Featured Video Play Icon

195 żubrów w jednym miejscu! Co za widok!

Czegoś takiego się nie spodziewaliśmy. W okolicach Narwi, w gminie Doratynka udało się nagrać z drona 195 żubrów. Takie stado jest unikalne w skali całego regionu, zwykle zwierzęta skupiają się w mniejszych grupach.

W ostatnim czasie podlaskie żubry były liczone. W Puszczy Knyszyńskiej doliczono się 298 żubrów. W ubiegłym roku było to 212. Po polskiej stronie w Puszczy Białowieskiej żyje prawie 800 żubrów. Warto wiedzieć, że od niedawna żubry zostały również wywiezione do Puszczy Augustowskiej, gdzie też zaczęły się prężnie rozmnażać.

Featured Video Play Icon

Przepiękne rozlewiska zdobią całe Podlaskie. Zobaczcie te widoczki!

Wiosna w Podlaskiem tuż za rogiem, a to oznacza przepiękne widoki. Budząca się natura do życia zachwyca, jednak nim pierwsze pąki pojawią się na łąkach, krzewach i drzewach potrzeba wody i słońca. Tak się składa, że i jednego i drugiego u nas ostatnio nie brakuje. W efekcie możemy podziwiać niesamowite rozlewiska, które wystąpiły przy rzekach. Możecie podziwiać te widoki przy pomocy filmów lub osobiście, na żywo! Najlepszy efekt będzie bladym świtem, gdy tylko wyjdzie słońce.

Na powyższym filmie zobaczyć możemy Narew w Tykocinie i Surażu. I chociaż widoki są wykonane przy pomocy drona, to gdy będziemy na miejscu – możemy skorzystać z punktów widokowych. Możecie skorzystać z poniższego linka, gdzie jest mapa podlaskich wież widokowych.

http://podlaskie.cyfryzacja.eu/wieze-widokowe-na-podlasiu/

Jeżeli chcecie podziwiać wiele miejsc, to możecie to robić z mostów na rzekach. Piękne widoki zastaniecie choćby w Złotorii.

Zwiedzanie rozlewisk warto także połączyć z obserwacją dzikich ptaków. Tych akurat ostatnio nie brakuje. Najlepiej wybrać się do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Będziemy mogli naszych latających przyjaciół podglądać w okolicach Goniądza, Dawidowizny, Wrocenia czy Dolistowa Starego. Możemy też jechać wzdłuż Biebrzy w stronę Augustowa. Alternatywnie warto wybrać się w okolice Strękowej Góry, gdzie Biebrza z Narwią tworzą jedność. Podobnie – dobrym pomysłem będzie odwiedzenie Wizny i Grądów-Woniecko. W tej ostatniej miejscowości charakterystycznym miejscem jest cienki pas drogi pomiędzy rozlewiskami.

Nie może w tym zestawieniu również zabraknąć Bugu, który wylał obficie w tym roku.

 

 

Featured Video Play Icon

Budżet obywatelski rusza! Zbudujmy WC na miarę XXI wieku!

Miasto Białystok ogłosiło nabór projektów do realizacji Budżetu Obywatelskiego. Do wydania jest pula 12 milionów złotych. Korzystając z okazji, postanowiliśmy rzucić pomysł budowy szaletu miejskiego na miarę XXI wieku. Bo ten betonowy kloc na Plantach za 400 000 zł, który być może i będzie użyteczny (tego jeszcze nie wiemy, bo ciągle nie działa), swoim wyglądem kompletnie nie przystaje do otoczenia Pałacu Branickich i centrum miasta.

W powyższym filmie (jest w języku angielskim, ale ważne co widać, a nie co słychać) można zobaczyć, jak prezentuje się szalet miejski na miarę XXI wieku. Powstał w Tokio i właśnie z japońskich wzorców powinniśmy czerpać garściami. Szklana toaleta, która dzięki magicznemu przyciskowi zaciemnia obraz to idealne rozwiązanie w mieście. Dzięki przezroczystości nie rzuca się w oczy jak betonowy kloc i nie narzuca się sobą reszcie przestrzeni. Natomiast w chwili próby umiejętnie zmienia kolor, tak by dopasować się do otoczenia. Jeżeli postawimy ją blisko lasu – może być zielona, jeżeli przy pałacu Branickich biało-żółta, a jeżeli na Rynku Kościuszki to jasno-szara. Czy to nie cudowne?

Od razu zaznaczmy, że mimo tego, że to japoński wynalazek, to w Polsce ta technologia jest już dostępna od kilku lat. Zatem Tadeusz Truskolaski, żeby móc zrealizować ten projekt, nie będzie musiał lecieć z ofensywą dyplomatyczną do Japonii. Wystarczy zamówić w polskim sklepie, w którym takie coś sprzedają.

Chcielibyśmy Was zaangażować w realizację tego wyśmienitego projektu. Zanim złożymy projekt w imieniu białostoczan, to chcielibyśmy zapytać Was – zupełnie na poważnie – jaka lokalizacja byłaby najlepsza dla schludnego, szklanego szaletu? Piszcie swoje propozycje w komentarzach na naszym Facebooku.

fot. Stowarzyszenie Rowerowy Białystok

Rowerzyści chcą własny pas na wiadukcie Dąbrowskiego. Co na to prezydent?

Mogłoby się wydawać, że Białystok ze swoją ogromną siecią tras rowerowych i BiKeR-em jest miastem bardzo przyjaznym dla rowerzystów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę inne miasta w Polsce, to tak rzeczywiście jest. Tylko czy musimy brać pod uwagę wyłącznie nasz kraj? Wystarczy pojechać do większych miast Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii żeby zobaczyć jak bardzo Białystok przyjazny nie jest. Ścieżki rowerowe to jedno, wypożyczalnia to drugie, ale jest jeszcze trzecie. To codzienne życie.

W zachodnich miastach nie ma takiego wyboru jak w Białymstoku albo samochód albo droga komunikacja miejska. Tam rowerzystów traktuje się nie tylko w ustawie jako uczestników ruchu drogowego, ale traktuje się ich tam z poszanowaniem. Pasy rowerowe są częścią jezdni, a nie chodnika. Jednośladem poruszamy się obok samochodów, a nie pieszych. Kierowcom nie przychodzi tam do głowy, by z ogromną prędkością wymijać rowerzystę kilka centymetrów przy jego nodze. Warto też dodać, że rowerzyści również mają więcej obowiązków – kask czy światła to podstawa, bez której można dostać mandat.

Stowarzyszenie Rowerowy Białystok, które regularnie zwraca się do prezydenta z inicjatywami dotyczącymi jednośladów, tym razem zaproponowało, by jeden z ważniejszych punktów w mieście – Wiadukt Dąbrowskiego mógł być przejezdny – tak samo jak dla samochodów. Obecnie drogami dla rowerów dojedziemy z Centrum na Antoniuk, z Centrum na dworzec kolejowy, ale jeżeli chcielibyśmy do Al. Solidarności, to musimy jechać albo jedną albo drugą z tych dróg. Prosto, bezpośrednio można razem z samochodami. Co oznacza w praktyce proszenie się o śmierć lub kalectwo. Nie będziemy się wypowiadać za cały kraj, ale w naszej części kultura jazdy nie istnieje. Rowerzysta na jezdni sprawia, że niektórzy dostają małpiego rozumu. Szybko wymijają, kilka centymetrów od nogi, zajeżdżają drogę, swoimi zachowaniami spychają w stronę krawężnika, powodują utratę równowagi i wypadki, a także dochodzi do licznych potrąceń.

Odrobinę komfortu zapewnia wydzielony pas dla rowerów. Z tym, że w Białymstoku się czegoś takiego nie praktykuje. Albo chodnikiem albo w ogóle. Stowarzyszenie Rowerowy Białystok pisze do prezydenta tak:

Zadziwiające, że pomimo niespełna 19 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiego oraz popularyzacji wiedzy na temat korzyści z ruchu rowerowego i szkodliwości ruchu samochodowego, na Wiadukcie Dąbrowskiego w dalszym ciągu preferowany jest ruch samochodowy a ruch rowerowy jest zupełnie ignorowany.

Jak jest przez nich opisany przejazd Dąbrowskiego. Jak droga przez mękę.

Obecnie, aby zgodnie z przepisami przekroczyć Wiadukt Dąbrowskiego, rowerzysta jadący od strony ulicy Zwycięstwa musi jechać najpierw lewym pasem ruchu ulicy Kolejowej (na prawym jest buspas), następnie łącznicą, z której przez krawężnik bez wyznaczonego zjazdu może spróbować dostać się na ciąg pieszo-rowerowy. Jeżeli jedzie na Lipową, to pod kościołem św. Rocha musi z powrotem wjechać na jezdnię (od razu lewy pas) i dopiero za budynkiem Lasów Państwowych znowu na ciąg pieszo-rowerowy. Rowerzysta jadący z Alei Solidarności musi wjechać na jezdnię już na wysokości ulicy Kaczmarskiego, po czym zmuszony jest korzystać z wiaduktu aż do łącznicy prowadzącej na Poleską, gdzie pojawia się pierwsza możliwość zjazdu na ciąg pieszo-rowerowy. W podobnej sytuacji jest rowerzysta jadący z ulicy Antoniukowskiej, który na jezdnię musi wjechać już na skrzyżowaniu z ulicą Owsianą, jechać jezdnią główną około 300m pomimo równolegle biegnącej drogi rowerowej (ta jest bowiem niepowiązana z ulicą), następnie zmienić pas w celu dostania się na łącznicę, którą wjeżdża na wiadukt. W gorszym położeniu są rowerzyści jadący z Lipowej lub Piłsudskiego. Rowerzysta jadący z ulicy Lipowej musi wjechać na jezdnię już na wysokości adresu Lipowa 47/1 i wjechać na wiadukt drugim pasem od lewej, w miejscu gdzie wiadukt ma cztery pasy ruchu (sic!). Rowerzysta jadący z Alei Piłsudskiego musi wjechać na jezdnię na wysokości ulicy Botanicznej i zająć pas ruchu drugi od prawej. W obu przypadkach rowerzysta chcący dojechać do ulicy Solidarności lub dworca PKP jest zmuszony jechać środkowym pasem ruchu aż do zjazdu w ulicę Antoniukowską.

Sprawa Wiaduktu jest urzędnikom dobrze znana. O uporządkowanie organizacji ruchu rowerowego na nim wnioskowano już w 2019 roku. Były spotkania w tej sprawie z urzędnikami. Od tamtego spotkania minęło już 3,5 roku, a rowerzyści, aby przekroczyć Wiadukt, w dalszym ciągu muszą łamać przepisy lub narażać się na niebezpieczeństwo. Rowerzyści postanowili wrócić do sprawy i chcieliby, by  wyznaczono dedykowaną infrastrukturę kosztem jednego z pasów ruchu ogólnego północnej jezdni Wiaduktu (na odcinku, gdzie jest ich więcej niż dwa).

Cały wniosek do prezydenta można przeczytać tutaj: http://rowerowybialystok.pl/art/wniosek-w-sprawie-wiaduktu-dabrowskiego-i-jego-okolic

Jeżeli mamy obstawiać, to prośby rowerzystów raczej wysłuchane nie będą. Białystok i jego urzędnicy pod batutą Tadeusza Truskolaskiego przyzwyczaili mieszkańców do tego, że wiedzą najlepiej.

Featured Video Play Icon

Białystok z przełomu lat 80. i 90. XX wieku na filmach. Było bardzo zielono!

Takiego Białegostoku być może wiele osób już nie pamięta, jednak z naszej perspektywy to miasto z dzieciństwa. Bujna zieleń występowała wszędzie, labirynty w Pałacu Branickich, skwerek przy ratuszu, a także nysy, wartburgi, fiaty i polonezy, ikarusy i jelcze na ulicach. To tylko skrawek z tego, co można by było zobaczyć, Jest też co wymieniać, czego na filmie już nie widać. Wiele obiektów dziś już nie istnieje – takich jak amfiteatr, gąszcz drewnianych domów i wąskich uliczek od Żelaznej, przez Młynową po Sosnową, czy wreszcie ul. Lipowa z Rynkiem Kościuszki oblepione kolorowymi szyldami.

To miejsca, które ustąpiły nowoczesności. Jeżeli spojrzymy na otwartą, przestrzenną Jurowiecką z dawnych lat oraz dzisiejszą, zabudowaną gęstymi molochami to jest to niebo i ziemia. Owszem, nie ma co płakać po obskurnych bazarach i dawnym stadionie, bo teraz Giełda na Andersa i stadion przy Słonecznej doskonale zastąpiły poprzednie obiekty. Natomiast nikt nie przekona nas, że obecna Jurowiecka z tymi wielkimi budynkami po dwóch stronach jezdni kształtuje lepiej przestrzeń miejską.

Podobny moloch to Opera i Filharmonia Podlaska, która zastąpił amfiteatr. Oczywiście nie ma co płakać po dawnych obiekcie, zaś obecny doskonale nadaje się do organizacji wielu wydarzeń kulturalnych, artystycznych i innych. Natomiast czy ogromny, klocowaty budynek w tym miejscu pasuje? Coś się jednak z przestrzenią gryzie. Tak samo drewniane domki i kocie łby dawnych Chanajek ustąpiły “apartamentowcom” czyli kolejnym molochom. Czy teraz jest lepiej? Nowocześniej na pewno, ale tylko tyle.

Nie mamy wątpliwości, że kolejne pokolenie, które kiedyś dojdzie do władzy w Białymstoku będzie skuwać ten cały beton. Białystok znów będzie przepełniony zielenią jak na powyższym filmie. Trzymamy kciuki, by nastąpiło to jak najszybciej.

Featured Video Play Icon

Dobre informacje. Pełno wody w podlaskich rzekach!

Przedwiośnie idzie pełną parą, zaś podlaskie rzeki i ich rozlewiska są pełne wody. To bardzo dobre informacje nie tylko dla środowiska, ale także dla ludzi, którzy bez tego środowiska nie mogli by żyć.

Przypomnijmy, że w ciągu ostatnich 5 lat – przez trzy miała miejsce susza, dopiero zmieniło się wszystko w tamtym roku, gdy na wiosnę nie brakowało wody i rozlewisk. W tym roku również sytuacja jest dobra. Mimo, że śniegu nie było zbyt wiele – padało obficie i powoli, nawadniając ziemię. Już wkrótce będą tego pierwsze efekty. Gdy tylko w końcu wyjrzy słońce na dłużej, a temperatura podniesie się jeszcze wyżej niż obecnie – wszystko pięknie się zazieleni.

graf. hydro.imgw.pl (na żółto i na pomarańczowo zaznaczone wysokie stany rzeki Bug, Biebrzy oraz Narew.

Ale nie o walory estetyczne tu tylko chodzi. Jeżeli wszystko się zazieleni, natychmiast pojawią się wszelkiej maści owady. To natomiast przyciągnie ptaki. To nasi sprzymierzeńcy w walce z komarami. To jednak nie wszystko. Brak suszy to idealny czas dla rolników, którzy mogą cieszyć się później bogatymi zbiorami. A to już ma wpływ na ceny żywności w sklepach. Im więcej jej trafi tym ceny są niższe.

Mokradła, które powstają po zimie to także utrzymywanie lasów przy życiu. Wspominane wyżej 3 lata były bardzo trudnym czasem, ciągłego zagrożenia pożarowego. Pamiętamy też jak spłonął kawał Biebrzańskiego Parku Narodowego, zaś trudna akcja gaśnicza trwała przez wiele dni na rozległym, trudno dostępnym obszarze. Nasze kolejne dobro narodowe Puszcza Białowieska także doświadczyła pożarów, które na szczęście szybko zostały zduszone, nim wyrządziły ogromne straty. Zasilenie wodą lasów spowoduje, że zarówno ich korzenie będą nawodnione jak i ściółka. Jeżeli nikt nie będzie przeszkadzać bobrom, to i one dodatkowo zabezpieczą lasy.

