaplica Schulzów w Pawlinowie: zarys problematyki prawosławnych grobowców rodowych na Podlasiu, W. Konończuk

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Tatarski bohater narodowy odzyskiwał Polsce niepodległość. Podlaskie o nim nie pamięta.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Bohater narodowy Tatarów, urodzony na pograniczu polsko-litewskim, mieszkał z matką w Suwałkach i Sejnach. W dorosłym życiu pracował w między innymi Suwałkach. W 1892 roku poznał Józefa Piłsudskiego i tak razem z nim przez kolejne dekady parł do odzyskania przez Polskę niepodległości. Mowa o Aleksandrze Sulkiewiczu, który pochowany jest na warszawskich Powązkach, który nie tylko walczył o to by wyrwać nasz kraj z rąk zaborców, ale te walki organizował! W naszym regionie kompletnie zapomniany. W Suwałkach czy Sejnach nie ma nawet swojej ulicy.

Aleksander Sulkiewicz / fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Mówili na niego Michał, Czarny albo Tatar. Wszystko za sprawą pochodzenia. Iskander Mirza Duzman Beg Sulkiewicz urodził się w patriotycznej, tatarskiej rodzinie. Jego ojciec był rotmistrzem Armii Imperium Rosyjskiego. W dzieciństwie uczył się w tureckim Konstantynopolu. Później, gdy zmarł jego ojciec – przyjechał do Suwałk i Sejn. Wspólnie działał z Józefem Piłsudskim w Polskiej Partii Socjalistycznej. Aczkolwiek trzeba tu podkreślić, że ich działanie nie było tym samym czym działanie dzisiejszych partii typu PiS, PO czy Lewica. Polska była bowiem pod zaborami Niemiec, Rosji i Austrii. Dlatego głównym punktem programu było odzyskanie przez nasz kraj upragnionej niepodległości. Zaś zjazd założycielski miał miejsce… w lesie.

Piłsudski zawdzięcza także Sulkiewiczowi wolność. Gdyby nie ucieczka przyszłego naczelnika Polski z petersburskiego szpitala, to kto wie jakby potoczyły się losy Rzeczpospolitej. A tak, po latach prowadzonego terroru na zaborcy, Piłsudski, Sulkiewicz i reszta doczekali się upragnionej szansy. W 1914 roku wybuchła I wojna światowa. Działacze PPS uformowali ze swoich bojówek wojsko i ruszyli, by odzyskać krajowi miejsce na mapie. Niestety “towarzysz Michał” upragnionej wolnej Polski nie doczekał. Zginął 18 września 1916 roku na polu bitwy pod Sitowiczami (dzisiaj Ukraina). Prochy Sulkiewicza sprowadzono w listopadzie 1935 roku do Warszawy i złożono na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach.

Na Aleksandra Sulkiewicza olbrzymi wpływ miała postawa jego rodziny wobec wydarzeń związanych z losami Rzeczypospolitej. Tatarzy od wieków służyli Polsce i nigdy nie szczędzili wysiłków w jej obronie — uważając ją za swoją Ojczyznę. Stąd dziś między innymi tatarska wioski na Podlasiu – Kruszyniany czy Bohoniki. Walka tatarów u boku Jana III Sobieskiego to jedno, ale przykładów zbrojnego wsparcia dla Polski jest więcej. W czasie konfederacji barskiej pułkownik Józef Bielak pradziadek Sulkiewicza zebrał ok. 400 Tatarów i oddał się pod rozkazy dowódców polskich. Polscy muzułmanie brali także udział w powstaniu kościuszkowskim. W walkach wyróżnili się m.in. Józef Bielak, pułkownik Jakub Azulewicz, pułkownik Mustafa Achmatowicz.

Patriotyzm i miłość do Polski silnie zakorzenione były w domu rodzinnym Sulkiewicza. Brat matki Aleksander Stefan Kryczyński, który obok wielu Tatarów, brał czynny udział w powstaniu 1863 roku został skazany na śmierć, a w wyniku amnestii zesłany na Syberię. Szczególny wpływ na swego syna i jednego z ojców polskiej niepodległości miała matka, która oprócz wychowania religijnego szczególną uwagę poświęcała także wychowaniu patriotycznemu. Za swój obowiązek uważała wychowanie syna w tradycji narodowej. Trzeba powiedzieć, że jest się to udało bezbłędnie. W pamięci potomnych Sulkiewicz zawsze pozostanie jako cichy i skromny bohater, który w nielegalnej pracy rewolucyjnej obrał sobie najtrudniejszy, najmniej efektowny, ale najbardziej odpowiedzialny dział pracy. Każdy, kto się z nim stykał, zachował jak najlepsze o nim wspomnienie. Nikt mu w PPS nie dorównał jako konspiratorowi.

Szkoda tylko, że wspaniałego życiorysu nie dostrzeżono za bardzo w naszym regionie. Ani w Białymstoku, ani Suwałkach, ani Sejnach, ani nawet w związanej mocno z Tatarami Sokółce – nie ma choćby ulicy Iskandera Mirzy Duzmana Bega Sulkiewicza (lub po prostu Aleksandra Sulkiewicza). Póki co tylko Tatarzy pamiętali o swoim bohaterze. Muzułmański Związek Religijny w RP w setną rocznicę śmierci Sulkiewicza zorganizował uroczystości. Było to w 2016 roku. O dzielnym działaczu niepodległościowym można także się dowiedzieć odwiedzając Bohoniki czy Kruszyniany.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Niesamowite odkrycie. Pod tynkiem znajdował się wizerunek mnicha!

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Czegoś takiego nikt się nie spodziewał. Podczas prac renowacyjnych w sejneńskim klasztorze odkryto XVII-wieczne polichromie. Po skuciu tynku ujrzano wizerunek mnicha. W podominikańskim klasztorze w Sejnach trwają prace budowlane związane z adaptacją obiektu na cele muzealno-wystawiennicze. Malowidło znajduje się w części zachodniej budynku. Podczas prowadzonych prac został odkryty także otwór okienny wraz z fragmentem stolarki okiennej. Zgodnie z zaleceniami Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oba relikty zostaną zachowane.

Skąd wiadomo, że pochodzi ono z XVII wieku? Jest to najprawdopodobniejsza hipoteza, bo wówczas w Sejnach przebywali Dominikanie, budowę klasztoru ukończyli po 1690 roku. Dlatego też bardzo możliwe, że i polichromia powstała również w tym samym czasie. Dominikanie przybyli do Sejn w 1603 roku. Ich tymczasowa siedziba mieściła się w drewnianych zabudowaniach w pobliżu kościoła. Projekt kompleksu klasztoru z kościołem został wykonany przez nieznanego architekta około 1610 roku. Styl budowli zaplanowano w formach późnorenesansowych, był realizowany etapami, a prace trwały kilkadziesiąt lat.

Podczas zaborów klasztor został zubożony. W pewnym momencie zakonnicy przenieśli się do Różanegostoku. Ostatni dominikanie opuścili sejneński klasztor 1 grudnia 1804 roku, odeszli wydziedziczeni przez najeźdźcę. W okresie Księstwa Warszawskiego, w roku 1807 w zabudowaniach poklasztornych rozpoczęło działalność liceum, którego rektorem został ks. Wojciech Szwejkowski. Liceum funkcjonowało do 1841 roku. W pewnym momencie jednocześnie w budynku funkcjonowało seminarium. Było tam do początku 1915 roku. W lutym 1915 roku w pomieszczeniach poklasztornych, rozlokował się szpital wojenny. Po II wojnie światowej do lat 70-tych w budynku dawnego klasztoru funkcjonowała szkoła zawodowa. Przez te wszystkie lata wizerunek mnicha czekał na “lepsze czasy”. Te właśnie nastają, dzięki czemu polichromia znów będzie cieszyć oko.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Tunel na Hetmańskiej zabytkiem. Gdyby nie urzędnicy, można by było tam coś urządzić.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

W lipcu 2019 roku pisaliśmy o tym, że tunel przy ul. Hetmańskiej powinien zostać zabytkiem. Na początku kwietnia tego roku obiekt został wpisany do ewidencji przez Podlaską Wojewódzką Konserwator Zabytków – Małgorzatę Dajnowicz. Trzeba się cieszyć, że walory tego obiektu zostały dostrzeżone. Jego wartości historyczne, związane z rozwojem komunikacyjnym miasta, ukazują pewien etap w rozwoju technik inżynieryjnych i planowania urbanistycznego.” – prof. Małgorzata Dajnowicz podlaska konserwator zabytków. Tunel świadczył o strategicznych walorach komunikacyjnych Białegostoku jako istotnego garnizonu i węzła komunikacyjnego. Zachowana pierwotna forma i oryginalny materiał pozwalają na prowadzenie dalszych badań i analiz dotyczących rozwoju na tym terenie inżynierii komunikacyjnej i wojskowej.

Największym atutem tunelu jest jego solidne wykonanie, które pozwoli mu przetrwać nawet 400 lat. Pytanie tylko czy musi przez ten czas stać nieużywany. Żeby to zmienić, trzeba najpierw rozwiązać sztuczny problem, jaki stworzyli urzędnicy uznając go za obiekt strategiczny. O tym decyduje wojewoda czyli przedstawiciel Premiera RP w terenie. Czy tunel rzeczywiście jest strategiczny? Zdecydowanie nie – szczególnie, że opiera się to na bezsensownych argumentach sprzed 14 lat. Przede wszystkim że ktoś mógłby podłożyć bombę w tunelu (tak jakby teraz nie mógł) albo gdyby doszło do awarii w nowym obiekcie, to ruch zostałby skierowany do starego. Przypomnijmy jednak, że nie ma już połączenia drogowego pomiędzy ul. Kopernika a starym obiektem. Nawet gdyby kiedykolwiek sztab kryzysowy rzeczywiście potrzebowałby tunelu, to można to załatwić prawem służebności. Z jednej strony “kupujący” lub “wynajmujący” dostaje obiekt do własnych potrzeb nawet na zawsze, z drugiej tunel nie jest jego własnością. Jednakże nie można mu tego tunelu tak po prostu odebrać. Sztab kryzysowy jednak może sobie zagwarantować wejście do obiektu bez pozwolenia.

Ruch pojazdów odbywał się tunelem do 2005 roku. Później próbowano stworzyć tam pub, strzelnice czy muzeum. Żadne przedsięwzięcie nie udało się właśnie ze względu na upór urzędników, których nie udało się przekonać, by dać sobie spokój ze strategicznym znaczeniem nieużywanego obiektu.

Featured Video Play Icon

Niezwykła historia Białegostoku. Poznajcie dzieje stolicy województwa.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Chociaż o historii Białegostoku napisano i powiedziano już wiele, to bardzo ważne są wszystkie syntetyczne opracowania. Szczególnie, gdy są w formie wideo jak powyżej. Dzięki czemu wiele osób, które ma problemy z czytaniem dłuższych form może sobie posłuchać. A jest o czym, bo historia Białegostoku jest niezwykła. Niegdyś było to miasto wielokulturowe, które pełniło bardzo ważną rolę w gospodarce całego regionu. Białystok, historia, ale też jego współczesność to tematy tego filmu.

Co się wydarzyło w historii miasta? Czasy Branickich, zamachy, pogrom w 1905 roku, Getto Białostockie i powstanie w nim, a także wiele wiele innych. Do tego z filmu poznacie ciekawe miejsca, bo Białystok to nie tylko Pałac Branickich.

Z czasów obecnych warto zwrócić uwagę na ciekawy paradoks. Jesteśmy uznawani za jedno z najlepszych miejsc do życia w Europie, a jednocześnie jest u nas wysokie bezrobocie (8,2 proc.) i bardzo niskie zarobki w porównaniu z zachodem kraju.

Dziwny przetarg miasta. Chcą się pozbyć zabytku bez podpalania?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ten tekst z początku miał mieć neutralny wydźwięk. Oto Prezydent Miasta Białegostoku Tadeusz Truskolaski, a konkretnie z jego upoważnienia działający wiceprezydent Zbigniew Nikitorowicz wystawił na sprzedaż piękny drewniany, zabytkowy budynek, który jakimś cudem nie spłonął jak inne w okolicy. Tylko od lat stoi i niszczeje bez pomysłu na zagospodarowanie. W końcu prezydent zdecydował się go sprzedać. Cena wynosi 650 000 zł. I chociaż z pozoru wszystko wydawało się w porządku, a my w dalszej części tekstu pisaliśmy o kosztach ewentualnego remontu i o tym, że firma, która na to się zdecyduje nie powinna nastawiać się na zyski, to pewien szczegół wprawił nas w osłupienie.

Diabeł tkwi w szczegółach. Przeglądając ogłoszenie o sprzedaży stwierdzić trzeba, że wszystko jest w porządku. Ale w załączniku do ogłoszenia już robi się dziwnie. W tabelce “przeznaczenie” możemy się dowiedzieć, że ktoś, kto kupi budynek będzie mógł go przeznaczyć na hotel, handel, gastronomię, administrację, obsługę bankową, kulturę, edukację lub ochronę zdrowia. Wachlarz jest szeroki. Możliwości jest wiele. Dalej jednak jest zdanie, po którym osłupieliśmy.

“W odniesieniu do budynku przy ul. Mazowieckiej 31/1 dopuszcza się a) przebudowę i zmianę sposobu użytkowania oraz remont; b) przeniesienie budynku

Co to oznacza w praktyce? To o czym kiedyś dyskutowano – by budynek przenieść w inne miejsce na przykład do muzeum w Jurowcach. Gdzie budynek może być przeniesiony, jeżeli kupi go na przykład deweloper? W ten sposób można będzie się pozbyć zabytku bez podpalania. Wystarczy przenieść go na inną działkę, by zyskać kawałek terenu w centrum. Po co w ogóle dano możliwość przenoszenia budynków? Dziwne by było nawet gdyby pozwolono przenosić budynek wyłącznie w obrębie działki. Tu ograniczeń jednak wywnioskować nie można. Jest to kuriozalne, dlatego przetarg jest dziwny.

Zakładając brak złej woli można zastanawiać się nad kosztami remontu – z zachowaniem zaleceń konserwatora. Dlatego, ktoś kto go kupi może nadziać się na minę w postaci gigantycznych kosztów. Zabytków nie remontuje się w ten sam sposób, co pozostałe budynki. Trzeba często używać unikatowych materiałów, które nie są powszechnie dostępne w sklepach budowlanych, a to generuje koszty. Dlatego też odkupienie budynku i remont może mieć charakter wyłącznie prestiżowy.

Budynek przy Mazowieckiej 31/1 w Białymstoku położony jest w tak zwanym “kwartale Kaczorowskiego”. Nazwa pochodzi od nazwiska nieżyjącego, byłego Prezydenta RP na uchodźstwie – Ryszarda Kaczorowskiego. Białostoczanin, gdy był młodzieńcem chodził tą okolicą do szkoły. Dom przy ul. Mazowieckiej powstał w 1932 roku. Jego pierwsi właściciele to Freina Wałłach oraz Kiwa Wałłach. Po II Wojnie Światowej jego właściciele to Maria Boruto i Piotr Borysienko.

Do kwartału należą też budynki stojące przy Mazowieckiej 33 i Mazowieckiej 35. Jeden jest już wyremontowany, a drugi właśnie remontowany. Ceglane, piękne kamienice doskonale prezentują się. Tylko ten drewniany domek stoi taki opustoszały, zabity deskami i czekający na drugie życie.

Featured Video Play Icon

Tajemnicza siwa małpa z puszczy? Obejrzyjcie dokument-klasyk “Dziwadło”.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ireneusz Prokopiuk zasłynął swoimi produkcjami – szczególnie w naszym regionie. Najbardziej znany dokument jaki stworzył to “Rudaki”. To nazwa miejscowości na granicy z Białorusią, niedaleko Kruszynian, daleko na wschodzie. Dojazd tam przypomina dojazd na koniec świata. W 2003 roku autor pojechał tam z kamerą i zapytał starszych mieszkańców o to, co się w ich życiu zmieni, gdy 1 maja 2004 roku Polska będzie w Unii Europejskiej. Cóż… okazało się, że wielkie nadzieje jakie pokładali w członkostwie – Polacy – w Rudakach aż tak mocno nie wybrzmiewały.

Jeszcze innym dokumentem, który powstał w tamtym okresie było “Dziwiadło”. Tym razem Prokopiuk szukał małpy w Puszczy Białowieskiej. Zabawna historyjka po raz kolejny ukazała pewne zjawisko jak w Rudakach. Do tego w filmie można zobaczyć słynną Simonę Kossak. Akcja dokumentu dzieje się podbielskich wsiach: Podbiele oraz Kozły. Mieszkańcy skarżą się, że w lesie nocami wyje jakieś dziwadło. Co to może być? Człowiek? Pies? Małpa?

Simona Kossak wówczas apelowała, by sobie nie robić żartów, bo jeżeli to naprawdę małpa to właśnie marznie i trzeba ją zacząć szukać. Jak ta historia się skończyła? Po małpie słuch zaginął, ale legenda żyje nadal.

Featured Video Play Icon

Tak wyglądały przedwojenne Suwałki. Zobacz film z 1937 roku.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Zwykle stare filmy z podlaskich miast możemy oglądać tylko dlatego, że kręcili je żołnierze okupantów na potrzeby propagandy. Zarówno niemieccy jak i rosyjscy – prowadząc wojnę na wielu frontach – tworzyli całe dokumenty dla swoich obywateli, by utwierdzać ich w słuszności prowadzonej polityki względem innych państw. W tym przypadku jest zupełnie inaczej, bo film z Suwałk powstał w 1937 roku czyli w czasie, gdy II Rzeczypospolita Polska cieszyła się niepodległością już 19 lat. U władzy był już Hitler, jednak życie w Polsce toczyło się spokojnie – a tym bardziej w Suwałkach. Przypomnijmy tez, że wówczas nasz kraj granicami sięgał aż do Wilna, więc nasz region był bardziej w środku niż na wschodzie.

Niniejsze filmy pokazują tzw. dzielnicę żydowską w Suwałkach. Na nagraniu zobaczycie na przykład Synagogę, Park, czy też jedne z głównych ulic w mieście – Noniewicza oraz Marii Konopnickiej. Nie zabrakło w kadrach słynny jarmarku. Film składa się z dwóch części. W tej drugiej możemy obejrzeć cmentarz żydowski przy ulicy Zarzecze, publiczną łaźnię, ulicę Kościuszki, ratusz czy rzekę Czarną Hańczę. Warty uwagi jest również Dom Starców Żydowskich, który znajdował się przy ulicy Noniewicza.

