Lotnisko na Krywlanach ostatecznie pogrzebane? Ten ruch może je zablokować na zawsze.

Wojsko wystąpiło do prezydenta Białegostoku i Lasów Państwowych o powiększenie garnizonu w mieście. Wskazano do tego teren Lasu Solnickiego. Jeżeli mundurowi przejmą zarządzanie kompleksem, to prawdopodobnie nie powstanie tu lotnisko na Krywlanach. Przypomnijmy, że nie można korzystać z pasa startowego w pełni, bo Las Solnicki jest przeszkodą lotniczą, którą trzeba usunąć. Zatem przejęcie tego lasu przez wojsko jeszcze bardziej skomplikuje sprawę.

Warto dodać, że przy ul. Kawaleryjskiej jest jednostka wojskowa i Las Solnicki jest po sąsiedzku. Ponadto wojsko już zapowiedziało, że nie planuje tam robić żadnej wycinki. Ponadto kompleks nie będzie dostępny dla mieszkańców. Zatem spacerowicze będą musieli znaleźć sobie inne tereny.

Trudno nie podejść krytycznie do wojska pod katem tego co ostatnio się dzieje w Podlaskiem. Przypomnijmy – przy granicy mieszkańcy i turyści często się skarżą na problemy z wojskowymi, gdy wybierają się do lasu. Ogólny zarzut jest taki, że wojskowi mają zachowywać się tak, jakby kompleks mieli na wyłączność. Ponadto ich maszyny nie są odpowiednie w miejscach przyrodniczych. Szczególnie, że polska armia w tych przygranicznych lasach nie ma konkretnego zadania. Nie grozi nam wojna ze strony Białorusi. Nie są prowadzone tam ćwiczenia.

Kolejny problem ujawnił ostatni wypadek z potrąconym żubrem w Masiewie – przy Puszczy Białowieskiej. Tam wojskowa ciężarówka uderzyła w zwierzę. Z relacji świadków wynika, że żubr był ciągnięty po jezdni, a zatem pojazd poruszał się zbyt szybko. W tym miejscu obowiązywać ma ograniczenie prędkości do 30 km/h. Wojsko utrzymuje, że pojazd jechał 40 km/h. Poruszający był widok drugiego żubra, który próbował cucić nosem swego kompana i długo przy nim czuwał.

Teraz sprawa z Lasem Solnickim to kolejna niezbyt potrzebna inicjatywa. O ile samo powstanie nowej jednostki wojskowej jest w porządku, to nie ma potrzeby by stacjonowała w miejskim lesie, z którego korzystali mieszkańcy. Ponadto może to zablokować powstanie Krywlan już na zawsze, bo nie będzie jak usunąć przeszkód lotniczych.

Co dalej z zaporą na granicy? Wiele się zmieni.

Co dalej z zaporą na granicy z Białorusią? Oczywiście nikt nie myśli o jej rozebraniu. Przynajmniej dopóki za płotem rządzi Łukaszenka. Natomiast obserwując wywiady z politykami, którzy potencjalnie będą o tym decydować, można wysnuć pierwsze założenia polityki nowego rządu, który wkrótce powstanie.

Przypomnijmy – sama 5-metrowa zapora to nie wszystko. Jest ona na bieżąco monitorowana kamerami i czujnikami, dzięki czemu czas reakcji na nielegalną migrację jest szybszy. Próby jednak nadal nie ustają. Mało tego, widać też że sam płot łatwo jest pokonać. Dlatego problem nie zniknął.

Jest też druga strona medalu. Na granicy oprócz Straży Granicznej znajduje się także policjanci i wojskowi. Ci pierwsi mogliby zostać oddelegowani do innych zadań, związanych z ich właściwą pracą. Nie ma też potrzeby, by drudzy stacjonowali pod granicą, bo zagrożenia napaścią ze strony Białorusi nie ma żadnego. Natomiast są negatywne konsekwencje przebywania żołnierzy na Podlasiu.

Ostatnio potrącono śmiertelnie żubra ciężarówką w małej przygranicznej wiosce w Puszczy Białowieskiej. W samej Białowieży wiele osób skarży się, że turyści nie mogą swobodnie zwiedzać szlaków. Wielokrotnie mieli być przeganiani przez wojskowych. W ogóle sam fakt przebywania wojska w tym miejscu zabija turystykę i biznes. A to już duzy kłopot, bo turyści przyjeżdżają, zostawiają pieniądze, te potem w podatkach trafiają zarówno do kasy państwa jak i małych gmin Puszczy Białowieskiej.

Z zapowiedzi polityków, którzy będą potencjalnie mieli wpływ na te sprawy można wywnioskować, że policja i wojsko zostaną odesłane. W ich miejsce w przyszłości ma być poszerzona kadra Straży Granicznej. Mówi się nawet o kilku tysiącach etatów. Obecnie jest ich prawie 15 tys. w całym kraju.

Warto jednak wiedzieć, że nie da się tego zrobić zbyt szybko. Zatrudnienie takiej ilości osób to proces na kilka lat. Jeżeli wymiana Wojska, Policji na Straż Graniczną będzie tyle trwało, to w Puszczy Białowieskiej nie będzie już czego zbierać. Albo nie będzie już Putina i Łukaszenki i płotu, albo cały biznes i turystyka wymrze i regionalna gospodarka poniesie straty. A warto wiedzieć, że Podlaska gospodarka dysponuje takim samym budżetem co Albania. Jak wiecie, nie jest to zbyt bogaty kraj. Przykładowo taka niemiecka Bawaria ma budżet jak cała Polska. Zatem zubożanie biednego regionu nie jest dobrym pomysłem. Bo potem ludzie chcą zasiłków. Czyli wszyscy pracujący Polacy będą się musieli składać nie tylko na policję, wojsko, to jeszcze wszystkich tych co stracili pracę i firmy przez obecność tych mundurowych.

Dlatego zanim będziemy mieli na granicy sprofesjonalizowaną służbę, rozbudowaną o tysiące nowych etatów, która zawodowo będzie bronić granicy, a nie doraźnie czyniąc szkody, to potrzebny jest stan pośredni. Nie jest to pomysł nowy, ale taki, o którym odchodząca władza nie chciała słyszeć. Mowa tu o zaproszeniu FRONTEX-u czyli europejskiej straży granicznej.

Problemem dla odchodzącej władzy było to, że obecność FRONTEX-u oznaczałoby koniec z pushbackami i związanym z tą procedurą brakiem pomocy dla tych, którzy przekroczyli granicę, ale utknęli na podlaskich bagnach w Puszczy. Nowi natomiast chcą i z jednym i drugim skończyć. Na pewno jest to rozwiązanie humanitarne, ale warto od razu zasygnalizować, że ośrodki tymczasowe dla migrantów są przepełnione. Dokładanie tam kolejnych ludzi spowoduje ogromny problem. Tworzenie nowych ośrodków spowoduje jeszcze większy problem. Dla nowych rządzących oznaczać to będzie powrót obecnie odchodzących za 4 lata.

Miasto sprzedało XIX-wieczny zabytek. A mogli zamknąć oczy i poczekać aż spłonie.

Był kiedyś taki żart o Stalinie, o tym jak stał na trybunie i oglądał defiladę. Podbiegło do niego dziecko i krzyczy – Wujku daj cukierka. – Paszoł Won! – odkrzyknął Stalin. A mógł zabić – skomentowano.

I od tego możemy rozpocząć opowieść o Koszykowej 1. Stoi tam kolejny zabytek, który miasto sprzedało. Przypomnijmy, że wcześniej na handel poszła zabytkowa, żydowska szkoła stojąca na zapleczu ul. Lipowej. Miasto zamiast remontować zabytki, sprzedaje je. I tak jak w tym żarcie o Stalinie powinniśmy się cieszyć, bo mogli nic nie robić i poczekać aż spłonie. Wtedy pusta działka byłaby mniej problemowa. Pożarów tego typu domów w mieście było bez liku i miasto za każdym razem ten fakt zupełnie ignorowało. I tak o to powstały blokowiska po pożarach na Bojarach i Przydworcowym. Dom przy Koszykowej też stoi na Bojarach.

Zabytki trzeba ratować, remontować i przeznaczać na działalność publiczną. Gdy zwiedzamy europejskie miasta, to są one przepełnione pięknymi zabytkowymi budynkami, które nie są puste i zniszczone. U nas po prostu je sprzedaje z zastrzeżeniem, że ma być odremontowany w konkretnym terminie. Problemy są dwa.

Jeżeli nowy właściciel nic nie zrobi, to miasto może odkupić nieruchomość (o ile będzie miało pieniądze i chęć zrobienia afery). Przypomnijmy jak to sprzedano zabytkowy pałac na Dojlidach z ogromną bonifikatą na cele Wyższej Szkoły Administracji Publicznej. Szkoła splajtowała, piękny zabytek przez lata niszczał, aż został wykupiony przez osobę prywatną. Miasto mogło go odkupić, ale nie chciało, bo wartość nieruchomości znacząco wzrosła, a do tego wynikłoby że poprzedni prezydent sprzedał pałac za grosze, a drugi odkupuje za miliony.

Drugi problem jest taki, że jeżeli dom na Koszykowej spłonie to automatycznie przestanie być zabytkiem. A zatem ktoś będzie mógł zgarnąć całkiem atrakcyjną działkę i pozbyć się “problemu”. Oczywiście nie należy zakładać złej woli, ale patrząc na to, co się działo dotychczas w Białymstoku, warto być ostrożnym ze sprzedawaniem zabytków. A najlepiej tego nie robić. Szczególnie, że mieszkańcy byli przeciwni sprzedaży domu na Koszykowej i wielokrotnie apelowali do prezydenta by tego nie robił.

Featured Video Play Icon

Jak obecnie wygląda przebudowa dworca kolejowego?

Dworzec Kolejowy w Białymstoku właśnie zyskuje nowe perony i zadaszenie. Najbliżej budynku jest już pod dachem, dalsze perony są rozkopane. Budowany jest także tunel łączący perony z budynkiem dworca oraz z przejściem pomiędzy ul. Bohaterów Monte Cassino a Kolejową. Na powyższym filmie można zauważyć, jak dużo zostało już zrobione od strony Wyszyńskiego – mamy tam centrum przesiadkowe, a także nowe rondo. Malowano tam również pasy. Od strony Kolejowej natomiast prace już skończyły się jakiś czas temu. Podobnie jak na wspomnianym centrum przesiadkowym.

Prace miały być zakończone w tym roku, jednak rzeczywistość pokazała, że nie jest to możliwe, dlatego planowane teraz zakończenie jest na 2024 rok. Prace są prowadzone przy maksymalnie możliwym ruchu pociągów. Oprócz prac nad dworcu, prace są wykonywane także na samej trasie do Warszawy. Gdy zostaną ukończone, to pociągi do stolicy pojadą szybciej niż obecnie. Podróż potrwa 90 minut.

Warto przypominać i cały czas naciskać osoby decyzyjne, że konieczna jest elektryfikacja odcinka pomiędzy Sokółką a Suwałkami. Mieszkańcy powinni mieć możliwość komfortowo i szybko docierać do Suwałk. Potrzebne są także decyzje polityczne, by połączyć Suwałki, Białystok z Lublinem i Rzeszowem. Tu największą przeszkodą jest brak zainteresowania władz województwa mazowieckiego remontem swojego odcinka. Mało kto pamięta, że fragment mazowieckiego jest wciśnięty pomiędzy Podlaskie i Lubelskie. Akurat na tym terenie jest trasa kolejowa.

Nie zapominajmy też, że Łomża i Białystok powinny zostać również połączone kolejowo. Tu decyzje zapadły. Trasa zostanie wznowiona poprzez rewitalizację linii kolejowej nr 49 Łomża – Śniadowo oraz odbudowę infrastruktury pasażerskiej na linii kolejowej nr 36 na odcinku Śniadowo – Łapy. Całkowity koszt tej inwestycji to ponad 431 mln zł, z czego 15 proc. czyli około 64 mln zł zostanie pokryte z budżetu województwa. Z kolei z Rządowego Programu Uzupełniania Lokalnej i Regionalnej Infrastruktury Kolejowej – Kolej+ na realizację połączeń do Łomży zostanie przeznaczone około 367 mln zł. Warto tu dodać, że w najbliższym czasie rząd się zmieni, dlatego trzeba będzie mocno naciskać podlaskich parlamentarzystów, by pieniędzy mocno pilnowali. W przeszłości już się zdarzały przesunięcia.

Podlasie ma nowy przystanek kolejowy. Rzut beretem od rodzinnej wsi Zenka.

Nowy peron ma wysokość 76 cm, co ułatwia wsiadanie do pociągów. Zainstalowano oznakowanie i tablice informacyjne, wiatę chroniącą przed opadami, ławki oraz ekologiczne oświetlenie LED. Na potrzeby mieszkańców łączących podróż rowerem i koleją przygotowano stojaki. Dostęp osobom o ograniczonej mobilności zapewnia pochylnia. Sąsiadujący z nowym peronem przejazd kolejowo-drogowy został wyposażony w nowe urządzenia – o nadjeżdżającym pociągu poinformuje sygnalizacja świetlna i dźwiękowa.

Na terenie województwa podlaskiego w ramach Programu Przystankowego przewidziano łącznie budowę lub modernizację piętnastu przystanków. Na linii Białystok – Czeremcha podróżni korzystają już z peronów w Kleszczelach oraz Suchowolcach. Powstanie także nowy przystanek – Repczyce Zalew. Dzięki tej inwestycji mieszkańcy zyskają możliwość dojazdu koleją do popularnego miejsca wypoczynku nad zalewem na rzece Nurzec. Modernizowany będzie także przystanek Podbiele. Na linii Sokółka – Suwałki gotowych jest osiem zmodernizowanych peronów, prace kontynuowane są w Dąbrowie Białostockiej, zmodernizowany zostanie również przystanek Kamienna Nowa.

Featured Video Play Icon

Czy zobaczymy jeszcze śnieg zimą? To zależy od nas.

Pełno śniegu oraz temperatura minus 17 stopni. Jeszcze 5 lat temu tak wyglądała podlaska zima. Czy są szanse, że taka pogoda jeszcze wróci?

Zacznijmy od wyjaśnienia marudom, co śniegu nie lubią, jak bardzo ważne jest, by spadło jak najwięcej puchu i poleżało do wiosny. Przede wszystkim każde anomalie pogodowe zaburzają ekosystem. Jeżeli nie spadnie śnieg, namnażać się będą wszelkiej maści owady. A latem odczujemy tego skutek. Ponadto brak śniegu spowoduje, że wiosną nie będzie miało się co rozpuszczać i zasilać gruntów i rzek. Inaczej mówiąc – jeżeli wiosną nie będzie regularnych opadów po zimie, to nastanie susza. Wówczas ceny polskiego jedzenia skoczą do góry i będziemy skazani na importowane, które delikatnie mówiąc nie smakuje zbyt dobrze i jest przepełnione chemią.

Brak śniegu to także więcej gatunków roślin i zwierząt inwazyjnych, które w Polsce normalnie nie występują. Zatem długotrwały brak zim może doprowadzić do całkowitej zmiany naszego ekosystemu. Ostatecznie będzie coraz mniej drzew, zanikną rzeki, a krajobraz w Polsce będzie przypominał taki, jaki mamy w Bieszczadach – czyli niska roślinność i dużo kamieni. Do tego zaadaptowane do takiego klimatu owady i zwierzęta. Czy wyobrażacie sobie Podlaskie choćby bez łosi, które kochają bagna i wysokie trawy?

Należy sobie zadać pytanie czy coś w ogóle możemy zrobić. Ależ owszem, nie tylko nasz region, ale cały nasz kraj powinien obfitować w zbiorniki retencyjne, w których gromadzić będziemy deszcz. Ponadto trzeba naprawić to, co zniszczył PRL – a mianowicie koryta rzek. Otóż wówczas urzędnicy próbując rozwiązać problem powojennego głodu, udrożnili i wyprostowali koryta rzek tak, by woda szybko spływała do morza. W efekcie odsłonięto nowe pola, które mogli zasiać rolnicy. Dziś w XXI wieku, gdy jedzenia nie brakuje – koryta rzek muszą zostać przywrócone, by znów woda w nich mogła powoli meandrować i zasilać szeroko całą okolicę wodą. W efekcie będziemy mieli bujną roślinność w Podlaskiem.

W tamtym roku śnieg zasypał całą okolicę tylko na jeden dzień. Jeżeli chcielibyśmy, by padało dłużej i utrzymywało się wszystko częściej, to musimy przestać emitować tak dużo ciepła jak obecnie. To nie tylko globalny problem, to także trzeba rozwiązywać lokalnie. Wystarczy wziąć termometr i przejechać się z centrum Białegostoku do okolicznych miejscowości, by zobaczyć jak bardzo zabetonowanie stolicy województwa wpływa na temperaturę. Te wszystkie samochody spalinowe, które Unia Europejska chce zlikwidować, nie są winne tego, że urzędnicy wylali miliony ton betonu w Europie. Nawet mocno pro-ekologiczna Kopenhaga, stolica Danii jest mocno zabetonowana. Pozytywnie natomiast można wyrazić się pod tym względem od Wiedniu – czyli stolicy Austrii. Tam kierunek jest odwrotny – nie walczy się z samochodami, tylko betonem właśnie.

Dlatego i my powinniśmy iść drogą Wiednia. Odbetonować Białystok i inne miasta, nasadzić ile się da i gdzie się da oraz poczekać aż cała okolica się schłodzi. Wtedy będzie przyjemnie latem i zobaczymy śnieg zimą.

Ten most “zagrał w filmie” Wołyń. Jest potrzebny rolnikom i turystom.

Ten most dla rolników jest bardzo ważny. Dzięki niemu nie muszą do swoich pól jechać okrężną drogą 30 km. Jakiś czas temu wybuchł na nim pożar. Na szczęście latem wszystko wróciło do normy. Ta sama konstrukcja “zagrała” w filmie Wojciecha Smarzowskiego pt. Wołyń. Warto wspomnieć, że pod mostem płynie Narew i to akurat w takim miejscu, gdzie koryto jest bardzo szerokie, w pobliżu są też rozlewiska tej rzeki. Cały teren jest przepiękny. W pobliżu są także jedyne w Podlaskiem wydmy. Znajdują się one około 7 km od mostu.

Największą ciekawostką konstrukcji jest zachowanie pierwotnego wyglądu. Most powstał w 1986 roku dla rolników, korzystają z niego też turyści podróżujący pomiędzy Biebrzańskim Parkiem Narodowym a Łomżyńskim Parkiem Krajobrazowym Doliny Narwi. Przed 1986 rokiem w tym miejscu była przeprawa promowa. Jego obsługą zajmował się mieszkający nieopodal Aleksander Matejkowski (senior), a po wojnie Aleksander Matejkowski (junior). Ojciec został wywieziony przez Niemców do obozu koncentracyjnego i nigdy już nie wrócił. Wszystko dlatego, że pomagał w przeprawie partyzantom.