Dlatego też wysokie stany w rzekach to bardzo dobra informacja dla przyrody i dla człowieka.

Featured Video Play Icon

Co za film, co za klimat! Dokument “Autobus Siemiatycze – Świat” można zobaczyć dawne wyjazdy za chlebem.

Takiego filmu się nie spodziewaliśmy. Udało nam się “odkopać” film opublikowany 13 lat temu w serwisie YouTube. Jest to dokument “Autobus Siemiatycze – świat” – Sławomira Koehlera, który został zrealizowany w ramach cyklu “Małe ojczyzny”, wyróżniony przez Fundację Kultury w konkursie “Małe Ojczyzny – Tradycja dla przyszłości”. Pretekstem do zrealizowania filmu jest działająca od dawna linia autobusowa Siemiatycze-Bruksela i od kilku miesięcy linia Siemiatycze-Londyn. W dokumencie tym zaprezentowano rozwój handlu i turystyki.

Już początek pokazuje, że będzie to kawał dobrego kina dokumentalnego. Widzimy starego jelcza z napisem “Bruxela”. Co raz w tle przygrywa akordeon i śpiewa zespół ludowy. Między scenami mieszkańcy Siemiatycz komentują otaczającą ich rzeczywistość. A ta w latach 90. była szara i ponura. Wyjazd do Brukseli był czymś, co powodowało, że ludzie nie musieli żyć w biedzie. Zostawali tylko ci, którzy nie potrafili wyjechać lub z jakichś powodów nie chcieli.

Wyjazdy do Brukseli spowodowały tez rozwój usług w Siemiatyczach. Powracający przywozili pieniądze i wydawali je w rodzimym mieście. To podniosło warunki życiowe tych, którzy na miejscu prowadzili przedsiębiorstwa.

Featured Video Play Icon

Jakie miejsca będą popularne w Podlaskiem w 2023 roku?

Tykocin, Białystok, Siemianówka, Odrynki, Trześcianka, Puchły, Supraśl, Krynki, Kruszyniany, Grabarka, rzeka Bug – te wszystkie miejsca odwiedził pewien mieszkaniec Łodzi, który zabrał ze sobą drona. W efekcie powstał długi i piękny film, pokazujący jak wspaniały jest nasz region. Przy tej okazji postanowiliśmy poruszyć temat kierunków turystycznych na 2023 rok. Na filmie nie zabrakło zamku w Tykocinie, Pałacu Branickich, zalewu, kolorowych cerkwi, meczetu czy Krainy Otwartych Okiennic. Można powiedzieć, że to już niemalże “zestaw obowiązkowy” każdego przyjeżdżającego. Aż dziw bierze, że przyćmiona została nawet Białowieża czy Augustów, które dawniej były odwiedzane przez ogromne liczby osób.

Białowieża przegrywa

Augustów jest uzdrowiskiem, więc znajdują się tam sanatoria, zaś latem mają niezliczoną liczbę miejsc, gdzie można wypocząć. Tam przyjezdnych brakować nie będzie. Natomiast widać jak bardzo ucierpiała Białowieża. Po pierwsze dojazd tam jest fatalny. Torów nikt nie chce remontować, przez co nie ma bezpośredniego połączenia kolejowego. Jezdnia jest bardzo wąska i w dość kiepskim stanie. Ze względu na ochronę przyrody nikt poszerzać jej raczej nie będzie. Aczkolwiek warto wiedzieć, że istnieją takie zakusy. Swoje dołożyła też pandemia i stan wyjątkowy. Białowieża jednym słowem przegrywa w ostatnich latach walkę o turystę, bo nie zawsze jest w tym “zestawie obowiązkowym”. Podobnie Augustów – tam przyjeżdża zupełnie inny turysta niż do Tykocina, Supraśla czy Trześcianki.

Białowieży nie pomaga też fakt, że rządzi nią od lat ten sam człowiek. Wójt Albert Litwinowicz ostatnio zasłynął tym, że wydał pozwolenie pracownikowi urzędu, aby ten jako przedsiębiorca mógł zbudować w Puszczy Białowieskiej farmę fotowoltaiczną. Prawdziwe odklejenie od rzeczywistości. Dodajmy do tego brak pomysłów na przyciągnięcie turystów i mamy przepis na katastrofę. Mieszkańcy Białowieży powinni się skrzyknąć i czym prędzej odwołać swego włodarza. Bo jeszcze trochę czasu i nie będzie co ratować.

Augustów cały rok na topie

Augustów stale pięknieje. W ostatnim czasie oprócz świetnego zagospodarowania plaży pojawiły się nowe ścieżki spacerowe, którymi możemy podziwiać zbiorniki wodne w Augustowie. Jest wygodnie nie tylko dla zwykłych turystów, ale też dla emerytów z sanatorium czy dla młodych rodzin z dziećmi. Każdy tam znajdzie coś dla siebie.

Tykocin staje się powoli drugim Kazimierzem Dolnym. Odwiedzając oba miasta możemy zobaczyć wiele podobieństw. Prawosławne miejsca jak Odrynki, Trześcianka czy Puchły przyciągają wszystkich tych, dla których kolorowe i drewniane cerkwie to egzotyka, którą chcą zobaczyć na własne oczy. Dlatego, mimo że to małe miejscowości – nie muszą specjalnie rozwijać się turystycznie. Wystarczy dbać o to co mają. Podobnie Grabarka czy Kruszyniany, tyle że tam przyciąga się wyjątkową górą krzyży czy meczetem.

Supraśl jak Zakopane

Kiedy przyjedziemy do Supraśla, to możemy poczuć się trochę jak w Zakopanem. Tylko zamiast gór będzie Puszcza Knyszyńska. Swoją drogą okolice Supraśla również są górzyste. Siemianówka przyciąga najczęściej tylko z jednego powodu – jest tam ogromny zbiornik wodny, gdzie wiele osób jedzie, bo jest po trasie Green Velo. Szlak rowerowy jest bardzo popularny, mimo że trasa mogłaby być dużo lepsza i ciekawsza. Magia promocji jednak działa.

A Białystok to Białystok. Przyciąga tych, którzy na koniec dnia, po zwiedzaniu Podlasia chcą zaczerpnąć jeszcze wielkomiejskich rozrywek. Rynek Kościuszki i jego okolice to doskonale rozwinięta baza gastronomiczno-rozrywkowa. Przy okazji można coś zwiedzić.

Jakie kierunki w 2023 roku?

Nie mamy wątpliwości, że słabe dane gospodarcze spowodują ten sam efekt, który spowodowała pandemia. Będzie mniej wyjazdów za granicę, więcej podróży po Polsce. Na tym zyska również Podlaskie. Jednym z miejsc, które będzie atrakcyjny dla turystów będzie Białystok i to z trzech powodów.

Przede wszystkim ma bardzo dobrą bazę noclegową w porównaniu z innymi miastami. Nie każdy bowiem chce korzystać z agroturystyki. Hotele oferują konkretny standard i różnorodne śniadanie. Bez wątpienia jest to wygoda, z której ludzie chcą korzystać. Rano wstać, umyć się, zjeść i wyruszać na cały dzień w region by zwiedzać. Liczba hoteli w regionie (nie licząc Białegostoku) jest niska i nic nie powoduje, by rosła. To ciężki biznes dla dużych graczy. Natomiast ludzie z pieniędzmi wolą budować bloki a nie hotele.

Drugim powodem będzie Rynek Kościuszki, który w sezonie letnim żyje intensywnie całe noce – jeszcze bardziej niż w dzień. Skoro już ktoś przyjedzie, to będzie chciał się dobrze bawić. W innych miasteczkach nie znajdzie tego, co w centrum Białegostoku.

Ostatnim powodem, dla którego Białystok będzie wyborem turystów jest skomunikowanie kolejowe. Trzeba z dumą powiedzieć, że naprawdę zmieniło się na lepsze. Regionalnie można dojechać nie tylko do większości miast Podlaskiego, ale też można dojechać do malowniczych Walił, by pół dnia zwiedzać Puszczę Knyszyńską. Można też z Białegostoku dojechać do Kowna i Wilna. A to również będzie przyciągać tych, którzy nie lubią zagrzewać w jednym miejscu zbyt długo.

Czy tylko Białystok będzie przyciągać? Bynajmniej nie jest to najważniejszy punkt dla turystów. Dlatego też znów będzie odgrywany “zestaw obowiązkowy”.

Featured Video Play Icon

U Pana Boga… na Podlasiu. Tak wyglądają teraz miejsca, gdzie kręcono film!

U Pana Boga za piecem, U Pana Boga za miedzą, U Pana Boga w ogródku – te trzy filmy nagrywano w Białymstoku, Tykocinie, Supraślu, Sokółce, Janowie, Wierzchlesiu i oczywiście samym Królowym Moście. Właśnie tak nazywa się fikcyjne miasteczko w filmie. Za jakiś czas obejrzymy czwartą już część filmu tym razem właśnie pod tytułem U Pana Boga w Królowym Moście. Zanim to jednak nastąpi, wróćmy do miejsc, gdzie nagrywano sceny poprzednich trzech filmów.

Na powyższym filmie niektóre miejsca pokazał YouTuber Kaczmar Adventure. Zestawił sceny trylogii z obecnymi kadrami. Można zobaczyć między innymi komin w Supraślu, restaurację Alumnat (błędnie nazwaną w filmie YouTubera), jest także budynek, który gra posterunek policji z Supraśla. Tych miejsc jest dużo więcej, co jakiś czas temu uwieczniliśmy na zdjęciach. Możecie zobaczyć sami:

http://podlaskie.cyfryzacja.eu/u-pana-boga-za-piecem-po-20-latach-odwiedzilismy-miejsca-z-kultowego-filmu-zdjecia/

Featured Video Play Icon

Takiego filmu o Łomży jeszcze nie było! Powstał pod wpływem impulsu.

Film portretujący dzielnice miasta – Łomża. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem mglisty widok na pobliskie budynki. Impulsywnie chwyciłem kamerę i poszedłem to nagrać. – przedstawił swój pomysł autor Fox Noir Studio. Część I sugeruje, że będą kolejne. Jesteśmy ciekawi jak będą się prezentować. Autor pisze na swoim kanale, że filmy będą z innych dzielnic. Najpewniej wkrótce.

Trzeba przyznać, że film ten (szczególnie jak na YouTube) jest wyjątkowy w swoim rodzaju. Znacząco różni się przede wszystkim od innych filmów dokumentujących nie tylko Łomżę, ale i miasta. Widać w nim przede wszystkim indywidualny styl autora, co w dzisiejszych czasach zasługuje na ogromne uznanie. Oglądając bowiem kolejne filmy, kolejnych osób widać ciągle powielanie tych samych schematów, tych samych ujęć. Dokładnie tak, jakby powstawały maszynowo. Nawet jeżeli na danych ujęciach są zupełnie różne tematy. W tym przypadku jest zupełnie inaczej.

Łomża została sportretowana w sposób naprawdę wyjątkowy, intrygujący i zachęcający mimo mgły i ciemności. Dodatkowy czar tego filmu odczuć można za sprawą bardzo klimatycznej muzyki. Jest jeszcze jeden film tego samego autora w podobnym klimacie. Dotyczy on Wszystkim Świętych i sportretowania starego, zabytkowego cmentarza w Łomży.

fot. Straż Graniczna

Coraz więcej zwłok przy polsko-białoruskiej granicy. To nielegalni migranci.

Najpierw młoda obywatelka Etiopii, a ostatnio także kobieta i mężczyzna o tożsamości nieustalonej z powodu znaczącego rozkładu zwłok. To tylko ostatnie ofiary rosyjsko-białoruskiej wojny hybrydowej prowadzonej przeciwko Polsce. ZBiR (Związek Białorusi i Rosji) reklamuje się na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Azji – zachęcając kolejne naiwne osoby do przyjazdu do Mińska lub Moskwy. Według przekazów stąd już bliska do Niemiec. Następnie zachęcone osoby lądują w stolicy Rosji lub stolicy Białorusi i  tak zaczyna się ich koszmar. To śmiertelna pułapka bez wyjścia.

Migranci są zwożone przez białoruskie służby pod polską granicę. Dalej muszą radzić sobie sami. Do sforsowania mają 5,5 metrowy stalowy płot lub przejście przez rzekę. Alternatywnie mogą próbować przez bagna. Zatrzymani przez Straż Graniczną – trafiają z powrotem na Białoruś. Niestety, nie mają możliwości zrezygnowania. Będą uparcie trafiać pod płot do skutku. Albo im się uda albo zginą. Ile osób trafia tym szlakiem do Niemiec? Oficjalnie nie wiadomo. Musi to być jednak na tyle duża ilość, że migranci cały czas próbują. Bo to nie jest tak, że ciągle przyjeżdżają zachęceni reklamą ZBiR-u. Ci co dotarli do Niemiec, chwalą się w mediach społecznościowych, wrzucają filmiki. Chwalą się, że dostali pomoc od aktywistów na granicy polsko-białoruskiej. Dają złudną nadzieję, że to bezpieczne.

Tymczasem zwłok w podlaskich lasach ciągle przybywa. Tylko w ostatnim czasie ujawniono aż 3 martwe osoby. Nie brakuje też chętnych kurierów, którzy spod granicy przewiozą tych, którzy mają jeszcze jakieś pieniądze. Tylko w tym roku (a mamy dopiero luty) Straż Graniczna odnotowała ponad 2000 prób przekroczenia granicy. Jak widać – popyt na transport jest ogromny, stąd też chętnych na nielegalny interes nie brakuje.

Niestety zarówno końca wojny na Ukrainie jak i końca wojny hybrydowej wymierzonej w Polsce nie widać. Wszyscy cierpliwe czekają na jakieś zmiany w Rosji. Bez wątpienia musi skończyć się era Putina. Wtedy jak domek z kart zawali się ta cała układanka, której częścią jest też białoruski dyktator, który to rękami swoich ludzi organizuje po stronie białoruskiej próby przemytu ludzi.

Możesz pomóc 8-latkowi. Olaf ma zdiagnozowany autyzm dziecięcy, padaczkę skroniową i problem z detoksykacją wątroby.

8-letni Olaf Walczak ma zdiagnozowany autyzm dziecięcy, padaczkę skroniową i problem z detoksykacją wątroby. To całkiem spory bagaż jak na dziecko. Mimo to, Olaf jest pogodnym chłopakiem, ciekawym świata. Zaburzenia niestety znacznie utrudniają mu kontakt z otoczeniem. Wymaga pomocy w prostych czynnościach. Rodzice jak i Olaf to Walczaki nie tylko z nazwiska. Każdego dnia robią wszystko, by w przyszłości 8-latek był samodzielny. Do tego potrzebna jest terapia sensoryczna, logopedyczna i psychologiczna. Do tego badania, leki, suplementy, odpowiednia dieta. To wszystko niestety kosztuje krocie i jest poza zasięgiem finansowym rodziny.

Dlatego jest okazja, by wspomóc ich w tej nierównej walce. Jednym ze sposobów jest przekazanie 1,5 proc. podatku. Lata lecą, Olaf cały czas rośnie. Jeżeli teraz dzielnie wszystko przepracuje, to w przyszłości będzie miał szansę na normalne życie.