Dziś nie istnieje już ani gmina żydowska ani synagoga. Ulica Noniewicza nazywała się wówczas Joselewicza 36 i tam znajdowała się świątynia. Bożnica pochodząca z 1828 roku była murowana, o długości 30 metrów i szerokości 16 metrów. Miała dwa rzędy wielkich okien i osiem kolumn od frontu. Charakterystycznym elementem budowli były: okazały kolumnowy portyk oraz falista attyka. Okolice synagogi zamieszkiwała do II wojny światowej głównie mniejszość żydowska, której przedstawiciele w znacznym stopniu opanowali lokalny handel i przemysł.

Synagoga została zdewastowana przez Niemców na początku okupacji. Po wojnie częściowo zniszczony i opuszczony budynek stopniowo popadał w ruinę. W 1952 roku świątynia została wpisana do rejestru zabytków województwa białostockiego. Jako właściciela budynku wskazano Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce, Oddział w Białymstoku. Cztery lata później, w 1956 r. synagoga, będąca już w stanie katastrofy budowlanej, na polecenie władz lokalnych i za zgodą ówczesnego ministra kultury została skreślona z listy zabytków i zburzona.

Synagoga w Suwałkach, stojąca przy ul. Joselewicza 36 / fot. Archiwum UM Suwałki

 

Featured Video Play Icon

Powstało w 1220 roku. Miasto rozwinęli Żydzi. Co po nich pozostało?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Kolno to miasteczko bardzo stare, bo postało już w XIII wieku. Gdy jednak pojedziemy tam, to tego na pierwszy rzut oka nie zobaczymy. Jedynie po dawnych czasach został układ zabudowy miasta. Siłą Kolna byli tamtejsi Żydzi, którzy miasto rozwijali. Czy coś dziś po nich pozostało?

Kolno powstało w 1220 roku. Prawa miejskie otrzymało o księcia Janusza I Mazowieckiego w 1425 roku. W rozwoju miasta największy udział mieli Żydzi. Zanim nastąpiła II wojna światowa stanowili oni 67 proc. populacji Kolna. Średniowieczny układ urbanistyczny można zaobserwować w rejonie pl. Wolności. Po Żydach pozostała w mieście murowana synagoga z XIX wieku, stojąca przy ul. Strażackiej. Popalona przez Niemców w 1941 roku, po wojnie wyremontowana i zaadaptowana na dom towarowy, a później magazyn owoców i warzyw. W 2010 zakończył się kolejny remont budynku. Obecnie jest tam hotel.

W Kolnie mieści się także cmentarz żydowski z 1817 roku, pomiędzy ulicami Marii Dąbrowskiej a Aleksandrowską. Po II wojnie popadł w ruinę. Dopiero w 2005 roku go uporządkowano, ogrodzono i wstawiono bramę. Spacerując po cmentarzu możemy dostrzec płaskorzeźby przedstawiające świece, lwy oraz korony.

 

fot. Soheaux / Wikipedia

To osiedle jest ciekawą atrakcją w naszym regionie. Mało kto o nim słyszał.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Zambrów to miasto pomiędzy Białymstokiem a Warszawą, które ludzie znają bardziej z tego, że przez nie przejeżdżają aniżeli zajeżdżają. Jest ono bowiem typowym przykładem miejscowości z “Polski powiatowej” czyli takiej, gdzie wszyscy dobrze się znają, zaś młodzież nie ma żadnych możliwości rozwoju. Niewielka jest także możliwość rozrywki, a tym bardziej szansa na atrakcyjną pracę i zarobki. Większość urodzonych tamże ucieka do większego miasta – Białegostoku czy Warszawy właśnie. My jednak odwrotnie – każdy zakątek Podlaskiego jest dla nas atrakcyjny i ciągle szukamy czegoś nowego, by odwiedzić i zachęcić innych do odwiedzenia. Przykładem ciekawego miejsca w Zambrowie są carskie koszary i to na nich się dziś skupimy.

Carskie koszary w Zambrowie to kompleks budynków, które budowano przez około 20 lat. Początek miał miejsce w latach 80. XIX wieku, zaś ukończono prace w pierwszych latach wieku XX (ok. 1905 r.). W tym czasie wybudowano nie tylko w Zambrowie. Inwestycje miały miejsce także w Osowcu, Piątnicy, Łomży, Suwałkach czy Białymstoku. Koszary w Zambrowie powstały ze względu na skrzyżowanie ważnych szlaków komunikacyjnych oraz bliskość dużego kompleksu leśnego – Czerwony Bór, na którym można było urządzić poligon.

Nowa, carska inwestycja mocno kontrastowała z dotychczasową zabudową miasta. Drewniana architektura stanęła nieco w cieniu charakterystycznej czerwonej cegły. Część budynków przeznaczono na osiedle dla rodzin wojskowych oraz pracowników cywilnych. Wzniesiono także dwie cerkwie, kaplicę i cmentarz. Zambrów zaś został zasilony kilkoma tysiącami nowych mieszkańców. Z jednej strony wielkie czerwone mury przypominały o zaborze i rusyfikacji, z drugiej mieszkańcy zyskali szansę na wymianę dóbr i usług.

W 1915 r. Zambrów i jego koszary zostały zajęte przez wojska niemieckie. W 1917 r. część koszar została przeznaczona dla żołnierzy polskich 1 i 2 pułku Legionów, a wśród dowódców pułku był późniejszy marszałek Polski Edward Rydz-Śmigły. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. koszary nie były w całości użytkowane przez wojsko. Kompleks dzielono także na szkołę czy mieszkania komunalne dla najbiedniejszych. Wiele budynków przez brak użytkowania została zdewastowana.

Remont miał miejsce dopiero w 1926 roku za sprawą 71. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych. Budynki zostały wyremontowane, doprowadzono bieżącą wodę, wybudowano elektrownię. W 1929 r. na terenie koszar zbudowano kino garnizonowe. Kolejną dekadę do II wojny światowej – miejsce było przeznaczone pod edukację żołnierzy. 10 września 1939 r. koszary zajęły wojska niemieckie. 11 września 1939 r. miała miejsce nieudana próba odbicia Zambrowa. Skończyło się to zorganizowaniem przez Niemców masakry jeńców. Była to jedna z największych zbrodni wojennych popełnionych przez Wehrmacht. Pod koniec września, gdy ZSRR zaatakowało Polskę ze wschodu – do Zambrowa wkroczyły wojska sowieckie. Stacjonowały w koszarach do 1941 roku. W czerwcu 1941 r. Zambrów ponownie znalazł się pod okupacją niemiecką.

Po drugiej wojnie światowej, aż kilka lat po śmierci Stalina w koszarach stacjonowały jeszcze wojska. Od 1957 roku budynki zostały przeznaczone na użytkowanie cywilne – mieszkania, zakłady, instytucje. Na dawnych placach koszarowych wybudowano osiedla mieszkaniowe. 26 stycznia 1989 r. zachowane budynki koszarowe oraz towarzyszące im budowle magazynowane i gospodarcze wpisano na listę zabytków.

Obecnie kompleks składa się z ponad 20 budynków przy Alei Wojska Polskiego, Grunwaldzkiej, Legionowej i Magazynowej. Warto tam się wybrać. Jest to kawał ciekawej architektury, która przetrwała do dziś. Warto tam się wybrać  na spacer i skupić się na detalach. Tam gdzie będzie to możliwe – warto wejść także do środka.

Łapy-Osse, Robert Wielgórski / Wikipedia

Te charakterystyczne domki zna każdy, kto jechał pociągiem do Warszawy.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Każdy, kto chociaż raz jechał pociągiem z Białegostoku do Warszawy (lub odwrotnie) po drodze, w pobliżu Łap mógł widzieć za oknem jednakowe, charakterystyczne białe domy z czerwoną dachówką. To dawne osiedle kolejowe w Łapach-Osse. Wyjątkowa perełka, którą warto zwiedzić, gdy będziemy gdzieś w okolicy. Na przykład przy okazji zwiedzania kładki Waniewo-Śliwno czy też Kurowa i Kruszewa.

Łapy to miasteczko, które rozwój zawdzięcza rozbudowie kolei warszawsko-petersburskiej w latach 1862-1864. Wcześniej ważniejszy był pobliski Suraż. Teraz zdaje się być odwrotnie, aczkolwiek więcej turystów odwiedza ten drugi. Przy okazji budowy torów powstały także warsztaty kolejowe, które dały pracę 270 osobom. Wiele z nich było przyjezdnych, a to wiązało się z budową domów. I tak powstało osiedle w Łapach-Osse.

Całe osiedle składa się z 26 domów zbudowanych w latach 20-tych XX wieku. Domy są z cegieł i otynkowane oraz pomalowane na biało. Każdy z domów był zamieszkały przez 6 rodzin kierownictwa i robotników wykwalifikowanych. 4 rodziny mieściły się na dole, a dwie na poddaszu. Pracownicy do warsztatów dojeżdżali drezyną. Dziś domy są nieco zapuszczone i wymagają remontu. Niezależnie od tego warto je zobaczyć z bliska, a nie tylko z okna pociągu. To nie tylko kawał historii naszego regionu. To symbol dawnej potęgi Łap, z której dziś już niestety nic nie zostało. Trzymamy jednak kciuki za to, by dobre czasy dla tego miasteczka jeszcze wróciły.

Featured Video Play Icon

Tur to wymarły król Puszczy Białowieskiej. Czy możemy liczyć na jego powrót?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

W roku 1627 polska przyroda poniosła ogromną stratę. W Puszczy Jaktorowskiej, na ziemiach polskich padł ostatni tur świata. Od tego czasu człowiek marzy by przywrócić to prehistoryczne zwierzę do życia. Pierwsze realne starania w tym kierunku podjęli nazistowscy badacze. Podczas okupacji Polski, na terenie Puszczy Białowieskiej postanowili stworzyć rezerwat z tymi wymarłymi zwierzętami i odnieśli na tym polu sukces. Do puszczy na po setkach lat nieobecności powróciły wolne tury.

Zanim pomyślicie, że zrobili to z fascynacji do przyrody, to musimy od razu tu naprostować. Przywrócili tura naturze z bardzo niskich pobudek – by móc na nie polować. Koniec końców uznano, że zwierzę nie odpowiada temu, które wymarło. Jest mniejsze i mniej muskularne. W latach 90-tych ponownie spróbowano tak krzyżować bydło, by osiągnąć efekt najbliżej historycznej wersji. I tak powstałą rasa Taurus.

Żyją w wielu rezerwatach Europy. Można ubolewać, że nie ma ich w Puszczy Białowieskiej. Wszak w pobliskim od niej Bielsku Podlaskim – tur występuje na godle. Warto sobie zadać pytanie – skoro dzisiejsze tury zwane “bydłem Hecka” przypominają tura, to czemu by go Podlasiu? Odpowiedź może być zaskakujące. Krzyżówki są bardzo agresywne, więc sprawiałyby dużo kłopotów. A tych na pewno nikt nie lubi.

 

Michaił Kaufman

Bracia Kaufman – wybitni, światowi filmowcy z Białegostoku. W rodzimym mieście zapomniani.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

1896 rok w Białymstoku to okres wielkiego boomu gospodarczego. Miasto leżące na granicy Imperium Rosyjskiego oraz zależnego od niego Królestwa Polskiego nazywane Manchesterem Północy przyciągało fabrykantów, którzy nie chcieli płacić ceł. Dzięki temu Białystok był napędzany pieniędzmi takich osobistości jak Becker, Hasbach, Commichau, Nowik, Flakier i wielu wielu innych. Gród nad Białą wówczas rozwijał się tak prężnie, że do budowy kolejnych kamienic brakowało cegieł! Wbrew pozorom w mieście oprócz fabrykantów nie brakowało również intelektualistów. Żyd Abel Kaufman wraz z żoną Fajgą – prowadzili księgarnię. Gdy tylko przywitali nowy rok, następnego dnia Kaufmanom narodził się syn. Nazwali go Dawid. Rok później pojawił się Michaił. A po 9 latach jeszcze Borys. Trzej bracia kochali kino i w jego historii zapisali się złotymi zgłoskami.

Dziga czyli Bąk

O życiu Kaufmanów w Białymstoku wiemy niewiele. Najstarszy ich syn w mieście spędził prawie dwie dekady. Rozpoczął tu studia muzyczne w białostockim konserwatorium. Już jako 19 latek, podczas I wojny światowej, wyemigrował z rodzicami i braćmi do Moskwy. Niedługo później przenieśli się do Petersburga. Tam Dawid już jako Denis rozpoczął studia medyczne. Nie porzucił jednak sztuki. Zaczął tworzyć poezję, pisał też dzieła polityczne. Dlatego przyjął pseudonim “Dziga Wiertow”. Dziga – to bąk.

W 1917 roku zaczął montować pierwsze filmy na zlecenie moskiewskiego komitetu filmowego. W 1922 roku kierował grupą Kino-Oko, która zaczęła wydawać kronikę filmową, tworząc nowy nurt. Po tym zainspirowali się Francuzi, tworząc jeden ze swoich nurtów kina dokumentalnego. Cel jaki sobie obrał w życiu Wiertow było ukazywanie w filmie prawdy. Był też ogromnym krytykiem kina fabularnego. Uważał, że to “opium dla mas”. Twierdził, że kino rozrywkowe przedstawia wyidealizowany świat burżuazji. No cóż, 100 lat później okazuje się, że Dziga miał rację. Internet zalany jest serwisami streamingowymi, które puchną od rozrywki. Dzisiejsze filmy i seriale w przytłaczającej większości pokazują dokładnie wyidealizowany świat bogatych ludzi. Mało tego, dokument z fabułą wymieszał się na tyle, że nie można rozróżnić prawdy od fałszu, zaś ludzie często nie mogą oderwać się od kolejnych seriali, które działają niczym opium.

W ciągu wieloletniej pracy Dawid vel Denis vel Dziga doprowadził do mistrzostwa nowatorskie techniki montażu, dzielenia obrazu, superimpozycji, dzięki którym osiągał zadziwiające efekty specjalne. Wraz z chwilą pojawienia się filmu dźwiękowego postanowił wykorzystać nowe możliwości tworząc film “Entuzjazm”. Na swoim koncie miał łącznie 8 filmów oraz 25 filmów krótkometrażowych. Dziga Wiertow zmarł na raka w 1954 roku w Moskwie. Był jednym z najwybitniejszych dokumentalistów w dziejach kina, uznanym scenarzystą, reżyserem filmowym. W 2009 roku w Białymstoku odsłonięto tablicę dedykowaną artyście. Była na ścianie Kina Forum. Została usunięta w 2017 roku z inicjatywy polityków PiS, którzy uznali białostoczanina za osobę niegodną upamiętnienia, gdyż w swojej karierze stworzył również filmy propagandowe na rzecz ZSRR.

Bracia Kaufman

Michaił Kaufman

Michał Kaufman (zdjęcie główne) był nie tylko operatorem filmowym, ale także fotografem. Urodził się w 1897 roku w Białymstoku. Należał do prowadzonej przez starszego brata grupy Kino-Oko razem z nim pracując przy filmach dokumentalnych. Pracował z bratem przy trzech filmach zaś dwa wyreżyserował sam. W roku 1929 wykonał zdjęcia do filmu “Człowiek z kamerą”, wyreżyserowanego przez jego brata. Było to największe osiągnięcie Michaiła Kaufmana jako operatora. Film wyróżniał się wieloma innowacyjnymi technikami fotograficznymi. Do historii kinematografii przeszły zrealizowane przez niego ujęcia pędzącego pociągu, pracujących górników czy też zajezdni tramwajowej. Zmarł w Moskwie w 1979 roku.

Borys Kaufman

Borys Kaufman to hollywoodzki operator filmowy, laureat Oscara. Był najmłodszym spośród braci. Urodził się 24 sierpnia 1906 roku w Białymstoku. Już w młodzieńczych latach, podobnie jak starsi bracia Dawid i Michał zajmował się kinematografią. Z taką różnicą, że oni pracowali w ZSRR, a on we Francji, a potem Kanadzie i USA. Bracia mieli ze sobą kontakt listowny. Borys skończył studia we Francji. Tam też został operatorem kamery. Podczas II wojny światowej najpierw walczył we francuskiej armii, a gdy ten kraj upadł – młody chłopak uciekł do Kanady. W 1942 roku przeniósł się do USA. Już w 1954 roku otrzymał Oscara za wspaniałe zdjęcia do filmu “Na Nabrzeżach”, który był prawdziwym hitem – zdobywającym 8 statuetek. Białostoczanin pracował przy kultowym i znanym do dziś filmie “Dwunastu gniewnych ludzi’. Borys odszedł na emeryturę w 1970 roku, a 10 lat później zmarł w Nowym Jorku. Jego filmografia jest imponująca, składa się z 71 dzieł!

 

Featured Video Play Icon

To wyjątkowy dokument z 2000 roku. Taki dawniej był Bielsk Podlaski. Kompletna przepaść…

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Blokersi – głośny film Sylwestra Latkowskiego, wyemitowany w TVP1 w 2001 roku pokazywał co “porabia” poznańska młodzież. Można było zobaczyć dzisiejsze gwiazdy hip-hopu, gdy dopiero rozwijały skrzydła. Główni bohaterowie – Peja czy Eldo nie mieli lekko w życiu. Rok wcześniej, bo w 2000 roku premierę miał natomiast dużo mniej znany dokument “Bojki” w reżyserii Janusza Gawryluka. Nagrany został w Bielsku Podlaskim. Wówczas mieście bez żadnych perspektyw. Bezrobocie wynosiło 20 proc., na pracę w pierwszej kolejności mogli liczyć wszyscy, którzy mieli grupę inwalidzką. Była obowiązkowa służba wojskowa i całkowity brak perspektyw zarówno dla tych, którzy z wojska wyszli jak i jeszcze do niego nie wstąpili. Ratunkiem od kompletnej wegetacji było tanie wino i towarzystwo innych osób na starej kanapie pod blokiem.