Co ciekawe konstrukcja to “tymczasowa przeprawa rzeczna”, która nie była budowana z uwzględnieniem wymogów technicznych, nie ma też dokumentacji. Natomiast jak widać, wszystko działa i ma się dobrze. Aczkolwiek niektóre deski wymagają wymiany. Podobnie jak poręcze. Warto wiedzieć, że od strony Bronowa stoi na moście znak “Zakaz wjazdu”, który nie dotyczy rolików. Most utrzyma 10 ton. Jego podstawy są stalowe, tylko góra jest drewniana.

Featured Video Play Icon

Jak wygląda Białystok oczami obcokrajowca?

Najpierw przyjechał do Suwałk, by następnie wsiąść do pociągu, który zawiózł go do Białegostoku. Donatas Loda – pod taką nazwą funkcjonujący użytkownik YouTube zrelacjonował swój pobyt w Białymstoku? Jak było? Był w centrum miasta, odwiedził ZOO, próbował jedzenia w mlecznym barze. Film zaczyna się od przyjazdu pociągiem do Białegostoku. Widzimy po dojechaniu kadry z dworca, a następnie park przy spodkach. Kolejny punkt zwiedzania do Kościół Św. Rocha oraz widoki z góry. Później znajdujemy się na ul. Lipowej, gdzie podziwiamy wspólnie cerkiew Św. Mikołaja. Następny krok to Rynek Kościuszki – ratusz, fontanna i katedra.

W kolejnym kroku nasz litewski przewodnik zabrał nas na ul. Kilińskiego oraz do Pałacu Branickich. Tu możemy podziwiać ogród w pełnej okazałości. Następnie czas na obiad, a po nim zwiedzanie Plant i ZOO. Na koniec widzimy wycieczkę do Muzeum Sybiru. Tam podziwiać można eksponaty, oglądać multimedia i czytać tablice informacyjne.

Warto tu przytoczyć opinię Donatasa Loda, który pisze tak: Białystok jest piękny, czysty, przyjazny dla budżetu. bardzo rekomenduję! To miłe z jego strony, że taką ocenę wystawia stolicy Podlaskiego. Na pewno ona może zachęcić innych obcokrajowców do przyjazdów tutaj i zwiedzania.

Featured Video Play Icon

Kładka Śliwno-Waniewo, Tykocin, Łosiostrada – to prawdziwy raj dla rowerzystów

Jadąc z Białegostoku do Osowca-Twierdzy, przez Śliwno, Waniewo, Tykocin oraz Carski Trakt, przemierzymy 100 km. Akurat na całodzienną podróż. Jeżeli chcemy mieć łatwiej, to powinniśmy najpierw wybrać się do Osowca, a następnie wrócić do Białegostoku. Niezależnie od opcji, którą wybierzecie – obie miejscowości połączone są koleją, więc powrót można sobie zagwarantować bez konieczności robienia drugiej setki pedałując. Warto jednak się upewnić, że da się pokonać kładkę Śliwno-Waniewo, bo w ostatnim czasie coraz gorzej z poziomem Narwi, a przez to atrakcja turystyczna jest często nieczynna.

Kładka Śliwno-Waniewo to popularna atrakcja turystyczna. Przejście nią w obie strony to 3 km wspaniałego spaceru pośród pięknych rozlewisk, śpiewu ptaków (gdy nie ma zimy) – oraz wyróżniających się odgłosów dzikich gęsi. Można też obserwować klucze innych ptaków. Dodatkowo jest wiele miejsc, gdzie można sobie posiedzieć. Wcześniej była to tylko jedna wieża. Teraz mamy do wyboru 3 takie miejsca plus wieża w samym Waniewie. Nawet teraz, gdy mamy jesień i zbliża się zima, to chyba nikogo specjalnie nie musimy namawiać na wyjazd do Śliwna bądź Waniewa. Każda okazja jest dobra, a czas tam spędzony nie będzie czasem straconym. Byleby tylko woda w Narwi była i można się wybierać.

Tykocin natomiast jest otoczony malowniczymi, kolorowymi domkami, stanowi idealne miejsce na spacery i odpoczynek. Podobnie jak pobliska rzeka Narew i prowadzące wokół niej bulwary. To tutaj można poczuć niepowtarzalny klimat tego miejsca. Na rynku i w jego okolicy znajduje się wiele urokliwych kawiarni, restauracji, gdzie można spróbować regionalnych przysmaków, poznać kuchnię żydowską czy litewską.

Kościół Przenajświętszej Trójcy to kolejne ważne miejsce na mapie Tykocina. Jest to budowla o niezwykłej urodzie i znaczeniu historycznym. Prezentuje styl barokowy – charakterystyczny dla Pałacu Branickich w Białymstoku. I nie jest to przypadek, bo świątynia została ufundowana przez Jana Klemensa Branickiego. Wnętrze świątyni urzeka bogactwem dekoracji. Warto wspomnieć o znajdującym się tam, jedynym w Polsce portrecie Matki Boskiej Szlacheckiej. Na terenie kościoła znajduje się także wyjątkowy klasztor, będący przedłużeniem świątyni.

Jest też pobliski Alumnat. To kolejny zabytek Tykocina, który zasługuje na uwagę turystów. Jest to jedyne takie miejsce w Polsce, które funkcjonowało do pierwszej wojny światowej od XVII wieku. Był to przytułek i szpital dla żołnierzy weteranów pochodzenia szlacheckiego i wyznania katolickiego.

Carskim Traktem dojedziemy do Osowca-Twierdzy, po drodze mijając kładkę na bagna i wieże widokowe. W Osowcu, wchodząc w mroczne korytarze twierdzy, wrócimy do czasów wojennych zmagań. Certyfikowani przewodnicy oprowadzą nas przez fortyfikacje, pokazując broń, mundury i inne elementy, które odzwierciedlają historię tego miejsca. Ścieżki edukacyjne wokół Twierdzy pozwalają nam poznać ją również od zewnątrz. Warto też obejrzeć cała okolicę – kładki czy bunkry. Na koniec możemy wrócić do Białegostoku pociągiem.

 

fot. Bialystok.pl

Białystok nie będzie grabić liści. Ktoś tam w końcu poszedł po rozum do głowy.

Kiedy obserwuje się Białystok w cyklu 4 pór roku, to do tej pory można było zauważyć takie oto prawidłowości: latem intensywne koszenie każdego kawałka trawy, jesienią dmuchanie i grabienie liści, zimą odśnieżanie i intensywne solenie, zaś wiosną nasadzenia. A gdyby tak Wam powiedzieć, że nie trzeba ani kosić, ani grabić i zdmuchiwać, ani odśnieżać i solić. Jedynie warto sadzić. To może Wam się wydawać dziwne, ale jeżeli popatrzycie na to logicznie, to szybko dostrzeżecie, że te wszystkie czynności powodują jedynie stratę pieniędzy. Korzyści w tym nie ma żadnych.

Nie kosić trawy

Niekoszenie trawy pozwala na rozwinięcie się dzikim roślinom, owadom, takim jak pszczoły, motyle i inne owady, które dbają o zapylanie. Daje im to dostęp do pożywienia i schronienia, co z kolei przyczynia się do ochrony bioróżnorodności. Ponadto koszenie trawy w miastach wymaga znacznych nakładów pracy, czasu i kosztów związanych z zakupem i utrzymaniem sprzętu oraz paliwem. Pozostawienie trawy nienaruszonej może przyczynić się do oszczędności tych zasobów. W konsekwencji mamy też redukcję emisji gazów cieplarnianych i ogranicza emisje dwutlenku węgla i innych zanieczyszczeń powietrza. Jeżeli uważacie, że to jest fanaberia – to możecie sami sprawdzić na własnej skórze. Wystarczy termometr. W centrum Białegostoku potrafi być o około 2 stopnie więcej niż na jego obrzeżach. Niby nic, ale z biegiem lat będzie coraz goręcej, więc działać trzeba teraz.

Dzika trawa i rośliny korzeniowe mogą przyczynić się do utrzymania zdrowej struktury gleby oraz zatrzymywania wody opadowej, a to pomaga w zapobieganiu erozji gleby. Jeżeli spojrzymy na rzekę Białą i jej niski stan, to szybko się przekonamy dlaczego to takie ważne. Nieskoszona trawa może też pomóc w zatrzymywaniu zanieczyszczeń z opadów deszczu, zapobiegając tym samym zanieczyszczeniu gruntu.

Jest jeszcze kwestia estetyczna. Niektórzy ludzie uważają, że dzika, niekoszona trawa ma swój urok i dodaje naturalnego piękna miejscom w mieście. Może to stworzyć bardziej przyjazne dla ludzi otoczenie. Jeżeli pamiętacie Białystok z lat 90. To wszędobylska zieleń upiększała szare i smutne miasto.

Nie grabić liści

Podobne korzyści daje także niegrabienie liści jesienią. Oprócz ochrony owadów, schronienie mają także małe zwierzęta. Ponadto liście stanowią naturalny materiał organiczny, który po rozkładzie wzbogaca glebę w składniki odżywcze. To z kolei przyczynia się do poprawy struktury gleby, zwiększenia jej zdolności do zatrzymywania wody i zapewnia lepsze warunki dla roślin. Nie będziemy tu rozwijać po raz kolejny argumentów ekonomicznych, bo są oczywiste. Ważniejsze jest to, że liście pomagają w zatrzymaniu erozji wodnej i wietrznej. Chroni to teren przed utratą składników gleby i degradacją terenu. Pozostawienie liści przy korzeniach roślin może pomóc w regulowaniu temperatury gleby i utrzymywaniu jej wilgotności. To korzystne dla korzeni i ogólnego zdrowia roślin.

Tu także można użyć argumentu estetyki otoczenia. Liście na trawnikach lub pod drzewami w okresie jesieni dodają uroku krajobrazowi. Mogą tworzyć naturalne dywany o różnych kolorach, co jest cenione za swoją piękność. Wystarczy przejść się do Parku i Lasu Zwierzynieckiego, by zobaczyć to na własne oczy.

Nie odśnieżać i nie solić

Tutaj warto zaznaczyć, że nieodśnieżanie ulic doprowadziłoby do paraliżu, ale jeżeli przypomnimy sobie ostatnie zimy to odśnieżanie też nic nie dało i paraliż następował. Wynikało to z braku odpowiednich zasobów, które mogłyby zniweczyć skutki siły natury. Warto jednak rozważyć ograniczenia solenia i odśnieżania w niektórych miejscach. Szczególnie tam, gdzie rządzi natura. Mowa tu przede wszystkim o parkach i innych tego typu miejscach. Wbrew pozorom ścieżki w nich nie muszą być odśnieżane. Takie Planty czy ogrody Pałacu Branickich z powodzeniem mogłyby tego nie mieć.

Używanie soli do odśnieżania i rozprawiania się z gołoledzią może wprowadzać duże ilości soli do gleby i wód gruntowych. To może prowadzić do zanieczyszczenia wód i szkodliwego wpływu na rośliny oraz organizmy wodne. Ponadto wydobywanie, przechowywanie i rozprowadzanie soli na chodnikach wiąże się z kosztami i zużyciem energii. Pozostawienie śniegu i lodu w parkach i innych podobnych miejscach może pomóc zaoszczędzić zasoby finansowe i energię. Ponadto w ten sposób ochronimy też swoje buty.

Wracamy do liści

Brak odśnieżania prawdopodobnie skończyłby się wielką awanturą, bo nie ma co się oszukiwać – wszyscy uwielbiają wygodę, zaś natura jest dla nich drugorzędna. Podobnie w Polsce zdecydowanie więcej fanów jest nieustannego koszenia trawy. Wygolona zieleń jest piękna i inne argumenty, że nie warto, nie są w ogóle przyswajane. Ale małymi kroczkami coś też się zmienia. Miasto Białystok pozytywnie zaskoczyło ogłaszając, że nie zamierza grabić liści. Gdyby jeszcze w jego ślad poszły spółdzielnie mieszkaniowe, które pieniędzmi swoich mieszkańców tak zarządzają, jakby palili nimi w piecach.

W tym sezonie jesienno-zimowym liście nie zostaną wygrabione w następujących miejscach:w zabytkowym Parku Lubomirskich, w zabytkowym Parku Konstytucji 3 Maja, w zabytkowym Parku Starym im. Księcia J. Poniatowskiego, w Parku Centralnym przy ul. K. Kalinowskiego, na terenie Skweru Armii Krajowej wokół Pałacyku Gościnnego, na terenie Skweru im. Wł. Zankiewicza i na terenie bulwarów przy ul. Z. Herberta. Gdyby miasto w tych samych miejscach zimą nie odśnieżało, a latem nie kosiło – to byłoby idealnie!

Featured Video Play Icon

Po tym filmie znów zapragniecie lata. Podlaskie wtedy jest cudowne.

Oglądając ten film w jesienny dzień od razu chce się z powrotem lata. Podlaskie jest cudowne o każdej porze roku, ale latem i zimą (ze śniegiem) szczególnie. Jesienią jest kolorowo, ale nie każdy lubi niskie temperatury i częste braki słońca. Dla mieszkańców innych regionów – nasz jest jeszcze nieodkryty w pełni, arcypiękny i przebogaty w doznania. To także drewniane, przepiękne chaty, cisza i odludzie. A do tego pyszne jedzenie, żubry i lasy.

Jak autorzy powyższego filmu opisują atmosferę panującą tutaj? Mówiąc o ciszy, mamy na myśli spokój wiszący w powietrzu, bo nie brak dźwięków. Melodii tam mnogość! Zaczynając od śpiewów cerkiewnych, na odgłosach komunikujących się jeleni i nadlatujących w uzbrojonych oddziałach szerszeni kończąc. Tych ostatnich pewnego wieczoru przy grillu odwiedziło nas osiem. – czytamy na kanale Pracownia. – Atrakcją było też odganianie tabunu os o iście mutanckich rozmiarach i szalenie krwiożerczych żądłach. Bardzo chcemy wrócić i zrobimy to na pewno.
Teraz dajemy Wam pocztówkę z krótkiego, ale urokliwego czasu sierpniowego, który mogliśmy spędzić na Podlasiu dzięki kochanym: Szymonowi, Paulinie, Ignacemu, Justynie. – dodają autorzy.

Na filmie możemy podziwiać między innymi cerkiew w Puchłach, pustelnię w Odrynkach, podlaskie drewniane chaty, ruiny kościoła w Jałówce oraz piękne podlaskie krajobrazy. Dlatego, gdy się ogląda to wszystko od razu pragnie się lata z tą cała, wspaniałą atmosferą.

Oto najciekawsze żydowskie kirkuty. Tych nekropolii w Podlaskiem jest prawie 90!

Województwo Podlaskie kryje w sobie szczątkowe dziedzictwo kultury żydowskiej. Jedną z cząstek tejże są cmentarze żydowskie, które stanowią nie tylko miejsca spoczynku zmarłych, ale również ważne świadectwo kultury, religii i historii społeczności żydowskiej w regionie. Poniżej przedstawiamy pięć największych kirkutów w regionie.

Cmentarz żydowski w Krynkach

Cmentarz żydowski w Krynkach znajduje się w północnej części tego malowniczego, przygranicznego miasteczka. To jeden z największych cmentarzy żydowskich w północno-wschodniej Polsce. Cmentarz zajmuje obszar 2,3 ha (według innych źródeł 3,3 ha) i zawiera około 3100 nagrobków, z najstarszym pochodzącym z 1750 roku. Nekropolia dzieli się na starą część, z nagrobkami z XVII i XVIII wieku, oraz nową, która powstała po rozszerzeniu cmentarza w 1840 roku. Macewy na cmentarzu wykonane są z różnych materiałów, takich jak zlepieńce, piaskowce, granity i beton.

W okresie II wojny światowej część macew została wykorzystana przez Niemców do budowy lokalnej mleczarni, a wiele uległo zniszczeniu. Na terenie cmentarza znajdują się również dwie zbiorowe mogiły pochodzące z czasów wojny.

Cmentarz żydowski w Knyszynie

Cmentarz żydowski w Knyszynie to cmentarz z XVIII wieku, zlokalizowany na groblach królewskich sadzawek, które były częścią założenia dworskiego Zygmunta II Augusta. Jest to jeden z największych i najlepiej zachowanych kirkutów w województwie podlaskim. Początki społeczności żydowskiej w Knyszynie sięgają XVI i XVII wieku, kiedy to niewielka grupa żydowska należała do gminy wyznaniowej w Tykocinie. Jednak dopiero około 1705 roku powstał kahał (gmina) w Knyszynie, co prawdopodobnie spowodowało, że rozpoczęto pochówki na terenie grobli królewskich.

Ostatecznie, w 1786 roku, uzyskano oficjalną zgodę na chowanie zmarłych w Knyszynie, co uznaje się za datę założenia cmentarza. Na cmentarzu znajdują się zarówno stare, nieoznakowane nagrobki, jak i bardziej nowe, datujące się na XX wiek. Cmentarz przestał być używany w 1942 roku, a obecnie zachowuje się tylko jeden nagrobek. W 2012 oznaczono miejsce zbiorowej mogiły z 1942. W 2014 Knyszyńskie Towarzystwo Regionalne im. Zygmunta Augusta przeprowadziło prace rewitalizacyjne na cmentarzu: kirkut został uporządkowany, z jego terenu usunięto krzaki i chwasty, ostawiono część wywróconych macew. Wytyczono również ścieżkę zwiedzania z najciekawszymi miejscami na cmentarzu.

Cmentarz żydowski w Białymstoku

Cmentarz żydowski w Białymstoku to jedno z najważniejszych miejsc pamięci województwa podlaskiego. Oficjalnie założony w 1892 roku (chociaż pierwsze pochówki miały miejsce od 1890 roku), cmentarz ten pełnił nie tylko funkcję cmentarza, ale także stał się symbolem historii żydowskiej społeczności w Białymstoku. Na powierzchni 13 ha, otoczonej ceglanym murem, znajduje się około 5-6 tysięcy nagrobków, z których najstarszy pochodzi z 1876 roku. Cmentarz ten ma także swoje miejsce w historii pogromu białostockiego z 1906 roku, gdy pochowano tu ofiary tego tragicznego wydarzenia.

Cmentarz żydowski w Sokółce

Cmentarz żydowski w Sokółce ma swoje korzenie w XVII wieku i zajmuje obszar 1,68 ha. To jedno z lepiej zachowanych miejsc pochówku żydowskiego w województwie podlaskim. Cmentarz podzielony jest na dwie części – starą i nową. Na terenie cmentarza zachowało się ponad dziewięćset macew, które świadczą o bogatej historii i tradycji żydowskiej w Sokółce.

