Jeżeli nie byliście jeszcze latem w Supraślu, to warto tu ponownie przyjechać. Pojawiły się bowiem nowe konstrukcje nad bulwarami, gdzie można odpoczywać, a nawet piknikować ze znajomymi. Uzdrowisko staje się prawdziwym rajem dla miłośników natury i osób pragnących oderwać się od miejskiego zgiełku. Mimo, że od dawna jest tu pięknie, to cały czas przybywa nowych atrakcji, tak że chce się przyjeżdżać do Supraśla regularnie.
Miasto słynie z urokliwych bulwarów, które ciągną się wzdłuż rzeki Supraśl. Już od wiosny 2010 roku mieszkańcy i turyści mogą korzystać z przyjemnych alejek, ławeczek oraz oświetlenia, które towarzyszą utwardzonej ścieżce, prowadzącej od mostu drogowego aż do zapory. Dodatkowym atutem są liczne miejsca do aktywnego wypoczynku, takie jak siłownia plenerowa czy boiska do gier sportowych. Dla fanów plażowania i kąpieli wodnych jest kawałek żółtego piasku. Dodatkowo, niedawno powstał nowy parking, który pełni również funkcję amfiteatru miejskiego, co daje możliwość organizacji różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych i artystycznych.
Historia Supraśla ściśle wiąże się z rzeką Supraśl. To właśnie zakonnicy stworzyli system wodny. Malownicza polna droga biegnąca wzdłuż rzeki jest idealna na spacery lub wycieczki rowerowe.
Kolejnym miejscem, które warto odwiedzić w Supraślu, jest tężnia solna. Warto podkreślić, że ma ona status urządzenia medycznego i działa przez cały rok, nawet w trudnych warunkach pogodowych. Wystarczy wejść do środka i zająć jedno z miejsc do siedzenia, bądź jeszcze lepiej – spacerować po wnętrzu, aby skorzystać z korzystnego wpływu mikrokryształków soli unoszących się w powietrzu.
Jeżeli przez jakiś czas w Supraślu nie byliście, to przemierzając bulwary możecie zauważyć pewne różnice. Pojawiło się bowiem więcej konstrukcji. To idealne rozwiązanie dla osób poszukujących spokoju i relaksu w otoczeniu natury. Cieszmy się latem, rozkwitłą zielenią i atrakcjami, które Supraśl ma do zaoferowania. Wybierzmy to urokliwe miasteczko jako cel naszej letniej podróży i odkryjmy wszystkie jego piękno.
Województwo Podlaskie przyciąga turystów jak magnes. W całym regionie mieszka mniej ludzi niż w Warszawie, a jedną trzecią powierzchni zajmują lasy. W tym wszystkim żyją ludzie wyznający różne religie, wywodzący się z różnych kultur i narodów. Jak to wszystko widzą turyści? Powyższy ten film to pokazuje. Będzie to wzruszająca, pełna emocji wyprawa, która jest wyjątkowo cenną lekcją tolerancji i szacunku dla drugiego człowieka.
Na filmie obejrzymy między innymi Tykocin, Supraśl i Kruszyniany. Wybór tych miejsc nie jest przypadkowy. To te miasteczka obecnie przyciągają prawdziwe tłumy. W Tykocinie bardzo postawiono na historię Żydów, w Supraślu dominuje prawosławny monaster, a w Kruszynianach tatarska kultura z muzułmańską religią. Szkoda, że w tym wszystkim nie pokazano – że na Podlasiu są także katolicy.
Chociaż obecny kościół powinien rozliczyć się z przeszłością i pociągnąć winnych do odpowiedzialności za przestępstwa seksualne, to przecież niczemu nie są winne piękne, zabytkowe kościoły czy sanktuaria, które warto zwiedzić. Dlatego – gdybyśmy mieli wybrać tylko jedną miejscowość, która jest zarówno kolebką katolicyzmu oraz jest to miejsce ciekawe historycznie, to z pewnością trzeba było wskazać Drohiczyn. Bez wątpienia ośrodek ten łączył ze sobą Królestwo Polskie z Rusią. Tamtejszy Kościół Trójcy Przenajświętszej i klasztor pojezuicki to miejsce naprawdę wyjątkowe. W tym miejscu, w 1253 roku odbyła się koronacja królewska księcia ruskiego Daniela Romanowicza, znanego jako Daniela I Halickiego. Warto tu dodać, że koronacja nastąpiła z rąk włoskiego kardynała. Zatem ten akt był jednocześnie zawarciem kościelnej unii, wyprzedzającą o wiele lat późniejszą unię florencką (1439), czy też brzeską (1596).
Obecny kościół jest piątym budynkiem wzniesionym w tym miejscu – poprzednie, drewniane świątynie były niszczone przez innowierców (1583), pożary (1595, 1601) oraz wojska szwedzkie i siedmiogrodzkie (1657). Zniszczenia, których dokonały obce wojska w czasie potopu szwedzkiego, doprowadziły do upadku znaczenia miast nadbużańskich – Drohiczyn, Niemirów czy Mielnik nigdy już nie odzyskały dawnej świetności. Za to pamięć po niej pozostała.
W ciągu ostatnich dwóch dni poziom wody w Narwi koło Łomży spadł o 7 cm. Nie ma wątpliwości, że jest to pierwszy alarm przed nadchodzącą letnią suszą. Obficie padające deszcze w regionie w ostatnim czasie nic nie pomogły, bo polskie rzeki zostały zniszczone przez urzędników i zamienione w rynny. To w zasadzie ostatni moment, by ratować rzekę Narew. Jeszcze tego lata zobaczymy puste koryta, a to początek końca pięknego przyrodniczo Podlaskiego. Bo wcale nie jest powiedziane, że stan rzeki znacząco się poprawi. Szczególnie, że działalność człowieka w tym znacząco przeszkadza.
Zmiany klimatyczne są faktem. Możemy obserwować przeróżne anomalia pogodowe zarówno na świecie jak i w regionie. Niestety na USA czy Chiny nie mamy wpływu (a to główni winowajcy tego stanu rzeczy), ale gdy pada deszcz, to powinniśmy każdą kropelkę zatrzymywać. My zaś spuszczamy do morza. Najpierw jednak przetrzymujemy w gigantycznym, płytkim zbiorniku, który kompletnie niczemu nie służy.
Zalew Siemianówka w praktyce jest zbyt wielki. W konsekwencji przyroda w pobliżu Narwi, za Siemianówką obumiera. Rzeka Narew wpływa do do zbiornika tuż przy granicy z Białorusią. Oznacza to, że na całym polskim odcinku obecność akwenu wywołuje problemy. Pod wpływem zmian klimatycznych zaczęły się one mocno nasilać. Skutki w przyszłości będą naprawdę tragiczne.
Aż do Suraża (czyli do granic z Narwiańskim Parkiem Narodowym) rzeka przebiega zasadniczo przez dzikie tereny. Jest to tak zwana Dolina Górnej Narwi. Obok Bagien Biebrzańskich, jeden z największych obszarów mokradeł środkowoeuropejskich. Występuje co najmniej 20 gatunków ptaków oraz 12 gatunków zwierząt. Największym zagrożeniem tego obszaru jest stałe obniżanie się poziomu wód gruntowych. A to jest właśnie konsekwencja istnienia Siemianówki.
W dalszych odcinkach – czyli od Suraża przez Rzędziany, Tykocin aż do wylewów w Wiźnie oprócz niskich stanów wód, dokładają od siebie także ludzie. Głównym problemem są zrzuty ścieków. Te dwa czynniki powodują, że ptaki i ssaki szukają innych miejsc do życia, daleko od człowieka. W konsekwencji dochodzi do degradacji przyrody. Jak to wygląda w praktyce? Wystarczy pojechać w okolice wspomnianej Wizny. Tam znajduje się Osada wydmowa. Powstała ona w skutek degradacji przyrody w tym miejscu. Innym przykładem są górne partie Bieszczad – czyli stepowy, wyjałowiony z bardziej zaawansowanej przyrody teren. Czy takiego chcemy Podlaskiego?
Wracając do Siemianówki. Powstałą ona u schyłku PRL. W 1987 roku pod budowę zalewu wykupiono i wywłaszczono 289 gospodarstw z ośmiu wsi, z których: Rudnia, Garbary, Bołtryki, Łuka i Budy uległy całkowitej likwidacji. Na potrzeby wysiedlonych wybudowano dwa osiedla mieszkaniowe: w Michałowie (30 mieszkań) i Bondarach (135 mieszkań). Powstała także wieś Nowa Łuka. W 1988 roku zaczęto piętrzyć wodę z Narwi w zalewie.
Powierzchnia zalewu wynosi 3250 ha (Jezioro Wigry jest mniejsze o ponad 1000 ha). Po kilku latach istnienia zalewu zauważono intensywny rozwój sinic. W celu ich likwidacji postanowiono wymienić wodę, struktury ryb i roślinności przybrzeżnej. Dodatkowo uprzątnięto linię brzegową. W związku z tym doprowadzono do obniżenia poziomu wody. Efektem tych bezmyślnych działań było pozbawienie miejsc lęgowych wielkiej ilości ptactwa i ryb. Woda została dopiero podniesiona w roku 2007. W 2015 roku mieliśmy bardzo gorące lato i brak opadów. Susza w regionie doprowadziła do tego, że nad Siemianówką można było zobaczyć stare koryto rzeki.
W każdym przypadku istnienie Siemianówki negatywnie wpływa na rzekę Narew. Podczas suszy – nie ma w niej wody, gdy spiętrzymy ją nad zalewem – też w rzece nie ma wody. W przypadku utrzymywania średniego poziomu wody nad zalewem – pojawiają się sinice, które degradują przyrodę. Przed nami upalne lato dopiero będzie, a susza już zbiera pierwsze plony. Bardzo prawdopodobne, że niedługo zobaczymy puste dno zamiast rzeki w Narwiańskim Parku Narodowym. W dalszych odcinkach (okolice Łomży) już teraz stan rzeki jest dramatycznie niski. Dlatego trzeba oddać Narwi jej stare koryto. Likwidacja Siemianówki to konieczność. Potem możemy tworzyć naturalne bariery – naśladując bobry, lub zostawić to po prostu im. Efekt będzie ten sam – okoliczna przyroda zostanie zasilona wodą, ludzie nie pozbawią się wody pitnej, a my będziemy mogli cieszyć się normalnym życiem i piękną przyrodą wokół.
Miejsce, w którym Jaś i Małgosia przeżyli swoje niezwykłe przygody, jest dostępne dla wszystkich. Chatka Baby Jagi w Orzeszkowie pod Hajnówką, usytuowana na skraju Puszczy Białowieskiej jest otwarta dla odwiedzających, którzy pragną zanurzyć się w magicznym świecie baśni. Ta wyjątkowa lokalizacja pozwala każdemu poczuć się jak dziecko. Dlatego to interesująca atrakcja zarówno dla najmłodszych jak i starszych. Ta intrygująca atrakcja wzbudza zainteresowanie zarówno lokalnej społeczności, jak i turystów z różnych zakątków świata.
To miejsce, które warto odwiedzić nie tylko ze względu na piękno przyrody i unikalne ekosystemy Puszczy Białowieskiej, ale także ze względu na niepowtarzalną atmosferę. Animacja w chatce trwa około 30 minut i jest prowadzona przez doświadczoną animatorkę. Przed wejściem, uczestnicy zostaną wprowadzeni w historię wścibskiej Lili, która zapłaciła konsekwencje za swoją ciekawość u boku Baby Jagi. Uczestników czekają takie atrakcje jak:
fot. A. Tarasiuk
fot. A. Tarasiuk
Gotowanie zupy, przyrządzanie magicznych pierników, sprawdzanie czy wiedźma miała wygodne łóżko, waga prawdy czyli urządzenie, które pozwala sprawdzić, kto nadaje się do pieca. Są też lochy Jasia – dla odważnych w podziemiach. Oprócz tego można poznać tajemnicze mikstury, zaznajomić się z czarami. Dodatkowo Chatka Baby Jagi oferuje wiele innych atrakcji, takich jak trampolina, ognisko, huśtawka. Wstęp do Chatki Baby Jagi wraz z animacją jest płatny, zaś atrakcje na posesji są darmowe.
Jeżeli chcielibyśmy się zatrzymać tam na dłużej, to już w bardziej realistycznych warunkach można przenocować w sąsiednim uroczysku.
Powraca weekendowe połączenie Białystok – Waliły. Szynobus wiezie podróżnych przez przepiękne zakątki Puszczy Knyszyńskiej. Po dojechaniu można zwiedzić Gródek, Michałowo, Kruszyniany, Wyżary. Każde z tych miejsc ma coś interesującego do zaoferowania. Pociągi zaczynają kursować od 3 czerwca. Można będzie dojechać do Walił w każdy weekend. Z Białegostoku pierwszy wyjeżdża o 9:05, a następny 15:29. Powrót z Walił jest o 10:21 i 16:35. Warto przypomnieć, że szynobus zatrzyma się nie tylko na stacji głównej Białystok, ale też na stacji Białystok Fabryczny. Można tylko ubolewać, że nie wykorzystuje się też innych stacji w mieście – choćby Starosielc, Bacieczek czy Nowego Miasta.
Oprócz regularnych kursów, pociągi do Walił pojadą też dodatkowo z okazji imprez plenerowych. 29 lipca o godz. 18.20 wyruszy do Walił pociąg „Biesiada”, a powróci o 0:40. We wrześniu ten sam pociąg pojedzie na Święto Grzyba w Sokolu. Cena biletu wynosi 8 zł. Można go kupić w kasie lub u obsługi pociągi. Można też elektronicznie lub w automatach. Wtedy będzie nawet taniej, bo bilet kosztować będzie 7,20 zł. Warto też dodać, że jeżeli jedziemy z rowerem. To dodatkowy bilet kosztuje 8,20 zł.
Co tam można zwiedzać?
Gródek, fot. Krzysztof Kundzicz / Wikipedia
Wysoczyzna Białostocka, czyli wschodnie tereny województwa podlaskiego, są znane głównie z Puszczy Knyszyńskiej, która posiada wiele atrakcji przyciągających turystów. Jednak warto zauważyć, że te tereny mają również ogromny potencjał, który dopiero zaczyna być dostrzegany i rozwijany. Michałowo, Gródek i Sokole to miejsca, które w przyszłości będą atrakcyjnymi celami turystycznymi, a także miejscami, do których ludzie będą migrować z Białegostoku, szukając życia trochę dalej od miasta. Od 2010 roku Michałowo ma status miasta, natomiast Gródek i Sokole są wsiami (to pierwsze dawniej było miastem). Sokole liczy 2900 mieszkańców i mogłoby uzyskać prawa miejskie, które utraciło w czasach rosyjskiego zaboru. Do Sokola i Gródka można dotrzeć bezpośrednio weekendowym pociągiem. Natomiast do Michałowa można dojść piechotą z Gródka (leśna trasa wynosi 12 km w jedną stronę) lub dojechać autobusem. Można również zabrać rower do pociągu i przemierzyć te tereny na dwóch kółkach.
Cerkiew w Michałowie fot. Yarl / Wikipedia
Najbardziej rozpoznawalnym miejscem w Michałowie jest zalew z plażą i placem zabaw. Piękny jest też park. Oprócz tego zachwyca drewniana cerkiew. Jeśli wybieramy się tam z rodziną, dzieci nie będą się nudzić. Dorośli również będą mieli co robić, ponieważ można tam wypocząć, kąpać się i grillować.
W Gródku również można znaleźć zalew i przepiękną cerkiew pw. Narodzenia Bogurodzicy z majestatyczną kopułą. Warto zajrzeć do środka świątyni, ponieważ jej wystrój jest oszałamiający. Piękne freski i ozdoby zachwycą każdego. Blisko cerkwi można również zobaczyć dzwon stojący na dziedzińcu.
Sokole jest obecnie niewielką wioską, ale posiada ogromny potencjał i bogatą historię. Warto zwiedzić tam Zabytkowy Dom Ludowy im. Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Ten zmodernizowany i odrestaurowany budynek ma charakter modernistyczny i jest doskonałym miejscem do organizacji różnych wydarzeń artystycznych. Ponadto, Sokole leży na skraju Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej. Zwiedzanie okolic wsi pozwoli na obcowanie z przyrodą i odkrycie wszystkich jej uroków.