Jan Kanski, na którego kanale YouTube znaleźliśmy dokument trafnie opisał tamtą rzeczywistość. W przypadku tego miasta zawiniły w dużym stopniu instytucje typu Dom Kultury, które nie miały zupełnie nic do zaoferowania dla młodzieży w tamtym czasie. Bielsk to miasto na pograniczu polsko-białoruskim, więc i ludność mieszana, a tamtejszy DK oferował sekcję Polskiej Pieśni Patriotycznej i sekcję białoruskiego zespołu ludowego “Wasiloczki”. To wywoływało odruch wymiotny. Nie było sekcji hip hopu, fotografii, filmowania itp. Pamiętam, że jedyny kontakt z domem kultury nawiązaliśmy w momencie kiedy na I piętrze powstała kawiarnia “Gama” i jesienią po kupieniu herbaty można tam było w cieple wypić jabola pod stołem.

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, film ogląda się jak jakąś kompletną patologię. A prawda była taka, że te kadry z Bielska Podlaskiego były kalką setek innych polskich osiedli. Wszędzie sytuacja była podobna. Dziś ten film ma już wartość historyczną. Porównać sobie można Bielsk Podlaski z 2000 roku z tym z roku 2021. Po ponad dwóch dekadach zmieniło się naprawdę dużo. Przede wszystkim firma Hoop nie produkuje już na Podlasiu a w Kutnie. Bielski zakład produkcyjny został zamknięty w 2016 roku. Wówczas to był jedyny większy pracodawca w regionie. Teraz bielszczanie mogą wybierać i przebierać. Między innymi Danwood, Unibep, Suempol, Arhelan, Ikea i wiele wiele innych, to giganci, gdzie o pracę raczej nie trudno. Do tego w samym powiecie funkcjonuje kilkaset sklepów.

Dlatego lepiej dwa razy zastanowić się zanim powie się “kiedyś to było”. Lepiej włączyć sobie ten film i przypomnieć. Teraz może się wydawać, że różowo nie jest, ale jak się popatrzy na ten film, to chyba nikt do tego wracać by nie chciał. Do tego gigantycznego bezrobocia i taniego wina. Jako społeczeństwo zrobiliśmy wiele kroków do przodu, nie wolno nam tego zaprzepaścić.

fot. Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków

Piękna szachownica w ogrodzie Pałacu Branickich. To trzeba zobaczyć na własne oczy!

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Stał bardzo długo w bardzo kiepskim stanie, a nawet odgrodzony. Dziś cieszy oko wszystkich zwiedzających – mowa o pawilonie włoskim, który jest częścią ogrodu Pałacu Branickich. Prace wykonane były zgodnie z zaleceniami Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Obejmowały m.in. ułożenie czarno-białej posadzki, ułożenie stopni z piaskowca, wykonanie tynków, malowanie ścian i sufitów, wykonanie pokrycia dachu i obróbek blacharskich na attyce i gzymsach, uzupełnienie detalu architektonicznego. Remont ogrodzenia polegał m.in. na pomalowaniu muru, uszczelnieniu pokrycia, renowacji krat, wzmocnieniu fundamentu.

Jak widać roboty było dużo, ale się opłacało. Szczególnie ta czarno-biała szachownica robi niesamowite wrażenie. Wszystko lśni jeszcze od świeżości. Warto odwiedzić Pałac Branickich i jego przepiękny ogród. Jeżeli ktoś nie zwrócił nigdy uwagi (a to całkiem możliwe) to pawilon włoski znajduje się na po prawej stronie ogrodu.

fot. Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków

Zespół pałacowo-ogrodowy Branickich tworzy zawarty i harmonijny kompleks rezydencjalny, w skład którego wchodzi pałac z zabudowaniami pomocniczymi oraz ogród (górny i dolny). Projekt ogrodu opracowano w 1732 roku, jego realizacja trwała wiele lat. W czasie II wojny światowej pałac został spalony, a ogród całkowicie zdewastowany. Powojennej odbudowie zespołu pałacowego, prowadzonej przez Stanisława Bukowskiego, towarzyszyła rewaloryzacja ogrodu pod kierunkiem prof. Gerarda Ciołka.

Pawilon włoski został wzniesiony prawdopodobnie w latach 60. XVIII wieku. Obecny pawilon z okazałymi filarami jest rekonstrukcją zrealizowaną w 1959 roku. Ogrodzenie zespołu rezydencjonalnego Branickich wykonano stosunkowo wcześnie, być może nawet w latach 30. XVIII wieku. Było to ogrodzenie na niektórych odcinkach murowane, na innych – drewniane. Obecny mur ogrodzeniowy, na odcinku od pawilonu włoskiego do narożnika przy ul. Akademickiej, pochodzi z czasów powojennej odbudowy.

informacja na podst. Podlaski Wojewódzki Konserwator Zabytków

Proboszczowi się odmieniło. Budynek z 1803 roku właśnie został wyburzony.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Tym razem się nie spalił, a został zwyczajnie wyburzony. Mowa o domu stojącym przy ul. Św. Mikołaja 4 na tyłach cerkwi. 28 grudnia zniknął z powierzchni ziemi za sprawą ciężkiego sprzętu wyburzającego. Mimo swojej pięknej historii budynek nie był prawnie chroniony. A jego historia sięga 1803 roku. Budynek został wybudowany jeszcze za czasów zaborów. Konkretnie przez władze pruskie. Jego pomieszczenia zostały przeznaczone pod depozytorium Kamery Wojny i Domen. Później przeznaczono go na potrzeby opieki nad inwalidami. W 1901 roku budynek został przekazany na własność parafii. Rok później przeprowadzono kapitalny remont i urządzono domową cerkiew. Po dwóch dekadach budynek przeznaczono pod szkołę.

Trzeba przyznać, że to szokujące iż taki budynek, z taką historią nigdy nie był objęty przez konserwatora ochroną. A trzeba dodać, że wszystkie, pozostałe budynki na działce cerkwi są zabytkowe – poczynając od sklepików przy Lipowej, budynek pod numerem 4a oraz oczywiście sama cerkiew. Jak to w ogóle możliwe? No cóż ochrona zabytków w Białymstoku nigdy nie stała na właściwym poziomie. Więc tym bardziej nikt się nie przejmował starym budynkiem spoza rejestru.

Latem budynek został ogrodzony. W lipcu ks. Jan Fiedorczuk, proboszcz parafii św. Mikołaja Cudotwórcy w Białymstoku na łamach Kuriera Porannego deklarował, że budynek nie będzie rozbierany a jedynie wymieniony zostanie płot. Do zimy proboszczowi się odmieniło i jednak rozebrali wszystko. Akurat zrobiło się tyle miejsca, by powstał tam “apartament”. Czy tak się stanie? Poczekamy, zobaczymy.  Jedno jest pewne już dziś. To, co się dzieje w Białymstoku to po prostu patologia.

Featured Video Play Icon

50 lat temu Białystok był mięsną potęgą! Ten film archiwalny to pokazuje.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Powyższy film oczywiście powstał na potrzeby PRL-owskiej propagandy, więc nie można go traktować jako źródło całkowitej prawdy, ale coś jednak pokazuje. A mianowicie jak w Białymstoku zakłady mięsne produkowały gigantyczne ilości wędlin, kiełbas i konserw. Gdyby przeliczyć to na dzisiejsze pieniądze, to roczna wartość produkcji wynosiłaby na dzisiejsze pieniądze około 72 miliony złotych rocznie. Do tego warto zauważyć, że zatrudniano 2000 ludzi. Dla porównania dodamy, że jedna z najnowocześniejszych firm mięsnych na pobliskim Mazowszu zatrudnia około 1300 osób. Jako, że przez 50 lat technika poszła do przodu, to obie te liczby można ze sobą porównać.

Dzisiejszy rynek rządzi się zupełnie innymi prawami. Mamy globalizację, komputeryzację, outsorcing oraz mnóstwo lokalnych firm ze “swojskimi” wyrobami zamiast produkowanych na gigantyczną skalę. Stąd nie potrzeba już zatrudniać tak wielu osób i produkować aż tak dużych ilości. Ponadto trend jest taki, że ludzie powoli odwracają się od mięsa. Nie stali się jeszcze wegetarianami, ale ograniczyli spożycie na rzecz innych “smakołyków”.

Dlatego trzeba pogodzić się, że tamte czasy już minęły i raczej nie wrócą. Jeżeli ktoś marzy, że w Białymstoku znów zacznie się masowa produkcja i przemysł to raczej się rozczaruje. Dziś gra toczy się oto, gdzie ludzie będą mieszkać, bo pracować mogą wszędzie. Na dzień 30 czerwca 2020 roku wyliczono, że stolica Podlaskiego zamieszkała jest przez 297 585 osób. Warto jednak dodać, że od lat miasto nie powiększa granic, a ludzie wyprowadzają się na obrzeża. Gdyby doliczyć osoby z powiatu białostockiego, to okazałoby się że jest nas tutaj ponad 400 000. Czyli tyle ile mniej więcej mieszka w Szczecinie czy Gdańsku.

Czy Białystok będzie jeszcze potęgą w jakiejś dziedzinie? Miejmy nadzieję, że tak. Od upadku PRL zrobiliśmy znaczący krok do przodu. Ale ostatnia dekada to czas, gdy nasze miasto jest w letargu. Mieszkając na co dzień nie jest to odczuwalne, bo wszystkie zmiany, przebudowy i inne nowości wydarzyły się jakby wczoraj. Stracony rok przez koronawirusa pokazał, że nie można stać w miejscu. Że ten krok do przodu trzeba robić cały czas. Po to żebyśmy w kółko nie mówili “oj, kiedyś to było”.

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Nikt nic nie powiedział o awarii. Katastrofa pociągu pod Białymstokiem.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

7 sierpnia 1931 roku to czarna data w historii Podlasia. Nieopodal Białegostoku w Baciutach doszło do katastrofy kolejowej. Zginęło 6 osób. Tragedia została uwieczniona na fotografii. Zdjęcia pochodzą z Narodowego Archiwum Cyfrowego.

Do całego zdarzenia doszło pomiędzy 3 a 4 nad ranem. Pociąg jechał z Warszawy do Grajewa. Dziś może się taka trasa pociągu wydawać dziwna. Jednak przed II wojną światową tam znajdowała się granica z Prusami Wschodnimi (Niemcami). Pociąg zatrzymał się w Baciutach, a następnie po postoju ruszył dalej. Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów doszło do awarii parowozu. Maszyna stanęła. Załoga jednak nie poinformowała o tym dyżurnego ruchu.

Gdy doszło do awarii, to z Łap odjeżdżał pociąg Warszawa – Białystok (i zapewne dalej na wschód). Jako, że załoga nie poinformowała o awarii, to nikt nie wiedział, że tor tarasuje popsuty parowóz. Gdy pociąg dojeżdżał do Baciut, maszynista zdążył zauważyć machanie rękami konduktora felernego składu. Zaczął hamować rozpędzony pociąg. Siła uderzenia w parowóz była tak duża, że zabiła 6 osób, raniła kilkadziesiąt oraz zniszczyła pięć wagonów. Ranni zostali odwiezieni do szpitala specjalnym pociągiem ratunkowym.

Następnie rozpoczęto akcję usuwania rozbitych pociągów z torów. Podczas niej jeden z dźwigów podczas próby podnoszenia wagonu przewrócił się. O doprowadzenie do katastrofy kolejowej zostali oskarżeni – kierownik ruchu stacji Baciuty oraz konduktorzy zepsutej maszyny. Aresztowany został również dyżurny ruchu w Łapach, który zezwolił na odjazd pociągu do Białegostoku.

Meczet po remoncie. Wnętrza zostały odnowione.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Meczet w tatarskiej wiosce Kruszyniany przeszedł remont wnętrza. To nie tylko ciekawa i popularna atrakcja turystyczna, ale także jeden z niewielu Pomników Historii na Poodlasiu – czyli jeden z najważniejszych zabytków w kraju!

Status pomnika historii ustanawiany jest w drodze rozporządzenia przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Przyznawany jest zabytkom nieruchomym o szczególnej wartości historycznej, naukowej i artystycznej, utrwalonym w powszechnej świadomości i mającym duże znaczenie dla dziedzictwa kulturalnego Polski. Na Podlasiu takie odznaczenie przyznane jest tylko meczetom i mizarom (cmentarzom) w Kruszynianach i Bohonikach, a także Kościołowi Św. Rocha w Białymstoku i Kanałowi Augustowskiemu.

Meczet w Kruszynianach pochodzi z XVIII wieku. W budynku została zmieniona podłoga, zmieniono też nadproże okna w ścianie dzielącą sale modlitw dla kobiet i mężczyzn. Wzmocniono także konstrukcję antresoli. Oczyszczono także inne elementy konstrukcyjne.

Meczet architektonicznie jest dosyć prostą konstrukcją. Jest to prostokąt z trzema wieżami i klasycznym poddaszem. Swoim kształtem nawiązuje do okolicznych kościołów. Świątynia jest zielona, bo jest to kolor islamu. Dwie wieże od razu rzucają się w oczy, zaś trzecia jest nieco ukryta, bo nie ma okien. Znajduje się na krawędzi dachu. Wszystkie wieże mają kształt hełmu, który jest zwieńczony półksiężycem na szczycie. Wchodząc do środka należy zdjąć obuwie. Wystrój to głównie dywany oraz kaligraficzne zapisy cytatów z Koranu. Każdy, kto będzie zwiedzać będzie mógł zanurzyć się w niezwykłej tatarskiej kulturze. A pomoże w tym charyzmatyczny przewodnik – Dżemil Gembicki.

Featured Video Play Icon

Czerwona Rewolucja – białostocki filmowy klasyk. Sceny na dachu Centralu.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Czerwona Rewolucja to fabularny film z 1998 roku w reżyserii Piotra Krzywca. To film w hollywoodzkim stylu po białostocku. Brzmi jak mieszanka wybuchowa? Bo taką właśnie jest. Możemy zobaczyć kunszt aktorski gwiazdy “U Pana Boga za piecem” – Andrzeja Beya-Zaborskiego.

Czerwona Rewolucja to antykomunistyczny, sensacyjno-przygodowa komedia political-fiction. Był to film-protest Piotra Krzywca, którego oburzyło iż po 1989 roku znów do władzy doszli byli komuniści, którzy zdaniem autora przez 50 lat traktowali Polskę jak swój prywatny folwark i wysługiwali się sowieckiemu najeźdźcy. Akcja filmu rozgrywa się w przededniu wyborów prezydenckich w Polsce. Dziewczyna przypadkowo fotografuje zabójstwo polityczne, w które zamieszany jest bohater filmu – senator RP, a zarazem, lider skrajnie lewicowej partii „Czerwona Rewolucja” Engels Komuchowicz czyli Andrzej Beya-Zaborski oraz wysoko postawieni oficerowie policji – byli UB-ecy.

Warto dodać, że film powstawał na raty. Najpierw zdjęcia, a po latach dokończono montaż. Wszystko przez zatargi producentów filmu z obecną wtedy władzą, której zapewne nie w smak był tego typu film. Koniec końców po 6 latach od nagrania powstała pełna wersja. Do tego czasu można było oglądać na imprezach filmowych w niedokończonej wersji.  Tym bardziej warto teraz, po latach z odpowiednią nostalgią i dystansem obejrzeć dzieło białostockiego świata filmu. Szczególnie ciekawie prezentują się sceny na dachu Centralu.

Bezirk Białystok. Miasto pod niemiecką okupacją. Jak sukcesywnie wymordowano mieszkańców.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

II wojna światowa nie była wyłącznie działaniem militarnym. Żadnego kraju nie da się zdobyć samymi samolotami, nie da się też przejąć regionu samolotami ani skrawka ziemi. Trzeba tam fizycznie być. To nie jest też tak, że wojna wybuchła nagle. Mawia się, że jest ona przedłużeniem polityki. Szczególnie, że niektórzy pamiętali jeszcze I wojnę światową. Napięta sytuacja polityczna w Europie sprawiła, że prezydent Białegostoku Seweryn Nowakowski wrócił z urlopu 4 sierpnia 1939 roku. Po 3 tygodniach wydał odezwę do mieszkańców, w której zwracał się z apelem, by budować schrony, robić zapasy żywności i zachować spokój. Oczywiście ta ostatnia prośba nic nie dała. Rozpoczęło się wykupywanie ze sklepów wszystkiego, nawet nie nadających się do dłuższego przechowywania chleba i masła. Pojawiły się też przypadki spekulacji.

1 września 1939 roku nad miastem przeleciały niemieckie samoloty. Mieszkańcy wiedzieli, że wybuch wojny był nieunikniony, dlatego nie panikowano. 15 września do miasta fizycznie wkroczyli Niemcy i przejęli Białystok. 2 dni później Rosja sowiecka uderzyła w Polskę z drugiej strony. 22 września przejęto władzę w mieście. Prezydent Nowakowski został aresztowany. Przypuszcza się, że został zamordowany w więzieniu w Mińsku. W czerwcu 1941 roku znów miasto przejęli Niemcy i zarządzali miastem do 27 lipca 1944 roku. Wtedy wyparli ich Rosjanie, a zaraz po tym zakończyła się ii wojna światowa. Jak już wspominaliśmy, wojna to nie tylko działania militarne. Dlatego też, gdy co raz zmieniał się okupant w mieście, to wprowadzał swoje porządki.

 

Wejście Niemców było początkiem tragedii Żydów, których było w Białymstoku większość. Najbiedniejsi mieszkali na Chanajkach, w gęstej plątaninie drewnianych domów i kamienic od Młynowej po Krakowską pomiędzy nieczynnymi już cmentarzami Żydowskim i Prawosławnym. Pierwszy znajduje się zasypany ziemią pod Parkiem Centralnym, drugi zaś zasypany jest ziemią na wzgórzu przy cerkwi św. Marii Magdaleny. Sąsiadującym osiedlem był Szulchojt, gdzie wśród drewnianych domów i kamienic stała wielka synagoga w sąsiedztwie Pałacu Branickich.

Po drugiej stronie ratusza było więcej kamienic niż domów. Tam w stronę Markowej Góry i Brazylki (Białostoczek) rozciągały się fabryki. Do dziś przetrwał zespół budynków w przeszłości należących do Wolfa Zilberblatta i Chany Marejn, gdzie prowadzono fabryki włókiennicze. Nie brakowało też kamienic czynszowych.