Cmentarz żydowski w Tykocinie

fot. Nexusdx / Wikipedia

Cmentarz żydowski w Tykocinie jest najstarszym zachowanym kirkutem województwa podlaskiego i stanowi niezwykle cenny element dziedzictwa kulturowego. Założony w 1522 roku, wraz z powstaniem gminy żydowskiej na mocy przywileju Kanclerza Wielkiego Litewskiego Olbrachta Gasztołda, ten cmentarz jest jednym z najważniejszych miejsc pamięci żydowskiej historii w regionie. Zajmuje powierzchnię 2,2 ha i jest położony na zachodnim krańcu miasta, pomiędzy rzeką Narew a drogą do Nieciec.

Na cmentarzu w Tykocinie zachowało się około 100 macew, z których najstarsza datuje się na 1791 rok. Warto podkreślić, że początkowo na tym cmentarzu chowano zarówno Żydów tykocińskich, jak i tych pochodzących z Białegostoku. Przed II wojną światową cmentarz został otoczony betonowym parkanem ufundowanym przez emigrantów żydowskich z USA. Obecnie zarówno ogrodzenie, jak i sama nekropolia są zdewastowane, a wiele macew uległo zniszczeniu.

Cmentarze żydowskie województwa podlaskiego są nie tylko miejscami pamięci. Pomimo upływu czasu i prób zniszczenia, zachowały się one jako świadectwo długiej i bogatej historii żydowskiej w Polsce, która kiedyś była integralną częścią wielokulturowej, wielonarodowej Rzeczpospolitej Obojga Narodów – ogromnej potęgi w Europie.

Odkryj tatarskie mizary w Podlaskiem. Teraz jest świetna okazja!

Jesień to doskonały czas na odkrywanie tajemniczych i pełnych historii miejsc. Województwo Podlaskie kryje wiele takich zakątków, a jednymi z nich są urokliwe cmentarze tatarskie. Zbliżające się Święto Wszystkich Świętych oraz piękna jesienna pogoda stanowią idealną okazję, aby odwiedzić te unikatowe nekropolie.

Cmentarz Muzułmański w Kruszynianach

Jedną z nich jest Cmentarz Muzułmański w Kruszynianach. To miejsce, które przywodzi na myśl historię i dziedzictwo tatarskie w Polsce. Cmentarz ten został założony w II połowie XVII wieku przez społeczność tatarską i zajmuje obszar 0,6 hektara. Cały teren mizaru otoczony jest kamiennym murem, co nadaje mu wyjątkowy urok. Podobnie jak otoczenie lasu górzyste położenie. Najstarszy nagrobek z czytelną inskrypcją na tym cmentarzu pochodzi z 1699 roku, ale wiele starszych niestety zostało zatartych przez upływ czasu. Na terenie cmentarza znajdują się również bogato zdobione kamienne nagrobki z XIX wieku, które przybierają różne formy, takie jak ostrosłupy, kolumny czy szlifowane płyty.

Cmentarz Muzułmański w Bohonikach

Innym fascynującym miejscem jest Cmentarz Muzułmański w Bohonikach. Ten cmentarz, założony w XVIII wieku, zajmuje obszar aż 2 hektarów, co czyni go największym mizarem w Polsce. Jest on również objęty ochroną w ramach parku kulturowego Bohoniki. To miejsce jest tak wyjątkowe, że 22 października 2012 roku zostało ono uznane za pomnik historii Polski z mocy zarządzenia Prezydenta RP.

Najstarszy nagrobek z czytelną inskrypcją na Cmentarzu w Bohonikach pochodzi z 1786 roku. Na terenie cmentarza zachowało się około trzydziestu nagrobków z II połowy XIX wieku. Można tu również znaleźć najdawniejsze groby z dwoma kamieniami nagrobnymi – jednym u stóp zmarłego i drugim nad jego głową, jednak napisy na nich są niestety nieczytelne. Cechą charakterystyczną tatarskich grobów jest ich orientacja na wschód. Wierzy się, że dusza opuszcza ciało z prawej strony, dlatego groby są zwrócone prawą stroną w kierunku Mekki, co w tym przypadku oznacza południe.

Wejście na mizar zdobi brama, na której znajdują się inskrypcje w trzech językach: arabskim, białoruskim i polskim. To symbol wielokulturowości i długiej historii współistnienia różnych narodowości i wyznań na tych ziemiach.

Odwiedzenie tatarskich cmentarzy województwa podlaskiego to nie tylko okazja do zapoznania się z historią tej wyjątkowej społeczności, ale także doskonały sposób na spędzenie jesiennego dnia na łonie natury. Pośród złotych liści i kamieni nagrobków można odnaleźć spokój i zadumę.

Niezależnie od wyznania czy kultury, cmentarze tatarskie województwa podlaskiego stanowią fascynujące świadectwo przeszłości i jednocześnie zapraszają do refleksji nad wielokulturowym dziedzictwem naszych terenów. W tym sezonie jesieni, kiedy natura sama ukazuje swoje piękno, warto udać się w podróż do tych magicznych miejsc, aby poznać historię tatarskiej społeczności i docenić jej wkład w kształtowanie kultury regionu.

Zwiedzanie miasta późną jesienią. Co można robić, gdy pogoda jest brzydka?

Tak, wiemy że mówi się iż nie ma brzydkiej pogody, tylko źle ubrani ludzie. Natomiast nie oszukujmy się, kiedy od rana do wieczora jest ciemno za oknem, to chęci na robienie czegokolwiek maleją do zera. Problem polega na tym, że taka aura potrafi się utrzymywać tygodniami, a nie ma takiej ilości czipsów i innych przekąsek, popijanych herbatą i kawą, której człowiek by nie był w stanie zjeść pod ciepłym kocem. Skutki później są jednak tragiczne. W styczniu siłownie przeżywają kilkutygodniowy szturm, dietetycy uwijają się jak w ukropie, a my zaczynamy kalkulacje – czy coś zacząć ze sobą robić czy przetrwać te kilka tygodni wstydu na plaży, gdy będzie lato. Dlatego, jeżeli jesteś mądrym Polakiem przed szkodą, to koniecznie powinieneś zapoznać się z tym poradnikiem. Przekaże Ci jak przetrwać późną jesień w mieście.

Odkryj tajemnicze kafejki i restauracje

Deszczowa pogoda to doskonały pretekst, aby odwiedzić lokalne kafejki i restauracje. W wielu miastach można znaleźć miejsca o unikalnym charakterze, które serwują wykwintne potrawy i napoje. To idealna okazja, aby spróbować regionalnych specjałów i zanurzyć się w miejscowej kuchni. Nie musicie się martwić, że przytyjecie. Porcje w restauracjach są takie, jakby kot napłakał.

Muzea i galerie sztuki

Muzea i galerie sztuki to doskonałe miejsce na schronienie przed deszczem. Wnętrza tych miejsc często kryją niezwykłe dzieła sztuki, które mogą zapewnić Ci niezapomniane wrażenia. Dzięki nim poznasz historię miasta i jego kulturalne bogactwo. Tak się składa, że w Białymstoku niedawno otwarto świetne Muzeum Pamięci Sybiru, w Supraślu jest zapierające dech w piersiach Muzeum Ikon. Interesujące propozycje mają też placówki w Suwałkach i Łomży.

Spacer po starej części miasta

Deszczowa pogoda dodaje staremu mieście tajemniczości. I chociaż Białystok starówki nie ma, to odbudowany z gruzów po wojnie, Rynek Kościuszki doskonale taką udaje. Suwałki i Łomża też mają miejsca do dreptania. I tak się składa, że wszędobylski beton w taką pogodę zbytnio się nie nagrzewa. Spacer po uliczkach miasta w deszczu może dostarczyć niezapomnianych wrażeń. Pamiętaj tylko o odpowiednim ubraniu i parasolu. Starówki są często pełne urokliwych kafejek, małych sklepików i historycznych budynków, które czekają na odkrycie.

Spacer nad rzeką lub zalewem

Tak się składa, że wszystkie 3 największe miasta Podlaskiego mają miejsce, gdzie można pochodzić nad wodą. Białystok ma bulwary nad Białą i zalew w Dojlidach, Łomża – rzekę Narew i wiele interesujących na niej punktów, a Suwałki słyną z zalewu Arkadia. Mało kto pamięta, że przez miasto przepływa też rzeka Czarna Hańcza. Zatem deszczowa pogoda może nadać tym miejscom specjalnego uroku. Spacer wzdłuż brzegu w deszczu może być niezwykle romantyczny i relaksujący.

Festiwale i wydarzenia kulturalne

Wiele miast organizuje wydarzenia kulturalne, nawet w deszczową pogodę. Przejrzyj różne kalendarze imprez czy w okolicy nie odbywają się festiwale, wystawy, koncerty lub inne wydarzenia. To doskonała okazja do poznania innych mieszkańców. Na pewno w grudniu atrakcją będą jarmarki świąteczne.

Spacer po parkach i ogrodach

Parki i ogrody wciąż zachowują swój urok. Spacer po nich w deszczu i po deszcze może dostarczyć unikalnych wrażeń, a aura sprawi, że otoczenie będzie wydawało się jeszcze bardziej zielone i soczyste. Nie zapomnijcie o kaloszach, bo tam nikt betonu nie wylewał.

Jak widzicie, deszczowa pogoda nie musi zniechęcać do zwiedzania miasta. Wręcz przeciwnie, może ona dostarczyć wyjątkowych wrażeń i okazji do poznania Podlaskiego w inny sposób. Nie zapomnijcie tylko odpowiednio ubrać się i zabrać parasola lub innej ochrony przed zimnem i deszczem. Cieszcie się tajemniczych zakątków miast, odkrywajcie je, bo deszczowej aurze mogą wydawać się jeszcze bardziej urocze.

Featured Video Play Icon

Historia Hajnówki na zdjęciach. Widać po nich kiedy był największy rozwój miasta.

Hajnówka to urokliwe miasto położone w województwie podlaskim. Miasto to leży w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Białorusią i jest ważnym punktem na mapie Podlasia. Z racji swojego położenia na skraju Puszczy Białowieskiej, jej początki mają związek z pozyskiwaniem i handlem drewnem. W 1951 roku Hajnówka otrzymała prawa miejskie, co było ważnym krokiem w rozwoju tego miasta. W latach 1954-1957 pełniła funkcję siedziby władz powiatowych, co dodatkowo wzmocniło jej znaczenie. Od 1 stycznia 1999 roku jest także siedzibą powiatu. Według danych z 31 grudnia 2022 Hajnówka liczyła 19 221 mieszkańców i cały czas się wyludnia. Zgodnie z najnowszymi prognozami GUS, do 2060 roku liczba mieszkańców w powiecie hajnowskim ma spaść o 30 proc!

Tam, skąd jedni uciekają, inni mogą upatrywać szansy na spokojne życie. Nie wszyscy bowiem ludzie lgną do tłumów. Ponadto Hajnówka jest atrakcyjnym miejscem dla turystów, a od niedawna po długoletniej przerwie dojeżdża tam znów pociąg. Zatem na przyszłość miasta i powiatu nie należy patrzeć w czarnych barwach.

Wracając do historii, to warto zauważyć, że po zdjęciach widać iż silny rozwój miasta dały czasy PRL-u. W tak zwanej epoce Gierka, gdy inwestowano krocie – powstało wiele nowych budynków przeznaczonych pod: szkoły, instytucje, mieszkalnictwo, produkcję i sklepy. Oczywiście późniejsze czasy, gdy dług Polski za komunistyczne eksperymenty Gierka zaczął być gigantyczny, cały system zaczął się walić i nastąpiła transformacja ustrojowa, a po niej otrzeźwiające lata 90.  Wtedy to większość dawnych inwestycji przestała istnieć, ale budynki pozostały i służą po dzisiejszy dzień.

Warto też spojrzeć na Hajnówkę, że w porównaniu z innymi miastami, jest bardzo młoda. W 2021 roku świętowała dopiero 70-lecie nadania praw miejskich. Zatem można przypuszczać, że przed bramą do Puszczy Białowieskiej jeszcze świetlana przyszłość.

Sokółka to dziecko “złotej ery” w polskiej historii. Przeszłość pełna kontrastów.

Sokółka, to malowniczo położone miasto na wschodnich rubieżach Podlaskiego i Polski. W 2023 roku ukończyła 414 lat i ma fascynującą historię, która kształtowała zarówno miasto, jak i jego mieszkańców. Przyjrzyjmy się jej przeszłości.

Początki osadnictwa w okolicach Sokółki sięgają czasów, gdy jej mieszkańcy zajmowali się hodowlą i tresurą sokołów. Zatem stąd pochodzi nazwa. Pierwsza wzmianka o wsi pochodzi z XVI wieku, kiedy to na terenie Sokółki istniał dwór myśliwski będący własnością królowej Bony. Jednak historia miasta zaczyna się naprawdę rozwijać wraz z ufundowaniem kościoła w 1565 roku przez samego króla Zygmunta Starego.

Kolejnym ważnym etapem w historii Sokółki jest rok 1609, kiedy to Zygmunt III nadał miastu prawa miejskie. To wydarzenie miało ogromne znaczenie, ponieważ Sokółka stała się ośrodkiem kulturowym i gospodarczym na wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Warto zaznaczyć, że miasteczko zaznacza swoją obecność już na najstarszych, dostępnych mapach. A to dlatego, że miała także swoje znaczenie na ówczesnych szlakach komunikacyjnych. Leżąc na szlaku pocztowym pomiędzy Warszawą a łotewskim miastem Mitawa, miasto pełniło rolę ważnego punktu przesiadkowego i handlowego.

Zanim przejdziemy dalej, należy się chwila wyjaśnienia. Zapewne z historii znacie takie miejscowości jak Grodno, Druskienniki, Troki, czy Wilno. To one są najbliższej położone Sokółki i ogólnie Podlasia. Po co więc połączenie pocztowe z łotewską Mitawą? Jakoś tak się złożyło, że w szkołach nie uczą o polskich sukcesach tylko o porażkach. A warto wiedzieć, że XVI i XVII wiek to dla naszego kraju złota era. Ostatni wielki mistrz Zakonu Liwońskiego, pierwszy wielki książę Kurlandii i Semigalii (dziś Łotwa), Gotthard Kettler, by obronić kraj przed Szwecją i Iwanem Groźnym przyjął zwierzchnictwo Polski i zrzekł się na jej korzyść Kurlandii i Semigalii, a w 1561 r. złożył przysięgę wierności polskiemu królowi Zygmuntowi Augustowi. Król przyłączył Inflanty z Rygą i Dorpatem do Polski, przekazując Kurlandię w lenno Kettlerowi. Za czasów Zygmunta Augusta i Stefana Batorego nastąpił rozwój kulturalny i gospodarczy państwa. Ambicje polityczne państw zainteresowanych Inflantami doprowadziły w drugiej połowie XVI w. do wojen na obszarach dzisiejszej Łotwy i Estonii. Wojna inflancka trwała ćwierć wieku (1558-1583). O panowanie nad Bałtykiem walczyły ze sobą: Rzeczypospolita, Dania, Szwecja i Rosja.

Wracając do Sokółki. We wspomnianej “złotej erze” osiedlali się urzędnicy oraz przedsiębiorcy, zakładając pierwsze manufaktury i rzemieślnicze warsztaty. W wiekach XVII i XVIII miasto prężnie się rozwijało, przyciągając inwestorów i przedsiębiorców. Ważnym impulsem dla rozwoju była obecność garnizonu kawalerii królewskiej, który stacjonował w miasteczku. Warto też wspomnieć, że zaznaczyła ona swoją obecność w historii Polski również w okresie insurekcji kościuszkowskiej.

Niestety złote czasy skończyły się wraz z rozbiorami. W 1795 roku Sokółka znalazła się w zaborze pruskim. Jednakże, na mocy Pokoju w Tylży w 1807 roku, miasto przeszło pod panowanie rosyjskie, stając się częścią zaboru rosyjskiego. Niestety, wiek XVIII i XIX przyniósł również Sokółce liczne pożary, które spowodowały zniszczenia części miasta. Jednak w międzyczasie do miasta sprowadziła się społeczność żydowska, która wywarła wpływ na kulturę i życie miasta. Obok istniejących kościołów i cerkwi, zaczęły powstawać też synagogi, odzwierciedlając różnorodność religijną i narodową mieszkańców. Wielokulturowa i wielonarodowa kultura Sokółki przetrwała do dziś i jest nadal pielęgnowana.

Po zakończeniu I wojny światowej Sokółka wróciła do granic odrodzonej Polski. Miasto przeszło jednak burzliwe czasy wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku i przez pewien czas ponownie znalazło się w rękach radzieckich. W czasach pokojowych międzywojennego okresu, Sokółka stała się siedzibą licznych jarmarków i targów, które przyciągały zarówno mieszkańców miasta, jak i okolicznych obszarów. Niestety, podczas II wojny światowej miasto znalazło się w okupacji niemieckiej, a następnie radzieckiej, a przez to ucierpiało w wyniku działań wojennych. Mieszkańcy musieli przejść przez trudne chwile okupacji. Po zakończeniu wojny, Sokółka wróciła do Polski i stała się częścią nowych granic państwa. Jednak miasto nie uniknęło walki podziemia antykomunistycznego z nowymi władzami komunistycznymi w Polsce.

fot. Yarl / Wikipedia

Czego się uczyły żydowskie dzieci? Ten budynek jest pamiątką.

Piękny budynek, zwany Tarbutem, który stoi schowany w Białymstoku pomiędzy ul. Kalinowskiego, Grochową i Lipową, mimo że jest wyjątkowym zabytkiem, to zostanie sprzedany przez prezydenta Białegostoku. Jako, że w mieście rządzi koalicja deweloperska, to różne “cuda” mogą się z tym budynkiem stać, gdy znajdzie już nowego nabywcę. Dlatego postanowiliśmy opisać jego historię i przypomnieć – do czego kiedyś służył. Dziś też mógłby służyć temu samemu, ale prezydent Truskolaski od lat trzyma go zamkniętego na kłódkę.

Przez wiele lat, edukacja dzieci żydowskich w Białymstoku koncentrowała się głównie wokół nauki Talmudu i Tory, a także nauki języka niemieckiego, rachunków i gimnastyki. Początkowo nauka odbywała się w języku niemieckim, ale po odzyskaniu przez Polskę niepodległości po I wojnie światowej, język polski zastąpił język niemiecki. Jedną z głównych placówek edukacyjnych dla dzieci żydowskich była szkoła przy ul. Pięknej 11 (dziś stoją w tym miejscu wieżowce). Szkołę tę sfinansował fabrykant Iser Szapir, a w 1924 roku uczyło się w niej 600 uczniów, a w jesziwie (wyższej szkole religijnej) – 100 uczniów. Program nauczania obejmował wiele przedmiotów, począwszy od nauki czytania i pisania w języku hebrajskim i polskim, poprzez czytanie biblii, modlitwy, kaligrafię, rachunki, geometrię, aż po historię i geografię Polski. Była to kompleksowa edukacja, która łączyła elementy religijne z naukami świeckimi.