Meczet w Kruszynianach
Meczet w Kruszynianach
Kruszyniany to tatarska wioska przy granicy z Białorusią. Z Walił jest do niej około 20 km, więc to raczej wyprawa z rowerem. Chociaż, znamy takich, dla których przejście 40 km w dwie strony jest do zrobienia. A co w Kruszynianach? Zabytkowy meczet, mizar (cmentarz) i tatarskie jadło.
Zabytkowy meczet w Kruszynianach architektonicznie jest prostym budynkiem. Składa się z prostokątnego korpusu z trzema wieżami i klasycznym dachem. Jego forma nawiązuje do sąsiednich cerkwi. Meczet ma zieloną elewację, co symbolizuje kolor islamu. Dwie wieże są dobrze widoczne, natomiast trzecia jest nieco ukryta, pozbawiona okien i umieszczona na krawędzi dachu. Wnętrze meczetu jest podzielone na dwie części – jedną dla mężczyzn, a drugą dla kobiet. Przed wejściem należy zdjąć obuwie. Osoby odwiedzające świątynię będą miały okazję zanurzyć się w tatarskiej kulturze.
Piękne bagno w Puszczy
Zbiornik Wyżary to jedno z ciekawszych miejsc w Puszczy Knyszyńskiej. Na miejscu znajduje się urokliwy zbiornik wodny w środku lasu, przy którym można na przykład grillować przy specjalnie wybudowanej wiacie. Od stacji Walił trasa wiedzie przez las szeroką drogą. Najpierw idziemy brukowaną szosą, a następnie żwirową. Długość trasy to 10 km. Po drodze miniemy Sianożątką – czyli przepiękne bagno. Na jego środek można wejść po długiej kładce. Nieopodal Wyżar i zbiornika znajduje się także jeszcze druga kładka, którą możemy dojść do leśnej galerii rzeźb.
Jeżeli chcemy spędzić cały dzień na nogach (lub jesteśmy rowerem), to do z Walił przez Wyżary do Supraśla jest zaledwie 32 km. W sam raz, by przez cały dzień iść. Świeże leśne powietrze i niesamowita przyroda sprawią, że sił nie powinno zabraknąć.
Dzień dziecka to doskonała okazja, by przypomnieć sobie starą prawdę. Wszyscy jesteśmy dziećmi, niezależnie od tego – ile mamy lat. Dlatego też nie może się obejść dzisiaj bez zabawy. Z naszej strony proponujemy takową. Czy poznajesz tych urwisów? Tak się jakoś złożyło, że w zestawieniu są sami chłopcy. A to dlatego, że w ostatnim czasie robią wszystko, by nie można było o nich zapomnieć choćby przez chwilę. Ma to zapewne związek z nadchodzącymi wyborami.
Polityką zajmować się jednak nie zamierzamy. Dziś jest dobry dzień, by odkurzyć wspomnienia z młodości. Dlatego też serdecznie zapraszamy Was do dzielenia się w komentarzach na naszym Facebooku osobistymi historyjkami z dzieciństwa. Czy jest coś, co zbroiliście, co pamiętacie do dziś? A może to dobry czas by wreszcie się przyznać i uwolnić wyrzuty sumienia? Nie krępujcie się! Na zachętę dajemy jeszcze jednego urwisa, który z powyższymi czasem się pobawi. Zamiast zbroić, woli śpiewać i grać na gitarze.
Jeżeli ktoś miałby jednak problem z odgadnięciem kto jest na zdjęciach to śpieszymy z tłumaczeniem. Od lewej Tadeusz Truskolaski (Prezydent Białegostoku), Artur Kosicki (Marszałek Województwa Podlaskiego) i Szymon Hołownia (szef ugrupowania Polska 2050). U dołu Zenek Martyniuk (król). Dodajmy też, że nie są to ich zdjęcia z dzieciństwa, a przeróbka w wykonaniu sztucznej inteligencji.
44-metrowa wieża widokowa w Uhowie miała być otwarta już w listopadzie 2021 roku. Nastąpi to dopiero 11 czerwca 2023 roku. Tak długi poślizg miał wynikać z winy wykonawcy. Wokół budowli są wiaty, ławki, a nawet zegar słoneczny. Wszystko to w sąsiedztwie nadnarwiańskiej przyrody oraz rozlewisk rzeki.
11 czerwca na dzień otwarcia zorganizowano szereg atrakcji dodatkowych. Będzie między innymi rajd rowerowy, zawody sportowe, występy dzieci i koncerty. Do tego będzie można oznaczyć swój jednoślad. Nie zabraknie też ogniska i lokalnych produktów do kupienia. Cała impreza przy wieży ruszy o godz. 16.00. O godz. 21.30 zostanie włączone oświetlenie. A poniżej oficjalny program wydarzenia:
15:00 Start rajdu rowerowego na trasie Płonka Kościelna – Uhowo
Powiększona plaża, nowe miejsce do zabawy dla dzieci, a niedługo też więcej miejsc noclegowych – to wszystko czeka na turystów wypoczywających w Szelmencie. Wojewódzki Ośrodek Sportu i Rekreacji na Suwalszczyźnie cieszy się ogromną popularnością i dlatego jest rozbudowywany.
Przypomnijmy, że dawniej można było tam jeździć na nartach, później z biegiem czasu – przystosowano miejsce także do odpoczynku latem. Teraz to ogromna baza rekreacyjna. Jest tam między innymi wyciąg narciarski – zarówno zimowy jak i letni na wodzie. Można też wypożyczyć katamaran i inne sprzęty wodne. Oprócz pięknej plaży z bardzo czystą wodą są też tereny do gier terenowych jak paintball. Można wszystko podziwiać z wysokiej wieży lub po prostu siedzieć przy brzegu.
Nieopodal znajduje się także restauracja i miejsca noclegowe. To propozycja dla tych, którzy zgłodnieją lub chcą zostać w Szelmencie na dłużej. Jeżeli tam się wybieracie, to pamiętajcie, by w nawigacji samochodowej wpisać „WOSiR Szelment”, gdyż wpisanie samej frazy „Szelment” doprowadzi Was w zupełnie inne miejsce. Ośrodek znajduje się 13,5 km od centrum Suwałk.
Kiedy patrzy się na dzisiejszy świat, aż trudno jest uwierzyć, że dawniej w jednym miejscu mogły funkcjonować ze sobą wielonarodowe grupy mieszkańców. Jako doskonały przykład podaje się Podlasie oraz Białystok. Tymczasem warto również uwzględnić Gubernię suwalską w czasach Kongresowego Królestwa Polskiego. W XIX wieku była prawdziwym tyglem. Wedle spisu rosyjskiego z 1897 roku, Polacy stanowili tam 23,63 proc. ludności. Litwini i Łotysze – 54 proc., Żydzi – 10,34 proc., Niemcy 5,35 proc., Białorusini – 4,5 proc., Rosjanie 2,08 proc., Ukraińcy 0,03 proc., inne narodowości 0,07 proc. Do tego trzeba jeszcze dodać podział na katolików, prawosławnych, protestantów, wyznawców judaizmu.
Ogólnie granica Polsko-Pruska ciągnęła się od Augustowa po Grajewo, Szczuczyn i Kolno, a życie społeczne płynęło spokojnie. Mamy tu na myśli bierność polityczną mieszkańców, którzy nie tworzyli żadnych związków i organizacji, które napuszczałyby jednych na drugich. Co ciekawe już w tamtych czasach kwitnęła emigrajca do Prus Wschodnich z Polski. Warto podkreślić, że nie była ona legalna. Zaś udało się zbadać – kto na takie podróże się wybierał i po co.
Nielegalny emigrant z Suwalszczyzny to przeważnie młody mężczyzna stanu wolnego, wyznania katolickiego lub ewangelickiego. Emigranci najczęściej udawali się do Prus wiosną i latem, zaś wracali przed zimą. Było to uwarunkowane sezonowością prac polowych, do których najczęściej zatrudniano emigrantów. Polskie władze nie walczyły z tym zjawiskiem, zaś załatwienie formalności związanych z legalną emigracją było skomplikowane i czasochłonne. Oba kraje natomiast gorliwie walczyły z wszelką kontrabandą, co rzecz jasna powodowało uszczuplenia w budżetach.
Życie na granicy przebiegało spokojnie aż do końca lat 30. XX wieku. To nie było tak, że 1 września 1939 roku po prostu, znienacka wybuchła wojna. Groźby i żądania ze strony Hitlera w stronę naszego kraju zaczęły się wcześniej. A tuż za nimi rosła niechęć pomiędzy Niemcami oraz obywatelami Polski.
Dzisiejszy świat wydaje się być bardziej skoncentrowany na jednolitości narodowej, a różnorodność etniczna i kulturowa, która kiedyś charakteryzowała Podlasie czy Suwalszczyznę, została w dużej mierze utracona.
Seria „Zasilani” to bardzo interesujący program regionalny, który możemy oglądać na YouTube. W najnowszym odcinku Magda i Petros – prowadzący odwiedzają Planetarium i Obserwatorium UwB na białostockim kampusie. Ich przewodnikiem jest Andrzej Branicki – astronom z Wydziału Fizyki UwB. Wspólnie odkrywają tajemnice tego niezwykłego miejsca, w którym można podziwiać kosmiczną… przeszłość!
Realistyczną podróż zapewnia półsferyczny ekran o średnicy 7 metrów. Można na nim zarówno puszczać gotowe prezentacje, filmy 2D i 3D. Można też prowadzić interaktywne projekcie „na żywo”. Szczególnie to istotna funkcja, gdy chcielibyśmy widzieć na żywo obraz z teleskopu, który znajduje się w obserwatorium. Został on zbudowany na najwyższej kondygnacji wieży. Ukryty jest pod ruchomą i otwieraną kopułą. Średnica lustra teleskopu wynosi 60 centymetrów. To jeden z największych sprzętów w Polsce!
Pomimo, że film ten został nagrany w 2014 roku, to nic a nic nie stracił na aktualności. Dlatego postanowiliśmy o nim przypomnieć. Został wykonany na konkurs „Bądź odlotowym reżyserem”. Wspaniałe ujęcia, cudowna muzyka i bohaterka filmu czyli Puszcza Knyszyńska – tworzą niepowtarzalne trio. Co ciekawe, niewiele osób wie – że ten zakątek Podlasia oferuje aż tyle interesujących miejsc, które można odwiedzić. A to zapewne dlatego, że Puszcza Knyszyńska spokojnie sobie istnieje w cieniu Puszczy Białowieskiej. Niektórzy mówią, że Knyszyńska to jej młodsza siostra.
W Puszczy Knyszyńskiej można napotkać wiele różnorodnych roślin czy zwierząt. Wędrując pomiędzy drzewami można napotkać stada jeleni, sarny, łosie czy żubry. Jeżeli będziemy wyjątkowo cicho i długo, to być może uda nam się natrafić na bardzo dzikie i ukrywające się przed człowiekiem wilki czy rysie. Jeżeli chodzi o roślinność, to największe wrażenie robi bardzo rozległy las iglasty. Króluje tutaj sosna. Wszystko to przeplatane jest rzekami, rzeczkami i strumykami.
Na obszarze Puszczy Knyszyńskiej znajduje się prawie 1000 km szlaków rowerowych, pieszych i kajakowych. Można także chodzić wzgórzami. Puszcza Knyszyńska to także idealne miejsce, by spędzić trochę czasu piknikując i relaksując się na łonie przyrody.
Partnerzy portalu:
fot. Archiwum Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Białymstoku
Budynek z drugiej połowy XIX wieku został zabytkiem. Taką decyzję podjęła prof. Małgorzata Dajnowicz w stosunku do dawnej plebanii w Suchowoli. Podlaska Konserwator Zabytków uznała, że obecny dom parafialny, który mieści się przy ul. Plac Kościuszki 3B (na przeciwko kościoła) zasługuje na to miano, bo prezentuje istotne naukowe wartości historyczne, jest cenny ze względu na pamięć historyczną o ks. Jerzym Popiełuszce, ks. Stanisławie Suchowolcu, a także był miejscem, w którym odbywały się w latach 80. tych dość regularne spotkania inteligencji miejscowej i krajowej, w ramach których dyskutowano o potrzebie organizacji Mszy za Ojczyznę. – Można powiedzieć, że niniejszy dom parafialny był symbolicznym punktem spotkań środowisk opozycyjnych wobec ówczesnego reżimu komunistycznego – podkreśliła prof. Dajnowicz.
Budynek powstał w 2 poł. XIX w. z materiału rozbiórkowego pozyskanego ze starego drewnianego kościoła w Suchowoli. Miał to być dom wikarego i służby kościelnej, a zgodnie z Kroniką parafii Suchowola mieścił się tu również szpital. W latach 20. XX w. część pomieszczeń budynku przeznaczono na potrzeby parafian, a następnie zorganizowano tu salę widowiskową Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej. Po II wojnie światowej w budynku mieściły się sale katechetyczne.
Gdy w latach 70. XX w. wybudowano nowy budynek plebanii, obiekt ten przeznaczono na dom parafialny. Odbywały się tu lekcje religii, jedno z pomieszczeń służyło ministrantom, w innym zaś swoje spotkania odbywali członkowie Klubu Inteligencji Katolickiej. Po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki, pochodzącego z parafii Suchowola, w 1984 r. w jednej z sal przedmiotowego budynku ks. Stanisław Suchowolec zorganizował Izbę Pamięci ks. Jerzego Popiełuszki.
Obrona Nowogrodu to jedna z bardziej zapomnianych, lokalnych bitew II wojny światowej. Wszyscy doskonale pamiętają Wiznę i kapitana Raginisa, jednak Niemcy w tym samym czasie nacierali na Nowogród. A tam – podobnie jak pod Wizną dosyć mocno się wykrwawili. To niestety zostało zapomniane na długie lata.
W pierwszych dniach września 1939 roku 33. Pułk Strzelców Kurpiowskich pod dowództwem ppłk. Lucjana Sianka bronił pozycji obronnych na odcinku Narwi pod Łomżą i Nowogrodem, o długości ponad 60 km. Pułk ten, wzmocniony przez III dywizjon 18. pułku artylerii lekkiej, musiał rozdzielać swoje siły, aby obsadzić odcinek obronny, który znacznie przekraczał przyjęte normy. Niemcy zamierzali zdobyć Nowogród nocnym atakiem, lecz obrońcy byli czujni i przeprowadzili skuteczne ogniowe odparcie. Walka trwała przez cztery godziny, podczas których powstrzymano wszystkie próby zdobycia pozycji przez niemieckie oddziały.
W kolejnym dniu Niemcy przeprowadzili silne bombardowania pozycji, jednak załogi miasta Łomży skutecznie odpierały natarcia. Obrona Nowogrodu była szczególnie zacięta, ale po trzecim natarciu Niemcom udało się zdobyć niektóre punkty oporu. Polacy przerzucili jednak dodatkowe oddziały, co pozwoliło odbić utracone pozycje, ale straty były znaczne.
Decydująca bitwa miała miejsce 10 września, gdy niemiecka 21. dywizja piechoty zaatakowała Nowogród. Mimo heroicznego oporu polskich żołnierzy, obrona załamała się pod ciężkim ogniem artylerii i wsparciem lotnictwa. Dowódca pułku poległ, a schrony bojowe zostały zdobyte przez wroga. Jednak polski 42. pułk piechoty zdołał wyrzucić Niemców z pozycji i odebrać im większą liczbę jeńców. Niestety ostatecznie pułk, z dużymi stratami wycofał się za Czerwony Bór, 25 km dalej.
Po zakończeniu twardych, 5-dniowych walk dowództwo SGO „Narew” zapomniało, tak jak i historycy o bohaterskiej obronie 33. Pułku Strzelców Kurpiowskich. Dopiero po 33 latach, w 1972 roku, nadano im order Virtuti Militari. 33 żołnierze odebrali go za swoje zasługi. Również mieszkańcy Nowogrodu, którzy pomagali w budowie fortyfikacji i wspierali obrońców, zostali uhonorowani Orderem Krzyża Grunwaldu.
Augustów z racji swojego przepięknego położenia, to nie tylko miejsce, gdzie ludzie przyjeżdżają wypoczywać czy kurować się w sanatorium. Tutaj także nakręcono mnóstwo filmów. I to był przyczynek do powstania dokumentu pt. „W Augustowie się kręciło”. Jest to nostalgiczna opowieść o filmach, które nagrywano w letniej stolicy Polski. Dlaczego wybierano akurat to podlaskie miasteczko? Jak się tu pracowało? Co zrobić by ekipy filmowe znów chętnie tu wracały? Jakie wspomnienia zostawili filmowcy? Gdzie znajdują się miejsca uchwycone w kadrach? Na te pytania odpowiadają świadkowie, mieszkańcy i aktorzy. Wszystko to okraszone fragmentami filmów i współczesnymi zdjęciami z miejsc ich kręcenia.