Trzeba także wspomnieć o Warszawskiej, gdzie mieszkali najbogatsi. Po wojnie, gdy Białystok był w większości zniszczony, to właśnie ta część ucierpiała najmniej. Dlatego, gdy dziś wędrujemy Warszawską, to napotkamy tam wiele zabytków.

Gdy w 1941 roku utworzono Bezirk Białystok, to w pierwszych dniach spędzono kilkuset Żydów z Chanajek i Szulchojt do synagogi. Następnie podpalono świątynie z ludźmi w środku. Czarny dym unosił się nad miastem przez wiele dni. Miesiąc później utworzone zostało getto na terenach fabrykanckich.

Na czele administracji niemieckiej, a w zasadzie Prus Wschodnich (Niemcy są krajem zjednoczonym z wielu mniejszych) stał Erich Koch. Niemiecki nazista i zbrodniarz. Przed wojną aktywnie udzielał się w NSDAP. Po zwycięstwie Hitlera w wyborach Koch został mianowany w 1933 roku na nadprezydenta Prus Wschodnich. Podczas wojny dysponował nie tylko okręgiem białostockim, ale też ziemiami Ukrainy. Miał do dyspozycji Gestapo. Nazista był też posłem w Reichstagu. Wobec tylu obowiązków w trzech różnych miejscach mianował swojego zastępcę Waldemara Magunię, a później Friedricha de Brixa.

Formalnie III Rzesza i Prusy Wschodnie były oddzielone od Okręgu Białostockiego. Pomiędzy nimi znajdowała się granica policyjna i celna. Ta druga została zlikwidowana w listopadzie 1941 roku. Hitler zapowiadał także włączenie Białegostoku do III Rzeszy. Sam okręg to nie tylko Białystok, ale także przylegające wsie oraz Bielsk Podlaski, Grajewo, Grodno, Łomża, Sokółka i Wołkowysk razem z przylegającymi wsiami.

graf. Lonio17 / Wikipedia

Podczas okupacji Białegostoku, zanim powstało getto, co raz Niemcy przeprowadzali akcję rozstrzeliwania Żydów. Z ich rąk zginęło 3 lipca – 200 osób, 12 lipca – 5000 osób, 13 lipca 300 osób. Zabijali żołnierze policyjnego batalionu nr 309, dowodzonego przez mjr. Ernsta Wiesa oraz 316 i 322 batalionu pod dowództwem gen. Ericha von dem Bach-Zelewskiego. W kolejnych dniach utworzony został specjalny urząd Judenrat wydający zarządzenia i obwieszczenia z żądaniami kierowanymi do Żydów. Na przykład ludność musiała dostarczyć 5 mln rubli, 5 kg złota i 300 kg srebra. Ludzie stali w kolejkach aż do 10 pokoi, by przekazać specjalnym, komisjom to co mają. Niemcy specjalizowali się także w kradzieżach. Do Królewca wywieziono cenne dzieła z żydowskich bibliotek. Książki, które uznali za bezużyteczne przeznaczyli na opał. Wywożono również pozostały majątek szkół – przybory i pomoce naukowe.

30 czerwca 1941 roku urządzono akcję propagandową na dziedzińcu Pałacu Branickich. Zebrano Żydów, a następnie kazano im rozebrać i zdemontować pomnik Lenina i Stalina. Do dziś zachował się film propagandowy i zdjęcia z tego wydarzenia. Po tym zdarzeniu pałac Branickich stały się siedzibą władz Bezirk Białystok.

Zagłada Żydów była podzielona na etapy. Ostateczna likwidacja gett w Okręgu czyli wymordowanie ludzi oraz wywiezienie ich do niemieckich obozów zagłady zaczęła się 2 listopada 1942 roku. Pozostała likwidacja głównego getta w Białymstoku. Nastąpiło to 15 sierpnia 1943 roku. Ostatecznie Niemcy wymordowali 200 tys. Żydów z całego Okręgu Białostockiego, a w samym Białymstoku 50 tysięcy. W czasie tego sukcesywnego zabijania obok trwały prace produkcyjne w getcie na rzecz wojska. Wierzono, że daje to gwarancję przeżycia. Tak było do czasu likwidacji getta.

 

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

PRL-owski budynek stał się zabytkiem. Kolejny w Białymstoku.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Budynek Poczty przy ul. Kolejowej 15 stał się zabytkiem. Zarządzeniem z dnia 16.11.2020 r. prof. Małgorzata Dajnowicz podlaska konserwator zabytków włączyła do wojewódzkiej ewidencji zabytków budynek urzędu pocztowo-telekomunikacyjnego przy ul. Kolejowej 15 w Białymstoku. Zarządzenie weszło w życie z dniem podpisania. Poinformował Wojewódzki Urząd Ochrony w Białymstoku. Od lat w mieście trwają dyskusję czy architekturę modernizmu traktować jako nic nie warte dziedzictwo PRL czy też doszukiwać się w nim wartości. Pierwszym zabytkiem stał się budynek Uniwersytetu w Białymstoku stojący na placu NZS w centrum miasta. Podobnie stało się z budynkiem Sądu przy ul. Skłodowskiej.

Budowę dworcowego Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego rozpoczęto w 1962 roku według projektu inż. Leona Kulikowskiego, absolwenta Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Pod blisko trzech latach budynek został oddany do użytku. Z opublikowanych informacji wynika, że jego wnętrza zaprojektowała Aleksandra Bortowska. Późniejsze zmiany w architekturze poczty wykonano według projektu białostockiego architekta Jana Hahna.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

W duchu modernizmu została odbudowana cała Polska po odzyskaniu Niepodległości w 1918 roku. Najpierw urzędy i instytucje państwowe, później bloki mieszkalne. Po II wojnie światowej architektem, który stworzył nowy Białystok na gruzach poprzedniego miasta był Stanisław Bukowski. W latach 60-tych przyszła nowa “fala” modernizmu, a wraz z nią inni architekci. Budynki, które zaczęły się pojawiać było nieco futurystyczne. Spójrzmy chociaż na Central, spodki, pawilony-restauracje przy ul. Akademickiej. Jednym z takich budynków właśnie była właśnie też Poczta przy Kolejowej. Budynek posiada ciekawe rozwiązania. Do budowy obiektu wykorzystano cienkościenne konstrukcje łupinowe nadając budynkowi jedyny na terenie miasta falisty dach i skośne podpory.

To właśnie te elementy zadecydowały o tym iż prof. Małgorzata Dajnowicz, podlaska konserwator zabytków uznała, że ma wartości artystyczne i powinien zostać wpisany do ewidencji zabytków. Budynek ma także wartości naukowe.

fot. bialystok.pl

Odkrycia archeologiczne w Pałacu Branickich. Co zostało wykopane?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Chociaż budynek Pałacu Branickich został kompletnie zniszczony podczas II Wojny Światowej, a w oryginale od samego początku istnienia stoi tylko brama wjazdowa, to jest coś, czego tak łątwo się nie da zniszczyć. Przeszłość skrywa po sobie pamiątki w ziemi niezależnie od wydarzeń na powierzchni. Dlatego też ogrody przy Pałacu Branickich kryją w sobie tajemnice sprzed wieków. Niektóre właśnie zostały ujawnione przez archeologów, którzy prowadzili tam wykopaliska.

 

Badania prowadzono na przełomie października i listopada w trzech wykopach zlokalizowanych we wschodniej części ogrodów. Podczas prac stwierdzono powojenne zniszczenia poziomu użytkowego XVIII-wiecznego ogrodu. Ponadto wydobyto sześć oryginalnych, zdobionych elementów kamiennych balustrad i zwieńczenia pilastra na fasadzie pałacu z XVIII wieku, wykonanych z piaskowca. W przyszłości będzie je można oglądać w Muzeum Farmacji działającym przy Pałacu Branickich, gdzie obecnie znajduje się Uniwersytet Medyczny.

 

Jako ciekawostkę należy dodać, że odkryto też ślady użytkowania jeszcze sprzed powstania ogrodu, datowane na XVI i XVII wiek. Archeolodzy znaleźli trzy jamy, fragmenty ceramiki oraz ułamek kafla z przełomu XVI i XVII wieku z herbem “Ogończyk”. Należał do pierwszego budowniczego zamku obronnego, który znajdował się w tym samym miejscu przed zbudowaniem Pałacu przez Branickich. Zamek powstał z inicjatywy poprzedniego właściciela Białegostoku – Piotra Wiesiołowskiego.

Podlaskie cmentarze – niektóre zapomniane, a inne wprawiają w zachwyt

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

1 listopada katolicy obchodzą Uroczysty Dzień Wszystkich świętych, powszechnie przyjęty dzień pamięci o zmarłych. Prawosławni mają Sobotę rodzicielską, która jest świętem ruchomym. Jednak na wielokulturowym Podlasiu przyjęło się, że groby bliskich odwiedzane 1 listopada przez wszystkich – katolików, prawosławnych, ewangelików ale też Tatarów.

Nieco inaczej jest u Żydów. Tam pamięć zmarłego jest czczona w dniu rocznicy jego śmierci. Wtedy właśnie odwiedza się grób osoby bliskiej. Modlitwy za zmarłych odprawiane są w synagogach cztery razy do roku. Żydzi nie palą także zniczy i nie zostawiają kwiatów na macewach. Najwyższa forma dobroci, skierowana wobec zmarłych, to oznaczenie miejsca pochówku kamieniem nagrobnym. W związku z tym na wielu nagrobkach można zobaczyć położone kamyki. Warto też wspomnieć o społeczności romskiej. U nich dzień pamięci o zmarłych jest wesoły. Dlatego często na cmentarzach można zauważyć taki oto kontrast: smutni i w zadumie katolicy czy prawosławni, zaś obok wesołe towarzystwo Romów biesiadujące przy nagrobku najbliższego.

Przy okazji listopadowych świąt Wszystkich Świętych przypominamy wszystkie nasze teksty dotyczące cmentarzy. Pisaliśmy bowiem o tych, które już nie istnieją albo istnieją lecz są zasypane ziemią, a także tych które są na powierzchni i można je zwiedzić. Nie zabrakło też wielu fotografii.

fot. Muzeum Historyczne w Białymstoku

Dlaczego Pałac Branickich stoi akurat w Białymstoku?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Jeżeli mielibyśmy spisać historię Polski przez pryzmat Podlasia, to kontekst wyszedłby zupełnie inny niż obecnie. Dzieje kraju spisane będąc na Wawelu w Krakowie, w Sączu, czy na wschodzie w Lublinie, a nawet na Mazowszu w Płocku czy Wiźnie były widziane zupełnie inaczej niż na Rusi Kijowskiej, gdzie leżało obecne Podlasie. Mimo upływu wielu lat widać to do dzisiaj w architekturze, gdy zwiedzamy region. Jednak dla tych, co zagłębiają się w historii regionu może pojawić się pytanie o Pałac Branickich. Dlaczego stoi on akurat w Białymstoku, skoro okoliczny Tykocin był starszy i ważniejszy?

Spadek po Rzeczypospolitej Szlacheckiej

Zacznijmy od tego, że ponad 1000 lat temu, gdy przyjmowaliśmy Chrzest, architektura była jeszcze drewniana. Jednak z biegiem lat kierunki rozwoju tej architektury zaczęły wyglądać inaczej w różnych miejscach Polski. Podlasie najpierw było częścią Rusi Kijowskiej, następnie leżało na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Potem będąc pod zaborami było w rękach Rosji. Odzyskanie niepodległości sprawiło, że Podlasie było w Polsce. Potem pod okupacją Niemiec i Rosji. Na koniec, gdy trwał komunistyczny PRL – silny i decydujący wpływ miało ZSRR czyli komunistyczna Rosja. Dzisiejsza stolica Podlaskiego swój rozwój zawdzięcza tak naprawdę carowi, który to zdecydował że to przez nasze miasto przebiegnie kolej żelazna z Petersburga do Warszawy (będącej pod panowaniem Imperium Rosji). Wcześniej dużo ważniejszy był Tykocin.

 

Najbardziej rozpoznawalny Pałac Branickich w Białymstoku to spadek po Rzeczypospolitej szlacheckiej. Dlaczego jednak powstał akurat tu, a nie właśnie w Tykocinie? Zawdzięczamy to kilku wydarzeniom. Zacznijmy od tego, że jeszcze w XIV wieku – gdy Kraków rozkwitał na dzisiejszych terenach Podlasia trwały zaciekłe walki pomiędzy Polakami, Rusinami, Litwinami, Jaćwingami i Krzyżakami. Trudno było w takim gorącym miejscu rozwijać miasta. Jednak w kolejnych stuleciach wszystko zmieniało się na korzyść naszego kraju.

Z rąk do rąk

I tak król Polski Kazimierz Jagiellończyk nadał ziemię nad rzeką Białą potomkowi zasłużonego rodu żmudzkiego Raczce Tabutowiczowi. Następnie w spadku ziemie tą otrzymał jego wnuk Mikołaj Tabutowicz, który to postanowił zasiedlić tereny. Postarał się o ugodę z Bazylianami z Supraśla. Sporządzono pierwszy dokument, gdzie padła nazwa Białystok. To był 1514 rok. Po śmierci Mikołaja osada trafiła w ręce jego żony, która to wyszła za mąż za Piotra Wiesiołowskiego. Ten zaczął rozwijać osadę. Do dziś stoi kościół barokowy (obecnie kaplica przy katedrze). Po jego śmierci Białystok trafił w ręce Krzysztofa Wiesiołowskiego, lecz ten zmarł bez potomka w 1645 roku. Wtedy to Białystok został przyłączony do starostwa tykocińskiego, zaś miasto otrzymał Stefan Czarniecki za swoje zasługi w wojnie ze Szwedami. Jak już pisaliśmy w innym tekście, ten jednak nie miał czasu na Podlasie, bo wolał dalej walczyć – tym razem na Rusi.

 

Dlatego całe starostwo tykocińskie wpadło w ręce Aleksandry Katarzyny Czarnieckiej – córki wielkiego hetmana. Ta wzięła ślub z Janem Klemensem Branickim. Razem jednak rezydowali w Tykocinie. Ich syn Stefan Mikołaj Branicki jednak osiadł już w Białymstoku – leżącego w granicach starostwa tykocińskiego. W 1692 roku uzyskał prawa miejskie dla Białegostoku od króla Jana III Sobieskiego. Wówczas mieszkał w zamku obronnym. Zaczął jednak zamek przebudowywać w barokową rezydencję. Za żonę wziął sobie Katarzynę Sapiehę, z którą miał pięcioro dzieci. Jedno z nich nazwane zostało na część dziadka – Jan Klemens. To on, gdy objął władanie Białymstokiem po śmierci ojca w 1709 roku – dokończył z pierwszą żoną Katarzyną Radziwiłłówną dzieło swego protoplasty, a także zaczął rozwijać miasteczko.

 

W 1749 roku Białystok uzyskał kolejne prawa miejski włączając w to dotąd rozbudowaną część, która wcześniej miastem nie była. Wszystko to dzięki decyzji króla Augusta III Sasa. Matka Stefana Mikołaja Branickiego żyła do 1698 roku. Niedługo po jej śmierci wybuchła III wojna północna, której uczestnikiem była Rzeczypospolita Obojga Narodów. W 1703 roku wojska szwedzkie wkroczyły między innymi do Tykocina. W 1734 roku miasteczko zostało poważnie zniszczone podczas wojny domowej. Jak widać decyzja o postawieniu na Białystok była trafna. Gdyby ród Branickich rozwijał Tykocin, to dziś Białystok prawdopodobnie był miasteczkiem wielkości Łap czy Wasilkowa. A tak kolejne wydarzenia historyczne spowodowały, że stolica województwa podlaskiego dalej się rozwijała mimo zaborów i wojen.

Mapa Białegostoku niedługo przed śmiercią Izabeli Branickiej

Pocztówka z Białegostoku. Ta fotografia przypomina mroczne czasy miasta.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Powyższe zdjęcie jest pocztówką jaką przesyłać mogli żołnierze niemieccy oraz obywatele niemieccy przebywający w Białymstoku podczas okupowania Polski w czasie II wojny światowej. Jedno niepozorne zdjęcie, lecz gdy się skupimy na jego poszczególnych częściach, to znajdziemy na nim wiele interesujących szczegółów, które dla odbiorcy pocztówki były w zasadzie neutralne, a nam po latach przypomnieć mogą o tym jakie piekło zgotowali Niemcy polskim obywatelom oraz o mrocznych czasach Białegostoku podczas okupacji niemieckiej.

Obowiązek noszenia Gwiazdy Dawida

Przyjrzyjmy się z bliska zdjęciu, ale nie z pozycji żołnierza, nie z frontu, tylko z pozycji mieszkańca. Jest słoneczny dzień. Stoimy właśnie na skrzyżowaniu Adolf Hitler Strasse (Lipowa) z Gumienną. Po lewej stronie stoi niemiecki nazista, który pilnuje prowizorycznej bramy do getta, która będzie zamknięta. Kobieta na środku jest Żydówką. Wiemy to, bo ma na plecach Gwiazdę Dawida. Z rozkazu niemieckiego okupanta, Żydzi musieli je nosić od 1 września 1941 roku. “Czarny zarys sześcioramiennej gwiazdy wielkości dłoni na żółtym tle z napisem Jude naszywać w sposób widoczny i nosić na piersi po lewej stronie ubrania”. Zarządzenie to w myśl ustaw norymberskich obowiązywało wszystkich obywateli żydowskich od szóstego roku życia. Żydom nie wolno było pokazywać się publicznie bez gwiazdy. Każdy, kto usiłował schować ją pod szalem lub torbą czy teczką musiał liczyć się z ostrymi karami gestapo, które pilnie nad tym czuwało. Żydzi jeszcze nie wiedzieli, że to wstęp do Holokaustu.

 

Co ciekawe, na fotografii wyraźnie widzimy, że gwiazda jest z tyłu. Nie wiemy co znajduje się z przodu. Jednak bardzo możliwe, że i tam również naszyta jest Gwiazda Dawida z napisem Jude. Po prawej stronie zdjęcia widzimy 3 kobiety. Ta stojąca przodem, w białym płaszczu właśnie wychodzi ze sklepu tekstylnego Willy’ego Bensona. Niezależnie czy zrobiła zakupy czy nie, nie kieruje się do Getta, nie jest oznaczona Gwiazdą Dawida, nie jest Żydówką.