Po zakończeniu I wojny światowej, w Białymstoku powstały dwie hebrajskie szkoły podstawowe. Pierwsza z nich rozpoczęła działalność w 1919 roku i miała 8 klas oraz ponad 300 uczniów. To właśnie ta placówka znajdowała się w dzisiejszym zabytku przy ul. Lipowej. Budynek tej szkoły był wyposażony w wiele udogodnień, takie jak sala gimnastyczna, gabinet fizyczny i biblioteka z książkami w języku hebrajskim i polskim. Wiadomo też, że był tam piękny ogród. Dzisiejszy zabytek powstał w latach 1904-1906.

W 1925 roku utworzono drugą hebrajską szkołę podstawową, co było odpowiedzią na rosnącą liczbę chętnych do nauki w języku hebrajskim. Znajdowała się ona przy ul. Kupieckiej 34 (dziś to ul. Malmeda). Również i po tej szkole nie ma już żadnego śladu. Warto dodać, że w mieście funkcjonowało łącznie 37 szkół – podstawowych, gimnazjów, szkół zawodowych i przedszkoli. Dlatego Tarbut przy Lipowej jest ostatnim miejscem – które jest bardzo dobrze zachowane i przypomina doskonale o edukacyjnej historii Białegostoku. Można tylko bardzo ubolewać, że mógłby służyć edukacji, a przejdzie w ręce prywatne i na zawsze utraci swój wyjątkowy charakter.

39 lat od śmierci bł. ks. Kerzego Popiełuszki. W jego rodzinnej Suchowoli powstał mural.

Cała Polska nadal pamięta o męczeńskiej śmierci błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, który został zakatowany, skrępowany i wyrzucony jeszcze żywy do zalewu przez funkcjonariuszy PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa. Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski oraz Leszek Pękala – mordercy kapłana są już od dawna na wolności. W Suchowoli (konkretnie to wieś Okopy, która jest obok), z której ksiądz pochodził, stoi jego pomnik. Wczoraj odsłonięto także mural na budynku szkoły. Autorem projektu malunku jest Andrei Filipovich, a wykonawcą Sylwester Łaskawski.

19 października 1984 roku ks. Jerzy Popiełuszko został porwany i zamordowany przez funkcjonariuszy SB. Zginął męczeńską śmiercią, mając zaledwie 37 lat. W dniu śmierci odprawił nabożeństwo różańcowe w Kościele Świętych Polskich Braci Męczenników, a ostatnie słowa, które wypowiedział publicznie do wiernych brzmiały: „Módlmy się, byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”.

Grzegorz Piotrowski, Waldemar Chmielewski oraz Leszek Pękala – to mordercy ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana warszawskiej Solidarności, który urodził się w małej wsi Okopy pod Suchowolą. Warto podkreślić, że są już oni na wolności od dawna. Do okrutnej zbrodni na duchownym doszło 19 października 1984 roku. W 1974 roku, gdy ks. Jerzy był wikariuszem w podwarszawskich Ząbkach, służby bezpieczeństwa PRL próbowały zwerbować go na tajnego współpracownika. Ten odmówił im. 6 lat później został kapelanem warszawskiej Solidarności, w której słynął ze wsparcia dla prześladowanych i skrzywdzonych przez komunistów działających na rzecz totalitaryzmu PRL. Między innymi uczestniczył w procesach osób aresztowanych za przeciwstawianie się prawom stanu wojennego. Prowadził również działalność duszpasterską. Z głośniejszych działań było przeprowadzenie pogrzebu skatowanego przez milicję na śmierć Grzegorza Przemyka. Odprawił też mszę świętą na Jasnej Górze, gdzie zorganizował pierwszą pielgrzymkę ludzi pracy.

fot. Andrzej Iwański

Swoimi działaniami zyskał duży autorytet opozycji, przez co władze PRL uznały go za swojego wroga. SB inwigilowało księdza. Został też wezwany na przesłuchanie do Komendy Stołecznej MO, gdzie usłyszał zarzuty posługiwania się kłamstwem i pomówieniami podczas kazań na mszach świętych, przez co miał nadużywać funkcji kapłana i szkodzić PRL. Ksiądz Popiełuszko był przesłuchiwany kilka godzin, a następnie przeprowadzono rewizję w jego mieszkaniu, gdzie rzekomo odnaleziono granaty łzawiące, naboje do karabinu, inne materiały wybuchowe i farby drukarskie. Oczywisty jest fakt, że zostały one podrzucone przez SB. Kapelan Solidarności został zatrzymany, lecz wypuszczony następnego dnia po interwencji arcybiskupa Bronisława Dąbrowskiego u ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka.

Dla władz PRL – ksiądz Jerzy Popiełuszko był coraz większym problemem. Dlatego zaczęto go coraz bardziej atakować. Wojciech Jaruzelski miał nakazać Kiszczakowi uciszenie Popiełuszki. Rzecznik rządu PRL – Jerzy Urban nazwał kazania Popiełuszki “seansami nienawiści”. Episkopat otrzymał pismo z Urzędu ds. Wyznań, by przestali tolerować wystąpienia Popiełuszki. Zaś sam zainteresowany otrzymywał listowne pogróżki. 13 października próbowano zamordować księdza pozorując wypadek. Duchowny wracał samochodem z Gdańska do Warszawy. W okolicach Olsztynka – SB-cy rzucili kamieniem w przednią szybę samochodu.

Tydzień później ksiądz Jerzy został porwany. Na trasie Toruń-Bydgoszcz zatrzymano golfa, którym poruszał się ks. Popiełuszko wraz ze swoim kierowcą. Duchownemu założono kajdanki i knebel. Następnie Piotrowski, Pękala i Chmielewski pobili go i nieprzytomnego wrzucili do bagażnika. Kierowca Popiełuszki uciekł z samochodu w czasie jazdy. Pod Toruniem funkcjonariusze otworzyli bagażnik, a duchowny próbował uciec. Wtedy został pobity do nieprzytomności. Założono mu też sznurek w taki sposób, że gdy spróbuje wyprostować nogi, to zaciśnie mu się pętla na szyi. W obawie przed złapaniem SB-cy przywiązali do nóg księdza worek kamieni. Usta zakleili plastrem. Następnie wyrzucili jeszcze żywego księdza do zalewu Wiślanego w okolicach Włocławka. Dzień później ciało kapelana wyłowiono zmasakrowane ciało. Sprawcy zostali skazani na 25, 15 i 14 lat więzienia. Wszyscy są już na wolności. Wychodzili kolejno w 1990, 1995 i 2001 roku.

Tak wyglądały zwłoki wyłowionego księdza. Został zamordowany w bardzo okrutny sposób.

Po trwającym 13 lat procesie beatyfikacyjnym, 6 czerwca 2010 roku, ksiądz Jerzy Popiełuszko – jako męczennik za wiarę – został ogłoszony Błogosławionym Kościoła Katolickiego przez papieża Benedykta XVI, a w 2014 r. papież Franciszek ustanowił go patronem “Solidarności”. Parafia św. Stanisława Kostki w Warszawie jest głównym miejscem kultu duszpasterza ludzi pracy. Wspomnienie liturgiczne kapelana „Solidarności” przypada 19 października, w rocznicę Jego śmierci. Od 2018 r. w rocznicę męczeńskiej śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki – 19 października – obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Święto przypomina o roli, jaką odegrali duchowni w obronie oraz kształtowaniu postaw patriotycznych.

Featured Video Play Icon

Czy Podlaskie to królestwo grzybów? Jeszcze jak!

Ich świat tylko z pozoru jest oczywisty i widoczny gołym okiem. Królestwo grzybów to nie tylko skarbnica znanych smaków, ale też niezwykłych właściwości i połączeń z naturą. Dr Ewa Zapora z Instytutu Nauk Leśnych Politechniki Białostockiej, w rozmowie z Magdą i Petrosem z programu Zasilani, opowiedziała o pasji i współpracy naukowców na rzecz poszerzania wiedzy o grzybach, których ekstrakty mogą być wykorzystane do wielu celów, w tym leczniczych, antybakteryjnych, antygrzybicznych, antywirusowych, czy nawet przeciwnowotworowych.

Grzyby to organizmy, które są znacznie bardziej złożone niż rośliny, ale jednocześnie bardziej zbliżone do zwierząt pod względem budowy komórkowej. Grzyby rozwijają się z zarodników, które można znaleźć w różnych środowiskach, takich jak lasy, łąki czy ogrody. Warunki atmosferyczne, dostępność wilgoci, światła i składniki odżywcze odgrywają kluczową rolę w procesie wzrostu i rozwoju grzybów.

Leśne skarby są cenione na całym świecie ze względu na ich wyjątkowy smak i wartość odżywczą. Stanowią one ważne źródło białka, witamin (szczególnie witaminy D) oraz minerałów, takich jak selen, potas i żelazo. Grzyby, takie jak pieczarki, są często wykorzystywane w kuchni jako składniki dań mięsnych, wegetariańskich i wegańskich. Ich wyjątkowy smak i konsystencja sprawiają, że są popularnym składnikiem wielu potraw.

Grzyby mają różne właściwości, w tym zdolność do wzmacniania układu immunologicznego, regulowania poziomu cukru we krwi oraz obniżania ciśnienia krwi. Są również źródłem przeciwutleniaczy, które pomagają w zwalczaniu wolnych rodników w organizmie. Niektóre gatunki grzybów, takie jak reishi, są wykorzystywane w medycynie naturalnej ze względu na swoje potencjalne korzyści zdrowotne.

Pomimo obiecujących badań nad niektórymi gatunkami grzybów i ich wpływem na zdrowie, nie można jednoznacznie stwierdzić, że grzyby mogą skutecznie leczyć raka. Istnieją jednak gatunki grzybów, takie jak wspomniane reishi, które zawierają związki zwane polisacharydami, uważane za potencjalnie korzystne w walce z niektórymi rodzajami nowotworów. Niemniej jednak, leczenie raka wymaga skomplikowanego podejścia medycznego, takiego jak chirurgia, chemioterapia czy radioterapia.

Featured Video Play Icon

Suwałki. Dlaczego tu jest zimno? Odpowiedź może Cię zaskoczyć.

Kiedy myślimy o Polsce, zazwyczaj przychodzi nam na myśl klimat umiarkowany, z ciepłym latem i chłodną zimą. Jednak istnieje miejsce, które jest znane z tego, że w zimie robi się tam naprawdę zimno. Mówimy oczywiście o Suwałkach, urokliwym mieście położonym na północnym wschodzie Polski. Suwałki to nie tylko piękne krajobrazy i malownicze jeziora, ale także miejsce, w którym termometry potrafią spadać do ekstremalnie niskich temperatur. Dlaczego więc w Suwałkach jest zimniej niż w reszcie Polski? Odpowiedź tkwi w geografii, historii i klimatologii tego regionu.

Suwałki to miejsce, które zyskało sobie miano “Polskiego Bieguna Zimna” z kilku bardzo ważnych powodów. Po pierwsze, leży ono na północnym wschodzie Polski, blisko granicy z Litwą i Białorusią. To miejsce, w którym polarne masy powietrza z Syberii i Arktyki napotykają cieplejsze masy powietrza z zachodu i południa. Ta mieszanka powoduje, że temperatury w Suwałkach mogą gwałtownie spaść, szczególnie w okresie zimowym.

Następny ważny czynnik to topografia regionu. Na Suwalszczyźnie znajdują się wzniesienia. Najwyższe osiąga 275 m n.p.m., a najniższym punktem w Parku jest jezioro Postawelek (146 m n.p.m.). Tak duże zróżnicowanie wysokości względnych jest rzadko spotykane w Polsce północnej. To wszystko wpływa na procesy termiczne w okolicy. Wzniesienia te działać mogą jak naturalna bariery, zatrzymując zimne powietrze nad obszarem Suwałk, co sprawia, że temperatura spada jeszcze bardziej.

Północno-wschodnia Polska to również miejsce, które cieszy się dużym zainteresowaniem zarówno naukowców, jak i miłośników słabych warunków atmosferycznych. Wielu badaczy klimatu przyjeżdża tu, aby zbadać i zrozumieć mechanizmy, które działają na Suwalszczyźnie. Jest to także raj dla miłośników zimowych sportów, takich jak narciarstwo i snowboard, którzy cenią sobie dobre warunki do jazdy i piękne krajobrazy.

Wybory w Polsce, foto archiwalne / fot. Lukasz2 / Wikipedia

Rekordowa frekwencja wymiotła ich z Sejmu. Zasiadali tam od wielu lat.

Pamiętam czasy, gdy wystarczyło lekko ponad 2 tysiące głosów, by dostać się do Sejmu. Było to możliwe dzięki bardzo niskiej frekwencji. Dlatego ostatnie wybory, gdy Polacy poszli tłumnie do urn i pobili rekord frekwencji, dosłownie zdmuchnęły ze sceny politycznej tych, którzy przez wiele lat bardzo małym wysiłkiem zostawali posłami. I tak, po raz pierwszy od bardzo dawna nie zobaczymy już na wiejskiej takich parlamentarzystów jak:

Tania pietruszka

Mieczysław Baszko (Zjednoczona Prawica / Partia Republikańska), Robert Tyszkiewicz (KO), Eugeniusz Czykwin (KO). To właśnie ta trójka musiała ustąpić nowym posłom, ze swoich ugrupowań. Po raz pierwszy w Sejmie zobaczymy Sebastiana Łukaszewicza z PiS (dotąd wicemarszałek województwa podlaskiego), Alicja Łepkowska-Gołaś z KO oraz Jacek Niedźwiedzki również z KO. Na razie skupmy się na tych, co właśnie odchodzą. Mieczysław Baszko był posłem dwie kadencje. Nie przemęczał się tam zbytnio. W ciągu ostatnich 4 lat – tylko 16 razy wyszedł na mównicę, złożył 47 interpelacji, wygłosił 6 oświadczeń, i złożył 15 pytań i zapytań. Warto jednak podkreślić, że to tylko liczby. Bywają tacy parlamentarzyści, co nie produkują na papierze, ale są bardzo wpływowi, dzięki czemu region tylko zyskuje.

Baszko jest związany z Sokółką. Czy coś nasz region albo chociaż powiat sokólski zyskały z jego obecności w parlamencie? Na TVN24.pl w styczniu tego roku mogliśmy przeczytać: 14 milionów złotych, czyli ponad połowę z puli dotacji w ramach programu “Sport dla Wszystkich”, otrzyma Krajowe Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych, na którego czele stoi poseł Partii Republikańskiej Mieczysław Baszko. Według informacji portalu, w tym samym czasie pełnił funkcję prezesa Krajowego Zrzeszenia Ludowych Zespołów Sportowych od listopada 2021 roku. Baszko zasłynął też w mediach ogólnopolskich udowadnianiem, że inflacja spada, ponieważ potaniała pietruszka.

Podlaski baron

Kolejny przegrany to Robert Tyszkiewicz, zwany przez podlaskie media “podlaskim baronem”. Jemu poświęcimy najwięcej, bo posiadał taką pozycję w Platformie, że mógł zdziałać dla regionu bardzo wiele. Białostoczanin w parlamencie zasiadał przez 5 kadencji. Jeżeli spojrzymy na jego ostatnie 4 lata, to też się nie przemęczał. 123 interpelacje, 8 pytań i zapytań, jedno oświadczenie i 18 wypowiedzi. Warto jednak spojrzeć na tą postać z perspektywy ostatnich 20 lat w Sejmie i tego, że nazywany był “baronem”. To szmat czasu, by coś dobrego dla regionu zrobić. Pierwszą kadencję, przez 2 lata rządził PiS. Jednak kolejne 8 lat – przewodniczący podlaskiej Platformy miał gigantyczne możliwości.

Zarówno w 2007 jak i 2011 w Białymstoku i w Podlaskiem przewijały się w kampanii tematy dróg krajowych nr 8 i 19, obwodnicy Augustowa, lotniska, szybkiej kolei do Warszawy, ale też hali widowiskowej w Białymstoku. Palących problemów było jeszcze więcej. Wszystkie miały wspólny mianownik. W 2004 Polska weszła do Unii Europejskiej, każdy chciał inwestować, ale do niektórych realizacji potrzebne były pieniądze rządowe. Jeżeli porównamy Tyszkiewicza jako barona PO do Jarosława Zielińskiego – barona PiS, to wsparcie za czasów PiS tego drugiego dla Suwałk było widoczne bardzo mocno w porównaniu do wsparcia dla Białegostoku za czasów PO.

Ostatecznie w czasach PO (2007-2015) powstała ekspresówka łącząca Białystok z Warszawą. Tymczasem do granicy z Litwą lepsze są tylko fragmenty, zaś do Augustowa droga fatalna. Krajowa 19 w zasadzie dopiero teraz zaczyna być budowana. Lotniska nie ma. Swoją drogą była szansa na jego powstanie w czasach PO. Gdyby tylko poseł Tyszkiewicz potrafił wylobbować, by pani minister w rządzie Tuska – Bieńkowska nie obcięła kasy unijnej na regionalne lotniska. Chociaż na nasze podlaskie.

Warto też wspomnieć o Rail Baltica. Poseł mógłby przekonać rząd, by przebiegała trasa przez Sokółkę i Augustów (obecnie nie ma tam nawet na trasie elektryfikacji). Tymczasem wariant będzie prowadzić przez Ełk i Olecko. Dopiero z Warmii i Mazur pociąg dojedzie do Białegostoku. A warto wspomnieć, że umowę, która ma realizować inwestycję podpisano już w 2014 roku. Zatem poseł miał bardzo dużo możliwości, gdyby tylko potrafił je wykorzystać w Warszawie.

Zaczynał w PRL

Na koniec został jeszcze Eugeniusz Czykwin – również z KO. Wiele osób o nim zapewne zbyt dużo nie słyszało. Małe liczby wystąpień i interpelacji też niewiele o nim powiedzą. W Sejmie zasiadał przez 8 kadencji – czyli zaczynał jeszcze w czasach PRL. Pochodzi z podbielskiej Orli i w zasadzie od lat koncentrował się na sprawach mniejszości białoruskiej oraz sprawach osób prawosławnych. I to w zasadzie dla nich będzie największa strata.

Swoją drogą w kontekście Czykwina warto przypomnieć jak słowny jest Donald Tusk. “Kto nie głosuje, ten nie kandyduje” – powiedział były premier o posłach, którzy nie potrafili usprawiedliwić swojej nieobecności podczas głosowania za “Lex Czarnek”. W gronie tychże był Eugenisz Czykwin, który dostał w obecnych wyborach wysokie 7 miejsce.