Żeby pomóc w rehabilitacji Olafa, wystarczy w rozliczeniu rocznym PIT wpisać w rubryce

Nr KRS: 0000037904

, a w polu obok wyliczyć i wpisać wnioskowaną kwotę. W rubryce “Informacje uzupełniające – Cel szczegółowy 1,5%” należy napisać:

35213 Walczak Olaf

Obok tych informacji należy jeszcze zaznaczyć w zeznaniu podatkowym “Wyrażam zgodę”. Wtedy 1,5 proc. rocznego podatku trafi na pomoc chłopakowi.

Jeżeli chcecie pomóc w inny sposób, możecie wpłacić darowiznę bezpośrednio poprzez adres www.dzieciom.pl/podopieczni/35213

Kontakt do rodziców: [email protected], telefon: +48 570 200 321

Tadeusz Truskolaski, dziś w Tłusty Czwartek może sobie słodyczy nie żałować!

Truskolaski się opamiętał! Zamówili słodyczy tyle co kot napłakał.

Tłusty Czwartek to doskonała okazja, by wrócić do śmiesznej “aferki” z 2021 roku, gdy ujawniliśmy że Tadeusz Truskolaski i jego ekipa nazamawiali słodyczy, coli, kaw i herbat na prawie 100 000 tys. zł. Pisaliśmy wówczas jak to nie zabrakło Rafaello, Merci, Michałków, a także migdałów i pistacji. Do tego kilkadziesiąt bombonierek, kilkaset opakowań ciastek, 800 butelek coli, ponad 100 kg cukierków. Zamówienie odbyło się w atmosferze ciągłego ogłaszania, że w budżecie jest mało pieniędzy. A do tego zabrakło nawet 200 zł na stojaki rowerowe w ZOO!

Po ujawnieniu przez nas tego zamówienia, o sprawie napisały także inne media. Wtedy nagle się okazało, że urzędnicy częścią ze słodyczy podzielą się ze środowiskiem medycznym w podziękowaniu za walkę z COVID-19. Chociaż po wpisach na Twitterze zastępcy Tadeusza Truskolaskiego można było się zorientować, że jego szefa chyba najbardziej zabolała zaprezentowana karykatura (sugerowano pozew). Mało tego, w ZOO pojawiły się stojaki na rowery!

http://podlaskie.cyfryzacja.eu/truskolaski-um-bialystok-slodycze/

Ale to już historia! W następnym roku po “słodyczgate”, czyli w 2022, Tadeusz Truskolaski i jego ekipa wyraźnie się opamiętali. W grudniu zamówiono na cały 2023 rok za niecałe 90 tys. zł słodycze, herbatę, kawę, colę i wodę. Gdzie lista produktów jest wyraźnie mniejsza, a słodyczy tyle co kot napłakał. Firma dostarcza słodycze i inne artykuły 6 razy w miesiącu. Trafiają one do 5 białostockich siedzib urzędu. Każda dostawa to średnio po jednej paczce ciastek i dwie butelki coli. Skromnie, prawda? Panie Tadeuszu dziś jest Tłusty Czwartek, to ten dzień, gdzie może sobie Pan nie żałować!

Będzie można najeść się do syta i wytańczyć do upadłego. To będzie prawdziwa gratka dla fanów Podlasia!

Jeżeli zawsze marzyliście o podróży w czasie, to będziecie mieli okazję w najbliższą niedzielę. W podbiałostockim skansensie odbędą się zapusty. Świętowanie ostatnich dni karnawału na ludowo, to doskonała okazja by poczuć klimat dawnych lat.

W niedzielę, 19 lutego o godzinie 11.00 w Podlaskim Muzeum Kultury Ludowej (dawniej Muzeum Wsi) będzie można, jak nakazuje zapustna tradycja, najeść się do syta i wytańczyć do upadłego. Pokazy smażenia pączków i faworków przygotuje Koło Gospodyń Wiejskich Olmoncianki, do tańca zagra kapela „Zabuzaki”. Zgodnie z tradycją ludową, kto w ostatnich dniach karnawału nie je tłusto i obficie, nie ma co liczyć w na powodzenie i dobrobyt przez cały rok.

Dawniej przed Wielkim Postem ludzie starali się nie tylko najeść do syta dobrych rzeczy, ale też wytańczyć, wybawić, wyśmiać i wykrzyczeć. Tańczono więc do upadłego w domach i w karczmach, a na ulice wsi, miasteczek i przedmieść wielkomiejskich wychodziły korowody przebierańców. Przez cały czas – od godz. 11.00 do 15.00 będzie się paliło ognisko. Można przynieść własny koszyk z jedzeniem i posilić się czymś konkretniejszym niż karnawałowe słodkości.

Featured Video Play Icon

To najbardziej oryginalne zjawisko sztuki ludowej. Jest tylko w Podlaskiem.

Podlaskie w historii polskiego tkactwa zapisało się w sposób wyjątkowy. Mało kto wie, ale nasz region jest najbardziej urozmaicony wzorniczo, kolorystycznie i splotowo. Tylko u nas występuje tkanina dwuosnowowa, a to najbardziej oryginalne zjawisko w sztuce ludowej. Można także w Podlaskiem spotkać różnorodne tkaniny wielonicielnicowe; dwu lub wielokolorowe, o wzorach złożonych z drobnych elementów kostkowych – radziuszki, sejpaki, tkaniny wybierane (tak zwane perebory) oraz krajki, kilimy, pasiaki, kraciaki i chodniki.

Dziś tkactwo jest zajęciem hobbystycznym, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Podlaskiem było to powszechne zajęcie. Czy ten rodzaj rzemiosła zanika ze swoimi tradycjami? Na pewno warto chronić je przed zapomnieniem, warto popularyzować. Jednym z nich jest właśnie poniższa seria filmów, które dają szansę na przekazanie wiedzy o historii tkactwa w województwie podlaskim i upowszechnienie bogatego dorobku lokalnych twórców.

Featured Video Play Icon

W tym filmie jest wszystko, co potrzeba do pokazania innym Podlasia

Tytuł filmu jest niepozorny, nawet lekko mylący. A to dlatego, że pewien rowerzysta ze Zgierza postanowił spędzić kilka dni na dziko w Podlaskiem. Poruszał się rowerem po niektórych przepięknych miejscach naszego regionu. Spał pod tarpem, czyli specjalną płachtą biwakową, kąpał się w rzece, jadł kiełbaski z ogniska. A kolorowe, podlaskie cerkwie mijał po drodze. Tak jak też nie omieszkał zajrzeć do Kruszynian i Bohonik, gdzie stoją meczety, przewinął się też kościół z Narwi. Do tego drewniane domy, słynne już okiennice i czysta przyroda.

Autor filmu zwrócił uwagę na bociany, które nie wywołują większego poruszenia dla miejscowych. Mało kto wie, ale dla przyjezdnych to taka sama atrakcja jak dla nas, gdy pojedziemy nad morze i zobaczymy mewy. Warto też zwrócić uwagę na słowa, które padły w filmie, gdy ten dojechał do Sokółki. Prawdziwe Podlasie (czyli takie, jak sobie wyobrażał) zaczyna się dopiero tutaj. Wcześniej Białystok, Wasilków i Supraśl nie zrobił na nim specjalnego wrażenia. Ten ostatni był miejscem, gdzie mężczyzna chciał nocować na dziko. Okazało się, że miejsce, w którym się znajduje jest bardzo popularne. Kolejny nocleg w Ancutach między Hajnówką a Zabłudowem z pewnością był już bardziej dziki.

Z filmu wyłania się przede wszystkim piękna, idylliczna opowieść o Podlaskiem, gdzie dominuje piękna przyroda, w którą wrośnięte są stare, drewniane domy. Gdy spojrzymy na nasz region szerzej, to oczywiście dostrzeżemy dużo więcej. Ważne jest jednak, że mieszkańcy innych regionów myślą o nas w ten sposób. Bo przyjeżdżają i odnajdują właśnie to, co sobie wyobrażali. A wtedy mogą odpocząć.

fot. Muzeum im Marii Konopnickiej w Suwałkach

Miejsce pamięci o Marii Konopnickiej. To kamienica z ul. Kościuszki 31 w Suwałkach

Budynek powstał w latach 1826–1827, zaś jego ostateczny kształt otrzymał w latach 1835–1836 i nawiązuje do architektury szlacheckiego dworku. Jest to parterowy budynek z użytkowym poddaszem w kształcie podkowy, z główną częścią przylegającą do ulicy i dwoma skrzydłami wychodzącymi w kierunku ogrodu.

Został zbudowany z cegły i pokryty dwuspadowym dachem. W środku jest główne wejście, które kiedyś prowadziło na dziedziniec, a obecnie stanowi hol muzeum im. Marii Konopnickiej.

Front budynku zdobi 5-osiowa facjata, zwieńczona schodkową attyką. Okna facjaty wieńczą rzeźbione maski lwów, zaś główne wejście zdobią dwie pary kolumn toskańskich. Kiedy Wasiłowscy przybyli do Suwałk kamienica ta należała do rejenta Jana Zapiórkiewicza. Znajdowały się tam wówczas trzy mieszkania, dwa na parterze i jedno na poddaszu. Początkowo rodzice Marii Konopnickiej zajęli mieszkanie na górze. Później przenieśli się na parter i przez pewien czas mieszkali w pozostałych dwóch.

Obiekt jest fragmentem zabudowy ul. Kościuszki, stanowiącej dobrze zachowany zespół urbanistyczny. Budynek został objęty najwyższą ochroną konserwatorską poprzez wpis do rejestru zabytków już w 1979 roku.

Tak się prezentował Wasilków w 1974 roku! Zobacz wyjątkowy film.

Telewizyjny Kurier Białostocki w 1974 roku postanowił dokonać wizyty w Wasilkowie. Cóż takiego się tam wydarzyło? Miasto postanowił odwiedził PZPR-owski sekretarz. A konkretnie wizytował Zakłady Przemysłu Wełnianego im. Emilii Plater (upadły w 2005 roku, a wcześniej były sprywatyzowane). Obecnie przy Nadrzecznej 22 znajduje się firma przemysłowa.

Obejrzyj film w YouTube

Tkalnia była w 1974 roku zmodernizowana, by zwiększyć produkcję oraz obniżyć hałas. Do tego tkaniny zaczęły być produkowane w jeszcze lepszej jakości. Sekretarz przyjechał zobaczyć jak to przebiegło w praktyce.

O samym Wasilkowie w Kurierze powiedziano, że znajduje się on na przedmieściach Białegostoku i styka się z nim na rogatkach. Wspomniano, że Wasilków miał wówczas 6 tysięcy mieszkańców oraz bogatszą historię od sąsiada. Co ciekawe, w dalszej części filmu mogliśmy się dowiedzieć, że w Wasilkowie bieżącą w domu ma tylko 3 na 4 gospodarstwa domowe! Co piąty mieszkaniec pracował w Białymstoku.

W dalszej części filmu jest jeszcze ciekawiej! Można zobaczyć między innymi Zalew w Wasilkowie, który jak się okazuje – administrowano z Białegostoku. Władze Wasilkowa tłumaczyły tylko, że nie odpowiadają za brak napojów chłodzących. Po serii idyllicznych kadrów z pięknej natury otaczającej miasto, lektor zadaje pytanie. Czy człowiek, który niszczy swoje środowisko działa na swoją zgubę? Dziś w 2023 roku sami możecie sobie już na to pytanie odpowiedzieć.

Mimo, że to film zrealizowany przez propagandę PRL-u, to wartościowy i pouczający. Warto go obejrzeć.

Prezydent adwokatem dewelopera? Wielki Łaskawiec Truskolaski odpisał po 2 miesiącach

Kiedy jakiś obywatel, organizacja społeczna lub ktokolwiek napisze do urzędnika, to ten zgodnie z prawem musi mu odpowiedzieć w ciągu miesiąca. A najlepiej bez zbędnej zwłoki – szczególnie gdy sprawa, której dotyczy pismo są urzędnikowi już znane. Czasem zdarza się, że odpowiedź na pytanie jest trudna i trzeba ten termin wydłużyć. Urzędnik w takiej sytuacji musi napisać w ciągu miesiąca obywatelowi, że odpowiedź jest trudna i odpowie nieco później. A dokładnie może odpowiedzieć maksymalnie w ciągu dwóch miesięcy. To czas, gdy urzędnik musi się zorientować w sprawie, której wcześniej nie znał.

W tym kontekście będziemy rozpatrywać zachowanie Prezydenta Białegostoku – Tadeusza Truskolaskiego i jego odpowiedzi mieszkańcom Dojlid. Przypomnijmy całą sprawę. Ruch Ręce precz od Dojlid – czyli mieszkańcy tegoż osiedla od lat walczą z Truskolaskim i jego urzędnikami, by przygotowali radnym jakiś plan zagospodarowania, który pozwoli w cywilizowany sposób stawiać nowe budynki na osiedlu. Obecnie przez działania Truskolaskiego i jego ekipy – deweloperzy mogą działać bez planu. W efekcie powstałe tam blokowisko przy ul. Żubrów na terenie fabryki sklejki wybudowano na zasypanym stawie – nie tylko fundując kupującym mieszkanie horror, ale całej okolicy. Szczególnie widać to po opadach deszczu.

Bitwa o sklejki

Deweloper buduje już kolejne bloki na terenie fabryki sklejki bez planu zagospodarowania. Z archiwalnych zdjęć wynika, że na tymże terenie dawniej znajdował się ogromny staw, gdzie moczono kłody drewna. Jak to wygląda dziś? Zobaczcie sami jak się zmienił teren na przestrzeni 5 ostatnich lat.

Czy myślicie, że woda pod ziemią w tym miejscu znikła? Mieszkańcy Dojlid oskarżają właściciela fabryki, że ten przyczynił się do powstawania powodzi po ulewach na okolicznych posesjach. Według planów, fabryka przeniosłaby się gdzieś indziej. Na placu zostałyby tylko zabytkowy komin fabryczny, dawna kotłownia i jeden z budynków fabrycznych stojący od ul. Dojlidy Fabryczne. Reszta terenu poszłaby pod bloki. Jak widzimy z archiwalnych zdjęć – całe blokowisko stałoby na dawnym stawie.

Mieszkańcy skupieni wokół planu Ręce Precz od Dojlid nie dopuszczają myśli o budowie bloków. Postulują niskie budownictwo wielorodzinne, szeroko rozstawione i pozostawiające dużo powierzchni zielonej. Zakładają, że skoro zasypanie części dawnego stawu doprowadziło do powodzi, to co będzie – gdy jeszcze postawi się kolejne ciężkie budynki? Szczególnie, że obok płynie też rzeka Biała! To przepis na wielką katastrofę. Generalnie sprawa bloków i protestów o ten kawałek ziemi toczy się od wielu lat.

Najpierw uchwalono plan zagospodarowania przestrzennego z wadą prawną, przez co uchylił go wojewoda. Potem przez dłuższy czas była cisza w tym temacie. W grudniu ubiegłego roku odbyło się spotkanie urzędników Truskolaskiego z radnymi (co transmitowaliśmy na żywo). Wtedy urzędnicy tłumaczyli swoje pomysły na plan – uwzględniający blokowiska. Skończyło się to gorącą dyskusją i uwagami od radnych, by urzędnicy nie forsowali na siłę pewnych rozwiązań, bo te nie zostaną uchwalone. Ma być taki plan, który zostanie zaakceptowany przez wszystkie strony.

Co z tym planem w 2023 roku?