Pierwszy film, który powstał w Augustowie, wyreżyserował Eugeniusz Cękalski w 1938 roku. Miał on tytuł „Strachy”. Trzeba przyznać, że była to dość interesująca historia. Opowiadała ona o pewnej Teresce, biednej dziewczynie z warszawskiego Powiśla, która występowała w rewii „Strachy na lachy”. Nawiązuje romans z Zygmuntem (którego zagrała gwiazda przedwojennego kina – Eugeniusz Bodo). Warszawski teatr źle jest zarządzany przez kierownika Fensterglassa zostaje jednak zamknięty. Tereska wraz z kilkoma dziewczętami z zespołu otrzymuje angaż w prowincjonalnym teatrzyku, który po śmierci głównego aktora, starego baletmistrza Dubenki, również upada. Sikorzanka wraca do Warszawy i dzięki wstawiennictwu Modeckiego otrzymuje pracę w teatrze „Złota kurtyna”. Wkrótce zaczyna odnosić sukcesy…
Bardziej znany film, który powstał w Augustowie – to kultowe – bo debiutanckie dzieło Romana Polańskiego – Nóż w wodzie (1961). W 1982, 1985, 1987, 1989 roku w Augustowie nagrywano różne odcinki do 07 zgłoś z Bronisławem Cieślakiem jako dzielnym porucznikiem Milicji Obywatelskiej – Sławomirem Borewiczem. W 2018 roku stacja TVN realizowała w Augustowie (i Kolnie) serial Chyłka. Zaginięcie.
Pełna lista zawiera 27 produkcji filmowych! Dokument na ten temat (do obejrzenia powyżej) zrealizował Rafał Rowiński.
Okres letni to czas, gdy szukamy wypoczynku nad wodą. Augustów w Podlaskiem jest jednym z najpopularniejszych miejsc w Polsce, do którego przyjeżdżają całe rzesze turystów. Wiadomo, że w tak dużym tłumie nie każdy potrafi wypoczywać. Czy zatem letnią stolicę Polski należy omijać? Ależ nie! Janusz Laskowski o Beacie z Albatrosa śpiewał, że poznał ją nad Neckiem. To właśnie te jezioro znajduje się najbliżej centrum miasta i to tam spotkamy najwięcej ludzi. Tymczasem zupełnie obok mieści się Jezioro Białe. To prawdziwe zaplecze, ciche, spokoje i bardzo piękne.
Co więcej, nad Jeziorem Białym jest wiele miejsc, które oddzielą nas od tłumów, ale też nie odetną zupełnie od cywilizacji. A to ważne, gdy potrzebujemy mieć dostęp do bieżącej wody, sklepów, prądu. Pierwsze miejsce znajduje się przy ul. Turystycznej. W pobliżu mieści się bardzo popularna smażalnia ryb, a zupełnie obok ciche i spokojne miejsce do plażowania. Jeżeli chcielibyśmy mieć jeszcze więcej prywatności, to niedaleko od smażalni znajduje się hotel z prywatną plażą. Warto też wybrać się Szlakiem Orła Białego, a po drodze zaliczać kolejne miejscówki do plażowania.
Kolejnym interesującym miejscem na skraju jeziora Białego jest Przewięź. Położona obok Augustowa miejscowość z charakterystyczną plażą zwaną Patelnią. Jest tam także jedna ze śluz Kanału Augustowskiego. Z mostu nad nią można podziwiać przepływające statki, łodzie i kajaki. Po drugiej stronie (północnej) Jeziora Białego jest za to mnóstwo miejsc do biwakowania. Jeżeli więc lubicie nocować pod namiotem, to tam znajdziecie sporo campingów.
Jako ciekawostkę dodamy, że na dnie jeziora znajdują się dwa wraki drewnianych łodzi. Jedna z nich to prawdopodobnie płaskodenna barka o długości ok. 20 m. Druga mogła być barką służącą do przewozu turystów po jeziorze.
Mimo, że kartacze nie są polskim daniem, to na Podlasiu w ostatnich latach robią prawdziwą furorę. Turyści zjeżdżający z całej Polski rozsmakowują się na całego w kartaczach, babkach ziemniaczanych i pierogach. Nie spotkaliśmy innego regionu w kraju, gdzie te dania byłyby aż tak popularne. Dziś skupimy się na samych kartaczach. Jaka jest tajemnica tego dania? Jak je wykonać? Tego wszystkiego dowiecie się w powyższym filmie. Na końcu artykułu przedstawiamy składniki.
Kartacze na Podlasie i Suwalszczyznę przywędrowały z Litwy i to właśnie na pograniczu były najbardziej popularne. Dopiero później rozszerzał się ich zasięg występowania. Ciasto na kartacze robi się z surowych ziemniaków. W Polsce najbardziej podobnym daniem były wielkopolskie pyzy. To, co różni kartacze od pyz, to przede wszystkim kształt. Pyzy są małe i okrągłe, a kartacze przypominają duże jajko. Inny jest też farsz w środku. W przypadku kartaczy jest on bardziej pikantny, mocniejszy, czosnkowy. Pyzy są łagodniejsze w smaku.
składniki:
1,2 kg obranych surowych ziemniaków
120g ziemniaków ugotowanych
400g surowego mięsa karkówka
2 duże cebule
1 łyzka majeranku
sól,pieprz do smaku
boczek lub słonina na okrasę
Taki film to prawdziwa skarbnica wiedzy. Pokazuje codzienne życie Polaków w 1991 roku czyli po transformacji ustrojowej. To nie tylko szybka wycieczka w przeszłość z okna samochodu, jak na innych starych filmach z tamtego okresu. To prawdziwa podróż – widziana oczami osoby, dla której nasz kraj po transformacji był czymś bardzo egzotycznym. Bowiem w 1991 roku zachód od wschodu Europy różnił się diametralnie – szczególnie pod względem rozwoju. Tam skala zniszczeń po II wojnie światowej nie była tak gigantyczna jak u nas, tam nie było też komunizmu tylko pierwowzór Unii Europejskiej – wspólnoty, która była zainteresowana wyłącznie rozwojem gospodarczym. Dlatego autor filmu zwracał uwagę na zupełnie inne rzeczy i sprawy, niż robiłby to ktoś „stąd”. Jaki był tego efekt?
Film zaczyna się w Suwałkach. Autor w tle opowiada o tym jak próbował się dostać do Wilna, ale nie został wpuszczony na Litwę. Nagranie zostało zrealizowane 7 września 1991 roku, a to oznacza, że ZSRR jeszcze istniało. Natomiast Litwa ogłosiła niepodległość 11 marca 1990 roku. Co ciekawe, dzień przed omawianym nagraniem ZSRR oficjalnie uznało deklarację Litwy. Czy to był powód przyjazdu turysty? Nie wiadomo, natomiast jedno jest pewne. Gdy jeden kraj się rozpada, a drugi odradza na nowo – to o żadnych podróżach turystycznych nie ma mowy. I takim to sposobem Manfred Ziegenhagen zamiast Wilna nagrał bardzo długi film o Suwałkach i Białymstoku. Po drodze są też Migawki z Augustowa, gdzie zobaczyć możemy słynny Albatros.
Oprócz różnych, charakterystycznych miejsc, które są turystycznymi atrakcjami, możemy zobaczyć między innymi wieki bazar przy ul. Bema. I tam obserwujemy scenę. Ludzie handlują, zaparkowana jest policyjna nyska, a w tle buduje się obecna siedziba ZUS z charakterystycznym spadzistym dachem, z którego robiono sobie żarty, że nadaje się na skocznię narciarską. Podczas wycieczki Manfreda, możemy też zobaczyć bardzo wiele starych pojazdów i domów. Cały film trwa kilkadziesiąt minut. Wspaniała, historyczna podróż.
Białystok jak i całe województwo Podlaskie nierozerwalnie są związane z historią Żydów. Gdyby nie II wojna światowa, to kto wie – być może dziś nie istniałby Izrael, zaś Polska byłaby wielokulturowym, wielowyznaniowym i wielonarodowym mocarstwem w Europie. Bo skoro przez tyle lat do wojny – tacy białostoczanie żyli obok siebie bez żadnych podziałów, to dlaczego w innych miastach miałoby by być inaczej? Dziś można tylko i wyłącznie dywagować. Po 1945 roku nastąpiły trwałe i nieodwracalne zmiany, które piszą dziś zupełnie inną historię.
Ale po tamtych czasach zostały jeszcze w Białymstoku pamiątki. Dziedzictwo żydowskiego Białegostoku ma się całkiem dobrze. Mimo, że powyższy film dokumentujący je powstał w 2008 roku, to dziś żadne z tych miejsc nie wygląda gorzej. Niektóre nadal czekają na sensowne zagospodarowanie.
Film ukazuje nam przepiękną architekturę – dawne synagogi, szkołę, kamienice. Wszystko to charakterystycznie zdobione. To cud że to wszystko przetrwało, bo gdy Niemcy w Białymstoku mordowali Żydów, to kłębił się jednocześnie czarny dym trawiący budynki w mieście. Po wojnie miasto było doszczętnie zniszczone. Dlatego nie mamy chociażby Starówki. Obecny Rynek Kościuszki został odtworzony prawie że od zera. Które budynki są „nowe” łatwo rozpoznać. Stanisław Bukowski – architekt podnoszący Białystok z gruzów – miał swój charakterystyczny styl – między innymi czerwone, spadziste dachy i wyróżnione okiennice.
Trebusz, katapulta, taran – to średniowieczne urządzenia, dzięki którym wojownicy mogli napadać na grodzone osady czy zamki. Teraz można je podziwiać w Parku Kulturowym Korycin – Milewszczyzna. Za kilka tygodni zostaną zakończone także prace nad budową średniowiecznego grodziska. Będzie to już drugi kompleks z dawnych czasów w tamtym miejscu. Obecnie możemy oglądać tam codzienne życie dawnych mieszkańców. Jedną z atrakcji jest drewniany wiatrak, dawny folwark, piwnica, dwór czy pracownia tkacka.
fot. A. Tarasiuk
fot. A. Tarasiuk
fot. A. Tarasiuk
fot. A. Tarasiuk
Dzięki tablicom informacyjnym oraz wytycznym alejkom każdy turysta może bez przodownika zwiedzać obiekt oraz poznać ciekawostki parku. Informacje są w 3 wersjach językowych – polska, angielska i rosyjska. Park dostosowany jest dla osób niepełnosprawnych zarówno na wózkach inwalidzkich oraz niedowidzących (opisy atrakcji są napisane także językiem Braille’a). Oprócz tego dostępna jest infrastruktura rekreacyjna na plaży – wiaty, miejsce ogniskowe oraz grillowe. Do końca maja będzie jeszcze zamknięty wiatrak oraz sala etnograficzna z uwagi na bezpieczeństwo odwiedzających. Wstęp na teren Parku jest bezpłatny.
Park Kulturowy Korycin – Milewszczyzna jest otwarty od wtorku do piątku. Można go zwiedzać w godzinach od 12:00 do 17:00. W weekendy od 11:00 do 18:00.
Na majówkę będziemy mieli 30 stopni. 10 w poniedziałek, 10 we wtorek i 10 w środę. Jeszcze tydzień temu taki scenariusz był bardzo realny. Na szczęście realne prognozy są lepsze. Ma być pomiędzy 14 – 18 stopni. W sam raz żeby wyjść na zewnątrz i trochę się poruszać, ciut za mało żeby gdzieś dłużej posiedzieć. Dlatego też nasze majówkowe propozycje będą uwzględniały aktywność. Dużo aktywności! W tym roku majówka ułożyła się tak, że zaczyna się w piątek 28 kwietnia po południu, a kończy pomiędzy 4 a 7 maja – w zależności czy mamy jakieś urlopy, które możemy wykorzystać. Co zatem robić 10 dni w Podlaskiem? Trzeba skorzystać z naszych 10 propozycji.
Pociągiem do Walił
Wycieczka pociągiem do Walił i powrót do Białegostoku przez Supraśl to doskonała propozycja dla wszystkich tych, którzy planują trochę porowerować lub cały dzień chodzić pieszo. Łączna trasa wynosi 35 km. Zajeżdżamy wpierw pociągiem do Walił, następnie idziemy na Sianożątka i Wyżary, gdzie podziwiać będziemy przepiękne bagna i sztuczny zbiornik w lesie. Potem wędrujemy leśnymi drogami przez Sofipol, Kuberkę i Przechody do Królowego Mostu. Następny przystanek to Kołodno i wieża na Wzgórzach Świętojańskich. Kończymy w Supraślu, z którego linią 500 możemy wrócić do Białegostoku.
Czeremchowa Tryba
Kolejna wycieczka, którą możemy zwiedzić przepiękne tereny Puszczy Knyszyńskiej, to trasa z Czarnej Białostockiej do Supraśla. Do tej pierwszej miejscowości można dojechać i pociągiem i autobusem. Z tej drugiej wrócicie do Białegostoku linią 500. Po drodze możemy zahaczyć o Wiatę pod Dębami, gdzie można legalnie palić ognisko. Po trasie zwiedzimy między innymi Czeremchową Trybę – przepiękne bagna. Wystarczy trzymać się starej linii kolejki wąskotorowej, którą znajdziemy zaraz za zajazdem w Czarnej Białostockiej.
Kładka Śliwno-Waniewo wraca po remoncie
Narwiański Park Narodowy to nadal atrakcyjne miejsce. Oprócz sławnej Kładki, która w pełnej okazałości wraca po remoncie, będzie także nowa wieża widokowa, z której można będzie podziwiać ptaki przez lornetkę. Pamiętajcie, by nie skupiać się wyłącznie na Waniewie i Śliwnie, ale także odwiedzić Kruszewo – gdzie również jest wieża widokowa (prywatna) oraz Kurowo, gdzie znajdują się kolejne piękne tereny do zwiedzania na terenie siedziby Narwiańskiego Parku Narodowego. Do tego warto zajechać do jednego z najmniejszych miast w Polsce – Suraża. Tam również nie braknie Wam pięknych widoków.
Jak majówka to Augustów!
Letnia stolica Polski intensywnie się zmienia. W ostatnich latach powstało tam mnóstwo nowych terenów do spacerowania i odpoczywania. Koniecznie wybierzcie się więc na plażę, z której możecie spory kawałek wędrować wzdłuż jeziora Necko. Oprócz tego grzech nie popływać statkami nad Rospudę oraz Kanałem Augustowskim do Studzienicznej. Samo centrum miasta też oferuje wiele atrakcyjnych miejsc, gdzie można pochodzić, zjeść i odpocząć. Jeżeli przyjedziecie rano, to być może załapiecie się na słynne jagodzianki.
Białowieża ciągle żywa
Piękny, ścisły rezerwat przyrody można zwiedzać wyłącznie z przewodnikiem. Ci czekają w gotowości, w okolicach wejścia do Białowieskiego Parku Narodowego. Dlatego oprócz samego parku, dobrze jest przejść się także w najbardziej dziką część Białowieży. Nie odpuszczajcie sobie także stacji kolejowej Białowieża Towarowa. Tam również jest bardzo klimatycznie a i atrakcji nie brakuje.
Hajnówka też ma ofertę!
Kolejka wąskotorowa z Hajnówki do Topiła to wspaniała atrakcja akurat na majówkę, niezależnie jaka będzie pogoda! Do tego koniecznie zasmakujcie regionalnego jadła, a na deser koniecznie zjeździe sławnego Marcinka!
Nadbużańskie tereny czekają!
Rzeka Bug i górzyste tereny w okolicy to doskonały plan na dłużą wycieczkę od Niemirowa po Mielnik, Drohiczyn, Grabarkę. W okolicę możecie dojechać pociągiem. Gdy tylko wysiądziecie, to bardzo blisko znajduje się Kasztelik – prywatny, kamienny zamek, wybudowany rękoma jednego człowieka.
Dalej możecie się kierować do rzeki Bug, do której jest 4 km. Droga wzdłuż brzegu do przygranicznego Niemirowa to około 30 km.
Halo Biebrza!
fot. P. Jakubczyk
Biebrzański Park Narodowy to także miejsce, które ma wiele do zaoferowania. Nieustannie zachwyca wycieczka z Osowca-Twierdzy, gdzie dojedziecie pociągiem do Suchowoli, z której wrócimy autobusem. Jeżeli 40 km to za dużo na Wasze nogi, to rozbijcie wycieczkę na dwa dni. Po drodze w Dolistowie Starym warto jest przenocować nad Biebrzą. Po drodze będzie też Goniądz, który warto również zwiedzić.