Jesień na Podlasiu. Zakochaj się w kolorowych pejzażach.

Podlaskie, region w północno-wschodniej Polsce, to miejsce o niezwykle zróżnicowanej przyrodzie i bogatej kulturze. Jednak to jesień nadaje naszemu regionowi wyjątkowy urok, kiedy lasy, jeziora i miasta przemieniają się w malownicze krajobrazy o bogatych kolorach. Oto przewodnik po tym, co można zwiedzać w Podlaskiem jesienią i dlaczego to jest najlepszy czas na odwiedziny.

Zacznijmy od samej stolicy regionu czyli Białegostoku. Tutaj bezapelacyjnie trzeba wybrać się na spacer zaczynając od ogrodów w Pałacu Branickich, przez Planty, po Park i Las Zwierzyniecki. Szczególnie przepięknie prezentuje się ten ostatni. To bowiem rezerwat przyrody niemalże w centrum miasta! Wszędzie po drodze krajobraz będzie skąpany złotem, czerwienią oraz innymi barwami.

Kolejny pomysł wart zrealizowania to wyjazd do Puszczy Białowieskiej. Jeden z najstarszych lasów na świecie jest prawdziwą skarbnicą przyrodniczą. Jesienią drzewa liściaste zmieniają swoje oblicze, kryjąc się za odcieniami czerwieni, pomarańczy i złota. Spacer po tutejszych ścieżkach jest niezapomnianym doświadczeniem, które pozwala na obcowanie z przyrodą w jej pełnej okazałości. Szczególnie pięknie jest na terenie Białowieskiego Parku Narodowego.

Następna doskonała propozycja to Łomżyński Park Krajobrazowy Doliny Narwi. Miejscowości znajdujące się wokół rzeki Narew od Łomży, Piątnicy po Drozdowo, Bronowo, Gać, Pniewo i Starą Łomżę. Najpiękniejsze miejsce jakie tam spotkanie to z pewnością Muzeum Przyrody – Dwór Lutosławskich. Wspaniała kładka drewniana, parkowa aleja z drzewami to takie cuda, których nie zapomnicie długo.

Niezależnie od tego, czy jesteś miłośnikiem przyrody, historii czy kultury, w Podlaskiem znajdziesz coś dla siebie. Dlatego właśnie jesień to doskonały czas, by odkryć uroki tego regionu i cieszyć się jego niezwykłą atmosferą.

Powstaną nowe ścieżki rowerowe w regionie

Supraśl połączony zostanie z Podsokołdą, a Nowogród ze Zbójną. W Augustowie powstanie kładka dla rowerów nad kanałem, zaś Bielsk Podlaski zostanie połączony z miejscowościami Augustowo i Biała. Warto dodać, że w przyszłości ze Zbójnej trasa rowerowa powiedzie dalej. Będzie to tak zwana Kurpiowska Ścieżka Rowerowa im. Adama Chętnika. Dzięki niej rowerzyści będą mogli jeździć z Mazowsza w Podlaskiem do Kurpi w województwie mazowieckim.

Ważne będzie także połączenie Supraśla z Podsokołdą. Obecnie kierowcy jadący w stronę Krynek lub z tej miejscowości do Supraśla, mijają bardzo wielu rowerzystów. To bardzo duże zagrożenie dla tych drugich. W Polsce kierowcy nie są nauczeni korzystać z dróg razem z rowerzystami. Dochodzi do wielu wypadków z winy kierowców samochodów. Głównym problemem jest brak należytego dystansu przy wymijaniu. Bardzo często zdarza się, że kierowca jednośladu dzieli centymetry od pojazdu. Prowadzący samochody często robią to złośliwie, bo brakuje im rozumu. Inni nie mają umiejętności, bo gdy zdawali egzamin na prawo jazdy, to nie istniało takie zjawisko jak rowerzysta na drodze.

Wszyscy czekają także na ogłoszenie budowy trasy dla rowerów z Hajnówki do Białowieży. Obecnie jezdnia prowadząca pomiędzy dwoma miastami jest bardzo wąska, przez co mijające się samochody robią to bardzo blisko siebie. Jeżeli dodamy do tego jeszcze rowerzystów, to ryzyko wypadku znacząco wzrasta. Na szczęście jest leśna alternatywa dla kierowców jednośladów. Problem polega na tym, że podczas upałów w lasach jest susza, a po deszczu błoto. Wtedy nie da się tamtędy przejechać.

Featured Video Play Icon

Podglądamy Puszczę Białowieską. Dlaczego zwierzęta kochają taplać się w błocie?

Puszcza Białowieska to klejnot przyrody nie tylko w samej Polsce, ale także w skali całej Europy. Znane ze swojej dzikiej i nieskażonej urody to miejsce, w którym natura rządzi się swoimi prawami, a zwierzęta mają wolność do bycia sobą. W tej niezwykłej puszczy można znaleźć wiele gatunków ssaków, takich jak jelenie, żubry, wilki i dziki. Ale to, co ich łączy, to zamiłowanie do spędzania czasu w błocie.

To zjawisko, choć może wydawać się nieco dziwaczne, jest integralną częścią życia dzikich zwierząt w Puszczy Białowieskiej. Dlaczego tak się dzieje? Otóż, błoto pełni kluczową rolę w życiu tych zwierząt i ma wiele praktycznych zastosowań. Przede wszystkim jest źródłem chłodzenia. W gorące dni, kiedy temperatura sięga zenitu, błoto staje się naturalnym klimatyzatorem. Zwierzęta wytaplane w błocie mogą obniżyć temperaturę ciała. To doskonały sposób, by chronić się przed przegrzaniem. Jest to szczególnie istotne dla gatunków takich jak jelenie i żubry które nie posiadają skutecznych mechanizmów termoregulacji.

Spędzanie czasu w błocie jest również formą rozrywki i zabawy dla tych zwierząt. Dla młodych osobników, takich jak żubrzątek, jeleni młodych, szczeniaków czy warchlaków błoto jest miejscem do eksploracji i zabawy. To także doskonały sposób na umocnienie więzi społecznych w grupie. Dla wilków i dzików błotne kąpiele są również sposobem na znakowanie terytorium. Poprzez tarzanie się w błocie, zwierzęta pozostawiają zapach, który informuje inne osobniki o ich obecności i dominacji na danym terenie.

Puszcza Białowieska, jako jedno z ostatnich europejskich ostoi dzikiej przyrody, daje nam unikalną szansę obserwacji tych fascynujących zachowań. To również przypomnienie, że zachowanie dzikich zwierząt jest zgodne z ich naturalnymi instynktami, a my mamy obowiązek chronić i szanować tę niezwykłą przyrodę. Wizyta w Puszczy Białowieskiej to nie tylko okazja do podziwiania piękna lasów, ale także do zrozumienia, że natura zawsze wie, co robi. Błotne przygody dzikich zwierząt w tej puszczy to jedno z wielu tajemniczych i niezwykłych zjawisk, które czynią to miejsce tak fantastycznym.

Featured Video Play Icon

To wydarzenie zmieniło Sokółkę na zawsze. To już 15 lat od cudu.

W codziennej rzeczywistości zdarzają się cuda gospodarcze, medyczne czy przyrodnicze. Sokółka jest jednym z niewielu miejsc na świecie, gdzie doszło do cudu religijnego – i to takiego – który został potwierdzony przez kościół. A warto zaznaczyć, że ta instytucja jest niezwykle konserwatywna co do swoich dogmatów i do wszelkich “cudów” podchodzi niezwykle ostrożnie. Na całym świecie uznano tylko 132 zdarzenia za cuda eucharystyczne! Dlatego Sokółka jest w elitarnym gronie.

Dzięki temu, każdego roku wschodnie, podlaskie miasteczko odwiedza bardzo wiele turystów i pielgrzymów. Nikt o cudzie nie zapomina. Minęło już 15 lat od zdarzenia, a pamięć o nim dalej jest pielęgnowana. Dlatego też niedawno odbyła się ogromna celebracja. Wierni ponownie mogli zobaczyć cudowną hostię, na której nieoczekiwanie pojawiła się tkanka ludzka.

Cud miał miejsce w 12 października 2008 roku. Podczas mszy, gdy udzielano Komunii Świętej w kościele św. Antoniego w Sokółce, jeden z komunikantów upadł na schody do ołtarza. Zgodnie z procedurą kościelną, upuszczoną hostię należy umieścić w naczyniu liturgicznym, zalać wodą i rozpuścić. Zgodnie z liturgią, rozpuszczony komunikant nie jest już Ciałem Chrystusa, w które ksiądz przemienia na mszy świętej komunikanty.

Zalaną wodą hostię przeniesiono do sejfu w kościelnej zakrystii. Po dwóch, okazało się, że hostia nie rozpuściła się, a w jej środku powstała krwista plamka. Wydarzenie zaczęła badać komisja kościelna oraz niezależni profesorowie medycyny, stwierdzając, że czerwonobrunatna plamka to fragment mięśnia ludzkiego w stanie agonalnym. Jeżeli ktoś sceptycznie podchodzi do takiej informacji, to warto poznać stanowisko osoby, która badała ów plamkę. – W tak małej ilości pobranego materiału można było zaobserwować wiele charakterystycznych pod względem morfologicznym wykładników wskazujących na tkankę mięśnia sercowego. Jednym z takich wykładników jest zjawisko segmentacji, tj. uszkodzenie włókien mięśnia sercowego w miejscu wstawek, oraz zjawisko fragmenta-cji. Uszkodzenia te są widoczne jako drobne pęknięcia. – powiedziała dla deon.pl prof. dr hab. Maria Sobaniec-Łotowska, która jest naukowcem Zakładu Patomorfologii Lekarskiej Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. – Innym ważnym dowodem na to, że badany materiał może być mięśniem ludzkiego serca, było głównie centralne ułożenie jąder komórkowych w obserwowanych włóknach, co jest charakterystycznym zjawiskiem dla tego mięśnia. Na przebiegu niektórych włókien znajdowaliśmy również obrazy mogące odpowiadać węzłom skurczu. Natomiast w badaniu mikroskopowo-elektronowym widoczne były zarysy wstawek i pęczki delikatnych miofibryli. – czytamy dalej na deon.pl

Featured Video Play Icon

Czy Kraina Otwartych Okiennic może się nudzić? Tak naprawdę dopiero się rozkręca.

Przez długie lata w Podlaskiem turystyka praktycznie nie istniała, zaś jedyną znaną szerzej atrakcją była Białowieża. Teraz nieco się zmieniło, bo coraz więcej osób chce odwiedzać nasz region i przyjeżdża nie tylko do Białowieży, ale też i do wielu innych zakątków. Jednym z nich jest Kraina Otwartych Okiennic, która dopiero od niedawna zyskuje na masowej popularności.

Jeżeli popatrzymy na nasze województwo w ujęciu turystów z całego świata to można powiedzieć, że Podlaskie cieszy się zainteresowaniem niskim. Natomiast jak ktoś już coś usłyszał to zapewne w kontekście Białowieży i Białowieskiego Parku Narodowego. Drugim takim miejscem, ale daleko w tyle – jest Biebrzański Park Narodowy. Potem już nic. Dlatego wszystkie pozostałe atrakcje naszego regionu zaczynają być dopiero rozpoznawalne w kraju. To pierwszy krok do tego, by wieść o nich rozeszła się także po świecie.

Jedną z takich atrakcji jest Kraina Otwartych Okiennic czyli umownie trzy wsie – Trześcianka, Puchły i Soce. W praktyce tych wsi jest dużo więcej – ciągną się od Wojszek po Narew po obu stronach rzeki. Jeżeli byliście już we wspomnianych wsiach, a chcecie więcej to objedźcie rzekę od południowej strony. Od Plosek po miejscowość Narew. Te bardziej znane miejscowości zostawcie sobie na deser. A jeśli chcielibyście zagłębić historię tego miejsca, to powinniście koniecznie obejrzeć film powyżej.

 

Piękne na Augustów. Będzie można podziwiać centrum z wysokiej wieży widokowej!

Fantastyczna atrakcja powstanie w Augustowie. Będzie można podziwiać otoczenie rzeki Netta z 30-metrowej wieży widokowej, do której poprowadzi kładka. Rzeka Netta przepływa przez samo centrum miasta, gdzie toczy się główne życie turystyczne. 30 metrów to wysokość mniej więcej 10 piętra, zatem zapowiadają się świetne widoki! To jeszcze nie wszystko obok kładki powstanie również tężnia solankowa.

Niestety nie ma jeszcze terminu realizacji. Dopiero jest to projekt, który zostanie w przyszłości zrealizowany. Najpierw miasto musi zdobyć na to pieniądze. Oszacowano, że realizacja kosztować będzie 50 milionów złotych. Warto jednak dodać, że obecnie w Augustowie, w okolicy plaży powstała nowa, długa ścieżka do spacerów. Jeżeli ktoś dawno nie był, to warto tam się wybrać. Sporo miejsc dostępnych do spacerów jest także przy rzece Netta.

Augustów jest miastem o statusie uzdrowiska. Dlatego oprócz zwykłych hoteli, nie brakuje tam również sanatoriów. Dzięki temu miasto jest świetnym miejscem nie tylko dla rodzin, ale także dla emerytów, którzy chcieliby zregenerować siły. W ostatnim czasie bardzo popularne są także rejsy statkiem przez Kanał Augustowski oraz nad Rospudę.

 

Ignatówka, Fot. Mariusz Cieszewski / Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Na granicy Podlaskiego. Dwie atrakcje przy okazji odpoczynku nad jeziorem.

Hańcza jest leżącym w Podlaskiem najgłębszym jeziorem w Polsce. Jego głębokość według rożnych badań wynosi od 105 do 111,5 metrów głębokości. Gdybyśmy mieli tłumaczyć nazwę zbiornika z wymarłego języka jaćwieskiego na Polski, to jezioro nazwalibyśmy – Kaczka. Warto dodać, że akwen jest bardzo czysty ze względu na to, że powstał po rozpuszczonym lodowcu. W 1974 roku wpisano Hańczę na listę Aqua UNESCO, nie tylko ze względu na głębokość, ale także za to, że ma podwodne ściany, utworzone ze zwięzłych osadów polodowcowych.

Każdego roku jezioro przyciąga nurków z całej Polski, wędkarzy łowiących miętusy, sieje, sielawy i inne gatunki. Nad Hańczą są także plaże, agroturystyka, rezerwat przyrody oraz Głazowisko Bachanowo. Czyli wyjątkowa atrakcja. Polana, na której jest mnóstwo kamieni. Jeżeli będziemy odpoczywać w tym otoczeniu, czyli na granicy Podlaskiego i Warmińsko-Mazurskiego, to warto zajrzeć także do sąsiedniego województwa. Tam dosłownie “za płotem” znajdują się Stańczyki i słynne, dawne mosty kolejowe, położone wysoko nad ziemią. Można je zwiedzać zarówno przebywając na nich, jak też patrząc na nie od dołu. To jeszcze nie wszystko. W ostatnim czasie w miejscowości powstała także wysoka wieża widokowa, dzięki której możemy podziwiać okolicę także z innego miejsca.

Podlaskie Bachanowo, czyli miejscowość przy Hańczy dzieli od Stańczyk 15 km. Jeżeli wyruszycie z samego rana, to do wieczora wrócicie. Zwiedzanie w wersji przyśpieszonej może być zaliczone poprzez rowerowanie i jazdę samochodem. Ogólnie warto zwiedzić także Suwalski Park Krajobrazowy, który jest w pobliżu i jest miejscem bez wątpienia przepięknym. Takie miejscowości w pobliżu Bachanowa jak Ignatówka, Kleszczówek, Wodziłki czy Cisowa Góra – mają do zaproponowania turystom bardzo wiele. Szczególnie unikalne widoki. Nie bez powodu to w tamtych okolicach kręcono Pana Tadeusza. Wystarczy popatrzeć na poniższe zdjęcia.

 

 

 

Featured Video Play Icon

Podlaskie miasto samotnych kobiet? Tak przedstawiała je propaganda.

PRL-owska propaganda, oglądana z dzisiejszej perspektywy jest nieco zabawna. W powyższym filmie podlaski Zambrów został przedstawiony jako zatęchła dziura, która została uratowana przez władzę dzięki temu, że ulokowano tam garnizon oraz stworzono zakłady pracy. Przedstawiano to tak, że miasto powstało wokół wojskowego obiektu. Prawda jest zupełnie inna.

Pierwsza wzmianka o Zambrowie pochodzi z 4 maja 1283 roku. Wtedy erygowano tam parafię pw. św. Trójcy. W czasach Pierwszej Rzeczpospolitej miasteczko należało do Księstwa Mazowieckiego, podobnie jak cała okolica. Ostatnie kilkaset lat jest podobne jak w reszcie regionu. Najpierw osiedlanie się przez Żydów, potem zabory (Zambrów przypadł Prusom), następnie przyłączenie do Królestwa Polskiego zależnego od Rosji. Rok 1870 to degradacja ukazem cara z miasta do wsi. W XX wieku miasteczko odzyskało Niepodległość i ponownie nadano mu prawa miejskie. Następnie II wojna światowa i Holocaust.

Wracamy teraz do momentu z filmu propagandowego. Ukazuje on Zambrów po II wojnie światowej, który w 1946 roku liczył 4130 mieszkańców. Zniszczenia wojenne szacowano na ok. 43 proc. Zaczęto odbudowę miasta. Historia filmu to lata 50. W 1954 roku wybudowano tam zakłady przemysłu bawełniarskiego. Na filmie możemy usłyszeć, że nie było chętnych do pracy. Biorąc pod uwagę liczebność miasteczka, trudno się dziwić skoro do pracy szukano 3000 chętnych.

Produkcja WFDiF przedstawiła także Zambrów jako miasto nieprzyjazne kobietom, które przyjechały tam do pracy. Można usłyszeć, że miejscowi woleli świniom dać ziemniaki niż sprzedać im. Dodatkowo pracownice zakładów miały być piętnowane za romanse z żołnierzami. Gdy garnizon został przeniesiony w inne miejsce, kobiety miały pozostać samotne w mieście. Czy tak było naprawdę? Jedno jest pewne – sprowadzając kilka tysięcy kobiet do małego miasteczka wywoła się lokalnie brak równowagi pomiędzy płciami. Więc nie trudno o samotność. Natomiast brak chęci odsprzedaży ziemniaków raczej należy tłumaczyć tym, że bez tych najedzonych świń – miejscowi by sobie mogli nie poradzić, bez zakładów już tak. Widzimy więc klasyczny przykład socjalistycznej głupoty. Ktoś sobie wymyślił, że w spustoszonym mieście zbuduje się wielki zakład i ludzie przyjdą tam pracować. To niestety tak nie działa. Dlatego trzeba cieszyć się, że w dzisiejszych czasach to osoby prywatne na własne ryzyko otwierają przedsięwzięcia w miejscach, gdzie potencjalnie będą one potrzebne.