Na dzień dzisiejszy, nadal nie ma planu i nie wiadomo, kiedy powstanie. Tymczasem, jak widać na zdjęciu z 2022 roku, deweloper nie czeka. Społecznicy Ręce precz od Dojlid zaapelowali do Prezydenta, by zrobić to jak najszybciej, by ukrócić deweloperowi budowę blokowiska. 14 grudnia mieszkańcy wysłali list do Truskolaskiego, w którym podzielili się swoimi uwagami do szkicu planu urzędników. Po ustawowym miesiącu jednak nie było żadnej odpowiedzi. Wygląda na to, że Tadeusz Truskolaski uznał, że sprawy Dojlid nie zna i potrzebuje dwóch miesięcy. Tylko nikogo nie raczył o tym poinformować. Swoją drogą źle to o nim świadczy, by nie znać sprawy, która bulwersuje opinię publiczną od tak wielu lat.

Sama odpowiedź też nie zachwyca. Ogólnie rzecz biorąc Truskolaski stwierdził, że sprawa jest skomplikowana i chce wysłuchać co mają do powiedzenia eksperci w tej sprawie. I głowił się nad tym dwa miesiące! Wygląda na to, że pomysły mieszkańców go w ogóle nie interesują. Ma być tak – jak powiedzą eksperci. A na koniec zrobi się spotkanie, gdzie eksperci wyjaśnią reszcie, dlaczego ma być tak a nie inaczej. To budzi podejrzenia społeczników z Ręce Precz od Dojlid, którzy zauważyli, że ekspertów można dobrać adekwatnie do potrzeb. Śledząc jak przez lata, z uporem maniaka, urzędnicy Truskolaskiego dążyli do zabudowania Dojlid blokowiskiem, można dopowiedzieć sobie samemu jakież to potrzeby.

Warto dodać jeszcze, że im dłużej planu nie będzie powstawać, tym lepiej tylko dla dewelopera, który wbrew mieszkańcom postawi spokojnie całe osiedle na dawnym stawie. Natomiast uchwalenie planu spowoduje, że wszystkie pozwolenia, którymi dysponuje (warunki zabudowy) zostaną anulowane.

Prezydent adwokatem dewelopera?

Jak komentuje pismo Maciej Rowiński-Jabłokow, z ruchu Ręce precz od Dojlid?

Uwagi wcale skomplikowane nie są i dopiero przez ich przyjęcie plan stanie się czytelny – postulujemy bowiem likwidację wszelkich tzw. stref wydzielenia wewnętrznego i ujednolicenie zapisów, by nie dawało się “ukryć” bloków między wierszami. Jeżeli pan prezydent uważa, że nieskomplikowany plan na mikroskopijnym obszarze przekracza kompetencje jest zastępców i urzędników, to dlaczego bez sięgania po opinie ekspertów lekką ręką sporządził plan zakładający siedmiopiętrowe bloczyska? Eksperci są potrzebni dopiero, kiedy prezydent występuje przeciwko mieszkańcom w roli adwokata dewelopera, który posiłkuje się opiniami zewnętrznymi. Jednak w przeciwieństwie do procesu sądowego bynajmniej nie mamy do czynienia z niezależnymi biegłymi. Cały zabieg ma na celu przekonanie opinii publicznej, że tysiące mieszkańców są w błędzie, a Dojlidy to wspaniałe miejsce na blokowisko. Prezydent Truskolaski już w 2014 roku zastosował identyczny zabieg, a jak się skończyło, wszyscy wiemy: wstydem, niesmakiem, schowaniem do szuflady całej procedury planistycznej, pożarami i niekontrolowaną budową szpetnych bloków na Sklejkach i przy ul. Nowowarszawskiej.

A oto całe, skomplikowane pismo Truskolaskiego, na które mieszkańcy czekali dwa miesiące:

 

Featured Video Play Icon

Jeden człowiek rozłupał i obrobił każdy z kamienia osobno. Tak powstał Kasztelik.

Niedaleko Siemiatycz znajduje się prywatna atrakcja turystyczna – Kasztelik – wybudowany przez jednego człowieka. Każdy z kamieni rozłupywał i obrabiał osobno. W efekcie powstała niesamowita budowla, która jest dziś odwiedzana przez mnóstwo turystów. Pan Jerzy Korowiecki – pomysłodawca i budowniczy zauważył w kamieniu nie tylko budulec, ale też wydobył z niego zaklęte piękno. Kamienny obiekt znajduje się w miejscowości Olendry. Wstęp jest bezpłatny, jednak warto wrzucić coś do puszki. Pan Jerzy to otwarty człowiek, który z chęcią opowie Wam historię powstania tego ciekawego obiektu.

W pobliżu wsi Olendry płynie rzeka Bug, dlatego też, gdy wybierzecie się już w jej okolice – warto tamtędy się przespacerować. Obecnie stan rzeki jest bardzo wysoki, toteż widoki mogą być naprawdę ekscytujące. Szczególnie, że w ostatnich dniach naprawdę dopisuje pogoda i zaczyna pachnieć wiosną.

fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku

Willa w centrum zabytkiem od 2019 roku. Czym sobie zasłużyła?

Najczęściej zabytkowy budynek sobie wyobrażamy jako stary, wyraźnie wyróżniający się od reszty. Architektoniczna perełka, unikalne rozwiązania artystyczne. Według przepisów prawa polskiego zabytkiem jest nieruchomość (np. pojedynczy budynek, cmentarz, historyczny układ urbanistyczny lub krajobraz kulturowy) albo rzecz ruchoma (np. dzieło sztuki użytkowej, obraz, rzeźba, znalezisko archeologiczne – np. artefakt), ich części lub zespoły rzeczy, które są dziełem człowieka lub związane z jego działalnością i stanowią świadectwo minionej epoki bądź zdarzenia, a których zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na swoją wartość artystyczną, naukową lub historyczną.

Czy willa stojąca przy ul. Skłodowskiej w Białymstoku zasługuje na ochronę konserwatorską? Decyzja o tym, by ją wpisać zapadła dopiero w 2019 roku. Budynek powstał w latach 30. XX wieku i kwalifikowany jest do architektury modernizmu. I w tym właśnie ukryty jest “haczyk”: czy modernistyczne budynki powinny być zabytkami? Gmach “ONZ” przy Skłodowskiej, Białostocki Teatr Lalek, budynek banku (Pekao) przy Rynku Kościuszki, Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki, a także cała rzesza bloków, domów i willi. Czy tego typu budownictwo zasługuje na ochronę konserwatorską?

Czy sam fakt, że coś powstało przed wojną, z automatu powinno nadawać status zabytków? W Białymstoku, od wielu lat można zauważyć, że przykłada się ogromną pracę by wpisać na listę zabytków mnóstwo nowych obiektów, a tymczasem już istniejące lub zasługujące na zabytkowość są zwyczajną ruiną. Czyżby liczyła się ilość, a nie jakość?

Wracając do willi z ul. Skłodowskiej. Nieruchomość należąca do Stefana i Stefanii Fricków to budynek wolnostojący, murowany, otynkowany, podpiwniczony, założony na planie wielokąta zbliżonego do rombu, przykryty płaskim dachem, z wydatnym okapem, o rozczłonkowanej bryle, złożonej z kubicznych form o różnej wysokości. Główny korpus jest dwukondygnacyjny, segment południowy – dwu i pół kondygnacyjny. Każda z brył została wyraźnie zaakcentowana. Przemyślana asymetria dodanych do siebie prostopadłościennych form wprowadza dynamikę, ale nie zakłóca harmonii kompozycji. Należy tu wyróżnić: okna w układzie pasowym (zespolone), okna narożne podkreślające ostre załamania bryły, okno tzw. „termometr” w klatce schodowej. – czytamy na stronie Podlaskiego Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Budynek cechuje prostota i podporządkowanie jednolitemu wyrazowi kompozycji architektonicznej. Dotyczy to również wnętrza. W willi zachowały się niektóre oryginalne elementy wyposażenia, szczególnie w obrębie ażurowej klatki schodowej. – czytamy w dalszej części.

Czy ten budynek zasługuje na to by być zabytkiem?

Featured Video Play Icon

To jedna z wielu maleńkich wiosek, gdzie można długo spacerować i rozmyślać

Hryniewicze Duże to jedna z maleńkich wioseczek województwa podlaskiego, o której nie trzeba zbyt wiele pisać w kontekście historycznym, ale na pewno warto o niej wspomnieć z powodu jej położenia i ułożenia. Widać to doskonale z góry – wielkie puste przestrzenie i rzeka Biała (inna niż ta z Białegostoku). Do tego maleńka, drewniana, niebieska cerkiew przy maleńkim cmentarzu.

Jeżeli wybierzecie się w okolice Bielska Podlaskiego to takich miejsc jak Hryniewicze Duże jest tam pełno! Trójkąt Bielsk – Dubicze Cerkiewne – Narew to w zasadzie jedna pustynia wypełniona maleńkimi wioseczkami. To tam ludzie mówią nieco inaczej niż w reszcie kraju, to tam można spotkać się z Szeptuchą, to tam można poznać dawne tradycje. To także tam miesza sfera sacrum i profanum.

Niezależnie czy jest zima czy lato, wybierając się tam możecie liczyć na jedno. Spotkacie mało ludzi i spędzicie czas w ciszy oraz spokoju. To idealne miejsce do długich spacerów, podczas których będziecie mieli czas na niczym nieskrępowane przemyślenia.

Supraśl w zimowej odsłonie. Mało śniegu, dużo ludzi.

Supraśl jak i cała Puszcza Knyszyńska zachwycają przez cały rok. Także zimą. Wtedy, gdy spadnie śnieg jest najpiękniej. Niestety w ostatnich latach białego puchu u nas coraz mniej, toteż nie ma co się dziwić ludziom, że gdy tylko trochę popadało, to postanowili pospacerować bulwarami Supraśla i w jego okolicach.

Jeżeli również macie ochotę przyjechać do tego uzdrowiskowego miasteczka, to oprócz bulwarów – warto wybrać się w kilka okolicznych miejsc. W samym Supraślu możecie zrobić dodatkowe kółko przez Puszczę Knyszyńską. Start na drewnianym mostku przy bulwarach. Droga doprowadzi Was do kolejnego mostku. Gdy go przekroczycie, trzeba iść leśną, szeroką drogą w lewo. Następnie przy drodze głównej idziemy do mostu drogowego i znów jesteśmy w centrum. Jeżeli zamiast w lewo, skręcicie w prawo to po pewnym czasie dojdziecie do skrzyżowania leśnych dróg. Możecie na przykład zawitać do Surażkowa, gdzie z dużym prawdopodobieństwem napotkacie piękne, białe konie. Po drodze mijać jeszcze będziecie Góry Krzemienne. Niezwykłe wzniesienia w środku Puszczy! Jest, gdzie się wdrapać.

Inną drogą z Supraśla możecie dojść do Cieliczanki, cały czas ciągiem pieszo-rowerowym. Jeżeli zapragniecie iść jeszcze dalej to zawitacie do Kołodna, gdzie znajduje się Góra Św. Anny z wieżą widokową. To jedno z najwyższych wzniesień w tej okolicy. Położone jest ponad 200 metrów nad poziomem morza. Kolejna wieś to osławiony już Królowy Most. Chociaż kultowy film U Pana Boga za piecem (i jego kolejne części) w rzeczywistości był nagrywany gdzie indziej, to pojedyncze sceny także i w tej wiosce zrealizowano. Na pewno na uwagę zasługuje piękna cerkiew. Jest także Trakt Napoleoński, którym możemy iść cały czas prosto aż do dużego skrzyżowania w nieco przerzedzonej części Puszczy. Potem z łatwością, prostą drogą wrócimy do Supraśla. Ta trasa to dobry trening dla pieszych, rowerzystów, narciarzy i jeźdźców konnych. Długość trasy wynosi 30 km.

Jest jeszcze wspaniałe miejsce do odpoczynku nad rzeką, gdzie można rozpalić ognisko i morsować. Równie chętnie odwiedzane przez turystów. To Pólko. Jest tam wiata, zakole rzeki. Ognisko można tam palić legalnie w specjalnie do tego przygotowanym miejscu. Jest także Wiata pod Dębami, gdzie można to robić. Przypomnijmy też, że w ostatnim czasie można legalnie nocować w lasach Puszczy Knyszyńskiej. Aczkolwiek to już trzeba być wprawionym bushcrafterem. Dodajmy jednak, że w Polsce to bardzo rozwojowa dziedzina hobbystyczna.

Featured Video Play Icon

Film dokumentalny o starym Supraślu. Zobaczcie obrazy z dawnych lat.

W 1501 na uroczysku Suchy Hrud powstał, przeniesiony z Gródka, prawosławny monaster, którego założycielem i głównym fundatorem był wojewoda nowogródzki Aleksander Chodkiewicz. To początki miasta Supraśl położonego nad rzeką Supraśl. W 1834 roku, po wprowadzeniu przez carskiego zaborcę ceł na towary sprowadzane z Królestwa Polskiego do Rosji, w Supraślu (będącego miastem zagrabionym przez Rosję) powstały pierwsze manufaktury sukiennicze, następnie warsztaty tkackie, produkujące głównie na rynek rosyjski.

W połowie września 1939 r. miasto zostało zajęte przez wojska niemieckie, a następnie, po tygodniu, przez Armię Czerwoną. Sowieci skonfiskowali budynki klasztorne, urządzając w nich koszary. W tym czasie zniszczyli wyposażenie świątyni, a po wybuchu wojny w czerwcu 1941 r. spalili też Pałac Opatów. W listopadzie 1942 suprascy Żydzi zostali wywiezieni do obozu przejściowego w Białymstoku, skąd trafili do obozu zagłady w Treblince. Synagogę Niemcy zdewastowali wybuchami granatów, a następnie rozebrali, a z uzyskanego budulca obmurowali budynek żandarmerii. 23 lipca 1944 r. wojska niemieckie wysadziły w powietrze budynek cerkwi oraz spaliły niemal wszystkie fabryki włókiennicze. 24 lipca 1944 r. Supraśl został zajęty przez Armię Czerwoną.

Obecnie Supraśl ma charakter turystyczny. W latach 90. XX w. budynki klasztorne zostały przekazane Kościołowi Prawosławnemu. Na terenie monasteru, od 2004 r., mieści się siedziba Akademii Supraskiej. Jest tam także popularne Muzeum Ikon.

Produkcję powyższego filmu zrealizowało Stowarzyszenie Kulturalne Collegium Suprasliense w ramach projektu “Old Supraśl. Obrazy z dawnych lat”.

Featured Video Play Icon

Co za powrót do przeszłości! Tak wyglądała Łomża w 1991 roku!

Film zaczyna się w dość intrygujący sposób. Oto widzimy ujęcie, gdzie stoi kilka policyjnych polonezów nieco blokując pas drogi. Światła na ich dachach błyskają. Co się tam wydarzyło? Kolejne ujęcie pokazuje sznur zaparkowanych radiowozów po drugiej stronie. UAZ-y, nysy i polonezy. Dziś zobaczyć któryś z takich pojazdów można raczej w muzeum lub na zapomnianej podlaskiej wsi, gdzie emerytowany rolnik dba o swój pojazd przez całe życie i postanowił, że go nie zmieni.

Na filmie przygrywa Roxette z kawałkiem It must have been love. To dosyć świeża piosenka bo z 1987 roku. Datownik kamery pokazuje 3 czerwca 1991 roku. I wszystko jasne. To dzień przez tym, gdy Łomżę odwiedził papież Jan Paweł II. Wszystkie służby w gotowości. Na ulicach ruch samochodowy przebiega spokojnie, ludzie spacerują też jak gdyby nigdy nic. Tyle, że ulice od chodników są oddzielone taśmami. Wszyscy czekają.