Jeżeli preferujecie jazdę rowerem, to najbliższy pociąg jest w Dąbrowie Białostockiej – 20 km od Suchowoli.
Piękna przyroda w okolicach Łomży
Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi to piękne tereny, którymi można spacerować cały dzień. Po drodze przyroda pokaże nam naprawdę wiele – szczególnie teraz, gdy wszystko rozkwita!
Tutaj też przyda się rower albo samochód, bo przejście dookoła Parku jest zbyt ciężkie na 1 dzień. Kółko wykonane z Łomży to ponad 55 km. Chyba, że także rozbijecie wszystko na 2 dni. Wtedy będzie przyjemnie. Warto jednak pokusić się o jakiś środek lokomocji, bo w okolicy można też dodatkowo zwiedzić Grądy-Woniecko, Wiznę, Ruś czy Górę Strękową. Wtedy mamy drogę otwartą na Biebrzański Park Narodowy.
Wycieczka wschodnią ścianą
Przepiękne i dzikie tereny na wschodniej ścianie doskonale nadają się do tego, by je objechać przez cały dzień samochodem. Z Niemirowa do Wiżajn przez Hajnówkę, Białowieżę, Siemianówkę, Jałówkę, Kruszyniany, Krynki, Sokółkę, Dąbrowę Białostocką, Lipsk, Giby i Szypliszki będzie doskonałą odskocznią dla tych, którzy uwielbiają czas spędzać za kierownicą samochodu oraz lubią szybkie zwiedzanie na zasadzie „zaliczania punktów”. Wszystkie wymienione miejscowości oferują ciekawe atrakcje, doskonałe jadło i piękne widoki.
Bocian od dawien dawna jest symbolem szczęścia, dlatego zawsze gdy na wiosnę powracał do gniazda, to według ludowej tradycji starano się go powitać. A jeśli się nie pojawiał, to próbowano go przywołać. Przylot bociana zazwyczaj zbiegał się w czasie z kwietniowym świętem Zwiastowania Bogurodzicy, dlatego to właśnie wtedy gospodynie tradycyjnie piekły „Busłowe Łapy” (Bocianie Łapy) – postne ciasto drożdżowe w kształcie bocianich łap. Mimo, że już postu nie ma, to warto przepis poznać. A pomoże w tym Pani Luba z Michałowa.
Bocianie Łapy przypominają trochę pączki, więc jeżeli lubicie tego typu przysmaki i chcecie czymś zaskoczyć swoich gości, to koniecznie spróbujcie samodzielnie je wykonać. Szczególnie, że nie da się ich kupić w sklepie.
Na szczęście bez echa przeszła wrześniowa premiera filmu pt. Kryptonim Polska. I również na szczęście – można ją oglądać obecnie, póki co, tylko w płatnym Canal+, więc „siła rażenia” tegoż dzieła będzie mała. Niestety prędzej czy później zapewne obejrzymy ją w pewnej trzyliterowej stacji i wtedy mleko szkód szeroko się rozleje. Obiektywnie trzeba przyznać, że to nawet zabawny film, ale jego tłem jest Białystok przepełniony nazistami czy też faszystami. Widzimy między innymi mural Zenka na Dziesięcinach, pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej z doczepionym napisem Bóg – Honor – Ojczyzna, widzimy też białostocki sąd oraz inne fragmenty osiedla Dziesięciny.
Tak jak Sandomierz kojarzy się z Ojcem Mateuszem, Łódź z Nic Śmiesznego, a podbiałostocki Królowy most z U Pana Boga za Piecem, tak sam Białystok niestety zaczyna uchodzić za Mekkę tyle że nazistów. Najgorsze w tym wszystkim, że nikt w mieście, nic nie robi by odwrócić ten przykry stereotyp.
Białystok, za sprawą swoich mieszkańców, ma na swoim koncie rasistowskie ataki na obywatela Indii (któremu podpalono mieszkanie i doprowadzono do wyprowadzki do Anglii), ma na swoim koncie wielki marsz ONR, który oglądała cała Polska. Do tego była też parada równości, która zakończyła się ogromną bitwą na ulicach miasta. Wszystko to opatrzone zdjęciem uciekających, przerażonych ludzi, nad którymi głowami leci helikopter, zawieszony nisko nad budynkami. Jak kadr z jakiegoś filmu akcji. Swoje regularnie dokładała popularna stacja telewizyjna w programach informacyjnych.
W komedii Kryptonim Polska dołożyli nam jeszcze na konto spalenie kukły Żyda (które miało miejsce w innym regionie Polski), rasistowską awanturę w kebabie, która zakończyła się śmiercią (to było w Ełku) i oczywiście klasyk – czyli sławne urodziny Hitlera z tortem, gdzie swastyka była ułożona z czekoladowych wafelków. Warto też dodać, że Kryptonim Polska to nie pierwszy film szkalujący Białystok. Wcześniej w podobnym klimacie powstał kryminał pt. Kruk. Na szczęście również tylko dla widzów Canal+.
Najgorsze co może nam się przytrafić, to gdy film Kryptonim Polska z takimi gwiazdami jak Pazura, Szyc i Musiałowski trafi do trzyliterowej, popularnej stacji rozrywkowej. A to zapewne kwestia czasu. Wtedy szkody dla Białegostoku będą gigantyczne. Masowo rozedrze się „stare skazy” i znów utrwali się negatywny obraz miasta w stereotypowym, szerokim wyobrażeniu. A kto do takiego miasta będzie chciał przyjechać?
Oczywiście nie da się zakazać (i nie miałoby to nawet żadnego sensu) nagrywania takich filmów, mamy wolność słowa, ale na złe słowo musi być odpowiedź dobrego słowa. Dlatego władze powinny już teraz działać na rzecz krzewienia pozytywnego wizerunku miasta. Tymczasem Tadeusz Truskolaski i jego świta w ostatnim czasie sprawiają jakby miasto ich niewiele obchodziło. Ostatnie osiągnięcia w mediach ogólnopolskich – białostockich władz – to wybudowanie okropnego szaletu w cenie mieszkania, który do dnia dzisiejszego nie działa. Mało tego, ostatnio Truskolaski tak się zapędził w polityczne tematy, że publicznie zaczął obrażać mieszkańców Sokółki. Od dłuższego czasu nasze miasto zmaga się z wizerunkową katastrofą, a za sprawą takich filmów jak Kryptonim Polska – nieodwracalnie się to będzie pogłębiać.
Supraśl to nie tylko uzdrowisko, ale także miejsce, gdzie od samego początku istnienia funkcjonuje klasztor. Najpierw w 1500 roku mnisi, przybyli z gwarnego Gródka i w cichym i spokojnym miejscu, na wzgórzu kolejne 11 lat wznosili cerkiew obronną. W kolejnym stuleciu był to już prężny ośrodek intelektualny. Kolejne czasy przyniosły Polsce zabory, które zamknęły złotą erę klasztoru, a finalnie miejsce zostało przejęte przez cerkiew prawosławną. Ostatecznie spór, o to czyje powinny być ziemie i budynki rozstrzygnięto w 1996 roku. Jednak od 1982 roku cerkiew rekonstruuje i upiększa cały supraski dobytek.
Muzeum Ikon w Supraślu jest jednym z elementów dzieła Cerkwi. Powstało w 2006 roku i do dziś cieszy się ogromnym zainteresowaniem. A jak jest w środku? Tego można się dowiedzieć odwiedzając Muzeum Ikon lub oglądając najnowszy odcinek Zasilanych, z których dowiecie się dlaczego ikona jest nierozerwalną kultury prawosławnej. Zarówno pisanie, jak i czytanie ikony to wyjątkowe, duchowe przeżycie. Można poczuć mistycyzm tego miejsca, gdyż w zbiorach placówki jest 1200 dzieł sztuki.
Nie każdy sobie zdaje sprawę, ale wymagania dla maszynistów w Polsce są większe niż dla pilotów samolotów. Chociaż katastrofy tych drugich są dość spektakularne, to uznaje się że samolot jest najbezpieczniejszym środkiem transportu na świecie. Pociąg natomiast jest bardzo komfortowym środkiem, ale dla pasażera. Od maszynisty wymaga nieustannego, wielogodzinnego skupienia. Wyobraźcie sobie, że poruszacie się w zasadzie tylko do przodu, droga jest monotonna, trzeba obserwować znaki, sygnalizatory i komunikaty radiowe. Do tego co chwilę trzeba wciskać specjalny przycisk, który nazywany jest czuwakiem. To on sprawdza czy jesteśmy skupieni na drodze, a nie na przykład śpimy. Jeżeli go zignorujemy, to pociąg się zatrzyma.
W województwie podlaskim mamy modernizowaną trasę kolejową Rail Baltica, która finalnie połączy jednolitymi, szybkimi torami państwa bałtyckie z Polską i nie tylko. Najczęściej ruch się odbywa na trasie Białystok – Warszawa oraz na podlaskich stacjach po drodze. Powyższy film został nagrany na odcinku Białystok – Racibory czyli w naszym regionie. Jak wygląda trasa oczami maszynisty? Zobaczcie sami.
Wczoraj mieliśmy Lany Poniedziałek czyli drugi dzień świąt wielkanocnych. Tymczasem od wczoraj mamy także Wielki Tydzień… tyle, że w Cerkwi prawosławnej. Zatem na Podlasiu możemy ponownie odliczać do świąt. Daty świąt u katolików i prawosławnych nie pokrywają się, bo data Wielkanocy jest obliczana na podstawie dwóch różnych kalendarzy – gregoriańskiego u tych pierwszych oraz juliańskiego u tych drugich.
Pierwsze trzy dni Wielkiego Tygodnia w cerkwi celebruje się jutrznię oraz godziny liturgiczne z czytaniem Ewangelii. To bardzo charakterystyczna msza, bo w czasie jej trwania duchowni wraz z wiernymi trzy razy okrążają cerkiew. Krzyżem kapłan trzykrotnie uderza w drzwi świątyni. To oznacza odsunięcia kamienia, który zasłaniał wejście do grobu zmartwychwstałego Chrystusa. Mszę kończy namaszczenie wiernych świętym olejem.
W Wielki Czwartek natomiast jest dniem Ostatniej Wieczerzy, później jest Wielki Piątek i przeżywanie sądu nad Chrystusem. W Wielką Sobotę wspomina się zstąpienie Jezusa do otchłani, zaś w Wielkanoc radośnie wołamy Christos Woskresie! Woistinu woskriesie! co oznacza „Chrystus Zmartwychwstał! Prawdziwie zmartwychwstał!”. Warto dodać, że post u prawosławnych jest dużo bardziej rygorystyczny niż u katolików. Zatem niedziela jest czasem porządnej biesiady. Na świątecznych stołach nie może zabraknąć mięsa, paschy (twaróg, ucierany z żółtkami, masłem, miodem i bakaliami). Do tego można smakować w babkach i chlebie Artos (z wizerunkiem zmartwychwstałego Chrystusa). Po powrocie z nocnej mszy trwa dzielenie się jajkiem. Następnie spożywane są pokarmy, które zostały zaniesione do cerkwi w koszyczku i poświęcone. Dopiero później spożywana jest reszta potraw. Jak widać, praktycznie nie różni się to od celebracji po katolicku. Zarówno w obu religiach, ale wyłącznie na Podlasiu królują ciasta drożdżowe oraz Mazurki.
Jako ciekawostkę możemy też dodać, że w Wielki Tydzień każdy może zadzwonić dzwonem przy cerkiewnej dzwonnicy! Wielkanoc to święto ruchome w Kościele katolickim i Cerkwi prawosławnej. Tyle, że datę oblicza się na podstawie dwóch różnych kalendarzy.
Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami. Jednym z ciast, jakie wtedy króluje jest Mazurek. Koło Gospodyń Wiejskich ze wsi Słochy Annopolskie pod Siemiatyczami postanowiło podzielić się swoim przepisem na ten przysmak.
Składniki:
Ciasto:
300 g mąki
200 g margaryny
100 g cukru pudru
3 żółtka
Masa:
100 g margaryny
100 g cukru pudru
50 g mleko w proszku
1 łyżka wody
Dodatkowo do dekoracji: orzechy laskowe, migdały płatki i całe, morele suszone, żurawina.
Mąkę razem z cukrem pudrem należy przesiać na stolnicę. Dokładamy do tego pokrojoną w kostkę schłodzoną margarynę i siekamy. Następnie dodajemy żółtka. W kolejnym kroku zagniatamy ciasto. Kiedy już to zrobimy, to odstawiamy do lodówki na godzinę. Po tym czasie ciasto trzeba rozwałkować na placek (o grubości ok. 1 cm). Potem wykładamy je na blachę o wymiarach i pieczemy ok. 20-30 min na środkowej półce piekarnika w temperaturze 200 stopni. Wyjmujemy i czekamy aż ostygnie.
Przed nami jeszcze wyrobienie masy. Margarynę rozpuszczamy w ganku, dodajemy cukier, mleko w proszku i to wszystko mieszamy, podgrzewając. Następnie, gdy trochę masa się ostudzi trzeba wyłożyć na upieczone ciasto. Docinamy boki i dekorujemy: orzechami, migdałami, morelami. Smacznego!
Przełom lutego i marca to czas, gdy jelenie pozbywają się poroża. Dlatego od połowy marca do kwietnia jest szansa, by je znaleźć przed innymi „zbieraczami”. Po co to robić? Można dla dwóch powodów – pierwszy dla ciekawych wędrówek po trofeum i wzbogacenie kolekcji. Drugi to oczywiście pieniądze. Za poroże można dostać sporo.
Dlaczego jelenie gubią poroże? W ich tkance kostnej tworzą się jamy, które z czasem się powiększają i w końcu poroże się odłamuje. Od momentu zrzucenia poroża do ponownego wzrostu mijają ponad 3 miesiące. Wszystko po to, by jak najlepsze i najświeższe było gotowe na jesień. To wtedy jelenie szukają łani do zapłodnienia. Bogate poroże jest atrybutem, który nie tylko zachęca potencjalną partnerkę, doskonale też pozwala walczyć z konkurentami.
Zbieranie poroża jest dozwolone, jednak należy przestrzegać kilku podstawowych zasad:
w trakcie poszukiwań nie wolno płoszyć zwierząt, zmuszając ich do biegu, licząc że podczas ucieczki odpadnie stare poroże
należy także unikać ostoi zwierzyny i innych terenów objętych ochroną
znalezione zrzuty poroża stają się własnością znalazcy
Mimo że w polskich lasach cały czas przybywa zwierzyny, to znalezienie poroża wcale nie takie łatwe. Poroża jeleni wykorzystuje się do wielu celów – od ozdób, przez meble aż po dzieła sztuki. To dlatego, jeżeli nie zechcemy zachować swojego trofeum po leśnej wędrówce, możemy je sprzedać. Odkupią je firmy prywatne, które ogłaszają się między innymi w internecie. Za każdy kilogram otrzymamy około 100 złotych. Przeciętna waga poroża jelenia waha się pomiędzy 3,5 kg – 8 kg. Matematykę pozostawiamy Wam.
Gmina Wasilków to nie tylko samo miasto, lecz także okoliczne Nowodworce, Sochonie, Studzianki, Dąbrówki, Jurowce czy Rybniki. Te miejscowości są położone dosłownie o krok od Puszczy Knyszyńskiej. Dzięki temu, wybierając się na rower – możemy zwiedzić atrakcyjne tereny przyrodnicze jadąc całkiem wygodną trasą. W tym roku doszła dodatkowa nowość. Po drodze możemy mijać wiaty, po to by sobie odpocząć między kolejnymi odcinkami. Pierwsza znajduje się już na granicy Białegostoku i Wasilkowa na osiedlu Dolina Cisów. Jest tam także stacja BiKeR – jedna z trzech w Wasilkowie.
Łączna długość szlaków rowerowych w gminie to 55 km. Jeden z nich ma 45 km i prowadzi z Wasilkowa, przez Jurowce, Rybniki i Studzianki. Ten krótszy – 10 kilometrowy to tak zwany szlak grzybiarski, który prowadzi ze Studzianek do rezerwatu Jałówka, a następnie do Ożynnika, z którego możemy wrócić do Studzianek. Nazwa nie jest przypadkowe. Trasa ta obfituje w grzyby.