Kolejne lata Zambrowa także są podobne. Intensywny rozwój przemysłu spowodował znaczny rozwój miasta. Następnie nastąpiła transformacja ustrojowa, która obnażyła ekonomiczną głupotę socjalizmu. Wówczas doszło do totalnej zapaści gospodarczej, a Zambrów dziś jest spokojnym miasteczkiem. Z wielkiego komunistycznego przemysłu, w wolnej Polsce, w warunkach gospodarki bez sterowania centralnego, przetrwało zaledwie kilka firm. Na szczęście do dnia dzisiejszego powstały inne, produkujące okna, wyroby medyczne, asfalt czy tłoczące gaz. Obecnie Zambrów zamieszkiwany jest przez ponad 22 000 mieszkańców i rozwija się we właściwym tempie i kierunku.

Featured Video Play Icon

Oto najpiękniejsze miejsca w Podlaskiem. Nadal warto je odwiedzać.

Nawet, gdy już tam byliście, to warto do nich wracać, bo to najpiękniejsze miejsca w województwie podlaskim. Tym razem możecie obejrzeć je wszystkie w formie jednego filmu. Przypomnijmy, gdzie warto wybrać się także i w tym roku. Najbardziej oczekiwane jest otwarcie Białowieży i Kruszynian, które w powyższej produkcji również występują.

Pierwszym miejscem, które warto zobaczyć, jest Szlak Dębów Królewskich. Olbrzymy rosnące w Puszczy Białowieskiej naprawdę robią wrażenie na każdym, kto stanie obok. Aż trudno uwierzyć, że drzewa potrafią przybierać aż takie rozmiary. Trudno się dziwić, skoro przez kilkaset lat rosną sobie bez przeszkód. Tam człowiek nie odcisnął swego piętna. Po sąsiedzku znajduje się także Rezerwat pokazowy żubrów. Tak jak dęby są królami drzew, tak żubry królami zwierząt – oczywiście tylko na Podlasiu.

Kolejne miejsca to odkrywanie podlaskiej religii, tradycji i zwyczajów. Dlatego prezentowane są Święta Góra Grabarka, Kraina Otwartych Okiennic – której częścią jest cerkiew w Puchłach, a także Kruszyniany, gdzie mamy drewniany meczet, który przypomina drewnianą cerkiew, a to za sprawą czasów jego powstania. Bowiem, gdy budowano świątynie, na Podlasiu wielbiono drewno jako budulec. Dlatego wszystkie budynki z tamtych czasów, które przetrwały do dziś są do siebie architektonicznie nieco podobne.

Kolejne miejsca związane są z przyrodą – wieża widokowa w Białowieży, Europejska Wieś Bociania – Pentowo, a także Tykocin i Narwiański Park Narodowy są miejscami, gdzie będziemy mogli podglądać przede wszystkim ptaki. Wieża jest miejscem, gdzie ujrzymy latające drapieżniki, w Pentowie oczywiście Bociany, a w sąsiednim Tykocinie oprócz bocianów także ptaki, których życie toczy się wokół Narwi. Podobnie w Narwiańskim Parku Narodowym – tam również na rozlewiskach tej rzeki dojrzeć można wiele unikalnych gatunków.

Kolejne miejscówki, to typowo turystyczne miejsca – Augustów, Białystok są w niezbędniku każdego, kto chciałby połączyć zwiedzanie Podlasia z jakąś formą rozrywki. Wigry natomiast są dużo spokojniejsze i są idealnym miejscem dla osób szukających samych siebie. Otoczenie klasztoru i piękne widoki temu sprzyjają.

Featured Video Play Icon

Przyjechali w 1937 roku z USA odwiedzić rodzinne strony. Zabrali kamerę i oto mamy wyjątkowy film.

Filipów to mała gmina wiejska niedaleko Suwałk, mimo to w 1937 roku nagrano tam film dokumentujący rodzinne okolice Hermana Blanda. Był to członek rodziny amerykańskich Żydów, którzy dawniej wyemigrowali do Chicago, a w 1937 roku przyjechali do Polski, aby odwiedzić swoich krewnych. Bland pracował w Hollywood, skąd przywiózł dobrej jakości kamerę, stąd jak na tamte czasy film prezentuje się niesamowicie profesjonalnie. Dla nas te obrazy to cenna informacja o życiu filipowian w międzywojniu.

Film rozpoczyna się od pokazania krewnych, jak widać ludzie są bardzo zadowoleni, mimo że prezentowana jest im nowoczesna technika, to widać, że doskonale odnajdują się w roli. Kamera to coś co budzi zainteresowanie, ale też sprawia, że mieszkańcy mają ochotę na wygłupy (zupełnie jak dzisiaj).

Na blisko 19-minutowym nagraniu widać nie tylko Filipów, ale też jego okolice, cmentarz, synagogę. Możemy też oglądać spacer. Warto dodać, że niektóre ujęcia są… kolorowe! Na jednym z ostatnich widać dom, na którym z dachówek napisano 1912r. Jedno jest pewne, ze wszystkich obrazów bije spokój i sielska atmosfera. W dzisiejszych czasach można im trochę pozazdrościć.

Herman i Lotte Bland wyemigrowali z Polski do USA i zamieszkali w Chicago. Herman urodził się w 1893 roku Filipowie, a Lotte urodziła się w 1896 roku w Suwałkach. W 1937 roku razem ze swoimi dziećmi Leonardem i Haroldem, postanowili odwiedzić rodzinne strony. Przypłynęli z Nowego Jorku do Hawru (Francja). Herman w USA pracował jako operator filmowy. Był też właścicielem teatru. Do Polski zabrał ze sobą kamerę. Jego syn, 20-letni Leonard nakręcił większość materiału.

http://serwer180971.lh.pl/tak-wygladaly-przedwojenne-suwalki-zobacz-film-z-1937-roku/

Featured Video Play Icon

Samotny wilk w Świętej Wodzie! Udało się go nagrać!

To było niesamowite spotkanie człowieka z naturą w twarzą w twarz. I to jeszcze w takim miejscu, gdzie niekoniecznie można było się spodziewać. Wilk pojawił się w Świętej Wodzie nieopodal sanktuarium. Owszem obok jest Puszcza Knyszyńska, ale okolice kościoła są dość intensywnie zabudowane z każdej strony, dlatego wizyta dzikiego zwierzęcia właśnie tam może nieco zaskakiwać. Wilk był zauważony wczoraj (8.04.2022), o godz. 7:32.

Warto podkreślić, że wilków nie należy się bać, bo to one boją się nas. Jak widać zwierzę idąc bacznie obserwowało nagrywającego i nie próbowało nawet podchodzić. Niestety gorzej mają właściciele psów, bo dzikie zwierzęta traktują swoich “krewnych” jako wrogów. Dlatego kontakt jednego i drugiego czworonoga oznaczałby śmierć tego, który towarzyszy człowiekowi w życiu codziennym, dlatego ważne jest, by swoje domowe zwierzęta trzymać na smyczy, zaś w lasach i okolicach ich nie spuszczać. Tak samo niedobrym pomysłem jest trzymanie zwierząt w budach przed domem. Jeżeli mieszkamy blisko dzikich zwierząt, to nasz czworonóg będzie zagrożony.

Ogólnie spotkaniu wilka towarzyszy wiele emocji. Ważne jest, by w takim momencie nie straszyć go, nie przeganiać, po prostu wystarczy spokojnie stać i obserwować. Najważniejszym zmysłem tego dzikiego zwierzęcia jest węch. On doskonale nas czuje z bardzo daleka. Jednak wiejący wiatr (tak jak w tym przypadku) może sprawić, że wilk zostanie zauważony, bo nie zorientuje się że większe drapieżniki od niego są w pobliżu.

Film został zarejestrowany przez Pana Mirosława Kuźmickiego, który wilka w Świętej Wodzie obserwował razem z kolegą. Za przesłanie filmu, serdecznie Panu dziękujemy.

 

fot. Fczarnowski - Praca własna / Wikipedia

To jedyny taki kościół na Podlasiu. Budowano go na raty.

Przemierzając Podlasie, w wielu miejscowościach – z Białymstokiem włącznie, możemy napotkać neogotyckie świątynie. Charakterystyczne dwie wieże i czerwona cegła to ich znak rozpoznawczy. Tymczasem w Kuleszach Kościelnych, w powiecie wysokomazowieckim znajduje się neogotycka świątynia, która jest w jasnym kolorze. Wszystko to za sprawą dodatkowej elewacji. Dość interesujące połączenie. To kościół Parafialny pw. Św. Bartłomieja Apostoła.

Miejsce spotkań wiernych zostało wybudowane na raty. Najpierw rozpoczęto budowę w 1911 roku i prace trwały do 1915. Wówczas trwała już I wojna światowa. Kolejny etap budowy ruszył dopiero, gdy Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku i trwała do 1926 roku. Świątynia została wybudowana w stylu neogotyckim. Kościół jest murowany, tynkowany, trójnawowy z transeptem, z dwuwieżową fasadą i trójbocznie zamkniętym prezbiterium. Zabytkiem jest od 1987 roku. W ciągu kilkunastu ostatnich lat, w świątyni wykonano bardzo wiele remontów.

Kościół Parafialny pw. Św. Bartłomieja Apostoła jest jednym z najważniejszych zabytków Ziemi Wysokomazowieckiej. Jest to cenne miejsce dla lokalnej społeczności nie tylko ze względu na obrzędy religijne, ale także dlatego że odbywają się tam koncerty organowe, występy zespół artystycznych czy dożynki parafialne.

fot. Phil Richards / Flickr / Dworzec PKP Hajnówka

Dobre zmiany dla podróżnych. Niestety potrwają krótko.

Dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy lubią kolejowe wycieczki po regionie albo też mieszkają w Hajnówce i Bielsku Podlaskim, ale dosyć często jeżdżą do Białegostoku. Od 11 kwietnia zmienia się kolejowy rozkład jazdy i to na lepsze. Będzie można pobyć w stolicy województwa dłużej, bo odjazdy z Białegostoku do Hajnówki i Bielska Podlaskiego będą odbywać się o późniejszych godzinach niż dotychczas. Ze stolicy województwa do Hajnówki wieczorny pociąg odjeżdża obecnie o 19:30. Od 11 kwietnia do 3 maja odjeżdżać będzie o 20.10. Żałować tylko można że to zmiana tymczasowa.

W 2000 roku z powodu biedy, kolejowe połączenia w Polsce masowo były likwidowane – także i w naszym regionie. Od kilku lat siatka połączeń jest sukcesywnie rozbudowywana. Warto jednak zwrócić uwagę, że żeby zachęcić pasażera do powrotu po takiej długiej przerwie, musi być on święcie przekonany, że rozkład jazdy nie będzie zmieniany na gorsze. A to w latach ubiegłych było standardem.

Na przykład dany pociąg odjeżdżał o 16.40. Każdy, kto kończył pracę o 16, miał 40 minut by dotrzeć na pociąg powrotny do swojej miejscowości. W pewnym momencie następowała “korekta rozkładu” i pociąg odjeżdżał o 16.15. Wtedy wiele osób zostawało bez środka lokomocji, więc zainwestowało w samochody. Na kolei natomiast połączenie wygaszano jako takie, na które nie ma zainteresowania ze strony pasażerów. Dlatego teraz, gdy jest jakaś korekta, to nie może być ona na gorsze, bo kolej będzie tracić pasażerów prawdopodobnie na zawsze. Dlatego tak ważne jest, by rozkład był zawsze stały, a ewentualne korekty na lepsze, a nie gorsze. Każdy wie, że więcej czasu na załatwienie spraw w Białymstoku i możliwość powrotu o 20.10 zamiast 19.30 jest zmianą na lepsze. Dlatego szkoda, że na tak krótko.

Wracając do innych zmian w rozkładzie, to jeszcze lepszą zmianę otrzymali mieszkańcy Bielska Podlaskiego. Wieczorny pociąg relacji Bielsk Podlaski – Czeremcha będzie odjeżdżał o godz. 21:30, a nie jak obecnie o 20:35. Poranne pociągi Polregio z Szepietowa do Białegostoku będą odjeżdżały ze stacji początkowej 5 minut wcześniej, tj. o godz. 5:00 i 6:01. Przyjazd do stacji Białystok bez zmian.

Kilka minut później będą odjeżdżały cztery autobusy zastępczej komunikacji:
– z Białegostoku do Szepietowa odjazd o 14:59, zamiast o godz. 14:50;
– z Białegostoku do Łap odjazd o godz. 16:15, zamiast o godz. 16:10;
– z Szepietowa odjazd o 16:36, zamiast o godz. 16:30;
– z Łap odjazd o 17:10, zamiast o godz. 17:05.

Maria Kolendo na pierwszym planie po lewej. Fot. Archiwum Państwowe, ze zbiorów M. Kolendo

Maria Kolendo to wybitna białostocka nauczycielka. Pod jej okiem zdawano matury nawet za okupacji!

Maria Kolendo z domu Wodzyńska, to jedna z najbardziej zasłużonych w dziejach białostockiej oświaty. Ta niezwykła nauczycielka, dokumentalistka, publicystka pozostawiła po sobie tak wiele materiałów, że do dziś służą one do badań naukowych nad historią naszego regionu. Jej wkład w w rozwój oświaty naszego miasta jest również gigantyczny. Podczas okupacji niemieckiej prowadziła tajne nauczanie. Nawet pod jej okiem zdawano wówczas matury!

Długa droga do Białegostoku

Białystok był kolejnym przystankiem w życiu Marii Kolendo. To tu mieszkała najdłużej. Fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku, ze zbiorów Marii Kolendo

Kobieta urodziła się 25 stycznia 1894r. w Warszawie. W wieku 22 lat podjęła po raz pierwszy pracę jako nauczycielka. Było to w Szkole Ludowej we wsi Dmochy-Glinki. Następnym przystankiem w jej karierze była Ostrów Mazowiecka, gdzie również uczyła w szkole podstawowej, a później jeszcze gimnazjum. Kolejne lata to aktywne dokształcanie się, rozwijanie i uczenie innych. W Małkini była nauczycielką od 1921 do 1925 roku. Później nastał czas na Białystok, gdzie Maria Kolendo objęła posadę nauczyciela języka polskiego, historii. Była także kierowniczką biblioteki.

W Wilnie zawarła związek małżeński z Władysławem Kolendo, który w Białymstoku był znaną postacią. Podczas zaborów organizował tajne nauczanie, zaś podczas wojny bolszewickiej należał do Obywatelskiego Komitetu Obrony Narodowej. W latach 1931 – 1936 małżeństwo pracowało na kresach – w Brześciu i Pińsku. 1 października 1936 roku objęła posadę nauczyciela w białostockim gimnazjum, a później także stanowisko dyrektorki.

Białystok najbardziej odczuł II wojnę światową, gdy do miasta wkroczyli najpierw Niemcy, a potem Sowieci. Dokładnie 15 września 1939 roku hitlerowskie flagi zawisły w grodzie nad Białą. Dwa dni później na terenie Pałacu Branickich oficjalnie przekazano miasto drugiemu okupantowi, a następnie wspólnie wybrano się do Hotelu Ritz, by zjeść uroczysty obiad. Dla Marii Kolendo i całego środowiska nauczycielskiego było już jasne, że przeorganizowany zostanie system nauczania w mieście. Tak też się stało – najpierw obowiązywać zaczął model sowiecki, a po zerwaniu paktu agresorów, od połowy 1941 roku – system niemiecki. Znaczna część nauczycieli straciła pracę, w tym Maria Kolendo.

Zesłanie do obozu

Dom przy ul. Mazowieckiej 7. Tu podczas okupacji niemieckiej odbywały się matury. Fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku, ze zbiorów Marii Kolendo

Będąc pracownikiem urzędu paszportowego zaczęła prywatnie udzielać tajnych lekcji. Później oddolna inicjatywa jej i jej kolegów przerodziła się w podziemny system. W 1943 roku w maju obyły się matury! Miejscem egzaminu był prywatny dom stojący przy ul. Mazowieckiej 7. W 1944 roku ponownie do miasta wkroczyli Sowieci. Trudno powiedzieć czy nauczycielka traktowała ich wówczas jako wyzwolicieli czy też okupanta. Niemniej jednak zgłosiła się do kuratorium, by wrócić na stanowisko nauczyciela. Od września tak też się stało. Kobieta uczyła historii w trzech szkołach. W grudniu 1944 roku została aresztowana i wywieziona do ZSRR. Domniemanym powodem mogła być jej “wywrotowa” przeszłość, czyli organizacja tajnych matur. Komisja, której wówczas przewodziła podlegała znienawidzonej przez Sowietów Armii Krajowej. Przez 9 miesięcy Kolendo przebywała w obozie w Stalinogorsku. Następnie wróciła, została przywrócona do zawodu, a nawet została dyrektorką.

Ostatnią szkołą, gdzie kobieta pracowała było Technikum Mechaniczne, gdzie jako emerytka odeszła w sierpniu 1962 roku. To, co po sobie pozostawiła to przede wszystkim bardzo obszerne materiały dydaktyczne. Ponadto pieczołowicie, w publikacjach naukowych opisywała tajne nauczanie w całym regionie. Skrupulatnie spisywała nie tylko fakty, ale też wspomnienia. Gromadziła zdjęcia, dokumenty, listy.

Featured Video Play Icon

Czy dęby mają magiczne właściwości? Wystarczy je objąć.

W ostatnim czasie podlaski Dąb Dunin został europejskim drzewem roku. Zwykle tego typu sprawy spłyca się do informacji, że był oto konkurs i zwycięzca otrzymał najwyższą liczbę głosów. Pomijając już, że wartość tej nagrody nie jest zbyt wysoka i ogranicza się do krótkiej promocji w mediach, to chcielibyśmy zwrócić uwagę na coś ważniejszego. Od setek lat ludzie wierzą w magiczne właściwości dębu. Jest to święte drzewo Słowian.

Według niektórych, drzewa powinny być traktowane jak istoty żywe. I oczywiście z biologicznego punktu widzenia tak jest, ale nauka ma na myśli wegetację. Nam chodzi o coś głębszego. Czy drzewa czują? Autor powyższego filmu uważa, że tak samo jak ludzie boją się śmierci, tak one boją się ścinki. Jaka jest prawda, nie wiemy i rozpatrywać nie chcemy, ale jest taka książka “Sekretne życie drzew”, która udowadnia, że drzewa to nie tylko rośliny, ale właśnie istotny i to nie takie, które żyją same dla siebie, ale razem z innymi drzewami tworzą całe społeczeństwa. Wystarczy, że są połączone korzeniami.