Papież Jan Paweł II z apostolską wizytą gościł w Łomży aż dwa dni. Był tam 4 i 5 czerwca 1991 roku. Ociec Święty przybył z hasłem „Bogu dziękujcie, ducha nie gaście”. Ojciec Święty w Łomży z wiernymi spotkał się dwa razy. Po raz pierwszy na placu przy budowanym wówczas Sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Podczas pobytu w mieście Ojciec Święty koronował obraz Matki Bożej z łomżyńskiej katedry.

Łomża w 1991 roku wyglądała tak, jakby PRL tam nadal trwał. Trudno się dziwić, bo od upadku komuny minęły zaledwie 2 lata. Z perspektywy filmu najbardziej dostrzegalną zmianą było to, że wszędzie było pełno policji, a nie milicji. Zmiana ta dokonała się dopiero roku po transformacji czyli 6 kwietnia 1990 r. Na koniec filmu można zobaczyć tłumy oczekujących przy kościele. To była wspaniała podróż przez przeszłość!

Featured Video Play Icon

Powstał niesamowity film dokumentalny o rzece Narew. Obejrzyjcie koniecznie!

Dawniej nazywana Nurem, teraz jest Narwią. Wspaniała rzeka płynąca przez województwo podlaskie zaczyna się na białoruskich bagnach w Puszczy Białowieskiej, a kończy wpadając do Wisły w podwarszawskim Modlinie. Przepełniona jest mnóstwem zwierząt, ptaków i innych stworzeń. Wszystko to okraszone ciepłym głosem Doroty Sokołowskiej z Polskiego Radia Białystok.

Na filmie zobaczymy przede wszystkim przepiękne widoki. Zostaniemy przeprowadzeni od źródeł do ujścia rzeki, kawałek po kawałku, by zobaczyć jakie atrakcje nas czekają, kto zamieszkuje i żyje nad Narwią. Mowa tu o wielu gatunkach ptaków i dzikich zwierzętach. Korzystają też zwierzęta gospodarskie – konie i krowy. Oprócz tego dowiemy się co nieco o torfowiskach i ogólnie o całym systemie bagiennym. W dalszej części opowieści możemy zobaczyć rozlewiska Narwi. Jest to labirynt krętych, naturalnych kanałów wodnych. To, dlatego rzeka jest nazywana polską Amazonką.

Ogólne przesłanie filmu, choć niewypowiedziane wprost jest bardzo smutne. Narew ginie. To konsekwencja złych decyzji ludzi, którzy zadecydowali kiedyś o budowie zalewu Siemianówka, a także o tym by rzekę regulować. Teraz poziomy wody są bardzo niskie i nikt nie robi nic, by to zmienić. Dlatego kolejne pokolenia być może nie będą już mogły podziwiać Narwi na żywo. Chyba, że stanie się jakiś cud i ktoś w końcu zacznie ratować polskie rzeki przed całkowitym wyschnięciem.

Featured Video Play Icon

Co za wyprawa! Piknik podczas rejzy łodzią po Supraśli i Narwi. W styczniu!

To dosyć wyjątkowa sytuacja. Zwykle o tej porze roku, w styczniu Podlasie było skute lodem. Tymczasem Panowie mieli okazję w połowie pierwszego miesiąca 2023 roku wyruszyć na rejzę. Dawniej oznaczała ona zbrojną wyprawę o charakterze łupieżczym, której celem nie był trwały podbój danego terytorium. Dziś w tykocińskich stronach słowo to oznacza 3-dniowe wyjście z domu. Na powyższym filmie widzimy fantastyczną wyprawę przy pełnym stole regionalnych specjałów. Wszystko to okraszone przepięknymi i niecodziennymi jak na styczeń widokami.

Trasa, którą poruszają się panowie wiedzie rzeką Supraśl za Dobrzyniewiem Fabrycznym. Następnie w Złotorii niedaleko Tykocina panowie skręcają w Narew, z którą ta pierwsza rzeka się łączy. A międzyczasie możemy zobaczyć piękne zakola obu rzek, regionalne specjały, ale przede wszystkim można zobaczyć jak u nas na Podlasiu można fantastycznie się bawić. Można na przykład piknikować w styczniu na łodzi.

Patrząc na to jak zmienił się klimat w ostatnich latach, widać czarno na białym, że chyba śnieżne i długie zimy to w naszym regionie to przeszłość. Mimo, że mało kto lubi zimno i surowy klimat, to trzeba wiedzieć, że stałe ocieplenie się Podlasia zmieni też jego naturę. Wody w rzekach już ubywa, a to początek do zanikania lasów. Na przestrzeni lat region upodobni się wyglądem do Bieszczad. Tyle, że nie będzie u nas gór. Będzie odsłonięty, płaski step.

Niepozorny budynek na Antoniuku został zabytkiem

Podlaska Wojewódzka Konserwator Zabytków włączyła do wojewódzkiej ewidencji zabytków kartę ewidencyjną budynku mieszkalnego znajdującego się przy ul. Antoniuk Fabryczny 3 w Białymstoku. Ten niepozorny budynek stoi bezpośrednio przy ulicy, za ogrodzeniem i zaroślami. Jego historia bezpośrednio związana jest z Augustem Commichauem, który w 1843 r. przybył do Białegostoku i założył w nim przedsiębiorstwo „August Commichau” zajmujące się produkcją m.in. sukna i kołder. W skład przedsiębiorstwa wchodziły: tkalnia, kantor, przędzalnia, suszarnia, apretura i ambulatorium, stanowiąc jedną z największych fabryk włókienniczych w mieście.

Rodzina Commichau zamieszkiwała dzisiejszy zabytek do lat 20. XX wieku. Niedługo po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wyjechali. Pierwszy właściciel Herman Commichau zmarł w 1891 r. przeżywszy 74 lata. Swój testament spisał 19 sierpnia 1888 r. Na jego mocy właścicielem wszystkich posiadanych ruchomości i nieruchomości po śmierci został Hermana. Był jednak warunek dla potomka. Ten miał wypłacić matce i czterem siostrom 60 proc. wartości odziedziczonego majątku. Każda dostała po 12 proc. Żeby nie było tak słodko – były też długi.

W 1925 r. fabryka wraz z innymi budynkami przeszła na własność Skarbu Państwa. Obiekty fabryczne zaadaptowano na potrzeby Szkoły Rzemieślniczo-Handlowej. Wartości artystyczne budynku wyrażają się w proporcjonalnej bryle budynku oraz opracowaniu elewacji z zastosowaniem szerokiego, profilowanego gzymsu kordonowego i koronującego. Obiekt zachował się w stanie niemal niezmienionym, co świadczy o jego autentyczności.

Featured Video Play Icon

Czy jedliście kiedyś kartoflaniki? Wykonanie dania prosto z podbielskiego Rajska.

Mimo, że powyżej prezentujemy kulinaria, to cała otoczka lekka i wesoła nie będzie. Rajsk to wieś niedaleko Bielska Podlaskiego. W okresie II wojny światowej wydarzyła się tam duża tragedia. Miejscowość została spacyfikowana przez Niemców, spalono cerkiew, nawet wyrwano bruk z drogi. Inaczej mówiąc Rajsk przestał istnieć. W okrutny sposób zamordowano 149 mieszkańców wsi – w tym 16-letnich chłopców i dziewczynki. W w powyższym filmie Pani Eugenia Szumska opowie o tej tragedii. Zobaczymy także izbę pamięci poświęconą poległym, która jest hołdem oddawanym przez ocalałych dla pomordowanych oraz przestrogą, by podobna historia nigdy już nie miała miejsca.

Jeżeli chodzi o część kulinarną, to w odcinku Białoruskich Smaków Podlasia zaprezentowany będzie przepis na kartoflaniki. To paszteciki grzybowe, idealne na okres postu. Przy okazji będzie można zapoznać się z działalnością zespołu Zgodne Maki. Na filmie mamy szansę usłyszeć utwory przez nich wykonywane, w tym jeden przejmujący, opowiadający o smutnej historii Rajska.

Featured Video Play Icon

Morsowanie w Podlaskiem jest coraz bardziej popularne. Jak zacząć?

Kąpiel zimą w rzece, na pierwszy rzut oka może wydawać się bardzo nieprzyjemna. Wszak plażowanie kojarzy się z latem. Tymczasem ktoś, kiedyś pomyślał, że skoro morsy mogą, to dlaczego nie ludzie. I tak to się zaczęło. Fenomen tego zjawiska postanowili zbadać w “Zasilanych” prowadzący Magda i Petros. Rozmawiali z Panią Barbarą, miłośniczką morsowania. Opowiedziała ona o początkach swojej przygody, endorfinach jakie tym kąpielom towarzyszą. Za sukcesem udanej całej tej zabawy stoi odpowiednie przygotowanie, pozytywne nastawienie oraz doborowe towarzystwo.

Morsowanie daje wiele zalet dla organizmu człowieka. Gdy już przełamiemy pierwszy szok i nabierzemy doświadczenia w takich kąpielach, i spodoba nam się regularne ich zażywanie, to na pewno poprawi się nasza odporność, nastrój, krążenie i sprężystość skóry. Mówiąc inaczej – odmłodzimy się! Póki zima trwa w najlepsze – macie okazję jeszcze się skusić. Morsy spotykają się regularnie nad rzeką Supraśl oraz na Dojlidach.

Czas na rozliczenie e PIT 2023. Do kiedy trzeba rozliczyć PIT 11?

Do kiedy należy złożyć PIT-11, a kiedy PIT-37? Jak sprawdzić status rozliczenia? Jak skorzystać z ulg podatkowych? To kilka z pytań, które zadaje sobie każdy podatnik. Oto garść najważniejszych informacji.

  1. Jak wybrać formularz rozliczenia?
  2. PIT 11 jak rozliczyć?
  3. PIT 19a – co to takiego?
  4. Rozliczenie podatku 2022 – jakie są najważniejsze zmiany?
  5. Jak rozliczyć PIT online?
  6. Częste błędy podczas rozliczenia PIT
  7. Profesjonalny portal podatkowy – PIT 37 czy trzeba rozliczać samemu?
  8. Kalkulator wynagrodzeń 2023

Jaki wybrać formularz rozliczenia? 

Od 15 lutego podatnicy mogą składać rozliczenie podatkowe za 2022 rok. Termin rozliczenia PIT w 2023 roku mija 2 maja 2023 roku. Aby przeprowadzić rozliczenie podatku przez internet, trzeba najpierw wybrać odpowiedni formularz. W formularzu PIT 37 rozliczenie następuje z dochodów z pracy, emerytury, rent, umów o dzieło lub zlecenie oraz działalności wykonywanej osobiście.

Do popularnych formularzy należy również PIT-36. Składają go osoby, które powinny wykazać dochody zagraniczne, dochody z działalności gospodarczej prowadzonej według 17/32 stawki podatku oraz dochody małoletnich dzieci. Natomiast PIT-36L jest dla osób, które rozliczają dochody z działalności gospodarczej oraz działów specjalnych produkcji rolnej – opodatkowanych 19-procentową stawką podatku.

PIT 11 jak rozliczyć?

PIT-11 to formularz, który zawiera informacje o uzyskanych przez podatnika dochodach, zaliczkach pobranych na podatek dochodowy oraz wysokość potrąconych składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. PIT-11 podatnik otrzymuje od płatników, którzy wypłacają nam wynagrodzenie. Taki dokument płatnicy muszą przygotować i dostarczyć podatnikom i urzędowi skarbowemu do ostatniego dnia lutego. Takie drugi są podstawą do rozliczenia rocznego PIT-37 i PIT-36.

PIT-19a – co to takiego?

PIT- 19a to deklaracja wysokości składki na ubezpieczenie zdrowotne zapłaconej i odliczonej od zryczałtowanego podatku dochodowego, od przychodów osób duchownych w poszczególnych kwartałach roku podatkowego. Nie każdy wie, że od stycznia 2021 roku jest nowy wzór tego formularza.

Rozliczenie podatku 2022 – jakie są najważniejsze zmiany?

Rok 2022 obfitował w wiele zmian podatkowych. Poniżej przedstawiamy najważniejsze z nich.

  • Zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 30 000 zł dochodu, a dla osoby samotnie wychowującej dzieci wynosi ona 60 000 zł.
  • Wprowadzenie możliwości wspólnego rozliczania się małżonków także za rok, w którym zawierali małżeństwo.
  • Rozszerzono ulgę rehabilitacyjną.
  • Zwiększono roczne maksymalne wpłaty w IKE oraz IKZE.
  • Zmieniono stawkę podatkową dla osób, które rozliczały się według skali podatkowej i osiągali dochody nieprzekraczające 120 000 zł – z 17% do 12%.
  • Poszerzono katalog przedsiębiorców, którzy mogą rozliczać się w formie ryczałtu ewidencjonowanego.
  • Wprowadzono także zmiany w uldze dla dzieci rodziców, którzy nie mogą znaleźć porozumienia w sprawie proporcji odliczenia.

Wiele komunikatów i wyjaśnień dotyczących podatków można znaleźć na stronie podatki gov.

Jak rozliczyć PIT online?

W lutym 2019 roku Ministerstwo Finansów uruchomiło serwis „Twój e-PIT”. Podatnik po zalogowaniu się na swoje konto będzie mógł rozliczyć PIT online. Na swoim koncie każdy znajdzie wstępnie wypełniony formularz za 2022 rok. Jeśli podatnik nic nie zrobi, rozliczony PIT zostanie automatycznie przesłany do Urzędu Skarbowego. Można również dokonać modyfikacji – dodać ulgi, zaznaczyć rozliczenie wspólnie z małżonkiem itd. lub wypełnić w całości samodzielnie. Jeśli mamy wątpliwości co do tego z jakich ulg możemy skorzystać, co zrobić aby podatek rozliczenie było jak najprostsze i czy aby na pewno nasze e PIT rozliczenie jest poprawne, warto skorzystać z pomocy profesjonalistów.

Częste błędy podczas rozliczania PIT

Bezbłędne rozliczenie PIT 2023 wymaga dużej skrupulatności. Oto najczęściej występujące błędy w rozliczeniach:

  • brak PESEL lub NIP,
  • błąd w NIP
  • źle zaokrąglone kwoty,
  • niepoprawnie obliczone wartości,
  • zła kolejność cyfr,
  • używanie nieaktualnych formularzy,
  • nie uwzględnianie obowiązujących limitów odliczeń,
  • brak załączników,
  • źle wyliczona kwota 1,5% dla Organizacji Pożytku Publicznego,
  • brak zaznaczenia celu złożenia zeznania.

Profesjonalny portal podatkowy – PIT-37 czy trzeba rozliczać samemu?

Rozliczanie podatku przez internet może być kłopotliwe. Czy trzeba samemu rozliczyć PIT za 2022 rok? Ile kosztuje rozliczenie PIT 2022? Czy program uwzględni wszystkie ulgi? Te pytania spędzają wielu osobom sen z powiek. Rozliczenie podatku PIT można powierzyć firmie, która specjalizuje się w takich usługach. Polecamy program PITax.pl Łatwe Podatki. W aplikacji można utworzyć konto podatnika, rozliczyć deklarację PIT na komputerze, a następnie przesłać druki online do Urzędu Skarbowego. Program umożliwia uwzględnienie wszelkich ulg i odliczeń i pozwala na automatyczne dodawanie załączników. Jest dostępny całkowicie za darmo.