Stacje BiKeR dostępne są natomiast we wspomnianej Dolinie Cisów, a także na osiedlu Lisia Góra oraz w centrum Wasilkowa w okolicach zalewu i rzeki. Oczywiście system jest połączony z tym białostockim, więc śmiało możemy przemieszczać się rowerami pomiędzy tymi miastami.
Strękowa Góra to miejsce wyjątkowe, bo wiąże się z piękną historią kpt. Raginisa, który wraz ze swoimi żołnierzami dzielnie bronili się ze schronu, tym samym opóźniając uderzenie w Warszawę i dając jej mieszkańcom więcej czasów na przygotowanie się do najgorszego. Warto jednak odwiedzić to miejsce z powodów przyrodniczych. Wiosenne rozlewiska Narwi są przepiękne. To już ostatni moment, by je dostrzec. Niedługo poziom wody zacznie opadać, a w Polsce zacznie się pora bez większych opadów deszczu.
Jeżeli już podejmiecie się wycieczki tam, to warto też zwiedzić również całą okolicę. Wszak to tylko góra, więc nie spędzicie w jednym punkcie widokowym całego dnia. Chyba że lubicie. Natomiast doskonale wiemy, że wiele osób najbardziej odnajduje się, gdy może zwiedzać punkt po punkcie. Takich wokół Strękowej Góry nie brakuje. Wycieczkę warto zacząć od Tykocina, gdzie możemy zwiedzić wiele fantastycznych atrakcji związanych z dziejami Polski w okresie wielokulturowego Królestwa Polskiego. Samą w sobie atrakcją również jest rzeka Narew. Cała droga prowadząca z Tykocina do Strękowej Góry również obfituje w ciekawe punkty widokowe nad Narwią.
Po zwiedzeniu historycznej góry możemy ruszyć albo carskim traktem w kierunku Osowca-Twierdzy eksplorując Biebrzański Park Narodowy z Goniądzem, Dolistowem Starym i Polkowem. Alternatywnie możemy wybrać się w stronę Wizny eksplorując piękne dzieła natury pod płaszczek Łomżyńskiego Parku Krajobrazowego Doliny Narwi, gdzie koniecznie trzeba zobaczyć Grądy-Woniecko i tamtejszą drogę zalaną po obu stronach wodą, a także okoliczne wydmy. Nie możemy pominąć też Krzewa, Drozdowa, Starej Łomży czy Rybna.
Jak widać opcji do zwiedzania jest wiele. A po drodze napotkamy wiosenne rozkwity, rozlewiska, bociany czy łosie. Inaczej mówiąc, warto jechać!
Takie filmy to prawdziwa machina czasu. Na głównym ekranie możemy zobaczyć stary film z lat. 80 ubiegłego wieku, a na nim przejazd samochodem przez ówczesny Zambrów. Na mniejszym kadrze film nagrany kilka lat temu pokazujący jak Zambrów prezentuje się w XXI wieku. Czy jest różnica? Oceńcie najlepiej sami.
Jedno jest pewne, zambrowianie, którzy go oglądali natychmiast przywołali wspomnienia z dawnych czasów. Mogli sobie przypomnieć jak to kiedyś wszystko wyglądało. Dziś miasteczko bardzo się rozwinęło. Wbrew pozorom nie jest to słabe miejsce do życia. Zarówno do Białegostoku jak i do Warszawy jest dogodna ekspresowa trasa. Dlatego, jeżeli ktoś pragnie na co dzień mieć ciszę i spokój, lecz być blisko miejskiego zgiełku i życia społeczno-kulturalnego, to leżące na skraju Podlaskiego, 22 tysięczne miasteczko będzie dla niego idealne.
W ostatnim czasie mamy w internecie wysyp filmów z żubrami w roli głównej. A to dlatego, że stada połączyły się ze sobą. Dzięki temu możemy liczyć na szybki ich rozrost. Ponadto ogromna liczba dzikich zwierząt w jednym miejscu wzbudza zainteresowanie każdego. Na powyższym filmie możemy zobaczyć jak stado przemierza z jednego miejsca w drugie, przechodząc przez drogę. Widok jest niesamowity, bo przypomina jadący pociąg.
Na filmie można zauważyć mocno ponad setkę osobników. Warto zaznaczyć, że jeszcze kilka lat temu takich widoków nie było. 50 żubrów w jednym miejscu to było coś! Jak widać zwierzęta doskonale się czują w podlaskich lasach, toteż stada łączą się, by swobodnie się rozmnażać. Gdyby czuły zagrożenie, to żyłyby w większym rozproszeniu.
Doskonale sobie zdajemy sprawę, że niektórych żubry irytują. Szczególnie rolników, którym depczą pola. Jednak warto spojrzeć na nie trochę szerzej niż przez pryzmat własnych upraw. Im większe stada – tym większe zainteresowanie. A to będzie przyciągać coraz więcej osób do naszego regionu. W efekcie zostawiać będą tu pieniądze i wzbogacać nasze Podlaskie. To jedyny chyba sposób, by zatrzymać wyludnianie się regionu.
W ostatnim czasie sporo filmów można odnaleźć, które ludzie nagrywali kamerami, a później zgrywali na kasety VHS. W dzisiejszych czasach to nośnik wymarły, tak jak odtwarzacz wideo. Niektórzy jednak nie wyrzucili swoich kaset, a tam po dekadach pozostały różne perełki. Dzięki dostępnym technologiom – z taśmy można stworzyć film cyfrowy. I w efekcie oglądać możemy „dzieła” z poprzedniego wieku.
Takim przykładem „dzieła” jest nagrany na początku lat 90. film o Suwałkach. Proces transformacji ustrojowej w Polsce przeszedł bezkrwawo, ale nie były to łaskawe czasy. Bieda wylewała się na każdym kroku. Widać to szczególnie po samochodach. Dominowały maluchy i polonezy.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na dwa inne szczegóły. Było bardzo dużo drzew i zieleni oraz mało ludzi, teraz idąc Suwałkami jest zupełnie odwrotnie. Zieleni i drzew tyle co kot napłakał, a na betonowych pustyniach miasta tłumy ludzi. Samochodów też nie brakuje i to różnorodnych. Wszystko, tylko nie polonezy i maluchy. To już relikty poprzedniej epoki.
Bohaterem powyższego filmu jest żywy, różnorodny język, którym jeszcze na co dzień posługują się żyjący na Podlasiu Białorusini. Nie jest to nowy film, ale warto go zobaczyć, bo pokazuje, że warto tradycje podtrzymywać. Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci i Młodzieży Uczących się Języka Białoruskiego AB-BA w latach 2009-2014 realizowało projekt „Kroniki Podlaskie”. Białostocka młodzież pod kierunkiem nauczycielki Aliny Wawrzeniuk zbierała opowieści rodzinne, zdjęcia, dokumenty, pamiątki, pieśni obrzędowe. Efektem tej pracy był spektakl i książka (dwa wydania) „Oj, dawno, dawno… Białoruskie historie z Podlasia”.
W filmie zobaczymy niektórych bohaterów „Kronik Podlaskich”. Młodzież rozmawia ze swoimi babciami i dziadkami o życiu, historii, o tym, co dla nich było i jest ważne. Te same opowieści rozgrywają się zarówno na scenie teatralnej, jak i w podlaskich wsiach. Film miał swoją premierę na Festiwalu „Wschód Kultury – Inny Wymiar” 31 sierpnia 2014 r.
„Mówią Białorusini Podlasia”
reżyseria: Mikołaj Wawrzeniuk
zdjęcia: Roman Wasiluk
czas: 40 minut
Soczewki kontaktowe to doskonałe rozwiązanie dla osób ceniących sobie dyskrecję i wygodę. Niektórym jednak ich użytkowanie wydaje się skomplikowane, przez co rezygnują z tej metody korekcji wzroku, bez uprzedniego jej przetestowania. Dlatego w tym artykule w przystępny sposób przedstawimy podstawy właściwego stosowania soczewek oraz podpowiemy, jakie akcesoria są niezbędne do codziennej pielęgnacji soczewek oraz oczu.
Zanim kupisz swoje pierwsze soczewki
Swoją przygodę z soczewkami warto rozpocząć od zestawu testowego. Dzięki temu możesz wypróbować dany model soczewek bez inwestowania dużej kwoty. Dowiesz się, jakie soczewki będą najbardziej kompatybilne z twoim narządem wzroku, zanim zdecydujesz się na zakup dużego zestawu. To również świetna opcja dla osób, które chcą sprawdzić, czy soczewki kontaktowe to odpowiednia metoda korekcji wad refrakcji dla nich. Duży wybór soczewek testowych i nie tylko znajdziesz na stronie sklepu bezokularow.pl/soczewki-kontaktowe
Wybierz tryb noszenia soczewek
Na rynku dostępne są soczewki nie tylko dopasowane do różnych wad wzroku, ale także modele dostosowane do różnych trybów użytkowania. Cecha ta wpływa nie tylko na sposób noszenia soczewek, ale ich pielęgnację. Możesz wybierać spośród:
soczewek jednodniowych, które są produktem jednorazowego użytku,
soczewek o przedłużonym trybie użytkowania, spośród nich najpopularniejsze to soczewki miesięczne,
soczewek całodobowych, które nie wymagają zdejmowania na noc.
Użytkowanie soczewek jednodniowych
Szkła kontaktowe tego rodzaju są uznawane za najbardziej wygodne rozwiązanie, a to ze względu na brak konieczności ich pielęgnowania. Użytkowanie jest niezwykle proste. Rano należy wyjąć soczewki, które są hermetycznie zapakowane w blister. Jedyne, o czym tak naprawdę trzeba pamiętać, to odpowiednia technika aplikacji i zadbanie o higienę rąk. Wieczorem wystarczy je zdjąć i wyrzucić do kosza, a następnego dnia należy sięgnąć po kolejną parę. Ten rodzaj soczewek nie wymaga zatem stosowania żadnych dodatkowych akcesoriów czy preparatów dezynfekujących. Jedynym ich minusem jest cena. Soczewki jednodniowe nie są najbardziej ekonomiczną opcją, dlatego poleca się je przede wszystkim osobom, które chcą nosić soczewki kontaktowe sporadycznie lub przy okazji uprawiania jakiejś aktywności albo też osobom mającym oczy skłonne do podrażnień czy borykających się z alergiami.
Soczewki kontaktowe miesięczne
Jak sama nazwa wskazuje, soczewki kontaktowe miesięczne można użytkować przez okres 30 dni. Po tym w czasie należy je wyrzucić, ponieważ tracą one swoje właściwości. W czasie ich stosowania należy pamiętać o ich właściwej pielęgnacji i sposobie przechowywania. Soczewki kontaktowe należy przechowywać w specjalnie przeznaczonym do tego pojemniczku, którego komory należy wypełnić płynem do soczewek. Rano należy zaaplikować soczewki, a wieczorem, po zdjęciu, dokładnie je oczyścić przy pomocy dedykowanego do tego celu płynu, a następnie ponownie umieścić w pojemniczku. Pielęgnacja soczewek nie jest skomplikowanym procesem i zajmuje zaledwie kilka minut. Warto natomiast zwrócić uwagę, że jest to najbardziej ekonomiczna opcja, więc warto ją rozważyć, jeżeli planujesz zamienić okulary korekcyjne na miesięczne szkła kontaktowe. Warte polecenia są np. soczewki Eyelove, wyposażone w filtr UV oraz z wysokim poziomem uwodnienia.
Soczewki całodobowe
Soczewki całodobowe są najbardziej doceniane przez osoby, które nie przepadają za zakładaniem oraz zdejmowaniem szkieł kontaktowych. Ich właściwości pozwalają na pozostawienie soczewek przez całą dobę. Oznacza to, że nie ma konieczności, aby zdejmować je na noc. Należy jednak pamiętać, że raz na parę dni konieczne jest ich ściągnięcie oraz dokładne przemycie preparatem dezynfekującym w celach higienicznych. Mimo zalet tego rozwiązania, nie jest one odpowiednie dla wszystkich. Soczewki całodobowe nie są polecane dla osób z wrażliwymi oczami, ponieważ mogą zbyt obciążać narząd wzroku. Jeśli jednak zdecydujesz się na korzystanie z nich, warto rozważyć także zakup kropli do oczu. Będą one wspierać naturalny film łzowy i zapewnią oczom nawilżenie na dłużej, co znacznie przełoży się na komfort widzenia. W tym przypadku najlepsze krople do oczu to te dedykowane do stosowania z soczewkami, bez konieczności ich wyjmowania na czas aplikacji.
Ponoć początki były wybuchowe, a dopiero potem było tylko lepiej. Tak zaczynała mała, podlaska manufaktura Marcina Seliwoniuka i Piotra Marzęckiego. Dziś to już inna historia – nagrody, uznanie w branży. Najpierw jednak było połączenie pasją dwóch inżynierów. Obaj chcieli dopracować smak cydru i miodu do najmniejszych szczegółów. Jak powstaje w Podlaskiem te orzeźwiające i rozgrzewające napoje? Warto dodać, że Cydr Podlaski jest bezalkoholowy.
O tym interesującym produkcie z miejscowości Narew, możecie dowiedzieć się jeszcze więcej z powyższego filmu. To kolejny odcinek „Zasilanych”, prowadzony przez Magdę i Petrosa, którzy wspólnie odkrywają interesujące miejsca województwa podlaskiego oraz nietuzinkowych ludzi, którzy tutaj żyją.
Na terenie nadleśnictwa Czarna Białostocka miał miejsce przypadek zaplątania się jelenia w siatkę. Cała sprawa działa się na terenie prywatnym, zaś wspomniana siatka była pozostałością po grodzeniu gruntów rolnych. Jelenia zaplątanego w siatkę napotkał w lesie patrol Straży Granicznej. O sprawie powiadomiony został leśniczy. Strażnicy wspólnie z nim przecięli sprawnie drut i uwolnili wystraszone zwierzę. Warto dodać, że akcja była nieco ryzykowna, bo wystraszone zwierzę może zaatakować. Nie wie przecież, że ktoś próbuje mu pomóc. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie dla wszystkich.
Puszcza Knyszyńska obfituje w jelenie. Spacerując po tych lasach z bardzo dużą łatwością można napotkać całe stada przebiegające w okolicy. Jelenie żywią się roślinami, toteż żerują często blisko szkółek leśnych. Oprócz ogrodzenia młodych drzew, jest jeszcze dodatkowy strażnik, który chroni sadzonki przed zjedzeniem. To wilk. Drapieżnik stołuje się jeleniem, a co za tym idzie wywiera ciągle na niego presję. Dlatego też zdrowe jelenie, nie mogą sobie pozwolić na zbyt długie żerowanie w jednym miejscu. Dlatego ofiarą wilków padają jednostki najsłabsze, schorowane i stare. W ten sposób wilk wykonuję pracę za myśliwego.
W ostatnim czasie niemalże wszyscy zachwycali się potężnym stadem żubrów, które składało się z ponad 150 osobników. Uznano to za ewenement. Tymczasem – w innym już miejscu – udało się nagrać 142 osobniki. Nie ma wątpliwości, że piękne żubry, symbol Podlasia, zaczęły się łączyć w ogromne stada. Czy w ten sposób jest im łatwiej funkcjonować?
Warto wiedzieć, że jeżeli obecna władza lub przyszła nie dojdzie do szalonego pomysłu odstrzału, to stada będą jeszcze większe z prostego względu. Duże stada rozwijają się szybciej. Dlatego też wspominamy o szalonym pomyśle odstrzału. Ogromne stado potrzebuje jeszcze większych przestrzeni. Jak widać na powyższym filmie – żubry – nie siedzą w lesie tylko bytują na polu. Coś takiego rozwściecza rolników. Zwierzęta niszczą im uprawy. Marne to dla nich pocieszenie – otrzymania odszkodowania. Idzie przecież o marnotrawienie ludzkiej pracy.
Mamy tutaj podobną sytuację, z którą mierzyli się rolnicy z okolic Puszczy Augustowskiej. Przypomnijmy – tam do niedawna żubrów nie było. Postanowiono tam jednak założyć małe stadko, by jeszcze bardziej wzmocnić byt żubra w Polsce. Budziło to sprzeciw rolników, natomiast gdy stado się rozwinęło – zyskała na tym branża turystyczna. Zwierzęta te zaczęły przyciągać odwiedzających do mało popularnej Puszczy Augustowskiej. Podobnie dzieje się teraz z Krynkami, które leżą przy białorusko-polskiej granicy, daleko na uboczu. Wcześniej nikt tam nie zaglądał, ewentualnie przejeżdżał tylko. Teraz wiele osób tam się wybiera nie tylko do pobliskich tatarskich Kruszynian, jeździ się także by podziwiać żubry. Powyższe stado – 142 osobników znajduje się właśnie tam.