Wracając do dębu, nie bez przyczyny mówi się o kimś “Silny jak dąb”. Ów nie tylko sam jest silny, ale przekazuje siłę dalej. Wystarczy go objąć. Autor powyższego filmu przekazuje, że są to także wrota do przeszłości i przyszłości, bo dęby żyją bardzo długo. Jeżeli mierzycie się z jakimś problemem, nie znacie rozwiązania, to idźcie do lasu i obejmijcie dąb. Po chwili skupienia drzewo natchnie Was na to jak uporać się z tym, co nie daje Wam normalnie żyć.

http://serwer180971.lh.pl/puszczanskie-olbrzymy-te-deby-sa-wielkie-jak-wiezowce-rosna-u-nas/

Featured Video Play Icon

Czermchowa Tryba – imponujące bagno, które można bezpiecznie odwiedzić.

Uwielbianie miejsce przez grzybiarzy, rowerzystów i spacerowiczów. Wiele osób tamtędy chodziło, a być może nie zna jego nazwy. Czermchowa Tryba to wspaniałe i dzikie miejsce w Puszczy Knyszyńskiej.

15-kilometrowa trasa biegnąca przez Puszczę Knyszyńską z miejscowości Czarna Białostocka do Supraśla jest oblegana przez zwiedzających przez cały rok. Często odbywają się na niej również jakieś zawody sportowe. Każdy, kto tam trafi może liczyć na bardzo ładne widoki, świeże powietrze i dzikość natury. Trasę można zacząć albo w Czarnej Białostockiej albo w Supraślu. Jeżeli chcielibyście by była to podróż w jedną stronę (15 kilometrów pieszo to nie jest mało) to polecamy dojechać do Czarnej Białostockiej pociągiem, a z Supraśla wrócić autobusową linią 500. Można oczywiście odwrotnie tylko pociągów jest mniej jak autobusów, więc jeżeli nie lubicie forsować tempa, to skłaniajcie się ku opcji numer 1.

O samych walorach Czarnej Białostockiej i Supraśla pisać nie będziemy, bo są one powszechnie znane, ale skupimy się na trasie. Można iść różnymi wariantami – najbezpieczniej główną drogą przez Jałówkę, Zacisze i Budzisk. Dla odważnych jest trasa przez Sadowy Stok po linii dawnej kolejki wąskotorowej (która za jakiś czas wróci). Ten drugi wariant jest o tyle trudniejszy, że będziemy szli przez bardziej dzikie tereny, więc mogą nas czekać po drodze różne niespodzianki na przykład w postaci zawalonych gałęzi.

Czermchowa Tryba to charakterystyczne bagno leżące niedaleko Rezerwatu Budzisk, bliżej Czarnej Białostockiej. Trudno będzie je pominąć. Wygląda imponująco o każdej porze roku.

Featured Video Play Icon

Różnorodne i przepiękne podlaskie świątynie. Tu odkryjesz swoją duchową stronę.

Kościoły, cerkwie, meczety i synagogi – takie duchowe obiekty można napotkać na Podlasiu. Jesteśmy wyjątkowym regionem, gdzie przeplatają się ze sobą różne kultury, a także powiązanie z nimi religie. Zwiedzający mogą oglądać przepiękne i różnorodne świątynie, poznając ich historię i historię województwa podlaskiego, a przy okazji odkrywając swoją duchową stronę.

Ludzie w swoim życiu bardzo często szukają pewnych wskazówek, które pomogą im odpowiedzieć na pytanie kim są. Poszukiwanie tożsamości, jakie towarzyszy człowiekowi przez całe życie często jest zakłócane przez codzienność. Trudno jest bowiem odnaleźć samego siebie stojąc w korku, jadąc autobusem, wykonując obowiązki w pracy. Również nie łatwo jest, gdy przychodzi dzień wolny, a my odsypiamy go lub zwyczajnie spędzamy czas przed telewizorem czy komputerem.

Nic tak nie przybliża człowieka samego do siebie jak podróż. Stąd popularność pielgrzymek i turystyki. Idealnym miejscem na duchowe doznania jest Podlasie. Nie tylko dlatego, że w naszym regionie czas płynie powoli i wszystko jest spokojniejsze, ale dlatego że nasza historia przepleciona jest różnymi kulturami, które przyniosły ze sobą również religie. Dlatego wędrując po kolejnych podlaskich miasteczkach możemy natrafiać na kolorowe cerkwie, stare kościoły, meczety i synagogi. Czy będąc katolikiem można coś odnaleźć w świątyniach innych religii? Oczywiście! Przekroczenie progu cerkwi nie oznacza przecież, że staniemy się prawosławni, a po wejściu do meczetu nie zostaniemy muzułmanami. Tak samo odwrotnie – wstęp do kościoła nie jest zabroniony dla ludzi innych wyznań. Warto tam wejść, obejrzeć, porównać.

Ogólnie warto chłonąć obce kultury i poszerzać horyzonty. Poznając historię z konkretnych miejsc, rozmawiając z lokalsami, możemy się nie tylko zainspirować, ale też poznać swoją tożsamość, by finalnie odpowiedzieć na pytanie kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.

Featured Video Play Icon

Magiczne Podlasie, Suwalszczyzna i bezkresne bagna Biebrzy. Czas na zwiedzanie!

Wróciła wiosna, a to znak że czas wyciągać rowery (jeżeli ktoś nie jeździł zimą). Nareszcie można planować długie wycieczki jednośladem. Jako, że jesteśmy krytykami szlaku Green Velo, tak tym razem będziemy namawiać by chociaż koło niego się kręcić. Bo tak jak sama infrastruktura tego projektu nie jest zadawalająca, tak też sama trasa owszem. Gdy powstawało Green Velo, podlaskie środowisko rowerowe było przekonane, że będzie to biegnąca przez cały region ścieżka dla jednośladów. W praktyce okazało się, że w głównej mierze wyznaczono po prostu trasę po istniejących szlakach, postawiono znaczki, kilka budek ze śmietnikami i tyle. Zdecydowanie rozczarowujące.

Jednak trasa biegnie przez tereny, które warto odwiedzić – Suwalszczyzna, Biebrzański Park Narodowy, Białystok, Puszcza Białowieska i rdzeń Podlasia czyli tereny Bugu. Wystarczy obejrzeć powyższy film, by zobaczyć ile pięknych widoków nas czeka. Oczywiście nie trzeba trzymać się wszystkich punktów Green Velo, ale jazda przez Wigry czy Augustów, a następnie dzikimi terenami do Goniądza to wręcz obowiązek. Potem można odskoczyć na Łomżę lub z Tykocina dostać się do Białegostoku. Szlak proponuje jazdę główną drogą rowerową wzdłuż ekspresowej ósemki. Można jednak spróbować przedrzeć się przez Waniewo do Śliwna, mimo że kładka w tej pierwszej wsi jest zdemolowana, a wójt od lat tylko zapowiada remont. Mimo to istnieje prawdopodobnie jakieś nieformalne dojście do pierwszej platformy, którą przetransportujemy się już na odremontowaną część. Tu jednak gwarancji nie damy, dlatego jeżeli plan się nie powiedzie, to warto jechać przez Łapy i Suraż.

Kolejne punkty z Green Velo to Białystok i Supraśl. Szkoda by było je omijać, bo warto zobaczyć i stolicę województwa i tez lokalne uzdrowisko położone w Puszczy Knyszyńskiej. Dalej trasa biegnie przez Cieliczankę i Kołodno do Michałowa, by ostatecznie dojechać nad Siemianówkę. My jednak proponujemy zmianę trasy, tak by z Supraśla jechać prostą leśną drogą na Krasny Las do  Grabówki, a następnie przez Henrykowo, Rafałówkę i Zabłudów ruszyć nową trasą rowerową do Krainy Otwartych Okiennic. Zobaczenie Trześcianki, Soc i Puchłów to konieczność. Takich domów i cerkwi jak tam nie ma nigdzie w Polsce!

Następnie ruszymy z Ryboł przez Wojszki do Plosek, by leśnymi i wiejskimi drogami bezpiecznie dojechać aż do Orli i Dubicz Cerkiewnych z powrotem na szlak Green Velo. Potem jedziemy już po trasie aż do Mielnika, gdzie będzie przeprawa promem po rzece i kolejne województwo. Przejechanie całej drogi od Suwałk do Mielnika nad Bugiem zajmie sporo czasu, bo to wyprawa na cały tydzień. Nie zapomnijcie zarezerwować noclegów!

Featured Video Play Icon

Tropiciele z Podlasia. Wyjątkowy film ukazujący dzikość naszego regionu.

Jakoś tak się utarło powiedzenie, by rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Gdyby jednak zasugerować takie rozwiązanie mieszkańcom Podlasia, to by popukali palcem w czoło. U nas jest taki sam spokój i taka sama dzicz jak tam. Nawet Białystok to duże miasto, w którym napotkać można sarny, łosie czy dzikie kaczki. Co więc musi być poza obszarem? Im dalej od głównego miasta województwa podlaskiego tym bardziej dziko. Wystarczy pojechać do Biebrzańskiego Parku Narodowego, by się o tym przekonać.

Film dokumentalny “Dzika Polska Tropiciele z Podlasia” właśnie tą dzikość naszego regionu pokazuje. Robi to oczami tych, którzy tej dzikości w ogóle poszukują i opowiadają o niej z własnymi odczuciami. Dlatego warto zobaczyć powyższy film. Dowiedzieć się z niego możemy między innymi o zwyczajach łosi, wilków czy dzików.

Najbardziej dzikie miejsca w Podlaskiem znajdują się we wspomnianym Biebrzańskim Parku Narodowym, ale nie tylko. Puszcza Białowieska, Knyszyńska i Augustowska są na tyle obszerne, że i tam w głębi nie widać śladu ingerencji człowieka. Czysta natura. Podobnie w okolicach Łomży, Siemiatycz i Wysokiego Mazowieckiego znajdują się rozległe tereny, gdzie możemy podziwiać dorzecza Narwi i Bugu, a tam sporo miejsca, gdzie człowiek nic nie dotykał.

Oto nowy zabytek. To był najdłuższy most w państwie niemieckim, teraz góruje nad rzeką Narew.

Z rana wspominaliśmy o nim w artykule, a popołudniu okazało się że właśnie stał się zabytkiem! Mowa o żelaznym moście w Ploskach, który łączy Białystok z Bielskiem Podlaskim i umożliwia przejechanie nad rzeką Narew. Niewiele osób wie, że to XIX-wieczna konstrukcja, która przywędrowała do nas aż z Bydgoszczy. W latach 1952-1953, zastąpiła ona drewniany most. Wcześniej była częścią najdłuższej przeprawy w państwie niemieckim. Obecny most na rzece Narew składa się z dwóch stalowych przęseł z tzw. mostu fordońskiego, który zbudowano w latach 1891-1893 na rzece Wiśle.

Jego projektantem był inż. Georg Christoph Mehrtens. Most składał się z 18 przęseł, tworząc w ówczesnym czasie najdłuższą przeprawę w państwie niemieckim, a od 1920 roku także w Polsce. W 1949 roku, po zawaleniu piątego przęsła, zadecydowano o częściowym zastąpieniu mostu nasypem poprowadzonym przez tereny zalewowe. W wyniku czego pięć przęseł zostało przetransportowanych do Kolejowych Warsztatów Konstrukcji Stalowych w Białymstoku – Starosielach. Dwa przęsła z tzw. mostu fordońskiego zostały przeniesione w obecne miejsce, między miejscowościami Ryboły i Ploski.

Dlaczego most został zabytkiem? – Odegrał znaczącą rolę w rozwoju XIX–wiecznej historii inżynierii lądowej na terenie dzisiejszej Polski. Most związany jest z postacią Georga Christopha Mehrtensa, wybitnego inżyniera oraz naukowca. Projekt mostu był jednym z największych jego dzieł. Wartości naukowe obiektu przejawiają się w samej konstrukcji mostu oraz materiałach użytych do wykonania przęseł oraz sposobie ich wykonania.- tłumaczy Małgorzata Dajnowicz – Podlaska Konserwator Zabytków. Konstrukcja ma również walory artystyczne.

fot. Podlaski Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Białymstoku
Featured Video Play Icon

Ploski to fantastyczne miejsce do zwiedzania. Rozlewiska, Narew, kolorowa cerkiew, rowerowy raj.

Wczesną wiosną tematem numer jeden są piękne rozlewiska, które już niedługo zaczną znikać, wsiąkając w grunt, nawadniając okoliczną roślinność. Dlatego też póki jeszcze jest co oglądać, warto objechać różne miejsca na Podlasiu, by podglądać naturę. Bo takie rozlewiska to nie tylko akweny wodne, których normalnie nie ma, to też możliwość podglądania przeróżnych ptaków, które przylatując na wiosnę robią sobie przystanki w takich miejscach. Dlatego bierzemy lornetki, aparaty, nieprzemakalne buty i w drogę!

Tym razem chcemy Wam pokazać Ploski nad rzeką Narew. Drogi pomiędzy Białymstokiem i Bielskiem Podlaskim są tam połączone mostem, który po II wojnie światowej przywędrował do nas prosto z Bydgoszczy. W latach 1952-1953, zastąpił on drewniany most. Wcześniej był częścią najdłuższej przeprawy w państwie niemieckim. Obecny most na rzece Narew składa się z dwóch stalowych przęseł z tzw. mostu fordońskiego, który zbudowano w latach 1891-1893 na rzece Wiśle.

Sama wieś Ploski to także interesujące miejsce do zwiedzania. Znajduje się tam Cerkiew Przemienienia Na Górze Tabor, która to jest drewniana i jest arcyciekawym obiektem, bo zmieniła kolor… Może to wydawać się trywialne, ale w cerkwi kolor świątyni ma znaczenie. Dawniej była po prostu cała brązowa. Oznaczało to, że świątynie zawierzono męczennikowi. Kolor niebieski, który pojawił się w ostatnich latach oznacza powierzenie Michałowi Archaniołowi bądź Matce Boskiej.

Ploski to także miejsce, gdzie znajdują się ośrodki wypoczynkowe. Jeżeli chcecie tam wybrać się rowerem, to także jest dobry pomysł. Z Białegostoku możecie do Plosek dojechać przez Juchnowiec lub nową drogą przez Stanisławowo. W samych Ploskach zaraz za mostem jest skręt w leśną drogę, która zamienia się potem w spokojną wiejską drogę. Możecie dojechać tamtędy aż do Orli, Dubicz Cerkiewnych i Kleszczel przy praktycznie zerowym ruchu samochodowym.

Czerwone Bagno w Biebrzańskim Parku Narodowym po remoncie. To bardzo popularne miejsce.

Choć ma tylko 700 metrów długości i łączy się z innym, dłuższym szlakiem, to jest bardzo popularna. Mowa tu o kładce na szlaku Czerwone Bagno. Po poprzednim sezonie trzeba było ją wyremontować. Tak też się stało i turyści odwiedzający Biebrzański Park Narodowy mogą podziwiać piękne, przyrodnicze tereny ponownie.

A jest naprawdę na co popatrzeć. Czerwone Bagno to serce Biebrzańskiego Parku Narodowego. Bardzo ściśle chronione miejsce, natura w czystej postaci. Najbardziej urzeka cisza i spokój tego miejsca. Mimo popularności tej miejscówki, turyści nie mogą jej odwiedzać masowo. Ruch jest reglamentowany aby nie zakłócać przyrody. Sama kładka na 700 metrach ma dwie platformy z ławeczkami. Jest połączona z dłuższym szlakiem pieszym, który ma długość 7 km.

Biebrza i jej okolice to bardzo rozległy i dziki teren. Bardzo popularne są takie miejscowości jak Osowiec-Twierdza (gdzie można dojechać pociągiem), a także Goniądz, Dolistowo z długą szutrową drogą prowadzącą przy brzegu rzeki do Jagłowa. Nawet jest jedna ze śluz Kanału Augustowskiego, którą to można regulować ilość wody na biebrzańskich łąkach. Przypomnijmy, że wstęp do Biebrzańskiego Parku Narodowego jest płatny. Bilet wstępu można kupić w jego siedzibie lub przez internet na stronie BPN.

fot. Facebook - European Tree of the Year

Dąb Dunin został Europejskim Drzewem Roku. Podlasie może być dumne!

Europejskie Drzewo Roku 2022 to konkurs, który od 11 lat organizuje 6 fundacji z Bułgarii, Czech, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji. Działają one wspólnie na rzecz ochrony środowiska naturalnego oraz wspierania lokalnych społeczności i społeczeństwa.

W ostatnim konkursie, który rozstrzygnął się wczoraj (22.03.2022) zwycięzcą został Dąb Dunin, wielkie drzewo rosnące na Podlasiu. Konkurował z 15 innymi ciekawymi drzewami z Europy. Każde z drzew to nie tylko unikalny wygląd, ale też niezwykła historia i część dziedzictwa lokalnej społeczności. W głosowaniu wzięło 769 000 internautów. Przy takiej liczbie o zwycięstwo nie było łatwo. Na szczęście 179 000 głosów poszło na podlaską roślinę.

Nasz Dąb Dunin ma 400 lat i rośnie w gminie Narew we wsi Przybudki. Jest to skraj Puszczy Białowieskiej. Drzewo od lat odwiedza setki turystów. Przypomnijmy, że by móc startować w konkursie europejskim, najpierw Dunin zwyciężył w Polsce z innymi konkurentami.

Zwycięzcy i mieszkańcom Przybudek serdecznie gratulujemy i życzymy kolejnych 400 lat i kolejnych konkursów, które nie tylko przyciągną turystów, ale też innych wydarzeń, które będą upowszechniać ochronę środowiska naturalnego.

 

Dworce PKS i PKP zostały rozłączone. Rozbierają kładkę.

Do dworca PKS nie dojdziemy już kładką z dworca PKP. Zaczęła się jej rozbiórka. Dotychczas łączyła oba obiekty. Póki co jeszcze stoi druga kładka – ta od strony ul. Św. Rocha. Później wszystko się zmieni, bo będą podziemne tunele. Jeden buduje PKP, drugi miasto Białystok. Będzie to dosyć duże ułatwienie. Nie oszukujmy się, nie o samo wchodzenie po schodach chodzi. Ciężkie walizki, wózki, rowery – to wszystko trzeba było wciągać na górę, a potem znosić. Alternatywnie okrążać teren wiaduktem Dąbrowskiego. Żadnego przejścia dołem dotychczas nie było.

Przypomnijmy, że to nie koniec zmian. Ostatecznie perony będą też zadaszone. Nareszcie piękny, zabytkowy dworzec kolejowy będzie także bardziej użyteczny. Warto też dodać, że zadaszenie nie będzie odstawać od reszty, a nawiązywać do reszty budynku.