Co można było kupić u Willy’ego?

Warto też zwrócić uwagę na samą nazwę sklepu: Textilhaus Willy Benson. Napis jest w języku niemieckim i oznacza “dom tekstylny. Można było w nim kupić materiały, konfekcję, towary płócienne, wyroby wełniane, pasmanterię, biżuterię, wyroby skórzane, kapelusze, odzież partyjną (cokolwiek to było), rzeczy wojskowe, ordery i odznaczenia. Natomiast Willy jest zdrobnieniem od niemieckiego imienia William. O jegomościu Bensonie w zasadzie nic nie wiadomo. Mało prawdopodobne, by pochodził z Białegostoku. Można uznać, że przyjechał tu wraz z okupantem jak wiele innych Niemców, którzy byli potrzebni do różnych prac od księgowości do prowadzenia sklepów właśnie. Aczkolwiek to tylko przypuszczenia. Warto jednak zwrócić uwagę iż Niemcy mieli zakaz korzystania z targu dla Polaków.

 

Wracając do zdjęcia… Tuż za prowizoryczną bramą widać zupełnie inny świat. Na ulicy tłum. Gdy się przyjrzymy, to stoi tam wóz, na który coś jest ładowane. Do Getta właśnie wchodzi młody chłopak z torbą i pakunkiem pod pachą. Po prawej stronie za bramą stoją starsze kobiety, a na głowie mają chusty. Wszyscy ludzie, którzy stoją za tymi deskami prawdopodobnie niedługo zginą. Później ul. Gumienna zostanie połączona z Kupiecką i zostanie tylko ta druga nazwa. Następnie ulica zmieni nazwę na Icchoka Malmeda – ku pamięci żydowskiego bohatera, który rozpoczął powstanie w Gettcie oblewając kwasem solnym policjanta, który prześladował Żydów.

Czego nie widać?

Warto dopowiedzieć to, czego na zdjęciu nie widać. Jeżeli popatrzymy w lewo, zobaczymy wąską ulicę, wysadzoną lipami. W oddali widzimy niedawno wybudowany kościół Św. Rocha, który góruje nad innymi budynkami. Za plecami mamy natomiast cerkiew św. Mikołaja, która stoi już od XIX wieku. W oddali za plecami mamy ruiny spalonej synagogi, gdzie Niemcy zagonili i uwięzili około 600 Żydów z pobliskich Chanajek oraz Schulhof, a następnie podpalili budynek. Patrząc w prawo widzimy dalszą część Adolf Hitler Strasse, a w oddali budynek ratusza oraz górującej nad innymi budynkami katedry. Przy naprawdę dobrym wzroku dostrzeżemy jeszcze hotel Ritz w oddali.

Spacerując po mieście w tamtą stronę doszlibyśmy wpierw do drogowskazu przy fontannie. Tuż obok wielka tablica z mapą i ze swastyką oraz napis Berlin, Rzym, Tokio – walka o szczęście świata. Na drogowskazie zaś kierunek na Lomscha – 83 km, Warschau – 188 km, Baranowicze – 203 km. Idąc dalej, w pobliżu katedry zauważylibyśmy kawiarnię Antrakt (dawne Archiwum Państwowe), w której czas spędzali wyłącznie Niemcy. Jeżeli znaleźlibyśmy się na placu Pałacu Branickich, to dostrzeglibyśmy nazistowską flagę powiewającą na maszcie umieszczonym przed budynkiem.

 

Wszystko to zamieni się w gruzy, gdy wojska radzieckie zniszczą nalotami część śródmieścia, zaś uciekający Niemcy podpalą za sobą wiele budynków. Następnie zakończy się II Wojna Światowa, zaś Białystok zostanie odbudowany zupełnie od nowa, dla nowych mieszkańców – przyjezdnych do pracy w PRL-owskich fabrykach z okolic miasta.

Featured Video Play Icon

Od klasztoru do miasta. Ten film pokazuje historię Supraśla.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Archiwalne zdjęcia, piękne krajobrazy a przede wszystkim bogata historia jednego z najmłodszych uzdrowisk na Podlasiu – Supraśla. Można już oglądać film dokumentalny “Supraśl. Od klasztoru do miasta”. Jest to pierwszy z serii dwóch filmów, który opowiada długą drogę miasteczka do tego co możemy podziwiać dzisiaj.

 

Główną osią filmu jest klasztor i jego historia, ale nie tylko jego. Możemy poznać dzieje całego miasteczka na przestrzeni lat. Przedstawionych w filmie jest także sporo ciekawostek. Ponadto film pokazuje krajobrazy uzdrowiska oraz wszelkie walory, dzięki którym Supraśl jest tak atrakcyjny. A bez wątpienia jest., W rym roku, całe lato trwało oblężenie miasteczka. Przypomnijmy też że regularnie nagrywane są w nim odcinki do serialu Blondynka. Jest to okazja do spotkania wielu znanych aktorów.

 

Nie zapominajmy, że Supraśl to także okalająca go Puszcza Knyszyńska oraz znajdujące się w pobliżu rezerwaty przyrody. Po lasach możemy odbywać długie wycieczki piesze czy rowerowe. Nie brakuje też grzybów, stąd też okolice przyciągają wiele osób z koszami.

fot. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Kaukaski dom modlitwy z 1850 roku jak nowy! Piękna bożnica wyremontowana.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ostatnio tak się złożyło, że piszemy ciągle o zabytkach. Po prostu tak się złożyło, że w tej tematyce wiele się dzieje. Tym razem koniecznie trzeba powiedzieć o tym co się wydarzyło w Krynkach. A mianowicie – została odremontowana tam dawna synagoga. Prace obejmowały remont dachu, m.in. wykonanie nowej więźby dachowej, a także przywrócenie XIX-wiecznej kolorystyki elewacji, poprzedzone wykonaniem prób kolorystycznych. A wyglądało to tak:

Nie najlepiej prawda? Teraz na szczęście to już przeszłość. Bożnica została wybudowana w 1850 roku, wówczas znana była jako “Kaukaski dom modlitwy”. Nazwa pochodzi od dawnej dzielnicy żydowskiej – Kaukaz, którą zamieszkiwali kupcy sprowadzający z Kaukazu skóry do garbowania. Synagoga spełniała swoją religijną funkcję do 1941 roku. Po zajęciu Krynek przez wojska niemieckie, utworzono w niej getto żydowskie. W czasie II wojny światowej została częściowo spalona. Odbudowano ją w 1955 roku z przeznaczeniem na kino “Malwa”. Wówczas zamurowano niektóre otwory okienne w babińcach i zlikwidowano bimę. Prawdopodobnie w latach 60. XX wieku od strony południowo-zachodniej dobudowano przybudówkę nakrytą płaskim dachem. – czytamy w komunikacje Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Białymstoku.

Być może jeszcze ktoś zrobi porządek na żydowskim cmentarzu. Znajduje się na nim 3000 macew, a całość nie zachęca do odwiedzin i poznawania historii i dziedzictwa Żydów na Podlasiu. A warto wiedzieć, że w Krynkach przed II Wojną Światową mieszkało około 6 tysięcy Żydów. Wyżej wspomniane getto utworzone przez Niemców dla Żydów zajmowało połowę miasteczka. Rok później zlikwidowano je – zaś Żydów wywieziono do obozów zagłady pod Grodnem i do podwarszawskiej Treblinki.

 

W Krynkach – znajdują się także inne zabytki warte odwiedzenia. Dzwonnica czy Kosmata Góra z punktem widokowym. Żeby przyjechać do Krynek i być usatysfakcjonowanym z wycieczki trzeba spełnić jeden warunek. Należy miasteczko zwiedzać wyłącznie piechotą. Wędrować uliczkami, między domami i innymi budynkami. Wtedy dopiero poczujemy klimat tego miejsca.

Zabytkowa rudera z Kijowskiej będzie w końcu wyremontowana?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ul. Kijowska w Białymstoku zmieniła swoje oblicze. Dawne kocie łby zmieniły się na równą kostkę, zaś błotniste pobocza w elegancki chodnik. Drewniane domy i zarośla nie zostały spalone – jak to w naszym mieście bywa. Powstały piękne apartamentowce, a niedawno też nowy parking do opery. Na rogu z Młynową stoi natomiast wyremontowana kamienica, z której praktycznie niewiele zostało. Do resztek dobudowano ostatnio resztę. I został jeszcze jeden budynek – Kijowska 1. Jest zabytkową ruderą należącą do miasta. Od lat próbowano go jakoś zagospodarować, ostatecznie podjęto decyzję że budynek będzie sprzedany – szczególnie że jest zainteresowanie ze strony potencjalnych kupców.

 

Budynek powstał po 1895 roku. Najpierw mieściła się w nim fabryka włókiennicza należąca do rodziny Leszes. W międzywojniu Leszesowie prowadzili sklep spożywczy, zaś część pomieszczeń fabrycznych podwynajmowali. W 1941 roiku podczas okupacji urzędował w budynku komitet białoruski, który wydawał gazetę “Nowa Droga”. W 1946 roku opuszczona nieruchomość została przekazana Sarze Szweckiej. W 1952 roku natomiast właścicielami budynku zostali już Wacław i Helena Kołakowscy. Prawdopodobnie nie byli jednak właścicielami całego budynku, bo od 1944 do lat sześćdziesiątych w budynku funkcjonowała Szkołą Podstawowa nr 9.

 

W latach współczesnych wiele organizacji ostrzyło sobie pazurki na budynek, by urządzić tam jakieś muzeum, ale oczywiście nie planowali wykładać pieniędzy na remont, liczono że rzucą pomysł, a miasto da kasę na remont. W ten sposób doszliśmy do roku 2020, gdzie miasto budynek planuje sprzedać. Na pewno lepsze to niż utrzymywanie rudery.

Archiwum Teatru Dramatycznego

Dawniej Dom Ludowy, dzisiaj Teatr. Wcześniej staw dzisiaj beton.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Dziś przechadzając się między ul. Mickiewicza, Elektryczną, Branickiego mamy betonowy plac w otulinie parku, którego zwieńczeniem jest budynek Teatru Dramatycznego, do którego prowadzą ogromne schody. W XIX wieku to miejsce wyglądało zupełnie inaczej. Teatru nie było, park był ogrodzony, a zamiast betonowego placu był staw. Całe miejsce nazywane było Argentyną (bo w weekendy na akordeonie grano tam tango). Do zbiornika wodnego okoliczne fabryki wylewały farby i inne chemikalia. W efekcie woda w zbiorniku była intensywnie niebieska. Mimo wszystko staw zarastał. Podjęto w końcu decyzję, by go zasypać.

 

W dwudziestoleciu międzywojennym uznano, że żyjący jeszcze Józef Piłsudski zasługuje już na upamiętnienie. Zawiązał się komitet składający się między innymi z wicewojewody Stanisława Michałowskiego oraz dr Jana Szymańskiego, lekarza zarządzającego Kasą Chorych. 30 września 1933 roku Zygmunt Gąsiorowski, notariusz – przyjął umowę pomiędzy przedstawicielami ów komitetu z Sewerynem Nowakowskim, komisarzem rządowym, który zarządzał Białymstokiem. Na mocy tej umowy miasto Białystok przekazało komitetowi plac na sześć lat czyli do 31 sierpnia 1939 roku (cóż za wyczucie terminu). W tym czasie miał powstać Dom Ludowy imienia Józefa Piłsudskiego w Białymstoku. Projekt już był, a jego autorem był inżynier Jarosław Giryn. Po wybudowaniu Domu Ludowego – budynek miał zostać przekazany za darmo na własność miasta Białegostoku jako obiekt użyteczności publicznej za darmo. Miały tam odbywać się widowiska, koncerty, zabawy. Warunkiem było przekazanie lokali znajdujących się w gmachu wskazanym przez komitet stowarzyszeniom.

 

W 1937 roku komitet budowy rozwiązał się, a inwestycja została dokończona przez miasto. 27 grudnia 1938 roku odbyło się pierwsze przedstawienie teatralne. Uroczyste otwarcie miało mieć miejsce 11 września 1939 roku. W tym czasie trwała już II wojna światowa. W 1940 roku w Białymstoku pod okupacją sowiecką pojawił się Aleksander Węgierko – aktor i reżyser teatralny, dyrektor artystyczny teatrów w Grodnie, Warszawie i Krakowie. Założył Teatr Dramatyczny w Białymstoku. Dostał od okupacyjnych władz pieniądze na rozbudowę gmachu, przez co nazywany był pupilem bolszewików i oskarżano go o kolaborację. Teatr był jednym z najbardziej dochodowych w kraju. Mało tego, mimo okupacji sztuki były wystawiane w języku polskim – za czym ludzie tęsknili od lat. Węgierko przepadł bez wieści w 1941 roku po wybuchu wojny między dotychczasowymi sojusznikami, którzy napadli na Polskę – Niemcami i Rosją.

 

Po II wojnie światowej Białystok był kompletnie zniszczony. Budynek teatru był częściowo spalony. Na szczęście po wojnie jedną z pierwszych inwestycji była odbudowa spalonego teatru. W 1948 roku na jego deski powróciła sztuka na dobre.

42 000 żołnierzy niemieckich przeciwko polskiej garstce. To były “Polskie Termopile”.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Wizna to niewielka osada leżąca nieopodal Łomży, a pierwsze wzmianki o tej miejscowości pochodzą już z XI wieku. Można powiedzieć, że dziejowo miała pechową lokalizację. Otóż leżąc na wschodniej granicy Mazowsza narażała się wciąż na ataki Zakonu Krzyżackiego. Rycerze spalili Wiznę po koniec XIII w. Cztery stulecia później do pożogi doprowadził potop szwedzki. Ogromne zniszczenia przyniosły też obydwie wojny światowe. Za każdym razem jednak Wizna podnosiła się z kolan. Tym razem przybliżymy Wam jak wyglądała ostatnia bitwa w Wiźnie znana jako “Polskie Termopile”, która miała miejsce na początku II wojny światowej, 7 września 1939 roku. 42 tysiące żołnierzy niemieckich zmierzyło się z 720 Polakami. Mówimy więc tu o proporcjach sił 40:1. Mimo gigantycznej przewagi Niemców, bohaterska obrona trwała ponad 4 dni!

Bitwa pod Termopilami – starcie wojsk greckich z perskimi w sierpniu roku 480 p.n.e. na wąskim przesmyku Termopile w czasie II wojny perskiej. Ten niemający wielkiego znaczenia epizod szeregu wojen – toczonych od powstania jońskiego i pierwszej wojny perskiej, aż do podboju Persji przez Aleksandra Macedońskiego – utrwalił się jako symbol poświęcenia życia na polu bitwy.

Na terenie Wizny ulokowano sieć umocnień ciągnących się na wschodnim brzegu Narwi i Biebrzy. Najcięższe walki trwały między 7 a 10 września. Sytuacja liczebna przywołuje na myśl słynną starożytną bitwę między niewielkim oddziałem 300-stu Spartan a Persami. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się w schronach bojowych. Niemcy w czasie szturmu po kolei wysadzali obiekty. Wściekle atakowali czołgami, artylerią i samolotami. Ostatnim na ich drodze był bunkier w Górze Strękowej. Tam też walczył dowódca całego odcinka obronnego – kapitan Władysław Raginis. On oraz jego zastępca porucznik Stanisław Brykalski złożyli przysięgę, że nie oddadzą żywi swoich pozycji.

 

7 września pod Wiznę przybył najpierw oddział rozpoznawczy 10. Dywizji Pancernej generała Nikolausa von Falkenhorst. Zmierzył się z polskim plutonem konnych zwiadowców, którzy niestety w walce polegli. Kolejnego dnia generał Heinz Guderian zadecydował, że jego armia zaatakuje w kierunku Brześcia nim Polacy wycofają się spod Warszawy i przegrupują za Bugiem. Droga prowadziła przez Wiznę. Oddziały ruszyły do ataku. Niemieckie oddziały lotnicze uderzyły jako pierwsze. Zaatakowane zostały Kurpiki, Giełczyn i Góra Strękowa. Natomiast 10. Dywizja Pancerna zaatakowała Wiznę, Wierciszewo i Sieburczyn.

 

9 września armia Guderiana otrzymawszy raporty o przełamaniu polskiej obrony dołączyła do pozycji 10 dywizji – Falkenhorsta. Na miejscu okazało się, że raporty nie były prawdziwe. Wobec tego na polskich żołnierzy ruszyły niemieckie czołgi i piechota. Niestety niektóre schrony nie było dokończone, przez co Polacy musieli atakować z okopów i potem wracać do schronów. W ten sposób zniszczyli kilkanaście niemieckich czołgów. Agresorzy zmienili taktykę. Czołgami przecinano drogę między schronem a okopem. Następnie wkraczała piechota. Do niewoli trafiło część polskich żołnierzy, lecz Niemcom nie udało się zdobyć w ten sposób wszystkich stanowisk. Zginął też zastępca Raginisa – porucznik Stanisław Brykalski.

 

10 września był ostatnim dniem ciężkich walk. Niemcy zagrozili Raginisowi, że jeżeli ten się nie podda to rozstrzelani zostaną wszyscy jeńcy. Po godzinie polski dowódca rozkazał swoim żołnierzom opuścić schron. Sam dochował przysięgi. Wysadził się granatem. Po zakończeniu walk tuż obok schronu na Górze Strękowej pochowano zarówno kapitana Raginisa i porucznika Brykalskiego. Podczas okupacji sowieckiej ciała polskich oficerów kazano przenieść w nieznane miejsce, by utrudnić oddawanie czci bohaterom. W końcu, już w całkowicie wolnej Polsce szczątki udało się jednak odnaleźć. 10 września 2011 roku kpt. Raginis i por. Brykalski powrócili na miejsce pierwotnego pochówku. W 2012 roku kpt. Raginis został awansowany pośmiertnie na stopień majora, a por. Brykalski na stopień kapitana.