Im więcej żubrów tym większa zmiana nas czeka. Do tej pory Podlaskie – region wyłącznie rolniczy – z biegiem lat staje się turystyczny. Rolnictwo zanika, bo przybiera charakter wielkoobszarowy. U nas jednak na wielkie inwestycje w tym obszarze nie ma już zgody. Turystyczne walory są zbyt ważne, by rozwijać u nas wielkie fermy ptaków, stawiać gigantyczne obory. Ziemia jest zbyt słaba w porównaniu z pobliską Ukrainą, by konkurować na zboże. Dlatego rozwój turystyki wydaje się najbardziej racjonalny. Jest ładnie, przyjemnie. Alternatywą jest fetor.
Niestety idzie też niebezpieczny trend – pchania wielkich farm fotowoltaicznych. O ile energia odnawialna to świetna sprawa, to pchanie paneli wszędzie, gdzie się da jest głupotą. Przykładem niech będzie Puszcza Białowieska, gdzie jeden urzędnik się uparł, że będzie ją budował i niezrażony pcha sprawę do przodu. Przekonał nawet swego szefa – wójta Białowieży – by ten wydał mu zgodę. Tylko protesty mieszkańców mogłyby coś zdziałać. Tymczasem widać, że jest im to obojętne.
Nie ma chyba bardziej gorącego tematu na Podlasiu niż Szeptucha. Od wielu lat jej działalność rozpala niemalże wszystkich. Jedni zajadle bronią, inni mocno krytykują – zarzucając „szamanizm”. A co sama zainteresowana ma do powiedzenia na ten temat? Szeroko dowiemy się na ten temat z nowego dokumentu, który powstaje w reżyserii Małgorzaty Szyszki. Iść będzie tropem rytuałów i wierzeń na Podlasiu. Póki co możemy zobaczyć przedsmak tego co nas czeka.
Zacznijmy od najważniejszego. Określenie Szeptucha nie dotyczy tylko jednej osoby. Chociaż przyjęło się, że Szeptucha jest jedna – tylko w podbielskiej Orli, to w rzeczywistości jest wiele osób, które niosą pomoc. Niektórzy mogą być zaskoczeni, ale taką działalnością zajmują się też… mężczyźni. A to wynika z prostego względu, tego typu praktyki działają nieco jak monarchia dziedziczna. Jeżeli dla Szeptuchy urodził się syn, a nie córka – to on przejął wiedzę matki.
Sam dokument powstaje rękami Grupy Przedsięwzięć Teatralno-Medialnych. Reżyserką jest Małgorzata Szyszka, montażem zajmuje się Barbara Mazurek, a autorem zdjęć do filmu jest Autor Sochan. Data premiery jest nieznana, ale miejmy nadzieję że ujrzymy to dzieło bardzo szybko.
W Podlaskiem silne są jeszcze zwyczaje poszczenia przez Wielkanocą. Niektórzy ograniczają to tylko do niejedzenia mięsa, inni potrafią jeść tylko chleb i pić wodę. Wbrew pozorom, to nie tylko część religii. Gdy patrzymy na dzisiejsze, otyłe społeczeństwo, to możemy zauważyć ilu osobom taki post przydałby się dla ratowania zdrowia. Jeżeli należysz do osób, które przybrały jakąś formę postu lub interesujesz się kulinariami prosto z naszego regionu, to dobry jest obecnie czas na postną szarlotkę z Supraśla.
Składniki potrzebne do wykonania tego ciasta to 1 kostka margaryny bezmlecznej, 1 szklanka cukru, 2,5 szklanki mąki pszennej, 1 łyżeczka proszku do pieczenia i trochę oleju i jabłka. Tak mało składników, a taka pyszność z tego powstaje. Margarynę, mąkę łączymy z resztą składników, ale nie zagniatamy ciasta. Zamiast tego pozostawiamy je w sypkiej postaci. Połowę ciasta (spód szarlotki) wsypujemy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Następnie podpiekamy w piekarniku ok. 10-15min. Następnie na podpieczony spód szarlotki układamy jabłka. Posypujemy to drugą warstwą ciasta. Blachę z ciastem ponownie wstawiamy do piekarnika, tym razem na ok. 45min.
Po upieczeniu szarlotkę można posypać cukrem pudrem bądź polać gorzką czekoladą. Ale to już w wersji niepostnej.
Skwerek Ludwika Zamenhofa położony pomiędzy ul. Malmeda i Białówny, po morderstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, został podzielony. I teraz przy trójkącie w centrum są dwie nazwy – jedna dalej Ludwika Zamenhofa, druga Pawła Adamowicza. Oprócz tego, że nieżyjący już prezydent Gdańska był w jakiejś politycznej zażyłości z Tadeuszem Truskolaskim, to nic z Białymstokiem wspólnego nie miał. Zasług dla kraju też nie dostrzegamy. Był po prostu ofiarą napastnika Stefana W. Czy to powód by dzielić skwer na dwie części? Tadeusz Truskolaski mógłby chociażby zapytać mieszkańców o zdanie, ale nie ma tego w zwyczaju. Teraz historia się powtarza.
Skwerek zwany też „Trójkątem Bermudzkim” będzie całkowicie odnowiony. Fontanna z kulą zniknie, a do starych drzew dosadzi się więcej zieleni. Oczywiście modernizacji tej nie krytykujemy, bo trzeba powiedzieć dosadnie, że obecnie ten skwer jest po prosty „syfiasty”. A to za sprawą gołębi i kawek, które to defekują po całej okolicy, raz po raz mocząc się w fontannie. Czy przebudowa skwerku rozwiąże ten problem? Cóż – skoro stare drzewa – dom tych wszystkich ptaków – mają zostać, to i obyczaje stare też tam zostaną.
Wracając do Tadeusza Truskolaskiego i jego świty. Tak jak wyżej pisaliśmy – jego ekipa zawsze wie najlepiej i w zasadzie zdanie mieszkańców ich raczej nie interesuje. Na pewno nie można podać jasnego przykładu, który by temu przeczył. I tak po raz kolejny mamy oto sytuację, że jest ogłoszone: Przebudujemy skwer i tak oto będzie wyglądać (jak na grafice powyżej). Tymczasem w Suwałkach – o czym pisaliśmy niedawno – to mieszkańcy zadecydowali jak ma wyglądać nowy park. Było kilka wariantów do wyboru. Białostoczanie to najwyżej mogą postawić figurki misiów – jak sobie zagłosują w budżecie obywatelskim. I to jak urzędnicy dopuszczą projekt do głosowania.
Dobrze, że skwer się zmieni, ale mamy obawy że wcale nie na lepsze. Od dekad problemem tej okolicy są ogromne ilości ptaków. Wycięcia starych drzew nie proponujemy, ale jeżeli chcemy mieć czyste chodniki w centrum, to sama przebudowa nic nie da.
Film „Jestem Puszczą XXI wieku” to poetycko-epicki portret Puszczy Białowieskiej, który oglądamy oczami natury i jesteśmy prowadzeni głosem Krystyny Czubówny. Młodzi na pewno nie pamiętają, że ta była prezenterka dawniej prowadziła program Panorama w TVP2, zaś największą karierę zrobiła będąc lektorem filmów przyrodniczych. Czar jej głosu trwa do dziś. Piękna muzyka, piękne obrazy, a to wszystko okraszone opowiadaniem Czubówny sprawia, że dokument zawsze jest niesamowity, a przyrodę czujemy tak – jakbyśmy tak byli na miejscu.
Opowieść o Puszczy Białowieskiej podzielona jest na siedem części, ale to też osobista opowieść pary autorów: Bożeny i Jana Walencików. Ten drugi to fotograf przyrody i reżyser filmów o naturze. Do tego scenarzysta, operator, dźwiękowiec i montażysta filmowy, autor albumów i książek przyrodniczych. Także popularyzator natury i przyjaciel Puszczy Białowieskiej. Od długich lat odkrywa naturę wyłącznie po swojemu, a przy okazji realizuje autorskie przedsięwzięcia przyrodnicze: filmy, seriale, albumy, książki, wystawy.
Sanktuarium Najświętszego Sakramentu w Sokółce to miejsce naprawdę wyjątkowe. Pod koniec lat 90. zanim stało się sanktuarium, kręcono tam kultowe już U Pana Boga za Piecem – czyli pierwszą część (póki co trylogii) Jacka Bromskiego. Zarówno sam kościół jak i jego bliskie otoczenie możemy oglądać w tym filmie. To też przyciąga turystów po wielu latach.
W 2008 roku miało miejsce tam kolejne wydarzenie. Doszło do tak zwanego cudu w Sokółce. Doszło tam do przemiany hostii. Najpierw ksiądz podczas udzielania komunii świętej upuścił ją na ziemię. Zgodnie z kościelnymi procedurami – należy ją potem rozpuścić w wodzie. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego woda zabarwiła się na czerwono, pojawiła się także substancja. Po badaniach patomorfologów okazało się, że to tkanka, która przypomina mięsień sercowy. Wierni mogą oglądać cudowną hostię od 2011 roku. To również przyciąga mnóstwo osób do Sokółki. Niewątpliwie te dwa wydarzenia miały ogromny wpływ na współczesną historię kościoła pw. Św. Antoniego. Dziś to miejsce bardzo popularne. Corocznie przyjeżdżają tu tysiące osób.
Kulesze Kościele to wieś, która dawniej nazywała się Rokitnicą od przepływającej przez nią rzeczki o takiej samej nazwie. Była to ziemia szlachecka, toteż nazwa wsi zmieniła się od nazwiska kolejnego jej właściciela Kuleszy-Kursztaka h. Ślepowron. W późniejszych latach wsią zawiadywali także Paweł, Piotr, Dziersław i Wacław z Kulesz. A był to wiek XV. W kolejnym stuleciu a dokładnie w 1580 roku w Kuleszach Rokitnicy w księgach odnotowano imię Jana Kuleszę syna Michała, który dziedziczył na 19 włókach ziemi. Do końca XVIII wieku właściciele się jeszcze zmieniali nieraz, ale już nazwa wsi nie.
Na początku wieku XX w Kuleszach osiedlili się Żydzi. Spis powszechny z 1921 r. wykazał, że 42 domy zamieszkiwało 278 mieszkańców. Wśród nich notowano 185 osób było wyznania mojżeszowego. 93 osoby podały wiarę katolicką, mieszkał tu również jeden Rosjanin.
Pierwszy kościół w Kuleszach wybudowano z modrzewia w 1472 r. Parafia została erygowana w 1493 r. przez biskupa łuckiego Jana Andruszewicza Pudełko. Niestety wzniesiona świątynia została zniszczona w czasie wojen ze Szwedami. Kolejny drewniany kościół wzniesiono w latach 1730-1733 dzięki staraniom ks. W. Wnorowskiego. W 1793 r. podjęto decyzję o rozpoczęciu prac przy budowie nowego kościoła z drewna sosnowego na kamienno-ceglanej podmurówce. Obiekt ten został zniszczony wskutek pożaru, który wybuchł w 1908 r. Obecny, okazały murowany kościół parafialny pw. Św. Bartłomieja został zbudowany w latach 1911-1915 oraz 1918-1926. Obiekt powstał według projektu arch. Józefa Piusa Dziekońskiego. Jest to budowla neogotycka, orientowana, murowana z cegły, z dwiema wieżami o wysokości ok. 50 m. Od 1987 roku jest to zabytek.
fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku
9 marca 1989 roku to tragiczna data w historii Białegostoku. W tym dniu doszło do wypadku cysterny z chlorem, który mógłby zabić znacznie więcej ludzi niż katastrofa w Czarnobylu. Dlatego każdego roku, w rocznicę tego wydarzenia, miasto obchodzi uroczystości upamiętniające „ocalenie miasta”. Dzięki ciężkiej pracy strażaków oraz przemyślanym decyzjom udało się ocalić życie 180 000 ludzi i zapobiec katastrofie. Przyczyna tego wypadku to wręcz „klasyk” w historii Polski, która tak jak w PRL, tak dziś nie chce odejść od standardów sowieckich. Zarówno wtedy jak i w 2005, 2008, 2010 i 2012 roku – polskie katastrofy pod Jeżewem, w Mirosławcu, w Smoleńsku, w Białymstoku, pod Szczekocinami miały wspólny mianownik – olewanie procedur. To tylko najgłośniejsze przykłady, a katastrof było dużo więcej.
W przypadku białostockiej katastrofy z 1989 roku tory, na których jeździła cysterna, powinny zostać wymienione 4 lata wcześniej, ale nikt się tym nie zajął. W końcu szyna pękła, co doprowadziło do tragedii. Na szczęście miejsce katastrofy było płaskie, co uniemożliwiło wyciek substancji na pobliski wiadukt. Obecnie na miejscu wypadku stoi pomnik-krzyż, który możemy zobaczyć idąc lub jadąc ulicą Poleską. Całą akcję ratunkową możecie obejrzeć w filmie powyżej. Aby podnieść cysternę, trzeba było zamontować specjalny dźwig, ale zanim to się stało, tor musiał zostać naprawiony. Pierwsza cysterna została podniesiona w ciągu półtorej godziny, ale kolejne dwie wymagały znacznie więcej czasu. To jednak sprawy mniej istotne, bo ważniejsze jest to że w 2022 roku miała miejsce katastrofa na rzece Odrze. 33 lata po sowieckich czasach Polski próbowano zataić to co wydarzyło się w rzece.
Państwowe instytucje, służby oraz media rządowe nie informowały o skażeniu rzeki opinii publicznej, nie poinformowano również samorządów miast położonych nad rzeką i nie ostrzeżono ludności oraz strony niemieckiej przez kilkanaście dni. Dopiero 12 sierpnia 2022 wojewoda lubuski Władysław Dajczak zapowiedział rozesłanie SMS alertu RCB. Ostrzeżenie zostało rozesłane po ponad dwóch tygodniach od pojawienia się doniesień o skażeniu.
W 1989 roku mieszkańcy dowiedzieli się o wypadku dopiero 9 godzin po jego wystąpieniu. To i tak szybciej niż mieszkańcy miast nad Odrą, ale tak jak wtedy tak i dziś życie ludzkie w Polsce nie ma tak dużego znaczenia. Wówczas ewakuowano tylko mieszkańców najbliższych bloków, a inni uciekli z miasta lub ukryli się u sąsiadów na wyższych piętrach budynków. Tragedia ta była jednym z największych wydarzeń w historii Białegostoku, ale dzięki determinacji ratowników oraz szczęściu, udało się ocalić życie wielu ludzi. Obchody rocznicowe upamiętniające to wydarzenie są ważnym elementem historii miasta.
Partnerzy portalu:
Fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku, ze zbiorów Marii Kolendo
Izabela Branicka, Maria Konopnicka, Stefania Karpowicz, Placyda Bukowska i Irena Białówna. Wszystkie wymienione kobiety żyły w czasach, gdy niewątpliwie do powiedzenia mieli najwięcej mężczyźni. Mimo to, swoją wybitną działalnością udowodniły, że mimo ograniczeń swoich czasów, krwawych wojen, zaborów, okupacji mogą tworzyć wielkie rzeczy. Niech będą inspiracją dla wszystkich kobiet dzisiaj, które mają nieporównywalnie więcej praw i możliwości.
Ważny punkt kulturalnej Europy
Izabela Branicka, fot. obrazu Marcello ,Bacciarelli / Wikipedia
Izabela Branicka z Poniatowskich była trzecią żoną hetmana Jana Klemensa Branickiego. Urodziła się 1 lipca 1730 roku, zmarła zaś 12 lub 14 lutego 1808 roku. Do dziś Białystok jej w żaden sposób nie uhonorował, choćby poprzez nazwanie ulicy na jej część. A zasług dla naszego miasta i regionu ma bardzo wiele. Mąż bowiem zajmował się polityką, a w tym czasie hetmanowa urządzała Pałac – dzisiejszą wizytówkę miasta – po swojemu. W XVIII wieku, dzisiejsza stolica Podlaskiego nie była polską prowincją, lecz europejskim miastem. To w Białymstoku gościły śpiewaczki z Wenecji, balety z Włoch, teatry z Niemiec, a także najsłynniejsi pisarze i malarze – Ignacy Krasicki, Julian Uryn Niemcewicz, Elżbieta Drużbacka czy Franciszek Karpiński.