Podróżni nie tylko będą mieli w przyszłości lepszy komfort w czekaniu na pociąg. Trasa do Warszawy cały czas jest modernizowana. Na odcinku Czyżew – Białystok zaplanowano budowę 14 bezpiecznych przejść pod torami. Oznacza to, że w tym miejscu pociągi będą mogły rozwijać jeszcze większe prędkości niż dotychczas. A trzeba powiedzieć jasno, jeżeli pamiętacie ostatnie dekady na kolei, gdy się zwijała, to teraz w porównaniu z tamtymi czasami prędkości już są całkiem przyzwoite.

Nie możemy się doczekać aż to wszystko zacznie funkcjonować!

Featured Video Play Icon

Nowa atrakcja w regionie. Można tu spacerować rozmyślając o Rzeczypospolitej Szlacheckiej.

Zabłudów liczący 2,5 tys. mieszkańców jest miasteczkiem, w którym w ostatnich latach niewiele się zmieniło. Ot przebudowa jednej z bocznych ulic (przy okazji remontu wylotu na Hajnówkę). Po kilku latach stagnacji nareszcie można się tam czymś pochwalić. Rewitalizacja Parku Zamkowego jest już ukończona. Na mapie Podlasia pojawiło się nowe miejsce do przyjemnych spacerów. Wcześniej nie wyglądało to zbyt dobrze, by w ogóle tamtędy chodzić.

Chociaż nazywa się to miejsce Parkiem Zamkowym, to żadnego budynku tego typu tam nie niestety już nie ma. W dzisiejszych czasach powinniśmy go nazywać w zasadzie Parkiem Pałacowym, bo to co kiedyś nazywano zamkiem, w rzeczywistości było okazałą barokową rezydencją książąt Radziwiłłów. Pierwotnie było to miejsce leżące w Puszczy Błudowskiej niedaleko gościńca, który prowadził z Gródka do Jałówki. Obecna rzeka Rudnia płynąca nieopodal nazywana była natomiast Meletyną (lub Meleciną). Dziś wszystko to znajduje się granicach miasta Zabłudów.

W II połowie XVI wieku siedziba dworska składała się z renesansowego ogrodu o funkcjach użytkowo-ozdobnych, o którym w zasadzie niewiele wiadomo, bo późniejsze przeróbki sprawiły, że zatarły się ślady jego pierwotnego wyglądu. Można więcej powiedzieć o wieku XVII. Wtedy miejscem tym administrował Swinarski na rzecz Bogusława Radziwiłła. Wówczas stał tam pałac z gankiem, rzeźbionymi balustradami, usytuowany był on na wzniesieniu górującym nad doliną rzeki. W pobliżu znajdował się sad, ogród i zwierzyniec. Do tego był dziedziniec otoczony stajniami, stodołami i innymi budynkami gospodarczymi. Na terenie kompleksu stał także dworek urzędniczy i duży staw. W kolejnych stuleciach majątek przechodził najpierw z rąk do rąk rodziny Radziwiłłów, później jednak w efekcie rozwodu trafił do byłej już żony Dominika Radziwiłła. Później natomiast miało miejsce Powstanie Listopadowe, w którym to rodzina ex-małżonki brała udział, za co została ukarana przez zaborcę konfiskatą majątku. Pod koniec XIX wieku dobra odkupił Szwed, Aleksander Kruzensztern.

Pałac został rozebrany, pozostałości przeobrażono w park, a budynki wzniesiono w innym miejscu. Było więcej dróg do spacerowania, więcej drzew, znajdowała się też oranżeria i pawilon gościnny. Nie brakowało również ogrodu warzywnego.

II wojna światowa sprawiła, że Zabłudów w połowie został zniszczony, także i budynki pałacowe. Sam Park zaś został zdewastowany. Po wojnie ogromny teren został podzielony na mniejsze. Część została przeznaczona pod budowę szkoły i terenów sportowych. Reszta była zwykłym parkiem. Na ruinach dawnych zabudowań dworskich zbudowano kilka domów mieszkalnych.

Czy znacie te podlaskie miasteczka? Jedno ma granice jakby było puzzlem.

Województwo Podlaskie jest jednym z szesnastu w Polsce i składa się z 14 powiatów i trzech miast na prawach powiatu – czyli gmin, w których prezydent jest jednocześnie starostą. To Białystok, Łomża i Suwałki. Dlatego powiat suwalski to nie to samo co Suwałki, powiat łomżyński to nie Łomża, a białostocki nie jest Białymstokiem. Te wszystkie informacje są w miarę znane większości, ale gdyby tak zapytać o podlaskie gminy, to tutaj znajomość raczej ograniczałaby się do własnej i sąsiednich.

Tymczasem nasze województwo składa się aż ze 118 gmin. Być może niektórzy nie wiedzą o ich istnieniu. Szczególnie że 78 z nich to gminy wiejskie, a oznacza to, że w ich obrębie znajdują się tylko wsie. Mamy też 27 gmin miejsko-wiejskich, czyli takich gdzie są wsie, ale też jest jakieś miasto. Co ciekawe, mimo 14 powiatów mamy tylko 10 gmin miejskich. W powiecie bielskim są aż dwie takie gminy – Bielsk Podlaski i Brańsk. Natomiast Sokółka i Mońki są gminami miejsko-wiejskimi. Białystok, Łomża i Suwałki są miastami na prawach powiatu, więc nie są ani gminą miejską, ani miejsko-wiejską, ani wiejska.

Im gmina jest aktywniejsza, tym więcej osób o niej wie. A co z tymi, o których przeważnie słyszeli tylko jej mieszkańcy i sąsiedzi? Warto również i o nich coś napisać. A to dlatego, że czasem znajdują się w nich interesujące miejsca do odwiedzenia. Tam gdzie potencjalnie “nic nie ma”, również może się skrywać coś ciekawego. I właśnie w ten sposób chcielibyśmy Wam przedstawić niektóre podlaskie miasta, które nie są tak znane jak stolice powiatów.

Czy to miasto w Niemczech?

fot. UM Lipsk

Gdy wpiszemy w Google: Lipsk, to mapy pokażą nam miasto w Niemczech. Jest ono popularniejsze od naszego za sprawą drużyny piłkarskiej RB Lipsk. My mamy natomiast Biebrzę Lipsk. W naszym podlaskim miasteczku, położonym nieopodal Augustowa znajduje się okazała neogotycka, katolicka świątynia, która przypomina białostocką katedrę. Jednak najbardziej znana dla ludzi z okolic jest wielka pisanka, która nawiązuje do regionalnej tradycji tworzenia przepięknych malowideł na jajkach wielkanocnych.

Kwadratowy park

fot. PanSG / Wikipedia

Szczuczyn to miasto położone nieopodal Grajewa. Jeżeli tam kiedykolwiek traficie, to zapewne znajdziecie się w głównym punkcie miasta czyli kwadratowym parku pośrodku miejskiej zabudowy. Jedno jest pewne – bardzo tam spokojnie. Mimo interesującej historii miasta, dziś pozostało kilka zabytków. Z czego ten najstarszy z 1690 roku nie wygląda zbyt ciekawie. To po prostu budynek murowany przy wspomnianym wyżej parku na Placu Tysiąclecia. Numer budynku to 1. Na szczęście miasto ma też inne ładniejsze zabytki. Pod względem atrakcji lepiej prezentuje się to co jest poza miastem. Szczególnie pagórkowate tereny, gdzie możemy podziwiać piękne widoki.

Taka stacja to skarb!

fot. Przykuta / Wikipedia

Kolejne miasteczko, którego możecie zbytnio nie kojarzyć to Kleszczele w powiecie hajnowskim. Tam znajduje się przepiękna, drewniana, niestety nieczynna stacja kolejowa z 1900 roku. W miasteczku jest także biała cerkiew z niebieskim dachem, a także kościół katolicki. Na oba budynki warto oko zawiesić. Położenie Kleszczel jest dosyć dobre – bo leżą one na skraju Puszczy Knyszyńskiej. Niedaleko jest także do granicy województw Podlaskiego z Mazowieckiem i Lubelskiem. A po drodze same piękne, górzyste tereny.

Idealne dla wędkarzy

Stawiski / fot. Sylwester Górski / Wikipedia

Powiat kolneński ma w swoich zasobach oprócz Kolna oczywiście także Stawiski. Główną atrakcją miasta jest ichniejszy zalew, po którego środku prowadzi pomost. Idealne miejsce dla wędkarzy, a także wszystkich tych, którzy chcą odpocząć w ciszy i spokoju. Można także latem plażować.

Tam gotował Robert Makłowicz

Fani Wiedźmina doskonale znają Novigrad, a tymczasem my w Podlaskiem mamy Nowogród. Najciekawszym miejscem, które naprawdę warto tam zobaczyć jest skansen kurpiowski. Na miejscu możecie zobaczyć 34 różne obiekty – dawne chałupy, spichlerze, kuźnia, młyn wodny, wiatrak czy nawet dworek. W ostatnim czasie jeden z odcinków w naszym województwie nagrywał tam Robert Makłowicz. W mieście znajduje się także wielki schron bojowy.

Miasto puzzel

Dąbrowa Białostocka położona niedaleko Sokółki to miejsce, które możemy odwiedzić razem ze wspomnianym Lipskiem. Oba miasta są sąsiadami. Pierwsze, na co zwróciliśmy uwagę, to ciekawe granice miasta. Wyglądają jak puzzel! Główną atrakcją miasta jest stary wiatrak oraz piękny neoromański kościół i drewniana, prawosławna kapliczka na cmentarzu.

Mamy nadzieję, że wszystkie miejsca uda Wam się odwiedzić.

Przeprawa promowa w Biebrzańskim Parku Narodowym znowu otwarta!

Przeprawa promowa znajdująca się na ścieżce edukacyjnej “Suszalewo – Nowy Lipsk” to dosyć nowa atrakcja, która jakiś czas  temu musiała zostać zamknięta. Na szczęście wszystko wraca do normy i znów można z niej korzystać.

Pływające platformy do przepraw znamy przede wszystkim z Waniewa i Śliwna (Narwiański Park Narodowy). Tymczasem w Biebrzańskim Parku Narodowym też jest taka platforma i znajduje się na ścieżce edukacyjnej z Suszalewa do Nowego Lipska. Powstała w 2019 roku. Niestety ostatnie lata były suche i poziom wody był zbyt niski, by platforma mogła się przemieszczać z jednego brzegu na drugi. Ostatniej zimy mieliśmy i śniegi i obfite deszcze. Zaprocentowało to wysokimi stanami rzek na wiosnę i rozlewiskami. Przyroda dostała szansę by się odrodzić.

Oprócz przeprawy na ścieżce edukacyjnej Biebrzańskiego Parku Narodowego znajduje się też całą infrastruktura. Wieże widokowe, platformy widokowe, kładki i czatownia do podglądania ptaków. Dlatego też warto jest się wybrać w to miejsce przy najbliższej okazji. Można tam bardzo miło spędzić czas. Pływający pomost powstał w ramach projektu LIFE “Ochrona siedlisk mokradłowych Górnej Biebrzy”. Wyróżniono go m.in. w konkursie na Najlepszy Produkt Turystyczny Województwa Podlaskiego (Augustów 2019) oraz jako Turystyczny Produkt Roku podczas Kongresu Turystyki Polsko-Czeskiej (Świdnica 2021). Jest to jedyna tego typu przeprawa w Biebrzańskim Parku Narodowym do przemieszczania się z jednego na drugi brzeg rzeki.

W ostatnim czasie płonęły domy na osiedlu domków obok ul. Kopernika. Rozbudowuje się tam wielkie osiedle bloków.

Truskolaski wreszcie się zabrał do roboty. Eldorado deweloperów skończy się?

Po długiej serii zajmowania się sprawami politycznymi, Tadeusz Truskolaski ze swoją świtą wreszcie zabrali się do roboty. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie to w połowie 2023 roku skończy się eldorado deweloperów. To gdzie będą mogli budować, a gdzie nie – ma być uporządkowane.

Urzędnicza biurokracja

Zacznijmy od wyjaśnienia urzędniczej biurokracji. Do 2018 roku było tak, że jeżeli deweloper chciał wybudować blok w dowolnym miejscu w Białymstoku, to kupował sobie działkę. Jeżeli znajdowały się na niej jakieś stare domy, to wybuchały “tajemnicze” pożary, a blok powstawał niedługo po tym. Wynikało to z faktu, że Białystok ma dla różnych obszarów miasta plany zagospodarowania przestrzennego. Jeżeli w planie jest wpisana “zabudowa mieszkaniowa”, to deweloper miał żółte światło. Jak chciał budować składa wnioski do urzędu o wydanie warunków zabudowy. Wtedy albo dostawał te wytyczne (zgodne z planem zagospodarowania) albo dostawał odmowę. Gdy składał odwołania, to wygraną miał w banku.

Problem ten istniał w wielu miastach i cały czas był sposób na jego rozwiązanie. Nazywał się Studium zagospodarowania i kierunków uwarunkowań przestrzennych. To taki naddokument, który stał wyżej niż plan zagospodarowania przestrzennego. Problem w tym, że temat deweloperów i tajemniczych pożarów istniały od lat, a urzędnicy udawali że nic się nie dzieje. Mimo, że domy były ordynarnie podpalane, a potem jak gdyby nigdy nic powstawały tam bloki.

Przed wyborami

W Białymstoku obowiązywało studium z 1998 roku. Dopiero za problem wszędobylskiego budownictwa zabrano się przed ostatnimi wyborami. Wówczas Truskolaski był w stanie wojny z radą miejską, w której większość miał PiS. Urzędnicy prezydenta przygotowali nowe studium, zaś radni PiS dołożyli swoich poprawek, które sprzyjały jednemu z deweloperów. Tadeusz Truskolaski jako wykonawca uchwał rady miasta poprawek dokonał, ale poczekał z wysłaniem dokumentu do zatwierdzenia radnym aż do wyborów. Gdy te się odbyły, to okazało się że jest nowa większość w radzie, składająca się z radnych sprzyjających prezydentowi (Koalicja Obywatelska). Nowi radni stare poprawki wyrzucili. Opozycyjny już PiS postanowił wszcząć wojnę o to przy pomocy swojego wojewody, który może unieważniać uchwały samorządów jeżeli w jego opinii są niezgodne z prawem. Tak też się stało. Od czerwca 2019 roku do grudnia 2019 roku sprawa była w sądzie. Ostatecznie Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił decyzję wojewody. Nowe studium weszło w życie.

Między czasie w życie weszła także ustawa zwana “Lex Deweloper”, która miała przyśpieszyć budowę bloków pod rządowy program “Mieszkanie plus”. Jako, że w hierarchii polskiego prawa obowiązuje nadrzędność prawa krajowego nad lokalnym, to oznaczało, że uchwały rady miasta musiały zostać dostosowane do nowej ustawy “Lex Deweloper”. W praktyce oznaczało to, że studium znów jest do poprawki. Bo ustawa zakłada, że deweloper może budować o ile jego plany nie są sprzeczne ze studium. Dlatego plany zagospodarowania przestrzennego można sobie… sami wiecie co. W lipcu 2021 roku weszła jeszcze spec ustawa, która jeszcze bardziej ułatwia budowę bloków.

Za rok wybory samorządowe. Wiadome jest, że to, co wyprawiali deweloperzy za wszystkich kadencji Truskolaskiego (i jego poprzednika) stałoby się głównym motywem kampanii wyborczej ewentualnych przeciwników politycznych obecnego włodarza. Jeżeli obecny prezydent myśli o czwartej reelekcji lub planuje namaścić któregoś z zastępców (czyt. Rafała Rudnickiego), to właśnie teraz jest moment na załatwienie problemu z deweloperami wpychającymi się z blokami wszędzie gdzie się da.

Szykują awantury na wybory

I tak czytamy w Kurierze Porannym, że w połowie 2023 roku radni będą debatować czy przyjąć nowe studium zagospodarowania i kierunków przestrzennych. Akurat przed samymi wyborami. Będzie to swoista debata na zasadzie “kto z deweloperami, a kto przeciwko”. Sprytne prawda?

W roku wyborczym będziemy też mieli sprawę Krywlan. Do tego czasu dalej nie będą tam latać większe samoloty. Pod koniec października 2022 roku miasto będzie miało badania, które zadecydują o tym czy na wyciętym lesie można będzie budować cmentarz. Dopiero wtedy odpowiednie zapisy będą mogły trafić do studium. Do tego samego czasu ma być przygotowana także inwentaryzacja 117 hektarów lasu pod wycinkę.

Wygląda na to, że Tadeusz Truskolaski na rok wyborczy szykuje prawdziwy festiwal kłótni: o deweloperów, o wycinkę lasu, a także o budowę cmentarza przy Krywlanach. Coś nam się wydaje, że to jeszcze nie koniec.

Featured Video Play Icon

Przyjechali na Podlasie załatwiać sprawy. Tak się zachwycili, że nagrali wyjątkowy film.

Filmy, w których możemy oglądać sielską i spokojną atmosferę Podlasia warto oglądać zawsze. Tym razem obejrzymy jak blogerzy EndlessTravel przyjechali prywatnie na Podlasie, ale tak się zachwycili, że postanowili uwiecznić to co ich spotkało. A jest na co popatrzeć. Krówki, żubry, bociany, kwiaty, piękna pogoda i interesujące ujęcia z drona – to atuty tej mini-produkcji.

Europejska Wieś Bociania w Penowo (koło Tykocina) to być może dla osób z Podlasia nie jest specjalna atrakcja, ale wierzcie nam, w innych rejonach Polski bocianów specjalnie nie ma. Dlatego ktoś, kto do nas przyjeżdża z innego zakątka może się tą miejscowością zachwycić. Podobnie jak bocianów, nie ma też prawie w żadnym innym regionie żubrów. Dlatego rezerwat pokazowy pod Białowieżą przyciąga tłumy.

Film pokazuje Narwiański i Biebrzański Park Narodowy. Warto obejrzeć go z perspektywy tej produkcji, bo mamy tam unikalne zdjęcia z drona. Mimo powszechności tego typu urządzeń, to ich używanie jest ogólnie zakazane w Parkach Narodowych. Dlatego na stworzenie tam ujęć lotniczych trzeba mieć specjalną zgodę. Nie będziemy wnikać w to w kontekście tego filmu, dlatego też zachęcamy do pooglądania sobie.

Cieszyć się należy że takie filmy cały czas powstają. Wiele osób zanim gdzieś wyjedzie, ogląda w internecie jak dane miejsce wygląda. Umówmy się – zdjęcie może sporo przekłamać i podkoloryzować. Film też, ale tylko wtedy gdy zrobi go prawdziwy fachowiec. Pół-amatorskie produkcje mają to do siebie, że są bardziej autentyczne.