Budynek poczty będzie pod ochroną konserwatora. Relikt PRL czy wartościowa architektura?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Czy budynek z 1965 roku w dzisiejszych czasach to relikt PRL czy też wartościowa architektura. Na Podlasiu uznano, że to drugie gdyż budynek Poczty przy dworcu kolejowym w Białymstoku zostanie objęty ochroną konserwatorską. Jak widać, już na pierwszy rzut oka nie jest on typowy. Warto zadać sobie pytanie czy to wystarczający powód by go chronić? To samo pytanie można zadać też o budynki spodków, galeriowiec, gmach uniwersytecki przy Skłodowskiej (tak zwany ONZ) i wiele innych. Wszystkie zostały zbudowane w duchu modernizmu, każdy czymś się wyróżnia, ale czy każdy zasługuje na ochronę? Dyskusja na ten temat w Białymstoku toczy się wiele lat.

 

Spójrzmy na Białostocki Teatr Lalek. To też budynek modernistyczny, a jednak jakiś czas temu został nieco przerobiony, unowocześniony i nie wygląda wcale gorzej. Podobnie z budynkiem po “Domusie” na Al. Piłsudskiego, w którym znajduje się teraz firma informatyczna zaś sam budynek zmienił swoje oblicze. Wcale nie wygląda źle. Ochrona konserwatorska oznacza, że budynek nie będzie zabytkiem, ale właściciel budynku wszelkie remonty będzie musiał uzgadniać z konserwatorem. Dlatego, mimo że bez wątpienia obecny budynek Poczty jest reliktem PRL (co nie oznacza, że jest brzydki, ale nie ma większej wartości historycznej), to właściciel budynku przynajmniej nie zrobi z niego potworka.

 

W duchu modernizmu została odbudowana cała Polska po odzyskaniu Niepodległości w 1918 roku. Najpierw urzędy i instytucje państwowe, później bloki mieszkalne. Po II wojnie światowej architektem, który stworzył nowy Białystok na gruzach poprzedniego miasta był Stanisław Bukowski. W latach 60-tych przyszła nowa “fala” modernizmu, a wraz z nią inni architekci. Budynki, które zaczęły się pojawiać było nieco futurystyczne. Spójrzmy chociaż na Central, spodki, pawilony-restauracje przy ul. Akademickiej. Jednym z takich budynków właśnie była właśnie też Poczta przy Kolejowej projektu architekta Leona Kulikowskiego, absolwenta Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej. Budynek posiada ciekawe rozwiązania. Do budowy obiektu wykorzystano cienkościenne konstrukcje łupinowe nadając budynkowi jedyny na terenie miasta falisty dach. Wnętrza budynku oraz neon zaprojektowała Aleksandra Bortowska. Późniejsze zmiany w architekturze poczty wykonano według projektu białostockiego architekta Jana Hahna.

Masowy grób tykocińskich Żydów, fot. Gripper / Wikipedia

Masowe morderstwo Żydów. Niemcy zabili prawie 2500 osób za ich wiarę.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Niewielki las pomiędzy Tykocinem a Łopuchowem to miejsce, w którym w 1941 roku Niemcy okupujący Polskę zamordowali ok. 2500 Żydów tylko ich wyznanie. Po tej strasznej zbrodni gmina żydowska w Tykocinie przestała istnieć, a istniała od 1522 roku czyli 419 lat!

 

24 sierpnia 1941 roku Niemcy wydali zarządzenie, by wszyscy Żydzi zgromadzili się następnego dnia na rynku. Starszyzna po dyskusjach podjęła decyzję, że mieszkańcy mają poddać się zarządzeniu. Następnego dnia rano ludzie wyszli na rynek zaś do Tykocina przyjechała specjalna niemiecka jednostka wojskowa. Otoczono rynek, a następnie kobiety i dzieci rozdzielono od mężczyzn. Pierwszą grupę wywieziono ciężarówkami w kierunku Łopuchowa, zaś mężczyźni szli w tamtą stronę piechotą w kolumnie. W Zawadach zostali załadowani do ciężarówek i wywieziono do lasu.

 

Masowy mord Żydów trwał dwa dni. Pierwszego zabito serią z karabinu maszynowego 1700 osób zaś drugiego dnia 700 osób. Okoliczną ludność zmuszono do wykopania dołów, a następnie do zasypywania ciał. Z tej brutalnej masakry uratowało się zaledwie 150 osób zaś wojnę przeżyło tylko 21 osób.

fot. skansen.bialystok.pl

Dożynki Centralne w Białymstoku. Doskonały przykład na to, że komunizm nie działa.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

2 września 1973 roku w Białymstoku miało miejsce ogromne wydarzenie – Dożynki Centralne. Sama impreza była nie tylko zwieńczeniem żniw, ale też pewnego okresu inwestycyjnego w mieście, po którym niektóre pamiątki zostały do dziś. Białystok w owym czasie przeżył boom inwestycyjny. Upadek Gierka i gigantyczne długi oraz późniejsza zapaść gospodarcza, którą Polsce zafundował towarzysz sekretarz pokazały po raz kolejny, że komunizm nie działa, a inwestycja oznacza – że musi się kiedyś zwrócić, inaczej nie jest to żadna inwestycja.

 

W Białymstoku przed Dożynkami Centralnymi przebudowano Rynek Sienny. Dziś po tej przebudowie nic nie zostało. Do użytku oddano węzeł komunikacyjny u zbiegu ulic Zwycięstwa i Hetmańskiej. Przystanki stoją do dziś, ale trudno nazwać to inwestycją. W ramach przygotowań do Dożynek wybudowano pawilony wystawowe – spodki przy ul. Rocha. Stoją one do dziś i są architektoniczną ciekawostką. Zmodernizowano stadion przy ul. Słonecznej. Dziś stoi tam nowoczesny obiekt, a po starym na szczęście nie ma śladu. Istnieje za to “Central” ze swoim charakterystycznym wyglądem. Choć w środku wiele razy odnowiony, to na zewnątrz jest jak pomnik PRL.

 

Można postawić śmiało hipotezę, że gdyby nie unikalny wygląd to ani Spodków ani Centralu by nie było. W dobie galerii handlowych i zakupów przez internet to cud, że Central jeszcze istnieje. Jeżeli chodzi o Spodki to z ich powodów ostatnio mieliśmy awanturę. Otóż dyrektorka WOAK-u, który swoją siedzibę ma w tych charakterystycznych budynkach chciała prowadzić w nowoczesnym budynku i zmienić nazwę instytucji, której szefuje na Podlaski Instytut Kultury. Z praktycznych względów należy przyznać jej rację, ale sentyment do tych UFO-budynków na to nie pozwala.

 

Najgorsze jest to, że mimo iż komunizm dawno za nami to co raz widać w politykach wszystkich opcji ciągotki do tego, by inwestować kompletnie nie interesując się czy będą z tego zyski. Politycy bowiem traktują te wszystkie inwestycje jako własne pomniki. Może taniej by było gdyby po prostu stawiali sobie takie tradycyjne?

Wejście do Getta przy ul. Kupieckiej (dziś róg Malmeda i Lipowej)

Likwidacja białostockiego getta. Niemcy wywozili Żydów do obozów śmierci.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Getto obejmowało swym zasięgiem ulice: Białą, Białostoczańską, Chmielną, Ciepłą, Częstochowską, Giełdowską, Górną, Grajewską, Jurowiecką, Kosynierską, Książęcą, Kupiecką, Nowogródzką, Nowy Świat, Piotrkowską Polną, Różaną, Smolną, Szlachecką, Wąską, Żydowską, także części ulic Częstochowskiej, Grajewskiej, Żytniej. Wydzielony teren otoczono wysokim solidnym drewnianym parkanem zabezpieczonym od góry drutem kolczastym. Niemcy spędzili tam Żydów z całego miasta. 16 sierpnia 1943 roku nastąpiła likwidacja getta.

Władzę w getcie sprawowała, powołana przez administrację niemiecką, Rada Żydowska (tzw. Judenrat) oraz powołana spośród Żydów policja. Warunki życia w getcie były bardzo ciężkie. Według różnych danych na wydzielonym obszarze mieszkało 50 tys. – 60 tys. Żydów, co oznacza, że na jedną osobę przypadało ok. 3 metrów kwadratowych powierzchni. Mieszkańcy getta musieli pracować na potrzeby armii niemieckiej. Żydzi nie mogli pod groźbą kary śmierci przebywać poza gettem bez specjalnych przepustek, ani nabywać poza nim żywności. Jedzenie dostawało się za pracę, ale były to maleńkie racje żywnościowe. Warto podkreślić, że Polacy dostarczali do getta jedzenie.

 

Istotną rolę spełnili Bolesław, Henryk i Józef Sokołowscy oraz Witold Maksymowicz. Kupowali oni żywność w okolicznych wsiach i przywozili ją do swoich domów na Białostoczku, a następnie wywożący nieczystości z Getta – Żydzi – przy okazji pakowali przekazaną żywność do ukrytego, podwójnego dna beczkowozu. Polaków dostarczających różnymi sposobami żywność do Getta było dużo więcej. Najczęściej odbywało się to przy pomocy nielegalnego handlu. Warto tutaj wspomnieć, że nawet udało się sprowadzić Żydom do Getta bydło – przekupując niemieckiego żołnierza. Punkt przerzutowy znajdował się przy ul. Smolnej (okolice Jurowieckiej). Warto wspomnieć, że niektórych Polaków spotkała kara śmierci za dostarczanie żywności. Niemcy za to zabili chłopca na terenie parkanu od strony ul. Sienkiewicza. Zginęła też kobieta, która próbowała sforsować ogrodzenie od strony Rynku Kościuszki. Zabity został również mężczyzna, który przedostał się na targowisko gettowe mieszczące się przy ul. Częstochowskiej.

 

W samym getcie podczas likwidacji zginęło 800 osób. Pozostali zostali wywiezieni do podwarszawskiej Treblinki. Tam zginęli w niemieckim obozie śmierci.

Featured Video Play Icon

Wioska istniała 500 lat. Teraz są tam tylko wilki i żubry…

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Jeżeli trafilibyście kiedyś do tej wioski i się zgubili, to nie byłoby kogo zapytać o dalszą drogę. Ostatni mieszkańcy wyprowadzili się jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku. I tak pusta wioska stoi do dziś. A istniała ponad 500 lat! Jamasze znajdują się w pobliżu Krynek, a konrketniej obok Ozieran Małych przy samej granicy polsko-białoruskiej. Wioska znajduje się pomiędzy dwoma rzekami – Nietupą i Świsłoczą.

 

Według spisu powszechnego w 1921 roku w Jamaszach żyły 34 osoby. Dwudziestu mężczyzn oraz czternaście kobiet. Ostatni mieszkaniec wyjechał w 1979 roku, gdy wrócił okazało się, że nie ma do czego, bo wszystko było już rozkradzione. Od tamtej pory w Jamaszach nikt nie mieszka. A szkoda, bo wioska istniała przez ponad 500 lat. Przeżyła zabory i dwie wojny światowe. Nie przeżyła niestety PRL-u.

 

Wioska w czasach II wojny światowej była świadkiem wielu bestialstw ze strony Niemców, którzy potrafili dotkliwie pobić jednego mieszkańca oraz poszczuć go psami za to, że łowił ryby. W innym przypadku, gdy na tereny wkroczyli już Rosjanie zabierali ze sobą wszystkich w miarę młodych mężczyzn. Ojciec z synem schowali się w życie. Jednak jakieś dwie kobiety z wioski pokazały Rosjanom, gdzie. Po latach ojciec wrócił bez syna i postanowił się zemścić na kobietach. Zdobył pieniądze, przekupił żołnierzy niemieckich i razem z nimi wkroczyli razem do wioski. Zaprowadzono kobiety na cmentarz i tam rozstrzelano. Dla przykładu kilka dni nie można było ich pochować.

 

W Jamaszach dziś stoi odnowiony krzyż upamiętniający istnienie miejscowości wraz z tablicą. Jest też ławeczka, by posiedzieć i oddać się zadumie. To wszystko. Żadnych domów już nie ma. Są tylko wilki i żubry.

O tej podlaskiej trasie mało kto wie. Dawniej to była najważniejsza droga w państwie!

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni
Władysław Jagiełło (u góry). Ilustracja z książki „Wizerunki książąt i królów polskich“ / Ksawery Pilati (1843-1902) / Wikipedia

Ostatnio obchodziliśmy kolejną rocznicę zwycięstwa pod Grunwaldem, którego konsekwencje doprowadziły do rozpadu państwa Zakonu Krzyżackiego i długoletniej dominacji Królestwa Polskiego. A wspominamy o tym, by skłonić do refleksji – co dziś pozostało nam po tym wielkim zwycięstwie. Złotymi głoskami w historii zapisał się Władysław Jagiełło. Po wielu latach polskiej dominacji przyszły jednak zabory. Gdy odzyskaliśmy niepodległość – trzeba było zszyć kraj. Mało kto wie, ale w 1918 roku obowiązywało na terenach II RP pięć różnych porządków prawnych! Jednak krok po kroku do 1939 roku Polska zaczęła się odradzać. Potem wielkie zniszczenia II wojny światowej obróciły wiele miejsc w gruz i znów trzeba było odbudowywać. W czasach PRL byliśmy niejako znów pod zaborem rosyjskim. Przez to choćby nasz region kulturowo powrócił do tych czasów. Polityka “rusyfikacyjna” prowadzona była jednak bardziej subtelnie. Mamy jednak 2020 rok, jesteśmy bogatszym krajem niż jeszcze 10, 20 czy 30 lat temu. Możemy sobie pozwalać na coraz więcej. Dlatego też przyszedł czas na to, by zrobić pewien bilans, którym odpowiemy sobie czy nadal chcemy kontynuować dzieło zaborcy czy zacząć przywracać pamięć i dziedzictwo o świetnych czasach Królestwa Polskiego oraz odrodzić te elementy kultury polskiej, o których zapomnieliśmy.

Z perspektywy podlaskiej

Król Polski oraz Wielki Książę Litewski Władysław Jagiełło, gdy rządził zarówno Polską jak i Litwą rezydował głównie w ówczesnej polskiej stolicy – Krakowie, ale wielokrotnie podróżował również do Wilna, by doglądać tamtejszych spraw osobiście. Chcąc nie chcąc królewski orszak musiał jakoś się przetransportować. Gdy spojrzymy na mapę, to zastanawiamy się czy król Jagiełło podróżował też przez dzisiejsze Podlasie. Drogi z Krakowa prowadzące do Wilna były dwie, jedna prowadziła przez dzisiejsze Podlasie. Należy jednak zaznaczyć, że wówczas nasz region był “rozdarty” pomiędzy Księstwo Litewskie, a lenno Królestwa Polskiego. Choć granica była umowna, to gdyby jej się trzymać, to można by było powiedzieć że Jagiełło jadąc przez nasz region kilkukrotnie by przekraczał granicę raz w jedną raz w drugą stronę. Jak wyglądała trasa?

 

Pierwszym większym przystankiem podczas wyprawy z Krakowa był zamek w Lublinie. Następnie wybierano wariant kierując się albo na Brześć albo na Mielnik . Gdy padał wybór tej drugiej trasy, to przekraczając rzekę Bug orszak kierował się następnie na Milejczyce. Kolejny przystanek to Bielsk oraz miejscowość Narew. Ostatnim punktem dzisiejszego Podlasia były Krynki. Dodać należy także, że trasą tą nie poruszał się jedynie orszak, ale była ona stale uczęszczana przez kupców, urzędników, dyplomatów, rycerzy, duchownych, uczonych, artystów i innych. A od 1569 roku, gdy utworzona została Rzeczypospolita Obojga Narodów była to najważniejsza droga w państwie!

Szlak Jagielloński

Patrząc z dzisiejszej perspektywy zaborcy rosyjskiemu skutecznie udało się doprowadzić do degradacji kultury polskiej bowiem dziś między Lublinem a Białymstokiem nie ma porządnej drogi (która dopiero powstaje). O dawnej trasie nie ma nawet co wspominać. Na 130 kilometrowym odcinku pomiędzy Mielnikiem a Krynkami mimo, że istnieją drogi to tak naprawdę niewiele pozostało. Warto jednak podkreślić, że 11 lat temu utworzono turystyczny “Szlak Jagielloński”. Niestety nie poszły za tym żadne inwestycje. Upowszechnianie kultury i historii nie powinno mieć miejsca tylko w sposób teoretyczny przy pomocy książek czy mediów. Warto przywracać to, co zaborca doprowadził do upadku. Gdyby tak zrobić “inwentaryzacje”, to wyszłoby, że jest wiele obiektów (choćby ruiny w Mielniku), które można by było przywrócić, spójnie ze sobą połączyć, a także zorganizować wokół nich turystykę. Byłby to niewątpliwie pierwszy krok, by przywrócić pamięć o świetnych polskich czasach, które nasi protoplaści wywalczyli na polach Grunwaldu.

Featured Video Play Icon

Tak wyglądał Białystok 19 lat temu. Zobacz ile się zmieniło.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Sentymentalny film nagrany kamerą 19 lat temu pokazuje jak wiele zmieniło się w Białymstoku. Stare elewacje, stare chodniki, wypłowiałe kolory. Widać, że miasto zrobiło dużo, by przez ten czas odmienić swój wygląd. Oczywiście to tylko wygląd, bo wewnątrz niewiele się przez ten czas zmieniło, o czym pisaliśmy w ostatnim czasie.

 

Na filmie możemy zobaczyć jeszcze przejezdny Rynek Kościuszki, a także samochody takie jakich dziś ciężko dojrzeć na ulicach. Patrząc na ludzi można zwrócić uwagę jak bardzo zmieniła się moda przez ten czas. Można też zauważyć, że miasto było spokojniejsze. Na ulicach było mniej pojazdów. Dziś, gdy wyjdziemy do Centrum to nawąchamy się spalin. Było jednak jeszcze coś, czego już nie ma od bardzo dawna. Mianowicie handel na Rynku Kościuszki. Obecnie wszystkie sklepy przeniosły się do galerii handlowych albo zamknęły się w ogóle. Dziś serce miasta bije już knajpeczkami, restauracjami i innymi działalnościami gospodarczymi. Ale to akurat chyba zmiana na lepsze.

 

Najbardziej jednak rzucają się w oczy stare chodniki i elewacje. Było szaro, buro i ponuro. Teraz niewątpliwie jest  dużo ładniej. Dobre chociaż i tyle, bo pod względami gospodarczymi niestety bliżej nam do 2001 roku niż 2020.

fot. Miron Bogacki / Narodowy Instytut Dziedzictwa (Creative Commons)

Ten cypel pamięta początki państwa polskiego. Znajduje się w Podlaskiem.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Grodzisko Stara Łomża to wyjątkowo malownicze miejsce, które warto odwiedzić na jednodniowej wycieczce. Mieści się ono na Górze Królowej Bony. Czym właściwie jest? To cypel, z którego możemy podziwiać rzekę Narew. Niezależnie od pory roku, najlepiej podczas wschodu albo zachodu słońca warto tam być dla samych widoków. To też okazja ażeby poznać trochę historii.