To nie wszystko. Branicka wspierała również białostocką edukację. Dzięki niej powstały w mieście pierwsze szkoły, które wspierała finansowo. Ponadto dzięki niej powstał w Białymstoku instytut akuszerii (położnictwa).
Nie chciała być na utrzymaniu męża
Maria Konopnicka, fot. obrazu Leopold Bude / Wikipedia
Maria Konopnicka z Wasiłowskich urodziła się w Suwałkach 23 maja 1842 roku, zmarła 8 października 1910 we Lwowie. Jej rodzice w Suwałkach zamieszkali rok przed narodzinami Marii. Gdy przyszła pisarka i poetka miała 7 lat, to z rodzicami wyprowadziła się do Kalisza. W dorosłym życiu Konopnicka nie mogła – jak napisała później w jednym ze swych autobiograficznych wierszy – znieść ograniczeń, jakie narzucał jej mąż. Nie chciała być na jego utrzymaniu i nie odpowiadała jej rola gospodyni domowej. W 1876 rozstała się z mężem i podjęła decyzję o opuszczeniu Gusina, w 1877 przeniosła się z dziećmi do Warszawy, gdzie mieszkała do 1890.
Konopnicka oprócz życia z twórczości, działała też w konspiracji i w akcjach społecznych. A to wszystko podczas zaborów. Konopnicka ostatnie 20 lat swego życia mieszkała, żyła i podróżowała z inną kobietą – Marią Dulębianką. Trudno jednak powiedzieć, czy ta relacja miała charakter homoseksualny czy po prostu towarzyski. Jedno jest pewne – było to całkowicie alternatywne od przyjętych wzorców społecznych.
Wspomagała finansowo Skłodowską-Curie i się przyjaźniła
Stefania Karpowicz
Stefania Karpowicz urodziła się 11 stycznia 1876 roku w Wilnie. Rodzicie posiadali jednak majątek ziemski w Janowiczach koło Zabłudowa. Tam młoda Stefania spędziła dzieciństwo. Do nauki sprowadzono jej francuską guwernantkę, która nauczyła dziewczynę języka francuskiego. 8 maja 1893 roku, kiedy miała 17 lat, zmarł jej ojciec. Pochowano go w Białymstoku. W Warszawie pobierała nauki na prestiżowej pensji u pani Jadwigi Sikorskiej, a następnie w szkole średniej również w stolicy. W Warszawie poznała Stefana Żeromskiego i Władysława Reymonta oraz Marię Skłodowską-Curie, z którą się zaprzyjaźniła.
Podczas pobytu w Paryżu pomagała materialnie przyszłej noblistce. Na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie uczęszczała na wykłady z historii Polski, historii powszechnej i historii sztuki. Malarstwa uczyła się u Jacka Malczewskiego i Włodzimierza Tetmajera. Kurs, w szkole sztuk pięknych Teofili Certowicz, ukończyła ze srebrnym medalem. Następnie, w latach 1900-1901, kontynuowała studia malarskie w Monachium, Paryżu oraz Szwajcarii. Po powrocie do majątku Janowicze postanowiła zagłębić się w życie ludu.
W 1903 roku matka Stefanii sprzedała majątek w Janowiczach i kupi 400 hektarów w podlaskim Krzyżewie. Mimo gigantycznej ziemi, był tam skromny dom. To wszystko miało służyć za posag Stefanii, ale ostatecznie ta nigdy za mąż nie wyszła. Za to razem ze swoją matką zbudowała na majątku szkołę rolniczą dla synów średnich i zamożniejszych rolników. Wcześniej razem pojechały do Szwecji i Danii, gdzie tego typu instytucje mogły poznać lepiej i na ich wzór stworzyć coś własnego w Krzyżewie.
Po śmierci matki, Stefania kontynuowała wspólne dzieło. Kolejne 47 lat nauczała we własnej szkole języka polskiego, francuskiego, historii, ogrodnictwa, kultury towarzyskiej i właściwych manier. Była to pierwsza w regionie północno-wschodnim i trzecia na ziemiach polskich placówka oświatowa tego typu. Ze światłem elektrycznym, centralnym ogrzewaniem, wodociągiem, napędzanym konnym kieratem. Szkoła – co ciekawe – posiadała łaźnię, szpitalik i mleczarnię. Masło i sery wysyłano do polskich miast oraz eksportowano do Anglii. Placówka szybko zyskała opinię jednej z najlepszych w Europie.
Za okupacji radzieckiej pani Karpowicz musiała opuścić dwór i pomieszkiwać u okolicznych mieszkańców. Ostatnie 23 lata życia spędziła w pobliskich Roszkach-Ziemakach. Bohaterka z Krzyżewa leczyła bezpłatnie ziołami, sprowadzała na własny koszt lekarza, kupowała lekarstwa dla ubogich, dbała o higienę na wsi. Zwalczała pijaństwo, pomagała dotkniętym wypadkami losowymi, przekazywała drewno na dom lub budynek gospodarski, wyposażała nowożeńców. Jako przedstawicielka inteligencji aktywnie działała w Polskim Towarzystwie Krajoznawczym, radzie opiekuńczej szkół ludowych i ochronek. Propagowała zakładanie kół gospodyń wiejskich, a okolicznej ludności służyła radą i pomocą. Po latach pokojówka wspominała, że Stefania Karpowicz modliła się po francusku i prowadziła rozmowy z gośćmi przybyłymi do Krzyżewa w tym języku. 1931 i 1937 roku została odznaczona przez Prezydenta RP Ignacego Mościckiego Złotym Krzyżem Zasługi.
Stefania Karpowicz zmarła 7 stycznia 1974 roku w wieku 98 lat. Spoczęła na cmentarzu w Płonce Kościelnej, w skromnej mogile obok swojej siostry.
Wszechstronnie uzdolniona artystycznie
Placyda Bukowska
Placyda była artystką – głównie plastyczką oraz malarką. Urodziła się w 1907 roku w Białymstoku. Była tak samo mądra jak i przepiękna. Ukończyła Gimnazjum Żeńskie im. księżnej Anny z Sapiehów Jabłonowskiej z bardzo wysokimi ocenami. Szczególnie z plastyki oraz religii. Następnie przeniosła się do Wilna – gdzie ukończyła z wynikiem bardzo dobrym Wydział Sztuk Pięknych Uniwersytety Stefana Batorego. Placyda po studiach zaangażowała się w życie artystyczne. Gdy przyjechała do Białegostoku już z mężem – Stanisławem – zatrudniła się jako nauczycielka w Średniej Szkole Sztuk Plastycznych i Ognisku Plastycznym. Następnie współzałożyła, a potem przez kolejne 25 lat pozostawała członkinią i prezesem Związku Polskich Artystów Plastyków. Placyda w 1946 roku urodziła syna Grzegorza. Niestety dziecko Bukowskich przeżyło tylko kilka miesięcy. W 1950 roku urodził im się kolejny chłopiec – Andrzej. Dziecko miało zespół Downa. To znany białostoczanom Andrzejek spod sklepu Opałek.
Kobieta w swoim życiu tworzyła wyjątkowe witraże (choćby ten na suficie w kościele św. Rocha w Białymstoku), płaskorzeźby, obrazy. Kobieta była wszechstronnie uzdolniona artystycznie. Warto dodać, że nie tylko tworzyła w sferze sacrum. Zajmowała się również projektowaniem scenografii teatralnych, publikowała i aranżowała wystawy przepełnione baśnią i metaforą. Placyda, zmarła nagle na atak serca. 18 grudnia 1974 roku.
Tworzyła białostocką ochronę zdrowia od zera
fot. Piotr Sawicki – Kłodziński / Wikipedia
Białystok zawdzięcza jej zbudowanie po wojnie niemal od podstaw lecznictwa pediatrycznego. Mowa o dr Irenie Białównie, która młodym pokoleniom kojarzy się z urazówką przy ulicy jej imienia. Starsi mieszkańcy natomiast pamiętają ją jako bohaterkę. Organizowała położnictwo, system opieki nad umierającymi niemowlętami, organizowała też pomoc dzieciom i matkom. I to w czasach bolszewickiej Rosji, w czasach gestapo i obozów koncentracyjnych i także w powojennym, kompletnie zniszczonym Białymstoku.
Urodziła się w 1900 roku w Wołgoradzie (wówczas miejscowość nazywała się Carycyn). W dorosłym życiu Irena Białówna zaczęła studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego i od początku interesuje ją pediatria. Dyplom uzyskała w 1927 roku i wówczas zadecydowała, że zamieszka w Białymstoku. A warto wiedzieć, że aktywnie działała na studiach w zakresie rozwoju nauki pediatrii i otrzymała propozycję pracy na uczelni. A mimo to odrzuciła ją i wybrała dzisiejszą stolicę Podlaskiego.
Jedna z jej prac to wolontariat w szpitalu. Najbardziej biednym wykupowała leki i leczyła za darmo. Aż do II wojny światowej pracowała jako pediatra. Gdy trwał koszmar zafundowany Polsce i Europie przez Hitlera, Irena Białówna tworzy punkty opatrunkowe dla mieszkańców i żołnierzy. W dalszych latach okupacji kobieta prowadzi szpital przy ul. Fabrycznej, a gdy ta zostaje wcielona do getta, to ewakuuje się z pacjentami na Warszawską.
Razem z dr Anną Ellert przy szpitalu nielegalnie tworzą zakład opiekuńczy dla maluchów, w którym ukrywają dzieci żydowskie. Dla dzieci powyżej trzech lat tworzą drugi punkt przy Sitarskiej. Pomagają wszędzie, gdzie są potrzebne. To jednak dla Białówny za mało. Działała też w konspiracji, współpracowała z AK, szefuje wojskowej służbie kobiet w AK. Irena Białówna jako jedna z nielicznych przeżyje rozbicie siatki AK przez gestapo, które wymordowało 60 osób z konspiracji. Przesiedziała w piwnicach gestapo, a potem w więzieniu. Tu tez jednak „przesiedzieć” jest mocno na wyrost. Razem z innymi lekarzami leczy współwięźniów. Trudno powiedzieć jak, skoro w takich miejscach nie ma do tego środków, a warunki są bardzo złe. Mimo to opanowała epidemię duru plamistego sama na niego chorując.
To nie koniec koszmaru Białówny. Zostaje wywieziona do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Brzezince. Następnie do Ravensbruck i innych niemieckich obozów. Tam też pomaga współwięźniom, szczególnie matkom z małymi dziećmi. Wystarała się nawet w Birkenau o osobny barak szpitali na chorych dzieci, które dostają dodatkowe porcje żywnościowe.
Pół roku po wyzwoleniu obozu Irena Białówna jest już z powrotem w Białymstoku i tutaj od nowa organizuje opiekę medyczną i szpitalnictwo. Nie jest to zbyt proste, bo brakuje wszystkiego. Do lat. 50 w mieście było oprócz niej tylko dwóch innych pediatrów. Dopiero powstanie w 1950 roku Akademii Medycznej spowoduje, że do Białegostoku przyjedzie sporo lekarzy z Wilna i innych części Polski.
W 1957 roku Irena Białówna została posłem na Sejm. Między czasie i do tego czasu cały czas aktywnie działa w zakresie ochrony zdrowia. Tworzy raz po raz kolejne instytucje, szkoli, buduje i oczywiście leczy. Wybitna białostocka postać, Irena Białówna umiera w 1982 roku, dziesięć lat po przejściu na emeryturę.
Czegoś takiego się nie spodziewaliśmy. W okolicach Narwi, w gminie Doratynka udało się nagrać z drona 195 żubrów. Takie stado jest unikalne w skali całego regionu, zwykle zwierzęta skupiają się w mniejszych grupach.
W ostatnim czasie podlaskie żubry były liczone. W Puszczy Knyszyńskiej doliczono się 298 żubrów. W ubiegłym roku było to 212. Po polskiej stronie w Puszczy Białowieskiej żyje prawie 800 żubrów. Warto wiedzieć, że od niedawna żubry zostały również wywiezione do Puszczy Augustowskiej, gdzie też zaczęły się prężnie rozmnażać.
Wiosna w Podlaskiem tuż za rogiem, a to oznacza przepiękne widoki. Budząca się natura do życia zachwyca, jednak nim pierwsze pąki pojawią się na łąkach, krzewach i drzewach potrzeba wody i słońca. Tak się składa, że i jednego i drugiego u nas ostatnio nie brakuje. W efekcie możemy podziwiać niesamowite rozlewiska, które wystąpiły przy rzekach. Możecie podziwiać te widoki przy pomocy filmów lub osobiście, na żywo! Najlepszy efekt będzie bladym świtem, gdy tylko wyjdzie słońce.
Na powyższym filmie zobaczyć możemy Narew w Tykocinie i Surażu. I chociaż widoki są wykonane przy pomocy drona, to gdy będziemy na miejscu – możemy skorzystać z punktów widokowych. Możecie skorzystać z poniższego linka, gdzie jest mapa podlaskich wież widokowych.
Jeżeli chcecie podziwiać wiele miejsc, to możecie to robić z mostów na rzekach. Piękne widoki zastaniecie choćby w Złotorii.
Zwiedzanie rozlewisk warto także połączyć z obserwacją dzikich ptaków. Tych akurat ostatnio nie brakuje. Najlepiej wybrać się do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Będziemy mogli naszych latających przyjaciół podglądać w okolicach Goniądza, Dawidowizny, Wrocenia czy Dolistowa Starego. Możemy też jechać wzdłuż Biebrzy w stronę Augustowa. Alternatywnie warto wybrać się w okolice Strękowej Góry, gdzie Biebrza z Narwią tworzą jedność. Podobnie – dobrym pomysłem będzie odwiedzenie Wizny i Grądów-Woniecko. W tej ostatniej miejscowości charakterystycznym miejscem jest cienki pas drogi pomiędzy rozlewiskami.
Nie może w tym zestawieniu również zabraknąć Bugu, który wylał obficie w tym roku.
Mogłoby się wydawać, że Białystok ze swoją ogromną siecią tras rowerowych i BiKeR-em jest miastem bardzo przyjaznym dla rowerzystów. Jeżeli weźmiemy pod uwagę inne miasta w Polsce, to tak rzeczywiście jest. Tylko czy musimy brać pod uwagę wyłącznie nasz kraj? Wystarczy pojechać do większych miast Niemiec, Holandii czy Wielkiej Brytanii żeby zobaczyć jak bardzo Białystok przyjazny nie jest. Ścieżki rowerowe to jedno, wypożyczalnia to drugie, ale jest jeszcze trzecie. To codzienne życie.
W zachodnich miastach nie ma takiego wyboru jak w Białymstoku albo samochód albo droga komunikacja miejska. Tam rowerzystów traktuje się nie tylko w ustawie jako uczestników ruchu drogowego, ale traktuje się ich tam z poszanowaniem. Pasy rowerowe są częścią jezdni, a nie chodnika. Jednośladem poruszamy się obok samochodów, a nie pieszych. Kierowcom nie przychodzi tam do głowy, by z ogromną prędkością wymijać rowerzystę kilka centymetrów przy jego nodze. Warto też dodać, że rowerzyści również mają więcej obowiązków – kask czy światła to podstawa, bez której można dostać mandat.
Stowarzyszenie Rowerowy Białystok, które regularnie zwraca się do prezydenta z inicjatywami dotyczącymi jednośladów, tym razem zaproponowało, by jeden z ważniejszych punktów w mieście – Wiadukt Dąbrowskiego mógł być przejezdny – tak samo jak dla samochodów. Obecnie drogami dla rowerów dojedziemy z Centrum na Antoniuk, z Centrum na dworzec kolejowy, ale jeżeli chcielibyśmy do Al. Solidarności, to musimy jechać albo jedną albo drugą z tych dróg. Prosto, bezpośrednio można razem z samochodami. Co oznacza w praktyce proszenie się o śmierć lub kalectwo. Nie będziemy się wypowiadać za cały kraj, ale w naszej części kultura jazdy nie istnieje. Rowerzysta na jezdni sprawia, że niektórzy dostają małpiego rozumu. Szybko wymijają, kilka centymetrów od nogi, zajeżdżają drogę, swoimi zachowaniami spychają w stronę krawężnika, powodują utratę równowagi i wypadki, a także dochodzi do licznych potrąceń.
Odrobinę komfortu zapewnia wydzielony pas dla rowerów. Z tym, że w Białymstoku się czegoś takiego nie praktykuje. Albo chodnikiem albo w ogóle. Stowarzyszenie Rowerowy Białystok pisze do prezydenta tak:
Zadziwiające, że pomimo niespełna 19 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiego oraz popularyzacji wiedzy na temat korzyści z ruchu rowerowego i szkodliwości ruchu samochodowego, na Wiadukcie Dąbrowskiego w dalszym ciągu preferowany jest ruch samochodowy a ruch rowerowy jest zupełnie ignorowany.