Kalkulator wynagrodzeń 2023 

Zmiany wprowadzone przez Polski Ład spowodują wiele trudności w rozliczeniach podatkowych osób zatrudnionych na umowę o pracę. Jak ustalić prawidłową stawkę podatku za pierwsze półrocze 2022 roku? Z których ulg można skorzystać? W jaki sposób uwzględnić wyższą kwotę wolną od podatku? Pomocny może się okazać kalkulator wynagrodzeń 2023.

Materiał partnera

Bobry opanowały rzekę Białą. Drzewo przy Branickiego wkrótce runie.

Populacja bobrów w Podlaskiem ma się na tyle dobrze, że ich populacja zwiększyła się w ostatnich latach aż pięciokrotnie. Z perspektywy mieszkańca miasta być może nie jest to na pierwszy rzut oka ważna i dobra informacja, ale tak naprawdę jest wręcz przeciwnie. Jest to informacja fantastyczna, bo im więcej bobrów, tym bardziej bezpieczni jesteśmy.

Chyba każdy wie co robią bobry. Tak, nadgryzają drzewa doprowadzając je do ścięcia. Mało kto jednak zastanawia się po co to robią. Wbrew pozorom one tych drzew nie jedzą! Kora, korzenie, liście i kiełki owszem. Same drzewa ścinają po to, by tworzyć sobie optymalne warunki do życia. W budowanych przez siebie Żeremiach rozmnażają się. Bo te są na tyle mocną twierdzą, że tylko człowiek mechanicznymi urządzeniami jest w stanie je zniszczyć. A że bobry są pod ochroną, to populacja rozrasta się.

Co ma człowiek z działalności bobrów? Wodę. Powiedzmy sobie wprost – urzędnicy zniszczyli polskie rzeki. To, że teraz są woda w nich ledwo szoruje po dnie jest wyłącznie ich winą. W Polsce zdecydowana większość rzek została uregulowana. Budowane są wały, zapory czy stopnie wodne, koryta rzek niejednokrotnie były prostowane i betonowane. Przez lata panowało przekonanie, że to najlepsze zabezpieczenie przed powodzią. Praktyka pokazała, że jest ono błędne. Powodzie i podtopienia są mimo niskich stanów rzek. Mimo, że ta wiedza jest już powszechna, to nadal reguluje się w Polsce rzeki. Mało tego, w miastach oddaje się deweloperom wolną rękę. Okolice cieków są gęsto zabudowywane blokowiskami – czyli zabetonowywane. Co jeszcze bardziej eskaluje powodzie.
W Białymstoku nie jest inaczej. W 1920 roku miała miejsce ogromna powódź. Wtedy zapadła decyzja, żeby uregulować rzekę. Teraz Biała przez całą długość centrum biegnie prosto jak rura. Chociaż w ostatnich latach pojawiły się tam dodatkowe zapory, poziom wody nadal szoruje po dnie.

Wracając do bobrów. Istnienie lasów – czyli dla człowieka filtrów oczyszczających powietrze po jego działalności – jest możliwe dzięki terenom bagiennym. To miejsce, z którego czerpią drzewa, gdy długotrwale nie pada deszcz. Woda na tych terenach pojawia się dlatego, że bobry budując wszelakie tamy zatrzymują wodę z leśnych rzek. A że bobrów jest coraz więcej, to ich teren działania się rozszerza. I tak dotarły do Białegostoku.

Oczywiście urzędnicy dzielnie nie pozwolą im tu dłużej zabawić. Jednak, póki co działalnością nad rzeką zajmuje się taka instytucja jak Wody Polskie. To urzędnicy tejże muszą wydać decyzję, ażeby drzewo z ul. Branickiego ściąć przed bobrami. Kto będzie pierwszy? Co po ukończonej pracy zrobią bobry? Zapewne zajmą się kolejnymi drzewami. A to dlatego, że w Białej rzece wody jest za mało. Bobry poprzestaną jak podniosą jej stan. Urzędnicy jednak na to nie pozwolą, bo wtedy deweloperzy byliby bardzo źli, że ich Klientom zalewa się piwnice i mieszkania. I taki to problem, że ciągle ktoś będzie poszkodowany.

Featured Video Play Icon

Wyprawił się przez wszystkie podlaskie Puszcze. Cel? Wypić piwko z żubrami. Jak mu to wyszło?

Gdyby jeszcze istniała, to Łukasz Waszkiewicz trafiłby do galerii ludzi pozytywnie zakręconych Teleexpressu. W ostatnim czasie postanowił wypić piwo spoglądając na dziko żyjące żubry. Mało tego – nie pojechał po prostu na miejsce, wybrał się na długą wędrówkę przez wszystkie trzy puszcze Podlaskiego: Białowieską, Knyszyńską i Augustowską. Po drodze nocował w lesie. Jak to wyglądało? Można zobaczyć na filmie powyżej.

Warto dodać, że we wszystkich tych kompleksach leśnych są żubry. Najmniej jest ich w Puszczy Augustowskiej, bo tam dopiero kilka lat temu założono nowe stado, by trochę wymieszać zwierzęta. Żubr jest cały czas pod ochroną od czasów, gdy po II wojnie światowej prawie wszystkie zostały wybite przez człowieka. Dziś zwierząt jest całkiem sporo, ale nie są to jakieś zawrotne liczby. W Polsce żyje niecałe 2500 osobników.

Dlatego też dobrze, gdy stada się mieszają, bo wtedy unikamy wsobności – czyli rozmnażania się zwierząt z jednej rodziny, co mocno osłabia geny. W ostatnim czasie pisaliśmy, że w okolicach Puszczy Białowieskiej połączyło się kilka stad, dzięki czemu powstało stado złożone ze 170 żubrów. Taka zawrotna liczba bardzo pomoże w rodzeniu się zdrowych zwierząt. Trzymamy kciuki!

Featured Video Play Icon

Wspaniała wycieczka po regionie Podlaskim. Zobacz wszystko to, co najbardziej popularne.

Autor filmu nagrał go w trakcie krótkiej podróży po Podlasiu pod koniec grudnia 2022 i na początku stycznia 2023. Widoki są przepiękne. Brakuje tylko śniegu. Ale za to nie brakuje Białegostoku, Krainy Otwartych Okiennic, rozlewisk Narwi i pustelni w Odrynkach. Są też żubry hasające na wolności i te żyjące w rezerwacie.

To wszystko jest fanom Podlasia bardzo dobrze znane, ale dla kogoś kto przyjeżdża do nas jest czymś wyjątkowym. W innych regionach Polski nie ma przede wszystkim takiej natury jak na Podlasiu. Bo sam Białystok czy drewniane domy w Trześciance nie byłyby fantastycznym miejscem do zwiedzania, gdyby nie cała otoczka środowiska naturalnego. Gdy patrzymy ogólnie na atrakcje turystyczne – gdziekolwiek, to zawsze czynnikiem decydującym o popularności danego miejsca – jest aspekt matki natury. Chyba tylko Dubaj jest miejscem całkowicie sztucznym, które od zera wykreował człowiek i stało się ono miejscem, gdzie przyjeżdża wiele osób ze świata.

O walorach miejsc prezentowanych na filmie nie będziemy się rozpisywać, są omawiane przez samego autora. Dodajmy tylko, że warto w Podlaskiem zwiedzić dużo więcej niż na tym filmie. A to dlatego, że jak wspomnieliśmy – tu zostały zaproponowane miejsca najpopularniejsze, a prawdziwych perełek w naszym regionie nie brakuje.

 

 

Podlasiu

Sensacyjne odkrycie w Puszczy Białowieskiej. Gigantyczne stado żubrów, które liczy aż 170 osobników!

Zwykle turyści, którzy jeżdżą od wioski do wioski, by napotkać żubry mogą liczyć na spotkanie mniejszych stadek – od kilku do kilkunastu sztuk. Przewodnicy turystyczni i lokalsi znają miejsca, gdzie stada składają się z kilkudziesięciu żubrów. Jak podaje portal naukawpolsce.pl – większe stada nie były dotychczas spotykane ani w Puszczy, ani w jej sąsiedztwie. Stado powstało zapewne z połączenia kilku mniejszych, obserwowanych w tym rejonie na początku zimy. Przyczynił się do tego prawdopodobnie nagły atak zimy, obfite opady śniegu i spadek temperatury – do kilkunastu stopni poniżej 0 stopni C. W takich okresach żubry grupują się w większe stada.

Dotychczas największe stado, liczące 136 osobników, było przez nas obserwowane tej zimy na obrzeżach Puszczy Knyszyńskiej. – powiedział serwisowi naukawpolsce.pl prof. Rafał Kowalczyk z IBS PAN, który kieruje badaniami nad żubrami.

Żubry najlepiej odnajdują się w terenach, gdzie nie ma zbyt dużo ludzi. Preferują łąki i doliny rzeczne. Tam zwierzęta znajdują najwięcej pokarmu. Zimą pomagają też leśnicy, którzy przygotowują stogi siana i kiszonki. Dzięki temu żubry nie niszczą masowo pól rolnikom i nie grasują po wioskach w celu szukania odpadków.

Featured Video Play Icon

Podlaskie kapliczki. Nieodzowny element regionu.

Podczas zwiedzania Podlaskiego można niejednokrotnie napotkać kapliczki. Stoją samotnie wśród pól, przy drogach, na wsiach. Niekiedy wiszą na drzewach. Jedno jest pewne, bez nich krajobraz naszego regionu nie byłby taki sam. Ba! Niektóre kapliczki mają status podwójnie kultowych. W religijnym znaczeniu każda z nich taka jest, ale też niektóre są bardzo dobrze znane ludziom jako obiekty architektoniczne.

Najbardziej znany przykład to kapliczka z plakatu filmu U Pana Boga za piecem, która to stoi po drodze z Krynek do Sokółki. Inna też w tamtych okolicach była użyta w scenie tego filmu, gdy komendant modlił się do “pagera”. Równie ciekawą kapliczką jest konstrukcja z miejscowości Brody. Została obfotografowana przez całą rzeszę ludzi. Nie sposób nie wspomnieć o kapliczce, która stoi na szczycie górki w Goniądzu. A to tylko kilka bardziej znanych. Inne, równie ciekawe można obejrzeć na powyższym filmie.

Autorem jest Szczepan Skibicki, autor wspaniałego filmu krajobrazowego Go Podlasie. Film został wykonany techniką time-lapse. Czyli fotografowano obiekt w równych odstępach czasowych, a następnie złożono to w ruchome dzieło. Tak jak kiedyś tworzono kreskówki – rysowano klatka po klatce sceny, a następnie szybko je przewijano. Tak też jest i przy time-lapse. Pięknie się to ogląda.

200 lat temu rozpoczęto budowę Kanału Augustowskiego

Z tej okazji przez cały 2023 rok będą odbywały się wydarzenia z Kanałem Augustowskim w roli głównej. Między innymi będą konferencje, wystawy, ale też wydarzenia sportowe, jak rajdy, wycieczki czy konkursy. Zaplanowano spływ z udziałem 200 kajaków, spływ tratwami i malowanie muralu upamiętniającego budowę kanału. Punktem kulminacyjnym roku jubileuszowego będzie otwarcie na przełomie kwietnia i maja sezonu żeglugowego. Uhonorowany zostanie też gen. Ignacy Prądzyński – wybitny inżynier, autor projektu Kanału Augustowskiego (w swoich pamiętnikach określił go jako „arcydzieło”), a także znakomity oficer i strateg wojenny, uczestnik powstania listopadowego.

Mierząca ponad 100 kilometrów długości droga wodna jest właściwie siecią sztucznych kanałów łączących uregulowane koryta rzeczne Netty, Czarnej Hańczy i jeziora augustowskie. Jednym z najciekawszych punktów Kanały jest Śluza Paniewo. Jest ona bowiem podwójna, bo różnica w wysokości terenu jest naprawdę duża. Dlatego najpierw wszystkie statki i łodzie wpływają do pierwszej komory, a następnie jeszcze do drugiej. Dopiero po przeczekaniu aż woda wypełni obie – można płynąć dalej.

Budowa Kanału Augustowskiego jest łączona z planem uzdrowienia gospodarczej sytuacji Królestwa Polskiego. Miał on łączyć Wisłę przez Narew z Niemnem i dalej biegiem rzek Dubyssy i Windawy (Venty) z portem bałtyckim w Windawie, co (w jęz. łotewskim Ventspils). Ta droga wodna miała umożliwić transport towarów z zależnego od Rosji Królestwa Polskiego. Zaplanowana część drogi wodnej Wisła – Niemen – Bałtyk, tak zwany Kanał Windawski, pomiędzy biegiem Dubissy i Windawy, nigdy nie została ukończona – wyjaśnia dr Maciej Ambrosiewicz z Muzeum Wigier w Wigierskim Parku Narodowym.

Featured Video Play Icon

Co za film! Tak wyglądało Kolno na początku lat 90.

Mimo, że komunizm w Polsce upadł w kwietniu 1989 roku, to nie oznaczało to z perspektywy mieszkańców widocznych zmian. Tak zwany okres post-komunizmu ciągnął się  w kraju jeszcze długo. A to wszystko dlatego, że niewydolna gospodarka wymagała naprawy. Gdy to już się stało na przestrzeni kolejnych lat, to mogliśmy się zabierać za inwestycje. Krajobraz Polski – także województw białostockiego, suwalskiego i łomżyńskiego – dzisiejszego Podlaskiego – zmieniał się bliżej XXI wieku.

Kolno to bardzo stare miasto, bo powstało już w 1425 roku. Było częścią Księstwa Mazowieckiego. To, że dziś jest częścią Podlaskiego wynika z reformy administracyjnej w 1999 roku, która nie odtwarzała terytoriów regionalnych po historycznych granicach. Wcześniej należało do województwa łomżyńskiego. Kolno pierwotnie znajdowało się wśród bagien nad rzeką Pisą, gdzie zachowało się grodzisko Stare Kolno. Najstarsze znaleziska w tym miejscu pochodzą sprzed 3000 lat, natomiast osadnictwo wczesnośredniowieczne datuje się na VIII wiek. Miasto pierwszy raz wzmiankowane było w 1422 roku. Początkowo należało do książąt mazowieckich, następnie funkcjonowało jako miasto królewskie. Prawa miejskie (prawo chełmińskie) miasto otrzymało z rąk księcia Janusza I Mazowieckiego zwanego Starszym 30 czerwca 1425.

Krajobraz lat 90. w Kolnie był bardzo podobny do innych miast. Na ulicach maluchy, fiaty 125p, stary, nysy i żuki. A wśród nich ludzie, którzy nie wyglądają na szczęśliwych od wolności, którą dostali w 1989 roku. Bardziej przypominają strapionych skutkami gospodarczymi. Widoki szare, bure i ponure. Dobrze, że te czasy za nami.

Featured Video Play Icon

Tak było na przełomie 1978 i 1979 roku. Ciężka zima w Suwałkach na filmie.

To była zima stulecia. Suwałki w 1978 roku zostały wręcz sparaliżowane. A wszystko to zaczęło się w Sylwestra. Śnieg zaczął sypać bardzo intensywnie, a tym czasem w domach imprezy odbywały się na całego. 1 stycznia 1979 roku goście zaczęli wracać do domów. Zastał ich bajkowy, zimowy krajobraz. Problem w tym, że ciężko było się przemieszczać nawet pieszo! Szczególnie kobiety miały problem, które musiały przedzierać się przez zaspy w wybornych kreacjach i nieodpowiednich do warunków atmosferycznych butach.