 

Grodzisko Stara Łomża składa się z grodu właściwego i dwóch podgrodzi. Powstały w XI wieku w wyniku rozwoju handlu w tym rejonie. Pamiętajmy, że był to bardzo ważny punkt graniczny pomiędzy Polską, Rusią Kijowską oraz Państwem Pruskim. Dlatego położenie w trudno dostępnym do zdobycia miejscu miało mieć znaczenie. Niestety położenie nie uchroniło grodu przed ogniem na przełomie XI i XII wieku. W połowie XII wieku przystąpiono jednak do budowy następnego, bardziej ufortyfikowanego grodu. Niestety wzmocnienia z kamieni i gliny nic nie dały. Gród został spalony i zdobyty.

 

Dziś miejsce, gdzie już nie ma śladu po grodzisku leży na uboczu, bo Łomża nieco się przesunęła. Dlatego na mapie mamy też Starą Łomżę. Na miejscu oprócz Góry Królowej Bony warto też zwiedzić zupełnie obok Wzgórze Świętego Wawrzyńca. Tam dawniej stał kościół, dziś możemy obserwować piękne widoki nad Narwią. Po miejscu została tablica pamiątkowa i wiele ogromnych głazów. Jest także krzyż i piękne kamienne schody. Sama świątynia została rozebrana w 1765 roku.

 

Góra i pobliskie wzgórze to miejsca idealne na dłuższy spacer po Starej Łomży. Te miejsce znajdowało się w Polsce od samego początku istnienia państwa. Gdy tam będziemy warto na nie spojrzeć także i z tej perspektywy. Wtedy będziemy mogli sobie wyobrazić w jakich pięknych i dzikich miejscach osiedlali się nasi przodkowie.

fot. Narodowy Instytut Dziedzictwa

To był kiedyś piękny pałac. Dziś pozostały tylko ruiny.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Hieronimowo to mała wioska pomiędzy Zabłudowem i Michałowem, na uboczu od Topolan. Jeżeli nie zboczymy z głównej drogi, to tam nie trafimy. Być może dzięki temu do dziś przetrwały w tym miejscu ruiny XIX-wiecznego dworku. Jaka jest jego historia? W oryginale był to klasycystyczny pałac, oficyna i park.

 

Budynek powstał w 1820 roku jednak bardzo szybko został skonfiskowany przez zaborcę czyli władze rosyjskie. Wszystko dlatego, że jego właściciel generał Kazimierz Dziekoński brał udział w powstaniu listopadowym. Władza zesłała go w głąb Rosji, a pałacyk wrócił do rodziny i przeszedł w ręce jego bratanicy Jadwigi Olizarowej oraz jej męża Aleksandra Ramma. Sam Dziekoński po przyrzeczeniu carowi wierności mógł wrócić na tereny Polski pod zaborami.

Po I wojnie światowej pałacyk należał już do Olgi Ramm. Była to spadkobierczyni. Nazwisko silnie sugeruje pokrewieństwo z poprzednikami lecz nie wiemy jakiego stopnia. Być może to córka małżeństwa? W każdym razie, gdy wybuchła II wojna światowa spadkobierczyni wyjechała do Niemiec zaś piękny budynek został skonfiskowany przez władze radzieckie i utworzyły tam państwowe gospodarstwo rolne. Potem majątek przeszedł w ręce niemieckie.

 

W 1944 roku majątek trafił do Eugeniusza Ramma. Niestety otrzymał już pałacyk spalony. W 1945 roku wybuchł jeszcze jeden pożar. Spalił się nie tylko okazały budynek, ale też budynki gospodarcze. W 1956 roku rozpoczęto odbudowę, ale tylko oficyny pałacowej. Sam pałac tylko odgruzowano. Obecnie jest w rękach prywatnych. Miejmy nadzieję, że obecny właściciel kiedyś zdecyduje się na odbudowę.

fot. Facebook Michała Matyskiela - Burmistrza Suchowoli

Sensacyjne odkrycie. Ponad 1000-letnie przedmioty Wikingów wykopane na Podlasiu.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Pod Suchowolą znajduje się grodzisko pamiętające czasy Jaćwingów – plemienia zamieszkującego ponad 1000 lat temu północne tereny dzisiejszego województwa Podlaskiego (i nie tylko oczywiście). Na pamiątkę tegoż plemienia pod wspomnianą Suchowolą znajdują się dwie wsie – Jatwieź Duża i Jatwieź Mała. To właśnie tam znajduje się wzniesienie, na którym prace prowadzą archeolodzy z Muzeum Podlaskiego. W ostatni majowy weekend dokonali oni na miejscu sensacyjnego odkrycia o czym poinformował burmistrz Suchowoli – Michał Matyskiel.

To odkrycie to przedmioty z X wieku należące do Wikinkgów. Na szczególną uwagę zasługuje bardzo dobrze zachowany grot i inne elementy uzbrojenia. Miejmy nadzieję, że to jeszcze nie koniec odkryć pod Suchowolą. Archeolodzy z Muzeum Podlaskiego prowadzą prace badawcze na wczesnośredniowiecznym grodzisku, które zostało odkryte w ubiegłym roku. Gród pochodzi z ok. VII-XVIII wieku przed naszą erą czyli z tak zwanej epoki brązu.

fot. perun.pl

W Białymstoku istniała fabryka tlenu. Dziś nie ma po niej śladu.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Białystok to miasto, które z czasów przedwojennych słynie głównie z manufaktur, włókiennictwa i ogólnie produkcji wszelkiej maści sukien i innych materiałów. Tymczasem mało kto wie, że w 1938 roku otworzono w mieście Wytwórnię Tlenu. Mieściła się tam, gdzie dziś znajduje się “apartamentowiec” przy ul. E. Orzeszkowej 15A.

 

Działalność handlową firma “Perun” w Białymstoku rozpoczęła w 1938 roku, zaś ogólnie na rynku była już w 1910 roku działając w Warszawie. Fabryki “Peruna” produkowały gazy techniczne – tlen, azot, karbid, acetylen. Spółka szkoliła też ludzi, by potrafili spawać. Swoje wyroby sprzedawano poprzez sieć hurtowni. W 1938 roku zapadła jednak decyzja, że w Białymstoku oprócz biura sprzedaży zostanie otwarta również wytwórnia tlenu. W tym celu odkupiono od Mowszy Niewiażskiego budynek po fabryce waty. Zamontowano tam specjalną instalację tlenową. Zorganizowano także magazyn na butle oraz biuro sprzedaży.

 

Zamówienia na tlen spływały z wielu miejsc. Fabryka zatrzymała się podczas II Wojny Światowej… na miesiąc. W październiku 1939 roku przejęły ją władze radzieckie. Jako upaństwowione przedsiębiorstwo ponownie zaczęło produkować tlen oraz karbid. Dodatkowo radziecka “firma” prowadziła usługi spawalnicze. Łącznie pracowało tam 20 osób. Fabryka realizowała zamówienia z Łomży, Grajewa, Mińska, Grodna, Wołkowyska, Kobrynia czy Brześcia. Zamawiały kombinaty budowlane, fabryki, browary, koleje, wojsko i władze.

 

W 1941 roku Białystok został opanowany przez kolejnego okupanta – Niemców. Fabryka nie przestała działać. Produkowała tlen dla białostockiego browaru “Dojlidy”, zakładów naprawy taboru kolejowego w Starosielcach i Łapach, a także dla fabryk włókienniczych. Taki stan rzeczy miał miejsce do 1944 roku. Wówczas po raz kolejny wkroczyli do Białegostoku Rosjanie. Urządzenia z fabryki zdemontowano i wywieziono w głąb ZSRR. Po II Wojnie Światowej z wytwórnią tlenu stało się to samo co z wieloma innymi fabrykami. Czyli najpierw upaństwowienie, a potem “zjednoczenie” z innymi zakładami. W 1993 r. białostocki zakład już jako “Polgaz” został sprywatyzowany. Jako ciekawostkę dodamy, że firma Perun nadal istnieje (w Warszawie) i zajmuje się produkcją urządzeń spawalniczych.

pomnik Stefana Czarnieckiego w Tykocinie. Rok 1918.

Pomnik człowieka, który nie miał czasu dla Tykocina stoi na głównym placu… Tykocina

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Na początku Was uspokoimy, nie chcemy żadnego pomnika obalać. Tytuł jest jednak prawdziwy. Na głównym placu w Tykocinie stoi pomnik Stefana Czarnieckiego, który to dla tego miasteczka czasu nie miał. Jak to się stało, że mimo to się tam znalazł? Pomnik przedstawia hetmana w pełnym stroju szlacheckim. W prawej dłoni dzierży buławę, lewą zaś podpiera się na szabli. Akcentuje to wszelkie przymioty narodowego bohatera. Z każdej strony wyryto również dyplom nadania Czarnieckiemu dóbr tykocińskich. Rzeźbę wykonał francuski artysta Pierre de Coudray. Do rejestru zabytków została wpisana w połowie lat 60.

Ilustracja Encyklopedii staropolskiej T.4 090 wykonana między 1900 a 1903 rokiem – Pomnik Stefana Czarnieckiego w Tykocinie. Autor: Zygmunt Gloger.

Zanim odpowiemy na to pytanie skąd Czarniecki w Tykocinie, to musimy odpowiedzieć sobie najpierw kim on był. Można to zrobić ogólnikowo, a można to zrobić jak należy czyli rzetelnie! Człowiek z pomnika to bohater przez duże B i legenda przez duże L szlacheckiej Polski. Jego postać była na tyle wybitna, że razem z Janem Henrykiem Dąbrowskim oraz Napoleonem Bonaparte został wymieniony w Pieśni Legionów Polski we Włoszech, która od 1927 roku jest polskim hymnem. Co musiał zrobić Czarniecki, by dostąpić takiego zaszczytu? Pieśń Legionów Polski we Włoszech miała porwać do walki żołnierzy polskich. Jednak warto sobie uporządkować to wszystko, bo pieśń pochodzi z 1797 roku, a Czarniecki wtedy od 132 lat już nie żył.

 

Polska w swojej ponad 1000-letniej historii ma takie daty, które zostały wyryte w umysłach kolejnych pokoleń. Gdyby zapytać przeciętnego Polaka o to jakie lata mu się kojarzą z historią Polski to odpowiedziałby, że 1989, 1939, 1918, 1795, 1410, 966. Czyli to co wryła nam do głów podstawówka. Jak widzicie pomiędzy 966 a 1410 rokiem jest ogromna przepaść tak samo jak między 1410 a 1795 rokiem. Marginalne traktowanie dziejów Polski między 966 a 1410 oraz 1410 a 1795 rokiem to poważny błąd. W pierwszym przedziale czasowym rodziła się polska gigantyczna potęga, wielkie mocarstwo w Europie. 1410 rok był właśnie momentem, gdy po raz pierwszy Polacy nadali nowy bieg historii. To właśnie wtedy miała miejsce złota era naszej historii, gdy rozbiliśmy nękające nas latami państwo krzyżackie oraz gdy w kolejnych latach rozbijaliśmy Carstwo Rosyjskie, gdy nie daliśmy się stłamsić podczas Potopu szwedzkiego ostatecznie doprowadzając do wycofania się wojsk wroga i zaprowadzenia pokoju oraz gdy miała miejsce legendarna bitwa chocimska, gdzie gromiliśmy wojska Imperium Osmańskiego.

I właśnie w tym momencie trzeba przywołać Stefana Czarnieckiego, który do Poznania wracał się przez morze dla ojczyzny ratowania po szwedzkim rozbiorze. Co to w ogóle znaczy? Żeby to zrozumieć trzeba przywołać kontekst historyczny. Szwedzi dziś kojarzeni są z bardzo łagodnymi, blondwłosymi sąsiadami, którzy są mili i dbają o przyrodę. W 1655 roku tacy mili to oni nie byli, a wręcz zachłanni. Nie dość, że chcieli by Morze Bałtyckie było ich prywatnym basenem, to jeszcze podczas najazdów ścierali w pył całe miasta wcześniej grabiąc co tylko się da. Nie inaczej było u nas, gdy najechali Podlasie. Wówczas bardzo ważnym punktem na mapie był Tykocin. Krzyżowały się tu drogi handlowe z Wilna do Warszawy oraz z Brześcia do Królewca. Ponadto na Narwi znajdował się port rzeczny. W Tykocinie była też twierdza, w której znajdował się ogromny arsenał Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Trzymaliśmy tam 500 armat. Ponadto znajdował się tam także skarbiec i biblioteka. Po rajdzie Szwedów zniszczono miasto, zaś liczba mieszkańców (1500) spadła o jedną trzecią.

Nasi przodkowie nie byli jednak bierni. Miało miejsce pospolite ruszenie. Stefan Czarniecki z Czarncy, wojewoda ruski miał taktykę, która się sprawdziła. Zamiast bezpośredniej konfrontacji postanowił nękać Szwedów napadami partyzanckimi. Poleceniem Króla Jana Kazimierza wojska polskie udały się do Danii, by wesprzeć tamtejsze wojska. 14 grudnia 1658 roku Polacy razem z Duńczykami prowadząc wojnę ze Szwecją znajdowali się w pobliżu wyspy Als, na której to stacjonowali Szwedzi. Słynne przeprawienie się przez morze było w rzeczywistości przeprawą przez cieśninę Als Sund po to, by dostać się na wyspę. Udało się to zrobić i zdobyć twierdzę Sonderborg. Szwedzi byli bardzo zaskoczeni, bo nie spodziewali się ataku od strony wody. A słynną przeprawę urządził właśnie Stefan Czarniecki.

 

W 1659 roku król Jan Kazimierz odwołał swoje wojska z Danii. Stefan Czarniecki powrócił do kraju. W dowód uznania od króla otrzymał na własność Starostwo Tykocińskie. A to był kawał terenu! Tykocin, Bierki, Łopuchowo, Stelmachowo, Proniszewo, Lipniki, Siekierki, Saniki, Złotorię, Sawino, Młynary, Białystok, Starosielce, Bojary, Wysoki Stok, Zawady, Dolistowo, Radzie, Radule, Smogorówkę, Trzcianne, Brzezinę, Jeżewo, Leśniki i Pajewo. Po wojnie polsko – szwedzkiej Tykocin potrzebował kogoś, kto je odbuduje. Pogromca Szwedów nie miał jednak na to czasu. Przepisał więc w testamencie wszystko na córkę Aleksandrę Katarzynę, a sam wyjechał na Ukrainę, na kolejną wojnę. Tym razem z Rosją. Córka Aleksandra Katarzyna Czarniecka była żoną Jana Klemensa Branickiego (dziadek białostockiego Jana Klemensa Branickiego). Stefan Czarniecki zmarł podczas wojny w 1665 roku. Małżeństwo Branickich przejęło dobra tykocińskie i odbudowali je. Fundatorem pomnika pogromcy Szwedów, co nie miał czasu dla Tykocina, ale na pomnik absolutnie zasługuje do dziś, był właśnie Jan Klemens Branicki.

 

Te wszystkie zwycięstwa, między innymi Stefana Czarnieckiego pamiętali w 1797 roku, zaraz po trzecim rozbiorze Polski, wszyscy ci, co nie chcieli słyszeć o braku Polski na mapie i wyemigrowali tam, gdzie mogli uformować wojsko czyli do Włoch i do Francji. To właśnie dla nich Józef Wybicki napisał specjalną pieśń, która zagrzewać miała do walki, która miała przekazać – zobaczcie jak wygrywaliśmy, jak dawaliśmy łupnia, jak nie daliśmy się stłamsić. Na polskich mundurach legionów był napis “Ludzie wolni są braćmi”. Niestety rzeczywistość była bardzo brutalna. W 1799 roku polskie wojska dostały bardzo mocno w kość. Na początku liczyły 8000 żołnierzy podzielonych na 2 legie. W pierwszej zginęło 2000 żołnierzy. W drugiej przeżyło tylko 800. Po takim ciosie morale nie były zbyt wysokie. Dąbrowskiemu jednak udało się odbudować wojska i w roku 1800 Polacy mieli własny, 6-tysięczny legion. Mimo, że przez kolejne 118 lat Polski było na mapie, a w polskich legionach zginęło łącznie 20 tysięcy ludzi. Nasi żołnierze walczyli jednak w obcych wojnach z nadzieją, że rozstrzygną one także los Polski. W Legionach Polskich łącznie walczyło ok. 35 tysięcy osób. Do boju prowadziła ich pieśń mówiąca o tym, że Jeszcze Polska nie umarła, kiedy my żyjemy.

Czy można ukraść pomnik? W Białymstoku robiono to aż 3 razy! Za każdym razem znikała inna rzeźba.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Trudno powiedzieć dlaczego złodzieje to robili, ale sam fakt, że znikały jest bardziej zabawny niż oburzający. W historii Białegostoku były co najmniej 3 takie przypadki, gdzie ktoś ukradł artystyczny wyraz upamiętniający w postaci pomnika.

Na pamiątkę carskiego pułkownika

Mikołaj Kawelin w towarzystwie trzech kobiet. Zdjęcie zrobione w jego majątku Majówka (fot. Centrum Ludwika Zamenhofa)

Pierwszy pomnik, który zginął to pies Kawelin. Legenda głosi, że białostoczanie tak bardzo lubili carskiego pułkownika Mikołaja Kawelina, że postawili mu pomnik… ale psa. Trzeba przyznać, że pułkownik był bardzo do niego podobny. Mikołaj Kawelin po I wojnie światowej osiadł w okolicy Białegostoku. Był właścicielem kilkunastu tysięcy hektarów lasów, posiadał tartaki, mleczarnie. Miał własny apartament w białostockim Ritzu. Podobno potrafił do recepcji hotelu wjechać konno. Był też jednym z pierwszych prezesów Jagiellonii Białystok. Kamienisty buldog jako jego podobizna dumnie stał w miejscu, gdzie dziś stoi pomnik ks. Jerzego Popiełuszki. Podczas II wojny światowej najprawdopodobniej pieska wywieźli okupujący Polskę niemieccy żołnierze w głąb Niemiec. Być może do dziś stoi u kogoś w ogródku?