Jak jest przez nich opisany przejazd Dąbrowskiego. Jak droga przez mękę.
Obecnie, aby zgodnie z przepisami przekroczyć Wiadukt Dąbrowskiego, rowerzysta jadący od strony ulicy Zwycięstwa musi jechać najpierw lewym pasem ruchu ulicy Kolejowej (na prawym jest buspas), następnie łącznicą, z której przez krawężnik bez wyznaczonego zjazdu może spróbować dostać się na ciąg pieszo-rowerowy. Jeżeli jedzie na Lipową, to pod kościołem św. Rocha musi z powrotem wjechać na jezdnię (od razu lewy pas) i dopiero za budynkiem Lasów Państwowych znowu na ciąg pieszo-rowerowy. Rowerzysta jadący z Alei Solidarności musi wjechać na jezdnię już na wysokości ulicy Kaczmarskiego, po czym zmuszony jest korzystać z wiaduktu aż do łącznicy prowadzącej na Poleską, gdzie pojawia się pierwsza możliwość zjazdu na ciąg pieszo-rowerowy. W podobnej sytuacji jest rowerzysta jadący z ulicy Antoniukowskiej, który na jezdnię musi wjechać już na skrzyżowaniu z ulicą Owsianą, jechać jezdnią główną około 300m pomimo równolegle biegnącej drogi rowerowej (ta jest bowiem niepowiązana z ulicą), następnie zmienić pas w celu dostania się na łącznicę, którą wjeżdża na wiadukt. W gorszym położeniu są rowerzyści jadący z Lipowej lub Piłsudskiego. Rowerzysta jadący z ulicy Lipowej musi wjechać na jezdnię już na wysokości adresu Lipowa 47/1 i wjechać na wiadukt drugim pasem od lewej, w miejscu gdzie wiadukt ma cztery pasy ruchu (sic!). Rowerzysta jadący z Alei Piłsudskiego musi wjechać na jezdnię na wysokości ulicy Botanicznej i zająć pas ruchu drugi od prawej. W obu przypadkach rowerzysta chcący dojechać do ulicy Solidarności lub dworca PKP jest zmuszony jechać środkowym pasem ruchu aż do zjazdu w ulicę Antoniukowską.
Sprawa Wiaduktu jest urzędnikom dobrze znana. O uporządkowanie organizacji ruchu rowerowego na nim wnioskowano już w 2019 roku. Były spotkania w tej sprawie z urzędnikami. Od tamtego spotkania minęło już 3,5 roku, a rowerzyści, aby przekroczyć Wiadukt, w dalszym ciągu muszą łamać przepisy lub narażać się na niebezpieczeństwo. Rowerzyści postanowili wrócić do sprawy i chcieliby, by wyznaczono dedykowaną infrastrukturę kosztem jednego z pasów ruchu ogólnego północnej jezdni Wiaduktu (na odcinku, gdzie jest ich więcej niż dwa).
Jeżeli mamy obstawiać, to prośby rowerzystów raczej wysłuchane nie będą. Białystok i jego urzędnicy pod batutą Tadeusza Truskolaskiego przyzwyczaili mieszkańców do tego, że wiedzą najlepiej.
Przedwiośnie idzie pełną parą, zaś podlaskie rzeki i ich rozlewiska są pełne wody. To bardzo dobre informacje nie tylko dla środowiska, ale także dla ludzi, którzy bez tego środowiska nie mogli by żyć.
Przypomnijmy, że w ciągu ostatnich 5 lat – przez trzy miała miejsce susza, dopiero zmieniło się wszystko w tamtym roku, gdy na wiosnę nie brakowało wody i rozlewisk. W tym roku również sytuacja jest dobra. Mimo, że śniegu nie było zbyt wiele – padało obficie i powoli, nawadniając ziemię. Już wkrótce będą tego pierwsze efekty. Gdy tylko w końcu wyjrzy słońce na dłużej, a temperatura podniesie się jeszcze wyżej niż obecnie – wszystko pięknie się zazieleni.
graf. hydro.imgw.pl (na żółto i na pomarańczowo zaznaczone wysokie stany rzeki Bug, Biebrzy oraz Narew.
Ale nie o walory estetyczne tu tylko chodzi. Jeżeli wszystko się zazieleni, natychmiast pojawią się wszelkiej maści owady. To natomiast przyciągnie ptaki. To nasi sprzymierzeńcy w walce z komarami. To jednak nie wszystko. Brak suszy to idealny czas dla rolników, którzy mogą cieszyć się później bogatymi zbiorami. A to już ma wpływ na ceny żywności w sklepach. Im więcej jej trafi tym ceny są niższe.
Mokradła, które powstają po zimie to także utrzymywanie lasów przy życiu. Wspominane wyżej 3 lata były bardzo trudnym czasem, ciągłego zagrożenia pożarowego. Pamiętamy też jak spłonął kawał Biebrzańskiego Parku Narodowego, zaś trudna akcja gaśnicza trwała przez wiele dni na rozległym, trudno dostępnym obszarze. Nasze kolejne dobro narodowe Puszcza Białowieska także doświadczyła pożarów, które na szczęście szybko zostały zduszone, nim wyrządziły ogromne straty. Zasilenie wodą lasów spowoduje, że zarówno ich korzenie będą nawodnione jak i ściółka. Jeżeli nikt nie będzie przeszkadzać bobrom, to i one dodatkowo zabezpieczą lasy.
Dlatego też wysokie stany w rzekach to bardzo dobra informacja dla przyrody i dla człowieka.
Tykocin, Białystok, Siemianówka, Odrynki, Trześcianka, Puchły, Supraśl, Krynki, Kruszyniany, Grabarka, rzeka Bug – te wszystkie miejsca odwiedził pewien mieszkaniec Łodzi, który zabrał ze sobą drona. W efekcie powstał długi i piękny film, pokazujący jak wspaniały jest nasz region. Przy tej okazji postanowiliśmy poruszyć temat kierunków turystycznych na 2023 rok. Na filmie nie zabrakło zamku w Tykocinie, Pałacu Branickich, zalewu, kolorowych cerkwi, meczetu czy Krainy Otwartych Okiennic. Można powiedzieć, że to już niemalże „zestaw obowiązkowy” każdego przyjeżdżającego. Aż dziw bierze, że przyćmiona została nawet Białowieża czy Augustów, które dawniej były odwiedzane przez ogromne liczby osób.
Białowieża przegrywa
Augustów jest uzdrowiskiem, więc znajdują się tam sanatoria, zaś latem mają niezliczoną liczbę miejsc, gdzie można wypocząć. Tam przyjezdnych brakować nie będzie. Natomiast widać jak bardzo ucierpiała Białowieża. Po pierwsze dojazd tam jest fatalny. Torów nikt nie chce remontować, przez co nie ma bezpośredniego połączenia kolejowego. Jezdnia jest bardzo wąska i w dość kiepskim stanie. Ze względu na ochronę przyrody nikt poszerzać jej raczej nie będzie. Aczkolwiek warto wiedzieć, że istnieją takie zakusy. Swoje dołożyła też pandemia i stan wyjątkowy. Białowieża jednym słowem przegrywa w ostatnich latach walkę o turystę, bo nie zawsze jest w tym „zestawie obowiązkowym”. Podobnie Augustów – tam przyjeżdża zupełnie inny turysta niż do Tykocina, Supraśla czy Trześcianki.
Białowieży nie pomaga też fakt, że rządzi nią od lat ten sam człowiek. Wójt Albert Litwinowicz ostatnio zasłynął tym, że wydał pozwolenie pracownikowi urzędu, aby ten jako przedsiębiorca mógł zbudować w Puszczy Białowieskiej farmę fotowoltaiczną. Prawdziwe odklejenie od rzeczywistości. Dodajmy do tego brak pomysłów na przyciągnięcie turystów i mamy przepis na katastrofę. Mieszkańcy Białowieży powinni się skrzyknąć i czym prędzej odwołać swego włodarza. Bo jeszcze trochę czasu i nie będzie co ratować.
Augustów cały rok na topie
Augustów stale pięknieje. W ostatnim czasie oprócz świetnego zagospodarowania plaży pojawiły się nowe ścieżki spacerowe, którymi możemy podziwiać zbiorniki wodne w Augustowie. Jest wygodnie nie tylko dla zwykłych turystów, ale też dla emerytów z sanatorium czy dla młodych rodzin z dziećmi. Każdy tam znajdzie coś dla siebie.
Tykocin staje się powoli drugim Kazimierzem Dolnym. Odwiedzając oba miasta możemy zobaczyć wiele podobieństw. Prawosławne miejsca jak Odrynki, Trześcianka czy Puchły przyciągają wszystkich tych, dla których kolorowe i drewniane cerkwie to egzotyka, którą chcą zobaczyć na własne oczy. Dlatego, mimo że to małe miejscowości – nie muszą specjalnie rozwijać się turystycznie. Wystarczy dbać o to co mają. Podobnie Grabarka czy Kruszyniany, tyle że tam przyciąga się wyjątkową górą krzyży czy meczetem.
Supraśl jak Zakopane
Kiedy przyjedziemy do Supraśla, to możemy poczuć się trochę jak w Zakopanem. Tylko zamiast gór będzie Puszcza Knyszyńska. Swoją drogą okolice Supraśla również są górzyste. Siemianówka przyciąga najczęściej tylko z jednego powodu – jest tam ogromny zbiornik wodny, gdzie wiele osób jedzie, bo jest po trasie Green Velo. Szlak rowerowy jest bardzo popularny, mimo że trasa mogłaby być dużo lepsza i ciekawsza. Magia promocji jednak działa.
A Białystok to Białystok. Przyciąga tych, którzy na koniec dnia, po zwiedzaniu Podlasia chcą zaczerpnąć jeszcze wielkomiejskich rozrywek. Rynek Kościuszki i jego okolice to doskonale rozwinięta baza gastronomiczno-rozrywkowa. Przy okazji można coś zwiedzić.
Jakie kierunki w 2023 roku?
Nie mamy wątpliwości, że słabe dane gospodarcze spowodują ten sam efekt, który spowodowała pandemia. Będzie mniej wyjazdów za granicę, więcej podróży po Polsce. Na tym zyska również Podlaskie. Jednym z miejsc, które będzie atrakcyjny dla turystów będzie Białystok i to z trzech powodów.
Przede wszystkim ma bardzo dobrą bazę noclegową w porównaniu z innymi miastami. Nie każdy bowiem chce korzystać z agroturystyki. Hotele oferują konkretny standard i różnorodne śniadanie. Bez wątpienia jest to wygoda, z której ludzie chcą korzystać. Rano wstać, umyć się, zjeść i wyruszać na cały dzień w region by zwiedzać. Liczba hoteli w regionie (nie licząc Białegostoku) jest niska i nic nie powoduje, by rosła. To ciężki biznes dla dużych graczy. Natomiast ludzie z pieniędzmi wolą budować bloki a nie hotele.
Drugim powodem będzie Rynek Kościuszki, który w sezonie letnim żyje intensywnie całe noce – jeszcze bardziej niż w dzień. Skoro już ktoś przyjedzie, to będzie chciał się dobrze bawić. W innych miasteczkach nie znajdzie tego, co w centrum Białegostoku.
Ostatnim powodem, dla którego Białystok będzie wyborem turystów jest skomunikowanie kolejowe. Trzeba z dumą powiedzieć, że naprawdę zmieniło się na lepsze. Regionalnie można dojechać nie tylko do większości miast Podlaskiego, ale też można dojechać do malowniczych Walił, by pół dnia zwiedzać Puszczę Knyszyńską. Można też z Białegostoku dojechać do Kowna i Wilna. A to również będzie przyciągać tych, którzy nie lubią zagrzewać w jednym miejscu zbyt długo.
Czy tylko Białystok będzie przyciągać? Bynajmniej nie jest to najważniejszy punkt dla turystów. Dlatego też znów będzie odgrywany „zestaw obowiązkowy”.
Kontynuując przeglądanie strony, zgadzasz się na instalację plików cookies na swoim urządzeniu. Ustawienia prywatnościOK
Polityka prywatności i cookies
POLITYKA PRYWATNOŚCI
Szanujemy prawo użytkowników do prywatności. Dbamy, ze szczególna troską, o ochronę ich danych osobowych oraz stosuje odpowiednie rozwiązania technologiczne zapobiegając ingerencji w prywatność użytkowników osób trzecich. Chcielibyśmy, by każdy Internauta korzystający z naszych usług i odwiedzający nasze strony czuł się w pełni bezpiecznie.
Dane osobowe po 25.05
25 maja 2018 roku wchodzi w życie Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z 27 kwietnia 2016 roku tzw. RODO. Nowe prawo nakłada na nas obowiązek uzyskania Twojej zgody na przetwarzanie przez nas danych osobowych podawanych przez Ciebie w zaszyfrowanych plikach cookies.
Przetwarzamy dane użytkownika, za jego zgodą, m. in. w celu analitycznym. Dane te pomagają nam w określeniu upodobań użytkowników, a tym samym – doskonaleniu kierowanej do nich artykułów.
Cookies – jak działają
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.
Zaufani partnerzy
Dane o Użytkownikach przetworzone w postaci profili marketingowych są udostępniane podmiotom trzecim, jednak żadne dane umożliwiające bezpośrednie zidentyfikowanie osób nie są przechowywane ani analizowane. W zakresie, w jakim Dane udostępniane są podmiotom trzecim, Użytkownik, który nie chce aby dane o ich odwiedzinach były przekazywane temu podmiotowi może w dowolnym momencie wyłączyć.
Lista zaufanych partnerów
1. Google Ireland Limited (usługa AdSense, usługa Analytics)
2. Facebook.com (komentarze pod artykułami)
Na naszej stronie używane są ciasteczka firmy Google Ireland Limited będącej naszym partnerem. Ciasteczka te służą przede wszystkim do analizy oglądalności stron internetowych w Polsce i oceny skuteczności działań reklamowych. Użytkownik może w każdym czasie zrezygnować z korzystania z tego rodzaju plików wybierając odpowiednie ustawienia w swojej przeglądarce.
Wyświetlanie reklam
Zasadą działania Portalu jest możliwość darmowego czytania artykułów dla użytkowników. Aby zapewnić sprawne działanie systemu musimy zapewnić odpowiedni poziom usług (serwery, administracja itp.) co niestety wiąże się ze sporym kosztem. Dlatego na portalu obecne są reklamy. Staramy się, aby profil reklam odpowiadał zainteresowaniom użytkowników, aby były one użyteczne i przyczyniały się do możliwości zdobycia dodatkowej wiedzy o interesujących produktach i usługach.
Cookies to pliki tekstowe, które serwer zapisuje na dysku urządzenia końcowego użytkownika, dzięki czemu będzie mógł go “rozpoznać” przy ponownym połączeniu.
Portal używa cookies do zapamiętania informacji o Internautach. Rozpoznajemy ich po to, by dowiedzieć się kim są, jakiej informacji potrzebują i szukają na naszych stronach. Wiedząc, które serwisy odwiedzają częściej niż pozostałe, możemy stać się dla Nich znacznie ciekawszym i bogatszym portalem niż dotychczas. To użytkownicy dają nam wiedzę o tym, w jakim kierunku rozwijać serwisy już istniejące, jakim wymaganiom musimy jeszcze sprostać, co uzupełnić, co stworzyć nowego, by odpowiedzieć na ich oczekiwania i potrzeby.
Pliki cookies są wykorzystywane także w celach statystycznych (tworzenie statystyk dla potrzeb wewnętrznych i w ramach współpracy z naszymi kontrahentami, w tym reklamodawcami); oraz związanych z prezentacją reklam w portalu – w szczególności aby uniknąć wielokrotnej prezentacji temu samemu odbiorcy tej samej reklamy oraz w celu prezentacji reklam w sposób uwzględniający zainteresowania odbiorców
Cookies są ustawiane przy “wejściu” i “wyjściu” z Portalu. W żaden sposób nie niszczą systemu w komputerze użytkownika ani nie wpływają na jego sposób działania, w szczególności nie powodują zmian konfiguracyjnych w urządzeniach końcowych użytkowników ani w oprogramowaniu zainstalowanym na tych urządzeniach.
Należy podkreślić, że cookies nie służą identyfikacji konkretnych użytkowników, na ich podstawie nie ustala tożsamości użytkowników.