W Suwałkach rekord śniegu padł w lutym. 16 lutego spadło 84 cm białego puchu! Temperatury przekraczały -30 stopni. To wszystko jednak z perspektywy mieszkańców zaczęło być realnym problemem, gdy od mrozu przestały działać trakcje elektryczne i popękały szyny torów kolejowych. Nagle był problem z dowozem węgla do elektrociepłowni. O przemieszczaniu się z miasta do miasta można było w zasadzie zapomnieć. Bardzo trudno też było korzystać z komunikacji miejskiej.

Każde z miast było po prostu oddzielną wyspą, którą intensywnie trzeba było odśnieżać. W samych Suwałkach ludzie byli już przyzwyczajeni do niskich temperatur i śniegu. Nawet tam zima stulecia dała w kość. Ludzie musieli pomagać sobie wyjechać z zaspy, a służby drogowe pracowały bez odpoczynku.

Featured Video Play Icon

Tak wygląda praca dyżurnej ruchu na stacji Białystok

Ten film będzie interesujący nie tylko dla fanów kolei, ale także dla wszystkich tych, którzy myślą, że w Białymstoku nie można mieć ciekawej pracy. Jadwiga Lewicka to dyżurna ruchu na kolei. Opowiada o swoich początkach w zawodzie, a także jak wygląda ona obecnie. A jest o czym, bo swoje stanowisko zajmuje od 40 lat.

Pani Jadwiga miała wiele propozycji pracy, ale zdecydowała się związać z koleją. To był strzał w dziesiątkę. Na początku, jako młoda osoba obsługiwała stację Białystok Fabryczny. Nie było łatwo, szczególnie że wiele osób nie traktowało poważnie “smarkuli”.

Codzienne obowiązki dyżurnej ruchu polegają przede wszystkim na przyjmowaniu i odprawianiu pociągów. Porządek na torach kolejowych musi być. Dlatego to, która maszyna wjedzie na stację i z niej wyjedzie – decyduje Pani Jadwiga. Warto podkreślić, że w Białymstoku na stacji nadal są semafory (zamiast elektronicznych świateł). Obsługa ich również jest w obowiązku dyżurnej ruchu. Do tego wszystkiego służy specjalne urządzenie. Do jego obsługi potrzeba dobrej krzepy. Przestawienie drążków i dźwigni nie jest lekkie.

Featured Video Play Icon

Dawna stolica Podlasia w zimowej odsłonie. Przepiękny klimat!

Drohiczyn lezy nieopodal Siemiatycz i za czasów I RP to tam życie toczyło się najmocniej. Miasteczko powstało na początku XI wieku czyli 1000 lat temu! Lokalizacja ta – nad rzeką Bug, na górzystym terenie była wyjątkowo atrakcyjna i komfortowa. Ponadto duże znaczenie miał fakt, że było to pogranicze polsko-ruskie. W późniejszym czasie miasto przechodziło z rąk do rąk. Należało do Księstwa Mazowieckiego, a później do Litwy i Korony. Stolicą Podlasia stało się w 1520 roku.

Obecnie oprócz odpoczynku nad Bugiem, można zwiedzać tam zespoły poklasztorne franciszkanów, jezuitów i benedektynek. Ponadto są tam trzy kościoły i cerkiew prawosławna. To jednak nie wszystko. Interesującym miejscem jest Góra Zamkowa, z której obserwować można dolinę Bugu. Latem można tam spędzać czas na wiele sposobów, a zimą?

Zdecydowanie! Szczególnie wszyscy miłośnicy aktywnego spędzania czasu odnajdą się w Drohiczynie. Wszystko dlatego, że to teren górzysty. Wszystkie spacery solidnie poczujemy w nogach. Możemy nie tylko chodzić w pobliżu rzeki. Okolice są równie piękne i warto także zajrzeć tam. Po zdobyciu Góry Zamkowej, można wybrać się w stronę Góry Grabarki. Piechotą to wyjdzie 30 km. Akurat na cały dzień!

Featured Video Play Icon

Miał być koniec świata, a po nim powstanie nowego w Puszczy Knyszyńskiej

Grzybowszczyzna to maleńka wieś położona przy samej granicy Polski i Białorusi w powiecie sokólskim. Niedaleko niej znajduje się polana, na której miało powstać nowe miasto – stolica świata – Wierszalin. Tak wieszczył charyzmatyczny Eljasz Klimowicz, który w latach 20. i 30. poprzedniego wieku został uznany za proroka przez miejscową ludność. Uzdrawiał, rozgrzeszał, budował cerkiew. Pamięć o nim jest do dziś żywa. Polana do dziś chętnie jest odwiedzana.

Prorok Ilja urodził się w 1864, zmarł podczas II wojny światowej. Żył na Podlasiu, był niepiśmiennym chłopem prawosławnym, charyzmatycznym przywódcą religijnym pochodzenia białoruskiego. Pamiętajmy, że w owych czasach Grzybowszczyzna jak i wszystko inne było pod zaborami. Polski na mapie nie było.

Klimowicz miał sen, po którym zwrócił się do ojca Joana, by ten pomógł mu rozwikłać jego znaczenie. Ten miał mu wyjaśnić sen jako żądanie Boga, by Klimowicz w swojej miejscowości wybudował cerkiew. Dał też Klimowiczowi zaświadczenie, że ten na polecenie Boga buduje cerkiew, co miało mu ułatwić zbieranie pieniędzy oraz uzyskanie pozwolenia na budowę. Eliasz Klimowicz rozpoczął dwuletnią zbiórkę pieniędzy, a potem rozpoczął budowę świątyni w 1904 roku. I wojna światowa w 1914 roku zatrzymała jej budowę. W trakcie wojny Klimowicz jak wiele innych osób prawosławnych uciekł w głąb Rosji z przed frontem i mającymi rzekomo nastąpić represjami pruskimi.

Około roku 1919, prorok wrócił już do rodzinnej wsi już w Polsce. Przyjechał wraz z żoną i córką. Jednak niedługo po powrocie z bieżeństwa kobiety odeszły z domu. Prawdopodobnym powodem była sprzedaż przez Eliasza gospodarstwa oraz przeznaczenie uzyskanych pieniędzy na budowę cerkwi. Zgodę polskich władz na dokończenie budowy cerkwi uzyskał dopiero w roku 1926 roku. Pamiętajmy, że po 123 latach braku niepodległości, władze bardzo pieczołowicie dbały o jednolitą kulturę i religię narodu. Osoby prawosławne z tego powodu były wręcz prześladowane (oczywiście nie w sposób oficjalny). Ostatecznie w 1929 roku udało się otrzymać zgodę na dokończenie cerkwi.

To był punkt zwrotny. Do Klimowicza zaczęły ściągać tłumy pielgrzymów i ciekawskich z Podlasia, Wileńszczyzny, Grodzieńszczyzny, Polesia oraz Wołynia. Przyjeżdżano po odpuszczenie grzechów, błogosławieństwo i uzdrowienie. Mimo, że Klimowicz był osobą świecką. Uznano go jednak za proroka i traktowano na równi z duchownymi. Pielgrzymi koczowali na polu czy w lesie, a woda ze studni została przez nich uznana za świętą. Wierni przynosili ze sobą ofiary. Powstała nawet druga świątynia w Ciełuszkach pod Zabłudowem.

Popularność Klimowicza przysporzyła mu kłopotów. Prawosławni duchowni zaczęli mu zarzucać, że szerzy herezję. Zwolennicy proroka natomiast zarzucali duchownym, że doprowadzają do rozpadu cerkwi. 21 września 1933 r. w cerkwi w Trześciance, wygłaszający kazanie proboszcz otwarcie skrytykował działalność Eliasza i jego sympatyków. Ci natychmiast zaczęli wnosić okrzyki przeciwko przemawiającemu duchownemu. Nabożeństwo zostało przerwane.

W 1934 hierarchia duchowna zaproponowała Eliaszowi wstąpienie do zakonu w celu jurysdykcji świątyni. Odprawianie nabożeństw we własnej świątyni miała być spełnieniem jego marzeń. Eliasz Klimowicz przybrał imię zakonne Joan, przywdział ubiór mnicha oraz notarialnie przepisał cerkiew na Prawosławny Konsystorz z Grodna. Podczas wyświęceń doszło do skandalu. Przybyli na uroczystość mieszkańcy śpiewali w cerkwi „Raduj się, raduj, Nowy Jeruzalimie”. W efekcie biskup wyrzucił ich z cerkwi oraz zagroził umieszczeniem Eljasza w klasztorze.

To doprowadziło do ciągu zdarzeń, w których Eljasz porzucił strój duchownego, założył własną sektę i aż do II wojny światowej mieszkał ze swoimi wyznawcami w Grzybowszczyźnie. Wszyscy czekali na zapowiadany przez niego koniec świata. Zamiast tego nastąpił konflikt zbrojny, zaś prorok zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Featured Video Play Icon

Kryzys na granicy nie ustaje. Dramatyczna akcja ratunkowa w Puszczy. Nagrano białoruskie służby podczas przemytu ludzi.

Chociaż sami mamy ambiwalentny stosunek do zapory na granicy, to z przyczyn obiektywnych musimy przyznać – gdyby jej nie było, to polskie państwo musiałoby angażować gigantyczne środki w jej ochronę przy pomocy ludzi. A to osłabiałoby nasz potencjał bezpieczeństwa. Rok temu na granicy (mimo braku zapory) było dużo spokojniej z powodu ostrej zimy. Tym razem ta pora roku przebiega spokojnie, więc setki zdesperowanych, nielegalnych migrantów próbują przedostać się do Europy zachodniej.

Przylatują z Afryki i Azji do Moskwy i Mińska. Dostają wizy turystyczne, a następnie – by się nie rozmyślili – służby reżimów dowożą wszystkich pod samą granicę z Polską. Zostało to udokumentowane na powyższym filmie. Jak pamiętamy z ubiegłego roku, sytuacja na tyle się w pewnym momencie zaogniła, że polska policja musiała odpierać masową, nielegalną próbę wtargnięcia ogromnej grupy migrantów. Po tym zdarzeniu zamknięto całkowicie przejście graniczne w Kuźnicy. Przypomnijmy, że wcześniej stosunki między sąsiednimi krajami były na tyle stabilne (mimo trwającej od lat dyktatury na Białorusi), że do Grodna nawet dojeżdżały codziennie polskie pociągi. W ogóle mamy do czynienia z pewnym paradoksem. Z jednej strony – dyktator Łukaszenko zniósł obowiązek posiadania wizy dla wjeżdżających z Polski do Białorusi, a z drugiej organizuje nielegalny przemyt zdesperowanych ludzi, którzy wierzą w lepsze życie na Zachodzie z zasiłków.

Obecna zapora bardzo ułatwiła ochronę granicy. Przede wszystkich sforsowanie 5-metrowego płotu górą naraża na ogromne kontuzje. Elektronika sprawia, że cała granica w czasie rzeczywistym jest całkowicie monitorowana. Niestety, to cały czas za mało. Istnieje bowiem grupa pewnych osób ogłaszających się jako “Grupa Granica”. Stale funkcjonują po polskiej stronie – tłumacząc, że udzielają pomocy medycznej i prawnej migrantom. Tymczasem Straż Graniczna oskarża “aktywistów” o utrudnianie pracy służbom granicznym.

Skandaliczne zachowanie aktywistów, wspieranych przez jedną ze stacji tv. Nie chcieli podać dokładnej lokalizacji nielegalnych imigrantów. W tym czasie funkcjonariusze SG i strażacy prowadzili wyjątkowo trudną akcję poszukiwawczą na bagnach. Nie mogli odnaleźć osób. Do działań zaplanowano użycie śmigłowca. Dopiero po 2 godzinach zgłosił się mężczyzna, który powiedział, że doprowadzi służby do migrantów. Na miejscu oczekiwali dziennikarze, duża grupa aktywistów oraz 3 obywateli Afganistanu zostali zabrani do szpitala, ich stan zdrowia jest dobry. Czy bagna i rzeki graniczne, gdzie nie ma bariery, to miejsce spotkań nielegalnych imigrantów z aktywistami? Czy warto ryzykować zdrowie i życie cudzoziemców oraz funkcjonariuszy dla medialnego show? – przeczytać mogliśmy na Twitterze Straży Granicznej.

Tymczasem wspomniana Grupa Graniczna tłumaczy na swoim Facebooku – że wspomniani mężczyźni byli w złym stanie zdrowotnym. Na miejscu lekarka z tejże grupy po zbadaniu mężczyzn uznała, że natychmiast wymagają hospitalizacji. Dwóch nielegalnych migrantów co jakiś czas traciło przytomność, a kontakt z nimi był już właściwie niemożliwy. Zgodnie z relacją lekarki, jeden z mężczyzn był w szczególnie złym stanie, chorował na nadczynność tarczycy, od kilku dni nie zażywał leków. Miał obniżoną temperaturę ciała i zaburzone pozostałe parametry zdrowotne i skrajne odwodnienie. Dwukrotnie wymiotował. Drugi mężczyzna również był odwodniony oraz skrajnie wychłodzony.

Grupa tłumaczy też, że wezwano służby, ale te dotarły po 3,5 godziny ze względu na trudne warunki. Wyprowadzenie poszkodowanych z trudnego bagnistego terenu zajęło około 3 godzin przy pomocy kilkudziesięciu strażaków. Ostatecznie poszkodowani trafili do szpitala w Hajnówce.

Warto dodać, że Grupa Granica – to aktywiści, którzy nie są żadną formalną organizacją. To po prostu grupa ludzi, która umówiła się, że będzie odbierać sygnały od nielegalnych migrantów i im pomagać. Problem polega na tym, że dopóki nielegalni migranci będą wiedzieli, że warto próbować, to będą to robić. Warto tu przywołać przykład naszego sąsiada z Litwy. Tam również występował taki sam problem co w Polsce. Nielegalni migranci próbowali szczęścia przekraczając także granicę białorusko-litewską. Bałtyccy sąsiedzi również odgrodzili się od Białorusi, tam jednak nie ma aktywistów, bo obywatele zgodnie zdają sobie sprawę, że nielegalny przemyt ludzi to gra dyktatora oraz że litość wzmagać będzie przemyt. Efekt? W grudniu 2022 dochodziło tam tylko do pojedyncze przypadków przekraczania granic. Praktycznie wszyscy kierują się w stronę Polski. Dlaczego? Bo tu są podziały na zwolenników i przeciwników. Organizatorzy przemytu doskonale sobie zdają z tego sprawę.

Dlatego kryzys na granicy skończy się dopiero, gdy oprócz tej stalowej, 5-metrowej bariery z elektroniką, granica będzie chroniona także przez własnych obywateli. Co innego pomagać w potrzebie, a co innego dawać nadzieję, że dojazd do Niemiec się uda i nie współpracować z polskimi służbami.

Skandal w Białowieży. Urzędnik forsował panele w Puszczy. Wójt się zgodził!

Czy 1,5 hektarowa farma fotowoltaiczna powstanie na polanie w Puszczy Białowieskiej? Miejmy nadzieję, że ktoś rozsądny zablokuje tą kuriozalną inwestycję. Jeszcze bardziej niewiarygodnie brzmi to, jak do wydania zgody w ogóle doszło. Czy Wójt Białowieży Albert Litwinowicz rażąco złamał prawo?

Zacznijmy po kolei. Od wielu lat jeden z pracowników urzędu gminy w Białowieży forsował pomysł wybudowania (jako prywatny inwestor) farmy fotowoltaicznej na 1,5 hektarowej polanie. Dla osób, które nie są rolnikami tylko żyją w mieście zobrazujemy to w metrach kwadratowych. Wychodzi ich aż 15 000. Taki obszar zajmuje przeciętny hipermarket. Dotychczas próby tej inwestycji się nie udawały. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Białymstoku za każdym razem odmawiała jej uzgodnienia, bo w sposób oczywisty godziła w plan ochronny Natura 2000 dla Puszczy Białowieskiej. Uparty urzędnik nadal dostarczał kolejne prośby o pozwolenie. Jak wskazali ekolodzy, którzy nagłośnili aferę, pismo, które składał było pełne błędów oraz niewiarygodnych danych.