 

Dzisiejszy Kawelin stoi tuż przy wejściu na Planty idąc od Alei Bluesa. Jest to replika, z którą wiąże się inna ciekawa historia. Otóż w 2004 roku na dawnych Chanajkach, na opuszczonej posesji przy ul. Bema bawili się dwaj chłopcy. Podczas tej zabawy znaleźli stare klisze, które potem zanieśli do redakcji Gazety Wyborczej. Grzegorz Dąbrowski, ówczesny fotograf (a potem redaktor naczelny gazety) postanowił wywołać klisze. Okazało się, że są to zdjęcia dawnych białostoczan, których fotografował prowadzący swój zakład przy ul. Kilińskiego Bolesław Augustis. W pobliżu zakładu stał właśnie pomnik Kawelina, który powtarzał się na wielu zdjęciach. Mieszkańcy chętnie pozowali przy tej rzeźbie. I tak padł pomysł, by rzeźbę jeszcze raz wyrzeźbić. Od słów do czynów i mamy efekt w postaci dzisiejszej repliki. Jako, że w miejscu oryginału stoi pomnik ks. Popiełuszki, to druga wersja Kawelina dostała inne, równie dobre miejsce. Wywołane zdjęcia Augstisa można oglądać na stronie albom.pl

Były drzewa, są kamienie

fot. Rapnik / Wikipedia

Kawelin to nie jedyny pomnik jaki został skradziony. Obecny Pomnik Obrońców Białegostoku to już trzecia wersja. Obecnie są to ogromne, kamieniste monumenty stojące na wylocie do Warszawy oraz na Mazury. Pierwszą wersją pomnika były prawdziwe, spalone drzewa, które pamiętały 1939 rok. Gdy ich stan był już bardzo zły, to zamieniono je na metalową drugą wersję. Ktoś na nią się jednak połasił i… ukradł w 1999 roku. Prawdopodobnie pomnik spodobał się bardzo złomiarzom. Wersja numer 3 pomnika (obecna) stoi od 2009 roku. Jest zbyt ciężka by ją ukraść, a i na złom się nie nadaje.

Straciła głowę

Oryginalne Praczki na białostockich Plantach stały od 1946 roku. Były autorstwa wybitnego polskiego artysty – Stanisława Horno-Popławskiego. Jego rzeźby stały w wielu polskich miastach. W 1978 roku odrestaurowano pomnik. Cenne dzieło trafiło w 1992 roku do rejestru zabytków. Zaś w 2000 roku jedna z praczek straciła głowę. Ktoś ją zwyczajnie ukradł. W 2003 roku inna praczka została przepołowiona. Ktoś zwinął jej górną część, czyli popiersie. Co ciekawe po czasie głowa odnalazła się, ale inna. Tajemnicza rzeźba leżała u pewnej białostoczanki w ogródku. Nie wiadomo jak tam trafiła, ale było to bardzo dawno temu. Po analizach stwierdzono, że to na pewno nie jest praczka, ale prawdopodobnie wyrzeźbił ją Stanisław Horno-Popławski. Były to jednak tylko przypuszczenia, bez dowodów. Właściwa głowa oraz pół drugiej praczki nigdy się nie znalazły. Braki oczywiście wymieniono.

Meczet w Kruszynianach to najstarsza tatarska świątynia w Polsce. Jaka jest jej historia?

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Wielokrotnie na łamach naszego portalu polecaliśmy Wam przy jakiejś okazji odwiedzić małą wioseczkę pod granicą polsko-białoruską, gdzie mieszkają Tatarzy. Mowa tu o Kruszynianach. Oprócz bardzo interesującej kuchni oczywiście warto jest zwiedzić tamtejszy meczet, który został wybudowany na przełomie XVIII i XIX wieku. Dziś postanowiliśmy przybliżyć historię tego budynku, gdyż jest to najstarsza tatarska świątynia w Polsce.

 

Meczet architektonicznie jest dosyć prostą konstrukcją. Jest to prostokąt z trzema wieżami i klasycznym poddaszem. Swoim kształtem nawiązuje do okolicznych kościołów. Świątynia jest zielona, bo jest to kolor islamu. Dwie wieże od razu rzucają się w oczy, zaś trzecia jest nieco ukryta, bo nie ma okien. Znajduje się na krawędzi dachu. Wszystkie wieże mają kształt hełmu, który jest zwieńczony półksiężycem na szczycie. Wnętrze jest podzielone na dwie części – jedna jest dla mężczyzn, druga dla kobiet. Wchodząc do środka należy zdjąć obuwie. Pomieszczenie dla kobiet jest mniejsze i oddzielone. Wystrój to głównie dywany oraz kaligraficzne zapisy cytatów z Koranu. Każdy, kto będzie zwiedzać będzie mógł zanurzyć się w niezwykłej tatarskiej kulturze. A pomoże w tym charyzmatyczny przewodnik – Dżemil Gembicki.

Historia powstania meczetu wiąże się z pojawieniem się Tatarów na polskich ziemiach. Byli oni tu obecni już za czasów litewskiego księcia Witolda. Za czasów panowania króla Jana III Sobieskiego miała miejsce wojna z Turkami. Tatarzy zamieszkujący na terenach Rzeczypospolitej Obojga Narodów stanęli w walce po jej stronie. Po wygranej wojnie społeczność tatarska osiedliła się na ziemiach, które zostały im nadane przez króla. Po osiedleniu się wybudowano meczet. Pierwsze wzmianki o nim były już w dokumentach z 1717 roku. Obecny budynek jest już drugą świątynią w tym miejscu. Został zbudowany najprawdopodobniej w połowie XVIII wieku. Dokładna data nie jest znana lecz wiadomo że w 1846 roku miał miejsce remont, po czym został pamiątkowy kamień przed wejściem. Budynek szczęśliwie dotrwał do współczesnych czasów chociaż przez co najmniej 2 stulecia w Polsce działo się bardzo wiele.

 

Warto też zauważyć, że Kruszyniany to nie jedyny tatarski punkt na podlaskiej mapie. Jest cały 150 km szlak turystyczny. Jeżeli będziecie chcieli całkowicie się zagłębić w historię polskich tatarów to można zacząć w Białymstoku. Tutaj przy ul. Hetmańskiej znajduje się Białostockie Centrum Islamu. Drugi punkt to dom modlitewny przy ul. Grzybowej (Piastowska). Kolejny punkt zwiedzania znajduje się w Sokółce – tam w Muzeum Ziemi Sokólskiej można obejrzeć niezwykłą kolekcję eksponatów tatarskich. Tuż obok Sokółki znajduje się wieś Bohoniki gdzie znajduje się meczet wybudowany w XIX wieku. W Bohonikach znajduje się także spory cmentarz. Można zobaczyć na nim jak wyglądają groby tatarów. W samych Kruszynianach także jest cmentarz, ale nie tak duży jak w Bohonikach. W Polsce żyje ok. 4000 osób pochodzenia tatarskiego. W samym Białymstoku to około 1800 osób. Warto też dodać, że Tatarzy nie są mniejszością narodową tylko są Polakami.

fot. po prawej - Archidiecezja Białostocka

Dwa kościoły w Supraślu stoją 150 metrów od siebie. Wszystko zaczęło się w XIX wieku.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Supraśl to przepiękne miasteczko pod Białymstokiem, które odwiedzane jest przez wielu turystów, ale też i okolicznych mieszkańców. Spędzanie czasu na bulwarach, smakowanie regionalnej kuchni czy spacery po Puszczy Knyszyńskiej to właściwie większość punktów “programu” każdego, kto tam przyjeżdża. Spacerując ulicami Supraśla można zwrócić uwagę, że przy głównej ulicy stoją obok siebie 2 kościoły. Dokładnie dzieli je 150 metrów. To dosyć zaskakujące. O ile na Podlasiu przyzwyczailiśmy się, że obok siebie stoją na przykład kościół i cerkiew o tyle dwa kościoły katolickie w tak małej odległości nie są już tak oczywiste. Postanowiliśmy sprawdzić jaka historia stoi za tak zaskakującym faktem. Gdy już się dowiedzieliśmy, to chcielibyśmy z Wami się nią podzielić.

Czekali 5 lat na mszę

Otóż dawniej, a konkretnie w XIX wieku były to świątynie o różnych wyznaniach – jedna ewangelicko-augsburska, zaś druga katolicka. Należy zaznaczyć iż ta druga została wybudowana w 1863 roku. Jednak pierwsze nabożeństwo odbyło się tam dopiero 5 lat później. Wszystko dlatego, że Polska była pod zaborami, a nasza część pod rosyjskim zaborem. Tego samego roku, co wybudowano świątynię, wybuchło powstanie styczniowe. Walki miały miejsce między innymi w Supraślu czy okolicznej Kopnej Górze. Po tych wydarzeniach carskie władze represjonowały Polaków.

 

Między innymi nie zgadzano się na odprawianie katolickich mszy, które potajemnie odbywały się w domach. Ostatecznie po pięciu latach dzięki działaniom jednego z supraskich fabrykantów – Niemca Alfonsa Alta udało się wynegocjować, że msze będą prowadzone przez niemieckiego księdza Gustawa Bayena. Niedługo po tym jednak został wyrzucony z Supraśla za zaangażowanie w obronę prześladowanych unitów. Kolejni księża obejmujący kościół byli już Polakami. Nie była to jednak parafia lecz filia parafii białostockiej ponieważ władze carskie nie pozwalały na rozwój kościołowi. Z tego samego powodu w Białymstoku drugi kościół (św. Rocha) powstał dopiero po odzyskaniu Niepodległości.

Zdewastowany magazyn

W 2005 roku Ksiądz Arcybiskup Wojciech Ziemba, ówczesny Metropolita Białostocki podzielił omawianą wyżej parafię pw. Świętej Trójcy i utworzył drugą, odrębną parafię pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w kościele 150 metrów obok. Warto jednak zaznaczyć, że to nie było tak iż była tam świątynia ewangelicko-augsburska i nagle stała się katolicka. Świątynia tego pierwszego wyznania została wyświęcona w 1885 roku. Ufundowali ją fabrykanci suprascy. Gdy nadeszła II Wojna Światowa kościół przestał pełnić swoje funkcje. W kolejnych latach przeznaczono go na magazyn i aż do 1968 roku ulegał dewastacji. W PRL próbowano dawną świątynię jeszcze zaadaptować na salę gimnastyczną, salę koncertową, punkt PTTK. W latach 1979-1986 przeprowadzono w niej prace rewaloryzacyjne.

 

Po upadku PRL kościół ewangelicko-augsburski otrzymał prawo własności do budynku. Rok później jednak Kuria Arcybiskupia kościoła katolickiego w Białymstoku odkupiła świątynię. Świątynię wzniesiono w stylu eklektycznym z przewagą form neogotyckich. Została wyremontowana i dostosowana do potrzeb kultu katolickiego po erygowaniu nowej parafii czyli w 2005 roku. Od tego czasu w Supraślu w odległości 150 metrów funkcjonują dwie różne parafie.

fot. Muzeum Podlaskie w Białymstoku

Pierwsza elektrownia w mieście powstała z prywatnej inicjatywy

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

1908 rok to czas, gdy w Białymstoku wszystko mocno się rozwijało. Skąd nagle taki boom? Cesarstwo Rosyjskie, pod zaborem którego była część Polski, w której znajdował się Białystok zniosło poddaństwo chłopów i ich uwłaszczenie. Dzięki czemu mogli oni migrować. Tak też się stało – siła robocza przyjechała do Białegostoku. Pamiętać należy iż od 1862 roku funkcjonowała już kolej w mieście. Te dwa czynniki spowodowały, że w Białymstoku prężnie rozwijał się przemysł.

 

Najbardziej rosła liczba zakładów włókienniczych. W 1860 roku było ich tylko 15, zaś pod koniec XIX wieku już 300! Razem z zakładami szybko przybywało miejsc pracy. Taki rozwój jednak wymagał nowych inwestycji. I tak 29 maja 1908 roku została zawarta umowa pomiędzy Białymstokiem a Niemieckim Towarzystwem Przedsiębiorstw Elektrycznych w Berlinie. Na jej mocy towarzystwo zobowiązało się do zbudowania w mieście elektrowni. W zamian Białystok nie mógł zbudować takiego budynku samodzielnie lub pozwolić komuś jeszcze na taką inwestycję. Wszystko przez 50 lat. Potem elektrownia miała przejść na własność miasta.

fot. Archiwum Państwowe Białystok

13 maja 1913 roku, przy ul. Elektrycznej 13 powstała pierwsza elektrownia w mieście. Oczywiście początkowo biznes opłacił się, gdyż coraz więcej firm chciało korzystać z prądu. Jednak umowa nie dotrwała do końca. Najpierw I Wojna Światowa, potem II Wojna Światowa zrobiły swoje. Ostatecznie w 1944 roku elektrownię upaństwowiono. Dziś jest to siedziba Galerii Arsenał.

fot. Muzeum Podlaskie w Białymstoku

Ten budynek istnieje od 260 lat. Kościół ochronił go przed zniszczeniem.

Opłacone przez: KKW Trzecia Droga PSL–PL2050 Szymona Hołowni

Ten budynek stoi w cieniu – jednego z najbardziej rozpoznawalnych obiektów w mieście. Ma już 261 lat i jest jednym z najstarszych mieście. Przetrwał nawet zniszczenie miasta przez Niemców podczas II Wojny Światowej. Mowa tu u budynku “Kina Ton”, który wcześniej pełnił wiele ról.

Szpital na zlecenie hetmana

Budynek Kina “Ton” ma bardzo szerokie archiwum zdjęciowe dzięki temu, że stoi w bezpośrednim sąsiedztwie pierwszego kościoła w mieście. Stara świątynia powstała w 1626 roku, jednak już w 1752 roku przebudowano ją ze stylu renesansowego na barokowy, który pozostał do dziś. Około 10 lat później obok na zlecenie Jana Klemensa Branickiego wybudowano “szpital – przytułek kościelny dla 7 dziadów kościelnych i 6 bab”. Opiekę nad chorymi sprawować mieli lekarze sprowadzeni przez hetmana oraz zakonnice, które do dziś mają swój klasztor na przeciwko. Blisko dekadę później hetman umiera, lecz szpital działa nadal. Gdy Polskę spotykają zabory – placówka ciągle nie przerywa swojej działalności.

 

Gdy Izabela Branicka – wdowa po hetmanie, przekazała miasto zaborcy pruskiemu – ten wielokrotnie wspierał szpital w trosce o higienę miasta. Gdy Białystok został przejęty przez zaborcę rosyjskiego – to szpital zaczęli opuszczać chorzy. Problemy ze swoją działalnością miały również zakonnice z klasztoru. W 1859 roku będąc w rękach Białostockiego Towarzystwa Dobroczynności budynek po dawnym już szpitalu przeszedł gruntowny remont. A po nim utworzono tam liczne sklepy, zakłady czy kwiaciarnia. W XX wieku w budynku urzędowało także Stowarzyszenie Robotników Katolickich.

Kwiaciarnia, dom pogrzebowy, kino i teatr

Gdy Białystok dołączył do niepodległej Polski to w budynku zaczęła funkcjonować drukarnia, księgarnia religijna, sklepy oraz zakład pogrzebowy. Miała tam swoją siedzibę również Spółdzielnia Ogrodniczo-Pszczelnicza. W 1935 roku miał miejsce kolejny remont, po którym dobudowano salę. Wtedy działalność rozpoczęło kino “Świat”. Przez jego scenę przewinęli się tacy wybitni artyści II RP jak Hanka Ordonówna, Loda Halama czy Chór Juranda. W 1937 roku publiczność wysłuchała odczytu “85 kilometrów od Białegostoku” wygłoszonego przez Melchiora Wańkowicza.

 

W 1939 roku przyszła okrutna II Wojna Światowa. Cały Białystok został praktycznie zniszczony przez Niemców. Budynek kina na szczęście przetrwał razem ze starym kościołem. Zapewne bezpośrednie sąsiedztwo ze świątynią uchroniło budynek przed zniszczeniami. 22 września 1944 roku odbyła się w obiekcie premiera “Uciekła mi przepióreczka” Stefana Żeromskiego. To rozpoczęło nowy, powojenny etap w życiu budynku jako Teatru Miejskiego. Na deskach występowali między innymi Hanka Bielicka czy Zygmunt Kęstowicz.

Procesy pokazowe

Gdy PRL rozwinął swe skrzydła, budynek – z racji, że posiadał dużą salę – służył władzy do organizacji politycznych procesów pokazowych. To bardzo ponury czas bowiem w latach 1944-1956 w woj. białostockim skazano na karę śmierci ponad 550 osób zaś 320 wyroków wykonano. Większość tych wyroków KS zapadła w trakcie tzw. procesów pokazowych, publicznych, organizowanych w celu zastraszenia ludności. W tym budynku odbyły się najgłośniejsze rozprawy pokazowe, które miały miejsce w województwie białostockim.

 

W dniach 13-18 lipca 1946 r. sądzono 24 członków WiN z zastępcą komendanta Okręgu WiN Białystok ppłk. Aleksandrem Rybnikiem “Jerzym” na czele. Zapadło siedem wyroków śmierci, sześć z nich wykonano. W dniach 19-27 września 1949 r. sądzono dowódców PAS Okręgu NZW Białystok kpt. Romualda Rajsa “Burego” i ppor. Kazimierza Chmielowskiego “Rekina”. Obaj zostali skazani i straceni. Rozprawy pokazowe, na których zapadały wyroki śmierci odbywały się także w innych miejscach w Białymstoku oraz poza nim – w około sześćdziesięciu miejscowościach województwa.

W latach pięćdziesiątych obiekt przeznaczono na kino, które nazwano “Ton”. Budynek w 1990 roku został zwrócony kościołowi. Gdy w mieście zaczęły pojawiać się galerie handlowe, a wraz z nimi duże kina, to “Ton” nie przetrwał konkurencji i w 2008 roku przestał działać. Od tamtej pory od czasu do czasu służył za miejsce, gdzie różne, znane osoby wygłaszały swoje wykłady. W uiegłym roku w budynku po dawnym kinie znów miał miejsce remont.