Warto tu nadmienić (by się nie pogubić), że na przeprowadzenie inwestycji musi się zgodzić gmina Białowieża. Część dotycząca przyrody rozpatrywana jest przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska (inny urząd). I przy ostatniej próbie wójt Albert Litwinowicz decyzję wydał… pozytywną dla inwestora. Uznał, że RDOŚ odrzucił projekt i nie dał inwestorowi szans na uzupełnienie. Ekolodzy w rozmowie z Gazetą Wyborczą wskazali, że decyzja wójta została wydana z rażącym naruszeniem prawa. Ponadto godzi w turystów, którzy nie przyjeżdżają do Puszczy Białowieskiej po to by oglądać panele fotowoltaiczne.

Trudno się z taką argumentacją nie zgodzić. Przede wszystkim wójt nie powinien wydawać decyzji wobec swojego podwładnego. Decyzja powinna zostać wydana przez inny urząd gminy. Druga sprawa to zignorowanie RDOŚ. Skoro urzędnicy od ochrony środowiska mieli obiekcje, to trzeba było dać możliwość odwołania się inwestorowi, a nie podejmować decyzję za niego. Oraz ostatnia kwestia. Czy wójt naprawdę uważa, że turyści w Białowieży nie są ważni? To on oprócz drewna napędzają gospodarkę w tamtym regionie. Negatywny wizerunek gminy, który rozniesie się w Polskę sprawi, że turyści nie będą tak chętnie tam przyjeżdżać.

Cała ta sprawa to jeden, wielki, śmierdzący skandal. Miejmy nadzieję, że decyzja ta zostanie zaskarżona przez ekologów, a urzędnicy z drugiej instancji pozwolenie wójta wyrzucą do śmietnika. Tam, gdzie jego miejsce.

Featured Video Play Icon

Tak się prezentuje nowa ekspresówka prowadząca do granicy

Niedawno informowaliśmy o otwarciu nowej ekspresówki, która prowadzi z Suwałk do samej granicy z Litwą. Teraz możemy obejrzeć film, na którym widać jak się prezentuje. Trzeba przyznać, że całkiem przyjemnie się to ogląda.

Każdy, kto jechał kiedykolwiek do Budziska i dalej na Litwę ten wie jaka była to mordęga. Po starej drodze na szczęście zostały już tylko wspomnienia. Dawniej mieściło się tam także przejście graniczne. Zostało ono zlikwidowane w momencie, gdy Polska dołączyła do strefy Schengen pod koniec 2007 roku. To dało możliwość podróżowania bez potrzeby zatrzymywania się na granicy. Obecnie wystarczy zwolnić. To, że nie ma szlabanów nie oznacza, że nie ma kontroli. Te są – prowadzone wyrywkowo.

Jeżeli droga ekspresowa ma dwie jezdnie, to można na niej poruszać się z prędkością do 120 km/h. W przypadku jednej jezdni limit wynosi 100 km/h. Droga do Budziska S61 ma dwa pasy w każdą stronę. Jej długość to prawie 25 km. Warto pamiętać, że gdy będziemy już na Litwie, to tam w przypadku zatrzymania przez policję i wręczenia nam mandatu – należy go zapłacić od razu. Takie zasady obowiązują dla obcokrajowców także w Polsce.  Możemy podpowiedzieć, że u naszych bałtyckich sąsiadów kontrole drogowe są dużo bardziej wzmożone niż w naszym kraju. Lepiej się mieć na baczności.

Featured Video Play Icon

Podlaskie zimą jest przepiękne. Ten film to dobitnie pokazuje!

Prawosławne, drewniane cerkwie, synagoga, ruiny kościoła, Dolina Narwi, Kraina Otwartych Okiennic, Suwalszczyzna i Wigierski Park Narodowy, Kanał Augustowski – to niektóre tylko atrakcje, jakie można zobaczyć zimą w Podlaskiem. Gdy tylko spadnie trochę śniegu, atmosfera natychmiast robi się magiczna!

Tym razem możemy zobaczyć nasz wspaniały, piękny region na najnowszym filmie kanału YouTube – Gdzie los poniesie. Autorzy pokazują tam najciekawsze ich zdaniem miejsca, warte do zobaczenia zimą. Nie brakuje pięknych widoków i atrakcji. Warto dodać, że to co widzimy na filmie jest tylko wycinkiem Podlaskiego. Takich miejsc jest dużo dużo więcej. Żeby tak objechać wszystkie trzeba by było objeżdżać region intensywnie co najmniej przez tydzień.

Podlaskie, różni się od innych regionów tym, że jest bardziej dzikie. Mamy tu ogromne bogactwo przyrodnicze. Natura może się u nas rozwijać bez skrępowania właśnie dzięki temu, że nasze ziemie nie są tak zaludnione jak inne. Tam gdzie mało człowieka – dużo natury.

Wojewoda wprowadził nielegalny zakaz? Przy granicy możecie stać!

W ostatnim czasie można było przeczytać komunikat, że dwie osoby w Białowieży dostały 500 złotowe mandaty za to, że weszły pod sam płot na granicy Polski z Białorusią, zaś to rzekomo jest zakazane. Problem polega na tym, że zakaz może być nielegalny.

Zakaz wydał Wojewoda Podlaski Bohdan Paszkowski na “całej długości” podlaskiego odcinka pasa drogi granicznej. Przypomnijmy tylko, że Białoruś została oddzielona od Polski płotem, więc bez powodu nie można zakazywać Polakom (i obywatelom Unii Europejskiej) chodzić po polskim terytorium. Tak samo jak możecie nagrywać i fotografować wszelkie obiekty (oprócz tych, które służą do zapewniania bezpieczeństwa państwa).

Ustawa o ochronie granicy państwowej reguluje, że pas drogi granicznej jest obszarem szerokim na 15-metrów. A jeżeli wynika to z potrzeb ochrony granicy, wojewoda może wprowadzić tam zakaz przebywania. Cały szkopuł w tym, że w ustawie jest wyraźnie napisane “na niektórych odcinkach pasa”. Tymczasem zakaz obowiązuje na całym podlaskim odcinku.

Niestety stan polskiego państwa pod względem prawa jest koszmarny. Przypomnijmy sobie czasy pandemii, gdy nielegalnie karano ludzi mandatami za wychodzenie z domu, nasyłano policję na legalnie działające biznesy, bezprawnie zabierano z konta po 30 000 zł. To wszystko uchylały później sądy. Problem w tym, że te są kompletnie zatkane, więc na sprawiedliwość się czeka bardzo długo. Za bezkarność urzędnicy odpowiedzialności nie ponoszą. Ktoś odbierze Wam pieniądze, czas i nerwy, a na koniec nawet nie przeprosi.

Zatem jeżeli chcielibyście choćby dotknąć płotu na granicy, to wiedzcie że zakaz wojewody najprawdopodobniej nie jest legalny, ale bardzo prawdopodobne jest to, że dostaniecie mandat, gdy wejdziecie na pas drogi granicznej. Jeżeli tak się stanie, to nie przyjmujcie go. Niech to sąd rozstrzyga czy kara była słuszna. Chyba, że spotkanie z wymiarem sprawiedliwości to nie na wasze nerwy. Wtedy trzymajcie dystans. Zupełnie jak za czasów pandemii.

Pociągi z Białegostoku z wydłużonymi trasami do Małkini. Czy to połączenie ma sens?

W ostatnim czasie ukazał się komunikat o tym, że po 14 latach wraca połączenie Białegostoku z mazowiecką Małkinią. Spółka Polregio uruchomiło je 1 stycznia 2023 roku. Codziennie będą tam odjeżdżać dwa pociągi. Wcześniej połączenia regionalne kończyły bieg w podlaskim Szepietowie.

Teoretycznie dzięki temu będzie możliwość dojechania regionalnie do Małkini, a dalej warszawską koleją regionalną do stacji Warszawa Wileńska. Wyjazd z Białegostoku odbędzie się o 17:06 i o 19:19. Powroty z Małkini są o 4:19 i 5:27. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Pierwszy pociąg dojedzie do Małkini o 18:36. Czyli równo po 1,5 godziny. Pociąg z Małkini do Warszawy Wileńskiej jedzie 1 godzinę i 27 minut. Zatem cała podróż z czasem przesiadki to już ponad 3 godziny. Do tego jeszcze musimy doliczyć około godzinę na dojazd do miejsca docelowego w Warszawie komunikacją miejską.

Wyjazd pociągiem pośpiesznym do Warszawy Wschodniej trwa równo 2 godziny. Zatem wniosek jest taki – z Białegostoku tego typu połączeniem będą jeździć tylko ci co muszą. Z pewnością uruchomienie tego typu połączenia nie będzie opłacalne. Jednak gdybyśmy patrzyli na komunikację zbiorową tylko pod względem ekonomicznym, to prawdopodobnie zamknęlibyśmy ten interes.

W ostatnich latach trwa przywracanie wielu połączeń kolejowych, które zlikwidowano kilkanaście lat temu i jeszcze później. Żeby te miały sens istnienia potrzeba dwóch rzeczy – całkowitego braku zmian rozkładu jazdy przez lata (czyli pewność i stałość połączenia, do którego dostosujemy nasze sprawy) oraz bilety na tyle tanie, by opłacało się jeździć pociągiem a nie samochodem. W przypadku kolei (wszyscy przewoźnicy) trzeba powiedzieć wprost – jest drogo. Ponadto rozkład jazdy jest w ciągu roku zmieniany. Dlatego włączenie do oferty kolejnych połączeń jest dobre, ale do momentu, gdy nie przyjdzie ktoś, kto ogłosi cięcia. Wtedy historia zatoczy koło.

Featured Video Play Icon

Biebrza zimą jest przepiękna. Szczególnie, gdy prószy śnieg.

Najnowszy odcinek Zasilanych został wyprodukowany nad Biebrzą i to zimą! Wiele osób nie dostrzega potencjału odpoczynku w naszym regionie właśnie wtedy, gdy za oknem prószy śnieg. Tymczasem spacery, seanse w saunach, kąpiele w lodowatej wodzie, a to wszystko w połączeniu z przepysznym, regionalnym jadłem da każdemu niesamowite doznania i wspomnienia. Ważne jest ażeby nastawić się na powolne poznawanie regionu wszystkimi zmysłami.

Biebrzański Park Narodowy to jedno z najdzikszych miejsc Podlasia. Każdy, kto tu przyjedzie poczuje bliskość natury, kultury, tradycji. Odcinek Zasilanych został zrealizowany w miejscowości Wroceń niedaleko Goniądza. To jedno z niewielu miejsc w Polsce, gdzie możemy poczuć prawdziwą ciszę.

Wszyscy ci, którzy kochają ciepło nie powinno zrażać się podlaską, mroźną zimą. Dodatkowe warstwy ubrań to jedno, ale nasze kaflowe piece solidnie nagrzeją największych zmarźlaków.  Nie trzeba też dodawać, że jedzenia z takiego pieca smakuje wyśmienicie! Nic, tylko przyjeżdżać!

Deratyzacja Białystok: najskuteczniejsze metody na pozbycie się szczurów

Gdy w naszym domu, mieszkaniu lub miejscu pracy pojawiają się szczury, szukamy dobrego sposobu na rozwiązanie problemu z gryzoniami. Ze względu na niebezpieczeństwo, jakie niosą ze sobą te szkodniki, należy działać szybko, zdecydowanie i co najważniejsze – skutecznie. Zatem, jaką metodę wykorzystać?

Na czym polega skuteczna deratyzacja szczurów?

Deratyzacja szczurów musi być połączona z niezawodną metodą ich eliminacji w domu, jak i na zewnątrz, np. poprzez pułapki klatkowe. Po pozbyciu się szczurów należy posprzątać pomieszczenia oraz wszystkie miejsca, w których szczury bytowały i miały kontakt z żywnością. Jakie metody są wykorzystywane przez mieszkańców Białegostoku? Wymieniają oni np. pułapki, trutki czy karmniki deratyzacyjne.

Te sposoby eliminacji gryzoni są świetną opcją na pozbycie się szczurów, ale z pewnością nie jest to rozwiązanie, które jest dane na zawsze. Szczury nie są głupie i z pewnością wrócą, jeśli nie będzie dla nich żadnych barier, np. w postaci klap przeciwburzowych. Dlatego ważne jest, aby po deratyzacji zastosować skuteczne metody zabezpieczające. W tym celu konieczne jest usunięcie wszelkich śladów po gryzoniach oraz zastosowanie specjalnych środków czystości, które pozwolą na usunięcie zapachu.

Najskuteczniejsze środki do deratyzacji – co wybrać?

Możesz wykorzystać w swoim białostockim domu, mieszkaniu lub miejscu pracy różnego rodzaju pułapki, spraye i podobne rozwiązania, aby spróbować pozbyć się szczurów. Jednak bez względu na to, ile szczurów wyeliminujesz w ten sposób, one zawsze będą wracać ze względu na pozostawiony zapach. Jedynym niezawodnym sposobem na rozwiązanie problemu jest zastosowanie środka gryzoniobójczego oraz dokładne posprzątanie.

W tym celu należy znaleźć firmę, która korzysta z profesjonalnych deratyzatorów szczurów. Specjaliści są przeszkoleni w zakresie stosowania środków chemicznych, więc mogą skutecznie pozbyć się szczurów, nie powodując przy tym żadnych szkód dla ludzi i środowiska.

Jednym z najskuteczniejszych sposobów na pozbycie się szczurów jest deratyzacja z fumigacją. Metoda ta polega na zastosowaniu toksycznych substancji, które są skuteczne na szczury. Takie profesjonalne i bezpieczne usługi mogą zaoferować swoim klientom firmy jak Stander zajmujący się deratyzacją w Białymstoku.

Profesjonalna deratyzacja gazem – dlaczego warto postawić na deratyzatora?

Deratyzacja szczurów przy użyciu gazu to sprawdzona metoda zwalczania szczurów. Gaz jest uwalniany w miejscu, w którym żyją i bytują szczury, następnie jest wchłaniany przez ich drogi oddechowe, co w efekcie powoduje ich śmierć. Ponadto deratyzacja gazem jest łatwa w użyciu, stosunkowo niedroga i szybka.

Jest to metoda, która działa szybko, ale też jest bezpieczna do stosowania w dużej ilości miejsc. Jednakże ze względu na właściwości gazu wymaga ona specjalnego przygotowania miejsca deratyzacji, m.in. usunięcia niektórych przedmiotów i żywności. Z tego powodu najlepiej zlecić to zadanie profesjonalistom, działającym na terenie Białegostoku i okolic, którzy zadbają o to, aby cały proces przebiegł bezpiecznie.

Podsumowanie

Jeśli masz szczury w domu, mieszkaniu lub miejscu pracy, ważne jest, aby wiedzieć, jak się ich pozbyć. Szczury mogą być bardzo niebezpieczne dla człowieka, ponieważ przenoszą groźne choroby. Dlatego też konieczne jest jak najszybsze pozbycie się szczurów.

Najlepszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest skorzystanie z profesjonalnej deratyzacji szczurów. Należy wybrać metodę, która jest najbardziej skuteczna, np. fumigację. Profesjonalna deratyzacja gazowa to kolejny skuteczny sposób na rozwiązanie problemu gryzoni.